IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość
avatar

Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa Empty
PisanieTemat: Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa   Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa EmptyPią 23 Maj 2014, 00:54

[Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że rozmawiałem z Lily, która pozwoliła mi na posiadanie tejże magii od początku, czyli z pominięciem pierwszych 30 postów fabularnych. Do tego chciałbym dodać, że owa magia bezróżdżkowa NIE OBEJMUJE wszystkich zdolności magicznych, ale tylko i wyłącznie zaklęcia do poziomu Reducto, tj. poziomu średniego. Chciałbym tą zdolność rozwinąć podczas gry fabularnej. Dziękuję i pozdrawiam.]

Henry Williams od początku swojej magicznej kariery, fascynował się magią bez pomocy różdżki, od momentu, gdy tylko niechcący podpalił swojemu dziadkowi włosy. Nie posiadał wtedy różdżki i w wieku tych pięciu lat nie za bardzo rozumiał, co tak naprawdę uczynił. Johna jednak niezbyt to obchodziło, gdyż był bardzo dumny z wnuka i próbował go nauczyć o wiele więcej, aniżeli było to wówczas możliwe. Emerytowany już auror jednak się tym nie przejmował i przez kolejnych sześć lat próbował ze swoim potomkiem powtórzyć tenże wyczyn… choć może niekoniecznie na jego głowie. Wcześniej, było to spowodowane zafascynowaniem Henry’ego sztuczkami starszego Williamsa, który wielokrotnie podpalał w podobny sposób cygaro bądź rozpalał ogień w kominku. Było to coś, jakby pragnienie małego dziecka, ukryte gdzieś w jego wnętrzu, które zostało zmaterializowane. W podobny sposób tłumaczył to też John, starając się nauczyć wnuka tejże sztuczki. Nie przynosiło to jednak efektów przez bite dwa lata, gdy to zmęczony chłopak… przywołał do siebie poduszkę z pokoju obok. Nadzieja ponownie rozgorzała się w sercu dziadka, ale podobny wyczyn owej bezróżdżkowej magii nastąpił dopiero, gdy Henry miał 9 lat i już trochę bardziej rozumiał otaczający go fantastyczny świat. Już nie potrzebował ponagleń dziadka, sam próbował, często z mizernym skutkiem. Wyszukiwał też jakieś stare podręczniki swojego ojca, zabierał babci różdżkę i nieudolnie próbował wykonać, choć najprostsze zaklęcie. Niestety… zły magiczny kijek odmawiał posłuszeństwa. Z nudów dziewięciolatek chociaż czytał o różnych zaklęciach, i w tak dowiadując się o takim zaklęciu jak Wingardium Leviosa, powtarzał sobie je cicho pod nosem machając gdzieś obok siebie palcem. Powoli zaczynało ogarniać go znużenie, więc gdy tak już skończył próbował zrozumieć, na czym polega owo zaklęcie lewitacji, zaprzestał i czytania i kręcenia palcem, a wtedy na podłogę spadła i poduszka, i bluza młodego Henry’ego. Zdziwiło do chłopaka, który nie miał bladego pojęcia, że owe znużenie, spowodowane było właśnie wykorzystaniem tejże magii. Mimo jednak kolejnych lat prób, niewiele opanował z tej zawiłej i pradawnej sztuki, ograniczając się jedynie do manipulowania niewielkimi obiektami w swoim pobliżu. Gdy dostał swoją różdżkę, a zaraz za po tym rozpoczął swoją edukację w Hogwarcie, chęć rozwoju tej pierwotnej magii jakby zanikła, w skutek podświadomego lenistwa, że po co ma to opanowywać, skoro ma działającą różdżkę, dzięki której nie ma żadnego problemu z magią. Ponowna chęć zapanowania nad tą pierwotną zdolnością czarodziei sprzed wielu wieków, nastąpiła w wakacje, gdy to dziadek zapytał się, co by było, gdyby kiedyś stracił swoją własną różdżkę. To pytanie głęboko utkwiło w pamięci chłopaka, który od tamtego momentu każde nowo poznane zaklęcie próbował wielokrotnie powtórzyć, choć nie zawsze to wychodziło. Wiele lat minęło nim w choć mizernym stopniu udało mu się opanować te zaklęcia, które zazwyczaj wykorzystywane są na jednej tylko lekcji, i których się zapomina na następny dzień. Uświadomił sobie, jak trudna jest to sztuka, a co ważniejsze, wymaga wieloletniej pracy i udoskonalania. Prawdopodobnie właśnie doskonalenie się w tej pradawnej umiejętności sprawiło, że Henry stał się niezwykle opanowanym i zazwyczaj trzeźwo myślącym mężczyzną. Nie zmieniało to jednak faktu, że próba wykonania chociażby zwykłego Accio na przedmiot znajdujący się trzydzieści metrów dalej było syzyfową pracą, wymagającą mnóstwa czasu i skupienia. Najbardziej jednak Williams zapamiętał to, jak próbował zapanować nad zaklęciem rozbrajającym, Expelliarmus.

Ówczesny szóstoklasista był sam na błoniach ze swoim kolegą, Alexem Carterem. Był jednym z niewielu, jeśli nie jedynym, który wiedział o zdolnościach Henry’ego i pomagał mu je rozwijać… o ile tylko leżało to w jego mocy. Wiele razem wywinęli żartów Ślizgonom i wiele razy się z nimi pojedynkowali, więc Williams uznał, że zaklęcie rozbrajające puszczone z pustej ręki, będzie dostateczną ”nagrodą” dla członków domu Slytherina. Mijał już miesiąc, odkąd szesnastolatek próbował opanować tę sztukę, a jedyne co udało mu się osiągnąć było tydzień temu, gdy odrzucił sam siebie i skręcił prawy nadgarstek. W skrzydle szybko mu to poskładali, ale pewien uraz na dumie pozostał. Tak czy inaczej próbował sobie przypomnieć to, co czuł wtedy. Jedność z otaczającym go światem. Zamknął oczy i głęboko oddychał. Czuł wiatr na swojej twarzy, słyszał cichutkie stękania gałązek uginanych ruchem powietrza z pobliskiego drzewa, aż w końcu czuł, jak trawa ulega temu ruchowi. Jakby się jednoczył z naturą… a może i tak też wówczas było. Po kilku chwilach dosłownie czuł otaczający go świat, nutkę magii wypełniającą przestrzeń dookoła niego. Nie potrzebował różdżki, on nią był. Powoli podniósł dłoń, próbując zawirować dookoła niej te cienkie nitki wolnej mocy magicznej. Uniósł ja powoli na wysokość czoła wraz z wydechem, a podczas wydechu delikatnie ją opuścił na wysokość barku, niemalże celując wewnętrzną częścią dłoni w Cartera. Wirująca, niewidoczna i z reguły niewykrywalna magia wirująca dookoła jego ręki zaczęła powoli przemieszczać się w kierunku dłoni i formować w niewidzialne pierścienie mocy. Williams próbował je jakoś uformować i nadać im takich cech, by nagle wystrzeliły przed siebie trafiając drugiego z Gryfonów na błoniach.
-Expelliarmus. – cicho powiedział Henry lekko napinając prawą rękę i wypuszczając wcześniej nagromadzone, wirujące nitki mocy magicznej.
Efekt był poprawny… tylko trochę spudłował, gdyż ponownie to właśnie trenujący sztukę magii bezróżdżkowej czarodziej został odrzucony, niemalże uderzając w drzewo. Tym razem na szczęście, nie psując sobie w ogóle ręki, gubiąc za to swoją różdżkę.
-Cholera. – rzekł Williams uderzając pięścią w miękką ziemię. Gdzieś w oddali było słychać grzmot.
-Zbierajmy się, chyba zbiera się na deszcz. – powiedział Alex podchodząc do Henry’ego i podając mu różdżkę oraz rękę, by ułatwić mu wstanie. I pewnie wszystko byłoby ładnie gdyby nagle oboje nie zostali odrzuceniu i nie zostali spętani przez jakieś pnącza za sprawą pewnego zaklęcia użytego przez znanych gryfońskiemu duetowi Śliz gonów. Trójka uczniów ze Slytherinu musiała dostrzec skupionych na czymś Gryfonów i uznała, że skoro jeden leży to sobie im podokuczają… och, jakże dorośle.
-Nieciekawie byłoby gdybyście zostali na takim deszczu bez jakichś płaszczy, prawda? – zapytał średniego wzrostu chłopak o krótkich czarnych włosach i chytrym uśmieszku na twarzy. Wtem dostrzegli różdżki obu latających uczniów Gryffindoru i z jeszcze podlejszym uśmiechem padło z ust tej samej osoby kolejne pytanie -Szkoda byłoby, gdyby te piękne różdżki się złamały.
-Zostaw je! – krzyknął niemalże natychmiastowo Carter rzucając się, jednak na niewiele się to zdało. Byli teraz w poważnych tarapatach. -Spróbuj jeszcze raz. – szepnął po chwili do Henry’ego.
Williams był zaskoczony, ale nie próbował oponować. Wszak była to jedyna okazja dla nich, by jakoś wyrwać się z tarapatów, w jakie wpadli z powodu swojej nieuwagi. Ponownie zamknął oczy, by po chwili ponownie wczuć się w otaczającą go magię. Spieszył się, co dobrym nie było, ale zdawało się Gryfonowi, że czas w tejże percepcji jakby dziwnie zwolnił. Wyczuwał nawet magię, która trzymała im nogi w powietrzu, ale to nie na niej się skupiał. Ponownie wytworzył kulkę drgającej i wirującej energii magicznej, a następnie wystawił rękę na tyle, na ile mógł w stronę Ślizgonów, którzy akurat się od nich odwrócili, chcąc dorwać leżące na ziemi różdżki. Henry już, już miał zrobić to samo, gdy nagle uznał, że zrobi inaczej. Intuicja nakazała mu, by nie napinać ręki oraz by swobodnie wypuścić całą kulkę w przód, wyrywając ją z władzy Williamsa. Zrobił to… i nagle najwyższy i jednocześnie najbardziej ”przy kości” z uczniów Slytherinu przeleciał kilka metrów i wylądował niemalże pod drzewem zszokowany nie mniej niż reszta, która najwyraźniej uznała, że są jeszcze przez kogoś obserwowani i czmychnęli czym prędzej.
-Tak! Udało się! – krzyknął z satysfakcję Henry, gdy nagle przerwał mu Alex
-Taa… fajnie… ściągnij nas stąd w takim razie mistrzu zanim zaczniemy się gorzej czuć przez ten ścisk.
-A… tak… już… – odpowiedział mu drugi Gryfon i skierował swą dłoń w kierunku swej różdżki z angielskiego dębu przywołał ją do siebie opanowanym dopiero rok temu Accio, by następnie zanegować użyte wcześniej przez członków domu Salazara Slytherina zaklęcie i uwolnić zarówno siebie, jak i Cartera...


Tamto wydarzenie może nie było jakimś przełomem w nauce tejże sztuki przez Williamsa, jednakże najbardziej utkwiło mu ono w pamięci. Oraz nauczyła wykorzystywać swoją intuicję, która wówczas go nie zawiodła, a i przy późniejszych próbach wiele razu mu pomagało. Od tamtego wydarzenia minęło już trochę lat, a Henry wciąż próbował rozwijać tą pradawną gałąź magii… niestety, nie było to efektywne i wiele zaklęć, których potrafił użyć przy pomocy różdżki, było wciąż dla niego niedostępnych… ale jeszcze trochę życia mu zostało. A w pracy aurora coś takiego może się przydać… że nie wspomni się o ukrytej ambicji mężczyzny, by stać się swoistym mistrzem tego rzadkiego w dzisiejszych czasach rodzaju magii.
Evan Rosier
Evan Rosier

Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa Empty
PisanieTemat: Re: Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa   Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa EmptyPią 30 Maj 2014, 00:49

W porządku. Nie znalazłem raczej żadnych rażących błędów, choć w pewnym momencie było dla mnie niejasne, w kogo on chce tym expelliarmusem trafić, w Cartera czy w Ślizgonów. Podoba mi się, że potrzebował wiele czasu, by to opanować; że w pewnym momencie się nawet zniechęcił; że wciąż nie do końca nad tym panuje (pamiętaj o tym, bo magia bezróżdżkowa jest dla mnie na pewno bardziej... kapryśna; różdżka między innymi służy w końcu do ukierunkowania mocy magicznej). No i istnieje jakiś powód, który skłonił go do nauki, to dobrze.
Trochę mało napisałeś natomiast o wykorzystaniu tej umiejętności w fabule, a to według mnie jedna z najważniejszych kwestii. Czy masz w związku z tym jakieś konkretne plany? Czy zamierzasz jakoś urozmaicić fabułę? W końcu posiadanie umiejętności dla samego faktu, by mieć, nie ma większego sensu, jeśli potem ma być nieużywana.
Gość
avatar

Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa Empty
PisanieTemat: Re: Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa   Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa EmptyPią 30 Maj 2014, 01:06

Kurczę, liczyłem, że uda mi się kopsnąć cię po czasie, ale nie wyszło xD

Tak, to teraz na poważnie w kwestii chyba jedynego poważnego zarzutu. W praktyce sam koncept Henry'ego wymagał tej zdolności, gdyż tak sobie wieki temu założyłem, a następnie wielokrotnie ulegało to nerfom na wielu forach. Jednak przechodząc do tematu, planowałem tą zdolność rozwijać u Williamsa przez grę, może gdzieś w głębi marząc, że kiedykolwiek opanuje ją w naprawdę mistrzowskim stopniu. Dodałem na końcu, że moja postać ma swoistą motywację, by zapanować w mistrzowskim stopniu nad tą sztuką i w praktyce trudno mi widzieć, co wielkiego miałoby to wnieść do fabuły całego forum. Z kolei urozmaiciłoby tą część związaną z Henry'm, który w praktyce te prostsze zaklęcia miałby używać w pewien sposób nałogowo. Również trudno było mi po prostu pisać oczywistości. W gruncie rzeczy miała to też być karta atutowa aurora, który zostałby nagle rozbrojony. W uproszczeniu cała fabuła związana z tą umiejętnością opierałaby się na partyzanckich zaklęciach w sytuacjach kryzysowych oraz powolnym rozwojem, a także swoistym "umędrczaniem" mojej postaci, gdyż chciałbym, by rozwijając tą zdolność fabularnie, jednocześnie bardziej kontemplowała naturę, wywodząc się z prostego założenia, że pradawna magia używa magii otaczającej świat. W takim podaniu w formie opowiadania trudno mi było wstawić tego typu opis, by zwyczajnie pasował.

Dziękuję i pozdrawiam.
Evan Rosier
Evan Rosier

Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa Empty
PisanieTemat: Re: Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa   Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa EmptyPią 30 Maj 2014, 01:18

Hm, no dobrze. Skoro masz na to pomysł i planujesz to w przyszłości rozwijać i wplatać w fabułę, czyniąc z tego jakąś cechę charakteryzującą Henry'ego, mogę to przepuścić. Pamiętaj jednak, że rozwijanie umiejętności (przynajmniej jeśli chodzi o te trudniejsze zaklęcia) powinno przebiegać pod okiem MG. Liczę, że będziesz się aktywnie udzielał na forum i korzystał ze swojej umiejętności, a tymczasem masz moje błogosławieństwo. Idź bić Voldka czy coś.

akcept.
Sponsored content

Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa Empty
PisanieTemat: Re: Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa   Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa Empty

 

Henry Williams - Magia Bezróżdżkowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Henry Williams
» Nikolai Asen - magia bezróżdżkowa
» Alex Hall - magia bezróżdżkowa
» Amycus Carrow - magia bezróżdżkowa
» Magia pierwotna

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Genetyki
-