Temat: Re: Poradnik: Jak zrozumieć Ślizgona? Nie 01 Cze 2014, 23:04
Sobota. Godzina 19. Miejsce? Nad jeziorem. Tak jak wcześniej ustaliła listownie z pewnym to panem, tak dziś Wandzia szykowała się na tajemnicze spotkanie. Nie mówiła nic o pseudo randce swoim koleżankom. Dorianowi również nic o tym nie wspomniała. Bała się okropnie jego reakcji na tą wiadomość, co mogłoby ho tylko zezłościć. Co gorsza nie chciała wywoływać żadnych niepotrzebnych scesji, więc przemilczała co trzeba. Wieczór był ciepły; błękitne niebo niezmącone żadną chmurką, lekkie promienie słońca już, już chowały się za horyzontem, a nasza dzielna Krukonka przemierzała dziarsko błonia, omijając co większe grupki uczniów, które korzystały z wolnego dnia. Z niektórymi się witała, innym machała, a jeszcze innych lekceważyła. Tak to bywało w każdej szkole, że miało się swoją paczkę przyjaciół, z którymi się trzymało – miało się wrogów, których na każdym kroku starało się olać i byli Ci neutralni. Raz się ich przywitało, a raz nie. Teraz jednak ubrana w kwiecistą spódnicę przed kolana, która idealnie podkreślała jej zgrabna talię i zwykłą ciemną bluzeczkę ładnie komponującą się z czerwienią róż na materiale wijącym się wokół jej ud. Włosy puściła luźno, nie chcąc myśleć nad żadną misterną fryzurą – wolała wyglądać dziewczęco i naturalnie. Gdy doszła już na miejsce zatrzymała się na chwilę by spojrzeć na taflę jeziora i westchnęła cicho. Dochodziła już odpowiednia godzina, a jej towarzysza nie było. Miała jeszcze czas, więc zeszła trochę niżej i kucnęła, tak by spojrzeć na swoje blade odbicie w wodzie. Zmarszczyła brwi i zastanawiając się nad czymś wyciągnęła dłoń, którą zanurzyła w akwenie. Była ciepła i tak przejrzysta, że bez problemu Wandzia widziała swoją łapkę. Nie wiedziała jak się zachować przy Gilgameshu, nie wiedziała również co sądzić o ich ostatniej rozmowie podczas imprezy po przegranym meczu. Miała ogromny mętlik w głowie, a informacje o burzliwym życiu pałkarza w wyborze jej nie pomagały.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Poradnik: Jak zrozumieć Ślizgona? Nie 01 Cze 2014, 23:25
Gilgamesh budząc się rano, miał o dziwo zaplanowane już swoje wejście na dzisiejszą prawie randkę. W końcu miał świadomość, że Wanda zamierza się na niego wydzierać, albo ochrzanić go w jakiś bardziej brutalny sposób, za jego miłość do piękna kobiecego ciała. Dlatego też uznał że nie ma co się powstrzymywać i trzeba przygotować sobie początek spotkania tak, aby spojrzała na niego przychylnym okiem. Tego dnia, spędził przed lustrem tyle czasu, że nawet kobiety mogły być zaskoczone tym, że to w ogóle możliwe. Wręcz pół dnia przed nim siedział, tylko po to by ostatecznie zdecydować się na ciemną koszulę, do której dołożył luźno zawieszony krawat. Oczywiście nie zapomniał o sygnecie rodowym - praktycznie go nie zdejmował, bo był to ważny element jego bytu, tak samo jak nie zrezygnował ze złotego zegarka, który w pewien sposób świadczył o jego bogactwie. Po namyśle dołożył do tego zestawu kapelusz, który miał za zadanie dodać mu urody, której przecież zdecydowanie mu nie brakowało. Tym razem się nie spóźnił, jak to miał w zwyczaju, nie przychodził też z pustymi rękami. Ludzie dziwnie na niego patrzyli - w końcu to nie było w jego stylu paradować po błoniach z kwiatami. Zapewne wielu z nich, wyobrażało sobie już jak seksowna musi być kobieta, którą dzisiaj zaliczy. W końcu...jego reputacja nie pozwoliła sądzić inaczej, niż że gdy widuje się Gilgamesha z kwiatami, to chodzi o seks. Tym razem jednak nie - aż samego go zaskakiwało, jak bardzo się poświęcał. Będzie to musiał sobie odbić. Kiedy zbliżył się do jeziora, zauważył że Wanda już tam jest. Na szczęście się nie spóźnił. Swoją drogą...spotkanie nad jeziorem skojarzyło mu się z inną Krukonką. Chociaż nie obchodziło go to zbyt bardzo. Z jakiegoś powodu panna Whisper, działała na niego w niewytłumaczony sposób. Przypominało to stan upojenia alkoholowego. Eh, kobiety, kto by jest zrozumiał. Podszedł cicho, tak aby nie zorientowała się że już jest i powiedział cicho: -Jak wysokie są drzewa, jakże jasne gwiazdy i jakże jesteś piękna, o Wando Whisper. Nie miał bladego pojęcia, skąd mu to przyszło do głowy, ale było całkiem niezłe, dlatego też poprzestał na tym. Gdy Wanda się odwróciła w jego stronę, wręczył jej bukiet tulipanów, który przytargał tutaj ze sobą. No bo w końcu czemu nie? Kobiety lubiły kwiaty, komplementy i upominki, a on do biednych nie należał, więc mógł sobie pozwolić.
Whisperówna była tak zaaferowana obserwowaniem swojej dłoni błądzącej pod wodą, że nie zauważyła kiedy to jej wybranek się zbliżał. Gdy usłyszała jego głos tuż nad swoim uchem zapowietrzyła się i zamrugała zaskoczona, odwracając powoli twarz w jego kierunku, by po chwili wstać i przestąpić z nóżki na nóżkę. Zlustrowała go zaraz od stóp do głów i stwierdzając w duchu, że chłopak wyglądał naprawdę nieźle wykrzywiła wargi w lekko pobłażliwym grymasie. Jak widać Gil się postarał. To odzienie, zabawny kapelusz miał pewnie dodawać mu nieco elegancji, jednak w jej oczach Ślizgon wyglądał tak samo. Nie zwróciła uwagi na jego drogocenne dodatki - w końcu nie chodziło jej wcale o pieniądze. Widząc kwiaty w ramionach młodzieńca przekrzywiła głowę na bok, zupełnie jakby nie wierzyła własnym oczom, że tego taniego romantyka stać na taki gest. - Cześć. Dziękuję za kwiaty, są naprawdę... Piękne. - Powiedziała, gdy bukiet wylądował w jej dłoniach. Nie omieszkała musnąć ręką jeden z płatków tulipana, rozkoszując się ich widokiem. Jeżeli chodziło o takie drobne gesty, dziewczynę naprawdę je cieszyły. Tym samym mimo wszystko Gil zapunktował u Krukonki, jednak nie do końca. Tekst o jej urodzie zbyła niczym natrętną muchę i spojrzała na swojego towarzysza czekając na chwilę spokoju, kiedy to i jej serce się uspokoi. Niestety, pojawienie się Grossa wywołało u niej dziwny dreszcz emocji, a i pikawka zaczęła szybciej pracować, co się dziewoi nie spodobało. Nie chciała by Książę tak na nią działał. Wolała traktować go przyjaźnie, ale z dystansem. - Miło, że jednak przyszedłeś. Nie byłam pewna, czy mnie nie wystawisz, ale jak widać czasami można na Ciebie liczyć. - Powiedziała nieco kąśliwie, tylko dlatego, że chciała sprawdzić reakcję Gilgamesha na jej zaczepkę. Nie chciała być złośliwa, ale pragnęła pokazać mu, że nie jest kolejną szarą gąską, której może zamydlić oczy słodkimi słówkami i prezencikami - o nie. Wanda była inna. Miała swoje zasady, których przestrzegała, i których nie zamierzała łamać. Sprawa z Grossem była jednak nieco skomplikowana i innej natury i sama Whisper miała problem ze sklasyfikowaniem jej... By nie stać jak kołek w miejscu, i by jej umysł nie pożarły nęcące myśli o Paniczu ze Slytherina ta ruszyła wzdłuż brzegu, ciągnąc chłopaka za rękaw koszuli, by i ten poszedł za nią. - Chciałabym zapytać... Dlaczego zachowujesz się tak dziwnie w stosunku do mnie? W co Ty grasz? - Spytała ostrożnie dobierając słowa. Wiedziała, że Gil nie grał zbyt czysto, że lubił wykorzystywać dziewczyny tylko do swoich niecnych celów, a i ona nie chciała stać się jego kolejną ofiarą. Wolała powiedzieć co jej leży na sercu - wolała szczerą rozmowę. Zastanawiała się jednak czy i Panicz podejmie tą grę.
Rany rany. Ledwo zdążyła podziękować, a już te pomówienia, już te oskarżenia. Jakże śmiałby się nie stawić? Tylko czasami można na niego liczyć? No proszę, ktoś tu jednak miał coś w sobie z rasowego Ślizgona. Co ona robiła w Ravenclawie, skoro jednak potrafiła się zachowywać? Znacznie ciekawiej by było, gdyby znalazła się w Slytherinie - wówczas już dawno zwiedziłaby jego dormitorium. -Ah, ah, tyle gorzkich słów. Nie spodziewałem się takich oskarżeń z Twojej strony, kochana ma-odparł z lekkim uśmieszkiem. Ledwo zdążył wypowiedzieć te słowa, a ona już zaczęła go gdzieś ciągnąć. No nie, zwykle jak ktoś go targał za rękawy, to potem wpychał go do schowka na miotły i rozpoczynał striptiz przed nim. Jak tak w ogóle można, wykorzystywać jego rękawy do ciągnięcia w innych okolicznościach? Niesamowite i oburzające. Jednakże tym razem jej wybaczy, bo miał coś jeszcze do załatwienia w związku z jej osobą. Jednakże nie zamierzał być zbyt długo ciągnięty. Delikatnie wyswobodził swój biedny rękaw z jej chwytu, po czym instynktownie złapał ją za rękę. W końcu czemu by nie? Mógł sobie raczej na to pozwolić - nie sądził by panna Whisper miała coś przeciwko. Słysząc jej pytanie, westchnął z rezygnacją. No proszę, ciężko było ją do czegoś przekonać. -Meh. Tłumaczyłem Ci to już, o najdroższa. Po prostu żywię do Ciebie, do tej pory obce mi uczucia. To właśnie potwierdza ich prawdziwość. Mimo to, z jakiegoś powodu, odrzucasz je bez przerwy czym mnie zwyczajnie ranisz.-odparł uważnie dobierając słowa tak, by nie brzmiało to zbyt melodramatycznie. Zamierzał podjąć szczerą rozmowę. W końcu były dwie prawdy - prawda Gila i prawda ogółu, więc niezależnie od tego co by rzekł, nigdy nie kłamie, po prostu korzysta z innej prawdy. Jednakże uznał że to nie wystarczy i powinien powiedzieć coś jeszcze. Nie miał pomysłu, więc postanowił powiedzieć...cokolwiek. -Po prostu cieszy mnie Twoja obecność. I doskonale wiem czego chcę, chciałem i będę chciał. Ciebie. W jakimkolwiek znaczeniu.-mruknął. Może być, z miliona rzeczy które mógł powiedzieć, ta nie była taka najgorsza.
No nic, dziewczyna tak szybko jak złapała Gila za rękaw, tak szybko go puściła, nie dając mu nawet szansy na to, by chłopak splótł ich dłonie razem. Kierowała się dalej wzdłuż jeziora, wbijając wzrok w czubek swoich pantofelków i słuchała tylko wypowiedzi swojego rozmówcy, który znowu grał swoją rolę. Dziewczyna nie za bardzo wiedziała czy ma wierzyć Ślizgonowi, czy też nie, dlatego na razie wolała milczeć i nie komentować jego słów, bo a nuż mogłaby powiedzieć coś nieprzyjemnego. Whisperówna była wybuchową osóbką, która tak naprawdę miała swoje zasady i kierowała się nimi ponad wszystko. Jasne, była tez krnąbrna, wpadała często w tarapaty jednak zazwyczaj podejmowała decyzje trafne i słuszne w stu procentach. Więc Gil niech nie liczy na striptiz w schowku na miotły i niech na razie nie zrzędzi, bo będzie jeszcze gorzej. Spotkała się z nim tutaj bo chciała wyjaśnić parę spraw. Zamierzała mu wygarnąć wszystko co leży jej na sercu, bo chce mieć jasną sytuację… I chce wiedzieć co naprawdę od niej chce Gilgamesh. - Dziwisz się, że Cię odrzucam? – Spytała głucho podnosząc wzrok na jego przystojną twarz, którą przez chwilę lustrowała i wykrzywiła usta w kwaśnym uśmiechu, który miał pokazać jak bardzo nie na rękę jest jej to spotkanie. Westchnęła cicho, starając się nie wybuchnąć gniewem gdy usłyszała pierdoły dobywające się z ust młodzieńca i tylko na znak bezsilności machnęła dłonią. - Nie rozumiem Ciebie i Twojego głupiego zachowania. Wiem jaki jesteś w stosunku do połowy dziewcząt z Hogwartu i wiem także, co Cię z nimi łączyło. Nie chcę być kolejną dziewczyną, którą zaliczysz i odrzucisz w kąt. To wszystko co mówisz, jest naprawdę miłe i staram się w to uwierzyć, ale coś mi mówi, że chcesz mi tylko zamydlić oczy, Gilgamesh. – Powiedziała z frustracją i odgarnęła kosmyki z czoła, by te nie wpadały jej do oczu. Na jej twarzy pojawił się pewien wyraz zacięcia – usta dziewczyny tworzyły teraz cienką linię, a ręce drżały mimowolnie z nerwów. Rozmowa będzie trudna, mogą zacząć rzucać mięsem, mogą się bić, ale Wandzia chce poznać prawdę. Zmrużyła piwne oczy i spojrzała na rozmówcę, badając jego reakcję. Była ciekawa co odpowie, jak się zachowa. By trochę go ułaskawić, wsunęła rękę pod jego ramię i uniosła lekko kąciki ust ku górze. - Nie miej mi tego za złe. Doceniam Twoje starania, ale pamiętaj, że nie jestem pierwszą lepszą dziewczyną. Nie jestem zabawką. – Zakończyła i zamilkła by przetrawić to co właśnie mu powiedziała i uśmiechnęła się zaraz do siebie, zadowolona z tego, że jednak zdobyła się na taki gest.
Wanda może nie była tego świadoma, ale w tym momencie, zdecydowanie stąpała po cienkim lodzie. Gdy zadała mu tak brutalne pytanie, godzące w jego przekonanie o własnej wartości, nie mógł się powstrzymać od zimnego spojrzenia. Przez chwilę się zastanawiał, co w tej dziewczynie jest takiego wybitnego, żeby jej nie zabił, choć miał taką ochotę. Zrobił dla niej wystarczająco dużo, żeby brzydzić się zarówno swoim zachowaniem, jak i sobą. -Czy się dziwię, hm?-mruknął do siebie. Nie miało to większego znaczenia. Nawet gdyby tego nie powiedział, nic by się nie zmieniło, ponieważ nie to co wypuszczał na zewnątrz, było najważniejsze. Najważniejsza tutaj, była wewnętrzna walka, którą ze sobą toczył. Sam już nie był świadom, z jakiego powodu podjął to wyzwanie, ale był pewien że to coś ważnego. To jedyne co pamiętał - że powinien to zrobić, za wszelką cenę. Teraz niestety naszły go wątpliwości. Jaki mógł mieć w tym cel, to pozostanie już zagadką, ale czy warto się aż tak poświęcać? Gdyby ktokolwiek inny go tak obrażał, odrzucając jego dobroduszność, zapewne teraz błagałby o litość, zgięty wpół bólem. Przy jej następnej wypowiedzi milczał. Był prawie pewien, że Wanda ma jeszcze coś do dodania, a nie zamierzał sobie przerywać. Miał ochotę wygłosić monolog. Miał ochotę kogoś zabić. I z jakiegoś dziwnego powodu, odczuwał satysfakcję ze względu na to, że jest tu teraz, z Wandą Whisper, która tak paskudnie go obrażała. -A więc wiesz. Wiesz o mnie wszystko-odparł beznamiętnie i spojrzał jej prosto w oczy. Z jego oczodołów atakował nieopisany chłód, który nakazywał uciekać. Spojrzenie, przy którym nawet Ślizgoni, mogliby czuć się mniej pewni siebie, a Gryfoni uciekaliby w popłochu. -Chcę Ci zamydlić oczy, powiadasz. Skoro wiesz o mnie tak wiele, to powiedz mi, czy kiedykolwiek podejmował drugą próbę? Otóż nie. Nigdy wcześniej nie zamierzałem się o nikogo starać, to wszystko bazowało na moim uroku osobistym, którego nawet Ty mi nie odmówisz.-urwał na chwilę i poprawił krawat. Zbliżył się do niej na tyle, by mogła czuć lekkie drżenie jego ciała, które mogło wskazywać zarówno na podniecenie, strach, jak i najbliższą mu emocję - gniew. -Jeśli faktycznie wierzysz każdej najmniejszej plotce, która kiedykolwiek wyszła na mój temat i twierdzisz że znasz motywy moich działań, to chyba się pomyliłem co do Ciebie. Nie jesteś kobietą za którą Cie uważałem. Jeśli naprawdę, nie jesteś w stanie sama ocenić, czy to co mówię jest prawdą, to nic co bym powiedział nie ma najmniejszego sensu. Gilgamesh jednak był geniuszem. Mimo że faktycznie się zirytował, to przygotował się i na taką ewentualność. Miał plan awaryjny, którego nie powstydziłby się największy myśliciel świata. Plan, który miał dosłownie zwalać z nóg. -Zdaję sobie sprawę, że nie jesteś pierwszą lepszą i nigdy w życiu nie wyobrażałbym sobie nawet, żeby traktować Cie jak zabawkę. Jednakże wiem, że Ty nie zamierzasz mi uwierzyć. W takim razie, wszystko co zaplanowałem, nie ma najmniejszego sensu.-zrobił dramatyczną pauzę, po czym przybrał smutny wyraz twarzy, tak jakby miał ochotę się załamać, odsunął się i wyciągnął coś z kieszeni. -Obejrzyj i wyrzuć, bo już się raczej nie przyda.-powiedział i wetknął jej w dłoń pudełeczko, otwierając je. Oczom Wandy mógł się ukazać...pierścionek, z błyszczącym diamentem. Prawdopodobnie zaręczynowy. -...już raczej się nie przyda...-powtórzył cicho i odsunął się jeszcze kawałek, patrząc na nią ze smutnym wyrazem twarzy. Scena była odegrana wręcz perfekcyjnie i był z siebie dumny, jednakże w żaden sposób tego nie okazywał. Szkoda że nie potrafił przywołać samotnej łzy, płynącej po policzku, na zawołanie. To by mu ułatwiło sprawę. Westchnął ciężko, spojrzał na Wandę tak jakby ją widział ostatni raz i zrobił powolny krok w tył. I jeszcze jeden. Zupełnie jakby miał zamiar się ewakuować, ale coś go powstrzymywało. To akurat była prawda - powstrzymywała go chęć, zobaczenia jej reakcji.
Tak jak się spodziewała Gilgamesh będzie starał się odwrócić kota ogonem. Przekręci jej słowa by zabrzmiały tak, że to ona jest wszystkiemu winna. Dziewczyna bez najmniejszego problemu wytrzymała spojrzenie Grossa i zaraz tylko odwróciła wzrok, by móc spojrzeć na jezioro, które na moment pozwoliło jej myślom odpłynąć na nieznane tereny. Milczała przez cały czas, kiedy chłopak wyrzucał z siebie potok słów, które teoretycznie miały dać jej do myślenia. I faktycznie dały. Czy naprawdę aż tak źle oceniała Gila? Faktycznie, słyszała wiele plotek na jego temat, z czego większość była jednak prawdziwa, bo pochodziła od zaufanych osób, w tym jej serdecznych przyjaciółek. I właśnie takich sygnałów na razie wolała nie ignorować, a je przemyśleć. W pewnym momencie po prostu wtrąciła mu się, nie mogąc wytrzymać jego gadania. - Dobrze, ale zrozum także i moją sytuację i moją postawę. – Uniosła dłoń, by ten dał jej łaskawie dokończyć, zanim opuści ją poczucie gniewu, które tylko nakręcało ją do dalszych działań. - Wiem, że to co powiedziałam może być krzywdzące dla Ciebie, ale proszę, zauważ, że niestety połowa tych informacji jest prawdziwa. I doskonale o tym wiesz. Mamy być przecież szczerzy względem siebie, prawda? – Spytała z nieco okrutnym jak na nią uśmiechem i zmrużyła oczy mierząc go spojrzeniem, które mogło mówić wiele, ale mogło też nie mówić mu nic. Iskierki tańczące w jej włosach tylko przeskakiwały z kosmyka na kosmyk, by w końcu dostać się do jej piwnych tęczówek. Sama dziewczyna źle czuła się z tym, że tak potraktowała Ślizgona, ale wiedziała, że musiała tak uczynić, by pokazać mężczyźnie, że nie jest głupia, i że wie co się wokół niej dzieje. Nie chciała być wyśmiewana za plecami, tylko dlatego, że jej przyszły chłopak bawi się z nową Krukonką, czy Gryfonką z czwartego roku. To by było strasznie nie fair, dlatego też Wanda wolała się przygotować przynajmniej mentalnie. Gdy ten wcisnął jej pudełeczko do rąk, ta tylko uniosła zdziwiona brew ku górze i utkwiła nieodgadniony wzrok na jego twarzy i gdy ten się oddalał zmarszczyła nosek niezadowolona z tego faktu. Zaraz jednak spojrzała na przedmiot w jej dłoni i zamarła. Poczuła lekkie drżenie kończyn – praktycznie nogi się pod nią ugięły. Zagryzła dolną wargę niemal do krwi i pokręciła głową nie wiedząc za bardzo co powiedzieć, bo po prostu ją zatkało. Z cichym trzaskiem zamknęła ozdobne pudełeczko i zacisnęła je mierząc chłopaka wzrokiem. Widząc, że ten chce się oddalić złapała go za przedramię, by nie odchodził, by jej nie zostawiał. Teraz potrzebowała jego obecności, by móc wszystkie te informacje przetrawić. Wypuściła powietrze z płuc i znowu pokręciła łepetynką wprawiając w ruch długie włosy, które na moment zakryły jej twarz. - Nie wiem co powiedzieć, Gilgamesh. Nie mogę tego przyjąć. Na pewno nie teraz. Boję się. Boję się Ciebie i Twoich decyzji, bo sama nie wiem co o tym myśleć. – Uniosła wzrok by ogarnąć spojrzeniem jego twarz. Dłonią dotknęła lekko jego policzka, jakby zastanawiając się czy też nie poczynić kroku na przód, ale zaraz jednak zabrała rękę, by ten nie pomyślał sobie, że chce coś zrobić, że chce posunąć się dalej… Westchnęła. - Dlaczego to robisz? Dlaczego akurat ja? Jesteś zbyt skomplikowany jak dla mnie. – Jęknęła, odwracając się od niego, bo tego było za wiele. Przynajmniej teraz, kiedy przed oczyma ujrzała minę jej brata na wieść, że została dziewczyną Gilgamesha. Za przeproszeniem dostałaby taką zjebę, że aż by się za nią kurzyło. Odrzuciła to wspomnienie, zerkając przez ramię na młodzieńca. I totalnie się zawiesiła. Nie mówiła nic, przybrała tylko beznamiętną maskę. Było jednak widać, że się denerwuje. Drgające wargi, roziskrzony wzrok i ten szkarłat powoli wdzierający się na jej kości policzkowe…
No proszę, jednak w pannie Whisper, był zasiany pewien gen okrucieństw i bezduszności. Gilgamesh był dla niej pełen podziwu. W końcu po czymś takim, nawet sam nie mógłby z czystym sumieniem się odrzucić. Zaskakujące. A mówili że to Ślizgoni są źli. Otóż nie - największym złem tego świata, był nikt inny, jak kobiety. Chociaż...reakcja na udawane zaręczyny (bo przecież nie zamierzał się zaręczać naprawdę, to tylko część przedstawienia), była całkiem niezła. Nie pozostało mu nic innego, jak dalej tkwić w przedstawieniu, które właśnie się rozpoczęło. Nie był pewien jaki właściwie ma być cel jego śmiałego przedsięwzięcia, i to właśnie było w tym wszystkim najwspanialsze. Wykonywać rzeczy, które nie miały sensu, dla celu, który tak naprawdę nie istniał, tylko po to, aby coś zrobić i robić to, co uważało się za odpowiednie. To właśnie jest rozrywka. A rozrywka prowadzi do uciechy. Natomiast uciecha - do szczęścia, w najczystszej jego postaci. Czasami aż go przerażał fakt, że kiedyś ukończy Hogwart i nigdy już tu nie wróci. W żadnym innym miejscu, nie będzie miał już możliwości, bawić się w ten prosty, a jakże skuteczny sposób. W końcu nawet zabawa w ćwiartowanie szlam, nie była tak wspaniała, jak składanie ludzkich uczuć, na własne widzimisię. Kiedy Wanda postanowiła go powstrzymać, przed ulotnieniem się z miejsca zdarzenia, w duchu sobie przyklasnął. Otwierało to przed nim całą gamę nowych możliwości, więc jakże mógłby nie być z siebie dumny? -Boisz się mnie? To chyba jakaś cecha wspólna większości Krukonów. Jedynie Twój brat zdołał się temu oprzeć.-odparł cicho, z dziwnym błyskiem w oku. Zamierzał dać jej możliwość interpretowania tych słów na milion najróżniejszych sposobów, jednakże prawda była taka, że celem wypowiedzenia tych słów, był cudowny brak celu, którym zamierzał się nacieszyć. Niestety chwilę później odebrała mu cudowny smak zwycięstwa, odsuwając się. No to, to mu się akurat nie spodobało. Nieładnie, nieładnie. Trzeba będzie nad tym popracować. -Dlaczego Ty? Ponieważ jesteś jedyną kobietą, która potrafiła wzbudzić moje zainteresowanie, a nie tępe pożądanie fizycznie. W pewien sposób masz rację - wiele kobiet zdobyłem, które były w sam raz na raz. Jednakże powiedzmy sobie szczerzę, skoro już wiesz o mnie tak wiele - czy chociaż raz, z kimkolwiek, posunąłem się tak daleko? Gdyby faktycznie moim celem, było sypianie z każdym, czemu w ten oto sposób, starałbym związać sobie ręce. Westchnął. Oczywiście na pokaz. Coraz bardziej podobała mu się ta rozgrywka. To było jak wyjątkowo trudny mecz Quidditcha, gdzie szukający już zbliżali się do znicza, idąc łeb w łeb. Niestety, w tej grze, tuż za zniczem, znajdował się on, razem z tłuczkiem, którego właśnie posyłał w stronę szukającego przeciwników. Zbliżał się moment, w którym Gilgamesh zdobywa owacje na stojąco, za ostatecznie wygranie meczu, poprzez dobrze wymierzone uderzenie. Powoli się do niej zbliżył i objął ją od tyłu, całując delikatnie w szyję. To był właśnie ten moment, w którym metaforyczny tłuczek, oczekiwał uderzenia. Nie zostało mu już nic innego. -Nie potrafię i nie zamierzam Cie do niczego zmusić. Doskonale o tym wiesz, a w każdym razie sądzę że wiesz. Jeśli chcesz, możesz odejść. To teraz Twój wybór, co zamierzasz zrobić z sercem, które w całości Ci oddaję.-wyszeptał jej do ucha, po czym odchylił się aby ją pocałować w usta. Nic więcej już mu nie zostało - powiedział wszystko co mógł i co zamierzał powiedzieć. Teraz zostało mu tylko zabrać nagrodę, albo ze zdumienia rzucić się do jeziora, w wypadku odrzucenia po raz kolejny. Bo przecież tak nie mogło być, aby był ignorowany więcej niż jeden raz. Swoją drogą, po raz kolejny miał to dziwne paskudne uczucie stojąc przy niej. Jakby wypił zbyt dużo whiskey i miał problemy z kontrolą myśli. O co tu chodzi?
W głowie Wandzi jedna myśl biła się z drugą. Czy powinna wierzyć komuś takiemu jak Gil? Czy powinna mu zaufać? Okazać czułość, otworzyć swoje czyste serce przed nim? Czy może jednak powinna brutalnie odepchnąć go od siebie i kopnąć w cztery litery zanim ta rozgrywka będzie zbliżać się do kulminacji. Nie wiedząc zbytnio co zrobić i co powiedzieć tylko spuściła głowę i przymknęła oczy, chcąc dać upust swoim uczuciom. Z jednej strony czuła ogromny pociąg fizyczny do chłopaka, który kręcił nią jak tylko chciał. Podobał jej się tak bardzo, że gdy tylko na niego spoglądała jej serce zaczynało bić o wiele szybciej niż powinno. Z drugiej jednak… Nie podobały jej się jego ekscesy łóżkowe i to okropne traktowanie dziewcząt ze szkoły, które tylko wykorzystywał do swoich celów. Wiadomych celów. Ponownie starała się słuchać go uważnie, jednocześnie od razu analizując jego słowa. Niestety, to co mówił miało spory sens – gdyby tak naprawdę nie zależało mu na niej nie posunąłby się do dania jej pierścionka – co mogło być równie dobrze grą, bo wiedziała doskonale, że Gross nie chciałby się z nią żenić. Są stanowczo zbyt młodzi na zaręczyny, przynajmniej tak twierdziła Whisper. Poza tym… To jego spojrzenie i gesty. Potok słów, wyrazów łączących się w zdania tak dla niej ważne. Coś chwytało ją za serce i nie chciało puścić, dlatego ciało dziewczyny delikatnie zadrżało pod wpływem dotyku Gilgamesha, który na swój sposób dosyć bezczelnie ją objął. Gdy skończył ta westchnęła. - No dobrze. Załóżmy, że Ci wierzę. Mimo tego i tak muszę sporo rzeczy przemyśleć. Nie wiem czy nadaję się do związku z kimś takim jak Ty. – Przerwała by oderwać jego usta od swoich. W tej chwili nie miała ochoty na pieszczoty, co tylko przeszkodzi jej w trzeźwym myśleniu i ocenie obecnej sytuacji. Z Grossem nie ma żartów, wolała działać ostrożnie. Nie odrzucała jego uczuć, skądże. Po prostu to było dla nie… - To dla mnie stanowczo za szybko. Muszę poukładać kilka spraw w głowie i nie tylko. Nie miej mi tego za złe. – Odwróciła się zaraz by móc spojrzeć w jego chłodne oczy i by ułaskawić go posłała mu ten lekki, uroczy uśmieszek, który topił serca wszystkich czwartoklasistów. Palcem przesunęła po rondzie jego kapelusza, podczas gdy jej wzrok padł na moment na ładnie wykrojone usta Ślizgona, a drugą dłonią wsunęła puzderko z pierścionkiem do kieszeni marynarki chłopaka i nachyliła się lekko nad jego uszkiem. - Pierścionek zachowaj. Bo takie przedstawienia mnie nie bawią, Gilgameshu. – Słodki uśmieszek zamienił się w bardziej bezczelny, drapieżny. Krew znowu zaszumiała w uszach, a pięść się zacisnęła. Nie pozwoli robić z siebie ofiary. O nie.
Przemyśleć? Gilgamesh czasem się zastanawiał, czy nie urodził się zdecydowanie zbyt późno. Wspominał z łezką wzruszenia w oku, opowieści o swych przodkach, z czasów gdy kobiety nie tylko nie musiały myśleć, ale też nie miały prawa mieć własnego zdania, a tym bardziej odzywać się niepytane w obecności mężczyzn. Wtedy żyłoby mu się zdecydowanie łatwiej. Niestety, teraz miały prawo do własnego zdania i nadmiaru myślenia. Jakież to krzywdzące. Jakież to okrutne. Jakieś to niesprawiedliwe, że ktoś taki jak on musiał wypowiadać tak śmieszne słowa jak: -Wiec chyba nie mam wyboru, muszę poczekać. Następna wypowiedź Wandy natomiast, otworzyła dla niego zupełnie nowe drzwi. Westchnął ciężko. Że też nie pomyślał o tym wcześniej. No oczywiście! "Za szybko". Słowa klucze, które wręcz nim wstrząsnęły. Owszem, za szybko Wando, za szybko. Przecież miał oczywisty sposób, aby wytłumaczyć że wbrew pozorom wcale nie "za szybko", a wręcz przeciwnie. Sam był zaskoczony tym, że coś takiego mu umknęło. Czyżby się starzał i głupiał, czy jak? Uwiąd starczy w wieku 17 lat? Mimo to wreszcie go naszło, więc był z siebie dumny, chociaż wolał tego nie okazywać, bo jeszcze wyda się że skłamał. -Rozumiem, że możesz czuć się przytłoczona prędkością tego co się dzieję. Wybacz że zrzuciłem na Ciebie to brzemię, jednakże to po prostu jedna z ostatnich, jeśli nie ostatnia okazja, aby oświadczyć się kobiecie z miłości. Takie me przekleństwo.-powiedział i spuścił wzrok na chwilę. Zapewne nie do końca rozumiała o co chodzi, jednakże zamierzał jej to wytłumaczyć. Oj zamierzał. Chwała wam, arystokrackie korzenie. Chwała byciu urodzonym w starym, czystokrwistym rodzie. Mimo że chwilowo go ten problem nie dotyczył, to zamierzał go wyciągnąć na światło dzienne i uświadomić Wandę, jaka jest Gilowa prawda, nawet jeśli odbiegała ona od prawdy ogółu. -Widzisz...jak wiesz lub nie, ludzie mego pokroju zazwyczaj nie mają wyboru, jeśli chodzi o małżeństwo. Ojciec był zdecydowanie tolerancyjny, jak na wysoko postawionego szlachcica, ale jego cierpliwość dobiega końca. Prawdopodobnie...w wakacje...zaaranżuje moje zaręczyny z kimś, kogo nigdy na oczy nie widziałem. Dlatego właśnie się tak pośpieszyłem.-odparł i odwrócił wzrok, jakby nagle się zawstydził. Kiedy powrócił do niej wzrokiem, zauważył że się uśmiecha. Nie zareagował w żaden sposób. Uśmiech był uroczy, jednakże widział zbyt wiele podobnych uśmiechów, by jakikolwiek mógł do niego przemówić. Co prawda krew w żyłach postanowiła płynąć szybciej, jednakże sam nie rozumiał z jakiego powodu. Głupota. Jego własne ciało się psuło. Kiedy natomiast użyła swojego komentarza o przedstawieniu, zmrużył oczy. No proszę. -Przedstawienie hm? W porządku. W takim razie...nie mam Ci już nic do powiedzenia.-odparł zimnej niż do tej pory i zrobił dwa kroki do tyłu. Był ciekawy tego, czy zamierza w ogóle zareagować w jakikolwiek sposób. Czego by nie zrobiła, w tej chwili był na wygranej pozycji, bo gra dobiegła końca. Czy się wścieknie, czy rozpłacze, czy roześmieje - właśnie wygrał, na swój sposób, bo czego by nie zrobiła, był świadom tego, że już nic co mogłaby powiedzieć, bądź zrobić, nie jest w stanie wywrzeć na nim wrażenia. To tak jakby zużyła już wszystkie karty - po prostu miał już wyrobioną opinię, której raczej nie dane mu będzie zmienić.
- Czekaj. – Powiedziała cicho, widząc, że ten się od niej oddala. Ton głosu był łagodniejszy, wyraz twarzy spokorniał, a spojrzenie było dalej utkwione w chłopaku. Już sama nie wiedziała co myśleć o tej sytuacji, a zachowanie Gila wcale nie pomagało w podejmowaniu odpowiednich decyzji. Dlatego też zrobiło się jej strasznie przykro, gdy ten mruknął coś o skończeniu przedstawienia, nie dosłownie… Przez chwilę zastanawiała się czy powinna coś zrobić, czy też zostawić go tutaj i zniknąć. Zapomnieć o nim, o jego spojrzeniu i ruchach, które działały na nią wybitnie. Rozumiała, że ten nie miał nic do stracenia, że i on wolał się pospieszyć. Bo w końcu kto akceptuje zaaranżowane zaręczyny, co? Chyba nie ma takiej osoby. Nie wolno robić takich rzeczy, nie wolno ingerować w czyjeś związki, skoro w ponad połowie z nich będzie brakowało miłości. Wanda był oburzona takim podejściem, dlatego też znowu ciśnienie jej skoczyło, a między brwiami pojawiła się mała zmarszczka mówiąca o niezadowoleniu bohaterki. W duchu stwierdziła jednak, że nie chce kończyć znajomości ze Ślizgonem. Ich relacje są mocno skomplikowane, ale wyjątkowo ciekawe i rozbudowane. Są sobą zainteresowani, mimo wszystko, więc szkoda by było rozbić tą… ‘przyjaźń’. Whisper była trudną osobą, niezdecydowaną, ale posiadającą własne zasady, według których postępowała. I niestety to się na razie nie zmieni, ale… może pójść na małe ustępstwo względem kilku osób. Z jej ust wydarło się ciche westchnienie, zaraz jednak Krukonka zrobiła krok naprzód, by podejść do swojego wybranka i nie odwracając wzroku od jego twarzy złapała go za rękę, jeżeli ten na to jej pozwolił. Dotyk był delikatny – mimo tego Wandzia poczuła jak kopie ją prąd, jak jakaś iskierka przeskakuje z dłoni Gil na jej dłoń i wędruje przez jej ramię, aż do serduszka. Niestety, jakieś dziwne uczucie męczyło dziewczynę – nie wiadomo jakie, ale wiedziała dobrze, że nie może pozwolić mu odejść. Nie teraz. - Rozumiem to wszystko, ale daj mi czas. – Powiedziała raz jeszcze, ostrożnie badając jego zachowanie i nagle, by nie stchórzyć złapała oburącz za jego twarz i na jego ustach złożyła lekki, subtelny i niespieszny pocałunek, chcąc mu pokazać, by się na nią nie obrażał. I że jednak Gilgamesh jest osobą, którą Whisperówna może brać pod uwagę co do bycia z nim w związku. Ale cholera ją tam wie.
Czas? O tym właśnie starał się ją przekonać. Że czego jak czego, ale czasu to on nie ma. Albo coś było z nią nie tak i nie rozumiała prostych słów, albo była na niego bardziej odporna niż myślał. Z jakiegoś powodu, liczył na to drugie. Cóż...skoro większość metod zawiodła, została mu tylko ostatnia metoda, w myśl zasady "jeśli Ci na kimś zależy, zignoruj go". To właśnie zamierzał zrobić. Co prawda pozwolił jej się złapać za rękę, a nawet pocałować, jednakże nie rozchmurzył się przez to. Odsunął się po raz kolejny i spojrzał na nią, pozwalając sobie na przybranie lekko gniewnego wyrazu twarzy. Dobry aktor potrafi zagrać wszystko, prawda? -Ja już nie mam czasu. Po zakończeniu tego roku szkolnego, mój los już nie należy do mnie. To był Twój wybór, meine süße Liebe Odsunął się jeszcze trochę i odwrócił bokiem. Na szczęście miał przy sobie coś, co idealnie pasowało do takich scen. Po raz kolejny, miał to wrażenie, że Rosier go zabije, bo znowu zawinął mu papierosa. Co prawda papierosy były niespecjalnie smaczne i śmierdziały, jednakże nic, absolutnie nic, nie było zbyt wielkim poświęceniem, dla odrobiny aktorstwa. Wyciągnął ów owoce grzechu, wsadził do ust i odpalił końcem różdżki, po czym zaciągnął się i delikatnie przechylił głowę, chowając różdżkę, po czym wsadzając wolną rękę do kieszeni. Delikatnie nasunął kapelusz na oczy, tak aby przysłonić oczy. Przez chwilę udawał że delektuje się dymem i myślał. Te całe papierosy nie były aż tak tragiczne, mimo to wciąż nie był do nich zbytnio przekonany. -Nie wiesz jak to jest, prawda?-spytał cicho-Nie znasz uczucia bezsilności, gdy nie masz nawet prawa być sobą. To jest Ci zupełnie obce. Jesteś kim chcesz, robisz to co nakazuje Ci serce i zadajesz się z kim chcesz. Twoje kontakty rodzinne to coś więcej, niż odbieranie listów z rozkazami i przyjmowanie okrutnych kar.-rzucił pół papierosa na ziemię i gwałtownie przydeptał. Spojrzał na nią zimno i kontynuował: -Czekał wystarczająco długo, by być sobą. Właśnie odebrałaś mi ostatnią szansę.-podszedł do niej gwałtownie, chwycił ją za rękę i przyłożył jej dłoń do miejsca gdzie miał serce. Z jakiegoś powodu waliło mu jak oszalałe, ale był przekonany że to podniecenie wywołane własnymi zdolnościami teatralnymi. -Ja już nie mam czasu.-powtórzył swoje słowa sprzed chwili i pocałował ją, nie ograniczając się w żaden sposób. Pocałował ją namiętnie i robiąc dobry użytek z języka. Przyciągnął ją do siebie, kładąc jedną rękę na jej plecach, a drugą na pośladku, zupełnie tak jakby wykorzystywał ostatnią szansę. Jakby nie mógł mieć następnej okazji. Jakby świat miał się jutro skończyć. Z jakiegoś nieznanego mu powodu, czuł się trochę inaczej niż powinien. Jakby stawką tej gry, było coś więcej niż tylko kolejne nacięcie na łóżku. Jakby to wszystko, miało znaczenie.
- To prawda. Nie wiem jak to jest. Nie wiem jak to jest być ograniczoną. Nie wiem jak to jest gdy ktoś podejmuje za Ciebie ważne decyzje. Nie wiem bo zostaliśmy wychowani na innych płaszczyznach. – Powiedziała, twardo spoglądając mu w jasne oczy. Ton jej głosu zdradzał, że się przejęła tym co mówi, tą całą sytuacją. Że nie jest jej łatwo. Ścisnęła jego dłoń mocniej by dodać mu otuchy, a jej serce zaczynało powoli topnieć pod wpływem słów Gilgamesha, który niestety był dobrym aktorem. To musiała mu przyznać. Sama Wanda podejrzewała, że ten chce wywrzeć na niej piorunujące wrażenie. Że chce by ta przystała na jego propozycję. Jednak coś kazało jej tego nie robić. Jakiś głosik utwierdzał ją tylko w przekonaniu, że nie wyjdzie jej to na dobre. Dlatego do tej pory zwlekała. - Zobaczymy. Nie trać nadziei. Coś na to poradzimy. – Szepnęła, zbliżając się do niego, nie będąc przygotowana na taki wybuch namiętności z jego strony. Ona jakby z ociąganiem i pewną niepewnością objęła go delikatnie i przylegając do jego ciała odwzajemniła pocałunek, szarżując językiem i nie dając za wygraną. Dziewczyna poczuła jak krew szumi jej w głowie i nie pozwala trzeźwo myśleć. Niestety, powoli brała górę namiętność i uczucia, co bardzo nie spodobało się Krukonce, która wolałaby chyba zakończyć tą rozmowę i pójść gdzieś gdzie będzie mogła w spokoju odsapnąć i porozmyślać. Cały czas bała się reakcji Doriana, na to, że ona i Gil mają się ku sobie, czy jakkolwiek można inaczej to nazwać. Dlatego po chwili oderwała się od chłopaka i przesunęła dłonią po jego twarzy badając jej kontur. - Jest jeszcze trochę czasu. Na mnie… możesz liczyć. – Mówiąc to zagryzła wargę i uniosła wzrok, odrobinę speszona tą bliskością. Chciała mu pokazać, że mimo wszystko ma w niej oparcie. Że może dzielić się z nią sekretami, myślami, problemami. Sprawa zaręczyn jednak ją męczyła. Nie wiedziała jakby zareagowała na wiadomość, że Gil ma narzeczoną. Wybraną przez jego ród. Byłoby to krzywdzące, ale czy Wanda podniosłaby się po niejakiej porażce?
Nie bardzo wiedział, co mógłby odpowiedzieć. Nie był w stanie, po raz pierwszy po prostu nie był w stanie, powiedzieć czegoś, co powinien powiedzieć. Więc milczał. Chwilę później zrobiło mu się zdecydowanie lepiej, kiedy Wanda bez oporów do niego przylgnęła. No proszę, coś zdecydowanie było na rzeczy, a jego malutka przemowa zapewne bardzo w tym pomogła. Czyli jednak...nawet przegrywając, wygrał. Może i ta bitwa nie należała do niego, jednakże wróżyła pomyślne dla niego zakończenie wojny, a przecież dokładnie o to mu chodziło, prawda? -Trochę...czasu?-wykrztusił tak, jakby coś ściskało mu gardło. Chciał żeby mu uwierzyła, że to wszystko go przerasta. Gorzej jeśli stworzona przez niego iluzja, będzie tak dobra, że sam w nią uwierzy. Wówczas może być nieciekawie, bo naprawdę go to przerośnie. -...wiem że mogę...tak myślę. Gdyby było inaczej, w tej chwili prawdopodobnie...stałbym tu sam-szepnął do niej. Tak, mówienie urywanymi zdaniami to prosta, a jakże skuteczna zagrywka. Od razu przywodzi na myśl natłok emocji, targający osobą przemawiającą. Swoją drogą...mimo że oderwała się od niego, nie zdjęła z siebie jego rąk. No co jak co, ale pośladki panny Whisper, zdecydowanie przypadły mu do gustu. Machinalnie lekko ścisnął ten który trzymał. Cholera, to był mały błąd. No cóż, musiał już w to brnąć, prawda? Nachylił się i złożył kilka pocałunków na jej szyi, po czym delikatnie przejechał jej po niej czubkiem języka. Po chwili delikatnie się odsunął i spojrzał jej w oczy. -Wiesz...bardzo nie chciałbym być dzisiaj samotny...wiem jak może według Ciebie brzmieć taka propozycja, jednakże nie o to chodzi. Czy...spędzisz ze mną noc?-spytał i zdobył się na najcieplejszy uśmiech, na jaki tylko było go stać.