|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Lord Voldemort
| Temat: Re: Black Manor Pon 17 Mar 2014, 00:49 | |
| Chiara di Scarno wymykała się wszystkim stereotypom i zajmowała dość sporo myśli Czarnego Pana, który wiedział, że będzie mu potrzebna, a zatem musiał ją złamać i zmusić do bezwzględnego posłuszeństwa. Powoli poznawał jej słabości i wykorzystywał je w swojej grze. Uczucie, z którego nie zdawała sobie w pełni sprawy, uwielbienie do sekretów i tajemnic, pragnienie wolności przewyższające wszystkie inne żądze. Bywał w jej umyśle i wiedział co się kryje za tą maską obojętności. Kiedyś odmówiła mu, choć nie bezpośrednio i, jak to mówią, prosto z mostu, posiadania Mrocznego Znaku. Voldemorta wciąż bawiło tamto wspomnienie, pewność siebie małej Krukonki, która słabła z każdym ich spotkaniem. Obiecał jej wtedy, że zostanie legendą, że pokolenia będą pamiętały jej imię. A skoro miał się wywiązać z danego słowa, musiał sprawić, że porzuci ludzkie ograniczenia i dorośnie do roli, którą jej przeznaczył. Jeśli nie, jej istnienie nie miało prawa bytu. Była mu potrzebna, płynęła w niej krew Salazara Slytherina, który był wielkim przodkiem także jego, Toma Riddle’a, a to sprawiało, że miała potencjał, którego nie mógł by odnaleźć nigdzie indziej. Co mu jednak po czarownicy nawet najbardziej utalentowanej, jeśli nie będzie mu posłuszna? Dlatego rzucił jej wyzwanie wtedy w Czarnym Zamku za pomocą młodego Rosiera i ukochanej Naginii, dlatego rzucał je teraz, w tak spektakularny sposób. Nie dało się przejść przez służbę u Voldemorta i pozostać tą samą osobą, którą było się wcześniej. Jego słowa, jego rozkazy, jego gesty potrafiły wślizgnąć się w każdą, nawet najmniejszą szczelinę i zburzyć wewnętrzną konstrukcję człowieka, która z zewnątrz mogła wyglądać na niesłychanie trwałą i stabilną. Była materiałem, który kształtowało się znacznie trudniej niż ten, z którego ulepiono pozostałych uczniów Hogwartu obecnych na sali. Nie dlatego, że był mniej elastyczny, a zwyczajnie zbyt kruchy. Czarny Pan potrafił zachowywać się ostrożnie i z delikatnością, bo tego wymagały niektóre z czarnomagicznych obrzędów oraz tajemniczych instrumentów, nie lubił jednak przyjmować takiej postawy wobec ludzi. Słabość nie miała w jego świecie prawa bytu, a ta młoda Krukonka nie była tak silna, jak chciałaby aby ją widziano. Przyglądał się jak stoi w bezruchu, niczym sparaliżowana, nawet nie podejmując wysiłku dobycia różdżki, czego nie omieszkał zrobić Evan. Jego wzrok prześlizgnął się z lekkim rozbawieniem po twarzach młodych Ślizgonów, rejestrując widoczne na nich strzępy uczuć. Mógłby oczywiście powstrzymać przed interwencją młodego Rosiera, ale nie spieszył się z tym. Zwłaszcza, że paradujący w bieli panicz Blackrivers postanowił wkroczyć na scenę. Przyglądał się wszystkiemu jakby miał bilet w pierwszym rzędzie na wybitną sztukę najlepszego teatru. Ostatecznie stało się to, co było od samego początku nieodwołalne: Charlus Potter stracił życie, a zachowała je panienka di Scarno, wojowniczo spoglądająca na niego z poplamionej krwią, trupio bladej twarzyczki. Dla niego istotny był sam fakt, a nie wykonanie. Dziewczyna miała jeszcze sporo czasu aby nauczyć się każdego śmiercionośnego zaklęcia, a także tych, które niosły jedynie ból i beznadzieję. Miał zamiar dać jej po temu dostatecznie wiele okazji.
Kiedy skinął dziewczynie zdawkowo głową, natychmiast odwróciła się do niego tyłem i chwiejąc się odrobinę na swoich obcasach, ruszyła w kierunku wyjścia. Śmierciożercy rozstąpili się przed nią niczym morze czerwone przed Mojżeszem, jakby krew na jej sukni miała moc podobną do tej plamiącej koszulę mitycznej Dejaniry, którą kobieta podarowała swemu ukochanemu. Ona zdawała się jednak tego nie zauważać i już wkrótce zniknęła za wysokimi, podwójnymi drzwiami sali balowej, przez jakiś czas gubiąc się w licznych korytarzach i pomieszczeniach, czując jak ogarnia ją letarg.
Tymczasem sala lustrzana zaczynała powoli pustoszeć, bo gapie zrozumieli, że to już koniec widowiska. Skrzat znowu pojawił się znikąd, gotów dopilnować aby smarkacze nie postanowiły niczym szarańcza rozprzestrzenić się po domu. Jedna plamiąca wszystko dziewczyna stanowczo mu wystarczała. I tak musiał się potem nią zająć i odrtansportować ją zgodnie z poleceniem swojego Pana. Jedynie kilku najbliższych Voldemortowi Śmierciożerców zebrało się dookoła niego, poruszając widocznie jakieś naglące sprawy, bo na ich twarzach malowała się powaga. Wkrótce jednak i oni mieli powrócić do zalanego słońcem ogrodu, albo własnych, pilniejszych zajęć.
Proszę sobie powychodzić z tematu. Koniec zabawy. |
| | | Evan Rosier
| Temat: Re: Black Manor Sro 19 Mar 2014, 02:10 | |
| Mięśnie jego ramion były napięte w gotowości, a kark niemal boleśnie zesztywniały. Zaciskał pobielałe palce na gładkim drewnie swojej różdżki, wyczuwając przepływającą przez nią niszczycielską magię, odnajdując potencjał magiczny, który krążył również w jego żyłach. Para jego chmurnych ślepi ze wzmożoną uwagą śledziła postać skamieniałej z przerażenia dziewczyny, jednak nie poruszał się, stężały w oczekiwaniu, cierpliwy, milczący. Teraz mógł dostrzec niewyraźnie jej twarz, pobladłą, zakrzepłą w wyrazie bezradności i przestrachu; jej ciemne oczy, wlepione w nieruchomą sylwetkę Pottera, zmatowiałe i lśniące paniką. Zacisnął zęby, a dłoń dzierżąca różdżkę drgnęła. Nie miał pojęcia, dlaczego Czarny Pan tak upodobał sobie doświadczanie tej właśnie Krukonki, przypuszczał, że mogło to mieć pewien związek z ich dalekim pokrewieństwem, ale nie zmieniało to faktu, że zarówno pora, jak i okoliczności były wysoce niesprzyjające. Wiedział, jak bardzo obawiała się nadejścia tego dnia, nawet jeśli nie mówiła o tym wprost. A i tak z pewnością wyobrażała go sobie inaczej. Gdyby tylko powierzono to zadanie jemu, gdyby to on został wyznaczony do przeprowadzenia jej przez tę drogę, bez zbędnej zupełnie publiczności, bez pośpiechu, oswoiłby ją z tym, nauczył, może nawet sprawiłby, że zechciałaby to zrobić. Teraz była tylko przerażoną dziewczyną, zamkniętą w potrzasku, w sytuacji bez wyjścia. Z pewną niechęcią przyglądał się, jak znęcano się nad nią niemal tak samo jak nad jej ofiarą. I z każdą mijającą chwilą, z każdą sekundą jej bezczynności nabierał przekonania, że dziewczyna tego nie zrobi, że nie podoła, zaś ramię dzierżące różdżkę unosiło się ku górze, celując w pierś mężczyzny na krześle. Ktoś musiał skończyć to przedstawienie. Zanim jednak zdążył wymówić inkantację, nim dobrze wyprostował uniesione ramię, poczuł czyjś żelazny uścisk oplatający jego nadgarstek i siłą, mocno ściągający jego rękę w dół. Jego chłodne, spokojne spojrzenie powędrowało w bok, by zetknąć się gniewnym wzrokiem ojca. — Co ty wyprawiasz, Evan? — Usłyszał obok ucha jego lodowaty syk. Milcząco napiął mięśnie, usiłując uwolnić dłoń, lecz w tym momencie w lustrzanej sali coś się wydarzyło. To Daemon przeprawił się przez jej środek, by podejść do panny di Scarno i wcisnąć jej coś w garść. Wymienił z nią kilka słów, dla obecnych zupełnie niesłyszalnych, a Rosier poczuł, jak na nowo odradza się w nim irytacja. Gdzie podział się cruciatus przeznaczony dla uczniaka, który ośmielił się przerwać w ten sposób ceremonię Czarnego Pana? Odkąd Lord zezwala studentom Hogwartu na taką samowolę? Wyrwał przedramię z uścisku ojca, rzucając mu pojedyncze spojrzenie, a następnie wsunął różdżkę z powrotem do kieszeni spodni, ani na chwilę nie zwalniając jednak splotu dookoła czarnego drewna. Z lodowatym wyrazem czarnych ślepi, z nieporuszonym obliczem przyglądał się szczupłej sylwetce Chiary, jej drżącej dłoni dzierżącej ostrze, pierwszym, niepewnym krokom stawianym w kierunku Pottera. Jej obcasy ze stukotem uderzały o kamienną posadzkę. Machina ruszyła i nie było odwrotu. Przestał czuć pulsujący ból przedramienia, na którym wyryto Mroczny Znak, zapomniał o nim. Patrzył beznamiętnie jak pozbawia tego mężczyznę życia, nie mrugnąwszy nawet powieką. Widział prawdziwą, żywą, czującą duszę panny di Scarno, lecz z jakiegoś powodu nie czuł się usatysfakcjonowany ani nasycony. Miał w sobie tylko gniew i coś, czego nie potrafił określić słowami. Nie patrzyła na nich, gdy obracała się na pięcie. Nie patrzyła, gdy ruszała w kierunku wyjścia. On jednak spoglądał na nią w milczeniu, dopóki nie zniknęła mu z oczu. Sala zaczęła pustoszeć, śmierciożercy rozchodzili się, rozmawiając półgłosem, a część z nich, w tym jego ojciec, pozostała jeszcze chwilę przy Czarnym Panu, dyskutując o czymś zawzięcie. Do grupy uczniów Hogwartu podszedł niewielki skrzat, z pewną pogardą mierząc ich bezczelnymi ślepiami. Nie starając się o nadmierną uprzejmość, otworzył ukryte przejście i rozkazał im iść za sobą. Nie zdążył jednak zajść daleko, bo kiedy jego wzrok padł na panicza Rosiera, znieruchomiał, dostrzegając na jego obliczu gniew, a w okrutnych oczach wzgardę. Otworzył starcze usta, zamierzając najpewniej powtórzyć im własne rozkazy, lecz już w następnej chwili upadł na ziemię, rażony bolesnym zaklęciem. — Jeszcze jedno słowo, psie, a nauczę cię odnosić się do lepszych od siebie. — Głos Evana był lodowaty, a zimna bezwzględność w jego oczach przerażająca. Gniew zaczynał wyzwalać w nim okrucieństwo. Nie spojrzawszy nawet na kolegów z drużyny, nie mając ochoty na nich spoglądać, wyminął kulącego się na ziemi skrzata i ruszył korytarzem w kierunku wyjścia. Nie czekał na ojca. Zanim ten zdążył zakończyć swą rozmowę z Lordem, Rosier był już w Hogwarcie.
zt.
|
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Black Manor Czw 02 Kwi 2015, 09:49 | |
| Bellatrix, jako kobieta zaciekła w gniewie, nie mniej energiczna była w okazywaniu swojej miłości. To uczucie w jej wykonaniu bywało nie mniej śmiercionośne. Tym razem obiektem tych czułostek miała paść Ingrid. Młoda mężatka ubzdurała sobie z jakiś niewyjaśnionych powodów, że koleżanka po fachu ma w najbliższym czasie urodziny. Było to bzdurą. Bella jednak lubowała się równie bardzo w brutalności, co właśnie w absurdach. Wykorzystała nieobecność Rudolfusa w domu i postanowiła zorganizować coś dla prawie przyjaciółki. Z tej ekscytacji kilka razy kopnęła skrzata i robiła wokół siebie bałagan, który poobijane stworzenie musiało sprzątać. Trudno określić na ile z perwersyjną przyjemnością Bella niszczyła pracę swoich sług, a na ile nie potrafiła powstrzymać się przed wirowaniem po korytarzu i ciskaniem zaklęciami na boki. Jej niepohamowana natura zawsze była źródłem wielu nieszczęść. Kiedy tylko usłyszała, że przyjaciółka pojawiła się na miejscu, wyszła jej na powitanie. Pani domu starała się dobrze odegrać swoją rolę. Postawę wyniosłą miała zawsze, ale zdobyć się na chwilę powagi, nawet w obliczu śmierci, nie potrafiła. Była w końcu młoda, bogata, niewłaściwie zakochana i nie miała jeszcze okazji zaznać więzienia. Zdolna i oddana idei. Uwagę panny Skarsgard mogła przyciągnąć trzymana przez Bellę paczka. Ogromne, czarne pudło, z misternie związaną czerwoną kokardą w objęciach rozchichotanej wariatki, której głowa ledwo wystawała ponad wstążeczkę. Strach pomyśleć, co znajduje się w środku. W końcu nawet śmierciożercy mają prawo do urodzin. - Ingrid! Wszystkiego najlepszego! – powitała ją tym podekscytowanym wykrzyknieniem. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie fakt, że Ingrid żadnych urodzin nie miała, za to nim zdążyła zareagować w jej ręce został wciśnięty ten strojny w ogromną kokardę podarunek. Nawet jeśli kobieta nie ma dziś swojego święta, to powinna być ostrożna w pozbawianiu złudzeń Belli, tym bardziej, gdy widziała te niezdrowe, gorączkowe błyski w spojrzeniu ciemnych oczu. Włosy Bellatrix odstawały na wszystkie strony, a jej suknia nie wyglądała na oficjalną, więc na szczęście przyjęcie raczej miało być bardzo kameralne i ograniczone do tych dwóch osób. Sytuacja, więc nie była jeszcze taka znów dramatyczna, ale Ingrid już wiedziała, że czeka ją kilka ciężkich godzin w niepoważnym, upierdliwym, wszędobylskim i gadatliwym towarzystwie gotowym zamordować każdego, kto nie podziela tego entuzjazmu. |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Black Manor Sob 04 Kwi 2015, 18:01 | |
| Jeśli ktokolwiek zapytałby Ingrid co czuła, kiedy dostała wiadomość z zaproszeniem od swojej znajomej, bez dwóch zdań powiedziałaby, że nic. Przyzwyczaiła się do wyskoków, które niemalże na każdym kroku serowała jej Lastrange. Nie zaskoczyło jej nawet to, że miała dla niej domniemaną niespodziankę, chociaż osobiście za nimi po prostu nie przepadała. Wolała mieć wszystko ułożone idealnie, bez żadnych błędów czy niedociągnięć. Nie mogła się jednak spodziewać tego po koleżance po fachu, która w przeciwieństwie do niej stawiała na brutalność, impulsywność i dobrą zabawę. I gdyby nie była przy tym skuteczna, Ingrid raczej nie traciłaby na nią czasu. Sprawy miały się jednak całkiem inaczej. Na to spotkanie Ingrid postawiła na wygodę. Jak zwykle z resztą, co nie powinno nikogo zupełnie dziwić. Skórzane spodnie, wysokie, ciężkie buty i czarny płaszcz do połowy uda. To był standardowy komplet Norweżki, która nie bawiła się w żadne przebieranki, w końcu zawsze trzeba było być gotowym na ewentualny atak z zaskoczenia, a w szpilkach i sukience średnio było wygodnie cokolwiek zrobić, nawet rzucić zwykłe zaklęcie. Dlatego też, teleportując się tuż przed domem Blacków poczuła swobodę ruchów, chociaż nie przepadała za tym środkiem transportu. Nie można było od niej zbyt wielu rzeczy wymagać, skoro prawie całe życie spędziła na przemieszczaniu się między gąszczem drzew. Bellatrix szybko ją zauważyła, wyskakując przed nią z wielkim pudełkiem z dosyć… dziwną kokardą. Czyżby jej koleżanka pomyliła dni, przy okazji wmawiając sobie i wszystkim dookoła, że ten dzień był jakimś szczególnym? Skarsgard zmierzyła czarnowłosą orzechowym spojrzeniem, nie zdradzającym żadnych pozytywnych czy też negatywnych emocji, które w jakiś sposób mogły wpłynąć na reakcje i zachowanie śmierciożerczyni. Badała uważnie wszystko, co się w tej chwili działo i oceniała, wybierając najlepszą taktykę, która pomogłaby jej wybrnąć z tego cało, albo przynajmniej w jednym kawałku. Nie ruszyła się z miejsca, nawet nie drgnęła, spoglądając bez przerwy na tę szaloną kobietę. - Nie mam dzisiaj urodzin – odpowiedziała w końcu bezbarwnie, wręczając z powrotem prezent, który wspaniałomyślnie podarowała jej Bellatrix. Nie lubiła niespodzianek, a już na pewno nie takich, które zostały schowane do wielkiego pudła. – Pomyliłaś sobie daty, albo… po prostu wyszłaś z założenia, że urodziny obchodzi się co pół roku. Muszę Cię rozczarować, ale takie święto obchodzi się raz w roku – dodała, przechylając głowę lekko w bok. Mimo, iż słowa zdawały się być jak szpila wbijana powoli, w delikatne miejsca, Ingrid nie miała na myśli nic złego. A już na pewno nie zamierzała kłócić się o głupoty z Lastrange. Odgarnęła włosy z twarzy, odrzucając je tym samym do tyłu. Zrobiła krok do przodu, kładąc dłoń na ramieniu Śmierciożerczyni, mocno zaciskając na nim swoje smukłe, długie palce. - Niemniej jednak, jeśli upiekłaś coś smacznego, nie omieszkam odmówić – powiedziała po chwili, spoglądając w głąb domu przez otwarte frontowe drzwi. Nie czekając na zaproszenie czarownicy, sama wkroczyła do środka i zdjęła płaszcz, rzucając go na jednego skrzata, który z niezwykłą precyzją i szybkością chwycił go, aby zaraz później powiesić na najbliższym wieszaku. |
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Black Manor Sob 04 Kwi 2015, 23:37 | |
| Patrzyła na Ingrid z rozczarowaniem dziecka, któremu właśnie powiedziano o odwołaniu Bożego Narodzenia albo o tym, że po zjedzeniu pestki, nie wyrośnie mu w brzuchu drzewo. Z bólem porównywalnym do tego, który odczuwamy po uderzeniu małym palcem u nogi w róg łóżka. Przyjaciółka sprawiła jej ogromną przykrość, a usta Bellatrix ułożyły się drżącą podkówkę. Kobieta była niemal roztrzęsiona tymi wszystkimi brutalnymi informacjami i aż mrugała ciężkimi powiekami, nie dowierzając, że można być tak okrutnym. Kiedy gość odwrócił się do niej plecami, miała ochotę pokazać język znad podejrzanej paczki. W porę się jednak powstrzymała, w obawie, że Ingrid uzna za zabawne odcięcie jej go. No i pewnie z kilku innych, bardziej racjonalnych powodów. - Phi – wydała z siebie ostatecznie, trochę nie dowierzając jakby w te wszystkie rewelacje o urodzinach. Postanowiła podejść do sytuacji sceptycznie – A Ty jesteś przykra i niestosownie ubrana – zaatakowała odrobinę dziecinnie, ale z poczucia obowiązku. Ruszyła energicznym krokiem za kobietą, wciąż trzymając tę swoją cenną paczkę z wielką kokardą. Nie miała zamiaru rezygnować z prób wręczenia tego przedmiotu. Przeszły korytarzem do jadalni, w której rzeczywiście czekał na nie nakryty dla dwóch osób stół. Oczywiście, pani domu pewnie też pierwszy raz te przysmaki widziała i nie miała nic wspólnego z ich przygotowaniem, ale to raczej lepiej dla tych dań. Skrzat musiał się nieźle postarać, skoro tort był ogromny i pachniał przepysznie-słodko. Dla nikogo nie było szczególnym zaskoczeniem, że były to czekoladowe bezy i prawdopodobnie kawowy krem. Tyle dało się wywnioskować po woni, unoszącej się w pomieszczeniu. Poza tym Bellatrix na szczęście nie próbowała go ozdobić kolorowymi świeczkami, ale tylko, dlatego że nie wiedziała, ile jej przyjaciółka ma tak naprawdę lat. Pani domu wydawała się wyjątkowo dumna z tej nieswoje pracy, czyli tego ślicznie udekorowanego stołu. Gwałtownie odstawiła paczkę na ziemi, na szczęście nie towarzyszył temu żaden odgłos rozbijanego szkła, czyli podarunek był dość trwały. - Możesz zjeść swój urodzinowy tort – czyli Bellatrix postanowiła klasycznie ignorować, że Ingrid ośmieliła się twierdzić, że żadnych urodzin nie ma. Każdy sobie radzi z traumą, jak może. Dziś największa fanka Czarnego Pana chce, by panna Skarsgard miała urodziny… i tak ma być – a potem musisz przyjąć prezent, bo potraktuje Cię imperiusem.
|
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Black Manor Sob 18 Kwi 2015, 17:55 | |
| Ingrid tolerowała Bellatrix. Była w jej oczach osobą skuteczną i dobrze spełniającą oczekiwania, które przed nią stawiano. O to przecież najbardziej chodziło i tylko to sprawiało, że Norweżka nie robiła sobie z jej napadów wściekłości i agresji zupełnie nic. Także te dziwne pomysły z urodzinami traktowała z przymrużeniem oka, rozumiejąc to jako przejaw niesamowitej wyobraźni kobiety. Wychodziła z założenia, że najlepiej jednak było stąpać twardo po gruncie i nie zamierzała udawać zadowoloną z niespodzianki tylko po to, aby Lastrange było lżej na sercu. Nie, wszechświat nie działał w ten sposób, przynajmniej nie ten, który należał do Ingrid. Pyskówka Bellatrix w jej stronę była zupełnie niewzruszająca. Skarsgard zmierzyła kobietę pustym spojrzeniem orzechowych oczu i pokręciła powoli głową, nie odpowiadając od razu. Nie chciała jednak pozostawić tego bez komentarza. W końcu ich znajomość opierała się na wzajemnym dogadywaniu sobie w mniej lub bardziej bolesny sposób. Problem polegał na tym, że Ingrid mówiła wszystko bez mrugnięcia okiem, czy to złe czy dobre rzeczy, zawsze były prawdziwe i ani trochę nie przekolorowane. Czy tak samo jednak było z Bellatrix? Przy jej wielkiej wyobraźni i fantazji mogła mówić wszystko i to nie do końca prawdziwie. - Czy jestem tutaj tylko po to, abyś komentowała mój ubiór? Wydaje mi się, że doskonale wiem jak byś stosownie ubrana jeśli chodzi o określone sytuacje. Dzisiaj jak widać trafiłam na dzień, kiedy Twoja wyobraźnia wzięła większe obroty i zapomniałaś co jest tutaj prawdą czy fałszem – odpowiedziała w końcu, rozglądając się przy okazji po pomieszczeniu, do którego dotarły. Stół z nakryciem dla dwóch osób Ingrid skomentowała tylko nieznacznym uniesieniem brwi, po czym usiadła na jednym z miejsc. Smakołyki i inne rzeczy, które na pewno nie były przygotowane własnoręcznie przez Bellatrix sprawiły, że coś w żołądki Ingrid przewróciło się i zrobiło kilka fikołków. Nie przepadała za słodyczami, uważając, że to zło konieczne tego świata, paradoksalnie osłabiające organizm, kiedy to ona potrzebowała być pełna sił i gotowa do każdego działania. Podejrzliwie łypnęła spode łba na Ballatrix, a później znów skierowała spojrzenie na wielki tort. Grożenie Ingrid zaklęciem niewybaczalnym nie było dobrym posunięciem, jednak Norweżka potrafiła zachować się na tyle rozumnie, że nie wyciągnęła różdżki w kierunku gospodyni. W dodatku były po tej samej stronie. Nie pokazała po sobie nawet cienia frustracji, nie dając tym samym satysfakcji Belli. - Zjedz go sama. Nie przepadam za słodyczami –mruknęła tylko, po czym skinęła w stronę prezentu. – Co w nim jest? |
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Black Manor Wto 21 Kwi 2015, 16:30 | |
| Była niewątpliwie zawiedziona stoickim spokojem swojej przyjaciółki, ale postanowiła się nie zrażać. Uwagę o swojej wyobraźni potraktowała, jako komplement, więc podziękowała za niego szerokim uśmiechem, który był idealnym odzwierciedleniem internetowej frazy „Oh, you”. Zatrzepotała nawet rzęsami, po czym czule kopnęłam skrzata w tyłek i machnęła dłonią, by ten pobiegł w stronę kuchni. Uwagę o tym, że sama może zjeść te wszystkie pyszności, przyjęła z ulga i nawet nie zamierzała Ingrid namawiać do spróbowania czegokolwiek. Więcej dla niej. Pomysł z urodzinami, a szczególnie z tortem bezowym, był doprawdy wybitny. Klasnęła zadowolona w dłonie, kiwając czarnym łbem radośnie w ramach zgody, że słodycze są złe i ona się poświęci, zjadając wszystko za przyjaciółkę. - To może choć napijesz się czegoś? Mocniejszego lub nie? Zaraz nam tamten dureń doniesie – mówiła szybko, zachowując się przy tym energicznie i dość krzykliwie. Widać, że roznosiła ją energia. Ingrid nie zareagowała na groźbę imperiusem, ale zapewne pozostała na niego przygotowana. W końcu nikt chyba nie wątpił, że Bellatrix była gotowa użyć zaklęcia niewybaczalnego, by zmusić kogoś do zabawy na wymyślonych przez siebie urodzinach. Na razie jednak wobec przyjaciółki postanowiła odwołać się do nieco subtelniejszych metod. Złapała paczkę i rzuciła ją pod nogi kobiety. Znów rozległ się potworny stukot. Nie czekając na reakcję Norweżki, zniecierpliwiona pani domu szybko odpakowała ogromnym prezent i ukazała jego wnętrze. W tym sporych rozmiarów kartonie leżały na dnie dwa małe przedmioty. Nożyczki i malutki, żelazny kluczyk. Bella odsunęła się o krok i zaczęła bujać na stopach niczym mała, niezbyt mądra dziewczynka. - Bo ja bym chciała żebyś obcięła mi włosy – oznajmiła swoje absurdalne żądanie, zapewne nie mogąc umotywować go w żaden logiczny sposób. Tego kaprysu jednak nie miała zamiaru z nikim przedyskutować, ani brać pod uwagę czyichkolwiek nudnych, dobrych rad. Zapewne niebezpiecznie jest dawać innemu śmierciożercy broń w swojej obecności, ale Ingrid raczej nie należała do osób mordujących pod wpływem impulsu – a jak już ładnie to zrobisz, to będziesz mogła zobaczyć swój prezent, zgoda? Jest naprawdę świetny – Bella postanowiła zastosować wobec Ingrid zupełnie inną broń, wobec której niemal każdy pozostaje bezbronny. Ciekawość, co kryje owa komnata zamknięta na klucz. Złączyła dłonie nad pośladkami i tak bujała się, czekając aż kobieta wyrazi zgodę na te wszystkie absurdalne pomysły. W końcu czarownica okazywała pani Lestrange naprawdę wiele cierpliwości, więc ta czuła się przez nią rozpieszczana i domagała najróżniejszych bzdur. |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Black Manor Wto 19 Maj 2015, 00:26 | |
| Bellatrix była jedną z osób, której Ingrid nie potrafiła rozszyfrować. W swoim szaleństwie była tak nieprzewidywalna, że najlepiej byłoby się trzymać od niej z daleka, aby przypadkiem nie ucierpieć jakoś bardzo dotkliwie. Ingrid się jednak nie obawiała kobiety. Nie raz toczyły ze sobą pojedynki, były na tym samym poziomie i naprawdę mogła przyznać, że to bardzo dobra przeciwniczka, jednocześnie sojuszniczka. Orzechowe oczy śledziły Lastrange uważnie. Otwierała powoli paczkę, jakby miała w niej coś naprawdę bardzo cennego, które tylko czekało na ujrzenie przez światło dzienne. Nożyczki. Były w tym cholernym, wielkim pudle nożyczki, które chyba miały mieć jakieś konkretne zastosowanie. Problem jednak tkwił w tym, że Ingrid raczej nie miała zamiaru poznawać tego, co też Śmierciożerczyni sobie wymysliła. Nie dała po sobie nawet poznać zaskoczenia, które odczuła, gdy ta powiedziała, że bardzo chciałaby, aby Ingrid obcięła jej włosy. Na moment nawet zapomniała o tym, że kobieta zaproponowała jej coś do picia. W tej chwili chyba potrzebowała wyjścia na świeże powietrze, najlepiej do lasu i posiedzieć chwilę w samotności. - Czy ja Ci wyglądam na fryzjera? – spytała Ingrid bezbarwnie, przechylając głowę lekko w bok. Położyła obie dłonie na stole, po czym zaczęła rytmicznie uderzać palcami o blat. Nie dała się wyprowadzić z równowagi, jednak w żadnym wypadku taki obieg sprawy jej się nie podobał. Za kogo ona się miała, albo inaczej – za kogo Bellatrix miała Ingrid? Były pewne granice, których nie wolno było w żadnym wypadku przekraczać, a Lastrange niebezpiecznie zbliżała się do momentu, kiedy Ingrid po prostu wyjdzie. Nie będzie robiła niczego innego, jak opuszczenie tego przedziwnego miejsca. - Tak, napiję się – powiedziała, chwytając za kieliszek, który stał po jej prawej stronie. Wyciągnęła rękę w bok, jakby czekając na skrzata, który zaraz pojawi się z butelką wina i naleje jej trunku, aby mogła chociaż na chwilę odświeżyć umysł. Nie lubiła uciekać się do alkoholu, ale w tej sytuacji chyba nie było innego wyjścia. Gdy dostała swoje upragnione wino, jednym ruchem ręki wlała w siebie dosłownie wszystko i odłożyła kieliszek na miejsce, jakby nigdy nic się nie stało. Ujęła serwetkę i przetarła nią usta. Odetchnęła. - I nie będę obcinać ci włosów. Niech któryś z twoich skrzatów to zrobi – oznajmiła po chwili, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Bellatrix. Nie bała się jej w żadnym wypadku. Byłaby głupia, gdyby dała się złapać na tę sztuczkę manipulacji. Jakby co, różdżkę zawsze miała w pogotowiu. Przesunęła dłonią w jej kierunku, dla zasady. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mawiają.
Naprawdę przepraszam za zwłokę. |
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Black Manor Sro 20 Maj 2015, 09:02 | |
| - Racja. Nie wyglądasz. Byłabyś ślicznym fryzjerem, ale jesteś zbyt naburmuszona i masz mordercze błyski w oku… nikt normalny nie dałby Ci nożyczek do rąk – oceniła nonszalancko aparycję Ingrid, udając, że właśnie tego od niej oczekiwano po tym sugestywnym pytaniu. Zerknęła na wzgardzone, bezużyteczne nożyczki i na razie odłożyła je na stół. Wrócą do tematu później, na kobiety nie należy naciskać, bo robią się nerwowe. A Bellatrix nie chciała żeby jej gość czuł się niekomfortowo. Była przecież świetnie wychowana. Podane wino było wyjątkowo mocne, ale na szczęście nie przesadnie słodkie. Do jego produkcji użyto wielu owoców, które łagodziły posmak spirytusu w ustach i nadawały mu cudowną, wyrazistą woń. Tu wszystko musiało być przesadne, tak jak przesadna była pani domu. Nie mniej, alkohol skutecznie odurzał i dawał porządnego kopa. Po tym jak kieliszek został opróżniony w tym imponującym tempie, Bellatrix zerknęła na skrzata, a ten momentalnie ponownie napełnił naczynie, które zresztą było częścią srebrnej zastawy Blacków. - Myślę, że powinnaś zobaczyć swój prezent, wtedy na pewno przestaniesz się dąsać – chciała jeszcze dodać coś o chmurzeniu się w swoje urodziny, ale obawiała się, że przyjaciółka znowu zacznie wygadywać te bzdury o tym, że wcale ich dzisiaj nie ma. Bellatrix wiedziała swoje i wcale jej nie wierzyła. Każda kobieta wstydzi się starzenia. Wykazała się niezwykłą subtelnością, nie podejmując tego tematu. Widać bardzo się starała by zapewnić Ingrid dobre samopoczucie. Złapała za klucz, który również znajdował się w tym ogromnym pudle, a następnie nerwowo przestąpiła z nogi na nogę. Nie mogła się doczekać, kiedy pokaże Ingrid przygotowaną specjalnie dla niej niespodziankę. Może i była nieprzewidywalna, zdarzało jej się kompulsywnie wykrzykiwać crucio, ale nie będzie mordować przyjaciółki w jej urodziny, tylko dlatego że ta nie potrafi się bawić. Była pewna, że to co skrywa pokój zainteresuje solenizantkę. Uśmiechnęła się więc szeroko i zostawiła suto zastawiony stół, by poprowadzić Ingrid do tych tajemniczych drzwi. Szła szybko, nie starając się zapanować nad entuzjazmem. Widać postanowiła ekscytować się za nie dwie. Drzwi nie były daleko i nie wyróżniały się niczym, podobnie zresztą jak klucz od nich. Oczywiście w tej sprawie mogła się uciec do magii i użyć prostego zaklęcia zamykającego, ale chciała by Ingrid otrzymała prezent oraz mogła poczuć ten przyjemny trzepot serca tuż przed odpakowaniem niespodzianki. Zamrugała intensywnie, a następnie wpatrywała się w swoją ofiarę. Klucz został wciśnięty w dłoń pani Skarsgard… a ta mogła się bać, że jak tylko go użyje, to drzwi wybuchną jej różowym konfetti w twarz. Poza tym na pewno tęskniła za winem zostawionym w salonie.
Nie bądź głupol. Lepiej przeproś mnie za stawanie okoniem. Hnihnihni.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Black Manor | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |