Temat: Zawsze jest Twoja kolej. Czw 31 Mar 2016, 20:14
Opis wspomnienia
Pewnego wiosennego dnia wydarzyło się cudowne lenistwo. Prażenie się na słońcu, dwoje znudzonych wszystkim nastolatków i odwieczny dylemat: kto teraz idzie po jedzenie?
Osoby: Lyyar Derich i Jonathan Prior
Czas: wiosna 1976, piątek
Miejsce: szkolne błonia, za czwartym pagórkiem pod krzywą lipą
Jonathan Prior
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Czw 31 Mar 2016, 20:30
Naprawdę mu się nie chciało. Jedyne, na co miał siły to nicnierobienie. Od dwudziestu minut leżał głową na kolanach Lyyar i nic więcej mu do szczęścia nie było potrzebne. Wiosenne słońce ogrzewało obficie błonia, gnając uczniów w cień drzew. Tę lipę Jonathan zdobył w sposób niesprawiedliwy, bo wygonił stąd troje krukońskich trzecioklasistów. Odważyli się zabrać najlepszą miejscówkę na błoniach, tuż za czwartym pagórkiem. Tak się złożyło, że to miejscówka jego i Lyyar. Ignorując kręcenie nosa dziewczyny, rozsiadł się na trawie, a gdy i ona miłosiernie do niego dołączyła, położył głowę na jej kolanach, a resztę na zielonej, chłodnej ściółce. Aktualnie Prior cierpiał na zaćmienie umysłu, skoro od miesiąca chodził z Krukonką. Mikhail nie przestawał się z niego non stop nabijać i mu to wytykać. AntyKrukon znalazł sobie dziewczynę we wrogim domu. Sęk w tym, że rude wyjątkowo go pociągały. Lyyar miała do zestawu jeszcze jasną skórę i niebieskie oczy, a do tego w gratisie mózg. Co prawda nie miał z nią wiele wspólnych tematów, ale ich wprawdzie nie potrzebowali. Nie łączyło też ich nic szczególnego, ale czy jest to potrzebne nastolatkom? Była ładna i świetnie całowała, większych wymagań Jonathan nie miał. Zamknął oczy i ze swoim typowym uśmieszkiem oddawał się leniuchowaniu. Cały dzień lekcji dał popalić całemu piątemu rocznikowi. Jak tylko na horyzoncie pojawiły się SUMy, wszystkim totalnie odwaliło. Jedne głupie dziewczyny mdlały, drugie panikowały, trzecie faszerowały się lekarstwami. Męska część Hogwartu albo zamieszkiwała w bibliotekach, albo szukała w gazetach odpowiedniego dla siebie nagrobku albo tak jak Jonathan, miała to głęboko w czterech literach. Chłopak nie wątpił w swój talent i geniusz wrodzony. Wiele razy wychodził cało z opresji. Tuż przed egzaminami trochę powkuwa i starczy. To i tak cud, że udało mu się Lyyar wywlec z biblioteki czy pokoju wspólnego. Dzięki niej nie musiał męczyć się przy licznych pracach domowych mimo, że coraz częściej zadawała mu straszne pytanie: dlaczego sam do tego nie usiądzie? Jakby go nie znała. Miał lenia. Tak jak teraz. Problem w tym, że żołądkowi chciało się dużo jeść, a reszta ciała nie miała żadnych sił, aby zmusić się do powrotu do zamku. Nie teraz, nie kiedy jest tak ciepło, cicho, przyjemnie i gdy ma pod głową nogi Lyyar. Obok twarzy mógł sobie zobaczyć nagie seksowne łydki, od których kręciło mu się w głowie. Jakim prawem żołądek akurat teraz chciał żreć? Półtorej godziny temu był obiad i najwidoczniej wnętrzności musiały wszystko strawić. - Lyyyyraaaa. - przeciągnął samogłoski, aby uzmysłowiła sobie jaki Jonathan jest zmęczony, senny i uroczy. Nigdy nie nauczył się poprawnie wymawiać jej imienia. - Głodny jestem. Pójdziesz do kuchni po coś do jedzenia? - zapytał, otwierając jedno oko. Spoglądał z dołu na Krukonkę i obdarzył ją cierpiętniczym obliczem. Położył rękę na swoim brzuchu i teatralnie jęknął, zmagając się z silnym głodem. Ciężkie są problemy nastolatków.
Gość
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Czw 31 Mar 2016, 21:15
Błonia przyciągały Lyyar pod warunkiem, że nie świeciło słońce. Wtedy preferowała chłodne mury zamku, ale czasem ktoś ją pozbawiał ich nieocenionego, milczącego towarzystwa. Ostatnimi czasy tym kimś był Jonathan, z którym się związała - jakoś tak wyszło. Nie towarzyszyły temu żadne fajerwerki, zakochanie nastolatki, która byłaby gotowa rzucić całe swoje życie dla tego jedynego. Nawet nie mieli zbyt wielu wspólnych zainteresowań, ale czasem trzeba próbować nowych rzeczy. Nie uważała Gryfona za specjalnie przystojnego, ale też nie lubiła tych typów rodem z okładki magazynu dla kobiet nieusatysfakcjonowanych własnymi wyborami życiowymi. Nietoperz obżarł się ziemniakami, więc zasnął pod sufitem w Pokoju Wspólnym. Dziewczyna pamiętała początki bytowania w Hogwarcie, gdy niektóre dziewczyny z piskiem celowały książkami w biednego Kumpira. Na szczęście szybko przyzwyczajono się do tego, że ta mała krwiożercza bestia nie zamierza nikogo mordować poza robakami czy ziemniakami. Gdy Jonathanowi umyślił się spacer po skąpanych w słońcu błoniach Lyyar tylko westchnęła i wyciągnęła z torby parasolkę. Za dobrze pamiętała efekty myślenia "a co tam, przez chwilę nic mi się nie stanie". Zanim nie dotarli pod któreś drzewo nie zamierzała się pozbywać swojej ochrony przed słońcem. Co to, to nie. Usiadła pod lipą wyciągając nogi, jednak zanim przypomniała sobie, że w towarzystwie pewnego jegomościa to zły pomysł...ten już zdążył ujawnić swego wewnętrznego lenia i położyć głowę na jej kolanach. Westchnęła ponownie, ale mimowolnie zaczęła bawić się jego włosami, opierając plecy o pień. Może jednak na dobre wyjdzie ten mini-spacer? Ileż można było siedzieć w zamku, gdy wiatr tak beztrosko hula pomiędzy pagórkami.Nawet Gryfon stał się bardziej przyjemną osobą w takim otoczeniu, co sprawiło, że Krukonka zamknęła oczy i postanowiła cieszyć się życiem. Przynajmniej dopóki Prior nie przypomniał o istnieniu swojego żołądka. - LYYAR, mój drogi. LYYAR. - powiedziała w pierwszej kolejności, nawet nie spoglądając na głodomora. - Czy to nie wstyd mylić się w imieniu własnej dziewczyny? Chyba, że masz na boku jaką Lyrę to wtedy wykażę się pełnym zrozumieniem przykładając ci patelnią. Doprawdy, nikt nigdy nie miał z tym takich problemów i czasami miała wrażenie, że Jonathan robił to z premedytacją, by patrzeć jak żyłka na jej czole pulsuje w rytm najnowszych przebojów. Kiedyś wypiszę mu to na czole niezmywalnym atramentem, wtedy jeszcze bardziej będzie ją cieszył jego widok. Czasem wyzłośliwiała się w stosunku do niego, ale nie mogła powiedzieć, by nie darzyła go jakąkolwiek sympatią. Szczególnie, że nawet wizualnie należał do tych nietypowo urodziwych,. którzy najzwyczajniej w świecie mieli coś w sobie. - Poza tym ja ostatnim razem szłam do kuchni po prowiant dla twojego żołądka, nie sądzisz, że teraz twoja kolej? Tym razem nawet nie wymagam pamiętania o ziemniakach dla Kumpira. Nie chce mi się chodzić po tym słońcu w tę i z powrotem. Bądź dżentelmenem, zaskocz mnie - zaśmiała się lekko, w końcu zwracając spojrzenie na twarz Gryfona. - Twoje jęki rodem z Makbeta do mnie nie przemawiają, słoneczko.
Jonathan Prior
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Czw 31 Mar 2016, 21:46
LYYAR powinna się cieszyć, że Jonathan jeszcze nie zamordował biednego Kumpira. Od pierwszego dnia gdy go zobaczył, miał ochotę zrobić z niego krwawą miazgę. Ta antypatia zrodziła się zaraz po tym jak ten szkodnik przeprowadził zamach na życie Aro. Prior nie lubił brzydkich osób i zwierząt, a pupil Lyyar się do nich zaliczał, przez co tym bardziej podpisywał pod sobą wyrok śmierci. Póki co chłopak powstrzymywał się przed rzuceniem w niego trującym eliksirem, dopóki czerpie korzyści z obecności jego właścicielki. Lubił na nią patrzeć, podobała mu się. Nie przeszkadzała mu ta jej wyniosłość, bo wszystkie braki nadrabiała ciętym językiem. Taką dziewczyną otaczał się z największą przyjemnością. Jeśli tylko nie groziła mu zaklęciem zwiotczającym całe ciało w obronie Kumpira, to była całkiem dogodnym towarzystwem. Lubił zamykać się z nią w schowku na miotły, lubił te rude włosy i zadziorne spojrzenie. To nic, że nie miał o czym do niej opowiadać. Nie interesował się jej zainteresowaniami, a oddawał się coraz to śmielszym sztuczkom pirotechnicznym i graniem na trąbce. Czasami próbował jej zaimponować, żeby potem znowu zaprowadzić ją do schowka i spędzić w ten sposób popołudnie. Brak tematów do dyskusji był wygodny od czasu do czasu. Nie musiał nawijać co ślina na język przyniesie, bo Lyyar od niego niczego nie oczekiwała. Rozluźnił się jak flaki z olejem. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, ale bez rozchylania ust i coś tam pod nosem po norwesku wymamrotał. Musiało być to coś aprobującego zabawę włosami, skoro mięśnie Jonathana całkowicie zwiotczały. Żaden Filch, Wierzba Bijąca i czołgi nie będą go w stanie poderwać na nogi. - Przecież mówię Lyyra. - burknął, zamykając z powrotem oko. - Rany, wiem jak masz na imię. Nawet za to grozisz mi patelnią. - uniósł powiekę jeszcze raz. - Nie rozumiem czemu cały czas o to jęczysz. - mruknął niewyraźnie i zamknął kolejny raz oko, wiercąc się przez chwilę i wygodniej układając na nogach dziewczyny. Wygodniej byłoby oprzeć głowę o jej brzuch, albo najlepiej o cycki. Zaproponuje to jej jak tylko przyniesie im prowiant, bo na chwilę obecną żołądek uniemożliwiał jakikolwiek ruch czy przemieszczenie umiejscowienia głowy. Nie silił się na naukę poprawnego wymawiania imienia Krukonki. Nie miał na to czasu i cierpliwości, poza tym tylko plątał sobie język i się łatwo z tego powodu irytował. Uprościł jej imię i go używał bez mrugnięcia okiem. Gdy się tak denerwowała, robiła się jeszcze atrakcyjniejsza i zacieklej się wobec niego odnosiła. Taki stan rzeczy mu odpowiadał, dlatego nie robił absolutnie nic w kierunku załagodzenia banalnego sporu. Zmuszony do otwarcia obu oczu (why?!), jęknął głośniej jeszcze raz. Zaczerpnął tchu, wdychając orzeźwiający zapach perfum i trawy i zawiesił wzrok na jej piersiach. Dalej nie było sensu patrzeć, bo i tak z takiej pozycji nie zobaczy nic obecnie bardziej frapującego. - Twoje 'ostatnim razem' było w zeszłym tygodniu. A kto przedwczoraj wygrzebywał z kufra muffinki brzoskwiniowe? Wiesz, że musiałem wejść wtedy po schodach, wysłuchać tyrady Grubej Damy na temat czepków jakiegoś obrazu, schylać się po kufer i dzielić się moimi prywatnymi zapasami na zimę, a potem wrócić tą samą drogą? - zapytał zaczepnie. Nie zmusi go do podniesienia tyłka. Nie da rady, choćby próbowała zaklęć. - Też jesteś głodna, słyszę twój żołądek. Mówi do mnie. To idź nam do kuchni, masz bliżej. - zamknął oczy i założył pod kark obie ręce. Jonathan był urodzonym dżentelmenem, ale dzisiaj nie chciało mu się nim być. Był nim rano i na lekcjach, a teraz postanowił zrobić sobie od tego przerwę. - Powinnaś się o mnie troszczyć, skoro jesteś moją dziewczyną. Zaniedbujesz mnie, Lyyra. - próbował zagrać na jej sumieniu, choć wiedział, że nic tym nie zdziała. A co tam, w końcu trafi na odpowiedni moment i się nad nim ulituje. Skrzywił się słysząc wyraźny głos żołądka domagający się jedzenia. Nie mógł domagać się trzydzieści minut temu, gdy przechodzili obok wielkiej sali? Teraz Jonathan musi spędzić następną godzinę zanim przekona Lyyar, że powinna iść im po prowiant. To niekończący się czas cierpień, czego Prior nie omieszkał pokazywać zabawnymi minami ubolewającego, zaniedbanego chłopaka.
Gość
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Pią 01 Kwi 2016, 12:55
Może i był leniwą bułą, ale gdy jego uśmiech zaczynał przypominać banana z powodu tak trywialnego jak przeczesywanie włosów charakter Lyyar nieco łagodniał. Może i nie przywiązywała się do ludzi zbyt łatwo, ale sprawianie innym przyjemności mimo wszystko dawało jej jakiś dziwny rodzaj satysfakcji. Raz na czas dobrze jest zrobić coś miłego – szczególnie, gdy potem ktoś wartościowy ma u ciebie dług wdzięczności. Dobre samopoczucie i korzyści to wspaniałe połączenie. - No tak, o brzoskwiniowych muffinkach to nie zapomniałeś, ale jak prosiłam o chociażby kawalątek ziemniaka dla Kumpira to nigdy nie pamiętasz. Dalej się boczysz na niego za ten nalot bombowy na twojego szczura? Ile razy mam ci powtarzać, że to nietoperz żywiący się robakami i owocami, nie wysysa krwi. Aż sapnęła, broniąc honoru swego pupila. Akurat w przypadku zwierząt walczyła jak lwica o młode, a ostrzegawczy błysk w błękitnych oczach informował co inteligentniejszych, że najwyższa pora się wycofać nim dziewczyna sama zamieni się w wampira. - A imienia ci nie daruję, dobrze o tym wiesz. Nawet twój urok osobisty, który jakimś cudem posiadasz nie uchroni cię przed patelnią. Specjalnie wytłoczę na niej swoje imię, żeby zostało ci na czole. Będziesz o mnie często myślał. – zaśmiała się złośliwie, choć w oczach nie było zbędnej uszczypliwości. Właściwie dobrze się bawiła podczas ich standardowego przekomarzania. Paradoksalnie rozluźniało to jej styrany eliksirami umysł i dobrze było dla odmiany zapamiętać sto procent lenistwa Jonathana niż cały pergamin składników i instrukcji. Co prawda rzadko mówiła mu o jego zaletach czy chwaliła jego osiągnięcia, jeśli już jakieś się zdarzyły, ale wyznawała wyższość czynów nad słowami. Wolała już posiedzieć z nim pod drzewem, przeczesywać jego włosy i wymieniać pseudo-złośliwe uwagi niż zarzekać się pięć razy dziennie jak bardzo jej nie zależy, jak bardzo za nim przepada i tak dalej. Szczególnie, że oboje byli zgodni co do jednej, najważniejszej rzeczy – uczuć względem siebie. Zauroczenie, fascynacja, hormony, które trzeba spuścić czasem ze smyczy. Ot, wszystko. Nie był to związek na całe życie, nie była to nawet wielka miłość, która miała przekwitnąć wraz z nadejściem jesieni. To właśnie im odpowiadało. Lyyar nie odpowiadała w tym momencie tylko jedna rzecz – jej żołądek faktycznie zaczynał dawać o sobie znać, zapewne podjudzony jęczeniem Gryfona. A niech to, zaczynała tracić przewagę niewzruszonych wnętrzności. Że też i one musiały stwierdzić, że wolą Priora. Już ona się z nimi policzy jakąś mega ostrą chińszczyzną. - Nie próbuj mnie tutaj podejść emocjonalnie, oboje dobrze wiemy, że ci to nie wyjdzie. – stwierdziła szybko, próbując zagłuszyć ewentualne wtrącenia żołądka. Co prawda było to bezcelowe, gdy głowa jęczybuły była w pozycji idealnej do wychwytywania wszelkich świadectw głodu Krukonki, ale próbować nie zaszkodzi. – I czemu niby ja mam bliżej? Oboje siedzimy teraz w tym samym miejscu. Mało tego, pewien jegomość uniemożliwia mi podniesienie się, więc wybacz, mój drogi, ty wyruszasz na krucjatę. A nie martw się, będę cię dopingować. Wyobraź sobie, że mam pompony. Jo! Na! Jo-na-than! Idzie do kuchni caaaaałkiem sam! Uśmiechnęła się szeroko, odgarniając włosy za ucho. Tak, zdecydowanie się rozluźniła.
Jonathan Prior
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Sob 02 Kwi 2016, 17:39
- Nie będę dokarmiał tego szkodnika. - obruszył się, wypuszczając na chwilę uśmiech z ust na samą myśl o krwiożerczym pupilu krwiożerczej dziewczyny. - Nie przypominam sobie, żebyś karmiła Aro, więc nie będę niańczył tego latającego obrzydlistwa. - Jonathan był nieugięty i nawet przeczesywanie włosów i doprowadzanie jego zmysłów do zniecierpliwienia nie zmusiło go do zmiany zdania na temat Kumpira. - Tak, dalej się o to boczę i nigdy mu tego nie zapomnę. - potwierdził, nie widząc sensu w zaprzeczaniu. Duży Gryfon obraził się na małego nietoperka. Powinien się wstydzić kłótni ze szkodnikiem, jednak jak się uparł, tak nie zamierzał odpuścić. Nie zawracał sobie głowy ostrzegawczym spojrzeniem Lyyar. Może i poczuł ten wzrok wzdłuż całego kręgosłupa, lecz gryfońska duma nie pozwoliła mu na skruchę i pochylenie głowy. Żadna ładna buzia nie nakłoni go do lubienia i nie daj Merlinie, dokarmiania Kumpira. Lyyar w końcu to zrozumie, jak tylko przestanie wygrażać mu się patelnią. Współczuł jej przyszłemu mężowi. Za żadne skarby świata nie chciałby być na jego miejscu. Był z Lyyar od miesiąca, a już zdołał wyrobić w sobie nawyk odwracania się za siebie, gdy podczas sprzeczek obiecuje mu bliższe zapoznanie z denkiem patelni. Najgorsze z tego wszystkiego było wrażenie, że ona mówi poważnie. Chyba za to ją lubił. Nie nudził się przy niej, zabawiała go złorzeczeniem i kierowaną pod jego adresem irytacją. Podniósł głowę i uśmiechnął się czysto złośliwie. - Nie będziesz miała czasu tłuc mnie tą swoją patelnią. Będziesz zajęta czym innym, więc daruj sobie te czcze pogróżki, które nie robią na mnie wrażenia. - robiły na nim wrażenie, ale prędzej zginie niż da to po sobie rozpoznać. Z drugiej strony jeśli wyśle ją do kuchni to istnieje ryzyko, że wróci stamtąd z patelnią i postanowi zrealizować swoje obietnice. Jonathan zadrżał ze strachu i walczył sam ze sobą. Nie miał sił podnosić tyłka z trawy i głowy z całkiem wygodnych ud Lyyar. Lenistwo kłóciło się z przestrachem. Na samą myśl na temat wstawania robiło mu się słabo i jak na zawołanie, mięśnie wiotczały. Nie da rady poruszać się przy takim słońcu, takiej pięknej pogodzie i takich miękkich udach. - Oboje wiemy, że podchodzenie emocjonalne mi wyjdzie. Jestem w tym dobry i ty oraz twój żołądek o tym wiecie. - wyszczerzył się okrutnie, dumny z siebie jak paw z nakłonienia żołądka Lyyar do współpracy. Liczy się wnętrze! Jonathan doceniał wnętrze Lyyar nade wszystko. Obracanie woli jej żołądka przeciwko niej było świetnym posunięciem. Jeszcze trochę jej pojęczy, a w końcu pójdzie im po prowiant i wszyscy będą szczęśliwi. Niestety w pobliżu nie było żadnej żywej duszy, aby zapłacić jej za posługę kelnera. Musiała więc zająć się tym Lyyar, bo póki co na Jonathana nie mogła liczyć nawet chwili. - Siedzisz bliżej, przecież widzę. Ja leżę, więc podnoszenie się zajmie mi więcej czasu i zabierze więcej wysiłku. Ty musisz tylko zgiąć nogi i podnieść tyłek, a ja muszę podnieść się cały. Kalkulując, tobie jest łatwiej iść do kuchni. Jesteś bardziej wysportowana, jak pobiegniesz, wyrobisz się w pięć minut. Ja tymczasem spróbuję usiąść. - zagadał ją, na banalne sposoby tłumacząc i wyjaśniając powody zwolnienia z biegnięcia po prowiant. Z takim przejawem logiki nikt nie miał najmniejszych szans. Cokolwiek Krukonka powie, Jonathan to skontratakuje i to jego zdanie będzie na wierzchu. - Nie uniemożliwiam ci podniesienia się! - obruszył się drugi raz i z demonstracyjnymi jękami rozpoczął proces podnoszenia połowy ciała do siadu. Jonathan jest bardzo zdolny. Prostą czynność siadania rozciągnął w czasie do trzech długich minut. A i tak nie usiadł do końca, a tylko uniósł tułów i wykręcił go przodem do dziewczyny. - Widzisz? Możesz już iść. - przesunął tyłkiem po trawie siadając bardziej prosto oczywiście przy akompaniamencie grymasów oraz stękania jak stary dziad. - O, mam dla ciebie zachętę. - ułożył ciepłą rękę na jej szyi i przysunął do siebie jej głowę, samemu wyciągając się ku jej ustom. Z lubaśnym uśmiechem pocałował ją w policzek, a wiedząc, że to mało nawet dla niego, przesunął wargi w kącik jej ust. Scałował je trzy razy, zachwycając się ich miękkością jak dzieciak lizakiem z Miodowego Królestwa. Nie posunął się dalej, bo chciał zostawić w niej pewien niedosyt. Gdy wróci, dokończą. Kciukiem pogłaskał skrawek skóry na jej szyi. Wpadł na pomysł, aby później zostawić na nich malinki w ramach kary za zaniedbywanie własnego chłopaka. - Czujesz się zachęcona czy zachęcać cię dalej aż umrzemy z głodu? - zapytał cicho, niezwykle ucieszony rudą zasłoną po bokach jej twarzy. - Lepiej cię motywuję, więc idź nam po jedzenie, Lyyra. - z bezczelną premedytacją wymówił niepoprawnie jej imię, nadając mu szczególnego, cichego i miłego brzmienia. Musi polecieć na jego urok osobisty, no musi, bo inaczej Filch znajdzie ich zwłoki po tym jak umrą tu z głodu.
Gość
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Nie 03 Kwi 2016, 22:00
Westchnęła ciężko słysząc kolejną partię oszczerstw wycelowaną w jej ukochanego pupila. Co prawda już nauczyła się, że Gryfon był niereformowalny w tej kwestii, ale wciąż miała odruch walki w obronie uciśnionego gacka, który z powodzeniem zastępował jej w Hogwarcie całą rodzinę. - Owszem, nie karmiłam nigdy twojego szczura, ale to dlatego, że ty zazwyczaj zadbasz o to jak prawdziwa babcia. Po co mam mu podsuwać krakersy, gdy biedak ciągnie własny brzuszek po podłodze? Kumpir go straszył, żeby ten tłuścioszek trochę pobiegał. Trochę zrozumienia. Jestem oburzona, że nie wierzysz w moje dobre intencje. To prawda, co jak co, ale w stosunku do zwierząt Derich mogła uchodzić za matkę Teresę. Nie, nie zamierzała zostawać wegetarianką, nawet jej to przez myśl nie przeszło. Tak samo nie miała oporów przed pozyskiwaniem składników do eliksirów z martwych zwierząt. Zawsze okazywała należny im szacunek i tyle. Według niej tyle wystarczyło i problem wśród ludzi polegał na tym, że właśnie często gęsto brak im było szacunku dla drugiej osoby. Nie mówimy o totalnych kretynach oczywiście, bo każda tolerancja miała swoje granice. Jak podejrzewała, Prior prędzej umrze z głodu niż po prostu wstanie i pójdzie po jedzenie. Na dodatek zmarnuje przed śmiercią ostatki sił na jojczenie Lyyar koło ucha, by to ona się podniosła i robiła za jego niewolnika. Niedoczekanie. Nie zamierzała latać po tym słońcu w tę i z powrotem, bo jej chłopakowi zaburczało w brzuchu. Co prawda jej też już burczało, jak sprytnie zauważył delikwent, ale wciąż nie przegrała. Umiała zignorować głód w imię szukania składników, więc czymże było przetrzymanie leniwej buły? - Emocje to ty we mnie wzbudzasz tylko czasami skrajne. Skąd wiesz, że nie wrócę z kuchni z czarującym uśmiechem i błyszczącą patelnią, by w końcu spełnić te wszystkie obietnice za jednym zamachem? - uśmiechnęła się szeroko, przesuwając opuszkami palców wzdłuż linii szczęki Jonathana. - Szkoda by było tej buźki, nie rób mi tego. Zmuszać niewiastę do tak brutalnych czynów, jak ci nie wstyd? I kolejna porcja jęczenia. Przysięgam, niedługo pomyślę, że jestem w związku z jakąś księżną, pomyślała słuchając kolejnych wywodów, tym razem o marnowaniu cennej energii organizmu Gryfona. Już doskonale rozumiała czemu jego poprzednie związki tak krótko trwały, podejrzewała też, że każdy kolejne zakończy się tym samym. Chyba, że skończy ze swoim szczurem, wtedy mogła uwierzyć, że któregoś pięknego dnia będzie życzyła szczęścia młodej parze. - Jonathanie, słońce ty moje. - już miała dokończyć, gdy luby postanowił ją dodatkowo zmotywować. Nie mogła powiedzieć, by jej się to nie podobało, lubiła ego pocałunki. Jak na tak leniwą osobę potrafić dobrze całować, prawie miało się wrażenie, że dokłada wszelkich starań, by druga strona doświadczyła jak najwięcej przyjemności. Kiedy oddalił się Krukonka postanowiła nie pozwolić mu na wodzenie jej za nos. Bezceremonialnie złapała go za ubranie, przyciągnęła do siebie i pocałowała. Nie szczędziła mu spore dawki sporego doświadczenia, ale to ona zamierzała zostawić po sobie niedosyt. Następnie uśmiechnęła się do niego słodko, mrugając porozumiewawczo. - Chciałbyś więcej, co? Więc poświęć się dla swojej Krukonki. Nie każ mi myśleć, że mam dziewczynę zamiast faceta. Znacznie bardzie wolę cię męskiego, mój drogi. Wynagrodzę cię potem. W każdym razie - albo ty, albo oboje. Nie ma trzeciej opcji.
Jonathan Prior
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Pon 04 Kwi 2016, 20:55
- JA mam wierzyć w TWOJE dobre intencje? - zapytał z niedowierzaniem. - Za kogo ty mnie uważasz, kochanie. Oczywiście, że nie wierzę. Takiej drugiej wrednej i pięknej zołzy nie znajdzie się w Ravenclawie. - a i tak przeszedł samego siebie, że w ogóle spojrzał na kogoś ze znienawidzonego domu. Cóż poradzić, bratanie się z wrogiem jest całkiem przyjemne. - Nie usprawiedliwiaj swojego szkodnika. Jeszcze raz się zbliży do Aro, zrobię z niego rękawiczki i dam je tobie na gwiazdkę. - wyszczerzył się cwaniacko. W jego głosie dało słyszeć się pewne ostrzeżenie i powagę. Wolałby, aby Aro nie popadł w depresję. Jonathan nie zauważył, żeby szczur ciągnął brzuch po podłodze. Wyglądał całkiem dobrze. Nie potrzebował niczyjej troski, a już w szczególności nie Lyyar i jej szkodnika. W tej kwestii ani jedno ani drugie się nie pogodzi, ale to dobry temat do wzajemnego wytykania. A niech to, też pomyślała o patelni. Nie chciało mu się wierzyć, że mówi poważnie, ale gdy tak patrzył na nią kątem oka to nie mógł mieć pewności czy nie byłaby do tego zdolna. Krukoni potrafią dopuścić się wszystkiego, żeby udowodnić swoje racje. Uroki bratania sie z wrogiem... - Nie zrobisz tego, bo za mną szalejesz i podoba ci się odwiedzanie schowków. Ale tak tak, gróź mi kochanie. Mogę udać, że się tego boję, jeśli poczujesz się wtedy pewniej. - uniósł brwi, gotów się jej odgryzać co zdanie, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jonathan zaczynał powoli naprawdę jojoczyć, bo żadne z jego słów i zachęt nie podnosiło zgrabnej pupy Lyyar z trawy i nie pchało jej do kuchni po jedzenie. Czasami zdawało mu się, że chodzi z oślicą, bo nakłonić ją do czegoś czasami równa się z próbami udowodnienia McGonagall, że magia pirotechniczna jest potrzebna naukce transmutacji. Z góry skazane na niepowodzenie. Co nie zmienia faktu, że przestanie próbować. W końcu jego będzie na wierzchu. Z jego gardła wydobyło się oburzone jęknięcie, gdy złośliwie przebiła jego ofertę i zachętę do wyjścia do kuchni. Narobiła mu wielkiej ochoty na zabranie ją do schowka czy oddawaniu się niemoralnym przyjemnościom na samym środku błoni. - Działasz nie fair. Wiesz, że się za to słono zemszczę? - zapytał, nie odsuwając się nawet milimetr od jej ust. Spojrzał z bliska w błękitne oczy, a wyrazem swoich i tonem głosu zapewniał pannę Derich o słuszności odczuwania lęku przed jego zemstą. Z bardzo nieszczęśliwą miną i zgarbionymi ramionami odsunął się, ukląkł, a potem z jękiem podniósł się do pionu, jednocześnie ciągnąc za sobą Lyyar. - Otwieraj parasolkę, idziesz ze mną. Jeśli mam cierpieć i tracić siły na użeranie się ze skrzatami, pójdziesz tam ze mną. - zanim otworzyła parasolkę, żeby osłonić się przed słońcem, przyciągnął ją do swojego tułowia. W jego roześmianych ślepiach tworzył się nieprzyjemny plan zemsty. To pocałunek Jonathana miał być ostatni i to on miał zostawiać niedosyt czy tego Lyyar chce czy nie. Przytrzymał jej brodę palcami i z przyjemnością oddał pocałunek z nawiązką i po trzech sekundach odsunął się. Nie dało się zetrzeć z jego twarzy złośliwego uśmiechu. - Panie przodem. - wskazał ręką ścieżkę z piachu.
Gość
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Wto 05 Kwi 2016, 17:06
Kolejna porcja złośliwości posłana w stronę bogu ducha winnego nietoperza. Kto wie, może Kumpir doskonale wiedział, że nie jest tolerowany przez obecnego chłopaka swojej pani i z premedytacją podejmował złośliwe działania, by napsuć krwi Gryfonowi? Może, zwierzęta potrafiły być znacznie sprytniejsze od ludzi, a zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie bronił uciśnionych stworzonek przed niesprawiedliwie wymierzoną przemocą. W tym wypadku była to Lyyar, a że rudzielec należał do skutecznych obrońców braci mniejszych to gacek jak najbardziej mógł korzystać ze swobody do woli. Co prawda brała pod uwagę taką naturę swego pupila, ale chyba jej to nie przeszkadzało. Jej na przykład nie przyszło do głowy grożenie Aro, nawet gdy ten ukradł jej kiedyś kawałek ciasteczka szczęścia. Jej ulubionych ciastek się nie tyka! Jonathan by za to oberwał pięcioma patelniami, ale szczur wyszedł cało. Ha, udało się! Co prawda widziała to spojrzenie Priora, który już rozmyślał nad co skuteczniejszymi sposobami na utarcie Krukonce nosa, ale trudno się mówiło. Najwyżej będą się na sobie mścić przez następne pół roku dla wyrównania rachunków. W tym momencie ważnym było to, że osiągnęli wymuszony przez rudą kompromis. Racja, i tak musiała się zwlec z wygodnej i chłodnej trawki, jednakże jej luby również musiał to uczynić. Remis osiągnięty, a to zawsze lepsze od przegranej. Niebezpiecznie jest twierdzić, że można pokonać Derich w kwestii uporu. - Bardzo ładnie, mój dzielny Gryfonie. Jestem z ciebie taka dumna, że dałeś radę pokonać tak nieziemski wysiłek. – szeptała mu czule ducha, muskając je wargami w sposób kuszący, nawet pomimo tej wyraźnej nuty rozbawienia w jej głosie. – Co ja bym zrobiła bez tak dzielnego herosa, który dla dobra swego żołądka wyruszy w niebezpieczną podróż pełną potworów, mając za kompana piękną nimfę, by mogła wspierać go w tym zadaniu? Owszem, bawiła się bardzo dobrze, otwierając parasolkę i z lekkim ukłuciem tęsknoty żegnając wspaniały punkt pod drzewem. Najwyżej, jeśli ktokolwiek zajmie ich punkt wypoczynkowy, Jonathan znowu ich bezceremonialnie wyprosi, roszcząc sobie prawa do skrawka błoń. Nie miała z tym problemu, szczególnie, jeśli wyprawa do kuchni faktycznie okaże się owocna. Dobrze, że wiosny w tym kraju nie były upalne, bo Lyyar pewnie ugotowałaby się na twardo. Wakacje zazwyczaj spędzała w domu, gdzie bardzo często występowały mgły, a w okolicy jej domu rosło wiele drzew. O cień nie trudno, choć pływanie zazwyczaj musiała zostawić na pochmurne dni lub noc. O tak, jezioro w blasku księżyca, to dopiero przyjemne spędzanie czasu. Przez cała drogę do kuchni wciąż się lekko wyzłośliwiała, ale chcąc jednocześnie wynagrodzić poświęcenie lenia zwanego Priorem, postanowiła robić to nieco lżej, czasem nawet dorzucać coś czułego, by chłopak w pewnym momencie nie usiadł na środku korytarza i nie stwierdził, że robi strajk głodowy. Dzieci trzeba nagradzać, a kim innym byli faceci? W końcu dotarli do kuchni, a skrzaty chciały połamać swoje krótkie nóżki, byleby tylko dogodzić tej dwójce. Skoro i tak już tu była, a żołądek ponownie przypomniał o swoich żądaniach(terrorysta jeden) to „zamówiła” trochę ciasteczek szczęścia i małą miskę ryżu z warzywami. Wiosna w trakcie, trzeba dbać o to, co się je. Może i w bikini jej nikt na plaży nie uraczy, ale ładne ciuchy też muszą leżeć. Co jak co, ale Derich nie miała aspiracji do stania się baleronem. - Tylko pamiętaj, głodomorze, poproś o tyle, ile zdołasz unieść. Ja tragarzem nie będę. – dodała, z uśmiechem pochłaniając pierwsze ciastko.
Jonathan Prior
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Sob 09 Kwi 2016, 14:47
I to jest właśnie niesprawiedliwe. Dziewczyny wolą zwierzęta od przystojnych kolegów. Taki kot czy pies zdobędzie serce każdej dziewczyny, a płeć brzydka musi dwoić się i troić, żeby w ogóle zwrócić na siebie uwagę. Całe szczęście, że Jonathan miał powalający urok osobisty i pewność siebie, nie cierpiał dzięki temu na brak wrażeń i dziewczęcego ciała do obmacywania. Co prawda dalej przegrywał, nawet z własnym odrażającym szczurem, a więc cieszył się bardziej, że ma kolejną i kolejną dziewczynę, która woli jego niż zwierza. Kumpir był tutaj rywalem, którego starał się wyeleminować. Wolał, aby Lyyar zajmowała się swoim chłopakiem, a nie brzydkim i krwiożerczym szkodnikiem. Że też musiał wtrącać się nawet w rozmowę w taką piękną pogodę. Serio, Jonathan zrobi z niego rękawiczki na zimę i wręczy je w prezencie dziewczynie. W takiej postaci Gryfon go nawet polubi. Nawet jeśli będzie go kosztować to pięć guzów na głowie od pięciu patelni. Mieszała mu w głowie, bo zamiast dokończyć układanie planu, dzięki któremu się na niej zemści, jego uwaga koncentrowała się na gorącym oddechu łaskoczącym jego skórę. Musiał wstrzymać oddech, żeby nie zaciągnąć jej właśnie w tej chwili do schowka i nie posłać w łeb planu przyniesienia prowiantu. - Nie lubię marnować czasu przeznaczonego na lenistwo. Dbam też o żołądek pięknej nimfy, nie zapomnę ci tego wypominać. - odpowiedział również ciszej, zdradzając się nieumyślnie schrypniętym głosem. Krew zawrzała mu w skroniach i musiał naprawdę się opamiętać, aby nie zmienić ich planów. Dał się Lyaar podejść, prawie jak zawsze przegrywał z nią ten pojedynek i nie mógł od razu stosownie odpowiedzieć na jej pełen triumfu wzrok. Chwycił jej rękę, mało delikatnie trzymając jej palce pomiędzy swoimi. Dzielnie znosił jej przytyki podczas niekończącej się drogi do kuchni, tylko siedem razy przystając i powstrzymując się przed zawleczeniem jej siłą do schowka. Jego mina mówiła sama za siebie i w końcu Lyyar musiała pojąć jego irytację i chęci, skoro zeszła z tonu. Powinna docenić jego wyrzeczenia dla własnego dobra. Jonathan bardzo rzadko się czegoś wyrzekał, ale głód był tak silny, że musiał już sie poświęcić i iść do nudnej kuchni pełnej łysych, białych głów. Wywrócił oczami widząc co Lyyar sobie wybrała. Sałatki, warzywa... typowe babskie porcje, bo Jonathan nie byłby w stanie tego przełknąć. Równie dobrze mógłby zerwać trawy z błoni i próbować na tym przeżyć. Z arogancją i bijącym od głosu chłodem zażądał od zgarbionych skrzatów sporą porcję kanapek, babeczek dyniowych i butelkę świeżo wyciśniętego soku dyniowego. Na wieść, że nie mają miodu pitnego tylko na nich warknął i nazwał ich niedorajdami. No cóż, Jonathan głodny to Jonathan zły. Gdy już wyszli z kuchni, zabrał jej z ręki ciastko i je zjadł. - Kradzione lepiej smakuje. - odpowiedział na jej zdumiony wyraz twarzy. Wzruszył ramionami i rozpoczął mozolną, długą wędrówkę w drogę powrotną. Teraz miał do trzymania jedzenie i rękę Lyyar (coby nie postanowiła strzelić focha bez powodu i sobie iść, bo tak się składało, że miał w planach przeleżeć na jej kolanach albo biuście resztę popołudnia), a więc póki co nie groziło jej zamknięcie się w schowku na cztery spusty.
Gość
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Sob 09 Kwi 2016, 18:51
Niby nie znali się specjalnie długo, jednakże potrafiła już z łatwością rozpoznać poszczególne zachowania Jonathana. Nie wiedziała czy to on był tak prostym człowiekiem, czy jej przyzwyczajony do ścisłych receptur umysł powoli zaczynał analizować rzeczywistość podobnymi schematami. Fakt był jedne, a mianowicie doskonale wiedziała, że Gryfon bił się z myślami i odsuwał niechętnie myśl, by zaciągnąć swoją dziewczynę w ustronne miejsce. Nie mogła zaprzeczyć, że była nieco zawiedziona, gdyż taki obrót spraw prawie zawsze był jej na rękę. Odprężenie to jeden z ważniejszych kroków do osiągnięcia sukcesu, a przecież zbliżenia rozluźniały mięśnie i koiły nerwy w sposób perfekcyjny. Nie skreślała jeszcze takiego scenariusza na ten dzień, w końcu wieczór daleko, a mężczyźni dawali manipulować swoimi hormonami w sposób dziecinnie łatwy. Znając się na eliksirach do perfekcji opanowała rozumowanie i planowanie pod kątem akcji i reakcji, a Prior nadawał się idealnie na królika doświadczalnego. Póki co nie dała mu powodów do narzekania przy tego typu reakcjach. Uniosła tylko brew, zauważając perfidną kradzież w biały dzień, jednakże nie odezwała się ani słowem. Nie pierwszy raz zabierał jej jedzenie, a ona również nie pozostawała dłużna przy pierwszej lepszej okazji. A propos spłacania długu… Bezczelnie zaciągnął ją na przechadzkę pod prażącym słońcem(nieważne, że też na tym skorzystała), więc teraz należy się rekompensata. Kto jak kto, ale diler słowny zawsze będzie. - Jonathanie, mój drogi? – zagaiła, gdy zbliżali się powoli do wyjścia z zamku. Trzymała pewnie jego dłoń, palcami jednak muskając jej wierzch. Tajemniczy uśmiech tańczył na jej ustach, a figlarne spojrzenie przechodziła raz na Gryfona, raz na kierunek ich wędrówki. – Skoro już wyciągnąłeś swoją nimfę na tę wyprawę rodem z opowieści przygodowych to sądzę, że należałaby się jakaś rekompensata za szkody moralne, nie sądzisz? Trochę miłości i uwielbienia, takie tam. Śmiech rozbrzmiewał w jej głosie, przez co nie szło zinterpretować słów Krukonki negatywnie, może nawet takie gadanie potrafiło dodać jej uroku. Kto by pomyślał, że eliksirowy mól książkowy ma poczucie humoru. Przybliżyła się do niego, tak że szli dosłownie ramię w ramię, ocierając się o siebie. Prior bywał uciążliwy, ale taka bliskość zawsze potrafiło ostudzić temperament Derich i dostrzec w kompanie więcej zalet lub po prostu ignorować wady. Właśnie to ceniła sobie w ludziach. Nie nieskazitelny, otumaniający wygląd, a pewne aspekty osobowości, które oddziałują na drugą osobę przez samą bliskość. - Żeby być sprawiedliwą pozwolę tobie też zażądać jakiegoś małego, malusiego odszkodowania od mojej skromnej osoby. Co ty na to? – dodała pomiędzy kęsami, kończąc powoli swój przydział jedzenia. Jej tempo pochłaniania pożywienia bywało przerażające, jednak ona sama już nie zwracała na to uwagi. – Co prawda nie powinnam mieć litości dla złodziei, ale zrzucimy winę twój urok osobisty i sędzia przymknie oko. Już ja o to zadbam – o ile dojdzie do ugody między nami. Widać był,l że dobrze się bawi przy tym, jednocześnie nie podpuszczając Gryfona. Żartobliwy ton żartobliwym tonem, ale intencje były szczere.
Jonathan Prior
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Sob 09 Kwi 2016, 20:00
Najpierw głód fizyczny. Po drodze zdołał podjeść co nieco, choć spoglądał co chwilę w stronę Lyyar. Patrzył na nią spode łba, bo perfidnie wygrywała z nim na płaszczyźnie hormonów. Powinien przywyknąć, że manipulowała nim jak chciała, a on się temu musiał w końcu poddać, ale to nie znaczy, że mu się to podobało. W pewnych kwestiach bywał bezsilny, bo trafił na dziewczynę, która zawsze dostaje to, czego chce. To mu się w niej podobało, ale nie, nie zamknie się z nią teraz w schowku, bo to byłoby jej niewątpliwe zwycięstwo na dzisiejszy dzień. Z przyjemnością wyżyłby się w relaksujący sposób na tych złośliwie wygiętych ustach. Musiał w pewnym momencie zamknąć oczy, aby uspokoić wrzącą krew. Im dłużej z nią przebywał sam na sam, tym bardziej zbereźne myśli przychodziły mu do głowy. Zachęcała go i kusiła, a miał się na niej mścić. Uniósł kąt ust i szedł dalej przed siebie, prowadząc ją dzielnie korytarzem ku błoniom. Wgryzł się w kanapkę i nie od razu odpowiedział. Nawet na nią nie spojrzał, tylko przeciągał jej niepewność. Tylko się uśmiechał, powstrzymywał wyszczerz. Spiął mięśnie żuchwy, zacisnął zęby. Nie będzie grał na jej zasadach, bo chyba zapominała z kim się brata. Oddychał przez nos i przerwał przeżuwanie kanapki. Lyyar skutecznie wytrącała go z równowagi. W kręgosłupie czuł ciepło jej ramienia, krew jak na zawołanie zaczęła szumieć w uszach. Musiał naprawdę ze sobą walczyć, aby trochę Lyyar zniecierpliwić. Nie mogła dostawać go jak na zawołanie, no nie wypada tak się poddawać byle piękniejszej pannie, do której go ciągnęło. - Malusie odszkodowanie? - parsknął śmiechem, nagle, bez uprzedzenia zatrzymując się. Mimo, że ręce miał zajęte, nie przeszkodziło mu to w niczym. Odwrócił się przodem do Krukonki, patrzył na nią z góry z irytacją. Wzniósł oczy ku niebu i wydusił z siebie powietrze, bo zobaczył w kącie jej ust okruch ciastka. Co jeszcze musi znieść? Robiła to celowo. - Za moje straty moralne nie wypłacisz mi się do śmierci. - zrobił krok ku niej, nakłaniając ją do cofania się. - A teraz piękna nimfa oczekuje ślepego uwielbienia... - zamyślił się demonstracyjnie, posyłając spojrzenie w eter. Powrócił wzrokiem do pannicy. - Pomyślmy co mam do zaoferowania za tak niegodziwe potraktowanie mojego lenistwa. - zastanowił się robiąc ku niej następny krok i kolejny. Jeśli nie chciała się cofnąć, subtelnie napierał na nią bliskością ciała. Przekrzywił głowę i zmarszczył wargi, cmokając z wyższością. - No nie wiem, może stałe zamknięcie w magazynie, pogniecenie twojego ślicznie wyprasowanego mundurka. Hm, co ty na to, o piękna nimfo? - nadal mówił oschle, odnosząc się do niej cokolwiek arogancko. Zezłościła jego ego, co poradzić. - Albo zarwanie wszystkich lekcji. Pytanie tylko czy krukońska duma zdzierży taki rachunek za wyrządzoną krzywdę. - wypuścił jej palce, opierając rękę o ścianę obok jej twarzy, tuż nad ramieniem. Nie uśmiechnął się ni trochę, rozważając co by tutaj zrobić pannicy za nieuszanowanie lenistwa wrodzonego swojego chłopaka. Odgarnął pasmo jej rudych włosów za ucho, układając rozpaloną rękę na jej potylicy. Nachylił się nad nią bardzo blisko, ustami tuż przy ustach. Powietrze między nimi drgało. - Kochany piękny sędzia musi być bardziej przekonywujący. - szepnął i odsunął się, z powrotem się prostując. Ugryzł jabłko.
Gość
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Nie 10 Kwi 2016, 11:32
Wszystko szło tak gładko, że aż zapomniała, że de facto droczy się z Gryfonem. Powinna mieć z tego czystą satysfakcję, by potem obdarzyć go co najwyżej buziakiem w policzek, tanecznym krokiem zmierzając w stronę błoń i ich drzewa. Powinna, ale jej własna gra zaczynała działać na nią samą, czego jednak nie powinna, a wręcz nie mogła okazać Jonathanowi. Niech tkwi w świętym przekonaniu, że może rozdawać karty jak jej się podoba, a hormony i wszelkie emocje trzyma na wodzy. Nic bardziej mylnego, w końcu była tylko człowiekiem i to w wieku nastoletnim, cudów nie ma. Sęk w tym, że zazwyczaj była w stanie zwieść innych na tyle, by myśleli co innego. Ona potem ponosiła własne konsekwencje w odosobnieniu lub nie, jednakże przyznanie się do porażki w batalii nie przychodziło jej łatwo. Może i nie była bardzo dumną osobą, która trzyma się swego za wszelką cenę, ale budowanie opinii to zupełnie inna bajka. W tym zakresie wręcz należało tworzyć iluzję, otoczkę, w którą ludzie będą w stanie uwierzyć – dla jej własnego dobra i spokoju. Słuchała jego słów z uśmiechem, przygryzając dolną wargę. Bardzo lubiła, gdy zmieniał ton, gdy się niecierpliwił. Wtedy nie prezentował się jak rozlazła, leniwa klucha, która jęczy pół dnia z powodu odległości do kuchni. Nie, wtedy właśnie Prior pokazywał, że są momenty, gdy może po coś sięgnąć bez narzekania czy łaski. Derich nigdy nie ukrywała, że lubiła bywać tym powodem, szczególnie, że zazwyczaj wiedziała jak obrócić sytuację, by żadne z nich nie było poszkodowane, a wręcz przeciwnie. Zaśmiała się lekko, cicho, jakby ten dźwięk był przeznaczony tylko dla uszu Gryfona i nikogo więcej. - Mój mundurek może nawet lepiej wyglądać pognieciony, kto wie? Moda wszystko przyjmie, a z kolei wyprasowanie go to żaden problem. – powiedziała najpierw, czując chłód ściany przez materiał ubrania. Wspaniały kontrast, szczególnie, gdy dłoń chłopaka spoczęła na jej karku. Całe szczęście drobny dreszcz był na tyle nieszkodliwy, że nie zdradziła jego obecności żadnym ruchem ciała czy drżeniem mięśni. – Opuszczenie lekcji ? Mój drogi, za kogo ty mnie masz? Jakim prawem byłabym w Ravenclaw, gdybym nie umiała nadrobić zaległości w rekordowym czasie? Dobrze znała opinie na temat swojego domu, na szczęście umiała do nich podejść z dystansem. Kujony kujonami, ale to oni pili w najlepsze sok z dyni, kiedy cała reszta starała się pojąć materiał z dwóch miesięcy w jedną noc. Koniec końców kto się śmieje, ten się śmieje ostatni. Kiedy odsunął twarz była zawiedziona i jej oczy to pokazały, ale cała reszta ciała wiedziała co robić dalej. Miała wprawę. Wyciągnęła dłoń, by palcami niby dla zabawy przesunąć wzdłuż linii szczęki Priora, szyi, następnie linii szaty w dół, zatrzymując się jednak mniej więcej w połowie długości torsu, by pobawić się krawatem w barwach czerwieni i złota. - Mówisz tak, jakbyś mnie już dostatecznie nie znał. Dobrze wiesz, że co jak co, ale słowa dotrzymuję, a i do negocjacji jestem chętna, o ile nie godzą w moją dumę. Ty masz szczęśliwą taryfę ulgową, Jonathanie. Uważaj jednak, bo promocja ma czas ograniczony. – uśmiechnęła się słodko, choć oczy przypominały raczej spojrzenie polującego kota- hipnotyzujące, wabiące ofiarę. – Skoro już tak bardzo zmęczyła cię wyprawa, a mój brak poszanowania dla twojego lenistwa uraził… to nie sądzisz, że to dobre argumenty przemawiające za relaksem? Z tego co pamiętam nigdy nie mieliśmy z tym problemu.[/b] Jej słowa spływały z usta powoli, jednostajnie, choć od czasu do czasu gdzież dźwięczały figlarne nuty, jakby sam demon kusił do zboczenia z wcześniej obranej ścieżki. Palce kontynuowały wędrówkę, tym razem w przeciwnym kierunku, zmierzając powoli acz wytrwale na ponowne spotkanie ze skórą chłopaka. Lyyar właśnie przemawiała do lenistwa Priora, licząc, że najzwyczajniej w świecie nie będzie mu się chciało z nią droczyć zbyt długo.
Jonathan Prior
Temat: Re: Zawsze jest Twoja kolej. Nie 10 Kwi 2016, 13:33
Robiła sobie z nim co chciała, w sposób wyrachowany wykorzystując przewagę. Mimo, że Prior był świadomy, że ta pannica owija go sobie wokół palca, ciężko było mu odbić się ponad jej zachowanie i odpowiedzieć z nawiązką, zmusić ją do podkulenia ogona i zwrócenia mu honoru. Perfidnie wykorzystywała jego nieliczne wady i obracała na własną korzyść. Lenistwo? Wiedziała jak go zmusić do podniesienia tyłka i jeszcze wmówić mu, że sam tego chciał. Prior nie mógł pojąć co ta ruda pannica ma przeciwko jego lenistwu. Kto nie lubi leżeć bezczynnie? A, no tak, bratał się z Krukonką, a oni należeli do innej rasy, skoro mieli jakiekolwiek 'ale' do leniuchowania. Przecież to zdrowe dla ciała i organizmu, nawet mugolscy naukowcy to potwierdzali. Drzemka na lekcjach w ciągu dnia oczyszczała umysł i motywowała do działania. Takie coś jak dbanie o swoją połówkę również miało korzyści zdrowotne dla obu stron - jedna regenerowała się leżąc na płaskiej powierzchni tuż pod słońcem, a druga prostowała kończyny i używała sportu podczas radosnej wędrówki do kuchni. Prior zapamiętał, aby następnym razem celować bardziej w Puchonki, bo one prędzej by dały się przekonać do pójścia do kuchni po prowiant. Zachciało mu się zauroczyć Krukonką. Niech to diabli, jeszcze się nie nudził i jeszcze był podatny na urok Lyyar. - Moich zaległości nie chcesz nadrabiać. Co z ciebie za moja dziewczyna? W ogóle o mnie nie dbasz. Dobrze, że przynajmniej nie wrzeszczysz na widok ognia, bo wtedy musiałbym cię rzucić, a tego przecież nie chcemy. - mruknął, bez przerwy wytykając jej brak troski i uległości. Paradoksalnie nie chciał, żeby się zmieniała, bo to mu odpowiadało. Droczenie się, szukanie powodów do zemst, kłótni, sprzeczek, sprawdzanie w którym momencie strzeli focha i się na niego obrazi. Nie było rutyny, Lyyar gwarantowała trochę atrakcji. Tylko czasami bywała upierdliwa i nie do zniesienia. Tak jak teraz, gdy tylko go podjudzała, a on wbrew swojej woli ulegał. Baby! - Widzę, że nie zrozumiesz powagi swojego zachowania. - jęknął z bezsilności, bo gdy tylko wypuściła krawat i dotknęła jego twarzy, miał dosyć. Odstawił na bok niesioną górę jedzenia, bo potrzebował obu rąk, żeby objąć kark Lyyar i się do niej przysunąć. Oparł głowę o jej czoło. - Okej, do końca dnia się relaksujemy i nie chcę słyszeć, że musimy gdzieś iść i się zbyt intensywnie ruszać. Jest piątek. - skierował jej buzię do siebie, żeby mieć swobodniejszy dostęp do tych triumfalnie wygiętych ust. Zalała go znajoma fala gorąca, do której tak tęsknił, szczególnie podczas wyjątkowo nudnych lekcji. Jak tylko ją pocałował, to nie mógł już przestać i prawdopodobnie nic nie zdoła go teraz odsunąć na moralnie żądaną odległość. Zaspokoił pierwszy głód i mógł zrobić im przerwę na co innego. Co prawda powinien zamknąć się z nią za drzwiami schowka na miotły, żeby później nie narzekała na to, że nie jest ani trochę romantyczny. Jego ręka niby to przypadkiem opadła wzdłuż talii Lyyar, akurat w tym wąskim miejscu, w którym kończyła się bluzka, a zaczynała spódniczka. Tuż przy wąskim skrawku skóry, do którego go tak ciągnęło. Udało się jej dobitnie przemówić do jego lenistwa, oferując coś lepszego i przyjemniejszego w zamian. Przy takiej propozycji i jawnych zachętach nie sposób odmówić.