|
| Labirynt drzew [Patronus] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Ben Watts
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Pon 14 Gru 2015, 19:55 | |
| /z takimi kostkami w pojedynku to mogłabym kogoś lumosem zabić ._.
Gdzie miał być koniec tych zmagań? Ben dawno stracił już rachubę czasu skupiony na pokonywaniu kolejnych przeszkód, na które natykał się po drodze do środka labiryntu – jedynym względnie pocieszającym faktem w tym całym rozgardiaszu było, że udało mu się podtrzymać rzucone zaklęcie patronusa. Widok srebrzystego pingwina śmigającego w powietrzu utwierdzał Krukona w przekonaniu, iż czas poświęcony na naukę tego zaklęcia, nie został zmarnowany. W końcu nie była to sztuka, która udawała się każdemu czarodziejowi, a wejście w posiadanie tej umiejętności w młodym wieku... Cóż, cholernie ambitna część jestestwa panicza Wattsa mruczała z zadowoleniem niczym kociak drapany za uchem. Kiedy już całą trójką wyjdą z tego lasu, pewnie pośle patronusa do domu, żeby pochwalić się wujkowi i ciotce – czasem bywał jeszcze dużym dzieckiem spragnionym pochwał jak pustynia deszczu. - No serio... Lubisz patrzeć, jak cierpię? – rzucił nieco kwaśno Ben, zatrzymując się w pewnym momencie i zerkając ku swojemu opiekunowi z wyrzutem. Zamiast wskazać kolejną ścieżkę na rozstaju dróg, patronus skierował się ku ścianie wysokich, pokrytych kolcami krzewów, które przewyższały nawet rosłego Krukona. Srebrny pingwin wykonał kilka kółek w powietrzu, po czym jak gdyby nigdy nic przysiadł na ramieniu Wattsa, wyraźnie oczekując, że chłopak zrobi dokładnie to, co mu zasugerował – to znaczy wejdzie prosto w kłujący busz. A figa, panie pingwinie! Wzdychając cicho, Ben uniósł różdżkę, mamrocząc zaklęcie tnące i prosząc w duchu, by krzewy nie okazały się odporne na jego czary tak jak wcześniej grad, który ponabijał mu siniaki. Ku zadowoleniu Szkota, część gałęzi dała się przeciąć, tworząc nieco wąską ścieżkę – lepsze to niż przedzieranie się siłą przez krzaki. Ostrożnie, uważając, by jak najmniej dać się zahaczyć ostrym kolcom, Krukon pochylił się i wszedł w tunel, który sam sobie zmajstrował. Z wciąż dumnie siedzącym mu na ramieniu pingwinem.
Ostatnio zmieniony przez Ben Watts dnia Pon 14 Gru 2015, 21:25, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Pon 14 Gru 2015, 19:55 | |
| The member ' Ben Watts' has done the following action : Dices roll#1 '6-ścienna' : -------------------------------- #2 '10-ścienna' : |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Pon 14 Gru 2015, 20:10 | |
| Nie mogła się poddać, wiedziała o tym. Dzielnie przedzierała się do przodu, choć stawanie kolejnych kroków mogło się wydawać głupotą, skoro nie była w stanie porządnie otworzyć oczu. Po kilku ciągnących się sekundach, wiatr w końcu przestał chcieć ją wgnieść w ziemię, a Aria ze stłumionym łoskotem padła na kolana. Nawet bez niesprzyjającej pogody było wystarczająco zimno, lecz teraz miała wrażenie, że za chwilę odpadną jej dłonie. Policzków już wcale nie czuła, dobrych kilka chwil odgarniając ciemne włosy z zarumienionej twarzy. Nie miała czasu, by doprowadzić się do ładu, ba, nawet nie zawracała sobie tym głowy. Podniosła się z ziemi, wycierając dłonie o szatę i ciesząc się, że różdżka wciąż znajdywała się w jednej z nich. Aria westchnęła ciężko, pocierając przez chwilę ramiona, by choć trochę się rozgrzać. Jednocześnie próbowała uciszyć targające nią wątpliwości - czy sobie w ogóle poradzi i kiedykolwiek dotrze do celu? A jeśli zawiedzie i już więcej nie wyczaruje patronusa? Pokręciła gwałtownie głową, odganiając te myśli. Nie mogła pozwolić sobie na chwilę słabości, nie teraz. Zmusiła ciało do współpracy, by nie stać w miejscu, co zapewne nie byłoby najlepszym pomysłem, zważywszy na to, gdzie się znajdowała. Powoli zaczynała odzyskiwać spokój, chociaż na tyle, by ponownie skoncentrować się na przyjemnym wspomnieniu. Tak jak teraz, była sama, ale we własnym pokoju, otoczona zwierzętami i stworzeniami, które dla odmiany nie próbowały jej nigdy skrzywdzić. Koc, książka oraz leżący na kolanach kot – czego więcej potrzeba do szczęścia? Wyciągnęła przed siebie dłoń z różdżką, wypowiadając ciche Expecto patronum i przyglądając się srebrno-błękitnemu strumieniowi. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię znowu widzę… – szepnęła, witając świetlistego rysia. Po kilku spokojnych zakrętach, które dały chociaż na chwilę nacieszyć się brakiem niebezpieczeństw, wielki kot przystanął, kręcąc się przed kolejną przeszkodą. Krukonka w porę dostrzegła pokryte warstwą śniegu bagno, zawracając ze swoim towarzyszem, który w mig odkrył kolejne, bezpieczniejsze przejście.
Ostatnio zmieniony przez Aria Fimmel dnia Pon 14 Gru 2015, 21:23, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Pon 14 Gru 2015, 20:10 | |
| The member ' Aria Fimmel' has done the following action : Dices roll#1 '6-ścienna' : -------------------------------- #2 '10-ścienna' : |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Wto 15 Gru 2015, 18:24 | |
| |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Wto 15 Gru 2015, 18:24 | |
| The member ' Jasmine Vane' has done the following action : Dices roll#1 '6-ścienna' : -------------------------------- #2 '10-ścienna' : |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Pią 18 Gru 2015, 20:44 | |
| Czas, który tak bardzo dłużył się uczniom zamkniętym w labiryncie, w prawdziwym świecie płynął zupełnie normalnie – to, co Arii, Jasmine oraz Benowi wydawało się wiecznością, trwało nie więcej niż dwie godziny. I choć na samym wstępie auror zapowiedział, że ich zadaniem jest dotarcie do środka plątaniny drzew, zamierzał poddać całą trójkę jeszcze jednemu testowi. Prawdziwemu sprawdzianowi silnej woli, stalowych nerwów oraz umiejętności i przydatności w walce. Dwoje Krukonów i Ślizgonka wypadli na niewielką polankę mniej więcej w tym samym czasie, jakby coś odgórnie trzymało rękę na pulsie, by idealnie się zgrali. Najpierw Aria oraz Jasmine minęły zakręty, a mgnienie oka później zaklęcie wypaliło dziurę w ścianie krzewów, przez którą dołączył do nich Ben. Żadne nie wyglądało dobrze – potargani, widocznie zmęczeni, ze śladami błota i zadrapań w różnych miejscach, stali jednak naprzeciw siebie zwycięzcami z towarzyszącymi im srebrnymi, w pełni ukształtowanymi patronusami. Patrząc na pozostałą dwójkę, każde z nich zapewne myślało, że na tym koniec, szukając wzrokiem aurora prowadzącego grupę. Ryś, nietoperz oraz pingwin dotąd wiernie kręcące się obok swoich czarodziei nagle drgnęły, podrywając się z miejsc i kierując uczniów ku jeszcze jednej ścieżce – wąskiej, wyraźnie mroczniejszej niż wszystkie poprzednie. Wszyscy zwierzęcy opiekunowi zniknęli nagle, gdy przekroczyli w powietrzu niewidzialną linię, jakby zderzyli się ze ścianą, która rozbiła ich na proch. Aria, Jasmine i Ben znów mieli tylko siebie i gdy chcąc, nie chcąc, nie mając właściwie innego wyboru, obrali wskazaną ścieżkę, zaprowadziła ich ona ku prawdziwemu środkowi labiryntu. Spora, ciemna polana na której stała męska sylwetka oświetlona jedynie słabym, jakby przygaszonym światłem patronusa o kształcie lwa, musiała więc być celem tej podróży. Było zimno, dużo zimniej niż wcześniej, niewidzialny ciężar opadał na ramiona, wyduszał z płuc wymuszone oddechy. Dopiero po chwili uczniowie mogli dojrzeć przyczynę swojego pogarszającego się stanu – na obrzeżach polany, trzymani w ryzach drżącymi więzami zaklęć, czekali dementorzy. Trzy posępne sylwetki płynące nad ziemią, obleczone poszarpanymi szatami bardziej przypominającymi szmaty niż faktyczne ubrania. Jeśli w tym momencie ktoś jeszcze uważał, że Alex miał wszystkie klepki na swoim miejscu, był w ogromnym błędzie. Zanim jednak ktokolwiek zdążył się odezwać, w linii lasu coś się poruszyło – coś, czego do ostatniej chwili nie zobaczyli ani uczniowie, ani sam auror. Bezszelestnie poruszając się na ośmiu wiotkich kończynach, młoda akromantula pokonała fragment dystansu, a potem jednym susem skoczyła na mężczyznę, powalając go na ziemię i zatapiając szczęki gdzieś między ramieniem a szyją. W powietrzu śmignął promień zaklęcia ogłuszającego, zanim ciszę przerwał krzyk bólu i wściekłości. Srebrny lew rozpłynął się w powietrzu w tym samym momencie, w którym więzy utrzymujące dementorów pękły, a oni sami zaczęli sunąć ku wciąż atakowanemu Hallowi.
Co zrobicie?
*czas na odpis do 22.12 do godziny 20. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Wto 22 Gru 2015, 13:33 | |
| Aria wybiegła na polankę za rysiem, oddychając ciężko. Ostatnie odcinki labiryntu pokonała biegiem, przeciskając się siłą przez węższe przejścia i nie dbając już o to, czy na skórze pojawi się kolejne zadrapanie, a szata zostanie nadszarpnięta. Podziękowała swojemu towarzyszowi, który po chwili stanął przy jej boku, wskazując łbem w stronę Jasmine oraz Bena. Krukonka była tak zdziwiona nagłą zmianą otoczenia, że wcześniej ich nawet nie zauważyła. Podeszła bliżej pozostałej dwójki, zastanawiając się, czy sama wygląda na równie zmęczoną i poturbowaną. - Udało nam się! – powiedziała entuzjastycznie, uśmiechając się od ucha do ucha. Otworzyła usta, chcąc dodać coś jeszcze, ale kątem oka dostrzegła drgnięcie. Wielki kot poderwał się z miejsca, tak samo jak nietoperz i pingwin, pokazując, że to jeszcze nie koniec ich wędrówki. Aria poczuła, jak wewnątrz żołądka zaczyna się coś skręcać, gdy dotarli do kolejnej ścieżki. Przyśpieszyła, chcąc dogonić swojego rysia, zatrzymując się gwałtownie, gdy ten zniknął. Przestępując z nogi na nogę, powstrzymywała się od wypowiedzenia na głos nurtujących ją myśli. Nie podobało jej się to, choć niepokój musiał zostać odsunięty na drugi plan. Wymieniając krótkie spojrzenia z Benem i Jasmine, ruszyła ostrożnie przed siebie. Celem podróży okazała się większa polana, na której dostrzegła oświetloną sylwetkę mężczyzny. Aria mimowolnie potarła wolną ręką ramię, gdy poczuła niesamowity chłód. Taki, który nie mógł równać się ze zwykłym zimnem. Sama panująca tu atmosfera zdawała się przytłaczać, niwelując chęci do dalszej wędrówki, ale przecież musieli jeszcze dotrzeć do aurora. Norweżka rozejrzała się, zmuszając ciało do współpracy. Zauważając dementorów, najchętniej by zawróciła, ale przecież nie byli sami, a Hall musiał mieć wszystko pod kontrolą, prawda? Nie narażałby niczyjego bezpieczeństwa, w końcu dorośli nie mogli być bezmyślni. Na pewno wszystko było z góry zaplanowane… Tak myślała do czasu, aż ciszę przeciął krzyk, a srebrny opiekun aurora się rozpłynął. Dementorzy zostali pozbawieni więzów, ruszając przed siebie niczym postaci z najgorszych koszmarów. Nie wahając się ani chwili, Aria zadziałała instynktownie. Rzuciła się biegiem w stronę Halla, chcąc jak najszybciej do niego dotrzeć. - Arania Exumai! – krzyknęła, celując w bezczelną akromantulę, by ją unieszkodliwić. Chwilę po tym wypowiedziała inkantację Expecto patronum, mając nadzieję, że reszta postąpi tak samo i uda im się zatrzymać sunące w ich stronę sylwetki. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Wto 22 Gru 2015, 20:12 | |
| Niewygodne, straszące poharataniem twarzy przejście w tunelu ostrych kolców, nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń Bena. Każdy nieuważny krok mógł oznaczać zranienie – jak na początku, gdy zbyt żwawo wszedł w wypaloną dziurę, nie zauważając cienkiej gałązki, która paskudnie rozcięła mu policzek. Szczypało, coś ciepłego potoczyło się łaskoczącymi kroplami aż do szczęki, zostało po niej roztarte nieuważnym ruchem. Pingwin pewnie płynął jednak dalej w powietrzu, prowadząc swojego czarodzieja na drugą stronę kolczastej ściany – nagłe wpadnięcie na Arię i Jasmine wyrwało Krukona z pewnego transu, w którym znalazł się nie zdając sobie z tego do końca sprawy. Na uśmiech niebieskiej Fimmelówny odpowiedział dokładnie tym samym wyrazem twarzy, po chwili wypuszczając spomiędzy ust cięższy oddech. Marzył o kąpieli i wyciągnięciu się przed kominkiem w krukońskim dormitorium, choć twarze ozdobione uśmiechami mgnienie oka wydawały się o wiele bardziej żwawe i skore do dalszego działania. - Jesteśmy zbyt dobrzy – rzucił, stylizując głos na zadufany oraz arogancki, by zaraz uśmiechnąć się tak szeroko, że aż zabolały go policzki, a między wargami błysnęły zęby. Wymiana wzajemnych gratulacji musiała jednak poczekać, gdy trzy patronusy poderwały się nagle z miejsc przy uczniach, wskazując im drogę dalej. Drogę wyraźnie mroczniejszą niż poprzednie, z chłodem narastającym w miarę zbliżania się do celu, a potem porażająco ciemną, kiedy zwierzęta rozbiły się o niewidoczny mur w kaskadzie drobnych iskierek. Watts instynktownie mocniej uchwycił różdżkę, nie mając dobrych przeczuć – coś jeszcze się działo, to zdecydowanie nie mógł być koniec. Postępując kilka szybszych kroków, wysunął się naprzód małej grupki, jak zwykle gotów do zostania tym, który przyjmie pierwszy cios, jeśli ten nastąpi. Nie wspominając już o tym, że zarówno wobec Arii jak i Jasmine żywił dobre, ciepłe uczucia nakazujące troszczyć się o nie. Tak po prostu, zwyczajnie. Obrazek polany, dementorów odbierających chęć do życia i szybki sus młodej akromantuli na czekającego na nich aurora sprawił, że Benowi mocno zabiło serce, a wszystkie mięśnie spięły się gotowe na reakcję. Musiało być w tej sytuacji coś, co wyzwalało konkretne instynkty, bo Watts zerwał się do szalonego, samobójczego biegu w stronę Halla o ułamek sekundy później niż Aria – z jego różdżki śmignęło to samo ostre Arania exumai wycelowane w pajęczy odwłok, a zaraz po nim, czując krople potu spływające po skroniach, Krukon wypowiedział pewne i twarde: - Expecto patronum! Cholera by wzięła te zajęcia. Cholera by wzięła Halla. I niech piorun trzaśnie dementorów. I jego samego za zachowanie noszące wszelkie znamiona człowieka szastającego swoim zdrowiem oraz życiem na prawo i lewo. Bo Ben nie miał planu, gdyby im się nie powiodło, nawet najmniejszego – zostali zmuszeni do całkowitej improwizacji. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Wto 22 Gru 2015, 22:54 | |
| Należał się medal panowi Hallowi, za niesamowitą wyobraźnię co do ćwiczeń na patronusie. Jak dotąd tylko jedne zajęcia były w miarę spokojne i Jasmine mimo wszystko za nimi zatęskniła. Uwielbiała powiew adrenaliny, jednakże ten tutaj zdecydowanie nadszarpnął jej zdrowie psychiczne. O fizyczne się nie martwiła, jak do tej pory oprócz paru siniaków i zadrapań nie zdobyła nic więcej. Dotychczas patronus ledwo kiedy ją słuchał, ale udało jej się pod koniec ścieżki wyczarować srebrnego obrońcę, który prowadził ją do celu. Nagle do jej oczu doszedł blask innych postaci. Wybiegła na polankę, spotykając tam Bena oraz Arię. Żadnej części ciała im nie brakowało. To było pocieszające. Jas posłała im słaby uśmiech. -Nic was nie zjadło. Jeszcze. -skwitowała. Widząc uśmiechy Krukonów sama swój pogłębiła i odetchnęła. -Taa i to Twoja zasługa? -zapytała, lecz jej roziskrzony od radości wzrok musiał spojrzeć w zupełnie inną stronę. Jasmine pobladła. Sunące zakapturzone postaci, sylwetka Halla w oddali z srebrnym lwem oraz piszczące akromantule. -Jasna cholera... -zaklęła ostro, patrząc przerażonym wzrokiem na Arię. Musieli zacząć działać. Jasmine skierowała swoją różdżkę na akromantulę. -Petrificus totalus! -rzuciła, biegnąc w stronę postaci Alexa. Mimo, że ogarniał ją strach, tak w czasie biegu wszystko zniknęło. Jedno, silne wspomnienie. Że uratują Halla. -Expecto patronum. -burknęła, chcąc odgonić dementory. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Sro 23 Gru 2015, 20:07 | |
| Nauka patronusa pod okiem aurorów nie była prosta – nigdy nie miała też taka być. Kto jednak na samym początku mógł przypuszczać, że grupka przezwana uroczo Błotoryjami zostanie poddana na samiutkim końcu najcięższemu z testów? Nie dementorom. Samym sobą i swoim reakcjom, strachowi pełzającemu na dnie serca oraz realnym poczuciu zagrożenia życia. Cała trójka okazała się być niezastąpiona w chwili kryzysu – bo choć bez żadnego pomyślunku rzucili się na pomoc atakowanemu aurorowi, zrobili to bez wahania, zachowując na tyle zimnej krwi, by ciskać odpowiednimi zaklęciami. Dopasowywali się jak woda do naczynia, w którym się znalazła, odkrywali w sobie wojowników, w których role być może będą musieli już niedługo wejść w niespokojnym świecie dorosłych coraz mocniej zasnuwanym ciemną chmurą wojny. Zaklęcia pomknęły w stronę młodej akromantuli – jeden z promieni śmignął tuż nad nią, drugi musnął odnóże, a trzeci rozlał na samym środku pękatego odwłoka, odrywając stworzenie od aurora tak gwałtownie, że krew bryznęła w górę. Akromantula przegryzła mu tętnicę na szyi. Choć na pewno wpłynęło to dodatkowo na pogorszenie stanu psychicznego Arii, Jasmine oraz Bena, cała trójka porwała się na rzucenie zaklęcia patronusa w obliczu najgorszej możliwej przeszkody – dementorów, którzy stanowili śmiertelne zagrożenie nie tylko dla leżącego najbliżej Halla, ale z całą pewnością również dla nich. Co mogło być bowiem gorszego niż utrata własnej duszy? Ręce o długich, powykręcanych palcach na których lśniły liszaje, zostały wyciągnięte w stronę uczniów, którzy zgromadzili się obok wykrwawiającego się mężczyzny. Wciągnęli ze świstem powietrze, wywołując wrażenie zimna tak przenikliwego, że dwójka Krukonów oraz Ślizgonka mimowolnie zaczęli się trząść jak w ataku febry. Byli jednak skupieni i zdeterminowani, a przerażenie potęgowało ich wolę do walki. Trzy w pełni ukształtowane patronusy oderwały się od końców różdżek, najpierw zataczając błyszczące koło dookoła uczniów i aurora, by zaraz dziko zaatakować dementorów, odsuwając zakapturzone postacie, zmniejszając poczucie zimna oraz beznadziei. Nagle wszystko się zatrzymało, jakby ktoś wcisnął pauzę w mugolskim odtwarzaczu wideo – charczący, krwawiący auror znieruchomiał, tak samo strażnicy Azkabanu, a w powietrzu coś się zmieniło, jakby zbierał się w nim potężny elektryczny ładunek. - Świetnie – obok oddychających ciężko, drżących uczniów rozległ się nagle spokojny, przepełniony dumą głos Alexa. Mężczyzna stał tuż obok, bez śladu krwi na twarzy i szyi. Pewnie postawił kilka kroków przed nich i wyciągnął przed siebie różdżkę, wykonując nią ruch, który sprawił, że jego klon zaatakowany wcześniej przez akromantulę zdeformował się i rozpłynął jak kałuża, a trójka dementorów zafalowała, zmieniając się w wielkie czarne psy. Jego boginy. - Won. Riddikulus – syknął krótko, a psiska przypominające ponuraki przybrały postaci małych, nieporadnych psiaków potykających się o własne, zbyt krótkie łapki. Czysty, wibrujący nienaturalnie w powietrzu śmiech sprawił, że rozprysnęły się jak napompowane zbyt mocno balony, a sam Alex odetchnął krótko, odwracając się na powrót ku swoim kursantom. - Przeszliście moje oczekiwania, wszyscy – wykonał kolejny ruch magicznym kijkiem, a na ramionach uczniów rozłożyły się cieplutkie, miękkie koce. W świetle, które roztaczały trzy patronusy, zielone oczy mężczyzny lśniły w nieco inny sposób niż zwykle – mniej w jego postawie było wesołości, więcej czegoś, co wyrażało dumę i opiekuńczość. - Wybaczcie tę iluzję, to był jedyny sposób, żebyście mogli dowiedzieć się, jak naprawdę będziecie reagować w sytuacji kryzysowej. Jako nauczyciel nie mógłbym chcieć od was więcej. Macie w sobie wojowników, nie zapomnijcie o tym. Niezależnie od reakcji, auror odprowadził całą trójkę z powrotem do zamku i aż pod drzwi dormitoriów. A to, że cały czas towarzyszyły im trzy patronusy urządzające sobie radośnie grę w berka, dopełniało obrazka.
*napiszcie posty wyjściowe i jesteście wolne~ *cała grupka zyskuje umiejętność wyczarowywania patronusa oraz po 100 fasolek za przeżycie wszystkich czterech lekcji :D |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Pią 25 Gru 2015, 23:14 | |
| Wszystko działo się tak szybko. Adrenalina wypędzała strach z żył i zmuszała do działania. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że się nie boi. Bała się w tamtej chwili nie tylko o siebie, ale o wszystkich. Nagły napływ sympatii do uczestników i prowadzącego? Chyba za wiele razem przeszli, a niektóre sytuacje przeżyte razem muszą skończyć się chociażby koleżeństwem. Nawet ex-Gryfon zapunktował trochę w myślach Ślizgonki. Teraz jakby nigdy nic biegła mu na ratunek. Odepchnięta akromantula spowodowała jeszcze gorsze szkody, a z ust Jasmine wydarł się krzyk zdumienia, gdy dojrzała tryskającą krew. Trzy srebrne patronusy nie zawiodły i niczym husaria popędziły na zakapturzone stwory niosące zimno. Wszystkie siniaki, otarcia i osłabienia przestały mieć znaczenie, gdy biegła na ratunek aurorowi. I wszystko wskazywało na to, że się spóźnili. I wtedy usłyszała jego głos. Odwróciła się z wyrazem żywego zaskoczenia na twarzy. Tylko dzięki temu Alex mógł dopowiedzieć swoją kwestię do końca. Może i tekst o wojownikach mógł wzruszyć serduszko Jasmine i napoić dumą, lecz ona teraz miała inne odczucia w sobie. Na jej twarzy pojawił się grymas złości i wielkimi krokami podeszła do Halla. -Jak Ty... jak Pan... my... tutaj... myśleliśmy... martwy... trup... imbecyl! -każde słowo zostało zaakcentowane uderzeniem piąstką w tors. Jednakże nie było to ani niemiłe ani bolesne, bo zmęczenie wzięło nad nią górę. Na sam koniec prychnęła głośno i odrzuciła włosy do tyłu. -Niech Pan nigdy już tego nie robi! -zagroziła mu. I wcale nie było ważne, że był stażystą i tak nie wolno. Miała to w nosie. Odwróciła się do Arii i Bena. -Chodźcie. Do kuchni. Na czekoladę. Bo dostanę regularnego szału. -mruknęła. A gdy odchodziła, obejrzała się na Halla jeszcze mówiąc mu "do widzenia".
Z tematu |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Nie 27 Gru 2015, 16:56 | |
| Biegła ile sił w nogach, byle tylko dotrzeć do atakowanego aurora. Nawet, jeśli się bała i była przemarznięta, nie potrafiłaby się wycofać, czy uciec – nadal uważała, że najpierw należy pomóc innym, dopiero później sobie. Ona jakoś sobie poradzi, wyliże się, w końcu musiała być silna, choć każdy człowiek miał swoje limity. Cała trójka zbliżała się, rzucając odpowiednie zaklęcia, a akromantula została gwałtownie oderwana od mężczyzny, wywołując tym samym krwawe zamieszanie. Aria niemalże czuła, jak resztki koloru odpływają z jej twarzy, ale mimo to kolejne rzucane zaklęcie oderwało się od różdżki, a ryś w towarzystwie pingwina oraz nietoperza wystrzelił w stronę zbliżających się dementorów. Jasmine i Ben byli tuż obok, co dodawało siły. Nagle wszystko ustało, nawet drżące dłonie na krótką chwilę zamarły, a poczochrane włosy przestały dziko tańczyć, poruszane chłodnym powietrzem. Krukonka przeniosła nieobecny wzrok z leżącej postaci na stojącego Alexa. Czyżby to wszystko jej się tylko przyśniło? Zamrugała kilka razy, opuszczając dłoń z różdżką. Widziała dokładnie dziejące się wokół wydarzenia, ale nie rejestrowała ich w pełni. Poczuła się znów tak, jakby przeskoczyła z jednej książki w zupełnie inną. Jasmine ruszyła w stronę aurora, a Aria zmusiła nogi do współpracy, podchodząc do Bena i opierając głowę o jego ramię. -Nie mogę w to uwierzyć… – jęknęła, zaciskając mocno powieki. Minęło kilka chwil, nim w końcu się odsunęła, podnosząc oczy na twarz chłopaka. – Jesteś cały? – spytała, próbując palcami pozgarniać ciemne kosmyki, które przykleiły jej się do twarzy. Szybko jednak odwróciła wzrok, zerkając w stronę świetlistych zwierząt. Wracając do zamku ruszyła za resztą jako ostatnia, raz po raz zerkając za siebie. Analizowała każdą chwilę minionych zajęć, ale była pewna, że obraz wykrwawiającej się postaci będzie jeszcze długo nawiedzał ją w snach.
[z/t] |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] Pią 01 Sty 2016, 21:10 | |
| Tego, co wymyślił dla nich auror, nie dało się nawet opisać słowami. I choć częścią siebie, dużo później gdy już ochłonął, Ben doceniał intensywność oraz mus improwizacji w warunkach walki, teraz po prostu się nachmurzył. Wycofał w głąb siebie, zamilkł, nie komentując niczego i tylko przyglądał się Hallowi oczami chłodnymi jak skandynawski fjord. Zagrał im na emocjach niczym wirtuoz aranżując sytuację, w której autorytet wykrwawia się na ziemi, a oni muszą sami opanować zagrożenie. Sprytne, cholernie sprytne, ale nie zmieniało to faktu, że Watts był o włos od rzucenia się aurorowi do gardła i faktycznego przegryzienia mu tętnicy. W odróżnieniu od obu dziewcząt, prefekt uparcie milczał, ani myśląc powstrzymywać Jasmine przed ręcznym wykazaniem prowadzącemu, jak przyjęli jego zagrywki – mogłaby mu nawet łapska pourywać, byleby nie odbierała Benowi przyjemności dorwania mu się do gardła. Drgnął, odrywając od Alexa spojrzenie dopiero, kiedy poczuł nacisk na ramieniu – mrugnął raz, a wraz ze słowami Arii, większość lodu błyszczącego gdzieś w błękicie tęczówek Szkota, roztopiła się. - Jasne – mruknął tylko nieco zachrypniętym głosem, odruchowo kierując pytanie o samopoczucie również do niej. - Jestem za czekoladą – przytaknął po chwili Jasmine, obejmując ramieniem najpierw Arię, a potem ją. Tym dziwnym trio ruszyli z powrotem do zamku, najechać kuchnię i przyprawić kilka skrzatów o zawał. Bo właściwie dlaczego nie. Należało im się.
[z/t]
oficjalnie zamykam lekcję, peace. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Labirynt drzew [Patronus] | |
| |
| | | | Labirynt drzew [Patronus] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |