Temat: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Wto 13 Maj 2014, 22:32
Opis wspomnienia
Pomysł Dyrektora z założenia był dobry, pomóc uczennicy z obcego kraju nauczyć się języka. Wybrał do tego zadania jednego z solidniejszych uczniów, uczynnego i zawsze chętnego do pomocy słabszym uczniom. Kolejna lekcja, niby nic nie znacząca, a może. Bo ile trzeba wysiłku by poprosić kogoś kogo się lubi nawet o coś tak błahego.
Osoby: Remus Lupin, Symplicja Szafran
Czas: Grudzień, 1976
Miejsce: biblioteka
Remus Lupin
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Wto 13 Maj 2014, 22:45
Luniek z początku nie wiedział, jak długo będzie musiał uczyć Symplię języka angielskiego. W końcu on sam urodził się w Anglii i tego się uczył od praktycznie swych narodzin. I ciągle doskonalił swój język zdobywając przy tym kolejną bazę wiedzy. A tu nagle miał uczyć Krukonkę języka angielskiego nie znając nawet jej języka. No wiadomo, że nie mógł wtedy odmówić dyrektorowi i od tej pory spotykał się w miarę systematycznie z nią w bibliotece. Luniek uwielbia bibliotekę z różnych powodów. Po pierwsze tam jest skarbnica całej wiedzy, która w 99% została już przez niego zgłębiona. Tylko ten 1 malutki procent został do zbadania, ale na to ma jeszcze cały przyszły rok szkolny. Zjawił się w bibliotece ubrany jak zazwyczaj w swoje zwykłe ciuchy, które nie wyróżniały się zbytnio mocno. On nie pochodził z zamożnej rodziny tylko z uboższej. Dzięki stypendium, które co rok zawsze utrzymuje stać go na trochę rzeczy, gdyż gdyby miał korzystać z kasy familijnej, to niewiele by wtedy miał, a nie chce, by jego przyjaciele płacili za niego. Usiadł spokojnie na swym ulubionym miejscu, czyli w dziale "Zielarstwo" i sięgnął ręką do swej torby. Wyjął z niej podręcznik do języka angielskiego dla zaawansowanych i z lekkim zainteresowaniem zaczął go przeglądać. Nigdy wcześniej nie widział podręcznika do angielskiego, więc nic dziwnego, że za każdym razem przeglądał niektóre strony próbując zrozumieć, co przez te nazwy wszystkich czasów autor próbuje powiedzieć. A z resztą, czy on musi lecieć zgodnie z podręcznikiem i tak samo to nazywać? No nie. Ale i to nie przeszkadzało w oglądaniu tego podręcznika.
Symplicja Szafran
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Wto 13 Maj 2014, 23:00
Przy oknie stała Mara. Nieobecnymi niebieskimi oczami wpatrywała się w padający za oknem śnieg. Niedługo miały rozpocząć się ferie świąteczne. Ta myśl wwiercała się w jej świadomość sprawiając irracjonalny ból. Szóste Boże Narodzenie po za domem. Szósty rok pozbawiony kontaktu z bliskimi. Przycisnęła czoło do lodowatej szyby, by ta rozproszyła trochę jej czarne myśli. Sym ogarnij się, przecież za rok z kawałkiem ich spotkasz i już ich nie zostawisz. Ta słowa podniosły ją trochę na duchu, a co jeśli wtedy zacznie tęsknić za tym ogromnym zamkiem, za ludźmi, których tu spotkała. Jak to mówi stare polskie przysłowie z deszczu pod rynnę. W końcu oderwała się od okna i ruszyła w stronę biblioteki. Świadomość tego, kto tam na nią czeka, sprawiła, że jej nogi same zaczęły iść szybciej, a na twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Wyobrażając sobie twarz chłopaka, mocniej ścisnęła pas torby. -Stop. Sym ogarnij się to nie ma sensu, zapomnij.- Powiedziała do siebie będąc już nieopodal drzwi od biblioteki. Ostatni głęboki oddech po czym weszła do świątyni wiedzy. Jaka szkoda, że wszystkie książki były napisane po angielsku i brakowało tu wielu wspaniałych polskich pisarzy. Zaśmiała się do siebie na tą myśl. -Cześć.- w jej głosie słychać było silny, obcy akcent. Delikatnie, z pewną dozą nieśmiałości uśmiechnęła się do chłopaka, który nadal chciał ją uczyć, a może nie chciał, tylko robił to pod przymusem. Jednakowoż miała nadzieje, że ta ich wspólna godzina, jest chociaż trochę dla niego przyjemnością. Szybko wyjęła swoje rzeczy na blat stołu i była gotowa do lekcji.
Remus Lupin
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Wto 13 Maj 2014, 23:16
Luniek nie zwracał uwagi na to, kiedy przyjdzie Symplia, gdyż wie, że ona zjawia się zawsze punktualnie. To miedzy innymi w niej lubi. Zawsze jest na czas,a jeśli nie może, to informuje jego o tym. Bo przecież punktualność jest bardzo ważną cechą człowieka. To świadczy o jego dobrym wychowaniu, które z pewnością będzie oczekiwał od swojej dziewczyny, jeśli takową w ogóle pozna. Póki co na to raczej się nie zanosi, więc może spokojnie myśleć o pełni, która z resztą będzie w przyszłym tygodniu. Jak usłyszał Krukonkę, podniósł lekko głowę kierując swój wzrok na Symplię. - Cześć. - przymknął książkę starając się lekko rozluźnić. Dobrze, że to jest tylko nauka dziewczyny, gdyż w innym przypadku zamknąłby się w sobie i nie odezwałby się, póki trema by go nie zjadła doszczętnie. - Myślę sobie, że dziś zostawimy przepiękną lekturę w spokoju, a zajmiemy się debatowaniem. - uśmiechnął się nieśmiało do niej, po czym schował podręcznik do swej torby i wstał ze swego krzesełka. - Porozmawiamy sobie dziś o tym, jak ważny jest patriotyzm dla nas, czyli czarodziejów. Jak myślisz, czy ludzie, których wokół siebie poznałaś przez ten czas są patriotami?- mówił to spokojnym tonem do dziewczyny i pochodził sobie chwilę nie tracąc kontaktu wzrokowego z Symplią. Chciał ją zachęcić do mówienia. W razie czego pomoże jej, czy poprawi odmianę słów, jak będzie miała taki problem. Temat może był nieco trudny, ale za to można tyle ciekawych rzeczy wypowiedzieć, że na pewno im obu czas nie będzie się nudził. No chyba że chce pisać odmiany przymiotników i rzeczowników, to proszę bardzo. Ale wiadomo, że więcej człowiek z praktyki się nauczy, niż z samego pisania, choć na przykład podczas każdej lekcji powinno się robić nawet niewielkie notatki, by potem można było sobie przypomnieć pewne ważne informacje. W końcu usiadł z powrotem na swym krześle i czekał spokojnie na jej opinię.
Symplicja Szafran
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Sro 14 Maj 2014, 14:50
Zanim chłopak zaczął mówić o ich dzisiejszym planie zajęć, szybko otworzyła zeszyt. Oprócz rzędu równo wypisanych słówek, każda strona wprost kipiała od jakiś drobnych gryzmołów. W jednym rogu widniało, tajemnicze, trochę smocze oko, kilka cali niżej natomiast nabazgrolone było drzewo, już prawie całkiem pozbawione liści. Wszystkie te rysunki, mimo swojego chaotycznego ułożenia, wydawały się idealnie pasować do miejsca, w którym zostały uwiecznione. Słysząc jak Gryfon podnosi się ze swojego miejsca, szybko podniosła na niego wzrok. Przyglądała się jak kroczył wokół stołu. Takim zachowaniem przypominał jej bardziej nauczyciela, aniżeli ucznia. Przyglądając mu się i słuchając jego słów, miała wrażenie, że Lupin byłby dobrym nauczycielem. Idąc tym torem zastanawiała się, co zamierza robić po szkole. -Jaka szkoda.- W jej głosie malowała się ironia, a delikatny uśmiech nie schodził z jej twarzy. Ciekawa była dlaczego nauczyciele tak chodzą w czasie swoich monologów. Takie zachowanie pomaga im lepiej składać myśli, albo mają nadzieje, że dzięki temu odkryją odpowiedzi na wszystkie tajemnice tego świata. Jest to jakaś opcja. -Myślę, że angielscy czarodzieje nie są patriotami.- Powiedziała, starając się by jej wypowiedź była jak najbardziej składna. Przy innych mogła sobie mówić w bezokolicznikach, ale przy nim zawsze chciała pokazać się z jak najlepszej strony. Dlatego przy każdej gafie najchętniej szybko schowała by się pod Ziemię i nie wychodziła ze swojej dziury do końca roku. -Jak to się mówi, państwo w państwie?- Zapytała nie wiedząc jak po angielsku jest enklawa. Od kiedy przybyła do Anglii miała wrażenie, że patriotyzm wymarł i wyginął. Czarodzieje czy mugole, wszyscy patrzyli tylko na czubek własnego nosa. Zachowanie czystokrwistych rodów przypominało jej historie Drugiej Wojnie Światowej. Nie dziwiła się więc, że i tym razem pojawił się nowy Hitler. Tylko jego pole rażenia i moc była większa. Mimo wszystko Sym cały czas starała się stać z boku tego konfliktu, on przecież nie był jej.
Remus Lupin
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Czw 15 Maj 2014, 12:28
Luniek stara się nie zerkać do jej zeszytu, gdyż uważa, że to nie jest jego własność. Choć czasem zżera go ciekawość, co tam Krukonka sobie rysuje, lecz wtedy zawsze sobie przypomina, ze takie zachowanie jest niekulturalne. W takim razie rodzi się pytanie, czy on coś do niej czuje. Nie, Luniek nie jest w niej zakochany i to sobie ciągle zaprzecza. Zaprzecza sobie nawet to, ze ją bardzo dobrze zna, by pozwolić sobie na powiedzenie czegoś z jego strony. Stara się unikać zakochania za wszelką cenę, by w razie pełni nie skrzywdzić tejże osoby. Słysząc jej komentarz, lekko uchylił kąciki ust w geście zadowolenia. Dla niej szkoda, a dla niego pomysł na rozwinięcie jej języka. Im więcej mówi o angielsku, tym lepiej chwyta wszelkie możliwe chwyty tego języka. Przy okazji sam też dowie się czegoś o patriotyzmie w jej kraju. W końcu Polska nie jest tak dobrze mu znana, jakby inni sądzili. Nigdy tam nie był, nie zna tamtejszego języka i ich upodobań. Tylko z książek coś wie o ich historii, ale na tym kończy się jego wiedza o Polsce. -Dlaczego tak sądzisz? Rozwiń to. - zachęcił ją do mówienia. Nie byłby zły, gdyby popełniła jakąś gafę. W końcu każdy może się pomylić, nieprawdaż? on na spokojnie wtedy poprawi i w razie czego wytłumaczy, w czym zrobiła błąd. - Czyli enklawa po naszemu. My Anglicy niezbyt przywiązujemy wagi do naszej historii, bo przecież mamy stworzony własny system, którym na co dzień się posługujemy.- pochwalił Symplię. Minęły dwie Wojny Światowe, a oni tutaj starają albo przetrwać najgorsze, albo wyniszczać tych niegodnych bycia czarodziejem. Jakby wojna znów miała nadejść, lecz tutaj, w Anglii. - To w taki razie dlaczego niektórzy nadal teraz walczą? Chodzi mi przede wszystkim o masowe morderstwa mugolaków jak i samych mugoli przez czarodziejów. Czy to jest dobre dla nas czarodziejów?- był ciekawy, co ona o tym sądzi. Przecież przez tą godzinę nie mogą wymienić tylko paru słów i przez resztę zajęć zająć się gramatyką.
Symplicja Szafran
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Czw 15 Maj 2014, 19:00
Zastanawiając się nad dalszą częścią swojej wypowiedzi mimowolnie zaczęła rysować coś w notesie. Na rogu zeszytu, powoli zaczynały pojawiać się kolejne kraski. Wpatrując się w śmigającą po stronie ołówek, na twarzy dziewczyny malował się spokój, rysy wydawały się być delikatniejsze, powieki lekko przymrużone, mogło się wydawać, że te błękitne ślepia widzą więcej niż na pierwszy rzut oka dało się dostrzec na kartce. Spokój i ład wydawał się jej pasować, razem wydawali się tworzyć idealną parę. Nie była to jednak do końca prawda. Wszędzie gdzie pokazywała się panna Szafran pojawiał się też chaos. Na razie przyczajony, ale on był, czyhał na odpowiedni moment by zacząć działać. Już miała odpłynąć do swojego świata zasłuchana w przyjemny głos "Nauczyciela". Jednak gdzieś w myślach przypomniała sobie, że powinna wykorzystać tę godzinę jak najlepiej. A odpłynięcie do czegoś takiego w tym przypadku nie należało. -Wy by... jesteście Brytyjczykami i mugole też. Jeśli wy bardziej przejmujecie się światem magii, niż państwem. To dlaczego wy chcecie być nazywani patriotami. Skoro bardziej niż dobro Królestwa interesować was dobro czarodziejów i to nie zawsze.- Powiedziała robiąc co kilka chwil przerwę na znalezienie odpowiedniego słowa. Mówiąc to na jej twarzy malowały się różne emocje. Jej wyobraźnia o czarodziejach z Polski była bardzo wyidealizowana. Symplicja Szafran wieczna marzycielka i romantyczka, wierzyła w patriotyzm, który za nadrzędny punkt stawiał dobro ojczyzny i bardzo silną do niego miłość. Jej Polska była idyllą, z której niczym Adam i Ewa została wyrzucona bo była inna. Nawet na złe wieści patrzyła przez palce. Nie chciała wierzyć, że w kraju, który kochała całym sercem i liczyła dni do powrotu do niego, mogła dziać się tak źle. -To nie dobrze. Historia jest ważna. Nie można iść do przodu nie oglądając się za siebie.- W jej głosie słychać było delikatny wyrzut. Nie mogła zrozumieć tego, że nauczyciele przykładali tak duży nacisk na wojny goblinów, na pierwszych czarodziei, a historię mugoli, która tak często przeplatała się z czarodziejską traktowali po macoszemu. Nie uczyli się na błędach, czego dowodem był ten cały Czarny Pan. -Oni walczyć... to znaczy walczą bo boją się o swoje rodziny. Może niektórzyi idą z wyższa ideą, ale wydaje mi się, że liczni, chcą tylko chronić swoich bliskich, a jeśli przy okazji innym czarodziejom, to jest im łatwiej wybaczyć sobie jeśli zrobią coś złego. Przyglądała mu się, już od chwili nie rysowała, tylko wpatrywała się w jego twarz. Nie wiedziała jak zareaguje na jej słowa. Gdzieś głęboko bała się, że jej słowa go ugodzą, że stwierdzi, iż nic nie rozumie i tylko plecie co jej ślina na język przyniesie. Jednak to było to co czuła, co twierdziła, że jest prawdą. Sym nie zwracała uwagę na karcące spojrzenia bibliotekarki, której takie dyskusje chyba nie do końca przypadły do gustu.
Remus Lupin
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Czw 15 Maj 2014, 19:42
Lunio cały czas słuchał uważnie Sympli. W końcu nie chciał wyjść na jakiegoś idiotę, który nie słucha tego, co jego uczennica mówi. Choć może ona uczennicą nie była, ale w końcu od pewnego czasu pomaga jej w nauce. Dobrze, że przynajmniej nikt nie nabrał podejrzeń wobec nich. Luńkowi nie w głowie są żadne romanse czy związki. - My pielęgnujemy to, co zostało stworzone od tysiącleci. Ale za to czy byłoby to dobrym rozwiązaniem powiedzieć mugolom o nas? Przecież wiesz, jak niektórzy mogliby nas wykorzystać do swych celów. Dla nas patriotyzm jest dbaniem o świat magii, a nie o kraj. - powiedział spokojnie nie ganiąc jej. On chciał w ten sposób nawiązać dyskusję, by mogła się wypowiedzieć nie bojąc swych słów. Może i będą niekiedy ranić, ale z tym Sym musi się uporać. W końcu oni po to między innymi się spotykają. - Nie oglądamy się za siebie? To rozejrzyj się po szkole. Czy tutaj nie wyczuwasz mocy historii? W każdej instytucji znajduje się element historii. Może nie praktykowany, ale dla nas samo ich istnieje jest bardzo istotne. W końcu teorię można zapomnieć lub zmienić. - powiedział lekko uśmiechając się. Nie był zły za te słowa. Luniek w ten sposób zrozumiał, że jest gotowa do rozmowy i chce mówić. Niech mówi. A Luniek będzie jej słuchać no i może podziwiać, ale no tylko leciutko! Słysząc jej słowa, na chwilę przeniósł się do swego rodzinnego domu, gdzie rodzice nie wiedzieli co z nim zrobić. Póki profesor Dumbledore się nie zjawił, to pełnię spędzał przykuty do kajdanek w piwnicy, by nie zrobić nikomu w okolicy żadnej krzywdy. Zamrugał tylko raz swymi powiekami kiwając głową, ze dobrze mówi. - Spotkałaś się z tym kiedykolwiek, że to wiesz? - spytał się cicho widząc kątem oka niezadowoloną minę bibliotekarki. A niech pani Prince spada do Filcha i z nim romansuje na błoniach. W końcu oni powinni zaznać jakiejś rozrywki, a Luńkowi się zdaje, że ich charaktery będą wzajemnie się przyciągać. Filch i Prince. Czy ta melodia nie brzmi cudownie? A wracając do danej chwili. Luniek spojrzał prosto w jej oczy chcąc poznać odpowiedź. Czemu zadał jej takie pytanie? Po prostu takie przyszło mu na język, więc szybko je wypluł. Gdyby mógł, to by tego pytania nie zadał, ale już nie moze cofnąć tego czynu. - Jak nie chcesz, to nie mów.- lekko zmieszał się w swój typowy sposób i spojrzał kątem oka w jej okładkę od zeszytu. Całkiem ładny on był.
Symplicja Szafran
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Czw 15 Maj 2014, 21:26
Przyglądała mu się, co miała powiedzieć. Może, że żyjąc na tej samej planecie, powinniśmy sobie bardziej ufać, że mugole zrozumieją, że wspólna kooperacja jak równy z równym jest możliwa. Taka naiwna to nawet ona nie była. Wiedziała co mugole by zrobili, czystki, znowu. Oni ze strachu zaczęli by przelewać krew, a czarodzieje w obronie, ale nie wszyscy. Części takie zdarzenie było by po drodze. Na przykład Czarnemu Panu, więcej osób przeszło by na jego stronę jeśli myśleli by, że w ten sposób będą bronić się przed mugolami. Ciekawe dlaczego o tym nie pomyślał, wolał wprowadzić rządy terroru, strachu zamiast zjednoczyć wszystkich przeciwko wspólnemu wrogowi. Nie rozumiała jego toku rozumowania, chociaż już dawno temu nauczyła się, że Anglików z ich pokrętną logiką nie zrozumie. Oni zawsze wiedzieli swoje najlepiej. Śledząc wzrokiem poczynania, Remusa zastanawiała się co siedzi w jego głowie. -Ładne zrzucanie z siebie odpowiedzialności. My chronimy magię, dlatego mugoli traktujemy w najlepszym przypadku jako zło konieczne. Ja myślałam, że to Polacy są podzieleni, ale tutaj jest gorzej.- Powiedziała, a jej ręce same rzuciły się do dyskusji, jak to Polacy mają we krwi zaczęła nimi gestykulować. Jakby w ten sposób mogła podkreślić swoje zdanie. W tym amoku, przez przypadek najpierw kopnęła nogą w nogę stołu by po chwili zrzucić na ziemię zeszyt. Cicho jęknęła z własnej głupoty i zaczęła delikatnie masować obolałe miejsce. Jeszcze powinno się pod nią krzesło zawalić, albo z nieba spaść kowadło. Niepewnie spojrzała do góry, w sumie to nie zdziwiła by się bardzo. -To czemu nie jednoczycie się by pokonać drugiego Hitlera. Może nie jesteśmy najbardziej zjednoczonym narodem, ale potrafimy WSZYSCY zjednoczyć się przeciwko wspólnemu wrogowi. Zbyt wielu z was umywa ręce.- Wiedziała, że w jej głosie słychać, że nie uznaje problemu brytyjskich czarodziei za jej problem. Ona stąd zniknie, a oni zostaną, razem z tym chorym człowiekiem. Czy będzie tęsknić za deszczową wyspą? Miała nadzieje, że nie, ale mimowolnie spojrzała na niego. Może jednak... Przygryzła wargę. -Bo w Polsce jest podobnie. Tylko nasz wróg jest silniejszy, naszym wrogiem jest cały naród. Niszczy ludzi, którzy mogli by mu się przeciwstawić odbiera im wolę walki. Zamyka nam oczy i wmawia, że jest wspaniale, wmawiając, że na zachodzie jest jeszcze gorzej. Ci co walczą by poruszyć resztę mówią, że robimy to dla wolnej Polski, ale to tylko słowa pobudzające do działania...- Przerwała na chwilę. Zagryzając mocniej wargę.- Może jestem idealistką, marzycielką, ale kiedy jest się na obczyźnie, bez rodziny nic więcej poza marzeniami i górnolotnymi ideami nie istniej. Jest jeszcze nadzieja, na powrót. Opuściła wzrok, nie wiedziała dlaczego to powiedziała. Może chciała w końcu wydusić to z siebie, wyrzucić to co przecież cały czas w niej leży. Nie lubiła być traktowana jak ofiara, widzieć w ludziach współczucie, ale teraz bardzo chciała by ktoś ją potraktował jak małą dziewczynkę, która potrzebuje wsparcia i powiedział jej te kilka pustych słów, będzie dobrze. Mimo, że wiadomo, że nie będzie.
Remus Lupin
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Czw 15 Maj 2014, 22:24
Mugole gdyby widzieli, co się dzieje wokół nich, to z pewnością umarliby ze strachu lub uciekliby do Afryki, gdyż tam nawet magia jest mocno zacofana. A czarodzieje zajęliby całą Europę i podzieliliby się na dwa fronty. Jeden sięgający od Związku Radzieckiego do Niemiec, a dalej byłaby druga grupa. Nie ma to jak masywny atak i chaos poprzez zniszczenie wszystkiego. - U nas są tylko dwa fronty. Albo jesteś po tej dobrej stronie, czyli białej magii, albo jesteś za czarną magią. Tutaj długo się nie pożyje jako neutralny, bo jego wybór szybko nadchodzi. A mugole są ofiarami tej wojny i dla nich byłoby najlepiej, aby nie znali prawdy. Doszłoby wtedy do jeszcze większych masakr.- powiedział spokojnie odpierając jej słowa. Nie uciekło mu żywa gestykulacja Sympi. Tu w Anglii zazwyczaj nie potrzeba ukazywać swych emocji, lecz widocznie polacy mają to we krwi. Widząc, jak się uderzyła, Luniek spojrzał na nią z troską. - Nic ci nie jest?- spytał się wstając i podszedł do dziewczyny. Kucnął, by [tylko!] podnieść jej kajet i odłożył go na jej ławkę spoglądając, jak masuje sobie nogę. Nie patrz się tak na nią! Przecież jej nie kochasz! krzyczały zaraz jego myśli, lecz czy chciał je słuchać? Taki porządny Luniek i proszę, jaki problem ma do rozgryzienia. Pozostał w tym miejscu, w którym stał, lecz według niego był trochę za blisko Sympi. - A czy ktoś nas woła o pomoc? Nie. To co się dzieje w Europie nas nie dotyczy, chyba że zagrażałoby to naszemu terytorium. My tu toczymy własną wojnę i jak wołaliśmy kogoś o pomoc, to nikt się jakoś nie pokwapił nam pomóc.- zaczął bronić swego kraju. Luńka trochę interesuje co się dzieje poza Anglią, ale jakoś to nie jest jego hobby. Parę słów usłyszy i mu starczy, gdyż o wiele większe problemy ma właśnie tutaj. Po pierwsze wojna z czarną magią. Po drugie jego futerkowy problem. I chyba powoli zaczyna się pojawić trzeci problem, lecz stara się do tego póki co nie dopuścić. W końcu co za dużo, to nie zdrowo. Słuchając wyzwania Sympi Luniek nie wiedział na początku, co może zrobić. Czy ma ją przytulić? No etykieta pozwala mu na taki ruch, lecz czy to będzie właściwe? Przecież on ją naucza angielskiego i nie zna jej tak dobrze [będzie tak sobie ciągle wmawiać]. A z resztą. Nikogo tu prócz nich i bibliotekarki [chyba] nie ma, więc co mu szkodzi. Przytulił Sympię do siebie. - Jak wrócisz do domu, to będzie dobrze. Sama zobaczysz. To tylko jest kwestia czasu. - powiedział tuląc ją, po czym puścił ją i spojrzął łagodnym wyrazem twarzy na dziewczynę. - Najważniejsze jest, aby się nie poddać w swych marzeniach i starać się je realizować. - dodał stojąc koło dziewczyny. Odsuń się, idioto ty! jego myśli wydawały kolejne komendy. Nie powinien tak mocno z nią się zżywać, bo wtedy będzie miał poważny problem - może nawet zakochać się w niej. To jest chyba najgorsza myśl, jaką do siebie Luniek dopuszcza. - W każdym kraju znajdują się jacyś wrogowie. Jak u was jest tak pewna osoba, tak u nas jest sam Voldemort.- ściszył ton wymawiając nazwisko Czarnego Pana.- To jest nieuniknione, bo wtedy zaistniałby konflikt interesów i samo dobro zniszczyłoby wszystkich żyjących ludzi na tym świecie. - dodał nie spuszczając z niej swego wzroku. Chciał, by zrozumiała, że pojęła, iż zło będzie wszędzie czyhać i powinna się na nie przygotować. Chciał dodać jeszcze jedno zdanie, które z pewnością zmieniłoby ich relacje, jak i myślenie Lunka, ale na szczęście powstrzymał się od wypowiedzenia ich. Za dużo by go te zdanie kosztowało. Więc pozostał milczący myśląc o przyszłej wojnie.
Symplicja Szafran
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Pią 16 Maj 2014, 14:45
Czy na tym świecie naprawdę istniały tylko dwie drogi? Dwa przeciwległe bieguny, a między nimi pustka, przestrzeń dla ludzi odrzuconych zmierzających ku zagładzie. A co z ludźmi, którzy szli złą drogą nie z własnego wyboru, bez przekonania, ze strachu. Ci którzy zostali zmuszeni do zdradzenia swoich ideałów bo byli zbyt słabi, żeby powiedzieć nie. Co z ludźmi, którzy twierdzili, że ta sprawa w ogóle ich nie dotyczyła. Stali obok i tylko przyglądali się, czekając na ostatnią chwilę byle zniknąć i już nigdy nie wrócić. A co z tymi dobrymi na pokaz, robiącymi wielkie rzeczy z czysto egoistycznych pobudek, do zdobycia wiecznej chwały i sławy. Kolejnych jednostek z syndromem bohatera. Czy naprawdę mogło istnieć coś takiego jak podział na czarne i białe. Przyglądała mu się, w tej chwili chciała by, by usłyszał i zrozumiał jej myśli bo wiedziała, że sama nie jest w stanie ich wszystkich wypowiedzieć. Nie tylko ze względu na barierę językową... nie każdą myśl można wypowiedzieć na głos. -Oni nie zasłużyli by znać prawdę.- Powiedziała, a widząc jak chłopak podchodzi do niej i schyla się po jej zeszyt, wstrzymał oddech. Czy to działo się naprawdę, czy oprócz w nogę uderzyła się jeszcze w ten pusty Krukoński łeb. Policzki delikatnie się zarumieniły. Szybko jednak starała się przestać o tym myśleć i wróciła myślami do dyskusji. -My wołać, tylko nikt nie chciał usłyszeć. 123 lata my krzyczeć o pomoc, my walczyliśmy, ale Europa milczała patrząc na naszą krew. Kiedy odzyskać wolność, po drugiej wojnie pojawił się nowy zaborca. Socjaliści, zamknąć nam usta, zabrać kontakt ze światem, zabrać kulturę, wiarę i nadzieje. Wynieść na cokoły idiotów i kretynów, zaszczuć nas. Stworzyli naród zdrajców i kapusi.- Mówiąc to spoglądała na niego z lekkim żalem, ale cóż oni mieli swoją wojnę, a oni swoją. Nawet nie chciała myśleć co by się stało jakby ich wrogowie połączyli siły. Nagle poczuła jak ją przytula. O ile wcześniej była trochę zarumieniona to teraz jej twarz przypominała swoim odcieniem dojrzałego pomidora. Czuła jak tętno jej przyspieszyło, serce zaczęło wyrywać się z piersi, a całe ciało przeszedł jakiś delikatny dreszcz. Kiedy odszedł miała ochotę go zatrzymać. Złapać za rękaw i przytrzymać przy sobie jak najdłużej. Czemu nie miała siły by coś powiedzieć. Zrobić, chociaż raz zawalczyć o coś. Kiedy się odsunął czuła spojrzenie jego pięknych oczu na swojej twarzy. Delikatnie ją opuściła pozwalając kilku kosmykom trochę ją zasłonić. Nie wiedziała czy chce by wiedział ile ten gest znaczył/nie znaczył. Kiedy poczuła jak krew zwalnia spojrzała na niego wielkimi błękitnymi jak zimowe niebo oczami. -Samo dobro nie posiada racji bytu. Będąc światłością, zawsze tworzy cień. Przyglądając mu się w tej chwili, nabrała ogromnej ochoty zrobienia mu zdjęcia. Mówiąc o rzeczach, w które wierzył jego oczy zdawały się kipieć od emocji. Przy okazji jeśli miał rację, to za dwa lata już się spotkają, zostaną w dwóch różnych światach, a jedyną pamiątką po tych dniach bałby mała kartka papieru fotograficznego. -Mogę Ci zrobić zdjęcie.- Powiedziała, spuszczając lekko głowę do dołu, głos miała cichy. Jakby zdradzała mu w tej chwili jakiś wielki sekret. Niepewnie uniosła lekko głowę do góry spoglądając na niego z niemą prośbą. Przez chwilę miała ochotę ugryźć się w język i uciec, ale jej nogi nagle stały się strasznie ciężkie i jakby zrobione z ołowiu. A więc stała tam, jak samotna brzoza, miotana na wszystkie strony wiatrem niepokojów.
Remus Lupin
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Pią 16 Maj 2014, 21:11
Samemu można zauważyć, że jeśli chodzi o ilość kontrastów, to jest ich tylko po jeden na każdą stronę. Jest albo dobry albo zły. Nie ma nikogo, kto byłby po neutralnej stronie, ponieważ to jego działania ukazują, do której grupy można go kwalifikować. No myślenie poniekąd też jest istotne, ale wiadomo, że człowieka ocenia się po czynach, a nie co on myśli. Taki już został stworzony ten świat i raczej on się nie zmieni na lepsze. - No nie zasłużyli, ale czy oni też zasłużyli na to, aby byli mordowani w całkowitej niewiedzy? - zadał jej pytanie trzymając jej kajet w ręku w tamtym momencie. Nie chciał wywołać żadnego niepożądanego uczucia wobec tej młodej Krukonki. Więc on nie spojrzał na jej twarz, która pewnie ukazywała wiele emocji od niej wychodzących. - Nie ma wojny bez ofiar.- sprostował jej wypowiedź jednym zdaniem. Bez ofiar kraj byłby tym, czym był w trakcie wojny. Niezorganizowanym, nieprzygotowanym do walki. A tak z ofiarami przynajmniej ludzie wiedzą o co walczyć i wszystkich znajomych motywują do walk o lepszą przyszłość. Ile razy ten motyw u nich w Anglii się powtórzył? Bodajże kilka razy, gdy u nich historia składa się zazwyczaj z panujących tu dawno dynastii królów. Owszem, mieli oni swoje wojny, lecz pewnie nie są tak mocno badane, jak na przykład w Polsce, gdzie każdy symbol ma znaczenie. Gdy spostrzegł, jak Symplia nagle ukryła swoją twarz, Luniek poczuł się taki zakłopotany. Czy ona się bała jego, że musiała ukryć swoją twarz? A może on coś niewłaściwego zrobić? W końcu nie chciał być nieuprzejmy wobec niej. Tyle się naczytał w tych wszystkich poradnikach, że teraz wszystko mu się mieszało. Tak czy siak starał się teraz spoglądać tylko na swe palce, by jej jeszcze bardziej nie przerazić. A może ona coś od Ciebie wyczuwa coś niewłaściwego? zaczął się zastanawiać. W końcu za parę dni ma pełnię i może dzisiaj jakoś niezbyt dobrze wyglądać, że dziewczyna po prostu się przeraziła. Po prostu nie ma to jak myślenie po Lunatycku. -Dokładnie.- lekko kiwnął głową zgadzając się ze słowami Krukonki. Bez ciemności jasność będzie tą złą mocą. Musi być ta gorsza, by zaistniała jakaś granica pomiędzy nimi. Nawet w samej mitologi jest mowa o tym. Słysząc jej dziwną prośbę, podniósł głowę całkowicie zaskoczony tymi słowami. Że co? Że chce JEGO zdjęcie? Przecież przed chwilą chowała swoją głowę, a teraz chce mieć jego podobiznę? A co jeśli ona jest dziennikarką? A może to wcześniej nie był jej strach, tylko co innego to znaczyło. Może to było zawstydzenie? A co jeśli ... Lunio, przestań! kilka razy otworzył swe powieki próbując sobie to wszystko poukładać. - Ja ... jestem niefotogeniczny. - powiedział próbując wymigać się od tego zdjęcia. Lunio nie przepada za żadnymi zdjęciami i woli ich unikać, jeśli może. Gdy na niego spojrzała, Lunio zrobił krok do tyłu, i wziąwszy oddech lekko pokręcił przecząco swą głową. - Jak chcesz to mogę ci wystawić Jamesa i Syriusza. Oni na pewno zgodzą się na album zdjęć. Ale ja nie chcę.- mówił spokojnie, a przynajmniej starał się utrzymać ten ton, gdyż sam jakby przeraził się perspektywą, że będzie fotografowany. Nie to, że boi się aparatu, ale po prostu nie lubi ich i tyle. Może uda się dziś wymigać do tego zdjęcia.
Symplicja Szafran
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Sob 17 Maj 2014, 20:19
Ta rozmowa za bardzo ją poruszyła. Dotykała najczulszych punktów w jej świadomości. Polacy tak chyba mają, że najlepiej myślą o ojczyźnie gdy długo jej nie widzieli, albo gdy nie mogą do niej wrócić. W tedy ich serce najbardziej tęskni i nie wytrzymują takiego życia. Bo w Polsce nie idzie żyć, ale poza nią jest to jeszcze trudniejsze. Zamknęła na chwilę oczy i zaczęła głęboko oddychać by uspokoić się na tyle by móc znowu spokojnie odpowiadać na pytania Gryfona. Nauka z tego dnia winna być taka, że nie powinno się rozmawiać z Polakami o ich poglądach, które są choć trochę związana z polityką, o dumę patriotyczną i o historię. Bo ta jakoś bardzo rzadko obchodziła się z nami dobrze. Jedyne z czego możemy się cieszyć to z tego, że nie doszła do nas Czarna Śmierć. -Łatwo rozporządzasz życiem ludzkim. Łatwo mówić nie ma wojny bez ofiar, puki są nimi nic nie mówiące nazwiska, puki jest to jakiś John Black to wszystko jest dobrze, bo ludzie mają znak, symbol idą pomścić męczennika, ale co z rodziną pana Blacka, myślisz, że im wystarczy odpowiedź. Sorry taki mamy kraj, ktoś musiał umrzeć. Byłbyś dobrym Carem Remusie Lupin.- Powiedziała, a w tych słowach było tak wiele żalu, goryczy. Bolało ją to, że musiała to powiedzieć. Jednak nie potrafiła się powstrzymać. Z kamienną, pozbawioną emocji twarzy spoglądała na niego. Czy naprawdę tak myślał, czy tylko mu się tak powiedziało, żeby dyskusja trwała dalej. Nie mogła znieść tego, że nie zna odpowiedzi na to pytanie. W pewnej chwili spoglądając na niego, jakaś część jej świadomości błagała by te słowa były jego poglądem, by tak myślał. O ile prościej było by go wtedy znienawidzić, zapomnieć. Nie czuć bólu związanego z tym nierealnym uczuciem. Z jednej strony tak pięknym, jednak zadającym tak wiele cierpienia. Widząc jego zakłopotaną reakcję panna Szafran czuła się cholernie zbita z pantałyku. Co tu się do jasnej ciasnej działo. Chłopak wyglądał na skrępowanego, czyżby zrobiła coś nie tak. Delikatny, nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej, to wszystko było chyba zbytnio skomplikowane. Polka już gubiła się w otaczającym ją świecie. -Skoro nie chcesz...- Powiedziała, a w jej głosie słychać było smutek. Mimo wszystko chciałaby mieć po nim jakąś pamiątkę. Niepewnie usiadła na swoim miejscu i spojrzała smutno na stół. Nieobecnym wzrokiem zaczęła wpatrywać się w jakiś jego punkt smętnie smyrając po nim palcem. Słysząc jego propozycję dotyczącą zdjęcia jego dwóch kolegów. Spojrzała na niego z wyrzutem. Miała ochotę rzec coś w stylu "czy ty naprawdę myślisz, że mi wszystko jedno kogo fotografuję", ale powstrzymała się wzdychając tylko kolejny raz. Nie chciała zbytnio na niego nalegać, naciskać zmuszać do czegoś czego jak widziała musiał bardzo nie lubić.
Remus Lupin
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Sob 17 Maj 2014, 21:07
Luniek nigdy wcześniej nie spotkał przed Symplią żadnego Polaka, z którym miałby takie kontakty, jakie ma z nią. Przy każdy kolejnym spotkaniu poznaje ją i zwyczaje jej kraju. Trudno jest mu się przyznać do tego, ale on też się od niej uczy. Tak więc ta nauka nie jest tylko jednostronna. Czasem Luniek to sobie uświadomi, ale zawsze to czymś potem tłumaczy, by nie wyszło, że kieruje się tu uczuciem, a nie rozumem. - To nie jest tak. U nas idzie się walczyć za to, w co wierzymy. Za nasz wybór, który tu w Anglii jest powoli wytyczony. Albo się walczy za białą magią, gdzie na przykład ja jestem gotów nawet zginąć za moją wiarę i moje wybory. albo za czarną magię i wtedy trzeba biernie obserwować, jak twoi bliscy powoli giną, lub dzieci, które dostają za grzechy swych ojców. - i tu się zawiesił. Czy był gotów jej powiedzieć coś o swojej rodzinie? Nie, nie teraz. Za dużo wtedy musiałby jej powiedzieć tego, co on trzyma w swym najświętszym miejscu - w swym umyśle. W końcu to przez błąd swego ojca został wilkołakiem w tak młodym wieku. Lupin ma niekiedy do ojca żal za to, ale nigdy nie przestał go kochać. Zawsze starał się pomóc mu przejść te najgorsze chwile podczas jego transformacji w krwiożerczą bestię. Luniek widząc jej smutną minę, znów się zamieszał. Z jednej strony cieszył się, że nie będzie miał robionego zdjęcia, lecz z drugiej ta jej mina zasmuciła go. Nie chciał jej zranić [co w jego umyśle wydaje się przedziwacznie], ale nie chce zgodzić się na te zdjęcie. - Ja ... przepraszam, że cię tak mocno zmartwiłem. Ja zawsze staram się trzymać z dala od aparatów. Nie zrozum mnie źle. - zaczął wyjaśniać próbując rękoma sygnalizować swe emocje. A co on teraz czuł? Zamieszanie, zmartwienie, troska, chęć przytulenia jej [tą emocję stara się dosłownie udusić w samym sieluściu jego umysłu]. Sam zbytnie nie potrafił ruszyć się z miejsca widząc, jak ona teraz cierpi. I co ty najlepszego Remusie narobiłeś? Gratulacje za zniszczenie jednego marzenia twojej pierwszej dziewczyny. Słysząc w umyśle słowo "dziewczyny", miał ochotę wyjść, poprosić Jamesa o walnięcie w niego czymś naprawdę ciężkim i wtedy wróciłby tu zdrowy na umyśle do biblioteki z lekką raną. Co ona z nim wyprawia? Wziął wdech, policzył wpierw do dziesięciu, a potem do pięciu. - To chyba zakończę na tym naszą dzisiejszą debatę. Chyba że chcesz coś jeszcze dziś powiedzieć. - powiedział cicho siląc się na spokój. Musiał się uspokoić, by móc wrócić do jasnego stanu umysłu i zaczął rozsądnie myśleć. W końcu emocje są złymi doradcami. Tak przynajmniej Remus uważa w swej sytuacji. Odważył się teraz spojrzeć na Krukonkę. Był zaledwie dwa kroki od niej i znów poczuł, jak jego nogi są tutaj przykręcane mocną stalą. Normalnie wróciłby do swego krzesła i spojrzałby stamtąd na nią, ale teraz jakoś nie potrafił się poruszyć. A co mówiło jego serce? Biło ono w niezbyt spokojnym tempie, co dla niego oznacza kłopoty emocjonalne. Chyba po tym spotkaniu będzie potrzebował przeczytać cały dział z podręcznika od Transmutacji, by się jakoś uspokoić. Ale to po pełni.
Symplicja Szafran
Temat: Re: W Szczebrzeszynie Chrząszcz brzmi... Pon 19 Maj 2014, 16:16
-Naiwnyś. Ty mówisz jakby twoje życie było tylko twoje. To egoistyczne, bo to nie ty będziesz za sobą płakać. Płakać będą twoi rodzice, przyjaciele... Ludzie, których tu zostawisz. Giniesz dla idei, ale idea nie odda życia za Ciebie, nie zwróci Cię bliskim. Ja rozumieć ginąć dla szczytnej idei, ale nie uwierzę, że to jedyne rozwiązanie, można inaczej.- Powiedziała siedząc na krześle i spoglądając na niego pustym wzrokiem. Słysząc jego słowa zaczęła się zastanawiać, czy sama była by wstanie oddać życie w myśl idei, słów bez przyszłości, za coś tak ulotnego jak podział na czarny i biały, za własną wiarę. Tak jeśli jej śmierć miała by coś zmienić, sprawić, że świat stałby się lepszy, że ojczyzna odzyska wolność, że świat stanie się jedną wielką idyllą, nie jeśli ma być to kolejna bezcelowa śmierć, kolejny trup, który oddał życie za wiarę i zmotywował tylko kolejnych do utraty życia. Coś takiego nie miało sensu. Tak bardzo nielogiczne i bezsensu. Nic nie odpowiedziała na jego wykręty, westchnęła tylko ciężko, spoglądając na niego spod długich rzęs. Widząc gamę malujących się emocji na jego twarzy uśmiechnęła się delikatnie. W tym swoim niezdecydowaniu wyglądał tak uroczo, miała ochotę dotknąć jego włosów w kolorze pszczelego miodu, usłyszeć jego myśli, przytulić się, utonąć w cieple jego ciała, uciec od tego całego zgiełku nie jej wojny. Nie jej zmartwień. Niepewnie popchnięta jakimś dziwnym impulsem dotknęła jego ręki. Czując delikatny dreszcz, szybko podniosła się z miejsca i stanęła dębem, a policzki oblały jej się szkarłatnym rumieńcem, którego nie sposób było ukryć pod opadającym włosami. Serce zaczęło bić jej szybciej, tak szybko jakby zaraz miało wyrwać się z jej piersi, niszcząc przy okazji wszystko na swojej drodze. Szybko zebrała swoje rzeczy, wrzucając je bez większej konsekwencji do torby po czym ruszyła w stronę wyjścia. Cała rumiana i z przyspieszonym oddechem, co ona do jasnej ciasnej zrobiła. -Wesołych świąt.- Rzekła mijając go. Po czym szybkim, krokiem doszła do wielkich drzwi cały czas śledzona karcącym spojrzeniem bibliotekarki.