Temat: talk some sense to me? Sob 26 Mar 2016, 22:53
Opis wspomnienia
Kiedy pewien auror nie może spać, sprawia kłopoty. Takie, które w środku nocy pukają do twoich drzwi.
Osoby: Nikolai Asen, Alex Hall
Czas: grudzień 77, niedługo po asenowej akcji ratunkowej
Miejsce: mieszkanie Nikolaia
Alex nie mógł spać. Znowu. To nie tak, że niemożność przyłożenia głowy do poduszki i odpłynięcia gdzieś w przyjemną, mięciutką krainę nieświadomości była dla niego nowością – nie. W ciągu ponad dwudziestu lat swojego burzliwego życia, Hallowi często zdarzały się problemy ze snem, który nie chciał przychodzić szczególnie w nocy, gdy samotnie leżał pod kołdrą, wpatrując się w ciemny sufit z niedorzecznym, podskórnym przeświadczeniem, że zaraz stanie się coś złego. Zaczęło się, gdy był jeszcze dzieckiem, nasiliło w okresie szkolnym, a po aurorskich szkoleniach i nominacji okazało się całkiem przydatne – kiedy nie chce ci się w ogóle spać, dużo łatwiej jest całą noc obserwować dom podejrzanego. No tak, choć czasem miało to swoje zalety, Alex musiał przecież od czasu do czasu odpływać w objęcia Morfeusza. Musiał, bo wystarczyło, że raz eksperymentował z niekładzeniem się do łóżka – ogólne osłabienie organizmu, spadek koncentracji, dreszcze, szczękanie zębami oraz halucynacje skutecznie wybiły mu te pomysły z głowy. Wystarczyły tylko trzy dni wariactwa. William złagodził objawy hallowej bezsenności, bo wystarczyło, że młodszy auror przyłożył głowę do jego ramienia i zaraz spał jak kamień. Ale to było na chwilę, jak wszystko inne, co wiązało się z pozwoleniem na bliskość z panem Lewisem i teraz, kolejną noc Alex borykał się z ciszą we własnym domu oraz snem, który nie chciał nadejść. Przewracając się po raz enty, Anglik wreszcie prychnął z niezadowoleniem, odrzucając na bok kołdrę i wstając z łóżka. Skoro nie mógł zasnąć, powinien wykorzystać ten czas lepiej, bardziej produktywnie niż na tępym patrzeniu w sufit. Więc piekł. Tak, Hall lubił gotować, a już szczególnie słodkości. W końcu kto nie lubił słodyczy? Co, że mało męskie hobby? Alex zaśmiałby się w odpowiedzi i zasugerował, by delikwent o takiej opinii pocałował go w zadek. A potem zaślinił się na widok tego, co auror czasem przynosił do Ministerstwa w ramach dzielenia się z kolegami i koleżankami po fachu. Bo właściwie dlaczego by nie. Zegar wskazywał godzinę pierwszą, gdy Hall zaczął podzwaniać miskami, trzaskać szufladami i szurać skrzynką z owocami ukrytą pod niedużym stołem. W ferworze walki ze składnikami, fruwającymi skórkami od jabłek i smugą mąki znaczącą policzek, nie czuł upływu czasu – nie czuł go na tyle, że miał wrażenie, jakby minęło pięć minut od momentu, kiedy wszedł do kuchni, gdy w rzeczywistości po uprzątnięciu blatu i wpatrywaniu się w piekarnik, oceniając stan upieczenia dwóch placków, zastała go godzina... Dobrze widział, prawie czwarta, gdy formy wyjechały do wystygnięcia, wypełniając mieszkanie zapachem wiśni, jabłek i cynamonu. Jak zawsze mu wyszło, trudno żeby było inaczej, skoro przepis na placek potrafił wyrecytować przez sen tak jak i receptury eliksirów. Był tylko jeden problem, taki drobniutki – przecież sam tego wszystkiego nie zje, a do biura nie wybierał się następnego dnia. Sąsiadów też nie obudzi o tak nieludzkiej porze, choć prawdopodobnie zrobił im chwilową pobudkę tłukąc się z miskami, formami oraz piekarnikiem. Hall siedział więc jak struty przy niewielkim stole, opierając policzek na zwiniętej pięści i debatował sam ze sobą, co począć w tak patowej sytuacji. Wyjścia miał dwa: spróbować znów zasnąć (prawdopodobieństwo powodzenia bliskie zeru) lub poszukać kogoś, kto nie wyrzuciłby go na kopach, gdyby o tej porze zapukał do drzwi. Czy był ktoś taki? Normalnie Alex powiedziałby, że nie, ale pamięć zaraz podsunęła treść listów, jakie jeszcze nie tak dawno wymieniał z pewnym... No, powiedzmy że nie do końca normalnym czarodziejem – czarodziejem, który notabene kazał do siebie przyjść, jeśli aurorowi jeszcze raz zdarzy się napad manii cukierniczej w środku nocy. Dlaczego więc Alex w podskokach nie pognał pod znajomy adres? Bo mimo wszystkiego, co zostało powiedziane, jak zwykle umniejszał swoje problemy, nie chcąc nimi nikogo obarczać. No i właściwie jakie miał prawo budzić Nikolaia o tak nieboskiej godzinie, skoro rano pewnie musiał iść do pracy? Tylko, no właśnie, ciasto się zmarnuje. A do tego nie można było dopuścić i dlatego właśnie kwadrans później Hall szedł ciemną ulicą, wśród mroźnej, grudniowej ciszy z pakunkiem pod pachą prosto ku jednej z londyńskich kamienic zdominowanych przez rodziny czarodziejów. Śnieg skrzypiał pod ciężkimi, wojskowymi butami, oddech zmieniał się w obłoczki pary. Pod drzwi mieszkania Asena Alex dotarł z zaczerwienionymi od chłodu policzkami, zmierzwionymi przez kaptur włosami i... Najprościej mówiąc nie prezentował się zbyt reprezentatywnie, może nieco lepiej od wymiętej ścierki. Miał jednak misję, a misja ta wymagała w pierwszej kolejności, by Nikolai otworzył mu drzwi, gdy walił w nie po czwartej nad ranem.
Nikolai Asen
Temat: Re: talk some sense to me? Sob 26 Mar 2016, 23:42
To nie była dobra noc, co siłą rzeczy wynikało z niezbyt przyjemnego dnia ją poprzedzającego. Dzień ten należał bowiem do tych, które Nikolai spędza w formie szalejącej burzy, takiej z całą garścią trzaskających piorunów i pomrukami wprawiającymi w drżenie wszystkie pobliskie okna. Kilkanaście godzin, przez które Asen przedarł się jak huragan, pustosząc okolicę i pożerając niewinne żywoty... Mniej więcej. Oczywiście, nic podobnego nie zrobił. Oczywiście, przepracował sumiennie cały dzień, etatowe osiem godzin dzieląc między własny gabinet a wymagające wizytacji skrytki. Oczywiście, sporządził całą biurokrację, którą musiał i nawet nie połamał przy tym pióra. Oczywiście, uśmiechnął się na wyjściu - fakt, że krzywo, ale gobliny nie zwracały na to większej uwagi - życzył miłego dnia i do mieszkania dotarł bez powodowania większych kolizji czy katastrof naturalnych. W mieszkaniu za to... No, w mieszkaniu nie było już absolutnie żadnego powodu, dla którego miałby udawać, że czuje się świetnie, skoro wcale tak się nie czuł. Był wściekły. Był absolutnie, bezgranicznie, szalenie wściekły. W efekcie drzwi mogły zapomnieć o byciu potraktowanym z wyczuciem i taktem - nie, spotkanie z framugą miało być intensywne, pozbawione czułości i głośne, przede wszystkim głośne. Płaszcz też nie zasłużył na to, by bawić się w precyzyjne rozwieszanie go na wieszaku tak, by następnego dnia wyglądał równie godnie, co obecnie - nie, tym razem rzucony został niedbale, bez zwracania uwagi, czy w ogóle wylądował tam, gdzie powinien. Torba z papierami skończyła gdzieś w kącie gabinetu, marynarka zagubiła się na kuchennym krześle, a jedynym, co w tym momencie zasłużyło na odrobinę nikolaiowego zainteresowania, była paczka papierosów. Paczka, która po obecnym popołudniu i wieczorze miała stać się uboższa mniej więcej o połowę. Jaki był powód tej bułgarskiej furii, zapytacie? Ano najprostszy możliwy - kobieta. Ta konkretna, bo za innymi Niko szczerze mówiąc dawno się już nie oglądał. Za nikim w zasadzie się nie oglądał, choć przecież mógł - preferencje dawały mu tyle możliwości, że niekorzystanie z nich wydawało się być zbrodnią. Asen jednak nie korzystał, za to wściekał się więc podręcznikowo na tę jedną, której u swego boku w zasadzie nie chciał, ale której jednocześnie tak całkiem pozbyć się nie umiał. Nigdy nie sądziłem, że jesteś aż taką suką, Shervashidze. Oczywiście, nie uważał tak nadal. Albo - jednak uważał tak zawsze. Ostatecznie ich związek nigdy nie był łatwy, prosty i przyjemny. Zawsze gdzieś padło za dużo słów, jakiś gest zawierał zbyt wiele siły, w jakimś grymasie było zbyt wiele złośliwości. I tak z obu stron, bo przecież nie tylko Asen był winny. Głównie, ale mimo wszystko nie tylko. W efekcie dzisiaj nie ważne było nawet, o co poszło. O coś. Pewnie o pierdołę, jak zwykle. O jakiś bezsensowny temat, na który dojrzali, dorośli ludzie machną ręką i pójdą dalej. Ale Niko? Marta? Nie, oni rozdrapywali rany. Wbijali szpilki, szli na noże zawsze, kiedy nadarzała się ku temu okazja. Z jednej strony bawili się w parodię rodziny na meczach quidditcha, by z drugiej stać się rasowymi socjopatami wtedy, gdy coś zazgrzytało. Normalni ludzie przerabiają takie rzeczy, ale oni nie byli normalni. Wyszło więc tak, że Nikolai gotował się przez cały dzień po to, by w zaciszu własnego mieszkania eksplodować. Spoczywający zwykle na biurku gabinetu nóż tkwił teraz wbity do połowy ostrza w ścianę - destrukcja była jednak jak najbardziej dopuszczalna, Asen bowiem był człowiekiem przewidującym i wiedział, że fragment do dziurawienia przyda mu się prędzej czy później, przy czym jednak raczej prędzej - a cztery kąty dwupoziomowego mieszkania prezentowały się teraz jak Kraków przyszłości. Smog wszędzie, drodzy państwo, przy czym w tej chwili ten, powiedzmy, bardziej znośny, nikotynowy. Nie miał pojęcia, kiedy ścięło go do łóżka. Kiedyś, gdy wścieklizna jako tako mu wyparowała, po prostu zabrakło mu sił na dalsze funkcjonowanie. Niby zdążył pozbyć się koszuli, niby spodnie garniaka wymienił na jakieś domowe, ale kiedy, jak? Nie miał pojęcia. I, szczerze mówiąc, pewnie by się nad tym nie zastanawiał - gdyby nie to, że coś go obudziło. Coś, a dokładniej - łomotanie do drzwi. O godzinie... Czwartej rano, na Boga. Powiedzmy to sobie szczerze - w tej chwili Niko nie pamiętał tych wymienionych z Hallem listów i tego rzuconego nieopatrznie zaproszenia. Gdy zwlekał się półprzytomny z szerokiego łóżka, gdy zgarniał z fotela pierwszy lepszy t-shirt, by naciągnąć go na siebie i jakoś się prezentować, nie zdawał sobie sprawy, że dzisiejsza wizyta może mieć związek z czymś, co sam zaproponował. Uświadomił to sobie dopiero, gdy po zejściu po drewnianych schodkach i dotarciu do przedpokoju, odryglowawszy drzwi i otwarłszy je na oścież - gdy stanął twarzą w twarz ze swym gościem. Listy. Pełna szczerych chęci oferta. Troska, która wkradła się w pisane wtedy słowa. Wszystko wróciło jak na zawołanie, sprawiając, że na widok dzierżącego pachnący słodko pakunek Halla Nikolai poczuł się zwyczajnie rozbrojony. - Alex - rzucił więc z odrobiną tylko zaskoczenia, jednocześnie przecierając wymizerowaną twarz dłonią. Nie, żeby to miało w jakikolwiek sposób pomóc mu wyglądać przytomniej - ot, po prostu odruch, nic więcej. - Znów zadręczałeś sąsiadów swoim szałem cukierniczym? - Odetchnął cicho i cofnął się o dwa kroki w powszechnie rozumianym geście. - Wejdź, proszę.
Alex Hall
Temat: Re: talk some sense to me? Nie 27 Mar 2016, 00:51
Dziwna pora, ta czwarta nad ranem – moment, w którym noc jest najczarniejsza i najcichsza, gdy świat zdaje się kręcić bardzo, bardzo wolno. Tak wolno, że prawie stoi w miejscu, a z nim wszystko inne. W swojej chronicznej bezsenności Alex lubił tę porę tylko i wyłącznie, jeśli ktoś akurat przy nim był – w przeciwnym razie, szczególnie w okresie dzieciństwa, miał wrażenie, że cały ciężar kosmosu wali mu się na głowę w poczuciu osamotnienia. Z kimś było inaczej. Po nocy, wymięci i zmierzwieni ludzie są najbardziej szczerzy. Hall zwykle nie byłby skłonny zawracać komuś głowy swoją osobą, ale ta pora działała na niego w sposób niezaprzeczalny. Sposób, który w gryfońskie serce wlewał strach wraz ze wszystkimi odcieniami niepokoju, każdą nutą w symfonii samotności i każdym pieprzonym uderzeniem zegara odliczającego kolejne minuty do świtu. Trudno się dziwić, że szczególnie teraz nie chciał być sam. Dla Alexa w nocnych cieniach wciąż mieszkały potwory – tylko inny ich rodzaj niż te, które straszą pod dziecięcymi łóżkami. Oddychając z pewną trudnością, auror ostatni raz uderzył pięścią w drzwi, nawet nie próbując bawić się w subtelne pukanie, bo w końcu kto normalny spodziewał się wizyty o tej porze? Nie miał złudzeń, że musiał obudzić gospodarza, jeśli chciał zostać wpuszczony do wnętrza mieszkania. Nie próbował też uspokajać podrygującej nerwowo stopy, czy palców wolnej dłoni, które zaczęły zwijać się w pięść, by znów się rozluźnić i tak w kółko. Póki Hall z ulgą nie zdał sobie sprawy, że słyszy kroki i szczęk zamka w drzwiach. Zwykłe, proste Cześć uwięzło gdzieś w angielskim gardle, gdy mężczyzna obrzucił pobieżnym spojrzeniem wymizerowanego, wymiętego Nikolaia, przez ułamek sekundy mając ochotę jednak uciec i wrócić do siebie. Trwało to zaledwie chwilę, mrugnięcie oka, bo w głosie Asena nie pojawiła się nawet drobna nuta złości lub rozdrażnienia, tylko zaskoczenie i cicha chrypka, rzecz normalna zaraz po przebudzeniu. Zamiast odpowiedzieć, Alex kiwnął po prostu głową i wszedł do mieszkania, gdy Bułgar odsunął się w uniwersalnym geście wyrażającym zaproszenie do środka. Był tu tylko raz, może dwa, nigdy dalej niż przy wejściu do salonu – teraz ze śniegiem topniejącym na butach, policzkami pogryzionymi przez mróz i paczką słodkości pod pachą czuł się dziwnie nie na miejscu, już pomijając nieludzką porę. - Dzięki, że nie kazałeś mi się wynosić – rzucił po dłuższej chwili, gdy przypomniał sobie, jak posługiwać się własnymi strunami głosowymi i gardłem. Mówił ciszej niż zwykle, jakoś tak bardziej miękko, choć nie zastanawiał się nad tym specjalnie, ot okoliczności zdawały się naturalnie wywoływać reakcję tego typu. Podobnie jak dbałość, by wreszcie zdjąć te przeklęte buty i przestać robić kałuże na asenowej podłodze. - Wiśniowy i jabłko z cynamonem. Placek. Moje popisowe wypieki. Jeśli można tak powiedzieć – dodał, wyciągając wciąż emanującą echem ciepła paczkę w kierunku gospodarza. Niepokój szepcący, że był tu niemile widziany, spychał na dalszy plan, usilnie tłumacząc sobie, iż dostał zaproszenie i miał prawo tu przyjść. Bo miał. Chyba.
Nikolai Asen
Temat: Re: talk some sense to me? Nie 27 Mar 2016, 20:00
Oprzytomniej, Asen, w tej chwili. Rozkaz, jakkolwiek przekonujący i sugestywny by nie był, nie mógł zdziałać cudów. Nikolai rzeczywiście wracał do rzeczywistości - to logiczne, zresztą z jego pracą nierzadko wiązały się pobudki w środku nocy, gdy gobliny potrzebowały spacyfikować coś szczególnie niebezpiecznego, lub też gdy aurorzy przypominali sobie, z kim mogą konsultować swoje niecierpiące zwłoki problemy - robił to jednak znacznie wolniej, niżby sobie tego życzył. Tak naprawdę nie miał pojęcia, ile tak naprawdę dane mu było przespać. Godzinę, dwie? A może jakieś szalone, burżujskie trzy? Cóż, to akurat nie miało w tej chwili znaczenia. Ważniejsze było przywrócenie sobie trzeźwości myślenia choćby na tyle, by nie trzymać Halla przed drzwiami. Bo to rzeczywiście przez moment miało miejsce - teoretycznie o gościnności przypomniał sobie względnie szybko, tym niemniej chwila niezrozumienia, moment spędzony na progu trwał dłużej niż powinien. Nikolai ten błąd wprawdzie naprawił, zapraszając Alexa do środka w pierwszej chwili, w której dotarło do niego, że to właśnie musi teraz zrobić, tym niemniej Bułgar nie mógł nie warczeć w duchu na to, że tak trudno mu się w tym momencie myśli. Oprzytomnienie było trudne i dyktatorski ton nijak nie był w stanie temu zaradzić. - Przestań, mówiłem przecież, że wolę byś wpadał do mnie niż użerał się ze wszystkim sam - mruknął tymczasem, gdy gestem wskazał już Hallowi drogę do kuchni. Pstrykając wszystkimi znajdującymi się w pobliżu włącznikami szybko rozświetlił ponury dotąd parter mieszkania, z ulgą stwierdzając, że nie wygląda najgorzej. Pomimo wcześniejszej wściekłości, wcześniejszego zaślepienia lokum ostało się w jednym, względnie uporządkowanym kawałku. A to, że płaszcz wciąż zalegał na kanapie zamiast na wieszaku... Mniejsza z tym. Nieważne. - Chociaż wydaje mi się, że chodziło mi raczej o to, byś wpadał jeszcze zanim poniesie cię nocny szał twórczy - kontynuował więc, ignorując te kilka szczególików, pojedynczych świadków popołudniowego szału, które ostały się w salonie czy kuchni. Wyprzedzając Alexa o krok poprowadził go do tej ostatniej, by tam dobrać się wreszcie do pakunku przyniesionego przez aurora. Nie, żeby miał w tej chwili jakąś szczególną chęć na słodycze, ale... Powiedzmy, że to rodzaj pomocy. Rezygnacja z choćby jednego kawałka mogłaby mimo wszystko zostać odebrana źle, bardzo źle, a to ostatnie, czego Nikolai by teraz chciał. Zachęcił więc Alexa, by ten się rozgościł - czy to w kuchni, czy w salonie, każdy kąt stał teraz przed aurorem otworem - sam natomiast prędko uporał się z pudełkiem i pokrojeniem zawartości na kilka mniej więcej takich samych kawałków. Machnąwszy ręką na wymogi kultury darował sobie wydobywanie talerzyków, widelczyków, tego wszystkiego, czym zwykli posługiwać się dobrze wychowani ludzie, na rzecz skorzystania z przywilejów nocy. Te ostatnie mówiły zaś, że późna pora nie wymaga kurtuazji i ogłady, z otwartymi ramionami przyjmując wszystkie zachowania, które w świetle dnia teoretycznie nie przystają. Takie, jak na przykład jedzenie rękoma. I inne też, ale w tym momencie to było najważniejsze. - Napijesz się czegoś? - zapytał, uśmiechając się wreszcie lekko, ale z wyraźną sympatią. Nie zachowywał się tak, jakby była czwarta rano, a on dopiero co został wyciągnięty z łóżka. Jasne, czuł się trochę zmarnowany i potrzebował chwili, by jakoś się ogarnąć, nie zmieniało to jednak faktu, że widok Halla... Cieszył go. Po prostu. I choć powodem wizyty były jakieś alexowe problemy, to tak czy inaczej Bułgar był rad z tego nieoczekiwanego spotkania. Naprawdę. Złożona kilka dni temu oferta, choć początkowo zapomniana, nie ciążyła mu i nie sprawiała, że Nikolai zgrzytał zębami za swą pochopność w składaniu propozycji. Nie, było dobrze. Nie trzeba było niczego zmieniać.
Alex Hall
Temat: Re: talk some sense to me? Nie 27 Mar 2016, 23:35
Z niezapowiedzianymi wizytami było tak, że choć mogłeś iść pukać do drzwi kogoś, kto teoretycznie nie miał nic przeciwko zobaczeniu cię na własnym progu, to i tak pojawiał się element niepokoju. Takiego zwykłego, ludzkiego, że z jakiegoś powodu będziesz musiał wrócić do domu z kwitkiem, bo potrzebny ci człowiek akurat wyjechał, śpi i nie słyszy, albo udaje, że go nie ma. Albo tysiące innych możliwych opcji. Dokładając do tego niepewność w bliższych kontaktach z ludźmi, Hall zdecydowanie nie czuł się komfortowo, wyczekując jakiegokolwiek dźwięku zza drzwi, który sygnalizowałby, że Nikolai żyje i w końcu otworzy. Żył. Otworzył. I chociaż chwila między spotkaniem ich spojrzeń a zaproszeniem do środka była jakaś taka dłuższa, to aurorowi to nie przeszkadzało, zmieniając cichy wydech w pełen ulgi. Nie musiał kolejnej bezsennej nocy spędzać sam i choćby Asen obrzucał go złośliwościami, sugerował, że ma coś z głową budząc po nocy uczciwych obywateli, to Alex nigdzie się nie wybierał bez wyraźnego polecenia, by (nie przebierając w słowach) wypierdalać. Perspektywa samotności w cichym mieszkaniu wciąż wyglądała dużo gorzej niż czyjaś niechęć – do tego Hall został przyzwyczajony za czasów sierocińca i wątpił, by ktoś potrafił nim wstrząsnąć złymi słowami. Gdzieś w trakcie zrzucania z ramion kurtki, auror zatrzymał się na krótki moment, wbijając zielone spojrzenie w profil Bułgara, gdy na moment odwrócił głowę. W świecie, do którego się przyzwyczaił, zapewnienia o chęci pomocy przebrzmiewały w uszach Alexa z surrealistyczną nutą, trochę jak zdania wyrwane ze skryptu, jaki powinien być kierowany do kogoś zupełnie innego. Tylko że tu, w mieszkaniu Nikolaia, byli tylko we dwóch. Fakt, że ludzie w środku nocy zwykli wyjawiać najszczerszą prawdę, jakoś wcale nie pomagał aurorowi przyswoić tego, co się do niego mówiło. Zmieszał się tylko, nie wiedząc, jak na to wszystko odpowiedzieć. Przynajmniej dopóki łamacz klątw nie uzupełnił swojej wypowiedzi, wywołując z ust Anglika słabe parsknięcie śmiechem, w którym było więcej goryczy niż wesołości. - To trochę... Działałem odruchowo, niezbyt myślałem, co właściwie robię – wytłumaczył się, darując sobie uważniejsze rozglądanie się po wnętrzach. Nie przyszedł, żeby podziwiać gust gospodarza, a dla niego samego. A tak konkretniej jego obecności – Nikolai nie musiał nawet nic mówić, wystarczyłoby, żeby siedział obok i objadał się przyniesionym ciastem. Wciąż z odrobiną ostrożnej niepewności, Hall zajął miejsce na wygodnej, wysłużonej kanapie w salonie, podwijając pod siebie jedną z nóg – dopiero teraz zauważył, że ma dziurę w skarpetce, krzywiąc się więc, zmienił układ kończyn na odwrotny. A po dłuższym namyśle w ogóle usiadł na tej cholernej kanapie po turecku, jakby chciał zająć jak najmniej miejsca. Słysząc pytanie, przerwał gromienie wzrokiem dziurawej skarpetki, obracając głowę, by spojrzeć na Bułgara – uśmiech na jego twarzy był dziwny. Miły i ciepły w sposób, który rozwiązywał wszystkie supły zawiązane gdzieś w dole brzucha, ale dziwny, bo nieoczekiwany. Alex bezwiednie chłonął go jak odprysk słońca, z niemałą ulgą chwytając się tego cienia poczucia bezpieczeństwa. - Czegokolwiek, co będzie ciepłe. Byle nie kawy, moja bezsenność nie potrzebuje wspomagania – odpowiedział, czując, jak część napięcia znika z kręgosłupa, a kąt ust unosi się nieznacznie w sposób pozbawiony złośliwości. A już brak talerzy czy wszelkich utensyliów wymaganych przez ludzi kulturalnych, by w ogóle myśleć o jedzeniu, sprawił, że w zielonych oczach aurora przez moment zalśniło coś rozbawionego, coś co upodobniło go do tej dawnej wersji jego samego, tej która nie chciała się pokazywać od czasu pogrzebu Williama. - Masz rację, pieprzyć zastawę – skomentował lekko, odruchowo podwijając rękawy starego, ale najwygodniejszego na świecie henley'a. Który o dziwo nie był czarny, jak wszystko, w czym ostatnio nosił się auror, a bliższy w odcieniu grafitowi. Choć kto wie, może i kiedyś był diablo smolisty, a po prostu się sprał i Hall udawał, że tego nie widzi.
Nikolai Asen
Temat: Re: talk some sense to me? Pon 28 Mar 2016, 17:15
Asen nigdy nie miał problemów w kontaktach z ludźmi, a przynajmniej nie miał tego ich rodzaju, który wpędzałby go w stan zawstydzenia, niepewności czy chęci ucieczki jeszcze zanim ktokolwiek go zauważył. To z pewnością było wygodne - biorąc pod uwagę choćby specyfikę jego pracy, utrudnione nawiązywanie i podtrzymywanie znajomości każdy dzień czyniłoby wyzwaniem, a życie przygodą tak męczącą, że niekoniecznie byłby w stanie to udźwignąć. Może jednak, patrząc z tej perspektywy, ciąg przyczynowo-skutkowy należało przeprowadzić inaczej? Może to właśnie wybrana droga, kierunek samorozwoju wymusił zmiany w charakterze Nikolaia, transformacje, które miały umożliwić mężczyźnie normalne funkcjonowanie przez wiele jeszcze kolejnych lat? Może to nie rzeczywistość go ukształtowała, rzeźbiąc w jego psychice jak w kulce plasteliny, kształtując ją wedle własnego życzenia, gdzieś odrywając, gdzie indziej - dodając? Może to bodźce zewnętrzne sprawiły, że miejsce naiwności zajęła podejrzliwość, niepewności - arogancja, że cierpliwość ograniczona została jedynie do domeny łamanych klątw, w każdej innej dziedzinie stając się zasobem często brakującym? Może to środowisko ukształtowało te nuty złośliwości, ten uśmiech politowania, tę nieskrywaną zazwyczaj niechęć? Nie, drodzy państwo. Nie było potrzeby szukać winnego. To wszystko, o czym mówimy, było integralną częścią Nikolaia, w tym momencie dawkowaną jeszcze w znośnych porcjach. I arogancja, i oschłość były wrodzonymi elementami charakteru Asena... które teraz jednak potulnie skuliły się w kącie, jakby zupełnie zapominając o swym szaleństwie sprzed jeszcze kilku godzin. Bułgar nie umiał jakoś logicznie i satysfakcjonująco wyjaśnić, dlaczego widok Halla go uspokajał. Nie próbował nawet wyjaśnić, dlaczego wizyta o tak nieboskiej godzinie go nie drażni - pomimo złożonej przedtem oferty miał przecież prawo się irytować i dusić tę irytację w zarodku, udając tylko swą radość - dlaczego jest wręcz czymś przyjemnym, jak gdyby prezentem od losu. W porządku, nagła pobudka po kilku zaledwie godzinach snu nie była może spełnieniem jego marzeń, ale poczucie dyskomfortu znikło wraz z pierwszym nieznacznym uśmiechem młodego aurora. I jakkolwiek można było tłumaczyć to satysfakcją - Nikolai należał przecież do tych, którzy lubią pomagać, jeśli tylko są w stanie - to nie byłoby to chyba wyjaśnienie wystarczające. - Cóż, powiedzmy jednak, że i tak zrobiłeś postępy. - Uśmiechnął się jednak tymczasem leniwie, temat fenomenu Alexa pozostawiając na inną okazję. - Może następnym razem nie będę miał się w ogóle do czego przyczepić. Prędko uwinąwszy się w kuchni machnięciem różdżki przemieścił pudełko z ciastami na niedużą ławę. Chwilę później w ślad za słodkościami poszybowały też kubki - spore, większe niż standardowe, Asen bowiem nigdy nie był w stanie nasycić się skromnym ćwierć litra herbaty - pełne wonnego, odrobinę gorzkiego naparu. Na koniec do salonu przemieścił się też sam Bułgar, tym samym rozpoczynając ich małe posiedzenie. Czwarta rano. Godzina na rozpoczęcie dnia dobra jak każda inna. - Więc? - zapytał spokojnie, gdy usiadł już na kanapie nieopodal Alexa, opierając się bokiem o oparcie mebla, tak, by frontem móc zwrócić się do aurora. Bez wahania sięgnął też po kawałek wiśniowego placka, bo, jak wiadomo, na słodycze nie trzeba go było jakoś szczególnie namawiać. - Co tym razem powinienem wyczuć w tych wypiekach? - Jakkolwiek trudny temat mógł poruszać, nie zamierzał od niego odstąpić. Nie był nachalny, ale jeśli Hall chciałby uniknąć odpowiedzi, musiałby się postarać, by Nikolaia zbyć. Od śmierci Lewisa Asen zdążył już wyrobić w sobie odpowiednie pokłady troski o Halla i... Wróć. Bo może jednak to nie zaczęło się wraz z osamotnieniem Halla. Może tak naprawdę Bułga gotów był martwić się już wcześniej z tym, że po prostu nie musiał. Kiedyś ich relacje mogły ograniczyć się do zwykłej znajomości z widzenia i kilku spotkań przy okazji - po prostu okoliczności temu sprzyjały. Teraz? Teraz sprzyjały czemuś zupełnie innemu. - Żal? Zmęczenie? - zapytał więc i choć w kolejnej chwili poświęcił trochę swej uwagi bardzo smacznemu ciastu - w porządku, w talent Halla naprawdę nie powinno się wątpić - to uważne spojrzenie wciąż bezczelnie spoczywało na młodym aurorze. Asen nie chciał chłopaka głębić, ale z drugiej strony nie był też zwolennikiem pomagania ciszą. Przynajmniej nie zawsze.
Alex Hall
Temat: Re: talk some sense to me? Pon 28 Mar 2016, 18:31
Cóż, patrząc na wjeżdżające na stolik ciasto w zgrabnych kawałkach, Hall mógł się przyjacielsko poklepać po ramieniu – szał cukierniczy, choć zapewne wyklinany przez sąsiadów, jak zwykle przyniósł zadowalające rezultaty. Przynajmniej wizualnie, bo jeszcze należało spraw... O tak. Wystarczył jeden gryz, by potwierdzić, że zdecydowanie się udało, a wszystko jak zawsze przyjemnie rozpływało się na języku. Co tym razem powinienem wyczuć w tych wypiekach? Alex zmarszczył lekko brwi, nie wyłapując w lot, o co właśnie został zapytany – o skład, przepis? Dziwne dodatki, które mógł nieopatrznie lub z pełną premedytacją wrzucić do owoców, jak kiedyś próbowała to uczynić z nim Wanda, dolewając do sernika amortencji? Hall nie był przecież tak perfidnym człowiekiem, by chwytać się potencjalnego otrucia. Milczał więc, nie wiedząc, czego by się uchwycić i tylko wbijał w Nikolaia nieco zdezorientowane spojrzenie, oczekując wyjaśnienia, czego właściwie oczekiwał. Gdy się pojawiło, para zielonych oczu rozszerzyła się, jakby Alex był szczerze zdumiony tym pytaniem. Bo jakby nie patrzeć, był. - Pytasz, czemu nie mogę spać? – upewnił się, że dobrze zrozumiał, a kiedy Bułgar w żaden sposób nie wytknął mu błędów w myśleniu, auror wydał z siebie ciche hm, wpatrując się w swój napoczęty kawałek placka, jakby szukał w nim odpowiedzi na wszystkie problemy. Bo kto wie, może w algorytmie ułożenia poszczególnych kawałków jabłka i upieczonego ciasta, istniał wzór pozwalający na zaprowadzenie globalnego pokoju, tylko nikt nie przyglądał się zbyt uważnie? - To nie jest coś nowego, od zawsze miałem z tym problem. To znaczy, od czasu sierocińca, ale mówię, że zawsze, bo pamiętam tylko jedną rzecz, która wydarzyła się wcześniej – przerwał sobie na moment, biorąc gryza, by w krótkiej chwili pełnej zamyślonego żucia, poukładać sobie pewne fakty w głowie. - Mam takie... Powiedzmy, że natrętne myśli. Że stanie się milion paskudnych rzeczy, jeśli tylko zamknę oczy, a nie upewniłem się wcześniej, że miejsce, w którym próbuję spać, jest absolutnie bezpieczne. No i przewracam się z boku na bok – wzruszył lekko ramionami, w duchu zaskoczony faktem, iż tak łatwo odpowiedział na to pytanie, nie próbując kręcić i kłamstwami wyprowadzać Nikolaia na manowce. Najwyraźniej czar godziny czwartej – godziny zwierzeń oraz szczerości – działał również i na niego. Co mogłoby być potencjalnie niebezpieczne, ale Alex chyba chciał w tym wszystkim zaufać Bułgarowi i zobaczyć, co zrobi z delikatnymi informacjami, które na własne życzenie wkładał mu właśnie w ręce. Czy już nie okazywał chęci pielęgnowania relacji coraz śmielej pączkującej między nimi, skoro przyszedł tu ze swoimi bolączkami? - Póki Will żył, problem odzywał się tylko czasami, bo gdzie nie wszedł, tam był mój azyl – kolejne słowa posypały się z ust Halla bez uprzedniego zatwierdzenia, samoistnie i bezczelnie zawisając w powietrzu. Ciężar tego, do czego właśnie się przyznał, usiadł na klatce piersiowej aurora, tak mocno nacisnął na płuca, że na moment zabrakło mu tchu, a w kącikach oczu pojawiło się zdradzieckie szczypanie, któremu odmawiał z całą mocą. Jak bardzo musiałby być żałosny, żeby zwlekać Nikolaia z łóżka w środku nocy tylko po to, by w końcu zacząć płakać na jego kanapie? To... To nie przystoiło opanowanemu stróżowi prawa i dorosłemu facetowi. I właśnie dlatego Alex zacisnął zęby, bijąc się żalem, który nagle wyciągnął węźlaste łapska, nie chcąc ustąpić mu pola. Nie ma mowy, kiedy wszedł było przecież tak dobrze.
Nikolai Asen
Temat: Re: talk some sense to me? Pon 28 Mar 2016, 19:30
Były dziesiątki poradników i szkoleń dotyczących zaufania, setki rad mających sprawić, że ludzka ufność znajdzie się na wyciągnięcie ręki. Bądź cierpliwy, słuchaj, nie wcinaj się w słowo. Nie popędzaj, nie naciskaj, zaoferuj swą obecność. Nie daj powodu, by wątpić w twą lojalność i za żadne skarby nie rozpowiadaj czegoś, do rozdawnictwa czego nikt nie dał ci prawa. Podziel się swoimi doświadczeniami, gdy trzeba, ale po banalne rady sięgaj tylko wtedy, gdy wiesz, że rzeczywiście ktoś ich oczekuje. Nie szastaj sztampowymi zwrotami, nie bagatelizuj czyichś problemów. Gdyby zebrać wszystkie te mądrości w jednej pozycji, w jednym kompendium całej wiedzy dotyczącej tej zabawnej gry, jaką było zdobywanie zaufania, trzeba by było przewidzieć co najmniej dwa opasłe tomy, tysiące stron mniej lub bardziej subtelnych wytycznych. Tylko, tak szczerze - po co to wszystko? Prawda jest taka, że zaufanie rodzi się samo, nie trzeba mu w żaden sposób pomagać. Wszystkie te wspomniane wskazówki to tak naprawdę instruktarz dla manipulantów, bo prawdziwe zaufanie, to najcenniejsze, to, którego nie będzie traktowało się jako jednego ze swych życiowych błędów - cóż, ono pojawia się bez zaproszenia wtedy, kiedy ma na to ochotę. Wkrada się między dwójkę ludzi niepostrzeżenie i, mrucząc cichutko jak rozleniwiony kocur, rozkłada się na dywanie, nadstawiając do głaskania kolejne miejsca cieplutkiego ciałka. Początkowo ostrożne, szybko przełamuje kolejne mury, a jego towarzystwo bardzo szybko staje się niezbędne do życia. Pozbycie się takiego zaufania? Możliwe, oczywiście, ale bolesne, bo ufność wczepia się pazurkami i do ostatnich chwil nie chce odejść. Bo wszystko tłumaczy, wszystko próbuje uzasadnić i uparcie broni się przed zrozumieniem, że pojawiła się nie tam, gdzie trzeba. Oczywiście, tu, teraz nie było mowy o resekcji czegokolwiek. Nie, kocurek skradał się dopiero, krok za krokiem, mierząc swych przyszłych właścicieli ostrożnym spojrzeniem początkującego. To zaufanie nie wiedziało jeszcze, co ze sobą zrobić, szukało dla siebie miejsca i musiało przekonać się, że może tu zostać. To zaufanie nie zostało tu zaproszone ani, tym bardziej, ściągnięte siłą. Ono po prostu się pojawiło, węsząc drogę wzdłuż kolejnych spotkań i ostrożnego ewoluowania relacji ze zwykłej, pobieżnej znajomości oblepionej metkami parnter Williama - znajomy Williama do układu nieco bardziej bezpośredniego, sprowadzającego się do znajomości nie tylko własnych imion i godzin pracy, ale też tych fragmentów, które niekoniecznie były dotąd potrzebne. Teraz jednak to wszystko do nich dołączyło, cała ta stopniowo zdobywana wiedza o sobie nawzajem i całe to raczkujące jeszcze zaufanie. Stado zależności i przyszłych zobowiązań, które mogły wcale nie być tak wygodnymi, jak by się chciało. Nikolai jednak nie zamierzał tej gromadki przepędzać. Przytakując w milczeniu pytaniu Halla, dał mu czas i słuchał, po prostu słuchał, cicho otwierając jakieś drzwi. I nie robił tego, bo tak wypada. Robił to, bo chciał. W efekcie dostał to, czego oczekiwał. Kolejny okruch bólu, który wciąż tkwił w sercu Alexa jak zadra. Asen nie był zbrodniarzem, ludzkie cierpienie nie przynosiło mu satysfakcji. Nie było jego celem doprowadzenie Halla do sytuacji, w której będzie musiał na powrót przeżywać coś, czego nie chciał. Nie o ten kontekst chodziło. Bułgar po prostu... Jakiś czas temu powiedział aurorowi, że nie musi sobie ze wszystkim radzić sam, prawda? Nie zmienił tego zdania. Chciał dostrzec ból Alexa nie po to, by wbić go z premedytacją jeszcze głębiej w zbolałe serce chłopaka - nie, on po prostu chciał wziąć coś na siebie. Był na to gotów, jeśli tylko Hall chciałby mu na to pozwolić. - Alex - rzucił jednak tylko krótko, by po ciężkim wyznaniu zwrócić na siebie uwagę Halla. Jeśli to nie pomogło, gotów był do bardziej bezpośredniej ingerencji - ułożyć mu dłoń na ramieniu, zacisnąć na nim krzepiąco. To był ten rodzaj bliskości, na którą mógł sobie pozwolić. Ten, który nie przekraczał jeszcze wytyczonych granic. - Nie musisz być bohaterem, nie zawsze. Poprzednio kazałem ci się pozbierać i zrobiłeś to, ale żadna ze skrajności nie jest dobra. - Gdzieś w międzyczasie pochłonął prędko konsumowany kawałek ciasta (mówiłam już, że ze słodyczami było mu bardzo po drodze?), tak że teraz mógł spokojnie pochylić się i zmusić Halla do skrzyżowania z nim spojrzeń. - Masz prawo do żalu, każdy z nas ma - stwierdził spokojnie i uśmiechnął się lekko, unosząc ledwie kąciki warg. Mógł mówić więcej. O tym, że czym innym jest utonąć w swej słabości, zupełnie jej się poddać, a czym innym jest uwalniać ją w sposób kontrolowany, po to, by po prostu nie wykończyć się nadmiarem emocji. Mógłby tłumaczyć kolejne kwestie, opierając się na swoich lub nieswoich doświadczeniach. Ale po co? Po co miałby to robić?
Alex Hall
Temat: Re: talk some sense to me? Pon 28 Mar 2016, 21:00
Jak to się znowu działo, że Nikolai wślizgiwał się w te obszary życia Alexa, na które ten nie chciał dłużej patrzeć, ale jakoś nie mógł też zebrać się, by wyrzucić z nich Bułgara? Bo się zainteresował. Bo próbował dotrzeć tam, gdzie zwykle wszyscy odpuszczali, uznając, że nie potrzebują z Hallem aż takiej zażyłości. A teraz, choć mógłby zaprzeczać, wyśmiewać i obrzucać wyzwiskami kogoś, kto zasugerowałby coś tak szalonego, Alex potrzebował obok kogoś, komu jego los nie był obojętny. Jasne, miał swojego przyszywanego wuja Iwana i jego córkę, którą traktował trochę jak siostrzyczkę, ale to nie to samo, przede wszystkim dlatego, że rozmawiając z nimi czy czytając listy, auror aż czuł smród litości, jaką do niego czuli, a to wywoływało w nim mdłości tak gwałtowne, że jedyne czego wtedy pragnął to zwymiotować. Złapanie względnej równowagi w popieprzonym świecie emocji i ludzkich bolączek było naprawdę trudne. Najgorsze, że Hall czuł się wobec nich bezbronny jak małe dziecko, nieprzygotowany na żadną z prób, które mogły przed nim stawiać i potrzebował pomocy w ich krętym labiryncie. A o pomoc człowiekowi, który twierdził, że wszystkiemu da radę, prosiło się z tytanicznym wysiłkiem. Auror drgnął lekko na dźwięk swojego imienia, ale nie od razu zwrócił wzrok na Nikolaia – musiała minąć dłuższa chwila, w trakcie której zmrużył oczy, po prostu słuchając głosu Bułgara i czując ciężar jego dłoni na ramieniu. Ciężar, jaki nie chciał przyginać Halla do ziemi, a w jakiś pokręcony sposób dawał oparcie, coś pewnego, czego mógł się złapać, gdyby grunt zatrząsł mu się pod stopami. Dotyk był... Ciekawym tematem w kontekście młodego pana aurora. Wzbraniał się przed nim w styczności z obcymi osobami, uciekał przed czymś więcej niż profesjonalny uścisk dłoni, czy klepnięcie w plecy, czasem wręcz komicznie odsuwając się w tył, jeśli chciano go przytulić. Taki był przy obcych i osobach względnie mało ważnych do życia. Tylko wąskie, wąziutkie grono, które dopuścił do siebie bliżej, widziało drugą stronę medalu – człowieka spragnionego bliskości jak rozbitek na środku pustyni, potrzebującego jej do życia bardziej niż przeciętny uczestnik tłumu. Kogoś, kto potrafił być czuły, namiętny oraz opiekuńczy i bez wahania to okazywał, jeśli byłeś dla niego ważny. Oczy Nikolaia były bardzo, bardzo niebieskie, gdy przechylił się do przodu, przykuwając w miejscu spojrzenie Halla, który na moment zapomniał, jak się oddycha. Dopiero słowa, tak przecież oczywiste i proste, wydusiły z gardła Alexa dziwny, jakby mokry dźwięk pełen ulgi, która rozlała się w jego ciele, rozluźniając spięte bezwiednie mięśnie. Ale jak to? Dlaczego? I czemu do cholery usta Asena nagle tak bardzo go zainteresowały, przyciągając wzrok zamglony wilgocią?
Nikolai Asen
Temat: Re: talk some sense to me? Pon 28 Mar 2016, 21:44
Nikolai był... zimny. Oschły. To nie tak, że odrzucał uczucia - po prostu chyba nieszczególnie umiał się w nich odnaleźć. I nie, nie było tu mowy o zrzucaniu winy na rodziców, którzy go tego nie nauczyli - dzieciństwo Asena pełne było dobrych przykładów tego, jak kochać, żyć ze sobą i jak być w tym szczęśliwym. Nie, jeśli już naprawdę chcieć znaleźć to słabe ogniwo, które skutkowało aktualnym podejściem Nikolaia do sedna sprawy, to musiałby być nim on sam. Jego ułomność, niezdolność do pojęcia pewnych rzeczy czy, jeśli sięgnąć po nieco bardziej mgliste, ale może bardziej sugestywne pojęcia - niezdolność odczuwania. Bułgar nie był chory, przynajmniej nie bardziej niż inni. To przedmiotowe często podejście, odarte z uczuć wyższych, innych niż po prostu chęć posiadania - to była jego cecha charakteru. To ona była tą - no, jedną z tych - która zadecydowała o rozejściu się z Martą i ona też dała mu teraz przyzwolenie, o które nie zamierzał prosić. Chociaż chyba prosić nie musiał. Przecież widział. Nie potrzebował niczego więcej, naprawdę. Jeśli złożyć w jeden obrazek atrakcyjność Halla, sygnały, które młody auror w tej chwili wysyłał oraz dość luźne (i aroganckie też, powiedzmy to wprost) podejście Asena do zaistniałej sytuacji uzyskiwało się tylko jedno rozwiązanie tego chwilowego impasu, momentu zawieszenia. To mogło być niestosowne. Mogło, bo przecież wiedział, w jakiej Alex jest teraz sytuacji. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wszystkie poczynania Halla może determinować teraz po prostu żal i tęsknota, z którą chłopak wciąż się nie uporał. To logiczne, często tak bywało - gdy strata kogoś bliskiego zaczynała przerastać, wielu ludzi szukało zastępstwa. Jedni chwilowego, inni, ci bardziej zagubieni, takiego, którego będą mogli się chwycić kurczowo i nie puszczać, by nie stracić po raz kolejny. To, jak wiadomo, kończyło się różnie, ale... Każdy sobie radził jak mógł, prawda? Przynajmniej próbował. Asen zdawał więc sobie sprawę, że podobnie może być z Hallem. Że chłopak po prostu miota się, nie wiedząc jeszcze, w jaki sposób ostatecznie rozwiązać swoje problemy. Że wszystkie te spojrzenia, sygnały, to szukanie bliskości... To niekoniecznie musiało być coś, co praktykowałby także w innych, sympatyczniejszych okolicznościach. Tylko wiecie co? Nikolaia jakoś nieszczególnie to interesowało. Nie był ostatnią mendą, nie aż tak. Tylko, że naprawdę nie miał łatwego charakteru. Nie bagatelizował ludzkich uczuć - gdyby to robił, z pewnością nie oferowałby Hallowi swojej pomocy, tej bardziej przyzwoitej i absolutnie szczerej - z drugiej jednak strony podchodził do nich nieco inaczej niż może by wypadało. Napchany zasadami etyki i wytycznymi kodeksu moralności człowiek w obecnej sytuacji uśmiechnąłby się tylko, udał, że nic nie widzi, odsunął i wrócił do rozmowy - po prostu dlatego, by nie stać się potencjalnym źródłem późniejszych wyrzutów sumienia drugiej strony. Ale Asen? Asen wzruszał w duchu ramionami i wychodził z beztroskiego założenia, że jest wiele rzeczy, które szkodzą bardziej. Co więcej - jakkolwiek naiwnie mogłoby to brzmieć - kto wie, czy to nie jest jakieś rozwiązanie? Psychika ludzka jest labiryntem, to naprawdę pokrętna sprawa. Rozwiązywanie problemów? Cóż, nie zawsze najbardziej logiczna ścieżka jest tą najskuteczniejszą. W efekcie Bułgar nie naciskał, nie domagał się zwerbalizowania kotłujących się teraz w głowie Alexa uczuć, nie. Po prostu uśmiechnął się leniwie, pochylił jeszcze bardziej i pocałował aurora bez wahania i bez cywilizowanego pytania o zgodę. A zrobił to, bo chciał. Bo spojrzenie młodego Halla zaskakująco mu się podobało, bo obrazek tej niezobowiązującej - przynajmniej z jego egoistycznej perspektywy - bliskości, jaką mogli sobie dać, wystarczał, by rozpalić w mężczyźnie ogień. To było proste, łatwe. Odrobina zaborczości, trochę własnego chcenia i trochę chcenia dostrzeganego z drugiej strony. Choć nie tak wyobrażał sobie te ich nocno-poranne spotkania, to w tym momencie nie widział powodu, dla którego plany nie miałyby się zmienić.
Alex Hall
Temat: Re: talk some sense to me? Wto 29 Mar 2016, 00:15
Życie nie chciało być dobre dla Halla – jeśli dawało, później odbierało w najboleśniejszy z możliwych sposobów, jakby chciało się upewnić, że nie poczuje się zbyt pewnie z tym, co posiada. Nigdy, bo teraz, gdy stracił najważniejszą rzecz, jaką kiedykolwiek miał obok siebie, Alexa bardzo często nawiedzały myśli, że nie było już powodu, dla którego mógłby chcieć dalej egzystować. Dla sławy eliksirowara? Żeby oczyszczać świat z czarnoksięskiego brudu? A co takiego dał mu ten świat, jakiej użył zachęty, by pracował do upadłego na jego korzyść? Poza wszczepieniem do głowy głębokiego poczucia sprawiedliwości, które coraz bardziej gorzkniało i zatruwało każdy aspekt aurorskiego życia. Nie chciał być tylko maszyną wykonującą polecenia oraz kolejne rozkazy. Jeśli miał żyć, to to życie musiało dawać mu coś, do czego mógłby tęsknić, coś czym byłby nagradzany i czego najzwyczajniej w świecie by pragnął. To był jego warunek. Ultimatum. I chyba wreszcie ktoś tam, w górze, jak zawsze twierdziły kochane siostrzyczki w sierocińcu, wysłuchał hallowych próśb, w sposób nieco bezpardonowy podsuwając mu odpowiedź w postaci bułgarskiego łamacza klątw, który zdawał się działać na podstawie z odmiennych mechanizmów, niż osoby, które Alex miał dotąd okazję poznać. Nikolai nie mógł zastąpić Williama – to miejsce w sercu aurora było już na zawsze zajęte, zapieczętowana i niemożliwe do wycięcia. Asen odnalazł dla siebie inną szczelinę, rozepchnął się i rozsiadł, nie pytając nikogo o zdanie. W każdym calu różnił się od Lewisa, nie sposób byłoby ich pomylić i chyba właśnie to ułatwiło Hallowi podjęcie decyzji, że nigdzie nie będzie uciekał. Że skoro już Nikolai zwabił go jak płomień ćmę, to skorzysta ze wszystkiego, co tylko będzie mu ofiarowane, bo przecież do cholery, on też był człowiekiem i też potrzebował ludzkiego ciepła. Szczególnie teraz. Pocałunek był w jakiś sposób zasko... Chociaż nie, chyba nie. Sposób w jaki Alex spoglądał na usta siedzącego obok mężczyzny musiał być aż nadto wymowny. Zaskoczenie pojawiło się bardziej z powodu tego, że mężczyzna ten uśmiechnął się jakoś leniwie, w sposób, który posłał elektryczny dreszcz wzdłuż kręgosłupa aurora, bo już wiedział. Wiedział, zanim jeszcze Bułgar go pocałował, że tego właśnie chciał – relacji nie posiadającej szczególnie głębokich podstaw, takiej która nie wywróci mu znów świata do góry nogami, jeśli się skończy. Akceptował to, przyjmował i nie dyskutował, odpowiadając na pocałunek z początku ostrożnie, by ledwie chwilę później zaczepnie chwytać zębami dolną wargę Nikolaia i wsuwać palce w jego zwichrzone, ciemne włosy. Była czwarta nad ranem, najdziwniejsza pora świata. Wszystko było im wolno. Smakował wiśniami. Alex rozchylił nieco zaciśnięte nie wiadomo kiedy powieki, chcąc chociaż przez chwilę zobaczyć, jak wyglądali tak blisko, z cichutkim chrzęstem świeżego zarostu czy sposób, w jaki bezczelne aurorskie palce zgarniały lekko poskręcane kosmyki do tyłu. Chciał tego i jeszcze więcej. Szukając więcej ciepła oferowanego przez ciało Bułgara, wolną dłonią szarpnął niecierpliwie za brzeg wymiętej koszulki, zmuszając bezczelny fragment odzieży, by podjechał w górę.
Nikolai Asen
Temat: Re: talk some sense to me? Wto 29 Mar 2016, 00:53
Jak ogień ćmę, tak, to było bardzo dobre porównanie. Nikolai nie sądził wprawdzie, by dziś mieli cokolwiek zepsuć - powiedzmy sobie szczerze, nie wypracowali jeszcze aż tak wiele, by nawet ewentualne ryzyko nie było opłacalne - z drugiej jednak strony wyrósł już z przekonania, że ma do zaoferowania coś szczególnego, coś, o co warto byłoby walczyć. Poczucie własnej wartości to jedno, ale świadomość tego, co ciągnie się za sobą, jakie demony podążają jego śladami to coś zupełnie innego. Asen nie był kimś, dla kogo warto było się angażować. Nie był kimś, dla kogo warto byłoby ryzykować i za kim warto byłoby podążać. I nie, to nie było żadne ckliwe wyznanie mające spowodować zupełnie przeciwną reakcję, nie. Nikolai po prostu zdawał sobie sprawę, kim jest. Jak bardzo destrukcyjny ma tak naprawdę charakter. Jak łatwo potrafi zniszczyć - innych, bo samozniszczenie raczej mu nie groziło. Był na to zbyt butny, nieprawdaż? Ale teraz nie chodziło o zaangażowanie. Bułgar nie tylko na nie nie liczył, ale wręcz, gdyby wiedział, że Alex właśnie nim odpowie - całym oddaniem, zestawem niepotrzebnych teraz uczuć - może by Halla od siebie odepchnął, teraz i w ogóle. I to byłoby dobre, to byłoby najlepsze, co mógłby zrobić. Nie chciał przecież krzywdzić tego dzieciaka, nie chciał go w żaden sposób ranić. Nie z miłości. Nie dlatego, że zabraniało mu tego sumienie. Nie, po prostu zdążył go polubić, a to, paradoksalnie, było już naprawdę bardzo wiele. To jednak im nie groziło, prawda? Uczucia Alexa, kiedyś zarezerwowane dla kogoś innego, teraz spoczęły zamknięte w ciasnej skrzynce i tam miały pozostać. Część jego serca obumarła zapewne, by nigdy nie ożyć. I dobrze. Naprawdę bardzo dobrze, Nikolai-egoista nie mógł temu nie przyklasnąć. Bo to przecież wiele ułatwiało, sprawiało, że choć nieplanowana, dodatkowa ścieżka jaka się przed nimi otwarła prędko stała się opcją atrakcyjną, może wręcz najatrakcyjniejszą. Bo czemu nie? Ktoś miał jakiś celny argument, jakąś satysfakcjonującą odpowiedź? Czwarta w nocy. Czwarta nad ranem. Wychodziło na to, że mieli potwierdzić niezwykłość tej godziny, jej odarcie z zasad i przyzwoitości. Znów jednak - czemu nie? Bułgar nawet nie próbował szukać na to odpowiedzi, bo wiedział, że by jej nie znalazł. Nie miałby argumentów, które przekonałyby jego samego, że nie warto. Nawet, jeśli takowe istniały, jeśli były jakieś celne słowa mogące zmienić jego decyzję, to Asen ich nie znał - i nie zamierzał poznawać. Nie widział powodu, dla którego miałby to robić. Przecież było dobrze. Był łapczywy, zawsze, Teraz też. Gdy Alex ostatecznie potwierdził swe chęci, Bułgar machnął ręką na wszystkie te subtelności, po jakie mógłby teraz sięgnąć. Na bogów, rzadko kiedy był subtelny. Zwykle po prostu brał co chciał, nie bawiąc się w jakieś ugładzone gierki. Teraz? Teraz pewnie nawet by nie potrafił. Bo było późno - lub wcześnie, zależy jak na to spojrzeć. Bo Alex, choć nigdy dotąd nierozważany w kontekście kochanka - był przecież partnerem Lewisa, ignorancja ze strony Nikolaia była więc jak najbardziej naturalna - uderzał mu teraz do głowy. Bo uprzednia, dzienna wściekłość znalazła swoje nieoczekiwane ujście, znacznie lepsze, niż zwyczajne przespanie problemu. Odwzajemniał więc każdy kolejny pocałunek, czyniąc to jednak gwałtowniej, wręcz zaborczo. Gdy się odsunął, to tylko po to, by wspomóc Halla w walce z zupełnie niepotrzebnymi teraz ubraniami - bez wahania zdjął własną koszulkę, rzucając ją gdzieś na bok, potem w podobnej czynności pomagając tylko aurorowi. Bez chwili zawahania. Bez odrobiny wstydu. I to też było w jakiś sposób zimne, oschłe, pierwotne. Dzikie. Pozbawione czułości, wysycone zwykłym, najczystszym pożądaniem. - Chodź. - Gdy podnosił się z kanapy wiedział, że może to być zinterpretowane źle, nie tak jak trzeba. Zmiana zdania. Ucieczka. Nagły afront. Tak, można by tak na to spojrzeć, gdyby nie cień w spojrzeniu Bułgara, gdyby nie zniecierpliwienie w jego postawie i trudny do przeoczenia głód. To wszystko kazało mu wprawdzie czekać, dając jeszcze Hallow możliwość odwrotu, z drugiej jednak strony kazało mu taksować go wzrokiem, dosłownie nim pożerać. Bo nie, Nikolai nie uwzględniał w swych planach zmiany decyzji. A że wstał, że odsunął się, jeszcze na moment zachowując dystans? Cóż, to bardzo proste. Kanapa nie była szczególnie wygodna.
Alex Hall
Temat: Re: talk some sense to me? Wto 29 Mar 2016, 15:45
Idąc tutaj, Hall oczekiwał po cichu tylko jednej rzeczy – odrobiny towarzystwa, która pomogłaby przetrwać kolejną bezsenną noc. Nie wymagał rozmów, zabawiania, czy nawet częstowania herbatą. Chciał tylko poczuć, że ktoś jest obok i że nie był jedyną żywą istotą ludzką rozbitą na ciemnym oceanie nocy. A że dostał o wiele więcej, niż chciał? Kim był, by narzekać na rzadką drobinę dobroci? Bo tak, odwzajemnione zainteresowanie Nikolaia, Alex uznał za promyk światła i chwilę wytchnienia w natłoku obowiązków oraz goryczy, które coraz mocniej próbowały przydusić go do ziemi i sprawić, by już nie wstał. By zanurzył w niej dłonie i wykopał własny grób, a potem wpełznął do niego i tam pokornie czekał na śmierć. Tutaj, w przestrzeni należącej do Bułgara, pozwolono mu odrzucić rolę wybawcy i niewzruszonej skały gotowej do reakcji na zło w każdej sekundzie swojego życia. Nie musiał być wicedyrektorem biura aurorskiego, autorytetem i wyrocznią w sprawach służbowych, jeśli Moody akurat nie znajdował się w pobliżu. Nie musiał pamiętać, gdzie dokładnie odłożył różdżkę, w razie gdyby potrzebował jej dobyć już natychmiast. Tutaj był po prostu Alexem. Tylko i aż tyle. A fakt, że nie łączyło ich w tej chwili nic ponad pożądanie powodowane najbardziej podstawowymi z instynktów? Tak było dobrze, bo Hall nie chciał myśleć, co mogłyby znaczyć wciskające się szczelinami uczucia. Czasem należało po prostu odrzucić wszystko co cywilizowane i posłuchać drzemiącego w każdym człowieku zwierzęcia, które lepiej niż świadomy umysł wiedziało, jak najlepiej postąpić. Wygłodniały dziki kot, którego auror nosił w sobie od zawsze, wysunął pazury, wydając z siebie basowe, przeciągłe pomruki i zjeżył sierść na karku. Zaborczość wyczuwana w coraz gwałtowniejszych pocałunkach podobała się Alexowi, rozpalała pod skórą ogień, w nim samym wyzwalając coraz bezczelniejsze odruchy. Szarpnięcie za ubranie Nikolaia, zdarcie z siebie pierwszego przeszkadzającego fragmentu odzieży. Chłód, który uderzył w nagrzewające się ciało, wywołał wzdłuż kręgosłupa Anglika kaskadę drobniutkich dreszczy. Syknął tylko z niezadowoleniem, gdy Asen uciekł mu spod rąk, wstając nagle i bez żadnego ostrzeżenia – Hall podążył za nim wzrokiem, z wyraźnym wyzwaniem płonącym w zielonych oczach. Powiedz tylko, że zmieniasz zdanie, a zaknebluję cię i wykorzystam na twojej własnej podłodze. Bo gdyby Nikolai naprawdę chciał się teraz ze wszystkiego wycofywać, Alex dostałby szału w odpowiedzi na to bestialstwo – co za potwór najpierw rozpala faceta, a potem porzuca? Na szczęście żaden z nich nie śmiał nawet próbować przekreślać obopólnej, cichej zgody na chwilę zapomnienia bez zobowiązań. Bo tak to miało wyglądać, prawda? Dobrze interpretował okoliczności resztką świadomego myślenia? Auror nie potrzebował powtarzania polecenia dwa razy, a już szczególnie nie wtedy, gdy spojrzenie Bułgara było wręcz namacalne na jego skórze. Wstał z drobnym, może nieco łobuzerskim uniesieniem kąta ust, dając się poprowadzić w głąb mieszkania – dopiero w sypialni pozwolił ujawnić się zniecierpliwieniu, napierając na ramiona Nikolaia z siłą, która bezpardonowo zmusiła, by oparł się o drzwi. Drzwi, które nota bene rąbnęły we framugę tak głośno, że jakiś z sąsiadów pewnie podskoczył w łóżku. Nie dając mu czasu na protest, Alex zamknął usta mężczyźnie kolejnym, zachłannym pocałunkiem, zsuwając dłonie po jego torsie.
Nikolai Asen
Temat: Re: talk some sense to me? Wto 29 Mar 2016, 18:50
W takiej sytuacji jak ta nietrudno było dojść do wniosku, że cywilizowanie jest zwyczajnie nudne. Gra subtelnych znaków, wystudiowanych gestów i obustronnego opanowania na dłuższą metę nie mogła być satysfakcjonująca. To było tak, jak z przedstawieniem teatralnym - dopóki trwa godzinę, dwie, trzy sztuczność jest akceptowalna, wręcz przyjemna. Im dłużej jednak by ciągnąć tę farsę, tym łatwiej byłoby nie tylko o znudzenie, ale też o rozdrażnienie czy frustrację. Piękne stroje, przemyślane zachowania, grzeczne uśmiechy - to męczyło i w dalszej perspektywie nie było w stanie wygrać w starciu z uczuciami, pozami znacznie bardziej pierwotnymi, pozbawionymi narzuconych sztucznie zahamowań. Zresztą, wystarczyło spojrzeć. Czy naprawdę niepewność miałaby być atrakcyjniejsza od aż nadto widocznej bezczelności? Czy cierpliwość miała szanse milej łechtać ego niż aroganckie krzywienie się, gdy coś szło zbyt wolno? Czy nieśmiałe, do bólu kulturalne rumieńce mogły przemawiać silniej niż rzucający się w oczy głód? Nie mogły, nic z tego nie mogło. Przynajmniej nikt nie włożył Asenowi w ręce argumentu, który mógłby przekonać go, że jest inaczej. Cywilizacja? Jasne, jeśli chodzi o codzienne życie. Wiele ułatwia, pozwala kontrolować bieg kolejnych godzin, dni, miesięcy. Nikolai nie wierzył jednak, by gdzieś na świecie istniała choćby jedna osoba nie potrzebująca okazji, by czasem z tym zerwać, zrzucić z siebie tą ogładę i uszyty z wymogów społecznych strój. Pociąg do tego, co pierwotne, wymykające się spod kontroli był naturalny, kwestia tylko, kiedy jednostka uświadomi sobie, że jej też to dotyczy. Bułgar świadomość tę posiadał od dawna i czerpał z niej całymi garściami. W jego przypadku ocierało się to wprawdzie o niekoniecznie pożądaną skrajność, proste podejście do tematu w jakiś sposób go definiowało - nie znaczyło to jednak, że u wszystkich wygląda to w ten sposób. Nie, u większości wszystko mieści się w zdrowych ramach, takich, które nie eliminują wyższych uczuć, ale odnajdują złoty środek między nimi a znacznie bardziej dziką chęcią posiadania. U Asena środek ten, jeśli istniał, był mocno zachwiany, ale... W tej chwili to nie miało większego znaczenia, prawda? Nie przeoczył rzuconego mu wyzwania, niemej groźby tak precyzyjnie sformułowanej przez Alexa. Tak, błędna interpretacja, ale szczerze? Dla widoku podobnej determinacji, podobnej stanowczości - warto było mu na to pozwolić. Może też warto byłoby tę grę pociągnąć dłużej, gdyby nie to, że to mogłoby być nazbyt wiele. Ani jeden, ani drugi nie grzeszył teraz cierpliwością, a czas potrzebny na dotarcie do sypialni i tak już te niezbyt duże pokłady mocno nadwyrężył. Czego zresztą dane było Nikolaiowi poczuć na własnej skórze. Własnych plecach wystawionych na bliski kontakt z zamkniętymi z hukiem drzwiami, własnych wargach ponownie uwikłanych w głodne pocałunki, własnym torsie napastowanym teraz przez aurorskie dłonie. Nie mógł się nie uśmiechnąć. Nie mógł nie uśmiechnąć się z bezczelną satysfakcją. Z tym, że to nie była nawet połowa tego, czego chciał, czego potrzebował. Nie powinno więc dziwić, że gdy wreszcie odepchnął się od drzwi, do których przyparł go Hall, jego dłonie powędrowały jednocześnie do paska spodni aurora. Nie powinno dziwić, że pocałunki powędrowały niżej, a zęby przygryzały już nie wargi Brytyjczyka, a delikatną skórę szyi. Nie powinno też wreszcie dziwić, że Nikolai odpowiedział siłą na siłę, zmuszając Halla do cofnięcia się. Jeden krok. Drugi. Drzwi nie były im potrzebne, za to materac łóżka już tak. I ten uśmiech, ten bezczelny uśmiech drapieżnika. Starcie go nie będzie dziś łatwe.
Alex Hall
Temat: Re: talk some sense to me? Wto 29 Mar 2016, 22:03
Spoiler:
Jeśli jednej rzeczy Hall miałby być całkowicie pewny, jeśli miałby uchwycić się tylko jednej prawdy w tej nieludzkiej, magicznej godzinie, to byłby nią fakt, że gdy Nikolai go pocałował, poczuł się tak, jakby odetchnął swobodnie pierwszy raz od czasu śmierci Willa. Dla niego mógł to być tylko impuls, sposób na zaspokojenie najbardziej podstawowej z żądz – dla Alexa również, choćby powierzchownie, bo sam mógł w tej chwili czy nawet później nie rozumieć, że tym czego naprawdę szukał, była odrobina troski i czułości. Albo rozumieć nie chciał, uczepiając się tego, co proste. Ludzie w sytuacjach kryzysu potrzebują jasnych instrukcji i konkretnych rozwiązań. A takim było dla aurora pozwolenie na zabranie się do asenowego łóżka. Bo tego potrzebował. Bo chciał krzyczeć jego imię, żeby zapomnieć o świecie istniejącym poza ścianami i tej paskudnej, ciemnej dziurze gdzieś w środku. Dlatego nie ukrywał fizycznej siły, używając jej z całym rozmysłem. Dlatego pchnął Nikolaia na drzwi jego własnej sypialni, chcąc rozdmuchać to, co już się w nim tliło – bo mógł. Bo dano mu do tego dzisiaj prawo. Dzielenie się inicjatywą było bardzo przyjemne – dawało poczucie, że druga strona pragnęła cię przynajmniej tak samo mocno, a to zdecydowanie wpływało korzystnie na rozdmuchanie męskiego ego. Samce miały wpisaną w geny rozrośniętą potrzebę chwalenia i pokazywania, że byli ważni, a w wygłodniałym spojrzeniu Asena, Alex widział, że był w tej chwili najważniejszy. Jeśli to miało mu nie schlebiać, to co w takim razie? Czując dłonie szarpiące się z jego paskiem, auror bezwiednie oblizał dolną wargę, zagryzając ją za chwilę z zadowolonym, bezczelnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Odruchowo przekrzywił też głowę, na powrót wplatając palce we włosy Bułgara, gdy jego usta wytyczyły ścieżkę w dół, wzdłuż szyi Halla, kąsając delikatną skórę – rano pewnie pojawią się ślady. Nie próbował tłumić żadnego westchnięcia, syknięcia ani innych dźwięków wydobywających się z gardła. Póki mógł, póki cofali się powoli pod naporem asenowej siły, palce aurora przeczesywały ciemne kosmyki, zaciskały ich garść w dłoni i sunęły paznokciami po potylicy Nikolaia, to właśnie stamtąd się zsuwając, gdy Alex uderzył tyłem kolan o materac, swobodnie na niego padając. Kto nigdy nie miał ochoty tego widzieć, niech żałował, bo Hall miał przez moment trudność w oderwaniu wzroku od stojącego nad nim mężczyzny o tak boleśnie hipnotyzujących oczach, którego intencje były aż nadto jasne. On chciał Alexa pożreć, w całości, nie zostawiając nic – a auror zamierzał mu na to pozwolić, co zresztą udowadniał choćby wyszarpnięciem do końca paska ze szlufek spodni.