Temat: I'm an angel with a shotgun! Pon 04 Sty 2016, 18:47
Opis wspomnienia
Pochmurny dzień, w którym Allison przeżyje kolejny trening. Poprzedni zawaliła, musi pokazać się z jak najlepszej strony, co zadecyduje o jej dalszym szkoleniu.
Osoby: Allison i Philippe Martin
Czas: cztery lata temu
Miejsce: Rezydencja Argentów
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Pon 04 Sty 2016, 19:00
Spojrzała na posiniaczone dłonie. Wszystko ją bolało… Od czasu, gdy spaprała swój pierwszy trening postanowiła wziąć się za siebie, trenować jeszcze zacieklej. Chciała pokazać, że jest silna, gotowa do walki. I choć miała tylko trzynaście lat to kondycją przerastała starszych. Zignorowała przepełniający jej ciało ból powracając do uderzania w worek treningowy. Sala Martinów była wielka. Znajdowały się tutaj różne stanowiska, od eliksirów po zwinne uniki. Uwielbiała tryb, w którym skrzaty ciskały przedmiotami, których musiała unikać. Obecnie siedziała przy durnym worku treningowym – a siła przecież w walce czarodziejskiej nie pomoże. Chociaż nie mogła ukrywać, że wielu uratowała życie. No cóż… Trening Martinów nie był wcale bezużyteczny. - Panienko Allison, może pani odpocznie? – usłyszała głos kamerdynera. Nie tolerowali wykorzystywania skrzatów. W sumie to dlaczego w Hogwarcie sprzątał Filch skoro każdy nauczyciel mógłby użyć nauczyciela Chłoszczyść? Trochę bez sensu. Musiała z tą informacją żyć… Następna przeszkodą, którą wybrała okazał się… o ironio, tor przeszkód. Zwinnie omijała nadchodzące zagrożenia, poddając się przy czterech ostatnich przeszkodach. Cóż, nie była robotem do trenowania, więc musiała odpocząć. Była tylko chudą trzynastolatką. Odetchnęła ocierając kropelki potu spływające z jej czoła. Związała włosy w luźny kucyk, by te nie przeszkadzały jej w treningu. Często uprzykrzały jej życie… Na przykład wchodząc w jej oczy.
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Wto 05 Sty 2016, 15:56
Jego głowę ostatnio zajmowały poważne sprawy związane z Ministerstwem. Nie miał czasu nawet na rodzinne kontakty z dziećmi (nie mówiąc już o żonie). Nie wiedzieć czemu, rodzina zeszła na dalszy plan, a pierwsze miejsce zajęli śmierciożercy. No cóż, nikt nie mówił, że praca aurorów jest łatwa. Zawsze wiedział, że niesie za sobą ogromne niebezpieczeństwo... tylko najgorsze, że zagrażali również jego najbliższym. Ciągłe przeprowadzki oddalały ich, a przecież robił to dla ich dobra. Dzieci zdawały się jednak tego nie rozumieć. Aktualnie przechadzał się po rezydencji z głową w ciemnych chmurach, aż usłyszał hałas dobiegający z sali treningowej. Zastanawiał się, czy to może jego syn ćwiczy przed ostatecznym egzaminem w ich rodzinie i postanowił to sprawdzić... być może mu jakoś pomoże. Kiedy jednak wszedł do środka, dostrzegł małą dziewczynkę. Uśmiechnął się na ten widok. Allison bardzo poważnie traktowała sprawę i Phil bardzo się z tego cieszył. Obserwował przez chwilę jej trening, bo jeszcze nie zauważyła jego obecności. Biegła przez tor przeszkód, ale ostatnie 4 elementy opuściła. Mężczyzna zmarszczył brwi. - Od kiedy poddajesz się przy końcówce, Allison? - zapytał surowym tonem. Sam uważał, że nie należy się poddawać, nigdy. - Wola walki jest najważniejsza i to ona może decydować o twoim być albo nie być. Wiem, że zmęczenie daje w kość, ale trzeba się przełamać... jeśli chce się żyć.
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Wto 05 Sty 2016, 16:48
Trening przerwał jej nie kto inny jak jej ojciec. Wszędzie poznałaby ten głos… ten ton… surowy i tak bardzo przerażający. Zrobiła coś źle… Odwróciła się, cała zlana potem. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów spuszczając wzrok. - Wybacz, ojcze – szepnęła. – Wiem, że jest to ważne, że muszę zostać aurorem, który obroni niewinnych – mruknęła uderzając pięścią w worek treningowy. Raz. Dwa. Raz. Dwa. Powtórzyła tą czynność kilka razy. Może nie była zbyt silna, a jej uderzenia sprawiały ból raczej dziewczynie niżeli „przeciwnikowi”. - Póki co najważniejsza jest nauka. Trening w tak młodym wieku nic mi nie da, a… – urwała, by wystrzelić jedną z strzał. Chybiła o kilka pasków, nadal nie była w tym zbyt dobra. Cóż, raz odnosiło się sukcesy, a innym razem porażki. Najważniejsze to wstać i pokazać, że jest się silnym. Że nic cię nie pokona. – A i tak jestem dobra. Myślisz, że śmierciożerca spróbowałby zaatakować mnie z bliska? Avada Kedavra załatwiłaby sprawę, więc oczekuję, że nauczysz mnie paru przydatnych zaklęć. Nie ukrywajmy, na pewno już kogoś zabiłeś – znalazła jego czuły punkt. Kto wie, może zabijanie ludzi było dla niego trudne? Może to coś, co zabija go od środka? Potraktowała to jako trening. Szukanie słabych punktów przeciwnika. Typ obserwatorki musiał takie odhaczać. A ojca musiała poznać na wylot… Worek treningowy? Czemu nie. W tym momencie miała go dość. Wolała trenować w spokoju, a jemu nic nie pasowało! Problemy trzynastolatki…
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Nie 10 Sty 2016, 15:53
Jego mina nieco złagodniała, kiedy córka okazała skruchę i przeprosiła. Wierzył, że trzeba być wobec swoich dzieci konsekwentnym, żeby uzyskać pożądane efekty. Może czasami przesadzał ze swoimi metodami, raniąc tych których kocha. Ale oni nie wiedzieli, że robił to właśnie z miłości. Chciał, żeby byli silni, by w przyszłości nie zginęli z ręki jednego ze śmierciożerców. To byłby niesamowity cios, oczywiście jeśli dożyje chwili, w której jego dzieci będą aurorami. To też nie było pewne, zważywszy na jego rosnącą liczbę wrogów. Pokręcił głową, patrząc jak uderzając w worek treningowi sprawiała sobie więcej bólu, niż powinna. Patrzył na nią ze zmarszczonym czołem, bo to co mówiła nie miało sensu. - Jeśli naprawdę wierzysz, że trening w młodym wieku nic nie da, to po co tutaj jesteś? - zapytał znów nieco ostrzej, bo jeśli naprawdę sądziła, że to nie ma sensu to chyba źle wbił jej niektóre wartości. Jej słowa były coraz dziwniejsze i zdecydowanie przekroczyła linię. - Będąc aurorem nie staczasz walk jedynie ze śmierciożercami i wierz mi, przydają się wszystkie umiejętności. Poza tym śmierciożerca może stracić różdżkę, Ty swoją - wtedy walka wręcz ci pomoże - cóż, dziewczyna była młoda, bardzo mało jeszcze rozumiała. Nie mógł jej za to winić. - Nauczę, gdy przyjdzie na to czas. Na razie nie ma potrzeby, żebyś uczyła się skomplikowanych zaklęć, kiedy dobrze nie znasz podstaw. Poza tym w Hogwarcie jesteś bezpieczna, a w domu chronię cię ja. Nie zamierzał komentować jej odzywki na temat zabijania. To nie były sprawy, z którymi mógłby z nią rozmawiać. Spojrzał na nią wzrokiem, który mówił, żeby nie przesadzała, bo za aroganckie odzywki do ojca może zostać ukarana.
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Nie 10 Sty 2016, 22:23
Surowy ton ojca zmusił ją do zaprzestania ćwiczeń. Spojrzała na niego przechylając głowę w bok… W jej oczach pojawiła się skrucha, a ręce bezwładnie opadły. Nie wiedziała, co powiedzieć… Dziewczynie zabrakło słów w gardle. Zanim się odezwała, minęła dłuższa chwila. - Tato, ale spójrz na mnie. Nigdy nie będę jak Chalmers*, nie jestem tak silna i pewna siebie. Jedyne, co mi wychodzi to strzelanie z łuku. A wątpię, aby Auror brał taką broń na misję. Powiedz mi, czy bierzesz jakąkolwiek broń białą ze sobą podczas walki z przestępcą? – zmarszczyła brwi biorąc głęboki wdech i wydech. – Lubię to, lubię ćwiczyć, ale czasami sądzę, że jestem zbyt słaba, by zostać aurorem – tłumaczyła się. I rzeczywiście tak było – bo przecież często wątpiła w swoje możliwości. Nie zauważała talentów, widziała tylko wady. Te najgorsze. Nie wiedziała jak dodać sobie odwagi, pewności siebie. Wmawiając sobie, że z wiekiem stanie się silniejsza, mądrzejsza? Cóż, może to prawda. Wszystko możliwe… Poza tym w razie ćwiczeń w Hogwarcie, jakichś konkursów miałaby sporą przewagę nad innymi dziewczynami. A być może, chłopakami? Obrona to przydatna umiejętność. W jednej chwili to rozumiała, w następnej zapominała jak ważne są treningi przygotowywane przez jej ojca. Philippe był szanowanym aurorem i z pewnością wiedział, co mówi. Może miał zbyt surowych rodziców, by odpuścić Allison? Dążył do tego, aby była osobą idealną, nadającą się na wybrany zawód. Tak jak jej brat. Jednak kiedy porównywano ją do Chalmersa, czuła wściekłość. Zawsze był lepszy – starszy. Ucz się od brata. On ci pomoże. Tak. Bo to on był przyszłą głową rodziny – to on trafił na karty najważniejszych członków. Nie było tam Alliosn, słabej i zapomnianej. Być może dążyła do tego, aby tam trafić? Aby stać się kimś ważnym? Chora ambicja nnie pozwalała jej przestać trenować – choćby bardzo tego chciała, wracała do codziennych treningów. Wracała pokazując, że nigdy się nie podda. Nie mogła zawieść najbliższych. Nie mogła zawieść ojca, którego, choć tego nie okazywała, bardzo kochała. Być może uwielbiałaby te treningi gdyby ojciec był częściej koło niej? Nie mogła powiedzieć, że brakowało jej pochwał. Często otrzymywała pozytywne uwagi, z których była zadowolona. Często prosiła go o pomoc, którą otrzymywała. Wbrew pozorom, Philippe był dobrym ojcem. Mimo licznych przeprowadzek, mimo zepsutych relacji, nei mogła powiedzieć, że wolałaby gdyby zniknął. Zniknął z jej życia. Odszedł na zawsze. Kochała go. - Nie jestem taka jak ty. Jak Chalmers… Jak żaden Martin – ścisnęła rękojeść noża rzucając nim do tarczy. Chybiła od środka kilka pasków.
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Wto 12 Sty 2016, 06:35
On naprawdę nie był typem ojca, który lubił karać. Nienawidził, kiedy musiał to zrobić. Ale głęboko wierzył, że uzasadniona kara jest najlepszą nauką na przyszłość, a o to mu chodziło. Chciał, żeby jego dzieci były mądre, lepsze od innych. Żeby miały wartości, zarówno te wyuczone z domu, jak i własne. Nie było to łatwe, bo miał pracę, której również musiał poświęcać mnóstwo czasu. Jego córka nie rozumiała, że poświęca im tyle czasu, ile tylko jest w stanie. Oddała się od niego z każdą przeprowadzką, wiedząc (albo i nie), że to one trzymają ich przy życiu. - Na Merlina, przecież masz dopiero trzynaście lat! - powiedział zaskoczony jej słowami. Naprawdę oceniała siebie niżej od innych? Dlaczego w ogóle porównywała się z kimś? Niedorzeczne. - Nikt nie oczekuje od ciebie, żebyś była jak Chalmers. Masz być sobą. Do siedemnastu lat jeszcze dużo czasu, podczas ćwiczeń wyrobisz kondycję i siłę. Czy Phil brał jakąś broń podczas łapania przestępców? Owszem, miał coś przy sobie oprócz różdżki, bo jak już wspomniał, może ona zostać mu odebrana, a wtedy wszystko zależy od jego umiejętności i sprytu. - Tak, zawsze mam przy sobie przynajmniej jeden sztylet - powiedział poważnym tonem. Mogła go zapytać o wszystko, a jeśli tylko będzie umiał, zawsze jej odpowie i pomoże. Może nie był ojcem roku, ale wszystko co robił, robił dla dobra swojej rodziny. - Jesteś Martin, kochanie. Nie jesteś zbyt słaba - powiedział, podchodząc do niej i przytulając ją w ojcowskim geście. Chciał jej dodać otuchy, bo dopiero teraz zobaczył ile w tej dziewczynie wątpliwości. - Wierzę w ciebie, więc ty też powinnaś. Zostaniesz aurorem. Owszem, jako dziecko miał bardzo surowych rodziców, a właściwie ojca. To jednak nie miało teraz znaczenia, bo sam nie przypominał w niczym swojego rodziciela. Był surowy i twardy, ale nigdy nie przekraczał granicy. Umiał zarówno nagradzać, jak i karać. - Jak to nie? - zapytał. Niby czym się różniła od reszty członków rodziny? Nie rozumiał jej toku myślenia. Miała zaniżoną samoocenę? Tylko dlaczego... - Zdradź mi jaka jest różnica między tobą a mną? Chciał wiedzieć, co jego dziecko ma w głowie. Chciał jej jakoś pomóc. Musi wiedzieć, że nie jest w żaden sposób gorsza. Jako dziewczynka oczywiście jest słabsza fizycznie, ale to wszystko da się wypracować. Ważne jest to, co się ma w głowie.
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Wto 12 Sty 2016, 15:46
Wyczuła zaskoczenie w głosie ojca. Na pewno zdziwił go fakt, że trzynastoletnia córeczka nie ma pewności siebie, ma zaniżone poczucie własnej wartości. Zbyt mało czasu z nią spędzał, aby wiedzieć o takich rzeczach. Zresztą, wina leżała także po stronie Allison, która nie zwierzyła się z tego problemu. - Racja – odpowiedziała po chwili namysłu. Słowa ojca sprawiły, że zrobiło jej się milej na duchu. Przynajmniej nie odczuwała tego dziwnego i przykrego uczucia. Miała czas i musiała go wykorzystać. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Kto wie, może mogłaby zostać osobą pracującą na własną rękę? Bez żadnych pomocników w postaci przyjaciół z pracy. Przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć… Gdyby wybrała taką ścieżkę nie musiałaby zamartwiać się problemami i papierkową robotą. Mogłaby robić, to co chce. Brać jakąkolwiek broń. Walczyć jak tylko zachce. Zauważała same plusy. Jesteś Martin. Wzięła głęboki wdech po chwili wypuszczając wcześniej nabrane powietrze. Jest Martinem. Należy do ich rodziny i ma prawo wypowiadać własne zdanie. Nie jest słaba. Jest silna. Nie mogła się poddawać. Powinna być prawdziwym Martinem. Cenili sobie odwagę i siłę woli – nigdy się nie poddawali. Może ciężko radziła sobie z presją. Może nie potrafiła podjąć właściwych decyzji. Ale na pewno mogła się tego nauczyć. Na pewno należała do rodziny. I na pewno miała predyspozycje do zostania aurorem. Już teraz przekraczała możliwości wielu uczniów. Znajdowała się na znacznie wyższej belce, podczas, gdy oni dopiero pięli się do góry. Na jej twarzy rozkwitł chwilowy uśmiech. Spojrzała w oczy ojca odrzucając sztylet na bok. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów napinając cięciwę. Wykorzystała metodę wschodnią, popularną i wygodną, celując w sam środek powieszonej na ścianie tarczy. - Ja tylko… – zaczęła. – Nie wiem. Nie wiem czemu w siebie wątpiłam. Nie dostrzegałam zalet, szukałam jak najwięcej wad – przyznała. – Nie wiem z jakiego to powodu. W końcu się nauczę. Przestanę zadawać sobie ból, zacznę ćwiczyć jak prawdziwy Maritn – spojrzała na księgę z najważniejszymi członkami ich rodu. – Znajdę się tam – wskazała na zbiór imion, nazwisk i osiągnięć. - Może krótki trening? – rzuciła zaciskając pięści.
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Czw 14 Sty 2016, 02:45
Patrzył na nią, kiedy zastanawiała się nad jego słowami. Może za mało czasu jej poświęcał? Za mało wiedział o jej lękach, słabościach? Bo jak miał jej pomóc, kiedy nie znał podstawowych informacji? Jak miał nauczyć ją być nadzwyczajną, kiedy tak mało wiedział o jej osobowości? Oczywiście ciągle wmawiał sobie, że przecież ją zna. To jego mała dziewczynka, mała Alison. Tylko że ta mała dziewczynka rosła w zastraszającym tempie. Jej mózg i myśli również ulegały zmianie, a on nie miał dość czasu, żeby nad tym nadążać. Musiał pracować, żeby zapewnić swojej rodzinie byt. Później musiał zadbać o ich bezpieczeństwo. Dopiero na końcu mógł sobie pozwolić na przyjemność bycia w ich towarzystwie i relaksować się. Niestety taka była jego rzeczywistość. - Moja dziewczynka - pochwalił, kiedy przyznała mu rację. Na pewno ciężko jej było przetrawić to wszystko, ale pewne rzeczy musiała już rozumieć. Trzynaście lat to nie sześć, miała świadomość o tym co się dzieje wokół. Inaczej może odbierała pewne kwestie, ale mimo wszystko była świadoma. - Może nie mam dla ciebie tyle czasu, ile bym chciał... ale wiesz, że zawsze możesz przyjść do mnie z pytaniem czy prośbą, prawda? - chciał się upewnić, że o tym wiedziała. Niby oczywiste, ale często się o tym zapominało. A nie chciał, żeby o tym zapomniała. Ojciec czuje się wyróżniony i ważny, kiedy jego dziecko przychodzi zapytać o poradę. - Oczywiście, że się tam znajdziesz! - powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Wierzył w swoje dzieci chyba bardziej niż w siebie. I prędzej wydłubałby sobie oczy, niż miałby pozwolić, by nie zdały ich rodzinnego egzaminu i nie znalazły się w drzewie genealogicznym. - Nigdy nie wątp w siebie i swoje umiejętności, Ali. Najważniejsze, żebyś ty chciała osiągnąć cel! Uśmiechnął się na propozycję wspólnego treningu. Miał akurat chwilę, więc mógł sobie pozwolić na ćwiczeniową zabawę z córką. Tylko co miała dokładnie na myśli? Co chciała z nim przećwiczyć? - Oczywiście, skarbie. Trening z jakiej kategorii? - zapytał, rozglądając się dookoła. Mogła wybrać cokolwiek, mężczyzna nie miał braków w kondycji ani sile. I kto wie, może nawet da jej fory?
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Pią 15 Sty 2016, 11:27
Dokładnie przetrawiała wszystkie ywpowiadane przez ojca słowa. Uśmiech na jej twrazy pogłębiał się, a serce robiło się cieplejsze. Takie rozmowy zaciśniały więzy między ojcem, a córką. Dawno nie odbyli takiej poważnej rozmowy, ciepłej, miłej i poważnej zarówno. - Wiem - odpowiedziała króko, zwięźle i na temat. I już wiedziała, że to jedno słowo wystarczy, aby zrozumiał, że mu ufa. Mimo tych wszystkich kłótni, nadal wiedziała, że on jej pomoże. W każdej sytuacji. Przeprowadzki nie powinny wpływać na relacje ojciec-córka, ale... Ale co ona mogła poradzić? Ciężko zaklimatyzować się w jednym miejscu jeśli przebywasz tam zaledwie kilka miesięcy. A kiedy już kogoś poznasz, po prostu odchodzisz. Propozycja treningu. Rozejrzała się po sali szukając odpowiednich rozwiązań. Zgodnie z naukami ojca, wiedziała, że musi wybrać coś w czym ona będzie dobra, a z czym dorosły mężczyzna mógł mieć problemy. Należało jednak pamiętać, że kiedys to on ćwiczył codziennie, zapewne pięć razy więcej i dłużej od Allison. Musiał opanować większość znajdujących się tu broni. Jej wzrok powędrował do łuku. Złe rozwiązanie, z pewnością miał więcej siły. Miał tylko czterdzieści dwa lata, to nie wiek, który niszczy wzrok. Kolejnym stanowiskiem okazały się być noże do rzucania. Nie, zdecydowanie nie. Ona sama nie radziła sobie z nimi zbyt dobrze. W kontekście rzucania nimi, oczywiście. W końcu jednak wzięła dwa sztylety, ostre i połyskujące. Uśmiechnęła się rzucajac mu dwa. Zacisnęła dłonie na ich rękojeści po raz kolejny odgarniając kosmyk włosów. Dała mu znak, żeby chwilkę poczekał. Dokładnie go obserwowała. Z pewnością była zwinniejsza i szybsza, to drugie nie było pewne, ale pierwsze już na pewno. Nie chciała go zranić - wiedziała też, że na pewno tego nie zrobi, bo mężczyzna jak Philippe powaliłby ją w pięć sekund. Oczekiwała jakichś forów... Tutaj chodziło o zabawę, jednak miło byłoby wygrać z ojcem, choćby była to fałszywa wygrana. - W porządku - szepnęła wchodząc na matę i zapraszając tam ojca. - Zwykła walka na sztylety, dwa na dwa. Osoba, która zejdzie z maty, odpada, jasne? - i nie pytając go o zdanie zamachnęła się sztyletem. Philippe z łatwością zablokował atak dziewczyny. Ona jednak wyszarpała się z uścisku stając naprzeciw ojca.
EDIT: Philippe zablokował atak Allison, jednak ta nie została powalona na ziemię. Wynik: 13 dla Philippe, 5 dla Allison.
Tutaj kostki:
Philippe ma +5 punktów ze względu na swoją sprawność fizczyną. Allison liczy tylko na punkty, które wypadną z kostek.
Jeśli Philippe zmieści się w punktacji: 1-6 = Allison zatrzymała nóż przed ręką mężczyzny, informując go, że w każdej chwili mogłaby ją przebić. 7-?= Philippe z łatwością zablokował atak dziewczyny uniemożliwiając jej wykonanie jakiegokolwiek ruchu.
Jeśli Allison uzyska pięć, nie została zablokowana. A jeśli uzyska pięć, a ten nie zdoła zablokować jej ataku, to dodatkowo może go lekko zranić, w porządku?
W swoim poście odniesiesz się do tego.
Ostatnio zmieniony przez Allison Martin dnia Pią 15 Sty 2016, 11:30, w całości zmieniany 2 razy
Huncwot
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Pią 15 Sty 2016, 11:27
The member 'Allison Martin' has done the following action : Dices roll
'10-ścienna' :
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Wto 26 Sty 2016, 23:52
// znowu musialas długo czekać ;<
Jak to ojciec, Phil chciał dla swoich dzieci jak najlepiej. I o ile o chłopaka się nie martwił, bo wiedział że da sobie radę, tak o swoją małą dziewczynkę ciągle. Być może dlatego, że była bardzo młoda i sama nie wiedziała jeszcze kim do końca jest? Skoro miała wątpliwości czy uda jej się zdać ten egzamin... Oczywiście wiele pracy było przed nią, bo to nie jest tak, że bez wysiłku coś się dostaje. Ale na litość Merlina, była jego córką. Nie pozwoliłby, żeby coś takiego miało miejsce. Kiedy będzie pół roku przed oficjalnym egzaminem, on zrobi jej egzamin "wewnętrzny", który pokaże na ile jest gotowa. Jeśli będzie miała braki to przygotuje ją i na pewno sobie poradzi. - Bardzo mnie to cieszy, Allison - uśmiechnął się do niej, a przecież nieczęsto pojawiał się na jego twarzy uśmiech. To nie tak, że nie lubił się śmiać czy był ponurakiem. Po prostu zawsze miał głowę zajętą kłopotami, więc na jakieś uśmiechy nie było czasu. A przynajmniej w jego mniemaniu. Widział jak dziewczynka rozgląda się, by wybrać najlepszą dla siebie konkurencję. Oczywiście nie mogłaby go zagiąć w żadnej z nich, bo uczył się tego zanim się urodziła. Poza tym ciągle miał praktykę w pracy, więc również nie opadł z formy. Ale z drugiej strony, jego córka miała zaledwie trzynaście lat. Nie mógł z nią walczyć jak z przeciwnikiem, serce ojca by mu na to nie pozwoliło. Po prostu dla niego będzie to zabawa. Nie chciał nawet atakować. Może po prostu będzie unikać jej ciosów? Zobaczymy w trakcie, jak na razie to Allison nie traciła czasu i już zrobiła pierwszy ruch. - W porządku - zgodził się, a kiedy się zamachnęła, z łatwością zablokował jej cios. Chciał ją złapać i przesunąć na koniec maty, ale zbyt słabo chwycił, by nie zrobić jej krzywdy. I ostatecznie dziewczyna się wysmyknęła. Kiedy stanęła naprzeciw niego, posłał jej zachęcające spojrzenie, by ponowiła atak. To i tak nie była równa walka, bo Phil miał mnóstwo doświadczenia i w żadnym scenariuszu dziecko by z nim nie wygrało, jeśli by tego nie chciał. Ale wiedział, że Ali będzie się cieszyć, kiedy da jej wygrać. Ale to zależało od niej, bo jeśli się postara i mężczyzna zobaczy jej determinację, to faktycznie pozwoli jej wygrać. Jednakże jeśli podejdzie do tego zbyt lekko, bez zaangażowania, to wtedy skończy zabawę raz-dwa. - No dalej! - powiedział, stojąc w pogotowiu, by móc ją zablokować.
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Sro 27 Sty 2016, 12:54
Ojciec z łatwością zablokował jej cios. Nie, wcale się niezniechęciła. Chciała walczyć dalej i pokazać na co ją stać... W sumie to wiedziała, że nikłe ma szanse, właściwie zerowe, ale tutaj chodziło o zabawę i lekki trening. Jeśli podpatrzy ruchy ojca może coś z tego treningu wyniesie? Ba, na pewno. Taka krótka walka treningowa jeszcze nikomu nie zaszkodziła - a na pewno wpłynęła pozytywnie. Zatrzymała się na chwilę, by po chwili wykonać kolejny atak. Wiedziała, że nie może zamachnąć się z całej siły aby nie stracić równowagi i celności. Na jej twarzy zakwitł uśmiech, co jakiś czas zanikając ustępując miejsca zmęczeniu i determinacji. Nie chciała się poddawać... Musiała pokazać, że jest prawdziwym Martinem, który walczy do końca. Sama widziała kilka treningów jej brata, nawet zdołała podpatrzyć jego ruchy, których obecnie używała. Wiedziała, że Chalmers był aktywniejszy fizczynie, silniejszy i z pewnością dopasował styl walki do swojej postury, jednak... Jednak musiała uczyć się od starszych. Właśnie w ten sposób dotarła do tej części treningów... Bez pomocy ojca, czy brata nigdy nie trafiłaby nożem w sam środek tarczy. Nigdy nie napięłaby cięciwy łuku celując w potencjalnego przeciwnika. I choć tak bardzo chciała być przygotowaną na wszelkiego rodzaju misje, wiedziała, że musi ćwiczyć. Praca mogła doprowadzić ją do upragnionego celu... I nie mogła się poddawać. Tego była pewna. Po wykonanym ataku*założę, że bez skutku, bo nie chce mi sięw kostkach mieszać*, bezskutecznym, bo Philippe zatrzymał jej rękę tuż przed twarzą, uśmiechnęła się szyderczo. Może i był silniejszy, może i miał więcej pary w rękach, a pokonanie chuderlawej trzynastolatki nie sprawiało mu większych problemów. Ale chciała aby patrzył na nią dumnym wzrokiem, oglądał silną i pewną siebie Allison. Wcześniejsza rozmowa pomogła jej zrozumieć, że była czegoś warta. Że jednak ktoś na nią liczył, a ona nie mogła go zawieść. Dążyła do tego jak tylko mogła... Dążyła do doskonałości, której przecież nikt nie mógł osiągnać. Nikt nie był idealny... Jeden miał więcej siły, drugi lepiej strzelał z łuku... Gdyby wykorzystała swoje zdolności, jak zwinność, mogłaby pokonać silniejszego od siebie przeciwnika. Oczywiście, nie mówiła tu o ojcu, który mógłby wyrzucić ją z maty w kilka sekund, nawet gdyby miała siedemnaście lat. Ale nie każdy czarodziej doceniał walkę wręcz. Większość śmierciożęrców polegała na zaklęciach uśmiercających - a co by było bez różdżki? Na samą wizje pokonania śmierciożercy pięściami uśmiechnęła się. Po wykonanym ataku(tutaj zdecyduj jaki skutek) czekała na ruch ojca.
Gość
Temat: Re: I'm an angel with a shotgun! Sob 30 Sty 2016, 01:31
Miał nadzieję, że córka bacznie obserwuje jego ruchy. Nie były wprawdzie idealne, bo przecież nie walczył na poważnie. Gdyby to robił, byłby bardziej zacięty, bardziej precyzyjny i dokładny. Nie bawiłby się, bo wiedziałby, że to może być jego "być albo nie być". Jednak teraz to co innego. Przede wszystkim rozrywka i zabawa, więc nie kontrolował tego tak bardzo. Chociaż oczywiście z drugiej strony chciał, żeby Ali coś z tego wyniosła. I nie, nie chodzi o siniaki. Tak czy siak, widział na jej twarzy zacięcie i wolę walki, mimo że to faktycznie była tylko zabawa. Ale może nie dla niej? Może bardzo jej zależało na wygranej? Chciał, żeby była zdeterminowana. Ta cecha mogła w przyszłości decydować o jej życiu lub śmierci, więc nie było niczego, czego Phil nie chciał jej nauczyć. Skoro jemu udało się przeżyć tyle lat jako auror, to na pewno przekaże swoim dzieciom wszystko, co wie, by i one były dobre w swoim zawodzie. Wszyscy Martinowie byli aurorami... ale czy na pewno? Otóż nie, zdarzały się przypadki zbyt słabe, zbyt tchórzliwe. Jednak z chwilą, gdy wybierali sobie inny zawód, niż ten narzucony, zostali wydziedziczani. Nie byli zapisani w rodzinnym drzewie genealogicznym, a kontakt z nimi musiał być ograniczony jeśli nie w ogóle zerwany. Kiedyś jego małżonka powiedziała, że kochałaby swoje dzieci tak samo, nawet jeśli zostałyby sprzedawcami. Philippe jednak nie mógł powiedzieć tego samego. Oczywiście miłość pozostaje miłością, ale na pewno byłaby ona przysłonięta przez zawód, gniew i odrazę. A także żal do siebie, bo oczywiście szukałby też winy w swoim postępowaniu. Ale wracając do ich treningu/zabawy. Kolejny atak Alison znów został odparowany, co oczywiście nie było dla niego wielkim wysiłkiem, aczkolwiek był dumny ze swojej małej dziewczynki. Widział jak bardzo się starała i ile z siebie dawała, żeby mu zaimponować. - Nieźle - powiedział, zastanawiając się, co by było gdyby nie zatrzymał jej ręki - bo w końcu celowała mu sztyletem w twarz. Sprawność fizyczna może miała mniejszą wagę w walkach na różdżki aczkolwiek po rzuceniu zaklęcia "expelliarmus", kiedy przeciwnik pozostawał bez różdżki dalej mógł być agresywny. Ile razy było już sytuacji, w których Phil musiał używać swoich mięśni, kiedy różdżka wypadła mu z rąk? I wbrew pozorom, śmierciożercy też potrafią uderzyć dłonią. Kiedy wykonała następny atak, nie zatrzymał jej ręki, po prostu się uchylił, lądując tym samym bliżej linii maty. Żeby nie było, że daje jej wielkie fory, postanowił też zaatakować dość subtelnie i delikatnie. Zamachnął się nie używając pełni sił i wymierzył sztylet w jej brzuch. *jeśli odskoczy to może wykonać atak, jak zatrzyma rękę to Phil wyszarpnie ją od razu i jak nie zareaguje, to on zatrzyma ostrze kilka centymetrów przed jej brzuchem*