IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Bycie wrogami wcale proste nie jest...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Daniel Blais
Daniel Blais

Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 EmptyPią 11 Maj 2018, 01:59

Milczała. Nie odpowiedziała mu nic, a on musiał przyznać sam przed sobą, że napawa go to pewnego rodzaju dumą, taką, która prostuje sylwetkę, unosi podbródek i wypina pierś do przodu. Dziewczyna najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że nie każdy pozwoli jej sobą pomiatać. Prawdą jest to, że nadstawił się wcześniej, mocno zawstydził przed nią i samym sobą, ale teraz nie zamierzał jej ulec. Tym razem to jej zrobiło się głupio, a on czerpał z tego satysfakcję. Milczenie to wziął poza tym jako nieme przytaknięcie jego słowom, przyznanie, że był wobec niej uczciwy i właściwie zachował się lepiej niż ona sama. Nie chciał jej dłużej gnębić, dość nieprzyjemnych słów padło dzisiejszej nocy. Przyjemne uczucie bycia wygranym rozgrzewało go od środka i póki co czuł się zaspokojony.
Przeczesał palcami włosy, słysząc szuranie krzesła i ciche kroki Ślizgonki i wzdrygnął się delikatnie czując jej dotyk, zaskakująco pewny i ciepły. Odwrócił się do niej, ze zdziwieniem zaglądając w jej oczy; szukał w nich odpowiedzi. Oplótł jedną jej dłoń palcami, odwzajemniając uścisk, a drugą rękę złożył na jej drugiej, spoczywającej na jego torsie. Poczuł się znów jak w Pokoju Wspólnym. Choć nie. Tym razem wszystko było intensywniejsze, a wynikało to z tego, że poznał już jej smak, zapach i rytm przyspieszonego oddechu. Odwzajemniła jego spojrzenie i odpowiedziała mu w końcu, rozrywając trwającą między nimi, niewygodną ciszę. Nie odpowiedział od razu, wpatrywał się w nią uważnie, chcąc znaleźć jakąś wskazówkę, coś, co powie mu na co byłaby się w stanie zgodzić, a na co nie.
A on? Czego on chciał? Był rozdarty pomiędzy uczuciem a powinnością i nawet jeśli nade wszystko pragnął buntować się przeciwko ojcu, był zbyt tchórzliwy by zrobić coś takiego. Szalał za tą dziewczyną, przekonał się o tym przez ostatni miesiąc, który przemilczeli. Nie potrafił skupić się na niczym, nic go też nie cieszyło. Czuł się jak chory. Jak zakochany. Nieszczęśliwie zakochany.
Dawaj, Blais. Tak niewiele brakuje.
Owszem, niewiele brakowało. Wystarczyło tylko powiedzieć, że pragnie by traktowała go jak mężczyznę, który darzy ją uczuciem. Że chce być jej partnerem, jeśli tylko wyrazi na to zgodę. Przyszła do niego, sama, z własnej woli, dotknęła go, mimo że najpewniej zdawała sobie sprawę z jego uczuć. Wiedziała co robi, zapraszała go.
Była bliżej niż na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko sięgnąć.
A jeśli po nią sięgnie? Jeśli ją dostanie? Lepiej spędzić kilka miesięcy w związku i prawdopodobnie się rozstać, czy nie ryzykować utracenia kogoś, kto stawał się dla niego coraz ważniejszy?
Przymknął powieki, przytulając ją do siebie i westchnął w duchu, milczeniem kupując sobie kilka dodatkowych sekund.
- Jak przyjaciela - powiedział cicho, całując ją w czoło. Już teraz był od niej dużo wyższy. Wyswobodził się z jej rąk i ruszył do drzwi, zatrzymał się jednak zanim nacisnął klamkę.
- Dobranoc... - zawahał się przez ułamek sekundy, po czym dodał - Al.
Nienawidzę cię, Blais. Nienawidzę.
Wyszedł, nie oglądając się za siebie.

*** Jezioro, 13 czerwca 1974 ***

Ten dzień był przecudowny. W powietrzu unosił się zapach rozgrzanej słońcem trawy pomieszany z senną wonią polnych kwiatów. Pszczoły latały z kwiatka na kwiatek, leniwie pomimo całej swojej pracowitości. Egzaminy końcowe dobiegły już końca i zaledwie kilka dni dzieliło uczniów Hogwartu od powrotu do domów. Zamek opustoszał, za to błonia zalały się ludźmi pragnącymi w przyjemnej atmosferze spędzić ostatnie dni letniego semestru. Daniel również nie zamierzał siedzieć w zimnych murach szkoły i skierował swoje kroki w stronę jeziora. W ręku trzymał księgę eliksirów, którą wygrzebał w bibliotece.
Będąc już blisko plaży, przystanął na chwilę, rozglądając się za odpowiednim do spędzenia czasu miejscem. Słońce przyjemnie ogrzewało jego ramiona i nieco mniej przyjemnie parzyło czarne włosy. Podniósł rękę do twarzy, by ochronić oczy przed słońcem. Wtedy ją zobaczył -  Alecto Carrow leżała przy brzegu jeziora, czytając książkę, a Amycus właśnie odchodził z kolegami. Blais uśmiechnął się do siebie i ruszył w stronę Ślizgonki, starając się nie iść nazbyt energicznie i nie okazywać przesadnego entuzjazmu - sam zadecydował przecież, że zostanie jej przyjacielem i, mimo że żałował tej decyzji już w chwili kiedy wypowiadał swoje słowa, zamierzał się tego trzymać rękami i nogami.
- Jakieś romansidło? -  zagadnął zanim jeszcze go zauważyła i obdarzył ją szerokim uśmiechem. Poznał ją już na tyle, by wiedzieć, że zapewne jest to coś związanego z eliksirami. Zabawne jak podobni byli w tej kwestii.
- Wygląda na to, że Twój brat właśnie Cię olał. Albo Ty jego... w każdym razie nie musisz się bać, dotrzymam Ci towarzystwa.
Nie czekał na zaproszenie, po prostu usiadł obok niej. Był w wyśmienitym nastroju, co w pełni objawiało się na jego twarzy - uśmiechał się ciepło, zrelaksowany. Cieszył się, że brat bliźniak Alecto poszedł w siną dal, Amycus nie patrzył na niego przychylnie odkąd zaczął rozmawiać z jego siostrą.
Był zadowolony z jeszcze jednego powodu - trzynasty czerwca był dniem urodzin Alecto i choć nie szukał jej jeszcze na siłę, pragnął znaleźć ją przed końcem dnia, by wręczyć jej prezent, jaki dla niej przygotował. Nie zdradzał się jednak ze swoimi zamiarami, a paczuszka spokojnie czekała w jego torbie.
Zerwał źdźbło trawy i połaskotał nim czubek nosa dziewczyny.
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 EmptyPią 11 Maj 2018, 14:05

Życie przelatywało jej między placami, tak samo jak czas spędzony w Hogwarcie. Po pięknej zimie nie było już żadnego śladu, dni stawały się cieplejsze, zupełnie jakby natura utożsamiała z tym, co działo się w życiu panienki Carrow. Wiosna przyniosła za sobą wiele zmian i nowych nadzieji. Od nocy w Pokoju Życzeń minęły miesiące, a ona nadal miała w głowie jego słowa Jak przyjaciela i wbrew temu, co czuła za każdym razem gdy był w pobliżu oraz temu, co nakazywał zdrowy rozsądek podporządkowany woli ojca stała się jego przyjaciółką. Każdego dnia poznawała jakąś część jego osobowości, z przerażeniem odkrywając, że więcej ich łączy niż dzieli. Nagła zmiana relacji między tą dwójką wywołała lekkie zdezorientowanie wśród pozostałych uczniów, jednocześnie będąc tematem plotek. Ciekawskie spojrzenia obserwujące każdy ich ruch, gdy byli gdzieś razem były na porządku dziennym, lecz oni zdawali się tym nie przejmować.
Nie potrafili z siebie zrezygnować, niby poszli do przodu, wybrali inne ramiona i drogi w zupełnie innych kierunkach, Daniel spotykał się z którąś ze Ślizgonek, zaś Alecto upodobała sobie zawodnika drużyny. A mimo o, co jakiś czas obracali się przez ramię do tego co było. Uczucia, choć zepchnięte gdzieś w głąb nadal istniały, czego oboje byli świadomi. Czasem dochodziło do sytuacji, kiedy pojawiała się między nimi cisza, to napięcie mówiące „jesteś dla mnie kimś więcej”, lecz wtedy któreś z nich przerywało ją, sprowadzając ich na ziemię.
Wtedy w takich chwilach widzieli siebie, stali, ona i on i niby było dobrze, ale oboje robili kilka kroków by po chwili zrobić przerwę na obrót, bo coś nie pozwalało im zrezygnować. Alecto musiała się wtedy zatrzymać, by przemyśleć raz jeszcze wszystko, bo niby szli na przód.
Wraz z nadejściem czerwca nastroje nauczycieli oraz uczniów stały się dużo lepsze, mimo wizji egzaminów, która spędzała co niektórym sen z powiek, to piękna pogoda rekompensowała cały trud i stres z nimi związany. W chwili, gdy z nieba zniknęły wszystkie chmury, a słońce zaczęło świecić z pełną mocą, ogrzewając błonia i okoliczne tereny zamek stał się pustym miejscem. Nikt nie miał ochoty siedzieć w jego murach kiedy pogoda wręcz wzywała do ich opuszczenia. Gdy wszyscy pozostali upodobali sobie tereny zielone wokół Hogwartu, na przekór im Alecto Carrow wybrała piaszczysty brzeg nad jeziorem.

- Daj spokój Am – powiedziała, jego oskarżenia były wręcz śmieszne, w odpowiedzi ten jedynie obdarował ją chłodnym spojrzeniem, odchodząc ze swoją świata, a blondynka wróciła do czytania książki. Nie mogła zrozumieć kto był na tyle odważny a nawet głupi, by donieść mu o rzekomym romansie z Blaisa, a jeszcze większe zdziwienie wywołał u niej fakt, że bliźniak w to uwierzył. Westchnęła nad brakiem instynktu samozachowawczego rodzaju ludzkiego, jednocześnie nie omieszkała znaleźć winowajcy całego zamieszania, który ewidentnie z jakiegoś powodu chciał jej zaszkodzić.
Wzdrygnęła się lekko słysząc głos Daniela, po czym skierowała na niego radosne spojrzenie. Słysząc pytanie zaśmiała się – Zdecydowanie – odparła dyskretnie pokazując mu okładkę książki, której tytuł brzmiał „Najsilniejsze eliksiry”, była to jedna z ksiąg zakazanych, ale jej jakimś cudem – dzięki wrodzonemu urokowi – udało się uzyskać pozwolenie na wypożyczenie. Przesunęła się, poprawiając swoją kwiecistą sukienkę , robiąc miejsce chłopakowi, który bez wyraźnego pozwolenia szybko je zajął.
- Dzięki ci mój wybawco – odpowiedziała, a szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz. Kiedy sytuacja z Blaisem stała się nieco bardziej klarowna dziewczyna dużo pewniej czuła się w jego towarzystwie, jednocześnie znajdując w nim powiernika swoich sekretów, który zawsze dotrzymywał danego jej słowa, za co niezwykle go ceniła. –Mamy z Amycusem odmienne zdanie dotyczące pewnej kwestii- stwierdziła jednocześnie wyjaśniając odejście brata. Nie chciała poruszać tego tematu z brunetem, i tak musiała przygotować się na poważniejszą rozmowę z Amem, której była pewna, że nie uniknie.
Blondynka przygotowaniami do egzaminów, wzburzona oskarżeniami Amycusa i wieloma innymi sprawami nie zdawała sobie sprawy z upływającego czasu, gubiąc dni, nie przywiązywała wielkiej wagi do dzisiejszej daty, dla niej był to dzień taki jak zwykle, jego wyjątkowość została przyćmiona przyziemnymi sprawami. Dla niej samej był to dzień jak każdy inny.
Potarła dłonią Nie, który załaskotał ją w miejscu, w którym jej skóra zetknęła się z trawą – A gdzie twoja ładniejsza połówka? – zapytała podnosząc się na łokciach , niby od niechcenia patrząc gdzieś przed siebie, tym samym unikając jego spojrzenia. Czasem granie obojętnej w towarzystwie Ślizgona było ciężkim zadaniem, zwłaszcza że z jakiegoś powodu zżerała ją zazdrość za każdym razem gdy widziała to w towarzystwie innej dziewczyny.
Daniel Blais
Daniel Blais

Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 EmptyPią 11 Maj 2018, 15:06

Otworzył szerzej oczy, kiedy pokazała mu okładkę książki.
- "Najsilniejsze eliksiry"?! Od miesiąca próbuję załatwić zgodę od Slughorna. A niech Cię, Carrow. - zaśmiał się cicho, wkładając do torby swoją księgę: "Eliksirowarstwo lecznicze - poziom zaawansowany". Tom, w którego posiadaniu była Alecto i tak interesował go o wiele bardziej, zresztą stracił ochotę na czytanie, pochłonięty jej obecnością.
Kiedy uśmiechała się do niego, przypominało mu się Boże Narodzenie - moment, kiedy czekał na nią pełen napięcia, pragnąc jedynie by uśmiechnęła się z jego powodu. Nie tak sobie to wyobrażał, ale tak długo jak ona była szczęśliwa, jemu robiło się cieplej na sercu.
Przekrzywił lekko głowę, wpatrując się w nią badawczo, nie przestawał się uśmiechać. Zbyła go, wyraźnie unikając poruszania kwestii jej relacji z Amycusem, a on nie czuł się upoważniony do drążenia sprawy. Mimo że nie dał tego po sobie poznać, w gruncie rzeczy przejął się sprzeczką rodzeństwa, wiedząc jak bliska relacja łączyła ją z bliźniakiem. Co mogło ich poróżnić? Zazwyczaj nie kłócili się o głupoty, a jeśli nawet zdarzało im się w czymś nie zgodzić, nigdy nie roztrząsali tego publicznie, udając przed całym światem, że ich życie jest do bólu perfekcyjne. Taka była cecha arystokratycznych rodzin, w jego domu w identyczny sposób maskowano problemy, choć czasem zdawało mu się, że od ich nadmiaru wszystko gnije od wewnątrz.
- Zakładam, że Ty masz rację. - odpowiedział żartem, nie chcąc by przejmowała się całą tą sytuacją. Nienawidził momentów, kiedy się smuciła.
Zamarł na krótką chwilę, przypominając sobie nagle o istnieniu Veronique. No tak, rzeczywiście miał dziewczynę, której nie widział od dwóch dni. Prawda, że nawet jej nie szukał, ale jej towarzystwo przez większość czasu wcale go nie obchodziło. Krukonka, mimo wszelkich jej starań, nie dorastała Alecto do pięt i za każdym razem kiedy miał możliwość wyboru z którą z nich spędzi czas, wybierał Ślizgonkę. Dlatego wzruszył ramionami i rozłożył bezradnie ręce.
- Vera? Pewnie poszła na zakupy do Hogsmeade... czy inne głupoty.
Właściwie były tylko dwa powody tego związku - po pierwsze potrzebował kogoś do zagłuszenia uczuć, jakie żywił do Carrow, a po drugie... cóż, dobrze całowała.
Zerwał się do klęczek, wiedziony nagłym pomysłem, jaki przyszedł mu do głowy. Złapał Alecto w ramiona i zanim zdążyła zaprotestować, poderwał ją do góry, jakby nie ważyła zupełnie nic. Zawsze czuł się zmieszany kiedy rozmawiali o Veronique, a żeby ukryć swoje zmieszanie, skierował swoje kroki w stronę wody.
- Wydawało mi się, że za nią nie przepadasz. - dodałby coś o zazdrości, ale czuł się zbyt niepewnie na tym gruncie. - W każdym razie...
Wszedł już do wody po kolana i w końcu przystanął, zewsząd otoczony wodą. Jeśli nawet próbowała mu się wyrwać, on trzymał ją w żelaznym uścisku, nieczuły na groźby i prośby.
- Oddaj mi tamtą książkę, Al. W innym razie będę zmuszony Cię puścić.
Zaśmiał się złośliwie.
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 EmptySob 12 Maj 2018, 18:31


Zszokowana mina chłopaka była cenniejsza nawet od książki, którą dzierżyła w dłoniach.
- Dobrze wiemy, że z naszej dwójki to ja mam większy dar przekonywania – odpowiedziała uśmiechając się szeroko, jakby z nutą wyższości, w swojej postawie, wypinając pierś do przodu. Nie było w tym nic odkrywczego, panienka Carrow zawsze dostawała do czego chciała, czy to po dobroci czy też siłą, droga prowadząca do obranego celu nie miała znaczenia, liczył się jedynie efekt. Zasadę tę miała we krwi, która dodatkowo była jej wpajana przez kolejne lata.
Alecto nie chciała konfrontacji ze swoim bratem, a już na pewno nie w obecności jego świty czy tłumu gapiów, lecz on sam nie dał jej wyboru. Wzburzony, nie do końca panował nad zachowaniem pozorów, a ona nie była mu dłużna, z resztą nie do końca rozumiała gniew Amycusa skierowanego w jej osobę. Głupia plotka, jedna z wielu jakie krążyły po szkole, a jednak wstrząsnęła nim tak, aby pojawić się i zakłócić jej spokój.
- Oczywiście, że mam rację. Amycus jest głupcem wierząc w idiotyczne plotki - skwitowała lekko rozdrażniona, temat nie był dla niej łatwy, zwłaszcza że dotyczył relacji blondynki z Danielem, która sama w sobie do prostych nie należała. Przyjaźń między nimi wydawała się balansować na cienkiej linii, którą czasem przekraczała ona lub on. Ich relacja była skomplikowana i tak naprawdę nawet oni nie potrafili do końca określić, co tak naprawdę ich łączy. Carrow uwielbiała jego towarzystwo, czuła się przy nim dobrze, pewnie a przede wszystkim mu ufała, choć jeszcze kilka miesięcy temu był jej największym wrogiem, ale czy aby na pewno jej?
Na twarzy blondynki zagościł pobłażliwy uśmiech, gdy zobaczyła wyraz twarzy Ślizgona, zupełnie jakby zapomniał o istnieniu swojej dziewczyny, która gdzieś była, a świadomość jej obecności w jego życiu nie napawała Alecto szczęściem. W tym względzie nie była egoistką, chciała szczęścia Blaisa, więc dlaczego zżerała ją zazdrość? Oczywiście głośno nigdy się do tego nie przyzna, wręcz będzie zaprzeczała tego typu oskarżeniom. Uśmiechnęła się słysząc jego odpowiedź, żeby nie powiedzieć iż bardzo ucieszył ją fakt, że Very nie ma nigdzie w pobliżu, jej osoba często utrudniała im przebywanie sam na sam, do tego była irytująca i nie miała instynktu samozachowawczego, który w obecności Alecto był bardzo potrzebny.
Pogrążona we własnych myślach nawet nie zarejestrowała, kiedy Daniel poderwał się na nogi, a już po chwili znajdowała się w jego ramionach, cichy pisk wydobył się jej ust, kierując ciekawskie spojrzenia w ich stronę.
- Po prostu nie jest w moim guście, stać cię na więcej Blais- mruknęła niemal bezgłośnie, a po chwili już znajdowali się w wodzie. Spojrzała na niego zszokowana, w zielonych tęczówkach Daniela pojawiły się złośliwe ogniki, które, choć to może wydać się dziwne, budziły i niej chęć utarcia mu nosa. Dziewczyna z każdym rokiem powoli stawała się kobietą, piękniała z każdym dniem, a świadomość tego pozwalała jej wykorzystywać ową przewagę, którą dzięki temu miała. Lubiła go, ale nie było to jednoznaczne z tym, że tak łatwo odda mu księgę, której zdobycie kosztowało ją wiele energii i czasu. W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego, po czym patrząc prosto w oczy Ślizgona coraz bardziej zbliżała swoją twarz do jego. Oblizała delikatnie usta, które zaledwie milimetry dzieliły od warg chłopaka, mogła poczuć jego przyspieszony oddech. Spojrzenie dziewczyny było tak intensywne, wręcz niemo krzyczało „pocałuj mnie głupku”.

*** Posiadłość Blacków, 20 sierpnia 1974 ***
Wakacje są niezaprzeczalnie ulubionym czasem wszystkich uczniów Hogwartu, mogą wtedy bezkarnie leniuchować, korzystać z pięknej pogody, bawić się, chłonąć energię na cały następny, ponury rok. Te kilka miesięcy pozbawione trosk i zabawy jest przywilejem młodości, jednak dla niektórych wiązało się to również z powinnościami, jakie stawiała przed nimi rodzina. Letnie tygodnie mijały jej niezwykle szybko, ale za to bardzo przyjemnie, oprócz wertowania książek i podręczników, starała się więcej czasu poświęcaj swojemu obecnemu chłopakowi, co nie zawsze było łatwe. Poznali się zaraz na początku wakacji, była nim zauroczona i choć całkowicie różnił się od Daniela, miał w sobie coś, co sprawiało, że blondynka czuła się przy nim dobrze. Nie mogła tego nazwać miłością życia, po części spotykała się z nim również z powinności, gdyż jej rodzice były zachwyceni jego obecnością w życiu blondynki. Ona starała się zachowywać pozory, i mimo że bardzo lubiła chłopaka, była pewna, że związek ten po wakacjach pozostanie jedynie miłym wspomnieniem.
Wakacyjne dni powoli dobiegały końca, a wraz z jego nadejściem przyszedł nas na coroczny bal, który odbywał się w posiadłości państwa Blaców, była to tradycja oraz powinność stawiana przed młodymi przedstawicielami czysto krwistych rodów. Alecto była sceptycznie nastawiona do tego wydarzenia, jednak wizja zobaczenia Daniela napawała ją swego rodzaju ekscytacją. Nie widzieli się ponad miesiąc, a z racji tego, że chłopak wyjechał na ten okres do Francji ich kontakt był ograniczony.
Teraz stała w swoim pokoju naciągając na siebie specjalnie kupioną na tę okazję sukienkę, jej lekko opalona cera kontrastowała z blond włosami, prostymi jak druty puszczonymi lekko wzdłuż ramion i pleców. Panienka Carrow wyglądała naprawdę pięknie, czym sama była zdziwiona widząc swoje odbicie, złoty pas podkreślał jej talię. Wygładziła dłońmi sukienkę, gdy poczuła na sobie czyjeś spojrzenie, odwróciła się, a jej niebieskie oczy zlokalizowały stojącego w drzwiach Amycusa -Wyglądasz niezwykle pięknie siostro, myślę że Tristan będzie tobą oczarowany - powiedział, a kąciki jego ust, podniosły się delikatnie ku górze -Dziękuje - odparła, choć tak naprawdę nie na nim chciała zrobić wrażenie.
Ogród znajdujący się tuż za domem państwa Blacków wyglądał tego roku naprawdę pięknie, wszędzie kwitły kwiaty upajając swoim zapachem, dodatkowo został on udekorowany pięknymi lampionami. Zanim jej stopa stanęła w ogrodzie dotknęła wisiorka, który spoczywał na jej szyi, był to prezent urodzinowy od Blaisa, z którym od czasu gdy go otrzymała, nie rozstawała się na krok. Reszta jej rodziny poszła przodem, a ona czuła pewnego rodzaju zdenerwowanie, czy bała się go zobaczyć po tak długim czasie rozłąki? Być może. Dwa miesiące to nie był rok, jednak ona czuła się jakby minęła wieczność, w czasie której zmieniła się. Czas jakby dla niej przyspieszył, podrosła kilkanaście centymetrów, jej sylwetka zaczęła przypominać bardziej kobiecą niż małej dziewczynki, a co jeżeli on jej nie pozna? Tak wiele pytań kotłowało się w jej głowie, lecz najgorsze był to jak zareaguje na jej towarzysza, z którym dziś miała dać pokaz.
Daniel Blais
Daniel Blais

Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 EmptySro 16 Maj 2018, 21:57

Nigdy nie czuł szczególnego pociągu do towarzyskich spotkań wielkich rodów, a w szczególności nie przepadał za nadętymi balami, na których każdy chciał się pokazać z najlepszej, aczkolwiek fałszywej strony. Właściwie tylko myśl o spotkaniu Alecto osładzała mu powrót do Anglii. Kochał rodzinną posiadłość matki położoną na południu Francji, w której czuł się jak w domu zdecydowanie bardziej niż gdziekolwiek indziej.
Rankiem powrócił do domu, a po południu oznajmiono mu, że całą rodziną wybierają się dziś na bal organizowany przez Blacków. Nie miał nic do gadania, tak w kwestii jego obecności na przyjęciu, jak i fryzury, jaką ułożyła mu na głowie matka. Kobieta poświęciła mnóstwo czasu, energii i dziwnego magicznego mazidła, a efektem były włosy zaczesane w taki sposób, że wcale nie było widać, że na co dzień chłopak nosił wpadającą do oczu grzywkę i przydługie kosmyki. Substancja jaką na nie nałożyła przytrzymywała je w miejscu, a jednocześnie pozostawała niemalże niewidoczna. Dopiero teraz było widać, że Daniel wcale nie ma tak chłopięcej i delikatnej urody jak by się mogło zdawać - odsłonięte w końcu czoło sprawiło, że twarz wydała się bardziej pociągła, uwydatniające się coraz bardziej kości policzkowe dodawały mu powagi, a jego rysy podkreślała dodatkowo wybijająca się na tle białej koszuli, nabyta na francuskiej plaży opalenizna.
Mimo całej swojej niechęci obdarzał innych pozornie ciepłym uśmiechem, tak jak prosiła go o to matka. Spacerował po ogrodzie, chwytając czasem coś ze stołu, udawał zainteresowanie kiedy ktoś przystawał by zamienić kilka słów, ale przez cały czas wyglądał Alecto, bojąc się, że bal zdąży dobiec końca nim odnajdzie ją pośród obszernych sukien i wymyślnych fryzur większości arystokratek. Kiedy w końcu przyszła, zbeształ się w myślach za ten idiotyczny pomysł, że mogłaby zginąć w tłumie. Była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Czerwień sukienki wybijała się na tle innych tkanin, zdawała się pasować do niej idealnie, współgrać z kolorem skóry i włosów, podkreślać każdy element jej ciała, który na to zasługiwał. Początkowo rzeczywiście jej nie poznał, przyciągnięty przez sam wygląd dziewczyny, ale szybko dotarło do niego kim jest ta piękność.
- Panie Blais? - mieszanina zmartwienia i zniecierpliwienia w głosie jego rozmówcy ściągnęła go na ziemię, uświadamiając mu nagle, że zamarł w pół zdania, z kieliszkiem szampana w ręku. Powrócił wzrokiem do starszego mężczyzny, który był, o ile się nie mylił, jakimś kuzynem starego Yaxleya, który grywał z jego ojcem w karty. Ich rozmowa była do bólu formalna i z trudem przypomniał sobie czego w ogóle dotyczyła.
- Tak... w każdym razie dziadek czuje się już lepiej, planuje nawet zwiększyć eksport win do Anglii. Proszę mi wybaczyć. - powiedział szybko i lekko się skłonił, ulatniając się zanim tamten zdążył cokolwiek powiedzieć.
Wpatrzył się w miejsce, w którym jeszcze kilkanaście sekund temu stała odziana w czerwień dziewczyna, ale jej już tam nie było. Sprytnie ominął starą ciotkę Josephine, która, odkąd tylko pamiętał, przejawiała nadzwyczajną skłonność do zanudzania go swoim słowotokiem i zadawania tych samych co przy każdym innym spotkaniu pytań. Stanął na uboczu, niemalże rozpaczliwie szukając jej wzrokiem, a kiedy już ją znalazł, rozpacz ta tylko się pogłębiła. Była na parkiecie, tańcząc z młodym mężczyzną i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ten nie nachylał się właśnie nad nią, z wyraźnym zamiarem złożenia na jej ustach pocałunku i nie wpatrywał się w nią jak w smakowity kąsek zaserwowany w wyjątkowo estetyczny sposób na jego talerzu. Daniel wziął głęboki wdech i, zakładając na twarz maskę opanowania połączonego z delikatnym uśmiechem, ruszył w stronę tańczącej pary. Kiedy był już tuż przy parkiecie, skłonił się nisko i z szerokim uśmiechem zaprosił nieznaną mu babcię do tańca. Kątem oka obserwował parę, która, tak jak się spodziewał, zatraciła się w pocałunku. I nie jest to słowo zbyt przesadne, bowiem panienka Carrow zdawała się być bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw.
Prowadząc kobiecinę w tańcu, przemieszczał się zręcznie coraz bliżej, aż w końcu znalazł się tuż przy nich.
- Odbijany - powiedział w nieprzyjemny i bardzo dosadny sposób, rzucając tańczącemu z Alecto chłopakowi złowrogie spojrzenie, tym bardziej paskudne, że wcale nie zaburzyło jego przyjaznego wyrazu twarzy. Wtargnął między niego a dziewczynę, zostawiając do jego dyspozycji rozchichotaną staruszkę.
Chwycił ją pewnie, nie przerywając tańca i odnalazł jej spojrzenie, którym najpewniej chciała go zabić. Jej twarz wyrażała szczere zaskoczenie jego zachowaniem i jedynie delikatny rumieniec spowijający jej policzki świadczył o romantycznych chwilach, które zaburzył swoim przyjściem.
- Zwariowałeś?! - ofuknęła go gniewnie, a on wpatrywał się w nią płonącym gniewną zielenią wzrokiem. W oczy rzucił mu się wisiorek, który delikatnie podskakiwał na jej dekolcie w rytm ich kroków. Zawieszka w kształcie serca była mu bardzo dobrze znana, przecież osobiście ją wybrał. Ten widok tym bardziej pchał go do walki.
- Co Ty wyprawiasz?! - wypalił z zaciętym wyrazem twarzy, zupełnie ignorując jej złość. Coraz ciężej było mu się kontrolować, przy niej nigdy nie wychodziło mu to najlepiej, a ponadto myśl o nieznajomym zbliżającym się do jej ust działała na niego jak płachta na byka. Nie wiedział czy aż do tej pory był jedynym chłopakiem, który ją całował, ale jako że nigdy nie widział jej tak blisko z innym, wciąż w tej sferze mylnie odbierał ją jako swoją własność. - Kto to w ogóle jest, twój narzeczony?
- A czemu w ogóle Cię to obchodzi, hm? Daniel? - wyraźnie domagała się jakiejś odpowiedzi z jego strony. Skrzywił się, wyciągając rękę, by umożliwić jej obrót, a kiedy wróciła do niego, znów złapał ją w żelazny uścisk swoich rąk. Nie potrafił wyjaśnić czemu tak mu to przeszkadzało bez wyjawiania swoich uczuć wobec niej. Ten stan, w którym trwali od miesięcy, cienka linia, którą non stop któreś z nich przekraczało... wszystko to nie miało najmniejszego sensu. Świadomość, że powinni coś z tym zrobić, wybrać którąś z opcji uderzyła go nagle.
W końcu utwór, do którego tańczyli dobiegł końca, a on odchylił ją delikatnie, trzymając ją pewną ręką. Nachylił się nad nią.
- Pomyśl, Al. - nie potrafił wprost wytłumaczyć jej dlaczego przejął się jej tańcem z innym mężczyzną, ale ciepły ton jego głosu i wpatrujące się w nią oczy za wszelką cenę próbowały zdradzić kłębiące się w nim emocje. Znajdował się tak blisko jej warg, że przyspieszony oddech dziewczyny łaskotał go w twarz. Wystarczyło przybliżyć się jeszcze trochę, odrobinę, przełamać się i sięgnąć po to, co miał przed sobą. Był bliski przełomu, ale wzrok, który z nieprzyjemnym dreszczem wwiercał się w jego plecy sprawił, że się wyprostował. Właściwie sama Alecto czerwienią swojej sukienki zwracała na siebie uwagę, toteż nic dziwnego, że po ich tańcu i magnetycznej chwili zawieszenia coraz więcej osób bardziej lub mniej dyskretnie ich obserwowało. Poczerwieniały ze złości chłopaczyna, który wcześniej obtańcowywał panienkę Carrow wpatrywał się w nich z chęcią mordu wymalowaną na twarzy.
- Taniec z panienką był dla mnie zaszczytem, panno Carrow. - powiedział oficjalnym tonem i ucałował jej dłoń, kłaniając się nisko. Kiedy odwrócił się żeby odejść, napotkał lodowaty, przeszywający go na wskroś wzrok ojca, który stał nieopodal parkietu. Jego mina wyrażała uprzejmą obojętność, a na wargach błąkał się lekko ironiczny uśmiech. Ten widok zmroził go na tyle, że do końca balu sprawnie unikał towarzystwa Alecto, przeczuwając najgorsze.

*** Posiadłość Blaisów, 20 sierpnia 1974 ***

Od momentu, w którym zauważył spojrzenie ojca na balu, zdecydowanie zmarkotniał i tak oto w nienajlepszym nastroju powrócił do domu. Jedyne czego teraz pragnął to gorąca kąpiel i miękka poduszka, która czekała na niego w łóżku, miał jednak świadomość, że tego typu przyjemności będzie musiał odłożyć na później. Kiedy wraz z rodzicami przekroczyli próg ich posiadłości, wyminął ich by jak najszybciej znaleźć się za drzwiami, w bezpiecznej odległości od ojca. Nie zdążył jednak opuścić holu, kiedy zamarł jak spetryfikowany, słysząc spokojny, acz lodowaty głos, który jak zwykle nie przyjmował sprzeciwu.
- Danielu, zostań. - powiedział jego ojciec, a sam Daniel zacisnął zęby, ledwie powstrzymując się od wypowiedzenia szpetnego przekleństwa na głos. Puścił klamkę i niespiesznie odwrócił się w stronę ojca, patrząc na niego pytająco. Matka zmarszczyła brwi, bezgłośnie westchnęła i, rzucając swojemu synowi krótkie spojrzenie, weszła do salonu. On natomiast wskazał synowi otwarte drzwi, które prowadziły do jego gabinetu. Garbiąc się lekko posłusznie wszedł do pomieszczenia i usiadł na fotelu umiejscowionym przed kominkiem. Chwilę później drugi, identyczny mebel zajął Charles Blais, który nachylił się nieznacznie w stronę syna i nie spuszczał zeń wzroku nawet na sekundę.
- Masz jakieś wytłumaczenie na swoje dzisiejsze zachowanie? Chciałeś ośmieszyć mnie na tak ważnym wydarzeniu?
W takich chwilach zawsze zastanawiał się czy przyjdzie taki moment, w którym przeniknie przez maskę rodziciela, albo ten choć na chwilę odsłoni się przed swoim synem. Kiedy na niego patrzył, widział tylko to, co chciał mu pokazać, kiedy ich spojrzenia się spotykały, jego stalowe oczy były chłodne i tak samo nieprzeniknione jak reszta twarzy. Tak, w tej kwestii ojciec był dla niego wzorem do naśladowania, najlepszym z najlepszych, od którego nauczył się już wiele. Wciąż było mu do niego daleko, jego zielone oczy zdradzały go bowiem w większości przypadków.
- Nie wiem o czym mówisz, ojcze. Czy jest coś złego w tańcu? - starał się przyodziać taką samą maskę, ale przy nim czuł się jak marna podróbka, która nie potrafi nawet w jednym procencie naśladować oryginału. W jego towarzystwie zawsze czuł się mały i bezbronny. Ojciec wszelkie próby buntu swojego potomka zbywał kpiącym uśmiechem, a każdą nieprzyjemną sytuację obracał w taki sposób, by Daniel okazywał się przegranym.
- Nie rób ze mnie głupca, chłopcze. Czyż nie wyraziłem się jasno na temat Carrowów? Co mówiłem Ci o tej dziewczynie?
Daniel poczerwieniał lekko.
- Że mam omijać ją szerokim łukiem. - przyznał niechętnie, wbijając wzrok w pozbawiony ognia kominek. Na usta cisnęła mu się cała lawina słó, ale wszystkie one zdawały się grzęznąć w jego gardle. - Ale...
- Żadne "ale". To ostatni raz kiedy widzę Cię z Alecto Carrow. - to stwierdzenie było przepełnione pewnością, a w ustach tego człowieka brzmiało wręcz jak groźba. Skulił się pod tym "ciężarem", zaciskając palce na obiciu fotela. Dawno stracił panowanie nad sobą, zmarszczone brwi, zagryziona warga i zaczerwieniona twarz sprawiały, że czuł się jak mały, żałosny robak. Dlaczego własny ojciec miał nad nim taką władzę? Wystarczyło że powiedział kilka słów, że popatrzył na niego w taki sposób, a on nie potrafił mu się sprzeciwić.
- Dobranoc, Danielu.
Na dźwięk tych słów wstał i z zaciśniętymi pięściami poszedł prosto do swojego pokoju, nie patrząc na rodziciela nawet przez chwilę. Tam rzucił się na łóżko, złapał poduszkę i wrzasnął w nią co sił w płucach, wyładowując całą frustrację na bogu winnym przedmiocie. Czuł się zupełnie poniżony, ale mimo tego w głowie kłębiła mu się jedna myśl - nie przestanie widywać się z Alecto choćby miało od tego zależeć jego życie.

Koniec wspomnień.
Sponsored content

Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... - Page 2 Empty

 

Bycie wrogami wcale proste nie jest...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

 Similar topics

-
» Piłka jest jedna, a czarodziei jest dwoje.
» Wcale nie jesteś już małą Leslie!
» Chimera nie jest taka zła
» Gdzie jest Stefan?
» Coś, co dla jednych jest łatwizną, dla drugich staje się drogą klęski

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-