IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Szatnia Ślizgonów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Szatnia Ślizgonów Empty
PisanieTemat: Szatnia Ślizgonów   Szatnia Ślizgonów EmptyWto 13 Sty 2015, 02:05

Opis wspomnienia
Trening Ślizgonów od kulis. Jaki wpływ mogą mieć na siebie osoby, których podobno już dawno nie łączy nic.
Osoby:
Lloyd Avery, Jasmine Vane
Czas:
wrzesień 1977
Miejsce:
Szatnia Ślizgonów



Lekceważąc głos Rosiera prześlizgnął się przez kurtynę deszczu wprost do suchego przedsionka prowadzącego do szatni; nasiąknięte wodą szaty do gry zostawiały za sobą mokre smugi na podłodze, a włosy przylepiały mu się nieznośnie do czoła ograniczając widoczność.
Mimo tego nawet nie musiał się odwracać by wiedzieć, że tuż za nim do środka weszła druga osoba. Drobniejsza, smuklejsza, z burzą ciemnych włosów skręcających się od wilgoci. Poznałby sposób jej poruszania się na końcu świata i w czeluściach piekieł.
Pozostawiając dziewczynie swobodną możliwość ukrycia się w cieniu, kiedy sam ściągał z siebie ochraniacze, pozbywając się obciążenia w drodze do usunięcia nieprzyjemnie mokrych ubrań z zziębniętej skóry, pozwolił jej na komfort decydowania. Nie wiedział, czy planuje się przebrać, czy dąży do rozmowy, ale właściwie nie było to teraz najistotniejsze; ciało domagało się fali ciepła, czegoś, co wyrwałoby je z marazmu w jaki wpadło na urywającym głowy wietrze i ulewie.
Spokojnymi, miarowymi ruchami rozwiązywał sznurki przy wierzchniej warstwie stroju, by chwilę później cisnąć ją na podłogę tuż obok ochraniaczy. Nawet ukryta pod grubym swetrem koszulka przylepiała się do jego ciała, uwydatniając rysujące się pod materiałem mięśnie; grały płynnie, gdy unosił ramiona ściągając podkoszulek przez głowę. Podszedł do szafki, wyciągając z niej ręcznik, na moment przysiadł na ławce by rozwiązać buty i dopiero wtedy uniósł wzrok na pannę Vane, odszukując ją przy szafie z przyborami do czyszczenia mioteł. Wydawała się przygaszona, dziwnie rozkojarzona, choć nie wydawało mu się, by była to jedynie kwestia cudownego zmartwychwstania O’Malleya. Nie, to wywołało w niej wściekłość, zatopioną falą pełnego ulgi szczęścia. Coś innego migotało w przysłoniętych ciemnymi lokami oczach; nie podobało mu się ani trochę to przygasające strapienie. To miękkie, nienazywalne ludzkimi słowami zagubienie, czające się za długimi rzęsami.
Przyglądał się tej drobnej twarzy, podświadomie przywołując do siebie chwile, kiedy trzymał ją w dłoniach, składając na miękkiej skórze ciepłe pocałunki.
A później te, w których jego charakter brał górę; dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa sprawił, że potrząsnął głową, odwrócił spojrzenie w drugą stronę, czując w nieosłoniętych rękawicami palcach nieprzyjemne mrowienie.
Uśmiechnął się jednak, w końcu, zarzucając ręcznik na kark i podnosząc z ławki.
- Vane, przyszłaś tu popatrzeć na moje mięśnie, skomentować popisy O’Malleya, czy może chcesz przejść się pod prysznic? Obawiam się bowiem, że ja tam zmierzam, więc jeśli nie planujesz wybrać się ze mną, nie mogę zaproponować ci dłuższej pogawędki.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Szatnia Ślizgonów Empty
PisanieTemat: Re: Szatnia Ślizgonów   Szatnia Ślizgonów EmptyWto 13 Sty 2015, 02:36

Chyba ostatni czas nie był zbyt łaskawy dla panny Vane. Na sam wpierw przysłał jej wieść o śmierci Alexandra, którą nie potrafiła przez długi okres czasu przyjąć do wiadomości. Przecierpiała to w samotności, roniąc niejedną łzę. Gdy wydawało się, że podnosi się do pionu napotkała na cios, którego się nie spodziewała. Tamta noc, gdy wcięty Franz oznajmił jej, że zrywa... że nie chce, aby już cokolwiek łączyło go z jej osobą... a teraz cudowny powrót O'Malley'a. Nie do końca wiedziała, czy ma właściwie być wściekła na niego czy może przytulić się do niego i nigdy nie puścić z objęć. Wrócił, gdy najbardziej go potrzebowała. Kiedy zawiodła się po raz kolejny na męskim pierwiastku. Uznawała się za naiwną. Raz się sparzyła i teraz historia zatoczyła koło. Ile razy widziała Kruegera na korytarzu, kiedy musiała patrzeć na niego na lekcji lub słuchać jego głosu, jej serce łamało się na pół. Rana nie chciała się zabliźnić za żadną cholerę. Bolało i Jasmine powoli przestawała sobie z tym radzić. Pojawienie się na naborze miało jej pomóc odbić od złych myśli. Spotkała ją niespodzianka. W duchu jednak czuła niezwykłą ulgę i gratulowała Alexowi powrotu do drużyny. Idealnie się dogadywali w grze.
Pogoda niestety była pod psem. Ciemne kosmyki wyprostowały się lekko pod wpływem ciężaru spływających kropel. Czekoladowe oczy były przygaszone, tracąc dawny blask. Gdy nabór się skończył, Jasmine postanowiła skorzystać z dobroci, jakie dawała ciepła kąpiel. Ruszyła do szatni zaraz za Averym. Była tak zajęta myślami, że dopiero po chwili zorientowała się, że to jego sylwetka majaczy na horyzoncie. Sentymentalna myśl przebiegła przez jej umysł, co wywołało nawet lekki pół uśmiech. Panna Vane wkroczyła do pomieszczenia. Odstawiła miotłę na miejsce i zajęła się wyjmowaniem środków do czyszczenia, aby jakoś pozbyć się śladów błota i wilgoci z lakierowanej rączki. Po drodze zdjęła z siebie mokrą górę szaty, pozostając w staniku i przylegającej do ciała bluzeczce na ramiączkach. Odgarnęła włosy za ucho, dalej bijąc się z myślami. Głos Avery'ego wyrwał ją z zamyślenia. Obejrzała się na niego. Posłała mu znany już, ironiczny uśmieszek. Starała się maskować to, co ją trapi.
-Oczywiście, że przyszłam podziwiać Twoje mięśnie. Jakbyś kiedykolwiek w to wątpił. -rzuciła rozbawionym tonem. Zatrzasnęła szafkę, biorąc co trzeba. Odłożyła słoik z pastą na ławkę, obok swoich rzeczy. Wywróciła oczami.
-To zaproszenie? Nie powiem, sprytne. Znasz mnie jednak dość dobrze i wiesz, że potrzebuje lepszej zachęty niż Twoje nagie ciało i atletyczne mięśnie. -zdjęła z siebie koszulkę. Nachyliła się nad kafelkami i wykręciła nadmiar wilgoci z i tak skręconych włosów. Nie przejmowała się nagością. Jakby nie patrzeć, wiele razy już paradowała w staniku po szatni. I sam Lloyd też ją w takim wcieleniu widział.
-Przyznaj się, że czekasz aż wejdę do kabiny, by mi tam nieopacznie wskoczyć. Coś zawodnicy z naszej drużyny mają ostatnio tendencje do mylenia sobie kabin. -mruknęła, przypominając sobie, jak to sam kapitan odważył się na taki czyn.
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Szatnia Ślizgonów Empty
PisanieTemat: Re: Szatnia Ślizgonów   Szatnia Ślizgonów EmptyWto 13 Sty 2015, 23:45

- Nie spotkałem jeszcze takiej, która potrafiłaby się im oprzeć – uniósł lekko brew, przywołując na usta łobuzerski uśmiech, tym razem dosięgający ciepłych, brązowych oczu – nie przyszłoby mi więc do głowy, by zwątpić w twoje nieczyste fantazje, Vane. Ale uważaj na słowa, bo Krueger obije mi twarz i tyle będzie z moich najlepszych lat – leniwie przesuwając spojrzeniem po jej sylwetce powoli neutralizował dzielącą ich przestrzeń, niespiesznie badając wzrokiem powierzchnię jasnej skóry, wynajdując pieprzyki i drobne zaczerwienienia w miejscach, w których mokre ubrania naciskały na delikatne ciało. Jasmine wydawała mu się kiedyś istotą zupełnie wyjętą z przestrzeni, będącą ponad normalnością, ponad wszystkimi stereotypami opowiadającymi o kobiecym pięknie. Wydawała się idealna, może nawet zbyt idealna, przynajmniej dopóki los nie zetknął go z Echo, kompletnie przewracając światopogląd młodego Ślizgona. I gdyby tylko wtedy nie pokłócili się z panną Vane, gdyby nie ich charaktery, nie porywczość rozgrzewająca krew w żyłach nie tylko w chwilach gdy byli blisko, może wszystko potoczyłoby się inaczej.
Jasmine uniosła się honorem, on złością; wędrowanie w dwóch różnych kierunkach nigdy nie prowadziło do wspólnego zakończenia, a gdyby dodać do tego będącą w poważnych tarapatach pannę Mallory, wściekłość wyładowaną na jej oprawcach i duże oczy wpatrujące się w jego twarz z przerażeniem, otrzymalibyśmy sposób na definitywny koniec pewnego rozdziału w życiu.
Mimo wszystko Avery wciąż żywił do dziewczyny ciepłe uczucia. Jasmine nie była kimś, obok kogo można było przejść obojętnie, a kto raz dał się pochwycić na sarnie spojrzenie i uwodzicielski sposób bycia Ślizgonki, na zawsze zachowywał ją w pamięci; z pewnym sentymentem, rozrzewnieniem, czymś, co budziło się falą potrzeby dbania o nią i upewniania się, że nikt nie stoi na drodze do jej szczęścia.
Nawet jeśli było to zupełnie nie na miejscu.
- Chociaż może nie powinienem się nim przejmować, jak sądzisz? Może powinienem porwać cię pod prysznic i zmyć ten irytująco sztuczny uśmiech z twoich ust? – spytał spokojnie, nachylając się nad nią, naciskając swoim ciałem na jej ciało, zmuszając wreszcie, by się cofnęła.
- Może nie jestem brany na poważnie przez większość czasu, ale nie lubię, kiedy ktoś, z kim kiedyś łączyła mnie znajomość bardziej wartościowa niż przelotne powitanie na korytarzu kłamie mi prosto w oczy. A ty, Jasmine, kłamiesz od kiedy zjawiłaś się na boisku – westchnął, unosząc dłoń by odgarnąć jej włosy z policzka. Brązowe oczy świdrowały jej twarz badawczo, uparcie, a na zwykle wygiętych w uśmiechu ustach pojawił się nieprzyjemny grymas.
- Możemy więc iść pod prysznic, zapomnieć się na chwilę i tracić czas na niepotrzebne gry, a możesz też od razu powiedzieć mi komu powinienem obić pysk. Nie sądzisz, że to byłoby o wiele łatwiejsze? - cofnął się wreszcie, narzucając uprzednio ręcznik na ramiona dziewczyny. Jej nagość rozpraszała go, odwracała uwagę od problemu kryjącego się pod sztucznym rozbawieniem, maskowanego próbą wykpienia się żartami i prześmiewczym flirtem.
Avery może nie był mistrzem dedukcji, może nie znał się na kobietach niczym Don Juan de Marco, ale wiedział doskonale, kiedy kłamią.
A Vane łgała całą sobą.

Jasmine Vane
Jasmine Vane

Szatnia Ślizgonów Empty
PisanieTemat: Re: Szatnia Ślizgonów   Szatnia Ślizgonów EmptyPon 19 Sty 2015, 01:06

Po każdej niegdyś bliskiej osobie pozostawał w duszy ślad. Nie każdy był świadomy, że Avery'ego i Vane łączyło kiedyś coś poważniejszego. Doprawdy silne uczucie, które doprowadzało na wyżyny rozkoszy, ale też przyprawiało o łzy i silny ból łamiącego się na wskroś serca. Chyba dlatego Jasmine tak dobrze zapamiętała związek z Lloydem, bo mimo, że nie był szalenie długi, był jednak przepełniony emocjami i mocno poruszył jestestwem Ślizgonki. Tylko dlatego, że Jas uniosła się honorem, a Lloyd nie opanował swojej złości spowodowało, że się rozstali. Jednak nie zapomnieli. Pozostawali sobie bliscy, co najbardziej było widoczne podczas treningów quidditcha, gdzie mogli sobie do woli dogryzać.
-Najwyraźniej coś w nich jest, że tak ciężko się im oprzeć. -przyznała Jasmine, szykując wszystko, co mogłoby się jej przydać podczas prysznicu. Na dźwięk nazwiska Franza przymknęła oczy i szarpnął jej ciałem dreszcz. Krótki, może nawet ledwo zauważalny, ale jednak widoczny.
-Krueger sobie może. -warknęła cicho, ale już dźwięk zatrzaskiwanej szafki na ubrania mógł spowodować nieprzyjemny ból w uszach. Jasmine na każde wspomnienie o Ślizgonie reagowała właśnie tak. Wolałaby, aby zniknął. Raz na zawsze.
Odwróciła się, by móc spoglądać w oczy młodego Avery'ego, mieć z nim kontakt wzrokowy, który zapewniłby coś na wzór nici porozumienia. Jas uniosła kącik ust ku górze, co faktycznie nadało nieco ironiczny charakter.
Zaczęła się na poważnie zastanawiać nad propozycją Lloyda, kiedy doszło do niej, że czuje opór stawiany przez zetknięcie dwóch ciał. Zrobiła krok do tyłu, by zyskać nieco swobody. Nie znaczyło to jednak, że się bała Avery'ego. Nie raz muskał jej skórę niecierpliwymi palcami, szukając zakończeń nerwowych wrażliwych na dotyk i ciepło. Mógł to jeszcze pamiętać.
Kiedy myśli panny Vane z wielkim trudem zostały oderwane od możliwości zapomnienia o troskach w intymnej kabinie prysznicowej, poczuła jak oblewa ją lodowate uczucie niepokoju. Kłamała?
-Słucham? -zapytała, marszcząc nieco brwi. Serce nieznośnie przyspieszyło swój rytm.
Mogła dalej ciągnąć tę grę. Lawirować z prawdą. Żonglować fałszem jak tylko chciała. Nie miała obowiązku spowiadać się Avery'emu ze swoich problemów. Jednak... on jeden zainteresował się tym, co się z nią dzieje. Chiara gdzieś przepadła, rodzice mieli nawał pracy, Alex cudownie "zmartwychwstały" miał swoje własne sprawy na głowie... Skrywane od tak długiego czasu bóle i rozterki zapragnęły wyjść na światło dzienne. Jasmine nosiła miano twardej i niezależnej kobiety, nigdy nie płakała publicznie, by okazać swój nastrój. Jednak każdy miał swoją wytrzymałość. I potrzebował drugiej osoby, by chociaż wyzbyć się tego, co leżało na sercu. Początkowa irytacja zaczęła się mieszać z wołaniem o pomoc. Usta Jasme wykrzywił bliżej nieokreślony grymas.
Oderwała spojrzenie, chwytając w swoje dłonie krańce ręcznika. Tak niemiłosiernie palił skórę.
-Jeśli tak bardzo pragniesz poczuć krew na swych dłoniach, to wyrwij mi serce. I zrób z nim co chcesz, bo mi już nie jest potrzebne. -odparła nieco jadowicie, wymuszając na swoich ustach coś na kształt uśmiechu. Bardzo zakłamanego.
Wyślizgnęła się z tego "więzienia", jakie jej zafundował Lloyd swoim boskim ciałem, chcąc uciec przed palącym spojrzeniem. Przemożna wściekłość, istna furia, która zaczęło ogarniać jej ciało spowodowała, że przestała racjonalnie myśleć. Chciała zabrać z szafki szklaną butelkę z wonnym olejkiem do ciała, lecz jej nerwowy ruch spowodował, że strąciła kosmetyk. Roztrzaskał się z donośnym hukiem.
-Cholera jasna! -burknęła, czując jak do jej nozdrzy dostaje się zapach jaśminu. Franz uwielbiał ten zapach, wtarty w jej ciało... Panna Vane niesiona wściekłością schyliła się by zebrać kawałki szkła. Ściśnięta ze złości dłoń zapiekła, a po jasnej skórze popłynęły ciepłe strużki krwi. Nie miała pojęcia, że okruchy kaleczą jej dłoń niemiłosiernie, a i tak nie potrafiło to zagłuszyć bólu, jaki rozpętał się w jej ciele.
-Nienawidzę go. Jak ja go cholernie nienawidzę! -wyszło z jej ust, gdy schyliła głowę, by kaskada ciemnych fal zasłoniła jej twarz. Już wszystko było jej obojętne, a celne pytania Lloyda tylko stały się zapalnikiem.
Nie miała już siły łgać, że wszystko jest w porządku. Nie było.
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Szatnia Ślizgonów Empty
PisanieTemat: Re: Szatnia Ślizgonów   Szatnia Ślizgonów EmptySob 13 Cze 2015, 01:05

Obserwował ją uważnie, brązowymi oczami śledząc każdy ruch dziewczyny, mięśnie grające pod jej odsłoniętą skórą i wściekłość, beznadziejnie silną i kompletnie dla niego niezrozumiałą, jaka wybrzmiewała w każdej nucie, jaka wyrywała się wraz z padającymi słowami. Zdezorientowany przeczesał palcami włosy, zastanawiając się poważnie, czy Ślizgonka aby na pewno chce być zaczepiana, jednak los kolejny raz podjął decyzję za niego, przynosząc odpowiedź wraz z głośnym trzaskiem tłukącego się szkła.
Zareagował z opóźnieniem, być może nieco zaskoczony gwałtownością, jaką Jasmine uwolniła w pomieszczeniu nieco niespodziewanie, prędko jednak ochłonął i stanowczo szarpnął ją za ramię, podrywając pannę Vane do góry.
- Głupia. Zostaw to, nie widzisz, że kaleczysz dłonie? – burknął nieco zbyt ostro, po chwili jednak złagodniał, odetchnął głęboko, zwalniając uścisk na ciele brunetki. Ostrożnie wyciągnął szkło z jej ściśniętych palców i wymruczał zaklęcie lecznicze, dotykając różdżki – nie czuł się na tyle pewnie w tej dziedzinie magii, by używać jej niewerbalnie, zresztą, nie było takiej potrzeby. Obserwując jak rany zasklepiają się opornie, intensywnie myślał nad słowami, które Jasmine niemal z siebie wypluła. Szybko domyślił się zresztą, że mogło jej chodzić jedynie o Kruegera. Czując nagłą falę irytacji machnął różdżką w stronę resztek butelki, posyłając je do stojącego w kącie kosza; dopiero wtedy znów uraczył dziewczynę spojrzeniem, ostrożnie obejmując ją ramionami, przygarniając bliżej.
Nie był najlepszy w pocieszaniu, brakowało mu zarówno taktu jak i cierpliwości, podświadomie wyczuwał jednak, że delikatność w tej sytuacji nie będzie przereklamowanym gestem.
- Vane, zaczynasz mnie poważnie niepokoić – mruknął cicho, gdzieś w okolicach jej ucha, kołysząc drobnym ciałem. Jej skóra pachniała deszczem, podobnie jak włosy; stłumił falę ciepła, gorejącego gdzieś w okolicach krzyża, a budzącego się do życia w kontakcie z nagim ciałem brunetki i pocałował ją w czoło, wzdychając ciężko.
- Powiesz mi co się stało? Tylko proszę, konkretnie i w miarę składnie. Wiesz, że nie jestem najlepszy w doszukiwaniu się znaczeń pomiędzy wierszami – tym razem w jego głosie pojawiło się nieco niecierpliwe już ponaglenie. W każdej chwili ktoś mógł przyjść do szatni i przerwać im rozmowę, a coś w podświadomości Avery’ego wyraźnie krzyczało, że jeśli teraz nie wydobędzie z Jasme prawdy, nigdy już jej nie uzyska. To zaś nie stanowiło zbyt kuszącej opcji.
- Chodź, nie stójmy tu tak – mruknął jeszcze, popychając ją delikatnie w stronę łazienki. Nawet jeśli nie planował w odruchu desperacji zająć panny Vane czymś przyjemniejszym od czarnych myśli, wepchnięcie zziębniętej ścigającej pod prysznic nie wydawało mu się aż tak kiepskim pomysłem.
Przynajmniej na ten moment.



Sesja zamrożona ze względu na czasową nieobecność jednego z graczy
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Szatnia Ślizgonów Empty
PisanieTemat: Re: Szatnia Ślizgonów   Szatnia Ślizgonów EmptyPią 19 Cze 2015, 01:04

Jaśmin. Małe, niepozorne pączki w kolorze bieli. Niewinnie roztaczały swój słodki zapach w okolicy. Im bliżej się podchodziło, tym aromat stawał się silniejszy i obezwładniający. Każdy kolejny krok pozwalał na więcej, ale też odbierał dech. I kiedy już się było tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć dłoń by dotknąć delikatnych płatków – płuca wdychały już tylko ten hipnotyzujący zapach i zapominały już jak się oddycha doprowadzając tym do omdlenia lub utraty zmysłów. W rzeczywistości wiadome było, że kwiat ten nie doprowadzał aż do takich sytuacji. Co innego jeśli była mowa o innym kwiacie. Jasmine. Jasmine Vane, z którą styczność mogła być niebezpieczna dla zadającego się. Na dłuższą metę.
Ten sam zapach wprowadził Jas w pewien rodzaj transu, przez co spływające strużki krwi były dla niej niewzruszonym widokiem. Jej dłoń ogarnęło uczucie ciepła od ubywającej krwi. Dopiero oburczały ton Avery’ego otrzeźwił ją na tyle, by zacząć mieć kontakt z rzeczywistością. Zwolniła nieco ucisk w palcach, odczuwając upierdliwe szczypanie i pieczenie. Szkło powbijało się dość głęboko, ale nie groziło jej nic strasznego. Bez słowa pozwoliła Lloydowi się opatrzyć. Kolejne wyjmowane kawałki dawały jej ulgę. Zastanawiała się, dlaczego nie można było tak łatwo tego zrobić z jej sercem. Ten zabieg wymagał czasu. Ogromnej ilości czasu.
Fala adrenaliny powoli ustępowała fali bezsilności i obojętności. Nie miała już sił, aby staczać wojnę z samą sobą. A wybuchła ona przez Kruegera. Który dał jej tak wiele, aby potem odebrać jej to i jeszcze więcej. Czekoladowe tęczówki spotkały się z oczami Avery’ego. Widać w nich było, że chłopak był zarówno zmieszany jak i zdeterminowany. Taak.. nie zmienił się zbytnio od ostatniego ich spotkania sam na sam.
Parsknęła nieco ironicznym, wymuszonym śmiechem. Cichym, ledwo słyszalnym, ale poruszającym każde ucho znajdujące się w okolice. Jednak szept był na tyle kojący, że pozwoliła sobie przymknąć oczy i poddać się temu kołysaniu, które tak silnie kojarzyło jej się z kołysaniem w czasach dzieciństwa. Nie mogło być źle.
Wcale nie była poruszona faktem, że pół naga przytulała się do wilgotnego od deszczu ciała Avery’ego, z którym kiedyś łączyło ją coś, co miało trwać wiecznie. Miało. Każdy popełniał błędy, zwłaszcza, kiedy był młody. Tyle, że uczucie to było tak gwałtowne i namiętne, że chociaż krótkotrwałe zapadło dość dobrze w pamięci Jasmine. Pocałunek złożony na czole, mimo, że nie należał do Kruegera spowodował, że po jasnym ciele rozszedł się dreszcz, który niczym nie przypominał tego, jaki zwykł się pojawiać w momentach strachu. Oj nie.
-Wyśmiejesz mnie, nie zwykłam słuchać drwin na swój temat. –rzuciła, ale odruchowo oparła głowę o jego ramię, nie chcąc go puszczać. Tak bardzo potrzebowała ciepła, a skłamałaby, gdyby gdzies tam nie odżyło w niej wspomnienie. Pozwoliła się zaciągnąć w stronę łazienki. Jej zziębnięte ciało domagało się się gorących strumieni wody. Mimo, że towarzyszył jej Avery. Bądź co bądź nadal pozostawał cholernie przystojnym członkiem drużyny. I kiedyś był dla niej kimś więcej. Za dużo składowych, które nie pozwalały jej się sprzeciwić. Ubrana w tylko bieliznę – widok znany wszystkim, którzy kręcili się po szatni Ślizgonów. Szum wody, uderzenie gorącej pary było znakiem, że prysznic zachęcał do skorzystania ze swych dobroci.
-Co Ci mam powiedzieć. Krueger mnie rzucił. A ja się zakochałam. I nie mogę teraz na niego patrzeć, a z drugiej strony, gdy go nie widzę, czuje się o wiele gorzej. Wiesz, jak było między nim, a mną. Gdy dostał czego chciał tak po prostu mnie rzucił. Jak najgorszą szmatę. Dziwisz mi się więc, że nie wiem, co ze sobą zrobić? Że wybucham na zmianę płaczem i gniewem? Że dałam się złapać na tę głupią sztuczkę? Chociaż raz to Vane cierpi, a nie ktoś przez Vane. –odpowiedziała na jego pytanie, stawiając wszystko na jedną kartę. W końcu był jej bliski i ją znał. Mógł jej pomóc, a mimo, że należała do twardych kobiet – potrzebowała obecności kogoś, kto ją wysłucha i przytuli.
Sponsored content

Szatnia Ślizgonów Empty
PisanieTemat: Re: Szatnia Ślizgonów   Szatnia Ślizgonów Empty

 

Szatnia Ślizgonów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Szatnia Ślizgonów
» Szatnia Puchonów
» Szatnia Krukonów
» Szatnia Gryfonów

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Myślodsiewnie
-