Temat: strasznie już być tym aurorem chcę! Nie 08 Lis 2015, 13:23
Opis wspomnienia
Kiedy w czasie wycieczki po Ministerstwie Magii jedno Lwiątko znika z oczu opiekunowi... Cóż. Zaczyna robić się ciekawie. Czy ktoś kiedykolwiek spodziewał się, że naczelny szkolny rozrabiaka będzie przestrzegał narzuconych mu zasad?
Temat: Re: strasznie już być tym aurorem chcę! Nie 08 Lis 2015, 15:09
Ktokolwiek wpadł na pomysł zabrania bandy hogwardzkich uczniów do Ministerstwa Magii, powinien był jednak zastanowić się nad tym przynajmniej trzy razy. A potem jeszcze dziesięć, wieńcząc te rozmyślania solidnym uderzeniem czołem w ścianę. Z założenia całe przedsięwzięcie nie było złe – pokazać młodym czym zajmowało się Ministerstwo w poszczególnych departamentach, zachęcić ich, by przyszłość powiązać z karierą właśnie w tym a nie innym miejscu. Wszystko wspaniale, oczy większości dzieciaków z czwartych klas aż się świeciły w pewnych momentach. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał, by zwracać baczniejszą uwagę na tych niepokornych – a konkretniej jednego, który jak dotąd zachowywał się wyjątkowo spokojnie, co zwyczajnie nie leżało w jego repertuarze. Nikt nie wyczuł podstępu. Mwahahahaha, głupcy. Przejście przez większość departamentów zwyczajnie nudziło Alexa, który trzymał się z tyłu grupy. Podejrzliwie przyglądał się szafom pełnym papierów, urzędnikom i urzędniczkom tłumaczącym, na czym polegała ich praca, wyciągając z ich wywodów dokładnie jeden wniosek: siedzieli na tyłkach przy biurkach i obrastali w pajęczyny przy tej papierologii. Czternastoletni umysł młodego Gryfona nijak nie potrafił pojąć, jak ktoś mógł z własnej woli dać się tak uwiązać – może przyklejono ich zaklęciem do krzeseł, żeby nie mogli uciekać? Albo zapięli na nogach niewidzialne, więzienne kule, takie jakich używali mugole? A może zaraz po ukończeniu szkoły przechodzili pranie mózgu, które zmieniało ich w bezmyślne fantomy podbijające stempelki na kolejnych rolkach pergaminu? Wcale nie byłby taki zaskoczony, gdyby choć jedna z jego teorii okazała się prawdą. Nie umiał pojąć, że niektórzy bardziej cenili sobie stateczność i spokój nad ciągły ruch. Nadmiar energii rozsadzający ciało Gryfona nie raz i nie dwa dawał się we znaki – jeśli akurat nie zwiedzał zamku zakamar po zakamarze, wymyślał nowe sposoby wykręcenia żartów osobom, którym żartów nie powinno się robić, włamywał się do składziku profesora eliksirów tylko po to, żeby przejrzeć sobie ingrediencje lub próbował pacyfikować rasistowskich uczniów. Plan dnia młodego Halla był tak pełen różnych rzeczy, że zwykle brakowało w tym wszystkim czasu na odrabianie zadań domowych czy naukę z lekcji na lekcję. Całe szczęście natura obdarzyła chłopaka lotnym umysłem, co w połączeniu ze zrywami na ostatnią chwilę pozwalało jakoś przejść z klasy do klasy z przedmiotów, które nie były eliksirami lub zaklęciami. Skubiąc brzeg rękawa szkolnej szaty i kiwając się lekko na piętach, Alex nabrał w policzki powietrza, zaraz wypuszczając je po cichu, choć instynkt łobuziaka podpowiadał dawaj, zrób zamieszanie, będzie fajnie. Jeszcze nie. Skoro wytrzymał tyle departamentów, to wytrzyma i ten ostatni, zanim wprowadzi w życie swój szalony plan samodzielnej wycieczki. Poziom trzeci, Departament Magicznych Wypadków i Katastrof był tylko odrobinę mniej nudny od Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Odrobinę. Bo co fajnego i ciekawego mogło być w wysyłaniu oddziału do czyszczenia pamięci osobom niemagicznym? Pewnie nawet nie wiedziały, co w nie walnęło. Powstrzymując się przed głośnym jęknięciem, gdy jeden z pracowników zaczął opowiadać o procedurach postępowania z mugolami, Hall przestąpił z nogi na nogę, wpatrując się w tył głowy opiekuna Gryffindoru, który zabrał ich na tę wycieczkę. Czy jeśli odpowiednio się skupi, da radę zaszczepić w jego głowie myśl, że to już czas na zejście kolejny poziom niżej? To właśnie tam najbardziej chciał się znaleźć Alex – odkąd usłyszał o tej profesji w zeszłym roku, wiedział, że zostanie aurorem. Nie było innej opcji, żadna inna droga nie wydawała się tak kusząca jak właśnie ta. Należeć do elitarnego oddziału zajmującego się bezpieczeństwem, walczącego z czarnoksiężnikami, wykonującego najniebezpieczniejsze zadania – czego chcieć więcej? Zmieniać świat, będąc gdzieś tam na prawdziwych polach bitew. Wystarczyła jedna myśl, przypomnienie o celu na przyszłość, a zielone oczy młodego Gryfona zaczynały jarzyć się wewnętrznym blaskiem, dłonie swędziały, by chwycić za różdżkę i już zaraz zacząć się wprawiać do zawodu. Wraz ze zjazdem windą na upragniony poziom, żałośnie krótkiej wycieczce po głównym aurorskim biurze podzielonym ściankami jak plaster miodu, Alex zniknął. Rozpłynął się jak kamfora, gdy opiekun Gryffindoru odwrócił na moment wzrok, nie zauważając później, że kogoś brakuje w jego grupce. Idealnie. Przyczajony pod nieużywanym przez nikogo biurkiem, chłopak odczekał aż odgłosy kroków ucichną, wychylając głowę kilka chwil później, by sprawdzić, czy droga była wolna. Skoro odmówiono im porządnego omówienia, czym zajmowało się biuro aurorów, zamierzał dowiedzieć się tego sam – przy okazji zaglądając w miejsca, w które prawdopodobnie zaglądać nie powinien. Przemykając cicho przez główne pomieszczenie, znalazł się w bocznym korytarzu prowadzącym do oddzielnych biur wyżej postawionych aurorów (jeśli sądzić tylko po tabliczkach na drzwiach), sali narad, jakiegoś składziku... Alex odruchowo schował się za rogiem korytarza, gdy drzwi do sali narad drgnęły, a ze środka zaczęła wylewać się grupka aurorów – nie zdążył się im dokładnie przyjrzeć, ale żaden nie był ubrany jak na cholerny pogrzeb, w stylu pracowników innych działów. Serce Gryfona zabiło mocniej, gdy kilku przeszło obok jego prowizorycznej kryjówki, na szczęście nie odwracając się w trakcie dyskusji, w której byli pogrążeni. Gdyby nie to, pewnie zauważyliby przyklejonego do ściany czternastolatka w szatach Hogwartu, a wtedy albo dałby się odprowadzić do reszty grupy, albo zacząłby uciekać. A znając siebie, Alex wiedział, że najzwyczajniej w świecie rzuciłby się do ucieczki, umykając przed kłopotami, tak jak miał to w zwyczaju w szkole, gdy przyłapano go na czymś, czego nie powinien robić. Można powiedzieć, że wymykanie się z trudnych sytuacji miał opanowane niemal do perfekcji. Zmuszając się do spokojniejszego oddechu, chłopak powoli wyjrzał zza rogu, sprawdzając, czy miał wolną drogę. Na horyzoncie żadnych dorosłych, a drzwi do sali narad uchylone, proszę państwa, wygraliśmy główną nagrodę na loterii życia! Nie zastanawiając się nad tym ani chwili, Hall wyciągnął spod szaty fiolkę eliksiru, bez którego nie ruszał się z dormitorium i wślizgując się do opustoszałej sali, wylał jego zawartość przed drzwiami. Ktokolwiek nie spróbuje wejść, najpierw przyklei się do wykładziny, podniesionym głosem z pewnością alarmując Alexa i dając mu czas na schowanie się. Łobuziak był sprytniejszy, niż chciano by na co dzień dostrzegać.
Gość
Temat: Re: strasznie już być tym aurorem chcę! Czw 31 Gru 2015, 19:18
Ten dzień nie wydawał się jakoś wybitnie inny od pozostałych, które ostatnio ciągnęły się niemiłosiernie długo. Iwan na zmianę siadał przy biurku pełnym papierów i wstawał, zaparzając sobie kubek mocnej kawy, aby zaraz po jej wypiciu, znów wstać i zaparzyć sobie kolejną. I tak to się ciągnęło. Żadnych interwencji swojego czasu, żadnych. Pamiętał tylko o tym, że wraz z Wilsonem umówili się na wódkę po pracy i jedynie to napawało go jakąś tam radością. Chciał się wyrwać, cały czas uważając, że przez to siedzenie tylko marnuje swój potencjał magiczny. W porządku, na ostatniej interwencji trochę go poniosło i prawie rozwalił połowę wioski swoimi czarami, ale udało im się przecież złapać tego, po kogo przyszli i to dzięki zamieszaniu, które spowodował! Jednak nie, liczyły się bardziej straty niż zyski… i dlatego teraz marnował swoje życie zakopany po uszy w papierach. Idealnie, wprost idealnie. Dobrev oparł się rozleniwiony o krzesło i założył ręce za głowę, a nogi na stół, przy okazji gniotąc niektóre papiery. Przewrócił tylko oczami i wyjął różdżkę, zaczynając się bawić czarami. Tutaj posprzątał na zakurzonych półkach, a tam pogasił wszystkie światła, a następnie je pozaświecał. I tak na zmianę. Straszna nuda, bardzo, ale jeszcze trochę czasu miało minąć, zanim się stąd wyrwie. Dokładnie… zerknął na zegarek i wydał z siebie niezadowolone westchnienie. Pięć godzin i pięćdziesiąt dwie minuty do końca. Gdyby chociaż coś się stało nieoczekiwanego w tym miejscu, to czas pewnie leciałby znacznie szybciej. I… Nie musiał długo czekać. Ktoś niemalże wślizgnął się do jego gabinetu, który idealnie posprzątany wyglądał jak jakieś opuszczone, nieużytkowane miejsce. Tylko z małym dodatkiem - z facetem z rozwalonymi nogami na biurku, bawiącym się czarami. Iwan przechylił głowę lekko w bok, podnosząc się bezgłośnie z siedzenia, korzystając z tego, że jego nowy gość był zajęty zabezpieczaniem wejścia eliksirami. Całkiem cwany ten maluch. W dodatku był ubrany w szkolne szaty Hogwartu. Nie chodził może do tej szkoły, ale pamiętał, jak spotykał się w wakacje z niektórymi uczniami tej szkoły. Nie mógł więc pomylić przynależności. W dodatku Gryffindor, chwalebny dom. Dopiero po chwili postanowił dać o sobie znać, chcąc tym samym trochę się zabawić z jego małym gościem. Z szerokim uśmiechem na twarzy poprawił swój garnitur i włosy. Potarł palcami brodę, a następnie stanął tuż za kombinatorem, przyciskając mu do szyi różdżkę. - Nie ruszaj się, intruzie - powiedział surowym, mocno brzmiącym głosem, sugerującym posłuszeństwo i żadnych gwałtownych ruchów. Przez głowę przeszła mu myśl, żeby trochę się poznęcać, jednak nie byłby to dobry wizerunek osoby, która pracowała przecież w Biurze Aurorów. No cóż. Westchnął ciężko, nie dając jednak tak szybko odetchnąć młodemu poszukiwaczowi przygód. - Zgubiłeś się? A może zbiegłeś z tymczasowego aresztu? - spytał, po czym na zaraz później wyczarował na nadgarstkach Alexa złote liny, które stanowiły idealną imitację kajdanek, tym samym unieruchamiając krnąbrnego Gryfona. No cóż, nikomu jeszcze takie rzeczy jak szwędanie się samotnie po Ministerstwie nie uszły na sucho. Z trudem powstrzymywał się od wybuchu śmiechu, wyobrażając sobie co mógł teraz przeżywać ten mały jegomość, który myślał, że zostanie władcą świata w takim wieku. Nie, raczej zbyt szybko chciał udowodnić coś samemu sobie, ale to nie szkodzi. Dobrev trochę go podszkoli. - W areszcie siedzi wilkołak, oczywiście pamiętajmy, że dzisiaj pełnia, więc całkiem dobre miejsce dla ciebie, prawda? Może się zaprzyjaźnicie? - zaproponował, po czym chwycił młodzika za tył szaty i pociągnął w stronę swojego biurka. - Gdzieś mam tutaj kartotekę, zaraz cię wpiszę jako ochotnika do zabaw. Brzmi świetnie, prawda?
Alex Hall
Temat: Re: strasznie już być tym aurorem chcę! Sob 02 Sty 2016, 21:38
Plan Halla pozbawiony był dziur – przeprowadzony podstępnie, z rozmysłem i ubezpieczeniem się na wypadek przekalkulowania w kwestii czynników zewnętrznych. Jak to się do cholery stało, że nie zauważył siedzącego w sali czarodzieja?! Tetryczał. Tetryczał jak stary dziadek, a miał dopiero czternaście lat. Zajęty wylewaniem eliksiru w najwyższym skupieniu nie usłyszał kroków i dopiero, kiedy kiwnął do siebie głową w ramach gratulacji za świetnie wykonane zadanie, poczuł jak ktoś przyciska mu koniec różdżki do karku. Nie ruszaj się, intruzie. Alex ani myślał drgnąć, choć czuł wszystkie mięśnie palące się do natychmiastowej obrony. Wyraźnie przełknął ślinę, powoli unosząc obie dłonie, w tym jedną wciąż uzbrojoną we fiolkę po eliksirze własnej roboty. To nie była szkolna bójka, w której Hall mógł komuś rozkwasić nos – zainteresował się nim dorosły czarodziej, a choć duma wyła by mu odszczeknąć, Gryfon uparcie trzymał język za zębami. Do czasu. - Ej! – rzucił z oburzeniem, gdy na jego nadgarstkach pojawiły się złote liny ściągające obie ręce bliżej, a sam auror nie czekając na odpowiedzi, zaczął wlec chłopaka ku jednemu z biurek. Niedoczekanie! Ta zniewaga krwi wymaga! Alex szarpnął się, stawiając opór, zapierając się stopami o podłogę – niewiele to dało przeciwko sile dorosłego mężczyzny i tylko poddusiło chłopaka jego własną szatą. Plan A nie wypalił, pora nadchodziła więc na plan B – palić głupa i wyłgać się z sytuacji. - Wzięli nas do Ministerstwa na wycieczkę szkolną, zagapiłem się i zgubiłem i... – zaczął, przypominając sobie, jak pokierować mięśniami twarzy, by wyglądać na zagubionego i nie do końca rozgarniętego. Udawanie kogoś o wiele mniej bystrego, niż był w rzeczywistości, często ratowało Hallowi skórę, choć nie stanowiło może najbardziej wyrafinowanej z metod. Kto wie, czy sprawdzi się na tym nieznajomym? Choć Alex miał na końcu języka gotową łzawą historyjkę o tym, jak od dłuższego czasu wędrował zagubiony korytarzami Ministerstwa szukając swojej grupy, nie było mu dane spróbować naciągnąć Iwana na jeden ze swoich kantów. Samo wspomnienie wilkołaka sprawiło, że chłopak poczuł się jak rażony prądem, a instynkt „walcz, ratuj się” nadpisał wszystkie inne protokoły, przejmując jedyną i wyłączoną kontrolę nad ciałem młodego Gryfona. Stopa czternastolatka wystrzeliła ku łydce Dobreva w precyzyjnym kopniaku, a sam chłopak wykręcił się jak wąż, próbując ugryźć go w rękę, którą wciąż ciągnął tył szkolnej szaty. Gdyby spojrzałby na tę sytuację trzeźwiej, Alex wiedziałby, że nic mu nie groziło – nikt przecież naprawdę nie wrzuciłby go do jednej celi z wilkołakiem. Pech niestety chciał, iż pan auror nieświadomie dźgnął wielkim kijem najgorszy z lęków młodzika zawierający się w postaci psów i wszelkich innych stworzeń im podobnych. Wliczając w to właśnie wilkołaki. W zielonych oczach płonął bunt, twarz ucznia ściągnięta była dziwną mieszaniną wściekłości i paniki. - Nie weźmiecie mnie żywcem! – rzucił, znów próbując wyrwać się Iwanowi.