Głupia sowa miewająca swoje głupie humory. Blake nie potrafi sobie z nią poradzić by wysłać list do kogoś z rodziny i przypadkiem natrafia na nią pan Milton, chętny do udzielenia dziewczynie kilku pomocnych wskazówek, mówiących o tym, jak poradzić sobie z niesfornym ptaszyskiem.
Osoby: Harry Milton Blake Blackwood
Czas: Koniec września '77
Miejsce: sowiarnia
Blake Blackwood
Temat: Re: Nie chcę cię sowo! Pon 31 Sie 2015, 12:21
Już na samą myśl o tym, że musi iść wysłać list i użyć do tego starej sowy swojej matki, odechciewało się żyć pannie Blackwood. Wiedziała, że gdyby dostała sowę prosto ze sklepu zoologicznego, taką kupioną specjalnie dla niej wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Matka Blake stwierdziła jednak, że i tak nigdzie nie wysyła listów i z nikim w zasadzie nie utrzymuje nawet kontaktu więc wspaniałomyślnie odda swojej jedynej córce osobistego puchacza Penelopę, która na przestrzeni lat zdążyła się okropnie rozleniwić. Jedynym jej zajęciem było łowienie myszy, co robiła bardzo często, przez co była tak gruba iż Blake wcale nie dziwiła się, że zmuszenie tej sowy do ruszenia zadka gdziekolwiek było nie lada wyczynem. Gdyby tylko mogła. Gdyby tylko miała tych kilkanaście knutów w kieszeni bez wahania zamówiłaby sobie nawet ropuchę, byleby tylko mieć pretekst do używania ogólnodostępnych, szkolnych sów, ale niestety. Musiała pogodzić się z faktem, że jest skazana na te właśnie zwierzę przynajmniej do końca szkoły. Blake bardzo niechętnie przekroczyła próg sowiarni, w której unosił się od wieków niezbyt przyjemny zapaszek ptasich odchodów i od razu odnalazła Penelopę, która spała w najlepsze na najwyższej grzędzie wiedząc dobrze, że panna Blackwood do najwyższych nie należała i nie miała jak jej dosięgnąć. Robiła tak od zawsze. Była co najmniej tak wredna i niepokorna jak jej matka utrudniając życie dziewczynie na każdym chyba kroku. - Penelopo - zawołała Blake, czując na sobie wzrok innych sów, zarówno tych większych jak i mniejszych. Jej puchacz jednak zdawał się nie słyszeć, choć puchonka bardziej skłonna była sądzić, że zwyczajnie udaje. - Penelopo - powtórzyła głośniej już nieco wyprowadzona z równowagi. Walka dziewczyny z sową była już chyba swego rodzaju rytuałem, po którym zawsze zostawały pannie Blackwood jakieś pamiątki w rodzaju zadrapań czy zapaskudzenia szkolnej szaty. - Penelopo do cholery. Wyciągnęła różdżkę i podskoczyła dźgając nią ptaka w brzuch. Reakcja była natychmiastowa. Skrzek, łopot piór i ogólne poruszenie kilku najbliżej usadowionych sów. Penelopa zleciała z grzędy wprost na głowę Blake, pazurami drapiąc ją w czoło i plącząc jej włosy. Dziewczyna próbując odgonić ptaka machała rękami, ale na nic się to zdało. Po kilku sekundach rumoru sowa wróciła na miejsce, spoglądając na Blake z pod na w pół przymkniętych ptasich powiek podczas gdy ta ogarnięta wściekłością próbowała doprowadzić się do porządku.
Harry Milton
Temat: Re: Nie chcę cię sowo! Pon 31 Sie 2015, 14:43
Wszystko układało się pomyślnie i jedynym zmartwieniem Miltona był stos piętrzących się testów piątoklasistów, które miał oddać dzisiejszego popołudnia wraz z ocenami. Czasami zdarzało się, że wciąż zapisywał błędną literę i uczniowie przyzwyczaili się zgłaszać wszelkie niejasności. Tymczasem, nauczyciel pokonywał właśnie dystans dzielący go od gabinetu aż do sowiarni, trzymając w ręku zwitek papieru wciśnięty w pożółkłą kopertę, która widziała już lepsze czasy. Już w połowie schodów prowadzących do sowiarnii usłyszał spore poruszenie wśród skrzydlatych zwierząt, podejrzewając jednego ze starszych uczniów o dokazywanie gońcom. Z surowym obliczem przeskoczył kilka ostatnich schodów, zastając widok odlatującego puchacza gdzieś poza zasięg jego wzroku oraz jego ofiarę – przechyloną w przód dziewczynę, której twarz pozostawała zasłonięta jeszcze przez kilka sekund. Ten ułamek wystarczył, aby Harry zawahał się i zatrzymał. Bowiem nie był przygotowany na kolejne spotkanie z panną Dunbar, a dokładniej jej spłoszonym spojrzeniem sarenki i krzykiem, którego nie powstydziłaby się mandragora. - Wszystko w porządku? – Życzliwe pytanie okolone było cienką siatką ostrożności, której próżno doszukiwać w troskliwym spojrzeniu podchodzącego nauczyciela. Wcisnąwszy w jedną dłoń kopertę z listem, przeszukał spojrzeniem po podłodze w poszukiwaniu upuszczonej przez dziewczynę różdżki bądź innego przedmiotu.
Blake Blackwood
Temat: Re: Nie chcę cię sowo! Pon 31 Sie 2015, 16:14
A różdżka musiała gdzieś leżeć. Panna Blake upuściła ją w trakcie walki z okrutnym starym ptaszyskiem i z pewnością gdzieś ją również przydeptała. Oczami wyobraźni już widziała ją wciśnięta gdzieś w miejscu, w którym skumulowało się najwięcej sowich odchodów i jęknęła w duchu. Nie dbała przesadnie o swój obecny wygląd, ale mimo wszystko różdżki szkoda. Rozczesała palcami poplątane włosy, wytarła rękawem szkolnej szaty tych kilka kropel krwi z czoła i wściekła utkwiła spojrzenie w tej chorej, jej mniemaniem, sowie. W zasadzie dobrze, że nagle do pomieszczenia wszedł ktoś dorosły. Blake miała już naprawdę wielką ochotę przywiązać Penelopie kamień do nogi i spuścić ją z wieży, byleby tylko dać jej nauczkę. Kto wie jak by to się mogło skończyć, a chociaż panna Blackwood nie mogła ścierpieć tego ptaka, to nie chciała mieć go na sumieniu. Gdy tylko dostrzegła, że przybyszem jest ten rudy nauczyciel od Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, którego nie zdążyła nawet dobrze jeszcze poznać trochę się uspokoiła. Nie wypadało emocjonować się zbytnio przy kadrze, zresztą wszyscy dotąd mieli ją za grzeczną i nad wyraz opanowaną uczennicę. Nie chciała psuć sobie opinii jednym, bezsensownym i nad wyraz głupim incydentem. Otrzepała rękawy, z pojedynczych piór i skierowała wzrok na profesora w którego spojrzeniu kryła się troska. - W porządku - powiedziała, a na dowód, że tak jest w istocie posłała mężczyźnie nieśmiały uśmiech. - Mam tylko mały problem. Może nie powinnam była jej dźgać, ale ona wiecznie jest taka nadąsana...
Harry Milton
Temat: Re: Nie chcę cię sowo! Pon 31 Sie 2015, 21:58
Mimowolnie spojrzał na drobną postać uczennicy w inny sposób niż dotychczas, dostrzegając zaokrągloną przy policzkach twarz. Przyjemne ciepło falą uderzyło w miejsce tuż za klatką piersiową nauczyciela, który uległ urokowi niewinności i beztroski, jakimi zazwyczaj charakteryzują się nastolatki. W jej oczach dostrzegł czający się gniew, stopniowo ulegający roztopieniu pod wpływem obecności Miltona. Wysnuł całkiem śmiałe przypuszczenie, że gdyby zwlekał ze skorzystania z sowiarni, zastałby batalię między sowami a tę nieznaną mu jeszcze dziewczynką. Przerywając kontakt wzrokowy, pochylił się w kierunku przerwy między płytkami wyściełającymi podłoże wieży i wyciągnął magiczny patyk, z którego nie potrafiłby zrobić użytku. Nie przyglądając się różdżce zbyt szczegółowo, oddał go uczennicy, zanim zdążył poczuć gorycz mrzonki spędzającej mu niekiedy sen z powiek. – Dźgać? – Powtórzył z wyczuwalną obawą w głosie, która zwiastowała nadchodzącą naganę dla nierozsądnego zachowania. Przecząc jednak nadchodzącemu słowotoku Miltona, sięgnął on do prawej kieszeni i wyciągnął zwiniętą w mały kwadrat chusteczkę. – Proponuję otrzeć tym czoło, rozmazałaś kilka kropel – mówił o tym z zadziwiającą lekkością, nie dostrzegając w zachowaniu uczennicy choćby najmniejszego przejawu logiki. Wielokrotnie spotykał się z ludźmi pozbawionymi wyobraźni, przekonanymi iż zwierzęta istnieją tylko i wyłącznie po to, aby służyć ludziom. Nie musieli nawet posiadać czarodziejskich mocy, aby uważać za wyżej postawionych w łańcuchu pokarmowym świata. Dlatego o wiele bardziej zainteresował się sową z nadwagą i ku niej zwrócił wszystek współczucia, niesprawiedliwie przyklejając krzywdzącą etykietę blondynce. Po chwili przerwy – bądź też prób tłumaczenia się Blake – Harry spojrzał na dziewczynę uważniej, odwracając jedynie twarz w jej kierunku. - Może mógłbym trochę pomóc wam obojgu, bo patrzeć jak się wzajemnie ranicie nie mogę. Ta sowa jest już dość wiekowa, czy ty ją przez te wszystkie lata utuczyłaś? – Próbował powstrzymać niechęć, jaką była podszyta wypowiedź, ale nie wyszło mu to zbyt dobrze.
Blake Blackwood
Temat: Re: Nie chcę cię sowo! Pon 31 Sie 2015, 23:14
To był nauczyciel, który zajmował się opieką nad zwierzętami, jak więc mogła jawnie i wprost przyznać mu się do tego, że dźgnęła swoją sowę? Z drugiej strony lepsze takie użycie różdżki, niż gdyby miała ciskać w ptaka zaklęciami. Gdyby Milton przyłapał ją na czymś takim, z pewnością już prowadziłby ją do Dumbledore'a za znęcanie się nad zwierzętami. - Z nią się nie da po dobroci. Próbowałam jakieś cztery lata - powiedziała, chcąc się jakoś usprawiedliwić. Przyjęła chusteczkę od mężczyzny i posłusznie otarła nią czoło z wszelkich pozostałości po walce z Penelopą, po czym zawahała się nie wiedząc co dalej z nią począć. Oddać taką lekko zapaskudzoną mężczyźnie? Czy zachować ją sobie i oddać czystą przy następnej okazji? Matka Blake nie była zbyt pochłonięta wychowaniem swojej córki, toteż nie było kiedy wpoić jej choćby podstawowych zasad. Po kilku sekundach niepewności schowała chusteczkę do kieszeni szkolnej szaty, w której już wcześniej umieściła i różdżkę. - To nawet nie jest moja sowa. To sowa matki i to ona z niej zrobiła tę kluchę - powiedziała. - Dlatego nie chce mnie słuchać. Słucha tylko jej, a kiedy mi ją podarowała to Penelopie kompletnie odbiło. To przecież nie jest tak, że ja jej nie lubię dla zasady. Myśli pan, że nie chciałabym mieć z nią dobrego kontaktu zamiast przychodzić tu i z nią walczyć? Blake stanęły przed oczami te wszystkie chwile, w których próbowała przekonać puchacza by wysłać list, na wszelkie możliwe sposoby. Przekupienie sowimi smakołykami nie dało nic. Jak zresztą mogłoby coś zdziałać, skoro ta sowa była obżarta jak troll? - Naprawdę doceniam pana chęci, ale wątpię, czy byłby pan w stanie cokolwiek zdziałać.
Harry wciąż tkwił w błędnym przekonaniu, że nie jest rozpoznawalny przez uczniów zapisanych na inne zajęcia niż ONMS. Przekonany, że potrafi zniknąć w niewielkim tłumie kadry nauczycielskiej, uparcie wierzył iż pozostaje szarym, zupełnie nieinteresującym człowiekiem. Z pewnością doznałby lekkiego szoku, gdyby usłyszał chociaż część myśli Puchonki, która w bezbłędny sposób przypisała jego osobę do określonego przedmiotu szkolnego, jaki prowadził. Na końcu języka miał ostry komentarz na temat niewłaściwego traktowania zwierząt, którego przejaw zaprezentowała mu przed kilkoma minutami – powstrzymał się jednak, zerkając na dziewczynę łagodniejszym wzrokiem. Przeszywanie jej na wskroś spojrzeniem z piorunami w oczach nie niosło ze sobą najmniejszego celu, jaki miałby jakiś sens, a strofowanie zapewne odniesienie odwrotny skutek. Poprzez kilka tygodni spędzonych wśród młodzieży zrozumiał, jak niewiele potrzeba, by gawiedź uczniowska podniosła bunt przeciwko zakazom. – Nie zaszkodzi spróbować jeszcze raz, prawda? – Propozycja wypadająca ze spękanych ust nauczyciela brzmiała zachęcająco, jednak w obliczu wyglądu sowy, wszelka nadzieja mogłaby każdego opuścić. Nauczyciel przeniósł właśnie wzrok na udającą sen sowę, czując że ptaszysko uważnie ich obserwuje spod przymkniętych powiek. Oczywiście w międzyczasie nie mógł dostrzec wahania na twarzy uczennicy, która prowadziła wewnętrzną walkę odnoszącą się do ofiarowanej chusteczki. Usta nauczyciela uniosły się lekko, kiedy dziewczyna wyrzuciła z siebie pełne nieświadomego wyrzutu pytanie, na jakie nie należało odpowiadać. Jeżeli podejrzenia Harrego zmierzały w prawidłowym kierunku, sowa osiągnęła już wiek, na który powinna przejść na emeryturę i zasłużenie grzać kuper na cieplejszej grzędzie niż hogwartowska sowiarnia, gdzie zawsze znajdował się uczniak gotowy zbudzić ją w środku nocy. - Ona doręczyła już wystarczająco wiele listów, nie myślałaś, aby skorzystać ze szkolnych sów? - gdzieś w wypowiedzi Miltona zakradła się zdradliwa nutka współczucia, która mogła zostać błędnie odczytana przez uczennicę. Milton oderwał w końcu spojrzenie od pulchnej staruszki, podchodząc do niższych półek sowiarni, które zajmowane były przez szkolne piękności. Zerknął przelotnie na uczennicę, zwracając szczególną uwagę na świeże ranki po pazurach. Wyciągnąwszy ramię w stronę niepozornego puszczyka, przekazał mu jeden z sowich przysmaków. Podczas pałaszowania zachęcającej nagrody, wsunął kopertę w przywiązany czepek do nogi sowy i podrapał samca tuż pod dziobem.
Ale przecież Blake uczyła się bardzo dobrze! Doskonale znała kadrę nauczycielską, do której przecież profesor Milton się zaliczał i mimo, że nie uczęszczała już na prowadzone przez niego zajęcia, to gdy tylko nowa twarz pojawiła się na rozpoczęciu roku szkolnego już kolejnego dnia panna Blackwood dokładnie znała jego imię i nazwisko. Nie było to absolutnie podyktowane jej wścibską naturą, bo wścibska na pewno nie była, ale jeśli chodziło o naukę, wszystko musiało być u puchonki pod kontrolą, ot co. Dobrze, że mężczyzna wykazał się wyrozumiałością i nie zaczął strofować dziewczyny za to, że tak ostro traktuje swoją sowę. Była taką osobą, że gdyby tak się stało, zwyczajnie uciekłaby z płaczem pozostawiając Miltona w tej przeklętej sowiarni z tą jej równie przeklętą sową. Bo to nie tak. Blake nie skrzywdziłaby nawet muchy, po prostu jeśli chodziło o Penelopę, cierpliwość dziewczyny została już wyczerpana i nie dało rady wykrzesać jej choćby odrobinę. Spojrzała na nauczyciela, gdy ten zadał pytanie, które sama nie raz sobie zadawała. Odpowiedź na nie była jednak bardzo prosta. Blake nie mogła powstrzymać nagłej wesołości, która ją opanowała. - Wiem, że jest stara, ale listy, które doręczyła w swoim życiu mogę policzyć na palcach jednej ręki - powiedziała. - Matka nigdy do nikogo nie pisała, a ja wysyłam jej tylko życzenia bożonarodzeniowe. To, że dziś akurat jest mi potrzebna to ogromny wyjątek, który jak widać jej nie pasuje. - To mówiąc przeniosła wzrok z profesora na sowę, która bezczelnie ich podsłuchiwała udając, że ma wszystko w kompletnym poważaniu. Blake chociaż bardzo chciała, nie potrafiła żywić do Penelopy cieplejszych uczuć. Ptaszysko zbyt mocno zaszło jej za skórę. - Mogłabym używać szkolnych sów, ale matka by się wściekła, gdyby zobaczyła, że list doręcza jej inna sowa niż ta. Nie potrafię powiedzieć dlaczego tak jest, bo nie wiem co tej kobiecie siedzi w głowie, ale wolę jej niepotrzebnie nie denerwować. - Wyciągnęła list adresowany do dziadka i stwierdziła, że mimo wszystko dziś jednak może skorzystać z porady udzielonej jej przez pana Miltona. Nie miała nawet pojęcia czy dziadek jej w ogóle odpowie, ale puchonka chciała odnowić kontakty z rodziną, której została przez matkę pozbawiona. Poszła za przykładem profesora i podeszła do niższych szczebli na których usadowione były szkolne puchacze, trzymając się jednak w jak najdalszej odległości od Penelopy, gdyż nadal miała w pamięci jej perfidny atak sprzed kilku minut. Gdy już wypuściła sowę przez okno odwróciła się w stronę wnętrza sowiarni, stwierdzając z ironią: - Chyba przestanę po prostu wysyłać mamie życzenia.
Mężczyzna nie posiadał wiedzy o poziomie zaangażowania Blake podczas prowadzonych zajęć, ponieważ nie interesował się uczniami spoza wąskiego kręgu nastolatków uczęszczających na ONMS. Dotychczas udawało mu się unikać większości nieznanych twarzy, chociaż po skutecznym lawirowaniu między bezimiennymi sylwetkami, przychodził czas pokuty – i dochodziło wówczas do przymusowej konfrontacji. Czasem Milton rozmyślał nad powracającą karmą, jednak teraz nie zaprzątało to ani na moment jego umysłu. Radość odbijająca się w oczach uczennicy poraziła nieznacznie mężczyznę, który z łatwością przeniósł spojrzenie na mniej absorbujący emocjonalnie punkt – to jest rzeczoną sowę. Z przyjemnością sączył komentarz krążący na samym koniuszku języka, sycąc równocześnie własną próżność dotyczącą przeżytych doświadczeń i świadomości, że starego psa nikt nie nauczy nowych sztuczek. Skoro sowa nie została w należyty sposób wyszkolona, nie należało się dziwić jej lenistwu – przecież tak wyglądało całe jej dotychczasowe życie. Ambicje, ale przede wszystkim troskliwość dziewczyny o matkę, której należało regularnie wysyłać życzenia na różne okazje, nie trafiały do nieco stwardniałego serca nauczyciela. Pomimo przekonań hucznie krążących po umyśle, utrzymywał życzliwy uśmiech na twarzy i tylko wprawny obserwator mógłby dopatrzyć się w tym jakichś śladów współczucia czy rozżalenia. - Czyli podsumowując… – burknął pod nosem dość wyraźnie, aby dziewczyna zwróciła na niego uwagę i kiedy to uczyniła, posłał jej niewymuszony uśmieszek. – …możesz korzystać z usług innych sów, ale do mamy przesyłać za pomocą tej piękności, tak? – Niedbale wskazał na przysadzistą i podstarzałą sowę, udającą że nie zwraca na nich uwagi. Przez jakiś czas obserwował dziewczynę podchodzącą do nieznajomych ptaszyk, przynajmniej do momentu aż przekazała swój list i wskazała odbiorcę. Zaplótł nieśpiesznie dłonie za plecami, stabilnie rozkładając ciężar ciała na obu nogach. – To raczej nie byłaby dobra droga, może mógłbym ci nieco pomóc z panną… jak ma na imię? – zagadnął z sympatią, w połowie zdania robiąc przerwę na złagodzenie głosu.
W zasadzie to była, panna Blackwood, bardzo kulturalną i nad wyraz uprzejmą osóbką. Ani jednym westchnieniem, ani jednym stąpnięciem z nogi na nogę nie dała znać, że czuje się lekko zniecierpliwiona tą rozmową, gdyż naprawdę szczerze powątpiewała w powodzenie akcji pt Nakłońmy upartą sowę do współpracy. Już nie chodziło nawet o to, że Blake gdzieś w środku czuła skwapliwie pielęgnowaną przez te wszystkie lata niechęć do swojej odziedziczonej sowy. Chodziło bardziej o fakt, że ptaszyna była już zbyt stara, a także zbyt leniwa na naukę. Wystarczyło na nią spojrzeć by wiedzieć, że misja, której profesor Milton chciał się heroicznie podjąć, z góry skazana jest na porażkę. Porażkę przez wielkie P. - Może ja ją jednak odeślę do mamy. Albo oddam ją panu, skoro pan tak bardzo chce profesorze. Penelopa na pewno ucieszy się na każdego właściciela, który nie jest mną. - powiedziała, posyłając nauczycielowi promienny uśmiech. I tak toczyła z matką wojnę i Blake nie miała zamiaru odzywać się do niej do końca istnienia świata. Po tym jak po kryjomu przechwytywała i ukrywała sowy zaadresowane do panny Blackwood, dziewczyna stwierdziła, że nigdy jej nie wybaczy. Już nawet w zasadzie nie martwiła się reakcją rodzicielki na wieść, że jej córka pozbyła się ich Puchacza. - Możemy zrobić wymianę, jeśli ma profesor jakiegoś niepotrzebnego kota. Z pewnością miałabym z nim więcej pociechy niż z Penelopą
Słowa wypowiadane przez młodą dziewczynę utwierdziły go w przekonaniu, iż nastolatek nie jest skłonny podjąć logicznej decyzji z należytą uwagą i trzymać jej konsekwentnie. Okazywanie zniecierpliwienia bądź niezadowolenia postawą Puchonki nie leżało w kwestii Miltona, który wolał oddalić się i pozostawić po swojej osobie pewien niezrozumiały niesmak. Brnięcie w zaparte lub też wytykanie błędności w myśleniu dziewczyny z pewnością spotkałoby się z buntem i uporem charakterystycznym dla ludzi w tym wieku. Dlatego też nauczyciel obdarzył dziewczynę życzliwym uśmiechem, spokojnie kręcąc głową w zaprzeczeniu. – Co z nią zrobisz zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Ja jedynie mogę pomóc, aby w przyszłości nie rozlewała się krew – lekkim gestem wskazał w kierunku twarzy dziewczęcia, na której to widniały świeże ślady po niezadowoleniu sowy. Zamiast podarować Blake choćby chwilę na zastanowienie się lub przetrawienie informacji, mężczyzna dokończył wątek myślowy, tonem nadmiernie serdecznym: - Jeżeli nie poradzisz sobie z tą sową, wątpię, abyś znalazła kompromis z młodym zwierzęciem, szczególnie kotem. Milton zamierzał jedynie otworzyć oczy dziewczynie, aby nie miała żadnych złudzeń, że opieka nad kotem będzie o wiele przyjemniejsza niż ze starą sową. Stawiając przed nią niejako wyzwanie, chciał sprawdzić czy mu podoła – a właściwie czy je dostrzeże i zdecyduje odpowiedzieć. Wsunął powoli dłonie do kieszeni spodni i przenosząc ciężar ciała na lewą nogę, zgiął nieznacznie drugą. Ewidentnie nie miał zamiaru wychodzić z sowiarni bez odpowiedniego zakończenia.
Nie rozmawiali długo, w końcu każde z nich poszło w swojąstronę.