|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: ul. Morska 1 Sob 10 Paź 2015, 00:57 | |
| Dom z zewnątrz, dla osób niewtajemniczonych, nie jest nawet widoczny - jedynie osoby, które otrzymały list od Muireann są w stanie dostrzec budynek na pustej ulicy, na samym końcu Hogsmeade. Z zewnątrz nie dochodzą żadne dźwięki dzięki rzuconemu na mury zaklęciu. Środek urządzony jest w klasycznym stylu, z wieloma pozłacanymi elementami. Większa część to duża, pusta przestrzeń, tylko gdzieniegdzie ustawione są wygodne fotele czy stoliki do kawy. W powietrzu unosi się specyficzny zapach, przywodzący na myśl stare drewno i kwitnące kwiaty. Okna zasłonięte są grubymi kotarami, a jedynym źródłem światła są ogromne żyrandole. |
| | | Audrey Faulkner
| Temat: Re: ul. Morska 1 Sob 10 Paź 2015, 22:39 | |
| Nie byłaby sobą, gdyby nie spróbowała. Jej kandydatura nie była może najlepszą z najlepszych, ale samo to, że choćby rozważała związanie swej przyszłości z Ministerstwem sprawiało, że nie mogła tak po prostu przejść obok ogłoszenia obojętnie. Każdemu przyda się odrobina więcej nauki, nie? Praktyka czyni mistrza i tak dalej. Ojciec - ten adopcyjny, wiadomo - wpajał jej to za każdym razem, gdy coś jej nie wychodziło, gdy poddawała się frustracji, gdy bliska była rzucenia różdżki w kąt i wrócenia na ulicę. I wiecie co? Poskutkowało. Faulkner naprawdę nauczyła się walczyć o sukcesy. Tym razem, jak się okazało, walka była prosta. To znaczy, wiadomo, to tylko wstępne kwalifikacje, nic szczególnego. Swego miejsca na kursie na pewno będzie musiała bronić jak lwica, bo w końcu do tego wszystko się dziś sprowadzało. Dostanie się to jedno, utrzymanie zaś - coś zupełnie innego. Kły i pazury będą w użyciu, nie ma co do tego wątpliwości. Ale to, że znalazła się na liście wybranych, było motywacją. Naprawdę wielką motywacją, dzięki której znalazła siły do walki. A Merlin jeden wiedział, że po ostatniej wizycie w Mungu naprawdę tych sił potrzebowała. Stała więc teraz na progu wskazanego domu i... Nie wiedziała, co dalej. Jasne, trzeba było wejść do środka. Nim jednak to uczyniła, trzy razy sprawdziła adres. Z listem przed nosem porównywała podaną tam lokalizację z tym, co widniało na murze budynku. Zgadzało się? Zgadzało. Trzykrotna weryfikacja nie mogła tego zmienić. Mimo tego Faulkner wciąż stała na ulicy. Wprawdzie już o krok, dwa, trzy bliżej niż wcześniej, ale nadal na bruku, z dala od progu. Wahała się. To nie tak, że zamierzała się rozmyślić. Po takiej radości i satysfakcji, jakiej sprawiło jej otrzymanie krótkiej notki spisanej dłonią pani Muireann nie mogłaby po prostu stwierdzić: nie, jednak mnie to nie interesuje. Oczywiście, że interesowało. Oczywiście, że chciała wziąć w naukach udział, że chciała się szkolić. Obok quidditcha zaklęcia były tym, co podbiło serce Audrey. Audrey wychowanej wśród mugoli. Audrey, dla której odkrycie magii było istnym kosmosem, przetasowaniem życia. Ten mały sukces skłaniał jednak do namysłu. Do tego, co w zasadzie chciała zrobić ze swoją przyszłością. Brzmi patetycznie, nazbyt wzniośle? Oczywiście, że tak. A jednak właśnie to zajmowało teraz Holenderkę. Kolejne lata, które spędzić miała... No właśnie, jak? Na miotle. Na pewno by mogła, nawet teraz, z obecnymi dolegliwościami. To na pewno da się zwalczyć, da się żyć, prawda? Z drugiej strony, wciąż pozostawało Ministerstwo. Wizengamot. Adwokacka toga. Albo może odznaka aurorska? I niezdecydowanie, bo Audrey zdecydować nie umiała. W końcu westchnęła cicho i pokonała ostatnie dzielące ją od progu domu metry. Podobne rozważania to nonsens, przynajmniej teraz. Miała jeszcze czas. Jeszcze trochę czasu, by uświadomić sobie, co tak naprawdę jest dla niej ważne. Bo może wszystko. A może nic. Może. Zapukała cicho, po krótkiej chwili nacisnęła też klamkę i ostrożnie weszła do środka. No. To tyle. Ostatni dowód na to, że Holenderka wycofać się i tchórzliwie uciec nie miała zamiaru. - Dobry wieczór? - zawołała cicho, rozglądając się. Było tak... Pięknie. Spokojnie. I pusto. Czyżby była pierwszą? |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: ul. Morska 1 Wto 13 Paź 2015, 16:18 | |
| *ja to później edytuję, słowo, ale niech mnie ktoś powie do kiedy jest termin? XD* |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: ul. Morska 1 Sro 14 Paź 2015, 15:36 | |
| Zgłoszenie się na zajęcia rzekomo prowadzone przez Ministerstwo Magii okazało się być strzałem w dziesiątkę - po odczytaniu listu i jego nadawcy Rosalie nie miała żadnych wątpliwości, że te dodatkowe lekcje kryją za sobą coś więcej. Athenę zdążyła poznać w czasie trwania wakacji, kiedy spędzała czas z Bellą - mimo, że kobieta szczególnie nie przepadała za Muireann, Rose nie miała żadnego powodu, by podzielać tę niechęć. Zdążyła w końcu zauważyć, że obsesja pani Lestrange na punkcie Czarnego Pana jest wyjątkowo silna, a zazdrość towarzysząca niezwykle toksyczna. Zgarniając więc list do kieszeni grubego płaszcza i upewniając się, że różdżka znajduje się na swoim miejscu ruszyła do Hogsmeade, odpowiednio wcześnie, by zdążyć kilka minut przed czasem. Co prawda w wiadomości Śmierciożerczyni oczekiwała, że zjawi się w towarzystwie AL, ale jako, że mogła się tylko domyślać kto mógłby to być, ominęła ten punkt i postanowiła zdać się na siebie. Szczerze wątpiła, że zrobi to kobiecie jakąkolwiek różnicę. Szła szybkim krokiem, raz po raz wyciągając ręce z kieszeni i dmuchając w nie ciepłym powietrzem; nienawidziła zimna, a przecież przed nią kilka miesięcy wielkiego mrozu, o ile nie chlapy i syfu. Sama nie potrafiła zdecydować co byłoby gorsze. Przed wyznaczonym miejscem spotkania zjawiła się dwadzieścia minut przed czasem. Podreptała chwilę przed drzwiami, rozglądając się dookoła czy przypadkiem nikogo nie ma na horyzoncie - uliczka ta jednak była na szarym końcu miasteczka, toteż oprócz niej na placu nie znalazła żywej duszy. Ściągając z blond loków oprószony kilkoma płatkami śniegu kaptur weszła do budynku, starannie zamykając za sobą drewniane, skrzypiące drzwi i udała się głębiej między nie taki znowu mrok. Blisko od wejścia znajdowała się wielka sala, do której intuicyjnie poprowadziły ją kroki. W środku, oprócz olbrzymiej przestrzeni, znajdowała się tylko jedna dziewczyna, blondynka, a Rose za nic nie mogła sobie przypomnieć, czy uczęszcza do Hogwartu i jeśli tak, to do jakiego domu. Miała do wyboru albo Hufflepuff, albo Gryffindor, albo Ravenclaw - i tylko w wypadku tego ostatniego wypadało jej się przywitać. Odgarnęła włosy do tyłu, rozpinając guziki płaszcza i podeszła bliżej, z niewzruszoną miną podając dziewczynie prawą dłoń. - Rosalie Rabe ze Slytherinu - kąciki jej ust uniosły się nieco ku górze, dekorując białą twarz Ślizgonki wyjątkowo bladym uśmiechem. Wątpiła, by Athena wybrała do grupy osoby pochodzące z nieczarodziejskich domów, z prostego powodu oczywiście - zdaje się, że będziemy razem uczęszczać na zajęcia. |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: ul. Morska 1 Sro 14 Paź 2015, 23:35 | |
| Aria ostatnimi czasy niezbyt chętnie pokazywała się na zajęciach, ale tylko one pozostawały pewną częścią normalności. Do tej pory nie zdarzyło jej się pożałować podjętej decyzji, więc otrzymawszy list od niejakiej pani Muireann, bez zawahania postanowiła sprawdzić, czy i tym razem uda jej się podszkolić. W końcu co mogło pójść nie tak, skoro zajęcia zostały przygotowane przez Ministerstwo Magii? Czasy się zmieniały, co odczuwali wszyscy wokół, a ona nie miała zamiaru siedzieć bezczynnie i czekać. Nieraz musiała się przekonać, że była jedynym stałym elementem w swoim życiu, a inni tylko przychodzili i odchodzili, dając coś od siebie, jednocześnie odbierając kilka cząstek jej samej. Musiała mieć czym się dzielić, by nie stać się jedną z tych bezużytecznych, biernych bohaterek czytanych niegdyś przez nią książek. By nie zatrzymać się w miejscu, trzeba było nieustannie brnąć naprzód. Robiło się coraz zimniej. Coraz krótsze dni nie dawały złudzeń, zima zbliżała się dużymi krokami. Aria miała nadzieję, że w tym roku będzie dużo śniegu – uwielbiała nadchodzącą porę roku, o ile nie kończyło się na rozmokłym podłożu i nieustannym deszczu. Chociaż aura mogłaby stać się bardziej magiczna, nie odzwierciedlać ponurego nastroju. Nie chciała się spóźnić na pierwsze zajęcia, dlatego też postanowiła wyjść odpowiednio wcześnie. Ubrana w ciepłą kurtkę, owinęła wokół szyi szalik, wtulając się w niego. Mogłoby się zdawać, że zimno nie przeszkadzało jej w takim stopniu, w jakim dokuczało koleżankom. Była do niego przyzwyczajona, choć nigdy nie gardziła opatuleniem się w cieplejsze rzeczy. Chłodne dni najchętniej spędzała przed kominkiem, otulona kocem i popijając kakao w dobrym towarzystwie milczących przyjaciół, bądź ciekawej książki. Niestety od dawna nie widziała się ze Skai, Yumi przepadła, a wraz z nimi odeszła również chęć na dotychczasowe czynności, które były tylko… ich. Wspólne. Zmiany nigdy nie były proste, lecz nigdy wcześniej nie sądziła, że będą tak ciężkie i bolesne. Krukonka nie spotkała nikogo na swojej drodze, z kim chciałaby wdawać się w głębsze dyskusje. Przemykała bezszelestnie, niczym cień, jak zawsze to robiła – niezauważana przez większość społeczeństwa. List, który miała ze sobą zabrać, bezpiecznie spoczywał w jednej z kieszeni, tak samo jak ukryta pod kurtką różdżka. Udała się pod wyznaczony adres, przez chwilę stojąc w milczeniu przed wejściem do budynku. Aria po raz ostatni się odwróciła, by spojrzeć za siebie, po czym weszła do środka. Nie spodziewała się tego, że będzie pierwsza i ucieszyła się na widok dziewczyn, choć mogła kojarzyć je tylko z widzenia. Podeszła do nich, tylko pobieżnie rozglądając się po pomieszczeniu. - Cześć – rzuciła niepewnie, uśmiechając się blado. Dopiero musiała przyzwyczaić się do nowej sytuacji. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: ul. Morska 1 Czw 15 Paź 2015, 18:00 | |
| W natłoku spraw i zajęć, w codziennej symfonii najbardziej trywialnych z problemów, łatwo było oderwać myśli od większej katastrofy, majaczącej gdzieś na skraju czarodziejskiego świata; gotowej, by wyciągnąć szpony i rozerwać na strzępy wszystko to, co magiczne społeczeństwo oswoiło, znało i kochało. Łatwo – o ile nie było się w epicentrum tego zamieszania. O ile nie stanowiło się elementu układanki, której ukończenie doprowadzić miało do społecznej rewolucji, której ukończenie zdawało się chylić ku końcowi, gdy Voldemort coraz śmielej wychylał głowę z kryjówek, siejąc znieszczenie i strach. Aristos zerknęła kolejny raz na list, przesuwając wzrokiem po literach kreślonych smukłym, kobiecym pismem. Nawet przez moment nie miała wątpliwości, że zajęcia te niewiele będą miały wspólnego z tym, czego mogłoby chcieć dla uczniów Ministerstwo – wiedziała bowiem doskonale kim jest Athena, a świadomość ta odzywała się podniecającym dreszczem w dole kręgosłupa. Jej myśli powędrowały ku niedawnemu pojedynkowi z Henleyem, musnęły leniwie zaklęcia, jakich uczyła się pod okiem Evana, podążając tym tropem zaś, przywiodły pod powieki niedawną naukę klątwy wymyślonej przez Severusa. Cegiełka do cegiełki, każdy kolejny czar, każdy urok, każde zaklęcie rozłożone na czynniki pierwsze i poznane od podstaw zbliżało ją coraz bardziej do Rosiera, wyrównywało poziom, naprowadzało na właściwy tor. Chciała móc stawić mu czoła bez przypominania sobie smaku porażki z obozu, chciała wyrównać rachunki i zasłużyć na pochwałę, która z jego ust schodziła równie łatwo, co przyznanie się do błędu. Parsknęła, bezwiednie przesuwając palcami po karku i szyi, na których, choć już niewyraźne, wciąż widniały ostatnie ślady ich spotkania. Obecna chwila nie była dobrym momentem na tego typu sentymenty, dlatego zostawiła je za sobą, chwytając torbę z łóżka i wychodząc z dormitorium. Listopad był chłodny, zaskakująco chłodny, nic więc dziwnego, że dziewczyna zrezygnowała z sukienki, decydując się na skórzane spodnie i wciągnięcie przez głowę czarnej bluzy. Tej samej, która nie tak dawno temu ogrzewała zziębnięte ciało w lochach, kiedy ściskała w palcach list z domu i zastanawiała się co dalej. Materiał opadał na uda, pochłaniał w długich rękawach drobne dłonie i grzał przyjemnie, gdy popychając ciężkie dębowe drzwi wymykała się na zewnątrz, będąc w drodze na spotkanie. Rzeczą, która frapowała ją najbardziej nie było jednak pozorne wplątywanie się Ministerstwa w sprawy Hogwartu – myśli Francuzki jednoznacznie i uparcie powracały do jednego, bardzo klarownego punktu. Kogo spotka na miejscu? Kto jeszcze będzie dzielił tajemnicę? Ostatni raz zerknęła na list, gdy minęła już bramę Hogsmeade, zagłębiając się w labirynt ciasnych uliczek i kamiennych budynków. Zlokalizowanie odpowiedniego adresu nie potrwało długo, nim jednak zdecydowała się na wejście do środka, ostatni raz skontrolowała, czy burza jasnych loków nadal jest w tym samym, malowniczym nieładzie, oraz czy różdżka wsunięta do rękawa pozwoli jej na wydobycie oręża dostatecznie szybko. W razie potrzeby. Nie wydawało się jednak, by taka potrzeba w ogóle zaistniała – w pomieszczeniu poza nią przebywały jedynie trzy osoby, a widok przynajmniej jednej z nich wywołał na ustach Gryfonki szczery uśmiech. Aristos zamknęła za sobą drzwi, zrzucając kaptur z głowy, a wężowe sploty zatańczyły wokół kociej twarzyczki, gdy szybkim krokiem podeszła do Rosalie, całując ją przelotnie w policzek. - Byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałam, kiedy sowa przyniosła wiadomość – mruknęła z rozbawieniem, które zmalało jednak kiedy bławatkowe spojrzenie prześlizgnęło się po twarzy Fimmelówny i drugiej blondynki, której nie kojarzyła. I o ile Arię zignorowała zupełnie, Audrey obdarzyła krótkim skinieniem głowy. - Lacroix – powiedziała spokojnie, przyglądając się nieznajomej twarzy chłodnym, badawczym wzrokiem.
|
| | | Gość
| Temat: Re: ul. Morska 1 Czw 15 Paź 2015, 23:17 | |
| Równo o godzinie 19 do sali głównej weszła kobieta w średnim wieku, z towarzyszącym stukotem jej wysokich obcasów i powiewającą długą, czarną szatą. Zmierzyła czujnym, aczkolwiek ciepłym spojrzeniem dziewczyny stojące w grupce w jednym kącie pomieszczenia; przed wybraniem ich do Klubu musiała dobrze się im przyjrzeć, założyć, które z nich nadadzą się do jej małego przedsięwzięcia, także bez trudu rozpoznała poszczególne osobistości. - Panno Audrey - uśmiechnęła się ciepło i uścisnęła jej dłoń. Dziewczyna zainteresowała ją głównie przez przeszłość, jak i ponadprzeciętne wyniki jeśli chodziło o zaklęcia. Wydała się jej materiałem nieukształtowanym, z którego można oszlifować wspaniały diament. Athena miała nadzieję, że się nie myliła co do blondynki. Następną osobą, do której się zwróciła była podopieczna Bellatrix - Rosalie - skinęła krótko głową w stronę młodej Ślizgonki. Doskonale wiedziała, że zarówno ona jak i niejaka panna Lacroix obrały już ścieżkę, według niej słuszną oczywiście, i jedyne, na czym jej zależało to utrzymanie dziewczyn w swoich racjach i poprawienie ich umiejętności. - Aristos, miło mi cię widzieć - ostatnią osobą, której delikatnie uścisnęła dłoń była równie delikatna młodsza z sióstr jej znajomego, Fimmel. Pomimo, że jej wyniki nie były wysokie, a sama wydawała się być mocno niepewna, Athena pokładała nadzieję w jej nazwisku. W końcu jej ojciec zasilał szeregi Śmierciożerców, a jabłka rzadko padają daleko od jabłoni. - Ario. Cieszę się, że zjawiłyście się na zajęciach. Delikatnie zmarszczyła starannie wyskubane brwi na widok braku sióstr Yaxley - ich ojciec również był Śmierciożercą, i to nie byle jakim, pokładała w dziewczynach spore nadzieje i była pewna, że obie wstawią się na lekcjach dodatkowych. Westchnęła cicho na tę przykrą wiadomość i splotła palce razem, skupiając uwagę z powrotem na młodych, uroczych uczennicach. - Ja nazywam się Athena Muireann, jak co poniektóre już z was wiedzą. Od dzisiaj będę Waszą mamą zastępczą, możecie zwracać się do mnie z każdym problemem, jakkolwiek głupi by on nie był. Jesteście wyjątkowe, posiadacie potencjał, który koniecznie nie może pójść na marne, dlatego ja, w imieniu Ministerstwa Magii oczywiście, wybrałam was do naszego małego klubu. Najważniejsza zasada, jaka was, drogie dziewczęta, obowiązuje - dyskrecja. Chyba nie muszę wam tłumaczyć, że mieliśmy sporą przeprawę z "tymi u góry" - przekręciła oczami, mlaskając kilkakrotnie - niektórzy odrzuceni mogliby odebrać to jako faworyzowanie, a tego chcielibyśmy uniknąć. Nie należy chwalić się swoją niezwykłością i umiejętnościami bez potrzeby, to tylko wystawia was na atak osób zazdrosnych. W każdym razie - czeka nas dużo, dużo pracy i zaczynamy już dzisiaj. Stoczycie ze sobą pojedynek, bym mogła ocenić wasze umiejętności i dopasować poziom indywidualnie. By nie wprowadzać zamieszania, podzieliłam was już wcześniej - z kieszeni szaty wyciągnęła zwitek pergaminu, rozwinęła go i skreśliła panny Yaxley, które miały walczyć z Audrey i Rosalie. Westchnęła i nawijając pasmo włosów na palec odczytała poszczególne pary: - Aristos i Aria, jesteście w jednej parze. Druga para natomiast składa się z panny Faulkner i Rabe - zwitek pergaminu rozpłynął się w powietrzu, a Athena z uniesionymi kącikami ust ku górze z entuzjazmem zaklaskała w dłonie - chcę zobaczyć czysty, honorowy pojedynek. Oczywiście, możecie używać wszystkich znanych wam zaklęć, nawet tych, które nie są nauczane w szkole. Jedna zasada - jeśli zauważę, że któraś z was przesadza, przerwę potyczkę. Nie chcemy, by któraś z was wylądowała w Mungu, nie zmuszajcie mnie również do wzywania na lekcje fachowej uzdrowicielki. Macie się czegoś nauczyć, a nie krzywdzić, nie jesteśmy swoimi wrogami. Mam nadzieję, że wszyscy zostaniemy dobrymi przyjaciółmi - ostatni raz uśmiechnęła się i odeszła pod ścianę, by usadowić się w najlepszym miejscu na czujną obserwację - zająć miejsca i zaczynamy. Do dwóch, następnie zmienimy pary.
W razie wątpliwości - pary wylosowałam, nadając Wam numerki zgodnie z kolejnością wstawienia się w temacie, tj. Audrey - 1, Rosalie - 2, Aria - 3, Aristos - 4. Jeśli ktokolwiek chciałby zobaczyć screena losowania, to zapraszam na pw. Ale myślę, że to nie będzie konieczne.
Zaczynają - Aria i Audrey (dla jasności, zaczynające rzucają jedno zaklęcie, broniące się dwa - jedno, by się obronić, drugie, by zaatakować. Oczywiście można używać kombinacji zaklęć)
Następny post: 17.10. |
| | | Audrey Faulkner
| Temat: Re: ul. Morska 1 Pią 16 Paź 2015, 11:51 | |
| Myślała, że pierwsza przywita ją organizatorka zajęć, ale... myliła się. Ledwie głos Faulkner przebrzmiał w pustym pomieszczeniu, za jej plecami drzwi otworzyły się ponownie, wpuszczając do środka kolejne uczennice, towarzyszki... niedoli? Nie, oczywiście, że nie. To w końcu było wyróżnienie, zaszczyt i tak dalej, i tak dalej. Wyraz uznania dla posiadanych przez dziewczęta umiejętności lub dla ich uroku osobistego. Już samo to powinno sprawić, że na nowe koleżanki - kojarzone bądź nie ze szkoły - powinna patrzeć inaczej, z większą przychylnością. Nie patrzyła. Nie była wprawdzie nastawiona negatywnie do nikogo, ale jak na co dzień charakteryzował ją brak zaufania do obcych, tak dystans ten utrzymywał się i teraz. Fajnie, będzie z kim ćwiczyć, nie będzie musiała radzić sobie z pustą salą sama, fajnie - są jeszcze osoby zdolne i warte atencji ze strony Ministerstwa - ale to tyle. Audrey nie widziała powodu, dla którego miałaby obdarzyć inne dziewczęta większą sympatią już teraz, tylko dlatego, że podobnie jak ona zakwalifikowały się na kurs. Tym niemniej, wypadało się przywitać - i w tym nie przeszkadzała jej nawet nabyta w dzieciństwie niechęć do bliższych kontaktów międzyludzkich. Bez wahania uścisnęła więc najpierw dłoń Rosalie, potem zaś Lacroix, jako że to one jako pierwsze zaabsorbowały jej uwagę. - Audrey Faulkner - przedstawiła się więc i odwzajemniła zarówno nieznaczny uśmiech, jak i uważne spojrzenie. A że Rabe postanowiła podać także dom, z którego pochodziła - cóż, to zapewne miało ułatwić kategoryzowanie, wskazać nastawienie, jakie powinno się wobec niej przyjąć - to Holenderka postanowiła iść w jej ślady. Sama nie potrzebowała podobnej wiedzy, ale jeśli dziewczętom znajomość jej barw miała ułatwić wyrobienie sobie jakiegoś zdania, to nie widziała powodu, dlaczego miałaby się swoją przynależnością nie podzielić. - Ravenclaw. Po tym zdążyła jeszcze tylko przywitać się z Arią - tę przynajmniej znała, w końcu reprezentowały te same kolory - gdy pojawiła się nauczycielka. Athena Muireann. Znała jej nazwisko tylko dlatego, że jej ojciec był sędzią Wizengamotu i siłą rzeczy znał co niektórych pracowników Ministerstwa. Gdy listownie pochwaliła mu się swym zakwalifikowaniem na kurs, nie krył dumy i zapewnił, że od niewymownej wiele można się nauczyć. Faulkner postanowiła wierzyć mu na słowo. Uścisnęła więc dłoń kobiety i uśmiechnęła się nieco szerzej, niż miała to w standardzie - pierwsze wrażenie podobno potrafiło ustawiać kariery, nie? - by ostatecznie, po wskazaniu pary, zająć wyznaczone jej miejsce i odetchnąć cicho. Wiecie, z Audrey średni był wojownik, przy czym nie miało to nic wspólnego z posiadanymi umiejętnościami. Gdyby sama Faulkner wiedziała, jaką ocenę wystawiła jej Athena - nieoszlifowanego diamentu - po zastanowieniu musiałaby przyznać jej rację. Bo co z tego, że wiedziała, co umie (i nad czym musi pracować), jeśli niespecjalnie robiła z tego użytek? Czarna magia, raz. Trochę się uczyła, trochę znała, ale odruchowo podporządkowała się ograniczeniom narzuconym przez Leonarda van Lyndena. Czary ofensywne, dwa. Znała ich trochę, ale nigdy nie sięgała po te, po które nie musiała. Zadawanie komuś niepotrzebnego bólu nie przynosiło jej radości, nijak jej nie satysfakcjonowało. Gdy przychodziło do starcia, najczęściej uciekała, a gdy nie mogła - sięgała po czary może nie najbardziej spektakularne, ale pozwalające sprawę załatwić szybko i jak najmniej inwazyjnie. Dokładnie tak, jak w tej chwili. - Duro! - Gdy tylko rytualnemu powitaniu przeciwnika stało się za dość i mogły już rozpocząć starcie, smukła, sztywna różdżka zatańczyła w jej dłoni, wyprowadzając - a przynajmniej mając taki zamiar - pierwszy atak. Pierwszy i, jeśli miałaby trochę szczęścia, być może ostatni. W końcu czy ktoś widział kiedyś miotający czary kamień?
Ostatnio zmieniony przez Audrey Faulkner dnia Pią 16 Paź 2015, 14:20, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: ul. Morska 1 Pią 16 Paź 2015, 13:44 | |
| Po uściśnięciu dłoni krukoniastej Faulkner do sali weszła kolejna osoba, ciemnowłosa dla odmiany. O ile dobrze kojarzyła, dziewczyna nie tylko była młodszą siostrą Porunn, dziewczyny Vincenta, ale również koleżanką niejakiej Skai Wilson, mulatki, z którą pewnego listopadowego popołudnia obściskiwał się Lloyd. Ciemne brwi Rose powędrowały ku górze, marszcząc przy tym dotychczas gładkie czoło - Aria przypominała jej bardziej ducha, niż żywą osobę. Nie odpowiedziała na jej przywitanie, zmierzywszy spojrzeniem tą niższą osóbkę przeniosła uwagę na kogoś w jej oczach zdecydowanie ciekawszego. - Aristos, co za niespodzianka - również obdarowała zimny policzek Gryfonki, jedynej jaką akceptowała chciałoby się dodać, przelotnym całusem, doprawiając swoje przywitanie nutką ironii. Tylko osoba ślepa nie domyśliłaby się poglądów Lacroix, a jako, że razem z Alecto trzymały się przez jakiś czas w trójkę, doszukała się w bławatkowych tęczówkach błysku nieco przypominającego jej własny. Nie znalazła jednak czasu, by wdawać się z dziewczynami w większe pogawędki, zresztą - średnio miała na to ochotę. Była zbyt ciekawa co też Athena miała w planach na te zajęcia, poza tym, kolejna rzecz jaka przez chwilę zamajaczyła jej w głowie - skoro znajduje się tutaj i ona, i Aristos, to czy dwójka Krukonek również podzielały ich poglądy, a tym samym poglądy Czarnego Pana? Przyjrzała się uważniej najpierw blondynce, następnie brunetce, i jakkolwiek mogła uwierzyć w coś takiego w wypadku pierwszej z nich, tak ciężko było podejrzewać młodszą z rodzeństwa Fimmel o pobudki śmierciożercy. Chociaż, z drugiej strony, życie potrafiło zaskakiwać, więc poczeka z osądem do ostatniej chwili ich dzisiejszego spotkania. Gdy wreszcie między ich skromne w ilości grono weszła dorosła kobieta, kąciki zabarwionych czerwienią ust z powrotem powędrowały ku górze, nie sięgając jednak lodowatych oczu. Możliwe, że Bellatrix żywiła niechęć w stosunku do Muireann nie tylko z bezsensowej zazdrości, to też bezpiecznym będzie zachować jakieś resztki ostrożności. Wysłuchała ją w skupieniu, przemowa ta jednak tylko w najmniejszym stopniu zaspokoiła jej ciekawość. A więc ma pojedynkować się z Audrey, z której leniwie wyciekała dziwna i na swój sposób specyficzna energia życiowa, ciężka do rozgryzienia. Bez zbędnego pośpiechu, nie zdradzając kumulującego się podniecenia gdzieś w klatce piersiowej, pomaszerowała w wyznaczone miejsce, wykonała, co należało aby pojedynek można było nazwać honorowym i czekała, aż blondynka rzuci zaklęciem. W głowie ułożone już miała kilka planów obrony, końcem końców pojedynki wychodziły jej całkiem zgrabnie po solidnym przygotowaniu, więc gdy tylko z ust Audrey wydarło się zaklęcie, Rosalie machnęła różdżką w wyznaczonym takcie i wyszeptała: - Everte stati. Najlepszą obroną jest atak, dlatego Rose nie siliła się na użycie zaklęcia defensywnego, które według niej miało kiepskie zastosowanie w pojedynku. Bitwa na zaklęcia ofensywne wydaje się być o wiele bardziej płynna, nie wprowadza niepotrzebnego zawieszenia. Cieszył ją jednak fakt, że przeciwniczka rzuciła jedno z cięższych zaklęć na ich poziomie - znaczyło to, że będzie o wiele bardziej wymagająca od koślawej poprzedniczki, Murphy Hathaway. |
| | | Gość
| Temat: Re: ul. Morska 1 Pią 16 Paź 2015, 13:48 | |
| Dziewczyny widocznie podeszły do zadania całkiem poważnie biorąc pod uwagę poziom zaklęć przez nie rzucany. Athena uśmiechnęła się pod nosem widząc, jak zaklęcie Audrey przedziera się przez smugę światła wyrzucaną z końca różdżki Rosalie i trafia ją w sam środek klatki piersiowej. Zaklęcie jednak okazało się zbyt słabe (różnica między punktami - 1), by zamienić Ślizgonkę w kamień, mogła więc ona poczuć jedynie krótki, aczkolwiek dokuczliwy ból w kościach. Minął on jednak bardzo szybko, gdyż dzięki Everte Stati ofensywa Faulkner końcem końców okazała się być zaledwie uszczypnięciem. - Piękne zagranie, Audrey, ale obie powinnyście bardziej się skupić i zacząć myśleć mniej ramowo. Rabe, Twoja kolej.
Kostka nr. 1 - atak Audrey (9+2+6)=17 Kostka nr. 2 - obrona/ atak Rose (10+2+4)=16 (punkty statystyk+modyfikator za wykorzystanie zaklęcia z wykupionego poziomu+kostki)
Ostatnio zmieniony przez Athena Muireann dnia Pią 16 Paź 2015, 13:59, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: ul. Morska 1 Pią 16 Paź 2015, 13:48 | |
| The member ' Athena Muireann' has done the following action : Dices roll'6-ścienna' : |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: ul. Morska 1 Pią 16 Paź 2015, 14:17 | |
| Nikt nie lubił przegrywać, ale w ustach Rosalie porażka smakowała wyjątkowo gorzko i nieznośnie. Szybki błysk, po którym poczuła, jak jej kości wraz z całymi kończynami stają się ciężkie i nieznośne spowodował pojawienie się w lazurowych tęczówkach wybuchu niezdrowej agresji. Ból szybko minął, pozostawiając blondynkę jedynie z kołatającym w piersi sercem i gniewem szybko rozprzestrzeniającym się po ciele dzięki układowi krwionośnemu. Irytacja może i nie była ogromna, ale wystarczyła, by przez głowę Ślizgonki przeleciała seria myśli o rzuceniu w dziewczynę jakiegoś wyjątkowo paskudnego zaklęcia - nie było to jednak dla niej zbyt opłacalne. Wyprostowała się dumnie, odchrząkując i przecierając kąciki warg wierzchem dłoni. Wzięła kilka głębszych wdechów, by móc dostatecznie mocno się skupić i wlepiła spojrzenie z powrotem w niebrzydką Krukonkę. Zdmuchnęła opadające na czoło pasmo jasnych włosów i uśmiechnęła się, grymasem nie mającym jednak za wiele wspólnego ze zwykłym, sympatycznym uśmiechem. - Jak sobie pani życzy, pani Muireann. Machnęła różdżką raz, nie wypowiadając przy tym ani słowa, jedynie w myślach cytując spokojne " Orbis", następnie nie zwlekając ani sekundy dłużej wykonała kolejny takt w rytm "Bracchium Emendo" i uważnie obserwowała wynik swoich decyzji. |
| | | Audrey Faulkner
| Temat: Re: ul. Morska 1 Pią 16 Paź 2015, 14:30 | |
| Nie poczuła satysfakcji z wygranej już nawet nie dlatego, że ów sukces nie był zbyt spektakularny, ale po prostu ze względu na to, że... Faulkner nie należała do tych, którzy ekscytowaliby się skutecznie użytym zaklęciem. Jedyny wybuch prawdziwej, szczerej radości potrafił wywołać u niej intensywny, gwałtowny mecz quidditcha zakończony złapaniem znicza przez szukającego jej własnej drużyny - czy to Ravenclawu, czy Srok. Żadne inne zwycięstwo, niezależnie od jego skali, nie potrafiło złamać murów otaczających Audrey. Holenderka była tak samo spokojna, jak zazwyczaj - co z kolei przez wielu mylnie oceniane było jako postawa zblazowana i arogancka. Mało kto potrafił dostrzec, że Faulkner po prostu za bardzo zamknęła się w swoim świecie, wśród swoich problemów i tęsknot, by tak łatwo zdobywać uśmiech. Teraz więc, choć gdzieś tam na pewno cieszyła się z udowodnienia w jakiś sposób swoich umiejętności, nie uśmiechnęła się nawet - ani z satysfakcją, ani z pogardą, ani nijak. Na moment tylko opuściła różdżką, skinęła głową w niemej akceptacji słów Atheny i... I tyle. Wyjść poza ramy? Nawet nie zamierzała domyślać się, co dokładnie miałoby to znaczyć. Grały tu na punkty, tak? Czy więc w ramach, czy poza nimi, Krukona chciała po prostu zrobić wszystko, by bilans wyszedł na jej korzyść. Bo kurs... Nie wiedziała, jak wiele trzeba zrobić, by zostać, by móc się uczyć. Bezpiecznie było więc założyć, że należało zrobić... Właśnie, dokładnie wszystko. To, że ze strony Ślizgonki nie usłyszała ani słowa prędko popchnęło ją do wniosku, że... Magia niewerbalna? Szlag by to trafił, była dobra. Audrey nigdy tego nie opanowała, w zasadzie nawet nigdy się nie uczyła. Taki był z niej wojownik, może i z potencjałem, ale bez wymiernych, bardziej abstrakcyjnych umiejętności. Co nie znaczyło, że zamierzała się poddać. Jakiekolwiek było to zaklęcie, mogła się przed nim obronić. Ofensywą? Nie do końca. Takim, powiedzmy, dwa w jednym. - Contrprotego - rzuciła bez wahania, wykonując przy tym odpowiedni ruch nadgarstka uzbrojonej dłoni. Nie próbowała w żaden sposób domyślać się, czym zamierzała potraktować ją Rosalie. Cokolwiek by to nie było, defensywne zaklęcie odbijające powinno załatwić sprawę - zakładając, że zdąży je rzucić i zrobi to dobrze. I że Rabe nie sięgnęła po czarną magię, oczywiście. A potem - kontratak, to oczywiste. Nie zastanawiała się długo, rzuciła to, co pierwsze przyszło jej na myśl. - Diminuendo. |
| | | Gość
| Temat: Re: ul. Morska 1 Pią 16 Paź 2015, 17:59 | |
| Rosalie najwidoczniej porażka wyjątkowo boleśnie rozeszła się po kościach - dziewczyna zebrała się w sobie i wymierzyła w koleżankę z domu Kruka najpierw zaklęcie ofensywne, które bez większych problemów przedarło się przez obronę Audrey (różnica - 6 punktów), pętając przeciwniczkę świetlistymi promieniami od ramion po same kostki, co zaprzepaściło jej plany o kontrataku zaklęciem Diminuendo, tym samym dając niewyżytej panience Rabe wolną drogę do trafienia jej zdecydowanym i mocnym Bracchium Emendo. Athena jednak, widząc co się święci, ochroniła Faulkner jednym z zaklęć defensywnych i pokręciła głową, cmokając kilkakrotnie ustami w stronę Ślizgonki. - To dopiero rozgrzewka, drogie panie. Nie chcemy już na starcie, by Audrey poznikały wszystkie kości. - zniwelowała pęta krępujące Krukonkę i poklepała obie panie delikatnie po plecach - Audrey, twój ruch.
1, 2 kostka - atak Rose (10+2+4+2)=18, (10+2+6+2)=20 3, 4 kostka - obrona i atak Audrey (10-1+2+1) =12, (9+2+1)=12 (punkty statystyk+modyfikator dodatni za wykorzystanie zaklęcia z wykupionego poziomu+kostki+modyfikator dodatni za wykorzystanie magii niewerbalnej)
Ostatnio zmieniony przez Athena Muireann dnia Pią 16 Paź 2015, 18:19, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: ul. Morska 1 Pią 16 Paź 2015, 17:59 | |
| The member ' Athena Muireann' has done the following action : Dices roll'6-ścienna' : |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: ul. Morska 1 | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |