Wspomnienie opisujące wiekopomne wydarzenie jakim było przyjęcie Erica Henleya do drużyny Gryfonów oraz owych wiekopomnych wydarzeń następstwa.
Osoby: Tanja Everett i Eric Henley
Czas: Październik '77
Miejsce: Stadion-Błonia Hogwartu
Tanja Everett
Temat: Re: Gryffindor! Nie 22 Maj 2016, 15:52
Po dramatycznych przeżyciach z wakacji i artykule w Proroku, Tanja starała się wrócić do normalnego życia. Oparzenia już się zagoiły, zostawiając paskudne blizny, ale regularne treningi pozwalały jej wrócić do formy. Dodatkowo każda godzina ćwiczeń odciągała ją od niewygodnych pytań i spojrzeń, jakie posyłali w jej stronę wszyscy znajomi w szkole. Nie oczekiwała żadnej litości ani współczucia, w pełni rozumiejąc, czemu parę lat temu zadecydowała, że będzie milczeć na temat swojej rodziny. Rodziny... jak to słowo wydawało jej się obce. Musiała się pogodzić z faktem, że została sama i sama musi sobie radzić. Z radością przyjęła fakt, że kapitan chce całą drużynę na casting. Byli potrzebni do współpracy z kandydatami. Ten, który najlepiej będzie dogadywał się z resztą drużyny miał największe szanse na zostanie nowym ścigającym. Po wielogodzinnych testach, najlepszy okazał się Eric Henley. Tanja znała go dość dobrze, gdyż byli na jednym roku. Widywali się często w pokoju wspólnym i na lekcjach. Dziewczyna nie miała z nim większego kontaktu, ale zauważyła, że bywa niezwykle irytujący, kiedy tylko otworzy usta na więcej niż parę sekund. Denerwował ją i nie raz nabijała się z jego wywodów. Teraz - o dziwo - dobrze dogadywała się z nim w czasie gry. Może dlatego, że się nie odzywał? Potter pożegnał się z kandydatami, cała drużyna z nowym nabytkiem wylądowała na murawie. Tanja otrzepała szatę z liści. Październik był dość wietrzny. -Kto by pomyślał... gratulacje. Jak trochę potrenujesz to będziesz całkiem niezły. -poklepała chłopaka po ramieniu, uśmiechając się przy tym ironicznie.
Eric Henley
Temat: Re: Gryffindor! Nie 22 Maj 2016, 20:35
Słowa wypowiedziane przez Pottera sprawiły, że wszechświat na chwilę zatrzymał się w miejscu. Tak dosłownie, po prostu przestał się poruszać, i to calutki, nie jakaś tam niewielka część wokół adresata krótkiego stwierdzenia. Zupełnie jakby kapitan drużyny Gryffndoru sprawił, że Wszechrzecz szykująca się do ugryzienia przepysznej, starannie przygotowywanej przez dobre dziesięć minut kanapki wypełnionej bekonem, serem i świeżutkimi warzywami zatrzymała dłoń dzierżącą przekąskę w pół drogi do ust i zaczęła z niedowierzaniem wlepiać spojrzenie w wydarzenia odgrywające się na boisku Hogwartu. Gapiło się wszystko, zzieleniała ze zdziwienia murawa, obręcze, dziwnie spokojne tłuczki i znicz, kafel, miotła, słońce , chmury, wiatr, drzewa, ławki, trybuny, chorągiewki, liście, sznurówki, buty i cała, calutka reszta na czele z pozostałą częścią drużyny i samym Ericem Henley’em, który to był wspomnianym już wcześniej owych słów adresatem. Cóż takiego powiedział Potter? Nawiązując do faktu, że męscy członkowie tego rodu, a przynajmniej Ci zielonoocy, posiadają niezwykłą tendencję do przemów o charakterze – nie bójmy się użyć tego słowa – patetycznym, trzeba przyznać, że James skutecznie wyłamał się z tego utartego schematu, bowiem rzuciwszy okiem na stojących w równiutkim szeregu kandydatów skinął tylko brodą w stronę mugolaka z Leicester i rzucił coś w stylu: „Dobra, wydajesz się być najmniejszą łamagą z tej zgrai, weźmiemy Ciebie…yyy…Hellyy”. I tyle, nic więcej. Zupełnie poważnie. Żadnych instrukcji, czegokolwiek, mało tego, gdyby chcieć oddać w pełni emocje stojące za słowami Pottera, zacytowany powyżej zwrot grzecznościowy nie powinien był zaczynać się wielką literą. Wiedzieć jednak musicie, że dla Erica, któremu z dłoni wypadała właśnie miotła nie miało to najmniejszego znaczenia, chłopak zwyczajnie rozdziawił usta ze zdziwienia i trwał jakby dotknięty zaklęciem petryfikującym a przez głowę przemykały mu miliardy myśli. Komu pierwszemu powinien obwieścić ten fakt? Murph? Ale gdzie ona właściwie teraz jest? Może wysłać sowę? Ale nie swoją, Fiołek wolałaby odwiedzić Val i jego rodziców. Właśnie, może jednak powinien najpierw wysłać list do Mamy i Taty? Ciekawe co powiedzą, może kupią mu miotłę? W końcu miał też swoje oszczędności. Tylko jaką miałby wybrać? Nie miał nawet co marzyć o Nimbusie, ale może jakiś nowiutki Zmiatacz, albo Kometa? Najlepiej 180, to byłoby już coś, bo latanie na tych spróchniałych hogwartowych gałęziach przyprawiało go czasem o napady szaleństwa, kilka razy zdarzyło się już, że prawie spadł z miotły gdy próbował przyśpieszyć albo zanurkować, bo ten stary złom ledwie ruszał się z miejsca, w przeciwieństwie oczywiście do całej reszty Ericowego jestestwa. Joe! Musi powiedzieć Joe, przecież Ona zzielenieje z zazdrości. Już nie mógł doczekać się chwili gdy wejdzie w stroju do wielkiej Sali i przyciągnie spojrzenia wszystkich, nawet tych ładnych dziewczyn olewających go na co dzień. Może teraz spojrzą na niego troszkę łaskawszym okiem, w końcu jest graczem, jest ścigającym drużyny Gryffindoru! Gdyby tak jeszcze zdobyć w tym sezonie puchar! Nie minął ułamek sekundy, a Eric przed oczyma miał już obraz niosącego go na rękach tłumu. Gdyby tak zdobył zwycięski punkt! Musi się pokazać z jak najlepszej strony, wtedy wszyscy na pewno go docenią! -Co?- zapytał wyrwany z zadumy szesnastolatek, bowiem ktoś właśnie klepnął go w ramię, prawdopodobnie w celu pogratulowania mu niesamowitej gry – Ahh, dzięki, dzięki, jasne, wiem, że byłem najlepszy, trenowałem całe lato u mojej Cioci w..eee…Irlandii, bo wiesz, u mnie w Leicester to raczej by nie wypaliło, za dużo mugoli i w ogóle, ale…yyy…wiadomo, to też zasługa dobrej drużyny…eee…dobrze mi się z wami współpracowało… - odpowiedział instynktownie po czym, choć zajęło mu to więcej niż jedną chwilę, zdał sobie sprawę z faktu z kim przyszło mu rozmawiać i cóż ten ktoś właśnie powiedział. Tanja. Tanja Everett, irytująca koleżanka z roku, którą czy tego chciał czy nie, czasem - choć niezbyt często - lubił. Na słowa dziewczyny dzięki którym wrócił niejako do rzeczywistości a wszechświat nareszcie dobrał się do swojej kanapki, zareagował znudzoną miną. -Bardzo zabawne – powiedział Eric nie odwracając wzroku od Gryfonki – Dostałbym się wcześniej do drużyny, ale nie jestem ładną dziewczyną – dodał złośliwie, licząc, że brunetka zrozumie aluzję, ale prawdopodobnie nie zdawał sobie zupełnie sprawy z tego, że właśnie przed chwileczką z jego ust wyszedł poniekąd najprawdziwszy komplement.
Tanja Everett
Temat: Re: Gryffindor! Nie 22 Maj 2016, 23:16
Gdybym Tanja miała się cofnąć do momentu, gdy sama została wybrana do drużyny, zapewne w pełni zrozumiałaby stan w jakim znajdował się teraz Eric. Został wybrany jako najlepszy z najgorszych. Nie objawiał jakiegoś wybitnego talentu, ale miał to coś co należało tylko odpowiednio doszlifować, aby uzyskać prawdziwy diament. W gruncie rzeczy Tanja z nim najlepiej podłapała współpracę. Dobrze odbierał jej podania i prawie zawsze dobrze je oddawał. Jego szok, niedowierzanie oraz szczęście były całkowicie na miejscu, gdyż dostał swoją szansę. Jeszcze chwilę temu był nikim. Panna Everett zdobyła swoją szansę jakiś czas temu i też nie była wybitnie uzdolniona w tym temacie. Dopiero ciężkie treningi z drużyną pozwoliły jej dopracować swój warsztat. Erica czekała taka sama droga. Gryfonka rozprostowała z trzaskiem palce ukryte w skórzanych rękawiczkach. Przyglądała się dość długą chwilę Henley'owi. W sumie ich znajomość zaczęła się już w pociągu. Jakimś cudem udało im się usiąść w parę osób, gdzie znaczna większość trafiła do Gryffindoru. Resa, Eric, Tanja oraz Cassiede nosili dumnie czerwono-złote barwy. I całą trójka należała już do drużyny. Tanja nie powstrzymała się od śmiechu, gdy dojrzała opadnięcie szczęki Erica. Wyglądało na to, że wcale nie wierzył w swoje zwycięstwo w castingu. Dziewczyna zarzuciła miotłę na ramię. Koniec końców bywały momenty, kiedy Eric był znośny na tyle, aby zamienić z nim parę słów. Ironia jednak była wskazana. Zaraz po poklepaniu go po plecach z ust Gryfona wyleciał potok słów, na który Tanja szeroko rozwarła powieki. Zachichotała i zaczęła udawać, że jej ręka to usta i energicznie nimi ruszała. Dopiero, gdy Eric podniósł wzrok zaprzestała tego procederu. -Nie przerywaj sobie, jeszcze chwila i zdradzisz mi rozmiar swojej koszulki, co mogłoby mnie nawet zainteresować. Jak kiedyś znajdę w pokoju wspólnym to ją rozpoznam. -wyszczerzyła się ironicznie do chłopaka, widząc jego zmieszanie. Tanja postawiła miotłę i skrzyżowała ręce na piersi, unosząc przy tym jedną z brwi nieco wyżej od drugiej. Komplement użyty w tym zdaniu jakoś ją obszedł jak zeszłoroczny śnieg. -Kwestionujesz moje zdolności mówiąc, że James wybrał mnie tylko dlatego, że jestem ładna? -zapytała, wyczuwając w tym wyzwanie. -Może chcesz się o tym przekonać? -rzuciła butnie.
Eric Henley
Temat: Re: Gryffindor! Pon 18 Lip 2016, 19:38
-Ale co? Jaka koszulka? Po co Ci moja koszulka? – zapytał zdezorientowany Eric na wzmiankę o znajdowaniu i dotykaniu przez dziewczynę jego przecież tak intymnej części garderoby. Na ułamek sekundy nawet się zarumienił, bowiem pomijając fakt, że Tanja dość często wkurzała go naprawdę niemiłosiernie, to koniec końców była całkiem ładną dziewczyną, a jak wiemy, ładne dziewczyny plus nasz pełen temperamentu amant Enrico Henley to zwiastun serii niezręcznych sytuacji. Całe szczęście jednak wspomniany ułamek sekundy trwał w istocie jedynie ułamek sekundy, a zaraz po jego upłynięciu rozemocjonowany Gryfon niczym słynny mugolski detektyw w którego przygodach zaczytywał się jako dziecko rozszyfrował kpiący ton dziewczyny, nie wspominając nawet o jej gestach. Doskonale znał tę jej niby mówiącą dłoń, uwielbiała go w ten sposób przedrzeźniać a przy tym prawdopodobnie uważała się za niezwykle zabawną i oryginalną, ale On wcale nie miał zamiaru dać za wygraną, dlatego nie zaprzestał słowotoku a jedynie zmienił pozycję krzyżując ramiona na piersiach. -Nie wiem w jakich kręgach czarodziejskich się obracasz Tan, ale Ja nie mam w zwyczaju rozrzucać swoich ubrań po całym pokoju wspólnym, więc życzę powodzenia w szukaniu…chociaż wiesz, jeśli masz ochotę uprać mi ciuchy wystarczyło powiedzieć – odparł złośliwie unosząc się na najwyższe wyżyny dowcipu. -Ty to powiedziałaś – odezwał się wzruszywszy przy tym ramionami Eric w reakcji na odpowiedź koleżanki, ale już po chwili zaczęło go gryźć sumienie, ponieważ doskonale wiedział, że Tanja jest w ścisłej czołówce szkolnych ścigających, a to co przed chwilą powiedział miało być po prostu próbą odpłacenia jej pięknym za nadobne. Chciał się nawet wycofać i przeprosić ją za te słowa, ale postanowił tego nie robić. Postanowił brnąć w tę sprzeczkę tak długo aż oboje uznają ją za żart kumpli z boiska, bo tak to wszystko się przecież skończy, prawda? -A jedyna rzecz której nie kwestionuję to gust Pottera – rzekł szesnastolatek pewnym tonem – Tylko wiesz, obawiam się, że muszę Cię zmartwić, słyszałem, że ostatecznie On woli rude, więc chyba nie masz co liczyć na zaproszenie na bal w noc duchów – dodał przywołując na twarz najsmutniejszą minę jaką tylko był w stanie, udając, że naprawdę jest mu przykro. Nie trwało to jednak zbyt długo, bowiem umiejętność dedukcji chłopaka znów dała o sobie znać, a On sam zmarszczył brwi gdy zdał sobie sprawę z faktu, że Murph jest przecież ruda i, że On sam przecież też nie ma jeszcze partnerki na bal. Obiecał sobie, że trzeba będzie coś z tym zrobić, jednak teraz nie było na to czasu, ponieważ do jego uszu dotarło właśnie brzmiące nadzwyczaj dźwięcznie zdanie. -Choćby tu i teraz- odrzekł butnym tonem na butny ton Tanjii – Co proponujesz? – zapytał prawdopodobnie zapomniawszy zupełnie o niedawnym wypadku podczas nielegalnych wyścigów z Joe Dunbar.