|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Yumi Mizuno
| Temat: Re: Brama wejściowa Pon 10 Lis 2014, 08:32 | |
| Przy Dorianie Yu ogarnął spokój. Nie pierwszy raz miał w dłoniach jej jeża, zwolennika pieszych wędrówek po całym świecie. W te wakacje odwiedził nawet Francję! Zaś sama Yumi siedziała w domu i była zazdrosna. Krzyki woźnego wystraszyły dziewczynę. To była pierwsza osoba, która krzyczała na widok małego, kieszonkowego jeża. Nie pomyślała o klatce, bo nie wiedziała, że takie istnieją. - Ale... - zamilkła spoglądając na woźnego przerażona. Modliła się, aby Czika nie najeżyła się jeszcze bardziej, a już z tej odległości widziała, że przybrał pozycję obronną - zamienił się w kolczastą kulkę. Z duszą na ramieniu zmuszała siebie, aby stać w miejscu i nie podbiec do swego pupila. Czmychnęła prędko ku Francisowi, oddalając się od wrzeszczącego Filcha, Jeż jak tylko wyczuł znajome ręce, odwinął się z kulki, czym uradował pół Japonkę. Uśmiechnęła się z ulgą. Pierwszy raz słyszała o piłowaniu kolców jeżom. Tyle lat go miała i nigdy jej nie zakuł. Spała z nim na jednej poduszce, przytulała go do policzka i do szyi, pozwalała mu wędrować w rękawach, za kołnierzykiem ile tylko chciał. Kaganiec to był już szczyt głupstwa, bo przecież jeż nie miał żadnych zębów. Mina Francisa dała jej do zrozumienia, że Filcha nie powinna brać aż tak poważnie. Wzięła od niego pupila. Przytuliwszy go do brzucha sięgnęła po certyfikat i rulonik. - Dzięki, wcale nie jest taki groźny na jakiego wyglą... - urwała, odwracając się do Arii i witając ją szerokim uśmiechem. Czy zdawało się jej, czy Dorian zesztywniał na jej widok? Aria uciekała wzrokiem... Yu otworzyła szeroko oczy, a potem zachichotała bez powodu. Potuptała błyskawicznie ku Arii, jak tylko został wydany jej certyfikat. Pogłaskała opuszkami palców śliczną kotkę, zaś jeżyk wysunął pyszczek w jej stronę. - Powiedz mi, że to wcale nie jest to o czym myślę. - wyszeptała do koleżanki, zerkając podejrzliwie na Doriana. Zachichotała drugi raz i cofnęła się gwałtownie, gdy woźny ponownie przystąpił do ataku. Tym razem dla jakiejś nieznanej jej pani z pięcioma klatkami. Yumi zacisnęła mocno usta, aby nie wybuchnąć śmiechem i pomachała ręką Dorianowi i Francisowi. Potem uniosła wysoko zaciśnięte pięści na znak wspierania mentalnego w tych trudnych dla nich chwilach. Jeż wcisnął się w rękaw dziewczyny, czyli w swoje najulubieńsze miejsce u swojej właścicielki. Yu skinęła jeszcze Arii i z nią, albo oddzielnie, skierowała się w drogę powrotną ciesząc się, że tak szybko poszło. Najadła się trochę strachu aczkolwiek czego można się spodziewać po Filchu? W drodze do domu przeczytała wiadomość na pergaminie od Francisa. Uff, bez kagańca się obejdzie, piłowania kolców też. Wystarczy wyczarować skądziś klatkę wielkości jeża. Nie miała pojęcia czy takie są produkowane. Będzie musiała odwiedzić magiczną menażerię.
[z tematu Yu i jeż] |
| | | Luca Chant
| Temat: Re: Brama wejściowa Wto 11 Lis 2014, 14:00 | |
| Zjawił się, nie wnikajmy skąd, odziany w odpowiednią na tak poważną okazję w czarną koszulę z miękkiego materiału podwiniętą do łokci i skórzane trzewiki. Biorąc pod uwagę nieobecność Porunn Fimmel, miał nawet na sobie spodnie. Szczerze mówiąc posmutniał nieco, widząc jej brak. Nie napisała do niego od kiedy opuścił obóz, a tak czekał na wiadomość... Kobiety. Najpierw ściągają ci spodnie a potem odchodzą bez słowa. Oczywiście przyjmował możliwość, że po prostu ma jakiegoś chłopaka czy narzeczonego i nie może bezkarnie napisać mu miłosnej sowy. Rozumiał to doskonale i także dlatego miał nadzieję ja tutaj spotkać, najlepiej z rzeczonym chłopakiem. Uśmiechnął się czule myśląc o siekierze, która spoczywała bezpiecznie w kieszeni kurtki przewieszonej przez jego ramię. Niech to Pierun trzaśnie. Może zaczeka na nią jeszcze chwilę? Na prawdę liczył na to, że się zobaczą. Planował nawet wysłać jej swoje zdjęcie bez spodni, żeby tak nie tęskniła (przecież musiała za nim tęsknić) ale wahał się, aż w końcu postanowił zrobić to po prostu przy ich najbliższym spotkaniu. Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie (wybacz mi Porunn). Mruknął sam do siebie. W istocie tak było. Przecież gdyby nie on, Amycus Carrow nie mógłby wrócić do Hogwartu. Dziarskim krokiem ruszył w kierunku stoiska okupowanego przez Filcha i Panią Norris. Zmarszczył brwi widząc strój woźnego. Popatrzył na siebie, popatrzył znów na niego. Ponownie zmarszczył brwi. Cholera, wiedział, że zrobi coś nie tak, jak zawsze. Ale przecież nikt nie zawiadomił go, że należy się przebrać w coś śmiesznego. Filch wybrał strój błazna, największa kocica Hogwartu była dzisiaj Chewbaccą. Bardzo pomysłowo. Bardzo nowocześnie. Zgrzytnął zębami. Przecież nie mógł być gorszy. Cofnął się za bramę, poszeptał coś z rękawem swojej kurtki i wyczarował skądś cylinder. Dumnie nasadził sobie go na głowę i ponownie ruszył w kierunku stolika komisji. Był Arsene Lupinem. Dyskretnie skinął głową Francisowi. Poznali się podczas odwiedzin młodszego Chanta u starszego. To mogło powodować nieco szkód, na przykład wiedząc, że stażysta też po części jest puszystym kłębkiem miłości, jakoś nie mógł zwracać się do niego dumnie brzmiącym Panie Lacroix. To było trudne. Wyciągnął z rękawa kurtki małą, szarą, puchatą kulkę, która pufnęła i spróbowała schować się tam spowrotem. Chyba była to bardzo nieśmiała mała, puchata, szara kulka. - Amycus Carrow, Ćma Tybetańska. - Powiedział, wyciągając dłoń ze stworzonkiem w kierunku komisji. Miał nadzieję, że nie potrwa to długo. |
| | | Dorian Whisper
| Temat: Re: Brama wejściowa Wto 11 Lis 2014, 14:34 | |
| Dorian po wysłaniu kilku tajnych liścików do Francisa, znów siedział wyprostowany i gotów do działania. Ze znudzeniem spojrzał na nauczycielkę, która przyniosła ze sobą aż pięć klatek ze zwierzętami. Wychodził z założenia, że w szkole taka ilość futrzaków po prostu by się męczyła, a tego chcieli uniknąć tak? Przynajmniej on kierował się właśnie takimi zasadami. Nie wiedział jednak co tez Filchowi siedziało w tym łysym łbie, jednak nie chciał pytać. Wolał pozostać w błogiej nieświadomości po prostu bawić się z coraz to nowymi zwierzakami, które podsuwano mu pod nos. Syknął tylko, gdy woźny wyraził swój sprzeciw. Kac go nie opuszczał, a przy charłaku raczej wyglądało na to, że jeszcze przez długi czas będzie się borykał z bólem głowy i nieznośnym echem głosu Filcha, odbijającym się o ściany jego umysłu. Ach, mógłby mu ktoś przypomnieć, dlaczego się zgodził? Ach, no tak. Nie miał wyboru. Gdy podszedł do niego chłopak z bujną fryzurą i trochę przyćpanym spojrzeniem, od razu go rozpoznał. Krukon, ten dziwny Krukon, którego za czasów szkoły raczej unikał. Miał wrażenie, że sprzedawał narkotyki przy pomniku Jednookiej Wiedźmy. I to nie raz, nie dwa. Dorian wolał być więc zapobiegliwy, więc ostrożnie wyciągnął ręce w jego kierunku, aby ująć w dłonie ćmę. Zamrugał zdziwiony, gdy usłyszał jej imię. - Amycus Carrow? To transmutowałeś Carrowa w ćmę? – spytał, a jego błękitne oczy zdawały się urosnąć, jakby miały zaraz wystrzelić w orbit. Nie, to było dla niego stanowczo za dużo. Czemu ten dzień dopiero się zaczął? Miał nadzieję, że szybko się skończy, bo chyba padnie kiedyś na zawał i tyle z niego zostanie. Podrapał się po głowie, po czym chwycił za centymetr i zaczął mierzyć owadzie zwierzątko. Dźgnął je i lekko się skrzywił. Nigdy nie przepadał za ćmami. Zostawiały dziwne coś po sobie wszędzie. Były futrzaste, brzydkie i latały jakby się nawdychały chloroformu. Spojrzał kątem oka na Argusa Filcza, powstrzymując się, aby wrzucić mu Amycusa Carrowa za kołnierz. Bał się jednak, że ćma by tego nie przeżyła. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Brama wejściowa Wto 11 Lis 2014, 15:09 | |
| - Wracaj, błagam, wraaacaaaj! Joe biegła. Jak zwykle żyła w biegu, a tym razem goniła Emanuela. Jak tylko zobaczył w oddali Filcha, wyskoczył z klatki i zaczął wiać. Joe nie mogła na to pozwolić, bo znając upierdliwość charłaka, mógłby nie zaakceptować jej zwierza przez uciekanie i inną wymyśloną bzdetę. Puchonka rzuciła klatkę na trawę i w podskokach zawróciła biegnąc po białą większą futrzaną kulkę. Joe musiała wgramolić się na drzewo i wykonać akrobację zaawansowaną, aby zgarnąć w ramiona Emanuela Kota z jednym ślepiem pomarańczowym, a drugim niebieskim. - Nie patrz tak na mnie i nie miaucz. To nie będzie bolało, obiecuję. Filch to nie jest weterynarz, Em. - zeskoczyła zgrabnie z drzewa (wprawiając w podmuch swą kanarkową sukienkę, czego zdawać się mogło nie zauważyła) i przygwoździła w ramionach puszyste kocisko. Za trzecią próbą wpakowała je do klatki i tak rozczochrana i odrobinę zziajana podążyła ku Trójce Wielkiej. W oddali dostrzegła mega przystojniaka, od którego nie mogła oderwać natarczywego wzroku. Tabliczka na jego piersi mówiła, że nazywa się Francis. Tak romantycznie i poetycko, czyli całkowicie w typie Joe. Wybałuszyła na niego oczy i posłała czarujący uśmiech, a nawet mu pomachała. Z trudem odrywając od niego wzrok (i wcale się z tym nie ukrywała) podeszła do Doriana. Stanęła za jakimś chłopakiem z dziwną burzą włosów na głowie i zaczęła rozmyślać czy aby nie użył Żelu Trwałego Przylepca czy czegoś w tym stylu, aby utrzymać taki efekt. A może to peruka? Sięgnęła wolną ręką i dźgnęła go lekko palcem w głowę upewniając się, że to nie peruka. Posłała mu niewinny uśmiech, gdy się odwrócił zaskoczony dźganiem od tyłu. To dobra refleksja do Lustra! Będzie musiała go o to popytać aczkolwiek najpierw musi uspokoić Emanuela miauczącego w klatce. Kiedy nadeszła jej kolej, Joe uprzejmie przestała gapić się na Francisa, oniemiała jego urodą, blaskiem oraz dostojnością i spojrzała na Doriana. - Cześć! - krzyknęła i pomachała mu ręką przed nosem. Postawiła klatkę na stole i zerknęła do kota. - On się panicznie boi Filcha i myśli, że jest weterynarzem. Rękawiczki chyba nie wystarczą jak zobaczy gębę charłaka. - wykrzywiła usta i wyjęła z klatki puszyste białe kocię, służące od zawsze Joe za sowę. - Jak się głaszcze go za prawym uchem to się uspokaja. Nie wiem czy to pomoże na Filcha. - westchnęła ze smutkiem. Emanuel temperament miał po właścicielce. Mogła tylko się modlić aby nie zrobił awantury przed tym głupim testem. |
| | | Argus Filch
| Temat: Re: Brama wejściowa Wto 11 Lis 2014, 19:38 | |
| uznam, że Eleanor stoi obok stolika i losuje sobie zwierzątka, bo klientela jest :)
- NIE WOLNO TRANSMUTOWAĆ UCZNIÓW CHANT! - po raz enty Filch wydarł się wprawiając w popłoch okoliczne zwierzęta. Woźny łypał spode łba na chłopaka, mierząc go wściekłym wzrokiem. - Mam cię na oku. Jedno gwałtowne machniecie różdżką i spotkasz się ze mną na WDŻ. - pogroził mu palcem i wziął od Doriana zwierzę... - CO TO JEST?! - w tym tempie woźny zedrze sobie gardło. Jak tylko zobaczył włochate małe coś... odrzucił to na stół, jakby się tym oparzył. Zrobiło mu się niedobrze na widok dziwnej odmiany ćmy. Jak można takie coś mieć w szkole? Przecież to się nawet nie rusza! Filch dźgnął drugie coś Miernikiem, uchylił mu pysk i odskoczył, jak to coś się ruszyło. Nie miał ochoty brac tego do rąk. - Lacroix, zbierz to ze stołu. To się klei do rękawic. - wzdrygnął się i zmarszczył nos, robiąc miejsca stażyście, aby zabrał zwierzo-podobne-coś mu sprzed oczu. Na Chanta patrzył, jakby temu wyrosła trzecia ręka na głowie. Jak można chcieć trzymać w szkole taką brzydką ćmę? Nie lepiej kota? Takiego jak pani Norris, cudowną, lśniącą, puszystą, pachnącą Królową Hogwartu? Dzieciaki. Nie wiedzą co wybrać. Jak zawsze.
Następny był... kot. Filch lubił koty, a więc nie reagował tak gwałtownie jak na przykład z "ćmą" bądź jeżem. Wziął białe kocisko za grzbiet i uniósł na wysokość oczu. Kocisko zaczęło miauczeć groźnie i machać łapskami, co Filchowi się nie spodobało. - Jest agresywny i nie oswojony oraz niewychowany młoda damo. Masz go zaszczepić i obciąć mu pazury. - warknął do Puchonki i uśpił (nie zabił, tylko kazał mu spać przez najbliższą godzinę) kocisko przez wylanie na jego głowę kilku kropel eliksiru usypiającego stworzonego przez panią Pomfrey na życzenie pana Filcha. - Od razu lepiej. Zabrać go. - warknął do Francisa i zerknął teraz na Doriana. - NIE OBIJAJ SIĘ WHISPER, BO BĘDZIESZ MI ASYSTOWAŁ NA WDŻ! - zaiste kac i Filch jednocześnie to nie jest dobre połączenie. Poza tym woźny poszukiwał asystentów a mina Doriana- męczennika bardzo przypadła mu do gustu. Potem odbierze go Hagridowi, a więc dopiecze dwóm osobom za jednym razem. Oj tak, to był dobry plan. Nie dalej jak rok temu Whisper czyścił pamiątki w Izbie Pamięci i mimo, że stał się stażystą, Filch dalej będzie mu uprzykrzał życie. To takie cudowne uczucie! |
| | | Francis T. Lacroix
| Temat: Re: Brama wejściowa Wto 11 Lis 2014, 21:43 | |
| Obserwował Filcha niepewny co się właściwie dzieje. Chociaż. Kiedy patrzył na Filcha był niepewny wielu, wielu rzeczy. -Ta. Nie tylko to się zaraz będzie kleiło, stary pryku. - mruknął pod nosem i przejął od Filcha biedną i przerażoną Ćmę Tybetańską. Bardzo ładny okaz Ćmy Tybetańskiej. -Wolno. Ale jakby ktoś pytał, to nie ja to powiedziałem. - powiedział konspiracyjnie do Chanta, głaszcząc pieszczotliwie ćmę. Taka mała! Taka puchata! Taka bezużyteczna! Czuł się do niej podobny, tylko nie był aż taki mały. Pogłaskał ją… gdzieśtam i odstawił na stół. Poświecił pudełeczkiem, z pewną dozą nieufności, a ćma momentalnie zaatakowała jego rękę. Zignorował to skrzętnie i odstawił z mruknięciem stworzonko na stół. Wypisał certyfikat akceptujący. Podał go młodszemu z Chantów razem z ćmą. Nachylił się w jego kierunku dyskretnie. - Filch ma cię na oku. Nie spieprz tego, synu. Taka miłość nie przychodzi łatwo. - zachichotał donośnie i usiadł na miejsce, nadal godnie się podśmiechując. Hue hue, Panie Lacroix. - Właściwie. Może się stanie zaraz coś zabawnego, więc poczekaj. - mruknął konspiracyjnie. A potem poczuł na sobie spojrzenie. Znowu. Nieco natarczywe, ale postanowił skrzętnie to ignorować. Jak to on. - Sam pan jesteś agresywny. - marudził pod nosem uparcie, ledwie słyszalnie dla siebie i osoby przy stoliku. - Ciebie też trzeba zaszczepić, ale jakoś nie narzekam głośno. Wziął kota. Był zirytowany nie tyle faktem bycia tutaj, ale faktem bycia tutaj Z FILCHEM. Który uparcie krzyczał mu do ucha w sposób dość nieprzyjemny, drażniący i pozbawiający marzeń. Jakichkolwiek. 15 lat wstecz. Wypisał krótką notkę o szczepieniu i pazurach na dodatkowej kartce, którą załączył do certyfikatu. Ten podał dziewczynie i czekał. I czekał na cokolwiek ciekawego jak na zbawienie. Cokolwiek, co umożliwi wcielenie w życie TEGO planu. Westchnął rozmarzony. Oh. Taka przyjemna wizja.
Ostatnio zmieniony przez Francis T. Lacroix dnia Wto 11 Lis 2014, 22:02, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Brama wejściowa Wto 11 Lis 2014, 21:48 | |
| Dzień był zdecydowanie zbyt piękny, by marnować go na rzeczy tak niepotrzebne i nieprzyjemne jak to. Coś. Alex już w momencie, gdy zgodził się na powrót do Hogwartu, czuł, że wynikną z tego kłopoty, a sowa która niedługo później przyniosła informację o jakimś kretyńskim spisie, tylko je potwierdziła. Chcąc, nie chcąc, skoro miał spędzić w szkole przynajmniej najbliższy rok, postanowił nie zignorować wezwania i pojawić się w odpowiednim miejscu o wyznaczonej porze... Co ta praca z nim zrobiła, patrzcie państwo. Pomyślałby kto, że samozwańczy naczelny dowcipniś lat szkolnych, stanie się obowiązkowym i przykładnym (?) obywatelem. Świeżo upieczony stażysta teleportował się więc jak najbliżej Hogwartu z nastroszoną i niezbyt zadowoloną rudą kocicą. Stan ten najprawdopodobniej wywołało bezczelne wciśnięcie za pazuchę skórzanej kurtki, skąd ledwo wystawał jej łeb. Alex nigdy wcześniej nie miał potrzeby transportowania swojej ulubienicy, więc nie posiadał kosza ani klatki, w którym mogłaby bezpiecznie i przede wszystkim wygodnie spocząć. Przyzwyczajona do królewskich wygód Alfa z każdym krokiem w stronę masywnej, hogwardzkiej bramy zaczynała zawodzić coraz głośniej i żałośniej, jakby chciała przekonać aurora, żeby porzucił ten wariacki pomysł. Chciał ją wydać w szpony jakichś niegodziwców z miarkami i stolikami, kto to wymyślił? Ją, panią na londyńskich włościach i wyłączną właścicielkę wygodnego miejsca na kolanach najwspanialszego i jedynego mężczyzny w jej życiu! Bo jeśli ktoś miał wątpliwości, dopóki kocica czuwała, nie mogło być innej pani Hall. Pacyfikacja i skalpowanie z użyciem pazurów nastąpiłyby w trybie natychmiastowym, bez możliwości apelacji od wyroku. - No już, przestań się tak denerwować – mruknął blondyn, delikatnie rozsuwając suwak kurtki, by nie złapać w niego rudego futra. - Nie podoba mi się to tak samo jak tobie – dodał cicho, lekko unosząc kocicę na rękach i patrząc przez chwilę w jej żółte oczy. - Załatwimy to szybko i konkretnie. A ty będziesz się zachowywać, albo nici z łososia, jak wrócimy do domu. Kończąc negocjacje, jeszcze zanim miały możliwość porządnie się zacząć, Alex skierował kroki ku stołom, przy których odbywały się przeglądy tortury. Wyraz jego twarzy nie zmienił się zbyt mocno, gdy dostrzegł Doriana, ale w zielonych oczach pojawiły się iskry. Zdecydowanie chciał sobie uciąć z nim pogawędkę, najlepiej na osobności. Fakt, że starszy Whisper aktualnie pracował na terenie szkoły, tylko ułatwiał aurorowi życie. - Panie Whisper – zaczął, rozciągając usta w uśmiechu, który tylko w pierwszej chwili wydawał się przyjemny i przyjacielski. - Jak miło pana widzieć. I to w tak doborowym towarzystwie. Widzę, że wkupiłeś się w łaski Pana Życia i Śmierci... Dużo zeszło wazeliny? - spytał pogodnie, wcale nie siląc się, by zniżyć głos do szeptu. Postawił kocicę na stole tuż przed Dorianem. |
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Brama wejściowa Wto 11 Lis 2014, 22:23 | |
| Gross był zdecydowanie nieusatysfakcjonowany tym, że w Hogwarcie robił się perdidny burdel. Coraz więcej idiotycznych zarządzeń, a teraz jeszcze ten spis zwierząt? Jakże mógłby odpuścić taką możliwość pokazania wszystkim, że nadmiar zasad to strzelanie sobie Cruciatusem w plecy z dwudziestocalowej różdżki? Tak, z takim właśnie przemyśleniem Gross wpadł do pomieszczenia tej całej śmiesznej komisji, w końcu powinien się tam zjawić - co jeśli ktoś uzna jego zwierzątko za wyjątkowo niebezpieczene i przerośnięte? Tak nie mogło być, Gross bez swojego pupila nigdzie nie zamierzał się wybierać. Z tego też powodu chcąc nie chcąc - MUSIAŁ go zmierzyć, a że miał przy tym okazję dać Filchowi nauczkę i być może w końcu oduczyć go utrudniania życia na siłe wszystkim w około - tak, to zdecydowanie brzmiało jak wybitny układ, czemu więc miałby sobie odpuszczać? Kiedy już był w środku, szybko rzuciła mu się w oczy osoba, która zdecydowanie w pewien sposób skupiła ostatnio wokół siebie zainteresowanie Gilgamesha - Dorian Whisper, jego ulubiony worek treningowy. Teraz zdecydowanie wyglądał lepiej, gdy już miał spowrotem wszystkie kości w nodze - przynajmniej chociaż w drobnym stopniu, przypominał przeciwnika, nie to co wtedy. -Yo-rzucił tylko krótko, po czym zbliżył się do brata Wandy, patrząc na niego z zimną obojętnością. Nie zamierzał okazywać mu "nadmiaru przyjacielskich uczuć". Przecież się z nim grzecznie przywitał, to powinno zdecydowanie wystarczyć, prawda? -Przybyłem z pupilem.-mruknął i westchnął, w końcu faktycznie po to się tu znalazł, pomimo że trochę wbrew własnej woli. Jednakże nadeszła pora by rozpocząć przedstawienie. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, kto poza Whisperem jest w pomieszczeniu - chyba nie powinno go to specjalnie obchodzić prawda? I nadszedł ten moment - Gilgamesh zsunął spodnie, a w ślad za nimi bokserki, zostając półnago przed przyjacielem po czym wyszczerzył się drwiąco i spytał: -To jak dostanę zezwolenie, czy jednak mój wąż jest nieregulaminowy? |
| | | Luca Chant
| Temat: Re: Brama wejściowa Wto 11 Lis 2014, 22:56 | |
| Spojrzał z politowaniem na Filca. - Wie pan, w zasadzie to w regulaminie nie ma nic o tym, że nie można. - Mruknął niezbyt cicho. Sprawdził, faktycznie nie było. Dumnie poprawił cylinder ciesząc się z faktu, ze jego przebranie jest lepsze od stroju Filcowego Woźnego. Stary piernik przegrał. - OOOOOOOOOOH - Mruknął na widok tego, co ten przygłup zrobił z jego Amycusiem. Szanował woźnego, darzył go nawet pewnym rodzajem sympatii. Do teraz. Zmrużył oczy i popatrzył na oprawcę ćmy z czystą nienawiścią. Uśmiechnął się dziko, wyglądając, jakby uciekł właśnie z Azkabanu (albo conajmniej z lekcji eliksirów) postąpił krok w jego stronę mając zamiar ukręcić mu własnoręcznie łeb. W połowie drogi zmienił zdanie i szybkim ruchem rozpiął kieszeń łapiąc za trzonek siekiery. W myślach narysował przerywaną kreską trajektorię, wyliczył odpowiednią siłę zamachu, aby ściąć mu głowę jednym zamachem. Mama będzie taka dumna. Nikt w rodzinie nie potrafił tego zrobić tak szybko i dokładnie. Zamachnął się i poprowadził ostrze nieco z boku, na modłę francuską. Chciał to zrobić elegancko, skoro był teraz Arsene. Tak po prostu wypadało. Wyprostował plecy, dumnie podniósł podbródek i wygiął wargi w uprzejmym uśmiechu. Aż szkoda, że musiał umrzeć, nie mógł zapamiętać piękna swojej śmierci. Nagle zawiał wiatr, a Luca Hercules Chant zatrzymał się w pół ruchu zdziwiony. Siekiera wypadła mu z ręki. Na szyi Filca powinna zostać cienka, czerwona linia, z której spłynęłaby samotna kropelka krwi, ale tak się nie stało. Uchylił się cholernik, czy jak? Żartuję, przecież to nie jest aż takie Mery Sue (tak, właśnie to stwierdzenie, że to nie Mery Sue jest żartem). Wiatr dalej rozwiewał mu włosy i poły płaszcza, w który dziwnym trafem zamieniła się jego kurtka. Otworzył szerzej swoje wielkie, ciemne oczy i dotknął głowy. Zdziwony wyciągnął z włosów płatek kwiatu wiśni. - Co..? - Mruknął, przglądając mu się uważnie. W tej chwili kilka metrów od niego pojawił się Gilgamesh von Grossherzog. Niewidzialny wiatr wiał dalej, uporczywie rozwiewając im dwóm włosy i obsypując wszystko płatkami kwiatu wiśni. Oczy Lucy zrobiły się podejrzanie duże i zaczęły równie podejrzanie błyszczeć. - Gro.. Gross-s-senpai? - Zająknął się, czerwieniejąc na twarzy. Wciągnął w płuca jego obłędny zapach, kiedy przechodził obok i ustawiał się obok Filca. Był tak blisko... Mógłby dotknąć go ręką. Wszystko się rozmywało. To pewnie przez wszechobecne kwiaty wiśni, niewidzialny wiatr i jego wilkie oczy. Obserwował go od czterech lat. Zawsze przychodził po lekcjach do biblioteki na trening Quidditcha. Wypożyczał te same książki co on siadał na tym samym miejscu w sali historycznej licząc na to, że kiedyś się spotkają. Byl taki odległy i nieosiągalny. Ale teraz był tak blisko... Na obu jego policzkach wykwitły różowe, symetryczne plamy. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Brama wejściowa Wto 11 Lis 2014, 23:05 | |
| Bella była zadbanym kotem, z resztą tak jak wszystkie zwierzaki, które Aria brała pod swoją opiekę. Na szczęście zachowała się bardzo grzecznie i nikogo nie podrapała, a pogłaskana odwdzięczała się cichym mruczeniem. Krukonka chciała już otworzyć usta, by zapytać o coś Doriana, gdy nagle (tak bardzo morderczy) jeżyk Yumi „zaatakował” Filcha. Miała tylko nadzieję, że biedny zwierzak zbytnio nie ucierpi… Po chwili woźny zajmował się już jej kotką, która na pewno nie miała brudnych uszu! Aria naburmuszyła się, słysząc te słowa, ale postanowiła tego nie komentować. Na szczęście trzeci członek komisji był milszy i mówił spokojnie. Uśmiechnęła się do niego, odbierając tubę, a Bella sama wskoczyła jej na ręce. – Dziękuję… – powiedziała, odsuwając się od stanowiska. Prawie wpadła na Yumi, której oczywiście nie zauważyła patrząc gdzieś pod nogi. Przeprosiła cicho, a kotka naciągnęła się w stronę jeżyka, na szczęście nie w celach próby zjedzenia stworzonka. Nie wiedziała o co mogło chodzić Yui, ale cichy chichot koleżanki sprawił, że mimowolnie na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Przecież to nie tak! Nie dane jej było się wytłumaczyć, gdyż Filch już krzyczał na kolejną ofiarę. Spojrzała w tamtą stronę, przyglądając się licznej zwierzęcej gromadce. Aria nawet nie zauważyła momentu, w którym zniknęła jej Yumi ani tego, że zbierało się coraz więcej osób. Ciągle coś się działo, Filch nadal wyżywał się na wszystkich, a ona stała niezauważana, milcząc. Naturalna kolej rzeczy, wszystko szalało, a Fimmelówna tylko przyglądała się wszystkiemu, choć połowy zdarzeń i tak nawet nie zarejestrowała. Bella zeskoczyła z jej ramion, na co Aria odruchowo ruszyła za uciekinierką, prawie zderzając się z jakimś dziwnym wysokim mężczyzną, którego wcześniej nie widziała na oczy. Może przeszłaby dalej, gdyby nie jego słowa skierowane do Doriana. -Przepraszam bardzo – odezwała się bojowym tonem, tak bardzo do niej niepodobnym. –Wydaje mi się, że nie powinien się pan zwracać w ten sposób do mojego przyjaciela – powiedziała ciszej, choć dziwnej znajomości z Whisperem raczej nie powinna nazywać takim tytułem. Kto by się jednak tym przejmował? Aria, choć niepozorna i zazwyczaj nieśmiała, była gotowa walczyć o dobro osób, na których jej w jakiś sposób zależało. Robiła to niemalże automatycznie. Nagle do akcji wkroczył jej ukochany narzeczony, czego się kompletnie nie spodziewała… Początkowo po prostu miała ochotę zniknąć, ale zdawało się, że Gilgamesh jej nie zauważył. Plus dla niej. Nie odeszła zbyt daleko, nie chcąc ryzykować kolejną bójką Ślizgona z byłym Krukonem – kto wie, co im tam siedzi w głowach? Uniosła brew słysząc o pupilu, skoro w pobliżu Niemca nie było ani jednej klatki… a wtedy ściągnął spodnie. Reszty nie widziała, gdyż dłońmi natychmiast zasłoniła oczy. -Czyś ty oszalał?! – krzyknęła, czując gorące rumieńce na policzkach. Dlaczego nie poszła wcześniej za Yumi, tylko znowu musiała się zamyślić? |
| | | Dorian Whisper
| Temat: Re: Brama wejściowa Sro 12 Lis 2014, 00:31 | |
| Dorian spojrzał na Alexa Halla, który podszedł do niego ze swoim rudyn kotem norweskim. Lubił koty i w pierwszym odruchu wyciągnął w jego kierunku dłonie, aby móc się chwilę z futrzakiem zabawić. W sumie chyba mógłby polubić tę robotę. Praca ze zwierzętami, trochę macania, głaskania, mierzenia, żyć nie umierać. Zawsze to go w pewnym stopniu uspokajało. Niestety, niektórzy właściciele byli po prostu jak jeden wrzód na tyłu, szczególnie, jeśli mieli pretensje o coś, co nie powinno ich w ogóle interesować. Takim przykładem był Alex Hall, przyjaciel rodziny, a dokładniej jego słodkiej siostry. Nie od dzisiaj wiedział, że Wanda podkochiwała się w tym mężczyźnie, mimo iż był od niej trochę lat starszy. Jak widać, to nie stanowiło przeszkody, aby zacieśnić ich wzajemne relacje. Słysząc słowa, które wypadły z ust aurora, Dorian uśmiechnął się kątem ust, opierając się wygodniej o siedzenie. Czyli tak jak mógł się spodziewać, Wanda znalazła pocieszenie w objęciach tegoż człowieka i najwyraźniej dobrze jej szło owijanie go sobie wokół palca. Brawo, czyny godne rodu Whisperów. Pokręcił głową, przeczesując palcami włosy. Nagle poderwał się z miejsca i chwycił Alexa za przód koszuli, przyciągając go mocniej do siebie. Ich oczy się spotkały, a spojrzenie Doriana było niemalże przygniatające, zimne, bez wyrazu. - Pozwól, drogi panie Hall, że sprostuję… To, że moja siostra zaczęła szukać sobie pocieszenia, nie znaczy, że możesz wściubiać nos w nieswoje sprawy. Robię to, co uważam za najlepsze, a w tej chwili, pozostawienie płaczki samej sobie jest najlepszym rozwiązaniem. Widzę jednak, że znalazła ujście swoich problemów i trosk w Twoich ramionach. Jakie to typowe – mruknął, a w jego głosie było można usłyszeć nic, oprócz jadu i niechęci, jaki pałał do Aurora. Nigdy nie mógł zrozumieć ludzi, którzy tak uporczywie starali się wedrzeć do czyjegoś życia i robić porządki według własnego widzimisię. Miał jeszcze coś dopowiedzieć, gdy nagle zauważył Arię, która stała obok, wcześniej zwracając uwagę Alexowi. Czyli wszystko słyszała, co powiedział? Nie, tego raczej nie przewidział. Klął na siebie w duchu, mając jednak cichą nadzieję, że może nie słuchała. Wszystko jednak zdawało się zwolnić, gdy na scenę przyszedł Grossherzog i w całej swojej okazałości… zdjął spodnie, obnażając przed nosem Doriana pokaźnych, nie oszukujmy się, rozmiarów penisa (czy to słowo jest wulgarne?). Już na pierwszy rzut oka musiał stwierdzić, że jego przyjaciel dosyć mocno się podniecił tą całą sytuacją i robieniem z siebie gwiazdy wieczoru. Whisper zakrztusił się, zdając sobie sprawę, że Gilgamesh jeszcze nie raz go zaskoczył. Chwycił za centymetr i dźgnął go w jądro, dla zasady. Jakiej zasady? Nie wiedział, tak po prostu. - Stary, wziąłeś działkę marichunaen od Chanta? – zagadnął. I tak przeczuwał, że po tym wybryku ze Ślizgona nie zostanie dosłownie nic, jak tylko Argus Filch się do niego dobierze. Oczywiście najpierw musiał wstać z krzesła. Spojrzał na Francisa, dając mu znać. |
| | | Francis T. Lacroix
| Temat: Re: Brama wejściowa Sro 12 Lis 2014, 12:31 | |
| Oczy Chanta na widok ślizgońskiego przyrodzenia zaczęły błyszczeć jak miliony monet. - Chant, co ci się… - zaczął, ale przerwał, bo coś wpadło mu do ust. Zdezorientowany wyciągnął z buzi samotny płatek wiśni i postanowił już nic nie mówić, w tej sytuacji. Dopiął tylko kurtkę, bo ten cały wiatr wywołany przez Luca i Gilgamesha nieco mu doskwierał. Jeszcze złapie katar, przez to ich zauroczenie. Westchnął. Oh, młodości. Orla twych lotów potęga. I w tym momencie Francis poczuł, jakby spotkał się ze ścianą ciepła, falą uderzeniową z RAD-ości. Chant i Grossenhorg byli jak Piotr i Maria Skłodowscy. Była między nimi chemia tak silna. Prawie tak, jak w zupkach typu instant. - I ship it... - wyszeptał. Atmosfera nie była co prawda zbyt romantyczna. Gilgameshowi widocznie wejście w posiadanie certyfikatu, ekhm, zwisało, ale Dorian i tak dzielnie przystąpił do mierzenia. I dał mu ZNAK. O, tak! Czekanie na chwilę, czekanie na moment. Miał już znak, teraz tylko powinien znaleźć okazję. No ale, najpierw obowiązki. Założył okulary, bo nie mógł z początku dostrzec tego monstrualnego rzekomo węża pana Grossenhorga. W zastanowieniu oparł brodę na dłoni i spojrzał na arkusz certyfikatu. W tabelce rozmiar wpisał starannym pismem ’Nie pytaj.’ . Już prawie w tabelce , jako imię właściciela umieścił Gross-senpai ale w porę się zreflektował. W końcu, po wypełnieniu całego dokumentu zwinął go w rulonik i podał Chantowi wraz certyfikatem. A Filch podniósł się, niesiony gniewem, Francis wykorzystując moment rzucił się po tubkę kleju w torbie jak na Crocsy w Lidlu i korzystając z filcowej nieuwagi pomaział krzesło klejem. Napis na etykiecie głosił “Klej Magiczny. Stosować maksymalnie kropelkę.” Cóż. Olać zasady. Francis wycisnął pół tubki, resztę zostawiając na gorsze czasy i dał sygnał Dorianowi. Przestawienie czas zacząć. |
| | | Albus Dumbledore
| Temat: Re: Brama wejściowa Sro 12 Lis 2014, 20:04 | |
| Dzień był śliczny. Wiecie…jeden z tych kiedy słoneczko przyjemnie grzeje, że aż trzeba było wklepać krem z filtrem na szpiczasty nos, ale lekki wiaterek stoi na straży, by nie było za gorąco, dzięki czemu można było założyć szatę, która powiewała sobie gustownie. Ptaszki ćwierkają, centaury biegają, a hipogryfy latają nad głową. Niby zwykły dzień. Jednakże jak się wkrótce okaże, posiada on przedsmak tego co się stanie niedługo, jak zamek znowu wypełnią śmiechy i rozmowy młodych czarodziejów. Oczywiście, Albus Dumbledore, który dumnie kroczył po błoniach Hogwartu, nie mógł się doczekać tego momentu. Mowy powitalnej, małych przestraszonych pierwszoraczniaków, latającego z miotłą Filch’a oraz pysznego puddingu. Nie ważne, że zacznie widywać przestraszone dzieciaczki na swoim gustownym dywaniku, które będzie musiał osądzać trochę łagodniej, aczkolwiek stosownie do danego przewinienia. Nieprzyjemna robota. Ale jak to mawiał jego świętej pamięci wujaszek Albert, trzeba zobaczyć człowieka w człowieku. Z tą myślą przewodnią, dyrektor obserwował latające drozdy i pogwizdywał pod nosem. Sprężyste kroki skierowały go (nie ma to jak GPS w nogach) do bramy zamku, gdzie zebrał się już nie mały tłumek. Zaskoczony Albus przystanął i zaczął drapać się w siwą łepetynkę pod szpiczastą tiarą. Nie mógł sobie przypomnieć czemu uczniowie mieliby przyjechać wcześniej. Jest jakaś aukcja? Nie mówcie tylko, że Filch rzeczywiście jednak sprzedaje obrazy. To by było…było…okropne! Z kim Albus miałby prowadzić inteligentne konwersacje? Musiałby zacząć sam ze sobą. Albo z Fawkesem. A to by była wielka strata. Po chwili jednak klepnął się w czoło, prawie strącając sobie czapkę z głowy (pfu! tiarę). Dzisiaj przecież miało odbyć się wielkie mierzenie i certyfikowanie zwierząt. Jak cudownie! Jak radośnie! Dumbledore nawet był rad, że woźny i dwóch stażystów wyszło z taką inicjatywą. W myśl zasady, że jednak nauczyciele nie stoją ponad prawem, przywołał swojego feniksa i radosnym krokiem i z uśmiechem na ustach poszedł w kierunku zgromadzenia. I Merlinie uchowaj, bo to nie był dobry pomysł. Nota bene warto odnotować dziwną anomalię, w postaci silniejszego wiaterku niż na reszcie błoń i płatków kwiatu wiśni, której nigdzie dookoła byś nie zarejestrował. Pomijamy już oczywiście rozgardiasz związany z samymi zwierzętami. W końcu ilu uczniów, tyle pomysłów na udomowienie różnych dziwnych gatunków. Nie oszukujmy się, sam Albus za młodu nie był zbyt tradycyjny. Posiadał patyczaka o wdzięcznym imieniu Bob. Bob był rozkoszny. Ale niestety, pomylony z różdżką, skończył połamany. Biedny Bob. Świeć Merlinie nad jego patyczkowatą duszą. Amen. Gdy dyrektor przebił się przez wianuszek dookoła głównego przedstawienia, zauważył niecodzienny widok. I uwierzcie mi…usilnie starał się wyglądać poważnie. O tym, że zerkał w niebo, udając całkowity brak zainteresowania nie wspomnę. Ale co stanął za Ślizgonem i odchrząknął to już swoją drogą. - Spodnie w górę, panie von Grossherzog, bo nie ma pan się czym chwalić. – Fawkes głośno krzyknął i odleciał w kierunku jednego ze stolików, usadawiając się tam bardzo dostojnie, a sam dyrektor obszedł roznegliżowanego chłopaka i chwycił pergamin trzymany przez Francisa, oczywiście z uprzejmym uśmiechem. Zanim jednak przystąpił do czytania certyfikatu, zauważył dyszącego i próbującego biec w jego stronę woźnego z krzesłem przyczepionym do szanownych czterech liter. Albus zerknął na Doriana i Francisa znad okularów połówek rozbawiony, by potem machnąć różdżką, pozbawiając Argusa gustownego okrycia siedzenia. Mieli tutaj roznegliżowaną i grubą sprawę do załatwienia. Nie czas było na jakieś alternatywne fashion week.
|
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Brama wejściowa Sro 12 Lis 2014, 23:42 | |
| Ze stu procentową szczerością musiał przyznać, że gdzieś mu umknęła wzmianka o spisie zwierząt, nawet jeżeli jego żmija rogata stanowiła interesujący przykład pupila domowego samego z siebie. Szczególnie, że były to charakterne gady, a do oswajania osobnika nie użyto(bo niby jak?) wężoustości. Ot, cała masa cierpliwości i refleks wystarczyły, choć raz czy dwa i tak trzeba było sobie radzić z nieprzyjemnymi ukąszeniami. Goblin okazał się być ciężki w ułożeniu, ale raz nawiązana więź będzie trwała do końca. Wąż był pupilem jednego właściciela, reszty ludzi nigdy nie tolerował, choć nie atakował nie sprowokowany lub bez komendy. Nawet matka Pride'a nie dała rady uzyskać taryfy ulgowej, choć próbowała. Cóż poradzić, gdy dziecko widzi w sklepie właśnie żmiję rogatą, a nie na przykład ocelota i upiera się przy niej. Co zrobisz, nic nie zrobisz. Stawił się pod bramą wejściową zaraz po przybyciu Albusa Dumbledore'a, dołączając do reszty uczniów, nie witając się jednak za bardzo z nikim, bowiem wciąż znał niewiele osób, a tych na pewno nie kojarzył. Goblin owinął się luźno wokół szyi Ślizgona, chowając łeb za kołnierzem ciemnej koszuli. Jego okres aktywności przypadał raczej na czas od zmierzchu do świtu, więc teraz po prostu od czasu do czasu pozostawał czujny. Kątem oka wydawało mu się, że dostrzegł znajomą twarz i dopiero po spojrzeniu w tamtym kierunku kąciki jego ust drgnęły, tak samo mięśnie ramion. Francis. Aż się obóz przypominał, choć nie było to zbyt przyjemne wspomnienie - a przynajmniej finał nie należał do najlepszych, bo na początek nie mógł narzekać. Postanowił jednak tylko uśmiechnąć się do kuzyna, by po krótkiej chwili przekierować swoją uwagę na dyrektora Hogwartu. Doprawdy, taki problem, kiedy zwierzę nie było kotem, sową czy ropuchą. To prawie dyskryminacja! Żarty na bok, teraz pozostawało mu czekanie na swoją kolej, a skoro już miało się zrobić rodzinnie prędzej czy później to należało się przygotować na ewentualne komplikacje. Upierdliwe, że Francis i Aristos byli do siebie podobni, jedno i drugie wolał widzieć w formie żyrandola w Wielkiej Sali niż żyjącego osobnika tego samego gatunku. |
| | | Argus Filch
| Temat: Re: Brama wejściowa Czw 13 Lis 2014, 17:13 | |
| bardzo mądry post, Gil. Nieźle o Tobie świadczy.
Robił się tłok i Argus robił się coraz bardziej zirytowany. Wcale nie tęsknił za dzieciarnią. Mógł w spokoju wyszorować Hogwart i nie martwić się, że jakiś upierdliwy uczeń pobrudzi świeżo co wypolerowaną podłogę. Szkoła lśniła, gotowa przyjąć wszystkich na cały rok szkolny. Pozostało mu jeszcze trzeci raz wymyć każdy cal kafelków na każdym piętrze i praca zakończona. Rozpoczną się zajęcia WDŻ i odrabianie szlabanów przez niektóre jednostki. Na przykład przez Gilgamesha, który słono zapłaci za takie zachowanie. Jak tylko zdjął spodnie, twarz Argusa zbielała, żyły na łepetynie uwypukliły się i było pewne,że lada chwila pękną. Wybałuszył oczy, z kącika jego ust popłynęła ślina... ogólnie Filch wyglądałby jakby się dusił. Woźny nie siedział na krześle, bo nie miał na to czasu. Po prostu dopadł ślizgona i prawie zaczął go tłuc Miernikiem po łbie. - TY BEZCZELNY PRZESTĘPCO, JESTEŚ NIEWYCHOWANYM ŁAJDAKIEM! - wydarł się donośnie i zamachnął na niewdzięcznego chłopaka Miernikiem. Powstrzymał się w chwili zjawienia się Dumbledore'a, co ucieszyło niezmiernie Filcha. Rozjuszenie minęło jak ręką odjął... - Jak dobrze, że przyjacielu mój tu przyszedłeś! Zachowanie tego młodzieńca jest niedopuszczalne... - głośno zaznaczył, że Dumbledore jest jego przyjacielem, co miało być niby dla niego powodem do większego szacunku. - WHISPER I LACROIX!- kolejny wrzask. Odwrócił się od Gilgamesha zostawiając go na pastwę Dumbledore'a. Przy dyrektorze Filch robił się niemal potulny jak baranek i odpuszczał... bo wiedział, co to znaczy. Albus rzecz jasna rzuci mu go na pożarcie od września i wtedy woźny słono się zemści. Ślizgon będzie błagał o możliwość czyszczenia pucharów w Izbie Pamięci po tym, co mu zaserwuje. - Wracać do roboty mazgaje, bo kolejka się robi! Obaj będziecie mi asystować na WDŻ za karę. Do końca roku szkolnego. Jestem pewien, że mój przyjaciel Dumbledore poprze ten pomysł, abyście wdrażali się do życia w gronie pedagogicznym. - posłał im obrzydliwy uśmiech obiecując im tym samym mnóstwo tortur, marnowania czasu, dodatkowych nędznych obowiązków i zawracania głowy. Wypełni ich wolny czas na tyle, że nie będą mieli chwili aby nawet myśleć o wyjściu na piwo. Już on ich nauczy... - Żadne węże nie będę akceptowane, jeśli nie są w klatce i nie mają potwierdzenia od magicznego weterynarza o bezpieczeństwie dla otoczenia. - powiedział głośno patrząc na Pride'a - nowego ucznia, którego miał okazję spotkać pod koniec roku szkolnego. Zagubiony chłopiec, jasne. Teraz i jemu nie odpuści. Filch nikomu nie da żyć. Nie mógł się doczekać aż zmusi całą trójkę do ślęczenia na trzygodzinnym WDŻ kilka razy w tygodniu. Będą błagać o odjęcie punktów zamiast o siedzenie na zajęciach. Z przyjemnością woźny będzie oglądał ich męczarnie, ich pot, ich łzy i krew, gdy będą musieli go słuchać. W końcu się nauczą należytego szacunku i zachowania wobec starszych. I sam Dumbledore mu na to pozwoli, podpisze się pod tym. Filch bardzo się cieszył, że ma tak szanowanego przyjaciela. Cały świat musi się o tym natychmiast dowiedzieć, aby zaczęto go słuchać. Filch usiadł na krześle i czekał na następne zwierzę. Ćma za nim, kot za nim, teraz... sam nie wiedział kto, ale lepiej aby Dorian się ogarnął, gdyż Filch niemal nie zachorował na serce i miał złośliwy humor. Ufał, że asystowanie na WDŻ jest wystarczającą motywacją, aby wzięli się w garść i ruszyli dalej. Filch siedział. Absolutnie nie wiedział, że właśnie się przykleił do krzesła. Jeszcze nie wiedział. A dowie się i wtedy... |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Brama wejściowa | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |