IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Izba Pamięci

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
Laurel Lancaster
Laurel Lancaster

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyNie 01 Mar 2015, 13:50

Laurel miała misję.
To była misja jej życia. To było coś ważniejszego niż zgoła pilnowanie ciasteczek upieczonych przez mamę. Chociaż … no może porównywalne, bo do tej pory pamięta jak jej tata skradał się do kuchni niczym Tom Cruise by tylko sięgnąć swoim łapskiem po jedno z kruchych wypieków, które nie było przeznaczone dla niego! Taki cwany, taki sprytny, ale nie! Nie przechytrzył młodszej Lancasterówny, która zwinna i szybka miała więcej werwy i w ostateczności klapnęła ojca po dłoni. Jej błękitne tęczówki mówiły wszystko Możesz odejść w pokoju, albo walczyć ze mną na śmierć i życie, ale i tak przegrasz, ziom, bo jestem dziewczyną i mama mnie obroni. Odszedł, bez honoru, i z duszą na ramieniu. A ona pławiła się w blasku chwały i w okruszkach przeplatanych czekoladą i miłością kotów.
Przysięga, którą mieli złożyć Artie i Joe była równie ważna. Nawet może ważniejsza! Dla nich z pewnością, chociaż i ona poczuwała się do tego by ta chwila była dla nich jedną z przyjemniejszych. Dlatego sumiennie się przygotowywała – inspirację zaczerpnęła z dziwnych mugolskich gazetek, które przyniosła jej Brenda z szóstego roku. Lau zerkała na kolorowe i nieruszające się obrazki i notowała co ważniejsze sprawy.
Para młoda musi być ładnie ubrana – jej wzrok poleciał ku Joe, którą wpierw objęła mocno i przekazała jej trochę swojego szczęścia. Wyglądała ładnie, promiennie i była w spódnicy. To zalicza się do atrakcyjności, dlatego w myślach przy jej nazwisku postawiła dla plusy. Gdy zbierze trzeci otrzyma czekoladowego psiaka z nie ruszającą się głową – z prostej przyczyny. Łepek psiaka zjadła w nocy podczas zwyczajowego napadu głodu i rozmów z wyżej wymienioną koleżanką. Potem zerknęła na Puchona, który również wyglądał niczego sobie – posłusznie się nachyliła i pozwoliła wpleść w jasne loki słonecznik, który faktycznie pasował do jej dziewczęcej urody. Uśmiechnęła się szeroko i odhaczyła jeden z punkcików.
- Tak bardzo się cieszę, że mogłam Wam pomóc. Pamiętajcie, że miłość jest najważniejsza. Szerzcie ja zawsze i wszędzie! Nieważne gdzie i z kim się znajdziecie! – Powiedziała prostolinijnie, bo tak serce kazało jej rzec. Była tylko piętnastolatką, zupełnie niewinną więc mówiła co jej leżało na duszy. Szczerość biła od niej i to na kilometr. Tak samo jak dziwnie słodki zapach, który był mieszaniną czekolady i pomarańczy, o. Kusząca mieszanka, która do tej pory zawróciła jedynie drugoklasistom, którzy wodzą za nią wzrokiem od zeszłego piątku, kiedy przez przypadek pokazała bieliznę w pokoju wspólnym – ale to tylko dlatego, że sturlała się z fotela akurat wtedy kiedy miała sukienkę w truskawki! Obeszła zaraz słodką parke i pokiwała głową z uznaniem.
- Nono, dobrze! Czas zaczynać ceremonię! – Klasnęła w dłonie z piskiem i podskoczyła w miejscu, bo nie mogła się tego wszystkiego doczekać. Chwyciła rękę Artiego i splotła ją z dłonią Joe. Wcześniej wysunęła żółtą wstążkę z włosów i teraz jak gdyby nigdy nic przeplotła skrawek materiału między ich łapami. Upewniła się, że iście skomplikowana konstrukcja się nie zawali i odeszła od nich na krok.
- Rozumiem, że jesteście gotowi, tak? – Chrząknęła i spytała poważnym tonem. Niczym profesor McGonnagall kiedy pyta czy wszyscy odrobili pracę domową. Złożyła obie dłonie w deltę i przymknęła oczy jak jakiś mnich ze wschodu czy inny madafaka z kataną przewieszoną przez plecy. Gdy usłyszała potwierdzenie kontynuowała.
- Zebraliśmy się dzisiaj kochani, 10 października 1977 roku pańskiego, w Izbie Pamięci. Miejscu świętym. Ba! Świętym i przeznaczonym tylko dla wybrańców. Spotkanie odbywa się pod patronusem* św. Argusa. Błogosławmy go Panie i módlmy się o zejście do piekieł. Do samego Szotona, którego pozdrawiam z tegoż to miejsca. – Jej melodyjny głos rozchodził się po całym pomieszczeniu, a ona widocznie wczuła się w rolę.
- Czy ty Arturze Kevinie McCallisterze. – Błękitne oczyska wlepiły się w chłopaka na wózku.
- Obiecujesz i przysięgasz, że jeżeli za 10 lat nie będziesz w stałym związku to czy ożenisz się tutaj z Joe? I że będziesz ją kochał aż do śmierci? Będziesz się dzielił ostatnimi ciasteczkami, robił jej herbatę i przykrywał kocykiem kiedy ona sobie zapragnie? – Spytała i poczekała na odpowiedź kulturalnie, a potem skierowała się do dziewczyny. Uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Czy ty Jolene Elizabeth Dunbar obiecujesz i przysięgasz, że jeżeli za 10 lat nie będziesz w stałym związku to czy wyjdziesz za mąż za obecnego tutaj Artiego? I czy przysięgasz, że otoczysz go opieką, miłością i zaufaniem? Że będziesz dotrzymywać mu kroku, wspierać i miłować? – Spytała tym razem Puchonki i spoglądała na nią wyczekująco. Gdy oboje się zgodzili ta uczyniła znak krzyża – w jej dłoni zmaterializowało się serduszko czekoladowe w sreberku, które pod wpływem temperatury nieco się roztopiło. Święty przedmiot, o tak.
- Zatem jeżeli nikt nie ma nic przeciwko… – Zaczekała, bo może ktoś nagle wpadnie do pokoju? Nikt nie wpadł. Żodyn się nie odważył.
- Moje słowa są świętem. Nikt i nic nie może Was rozdzielić, inaczej narazi się na gniew jednej z najpotężniejszych przedstawicielek starego i czystego rodu Lancasterów. Przykładajcie się do pielęgnowania sympatii i miłości, bo to ona jest jednym z najważniejszych spoiw w naszym życiu. Pamiętajcie o tym. – Mówiąc to sięgnęła po swoją różdżkę. Poczuwszy drewno pod palcami machnęła raz i dwa i stuknęła w ich złączone dłonie. Żółta smuga zamigotała w powietrzu i po chwili niczym wstążka wcześniej, tak teraz splotła ich ręce w węzeł, którego nie dało się rozerwać. Dwójka złączonych mogła poczuć delikatnie mrowienie począwszy od palców, a kończąc na karku. Lancaster uśmiechnęła się zadowolona i kiwnęła głową, bo wszystko przebiegło zgodnie z planem.

*specjalnie przekręcone słowo, heheszky.
Gość
avatar

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyNie 01 Mar 2015, 14:37

Kwiatki były ważnym elementem całej ceremonii. Jolene mogła mówić to, co chciała. Puchon miał swoje własne „paczenie” na całą sytuację. Może i to nie był ślub, ale przysięga, którą przed sobą składali, była wiążąca. Wynikła z ich wzajemnej sympatii oraz zatroskania o własny los. Kto wiedział czy nie będą zmuszeni do wypełnienia słów, którymi dzisiaj się łączą? Ale dla Artiego ożenienie się ze swoją najlepszą przyjaciółką, spędzenia przy niej reszty swojego życia wraz z czterdziestoma kotami i może nawet jakimiś dziećmi, nie wydawało się najgorszym planem na przyszłość. Ba, wydawało się najlepszym pomysłem, który mógł im przyjść do głowy. Przecież za dziesięć lat będą mieli oboje po dwadzieścia sześć lat, a to sprawiało, że będą dostatecznie młodzi, aby zacząć kolejny etap w swojej przygodzie.
Czy Artie naprawdę poważnie myślał, że będą musieli wypełnić Wieczystą Przysięgę? Jak najbardziej. Być może wydarzy się jeszcze wiele rzeczy między nimi. Przeżyją większe lub mniejsze miłostki. Zorganizują kolejny Puchar Artiego, będą skradać się do kuchni, będą rozmawiać ze stażystami, którzy kochają koty, będą wysyłać tonę listów do ciekawych osób. Być może wszystko po to, aby spotkać się w miejscu, gdzie złożą ostateczną przysięgę o tym, że nawet śmierć ich nie rozdzieli.
Romantycznie zrobiło się i nawet Pawłowi, niedługo zostanę etatową płaczką. Już teraz czuję, że leci mi woda z oczu i jest niezbyt smaczna, bo lekko słonawa. Dajcie chusteczkę, bo nie wydolę.
Artie stał naprzeciwko Jolene. Znaczy się siedział, bo stać nie mógł. Wyprostował się na tyle, aby dziewczęta wiedziały, że przyjął odpowiednią postawę i jego siedzenie było tylko wyrazem fizycznej niemożliwości. Pewnie trzymał Puchonkę za dłoń, czekał na to, co się wydarzy. Wcześniej nigdy nie widział, aby ktoś wiązał się ze sobą Wieczystą Przysięgą, czytał o niej jedynie w książkach. Na jego własnych oczach miało się więc to wszystko stać…
Poczuł dziwne mrowienie w okolicy żołądka, kiedy to wszystko się zaczęło. Czuł się jakby naprawdę już teraz żenił się z Jolene, a przecież to dopiero za dziesięć lat się wydarzy, ile o ile nie znajdą sobie innych partnerów. Gdyby tylko nagle tutaj wpadłby Irytek albo Filch albo ktokolwiek inny! Dałby nastolatkom popalić!
Nie mógł się nie uśmiechnąć, kiedy usłyszał słowa Lau o patronusie św. Argusa. Musiał przyznać Jolene, że jej wybór był idealny. Nie było ciekawszej kandydatki od siostrzyczki Henryka. Tak jak oni, byli wesołym promyczkiem, cudownym aniołkiem. Nie mogli trafić na lepszego Gwaranta.
- Obiecuję i przysięgam – potwierdził słowa Lau, chociaż na nią nie patrzył. Swój wzrok skupił tylko na Jolene, bo to przecież przed nią składał przysięgę i to jej dotyczyły jej słowa. Uśmiechnął się pokrzepiająco do dziewczyny. Wysłuchał dalszych słów ich „pani księdza”, która prowadziła uroczystość.
Spojrzał na ich splecione wstążką dłonie. Lau wyciągnęła różdżkę i zaczęła magię. Artie uważnie obserwował to, co się działo. W książkach było wszystko wyjaśnione, ale jego własne doświadczenie… Przerosło go. Nawet dałby przysiąc, że słodkie mrowienie poczuł w koniuszku dużego palca u stopy, co było przecież fizycznie niemożliwe.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyNie 01 Mar 2015, 15:18

Arti był najlepszą osobą, której mogła złożyć tak istotną przysięgę. To zadziwiające, wszak jej bratnią duszą jest Dwayne, bez którego czuła się jak bez połowy ciała. Jednakże Dwayne był kategorycznie przyjacielem i nigdy już nie popsują wzajemnych relacji przez wizję dorastania. Joe tego nie zrobi. Poczeka aż Dwayne sam zrozumie, że stali się oboje dorośli wbrew sobie.
Uniosła kącik ust, wzruszona ceremonią. Żółte różyczki ukryły pomiędzy sobą tę czerwoną, leżąc wygodnie na kolanach Joe. Chciała wstać, jednak nie mogła zdobyć się na to, aby w takiej chwili patrzeć z góry na Artiego. Siedzieli równo, tak samo wyprostowani. Joe rozumiała co robi. Jeśli pech jej nie opuści w ciągu dziesięciu lat i nie odnajdzie miłości swojego życia, z radością i sympatią poślubi Artiego. Dziesięć lat to bardzo dużo, a bycie starą panną i kawalerem po trzydziestce wróżyło na dobre samotność w mniemaniu Jolene. Teraz będą spokojni, że jeśli nie odnajdą miłości na świecie, będą mieli siebie.
Zachichotała, jaśniejąc dwakroć bardziej. Laurel była najbardziej odpowiednią osobą do takiej misji. Patronus Argusa Filcha, błogosławieństwo... Joe zacisnęła palce wokół nadgarstka Artiego, aby nie zerwać się i nie przytulić do siebie mocno Laurel. Spuściła głowę udając, że faktycznie modli się o zejście do piekieł charłaka. Oddychała głębiej, zauważając w swym ciele reakcje adekwatne do panującej w Izbie Pamięci atmosfery. W oczach Joe pojawiły się łzy, które tłumiła za wszelką cenę. Otrzymała właśnie obietnicę i przysięgę dzielenia się ciasteczkami oraz przykrywania kocem do końca swoich dni. Joe nie odrywała oczu od przyjaciela. Patrzyła nań z mieszanką wielu ciepłych uczuć, wahając się które mu podarować jako pierwsze.
- Przysięgam. - odpowiedziała bardzo szybko, bez krztyny wahania z całą pewnością siebie na jaką było ją stać. Jeszcze mocniej zacisnęła palce wokół nadgarstka Artiego chcąc go zapewnić, że nie złamie przysięgi. Serce Puchonki łomotało tak głośno, iż nie zdziwiłaby się, gdyby je usłyszeli. Otworzyła szerzej oczy poczuwszy siłę cienkich magicznych nici oplatających ciasno ich nadgarstki. Świeciły złotem i łaskotały skórę. Wkrótce wsiąknęły w ich dłonie, pozostawiając po sobie silne uczucie mrowienia w całym ciele. Nawet w sercu. Joe otworzyła jeszcze szerzej oczy, nie potrafiąc się teraz poruszyć. Słyszała o Przysiędze Wieczystej, czytała zasady jej działania i opis tego, co się czuje. Wokół jej serca zrobiło się bardzo ciepło. Jolene poczuła dużą ulgę. Po jej policzkach popłynęły łzy i nie były to łzy smutku jak ostatnio. Wstała z zimnego schodka, pozwalając, aby kwiatki zsunęły się na podłogę i objęła Artiego za szyję, przytulając mocno mokry policzek do jego policzka. Trzymała go tak chwilę, desperacko go tuląc do siebie. Odsunęła się po chwili, pociągnęła nosem i z uśmiechem na ustach otarła policzki.
- Rozkleiłam się przez was. Dziękuję. - tak mocno ich kochała, tak mocno chciała im to powiedzieć, a brakowało jej słów. Człowiek potrzebuje miłości jak powietrza. Nie zdaje sobie z tego sprawy, dopóki tego nie zabraknie. Miłości, tyle trzeba cię cenić, ten się tylko dowie, kto cię stracił.
Gość
avatar

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyNie 01 Mar 2015, 15:36

Artie się trzymał. Ani razu nie zapłakał, chociaż i w jego oczach błyszczało coś, co można było zidentyfikować jako łzy. Prawdziwi mężczyźni nie płaczą, istniało takie głupie przeświadczenie. Co innego było jednak wtedy, kiedy byli wzruszeni.
Wszystko było już sformalizowane. Słowa Wieczystej Przysięgi zostały wypowiedziane, nie mogli już cofnąć czasu ani czarów, którymi się związali. Mogli pomyśleć o konsekwencjach zanim zdecydowali się na ten krok. Artie wcale nie żałował. Przytulił mocno Jolene, która aż popłakała się ze wzruszenia. Przesunął otwartą dłonią po jej plecach, aby dodać jej otuchy. Nie zostawi jej, nie opuści. Nawet jeśli nie będą musieli wywiązać się z przysięgi, to przecież będą mieszkać obok siebie, będą wspaniałymi sąsiadami, a ich dzieci będą się przyjaźnić ze sobą. Nie było po prostu innej opcji. Będą się widzieć codziennie! I nikt im w tym wszystkim nie przeszkodzi. Byli jak jasny promyczek w tunelu, miód na osłodzenie smutków, nadzieja w tych trudnych czasach.
- Oj nie płacz, bo ja się też zaraz rozpłaczę i co będzie wtedy? – Poszukał po kieszeniach, aby odnaleźć haftowaną chusteczkę, którą dostał na któreś urodziny od Dziadka Boba. Oczywiście była żółta, a na środku był wyszyty herb Hufflepuffu. Puchonem było się przez całe życie, a nie tylko przez okres szkolny, więc Artie pewnie będzie używał takich rzeczy nawet po wyjściu z Hogwartu. Podarował ją Jolene, aby otarła łzy.
- A co następuje po ślubach? Zabawa, prawda? – Przeniósł wzrok na Lau, a następnie uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Musimy coś zbroić, aby zapieczętować tę przysięgę, moje drogie. Tylko jeszcze nie wiem co. – Rozejrzał się po Izbie Pamięci, w której się znajdowali. To był trudny wybór. Szkoda, że nie zabrał ze sobą plecaka, w nim zawsze miał ciekawe rzeczy.
- Ale skoro znajdujemy się w świątyni pod patronusem świętego Argusa, myślę, że musi być to ofiara złożona właśnie jemu. I jemu też należy się kropla miłości w tej całej nienawiści, która go otacza oraz spotyka. – Pompatycznie, nie ma co.
Laurel Lancaster
Laurel Lancaster

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyNie 01 Mar 2015, 16:41

Jej wcześniej wypowiedziane słowa odbijały się echem nie tylko od zimnych ścian zamczyska ale również przenikały przez świadomość zebranych tutaj Puchonów. Puchonów, którzy chcieli połączyć się nie tylko obietnicą, ale i węzłem miłości, zaufania i sympatii, która biła id ich jasnych twarzy.
Chwila była podniosła, miała w sobie coś uroczystego, czegoś czego nie widać było od razu. Dopiero po wsłuchaniu się w głos Laurel i po spojrzeniu na lica Artiego i Joe można było dostrzec jak oni to odbierali. Osobiście, po prostu. Wiedzieli z czym wiąże się obietnica i że od tej pory, odkąd ta blondwłosa dziewczyna chwyciła różdżkę nie mieli odwrotu. Teraz jedyne co ich rozłączy to śmierć.
Ale wiedzieli na co się piszą, widać było po nich, że są zdecydowali i, że lgną do siebie na pewien sposób. Kochali się i to mocno, przyjaźnili się, mieli przed sobą całe życie. Szczęście w nieszczęściu, a młoda pannica życzyła im naprawdę dobrze, bo do obojga była mocno przywiązana. Uśmiechnęła się szeroko – jej grymas nie dość, że był zaraźliwy to jeszcze cholernie podobny do grymasu tworzonego przez jej braciszka. Podeszła do nich i mocno objęła zarówno McCallistera jak i pannę Dunbar ciesząc się całym swoim laurkowym serduszkiem, że mogła się im na coś przydać. Że mogła ich połączyć, scalić ich uczucia.
Cała atmosfera i jej się udzieliła bo w błękitnych oczach zamajaczyły łzy, które wcale nie chciały opuścić jej patrzałek. Jedna spłynęła swobodnie po jej policzku, kiedy akurat wtulała się w słodką parkę. Westchnęła – jednak coś w tym westchnięciu było szalonego. Ta chochlikowa iskierka, która była nieodłącznym elementem jej wyposażenia. Przesunęła dłonią po plecach chłopaka, a po włosach o ton ciemniejszych od jej własnych dziewczyny z klasy wyżej i zamrugała gwałtownie.
- Jesteście tacy wspaniali. – Pisnęła zachwycona. Objęła ich jeszcze raz, tym razem wzrokiem przyznając w duchu, ze tworzą wspaniały duet. Ba, najlepszy! [No może nie taki wspaniały jak Henry i Wanda – jego nowa, super seksowna i sympatyczna młoda kobieta działała jak magnes przez co Lau od razu zapałała do niej sympatią]
- Dbajcie o przyjaźń, bardzo Was proszę. I jeszcze raz dziękuję, że mogłam tutaj z Wami być, kochani. Bawcie się dobrze, nie chcę przeszkadzać. – Odezwała się niezwykle ciepłym tonem i pokryła jedną z dłoni starszej Puchonki, by zaraz ją zabrać i skinąć im głową. Jej misja się skończyła, udzieliła im błogosławieństwa i była niezwykle z siebie dumna. Nie nabroiła nic dzisiejszego dnia, co oczywiście zaraz mogło ulec zmianie. Wystarczy tylko dorwać gdzieś Henryka. Ta dwójka powinna pozostać sama. Sama sobie.
Odeszła kilka kroków, wpierw niepewnie, by za chwilę rzucić jeszcze w ich stronę jedno spojrzenie pełne miłości i uwielbienia po czym wyszła zamykając za sobą wrota.

[Z tematu]

Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyNie 01 Mar 2015, 17:15

Przyjęła haftowaną chusteczkę i otarła poliki. Jolene łatwo się wzruszała, ostatnimi czasy bardzo często się jej to zdarzało. Nic dziwnego, wszak wobec piękna i odcieni miłości niemożliwym jest pozostać obojętnym. Podniosła żółte różyczki z podłogi i pogłaskała delikatne płatki. Mrugała rzęsami, aby pozbyć się z nich kropli łez. Spędziła na malowaniu powiek czterdzieści dwie minuty, a dzisiaj ryzykowała po raz drugi, że po łzach popsuje go i stanie się przerażająca. Koniecznie musi zamówić tusz do rzęs odporny na wodę i łzy, nie idzie tak żyć! Artie był czwartą osobą, która prosiła ją, aby nie płakała. Choć w Izbie Pamięci panowała atmosfera bardzo podniosła, Joe na sekundkę posmutniała, ocierając ostatnią łzę z policzka. Dostrzegła w oczach Artiego zalążki łez i z tego wszystkiego zapragnęła go przytulić. Ubiegła ją Laurel. Przytuliła ją do siebie mocno. Speszyła się, bo Artie mówił o ślubie. Nie tak to interpretowała, wszak poprzysięgali sobie przyjaźń do końca żyć ubarwiony obietnicą małżeństwa. Nie miała serca wyprowadzać go z błędu.
- Kupię panu Filchowi ramkę, do której włoży swoją miłość, czyli panią Norris. - przysięgła, kładąc rękę na piersiach. Powinni podziękować świątyni i jego patronatowi ich błogosławieństwo. Chwila powagi minęła a Joe rozchichotała się cichutko i mocno przytuliła Lau. Nie miała nic przeciwko zabawie i uczczeniu ich Wieczystej Przysięgi. Nie wzięła ze sobą torebki, w której miała zawsze coś słodkiego, jednakże mogą iść do kuchni, poprosić skrzaty o skrzacie wino bądź wybrać się potajemnie do Hogsmade. Tak naprawdę jednak, Joe nie chciała stąd wychodzić. Za wcześnie było na imprezy, wszak dopiero co złamano jej serce. Delikatnie, niechcący, ale złamano i to bolało.
Laurel nagle wyszła, zostawiając ich samych. Joe odprowadziła ją ciepłym wzrokiem, otwierając usta, aby ją zatrzymać. Powinna z nimi świętować, jednakże gdy zamknęły się za nią drzwi, Joe mogła westchnąć i spojrzeć bardzo, ale to bardzo ciepło na Artiego. Lampy w Izbie Pamięci zapłonęły po kolei, oświetlając przed nimi dziesiątki gablot skrywających za sobą nagrody i puchary. Podeszła do Artiego i spełniła jego prośbę sprzed Przysięgi. Usiadła mu na kolanach i wtuliła się weń mocno, ściskając pomiędzy kolanami a brzuchem kwiatki. Oparła stopy o koło pod podłokietnikiem i wzruszała się teraz tuż przy jego ciepłym sercu.
- Nie wiedziałam, że masz na imię Arthur. Zawsze byłeś Artim. Arthur Pierwszy. - powiedziała do jego ramienia, opierając skroń o jego ramię.
- Dziękuję, teraz jestem spokojniejsza. Byłam pewna, że jednak nie będzie przysięgi. - nie patrzyła mu w oczy, a jej głos był przytłumiony przez jego sweterek. Kochała go przytulać, bo i on tego potrzebował. Działali w symbiozie, a nie ma piękniejszego daru niż podzielanie jej pragnień. Jednakże serce Joe wciąż kurczyło się niespokojnie. Przywoływało do dziewczyny bezdennie błękitne bławatkowe oczy patrzące nań ciepło i łagodnie. Zadrżała i objęła Artiego, stokroć mu dziękując za to, co dla niej zrobił.
Gość
avatar

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyNie 01 Mar 2015, 18:31

Artie roześmiał się słysząc słowa Joli. Naprawdę nie wiedziała, że tak naprawdę miał na imię Arthur? Przecież tak zawsze podpisywał wszystkie swoje prace domowe, tak był wywoływany podczas Ceremonii Przydziału, takie imię widniało w rubryczce. Pewnie, każdy wołał na niego Artie albo Artek, ale żeby Jola zapomniała, że były to skróty od Arthur? Ta jej „ciapowatość” ujęła go za serce. Przytulił mocniej przyjaciółkę do siebie i ucałował ją w czółko.
- Król Arthur, co zamiast miecza ma różdżkę, a jego Merlinem jest Jolene. – Pogłaskał ją po plecach otwartą dłonią. Co więcej mój zrobić? Nic. Był jej przyjacielem, nawet jeśli złożyli przed sobą taką, a nie inną Wieczystą Przysięgę. Zresztą, jesteśmy prorokami, bo ten kto ogląda nowe odcinki „Glee…”. Tak jestem wredny i spoileruję. BO MOGĘ.
- Nie wierzyłaś w moje dobre intencje? – zapytał z przekąsem. Może Jola mówiła o sobie? Może to ona nie chciała się pojawić, a on wziął jej słowa, że to ona wytyka mu, że on mógł mieć jakieś wątpliwości? Artie nie był dobry w takich rozmyślaniach. Zresztą, bardzo dużo spraw mu umykało, że aż było szkoda chłopaka.
- Nie, moja droga. Raz było powiedziane, więc trzeba było to zrobić. – Nie zamierzał ją zadręczać tym, że postanowił na długi czas przestać bawić się w randki, wysyłanie miłosnych liścików i tym, że czuje się cholernie smutno po śmierci Victora i nie może się praktycznie po tym pozbierać. Śmierć w tak młodym wieku… Problem Artiego, który nie potrafił znaleźć sobie dziewczyny, bo był żałosnym inwalidą, okularnikiem i chłopakiem z odstającymi uszami, był po prostu niczym. Akurat ta mała ceremonia okazała się być przebłyskiem dobra, czymś fantastycznym, szansą chłopca na poprawę sytuacji.
- Pamiętaj, że McCallisterowie nigdy nie rzucają swojego słowa na wiatr. Kiedy coś obiecuję, to z tego się wywiązuję. Powinnaś to wiedzieć po sześciu lat nieprzerwanej przyjaźni. – Spojrzał na nią znad prostokątnych okularów. Był niewiarygodnie poważnie w tym, co mówił.
- I wiesz, że usiadłaś na moich rękawiczkach? – zapytał nagle, kiedy sobie przypomniał, że położył je na kolana. On tego nie czuł, ale może Jolene czuła niezbyt wygodne coś w okolicach swojego tyłka. Tym czymś były jego rękawiczki. Musiał je nosić, żeby nie otrzeć sobie dłoni od wózka.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyNie 01 Mar 2015, 19:00

Wykrzywiła się. Nieładnie się śmiać. Artie zawsze był Artim. Arthur brzmiał bardzo poważnie i dorośle. Nie słyszała, aby ktoś zwracał się do niego pełnym imieniem, zaś i on sam przedstawiał się Artim. Arti McCallister.
-  Merlinem?  - jęknęła, podnosząc głowę z jego ramienia.  - Nie chcę mieć takiej brody jak Merlin. On nosił niemodne szaty. Protestuję.  - uśmiechnęła się do przyjaciela, odrobinkę zawstydzona jego pośrednim komplementem. Oparła o niego rękę i siedziała sobie jak gdyby nie pomyliła go z krzesłem. Lubiła siedzieć mu na kolanach, chociaż się do tego nie przyznawała. Zagryzła dolną wargę i cichutko westchnęła.
- Oczywiście, że wierzę w twoje intencje. Trudno mi było uwierzyć, że ktoś zechciałby sprowadzać sobie takie kłopoty jakim jestem ja, na głowę. - powiedziała szczerze, przypominając sobie słowa z jego listów. Łatwiej jest przelać uczucia na papier niźli je wymawiać. Głos odmawiał posłuszeństwa, gdy miało odezwać się serce. To trudne, jednak udało się Jolene wyjaśnić, że nie wierzyła, że ktoś ją zechce. Od lat poszukiwała kogoś, kogo będzie mogła pokochać miłością bezwarunkową, non stop natykając się na ślepe zaułki. Arti dał jej nadzieję, że nie jest z nią tak tragicznie. Da się ją potraktować poważnie, czego dowodem była Wieczysta Przysięga. Joe widziała w sobie wady, a nie w Artim. Smuciła się, że nie wyszło mu ze Svietą i pragnęła go jakoś pocieszyć. Miała niestety do zaoferowania tylko dobre słowo, niewiele na złamane serce. Oboje chwilę cierpieli i chwilę pocierpią, bo się im nie udało uzyskać odwzajemnionego uczucia. Jemu ze Svietą, jej z Fhancisem. Drugi raz zadrżała. Oparła o palce brodę i przyglądała się okularom Artiego. Widziała w nich kawałek swojego odbicia. Naprawdę miała takie duże czoło?
- Wiem o tym, Arthurze. Kocham magię, bo tutaj, w tym świecie dane słowo jest bardzo ważne. Mugole nie zawsze pilnują honoru. Jednak nie martw się, obiecałam, że będę ciebie pilnować i o ciebie dbać. Teraz nie tak łatwo się pozbędziesz ciężaru z kolan.  - uśmiechnęła się doń ciepło i popsuła mu fryzurę kilkoma ruchami dłoni.
- Naprawdę? Och. - zaskoczona uniosła pupę i odnalazła rękawiczki Artiego, leżące tuż przy jego brzuchu. - Są wygodne, potwierdzam. - skomplementowała je i wygładziła dłońmi, a następnie sięgnęła po rękę Artiego. Założyła mu jedną rękawiczkę.
- Przeżyły ten zmasowany atak. - uśmiechnęła się, oddając mu drugą do pary. - Jeśli tylko uda mi się ruszyć, żądam rewanżu w wyścigach na korytarzu. My kontra Emek.
Gość
avatar

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyWto 03 Mar 2015, 16:42

- Nie chodzi o jego brodę oraz brzydkie szaty, ale o jego umiejętności! Będziesz potężna jak on! Zresztą już jesteś, o! – zaprotestował i pokręcił głową. Też potrafił wnosić protesty, tak jak dziewczyna. Coś mu się nie zgadzało, więc od razu otworzył dzioba. Dziewczyna po prostu go nie zrozumiała, a on próbował być miły. O!
- Nie jesteś kłopotem – westchnął ciężko. Nie wiedział, ile razy jeszcze będzie musiał to powtarzać Joli, aby raz na zawsze wbiła sobie to do głowy. Była to uniwersalna prawda i niech nawet nie waży się sprzeciwiać i mówić, że było inaczej. – Jesteś dobrem. Dużym dobrem. Aż dziwne, że było mnie na nie stać, ale jak widać tym razem miałem ze sobą duże zapasy czekolady. Chociaż… Może będę musiał brać raty, bo niedługo się nie wypłacę, aby utrzymać takie dobro jak Ty. – Tak naprawdę Paweł nie miał zielonego pojęcia, co pisze, ale pisał coś, aby coś wyszło.
- Ciężaru? Muszę Ci zaspoilerować. Nic nie czuję – powiedział to takim tonem, jakby nigdy Joli o tym nie informował i jakby Puchonka o tym nie wiedziała.
- Co kto lubi rzecz jasna – zgodził się wystawiając łapki, aby ubrała mu na nie rękawiczki. – Wiesz co? Myślę, że to czas na coś słodkiego. – I zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować, wycofał się z wózkiem z Izby Pamięci. Kierunek? Kuchnia.

[Z tematu, dwa razy, jeśli nie chcesz reagować.]
Regulus Black
Regulus Black

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyCzw 08 Paź 2015, 12:37

Regulus był zmęczony. Zmęczony to i tak zbyt lekkie słowo, był bowiem cholernie wyczerpany. Regularne treningi wysysały z niego wszelkie siły witalne i tylko popijanie wzmacniającego soku pozwalało mu na jako takie funkcjonowanie w zamkowym społeczeństwie. Nie chciał dopuścić do tego, by jakkolwiek pogorszyć się w nauce. Chciał być najlepszy, we wszystkim, to wymagało poświęceń.
Dawno nie spotkał Syriusza. Nie, żeby mu to jakoś przeszkadzało, ale jednak nienawidzić go i na niego wpadać było o wiele lepszym zajęciem niż tak pałać do niego niechęcią na odległość. Regulus domyślał się, że jego starszy brat z pewnością szlaja się gdzieś po Zakazanym Lesie wraz z tym kretynem Potterem, dziwakiem Lupinem oraz tym niedorajdą Pettigrew'em. Przez tyle lat Syriusz już nie należał do ulubieńców rodziny, a młodszy z Black'ów pamiętał dokładnie to wszystko tak, jakby to było wczoraj.
Tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru, pisał w liście na początku swojego pierwszego roku, wywołując tym faktem oburzenie całej rodziny. Ciotka Bellatrix i ciotka Narcyza prawie spadły z foteli, gdy o tym usłyszały, a ojciec osobiście poszedł usunąć Syriusza z przepięknie tkanego drzewa genealogicznego wiszącego w korytarzu.
Regulus stał sztywno, chowając dłonie w kieszeniach szkolnej szaty i wpatrując się tępo we wszystkie nagrody, na których magicznie wygrawerowane było nazwisko Black. Lubił tu przychodzić. Lubił tu przychodzić i wspominać czasy, kiedy ich rodzina nie była jeszcze tak bardzo podzielona. Oczywiście, że miał świadomość tego, że już nigdy nie będzie jak wtedy. Dziś musiał udowadniać, że jest dużo lepszy od swojego starszego brata i jako ten niewydziedziczony, musi swoją postawą pokazać, że jest godny by przebywać w szeregach innych śmierciożerców.
Drgnął, ruszył niedbałym krokiem napawając się ciszą panującą w pomieszczeniu, wzdłuż gabloty, by dojść do samych jej początków bo wiedział, że i tam znajdzie jakiegoś swojego przodka. Rozluźnił po drodze ślizgoński krawat zawieszony na szyi. Było już po lekcjach, mógł sobie pozwolić na to, by przez chwile nagiąć swoje pedantyczne zapędy, ale mimo wszystko gołym okiem nikt nie wychwyciłby chociaż grama nieporządności w jego aparycji. Równo ostrzyżone włosy, starannie wyprasowana koszula, pan idealny.
W końcu znużony stwierdził, że dość dziś samotności jak na jeden dzień. Wiedział, że w pokoju wspólnym czekają na niego koledzy, którzy pewnie zastanawiają się nad tym, gdzie panicz Black się podziewa. Nie może przecież wyjaśnić im, że bywa czasem sentymentalny. Nie mogą mieć go za mięczaka. Był Regulusem Blackiem, na cycki Roweny.
Claire Annesley
Claire Annesley

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyCzw 08 Paź 2015, 13:23

Nazwisko Keath, choć nienależące do powszechnie znanych, nie było obce i zapomniane. Dom rodzinny jej matki był przecież długowieczną kołyską irlandzkich jasnowidzów, nie sposób byłoby więc o nim nie wiedzieć... Nie, inaczej. Pochodząc z innego rejonu świata miało się pełne prawo nie kojarzyć tej rodziny. Rodząc się w Irlandii, dorastając w niej i żyjąc znajomość familii dostawało się w spadku.
Nazwisko to żyło jednak także i w Hogwarcie - już nie w związku z wrodzonym darem, nie w nawiązaniu do nieprzesypianych nocy i niejasnych wizji, ale wskutek ambicji i pracowitości. W sali pamięci więcej było Keath niż Annesley. Wyróżnienia dotyczące wróżbiarstwa, ale także każdej innej dziedziny, której matka Klary oddała serce. A tych było wiele, właściwie... Niemal wszystkie, w których można było coś osiągnąć. Bo nastoletnia Ida Keath uczyła się dużo i z przyjemnością, stroniąc właściwie wyłącznie od quidditcha.
Oczywiście, Annesleyowie też tu byli. Musieli, choćby dlatego, że było ich tak wielu - prawdopodobieństwo, że ktoś na coś zasłuży, było spore już przez samą ich liczebność. I choć nagród z danym nazwiskiem nie było wiele, z pewnością nie tak dużo, jak zdobyczy wielu innych rodzin, to były. Nagrody za wygrane mecze, za wybitne wyniki w ramach Klubu Pojedynków, za najlepiej zdane egzaminy. Desmond Annesley, ojciec Claire, a przed nim jego ojciec, wuj i dziadek. Pojedyncze statuetki od lat nie zmieniające swej lokalizacji.
Sama Klara nie przychodziła tu po to, by się zachwycać, by umacniać podstawy wygórowanego ego, którego przecież nie miała. Przychodziła tu wtedy, gdy potrzebowała przypomnieć sobie, że jednak coś jest warta. Wtedy, gdy od samego rana miała problem ze zwleczeniem się z łóżka, z utwierdzeniem się w tym, że jest świetną, młodą dziewczyną. Że coś dla kogoś znaczy, że nie zamyka się tylko w ramach kujonki, z którą przyjaźnisz się wyłącznie po to, by mieć z tego korzyści.
Ten dzień był właśnie jednym z takich. Wstała, oczywiście, zebrała się nawet sprawnie i poszła na lekcje, ale potem... Wiecie, Claire lubiła się uczyć, gdy więc zdarzało się, że zajęcia przestawały sprawiać jej przyjemność, że szła na nie jak na skazanie - wtedy wiadomo było, że dzieje się coś złego. Coś, czego często nie umiała sprecyzować, a więc nie umiała też zwalczyć. Coś, co po prostu musiała przeczekać. Samotność, żal, tęsknota. Mieszanka wielu uczuć, z którymi nie umiała sobie radzić.
Właśnie w takie dni szła do Izby Pamięci, właśnie tam zamierzała zaszyć się także i dziś. Zamierzała. Miała to w planach. W planach, które...
Zatrzymała się na progu, dosłownie w pół kroku. Przyciskając do piersi zabrany z dormitorium notatnik - pamiętnik jej babki, czytanie którego również było jej wentylem bezpieczeństwa - zamarła, nie wiedząc, co powinna zrobić teraz. Jej plany nie przewidywały towarzystwa, a już z pewnością nie towarzystwa Regulusa Blacka.
Z tego wszystkiego nawet się nie przywitała. Annesley normalnie witała się z każdym, nawet z tymi, z którymi nie miała najlepszych stosunków - wtedy cześć było po prostu bardziej nieśmiałe, niepewne, wycofane - ale teraz zwyczajnie się zablokowała. To był zły dzień, zły już od rana. Widok tego konkretnego Ślizgona był ostatnim, czego było Irlandce potrzebne do szczęścia.
Regulus Black
Regulus Black

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyCzw 08 Paź 2015, 14:03

Kierował się z wolna w stronę wyjścia, raz po raz jeszcze kątem oka zahaczając o któryś z pucharów, medalów, czy innych takich, zdobytych przez członków jego rodu. Znalazło się tu miejsce także dla niego. Jako najlepszy obrońca Slytherinu w roku szkolnym 75/76, Regulus otrzymał mieniącą się, przepiękną odznakę, która zajmowała póki co honorowe miejsce na tablicy Quidditcha. Jeszcze nikt nie zdołał zająć jego miejsca i dopóki uczęszcza do Hogwartu nikt nie będzie w stanie tego zrobić.
Uśmiechnął się ledwo zauważalnie, czując niemałą satysfakcję, gdy przed oczami stanął mu obraz brata patrzącego na Regulusa tym niemówiącym niczego wzrokiem, gdy ten otrzymywał tę odznakę. Syriusz nie miał żadnych osiągnięć. Skończył w Gryffindorze, więc to było bardziej niż pewne, że za rok skończy jako pucybut w Dziurawym Kotle. O ile w ogóle przeżyje, bo Czarny Pan nie lubił takich jak on.
Czarny Pan nienawidził zdrajców krwi.
Ślizgon chwilę jeszcze dumał nad sensem tego wszystkiego, kiedy jego spokój został zakłócony. Usłyszał skrzypnięcie drzwi (Filch mógłby się wziąć za robotę, zamiast robić to, co absolutnie nie leżało w jego obowiązkach, czyli ganiać za nim, gdy zakradał się do innych części zamku po północy) i momentalnie spojrzał przez prawe ramię, by rozpoznać intruza. Stała blisko, chłopak w końcu prawie już opuścił izbę pamięci, toteż z łatwością mógł ją rozpoznać. Niejednokrotnie już miewali razem zajęcia, czy to eliksirów, czy to zaklęć, a mimo to, nie potrafił do jej twarzy dopasować żadnego imienia. Jedyne co mógł na jej temat powiedzieć, a był tego pewny w stu procentach, to to, że nie była szlamą. Jaka szkoda. Regulus miałby o jeden powód więcej, by móc jej nie lubić, chociaż samo bycie puchonem dyskwalifikowało człowieka już na starcie.
Chłopak posłał brunetce chłodny grymas, który w jednej chwili wykrzywił jego twarz. Co z tego, że i tak opuszczał już to pomieszczenie; ta dziewczyna zakłóciła jego spokój przed czasem, co było karygodne. Ilu pierwszoklasistów zdążyło już zawisnąć na suficie za bardziej błahe powody? Nie było wcale trudnym wyczynem rozgniewanie tego ślizgona. Dziś jednak wyjątkowo był chyba zbyt zmęczony, by od razu rzucać się na nią z klątwami.
Prawdopodobnie wyminąłby ją, bez okazywania większych emocji, gdyby nie myśl, która nagle go uderzyła. Tak naprawdę nie miał o czym z nią rozmawiać, co więcej, nikt nie posądziłby go o wykazywanie jakichkolwiek chęci, by zamienić z nią choćby pół słowa, ale coś mu się nagle przypomniało. Stanął nagle i spojrzał w stronę puchonki bardziej intensywnie, niż miał zamiar i nie wyciągając z kieszeni swoich arystokratycznych dłoni odezwał się zimno:
- To ty jesteś ta wróżka? - Nie mógł dokładnie przywołać wspomnienia, które mu to podpowiadało. Nie miał pojęcia też, gdzie słyszał o tym, że ta oto stojąca na przeciwko dziewczyna ma nadzwyczajne zdolności jeśli chodziło o jasnowidzenie. Być może miał z nią jakąś lekcję wróżbiarstwa, może podchwycił to gdzieś w bibliotece. Nie miał siły jednak, by się nad tym głębiej zastanawiać, toteż stał tylko przybierając wyczekującą pozę.
Claire Annesley
Claire Annesley

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyCzw 08 Paź 2015, 16:47

Chyba dokładnie na to liczyła - że chłopak skrzywi się po czym po prostu wyminie ją i pójdzie, nie chcąc tracić czasu na kogoś takiego, jak ona. Bo przecież wiedziała, jakie ma o niej zdanie. Przecież wiedziała, że jedynym, co powstrzymywało Blacka od jakichś większych prześladowań, była krążąca w jej żyłach krew - jej czystość można było prześledzić na wiele pokoleń wstecz, pomimo, że nie szła ona w parze z żadnym znamienitym nazwiskiem. W każdym razie, Claire miała nadzieję, że Regulus zachowa się zgodnie z wymogami ich relacji. Wyjdzie bez słowa, albo wyjdzie wcześniej ją wyśmiawszy - ale wyjdzie. Bo Annesley chciała tu zostać. Chciała tu zostać sama, bez towarzystwa Ślizgona. I nie, absolutnie nie dopuszczała możliwości wycofania się po to, by wrócić później. Nie ma mowy, by tak po prostu odeszła.
Black jednak jej nadzieje zawiódł. W chwili, gdy coraz silniej wierzyła w to, że jej nieme prośby mogą się spełnić, chłopak bez wahania zrujnował jej plany, zostając. Zostając i - na Merlina! - odzywając się do niej. To znaczy, wiecie, oni rozmawiali. To nie było żadne tam mijanie się na korytarzu bez słowa, w ciągu swej sześcioletniej znajomości naprawdę wymienili kilka zdań. Że zazwyczaj nie były to słowa miłe - szczególnie ze strony Regulusa - to już zupełnie inna historia. W każdym razie, sam fakt, że Ślizgon się odezwał, nie był zaskoczeniem. Za to sens jego pytania - już tak.
Jasnowidzenie to nie coś, z czym Claire bardzo by się kryła. Oczywiście, nie rozpowiadała o swoim darze na prawo i lewo, jeśli mówiła coś sama, to zazwyczaj tylko bliskim, ale - szkoła to przecież środowisko niebywale plotkarskie. Nic nie stało na przeszkodzie, by Black rzeczywiście coś gdzieś usłyszał, coś wywnioskował, czegoś się domyślił. Także i fakt jego wiedzy na ten temat nie był więc tym, co Annesley poruszyło.
Tak naprawdę prawdziwym źródłem niepokoju i niepewności był przede wszystkim ton pytania - mimo wszystko mniej napastliwy niż zazwyczaj w ich rozmowach - i samo zainteresowanie tematem. Bo nikt, absolutnie nikt nie miał podstaw, by interesować się jasnowidzeniem Claire. No, może poza Gallagherami, ale to już temat na inne popołudnie.
- Nie. Tak. To znaczy... - Zaskoczenie szybko znalazło odzwierciedlenie w niemożności wysłowienia się. Bo jak odpowiedzieć na takie pytanie? Miała dar - tak. Umiała i chciała z niego korzystać - nie. Czy więc była wróżką?
Odetchnęła powoli, jeszcze bardziej przyciskając pamiętnik to piersi. Najlogiczniej byłoby po prostu kazać Regulusowi iść do wszystkich diabłów i uciąć temat. To w końcu nie jego sprawa, nie? A w nieswoje sprawy nosa wtykać się nie powinno. Ale Claire taka nie była. Nie była arogancka. Nie zaostrzała konfliktów. W zasadzie - prawie się nie kłóciła. By wzbudzić w niej skrajne emocje, trzeba było być z nią blisko, naprawdę blisko. Tak blisko, jak Black nigdy nie będzie.
Odpowiedziała więc grzecznie. Cicho. Ze spokojem. Jak zawsze.
- Nie praktykuję jasnowidzenia, jeśli o to ci chodzi. - Samemu posiadaniu zdolności nie było co zaprzeczać. - Bawię się tylko w prostsze wróżby. Te, które wy wszyscy tak często wyśmiewacie. - Wzruszyła lekko ramionami. Powaga, z jaką podchodziła do, nazwijmy to, bardziej tradycyjnego wróżbiarstwa też nie była żadnym sekretem.
Regulus Black
Regulus Black

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyPią 09 Paź 2015, 12:30

- Wy puchoni zawsze jesteście tacy niezdecydowani? Nic dziwnego, że przypięto wam łatkę nieporadnych życiowo patałachów - zadrwił, kręcąc głową i odsuwając się od dziewczyny krok w tył, w zupełnie przeciwną stronę, niż znajdowało się wyjście z tej sali. Zdecydowanie zmienił zdanie, oddalając od siebie chęć opuszczenia izby pamięci. Wyjdzie z niej, jak już zaspokoi swoją ciekawość, a czy ją zaspokoi - zależało w głównej mierze od Annesley. - Określ się - nakazał, dobrze znanym przez wszystkich ślizgonów, lekko władczym tonem.
Stał teraz tyłem do gablot, opierając się o nie plecami i wpatrywał się w dziewczynę z nieskrywanym rozbawieniem. To oczywiste, że gdyby nie usłyszał o niej tego, że potrafi coś więcej nigdy w ogóle by jej nie zaczepił. Patrzył z góry na wszystkich, patrzył z góry nawet na swojego starszego brata, chociaż kiedyś łączyły ich bardzo bliskie stosunki. Gdyby na jej miejscu stał inny domownik Hufflepuffu, z pewnością musiałby odklejać teraz obolałą twarz ze szklanej tafli gablot, jeśli był facetem, lub ścierać morze łez z policzków, jeśli była to dziewczyna. To nie było nic nadzwyczajnego, jeśli chodziło o Regulusa. W ogóle fakt, że Claire nie wycofała się od razu zobaczywszy go musiał świadczyć o tym, że była albo niebywale odważna, albo po prostu głupia. Black póki co nie chciał decydować, którą wersję obierze, postanawiając dać jej szansę.
- Nie praktykujesz - powtórzył za nią. - Nie praktykujesz, bo nie chcesz, czy nie praktykujesz, bo nie potrafisz?
Jego wzrok mógł trochę peszyć, zdawał sobie z tego sprawę. Braki w aparycji idola nastolatek nadrabiał intelektem, bo jeśli chodzi o wygląd, to lepsze geny w testamencie zdecydowanie w większej mierze przypadły Syriuszowi. Nie miał jednak sobie nic do zarzucenia. Może to kwestia zbyt wygórowanego ego, a może świadomości, że jego nazwisko otwierało wiele drzwi. Wiedział, że jest po prostu dobrą partią, dlatego śmiało sobie poczynał, świdrując wzrokiem niewinne dziewczęta, tak jak teraz robił to z Annesley.
Był nad wyraz spokojny. Ani zirytowany, ani jakoś, choćby trochę, rozeźlony, bo chwilowe rozdrażnienie spowodowane spotkaniem tej puchonki uleciało już w siną dal i lewitowało teraz zapewne gdzies w okolicach wieży wschodniej. Nie był także napastliwy - nie musiał, wiedział, że dziewczyna nie stanie się w mig opryskliwa, bądź co bądź kojarzył ją trochę, bo mimo, że nie pamiętał jej imienia, to nie był aż takim ignorantem, by nie zauważać ładnych buziek, zamieszkujących tę mniej fajną, bo nie ślizgońską, część lochów. Annesley była zawsze grzeczna, nad wyraz uprzejma i miła w taki sposób, że wywoływało to mdłości u większości zielonej braci. Dziś okazywało się to całkiem dobrą okolicznością sprzyjającą, bo dzięki temu Regulus nie musiał bawić się z brunetką w jakieś bezsensowne gierki słowne.
Drgnął lekko, wyciągając lewą dłoń z kieszeni. To była ta dłoń, której palców nie zdobił żaden sygnet. Ot, zwykła dłoń nastolatka, odwrócona wierzchem ku górze.
- Więc mniemam, że wyczytasz moją przyszłość z tego co zobaczysz. Musisz wiedzieć, że tę formę wróżb wyśmiewam najczęściej - powiedział, posyłając Claire uśmiech, który zdecydowanie w żadnym stopniu nie obejmował oczu. Ale był szczery. Z pewnością taki był.
- Powiedz mi, kiedy umrę, panno Annesley.
Claire Annesley
Claire Annesley

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 EmptyPią 09 Paź 2015, 21:33

Claire tylko zacisnęła zęby, nic nie odpowiadając na jawną obrazę. Nie mogła odpowiedzieć, prawda? Wdawanie się w dyskusję byłoby wodą na młyn ślizgońskiej arogancji, z którą Annesley nie umiałaby się mierzyć. Bo wiecie, to był Regulus. Zawstydzał ją? Na pewno. Przerażał? Może trochę. Nie umiała z nim walczyć. Nie tak, jak potrafiła z innymi. Jej irlandzki duch miękł przed obliczem Blacka, tracąc cały zapał, który w innych sytuacjach pozwalał jej stawiać na swoim.
Ostatecznie więc jedynym, co udało jej się osiągnąć, było odważne - albo głupie? - niepoddanie się rozkazującemu tonowi Węża. A to było coś, nie? Nie każdy Puchon tak potrafił. Nie każdy byłby w stanie tak po prostu milczeń - i to wcale nie ze strachu (choć, nie ukrywajmy, Annesley odczuwała pewien niepokój) a po prostu na przekór żądaniom Ślizgona.
Nie starczyło jej jednak arogancji na to, by milczeć także przy kolejnych pytaniach Regulusa. Może dlatego, że... Właśnie. To były pytania. Zakończone fikuśnie zawiniętym znakiem, a nie kropką. To nie były rozkazy, a skoro tak, to odpowiedzieć było łatwiej. Zresztą, przecież Klara... Klara nie była arogancka. Była stworzeniem kochanym i dobrym (czasem aż zanadto), wszelkie złe cechy zachowującym tylko dla tych, którzy naprawdę się liczyli. Dla tych, przed którymi nie musiała być ciągle uśmiechniętą, przy których pozwalała sobie na chwile słabości. Bo dokładnie tego było trzeba, by podważyć bezgraniczną miłość Claire - gorszego dnia i odpowiedniego towarzystwa, przy którym nie wysilałaby się na codzienny uśmiech.
- Nie praktykuję, bo nie chcę - odpowiedziała więc bez wahania na postawione jej pytanie, dopiero po chwili dodając jednak drugą część. Szczerze. Szczerze do bólu, nawet gdyby miało to jeszcze bardziej podkopać jej wizerunek w oczach Blacka. Ale hej - od kiedy to zdanie Regulusa naprawdę się liczyło? Od kiedy to, co o niej myślał, było ważne? - A skoro nie chcę, to też nie umiem. Nie pracuję nad tym.
Wreszcie, trzymając się pamiętnika jak deski ratunkowej, zdecydowała się uczynić wreszcie jakiś krok. Do przodu, a więc, niestety, w kierunku Ślizgona. Musiała to jednak zrobić, musiała, bo stojąc jak sierota na progu wyglądała głupio. Żałośnie. To, że rzeczywiście sierotą bywała, to już zupełnie inna kwestia! Nie musiała tego udowadniać na każdym kroku, prawda?
A więc - wdech, wydech, koncentracja resztek odwagi, jakie miała i - tak! Opuściła próg. Weszła do sali. Niedaleko, nie wyminęła Regulusa, nie pokonała nawet dwóch metrów, ale była już w środku.
W doskonałym miejscu, by bardzo się zdziwić.
Początkowo nie rozumiała, co gest ten miał oznaczać. Wyciągał do niej rękę. Po co? Marszcząc brwi, spojrzała na chłopaka pytająco i... Och, świetnie. Doskonale. Zacisnęła zęby. Wdech, wydech. Nie, nie złościła się, ale Blackowi mimo wszystko coś się udało. Rozdrażnił ją. Trochę. Wzbudził irytację w słodkim serduszku Claire. Przypomniał dziewczynie o tym, czego nie lubiła. O byciu wykorzystywaną i zbyt ufną.
- Za siedemdziesiąt trzy lata, mając dwójkę bliźniaczych dzieci i trójkę wnucząt - odpowiedziała więc bez wahania po krótkiej chwili wpatrywania się we wnętrze dłoni Ślizgona. Pamiętnik babci zdążyła już wsunąć do kieszeni szaty by, uwalniając sobie ręce, móc bez wahania zacisnąć smukłe palce lewej dłoni na nadgarstku Regulusa, zaś tymi u prawej - musnąć linię życia, o którą Black pytał.
I dopiero po chwili, po tym, gdy jej śmiertelnie poważne słowa już przebrzmiały, cofnęła ręce od dłoni chłopaka i uniosła na niego spojrzenie sarnich oczu. Spojrzenie nie do końca takie, jakie kojarzyło się z panienką Annesley i uśmiech, który również nie był tym dla niej charakterystycznym. Rozbawiony? Na pewno, ale w ten sposób, który po Puchonce rzadko było widać.
- Chiromancja tak nie działa, Black. Nasłuchałeś się bzdur i wyrobiłeś sobie tak samo głupi pogląd na wróżenie z ręki, jak cała reszta.
Sponsored content

Izba Pamięci - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Izba Pamięci   Izba Pamięci - Page 3 Empty

 

Izba Pamięci

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-