Temat: Uczta [możliwa bilokacja] Sro 11 Mar 2015, 14:22
Uczta
Jak wygląda Wielka Sala w Hogwarcie każdy chyba wie. To tutaj, prócz kuchni, można się najeść do syta. Oprócz tego prawie zawsze można się natknąć na kogoś ciekawego, bo zarówno nauczyciele jak i uczniowie odwiedzają to miejsce. Zdarza się także, że dzieje się coś więcej niż tylko spokojne spożywanie posiłków lub spędzanie miłego popołudnia w gronie znajomych... Cóż, ostatecznie to Hogwart, magiczne miejsce, gdzie wszystko jest możliwe.
Jeśli ktoś Ci nie odpisuje już kolejny dzień, a Ty czujesz niewiarygodny przypływ weny, zawsze możesz wpaść na ucztę. Tutaj akcja płynie wartko, w każdej chwili wejść może dosłownie każdy (jeśli ma to najmniejszy sens fabularnie) i obowiązuje limit długości posta wynoszący 400 słów. Należy także oczekiwać interwencji MG lub NPC/kanonów, jeśli zabawa będzie robiła się zbyt zamknięta lub monotonna. :) Życzymy miłej zabawy. Prosimy pamiętać, że nie obowiązuje tutaj zasada kurtuazyjnego pytania się, czy można przeszkodzić ani reguła "STOP".
Eric Henley
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Nie 22 Mar 2015, 23:51
W progu wielkiej Sali pojawił się Gryfon w stroju do Quidditcha – słynny Eric Henley, nowy ścigający reprezentacji Domu, wschodząca gwiazda drużyny - który to rozejrzawszy się ówcześnie po pomieszczeniu już po chwili, idąc spokojnym krokiem skierował się w stronę stołu Gryffindoru. Obserwując zupełnie zwyczajne, w żadnym wypadku nie rzucające się w oczy tempo oraz ruchy chłopaka, mało kto byłby w stanie domyślić się, że jeszcze przez sekundą, tuż za wielkimi, mosiężnymi drzwiami odstawiał coś co najlepiej byłoby określić mianem „tańca zwycięstwa”, bowiem oto, po 5 latach ciężkiej pracy i nieudanych prób – najczęściej nie z jego winy, nie zapominajmy o tym istotnym fakcie - w końcu przyjęto go do drużyny, w końcu został ścigającym Gryfonów (rezerwowym co prawda, ale o tym fakcie z kolei nie musimy pamiętać). Wracając z tarczą z pola bitwy czyt. Z boiska, zahaczył jedynie jeszcze tylko o sowiarnie by wysłać listy do Valentine, do swoich Hogwartowych przyjaciół, do rodziców, i w ogóle do wszystkich tych którzy to niezależnie od tego czym się aktualnie zajmowali, zmuszeni byli porzucić swoje obowiązki, bowiem Ich priorytetem było aktualnie dzielenie z nim radości z powodu sukcesu na tak wielką skalę. W głowie kłębiło mu się mnóstwo myśli, nie mógł już doczekać się aż zamówi nową miotłę z pokątnej, całe szczęście, że nie porzucił nadziei i wciąż – nieprzerwanie od 3 lat - odkładał każdego knuta. Wszystkie te rozrywające go od środa emocje, w obecnej chwili były jednak skrzętnie ukryte pod maską opanowania i skupienia. Nie mógł pozwolić, żeby dziewczęta myślały sobie, że to jakieś nie wiadomo co, pozwólmy myśleć wszystkim, że objęcie pozycji ścigającego przez Henley’a to była jedynie kwestia czasu. W obecnej sytuacji należało zachować spokój, tak jakby to, że właśnie paraduje w stroju do Quidditcha było oczywistą oczywistością i nie robi na nim większego wrażenia. Dlatego też zanim zabrał się za jedzenie ustawił przed sobą – trzymany do tej pory w ręku - rubinowy kielich i wziąwszy ówcześnie łyk soku z innego naczynia, odchylił się nieco do tyłu i zaczął się na niego gapić. Rubinowy kielich, Trening z Wandzią, zaklęcie Duro. Wypracowanie może zaczekać, teraz liczy się ten majestatyczny kielich wyczarowany przez jego przyjaciółkę…no i może jeszcze fakt, że liczył na zauważenie jego stroju przez ludzi wokół – chociaż nie żeby mu jakoś specjalnie na tym zależało. Ot, ktoś – a najlepiej jakaś śliczna dziewczyna - mógłby się do niego zwyczajnie uśmiechnąć. Tak, tak , wiem, permanentne skupienie na Rubinowym kielichu.
Murphy Hathaway
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 23 Mar 2015, 16:47
A miało być tak nudno. Niczego nie świadoma Hathaway, akurat tamtego dnia wybierała się do biblioteki. Miała przed sobą wizję napisania niewyobrażalnie długiego wypracowania, dlatego potrzebowała ciszy i spokoju. Niemalże czuła zapach kurzu, tak dobrze znany jej z biblioteki, już widziała siebie otwierającą rozdział XXV niekończącej-się-książki-wróżenia-z-liczb kiedy nagle upadł przed nią list. Spojrzała się do góry - jej szkolna sowa, Julian, był wyjątkowo sfrustrowany, bo huknął na nią groźnie i odleciał, a nawet nie zdążył uszczypnąć. Zasznurowała usta, podnosząc pergamin z ziemi. W miarę gdy czytała, na jej twarz wstępował mimowolnie uśmiech niedowierzania a gdy skończyła, parsknęła śmiechem.
Po jakiś czterdziestu minutach poszukiwania Henleya, otwarła ciężkie drzwi Wielkiej Sali. Była już na boisku, w sowiarni a nawet w dormitorum, skąd zresztą musiała spłoszyć ponad tuzin niesfornych ptaków. W końcu! Znalazła go tutaj, Murph od razu zauważyła Ercia siedzącego w szkarłatnym stroju drużyny Gryfonów. Nie jadł, a patrzył się na jakiś kieliszek, grzecznie popijając soczek. Choć on nie dawał po sobie poznać radości, jaka musiała go rozpierać Murphy nie była taka cierpliwa. Dziewczyna przemierzyła dzielącą ich odległość w trzech susach i być może nieświadomie odstraszając wszystkie potencjalne uśmiechające się do Gryfona ślicznotki, przytuliła się do niego, choć nawet jeszcze nie wstał. Jej rude włosy opadły na twarz, może nawet przysłoniły oczy, ale ona zdawała się tego nie zauważać. Ściskała go najmocniej jak umiała, piszcząc mu do ucha w kółko jedno słowo - Gratuluję
//soreczki, że tak mało ale suchota xD
Eric Henley
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 23 Mar 2015, 19:55
Eric musiał przyznać, że sok pomarańczowy którego - pełny do połowy -pucharek właśnie dzierżył w dłoni smakował naprawdę nadzwyczaj dobrze, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że w obecnej sytuacji powinno określać się go mianem napoju zwycięstwa. Zupełnie niewzruszony spojrzeniami dziewcząt- których wprawdzie nie było zbyt wiele( a tak naprawdę w ogóle ich nie było) – wpatrywał się w ustawiony przed sobą rubinowy kieliszek. Musiał wyglądać dość osobliwie, gdyby ktoś nie znał Erica Henleya mógłby pomyśleć, że gryfon bardzo intensywnie rozmyśla na jakiś temat, jego nieobecny wzrok mógł sugerować niewprawnemu obserwatorowi, że chłopak kontempluje nad czymś niezwykle ważnym. W rzeczywistości jednak, nowy ścigający drużyny Gryffindoru zwyczajnie –jakkolwiek niepoważnie by to nie brzmiało - trenował aktualnie zaklęcie zmieniające w kamień o formule ”Duro”. Co jakiś czas przypominał sobie tylko o jakimś wesołym incydencie ze swojego życia, jak choćby dostanie swojej pierwszej miotły, ostatni obiad w postaci przepysznej brukselki, czy słowa Pottera jakąś godzinę temu na stadionie, w których to oznajmił, że bierze go do drużyny. I jakkolwiek niepoważnie by to nie brzmiało, to również był element jego treningu. I gdy tak sobie siedział - zupełnie niewinnie przecież- i powoli sączył swój napój zwycięstwa, delektując się powoli każdym łykiem, nagle usłyszał dziki hałas za plecami. Pełen nadziei, że w końcu ktoś zauważył jego strój do Quidditcha i będzie chciał mu pogratulować, wyrazić zachwyt czy zrobić cokolwiek innego co połechtało by Ego Henley’a, zaczął się powoli odwracać. Jego plan spalił jednak na panewce. Najpierw poczuł na sobie uścisk szczupłych, dziewczęcych dłoni, później do ust zaczęły włazić mu zewsząd rude kłaki, a na końcu usłyszał słodki – poniekąd -głosik swojej najlepszej przyjaciółki –Murphy. Rzuciła się na niego tak gwałtownie, że pomimo starań zapanowania nad kielichem, chłopak oblał sokiem całą bluzę. Nawet jeśli była to jego nowa szata do Quidditcha, to nie przejął się tym za bardzo, zupełnie się nie opierając, przez kilka chwil pozostał -zupełnie bezwładny- w objęciach piszczącej Gryfonki. -Też się cieszę, że Cię widzę, ale mogłabyś mnie już puścić, jak tak dalej pójdzie, to wszystkie te dziewczyny pomyślą sobie, że jestem zajęty, a tego byśmy nie chcieli – powiedział gdy uznał, że już wystarczy tulenia – Nie odbieraj im nadziei, co? – rzekł mimowolnie wycierając rękawem plamę po soku –I tak, to jest ten moment w którym wyrażasz zachwyt osobą swojego najlepszego przyjaciela – dodał próbując obrócić głowę w jej stronę, po czym wyszczerzył zęby w szerokim, nieco głupkowatym uśmiechu.
Murphy Hathaway
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 23 Mar 2015, 21:40
Murph dosyć niechętnie wypuściła niesłusznie zaatakowanego Ercia z objęć. Jej niespodziewanie, gwałtowne wtargnięcie wywołało przy stole czerwonych pewne poruszenie, ale ona zdawała się tego nie zauważać. Odrzuciła dumnie rude kładki (oblane pomarańczowym nektarem zwycięstwa, zresztą) na plecy i usiadła obok Henleya. Nowy nabytek Pottera, nowy zawodnik Grygonów, nowe bożyszcze nastolatek - to od dzisiaj jej ukochany przyjaciel, Ercio. No normalnie była aż trochę wzruszona. Już dawno się tak bardzo nie cieszyła. Rozgromiła pobieżnie wzrokiem wszystkie potencjalne fanki, których tu raczej nie było i roześmiała się melodyjnie. - Jakie dziewczyny? Ja tutaj żadnych nie widzę! - odpowiedziała puszczając oczko. Wszyscy od dawna wiedzieli, że tą dwójkę łączy tylko i wyłącznie przyjaźń a cała reszta, to plotki dopowiedziane przez ludzi pokroju pewnej ukochanej, ślizgońskiej blodyneczki. Takim gadaniem nie ma się co przejmować, jednak mimo to odpowiedziała - No ale dobrze, dobrze już nie będę okazywać Ci mojej nieposkromionej radości. Bo a nóż odbiorę jakiejś nadzieję? - po czym nalała sobie soku do najbliższego pucharu. To znaczy, nektaru. Zwycięstwa. A propos tego życiodajnego napoju, wyjęła z kieszeni szaty dębową różdżkę po czym z przepraszającym wzrokiem skierowała ją w stronę plamy- Chłoczyść- i po kłopocie. Perfekcyjna Pani Domu by się nawet nie powstydziła a Kapitan na pewno nic nie zauważy- Tak Ericu, wielbię Cię i chwalę, jesteś najlepszy. Dostanie się do drużyny Gryfonów zajęło Ci tylko 5 lat, 1 miesiąc i 13 dni a mimo to, nie poddałeś się. Imponujesz mi - powiedziała, zresztą zgodnie z prawdą Murph. Wzniosła przy tym pełny kielich do góry i uznaniem kiwnęła głową. Napiła się soku, tfu, nektaru. jednocześnie zdając sobie sprawę, że dzisiejszy dzień oznacza koniec żartów z nieporadnością Henleya. Ach, w sumie... trochę tego szkoda. - No to... opowiadaj! Jak było? Jaka pozycja, ścigający rozumiem? - podjęła znowu wątek odkładając soczek.
Eric Henley
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Wto 24 Mar 2015, 14:15
-Nie widzisz, bo już zdążyłaś wszystkie odstraszyć – odparł poruszony Eric a na jego twarzy zagościł kwaśny uśmiech – A były, mógłbym przysiąc, że jedna z tych gryfonek, siedzących o tam dalej, ta blondynka, co jakiś czas na mnie zerkała – dodał półgłosem i zupeeełnie ukradkiem wskazał wzrokiem kierunek w którym powinna spojrzeć przyjaciółka by dostrzec –wcale nie wyimaginowaną – dziewczynę. Miał nawet ochotę skomentować stwierdzenie rudzielca o odbieraniu nadziei, wspomnieć coś o fakcie, że wcale nie jest znowu taka śliczna i idealna(co w sumie byłoby kłamstwem), i, że niejedna panna pewnie spróbowałaby szczęścia nawet gdyby byli razem, ale ugryzł się w język, to nie była pora na tak drastyczne złośliwości, a może była? Ale chyba jednak nie, bo Murph siedziała trochę za blisko i nawet jeśli jeszcze dziś rano całkiem sprawnie omijał śmigające tłuczki, to prawdopodobnie uniknięcie jej ciosu byłoby sztuką znacznie trudniejszą, zwłaszcza, że miała ze sobą jakąś śmiercionośną książkę. –Nie no, ale żeby nie było, poważnie miło Cię widzieć, nawet jeśli właśnie zniszczyłaś moją nową szatę do Quidditcha…chociaż coś długo zajęło Ci znalezienie mnie, byłaś już może w dormitorium? – powiedział pogodnie gdy usiadała obok niego i wydawało się, że jest już bezpieczny bo pierwsza fala ekscytacji minęła. Musiał przecież zachować pozory, że wcale jej nie uwielbia, co by przyjaciółce woda sodowa nie uderzyła do głowy. Tak naprawdę jednak uśmiech nie spełzał z jego twarzy nawet na sekundę gdy byli razem. –Jesteś teraz najlepszą przyjaciółką gwiazdy drużyny Gryfonów, jak się z tym czujesz moja droga? – zapytał, po czym – naśladując Pottera - demonstracyjnie zmierzwił włosy dłonią. -Hej, to ja jestem tutaj księciem zaklęć, zapomniałaś? – oburzył się gdy przyjaciółka wychłoszczyła jego bluzę – Ale dzięki, wiem, że jestem najlepszy – dodał uśmiechnąwszy się skromnie i wzruszył ramionami. Gdy Murph uniosła kielich, skinął zienzacznie głową po czym sam upił łyk soku. Nawet jeśli od wewnątrz rozrywało go szczęście, i miał ochotę na jakiś frywolny taniec szczęścia na samym środku wielkiej sali, było mu trochę głupio tak zbierać pochwały, zwyczajnie nie był do nich przyzwyczajony. -W sumie to już myślałem, że znowu się nie dostanę, no bo wiatr, tak to był wiatr, jakoś tak dziwnie zawiewał jak rzucałem do pętli i nie trafiłem kilka razy, ale w porównaniu z innymi kandydatami byłem chyba rzeczywiście najlepszy, mam doświadczenie jeśli chodzi o nabory także wiesz , nie żebym się chwalił czy coś– zaczął pokrótce wyjaśniać co się właściwie dziś wydarzyło, i nawet jeśli teraz streścił wszystko w kilku zdaniach, to Murph mogła być pewna, że będzie opowiadał o szczegółach jeszcze przez dobry tydzień - Nie mówię, że Potter był jakoś bardzo zachwycony moją grą, ale wiesz jaki On jest – dodał wepchnąwszy do ust kawałek jakiegoś ciasta –Nehłe… – stwierdził kiwając głową z aprobatą i uniósł kciuk.
Soleil Larsen
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Sro 25 Mar 2015, 12:03
Owa blondynka, o której mówił Eric rzeczywiście nie była wyimaginowana i siedziała nieopodal, w pewnym oddaleniu od grupki rozgadanych dziewczyn z IV roku. Jedyną nadinterpretacją ze strony Henley’a były spojrzenia, które co jakiś czas rzucała w kierunku, który mógłby sugerować, że to on jest obiektem jej obserwacji. Ale nie był. Nie dlatego, że Sol uważała, że nie jest godzien zainteresowania z jej strony, po prostu była za bardzo rozkojarzona aktualnie, by potrafić się skoncentrować na jednej kwestii, na jednej osobie. Poza tym, gdyby Eric ją rozpoznał, najprawdopodobniej nie przywołałby jej jako przykładu potencjalnej wielbicielki. Najwyraźniej jednak jej tożsamość wciąż pozostawała dla chłopaka tajemnicą, co pozwoliło mu użyć jej jako argumentu. Sol nie przeszkadzałoby to jednak, gdyby się o tym dowiedziała. Ostatnimi czasy właściwie mało co robiło na niej jakieś większe wrażenie, trwała bowiem w dość przykrym letargu, tym bardziej niepokojącym dla tych, którzy pamiętali ją z minionych lat, jako radosną, nieco pokręconą dziewczynę z wiecznym uśmiechem na ustach. Dziecko w ciele nastolatki. A Henley powinien, podobnie z resztą jak Murphy, bo oboje byli przecież jej znajomymi z roku i choć nigdy nie posiadała bliższych przyjaciół, poza Henrym, rzecz jasna, kiedy to jeszcze było aktualne, nigdy nie była typem samotniczki. W tej chwili zdawała się być skrajnie pochłonięta konsumpcją jakiegoś bliżej niesprecyzowanego dania, które także popijała sokiem dyniowym, nie zdając sobie sprawy, że nagle jego ranga podniosła się do stopnia nektaru zwycięstwa. I byłaby pewnie w tej ignorancji trwała dalej, gdyby nie to, że wstając zaplątała się w ramiączko własnej torby i zaliczyła majestatyczny upadek, który dość głośnym echem odbił się po całej Wielkiej Sali. IV-klasistki jedynie na moment przerwały płomienną dyskusję, ale na gest Sol, która energicznie pomachała głową, wprawiając przy tym w ruch piaskowe kosmyki rozczochranych włosów, nie ruszyły się nawet ze swoich miejsce. A panna Larsen, do pewnego stopnia przyzwyczajona do podobnych wypadków, zaczęła się powoli zbierać z posadzki. Była zwolenniczką stwierdzenia, że nie ważne ile razy się upada – ważne, ile wstaje. Problem polegał na tym, że chociaż uważała się za specjalistkę od bezpiecznych lądowań, tym razem najwyraźniej uszkodziła się w sposób nieco bardziej poważny niż zwykle, bo dłoń, na której chciała się podeprzeć, pulsowała nieprzyjemnym, przenikliwym bólem i do pewnego stopnia odmawiała posłuszeństwa.
Murphy Hathaway
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Sro 25 Mar 2015, 19:03
Murph zacisnęła mimowolnie usta dyskretnie spoglądając w stronę, wskazaną przez Erica. Rzeczywiście, siedziała tam niewyimaginowana dziewczyna o barwie włosów blond. W dodatku, ich znajoma, jeśli można to tak nazwać. Wspólny dom i ten sam wiek nie zaowocowały żadną bliską relacją, z jednej prostej przyczyny - kiedyś tak otwarta, uśmiechnięta Sol dzisiaj odcinała się od ludzi. A nie zawsze taka była. Hathaway wiedziała o tym doskonale, bo dość dobrze pamiętała ją sprzed paru lat. Być może Eric jej nie rozpoznał, być może nie spamiętał, w każdym razie - odwróciła się, by nieco już spokojniej odpowiedzieć sceptycznie: - Hmm... myślę, że ci się wydaje. Ona raczej nie - ucięła krótko temat. Prawdę powiedziawszy zarówno jej towarzystwo jak i wszystkie wzmianki o koleżance wywoływały pewien trudny do określenia smutek. Chcąc ciesząc się codziennością, starała się go unikać. Boleśnie świadoma, że w pewien mroczny dzień i jej mydlana bańka bezpieczeństwa może łatwo prysnąć, szczególnie w czasach tak niespokojnych jak dzisiaj. Po chwili kontynuowała, już nieco spokojniej choć nadal z szerokim uśmiechem na twarzy - Ale spokojnie, wkrótce się znajdą. Nawet, jeśli rzeczywiście jakieś przestraszyłam to wrócą. Do Ciebie zawsze - swą wypowiedz zakończyła swym ulubionym, kpiąco-żartobliwym tonem głosu. Tym, który najczęściej dodawał jej odwagi. Henley musiał go doskonale znać, skoro już tak długo przyjaźnił się z Murph. Chociaż znajomość tę przypłacił niezliczoną ilością szkolnych szlabanów, siniaków oraz guzów (bo dosyć regularnie wbijała mu numerologię do głowy, dosłownie) to zawsze - był. Co dziewczynie otwarcie niezmiernie ceniła, a w skrytości serca - bezgranicznie kochała. Zresztą, jak całego Ercia tyle, że jak brata. A dzisiaj, teraz i tu była ze swojego nierodzonego braciszka niezwykle dumna. Roześmiała się, chyba setny raz już dzisiaj widząc tą nieudolną parodię Pottera. - Gwiazdy? Nie, nie gwiazdy - odpowiedziała, gdy się uspokoiła - Gwiazdy spadają równie szybko, jak się pojawiają. Bądź raczej legendą, Erciu. Z tym będę się czuła świetnie - spokojniej. Dodała w duchu, czule poprawiając szatę Gryfona. By zresztą po chwili uderzyć go lekko pięścią w pierś - Księciem? Chyba samozwańczym, od lat Ci to mówię. Z uwagą przysłuchała się opowieści Erica, nakładając sobie ciepłego obiadu. Karcąc się jednocześnie w duchu, że zapomniała o naborze do drużyny - to przecież dzisiaj. Gdyby była tego świadoma, przyszłaby wspierać przyjaciela na trybunach i wtedy wiedziałaby o sukcesie od razu. Ale nie - ona miała ważniejsze sprawy na głowie, przez co będzie sobie długo pluła w brodę. Jęknęła - Aaach! Mogłam to wszystko zobaczyć na własne oczy - wzięła do ręki widelec, spoglądając na talerzyk - Gratuluję tym bardziej, dobrze wiem jak ambitny jest Potter. Nawet Chris dużo mi o nim opowiadał. Skoro wziął cię do drużyny pomimo "wiatru", musi coś w tobie widzieć. Nie wiem, talent. Potencjał? - uśmiechnęła się promienne, po czym zabrała do jedzenia. I już miała zwracać uwagę Ericowi (nie-je-się-z-pełną-buzią) po raz tysięczny, gdy nagle usłyszała hałas. Odwróciła głowę w kierunku, z którego dobiegał. Okazało się, że Soleil - Gryfonka będąca nie tak dawno przelotnym obiektem ich rozmów upadła na ziemię. Wszyscy na chwilę ucichli, jednak zaraz wrócili do swoich obiadów. Nawet siedzące nieopodal młodsze koleżanki nie omieszkały pomóc dziewczynie, leżącej nieporadnie na ziemi już kilka sekund. Widząc to, podirytowana Murph, nie czekając na reakcję przyjaciela wstała szybko i podeszła do niej. Obrzuciła IVklasitki nieco nieprzyjemnym spojrzeniem, po czym zwróciła się do Sol. - Hej, wszystko w porządku?
Eric Henley
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Czw 26 Mar 2015, 02:30
-Niby czemu nie? – zapytał z wyrzutem w –wciąż przyciszonym - głosie Gryfon – Ahh…Przecież to Soleil…uhm, jasne, już się zamykam – odparł po chwili gdy już zdążył przyjrzeć się dziewczynie dokładniej i rozpoznał w niej koleżankę z roku. Nie znał jej zbyt dobrze, ale zawsze uważał Sol za najbardziej wesołą Gryfonkę pod słońcem. Przez dobre pięć lat nauki w Hogwarcie nigdy, naprawdę nigdy nie widział blondynki w złym humorze, z jej twarzy niemal nigdy nie znikał uśmiech. Pod tym względem przypominała trochę jego samego, z tą różnicą, że uśmiech koleżanki był raczej czarujący, czego w żadnym wypadku nie można było powiedzieć o głupkowatym wyrazie twarzy Henley’a gdy szczerzył zęby. Ostatnio jednak sprawiała wrażenie przygaszonej, zwyczajnie smutnej. Eric nie znał szczegółów, ale wiedział, że chodziło o jej relacje z Henrym i Wandzią. Czasem nawet miał ochotę ją pocieszyć, ale po pierwsze, od 2 klasy zapominał języka w gębie ilekroć pojawiała się w okolicy(nie wspominając już nawet o tych sytuacjach gdy się do niego odzywała), gdyż jej obecność zwyczajnie onieśmielała chłopaka w opinii którego była najładniejszą z poznanych przez niego Gryfonek. Po drugie zaś, wydawało mu się, że po rozstaniu z chłopakiem, może być trochę uczulona na obecność innych facetów, a jakiekolwiek próby pocieszania mogą zostać źle odebrane. Z twarzy Erica na moment zniknął uśmiech, ale już po chwili wrócił do rozmowy z przyjaciółką. -Jak zwykle pełna wiary – odparł z nutą zrezygnowania w głosie w odpowiedzi na jej kpiący ton – Poza tym, skąd pomysł, że zależy mi na jakichś fankach, proszę Cię – rzekł po czym prychnął wzruszywszy jednocześnie ramionami. -Ok, w ostateczności mogę być legendą –powiedział, słysząc komentarz o gwiazdach – Twoje porównanie było bardzo obrazowe, wolałbym nie spadać z miotły zbyt szybko – dodał chociaż domyślał się, że przyjaciółce nie chodziło jedynie o Quidditch. -Sama jesteś samozwańcza – odrzekł udając oburzenie gdy Murph jak zwykle poczęła umniejszać jego zasługi - Jestem księciem czy Ci się to podoba czy nie, zapytaj Psor Odinevy – powiedział uśmiechając się na samo wspomnienie o nauczycielce– W sumie to masz szczęście, że czuwam nad Twoimi postępami w nauce zaklęć – dodał nieskromnie. -Ale jak zwykle zapomniałaś, mam najlepszych przyjaciół na świecie, nie ma co–odparł nieco złośliwie, ale nie żeby chciał wzbudzić w niej wyrzuty sumienia, czy coś. Tak naprawdę to wiedział, że ma najlepszych przyjaciół na świecie, ale przecież nie mógł im tego ot tak powiedzieć. Gdy już miał zaproponować rudzielcowi kawałek - aktualnie pochłanianego - cytrynowego ciasta, usłyszał gdzieś z boku hałas. Okazało się, że to Soleil wywinęła właśnie całkiem ładnego orła i leży na deskach wielkiej Sali. Muprh nie zwlekając ani chwili ruszyła w jej kierunku – za to między innymi Cię uwielbiam – pomyślał Eric i niemal natychmiast podążył jej śladem. -A myślałem, że to ja jestem mistrzem upadków – powiedział pod nosem i wyciągnął rękę w kierunku Sol – Poczekaj, pomogę Ci wstać, tzn….yyy… No jeśli chcesz, nie chcę się narzucać czy coś, żeby nie było…Tylko no tak jakby mam już trochę doświadczenia w tej materii…eee… ostatnio pewna, niedoszła członkini drużyny Quidditcha trochę się uszkodziła w mojej obecności i no wiesz…yyy… ale no właściwie to miałem o tym nie mówić… - wyjaśnił trochę nieskładnie przypominając sobie o biednej Joe, która to z jego winy popsuła sobie łokieć. Swoją drogą, Eric wypowiedział chyba właśnie do Sol więcej słów niż przez dotychczasowe 2 miesiące nauki. [Głupi limit słów]
Jolene Dunbar
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Czw 26 Mar 2015, 17:17
Humor dopisywał i było to niebywały sukces zważywszy na ostatnie dwa tygodnie października. Czas mijał, a złamane serce odrobinkę się goiło dopóty dopóki niechcący nie napotkała Fhancisa i nie przypomniała sobie jego urody, inteligencji, dobroduszności, wyrozumiałości, wrażliwości, szlachetności... i tysiąca innych zalet wobec których robiło się Joe miękko na sercu. Sprawa z Dwaynem również ustabilizowała się do pewnego stopnia. W chwili obecnej panna Dunbar niewiele mówiła na ten temat, ukrywając prawdziwe uczucia za nawet naturalnym uśmiechem słanym na prawo i lewo. Z nim też wkroczyła do Wielkiej Sali, podskakując wesoło między ławkami. W szkole było głośno o nadchodzącym balu. Ludzie nie mówili o niczym innym, wymieniając się żywiołowo informacjami o planowanych kreacjach i doborze partnerów. Joe dzisiaj rano otrzymała mile zaskakujący list od Erica z pokrętnym, acz słodkim zaproszeniem na Bal z okazji Nocy Duchów. Skończywszy dwie godziny wróżbiarstwa z profesorem Landonem, Puchonka zgłodniała, a więc wyruszyła na łowy. Zatrzymała się na środku i obróciła wokół własnej osi, co wyglądało nader zabawnie zważywszy, że stała samotnie. Przy Slytherinie nie dostrzegła Izzie ani Chrisa, którym mogłaby pomachać. Hufflepuff był pełen kolorowych głów, jednak nie takich, których szukała. Ravenclaw pozbawiony był Bena, Sammy'ego, Arii, Wandzi, Thommy'ego i innych, a więc padło na Gryffindor i dwoje znajomych buziek. W kilku podskokach znalazła się przy Murphy i Ericu oraz Soleil. Tej ostatniej dziewczynki Joe nie znała osobiście aczkolwiek lubiła ją z daleka. - Cześć! - przywitała się głośno, nachylając się pomiędzy ich głowami. Sięgnęła ze stołu jabłko i z uwagą przyglądała się Gryfonom. Nie znała przyczyny zamieszania aczkolwiek gotowa była podzielić się swoją wiedzą na temat każdy - wszak Joe miała swoje zdanie nawet o polityce śródziemnomorskich pingwinów zamieszkujących drugą stronę planety. Eric wywołał Joe z lasu. Wgryzła się głośno w jabłko, w ciszy komplementując jego słodki smak. - Co się stało i dlaczego patrzymy na Soleil? - zapytała śmiertelnie poważnie, wpatrując się ciemnobłękitnymi oczyma na zebraną trójkę. Zatrzymała wzrok dłużej na Ericu, mając do niego bardzo wiele spraw i interesów dotyczących nadchodzącego balu. Powoli zaczynała panikować i zadawała sobie podstawowe pytanie - w co się ubrać?
Soleil Larsen
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Czw 26 Mar 2015, 19:52
To były tosty! Dopiero w momencie upadku Soleil uświadomiła sobie, że owym bliżej niezidentyfikowanym daniem były przypieczone lekko kawałki pszennego chleba z dużą ilością żółtego sera i szynką. Potrzeba było silnego wstrząsu, aby ten oczywisty fakt dotarł w końcu do jej rozkojarzonego mózgu i utorował sobie drogę pośród rozedrganych myśli. Przez moment nie zdawała sobie nawet sprawy z dotkliwego bólu dłoni, zbyt zajęta delektowaniem się owym nagłym oświeceniem, ale niestety nie mogło to trwać wiecznie. Ostatecznie musiała przecież spróbować się podnieść i, w związku z tym, uświadomić sobie, że nie jest to możliwe, bo jedna z jej rąk odmówiła właśnie posłuszeństwa. Nie spodziewała się jednak, że nagle znajdzie się w centrum zainteresowania połowy Wielkiej Sali. I choć większa jej część zaspokoiwszy pobieżnie swoją ciekawość wróciła do przerwanych wcześniej zajęć, poczuła blisko siebie obecność osób, których wcześniej tam nie było. Podniosła nieco zdezorientowane spojrzenie na Murphy i Erica, przywołując na twarz delikatny, odrobinę nieprzytomny uśmiech, tak dla niej typowy. Prawdę powiedziawszy nie usłyszała zbyt wielu ze słów, których potokiem zalewał ją Gryfon i ostatecznie nie mówiąc ani słowa chwyciła jego dłoń i wsparła się na jego osobie, w końcu przyjmując postawę godną homo sapiens sapiens, a więc w pełni wyprostowaną. I wertykalną. - Dziękuję. – zwróciła się do chłopaka, starając się aby jej ton był w miarę możliwości pogodny, chociaż sama miała wrażenie, że gdzieś w głębi cały czas przebija z niej ten dojmujący smutek, który zalągł się wraz z Tytanem i odejściem Henry'ego, na dnie jej słonecznego serduszka. - Będzie dobrze, pewnie ją sobie tylko obiłam. – stwierdziła tonem, który wyrażał zainteresowanie puchnącą i fioletowiejącą ręką godne jakiegoś badacza, a nie jej posiadacza. Wesoły, dość donośny głosik przerwał jej te obserwacje. Oderwała wzrok od dłoni i zawiesiła go na Joe, która miała najwyraźniej jakiś bardzo dobry dzień albo udawała, że go miała. - Cześć, Jo. – przywitała koleżankę z dużą dozą sympatii i uśmiechnęła się szeroko, przypominając światu siebie sprzed kilku miesięcy - Patrzymy na Soleil bo jest gapą i nie potrafi poruszać się bezpiecznie nawet po płaskiej powierzchni. – wyjaśniła przybyłej przed chwilą Puchonce, która przegapiła jej spektakularny upadek i pomachała jej dłonią przed oczami, krzywiąc się przy tym dość mocno, bo ból okazał się nieco mocniejszy niż myślała. Cóż, prawdopodobnie rozsądniej by było trzymać uszkodzoną kończynę nieruchomo.
Murphy Hathaway
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Czw 26 Mar 2015, 20:48
Wszystko działo się niezwykle szybko. Najpierw usłyszała tuż obok siebie głos jej nieodłącznego przyjaciela. Eric, jak to miał w zwyczaju zalał biedną, zdezorientowaną Sol potokiem słów, w których zresztą wspomniał o ostatniej feralnej sytuacji. Tej samej, gdzie Jolene Dunbar (nieznana bliżej, przynajmniej dotychczas) Puchonka w ich wieku niemalże złamała rękę, spadając z miotły. Tu należy dodać, że z powodu wyściów organizowanych z naszym nowym, przewspaniałym nabytkiem drużyny Gryfonów - swoją drogą ciekawe, czy Potter słyszał plotki o tej całej sytuacji. Na (nie)szczęście Jo, wkrótce potem znalazła się tam i Murph, która szukała swojego niesamowicie odpowiedzialnego przyjaciela. Jak zwykle ogarnęła sytuację kryzysową i wkrótce potem ustalili, że zaniosą ją do Wieży Astronomicznej, gdzie w gabinecie super-przystojnego-psora-astronomi... Lała się wódka i klękały narody, pękały serca oraz tłukło się butelki. A zresztą - nieważne. Świat był o wiele bardziej normalny i logiczny, gdy nie myślala o przytoczonej sytuacji. Gdy skończył, a skończył dosyć szybko (tak duża ilość słów w tak krótkim czasie - pewnie Soleil nie zrozumiała nawet połowy) dziewczyna chciała podać rękę koleżance. Wtedy usłyszała pogody głos, kogo? Jolene, właśnie! Gryfonka zlustrowała ją szybkim spojrzeniem, na jej twarz wkradł się pogodny uśmiech. Po tej całej "przygodzie" mimowolnie czuła do niej sympatię - w końcu sympatycy Quidditcha powinni trzymać się razem. - Cześć - odpowiedziała. Gestem wskazała tylko na podnosząca się już z ziemi Soleil i Erica, użyczającego jej życzliwie ręki. Chyba nie było zbyt wiele do tłumaczenia, tym bardziej, że sama poszkodowana dość pokrótce streściła sytuacje. Niepotrzebnie machając przy tym ręką, co Murph skwitowała cichym sykiem. To musiało boleć -Nie ruszaj tej ręki Soleil. Najlepiej trzymaj ją nieruchomo. Chceść iść do pani Pomfrey? - spytała życzliwie. Przyjrzała się bliżej poszkodowanej kończynie. Jej fioletowa barwa nie wskazywała na to, że "będzie dobrze" przynajmniej jak na razie chociaż... z niedawnego doświadczenia Gryfonki, może rzeczywiście była obita. Koniec końców dość niedawno i ręka Jolene wyglądała podobnie a dzisiaj? Chyba nawet nie miała wyraźnie widocznych śladów. Choć zapytać nie zaszkodziło.
Eric Henley
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pią 27 Mar 2015, 10:34
Poszkodowana gryfonka najwyraźniej zupełnie nie zwróciła uwagi na potok – lub też raczej wartki strumień- słów którymi chłopak ją zalał. Całe szczęście zresztą, Eric w takich sytuacjach często gadał trochę za dużo i najczęściej nieco od rzeczy, plącząc się we własnych wywodach, urywając je w połowie, wplatając trzy nowe wątki w miejsce jednego - standard którym raczył najczęściej Wandzię gdy spotykali się na wspólnych ćwiczeniach. Jednak nie mógł nic na to poradzić, sama go zagadywała, nie jego wina, że później musiała zbierać plony swego braku instynktu samozachowawczego. Dlatego też gdy Soleil zwyczajnie chwyciła jego dłoń, a gdy już się na nim wsparła, po prostu – bez zbędnego zagłębiania się w historię którą nierozważnie zaczął opowiadać -podziękowała, Eric odwzajemnił jej uśmiech i odparł: -Nie ma za co – bo i nie było za co dziękować właściwie, naturalna rzecz dla każdego gryfona, że pomaga w potrzebie innym, chociaż no może nie dla każdego- poddał w wątpliwość swoja tezę spoglądając na resztę uczniów siedzących przy ich stole, a wszystko najwyraźniej po to by nagle dostrzec ciemnoblond czuprynę Joe obok swojej własnej głowy. Nie był zaskoczony jej obecnością, przez wszystkie lata nauki zdążył przyzwyczaić się do tego, że puchonka ma w zwyczaju pojawiać się znienacka, ot tak, zupełnie bez żadnego ostrzeżenia by pochować wartościowe i zarazem kruche rzeczy – które dość często zdarzało jej się psuć. Chociaż tak naprawdę w tym przypadku nie do końca tak było, bowiem Gryfon spodziewał się, że po tym jak przyjęła –pisane drżącą ręką dziś rano przed naborem do drużyny – jego zaproszenie bal, znajdzie mugolaka w tempie godnym niuchacza goniącego za galenonami. Domyślał się, że zaraz porwie go by obgadać kwestie ubioru i całą resztę innych kobiecych spraw, i o dziwo nie był tym aż tak bardzo przerażony. W końcu lubił spędzać czas z Joe, jedyne czego się obawiał to to, że planowała dorwać się do jego „fryzury”… a no i jeszcze kpin Murph gdy zobaczy go we fraku – swoją drogą ciekawe czy Connor już ją zaprosił. -Hej Joe – powitał ją Eric i w oczekiwaniu na komentarz o jego nowym stroju do Quidditcha wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu i wskazał kciukiem herb i numerek 6 wyszyty na piersi. Usłyszawszy propozycje przyjaciółki dotyczącą Pani Pomfrey, spojrzał z niepewnością na puchonkę i zabrał głos. -Uhmm…tak, machanie ręką Ci nie pomoże…Murph ma rację…yyy… normalnie pożyczyłbym Ci szalik, ostatnio podobno się sprawdził, ale w sumie to warunki nie są, aż takie znowu polowe, i… Ja wiem, że jesteśmy mężnymi gryfonami i w ogóle, ale zasuwaj lepiej do tego miejsca na pierwszym piętrze gdzie Ci pomogą, wiesz, do…uhm…do SS –zwrócił się - ze względu na osobliwą fobię Joe - dość enigmatycznie do Sol gdy ta krzywiąc się z bólu uznała, że z jej ręką wszystko będzie w porządku.
Jolene Dunbar
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pią 27 Mar 2015, 15:54
Mogę podrzucić Poppy tu <3
Ugryzła drugi raz jabłko. Przyglądała się uważnie Gryfonom, zaś Soleil wysłuchała cierpliwie. Połączyła się z nią w bólu, wszak nie tak dawno przeżyła niemal dokładnie to samo z tą różnicą, że ona wpadła na drzewo latając na miotle, a Sol tylko się uderzyła. - Popieram słowa Erica. Ładnie unieruchomił mi rękę swoim szalikiem zanim... - urwała w połowie zdania nieświadomie atakując się dwoma istotnymi aspektami: po 1) zanim mi zagrożono panią Pomfrey po 2) zanim nie spotkałam Fhancisa po 3) zanim nie zaczęłam krzyczeć, gdy chciał mnie zanieść do skrzydła szpitalnego i zanim mnie opatrzył. - ... polecam Fhancisa. - z całych sił postarała się, aby te imię zabrzmiało normalnie i nie zdradzało kryjących się za tym uczuć. Zanim Joe postanowiła podzielić się ze Słoneczkiem poradami eksperta, to Eric przejął pałeczkę i rozgadał się wesoło i uroczo nieskładnie, wprawiając Joe w wesoły humor. Zawiesiła na nim wymalowane starannie acz skromnie oczęta, uśmiechając się doń kącikiem ust. - Łaaał, nie mów, że doszedłeś do drużyny Gyrfonów! - cieszyła się, bardzo aczkolwiek czuła się zdradzona. Do tej pory we dwoje tworzyli team odrzuconych niedocenianych utalentowanych jednostek nadających się do szkolnego sportu, a dziś zostaje już sama. W innej sytuacji rzuciłaby mu się na szyję i popsuła mu fryzurę w wydźwięku radości, lecz zaprzestała spontanicznemu odruchowi. Z wielu powodów, nie dotyczących Erica. Joe Wygięła usta w podkówkę, aby po chwili ponownie pojaśnieć. Niewidzialnie drgnęła przy słowach pokroju "Pomfrey", "SS" itd. Przełknęła gulę w gardle i zignorowała nagłą chęć odwrotu na wypadek, gdyby Soleil postanowiła przywołać do Wielkiej Sali szkolną pielęgniarkę. - Ale ja wtedy zostaję, bo... bo... bo muszę z Ericem omówić strój na bal, dobrać mu fryzurę, krawat, buty. - wynalazła wymówkę na wypadek zbiorowego odprowadzania Gryfonki na pierwsze piętro. Już raz Fhancis ją tam podstępem zaciągnął, zaś dzisiaj Joe nie pozwoli sobie nawet myśleć o sobie w sterylnym, białym pomieszczeniu nie ładnie pachnącym lekami i wypastowaną podłogą. Ze smutkiem spojrzała na do połowy zjedzone jabłko i odłożyła je na pusty talerz, tracąc apetyt. Niemożliwym było rozmawiać o szpitalach i jeść przy tym jednocześnie. - Polecam chłodne okłady i lód. - uniosła oba kciuki do góry, mentalnie łącząc się ze Słoneczkiem w bólu i cierpieniu. Potrafiła zaoferować słowo i poradę, jednakże nie kwapiła się do magii leczniczej. To nie jej działka. - Mój łokieć po paru minutach spuchł okropnie. - wspomniała nieprzyjemny wypadek, który na szczęście zakończył się szczęśliwie, choć smutno. Łokieć został naprawiony, gorzej zaś miała się sprawa z sercem - jednakże to inna, trudna historia nie pasująca do pomieszczenia pełnego pysznego jedzenia, przystojnego Gryfona i dwóch Gryfonek, które zasługiwały na przytulenie pełne miłości za uśmiechy.
Soleil Larsen
Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Sob 28 Mar 2015, 19:47
Skręcony nadgarstek pulsował nieprzyjemnym bólem, który Sol odsuwała od siebie, zaciskając przy tym nieświadomie zęby. Unikała Skrzydła Szpitalnego, choć powody jakie motywowały jej zachowanie było zupełnie inne od tych, którymi kierowała się Joe. Słoneczko nie miała żadnych problemów z samym poddawaniem się zabiegom leczniczym, po prostu bała się, że mogłaby spotkać Henry'ego, który dość często odwiedzał część skrzydła przeznaczoną dla wszystkich chorych i cierpiących mieszkańców zamku. Nie udawała, że go nie zna i nie uciekała, kiedy zdarzało jej się łapać jego spojrzenie gdzieś na korytarzach czy lekcjach, ale nie szukała z drugiej strony jego towarzystwa, nie chciała go więcej w pobliżu, niż było to konieczne, bo sprawiało jej to zwyczajny ból, a nie była masochistką. Zdarzało jej się natomiast być nieco lekkomyślną i w ten sposób dodawać sobie nieco cierpienia, jak choćby teraz, kiedy machała beztrosko uszkodzoną ręką. Kręciła więc przecząco głową kiedy kolejne osoby doradzały jej spacer do Skrzydła Szpitalnego. Uśmiechała się miło do wszystkich, przytulając dłoń do klatki piersiowej, ale wyraz jej twarzy wskazywał także na pewną determinację i zdecydowanie, nie wyglądała jak ktoś, kto da się przekonać. - Nic mi nie będzie, nie martwcie się. Potem się tym zajmę. – odpowiedziała cichym tonem, zdrową ręką odgarniając niesforne kosmyki, które uparcie pchały jej się w oczy. Po raz pierwszy miała chwilę żeby przyjrzeć się nieco lepiej swojemu komitetowi wybawicielskiemu. Wszystkich kojarzyła z imienia nazwiska i twarzy, ale nigdy chyba nie zamieniała z nimi więcej niż po kilka słów na zajęciach, czy w dormitorium. To aż dziwne, bo do niedawna była raczej dość towarzyska. Właściwie najwięcej do czynienia miała chyba z Murphy, ale to oczywiste, bo przecież zajmowały to samo dormitorium. Trudno nie poznać chociaż trochę kogoś, z kim od sześciu lat dzieli się sypialnię. Kojarzyła więc, że jest ona w bardzo dobrych stosunkach z Erickiem, ale z tego co jej się wydawało, nigdy nie byli parą. Właściwie znajdowało to potwierdzenie w fakcie, że chłopak na zbliżający się bal zaprosił Joe, a nie przyjaciółkę. - Nie chciałabym wam przeszkadzać, skoro macie tyle do omówienia. – odezwała się ciepłym tonem, po chwili milczenia, przenosząc spojrzenie z tej, zawsze odnosiła takie wrażenie, przesympatycznej puchonki na kolegę z domu, który rozbawiał ją swoim zmieszaniem i gubieniem się we własnych słowach. - I tak właściwie już zjadłam. – dodała, po czym uśmiechnęła się jeszcze odrobinę szerzej i radośniej, ponownie poruszając zdrową dłonią i podając ją Erickowi, nie przejmując się przy tym, że jest to lewa ręka, nie przeznaczona do czynienia tego typu gestów. - Gratuluję przyjęcia do drużyny, to wielkie wyróżnienie. – stwierdziła poważnym tonem, w którym pobrzmiewały nutki prawdziwego podziwu. Cóż, ona nie bardzo potrafiła utrzymać się na miotle, więc każdy kto umiał równocześnie jeszcze brać udział w dość dynamicznych rozgrywkach automatycznie urastał w jej oczach do rangi bohatera.