Temat: Sklep Borgina i Burkesa Wto 18 Lut 2014, 14:05
Sklep Borgina i Burkesa
Sklep z artykułami magicznymi, głównie czarnomagicznymi. Znaleźć tu można różne ciekawe rzeczy, jak np. Ręka Glorii czy Szafka Zniknięć, nie wspominając już o przeklętych naszyjnikach, ludzkich kościach i skurczonych trupich główkach. Większość czarodziejów nie chciałaby zostać przyłapana na posiadaniu przedmiotu nabytego w tym sklepie.
Hallvard Olav Fimmel
Temat: Re: Sklep Borgina i Burkesa Sro 24 Wrz 2014, 00:14
Czasami naprawdę odnosił wrażenie, że gdyby miał syna, jego życie byłoby zdecydowanie prostsze. Taka była niestety prawda - pomimo wspólnych zainteresować Hallvarda z Porunn, zwykle nie wiedział jaki prezent jej właściwie kupić. Z Arią na szczęście było ciut łatwiej - zdążył już zauważyć że wystarczy książka. Choćby i była o cyklu godowym małego gumochłona, Aria bardzo chętnie ją przeczyta i wciągnie się w to. Oczywiście nie zamierzał jej kupować nic o cyklu godowym czegokolwiek, choć może i nie byłoby to głupim posunięciem. W końcu niebawem ukończy Hogwart, narzeczonego ma już dobranego, może pora zacząć ją wprowadzać w cykle godowe? Toż taki Grossherzog raczej wiele od gumochłona się nie różni. Fakt faktem, niespecjalnie lubił swojego zięcia, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego że to jedna z najlepszych decyzji jakie mógł podjąć względem zamążpójścia Arii. Zarówno zawartość skarbca jak i status krwi młodego Gilgamesha były bez zarzutów. Tak czy siak - nie, nie zamierzał kupować Arii książek o rozmnażaniu, choć był przekonany że gdy zajdzie w progi księgarni będzie miał taki sam problem jak tu teraz. Rozglądał się po asortymencie sklepu, zastanawiając się co by tu jego małe smoczątko przyjęło z otwartymi ramionami. Przyjrzał się krytycznie jednej z trupich główek. Kto w ogóle kupuję takie tandetne ozdóbki? Ręka Glorii też nie wydawała się zbyt zachęcająca - przecież Pierunek raczej nie musiała sie nigdzie włamywać. Każdy wiedział że najlepiej wejść razem z frontowymi drzwiami. Podszedł do naszyjnika nieopodal. To już wydawało się ciekawszą opcją, chociaż byłoby zdecydowanie zabawniej gdyby miał syna. Ciężki wybór, a fakt że połowa rzeczy tutaj to śmieci wcale nie ułatwiała sprawy.
Ingrid Skarsgard
Temat: Re: Sklep Borgina i Burkesa Sro 24 Wrz 2014, 15:30
Obowiązki, jakie miała na obozie, zostały wypełnione i uznała, że nie było potrzebny dalej tam sterczeć. Teraz wszystko było w rękach młodych, ona wypełniła swoje zadanie i nie widziała powodu, aby wciąż obracać się w towarzystwie Dumbledore’a i reszty. Staruch dziwnie się jej przyglądał od jakiegoś czasu, więc postanowiła ulotnić się na pewien czas, wiedząc, że jeszcze nie raz przyjdzie jej spotkać się z nim twarzą w twarz. Zamierzała zorganizować zajęcia weekendowe w Hogwarcie, aby mieć lepszy dostęp do uczniów, którzy jej zdaniem byli warci jej cennego czasu. Amycus Carrow i Vincent Pride, te osoby wybitnie przypadły jej do gustu pod każdym względem. Słyszała też, że od niedawna w Hogwarcie zaczął pracować Leonard Heisenberg, więc to jeszcze bardziej zmotywowało ją do częstszych wizyt w szkole. Która kobieta nie chciałaby w pewnym sensie spotkać swojego byłego chłopaka z czasów szkolnych? No właśnie. Może Ingrid niespecjalnie zależało na odnawianiu tej relacji, jednak była niemal pewna, że przy odrobinie szczęścia i wysiłku zdoła wyciągnąć od mężczyzny przydatne informacje, które ją interesowały. Na ulicach Śmiertelnego Noktornu znalazła się w sprawach czysto biznesowych. U Borgina i Burkesa mogła znaleźć dosyć przydatne materiały do polowania, które ułatwiały jej zabijanie zwierzyny w szybki sposób, niekoniecznie bezbolesny. Wychodziła z założenia, że każdy powinien trochę pocierpieć, szczególnie podczas ostatnich minut swojego marnego życia. Uwielbiała spoglądać ofierze w oczy, obserwować ten gasnący płomień życia, a później dostrzec tej przerażającej pustki. Jej oczy niczym się nie różniły od tych martwych, pustych, bez cienia współczucia, czy dobrej emocji. Wchodząc do sklepu i nie zwracając uwagi na jeszcze jednego klienta podeszła do lady, opierając się o nią nonszalancko. Była ubrana w czarną sukienkę, sięgającą kolan i buty na obcasie, na których o dziwo potrafiła się bez problemu poruszać nawet po dziurawej, nierównej drodze Nokturnu. Sprzedawca gdzieś zniknął, każąc jej tym samym czekać aż się łaskawie zjawi. Bez zbędnego zainteresowania zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, na chwilę zawieszając spojrzenie pustych, ciemnych oczu na mężczyźnie. Prychnęła pod nosem, niemalże od razu rozpoznając osobę, która postanowiła także tego dnia odwiedzić sklep. Hallvard Fimmel wyrwał się ze swojej farmy, aby kupić pewnie jakiś prezent dla córek. Pokręciła głową, nie mogąc zrozumieć dlaczego tak uparcie starał się zmienić swój wizerunek na opiekuńczego, dobrego tatusia, który kupował prezenty swoim córkom. Ingrid uważała, że na szacunek ze strony innej osoby nie można było zasłużyć poprzez obsypywanie jej różnego rodzaju podarunkami. Szacunek powinno się zyskać poprzez czyny, niekiedy brutalne i wychodzące poza margines człowieczeństwa. - Próbujesz przekupić tymi błyskotkami córki? – spytała Ingrid bezbarwnym głosem tuż przy uchu Hallvarda. Nie krępowała ją bliskość ich ciał, ciepło czy też zapach potu i krwi, który mogła bez problemu poczuć.
Hallvard Olav Fimmel
Temat: Re: Sklep Borgina i Burkesa Czw 25 Wrz 2014, 00:23
Całkowicie zignorował fakt że ktoś poza nim znalazł się w sklepie. Przecież to nie jego sprawa kto i co zamierza tutaj kupować. Tak długo jak pluskwy nie podchodziły mu pod buty, to nie widział powodu by na siłę próbować je miażdżyć. Smutna prawda była taka, że czasem ta czy inna pluskwa okazała się tą która podgryza gdzieś w okolicach kostek już od dawna. Ingrid. Czy ona nie powinna być na obozie i uczyć wesołej hałastry z Hogwartu jak mają się pozabijać bez użycia różdżki? W takim razie co tu robiła? Zjawiła sie specjalnie po to aby mu podogryzać? No proszę, jednak rozrywkowa z niej kobieta była. Wyciągnął papierosa z kieszeni płaszcza i odpalił go końcem różdżki. Chwała latom siedemdziesiatym, gdzie palenie w sklepach nikogo absolutnie nie zaskakiwało gdy robił to ktoś pełnoletni. Dopiero kiedy wypuścił dwie sporych rozmiarów chmury, odwrócił się do swojej ukochanej szwagierki, aby powitać ją z należytą kulturą i radością z ich przypadkowego spotkania. -Skądże znowu, po prostu poszukuje cichego sposobu na skrócenie Twojego żywotu-mruknął sarkastycznie. Przekupić błyskotkami córki, też sobie wymyśliła. Czy było coś niestosownego w tym, że czasem sprawił dzieciom prezent ot tak, bez okazji? W końcu nikomu to jeszcze nie zaszkodziło. Do biednych nie należał, więc kto mu zabroni wydawać złoto zanim zacznie mu się wysypywać ze skarbca? Pozatym wolał żeby cała jego niezależność finansowa nie była skryta w rękach goblinów - te paskudne stwory nadawały się tylko do zrobienia z nich pasztetu, ot co. Na pewno nie zamierzał dawać im tej satysfakcji i pozwalać pilnować zbyt wielu monet, kto wie na co się poważą te oślizgłe paskudy. Nawet skrzaty domowe nie były aż tak obrzydliwe. -A Ty? Szukasz kolejnej czaszki na kominek, żeby móc się wywyższać jaki to z Ciebie łowca?-spytał obojętnie. Fakt faktem, nie obchodziło go zupełnie po co tu przyszła - po prostu tolerował ją, być może nawet lubił, oczywistym więc było że może się spytać o jej cel wizyty w tym pięknym miejscu.
Ingrid Skarsgard
Temat: Re: Sklep Borgina i Burkesa Pią 26 Wrz 2014, 23:40
Ingrid zmierzyła Hallvarda chłodnym spojrzeniem, ciemnych, orzechowych oczu, które nawet w tej chwili nie pokazywały żadnych emocji, które można było zaliczyć do odruchów ludzkich. Patrzyła na niego bez zainteresowania, jakby był kolejnym, nudnym eksponatem, obok którego trzeba było po prostu przejść i zapomnieć o jego istnieniu. Coś jednak kazało jej zostać dłużej w towarzystwie swojego szwagra, którego, gdyby tylko mogła, pocięłaby na kawałki, rozkładając na części pierwsze. Przy okazji zabrałaby przydatne organy, które normalnie mogła sobie sprzedać na czarnym rynku. Pieniądze jednak nie grały w jej życiu istotnej roli, więc nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby wziąć zapłatę za jakąś nerkę czy wątrobę. Przechyliła głowę lekko w bok, zakładając ręce na piersiach. W milczeniu przysłuchiwała się jego kolejnym słowom, jednak na żadne z nich nie zareagowała jakoś mocno emocjonalnie i gwałtownie. Wzruszyła ramionami na wzmiankę o tym, że mężczyzna szukał czegoś, na skrócenie jej życia. Nawet gdyby mówił poważnie, to nie zdziwiłaby się jakoś mocno. Była groźnym przeciwnikiem, który działał szybko i skutecznie tylko i wyłącznie na rozkaz Czarnego Pana. Bez wahania zamordowałaby osobę, którą Voldemort jej wskazał. Od tego przecież była i to dzięki swojej bezwzględności zasłużyła na jego uznanie i pozwolenie na dołączenie do jego szeregów, zajmując należyte, dumne dla niej miejsce w hierarchii. Na drugie słowa Hallvarda pozwoliła sobie na uniesienie jednej brwi. O czym on mówił? Czaszka na kominek? A po co jej czaszka na kominek, kiedy kości można wykorzystać w zupełnie inny, bardziej praktyczny sposób, jak na przykład ostry jak brzytwa harpun, który nadawał się idealnie do wbijania go w ciało swojej ofiary, aby przebić najważniejsze narządy organizmu. - Uderzyłeś się w głowę, czy jesteś taki głupi od zawsze? – spytała bezbarwnym tonem głosu, jednak w jej oczach na moment błysnęło coś na kształt rozbawienia. A może to było jednak tylko przewidzenie? Skarsgard bardzo rzadko wykazywała jakiekolwiek pozytywne uczucia, jeśli w ogóle można było tutaj o nich mówić. – Szukam składników, potrzebnych do sporządzenia trucizn, dzięki którym będę mogła pozbyć się wszelkiego robactwa kręcącego się koło mojego domu. Niechciani adoratorzy Laclair działają mi na nerwy. Plugawią swoją obecnością mój ogródek – powiedziała, wzruszając ramionami, jakby opowiadała coś naprawdę nudnego i oczywistego. Desiree była piękna osobą, która nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jaką moc przyciągania mężczyzn miały jej wdzięki. Ingrid skutecznie pozbywała się intruzów, nie mówiąc o tym swojej współlokatorce, pozostawiając ją tym samym w błogiej nieświadomości swojej „mocy kobiecości”. Biedna nawet nie wiedziała, że w piwnicy, która była cały czas zamknięta potężnymi zaklęciami, znajdowały się organy, takie jak wątroba, nerki, trzustka, serce, płuca. Wszystko było idealnie, ze starannością rzeźnika, zapakowane w woreczki foliowe i zamknięte w pudełku, w minusowej temperaturze, aby pozostały świeże i użyteczne. - To coś, co śmierdzi i trzymasz akurat w rękach ponoć jest przeklęte, a ty go macasz właśnie swoimi łapami – stwierdziła po chwili, zauważając, że Hallvard karmił właśnie swojego raka – Trochę niefart, nie uważasz? – spytała, wzruszając ramionami, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Nic się przecież nie stanie, jak stary Fimmel dostanie trochę po twarzy przez zasmolone płuca... Może zacznie nim miotać? Ciekawy byłby to widok.
Hallvard Olav Fimmel
Temat: Re: Sklep Borgina i Burkesa Sob 27 Wrz 2014, 23:06
-Staram się dostosować do Twojego niewymagającego poziomu żebyś nie czuła się nieswojo-odburknął w odpowiedzi na jej obelgę. Jego szwagierka była tak złośliwą bestią, że czasami nie potrafił uwierzyć że to-to powstało z tej samej matki co jego żona. Nie żeby mu to specjalnie przeszkadzało, jednakże trudno było tego nie odnotować. Czasami się zastanawiał, czy to jest jakaś sprytna poza czy naprawdę jej życiowym priorytetem są próby dogryzienia mu w ten jej niewybredny sposób. Kobiety. Kto by je zrozumiał. Nie, naprawdę - nawet smoki częściej korzystały z umiejętności logicznego myślenia, a ich ruchy były bardziej uporządkowane, zaś taka baba to co - wymyśli sobie coś i sie tego trzyma, niezależnie od tego jak bardzo jej to zycie utrudnia. W końcu skoro nawet stary Fimmel traktował jej docinki pobłażliwie, oznaczało to najwyraźniej że traciła na wyrazistości, zaś ostrość jej...hmm, dowcipu, malała. A może po prostu sie postarzeli? W końcu ile to już lat sie po tym świecie kulają. Nie można ukryć że nawet stara Ingrid Skarsgard, przy nim wypadała jako młodzina. Chociaż...nie, przesadzał. Dopiero co wchodził w prawdziwy męski wiek, więc nie było z nim tak źle - toż to kwiat wieku był. Jeszcze nie był zgrzybiałym staruchem, lecz mleko pod nosem porosły mu wąsy już dawno temu. -Adoratorzy Laclair? A do Ciebie żaden nie przyszedł jeszcze? A to Ci dopiero niespodzianka.-zironizował w zamyśleniu. Nie spodziewał się że koleżanka jego szwagierki może mieć adoratorów. Kiedyś już widział ją na oczy - nie urzekła go, chociaż to było dawno. Wtedy jeszcze miał żonę, a nie "matkę swoich dzieci". Zresztą...kiedyś wiele kobiet wydawało się znacznie mniej urodziwych, za starych czasów gdy wcześniej wspomnianą żonę postrzegał jeszcze jako swą kobietę. Teraz...teraz zostały im tylko powinności. Starość. Cały czas na myśl przychodziła mu starość, obrzucająca go powoli łapczywym spojrzeniem. O nie, tak nie będzie droga pani kostucho - w tym ciele jest jeszcze wyjątkowo młody duch. Odrzucił papierosa na podłogę i zmiażdżył go butem, ignorując zupełnie uwagę towarzyszki na temat przeklętych papierosów. Teraz miał coś do zrobienia. -Skończ pieprzyć młoda damo.-burknął niezbyt przyjaźnie, po czym bez ceregieli podszedł do niej, przerzucił ją sobie przez ramię i wyniósł w stronę Dziurawego Kotła. Na starość, najlepszym lekarstwem jest dobra gorzałka - każdy powinien to wiedzieć.
z/t x2
Bellatrix Lestrange
Temat: Re: Sklep Borgina i Burkesa Nie 02 Lis 2014, 21:06
Ostrze noża mogłoby wyrządzić więcej krzywy, niż Crucio rzucone przez wprawionego czarnoksiężnika. Nie było wprawdzie wykonane precyzyjnie, a tu i ówdzie zdobiły je rudawe plamy rdzy, ale jego specjalność polegała na tym, że w momencie nakłucia, głowica rozszczepiała się na dwie, identyczne części. Bellatrix Lestrange trzymała w zaciśniętej pięści prostą, niegrawerowaną rękojeść. Podobne rekwizyty nie przydają się często w pojedynkach czarodziejów, ale kto wie? Zdarza się, że różdżka wypada z dłoni przez przypadek albo na zawołanie przeciwnika. Wtedy przydaje się jakakolwiek broń, a ta wydawała się całkiem niezła. Oczywiście, Bellatrix mogłaby kupić obojętnie jaki nóż w obojętnie jakim sklepie, ale zwykłe noże były dla niej zbyt mugolskie. To bardzo dawna tradycja, uwieczniona chociażby na obrazach historycznych; mugolscy wojownicy nigdy nie trzymają różdżek tylko miecze, noże, włócznie… i inne cudeńka, składające się z części pierwszej (do trzymania) i części drugiej (do wbijania). Bellatrix z reguły unikała wszystkiego co mugolskie. Nie miała wyboru – ktoś taki jak ona potrzebuje planu B, czyli czegoś, czym posłuży się w razie utraty różdżki. Dla sprawdzenia autentyczność produktu (zdarzało się, że przedmioty od Borgina i Burkesa działały zupełnie inaczej niż mówiła etykieta albo nie działały w ogóle) wbiła nóż w grubą, wielokrotnie cerowaną zasłonkę. Usłyszała metaliczne brzęknięcie i szelest prującego się materiału. Czyli działa. Przelotnie zastanowiła się, czy mugole też potrafią wyprodukować coś takiego. Ona i reszta popleczników Czarnego Pana miała bardzo ograniczoną wiedzę na temat ich świata – nie przez brak źródeł, bo książki i atlasy mugoloznawstwa wypełniały wiele czarodziejskich bibliotek – ale przez niechęć do ich społeczeństwa. Samo czytanie o mugolach wydawało się w pewien sposób podejrzane i nikt by się do tego nie przyznał. A wiadomo, że znajomość wroga popłaca. Bellatrix wiedziała, że technologia brudnokrwistych rozwinęła się w odmienny sposób niż to miało miejsce w świecie magii. Czarodzieje nie potrzebują pewnych urządzeń, bo potrafią sobie poradzić sami. Jeżeli oczywiście znają odpowiednie zaklęcie. Tymczasem mugolskie społeczeństwo błyskawicznie rozwinęło się pod względem techniki. Ich budynki wyglądają inaczej, ich domy wyglądają inaczej, nie wspominając o ubraniach albo przedmiotach codziennego użytku. Czy mugole stali się niebezpieczni? Bellatrix szczerze w to wątpiła. Brakowało im wiedzy, inteligencji i przede wszystkim magii. Byli gorsi, po prostu. Bellatrix niedbale wyszarpnęła nóż z zasłony, a ostrze wróciło do pierwotnej formy. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu zajętym przez najróżniejsze przedmioty i wszechobecny kurz. Miała w czym przebierać. Najgorsze w sklepie Borgina i Burkesa było to, że nic nigdy nie było tam, gdzie można się było tego spodziewać. To skomplikowane, ale gorsze niż bałagan. Jednego dnia noże wisiały nad kominkiem, drugiego leżały w szufladzie, która na dodatek przemieszczała się po całej komodzie. Któregoś lipcowego dnia, kiedy wpadła tu po swoje zamówienie, rzuciła jej się w oczy dziwna trąbka, która podobno wydawała z siebie ogłuszający ryk. Teraz, kiedy uznała, że mogłaby się przydać, nie wisiała już na swoim dawnym miejscu. Bellatrix na wszelki wypadek schowała nóż do kieszeni. Oczywiście, nie zamierzała go ukraść. Jej skrytka w banku Gringotta przewyższała rozmiarami domostwa niektórych czarodziejów. Przeważnie tych, którzy w Hogwarcie trafili do Gryffindoru albo Hufflepuffu, pomyślała Bellatrix i uśmiechnęła się krzywo. W tym samym czasie obok przemknęła grupka młodzieńców w czarnych szatach, którzy skłonili się przed nią nisko. To nowi. Nieustannie pokazują się na Nokturnie, żeby się podlizać, wykazać albo po prostu pokazać. Na dodatek wykupują połowę asortymentu u Borgina i Burkesa, nawet jeżeli nic z tutejszych przedmiotów nigdy im się nie przyda. Ale o wizerunek trzeba dbać. A chłopaki przynajmniej sobie zarobią. Bellatrix odrzuciła do tyłu spoconą plątaninę czarnych włosów i ruszyła w głąb sklepu, rozglądając się za odpowiednio ciekawym przedmiotem.
Lucjusz Malfoy
Temat: Re: Sklep Borgina i Burkesa Sro 05 Lis 2014, 18:34
Do Śmiertelnego Nokturnu jak zwykle przyciągnęły go czarne interesy, którymi raczej nie lubił się dzielić z osobami trzecimi. Jako, że był indywidualistą, to nawet osób drugich do siebie nie dopuszczał, uważając, że byli mu zbędni. W końcu najlepiej wychodziło mu wtedy, kiedy robił wszystko sam. Nic dziwnego więc, że udał się do Borgina i Burkesa o zmierzchu, kiedy na ulicy Pokątnej nie było już raczej osób, które mogłyby mu w czymś przeszkodzić lub też utrudnić później żywot w Ministerstwie Magii. Był zapobiegliwy i mimo wszystko, że był młody, to inteligencją potrafił się wykazać. Szczególnie, jeśli chodziło o załatwienie spraw Sami-Wiecie-Komu. Dzisiaj jednak przyszedł o tego miejsca, aby załatwić swoje własne, prywatne sprawy dotyczące jego narzeczonej, która już niedługo miała stać się jego żoną. Narcyza Black zasługiwała na wszystko co najlepsze, w końcu pochodziła z szanowanej rodziny Blacków, co za tym szło – idealnie pasowała do Malfoyów. On już na pewno postara się o to, żeby była traktowana z należytym jej szacunkiem. Pierwszy krok, jaki postanowił podjąć, aby przypodobać się swojej kobiecie, był kolejny drogi, piękny, lecz także niebezpieczny prezent. W tym o to sklepie miał cały zasób przedmiotów, które cieszyły się złą sławą. Czasami był to zamysł ludzi, wymyślone legendy lub po prostu bajki opowiadane niegrzecznym dzieciom na dobranoc. Zdarzało się jednak też trafić na perełkę o tajemnej, wielkiej mocy. To właśnie te rzeczy interesowały Lucjusza, a on z wielką przyjemnością poszpera między regałami, w poszukiwaniu cudów, pośród sterty gratów. Jednak gdy tylko wszedł do środka sklepu i rozejrzał się krótko po pomieszczeniu, jego spojrzenie padło na dosyć charakterystyczną osobę. Ta burza czarnych włosów, długa szata, koścista postura i twarz. Zmarszczył brwi, zastanawiając się czy podejść. Dobre wychowanie nakazywało mu przestrzegać wszystkich zasad etyki i chcąc nie chcąc, zaczął iść w stronę kobiety o niezbyt przyjemnym wyrazie twarzy. Znał ją bardzo dobrze, to siostra jego narzeczonej, Bellatrix Lastrange. Tolerowali się, względnie. - Co się tu sprowadza, droga Bellatrix? – zagadnął na powitanie, po czym odrzucił atłasowy, zielony szal do tyłu. Oczywiście wszystko robił z gracją i niezwykłym wyczuciem stylu. Przesunął opuszkami palców po głowicy laski w kształcie węża, po czym przechylił głowę w bok, oczekując szybkiej odpowiedzi. Nie lubił, kiedy ignorowało się taką osobistość, jak on. A znając czarownicę, tak mogło być i tym razem.
Bellatrix Lestrange
Temat: Re: Sklep Borgina i Burkesa Pią 07 Lis 2014, 22:13
Uznała, że nóż to jednak kiepski pomysł. Nie potrafiłaby się nim posłużyć; ostatni raz używała noża na lekcjach eliksirów w szkole. Potem nie było okazji, żeby coś pokroić albo posiekać – skrzaty domowe robiły to przecież za nią. Miałaby problem z przecięciem sznura, nie wspominają o rzucaniu. Najpierw nauczę się tym zabijać, pomyślała, a potem go sobie kupię. Odłożyła nóż w pierwsze lepsze miejsce i ruszyła na dalsze poszukiwania. Niektóre przedmioty u Borgina i Burkesa zadziwiały nawet stałych klientów, którzy częściej robili zakupy tutaj niż na ulicy Pokątnej. Odwrotnie było z ludźmi. Nie przychodzili tu raczej ci, których sprzedawcy nie znali. Co najwyżej jakaś zbłąkana postać z lękliwą ciekawością zaglądała przez szyby. Ale tacy zwykle nie przekraczali progu. Poza nimi, od lat Borgin i Burkes obsługiwali tych samych ludzi, których twarze idealnie pasowałyby do nagłówków listów gończych z Wizengamotu. Dlatego nie istniał żaden oficjalny cennik, a ceny zależały od reputacji klienta i jego relacji z właścicielami sklepu. Najmniej płacili ci, którzy budzili w nich lęk. Bellatrix rzadko więc wyprowadzała fundusze ze swojej skrytki przed złożeniem wizyty na Nokturnie. W każdym razie, odwiedzający Borgina i Burkesa nie dziwili nikogo swoją obecnością. Dlatego Bellatrix nie uniosła nawet brwi, gdy gdzieś wśród tych gratów, mroku i kurzu pojawił się wyrachowany młodzieniec z przylizanymi włosami. Lucjusz Malfoy, syn Abraxasa Malfoya, cieszącego się szacunkiem arystokraty, ale przede wszystkim – przyszły szwagier Bellatrix. Jako kandydat na kogoś, kto w przyszłości ma zjednoczyć ród Blacków ze swoim, sprawdzał się dokładnie tak, jak powinien. Jego pochodzenie było pewne, krew czysta, a skrytka u Gringotta pełna. Nosił się z klasą i z należytą pogardą traktował mugoli. Poza tym, był jednym z bardziej znaczących i zaangażowanych zwolenników Czarnego Pana. Bellatrix zawsze bacznie przyglądała się znajomym siostry, szczególnie chłopcom – i nie chodziło tylko o to, że martwiła się o tożsamość przyszłej głowy rodu – była starszą siostrą, a to coś znaczy. Jeżeli, któryś z nich zdradzał jakieś niepokojące cechy, Bellatrix sprawiała, że więcej się do Narcyzy nie odzywał. Mogła mieć jej to za złe, ale milczała. Wiedziała, że siostra chce dla niej dobrze. Tolerancja Bellatrix była (oczywiście) niska, więc chłopak nie mógł zachować się w żadnym stopniu prostacko, albo zniewieściale. Nie mówiąc już o krwi. Ta musiała być czyściutka. Narcyza jednak nie bez powodu nosiła nazwisko Blacków. Wiedziała, jak odróżnić dobre od złego. Od dłuższego czasu spotykała się z Malfoy’em, a zyskując poparcie rodziny, zaręczyli się. Jeżeli Narcyza urodzi (a tradycja będzie tego od niej wymagała), dziecko dorośnie w poczuciu chwały, jako dziedzic dwóch potężnych rodzin i popleczników Czarnego Pana. Na pewno szybko przejdzie inicjacje, a kto wie, może Czarny Pan osobiście zechce go nauczać? To byłby zaszczyt. – Lucjuszu – Bellatrix odezwała się cicho, swoim ochrypłym głosem. – Jak się miewa Cyzia? Nie musiała mówić głośniej, w sklepie panowała głęboka cisza, która zdawała się być w pewien sposób ciężka, albo raczej przytłaczająca. Słychać było szelest szaty, ciągnącej się po posadzce; ludzi, przechadzających się za oknem, a nawet Rękę Glorii, skubiąca sobie paznokcie w jakimś ciemnym kącie sklepu. Celowo zignorowała pytania Lucjusza, dotyczące wizyty u Borgina i Burkesa. Uznała, że to jej sprawa, poza tym nikogo to tak naprawdę nie interesuje, a pytanie zostało zadane raczej przez grzeczność. Z resztą, może nie chciała przyznać się, że szuka broni innej niż różdżka. Może w ogóle nie powinna była jej szukać? Czy to aż tak niemagiczne, jak się wydaje? Niespodziewanie wykrzywiła usta w grymasie, ukazując szereg żółtych zębów i po chwili skrzekliwie zachichotała. Czy naprawdę waha się nad kupnem noża? Czy to mugolskie? Miała ochotę zrobić komuś krzywdę.
Lucjusz Malfoy
Temat: Re: Sklep Borgina i Burkesa Wto 11 Lis 2014, 14:03
Bellatrix była starszą siostrą Narcyzy. Nie zdziwił go więc fakt, że obserwowała mężczyzn kręcących się dookoła jego narzeczonej i w razie czego, szybko się ich pozbyć. W przeciwieństwie do młodszej z sióstr Black, to Bella była osobą brutalną, porywczą i impulsywną, lubującą się w zadawaniu cierpienia innym. Tak ją odbierał, poprzez pryzmat ułożonej, delikatnej i pięknej narzeczonej, której co chwilę sprawiał jakieś prezenty, aby podkreślić jej urodę. Lucjusz dbał o swoją kobietę, w przeciwieństwie do Rudolfa, który chyba nie do końca przejmował się tym, jak wyglądała jego żona. Zmierzył ją krótkim spojrzeniem i uniósł brwi wysoko. Jeszcze jakiś czas temu mógł powiedzieć wiele dobrych rzeczy na temat wyglądu swojej przyszłej szwagierki. Może nawet by mu się podobała. Teraz jednak nie miała za wiele czym się pochwalić. Wichura, która kiedyś mogła być nazwana włosami, teraz błagała o wizytę u fryzjera. Czarne, jak noc ubrania, które zamiast podkreślać na pewno zgrabną figurę kobiety, całkowicie ją zamaskowały. Może nie znał się na nowych trendach, jednak wiedział co jest dobre, co podkreśla walory kobiecości. Bellatrix jego zdaniem po prostu się stoczyła. Zawsze była jednak osobą ekscentryczną, wiec może po prostu w końcu pokazała swoje prawdziwe oblicze? Uśmiechnął się do niej kątem ust. Było go jednak stać tylko na ten mały, nic nie znaczący gest, który świadczył o tym, że to spotkanie mogło być o wiele milsze, gdyby przed jego oczami stała właśnie Narcyza, a nie Bellatrix. Nie można mieć jednak wszystkiego i musiał się zadowolić starszą córką Blacków. Dobre i to. - Narcyza miewa się raczej dobrze, jednak wydziałem się z nią dosyć dawno. Mogło się coś zmienić, jak uważasz? – odpowiedział, po czym przechylił głowę lekko w bok, lustrując ją spojrzeniem chłodnych, szarych oczu. Nawet gdyby chciał ją w jakiś sposób przejrzeć, dajmy na to za pomocą magii, to na nic by się mu to zdało. Kobieta opanowała sztukę oklumencji do tego stopnia, że nikt nie był w stanie przewiercić się przez jej umysł, aby dowiedzieć się tego, o czym w danej chwili myślała. Było to dosyć denerwujące, jednak co on tam mógł wiedzieć, skoro nie podjął się nauki ani legilimencji ani oklumencji. Uznał, że aby być idealnym poplecznikiem Czarnego Pana, trzeba było mieć dla niego otwarty umysł, aby nie mieć przed nim żadnych tajemnic. Uśmiechnął się krótko do Belli, po czym rozejrzał dookoła i wzruszył ramionami teatralnie. Wskazał noże, które jeszcze niedawno odłożyła na miejsce. Nie uszło to jego uwadze. Czyżby pani Lastrange chciała używać innej broni oprócz różdżki? Zadziwiało go jej podejście, jednak każdy wybierał sposób w jakim pomagał zdobyć władzę Lordowi Voldemortowi. - Nie wiedziałem, że gustujesz w broni, którą zazwyczaj używają mugole – zagadnął, nie zwracając uwagi na to, że jego ton wypowiedzi mógł brzmieć nieco… ironicznie, niestosownie? Nie, nie kpił z niej, a zwracał tylko uwagę, że takie podejście, jakie miała, było odbierane przez niego jako po prostu śmieszne. Był jednak od niej młodszy, może nawet niedoświadczony i pyszny. Miał klapki na oczach, a wszystkie co pochodziło z niemagicznego świata odbierał jako po prostu plugawe i bezużyteczne. Kto uciekał się do tych metod, kiedy trzymał w dłoniach tak nieposkromioną moc, jaką była magia. Czarna magia. Nie dane było mu jednak posłuchać jej do końca. Spojrzał na zegarek i ukłonił się jej szarmancko. - Niestety, ale nie mam za wiele czasu. Do zobaczenia, pani Lastrange - powiedział, po czym odsunął się i wyszedł ze sklepu, całkowicie zapominając o tym, po co przyszedł. Miał ważniejsze sprawy na głowie.