|
| Uczta [możliwa bilokacja] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Murphy Hathaway
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Sob 28 Mar 2015, 21:43 | |
| Murph zdusiła ciche parsknięcie śmiechem, na samo wspomnienie Henleyowskiego, polowego temblaka. Chociaż wtedy, obok drzewa nie było to śmieszne, dzisiaj wyobrażenie Ercia jako magomedyka, magoratownika i mago-wybawcę-Jo wydawało jej się nieco groteskowe. No bo przecież dla panny Hathaway najlepszy przyjaciel zawsze był/zawsze będzie wyłącznie postrzegany wyłącznie w kategoriach nie-damsko-męskich, nawet nie potrafiła sobie wyobrazić, że komuś może się podobać. Nie żeby mu tego nie życzyła, wręcz przeciwnie, tylko ona kocha Erica jak brata a poza tym... nie byłaby zbyt zadowolona, bo jak na każdą młodszą, rozpieszczoną siostrzyczkę (w gruncie rzeczy nią była, nie zapominajmy o Chrisie) mogła wyjść na jaw jej zaborcza zazdrość. Dlatego na samą wzmiankę o tym, że jej nierodzony braciszek zaprosił na bal Joe... drgnęła? Być może tak, może rzeczywiście drgnęła prawie niezauważalnie. Spojrzała się ponownie na Puchonkę, a błysk w jej oku nadał sygnał ostrzegawczy. Pewnie byłoby inaczej, gdyby o tym wiedziała. A ona nie wiedziała. Oj, nieładnie Eryczku. Spojrzała się jeszcze raz na niego, a potem na nią, znowu na niego i na nią. Sygnalizując wyraźnie, że chyba nie wie o co chodzi, że chyba nie bardzo jej się to podoba. Ignorując przy tym rękę Soleil, jak i samą jej osobę. Dlatego gdy po paru sekundach ciszy zauważyła ją kątem oka, zarejestrowała że chyba jednak to przeżyje a potem zasłyszała o czym mówi odpowiedziała prowokująco - Być może ja też powinnam wam przeszkadzać? Albo może jednak... uczcimy jakoś twój sukces? - pół żartem-pół serio, zwróciła słodki uśmiech w stronę Henley'a. I choć obecne tu dziewczęta mogły nie wiedzieć, co ów ton oznacza - on na pewno był już tego świadom. Pewnie gdyby to był inny dzień, a dzień obiecany oraz wymarzony już od pięciu lat - już teraz mógłby się tłumaczyć, niekoniecznie w jakimś cichym kącie. Nie bez przyczyny mówią na nią Ognista. Cała jej... złość, tak to nazwijmy wynikać mogła z tego, że ona sama nie wiedziała, czy idzie na ten cały głupi bal. Jedyna osoba, od której oczekiwała zaproszenia, nie pisała choć w sumie ostatnio nie było to dziwnie. Poza tym Murph miała przemożne uczucie, że O'Connora nie obchodziły na chwilę obecną dziecinne zabawy i choć gorycz noszona w sercu z dnia na dzień była coraz bardziej odczuwalna, starała się to ignorować. Tylko szkoda, że swoją bezradność wyładuje na niewinnym przyjacielu, który jedynie chciał zaprosić uroczą, niezdarną koleżankę. Życie, jak to mówią. Może i tym razem jej to wybaczy? |
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Nie 29 Mar 2015, 00:53 | |
| Gryfon spojrzał na Soleil której kąciki ust były aktualnie uniesione ku górze, po czym podrapał się palcem wskazującym po szorstkim od dwudniowego zarostu policzku. Od dawna nie widział uśmiechu na twarzy jasnowłosej koleżanki. Poczuł się dziwnie szczęśliwy, że wraz z Murph i Joe poprawili jej najwyraźniej humor - to już trzeci sukces tego dnia. -Jak wolisz Sol, do niczego Cię nie zmuszamy, ale pamiętaj, że ostrzegaliśmy – odparł odwzajemniając uśmiech. Kiedy Joe nareszcie skomentowała fakt dostania się chłopaka do drużyny, ten wyszczerzył się jeszcze dumniej niż wcześniej. -No przecież nie ukradłem stroju ze składu drużyny, nie jestem tak utalentowany jak niektórzy z tutaj zgromadzonych - odezwał się z delikatną nutą ironii w głosie odwołując się – niby mimochodem - do sprytnego wypożyczenia mioteł przez Puchonkę –Na razie jestem jeszcze w rezerwie, no ale mówiłem, że dostanę się szybciej niż Ty… wiesz, teraz tak jakby musisz mnie ścigać moja droga, tylko nie każ mi czekać zbyt długo, już nie mogę się doczekać aż damy łupnia Tobie i reszcie puchonów na boisku - dodał wyzywająco w nadziei, że zmotywuje Joe do jeszcze cięższej pracy nad lataniem. Strasznie bowiem irytował go fakt, że wszyscy przekreślali dziewczynę już na starcie – może i miała problemy z hamowaniem i no z ogólnym skupieniem się na miotle podczas lotu, ale on przez 11 lat nie miał pojęcia, że istnieje tak niezwykły sport jak Quidditch, a mimo to dawał sobie całkiem nieźle radę z kaflem. -Eee…dzięki - odrzekł gdy tym razem to Soleil wyciągnęła rękę w jego kierunku i z nieco niepewnym uśmiechem na twarzy chwycił jej maleńką, delikatną dłoń. Strój, fryzura, krawat, buty – trochę się wystraszył słysząc kolejne słowa kumpeli gdyż jego garderoba nie była zbyt bogata, a nie chciał zawieść jej oczekiwań. -A co jest nie tak z moją fryzurą? – zapytał bez zastanowienie Eric odwracając wzrok od Sol - No dobra, dobra, wiem, a tak poważnie to…uhmm…Wiesz, mam frak, i buty też mam, chyba nawet pasują …no a przynajmniej tak twierdzi moja siostra, a ona chyba się na tym zna, jest w końcu dziewczyną…także no chyba nie mamy zbyt dużo do ustalania, prawda? – dodał już po chwili gdyż poczuł się nieswojo z myślą, że Joe zaleje go zaraz toną babskich informacji, ale nie żeby się tego bał czy coś. – Mam też krawat do niego…eee…taki ciemnoczerwony, będzie pasował? Ten zestaw rzeczywiście znajdował się w jego szafie, chociaż Eric nie był do końca pewien w jakim jest aktualnie stanie, bo tak naprawdę jeszcze nigdy go nie używał. Gryfon drgnął lekko gdy zdał sobie właśnie sprawę, że wciąż nie puścił dłoni blondynki. Powinszować Henley. -Jej, przepraszam Sol , jakoś tak, przepraszam eee….uhmm… zaprosiłem Joe na bal Murph – zwrócił się nieco zmieszany do przyjaciółki widząc jej pytające spojrzenie –Wiesz, po prostu stwierdziłem, że wszystkie dziewczyny będą onieśmielone moją niesamowitą osobowością i urodą i żadna w końcu nie odważy się choćby wspomnieć w mojej obecności o balu – powiedział wzruszywszy ramionami po czym przewrócił oczami i pokręcił głową – Ok, ok, po prostu Joe jest sympatyczną dziewczyną i ulitowała się nade mną, pasuje? – dodał i uśmiechnął się do puchonki. Gdy obie Gyrfonki zasugerowały, że nie chciałyby przeszkadzać, Eric zmartwił się nieco tonem Murph który prze 6 lat nauki zdążył już trochę poznać, nie chciał jej zawieść, w końcu ten dzień mieli spędzić razem na świętowaniu jego sukcesu. - Nigdzie się nie wybierasz głupku, zostawiam szatę w dormitorium i idziemy świętować – powiedział ówcześnie komentując jej komentarz prychnięciem – Nie myślałaś chyba, że się wymigasz, czekałem na ten moment 5 lat – dodał patrząc na nią z udawaną dezaprobatą a na jego twarzy zagościł kwaśny uśmiech. Już po chwili jednak cały się rozpromienił i patrząc przyjaciółce głęboko w oczy - jakby chciał w ten sposób zdradzić swój plan – poruszył bezgłośnie ustami wypowiadając tylko jedno słowo ”Kuchnia”. -Ktoś idzie z nami? Joe? Sol? Jak chcecie to możecie być moimi pierwszymi oficjalnymi fankami – zapytał wszystkich zgromadzonych. Nawet jeśli wolałby by towarzyszyła mu jedynie Muprh, nie widział niż złego w tym, że puchonka(z którą mógłby pogadać na temat balu) albo nawet Soleil której nie znali zbyt dobrze pobuszowałaby wśród skrzatów razem z nimi.W końcu im więcej osób tym weselej. Zakładał, że rudowłosa też nie będzie miała nic przeciwko, bo mimo, że na co dzień zdarzało jej się być niezłą wredotą, to Eric dobrze wiedział, że tak naprawdę jest jedną z najmilszych, najbardziej wesołych i najbardziej towarzyskich osób spośród wszystkich jego znajomych. [Tak, wiem, przekroczyłem bardzo limit słów - ale i tak już skracałem wszystko no i wyszło przez to jakoś tak nieskładnie, chyba nie mam talentu do kompresowania :/ ] |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Nie 29 Mar 2015, 12:11 | |
| Posłała porozumiewawczy uśmieszek Sol, ciesząc się, że nie będzie musiała jej towarzyszyć na pierwsze piętro. Lubiła Soleil, jednak zaciąganie Joe na tragiczne terytorium nie było najlepszym wyjściem. Beztrosko przyglądała się Gryfonom, którym nie zdążyła podziękować za otoczenie opieką kiedy boleśnie się potłukła podczas nielegalnego ujarzmiania miotły. To, co później działo się w gabinecie profesora Cronstorma nie było ich winą. Wtem Joe zrozumiała, że Eric zapomniał pochwalić się kogo zabiera na bal. Joe oświeciła już pięć osób, wychwalając Gryfona za wszystkie czasy. Była mu wdzięczna za chęci, bowiem choć wielu uczniów znało Joe ze słyszenia, obawiała się, że będzie musiała wziąć Dwayne'a jako partnera. Szalała za przyjacielem, jednak oboje zgodnie nie pokazywali się jako para na szkolnych uroczystościach. Szczególnie po ostatniej rozmowie, w której się do siebie zbliżyli. Okazało się, że Murphy o niczym nie wie. Joe zmarszczyła nieznacznie brwi zauważając błysk w oczach Gryfonki. Zrozumiała od razu. Eric powinien zaprosić swoją przyjaciółkę, nie ją. Poczuła się co najmniej niezręcznie. - Wiedziałam, że James w końcu cię przyjmie. - poklepała Erica po ramieniu zamiast zmiażdżyć mu żebra i podzielić się radością. Zakryła usta chichocząc. - Henry nigdy mnie nie przyjmie do drużyny. Wiesz, on coś podejrzewa, że ukradłam miotłę... Edgar też wie, Dwayne zna mnie na wylot... Cóż, będę dalej nieodkrytym talentem! - rozłożyła ręce na boki, odsłaniając zęby w szerokim uśmiechu. Po czasie zorientowała się, że wspomniała byłego chłopaka Soleil. Otworzyła szerzej oczy i przeprosiła niemo Sol za swoje gapiostwo. Nieświadomie Puchonka zaczęła wyginać palce, czując się nie na miejscu. Czy aby Eric dobrze postąpił i ją zaprosił? Nie obrazi się... obrazi się oczywiście, jeśli odwołałby zaproszenie lecz zrozumiałaby to i upolowała przykładowo brata Amelki. Przekrzywiła głowę i z zainteresowaniem wysłuchała przemowy Erica, nieświadomego, że nic go nie uchroni przed planami Joe. Bale nie zdarzają się często i podchodziła do niego poważnie. Pragnęła wyglądać pięknie dla... dla pewnych ktosiów, którzy złamali jej serce. - Cieszę się, słońce, ale krawat musi pasować do mojej sukienki. Od wczoraj zmieniłam decyzję w sprawie niej już cztery razy. A fryzura... przysięgam na żelki cytrynowe, że nie będzie bolało. - uniosła głowę szacując czas jaki poświęci na opanowanie jego włosów. Maksymalnie kilka godzin. Roześmiała się odrobinkę zażenowana tłumaczeniem Erica. Pod czujnym spojrzeniem Murphy, Joe zaczynała rozważać czy ma prawo pożyczać jej przyjaciela i tak go maltretować. Uciekła wzrokiem przed Gryfonką, zagryzając zębami dolną wargę. - Onieśmielasz mnie, Ericu i powiedziałabym, że to ty się litujesz nade mną. Jest mi bardzo miło, że taka złota osobowość i szycha-w-szkole-zaraz-po-Artim zechciała mnie zaprosić. - zamrugała rzęsami, mówiąc szczerze o jego życzliwości. Nie litowała się nad nim, tylko nad jego fryzurą. Zmrużyła powieki i przyjrzała się mu bacznie. Jeśli miałby mieć kłopoty ze strony Murphy, Joe potrafi się wycofać. Nie wchodziła między ludzi, a jeśli coś było pomiędzy nimi, tym bardziej robiła trzy kroki w tył, aby nikomu nie wadzić. Po chwili Eric zaczął organizować uczczenie sportowego sukcesu. Joe była za, jednak sądząc po spojrzeniach gryfonów, nie powinna się wtrącać. - Jestem twoją fanką, masz moje słowo. Muszę jeszcze znaleźć jeszcze Wandę, Amelkę i Dwayne'a... pamiętaj, że jeśli wszystko pójdzie gładko, w dniu balu będę na ciebie czekać od piętnastej. - uśmiechnęła się doń ciepło i przeszła obok, kładąc dłoń na ramieniu Sol. - Słońce, gdzie kupiłaś kolorowy szalik, w którym wczoraj widziałam ciebie na błoniach? - skoncentrowała się na Soleil, aby dać Murphy i Ericowi chwilę na załatwienie spraw między sobą. Jolene naprawdę z całego serca nie chciała im wadzić. |
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 30 Mar 2015, 20:19 | |
| Sol starała się nie robić z siebie ofiary roku. Owszem, to nie był najłatwiejszy okres w jej życiu, ale nie chciała angażować w to wszystkich, głównie zresztą przypadkowych osób, bo po rozstaniu z Henrym straciła ostatnią i jedyną osobę, której chciała i mogła się zwierzać, przy której mogła otwarcie pokazywać także te negatywne uczucia, które odczuwała jak każdy, ale którymi nie chciała po prostu obarczać otoczenia, wychodząc z założenia, że każdy ma dość swoich własnych problemów. Czuła się zresztą w tym momencie odrobinę nie na miejscu, nie wspominając już o tym, że uszkodzona ręka bolała ją wciąż dość dotkliwie i nie pozwalała czerpać w pełni z przyjemności, jaką w innych okolicznościach byłaby ta nieoczekiwana rozmowa. Bo Sol brakowało ludzi, z którymi mogłaby pośmiać się, porozmawiać, pospędzać beztrosko czas. W dużej mierze przebywała ostatnio sama, z jednej strony unikając niewygodnych pytań, o to dlaczego ktoś, kogo widywano ostatnio z nią, teraz spędza wolne chwile z Wandą, z drugiej zaś bała się zwyczajnie, że każda osoba, do której się zbliży, może znaleźć się w niebezpieczeństwie. Tytan nie reagował jak na razie, ale wyczuwała, że nie na rękę mu będą ewentualni przyjaciele Słoneczka. Dlaczego więc zwyczajnie nie pożegnała się, na poczekaniu wymyślając jakąś wymówkę albo posługując się oczywistą, jaką była nieco opuchnięta i wyglądająca nie najlepiej dłoń? Prawdę mówiąc brakowało jej kontaktu z ludźmi i o ile w tej chwili stała milcząca, wpatrując się w palce Erica obejmujące jej własne, sporo mniejsze, drobniejsze, szczupłe, do pewnego stopnia bezwładnie spoczywające w silnej, męskiej dłoni, o ile nie wiedziała co powiedzieć i jak się zachować, bo tematy odeszły dalece od spraw, które by ją zajmowały albo o których chociaż cokolwiek by wiedziała, o tyle czuła się dobrze z ludźmi dookoła. Takimi prawdziwymi, namacalnymi, rzeczywistymi, takimi których ciepło czuła, kiedy jej dotykali, których głosy były słyszalne dla wszystkich obecnych, a nie rozbrzmiewały głucho jedynie w jej głowie. Rozmowa toczyła się gdzieś obok niej, a ona wciąż tkwiła nieporuszenie, czując jak jakieś przyjemne ciepło rodzi się w niej w środku i rośnie powoli, sprawiając, że niewielki do tej pory uśmiech, zaczął się poszerzać, coraz bardziej przypominając te na poły zapomniane, sprzed kilku miesięcy. Kiedy Eric w końcu zorientował się w sytuacji i puścił jej dłoń, zamrugała gwałtownie, przyciągając do siebie szybko rękę i kręcąc głową próbując w ten sposób niewerbalnie dać chłopakowi do zrozumienia, że nic się nie stało, nic sobie nie pomyślała i nie musi wcale się tym przejmować. On zresztą zajęty był już rozmową z dwiema pozostałymi dziewczynami o balu, na którym miała zamiar się pojawić, bo dostała na niego zaproszenie i wyobrażając sobie zdenerwowanie młodego kawalera, nie miała serca odmówić, nie miała serca sprawiać mu przykrości tylko dlatego, że czuła, że ta zabawa będzie dla niej bolesna, jak zawsze kiedy widziała gdzieś Hery'ego i Wandę razem, wspólnie, jako parę. Ją niejako na swoim miejscu, a raczej miejscu, do którego nie powinna rościć sobie żadnych pretensji, choć jej serce wciąż do niego tęskniło, wciąż za nim płakało. Pogrążona we własnych myślach wypadła całkowicie z toru rozmowy i nie komentowała nawet wtedy, kiedy kierowano w jej stronę spojrzenia czy pytania, dopiero kiedy Joe dotknęła jej ramienia i odciągnęła ją na bok, zorientowała się, że wciąż ktoś coś może od niej chcieć, o coś pytać. - Nidzie. – odpowiedziała rozkojarzonym nieco tonem, powoli powracając do rzeczywistości i orientując się, że to może wypadałoby trochę bardziej się wytłumaczyć. - Robię je sama. – dodała więc po chwili i jakby i to nie było dostatecznie precyzyjne dorzuciła – Na drutach |
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 30 Mar 2015, 22:14 | |
| Całą tą krótką, w gruncie rzeczy może i uroczą lecz dla Murph - nieznośnie irytującą - wymianę zdań Gryfonka przebrnęła z nieobecnym uśmiechem na twarzy. W głębi jej złotego serduszka, gdzieś tam na samym dnie doskonale wiedziała, że wyżywaniu swoich frustracji na Jolene oraz Eryku jest złe - tego się nie robi niewinnym ludziom. Bo i cóż w tym takiego, że Puchonka chciała układać jego tak idealnie zmierzwione włosy? Albo w tym, że rościła sobie prawa do dobierania koloru jego krawata? No i do tego, to trzepanie rzęsami. Chcąc nie chcąc, Murph wywróciła ironicznie oczami, czytelnie dając znać, że nie dla niej rozmowy o doborze fraków, butów, fryzurów oraz generalnie - balowego ubioru. Ona ubierze ulubioną czarną sukienkę, noszoną wcześniej na pogrzebie wuja Arnolda. Bo i kto jej zabroni? Nikt, właśnie na tym polegał problem. Nagle, dzięki pomocy dwójce uroczych znajomych Hathaway nagle uświadomiła sobie, że czuła się cholernie samotna. Zupełnie nieświadomie przegryzła w zakłopotaniu wargę, a jej myśli znowu pomknęły w stronę przenikliwego spojrzenia, coraz częściej prześladującego we wspomnieniach oraz tego cholernie pięknego uśmiechu. Ruda, gdzie Ty masz głowę? Oprzytomniała, częściowo wracając do Wielkiej Sali. I choć oczy już nie zyskały ponownie czujnych błysków to Murph spojrzała ponownie na Puchonkę. Jo mogła czuć się bezpieczna, przynajmniej na razie. O ile nie skrzywdzi Ercia, który zwrócił się do niej teraz zalewając potokiem słów. - Jasne, Henley już się nie tłumacz - odgarnęła niesforne włosy spadające na czoło. Spojrzała się w twarz przyjaciela i z nieco smutnym uśmiechem dodała - Cieszę się, że chociaż ty miałeś odwagę się... ośmielić - chciałaby, by zabrzmiało to jak najszczerzej, bo w końcu takie były jej intencje. Nie życzyła źle Ericowi, nawet gdyby miał zakochać się w Dunbar, albo jakiejkolwiek innej dziewczynie. Chciała, by był tego świadom, chciała... jego szczęście. Więc jakby na potwierdzenie poklepała go lekko po ramieniu, po czym zwróciła się do puchoniastej - Tylko proszę Cię, pilnuj go tam. On się tylko wydaje taki miły, grzeczny i niepozorny - puściła tamtej oko, chcąc nieco rozluźnić atmosferę, którą najwidoczniej zepsuła. Na szczęście, Eric dość szybko poprawił zarówno ją jak i jej humor. Z udawanej dezaprobaty przechodząc w kwaśny uśmiech by potem - już na dobre promieniejąc, Murphy nie mogła tak po prostu się nie roześmiać. - Och, to nie będziesz w niej chodzić cały dzień? - szybko podchwyciła temat. A jej oczy na nowo zabłysły, gdy odczytała bezgłośnie zaproponowaną kuchnię. Nie mogła się nie zgodzić, dlatego pokiwała wolno głową - No to co, dziewczyny?
11 słów na dużo, ale cii. |
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Wto 31 Mar 2015, 22:37 | |
| -Nie mów tak Joe – uśmiechnął się szeroko do puchonki - Nie ma co upadać na duchu, mogę dać Ci kilka dodatkowych lekcji, teraz gdy jestem w drużynie będzie o wiele łatwiej, wiesz - powiedział poruszając porozumiewawczo brwiami - Niedługo kupuję nową miotłę, będziemy zasuwać po boisku prawie legalnie – dodał głosem wypełnionym po brzegi entuzjazmem , a w wyobraźni Gryfona prawie natychmiast zaczęły formować się scenki w których to wspólnie z Joe śmigają na miotłach i podają między sobą kafla. Zaczął nawet trochę żałować, że nigdy nie trafią do jednej składu i kiedyś prawdopodobnie stanie oko w oko z Żółtym Błyskiem, Żółtą Furią. Strach pomyśleć, co by się stało z żebrami przeciwnikami, gdyby grała na pozycji pałkarza – albo raczej z żebrami wszystkich uczestników meczu, wliczając w to sędziego. Gdy w końcu puchonka zaczęła mówić o strojach i całej reszcie, pobladł nieco bo uświadomił sobie, że do spotkania oko w oko ze wspomnianą Żółtą Furią dojdzie wcześniej niż mógłby się spodziewać, ale cóż, faktem było jednak to, że Eric uwielbiał urocze talenty destrukcyjne dziewczyny i w ogóle szeroko pojętą swawolność i pogodę ducha – dlatego też to o niej pierwszej pomyślał gdy przeczytał ogłoszenie o balu. -Będę pamiętał…ale…uhmm… czekaj, to będą 4 godziny przed balem? Miałem nienajgorsze oceny z Matematyki jeszcze w mugolskiej szkole – odparł unosząc wzrok do góry jakby licząc na poczekaniu – Jak nic 4 godziny, Joe potrzebujemy aż tyle czasu? Tzn. Wiesz, nie to, że nie lubię spędzać z Tobą czasu, bo bardzo lubię no wiesz, tylko..eee…chociaż w sumie to się nie znam pewnie, skoro mówisz, że 4 godziny to 4 godziny, nie wnikam, ale pamiętaj o żelkach cytrynowych , jestem mężnym Gryfonem, nawet pamiętam wrześniową pieśń tiary o odwadze itd.…yyy…no tzn. fragmenty pieśni właściwie, ale chodzi o to, że się nie boję żeby nie było, te żelki to tak na wszelki wypadek tylko, wiesz – powiedział drapiąc się nerwowo po głowie, zwłaszcza, że jeszcze niedawno jak głupek trzymał dłoń Soleil. Eric miał nadzieję, że nie odczytała tego jakoś negatywnie - sądząc po jej reakcji pewnie nie, ale i tak chłopakowi było głupio, trzymanie czyjejś dłoni mimo jego woli nie należało do zbyt kulturalnych zachowań, zdziwił się nawet, że Gryfonka sama nie zabrała dłoni. -Wcale się nie tłumaczę...i co To w ogóle miało znaczyć? Jestem najgrzeczniejszym gryfonem pod słońcem - powiedział z "szarlatańskim"(powiedzmy) uśmiechem na twarzy. Chwilę potem, planując z Murhp jak i gdzie dostaną dziś szlaban, odparł na pytanie przyjaciółki: -No wiem, też chciałem w sumie, ale pomyślałem sobie, że jak Filch złapie mnie –chociaż nie żebym planował rzucić się w jego ramiona – w stroju Gryfonów, to oberwie się całej drużynie, a nie tylko mnie a później Potter wyrzuci mnie z drużyny i no byłoby to dość smutne…nie sądzisz? –powiedział całkiem rozsądnie Eric – Twój przyjaciel też czasem myśli kochanieńka – dodał stukając się delikatnie po skroni – Główka pracuje…ale… hmm… oby tylko skrzaciątka miały jakieś piwo…powinny mieć prawda? Nie no…nie mogą nie mieć, nie w takim dniu…– oznajmił marszcząc brwi i zaczął drapać się jednocześnie po podbródku – W ogóle Joe, jestem Ci jeszcze winny piwo za wygraną w…eee… no sama wiesz w czym – zawołał po czym nagle ściszył głos i rozejrzał się nerwowo, bo przypomniał sobie gdzie się właśnie znajdowali – A Ty Sol? Nie chcesz iść zarobić szlaban albo no ekhem… jakiś psikus od kochanego Irytunia z nową legendą drużyny Gryffindoru? – zapytał jasnowłosą dziewczynę z szerokim uśmiechem na twarzy- Będziesz miała o czym opowiadać wnukom – dodał nie wiedząc właściwie jak to możliwe, że zwraca się do dziewczyny aż tak swobodnie. [z/t] Ostatni raz przekroczyłem limit, przysięgam! |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Sro 01 Kwi 2015, 14:08 | |
| Uniosła brwi z uznaniem spoglądając w oczy Soleil. Robienie swetrów na drutach to rzadki talent. Joe miała niegdyś okazję posiąść tę umiejętność, jednakże wrodzona niecierpliwość i krnąbrność nie pozwalała jej wysiedzieć tak długo w jednym miejscu nad wełną. Otworzyła usta, aby pochwalić twór Gryfonki, gdy jej uwagę zwróciła Murphy. Uśmiechnęła się doń łagodnie. - Będę go pilnować jak oka w głowie. Jeśli sprawi problemy, będziesz wiedziała. - puściła jej oczko, ufając, że dziewczyna nie odbierze Jolene jako konkurencji czy rywalki o lwie serce Erica. Tak naprawdę Joe miała w sercu dużo miejsca i znalazłoby się tam miejsce dla Erica, jednakże nie chciała. Uwielbiała go, lecz Dwayne i Fhancis wzajemnie przepychali się już w jej głowie i pragnęła pozwolić sobie odpocząć. Nie zagrozi Ericowi w żaden sposób, a uczyni z niego perfekcyjny materiał na przyjaciela. Ma w sobie wszystkie niezbędne cechy do tego, aby stać się casanovą i przyjacielem. Tak uroczo się tłumaczył, plątał w słowach i plótł trzy po trzy. Joe słuchała go z szerokim uśmiechem, zaś jej oczy błyszczały z ekscytacji. - Trzymam cię za słowo! - powiedziała prędko, nie mogąc się doczekać prawie legalnych prób latania na miotle. To nie tak, że żebra przeciwników i własnej drużyny są w niebezpieczeństwie! Gdyby Joe poznała co o niej Eric wymyśla, jak nic uciekałby przed nią wokół Hogwartu. To, że nie miała wydobytego z siebie talentu sportowego nie oznaczało, że go nie ma. Może i miał rację, że na miotle stanowiła niebezpieczeństwo dla siebie i dla otoczenia, ale warto jej pozazdrościć uporu. Nie będzie pisane jej dołączyć do Żółtych aczkolwiek próbować może aż w końcu być może kiedyś w przyszłości, czyli w ciągu dwóch lat, Henry się nad nią ulituje i ją przyjmie. Nigdy się tak nie stanie aczkolwiek nie wolno się ot tak poddawać! - Będę mieć żelki cytrynowe, obiecuję. To tylko cztery godziny, nie panikuj. Chciałam wziąć ciebie na zakupy, ale miłosiernie kupię tobie krawat na bal. Nie zakładaj go, przyniosę go w piątek. - wywróciła oczyma, uśmiechając się pogodnie. Przy wzmiance "jestem najgrzeczniejszym gryfonem" Joe spojrzała porozumiewawczo na Murphy i zachichotała tajemniczo. Wedle szkolnych stereotypów Gryfoni nie byli tacy znowuż grzeczni i krystaliczni! Wszystko się okaże w trakcie balu. - Nie wiem czy mają piwo, ale jak coś, umiem zrobić pyszne kakao z mlekiem, laską cynamonu i bitą śmietaną. Mama mnie uczyła. - zaoferowała się, postanawiając zaryzykować i iść świętować z nimi. Murphy być może wtedy zauważy, że Joe nie stanowi zagrożenia dla lwich serc. Dla żadnych, wszak prywatnie nie powodziło jej się i nie było widać na horyzoncie poprawy tej sytuacji. - Dobrze, to chodźmy. Mam godzinę, bo umówiłam się z Meredith na zakupy. - ujęła Soleil pod łokieć niewerbalnie dając jej znać, że powinna iść z nimi i się rozerwać. Być może wstąpią po drodze do skrzydła szpitalnego (Joe poczeka na czatach piętro niżej), aby opatrzyć jej dłoń i spędzą mile popołudnie? Taki beztroski czas był bardzo potrzebny, szczególnie gdy ucichły echa po Mrocznym Znaku.
[z tematu - jeśli limit przekroczyłam, przepraszam!] |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 29 Cze 2015, 17:27 | |
| Ciche echo odbijających się obcasów o posadzkę zaniknęło w ogólnym gwarze panującym w Wielkiej Sali. Nie wyróżniwszy się z tłumu, bez pośpiechu manewrowała między przepoconymi ciałami troglodytów ku stołowi Ravenclawu. Usiadła w połowie na ławce; na jej widok dwoje trzecioklasistów podniosło się i czmychnęło na drugi kraniec stołu. Yumi skwitowała to cichym westchnięciem. Pogłoski na temat jej ostatnich czynów rozeszły się echem po szkole. W ciągu ostatnich dwóch dni ukarała bodajże siedmioro osób i nie przymykała oko na nic, nie brała pod uwagę nawet barwy krawatu. Ze znużeniem odsyłała do pana Filcha, mając nadzieję, że za którymś razem dokuczenie młodszym od siebie przyniesie jej odcień satysfakcji. Nic, całkowicie puste nic. Pomiędzy dłońmi zmaterializowało się porcelanowe nakrycie tak samo jak świeże, smakowicie pachnące jedzenie. Japonka założyła nogę na nogę, biorąc jednocześnie do ręki pismo Proroka Codziennego leżącego nieopodal. Imbir nalał do kielicha herbaty, cukiernica posłodziła napój. Dziewczyna zaczarowała łyżkę tak, aby sama mieszała płyn. Wokół niej roztoczył się znajomy, zapomniany zapach malin - pamięć skrzatów była imponująca. Były w stanie zapamiętać przy którym miejscu ma pojawić się ulubione danie tysiąca uczniów. Herbata malinowa delikatnie przysuwała na pierwszy plan przeszłość. Przełożyła na talerz dwie małe kanapki i ugryzła jedną z grymasem na buzi. Żuła i dostarczała do organizmu niezbędne witaminy, aby utrzymać zdrowie w jak najlepszej jakości. Yumi nawet nie zauważyła, gdy jej towarzyskość legła w gruzach. Niegdyś otaczał ją wianek koleżanek; chichotały przy stole, wymieniając się plotkami czy też wynikami testów. Od pewnego czasu Yumi zawsze siedziała sama. Czasami dołączała do niej Skai bądź Aria, jednakże nawet z nimi nie rozmawiała tak, jak dawniej. Nie przeszkadzała jej samotność. Beznamiętnie czytała wers za wersem, nie reagując w żaden sposób na wieść o kolejnym zaginięciu rodziny mugoli, jak i czystokrwistych. Przypadkowo znalazła za to mały artykuł poświęcony świętemu Mungowi. Tytuł huczał- Coraz większa liczba zgonów na oddziale zakaźnym - renoma szpitala spada?. Poniżej widniały wymienione nazwiska denatów i o Merlinie, ktoś upośledzony umysłowo zamieścił tam nazwisko jej ojca. Yumi odłożyła kanapkę na talerz i wygrzebała z torebki różdżkę z czerwonego dębu. Jej kraniec przyłożyła do nazwiska i wyszeptała ciche zaklęcie. Artykuł o świętym Mungu szybko spłonął. Gazeta ziała zaś dziurą. Dziewczyna zerknęła na różdżkę z roztargnieniem. Przynajmniej raz jej posłuchała. Od pewnego czasu wykonanie najprostszego zaklęcia sprawiało jej trudność. Różdżka buntowała się i syczała ilekroć Yumi próbowała jej użyć. Odsunęła ją na bok i przerzuciła stronicę, wracając do przeżuwania kanapki i popijania malinowej herbaty. Nudne popołudnie ciągnęło się dzisiaj w nieskończoność. |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 29 Cze 2015, 18:19 | |
| Nozdrza Rosalie, która akurat przeżuwała kolejny kawałek jej ulubionego ciasta czekoladowego, uderzył silny zapach palonego papieru. Odrobinę ją to zirytowało; od zawsze nie znosiła, kiedy pierwszoroczniaki kombinowali z zaklęciami użytkowymi akurat w czasie posiłku, i to przy stołach. Przełknęła spokojnie przeżutą masę, będącą jeszcze chwilę temu puszystym ciastem i zakładając pasmo blond włosów za ucho obróciła się, by soczyście opieprzyć osobę tak bezczelnie obrzydzającą Ślizgonce jedzenie szkolnych przysmaków, żałując przy okazji, że nie posiada odznaki prefekta i nie może wysłać nikogo w diabły, czytaj: do Filcha. Uniosła brwi w zdziwieniu, kiedy zauważyła siedzącą przy przypalonej gazecie Yumi, krukońską narzeczoną Amycusa z piątej klasy. Z tego, co widziała wcześniej, dziewczyna otaczała się od zawsze wianuszkiem przyjaciół i rzadko można było spotkać ją siedzącą samotnie. Może i by nie zwróciła na to szczególnej uwagi, gdyby nie fakt, że była prefektem i ciężko było jej nie znać; dodatkowo związana była z Carrowem, co dla Rose było kolejną zagadką – przyglądając się dziewczynie bliżej nie zauważyła podobieństwa między nimi. Nie wchodziła za bardzo w temat, bo pewnie sami oni na zaręczyny nie mieli za dużego wpływu, niemniej jednak Rabe ukłuła nuta zaciekawienia. Lewitująca filiżanka z różaną herbatą podążyła za nią, kiedy ta bez zaproszenia przysiadła się do młodszej Krukonki, wymuszając na ustach coś na kształt krzywego uśmiechu. -Cześć – rzuciła beztrosko, z fałszywą, aczkolwiek ledwie wyczuwalną sympatią w głosie. Nie bardzo wiedziała co powinna powiedzieć, w końcu była ostatnią osobą chętną do nawiązywania znajomości z własnej inicjatywy. Jednak postawa Yumi, zmiana, która zaszła w jej osobie nie pozwalała przejść Ślizgonce obok niej obojętnie. Zastukała długimi, zabarwionymi na czarno paznokciami w blat stołu i sięgnęła po kruche ciastko leżące w półmisku nieopodal. – znasz mnie lub nie, w każdym razie jestem Rosalie – nie patrzyła nawet na ciemnowłosą wypowiadając te słowa. Yumi mogła nawet pomyśleć, że dziewczyna mówi do siebie, aż do momentu, w którym lazurowe tęczówki interesownej panny Rabe wwierciły się nachalnym spojrzeniem w jej ciemne oczy, wysyłając doń nieco niepokojące ogniki – coś się stało, że siedzisz taka struta? Poszerzyła odrobinę przyklejony do twarzy uśmiech i wpakowała obracane w palcach ciastko do buzi, popijając je zaraz przyjemnie ciepłą, różaną herbatą. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 29 Cze 2015, 19:15 | |
| Nie brała nawet pod uwagę potencjalnego zainteresowania wywołanego spaleniem kartki papieru. Nie było to coś, czym by się specjalnie przejęła, a więc dalej tkwiła w zimnej obojętności i nie reagowała ani na wzmożony gwar w Wielkiej Sali ani na pojawienie się silnie pachnących smakołyków. Ze znudzoną miną czytała wers za wersem, zajmując umysł czytaniem i przyswajaniem aktualnej wiedzy politycznej. Tak trudno przychodziło jej zająć się czymś całkowicie. Yumi po cichu tęskniła za dawną umiejętnością czerpania przyjemności z błahych rzeczy. Straciła to i musiała przesłaniać tę pustkę nową, nawet najmniejszą i mało ciekawą wiedzą. Z lekkim opóźnieniem oderwała wzrok od gazety i tańczących na niej zdjęć, aby zawiesić ciemne oczy na jasnowłosej Ślizgonce, której nie było tutaj pięć sekund temu. Pomimo narzeczeństwa Yumi nie pchała się drzwiami i oknami do Slytherinu. Nie potrzebowała znajomości i przyjaźni w domu swego narzeczonego pomimo, że Amycus dał jej do zrozumienia, że byłoby to naturalne, gdyby się z kimś zaprzyjaźniła. Bawił ją, wszak sam nie potrafił zawrzeć poprawnie pozytywnej relacji z prawie żadnym Krukonem. Stwierdzając, że konwersacja z Rosalie będzie ciekawsza od czytania artykułu na temat rodzaju świec, złożyła gazetę na pół, pozwalając jej po prostu opaść w tył. Jakikolwiek powód kierował dziewczyną do nawiązania z nią kontaktu, Yumi na to przystała, bo co miała wszak do stracenia? - Yumi Mizuno. - z przyjemnością wypowiedziała nowe nazwisko. Wymsknęło się spomiędzy jej ust lekko i swobodnie, jakby nosiła je całe życie. Zauważyła zaciekawienie Rosalie, choć nie potrafiła stwierdzić kiedy i gdzie ono się narodziło. Nie zwracała uwagi na uśmiech, ani też nie kłopotała się z tym, aby go odwzajemnić. - Znudzona. - poprawiła ją i jednocześnie odpowiedziała co też się stało. Problem w tym, że nic. Marazm i pustka wsiąkła w skórę Yumi i zakorzeniła się głęboko aż do kości. - Potrzebujesz czegoś, Rosalie? - zapytała uprzejmie, będąc pewną, że Ślizgonka za chwilę znudzi się i wróci do swojego stolika. Zawsze tak było i Yumi zdążyła do tego przywyknąć. Chwyciła w dwa palce nóżkę kielicha i zamoczyła usta w malinowej herbacie, rozgrzewając w niej blade wargi. |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 29 Cze 2015, 21:02 | |
| Lewa brew blondynki powędrowała nieco ku górze, chociaż ciężko było to zauważyć przez opadające na czoło włosy, kiedy Yumi przedstawiła się swoim pełnym nazwiskiem. Rose mogłaby przysiąc, że nie tak brzmiało, ale nie zadawała zbędnych pytań. Jeszcze nie teraz. Ta wydawała się być wycofana, przybierając maskę obojętności na naturalnie zaróżowione policzki; w gruncie rzeczy już po tym krótkim przywitaniu można było stwierdzić, że łatwo nie będzie, a co tylko wzmagało nielogiczną chęć przełamania bariery. -Ach, to jest nas dwie – przyznała, przełykając głośno łyk parzącego jeszcze odrobinę gardło napoju. – ja też nudzę się niesamowicie w tej szkole, raczej nie idzie im za dobrze dostarczanie nam choćby odrobinę rozrywki – wzruszyła ramionami i widząc, że dziewczyna nawet nie reaguje na jej wymuszony uśmiech ściągnęła go z twarzy, łapiąc w chude rączki kolejne ciastka. Będąc takim łasuchem aż dziwne, że nie potrafiła przytyć ani grama. – chociaż, gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy, to wszystko, co mogłoby mnie jakkolwiek zabawić jest nielegalne – zaśmiała się płytko, chcąc zabarwić swoją wypowiedź beztroskim tonem. Nie mogła zapominać, że Mizuno jest prefektem, poza tym obcą osobą, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że jej dziwne zamiłowania były tematem niejednej szkolnej plotkary. Zadziwiające, jak wieści potrafią się szybko rozchodzić w tym zamku! Uprzejmy, ale zarazem protekcjonalny ton Krukonki odrobinę zirytował Rosalie, która słysząc pytanie na moment zaprzestała przeżuwania maślanego ciastka. Posłała jej krótkie spojrzenie, bardziej kontrolne niż karcące, i krótkim machnięciem różdżki przechyliła pozłacany dzbanek, by dolać sobie herbaty. Kolejne kosteczki cukru obiły się o porcelanę filiżanki, by następnie rozpuścić w gorącym napoju i dokończyć finalne dzieło zdalne do wypicia. -Herbaty? Różana, prosto od mojej babci – spytała, a dzbanek jakby oczekująco przeniósł się ku pustej filiżance leżącej najbliżej Yumi – jest przepyszna. – zignorowała jej pytanie, odkładając naznaczoną czerwoną szminką porcelanę na podstawkę – W każdym razie, nie będę owijać w bawełnę. Ostatnimi czasy trochę rozmawiałam z Amycusem i, mam nadzieję oczywiście, że to zostanie między nami – zerknęła na nią pytająco nie czekając nawet na potwierdzenie – powiedział mi trochę o tobie, nic wielkiego oczywiście, ale pomyślałam, że mogłybyśmy się trochę lepiej poznać. Nie myśl sobie, że to on mnie poprosił o zaprzyjaźnienie się z tobą czy kontrolę, co to, to nie. Ale skoro nudzimy się obie… - zarzuciła swoje blond loki na plecy i uśmiechnęła szeroko, nie naruszając przy tym i tak marnych zasobów uroku osobistego. Kłamstwo czasami było kluczem do sukcesu, a liczyły się efekty. Nie środki. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 29 Cze 2015, 21:54 | |
| Przyjrzała się uważniej licom Rosalie. Twierdziwszy, że w szkole brakuje wrażeń musiała przespać ostatnie miesiące. Odwiedzili ich dementorzy, krwiożerczy aurorzy, Filch dostał szału większego niż dotychczas... jednakże po dłuższym przemyśleniu Rose miała rację. Mury Hogwartu dusiły. Yumi nie czuła, że żyje. Czuła się martwa od środka wykonując nałożone na barki obowiązki prefekta i nic nie było w stanie wytrącić ją ze śmiertelnie niebezpiecznego marazmu. Zdecydowanie wolała poddać się dementorom niźli tkwić w tym stanie. W stanie pół życia. Słuchała jednym uchem przejawu solidarności jajników. Z pewnym zaskoczeniem odliczyła piątą minutę jak Rosalie wciąż przy niej siedzi. Yumi zdążyła przywyknąć do szybkiej ewakuacji zaraz po tym, gdy rozmówca nie doczekiwał się wystarczająco silnego entuzjazmu czy zainteresowania z jej strony. Dopiła swoją herbatę i podsunęła kielich do czajniczka, zgadzając się spróbować innego smaku. Maliny przestały być tak słodkie jak kiedyś. Odgarnęła knykciem zbłąkane pasmo włosów z czoła, zakładając je za ucho przyozdobione srebrnym kolczykiem w kształcie pół księżyca. Wyprostowała kręgosłup, gdy padło imię narzeczonego. Na ten dźwięk usta Yumi wykrzywił widoczny grymas. Od paru dni marzyła o zapleceniu wokół jego szyi zimnych palców, o utopieniu go w łyżce wody i nakarmieniu nim bazyliszka, jeśli takowego by gdzieś znalazła pod ręką. Amycus najpierw ją zabił, a potem wyjechał, zostawiając ją samą w czasie procesu wewnętrznego rozkładu. W czasie jego nieobecności Yumi przestawiała się z odmiany miłości doń żywionej na lodowatą obojętność i wyrafinowany chłód. Wszystek te uczucia były przez chwilę widoczne na buzi Yu, lecz szybko zniknęły nim zdążyły zapaść głęboko w pamięć. - On nie ma nic do powiedzenia. - wycedziła, ucinając temat zanim na dobre się rozpoczął. Japonka udała, że nie słyszała tej części wypowiedzi. Uniosła kielich ponownie do ust, napotykając tam różany, specyficzny smak. Faktycznie, był przepyszny. Oblizała wargi i oparła się łokciami o stół, nachylając się nieznacznie ku Rosalie i była to oznaka większego zainteresowania. Nie owijanie w bawełnę Yumi ceniła sobie najbardziej. Co prawda niekoniecznie przemawiał do niej związek frazeologiczny: zaprzyjaźnić się, jednak ciekawiły ją powody zainteresowania Rose. Z drugiej strony, co jej szkodzi? Rose mogła stanowić obietnicę ożywienia się w jakikolwiek sposób. - Co proponujesz? - miała przy tym otwarty umysł. W ciemnych, lekko skośnych oczach błysnęła ciekawość i oferta zatuszowania tego i tamtego, jeśli zajdzie taka potrzeba. Wyjść i zrobić coś nielegalnego... nie brzmiało to tragicznie. Odznakę prefekta otrzymała Merberetówna, której już nie było, a więc Mizuno mogła sobie z tego skorzystać, jeśli przyjdzie na to ochota. Na dowód, że jednak Yumi jest w miarę normalna, sięgnęła po ciastko leżące na talerzyku przy Ślizgonce. |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Pon 29 Cze 2015, 23:06 | |
| Również oparła głowę na łokciu, uśmiechając się przy tym z nieskrywanym politowaniem. Może nie tym z gatunku nieprzyjemnych, wywyższających się, ale jednak; pobieżnie prześlizgnęła wzrokiem po zgromadzonych nielicznie jak na podwieczorek uczniach, by upewnić się, że nikt ich nie podsłuchuje. Tak jak podejrzewała, nawet najbardziej wścibscy nie zwracali na nie uwagi, zajęci zajadaniem się słodkościami, popijaniem średniej herbaty oraz opowiadaniem najciekawszych i najbzdurniejszych plotek bieżącego tygodnia. Westchnęła z nieskrywanym niezadowoleniem na widok co poniektórych jednostek wysoce nieprzypadających Rosalie do gustu i wróciła do Yumi, widocznie niezadowolonej ze wspomnienia o Amycusie. Kolejny temat, który niemało ją interesował; blondynka ucieszyła się z grymasu, przynajmniej jest pewna, że Carrow nie dowie się o jej małym kłamstwie. Nie, żeby jakoś szczególnie ją to obchodziło. -Mogę zaproponować wiele, o ile tylko jesteś zainteresowana – nie przerywała kontaktu wzrokowego nawet na sekundę, pozwalając Mizuno dokładnie prześledzić błyski czające się w jej oczach. – ale to oczywiście wszystko w swoim czasie. Potrzebuję tylko twojej chęci, a niebawem możesz wypatrywać sowy ode mnie, postaram się nie zawieść. – puściła jej oczko, nie chcąc burzyć niejakiej aury tajemniczości. Wystawanie wszystkiego na tacę nie było w stylu Rosalie; jeżeli Yumi zechce- super, ale siłą czy błaganiem przekonywać jej nie będzie. Aż tak Ślizgonce nie zależało na krukońskiej zabawce by uniżać się do tego typu rzeczy. Dopiła resztki herbaty, jakie znajdowały się w dzbanku i odesłała go z powrotem do kuchni, by skrzaty mogły jak najszybciej zająć się domyciem go i odstawieniem do ślizgońskiego dormitorium. Chociaż podejrzewała, że wcale nie przepadają za wędrówkami do pomieszczeń zajmowanych przez wychowanków Domu Węża. -To jak będzie? |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Wto 30 Cze 2015, 20:48 | |
| Gwar w Wielkiej Sali na zawsze pozostanie gwarem. Japonka nie wracała uwagi na otoczenie oraz otoczenie nie zwracało uwagi na nią - taka harmonia jak najbardziej jej odpowiadała. Najgorsze w tym wszystkim była autentyczność obojętności wobec rzeszy uczniów, do których niegdyś przysiadała się z własnych, prawdziwych chęci. Tymczasem leniwie wodziła wzrokiem po najbliżej siedzących buziach, nie siląc się nawet do przypisywania facjatom imion. Przywołana natarczywym spojrzeniem Rose, skrzyżowała z nią wzrok i z ostrożnym zainteresowaniem czytała z lazurowych oczu treść tajemniczych błysków. Super, Rose naprawdę chciała zaangażować Yumi w coś nie do końca nielegalnego i co gorsza, Yumi nie miała nic przeciwko temu. Nie sądziła jak szybko marazm zacznie się jej dłużyć. Chodziła po korytarzach znudzona i prawie senna, a więc przyda się jej rozerwanie, zajęcie umysłu i rąk czymś, co bawi Rose. Skinęła powoli głową akceptując obrót sprawy. Kontakt poprzez sowę wydawał się sensowny niźli odszukiwanie na korytarzach. Rose potrafiła zaciekawić rozmówcę i bez większych obietnic zachęcić do wzięcia udziału w ciemno w tajemniczym przedsięwzięciu. Yumi domyślała się, że jej odznaka przemawia tutaj na korzyść do wszelakich planów - posiadanie prefekta po swojej stronie znacznie ułatwiało życie w Hogwarcie. W tym przypadku panna Mizuno również nie miała nic przeciwko. Wyciągnęła dłoń do Ślizgonki. - Z przyjemnością poznam twoje plany. Nie wahaj się, Rose. - posłała jej blady średnio wesoły uśmiech. Było to lekkie rozciągnięcie kącików ust i nic poza tym nie zadziało się na jej buzi. - To - postukała bezszelestnie palcem wskazującym w czystą odznakę - znacznie uprzyjemni realizację twoich pomysłów, jeśli rzeczywiście okażą się wyjątkowe. - nie wykluczała żadnego scenariusza. Po uściśnięciu dłoni Rose, powróciła do talerzyka. Ciasteczko rozgniotła na pół, a następnie na parę części, zostawiając na porcelanie okruszki. Sięgnęła po kielich i zamoczyła w herbacie usta, nie pijąc napoju haustami. Oparła brodę o rękę i wydawała się przy tym bardziej rozluźniona niż parę minut temu. Zapomniała o wypalonej dziurze Proroka Codziennego jak i zabitej treści. |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] Wto 30 Cze 2015, 21:14 | |
| Uśmiechnęła się z satysfakcją, kiedy po dłuższej chwili Mizuno wyciągnęła dłoń w jej stronę. Uścisnęła ją, oczywiście, mocniejszym uściskiem niż wymagała tego sytuacja, pozostawiając na skórze Azjatki ulotne wspomnienie przyjemnego, delikatnego dotyku. Wygładziła następnie szatę, strzepując z niej pozostałe okruszki po pysznych, maślanych ciastkach. -Twoja odznaka ładnie błyszczy, ale sądzę, że nie przyda nam się na zbyt wiele – stwierdziła beznamiętnym tonem, wracając do swojego typowego zachowania. Dogadały się, cel osiągnięty, nie widziała więc potrzeby przesadzania z sympatią. Westchnęła przeciągle, ostatni raz skierowując spojrzenie na młodszą Krukonkę. – no chyba, że nas złapią. Ale tego nie chcemy. Jeżeli ta twoja błyskotka pomoże nam uniknąć szlabanu u Filcha, to dobrze. Wstała od stołu, na odchodne jeszcze krótkim uściskiem uraczając jej chude ramię. -Do usłyszenia. – pożegnała się półgłosem, patrząc gdzieś przed siebie, i zniknęła za chwilę w zagęszczającym się z minuty na minutę tłumie uczniów.
zt. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Uczta [możliwa bilokacja] | |
| |
| | | | Uczta [możliwa bilokacja] | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |