IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś!

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

- Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś! Empty
PisanieTemat: - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś!   - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś! EmptyNie 28 Lut 2016, 18:16

Opis wspomnienia
Godziny szczytu w Ministerstwie. To musiało się skończyć tragedią i gorącym, włoskim temperamentem.
Osoby:
Sofia Clinton, Marek Rowan
Czas:
listopad 1977
Miejsce:
Atrium Ministerstwa Magii

Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

- Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś! Empty
PisanieTemat: Re: - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś!   - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś! EmptyNie 28 Lut 2016, 18:18

Zanim nastąpi upragniona i długo wyczekiwana przerwa w ciągu pracy, Marco musiał odwiedzić jeszcze trzy piętra. Roznoszenie akt to najgorsza ze wszystkich prac, bo trzeba łapać odpowiednich ludzi, zmuszać ich aż przeczytają treść i to podpiszą. Jeśli się ich nie dopilnuje, wszystko będzie się niepotrzebnie przeciągać. Tak więc Rowan szedł przez szerokie i przestrzenne atrium, gotów upolować panią Esmeraldę Matz, przewodniczącą komitetu Praw dla Wilkołaków. Niestety ta drobna staruszka była chyba najbardziej energiczną osobą w całym Ministerstwie Magii. Rowan już wiedział skąd uśmieszek na twarzy Iwana, kiedy podawał mu teczkę z nakazem odniesienia ich do starszej kobiety.
Mężczyzna niósł pod pachą grubą stertę plików, w drugiej ręce niósł donicę ze śpiewającą rośliną (teraz na szczęście spała), którą musi odnieść przy okazji do wydziału Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, bo podejrzewano, że ta roślina nie jest do końca rośliną. W sumie Marek nie wnikał, tylko jak zwykle nie potrafił odmówić pomocy i obiecał wspiąć się na Merlin wie które piętro, znaleźć kolejną osobę i wręczyć jej niewygodną w transporcie donicę. Warto zaznaczyć, że przemieszczanie się po atrium w godzinach szczytu ze stertą bagażu było niezłym zawodem sportowym. Żeby tędy przejść i przeżyć, trzeba było opanować do perfekcji chodzenie slalomem, odruchowe brzdękanie "przepraszam najmocniej", wyginaniem się na boki i przeciskaniem między pędzącymi pracownikami Ministerstwa Magii. Tak też właśnie szedł Marek, który nie tylko niósł ze sobą bagaż, ale jeszcze jednocześnie pracował. Za jego głową sunął pergamin i samopiszące pióro.
- Drogi panie Gregorze Parker, zgodnie z ustawą o prawach wilkołaków, wchodzącą w życie dokładnie w styczniu przyszłego roku, jest pan oficjalnie zwolniony z przymusowego urlopu w pańskiej siedzibie pracy... - dyktował, rad, że nawet jakby mówił szeptem, to pióro i tak zapisze wszystko dokładnie. Oby tylko nic tam nie pokreśliło jak ostatnio. Wczorajsze gęsie pióro musiało być czyimś psikusem, bo zamiast notować rysowało serduszka na każdym skrawku papieru, jaki napotkało. Marca zastanawiało kto za tym stoi...
W pewnym momencie donica nagle się poruszyła i Marek musiał się bardzo gwałtownie zatrzymać, wstrzymując ruch w jego wąskiej dróżce.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

- Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś! Empty
PisanieTemat: Re: - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś!   - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś! EmptyNie 28 Lut 2016, 18:41

Jedni spieszyli się by porozdawać akta, inni listy, a ona szła w pełnym skupieniu czytając kolejny nagłówek Proroka opowiadający o rzekomym zdrajcy Ministerstwa.
Odziana na czarno, w dwuczęściowy kostium z lejącego się materiału, na niebotycznych szpilkach przemierzała żwawo kolejne korytarze MM z kubkiem gorącej kawy. Nie patrzyła przed siebie, nie spoglądała w boki, bo pracownicy wiedzieli doskonale kto idzie, kto zmierza w ich stronę. Rozsuwali się przed nią niczym przed Mojżeszem, a ona sunęła gładko po tafli wciąż zaczytując się w zabawne oszczerstwa.
W głowie miała już ułożony plan dnia - pogonienie swych pracowników i zajęcie się sprawą kolejnego śmierciożercy oskarżonego o zamordowanie jednej z mugolskich rodzin. Powinna zająć się jego przesłuchaniem, ale póki co rozejrzy się po jego życiorysie i znajdzie kilka przyjemnych kwiatków, którymi będzie się mogła z nim podzielić.
Teraz jednak szła, zbliżała się ku pędzącemu mężczyźnie, który dzisiaj odgrywał rolę życia - bycia niańką jednej ze zmutowanych roślin, których rzecz jasna kobieta nie widziała, nie zauważała. Przed jej oczyma majaczyły jedynie literki układające się w szokujące wieści.
Do momentu, w którym Rowan się nie zatrzymał, a ona jak gdyby nigdy nic nie wpadła na niego. Gazeta niemalże wylądowała jej na twarzy, a kawa chlusnęła zarówno na plecy okryte marynarką jak i na dłoń Włoszki, która dopiero co zorientowała się co się dzieje.
Spomiędzy jej ust padło kilka włoskich przekleństw, a ona strzepnęła gazetę, rzuciła ją wściekle o ziemię i pochwyciła mężczyznę pod ramię kompletnie nie zwracając uwagi na innych.
Ani na samopiszące się pióro, na dziwną roślinę, ani nawet na wyraz twarzy aurora, którego wszak znała.
- Litości! Czy nikt Ci nigdy nie mówił, że nie staje się gwałtownie w tak ruchliwym miejscu? Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś na Ciebie wpadnie! I TYM KIMŚ JESTEM JA. - Zagrzmiała poirytowana, czując jak prawa dłoń ją piecze, jak kawa wżyna się w jej skórę pozostawiając ją zaczerwienioną.
Odechciało się jej czytania newsów dotyczących świata czarodziejów, a krew zaczęła w niej buzować tym głupim incydentem!
Nawet jeżeli to nie była wina Marco.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

- Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś! Empty
PisanieTemat: Re: - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś!   - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś! EmptyNie 28 Lut 2016, 19:26

Musiał się zatrzymać, jeśli nie chciał stracić mięśnia czy ręki. O ile dobrze zauważył podczas wysłuchiwania "piosenek" roślinki,widział tam zęby. Swoją drogą, nadawała się idealnie dla Upiornych Wyjców. Kto wie, może to miał być dla nich prezent? Tak czy owak, zatrzymanie się i wyciąganie donicy spod pachy było  nieuchronne. Nie wpadł na to, że ktoś idący za nim może nieść wrzątek kawy. W tej samej chwili, w której poczuł nagle na marynarce i skórze piekielne gorąco, usłyszał też włoskie przekleństwa. Marek wyprostował gwałtownie plecy, sycząc przez zęby i odwracając się z kamienną miną za siebie. Mimo, że kawa przesiąknęła już przez materiał marynarki i koszuli, prosto w tylne łapy wytatuowanego tam borsuka, irytacja opadła, gdy dostrzegł wykrzywione usta Sofii. Ach, te Włoszki.
Nie miał czasu żeby jęknąć, przeprosić czy dostać te przeprosiny, bo Zosia dobitnie przypomniała mu o zasadach przemieszczania się po atrium w godzinach szczytu. Nie spodziewał się po niej nic innego jak pouczenia. Pracowała za dużo i nawet w relacjach koleżeńskich działała jak auror, a nie jak zwykła kobieta.
- WYBACZ? - zapytał i korzystając z faktu, że złapała go pod ramię, pociągnął ją na bok, aby nie stali na samym środku holu.
- Mając do wyboru odgryzienie mięśnia a stanięcie w atrium, wybrałem to drugie. I ej, ten wrzątek spłoszył borsuka. - wykrzywił się i poruszył barkami, czując tam nieprzyjemne pieczenie z jednoczesnym mrowieniem mówiącym o podwijaniu łap borsuczych i przesuwaniu się w rejony karku, skąd spychał czarną sowę, która nie wiedziała, gdzie powinna się podziać i wskoczyła na ramię w sam środek ciemnozielonych pnączy z niebieskimi pąkami... innymi słowy, jego tatuaże oszalały.
- Nic ci nie jest? - jak na dżentelmena przystało nawet nie zagadnął na temat tego jak pieką go niemiłosiernie plecy. Nie mógł nawet dotknąć brzydko potraktowanego miejsca, bo ręce miał zajęte. Odstawił donicę na podłogę, akta na stołek wypełniony Prorokami Codziennymi. Zauważył też mimochodem, że gęsie pióro zapisywało dokładnie każde wypowiedziane przez niego słowo. Jęknął, mruknął pod nosem polecenie, a pióro owinęło się wokół pergaminu i wylądowało na stercie teczek.
- Gdzieś tutaj powinien być punkt pomocy, z którego nie korzystałem. Cholera, moje tatuaże teraz oszalały. - wzdrygnął się i sięgnął dłonią do swych nerek, dotykając mokrej marynarki i podrażnionej pod nią skóry. Czas, który spędzi na przepraszaniu Zośki i doprowadzaniu pleców do porządku starczy na to, aby pani Matz zwiała na drugi koniec Ministerstwa Magii. Co za szalony dzień. Czemu pokusiło go o wyjście z biura o takiej godzinie?
Spojrzał na rękę Zosi i wyjął z górnej kieszeni marynarki jedwabną chustkę (czyli stały element garnituru). Dotknął jej nadgarstka i zakrył materiałem poparzone palce. Musi wystarczyć dopóki ruch w atrium nie zwolni choć na chwilę. Ludzie się po prostu nie kończyli.
Sponsored content

- Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś! Empty
PisanieTemat: Re: - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś!   - Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś! Empty

 

- Wisisz mi kawę. - Ale to Ty ją na mnie wylałaś!

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Nie patrz na mnie!
» Rzuć we mnie śnieżką, a pożałujesz Creed!
» Nie nazywaj mnie Amelią!
» Bo tylko Ty mnie znasz...
» Słodka nieświadomości, za co mnie tak karzesz?

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Myślodsiewnie
-