|
| Autor | Wiadomość |
---|
William Lewis
| Temat: Gabinet Williama Lewisa Wto 13 Sty 2015, 02:22 | |
| - Cytat :
Gabinet Williama jest niewielkich rozmiarów, jednakże przez wysokie regały na każdej ze ścian wydaje się być o wiele większy - po prostu zapełniony. Jeden z regałów wypełniają puszki z herbatami z całego świata, natomiast resztę zajmują książki(w tym kolekcja wszystkich dzieł Shakespear'a jak i biografie samego autora). Wszystkie meble, w tym masywne biurko z szufladami różnej wielkości, wykonano z mahoniu, kolor ścian jednak pozostaje nieznany.Na północnej ścianie widnieje portret obecnej królowej brytyjskiej, natomiast na południowej sztandar Gryffindoru, jeszcze z czasów szkolnych. Gabinet sprawiał przyjemne wrażenie, odprężające, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę zapach herbat unoszący się w powietrzu. Na biurku zazwyczaj można zauważyć czarną kotkę Williama o imieniu Sachmet. Jej pomarańczowe ślepia uważnie obserwują każdego nowo przybyłego. Wąskie, na pierwszy rzut oka niezauważalne drzwi prowadziły do niewielkiego pomieszczenia obok, które stanowiło pokój Lewisa. Niewielkie łóżko, krzesło i stolik, do tego kolejnych kilka regałów.
Auror wpadł do gabinetu niczym burza, już od progu szukając wzrokiem zmaltretowanego przyjaciela. Biorąc pod uwagę z kim ten spędził ostatnie godziny - wszystko było możliwe. Cieszył się tylko, że Wilson nie podrzucił mu zwłok, choć w tym przypadku William prawdopodobnie zapomniałby o wszystkich nieskazitelnych manierach i kodeksie rycerskim. Nikt nie chciałby go poznać od tej strony, wliczając w tę pulę samego zainteresowanego. Sachmet podniosła łeb, by spojrzeć nieco rozszerzonymi ślepiami na swojego właściciela, zdziwiona zapewne jego postawą. Miauknęła krótko, co przeszło płynnie w przeciągłe ziewnięcie, oznajmiając wszem i wobec, że sprawa nie jest poważna i można spokojnie udać się na spoczynek. Nie zauważywszy znajomej twarzy w głównym pomieszczeniu, William postanowił pobiec do pokoju obok, zamaszyście otwierając drzwi i wpadając do środka z nie mniejszą gwałtownością niż wcześniej. W pierwszej sekundzie odetchnął z ulgą, gdyż Alex znajdował się w jednym kawałku na jego łóżku. Na dodatek oddychał w miarę równomiernie, co również można było uznać za sukces. Już spokojniej podszedł do Halla, by przyjrzeć mu się z bliska. Dopiero wtedy zauważył, że ten jest nieco blady i prezentuje sobą obraz nędzy i rozpaczy, które można przyrównać też do połączenia grypy z zatruciem alkoholem. - Nie godzi się. - sapnął kręcąc głową, po czym szybkim krokiem przeszukał pokój w poszukiwaniu miednicy i butelki wody. Do tego dwa mokre ręczniki i na wszelki wypadek gorzka herbata w filiżance. Szatę rzucił gdzieś w kąt, a marynarkę powiesił na oparciu krzesła. Tak, teraz mógł nieść ukojenie ofierze Jareda. Przysiadł na skraju łóżka i w pierwszej kolejności ułożył ręcznik na czole młodszego aurora. W następnej kolejności podsunął mu do usta szklankę wody. - Co ten wariat ci dał do wypicia? - zapytał, ale nie był do końca pewien na ile Alex będzie w stanie mu odpowiedzieć. - Hej, słyszysz mnie? Napij się wody. I przysięgam na Elżbietę Drugą, uprzedź mnie wcześniej w razie potrzeby skorzystania z miednicy, bardzo lubię tą pościel.Kącik jego ust drgnął, ale w oczach odbijała się troska i niepewność. Nie mając informacji o tym, co znajdowało się w żołądku Halla nie był do końca przekonany jak powinien temu zaradzić. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Williama Lewisa Sob 17 Sty 2015, 19:40 | |
| //stop, bo się wyżej zapomniał~
Pierwszą informacją, która przebiła się przez myśli Alexa podobne w tej chwili do miękkiej, wełniastej chmurki był fakt, że już nie stał. Śmieszna sprawa, mógł przysiąc, iż jeszcze sekundę temu miał pod sobą parę wcale nieźle funkcjonujących nóg. No i wspierało go dzielne kopytko Jareda, który postanowił zostać rogaczem. Fragmenty pomieszczenia jakie widział przez lekko rozchylone powieki, były dla niego w tej chwili różnobarwnymi plamami, ale nie kołysały się dziko. W kącikach oczu drażniąco przesypywał się piasek – jakby ktoś rozbił mu nad głową klepsydrę i pozwolił jej zawartości swobodnie spływać przez poszarpany, szklany brzeg na twarz aurora. No i był też głos, odległy bulgot spod wody, którego znaczenia nie pojmował, chociaż bardzo się starał. Nie mógł skupić się na dźwięku na tyle długo, by przypisać mu konkretnego znaczenia. Frustrująca sprawa, bo własne ciało czuł co do najdrobniejszego fragmentu, każdego drgającego mięśnia, dotyku materiału na klatce piersiowej, gdy powoli oddychał. Nawet tego irytującego swędzenia zakrzepłej krwi tuż pod nosem. A potem ktoś nagle i bezczelnie zdzielił go mokrym, zdecydowanie zbyt chłodnym ręcznikiem prosto w czoło. Gest prawdopodobnie nie był tak gwałtowny, ale wyostrzone na dotyk zmysły Halla zaprotestowały, zawyły gdzieś w tyle głowy. Mężczyzna syknął przeciągle przez zęby, zaciskając powieki, gdy fala dreszczy spłynęła mu wzdłuż kręgosłupa, sadowiąc się w okolicy krzyża. Cuchnący potem i strachem zwierzęcy instynkt podpowiadał, by zwinąć się w kłębek, ukryć w jakimś ciemnym miejscu i przeczekać. Brzeg szklanki opierający się o dolną wargę miał jednak zupełnie inne plany i choć z początku niechętnie, Alex wziął pierwszy łyk. Może to zwykła woda podziałała w pewien sposób na eliksir krążący w żyłach, a może minął kolejny odcinek czasu odmierzany na niewidzialnym zegarku, by zmieniły się efekty wywaru. Tak czy siak, blondynowi zaczęła powoli wracać ostrość widzenia, a dźwięki dobiegały coraz bliżej powierzchni wody, która je rozmywała, tłumiła. Z dłonią nie wiadomo kiedy zaciśniętą na nadgarstku Williama, Hall pił tak łapczywie, jakby właśnie spędził czterdzieści dni na pustyni. Odetchnął z ulgą, lekko przekręcając głowę na poduszce dopiero, gdy cała zawartość szklanki zniknęła, a on wreszcie rozpoznał głos przyjaciela. Skoro tu był, nie miał się czego obawiać. Myśl ta usadowiła się gdzieś w miękkiej, strzępiastej chmurce wypełniającej czaszkę Alexa, moszcząc tam sobie wygodne gniazdko i gruchając radośnie. Will mówił coś o pościeli... - Czajniczki – zauważył błyskotliwie, dłuższą chwilę przyglądając się poszwie kołdry, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. Drobne wzory w kolorach, które nie kuły w oczy z jakiegoś powodu stały się nagle wybitnie fascynujące. Prawie tak samo jak krzywizny szczupłego nadgarstka, na którym wciąż zaciskał dłoń, odmawiając jego uwolnienia. Chyba nie powinien tego robić? Tak mu się przynajmniej wydawało, musiał to później skonsultować ze swoim w pełni trzeźwym i zdolnym do racjonalnego myślenia mózgiem. Tak czy inaczej spojrzenie pary zielonych, błyszczących w lekkiej gorączce oczu przeniosło się na przedmiot wewnętrznego konfliktu aurora. A potem odginając palec po palcu, jakby był to wysiłek iście tytaniczny, zadanie wymagające najwyższego skupienia, oswobodził rękę Lewisa. Jego własna opadła na pościel przy akompaniamencie cichego westchnięcia. - Co ja tu robię? - spytał całkiem składnie, nie dając powodów do myślenia, że cokolwiek mogłoby być z nim nie tak. |
| | | William Lewis
| Temat: Re: Gabinet Williama Lewisa Pon 19 Sty 2015, 12:25 | |
| Alex wyraźnie nie był momentami zadowolony z opieki Williama, szczególnie, gdy zmarszczył brwi i gwałtownie się poruszył w reakcji na mokry ręcznik, który wylądował na jego czole. Nie mógł mieć mu za złe, biorąc pod uwagę dziwną mieszankę wędrującą w jego żyłach, pewnie ściany mówiły, a podłoga była sufitem. Po prostu przytrzymał go delikatnie, nie pozwalając na gwałtowniejsze protesty. Powoli przetarł czoło przyjaciela, następnie cała twarz i szyję, chcąc go otrzeźwić. Żmudna robota, szczególnie, że specyfik Jareda zdawał się należeć do grona tych upartych. Na szczęście stopniowe pojenie Alexa wodą przynosiło oczekiwane skutki - z początku niechętny do picia czegokolwiek(czemu nie można się dziwić) mężczyzna coraz łapczywiej pochłaniał kolejne porcje napoju, jakby zamierzał co najmniej pozbawić Hogwart wody na następny miesiąc. Wywoływał tym lekki uśmiech na twarzy Lewisa, który starał się powstrzymać drżenie kącików ust - jeszcze Hall pomyśli, że się z niego nabija. Pokręcił głową i kontynuował dbanie o jak najszybszy powrót przyjaciela do sprawności - jak nie fizycznej to chociaż psychicznej. W reakcji na syk aurora tylko ponownie, delikatnie przetarł jego twarz, chcąc go tym samym przyzwyczajać do uczucia otrzeźwiającego chłodu. Na szczęście stopniowo zaczynał współpracować, a w pewnym momencie nawet złapał Lewisa za nadgarstek, by nawet nie próbował się odsunąć. Dobrze, niech pije do dna ile tylko pomieści. Nie do wiary, że Wilson był w stanie ot tak podać komuś trujący eliksir(lub w trującej ilości) i nic sobie z tego nie zrobić. Przynajmniej wysilił się na tyle, by wysłać Patronusa z wiadomością, bo w przeciwnym razie Brytyjczyk mógłby na chwilę opuścić swoją skorupę dżentelmena. - Tylko się nie zakrztuś. - przemówił spokojnym, nieco rozbawionym głosem, z ulgą obserwując drobne postępy w przywracaniu Alexa do świata żywych. - I owszem, czajniczki. Dobrze widzieć, że wracają ci zmysły. Odstawił szklankę na bok, gdy tylko jego nadgarstek został oswobodzony, po czym podniósł się, by odnieść miednicę na swoje miejsce. Najwyraźniej najgorsze stadium strucia zostało zażegnane, a lepiej nie kusić losu. Jeszcze młodszy auror prawie zabije się o miskę chcąc udowodnić wszystkim, że jest w pełni sił. Nie byłby to pierwszy raz. - Nie wiem do końca, prawdopodobnie Jared cię tu przyniósł. Byłem w innej części zamku i dostałem tylko jego Patronusa z wiadomością. Przybyłem najszybciej jak to tylko było możliwe. - wyjaśnił spoglądając za okno, gdzie słońce nieubłaganie chowało się za horyzontem. Machnął różdżką w kierunku świec na stoliku, zapalając każdą z nich. Szybko odwrócił od nich wzrok, skupiając całą uwagę ponownie na poszkodowanym. To tylko kilka świec, nie było powodu poświęcać im więcej uwagi, prawda? - Co się właściwie stało? Przysięgam, że następnym razem rzucę w tego gbura moją ulubioną zastawą, tą najcięższą. Jeżeli William jest w stanie dla ciebie zamordować z zimną krwią jeden ze swoich kompletów herbacianych to wiedz, że masz specjalne miejsce w jego życiu. Westchnął marszcząc brwi na myśl o Wilsonie, jednakże zaraz się rozpogodził. Nie ma co teraz złorzeczyć na nikogo, grunt, że nikomu nie stało się nic poważnego i nieodwracalnego. Nalał ponownie wody do szklanki, siadając bliżej przyjaciela. - Potrzebujesz coś? Wiem, że to nie czas na bycie mną, ale gorzka herbata może pomóc. - uśmiechnął się ponownie, chcąc wprowadzić niewielki akcent humorystyczny dla zrównoważenia sytuacji. - Chyba, że wolisz coś zjeść. Całe szczęście, że to nic poważniejszego, bo wizyta w skrzydle szpitalnym nie byłaby najlepszą wróżbą na ten rok szkolny. Powrót po latach, a tobie trafił się Jared. Może wezmę cię na asystenta na moich lekcjach, wolę uniknąć kolejnej naburmuszonej surykatki. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Williama Lewisa Pon 19 Sty 2015, 22:58 | |
| Cała ta sytuacja, choć z założenia abstrakcyjna i przypominająca przypadkową klatkę wyrwaną z filmowej kliszy, nosiła w sobie znamiona czegoś znajomego. Choć jeszcze nigdy nie struł się eliksirem do punktu stracenia przytomności przeprowadzając w zaciszu domowej pracowni swoje małe eksperymenty, aktualny stan mógłby porównać do przebudzenia po ostatnim ataku ciężkiej grypy. Podlej czuł się chyba tylko po truciźnie uważonej wedle przepisu pochodzącego ze starego, nakrapianego plamami tomu, na którą odrobinę zbyt późno zażył antidotum. Taki był z niego wzór odpowiedzialności, gdy przychodziło do dbania o dobro własnej rzyci - całkiem modelowej, jędrnej rzyci należałoby nadmienić. Nic więc dziwnego, że dotyk czegokolwiek o temperaturze niższej niż jego rozgrzana skóra wywołał gwałtowną reakcję. Ręcznik wcale nie był w tym momencie tylko kawałkiem mokrego materiału. Urastał do gabarytów przeciwnika pokroju wanny pełnej kostek lodu, do której William właśnie wepchnął mu głowę i nie pozwalał się przez dłuższą chwilę podnieść. Alex chciał kląć, złorzeczyć oraz miotać zjadliwymi klątwami we wszystko, co się ruszało, ale zwyczajnie nie znajdywał w sobie na to siły. Wszystkie kończyny miał jak z waty. Chociaż chłód z niezwykle upierdliwego i niechcianego wrażenia stawał się powoli kojący, wypędzał z jasnej głowy aurora wełniastą chmurkę, robiąc miejsce na myśli. Póki co proste, obrzydliwie podstawowe, ale od czegoś zawsze trzeba było zacząć. Woda też okazała się dobrym pomysłem. Alex nigdy nie sądził, że nastąpi moment jak ten - w jego mózgu nastąpiła iście wywrotowa, rewolucyjna zmiana priorytetów, w której potrzeba picia czystej wody przegoniła rozglądanie się za czymś procentowym. To chyba eliksir przeciążał niektóre neurony, powodował niekontrolowane przeskoki impulsów, wytyczał nowe ścieżki w mózgu, po których płynęły informacje, wywoływał elektryczne fontanny iskier. Powinien gdzieś zapisać to spostrzeżenie, kiedy wróci do swojego gabinetu, tak dla dobra potomnych, gdyby ktoś poważył się na przedawkowanie i wlanie wywaru do szklanki z whisky. Już widział jak na jego nagrobku wyryją kiedyś fantazyjną czcionką pełną zawijasów: “Alex Hall, idiota który truł się eliksirami na własne życzenie, bo nie miał nic lepszego do roboty”. Choć zaczynał czuć się trochę lepiej dzięki opiece Williama, wykazał zadziwiającą przenikliwość, jak na aktualny stan umysłu – nie próbował wstawać. Nic wielkiego, ale minimalizowało prawdopodobieństwo wystąpienia dodatkowych, niechcianych objawów. Dlatego też słuchając wyjaśnień padających z ust przyjaciela, z niemal komiczną ostrożnością uniósł ręce, układając poduszkę pod głową (podobnie jak kołdra ubraną w poszwę czajniczkową), by nie była tylko płaskim naleśnikiem, a pozwalała się nieco lepiej rozejrzeć. Jeśli miał spędzić w pozycji nieboszczyka więcej czasu, to równie dobrze mógł to robić ze względną wygodą. - Wilson, przynieść? - prychnął krótko, po czym wciągnął powietrze. Gwałtowniejszy ruch nie robił dobrze jego żołądkowi, który odezwał się żenująco głośnym bulgotaniem przypominającym rechot wielkiej, tłustej żaby. Uch. Chociaż, gdyby poświęcić tej możliwości dłuższą chwilę zastanowienia, to w jaki inny sposób Alex przebył piętro w górę do przytulnego gabinetu Williama? Nie wsiadł sobie na miotłę, raczej nie przypełzł, teleportacja na terenie Hogwartu zwyczajnie nie działała... Czyżby w Jaredzie odezwał się pierwiastek człowieczeństwa? Była to niezwykle dziwna i abstrakcyjna myśl. Pytanie o to, co się stało, stanowiło sprawę ciut problematyczną, ale Alex nie mógł powstrzymać uśmiechu odsłaniającego rząd jasnych zębów, gdy Lewis zagroził morderstwem przy użyciu swojej ulubionej zastawy. Traktował te przedmioty niemal z taką samą nabożną czcią jak swoje herbaty, a nawet drobna implikacja, że byłby w stanie je poświęcić, bo Hallowi stała się niesprawiedliwość, wywoływał w klatce piersiowej falę miękkiego ciepła. Niepodobnego gorączce, a promieniom słońca pieszczącym odsłoniętą skórę w rześki ranek. Jednak przyjemności przyjemnościami, ale należało się przyznać, co do powodów zaistnienia tej całej sytuacji – auror czuł przez skórę, że gdy William dowie się wszystkiego, nie będzie zadowolony. - Ważyłem eliksir na zajęcia z patronusów – zaczął, bezwiednie oblizując dolną wargę w nerwowym geście. Złota statuetka stojąca na jednej z półek od dłuższej chwili zawodziła coraz głośniej, usilnie próbując przebić się ze swoją piosenką o niezatapialnych statkach przez głosy dwójki mężczyzn. Alex czuł coraz silniejszą potrzebę wyrzucenia jej przez okno. - Potrzeba było czegoś rozpraszającego uwagę, to zrobiłem halucynogen – spojrzenie pary zielonych oczu powędrowało ku sufitowi. - Dawkowanie się zatarło. Ktoś musiał przetestować. Zmieszał mi to z whisky. Ostatnie trzy zdania wypowiedział jak najszybciej, by przypadkiem mu nie przerwano, po czym złączył palce gdzieś na wysokości mostka, lekko zagryzając wnętrze policzka. Jego eksperymenty z eliksirami nie stanowiły dla Williama nowości, ale zwykle nie wychodził z nich w stanie wskazującym na rychły i niekoniecznie spektakularny zgon. Gęsta, smołowata czerń wstydu musnęła myśli Alexa miękko jak krucze skrzydło. - Myślę, że na razie powinienem zostać przy wo... Możesz coś zrobić z tą figurką? Wyje tak, że zaraz dostanę szału – zmarszczył brwi, przekręcając głowę w stronę źródła irytujących dźwięków. Jak Lewis mógł trzymać coś takiego w swojej sypialni? Służyło mu za budzik? Nawet jeśli, to piosenki o statkach, które płyną same i wznoszą się do nieba ze swoimi dwoma pasażerami wydawały się naprawdę dziwacznym alarmem. - Serio, wyrzuć to, kupię ci lepszy budzik. Nawet w kształcie królowej – zasugerował, kiedy jego wzrok odruchowo przeniósł się ze złotego gniota na portret kobiety w ładnej, prostej ramie. Królowa brytyjska zdawała się patrzeć z wyższością na zredukowanego do żałosnej kupki kończyn aurora, a w pewnym momencie, wystawiła język. Usta mężczyzny rozchyliły się lekko, oczy komicznie rozszerzyły do rozmiarów małych deserowych talerzyków – minę musiał mieć wybitnie głupią, czuł to. - Twoja królowa pokazała mi język – powiedział po chwili głosem, który ni mniej ni więcej a przypominał dziecko, któremu ktoś właśnie zabrał sprzed nosa lizaka. - To chyba nie jest normalne? |
| | | William Lewis
| Temat: Re: Gabinet Williama Lewisa Pon 26 Sty 2015, 00:04 | |
| Po wypiciu pełnej szklanki wody Alex zaczął coraz szybciej wracać do stanu akceptowalnego. Co prawda wciąż nie było to tempo ekspresowe, w końcu to nie eliksir(chociaż o ile życie byłoby prostsze, gdyby woda stanowiła lekarstwo na wszystko, a już szczególnie na otrucia). Auror na szczęście potrafił się cieszyć z małych rzeczy i z ulgą witał każdy ruch, swobodniejszy oddech czy słowo przyjaciela, które nie zostało opieczętowane grymasem zdradzającym dyskomfort. Williamowi wystarczyły drobne gesty świadczące o bezpieczeństwie, to był poniekąd jego fetysz życiowy. Bezpieczeństwo. Nigdy nie gonił za bogactwem czy sławą, chciał służyć innym bez rozgłosu, o ile tylko skutecznie. Codzienne uczynki, wsparcie i uśmiech stanowiły dla niego najlepszą formę magii użytkowej jaką jest w stanie stworzyć człowiek, więc właśnie tego się trzymał. Pomimo przeszłości ściśle związanej z sierocińcem nie miał kompleksu odrzucenia przy pierwszej lepszej okazji, nie gromadził też pieniędzy niczym smok, który ledwo dorwał się do największego skarbca na ziemi. Bo i po co? Mogą czasem ułatwiać życie, ale nie uratować. Nie przekupią śmierci, nie stworzą zaklęć chroniących to, czego nie są w stanie ochronić, tak samo rzecz się miała z każda inną dziedziną magii. Któż lepiej od czarodzieja może zrozumieć niską wartość pieniądza? Brytyjczyk miał inny skarb i był nim właśnie Alex. Tylko on potrafił go odprężyć czy rozśmieszyć, gdy jest bardzo źle, tylko on zniesie jego herbaciane fanaberie i tylko on wie, że gdyby trzeba było to wstałby w środku nocy i przyszedł mu z pomocą. Łączyło ich zaufanie absolutne, dlatego gdy ktokolwiek, choćby sam Lord Voldemort naraził jego życie na niebezpieczeństwo Lewis nie wahałby się ani sekundy, by stanąć w jego obronie - choćby przeciwko całemu światu. Potem najwyżej da mu łeb, jeśli będzie taka potrzeba, ale najpierw bezpieczeństwo. Wyjaśnienia zaczęły płynąć z ust Halla i z początku brzmiało to naprawdę niewinnie. Jared i tak nadal zajmował pierwszych dziesięć miejsc na liście podejrzanych i oskarżonych, więc tylko pokiwał głową na znak, że przyjmuje do wiadomości wstępne orzeczenie. Dopiero potem, wraz z kolejnymi słowami przyjaciela mięśnie jego twarzy zaczęły się napinać, a usta zamiast uśmiechu przybrały formę prostej kreski. Spojrzenie wyrażało złość, ale nie ciskało błyskawicami, o nie, to zdecydowanie nie było w stylu Williama. W niebieskich tęczówkach zaczynał gościć chłód tak ogromny, że sprawiał wrażenie zdolnego utworzyć górę lodową potrzebną do zatopienia Titanica. Auror był człowiekiem o złotym sercu, ale nikt nie chciał go denerwować, bo wtedy mogła delikwenta uratować tylko królowa Wielkiej Brytanii - a ta miała sporo na głowie, więc nikt przy zdrowych zmysłach nie liczyłby na jej wkład w ochronę własnej skóry. Doświadczenia, no niech go Lipton zaleje. Zachciało mu się eksperymentować halucynogenami zmieszanymi z whisky i to na własnej skórze. Bo czemu nie, prawd? Brzmi jak fantastyczny pomysł, szczególnie, gdy obok jest Wilson, po którym nikt, łącznie chyba z jego córką, nie spodziewałby się większej chęci pomocy w razie jakiegokolwiek wypadku. Co mogło pójść nie tak, skoro na domiar tego wszystkiego nikt nie miał pojęcia o dawkowaniu specyfiku? Perfekcyjny pomysł! Milczał uparcie, gdy tylko Alex skończył to jakże szybko wypowiedziane zdanie, najwyraźniej naiwnie sądząc, że starszy mężczyzna nie zrozumie do końca jego treści lub nie zdąży się zdenerwować. Znali się od zawsze, a tu taki głupi błąd. Gdy padła prośba o uciszenie statuetki śpiewającej w najlepsze na jednej z półek William po prostu się uśmiechnął, wstał, by zrobić jedną rzecz - przenieść muzykalny przedmiot na blat stolika tuż obok łóżka, na którym cierpiał Hall. Wyraz twarzy nie ulegał zmianie i przywodził na myśl tarczę słoneczną obwieszczającą piękny, nowy dzień. Może z jednym wyjątkiem, czyli parą oczu zamrażających sylwetkę młodszego - powoli, acz konsekwentnie. - Coś mówiłeś? - zapytał bardzo dobrze udając zdziwienie i zapewne pierwsza lepsza osoba dałaby się nabrać na tę grę aktorską godną niejednego teatru. - Nie dosłyszałem. Tak jak najwyraźniej ty nie dosłyszałeś, gdy ostatnim razem mówiłem, byś nie zachowywał się nieodpowiedzialnie w kwestii własnego zdrowia. Pamięć już nie ta, bo któż by pamiętał poprzednie strucie, po którym wyleczenie cię zajęło tydzień. I kto przy tobie siedzi? Ja. Kto nie śpi po nocach, bo majaczysz z gorączką? Ja. Wcale nie wypominam ci marnowania mojego czasu, bo oboje dobrze wiem, że zawsze go mam, kiedy mnie potrzebujesz. Wypominam ci brak szacunku dla moich nerwów, bo martwię się za każdym razem. Słowa padały powoli, miarowo, zupełnie jakby czytał napisany wcześniej tekst o zasadach BHP. Tylko zmarszczone brwi zdradziły nerwy, które bynajmniej nie reprezentowały wściekłości. Zdawały się raczej mówić "na Hamleta, dlaczego każesz mi zawsze umierać ze strachu o ciebie, kretynie?". Odetchnął głęboko, przymknął oczy na krótką chwilę, by ponownie spojrzeć na Alexa, tym razem już go nie zamrażając. Mimo to był zirytowany - jego kości policzkowe zdradzały to najlepiej. - A moja królowa pokazuje język tylko tym, którzy naprawdę na to zasłużyli. Nie robiła tego od roku, wiesz? - odpowiedział, po czym obrócił się w stronę obrazu, posyłając mu uśmiech i skinienie głową. Westchnął ciężko, spoglądając przyjacielowi prosto w oczy, których zieleń momentami przebijała nawet trawę w kwiecie wiosny. Niesamowite. - I co ja mam z tobą zrobić, Alex? Szok malujący się na twarzy Halla zmniejszył złość Brytyjczyka, ale nie wymazał jej całkowicie, zresztą nigdy nie był w stanie zbyt długo karcić tej małej zarazy. Chyba, że zaparzył mu Liptona, wtedy mogło być różnie.
|
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Williama Lewisa Pon 26 Sty 2015, 12:38 | |
| Alex nie lubił doświadczać złości Williama – nieważne, czy była skierowana na niego czy kogoś zupełnie innego. Największy problem stanowił fakt, że Lewis nie krzyczał. Nie wyrażał emocji w sposób gwałtowny, właściwy zdecydowanej większości społeczeństwa, która po prostu wybuchała jak fajerwerk – choć spektakularny, oszałamiający, to o krótkiej żywotności. On robił coś dokładnie odwrotnego. Stawał się soplem lodu, niezwykle stonowanym i opanowanym, nie tracąc ani odrobiny z jasności osądu oraz myślenia, uderzając w najczulsze punkty z brutalną precyzją. Całkowite i porażające przeciwieństwo małego słońca, do jakiego Alex czasem lubił porównywać go w myślach. Kiepski był z Halla poeta, ale nawet nie próbował szukać innych określeń na przyjaciela – gdy się poznali jako dzieci, niewiele rozumiejące z rozgardiaszu świata istoty umieszczone w niesprzyjających warunkach, William w sposób zupełnie naturalny stał się centrum jego wszechświata. Tak było, jest i młodszy z dwójki sądził, że tak już po prostu zostanie, aż obaj się nie zestarzeją i rozsypią w proch. Czasem po przyjęciu odpowiedniej ilości alkoholu, z cieniami które były w kątach nieco za długie, ostre, a ciało sztywniało i bardziej przypominało kamienny posąg niż organizm zdolny do ruchu, rozmyślał, kim by się stał, gdyby nigdy nie trafili do jednego sierocińca. Wizje, które przewijały się wtedy przez jego myśli, najchętniej wyrwałby stamtąd siłą, zadusił wrzaskiem, jaki nie miałby wiele wspólnego z ludzkim głosem, a potem rozdarł na strzępy i choć raz czuł radość, że wycisnął z czegoś życie. Kiedyś, jeszcze przed Hogwartem, gdy coś napełniało go lękiem lub strachem, a sen nie przynosił ukojenia tak, jak powinien, zdarzało mu się bezczelnie wślizgiwać do łóżka przyjaciela. William mógł sobie narzekać ile chciał na jego zimne stopy – tylko w ten sposób Alex bywał wtedy w stanie przesypiać całą noc. Teraz, gdy już dorośli, czasem klął na społeczne normy, jakie w sposób pokrętny powstrzymywały ręce, którym zdarzało się spontanicznie drgnąć, by objąć ramię Lewisa. Nie rozumiał tego, nigdy nie miał powodu, by czuć się skrępowany w jego obecności, a jednak wykonania tej jednej czynności ciało stanowczo odmawiało. Przeklęte, nieposłuszne kończyny, zdrajcy zamieszkującej was duszy. Przypomnienie ostatniego podtrucia z patronusową nianią w roli głównej nie było miłym zagraniem, ale powinien się tego spodziewać. Jeszcze nie zdarzyło mu się dłużej ani gorzej przechodzić testu eliksiru – choć tym razem nie zrobił tego do końca z własnej woli. Nie wchodził Willowi w słowo, pozwalał mu powiedzieć wszystko, co chciał. Tylko mięsień na szczęce aurora drgnął wyraźnie pod skórą, gdy na krótki moment zacisnął zęby. Wycie złotej figurki coraz mocniej wwiercało się Hallowi w mózg, wywołując przed oczami drobne wybuchy wirujących błysków, ale chyba na to zasłużył. Nawet nie odpowiedział na zarzuty, nie próbował ich odpierać, bo dobrze wiedział, jak lekkomyślnie postępował z własnym ciałem oraz zdrowiem – jeśli tylko powód miał odpowiedni priorytet, bez zastanowienia kładł je na szali. Dla większego dobra. Krótkie, pełne winy „Wiem. Przepraszam.” utonęło gdzieś w głośnym zawodzeniu figurki. Wolałby, gdyby William krzyczał, a nie mówił tak spokojnie – przed otwartą agresją łatwiej byłoby się bronić. Narobiłaby huku, zerwała kilka dachów, porwała zbłąkaną krowę w powietrzną trąbę, ale zostawiła po sobie oczyszczającą ciszę. Tutaj sprawa nie była taka prosta. Para zielonych oczu uważnie śledziła każdą zmianę na pociągłej twarzy starszego aurora, szukając oznak dalszej złości lub jej powolnego, taktycznego odwrotu. Próbowała się doszukać choć delikatnego opuszczenia pełnych napięcia ramion. Alex czuł przez skórę, że „Kochaj mnie, karm mnie i nie opuszczaj” nie było w tej chwili dobrą odpowiedzią na ostatnie pytanie Williama – może w innych okolicznościach, musiał zapamiętać ten tekst. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, choć w jasnych oczach Lewisa pozostawały jeszcze resztki chłodu, odetchnął powoli, rozplatając ciasno zaciśnięte razem palce. Przez chwilę bezwiednie zagryzał wnętrze policzka, zanim wreszcie się odezwał: - Wiem, że to było bardzo głupie, ale gdybym nic nie zrobił, Wilson kupiłby byle co na Nokturnie – nie miał w planie tłumaczyć się z motywów swojego postępowania, ale wyjaśnienie samo spłynęło z jego języka. Nigdy nie umiał kłamać ani zatajać prawdy, gdy przychodziło do tej jednej osoby. - Mielibyśmy trupa jak nic. Chociaż blondyn twardo twierdził, że nie lubił dzieci ani nastolatków, przez jego twarz przebiegł dziwny skurcz, który na mgnienie oka wykrzywił ją w grymas. Nie z gatunku tych „O jeny, nie chce mi się kopać kolejnego dołu” a bardziej w stronę ”Rozszarpię cię, jeśli komuś spadnie włos z głowy”. Williama może nie okłamywał, ale samego siebie w niektórych aspektach z całą pewnością. Gdzieś w oddali rozbrzmiał zegar miarowo wybijający godzinę – jeden, dwa... Alex odruchowo zaczął liczyć uderzenia, a gdy przebrzmiało trzynaste z nich, zmarszczył lekko brwi. Coś tu było... Och. Tuż na jego oczach materiał koszuli Lewisa zaczął się wydłużać, poszerzać i oplatać sylwetkę mężczyzny jak nietuzinkowy, zaczarowany wąż. Auror nie do końca wiedział jak oraz kiedy, ale jego przyjaciel właśnie dorobił się pięknej, szerokiej sukni na szeleszczącej halce, która w jakiś dziwaczny, całkowicie niezrozumiały sposób nie wyglądała na nim tak bardzo źle. - Nie masz kiecki, prawda? – spytał głosem podszytym nutą odległej, rozbawionej histerii. - Bo jak nie masz, to znowu zaczynam majaczyć. Zacisnął powieki i z cichym jęknięciem przycisnął do nich wnętrza dłoni.
sesja zamrożona ze względu na nieobecność jednego z graczy. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet Williama Lewisa | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |