Temat: boisz się ciemności? Sob 02 Lip 2016, 16:41
Opis wspomnienia
Prosząc o naukę dodatkowej umiejętności należy się liczyć z tym, że zajęcia nie będą proste, przyjemne ani bezbolesne. O drugiej lekcji patronusa Claire.
Osoby: Claire Annesley, Ben Watts
Czas: drugi tydzień stycznia 78'
Miejsce: stara klasa na parterze
Ben Watts
Temat: Re: boisz się ciemności? Sob 02 Lip 2016, 16:41
Załatwianie pewnych niestandardowych spraw jest o wiele łatwiejsze, gdy nosi się na piersi błyszczącą odznakę prefekta, a członek twojej rodziny zasiada w gronie pedagogicznym. Choć chyba nie zawsze. Ben miał brzydkie, niejasne przeczucie, że mógł bezczelnie siedzieć na starej, podniszczonej skrzyni w pustej klasie tylko dlatego, że nowy nauczyciel OPCMu znał się z jego wujkiem. A może się mylił? Ciężko było przejrzeć mimikę Zolnerowicha, gdy wbił w chłopaka uważne spojrzenie, słysząc jego prośbę – zastanawiał się, co kombinował, chociaż Szkot wyłożył przed nim wszystkie karty, licząc, że szczerość zostanie nagrodzona? A może doszukiwał się czegoś, co miało rozwiać ostatnie wątpliwości? Tak czy inaczej, tym co w efekcie przeważyło szalę na korzyść Wattsa, było jego nazwisko. Dokładnie tyle wystarczyło, dźwięk jednego słowa, by mężczyzna roześmiał się, kręcąc lekko głową i mamrocząc coś, co do złudzenia brzmiało jak no tak, jeden wariat wychował drugiego. Ben udawał, że nie dosłyszał, postawa i charyzma niewysokiego Rosjanina wywoływały w nim mieszankę uczuć – od pokory, przez niepokój i całe spektrum aż do szacunku. Tak czy inaczej, wychodząc z gabinetu, który wyglądał jak po przejściu tornada, Krukon odetchnął głęboko za drzwiami, z zaskoczeniem zauważając, że był napięty jak nadwyrężona struna. Co za nonsens. Nie poszedł tam przecież prosić o rzeczy przekraczające kompetencje nauczyciela – chciał się tylko dowiedzieć, czy nie miał gdzieś uwięzionego bogina i czy nie użyczy mu go na godzinę, może dwie. Szybszy i pewniejszy sposób, niż samemu biegać po całym zamku, zaglądać w zakamary i szukać stwora, który niekoniecznie musiał się znaleźć, a choć tego typu wyprawa brzmiała ciekawie, Watts nie miał czasu włazić do każdej komórki i każdego schowka. Chwila rozmowy i dostał, czego chciał. Siedząc piątkowego wieczora w pustej, mocno pachnącej kurzem i starą skórą klasie, Ben zaczął się jednak zastanawiać, czy aby nie przesadził, posiłkując się pomysłem z lekcji, które Hall przeprowadził dla jego grupy. Podobnie jak i on wychodził z założenia, że rzut na głęboką wodę mógł najszybciej i najskuteczniej nauczyć tego, co zostało założone, ale z drugiej strony... Z drugiej strony pojawiały się myśli, że może to dla Claire za dużo, że postawiona wobec swojego najgorszego strachu złamie się jak trzcina i będzie to wyłącznie jego wina. Nie chciał jej robić krzywdy, szczególnie teraz, kiedy wreszcie mógł się przejmować, nie zduszając na siłę całej palety reakcji, do jakich rwało się jego ciało. Niezadowolony z tej odrobiny frustracji, która zagnieździła się pod czaszką razem z niepokojem, Krukon kopnął w bok skrzyni, prowokując u zamkniętego w niej stwora dzikie szarpnięcie, które zatrzęsłoby klapą, gdyby nikt na niej nie siedział. No trudno, słowo się rzekło. Nie mógł teraz zmienić zdania, nie kiedy miał jeszcze tylko kilka minut, zanim Puchonka pojawi się w klasie. Marszcząc brwi, jeszcze raz obrzucił spojrzeniem zakurzone meble wypełnione woluminami, o które nikt już nie dbał, świece umieszczone w kinkietach dające dokładnie tyle światła, by w klasie panował półmrok i zasłony tak długie, że mnóstwo materiału leżało bezwładnie na podłodze.
Claire Annesley
Temat: Re: boisz się ciemności? Sob 02 Lip 2016, 19:47
Tego, co ją czeka, powinna się spodziewać. Była bystra, dużo czytała, powinna zdawać sobie sprawę, że standardowy kurs patronusa w pewnej chwili po prostu nie może się obyć bez bogina. Zakładając, że nie miało się pod ręką jakiegoś przypadkowo chętnego do współpracy dementora, trzeba było przecież wywołać jakoś warunki podobne do tych, jakie towarzyszyły spotkaniom z zakapturzonymi strażnikami z Azkabanu - a tego nie dało się przecież wywołać w żaden konwencjonalny sposób. Jakby się człowiek nie starał, jak bardzo by drugiego nie gnębił i nie straszył, po prostu nie było możliwości wywołać faktycznego, wiarygodnego przerażenia, lęku dosłownie mrożącego płynącą w żyłach krew. Tak, Annesley zdecydowanie powinna zdawać sobie z tego sprawę, a jednak otrzymując od Bena notkę z czasem i miejscem kolejnej lekcji, do głowy jej nie przyszło, że ostatnim, co powinno jej w tej chwili towarzyszyć, to entuzjazm i zniecierpliwienie. Oczywiście, wyjaśnienie było dość proste - Claire chyba podświadomie nie brała pod uwagę, że Watts mógłby być zdolny do zorganizowania nieprzyjemnego stworzenia jakim był bogin. Jasne, na zajęciach obrony przed czarną magią to coś zupełnie innego - tam profesor ma nie tylko pełne prawo, ale przede wszystkim możliwości, by skorzystać z podobnie żywotnego, okropnego materiału dydaktycznego. Był prefektem, w porządku, był też ambitny i zaradny życiowo, ale... Och, no tak. Był Wattsem. Czyż to w tej chwili nie było najważniejsze? Tak czy inaczej, docierając do wskazanej przez Krukona klasy, Puchonka była rozpromieniona jak mała iskierka - zarówno ze względu na możliwość spotkania się ze swym lubym, jak też, w znacznie bardziej kujońskim stylu, ze względu na możliwość dalszej nauki i powolnego szlifowania nabywanej umiejętności. Srebrzystym smugom, jakie dotąd udawało jej się wywołać, daleko było do pełnoprawnej, zwierzęcej formy patronusa, Irlandka tym bardziej więc niecierpliwie wyglądała kolejnych okazji, by ćwiczyć. Jej ambicja, choć puchońska, wcale nie była gorsza od benowej i wszyscy dobrze o tym wiedzieli. - Cze... - Cywilizowane powitanie, gdy już zamknęła za sobą drzwi do klasy, w jednej chwili ustąpiło miejsca słodkiemu, gwałtownemu kichnięciu. Claire nie miała alergii na kurz, ale ta sala pokonałaby nawet całkiem zdrowego. - Cześć, Ben - rzuciła więc z opóźnieniem, ocierając podrażniony nos i uśmiechając się z zakłopotaniem do siedzącego na jakiejś skrzyni Krukona.
Ben Watts
Temat: Re: boisz się ciemności? Nie 03 Lip 2016, 22:59
To, co miał zrobić Claire podczas tego spotkania, wcale nie napawało Bena zadowoleniem. Przypominało o uczuciach, które targały nim samym podczas kursu z Hallem, o zimnie wyostrzającym kontury, o strachu mającym za zadanie odebrać chęć do walki. A teraz miał postawić przed tym samym zadaniem dziewczynę, dla której potrafiłby poświęcić wiele i najchętniej osłoniłby przed wszystkim, co niewygodne lub bolesne. Szlag by to wszystko trafił. Marszcząc brwi, Watts zaczął przetaczać różdżkę między palcami, zahaczając drewnem o srebrną obrączkę sygnetu, z którym nie rozstawał się od dnia dostarczenia wraz z listem od matki. Mógł tego na co dzień nie okazywać i nie wspominać nawet słowem, ale rodowa błyskotka była jak nieustająca gwarancja, że utracony element układanki odnalazł się i już miał więcej nie zniknąć. A przynajmniej Ben chciał w to wierzyć. Słysząc szczęk klamki i dźwięk otwieranych drzwi, Krukon uniósł wzrok, mimowolnie uśmiechając się lekko. - Na zdrowie – rzucił w ramach powitania, kiedy Claire kichnęła od nadmiaru kurzu zebranego dosłownie wszędzie. Wybrał to pomieszczenie głównie dlatego, że nikt nie powinien przypadkiem do niego wejść i zakłócić trwającej lekcji. - Masz dobry nastrój – zauważył, przekrzywiając nieco głowę oraz przestając bawić się różdżką. W jasnych oczach Puchonki wyraźnie czaiło się oczekiwanie, kroki stawiała lekko i swobodnie. Z cichym, niesłyszalnym westchnięciem odepchnął się od wieka, stając na nogi i podchodząc te kilka kroków bliżej do dziewczyny. - A ja muszę być dla ciebie paskudny – stwierdził niechętnie, krzywiąc się trochę, zaraz jednak potarł policzek dłonią, jakby chciał zetrzeć z twarzy wszelkie oznaki grymasu. - Ale to za chwilę. Wiem, że ćwiczyłaś, pokaż, co ci na razie wychodzi – poprosił, robiąc to bardziej dlatego, by przedłużyć moment przed wyjawieniem pannie Annesley, co miało być jej dzisiejszym zadaniem. Jak na zawołanie stara skrzynia zadygotała, obijając się okuciami o podłogę i wznosząc w powietrze obłoczki kurzu.
/przed napisaniem posta kulnij k6 na stopień udania zaklęcia: 1 – nic się nie zadziało 2-3 – z końca różdżki wydobyły się błyszczące smugi, które na chwilę zawisły w powietrzu jak miniaturowa zorza polarna 4-6 – zaklęcie ukształtowało się w zbitą, srebrną masę nie szerszą niż klatka piersiowa Bena
Claire Annesley
Temat: Re: boisz się ciemności? Pon 04 Lip 2016, 16:57
Odkąd lekcje z Benem przestały wyglądać jak ta pierwsza - ta, której wspomnienie wciąż kuło lekko, choć przecież już nie powinno, nie miało powodu - kolejnych zajęć Klara rzeczywiście wyczekiwała z uśmiechem rosnącym odwrotnie proporcjonalnie do czasu dzielącego ją od danego spotkania. Annesley lubiła się rozwijać, kształcić, dowiadywać nowych rzeczy - a jeśli przy tym miała dodatkowy pretekst, by przesiadywać z Benem w jednym z tych cichych kątów gwarnego na co dzień Hogwartu, to naprawdę nie potrzebowała już do szczęścia niczego więcej. Mimo tego jej entuzjazm nie był tak zaraźliwy, jak sądziła. Chłopaka ewidentnie coś trapiło, coś, co oparło się jej radości. Co to było? Nawet, jeśli w główce zapaliła się jej pierwsza, ostrożna alarmowa lampka, Irlandka zignorowała ją perfekcyjnie, nie dając się uwieść myślom mogącym szybko zatroskanie Wattsa wyjaśnić. Może po prostu nie chciała wiedzieć, może chciała jeszcze trochę pobyć sobie w stanie błogiej nieświadomości? - Paskudny? - Na oświadczenie Szkota zmarszczyła tylko brwi delikatnie, w żaden sposób jednak tematu nie drążąc. Wciąż uśmiechała się lekko, a gdy tylko Ben znalazł się w zasięgu jej drobnych dłoni objęła go w pasie i, stając na palcach, cmoknęła w kącik ust. Bo jak to tak bez powitania? - Ty nigdy nie jesteś dla mnie paskudny - stwierdziła z rozbrajającą ufnością, by dopiero po chwili wzruszyć ramionami i uśmiechnąć się nieco szerzej. - A nawet jeśli czasem bywasz... - Na polecenie - bo w tej sytuacji dokładnie tak należało to odbierać, nie jako prośbę, a właśnie polecenie - Bena cofnęła się posłusznie i wyciągnęła różdżkę, jeszcze przez moment wstrzymując się z rzuceniem zaklęcia. - ...to i tak nic takiego. Czasem zresztą na to zasługuję - zaśmiała się krótko i zrobiła jeszcze jeden krok w tył, dopiero wtedy uznając, że może wreszcie wskoczyć w rolę uczennicy. - Expecto patronum. - Zmuszając się do oderwania spojrzenia od swego lubego, smagnęła powietrze dębowym, magicznym patykiem, powołując do życia pojedyncze, srebrzyste smugi. Nie był to może efekt imponujący, szczególnie w porównaniu do nieco bardziej konkretnych form, jakie udawało jej się już czasem stworzyć, tym niemniej i tak najważniejsze było to, że cokolwiek się zadziało... I że nie wymagało większych starań. Szczerze mówiąc teraz, po tych wszystkich perypetiach zakończonych uzyskaniem wszystkich możliwych praw do rosłego Szkota, wszystko stało się nagle łatwiejsze. Nic już nie sprawiało wrażenia zadania niewykonalnego - ot, mogło być trudniejsze, ale wciąż w jej zasięgu. Tak samo w zasięgu, jak skrzynia, która dość dobitnie przypomniała o swej obecności. I choć Klara nie wykazywała dotąd jakiegoś większego zainteresowania tym elementem - po prostu uznała pudło za stały fragment wystroju ponurej klasy - tak teraz nie mogła ku niej nie zerknąć. Jakkolwiek zdarzały się żyjące kufry, w tym momencie żyło raczej coś w kufrze. I choć Irlandka znała rozwiązanie tej zagadki, choć odpowiedź poczynała sobie coraz śmielej, wypełzając z kąta, do którego zepchnęła ją Puchonka, to dziewczyna nie ugryzła się w język i nie powstrzymała prostego, niefortunnego pytania. - Co to jest?
Ostatnio zmieniony przez Claire Annesley dnia Pon 04 Lip 2016, 17:53, w całości zmieniany 1 raz
Huncwot
Temat: Re: boisz się ciemności? Pon 04 Lip 2016, 16:57
The member 'Claire Annesley' has done the following action : Dices roll
'6-ścienna' :
Ben Watts
Temat: Re: boisz się ciemności? Pon 04 Lip 2016, 21:14
Entuzjazm i dobre nastawienie Claire miały to do siebie, że były zaraźliwe. Jakby nosiła w sobie miniaturowe słoneczko ogrzewające każdego, kto znajdzie się odpowiednio blisko – przy niej pewne rzeczy wydawały się po prostu łatwiejsze. Przynajmniej te, które nie zakładały psucia Puchonce humoru i popychania ku emocjonalnemu ekstremum. Ben odnosił właśnie wrażenie, że nie przygotował się odpowiednio do tych zajęć, gdzie był koc, czekolada? Ale z niego kretyn. A może po prostu za bardzo się przejmował, nie doceniając tego, jak silna naprawdę była Annesley? Tak czy inaczej, obdarzony krótkim buziakiem musiał uśmiechnąć się chociaż odrobinę, częścią siebie żałując, że nie mogli po prostu zająć się całowaniem i zapomnieć o skrzyni, którą wynegocjował od Zolnerowicha. Gdyby się odpowiednio postarał, pewnie dałby radę odwrócić uwagę Claire, ale byłoby to wobec niej bardzo nie fair. Tak źle, tak niedobrze... Odetchnął tylko głębiej, kręcąc przecząco głową, gdy dziewczyna zaparła się jakoby należała się jej część nieprzyjemnego zachowania Wattsa, ale nie skomentował tego dalej. Klarze Annesley nie należały się żadne złe rzeczy, koniec i kropka, nikt mu tego nie wyperswaduje. W tej sytuacji musiał jednak odrzucić sentyment, bo przecież obiecał, że nauczy ją zaklęcia patronusa, a tego się zwyczajnie nie dało zrobić, nie stosując czasem nieprzyjemnych środków. No i Ben należał do tej grupy osób, które nie łamały danego słowa, nawet jeśli było to dla niego niewygodne. Zresztą... Przecież chciał zobaczyć, jak Claire spełnia swoje ambicje, stając się lepszą i sprawniejszą od większości hogwardzkiej braci, jak wznosi się wyżej niż z początku zakładała – Krukon chciał jej w tym pomóc, jeśli tylko mógł, pławiąc się w dumie z osiągnięć swojej kobiety. Prostując się odruchowo, gdy dziewczyna wyciągnęła różdżkę, obserwował lekkie zmarszczenie noska i ruch nadgarstka, słuchał poprawności inkantacji. Powołane do życia błyszczące nici zaklęcia może nie wyglądały idealnie, ale na tym etapie już mocno stabilnie, jakby niewiele im brakowało do osiągnięcia bardziej złożonej formy. Przyłapał ją na ćwiczeniach tylko raz, ciekawe ile jeszcze czasu poświęciła temu czarowi, kiedy nie patrzył? Kiwnął głową z lekkim uśmiechem, kiedy napotkał spojrzenie Klary, zaraz jednak zwracając je ku drgającej skrzyni stanowiącej gwóźdź dzisiejszego programu. - Bogin – odparł krótko, dając dziewczynie chwilę na zrozumienie z czym wiązała się obecność tego stwora i jak zapewne miała wyglądać dalsza część tej lekcji. - Dementorzy przywołują najgorsze wspomnienia ofiary, bogin stanowi najprostszy sposób, żeby to ćwiczyć, nie uciekając się do czarnej magii czy eliksirów. Hall zrobił nam to samo, kiedy prowadził grupę – dodał, kreśląc końcem różdżki małe kółka. Odruch. - Będę tu cały czas, ale muszę stanąć za tobą, żeby się mną nie sugerował – jak na potwierdzenie swoich słów zrobił dokładnie dwa kroki w tył, pozostawiając Claire najbliżej trzęsącej się coraz gwałtowniej skrzyni. - Wywołam zimno, a potem go wypuszczę. Bardziej się nie zbliżymy do zasymulowania dementora, to jest dokładnie to, do czego byłoby ci potrzebne zaklęcie patronusa. Unosząc różdżkę, Ben wymamrotał zaklęcie, w jednej chwili wywołując w ciele Puchonki uczucie chłodu podobnego temu, co odczuwałaby wychodząc na dziedziniec bez szaty lub płaszcza zarzuconego na ramiona. Z czasem miało być tylko gorzej i trudniej. - Dasz radę – rzucił tylko, zanim wieko wreszcie odskoczyło, podnosząc w powietrze kłąb kurzu. Przez chwilę nic się nie działo, zupełnie jakby skrzynia była zupełnie pusta, a poruszała się pod wpływem jakiegoś wyjątkowo wrednego zaklęcia. Gdy wydawać się mogło, że już nic się nie zadzieje, nad okutą krawędź nagle podniosła się mała, dziecięca rączka, w której brakowało kciuka i palca wskazującego. Były ucięte, odgryzione? Powoli, jakby czas przestał działać wedle zwykłych zasad, z kufra wygramoliła się mała Maire. W letniej sukience w żółte kwiatki, potargana i skąpana we krwi, która wciąż lała się na jej drobne ciałko z poderżniętego gardła. Kiedy przewróciła się niezgrabnie na podłogę i podniosła chwiejnie główkę, można było zauważyć brak jednego oka.
/kostki k6 na powodzenie zaklęcia: 1-2 – nic się nie zadziało 3-4 – z końca różdżki wydobyły się błyszczące smugi, które na chwilę zawisły w powietrzu jak miniaturowa zorza polarna 5-6 – zaklęcie ukształtowało się w zbitą, srebrną masę nie szerszą niż klatka piersiowa Bena
Claire Annesley
Temat: Re: boisz się ciemności? Pon 04 Lip 2016, 21:34
Bogin. Gdy nie dało się już dłużej zwlekać i udawać, że żadne z nich nie ma pojęcia, co żyje w skrzyni i dlaczego tu jest, Klara powoli opuściła uzbrojoną w różdżkę rękę i wbiła w dygoczący kufer nieustępliwe spojrzenie. Bogin. Wiedziała, co to jest i czym się charakteryzuje. Wiedziała, dlaczego jest tak doskonałym elementem wykorzystywanym do ćwiczeń zaklęcia patronusa - doskonale oddaje lęki, obezwładnia człowieka tym, czego dany osobnik najbardziej się boi i jakkolwiek robi to w sposób zupełnie inny, niż dementorzy, jest przecież nie mniej skuteczny. Zetknięcie się z boginem to podobno jedno z najgorszych doświadczeń, któremu sama Annesley nie życzyłaby najpewniej nawet swojemu największemu wrogowi. Wiedziała to wszystko - ale aż dotąd tylko z książek. Słowa Bena przepłynęły gdzieś obok. Usłyszała je, chyba nawet pokiwała głową, że rozumie - przy czym nie zrobiła tego w pełni świadomie. Mięśnie zaciśniętej teraz kurczowo na różdżce dłoni - podobnie zresztą jak wszystkie inne w drobnym ciele Irlandki - zaczęły drżeć jeszcze przed rzuceniem zaklęcia przez Bena, potem przybierając tylko odrobinę na sile i nabierając regularności typowej dla pierwszych, nieśmiałych jeszcze skurczy mających rozgrzać marznący organizm. A potem, gdy Watts ostatecznie wycofał się, gdy w pewien sposób pozostawił ją sam na sam ze skrzynią, której wieko poderwało się i odskoczyło z hukiem, potem... Nie potrafiła sobie wytłumaczyć, że to nie jest prawdziwe. Nie potrafiła ze spokojem wskazać, że owszem, postać jest bardzo podobna do jej siostry, ale nadal pozostaje tylko sprytną formą przybraną przez magicznego stwora. Zduszony okrzyk, który wydarł się jej w reakcji na widok zmasakrowanego ciałka Maire był aż nadto wyraźnym świadectwem, że serce dało się oszukać. Podobnie też krok w tył, jeden, drugi, trzeci - Claire w jednej chwili chciała dopaść obrazu skrajnego nieszczęścia, jaki miała przed sobą, w kolejnej jednak poddała się, tym samym przegrywając walkę z przerażeniem, z lękiem, że to... że Maire... Wyobraźnia galopowała, nie podporządkowując się żadnemu racjonalnemu wyjaśnieniu. Sarnie oczy Puchonki, teraz otwarte szeroko, pełne nieskrywanego strachu, wpatrywały się w tę scenę rozpaczy, w małą dziewczynkę, którą przecież jeszcze niedawno trzymała w ramionach, którą przytulała i którą chyba niesłusznie za coś zganiła, nie przepraszając potem. Wyrzuty sumienia nadeszły kaskadą, splatając się w jeden wielki, bolesny mętlik, z którego nie umiała sama wybrnąć. A jednak rzuciła zaklęcie. Gdzieś zza pleców dobiegł ją głos, ten znajomy, kojący głos. Może odrobinę oschły - a może również przepełniony bólem? Klara nie odróżniłaby tego teraz, choćby nawet bardzo chciała - może odległy i zbyt poważny, ale znajomy. Nie potrafiłaby powtórzyć, co dokładnie powiedział Ben, ale chodziło o zaklęcie. O to, że musi je rzucić. Że przecież po to ten bogin - bogin, nie Maire - po to, żeby mogła ćwiczyć patronusa. Po nic innego. Głos. Głos, który wskazywał jej ścieżkę i kontrował obraz siostrzyczki falą szczęśliwych wspomnień, tych dawnych i tych sprzed zaledwie kilku godzin. - E-expecto patronum! - Uniesiona z trudem dłoń zaskakująco płynnie wykonała wymagany przy zaklęciu gest. Głos Irlandki drżał podobnie jak jej mięśnie, artykulacja pozostawała więc wiele do życzenia, tym niemniej... Coś, co początkowo było tylko srebrzystymi smugami ulatującymi z końca dębowej różdżki, w jednej chwili zakotłowało się i zlepiło w formę wznoszącej się między Puchonką a boginem kuli.
Ostatnio zmieniony przez Claire Annesley dnia Wto 05 Lip 2016, 16:37, w całości zmieniany 1 raz
Huncwot
Temat: Re: boisz się ciemności? Pon 04 Lip 2016, 21:34
The member 'Claire Annesley' has done the following action : Dices roll