RÓŻDŻKA: sztywna, czarny bez, kieł widłowęża BOGIN: śmierć jego samego, jak i jego bliskich AIN EINGARP: on sam szczęśliwy z kobietą swojego życia, znany i ceniony jako potężny czarodziej DODATKOWE ZDOLNOŚCI: czarna magia, teleportacja WYKORZYSTANY WIZERUNEK: -
Wygląd
„Bo kiedy zbyt długo patrzysz w otchłań, ona również zaczyna patrzeć w ciebie.”
Pod osłoną nocy wszystko wydaje się być jeszcze bardziej przerażające, niż jest naprawdę, a wędrówka po ciemnym, zakazanym lesie, pełnym zagadkowych i niebezpiecznych zaułków dla wielu okazuje się być najgorszym koszmarem. Czy wyobrażasz sobie tę przeszywającą na wskroś ciszę, która sprawia, że drga każdy, najmniejszy nawet fragment twojego ciała? Ten strach, który przyprawia twoje serce o mocniejsze i szybsze bicie dokładnie w tym momencie, kiedy słyszysz za swoimi plecami trzask gałęzi… W ułamku sekund wyliczasz odległość tego dźwięku i wiesz, że coś potwornego zbliża się do ciebie w niewiadomym celu, choć przyzwyczajony do okrucieństw magicznego świata, nierozpieszczany przez życie, spodziewasz się najgorszego. Zdajesz sobie sprawę z tego, że zaraz cię dopadnie. Powinieneś się wtedy modlić o to, by było to jedynie któreś z tych magicznych stworzeń, które opisują w książkach jako groźne gatunki. To i tak najlepsze, na co mogłeś trafić. Bo czy mogłeś spotkać kogoś gorszego od żądnego krwi czarodzieja, który znalazł wspólny element z najsprytniejszymi i jednymi z najbardziej brutalnych stworzeń tego świata? Z wężami, z Salazarem. Ludzie powiadają, że każdy, nawet z pozoru nieważny szczegół w zewnętrznym wizerunku człowieka ma niepowtarzalne znaczenie i pozwala powiedzieć wiele o jego posiadaczu. Oczywiście, to prawda, jednak za ogólnym wrażeniem przemawiają także okoliczności. I tak oto, młody, bo przecież nastoletni Ślizgon, który na co dzień wygląda zupełnie tak, jak inni jego rówieśnicy, całkowicie inaczej prezentuje się w zakapturzonej szacie, którą przywdziewa, gdy zachodzi potrzeba tajnego spotkania w Zakazanym Lesie. Wtedy znany wszystkim ze szkoły rozgadany i towarzyski uczeń Hogwartu przeradza się w kogoś, kto z pewnością odstraszyłby swym wyglądem tych bardziej płochliwych osobników. Śmierciożercę.
„Jeżeli pod ciemnym kapturem dostrzeżesz na twarzy bliznę, uciekaj.”
Powróćmy jednak do rzeczywistości, przenosząc się na zawiłe, chociaż stosunkowo bezpieczne korytarze londyńskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Jednym z uczniów, którego nader często można na nich spotkać jest z pewnością Franz Krueger. Chłopak włóczy się bez celu od ściany do ściany, wraz ze swoimi przyjaciółmi z Domu Węża, z którymi zresztą dzieli bardzo podobny los. Wszyscy to wybrańcy tego, którego wielu czarodziejów imię boi się nawet wymówić. Niemiec idzie zazwyczaj na przedzie, ciągnąc za sobą całą watahę tych, którzy pragną być właśnie tacy, jak on. Nic dziwnego, bo sam wygląd chłopaka pozwala przypuszczać, że to właśnie on winien iść jako pierwszy w szeregu. Całkiem wysoki, bo liczący sobie około stu osiemdziesięciu dwóch centymetrów wzrostu, ciemnowłosy i czarnooki chłopak, wyróżnia się wśród innych w szczególności swoją dumną postawą, jak i bliznami, których na jego twarzy pojawia się coraz więcej. Franz traktuje je niczym odznaczenia, a każdy wygrany pojedynek napawa go jeszcze większą dozą władczego zachowania. Zapytacie, dlaczego nikt nie próbuje go zepchnąć z wygodnego stołka? Każdy w szkole wie, że Ślizgon niemieckiego pochodzenia ma mocne plecy, i dosłownie, i w przenośni. Jeżeli chodzi o pierwsze znaczenie tego zwrotu, nastolatek spędza wiele czasu zarówno na ćwiczeniach siłowych, kondycyjnych, jak i doskonaleniu swoich czarodziejskich umiejętności. Zarówno jego pięść, jak i różdżka nie mają sobie wielu mocnych, mimo tego, iż Krueger wiecznie narzeka na swoją faktycznie umięśnioną, ale jego zdaniem nadal zbyt szczupłą i drobną posturę. Jeśli zaś mowa o przenośnym znaczeniu mocnych pleców – Franz zadaje się z największymi „szychami” w Hogwarcie oraz sam jest jedną z nich, a rozchodzi się tu, rzecz jasna, o dzieci najważniejszych dla Voldemorta śmierciożerców.
Charakter
„Poczuj w sobie siłę i rób tak, żeby zabić.”
Podobno największą rolę w kształtowaniu charakteru dziecka mają jego rodzice oraz znajomi, i jeśli wierzyć tym słowom, Krueger jest wspaniałym przykładem, który prawdziwość ich potwierdza. Od małego wychowywany był w sposób, który większość dobrych rodziców uznałoby z pewnością za karygodny. Ojciec zawsze wpajał mu czystą nienawiść do osób mieszanej krwi, a już przede wszystkim do szlam. Za każdym razem podkreślał również jego wyższość jako tego ze szlachetnego rodu, który ma przed sobą wielką misję ratowania świata. Chłopak niewiele jeszcze wtedy z tego rozumiał, ale chłonął wszystkie mądrości rodzicielskie jak gąbka. Heinreichowi szybko udało się wyzwolić w synu zło, które przez wielu określane jest jako ukryta siła w człowieku. Tkwi w każdym bez wyjątku, wystarczy wprawić w ruch mechanizm, by zamienić człowieka w maszynę do zabijania. Franz nie był jednak marnym żołnierzem, ani tanim mięsem armatnim, by całkowicie wyzuć go z tej twardej osobowości i upartego charakteru, który z czasem wyrobił sobie najpewniej jako wyraz buntu. Faza ta pojawiała się u każdego, u Kruegera wystarczająco wcześnie, by uratować jego samodzielne myślenie – a przynajmniej sam Ślizgon tak twierdził. W rzeczywistości nie dostrzegał tego, że zarówno rodzina, jak i inne dzieci śmierciożerców, cały ten ciemny światek, manipuluje nim, a on sam stał się marionetką w rękach Voldemorta, jak zresztą każdy śmierciożerca. Pytanie brzmi: czy Franz będzie kiedykolwiek w stanie wyzwolić się od tych demonów, które opętały jego ciało i duszę? Niezależnie jednak od tego, na jakim froncie chłopak skoncentruje swoje siły, z pewnością nie będzie bezużytecznym dzieciakiem. Od zawsze był bowiem perfekcjonistą, a wszystko, czego się podejmował, musiał dociągnąć do samego końca, a ponadto cechował się niebywałą dokładnością i nigdy niczego nie pomijał. Charakteryzowało go to chłodne, obojętne i zdystansowane podejście do wszystkiego. Nawet w najcięższych chwilach swojego życia, w sytuacjach zagrożenia, potrafił zachować zimną krew i podjąć odpowiednią decyzję. Zapewne też właśnie z tego względu, iż na wszystko musiał patrzeć z dystansu, nabawił się tego nieprzyjemnego dla większości społeczeństwa charakterku i mowy pełnej sarkazmu i cynizmu. „Normalnie” rozmawiał tylko ze „swoimi”. Wszystkich innych traktował jak potencjalnych wrogów. Nikomu też nie był w stanie całkowicie zaufać. Przynajmniej stał się samodzielny, chociaż to sprawiło, że niekiedy przejawiał się jego egocentryzm, skupienie na własnej osobie.
”Nigdy nie będę dla ciebie oparciem.”
Każdy człowiek ma jednak dwie twarze. Krueger - wierny i lojalny wobec przyjaciół, bezlitosny i pozbawiony głosy sumienia wobec swoich wrogów. Chłopak stara się nie przywiązywać do ludzi, bo wie, że to ciągnie za sobą wiele negatywnych odczuć i emocji. Ponadto, przywiązanie do kogokolwiek czy czegokolwiek zawsze jest pewną formą słabości, których człowiek, wedle zdania członka niemieckiego rodu, powinien się skutecznie wyzbywać. Może właśnie to założenie sprawia, że Franz nigdy nie jest do końca sobą, gra kogoś mniej uczuciowego, niż jest naprawdę, jest wspaniałym aktorem. Ludzie często uważają go z tych względów za chłodnego, niedostępnego i patrzącego na wszystkich i wszystko z góry, co nie zawsze jest zgodne z rzeczywistością. Każdy człowiek bowiem jest tak skonstruowany, że nie może żyć samotnie. Każdy musi darzyć kogoś innego silnym uczuciem, niezależnie od tego czy to miłość czy nienawiść. Mówi się nawet, że to uczucie jedno, a tylko dwie jego odmiany. Pewnie i jest w tym trochę prawdy, dwie najsilniejsze, dwie jako siły pociągowe najbardziej motywujące do działania. Nie przywiązywać się do ludzi, wyzbyć się uczuć, emocji i swoich słabości. Nihilizm w czystej postaci. Wielu może pomyśleć, że to słowo oddaje jego osobowość idealnie i że nastolatek pozbawiony jest jakichkolwiek wartości moralnych, ale i to nie jest prawdą. Skomplikowana natura zmusza do głębszego poznania źródła takiego nastawienia do świata, do poznania mechanizmów, które kierują zachowaniem przyszłych śmierciożerców. Tych, którzy oddają swój żywot jeszcze przed śmiercią. Tych, którzy nie mogą kochać i nie mogą być. Tych pozbawionych przyjemnych wspomnień i oddających się w pełni Jemu. Dlatego Krueger prowadzi wewnętrzną walkę, próbując zabić serce, duszę i sumienie. Próbując zabić swą nieszczęśliwą miłość do dziewczyny, która powinna być jego wrogiem. Do swej jedynej, którą zmuszony będzie kiedyś zamordować – zabić swą jedyną iskierkę nadziei w świecie pozbawionym uczuć i patrzeć jak wraz z krwią ulatuje z niej życie.
Historia
„Opowieść o nikim.”
Dnia 14 stycznia, 1977 roku. „Urodziłem się w burzliwą noc w samej stolicy Niemiec. Mimo tego, że byłem od dawna oczekiwanym dzieckiem – dziedzicem rodowego ciężaru – od małego czułem się nikim. Miałem wrażenie, że niewiele brakowało, by nam, przyszłym śmierciożercom, wytatuowano na rękach numery, zupełnie tak jak podczas wojny Żydom w gettach. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że właściwie się nie pomyliłem. Kilka lat później byłem świadkiem tego, jak znak na przedramieniu mojego ojca wręcz płonie. Tata złapał się za rękę tak, jakby ktoś trzymał ją nad płonącym ogniem, a ja nie zdawałem jeszcze sprawy z tego, że to właśnie On go wzywa. Szybko jednak dojrzewałem, a z czasem rozumiałem coraz więcej. Wystarczyło mi, że obserwowałem moich rodziców. Ojca – dumnego sędziego Wizengamotu, który, o dziwo, wyraźnie łaskawszy był dla tych, o których wiedział, że także mają swój „więzienny numer”. Już wtedy byłem pewien, że nigdy się z tego nie wyrwę. Byłem skazany na taki sam los. Czasami wydawało mi się nawet, że moja ręka płonie właśnie wtedy, kiedy „odzywał się” znak ojca. Kiedy miałem pięć lat, przenieśliśmy się z rodzicami do Londynu. Tato miał tam jakieś swoje sprawy. Jak na wojnie. Nie zdziwiłbym się, gdyby przeprowadzał masową eksterminację szlam. Dokładnie, jak na wojnie. Zresztą, od czasu przyjazdu do Londynu w ogóle nie miał dla mnie czasu, zajmowała się mną matka. To ona zresztą, kiedy miałem już te jedenaście lat na karku, wysłała mnie do Hogwartu. Nigdy nie zapomnę tego dnia, gdy założyłem na głowę Tiarę Przydziału. Trudno uwierzyć, ale ta dziwna czapka od razu wyczuła ode mnie tę mroźną aurę. Najprawdopodobniej wiedziała o mnie dużo więcej, niż ja sam mogłem powiedzieć. I mimo tego, iż nie miała żadnych wątpliwości, co do tego, do którego domu mnie przydzielić, słyszałem w jej głosie swego rodzaju niechęć i rozczarowanie. Jakbym był kimś gorszym, chociaż zawsze słyszałem, że Slytherin jest czymś zakrawającym o wyróżnienie. To przecież do domu Salazara trafiali najpotężniejsi czarodzieje. Inna sprawa, że większość z nich obierała później tę drogę, która była przeznaczona również i mi. W pierwszej klasie radziłem sobie dość przeciętnie. Jedynym przedmiotem, w którym wykazywałem się smykałką były eliksiry. Nie miałem jeszcze zielonego pojęcia o tych wszystkich miksturach, a jednak przyrządzałem najlepsze próbki z całej swojej grupy. Byłem jednak za młody, by ktokolwiek dostrzegł moje możliwości. Dopiero na trzecim roku (i tak jako jeden z najmłodszych) trafiłem do Klubu Ślimaka. Wtedy ojciec jakby sobie o mnie przypomniał. Zaczął mi pomagać w nauce. ćwiczył ze mną i uczył mnie nie tylko przyrządzania nowych eliksirów, ale i różnych ciekawych czarów, których nie nauczali w szkole. Wiele z nich służyło tylko po to, by zadać ból. Ja potrafiłem je wykonać prawidłowo jedynie na małych żyjątkach, robakach, pająkach… wiedziałem, że ojciec używa ich przeciwko równym sobie i ze dąży do tego, aby zaszczepić to również i we mnie. W piątej klasie odkryłem coś bardzo dziwnego. Wybrałem się na przechadzkę do Zakazanego Lasu. Razem z moimi znajomymi ze Slytherinu. Pech chciał, że nieco zabłądziliśmy i zboczyliśmy z trasy, którą zwykle obieraliśmy i która do tej pory nie przysporzyła nam żadnych kłopotów. Sam już nie pamiętam jak to się stało. Gonił nas jakiś centaur, z którym podobno nie warto było zadzierać. Wiele słyszeliśmy o tych stworzeniach i o ile jeden może by nas nie wystraszył tak świadomość, że może ich być całe stado sprawiło, że spanikowaliśmy. Kiedy uciekaliśmy, zaplątałem się w jakieś chaszcze i odłączyłem się od reszty. Pamiętam tylko, że nagle jakby ocknąłem się ze snu z wężem, który owijał mi się wokół ramieniu. Instynktownie zrzuciłem go z ramienia i wyciągnąłem różdżkę, wykonując akurat jedno z prostszych zaklęć, ciskając w zwierzę ogniem. Wąż, płonąc, zwijał się z bólu, ale ja nie myślałem o jego cierpieniach. Odczytałem to jako znak od losu, jednak nie wiedziałem jeszcze, że jego znaczenie okaże się zgoła odmienne. Wówczas wydawało mi się, że to potwierdzenie mojego przeznaczenia, wąż jako symbol losu śmierciożercu. Być może jednak powinienem moje wężowe morderstwo odczytywać właśnie jako wyraz przeciwstawienia się tej niechlubnej karierze w szeregach Voldemorta. W szóstej klasie poznałem jedną dziewczynę – nie żadna tam nowa panienka, która miała mi tylko umilić czas. Każdy wiedział przecież, że jestem flirciarzem i nigdzie nie zagrzewam miejsca na dłużej. Może to i głupie, ale rok temu naprawdę się zakochałem. Byłem pewien z kim spędzę resztę życia. Miałem szczęście, bo ona podzielała moje uczucia. Okazało się jednak, że ona i jej rodzina nie podziela naszego systemu wartości. Dowiedziałem się także, że jej matka to mugolka. Wcześniej wcale mnie to nie interesowało. Musiałem coś zrobić, ale nie wiedziałem nawet co. Kochałem ją, nie potrafiłem tak nagle wymazać jej z pamięci i zabić tej miłości. Nie powiedziałem o niej ojcu. Wiem, że skończyłoby się to tragicznie. Po wielu próbach, spotkaniach, mimo ogromnego bólu w sercu, zdecydowałem się zerwać z nią kontakt. Do tej pory tak trudno spojrzeć mi w jej oczy, kiedy przechodzi obok na korytarzu. Myślę wtedy, jak trudno będzie spojrzeć mi w jej oczy, kiedy będę musiał wbić jej nóż w serce… Jestem nieszczęśliwy, ale wiem, że tak być musi. Jeżeli tego nie zrobię, nie będę tym, kim być muszę. Nie będę tym, kim oczekują ode mnie, że będę – „więziennym numerkiem, który nie ma wpływu na swoją przyszłość”."
Zainteresowania i ciekawostki
”Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.”
Czym mógłby się interesować przyszły śmierciożerca, jak nie zajęciami obrony przed czarną magią? Zainteresowanie wielu Ślizgonów tym tematem wykracza jednak poza wyobrażenia większości nauczycieli. Albowiem zwolenników Voldemorta zamiast obrony zdecydowanie bardziej fascynuje atak. Nie od dziś przecież wiadomo, że atak jest najlepszą formą obrony. I choć Krueger zwykle również podchodzi do sprawy w ten sposób, nie zapomina o nauce zaklęć defensywnych, a na lekcjach OPCM przykłada się jak mało który inny uczeń. W końcu ciężka praca zaowocuje kiedyś prawdziwym sukcesem. Zresztą, nigdy nie wiadomo z kim przyjdzie mu się spotkać podczas następnego starcia. Zwykle to on napiera, ale być może któregoś dnia będzie musiał podkulić ogon i zdecydować się na obronę lub na ucieczkę.
„Zasada numer jeden: Poznaj wroga.”
Być może słowo „wróg” zostało tutaj użyte niesłusznie, bo chodzi tu przecież o czarodziejów nieczystej krwi, a nie mugoli… wracając jednak do tematu – Krueger w przeciwieństwie do większości swoich pobratymców z domu węża przejawia wyjątkową fascynację światem mugoli. Ba, uczęszcza nawet na zajęcia mugoloznawstwa. Cóż, jego zdanie na temat mugoli bowiem wcale nie wkracza na pole całkowitej eksterminacji tego gatunku. Wedle opinii Franza świat mugoli i świat magiczny powinny funkcjonować obok siebie, jednak tylko czarodzieje winni mieć możliwości „przenikania” do świata niewtajemniczonych, co tłumaczy oczywiście wyraźną niechęć Niemca do czarodziejów krwi nieczystej. Jeżeli zaś chodzi o samo zainteresowanie mugolskimi wynalazkami, Franz upodobał sobie papierosy, których jednak nie pali nałogowo, a raczej okazyjnie. Poza tym, Ślizgon jest wielce zaaferowany wynalazkiem broni palnej, którą byłby nawet i przedłożył nad swoją różdżkę, gdyby nie to, że ten kawałek drewna w ręku daje jednak możliwość bardziej wyrafinowanych form znęcania się nad żywymi istotami. Chłopak przyznaje jednak, że ludzie niezaznajomieni z magią wcale nie odstają w tworzeniu wymyślnych rodzajów tortur, a także sposobów zamordowania człowieka.
„Wystarczy parę kropli, aby zapomnieć.”
Krueger od zawsze przejawiał ponadprzeciętne zdolności w dziedzinie eliksirów, a ponadto ze względu na swój status szybko trafił również do Klubu Ślimaka, dzięki czemu mógł jeszcze lepiej rozwinąć swój talent. Chłopak potrafi stworzyć jedne z najtrudniejszych do przyrządzenia eliksirów, a także tworzy swoje własne, choć te nie mają jeszcze żadnej użytecznej mocy. A przynajmniej nie dla śmierciożerców. Warto wspomnieć, iż Niemiec w trzeciej klasie wkradł się do sali, w której odbywają się zajęcia z profesorem Slughornem i własnoręcznie, bez niczyjej pomocy, przyrządził eliksir zapomnienia, którego parę kropel dolał następnie do herbaty nauczycielowi od starożytnych run. Zapewnił tym samym wielu uczniom wspaniałą rozrywkę, bo profesor miał problem z przypomnieniem sobie nawet tego, po co właściwie w klasie się znalazł. Ostatecznie lekcji w zamierzonej wcześniej formie nie przeprowadził, a kiedy odzyskał pamięć, udał się do profesora Slughorna, który jakoś odnalazł sprawcę. Franz do tej pory nie ma pojęcia jak został złapany. Miał jednak z tego tytułu niemało kłopotów. Ba, o mało co nie wyleciał ze szkoły. Ze względu na jego młody wiek, brak świadomości czynienia zła i niewielką szkodliwość występku, Dumbledore postanowił na szczęście pozostawić delikwenta w Hogwarcie.
„Adrenalina – jedni jej potrzebują, a inni od niej giną.”
Może nie jest to do końca zainteresowanie, a bardziej zamiłowanie do wszystkiego, co niesie ze sobą jakieś ryzyko. Począwszy od niewinnego pokera, czy to rozbieranego, czy na pieniądze, poprzez pojedynki na pięści lub różdżki, aż do tych starć, które niekiedy grożą śmiercią. Kruegerowi często uderza do głowy młodzieńcza brawura, jednak nie można powiedzieć, że ten jest całkowicie nieroztropny i porywczy. To prawda, że często wdaje się w niepotrzebne bójki i konflikty, ale to tylko dlatego, że uwielbia to uczucie. I wbrew pozorom, zdecydowanie bardziej woli komuś przywalić własnoręcznie w twarz, niż wysługiwać się ku temu jakimś drewnianym patykiem. Bowiem, cóż jest piękniejszego w tym, żeby „dać komuś po mordzie i dostać po mordzie”? To kwintesencja męskości. I istnieje w tym jakaś sadomasochistyczna przyjemność. Nic więc dziwnego, że na twarzy Franza wiecznie pojawiają się jakieś nowe rany, czy też blizny. To niejako trofeum – nawet wtedy, jeśli pojedynek został przez Niemca przegrany, a może właśnie przede wszystkim wtedy. W końcu kontrola bólu i zdolność rzucenia się w przepaść i porzucenia wszystkiego to ta cecha, o którą u młodych adeptów na śmierciożerców wcale niełatwo. Nie każdy przecież nadaje się do tego, by poświęcić całego siebie wyższym celom. Nie każdy potrafi tak dobrze zapanować nad swoim organizmem i nad swoją psychiką.
„Kocham tę ciszę, w której słyszę twój dotyk.”
Kolejne zainteresowanie, które niekoniecznie winno być nazwane „zainteresowaniem” Kruegera, a raczej czymś w rodzaju jego słabości. Nie ma się co oszukiwać, życie tych młodych, którzy zdani są na przyszłą służbę Czarnemu Panu nie jest wcale usłane różami. Osoby, które zdecydują się działać po stronie zła, muszą zrezygnować z wielu przyjemności życia, jak i zobowiązani są do pokonania swojej wrodzonej wrażliwości i słabości. Mają stać się bezdusznymi maszynami do zabijania, a ich życiu przyświecać ma tylko jeden cel. W gruncie rzeczy taki stan jest w pełni niemożliwy do osiągnięcia, bo jednak żaden człowiek nie będzie w stanie całkiem wyzbyć się emocji, uczuć i pewnych reakcji. Każdy musi dać wreszcie upust swoim emocjonalnym pragnieniom, a Franz znajduje ukojenie w ramionach kobiety. Kiedy tylko dopada go jakiś kryzys, kiedy ma ochotę wypić kilka kropel eliksiru śmierci, by następnego dnia nie musieć wstawać z łóżka i dalej prowadzić swego marnego żywota, oddaje się dotykowi delikatnych, dziewczęcych dłoni. Nie musi szukać daleko, jako popularny, przystojny Ślizgon z zamożnej i znanej w całej Londynie rodziny, nie walczy o powodzenie u płci przeciwnej. Dziewczęta same do niego lgną.
„A klawisze fortepianu splamione krwią, muzyka ukojeniem dla duszy i serca.”
Ten chłopak wbrew swojemu mrocznemu charakterowi przyszłego śmierciożercy jest niezwykle wrażliwy na piękno sztuki. Uwielbia zarówno czarodziejski, jak i mugolski teatr. Ponadto muzyka działa na jego serce w sposób kojący. Być może to właśnie dlatego, kiedy Franz nie ma humoru do rozmów, zamyka się w pokoju życzeń ze swoim upragnionym fortepianem lub w salonie pianistki tak słynnym ostatnimi czasy w Hogwarcie. Zamiast słów, woli zagrać to, co czuje. W ten sposób próbuje wyzbyć się wszelkich negatywnych emocji, choć melodie płynące spod jego palców zwykle wzmagają jedynie jego melancholijny nastrój. Gdyby tylko Kruegerowi nie była pisana tak nieszczęśliwa przyszłość, byłby wspaniałym muzykiem. A może to właśnie myśl o tej przyszłości sprawia, że wkłada w grę tak wiele uczucia, a jego dzieła brzmią niezwykle przeraźliwą nutą i mają w sobie coś z jego wnętrza, kawałek jego poranionej duszy. Przenikają na wskroś, mają swój urok, niczym uroda wilowatych. Krueger może poszczycić się także wspaniałym głosem, który z pewnością mógłby wynieść go na piedestał, gdyby chłopak postanowił wybrać drogę kariery i próbować swojego szczęścia w byciu wokalistą. Na razie jednak nikomu nie chwalił się swoimi umiejętnościami. Kto wie, może w jego głowie zdąży się jeszcze urodzić akurat taki pomysł na życie...
Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. Z głębi serca mego, które cierpi katusze.
Ostatnio zmieniony przez Franz Krueger dnia Czw 05 Kwi 2018, 03:15, w całości zmieniany 3 razy
Lily Evans
Temat: Re: Franz Krueger Sro 19 Lut 2014, 22:06
Uff, przeczytałam. Chciałam tylko napomknąć, że to Snape był niedościgniony jeśli chodzi o eliksiry. Evans już pomińmy milczeniem. :D No ale okej, niech będzie i Klub Ślimaka i cała reszta. Miłego grania tym zuym chłopaczkiem.