IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Piszesz mi w liście, że kiedy pada...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Jared Wilson
Jared Wilson

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptyPią 14 Mar 2014, 11:50

Opis wspomnienia
Deszczowy, listopadowy mroźny wieczór. Grimmauld Place spowite w czarne chmury, czarodzieje i mugole pędzący czym prędzej co ciepłych domów i czekających żon. Właśnie wtedy, gdy nikt o zdrowych zmysłach nie opuszczał ciepłego kąta, przed mieszkaniem Wilsonów pojawiła się pewna czarownica Katja przyłapana przez deszcz. W wyniku łuty szczęścia zaprzyjaźniła się z małżeństwem Wilsonów i dzięki empatii Katherine, spędziła z nimi miło czas przy okazji rozkochując w sobie psa Adolfa.
Osoby:
Katja Odineva, Katherine Wilson, Jared Wilson, pies Adolf
Czas:
listopad 1969
Miejsce:
Grimmauld Place 37
Katja Odineva
Katja Odineva

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptyPią 14 Mar 2014, 12:41

To był jeden z tych dni, każdy czasem je ma niezależnie od wieku, płci, koloru skóry i pochodzenia. W takie dni nic nie idzie po naszej myśli, a cały wszechświat zdaje się działać na naszą szkodę i aż chichotać za radości, za każdym razem kiedy uda mu się uprzykrzyć nam życie.
Ten dzień zdawała się być właśnie takim dniem dla Katji Odinevy, która od swojego przybycia do Londynu, co nastąpiło dokładnie o 5:46 nad ranem czasu miejscowego, spotykała się jedynie z samymi zamkniętymi drzwiami. Pochodziła z Rosji, nie obce jej były trudne warunku pogodowe i zimno, jednak ostatnie kilka miesięcy spędziła w Afryce i jej organizm odzwyczaił się od walki z chłodem, dlatego silne podmuchy listopadowego wiatru i uporczywa mżawka oblepiająca jej ciało sprawiły, że jak najszybciej chciała się gdzieś schować. Ale wszystkie miejsca, które napotykała na swojej drodze były przepełnione, albo miały być w nadchodzących godzinach. Okazało się bowiem, że w mieście ma być jakieś ważne wydarzenie, którego Katja oczywiście nie zamierzała nawet zapamiętywać, i zjeżdżają się z całego świata masy ludzkie, które w przeciwieństwie do Rosjanki zapobiegliwie poczyniły rezerwacje miejsc noclegowych.
Kobieta zdeterminowana aby stworzyć sobie jakiś dach nad głową zamierzała nawet rozbić sobie namiot w parku, ale przepędziło ją stamtąd dwóch bardzo niesympatycznych policjantów, którzy najwyraźniej wzięli ją za jakiegoś włóczęgę - trudno im się dziwić, bo po kilku tygodniach na sawannie Katja nie wyglądała zbyt elegancko i świeżo.
Mogłaby oczywiście teleportować się w jakieś inne miejsce i tam poszukać szczęścia, ale była osóbką upartą i skoro coś sobie postanowiła, nie zamierzała z tego tak łatwo rezygnować. Pogoda, jakby w dezaprobacie dla jej charakteru, pogarszała się w raz z czasem i ostatecznie skończyło się na tym, że przemoknięta całkowicie i przemarznięta do szpiku kości kobieta przysiadła na jakichś schodach w nieznanej jej z nazwy dzielnicy Londynu, zastanawiając się nad swoim marnym losem i powoli przekonując się do decyzji o znalezieniu bardziej gościnnego miasta. Przymknęła oczy i chyba nawet na moment się zdrzemnęła, co byłoby osobliwe w tak niesprzyjających warunkach, gdyby tylko Katja nie była wycieńczona przez podróż - jak zwykle odbywaną mugolskimi środkami transportu.
Jared Wilson
Jared Wilson

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptySob 15 Mar 2014, 11:48

Na takie dni można było coś zaradzić aczkolwiek sprawić, aby nie wydawały się tak dokuczliwe. Można było również po prostu miesiąc wcześniej wynająć pokój w jednym z Pubów bądź popytać znajomych o przechowanie. Jerry nie miał z tym kłopotów, to go nie dotyczyło. Choć mieszkał całe życie w Londynie, nigdy nie potrafił przyzwyczaić się do zmian pogody, za każdym razem wprawiała go w rozdrażnienie. Do miasta wczoraj wieczorem przyjechał znany, sławny i rozchwytywany Scamander N. Dla biura aurorów oznaczało to papierkową robotę i sprawdzenie okolicy, patrolowanie i zadbanie o bezpieczeństwo tak sławnej jednostki. Niemniej jednak nie to było głównym problemem, a bardziej czarodzieje, którzy z tej okazji zlecieli się jak pszczoły do miodu. Było tłoczno i ciasno - warunki idealne dla wzmożonych małych przestępstw, jak i również większe ryzyko dla tych większych. Jerry miał na głowie spory kawałek Hogsmade do opanowania, a nie było to łatwe szczególnie, gdy przyjeżdżali uczniowie z Hogwartu w następny weekend.
Teleportował się pod swoim domem z radością go wyglądając. Tam jest ciepło, sucho, tam czeka na niego kolacja, siedmioletnia córka i małżonka. Z dala od miejskiego gwaru. Wilson zlewał się wręcz z otoczeniem. Miał na sobie czarny płaszcz, kaptur na brązowej skórze, a ciemne, zmęczone oczy zlewały się z równie zmęczoną twarzą. Ruszył przed siebie wyjątkowo się nie rozglądając, zwabiony słodkim zapachem dochodzącym zza drzwi Grimmauld Place 37. Być może to późna godzina spowodowała, iż Jerry w ogóle nie zauważył ledwie widzialnej sylwetki na schodach jego domu. Wbiegł po stopniach i nagle potknął się o coś, bądź o kogoś niemalże lądując z hukiem w drzwiach. Złapał po drodze równowagę niwelując skutki potknięcia się. W jego dłoni zmaterializowała się różdżka, a Lumos oświetliło otoczenie. Przysunął końcówkę różdżki do osoby i patrzył na nią groźnie, spodziewając się choćby napadu. Był może przewrażliwiony na tym punkcie, lecz taki był już żywot aurora.
- Co tu robisz? - zapytał gburowato i zaraz odchrząknął przywołując Jerryego poza pracą, a nie tego, którym był w pracy. Kucnął i wziął kobietę pod łokieć, pomagając jej wstać.
- Nic pani nie jest? Zgubiła się pani? - oświetlił jej twarz różdżką i poszukiwał na niej oznak ran, w końcu nie ważył mało i stratowanie mogło mieć katastrofalne skutki. Przy okazji rejestrował szczegóły jej wyglądu na wypadek, gdyby to był faktycznie napad, choć już mniej w to wierzył. Zmarszczył brwi widząc rysy twarzy kobiety. Rosja? Nie znał się.
Katja Odineva
Katja Odineva

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptySob 15 Mar 2014, 12:54

Miesiąc wcześniej?! M i e s i ą c ?! Katja nie wiedziała co będzie robiła za tydzień, czasem nawet jutro. Trzydzieści dni było dla niej odległością tak abstrakcyjnie długą, że w ogóle nie próbowała nawet ogarnąć jej myślami. Dlatego właśnie nie pasowała do uporządkowanego, poukładanego i zaplanowanego świata, w jakim żyła znaczna większość jej otoczenia. Rzucała się w wir przygód nie dając się spętać obowiązkom i nawiązując jedynie przelotne znajomości, które czasem utrzymywały się trochę dłużej dzięki korespondencji listownej. Była typem wolnego ducha, wagabundy, doskonale nadawała się na nomada, choć jeden krajobraz zapewne także by się jej ostatecznie znudził.
Zmiany pogody lubiła tak samo jak zmiany otoczenia i nawet deszcz jej nie przeszkadzał, o ile miała wtedy dach nad głowa, albo przynajmniej jego perspektywę. Teraz zaś siedząc i moknąc na cudzym ganku, raczej nie żywiła do ulewy cieplejszych uczuć, były one raczej tak zimne, jak te krople które padały na jej zmęczoną twarz wytrwale i bezlitośnie.
Nie usłyszała głośnego trzasku zwiastującego przybycie jakiegoś osobnika znającego tajniki teleportacji, pogrążona była bowiem w lekkim letargu, a może płytkiej drzemcie i nawet nie otarła oczu. Jakakolwiek reakcja z jej strony nastąpiła dopiero wtedy, kiedy została bezczelnie podeptana! Z cichym okrzykiem poderwała dłoń do piersi, nie wiedząc czy znajduje się w lesie tropikalnym i atakuje ją jakiś dziki kot, na biegunie północnym - choć było trochę zbyt ciepło, albo na sawannie w porze deszczowej i nadepnął na nią słoń albo nosorożec. Jakiś ciemny kształt popchnął ją na mokre kamienie schodów, a sam utrzymał względną równowagę. Ostatecznie pojawiło się światło i Katja przypomniała sobie, że jest w Londynie, bezdomna, mokra i zmarznięta.
W przemoczonej szacie i z twarzą oblepioną kapiącymi kosmykami włosów, raczej nie wyglądała na porywacza, włamywacza ani żądnego innego przedstawiciela czarnej strony mocy. No... może jakiegoś włóczęgę.
-Czy Pan w ogóle czasem zastanawia się, jakie mogą być skutki Pana działań? - zapytała go, zamiast się przedstawić i wyjaśnić mu dlaczego siedzi późnym wieczorem na schodach jego domu.
-Celuje Pan różdżką w przypadkową osobę siedzącą przed Pana domem nie mając zielonego pojęcia, czy nie jest ona przypadkiem mugolem. - dodała po chwili, spoglądając z politowaniem na ciemną twarz wyglądającą spod czarnego kaptura płaszcza.
-W dodatku depcze ją Pan jakby była karaluchem. - dodała kwestią wyjaśnienia, skoro pytał czy nic jej nie jest. Rzuciła okiem w rozświetlone okno domu za swoimi plecami i dostrzegła w nim przez firanę sylwetki kobiety i jakiegoś dziecka. Wiedziała czym jest brak czasu rodziców dla potomka, sama była ofiarą takiego zaniedbania, choć dostawała wszystko, czego mogłaby zapragnąć z rzeczy materialnych i nigdy jej niczego nie zabraniano, ani jej nie bito, a rodzice kochali siebie i ją, więc wychowała się w otoczeniu pełnym miłości.
-Nie wspominając już o tym, że powinien być Pan z rodziną już od wielu godzin, jeśli chce Pan uchodzić za osobę odpowiedzialną, a nie tylko bawiącą się w dom. - dodała więc, spoglądając nań sceptycznie. Nie wydawał się specjalnie uczuciową istotą, wyczuwała w nim upór, zdecydowanie i twardość człowieka nieugiętego i przyzwyczajonego do posłuchu.
W końcu odetchnęła i uśmiechnęła się promiennie, bo ostatecznie to ona siedziała na jego drodze i powinna zapewne wyjaśnić mu co nie co.
-Nazywam się Katja Odineva i nie zgubiłam się, tylko chwilowo jestem bezdomna. - powiedziała takim tonem, jakby relacjonowała jakąś zabawną sytuację, a nie określała własny, dość przykry stan.
Jared Wilson
Jared Wilson

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptySob 15 Mar 2014, 14:22

Jerry również nie należał do bardzo towarzyskich osób. Miał bardzo wąskie grono przyjaciół, jeśli przyjaciółmi można ich nazwać. Gdy w domu pojawiają się goście są to głównie znajomi Katherine, on sam nikogo nie zapraszał do siebie, bo też nie miał ku temu powodów. Z drugiej strony, Wilson nie dopuściłby do takiej sytuacji, że siedzi na ganku przed domem obcych czarodziejów. Był aurorem i to dawało mu pewne przywileje - poszedłby do pubu, a sakwa pełna galeonów załatwiłaby sprawę. Pozostaje też kwestia Błędnego Rycerza, który mógłby zawieźć go do domu matki. Wiele form podróży i kilka punktów noclegu. Doceniał dlatego zalety posiadania rodziny, choć więź emocjonalna z nimi była nie na takim poziomie, jakim powinna. Nie oznaczało to, iż Jared jest nieczuły. Nie okazuje uczuć, jeśli nie są one intensywne. Wciąż oświetlał twarz kobiety wysłuchując jej zarzutów. Na jej miejscu Jared byłby trochę milszy, jeśli żywiło się nadzieję na jakikolwiek nocleg. Wszak atrakcyjniejszą ofertą było ciepłe łoże w sypialni na górze niźli zimne i mokre schody.
- Nie celuję w panią, tylko panią oświetlam gwoli ścisłości. - różdżkę nieco opuścił, zaklęcie Lumos nadal działało. Od paru dni chodziły za nią lampy przy drzwiach. W zimę dni są krótsze i ciemności panujące wokół sprzyjają potencjalnym włamywaczom-samobójcom. Poświęci parę godzin i wyczaruje nad drzwiami i po bokach lampy oliwne, które będą zapały się ilekroć ktoś się zbliza na schodach.
- Nie martwiłbym się o mugoli. O dwudziestej drugiej panuje tu cisza jak na cmentarzu. Czasami jest zbyt nudno. - mruknął i dalej starał się zachować w miarę uprzejmy ton głosu. Gdyby nie była to młoda zagubiona i przemoczona kobieta, warknąłby i wszedł dawno do domu.
- Gdyby pani nie kryła się na schodach, z pewnością bym panią zauważył. - nie przedstawił się. Nie lubił się przedstawiać i nie kryło się w tym nic ze wstydu z własnego mienia, tylko raczej z trudności charakteru tego mężczyzny. Z reguły wszyscy wiedzieli, iż jest to rodzina Wilsonów. Jej uwagę o pobycie w domu o tej godzinie z rodziną skwitował uniesieniem brwi. Ktoś mu mówi co ma robić? Dobre sobie, bardzo zabawna perspektywa. Jego wzrok zatrzymał się na ręce kobiety, którą trzymała ściśniętą. Czyli jednak ją uszkodził, trudno. Zdjął z siebie kaptur odsłaniając trochę więcej własnej osoby i nie przypominał już dementora tylko zmęczonego człowieka.
- Proszę, niech pani wejdzie. Moja żona opatrzy pani dłoń i się pani ogrzeje. Proszę tylko uważać na skrzata. Atakuje z groszków. - mówił śmiertelnie poważnie i otworzył drzwi Grimmauld Place 37, na których widniała tabliczka z napisem J. i K. Wilson. Uderzyło go ciepło pomieszczenia i apetyczny zapach kolacji. Jak z procy wystrzelił ku niemu dosyć duży dog niemiecki Adolf, witając się z właścicielem. Po minutowym obślinianiu mokrej szaty Jareda, pies łaskawie zainteresował się gościem i wpatrywał się na niego spode łba, powarkując.
- Katherine, mamy gościa. - zawołał z przedpokoju zamykając drzwi i zdejmując z siebie mokry płaszcz. W tym samym momencie pojawił się skrzat Cezary piszcząc z radości. Mój pan wrócił do domu! Cezary zajmie się płaszczem Pana i nowej czarodziejki!, kłaniał się muskając swym długim nochalem dywan. Dla Jareda oznaczało to jedno - gdy rano weźmie szatę z powrotem do pracy, z pewnością w kieszeni będzie miał cały arsenał groszków. Katja również.
Różdżkę schował i uśmiechnął się do swej żony, a uśmiech ten był powściągliwy. Nie był mężem, który podchodził do małżonki i całował ją na powitanie. Uśmiechał się z tej sytuacji. Przyprowadził do domu kobietę i jakkolwiek by sobie ufali, musiało to wyglądać dziwnie.
- Nieumyślnie poturbowałem panią Odineveę i w ramach pokuty zaoferowałem ogrzanie się. - wyjaśnił i odciągnął Adolfa od Katji. Pies wyraźnie miał ochotę obwąchać kobietę ze wszystkich stron, a potem wcisnąć nos do kieszeni jej szaty w poszukiwaniu jedzenia. Trzeba było również uważać na buty - lubił je podgryzać, więc Jerry wolał przez chwilę przytrzymać psisko zanim się sytuacja nie uspokoi.
Gość
avatar

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptySob 15 Mar 2014, 15:20

Tymczasem nieświadoma niczego Katherine krzątała się po kuchni w towarzystwie skrzata, który na każdym kroku chciał ją wyręczać w nawet najprostszych czynnościach, powtarzając, że ta przecież powinna odpoczywać a nie sobie dokładać niepotrzebnej pracy. Od tygodnia przebywała na urlopie, głównie ze względu na ich dopiero co wyzdrowiała pociechę, nie wychodziła więc z domu nie licząc dwóch, trzech godzin, które musiała poświęcić na bardziej poważne rozprawy mające miejsce w Wizengamocie. Jako że Katherine nie potrafiła usiedzieć bezczynnie, oddawała się obowiązkom domowym. Najchętniej spędziłaby ten czas w przydomowym ogródku, nie mniej pora nie była odpowiednia do pielenia grządek.
Wyraźnie zniecierpliwiona, zerkała od czasu do czasu znad parującego garnka na wiszący zegar. Jared powinien wrócić już dziesięć minut temu, żywiła więc nadzieje, że chociaż dzisiejszego wieczoru nie każe na siebie czekać ponownie ponad pół godziny. Zwłaszcza, że ich córka, która bardzo chciała nakryć do stołu, zamiast rozkładać sztućce i talerze, bawiła się w berka z lewitującymi naczyniami. Z kolei dziewczynkę ganiał Adolf, który ślizgał się na dywanie na każdym zakręcie. Mogło to się skończył ponownym łataniem porcelanowej zastawy podarowanej im przez matkę Jareda.
Tyrada Cezarego, którą mogła usłyszeć nawet w kuchni, od razu poinformowała o powrocie Pana Wilsona. Katherine jeszcze tylko odcedziła makaron, resztę przygotowań zostawiając skrzatowi. Uniosła lekko brwi, słysząc w progu, że Jared nie jest sam. Spodziewali się dzisiaj gości? Jakiekolwiek pytania pojawiły się w jej świadomości, musiały one cierpliwie zaczekać na odpowiedź, gdyż Katherine zdusiła je w sobie na widok przemoczonej do suchej nitki Katji. Skinęła lakonicznie mężowi, a po chwili stała już przy wcale nie tak młodszej od Kath kobiecie z wyraźną, zatroskaną miną.
- Od razu zaparzę herbatę, jesteś doszczętnie przemarznięta. Cezary! Rozpal proszę w kominku. I znajdź naszemu gościowi koc oraz coś na przebranie. Lepiej będzie, jak się to wszystko porządnie wysuszy. A tymczasem zapraszamy. Kolacja zostanie zaraz podana, powinnaś do tego czasu się chociaż ogrzać. Proszę też uważać na talerze.
O ile Odineva nie zaprotestowała, ale też sama Katherine nawet na takie by nie pozwoliła, została poprowadzona od razu do salonu, w którym znalazł się wcześniej skrzat i dorzucał drewienek do ognia w kominku. Biegająca po pokoju dziewczynka, starająca się złapać jakiś uciekający jej w powietrzu talerz, z początku nie zwróciła żadnej uwagi na nich.
Katja Odineva
Katja Odineva

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptyNie 16 Mar 2014, 12:43

Również? Och nie, nastąpiło tutaj pewne nieporozumienie, bo Katja była osobą nad wyraz towarzyską. Potrafiła nawiązać błyskawicznie znajomość niemalże z każdym i potem równie szybko o niej zapomnieć, a właściwie zakwalifikować ją jako jedną z licznych przygód, których doświadczała na co dzień. Regularną korespondencję utrzymywała jedynie z czterema osobami: swoimi rodzicami, Vincentem oraz jego matką. Poza tym jednak była maniaczką pisania listów i obdarzała sporymi ich ilościami swoich przelotnych znajomych rozrzuconych po całym świecie. Na całe szczęście natura obdarzyła ją przydatną umiejętnością błyskawicznego uczenia się języków obcych i wyrazistą mową ciała, która działała wszędzie.
-Oświetla Pan celując we mnie różdżką. - powtórzyła uporczywie, jakby miała do czynienia z kimś niepełnosprytnym. Mężczyzna wydawał się jej nie rozumieć, albo mimo uszu puszczać połowę jej słów. Miał szczęście, że Katja była sobą, bo inaczej zapewne spotkałby się z falą irytacji ze strony rozmówczyni. Nawet w tych okolicznościach, w których to on zdawał się brać górę - bo to był jego dom i nie on wyglądał jak zmokła kura. Zniecierpliwiona potrząsnęła głową i westchnęła.
-To ja mogłam być mugolką, o czym najwyraźniej Pan nie pomyślał natychmiast sięgając po czarodziejskie środki. - powtórzyła swe zastrzeżenie ponownie, mając nadzieję, że tym razem jego przekaz dotrze tam gdzie powinien i zasygnalizuje to co miała na myśli. Co ją obchodziło jak spokojna była to dzielnica po 22?
-A ja, gwoli ścisłości, nie kryłam się, tylko siedziałam. To spora różnica, bo "krycie się" ma z zasady zabarwienie pejoratywne. - to aż dziwne, że po takiej wymianie zdań, mężczyzna zdecydował się na wpuszczenie jej do własnego domu. Być może jego serce wcale nie było aż tak twarde i nieczułe, albo też stwierdził, że dosyć ma stania na schodach w ulewie i skoro jedyną możliwością aby to zakończyć jest zaproszenie nieznajomej kobiety do środka, to on jest w stanie się poświęcić.
Weszła do ciepłego wnętrza, czując smakowite zapachy i zbawienną suchość powietrza.
Uśmiechnęła się do wielkiego psiaka, który powarkiwał na nią zza swojego pana, trzeba mu przyznać, że nie wyglądało to zbyt odważnie, oraz nie mniej entuzjastycznie powitała przybycie skrzata. Te stworzenia zawsze ją fascynowały, bo nie wiedziała jak można czerpać satysfakcję z wykonywania tak prozaicznych, codziennych czynności i być szczęśliwym w życiu, w którym jest się ograniczonym do roli służącego. Podała mu płaszcz i odwróciła się w kierunku przejścia, z którego dobiegły odgłosy kroków. Widząc dość chłodne powitanie małżonków uniosła brwi, ale nic już więcej nie powiedziała, bo nawet jej wydawało się to niezbyt stosowne. Wiedziała poza tym, że niektóre pary starały się nie okazywać swoich uczuć publicznie. Ona zawsze jednak miała przed oczyma swoich szaleńczo zakochanych w sobie rodziców, którzy nawet teraz czasem przypominali jej parę nastolatków.
-Jestem Katja. - poprawiła mężczyznę, który przedstawił ją po nazwisku i natychmiast została zgarnięta przez kobietę, która musiała być w podobnym wieku, a miała swoją małą rodzinkę i ognisko domowe. Trochę źle się czuła z zostawianymi przez siebie na czystej podłodze plamami wody, jednak szybko wyleciało jej to z głowy, bo nie należała do ludzi, którzy lubią skupiać się na problemach.
Kiedy znaleźli się w salonie, popisała się zdobytym na licznych wyprawach instynktem oraz refleksem i uchyliła się przed nadlatującą filiżanką. Zaśmiała się wesoło i spojrzała na goniącą za elementami zastawy małą dziewczynkę.
-No, widzę, że w tym domu rządzą kobiety. - uśmiechnęła się. To zadziwiające, ale czasem wydawało się jej, że lepiej pamięta swoje dzieciństwo, niż wydarzenia, które miejsce miały chronologicznie później. Zdawała sobie sprawę, że istotki małe wiekiem lubią być traktowane poważnie, a nie z pobłażaniem. Dlatego nazwała dziewczynkę kobietą, ona uwielbiała to określenie, gdy była w jej wieku. Wydawało się takie dumne i znaczące.
Jared Wilson
Jared Wilson

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptyNie 16 Mar 2014, 13:08

Nie była to żadna forma poświęcenia. Owszem, chciał już wejść do domu, a maniery nakazały mu zaoferowanie tego samego kobiecie. Było mu zimno i był głodny, a gdy mężczyzna ma pusty żołądek jest bardziej rozdrażniony. Dla świętego spokoju już nie komentował uwag czarownicy. Znał tę dzielnicę jak własną kieszeń, nie widział potrzeby dyskutowania o zasadach bezpieczeństwa na osiedlu.
Adolf zakończył serię powarkiwań na obcą osobę, gdy Katherina ją objęła i wyprowadziła do salonu. Odebrał to jako zaakceptowanie przez jego właścicieli tej nowej osoby. Zajął się za to obślinianiem rąk Jerryego, który zaraz uchylił się przed tą nieprzyjemną, gęstą i bliżej niezidentyfikowaną cieczą produkowaną przez domowego bydlaka. Poklepał psisko po głowie i zerknął do kuchni wyczuwając coś nowego i z pewnością pysznego.
- Mną się już nie martwisz, Kath? Mąż wraca przemoczony do domu, a ty nie poświęcasz mu ani uwagi. - oburzył się, jednak Kath mogła wyczuć w jego głosie żartobliwe nutki. Humor mu się poprawił słysząc domowy gwar. Zdjął z siebie szarą bluzę pozostając w ciemnym podkoszulku. Odsunął sprzed twarzy latający talerz i namierzył wzrokiem siedmioletnią córę.
- To może ta pani mnie powita? - rozłożył ręce do małej dziewuszki, która w końcu ich zauważyła. Oderwała okrągłe oczęta od Katji, krzyknęła Tata! i rzuciła mu się w ramiona. Jerry złapał ją i przerzucił sobie przez ramię, łaskocząc ją po bokach wywołując tym salwę śmiechu.
- Czemu ta młoda dama jeszcze nie śpi? - zapytał dziewczynkę, chociaż wiedział, że czekała na niego. Starał się wrócić wcześniej z pracy, jednak nie bardzo mógł sobie na to pozwolić.
- Jeśli nie wyzdrowiejesz do soboty, babcia nie przyjedzie. - zagroził nieco poważniejszym, lecz już cieplejszym tonem. Widział jej bose stopy i przywołał do siebie jej kapcie, wciskając je po chwili na małe stópki. Mógł się zająć potomkinią, bo choć wydawał się egoistą był świadomy ile to nerwów i energii zabiera ta energiczna dziewczynka. Z córą na ramieniu przeszedł do kuchni, dając paniom czas w salonie, aby się przygotowały do posiłku. Usiadł na swoim krześle u szczytu stołu, sadzając sobie na kolanach siedmiolatkę, która zaczęła mu z zawzięcie opowiadać o wyścigach z Adolfem i konkursie z Cezarym na rzucanie groszków. Choć Jerry się nie uśmiechał, czuć było od niego rozluźnienie i radość z powrotu do domu po długim i mokrym dniu. Nie musiał wołać Cezarego, który przerwał szykowanie dodatkowego nakrycia i rzucił się ku swemu panu z cygarem i popielniczką. Stary zwyczaj, tradycja, porozumienie bez słów. Podziękował mu niemo, wciąż wysłuchując tyrady córy Przebrałam Adolfa za jednorożca, ale chyba mu się to nie spodobało... i zastanawiając się jak to wielkie psisko znosi pomysły małej panny Wilson.
Podpalił cygaro końcem różdżki i zaciągnął się zbawiennym tytoniem, smużkę dymu wypuszczając w stronę okna, a nie na córkę. Adolf tymczasem pilnował Katherine w salonie.
- Co cię sprowadza Katjo w te rejony w taką pogodę i o tej porze? - zapytał, gdy weszły do kuchni i gdy córa na chwilę zaprzestała opowiadań, biegnąc do swojego pokoju po rysunek namalowany specjalnie dla taty. Jego ton mógł przypominać głos przesłuchującego aurora. Odchrząknął i postarał się modulować głos tak, aby choć trochę przypominać człowieka, a nie maszynę do produkowania galeonów. Skrzat ze ślepym uwielbieniem na twarzy nalał swemu panu do pucharu ciepłego miodu, poczynił to również z trzema naczyniami dla trzech kobiet. Też nazywał córę małą kobietą, przez co ta się pyszniła i zachowywała nad wyraz dumnie.
Jerry przyjrzał się Katji dosyć dyskretnie, a potem biegał spojrzeniem między żoną a gościem.
Gość
avatar

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptyPon 17 Mar 2014, 19:18

- Katherine
Odparła tym samym uznając, że w takim razie mogą sobie mówić po imieniu. Usiądą przy jednym stole, dziwnie by się czuła zwracając do gościa per pani. Oficjalności miała pod dostatkiem w pracy, nie chciała ich przenosić do własnego domostwa.
- Jesteś dużym chłopcem. Poradzisz sobie.
Być może nie była to odpowiedź, której spodziewał się Jared, ale ironiczny wydźwięk na pewno złagodził uroczy uśmiech jego małżonki, który widział w progu. Zresztą nigdy nie praktykowali czułych gestów, uznając ich za marginalne w porównaniu z wzajemnym szacunkiem i wsparciem, których oboje byli świadomi.
- Skarbie!
Pogroziła córce palcem, ale nawet takie łagodne upomnienie nie zabrało jej radości z całej gonitwy. Katherine, która wbrew pozoru miała zawsze swojego szkraba na oku, miała w zwyczaju nie interweniować dopóki coś nie stawiło zagrożenia. Zaraz obok pojawił się Cezary, który podał ogrzewającej się w cieple kominka Katji najzwyklejsze, jenasowe spodnie, w kieszeniach których musiały się znajdować kulki zasuszonego groszku oraz miękki, ciepły sweter.
- Pani Czarownica życzy sobie owocowej, zielonej, miętowej, czarnej, cytrynowej herbaty?
Nie odszedł, dopóki nie wypytał kobiety czy wolisz kubek, a może filiżankę. Jeśli tak to jakiej wielkości. Czy życzy sobie podać cukier. A może wkroić plasterek cytryny? Katherine, która była świadkiem tego wywiadu, zasłoniła usta, aby ukryć swoje rozbawienie. Drugą ręką z kolei drapała łeb Adolfa, który przymilał się i upominał o swoją dzienną porcję pieszczot.
- Zostaw mokre rzeczy w łazience, aby można było je wysuszyć.
Wskazała Katji drzwi do wspomnianej wcześniej łazienki, a sama Katherine zerknęła jeszcze do kuchni, aby upewnić się, że wszystko jest gotowe do podania. Bywała momentami pedantyczna, jednakże nigdy chorobliwie. Kiedy Ovineva wróciła, ta siedziała już za stołem i uspokajała ostatnią wazę, która piruetem kończyła swoje lewitownie.
Katja Odineva
Katja Odineva

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptySro 19 Mar 2014, 11:09

Może dzielnicę znał jak własną kieszeń, ale zdarzały się takie sytuacje, kiedy zagrożenie przychodziła z zewnątrz, spoza niej. Katja była na to pewnym dowodem, choć nie stanowiła żadnego niebezpieczeństwa, no i jak to już zostało ustalone, nie była mugolskim włóczęgą, tylko przemokłą, rosyjską czarownicą. Jednak być może przebłyskiem inteligencji ze strony Jareda było porzucenie dyskusji, bo Odineva zapewne miałaby wiele argumentów na poparcie swojej tezy i tak szybko nie pozwoliłaby się przekonać. Lubiła poza tym dyskutować i robiła to bardzo sprawnie i nad wyraz często.
Przez chwilę przysłuchiwała się przekomarzaniom swoich gospodarzy z dziwnym poczuciem, że jej zapewne nigdy nie będzie dane czegoś podobnego doświadczyć. Rzadko kiedy się nad tym pochylała, właściwie przez większość czasu myśl o posiadaniu rodziny wydawała jej się abstrakcyjna, a zarazem zbyt krępującą wolność osobistą. Nie wspomniawszy już o tym, że aby ją posiadać, należało znaleźć sobie partnera, z którym istniałaby szansa na spędzenia reszty życia we względnej harmonii i szczęściu przede wszystkim. A ona z mężczyznami nawiązywała romanse przelotne i niezbyt głębokie, na pewno nie na tyle aby zechcieć któremuś z nich przysiąc wierność i miłość aż do śmierci jak to było zwyczajem chrześcijan.
Czasem tylko, ale raczej dość rzadko, zastanawiała się nad tym jaką byłaby matką. Czy umiałaby wychować dobrego człowieka, stworzyć ciepły dom dla małej, bezbronnej istotki i zapewnić mu tak potrzebną stabilizację. Słowem, czy dałaby radę nie powtórzyć błędów swoich rodziców, a zarazem pójść w ich ślady w tych sprawach, które rozumieli i wypełniali na medal. Nie do końca potrafiła to sobie wyobrazić. Konieczność posiadania stałego dachu nad głową, stabilnej pracy i codzienności, która mogłaby zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa. Kiedy się nad tym zastanawiała, zawsze w końcu dochodziła do wniosku, że takie warunki by ją zadusiły. Sprawiły, że straciłaby radość życia, bez względu na to jak cudowną istotą byłby jej potomek. Ale nie miała nic oczywiście do cudzych dzieci, właściwie bardzo często lepiej dogadywała się z nimi, niż z osobami dorosłymi, chyba dlatego, że wciąż to do nich była bardziej podobna i myślała w kategoriach, które podzielały. Dorośli wydawali jej się zbyt sztywni, obowiązkowi i poważni, przynajmniej w większości.
Chwilę obserwowała jak Jared wita się z córeczką, co wywołało oczywiście uśmiech na jej twarzy, ale wkrótce przerwało jej przybycie skrzata, który zasypał ją gradem pytań i podał suche ubrania. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, bo choć miała przy sobie swój bezdenny plecak, przypuszczała, że jego zawartość także ucierpiała podczas ulewy.
-Owocowo, zielono, miętowo, czarno, cytrynowa herbata brzmi jak najbardziej obiecująco. – odparła wesoło na jego zapytania. – ze śmietanką i cukrem, jeśli można. – dodała po chwili, bo gdzieś podczas swoich podróży nauczono ją pić bawarkę i od tego czasu zwyczaj ten kontynuowała, po polubiła smak tak właśnie przyrządzonej herbaty. Na chwilę zniknęła w łazience i kiedy z niej wyszła, w końcu zaczęła wyglądać przyzwoicie, bo choć Katherine była niższa od niej, to za pomocą różdżki udało jej się dopasować do siebie ubrania i co istotniejsze wysuszyć włosy, które na powrót łagodnymi falami okoliły jej zbyt dziecinnie wyglądającą twarz.
Tak oporządzona wyszła z łazienki i podążyła za wesołym gwarem głosów do kuchni. Uśmiechnęła się wesoło do domowników i usiadła na jednym z krzeseł. Jej nową pozycję wykorzystał Adolf, który najwyraźniej uznał, że nie jest ona żadnym psychopatycznym zabójcą i umościł swoją śliniącą mordę na jej kolanach. Cóż, Katja nie miała dzisiaj szczęścia do suchych ubrań, jak widać. Nie żeby miała się tym w ogóle przejąć, oczywiście.
Słysząc pytanie Jareda uśmiechnęła się wesoło. Podczas gdy pan domu obserwowała ją raczej dyskretnie, ona swoim rozmówcom przyglądała się otwarcie. Wyglądali sympatycznie, choć byli chyba raczej tym rodzajem ludzi, którzy nie potrzebują zbyt wylewnie i na każdym roku okazywać swoich emocji, tak jak to zwykła czynić choćby ona sama. Nie przeszkadzało jej to, właściwie gdyby w domu przebywały tylko takie Odinevy, zapewne wszyscy by szybko oszaleli i zatracili się w chaosie.
-Jak bardzo podejrzanie to zabrzmi, jeśli odpowiem, że nic? – pytaniem odparła na pytanie mężczyzny, i lekko wzruszyła ramionami. –Wracałam po prostu z Kenii i mniej więcej gdzieś w okolicach Egiptu stwierdziłam, że mam większą ochotę odwiedzić starą dobrą Anglię, niżeli Emiraty Arabskie. Nie spodziewałam się jednak potopu. – dodała na koniec z leciutkim westchnieniem, ale nie wydawała się specjalnie zasmucona warunkami pogodowymi. Zwłaszcza w tej chwili, kiedy siedziała sobie w suchym domu, na krześle, przy stole z sympatycznymi ludźmi i łbem wielkiego psa na kolanach.
-To naprawdę bardzo miłe z waszej strony, że zechcieliście mnie przyjąć. Wszystkie miejsca noclegowe w całym Londynie są chyba zajęte. – dodała gwoli wyjaśnienia i czując potrzebę podziękowania im za gościnę. Nie każdy by się na taki ruch zdecydował, przecież była całkiem obcą osoba, o której nie wiedzieli dosłownie nic. Może oprócz imienia, ale nie mogli mieć pewności, że podała im prawdziwe.
Jared Wilson
Jared Wilson

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptyPią 21 Mar 2014, 10:26

Pomysł na małżeństwo należał do matki i babki Jerry'ego oraz rodziców Katherine. Nigdy nic ich nie łączyło, nie było nawet przyjaźni. Czysta neutralność, zakrapiana uprzejmością i życzliwością. Gdy stali na ślubnym kobiercu byli sobie obcymi ludźmi, posłusznymi rodzicom dziećmi. Dopiero, gdy zaczął mijać czas, w sześć lat po ślubie narodziła się im córka. Wtedy Jerry jakby się wybudził zauważywszy, że posiada rodzinę, za którą jest odpowiedzialny. I był, jest i będzie zawsze. Choć był pełen goryczy, negatywnych uczuć i skrywanego bólu po ojcu, cieszył się, gdy wracał do domu późnym wieczorem, a tam czekała na niego niewymagająca zbyt wiele żona i dziecko. Wystarczyło przestrzegać kilku niepisanych zasad, a panował spokój. Jerry nie myślał nigdy jakim byłby ojcem. Można powiedzieć, że nigdy nie zaprzątał sobie tym głowy. Czy żałował decyzji matki i babki? Nie żałował. Było dobrze, spełnił oczekiwania swojej rodziny, ustatkował się, miał dobrą pracę i mógł się jej poświęcić. Choć trzeba przyznać, że marzył o synu i zaplanował porozmawiać o tym z Katherine. Rzecz jasna przy innej okazji, bardziej prywatnej.
Jared patrzył na swego skrzata, który tak gorliwie wypytywał o smaki herbaty. Choć ostatnio Cezary nieźle go rozjuszył wrzucając mu groszki do teczki z dokumentami, musiał przyznać, że dobrze się spisywał. Za oknem zagrzmiało strasząc tym Adolfa. Tak wielki pies (który notabene ledwie mieścił się pod stołem, dlatego lepiej nie prowokować go do gwałtownych ruchów, jeśli stół ma stać na swoim miejscu) przeznaczony do pilnowania małej panny Wilson, a bał się burzy. Jerry nigdy nie rozumiał tej anomalii.
Upił po chwili łyk ciepłego miodu i przeniósł wzrok na swoją żonę. Z psim uwielbieniem pozwolił sobie cierpliwie nałożyć spore danie, które ledwie mieściło się na talerzu. Wiedziała jak go uszczęśliwić - zwykłe, dobre, porządne danie, które pochłonie ze smakiem. W głowie zaświeciła mu lampka, aby rano wyjść wcześniej i nie pozwolić Katherine na groźby pod adresem jego zarostu. Nie golił się od tygodnia i nie przeszkadzało mu to. Podrapał się po brodzie przysięgając sobie poranną ewakuację przed śniadaniem.
Rozczochrał jedną ręką czuprynę córy, która wróciła z obrazkiem przedstawiającym: Jareda w czarnej szacie, uśmiechniętą Kath w jakiejś dziwnej sukni, Cezarego rzucającego groszkami i Adolfa wyjącego do księżyca.  Skomplementował rysunek dziewczynki i zagonił ją do stołu, aby grzecznie jadła. Wysłuchał słów Katji, a jego twarz nie wyrażała żadnego zainteresowania czy zachwytu jej opowiadaniem. Gdyby był bardziej empatyczny, zachwyciłby się i zaczął wypytywać jak minęła podróż. Nie był jednak aż tak przyjazny, wzruszył jedynie ramionami w zastraszającym tempie pochłaniając kolację. Cygaro tymczasem lewitowało obok na popielniczce.
- Pogoda niestety nie sprzyja koczowaniu pod gołym niebem. - odezwał się po przełknięciu sporego kęsa. - Nie będzie miejsc na nocleg przez jeszcze co najmniej tydzień. Scamander wyhodował sobie niezłe stadko fanów. - tutaj przeniósł spojrzenie na Kath. - Nie wychodźcie już wieczorami. Rzezimieszki są coraz bardziej pomysłowi. Dorwałem dziś brzydala, który sprzedawał amulety zamieniające oficjalnie w każde pomyślane zwierzę. Pięć osób trafiło do Munga w połowie zamienionych w metrowe szczury. - wspomniał dosyć gorzkim tonem, choć sytuacja sama w sobie była śmieszna. Gdy zobaczył wtedy kawał chłopa ze szczurzym ogonem, krzywymi powiększonymi zębami, wąsami, uszami i śmierdzącym futrem miał ciekawą minę. Śmiech jego znajomego aurora było słychać w całym Hogsmade.
Gość
avatar

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptyNie 30 Mar 2014, 20:18

Obserwując Katherine ciężko było snuć domysły czy ta jest szczęśliwa z takiego, a nie innego scenariusza, które spisało dla niej życie. Uśmiech, który rozjaśniał jej twarz, ilekroć zwracała się do swojej latorośli bądź próbowała uspokoić wszechobecnego Adolfa nie wydawał się być nienaturalnym, wymuszonym. Nie krzątała się również po kuchni z poczucia przykrego obowiązku, który został jej narzucony wbrew własnej woli. Być może przed laty, kiedy była jeszcze młoda i właściwie dopiero stawiała pierwsze, samodzielne kroki zaraz po ukończeniu Hogwartu, inaczej widziała siebie w wieku, w którym była obecnie. Może miała inny obraz rodziny, o ile w ogóle takowy pojawiał się w jej myślach. Równie dobrze mogła świadomie zrezygnować z takiej wartości jak bliscy oraz przyjaciele na rzecz kariery, którą właśnie zaczynała robić. Spełniała się zawodowo, najpierw kończąc uniwersytet aurorski a następnie pracujący jako auror i nie przejmowała się tym, że nikt nie będzie na nią czekał po pracy w pustym, ziemnym mieszkaniu. To były namowy rodziców Katherine, przesadnie martwiących się o swoją córkę. Uległa im potulnie, poniekąd dla świętego spokoju, pozwalając się Jaredowi zaprosić na kawę. Skończyli tak, jak wiele czystokrwistych czarodziejów. Przez te wszystkie i jeszcze wiele innych myśli w pierwszej chwili nie zauważyła Jareda, który podsunął swój talerz. Zamrugała oczyma i jak gdyby nic, jakby wcale ostatnich chwil nie spędziła nieobecna duchem, zanurzyła chochlę w parującej misie. Sos, typowo włoski biorąc pod uwagę bogactwo smaków pomidorów, pachniał apetycznie, że nawet ich córka zaznaczyła, że ona chce tak dużą porcję jak jej tatuś. Katherine cmoknęła, bo może i nie do końca spełniła jej życzenie, ale za to podała łyżkę tak dużą, jaką trzymał w ręku Jared.
- Głodna, prawda?
Zwróciła się do Katji, nim jeszcze Jerry zaczął swoje przesłuchanie. Na ich gościach czekała już zaparzona herbata o smaku właściwie trudnym do określenia, gdyś skrzat potulnie zmieszał te wszystkie torebki oraz ziarenka. Nie zapomniał również o pozostawieniu małego dzbanuszka śmietanki i cukierniczki. Katherine nie żałowała Katji, sobie zaś nałożyła na samym końcu, wyręczając już skrzata, który znowu, jak mało kiedy, powtarzał, że jego kochana Pani Wilson nie może się teraz przemęczać.
- Na szczęście Katja nie będzie musiała szukać żadnego wolnego hostelu przez najbliższy tydzień. Mamy pokój gościnny, w którym nie pamiętam kiedy ktoś ostatnio spadł. Cezary wymieniał tam niedawno pościel na świeżą, więc jeżeli masz jakieś bagaże ze sobą, jeśli je przywołasz to Cezary zaniesie je i jeszcze odświeży całe pomieszczenie.
Pod koniec zwróciła się do czarownicy, uznając, że Jared ma wbrew pozoru dobre serce i nie będzie miał nic przeciwko.
- Kenia? Zwiedzasz świat, czy może z obowiązków zawodowych?
Katja Odineva
Katja Odineva

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptyPią 09 Maj 2014, 13:36

Katja nie potrafiła sobie samej siebie wyobrazić w podobnym związku. Nie należała do osób, które zadowalają się półśrodkami, albo świętym spokojem. Potrzebowała adrenaliny, emocji, ruchu i nieustannej pogoni za czymś, czego nie potrafiła nawet do końca sprecyzować. Cóż, była jednym z tych niespokojnych duchów, które raczej nie odnajdą nigdy wytchnienia i do końca swoich dni będą przemierzać świat w celu, który nawet dla nich jest wielką niewiadomą. Jej rodzice także namawiali ją do małżeństwa, jako, że sami pozostawali parą zakochanych, wychwalali możliwość posiadania dzieci i stałego domu. Ale Katja musiałaby się najpierw zakochać. I to dostatecznie mocno aby zechcieć porzucić dotychczasowy styl życia i te wszystkie swoje marzenia, które kiełkowały w niej, kiedy zamknięta była w zimnych ścianach Durmstrangu. A nie zapowiadało się na wybuch uczuć u tej Rosjanki. Miała nieszczęście trafiać na samych nieodpowiednich przedstawicieli płci przeciwnej. Dobrze, że przynajmniej potrafiła się bronić (także bez użycia różdżki), bo najprawdopodobniej dawno by bardzo źle skończyła.
W odpowiedzi na pytanie Kath skinęła jedynie głową i już chwilę później pałaszowała ze smakiem danie, który w myślach przywoływało słoneczne plaże Włoch, wąskie uliczki ich miast, adonisów czających się za każdym zakrętem i makaron, wszędzie ten makaron! Popijała od czasu do czasu swoją wocowo, zielono, miętowo, czarno, cytrynowa herbatę i nagle stwierdziła, że czuje się w domu Wilsonów jak u siebie, co zdarzało jej się niezwykle rzadko, bo nigdzie nie bywała dość długo, aby mogło się w niej podobne poczucie wytworzyć. Może to ta rodzinna atmosfera, może skrzat, pies i pewna mała dziewczynka, a może instynktownie wyczuła, że w gospodarzach odnalazła swoje pokrewne dusze i może być po prostu sobą.
-Och, nie będę chyba aż tak nadużywać waszej gościnności. Właściwie nie wiem jeszcze czy jutro nie ruszę dalej. Nie zastanawiałam się nad tym, bo deszcz jakoś wypłukuje podobne rozmyślania z głowy. - odparła na propozycję kobiety, ale perspektywa skorzystania z propozycji wydawała się jej aż nazbyt kusząca. Mogłaby odpocząć, przez jakiś czas pożyć normalnie, może w zamian za tak miłe przyjęcie poopiekować się małą panną Wilson, kiedy jej rodzice pracują. W tej chwili nawet konieczność wyprowadzenia psa na spacer, choć tak prozaiczna, wydawała jej się czymś kuszącym.
-Pan Scamander jest niezwykle uroczym człowiekiem! - ucieszyła się na wzmiankę o swoim dobrym koledze, z którym utrzymywała stała korespondencję. Aż dziw, że nie skojarzyła, że akurat teraz przebywa w Londynie.
-Przez jakiś czas badałam z nim Buchorożce w Afryce, ale oglądanie wybuchających przedmiotów wcale nie jest tak zabawne, jak może się wydawać. - stwierdziła lekkim tonem. Miała się nawet odnieść do tego niebezpieczeństwa czającego się za rogiem, stwierdzając oczywiście, że to co może jej grozić w Londynie jest niczym w stosunku do tego, co przydarzało jej się w przeszłości, ale przeszkodziło jej pytanie Kath.
-Podrózuję. Jeśli mam jakikolwiek zawód, to właśnie na tym on polega. Na nieustannym zwiedzaniu świata. Zdarza mi się pisać do Proroka, zwłaszcza jak trafię na coś ciekawego, więc chyba można to nawet uznać za pracę. - uśmiechnęła się szeroko do kobiety, kończąc pochłanianie swojej porcji pysznego dania. Dawno nie czuła się tak syta...
Jared Wilson
Jared Wilson

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptyPon 12 Maj 2014, 16:46

Zawarcie małżeństwa było jedynym wyjściem dla uzyskania świętego spokoju. Jerry przystałby na każdego, byle kogo, jeśli miał mieć pewność, że nikt nie będzie mu suszył głowy, że jest kawalerem. Wydawać się mogło więc, że Kate była mu obojętna, a tak nie było. Dała mu córkę, wychowywała ją, pracowała jak chciała, pilnowała domu. Trafiła mu się cenna kobieta, bez której nie dałby rady sobie na dłuższą metę. Jerry na głos nie uświadamiał sobie jak wiele Kate wnosi w jego życie. Nie chodzi tu tylko o pranie skarpetek i dbanie o drugie śniadanie do pracy, ale też pilnowanie, żeby wyglądał jak człowiek, uspołecznianie go i łagodzenie jego gburowatości. Nawet własnej matce się to nie udało. Niestety Jerry i tak nie odczuwał do Kate nic poza życzliwością i uprzejmością. Ustalane związki, łączenie dwójki przypadkowych osób w pary, zmuszanie ich do tworzenia rodziny miało swoje minusy - brakowało w tym jakichkolwiek głębszych uczuć. Jego rodzice mieli szczęście pobrać się z miłości, choć już przy następnym pokoleniu dobrali mu kobietę, która miała dać mu kiedyś męskiego potomka. Czy Jerry będzie to kontynuował w przyszłości? Nie jest to wykluczone. Gdyby znalazł dobrą partię dla obecnie siedmioletniej córy, kto wie czy aby nie wybrał takiego sposobu zapewniania dziecku przyszłości. Był w tej dziedzinie nieco sztywny, a jako auror trzymał się surowo zasad. Nie obchodziła go moda, obchodziła go tradycja. Liberalizm.
Nawet nie uniósł głowy znad talerza, gdy Kate proponowała Katji nocleg (podobne imiona! czyżby takie same, lecz odmienione w innym języku? - pyt do autorki). Było mu to obojętne. Kate odpowiada za gości, jeśli chce sobie jakichś mieć, niech ma. Jerry mógłby robić problemy, gdyby był to gość płci męskiej. Choć nie ma w ich małżeństwie miłości, i tak zareagowałby niczym zazdrosny typ! Żona jest jego i innych mężczyzn w domu wolał nie widzieć. Ufał Katherine, ale chciał mieć rodzinę pełną, dać dziecku oboje rodziców i tak po cichu można przyznać, że Jerry wtedy by zarósł, obrósł i utopił się w bałaganie. Nawet skrzat by go nie odratował. Ale tego nikt nie wie.
Przełknął trzy czwarte drugiego dania i jeszcze żując czyjeś udko, patrzył na Katję spojrzeniem bez wyrazu. Młoda, podróżująca, wolna. Według niego powinna dawno się ustatkować, ale to nie jego interes.
- Piszesz do tego szmatławca? - uniósł brwi zdziwiony. Raz na jakiś czas zamawiał Proroka Codziennego, ale tylko dlatego, aby szukać tam informacji czy przypadkiem nie pada jakieś ciekawe nazwisko. Nie wierzył w to, co tam piszą, choć w każdej plotce było ziarno prawdy.
Wzruszył ramionami i powrócił do pałaszowania kolacji. Córa wspięła mu się na kolana, podśpiewując coś pod nosem i wpatrując się w gościa z zainteresowaniem. Gdy oczyścił talerz z posiłku, upił z kufla i znowu spojrzał na obie kobiety. Wzrok zatrzymał się na Katherine. Zmarszczył brwi i oparł brodę o głowę córy.
- Coś blada jesteś. - zauważył, że żona prawie prześwitywała. Czyżby załapała choróbsko od małej? Nie uśmiechało mu się. Musiałby kończyć wcześniej pracę, aby pilnować domu, bo nie ufał do końca skrzatowi (który pewnie właśnie wrzucał groszki do kieszeni i butów). A trzeba zauważyć, że Jerry nie lubił zajmować się domem. Wolał męskie prace jakim jest siedzenie w Biurze czy w Sali Obrad nad kartoteką Śmierciożerców.
Gość
avatar

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... EmptyNie 18 Maj 2014, 23:41

- Daj spokój, Katja. Jakie nadużywanie? Jesteś naszym gościem i nie wymigasz się od tego. Oczywiście o ile będziesz chciała zostać dłużej, a nie pędzić dalej.
Weszła w słowo kobiecie, lekko marszcząc przy tym brwi. Nie wyobrażała sobie, aby miała Katji pozwolić wyjść na tę ulewę po kolacji. Zresztą, Katherine wychowała się w rodzinie o silnych, angielskich tradycjach, gdzie gościnność była na porządku dziennym. I chyba udało się jej dać subtelnie do zrozumienia, iż dodatkowa osoba w domu nie będzie żadnym obciążeniem, a wręcz przeciwnie. Już nie chciała dodawać, że przecież Jareda i tak cały dzień nie ma w domu w związku z obowiązkami zawodowymi. Jest tylko ona, ich mały szkrab, skrzat oraz rzecz jasna Adolf. Komu miałaby tutaj przeszkadzać?
- Musisz mieć bajeczne zdjęcia oraz pamiątki z tych wszystkich podróży, nieprawdaż? O ile masz ochotę, wieczorem możemy usiąść przy kominku i chętnie posłucham Twoich wspomnień. Bo chociaż Anglię, jak i swoją rodzinną Skandynawię poznałam bardzo dobrze, nie miałam okazji zwiedzać innych, cudownych miejsc.
Czyżby w Katherine odzywała się pasja podróżnika? Ciężko byłoby ją rozwijać, wszak pracowała jako auror i od niedawna również jako sędzia Wizengamotu. Do tego miała obowiązek prowadzenia domu, dziecko. Nie mniej kiedyś obiecała sobie, że kiedy przeżyje swoje życie tak, jak najlepiej będzie mogła, starość przeznaczy na zwiedzanie tych kultur, jak i krajów, które były jej zupełnie obce i jeszcze mogły pokazać coś nowego, zachwycającego. Słysząc słowa Jareda, kompletnie wyrwane z kontekstu, przeniosła spojrzenie na małżonka. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bowiem pierwszy odezwał się skrzat, który właśnie rozkładał na stole ciasto czekoladowe.
- Mówiłem Pani Wilson to samo! Ale ta się uparła, Panie Wilson, że sama się zajmie kolacją. Że to nie choroba! Ale ja swoje wiem, Panie Wilson. Pani Wilson powinna leżeć w łóżku, wygodnie i z dobrą książką! Odpoczywać, aby nie było komplikacji! Aby urodziło się zdrowe!
W tej całej, szybkiej paplaninie skrzata, który niespecjalnie zdawał sobie sprawę co właśnie powiedział, kryła się pewna istotna informacja. Katherine zamrugała nerwowo oczyma.
- Chciałam Ci powiedzieć po kolacji...
Sponsored content

Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty
PisanieTemat: Re: Piszesz mi w liście, że kiedy pada...   Piszesz mi w liście, że kiedy pada... Empty

 

Piszesz mi w liście, że kiedy pada...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» kiedy kota nie ma...
» Kiedy kręci się butelka...
» Nie płacz, kiedy odjadę!
» Kiedy Czerń spotkała Biel.
» Kiedy bezsens popycha nas do drastycznych kroków..

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-