IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Salon wspólny

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
Castiel Horn
Castiel Horn

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyPon 18 Cze 2018, 21:02

Gdyby dane było mu usłyszeć myśli Nessy ustawiłby ją raz dwa do pionu. Jakie bransoletki przyjaźni? Brakowało tylko przyjacielskich wieczorów z zaplataniem warkoczyków i robieniem przerażających maseczek na twarz. To nie ta liga. Nie prosił o całą tą przesłodzoną otoczkę. Najzwyczajniej w świecie Castiel żądał większego zaangażowania w ich relacji. Nie muszą od razu skakać za sobą w ogień, debilami nie są. Chodziło jedynie o utrzymanie własnego towarzystwa poza murami zamku. Dlaczego to on musiał być tym, który podejmuje ten pierwszy krok? Zbyt mocno przyzwyczaił się do Nessy, by ot tak po siedmiu latach odpuścić. Musiała uderzyć się mocno w głowie, jeśli myślała, że Castiel zapomni o niej i w czerwcu tego roku na pożegnanie jedynie machnie jej ręką, jakby mieli widzieć się następnego dnia. Nie rozumiał jej oporów. Najpiękniejsze relacje wynosi się z lat szkolnych. Ukończenie Hogwartu nie kończy ich życia towarzyskiego. Wystarczy odrobina wysiłku, a znajomości przetrwają. Nagle drgnął, tknięty tą myślą. A co jeśli to on zbyt osobiście odbiera przyjaźń z Nessie, a ona traktuje to jako przyjemne "nic"? Potrząsnął głową. Niemożliwe. Nawet nie chciał brać tego pod uwagę. Nie ręczyłby za siebie.
Jej czerwona twarz była dowodem jego braku doświadczenia w postępowaniu ze zdenerwowanymi dziewczynami. Z Alecto było prosto. Jeśli wkurzała się i miała do niego pretensje, lekceważył to. Jeśli problem trwał pomimo jego ignorancji, zabierał ją w ładne miejsce bądź dawał kwiatek. Z czasem to mijało, lecz nigdy nie angażował się w tak samopoczucie drugiej osoby. Nigdy w życiu, nawet dziś rano. Dopiero po wyciągnięciu Nessy z wody coś się w nim obudziło. Bądźmy szczerzy, jemu też to nie było na rękę.
Castiel zdążył się uspokoić, wyrównać oddech, zmniejszyć ból gardła i płuc. Był na dobrej drodze zaoszczędzenia dzisiaj sił, jednakże panna Temple i ten wysiłek postanowiła zniweczyć. Nie zdawała sobie sprawy jak go zdenerwowała niekontrolowanym dotknięciem jego włosów. Jeszcze wczoraj odepchnął by jej łapsko albo rzucił w nią poduszką. Teraz udawał, że tego nie zauważył. Zacisnął szczękę, tłumiąc irytację. Jak nic dostanie dzisiaj szczękościsku i palpitacji serca. To emocjonujące popołudnie. Nie był pewien czy zapamięta je w dobry sposób. Nie zapowiadało się na to, ponieważ pojawiały się aspekty, których nigdy nie poruszali i w których się nie zgadzają.
Wziął głęboki, potężny wdech, by dotlenić mózg. Płuca zaprotestowały wywołując nową falę bólu. Noc zapowiada się nieciekawie, lecz nie miał chwili by się tym teraz martwić.
- Jestem twoim wściekłym kumplem, który nie zamierza mieć cię w dupie jak ukończymy szkołę. - wycedził przez zaciśnięte zęby. W jego oczach czaiła się niewytłumaczalna tajemnicza złość. Koledzy i znajomi żywo opowiadali o tym, co będą robić po ukończeniu Hogwartu. Mimowolnie słuchał o planowanych studiach znajomych, o kilku tych, którzy planują wyskoczyć na wspólne wakacje, inni jeszcze obiecują sobie wzajemnie co tygodniowe spotkania w karczmie. Castiel nikomu niczego nie obiecywał. Dopiero dzisiaj pojął jak niebezpiecznie blisko są końca nauczania podstawowego. Zrozumiał, że Ness nie odpowiedziała nigdy co będzie z nimi dalej. Brak tej deklaracji doskwierał mocno.
- Na przykład o tym, że nawet po końcu roku nie pozbędziesz się mnie, ot tak. - wywrócił oczami, rad, że udało się odpowiedzieć dyplomatycznie, obchodząc trochę główną, prawdziwą odpowiedź, której jednak nie podał na głos. Czy Nessy naprawdę planowała zerwać z nim jakikolwiek kontakt? Naprawdę jeszcze tylko jedna chwila, a nią potrząśnie, by zaczęła z powrotem normalnie funkcjonować. Co za uparta baba.
Prawie ucieszył się słysząc wybuch śmiechu. Był w stanie przymknąć oko na słyszalną w tym rozpacz, ale kolejne słowa... Castielowi powoli robiło się słabiej. Zaczynało brakować mu do niej cierpliwości i sił, jak nigdy dotąd. Zaskakiwała go co sekunda, nie dawała nawet chwili wytchnienia ani momentu znormalnienia.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie brałaś nawet pod uwagę naszej dalszej relacji? - zapytał tonem nauczyciela, który po raz setny tłumaczył coś uczniowi i był już blisko granicy poddania się. - Mówię ci, ty tępa buło, że jeśli chcesz się mnie pozbyć musisz się bardziej postarać. W ogóle jak możesz myśleć, że o tobie zapomnę? Choćbym chciał, to mi się nie uda. - wykrzywił się śmiesznie, jakby właśnie zakomunikowała mu wieść o wykąpaniu się Filcha czy mugolu należącego do Slytherinu. Potarł przekrwione oczy. Kominek ogrzał już cały salon, a i tak Castiel nie mógł doprowadzić się do porządku z temperaturą ciała. Raz po raz odczuwał dreszcze.
- Nadinterpretujesz zasady. To była wygodna przyjaźń, tak wygodna, że zamierzam ją kontynuować w przyszłości czy tego chcesz czy nie. Ale do tego musisz przestać ryczeć i mi na to pozwolić, bo nie jestem masochistą. - powiedział to ostrzej niż zamierzał. Na różne sposoby można było to odebrać. Po raz kolejny narażał się na odrzucenie. W końcu to zrobi, w końcu Ness straci cierpliwość i machnie ręką. Obawiał się takiego obrotu spraw, dlatego robił, co potrafił, aby ją zatrzymać jeszcze, aby nie kończyli tego dnia skłóceni i rozwścieczeni. Nie szło mu dobrze, ale starał się. Wyciągał do niej ramię, to naprawdę spory gest z jego strony. Dodatkowo on chciał tego, nie robił tego tylko dla niej samej. Widać było na jego twarzy ból, efekt słów Ness, które wziął za prawdę. Nie wpadł na to, by zarzucić jej kłamstwo. Jeśli za chwilę powie mu, że nie zamierza poświęcić wygody dla lepszej relacji, wkurzy się. Złamie się w środku jak różdżka i wyjdzie. Nie mógł nadstawiać swojego karku i nosić na nim brzemię winy za porażkę w rozmowie. Nie chciał być winny za ich ostrą sprzeczkę.
Mimo całej rozmowy i kłótni (a może właśnie dzięki niej?) nie odrzuciła go. Zgodziła się i podeszła. Castiel był zaskoczony. Nie spodziewał się, że Ness wykorzysta to w taki sposób. Nim wyraził słownie zaskoczenie, poczuł jej palący policzek przy obojczyku. Wstrzymał mimowolnie oddech. Z kilkusekundowym opóźnieniem objął ręką jej ramię, nie wiedząc co ma zrobić z drugą. Zrobił błąd, bo zaufał instynktowi. Drugą ręką przytulił ją w pasie, wiedząc, że nie powinien tego robić. Było już za późno, aby się wycofać. Grzała z mocą dziesięciu rozpalonych kominków. To było uczucie... dziwne. Nowe. Tak bardzo przyjemne, że nim to zrozumie, zacznie za tym tęsknić. W końcu musiał wypuścić uwięzione powietrze w płucach. Odetchnął i brzmiało to jakby odczuł ulgę. W najgorszym wypadku wyprze się wszystkiego; nie może wszak przyznawać się jak się z tego cieszy. Na końcu języka miał cięty tekst, mógłby zbagatelizować obecną sytuację z dziecinną łatwością. Problem w tym, że gardło miał ściśnięte. Grypa, emocje - cholera to wie. Nie powiedział nic, tylko lekko oparł brodę o jej włosy, które go tak irytująco łaskotały.
On nie zapomni za ich dwoje. Był tego pewien.
Nessy Temple
Nessy Temple

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyPon 18 Cze 2018, 23:59

W tej chwili, na tej planecie działo się coś dziwnego, coś kompletnie pozbawionego sensu. Świat wariował, stawał na głowie, a ona znajdowała się w samym środku, tego burdelu, z dłonią przyciśniętą do spoconego czoła pewnego bystrego jak woda w brodziku Ślizgona. Czując jakie jest ciepłe i spoglądając na niego z mieszaniną irytacji, złości i w końcu jakiejś takiej bezsilności, czemu ten idiota, tu stał i się nad nią pastwił, skoro tak wyraźnie (po organoleptycznym zbadaniu) widać było, że jest chory i to miejsce powinno być ostatnim, gdzie się znajduje. W ogóle jakim cudem nie zwróciła wcześniej uwagi na jego harczenie i próby nagle obniżony głos, który nabrał jakiegoś interesującego brzmienia.
- Jak na razie jesteś raczej tępym kumplem, debilu jesteś cały rozpalony i mam powodu by twierdzić, że nie jest to spowodowane moim wrodzonym sexa appealem. - Jakbyś głupiutka dziewczynko wiedział, co dzisiaj wyprawiasz z tym biednym Ślizgonem, to nie rzucałabyś takich komentarzy od niechcenia, jak gdyby nigdy nic.
Ma ochotę zmienić temat, skończyć to wymuszanie na niej snucia wspólnych planów. Ona w nie wierzy, to tak nie działa. Ile razy już słyszała, zawsze będziemy przyjaciółmi, po czym próba czasu wszystko egzekwowała, ucinając relacje, posypując je kurzem zapomnienia. To bolało, ci wszyscy ludzie, którzy żyli, a jakby odeszli, zapomnieli, porzucili ją, bo już nie byli razem, rozdzielały ich kilometry, słodkie kłamstwa wypisywane w długich listach. Skąd miała mieć pewność, że teraz będzie inaczej, że ich prosta relacja oparta na żartach o kupie przetrwa? Przecież fundamentem były żarty o kupie, to nie miało prawa przetrwać, a jednak chłopak powtarzał to cały czas, tak uparcie przekonany o swojej racji. Kiedy zaczęło mu tak bardzo zależeć, kiedy? Nie rozumiała tego, a może nie chciała, bo to nasunęło by kolejne pytania, wymagałoby zastanowienia nad całą ich relacją i jej przyszłością, nad wszystkimi jej konsekwencjami.
- Nie zastanawiałam się nad tym, nie myślę zbyt wiele o przyszłości. - Kolejne słodkie kłamstewko wymyka się z taką łatwością, jakby dziewczyna sama w nie uwierzyła. Ile to już nocy nieprzespanych spędziła, patrząc się w sufit i zastanawiając się nad drogą kariery, którą powinna obrać, co chciała robić, co kochała bardziej? Różdżki czy pióro?
Kolejne słowa zmuszają do myślenia, choćbym chciał to o tobie nie zapomnę, choć okraszone obrażeniem jej trudno nie zauważyć, uzewnętrznienia się Casa, będzie o niej pamiętać, ale dlaczego? Czemu tak bardzo mu zależało, czemu na niej, czyżby? Sama jest siebie gotowa wyśmiać, za tak irracjonalny i pozbawiony sensu pomysł, szybko odrzuca go w dal, zanim Horn z jej twarzy wyczyta, o jakich to głupotach myśli. On… w… heh, niemożliwe.
Czy mieli szansę na wspólna przyszłość? Idealne miejsce w czasie i przestrzeni, gdzie na każdą Nessy Temple, czeka jej własny Castiel Horn, a może na odwrót? Czy to w ogóle było możliwe? Ślizgon tyle razy powtórzył, że się go nie pozbędzie, że czy chce, czy nie chce, coś musiało na nich czekać, może trudno w to uwierzyć, ale powoli przekonywała się do tej myśli, chciałaby żeby się spełniła. Niechętnie z obawy przed tym co nieznane i co przyniesie pokrętny los, odrzucała wizję, w której ich kroki się rozstają, w której każdy idzie we własną, nieznaną stronę, na rzecz czegoś nowego i dziwnego, wspólnej ścieżki. Wąskiej, krętej i niepozbawionej dziur, gdzie na przemian starają się siebie nawzajem z niej zrzucić, śmiejąc się cicho pod nosem. Czy to miało rację bytu? Trudno było powiedzieć, trzeba było to przeżyć i zobaczyć co się stanie, jaki finisz szykuje się dla tej pokrętnej historii, która prawdopodobnie nigdy nie powinna się wydarzyć.
Przytulona do chłopaka czuje zapach mydła, proszku do prania, czy to woda toaletowa, od kiedy Horn zaczął udawać, że o siebie dba? Zadała sobie w myślach to pytanie, ale szybko o nim zapomniała, pozwalając sobie nie myśleć o niczym. Wykorzystując Casa jako swój własny, przenośny kominek, kradła mu tyle ciepła ile ten chciał jej go tylko sprezentować.
Czując jak lekko przyciska ją do siebie, pozwala sobie na zanurzenie się w tej dziwnej, tak intymnej dla nich chwili. Z dziwnym uczuciem bezpieczeństwa pozwala sobie tak trwać, zapomnieć o kłótni, o wszystkim, skupić się na odgłosach bijącego serca, spokojnym oddechu, świszczącym ponad jej głową, dziwnemu wrażeniu spokoju.
Castiel Horn
Castiel Horn

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyWto 19 Cze 2018, 06:58

Wywrócił oczami ponad jej głową. Cierpliwość nie była jego cnotą, a w takiej sytuacji wystawiana była na solidną próbę.
- Ciekawe czyja to wina. - mruknął, zaniepokojony lekko informacją na temat rozpalenia ciała. Owszem, katowany był przez dreszcze, ale nie było jeszcze tak źle, by miał się kłaść. Marzył o kąpieli i łóżku lecz za nic nie przepuści dzisiejszego spotkania. Nie chciał po prostu wyjść, skoro w końcu ją przytulał? Myślał o tym odkąd wyłowił ją z jeziora. W końcu sprzyjają ku temu okoliczności, by móc po ludzku okazać sobie... właśnie, co? Castiel przekroczył ich dotychczasową granicę i bezwstydnie czerpał przyjemność z ufności Nessy. Mięśnie ramion drżały powstrzymywane przez wzmocnieniem uścisku. Uścisku, który by już zdradzał coś więcej. Mijały sekundy, a on nie cofał się, rad, że i ona nie kończyła gestu. Nie miał najmniejszej ochoty teraz tego przerywać. Skoro Ness nie ucieka i pozwala mu na to, to może... może jest jakaś nadzieja, że patrzy na niego nie tylko jak na "chorego pojeba"? To byłoby więcej niż mógł marzyć. Westchnął w akompaniamencie płucnego charczenia. Gdyby podejrzewał jak bardzo będzie się cieszyć z nawiązania z nią kontaktu fizycznego, rozpocząłby nagabywanie jej znacznie wcześniej. Być może przyzwyczaiłby ją do takich gestów, czysto serdecznych, choć okraszonych złośliwością, jeśli któreś z nich postanowiłoby zapytać - dlaczego przytulasz? Na całe szczęście pytanie nie padało i miał nadzieję, że nie padnie. Zepsułoby chwilę, do której myślami będzie wracać, gdy rozpocznie proces umierania na łożu śmierci z powodu trawiącej choroby.
- W ramach rekompensaty żądam dostawy kofeiny, jutro przed pierwszą lekcją. - rzucił cicho, bez złośliwości w głosie. Stwierdzał fakt, nie pytał i nie prosił. Przy fali nowego dreszczu cały zadrżał i odruchowo przygarnął Nessie do siebie mocniej. Odruch bezwarunkowy i niekontrolowany. Efektem tego było szybsze, pojedyncze walnięcie serca, które chciało się chyba wydostać z jego trzewi. Jak inaczej tłumaczyć jego zachowanie? W opinii Horna Ness i tak znajdywała się pół cala za daleko, ale tego zdradzić nie mógł. Mimo gorączki, oczy miał rozszerzone, a krew wrzała w żyłach od płynącej w niej adrenaliny. Palce świerzbiły, by pogłaskać ją po ramieniu albo chociażby na sekundę wsunąć dłoń na jej kark, pod kaskadę miękkich włosów. Był tak blisko, mógł to zrobić, oczywiście, jednak naraziłby się na atak pytań i podejrzeń. Musiał powstrzymać chęci. Zagalopował się i tak grubo poza granicę, ale tak bardzo nie mógł się powstrzymać. Nie chciał wypuszczać jej teraz z ramion, bo nie miał pewności czy kiedykolwiek do nich ona wróci. Czy będzie chciała, czy zatęskni za tym. Castiel zapamiętywał tę chwilę. Wrysowywał ją sobie w mózg, by nic mu nie umknęło. Od kiedy relacja z nią stała się tak trudna? Ten ciężar w sercu i paradoksalna lekkość w żołądku doprowadzi go w końcu do szewskiej pasji..
Nie komentował jej seksapilu. Przez gardło mu nie przejdzie odpowiedź. Miała w tym swój spory udział. Podbiła jego temperaturę o całe dwa stopnie i gdyby była tego świadoma, uciekłaby z krzykiem. Nie widział jej oczu ani twarzy, więc mogła bezpiecznie stać sobie przy nim bez obaw, że cokolwiek z niej wyczyta. Przeraziłby się myślą jak blisko jest odkrycia prawdy. Sam ją przed sobą ukrywał; nie był gotów wymawiać jej na głos. Miał za dużo do stracenia.
- Teraz kłamiesz, buło. - westchnął i jęknął z bólu. Oddychanie boli. - Musiałaś myśleć o przyszłości. A jeśli nie, to zacznij lepiej myśleć teraz. Przynajmniej nie bronisz się rękami i nogami przed moją zacną obecnością. Takie pocieszenie. - i faktycznie odczuł uglę, że nie zaprzeczyła jego deklaracji. Nie kontynuowała żądań wyjaśnień, na które nie mógłby jej odpowiedzieć. Jak ma jej wytłumaczyć, że serce mu wali nie z emocji tylko z powodu jej bliskości? Oderwał jedną rękę od jej talii i chciał położyć ją na jej głowie. Zdziwiony zaobserwował niekontrolowany ruch dłoni i na szczęście powstrzymał ją. Tak ciężko mu z tym było! Logika podpowiadała odsunięcie się na bezpieczną odległość, by nie zrobić niczego głupiego, ale nie mógł się na to zdobyć. Wolałby dać sobie uciąć palce lewej ręki (prawej nie odda) niż teraz to przerywać. Położył dłoń z powrotem tam, gdzie była i mimowolnie znów wstrzymał oddech, bowiem niechcący musnął kawalątek odsłoniętej skóry na jej biodrze. Mogłaby chociaż wcisnąć mundurek w spódnicę, a nie doprowadzać go rozdrażniać! Zacisnął palce w pięść i oparł ją na jej łopatkach. Udawał, że nic się nie stało. Jak dużo dzisiaj musiał kłamać to niepojęte. Ostatnie sekundy i zakończy to. Tak sobie obiecywał. Jeśli przeciągnie, może zrobić z siebie skończonego idiotę. Nie może przyzwyczajać Nessy do takiego luksusu. Tym bardziej siebie, bo zacznie żądać regularnych kontaktów. Zastanawiał się nad sobą, korzystając ze wzrostu endorfin, które rozjaśniały mu trochę umysł. Dlaczego teraz nie kiedyś? Dlaczego widmo ukończenia Hogwartu doprowadziło do takiego toku rozmowy? Wbił spojrzenie ponad jej głowę, na jakiś obraz przedstawiający wzruszoną renesansową starowinkę.
Nessy Temple
Nessy Temple

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyWto 19 Cze 2018, 21:40

Nie tylko Cas zaraz będzie się cieszył, że niektóre pytania zostały zagłuszone. Że zapomnieli, skupili się na czymś innym, nagle przestało być istotne co tam robił, już nikt nie wypominał jej chęci zniknięcia. Wszystkie sekrety, tajemnice i kłamstwa zawieszone między nimi na wątłych nitkach, zostały zamiecione pod dywan i wyrzucone z pamięci, na szczęście. Z ulgą wzdycha w jego klatkę piersiową. Świadomość, że najgorsze już przeminęło, a chmury nad ich głowami powoli były rozwiewane. Tylko przez co? Huragan zmian nadciągał, zmierzał gby namieszać w ich względnie poukładanym życiu, zmienić układ, który działał na coś nowego, coś w czym na razie nie potrafili się odnaleźć, co kazało im kłamać bardziej niż zwykle. Czy na tym miała się opierać ich przyjaźń?
Zawieszona w tym dziwnym układzie współrzędnych, w którym nigdy nie spodziewała się być, Agnes zaczęła czuć się dziwnie. Nie był to jej pierwszy raz, miała całkiem dużo doświadczenia. Wcześniej wszak przytuł ją już Shaw, była również pewna, że czynił to Glom, tamten Puchon z niesamowitymi brązowymi oczami, jak mu było, ach kompletnie wypadło. Przytulały ją też dziewczyny Mała Cassy czy Resa. No właśnie z nimi było to jakieś takie naturalne. Nie było też problemu z lekkim cmoknięciem w policzek, przykaz nowomodnej etykiety, którego nie rozumiała, ale do której posłusznie się stosowała. Mimo obrzydzenia, jakie w niej to wywoływało w niektórych przypadkach. A teraz? Czuła się nie na miejscu, jakby ktoś przykleił ją do złego obrazka. Stała jak gdyby nigdy nic w ramionach Castiela Horna, a on ją przytulał, ba sam wyszedł z taką propozycją, ba nawet nie komentował jej braku stanika, mokrych, śmierdzących wodą z jeziora włosów, po prostu z nią stał i trzymał tak mocno, jak gdyby miała właśnie w tej chwili zniknąć, rozpaść się jak domek z kart.
Z zamyślenia nad tym dziwnym stanem rzeczy wyrywa ją jego głos, cichy wyrzut/nie wyrzut związany z jej wieczorną kąpielą. Prycha lekko maskując wszystko ustami przytkniętymi do jego klatki piersiowej.
- Nie wiem. - Mówi cicho, a wszystkie słowa pochłania materiał ubrania. Zdawać by się mogło, że odgłos bicia dwóch, tak różnych jest go w stanie zagłuszyć.
Kiedy chłopak zdejmuje z jej talii jedną rękę, spodziewa się, że to dziwne, coś zaraz się skończy, że dojdzie do nich jakie to głupie i odskoczą od siebie jak poparzeni rzucając jakimiś komentarzami, durnymi na jakie tylko ich mogłoby być w takiej chwili stać.
Nic nie mówi na rozkaz przyniesienia mu kawy, może to zrobi, może nie. Wszystko będzie zależało od jej porannego kaprysu i tego jak bardzo będzie spóźniona na zielarstwo.
Już ma się odsunąć. Było przecież śmiesznie, ale ile można, jeszcze pomyśli, że coś się stało że coś się zmieniło. Zanim jednak zareaguje odsunie, pomyśli, że to wszystko nie ma sensu, jego dłoń wraca, ba zdaje się jej nawet że przyciąga ją bliżej. Tak blisko nie byli od czasu, kiedy uciekali przed Filchem i schowali się w schowku na miotły, który był wystarczająco duży dla kilku przedmiotów, ale za mały na rosnącego jak na drożdżach Ślizgona i śliczną Krukonkę.
- Skoro już o tym przypominasz, to odsuń się ode mnie, zaraz mnie zarazisz. Na głupotę jest już dla mnie za późno, ale przed twoimi zarazkami mam jeszcze szansę. - Niezdarnie uwalnia się z jego ciasnego uścisku, jednocześnie prawie wywalając się o stojący nieopodal kominka stolik. Mimo dzielącej ich odległości kilku kroków, nadal czuje na sobie jego dłonie, ciepłe plamy, które zostawił. Zapach jego wody toaletowej nieśmiało przyczepił się do jej koszuli, będzie go czuć jeszcze przez kilka godzin.
Wolna staje od niego bokiem opierając się o gzyms kominka. Boi się na niego spojrzeć, coś jej mówi, jakiś podstępny chochlik szepcze do ucha, że może na jego twarzy dostrzec coś czego bardzo nie chciałaby tam zobaczyć.
Castiel Horn
Castiel Horn

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyWto 19 Cze 2018, 22:12

W pewnym momencie zrobiło mu się tak gorąco, że z ulgą zaczerpnął powietrza niezmąconego ciałem Nessy. Nie patrzył jej w oczy, a wypuścił ją bez problemu z objęć obiecując sobie, że to był drugi i ostatni raz, gdy się na to powziął. Nie będzie dawał się jej omotać nawet, jeśli robiła to nieświadomie. Jeśli chłopak dopuści do takich sytuacji w przyszłości, to co z niego później zostanie? Dziewczyny to same kłopoty. Co z tego, że nagle zrobił się zazdrosny o Ness? To przecież naturalne. Nie byli dzieciakami. Ness wyrosła i to o dziwo nie na brzydala, jak w przeszłości jej wróżył. To hormony robiły swoje i nie było w tym nic poza ich udziałem. W każdym razie tak sobie to Castiel powtarzał pewnym, że kiedyś w to uwierzy.
Wytarł rękawem spocone czoło, dalej dzielnie ignorując objawy choroby.
- Wiesz co... potykać się na prostej powierzchni... naprawdę, Ness? - wykrzywił się i próbował się na nią zezłościć z jakiegokolwiek powodu, byleby zapomnieć o pragnieniu zrobienia tysiąca innych małych rzeczy, które wywołały by jej uśmiech. Oglądanie jej potykania się i obijania było świetnym fundamentem do wejścia w tory rozmowy pt "kto kogo pierwszy wkurzy". Pytanie tylko - dlaczego Castiel zdecydował się na to nagle teraz, gdy był na dobrej drodze, by się z nią ostatecznie pogodzić?
- Zamówię jutro folię bąbelkową i cię nią owinę. Nawet nie próbuj protestować, bo jestem zdolny użyć siły, by cię w nią wpakować. Mam dość zawałów serca na najbliższe stulecie, zrozumiano? - spojrzał na nią z lekką pogardą, próbując i próbując zatuszować pojawiające się rozbawienie. To dziwny i nienormalny przejaw troski. Mimo wszystko chciał wbić jej szpilkę w ramach kary tego, co mu dzisiaj zrobiła. Wyrządziła mu krzywdę. Zakochała go w sobie i udaje, że o tym nie wie. Niemożliwe, by zachowywała się tak nieświadomie. Trzeba być tępą bułą, by nie widzieć w tej, obecnej, teraźniejszej chwili skąd się wziął niecodzienny gest ze strony Castiela. To przełom. A tępa buła robiła to albo specjalnie albo naprawdę o niczym nie wiedziała. Nie chciało mu się w to wierzyć.
- Poza tym, nie podejrzewałem cię o taką odwagę graniczącą z głupotą. Rozbierać się dla Luciana Salvasera? - celowo przeinaczył jego imię i nazwisko. - A niech by był tam ktoś gorszy ode mnie, to wylądowałabyś na pierwszej stronie "Lustra". - pochylił się w jej kierunku. - Nie zdobywaj w ten sposób popularności, bo nie będę mógł się do ciebie publicznie przyznawać, dobra? - wpatrywał się spojrzeniem zaszklonym od nadchodzącej choroby. Jego oczy były nienaturalnie wręcz ożywione. Znów był na nią zły, ale fizycznie nie pojawił się żaden ku temu powód. Biedna Nessy, niedługo z nim oszaleje. Widać było jak na dłoni jak się napalił, jak się nastawił na coś. Castiel wyglądał tak w sytuacjach, gdy chciał osiągnąć cel za wszelką cenę. Nie wie co Ness ma zrobić, ale najlepiej będzie jeśli sprawi, żeby natychmiast przestał odczuwać w jej kierunku magnetyczne przyciąganie. Miał tego serdecznie dosyć, a przypomnijmy, że minęło dopiero parę godzin od momentu uświadomienia sobie stanu emocjonalnego. Oj ciężkie dni się przed nim zapowiadały. Stwierdził sobie w myślach, że jeśli rozjuszy Ness do odpowiedniego stopnia to czar pryśnie i nie będzie patrzył na nią w taki sposób, jaki patrzył chwilę temu.
- A, jeszcze jedno. - pomasował skroń i zamrugał kilka razy, aby otrzeźwieć. - Twój stanik został w krzakach. Wybieraj na przyszłość czerwone. - jego usta wykrzywił kpiący uśmiech. Zdenerwowanie i zawstydzenie jej to idealna zemsta za nieodwracalne zmiany w ich relacji, które rozpoczęła. Castiel bronił się jak lew... czy wąż, nieistotne, bronił się rękami i nogami przed uczuciem, które wywołała. Nie pozwoli sobie patrzeć przez ten pryzmat, prędzej da się zjeść Zgredowi Padmore'a niż powtórzy dzisiejsze ekscesy. Chciała starego Castiela? To miała, ale w ostrzejszym wydaniu. On najzwyczajniej w świecie czuł się zraniony. Pytanie tylko czy Nessy była w stanie to zauważyć pod całą tą otoczką, z której wylewała się kpina.
Nessy Temple
Nessy Temple

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyWto 19 Cze 2018, 23:16

Nie był w formie, wyjątkowo mu dzisiaj nie wychodziły docinki, nie rzucał ich, kiedy były najbardziej trafne, a jak już się na jakiś decydował, to było za późno, spalał go, że należało się za nie jedynie smutne hehnięcie. Co mu się działo? Ki czort rzucił na niego ten przebrzydły urok i jak można się go było pozbyć. Bo skoro ustalili już, że nie uda jej się od niego zbyt łatwo uwolnić, to wolała Casa zdrowego na umyśle, a nie takiego z puree ziemniaczanym zamiast mózgu. Jakby chciała ziemniaka, wybrałaby sobie na znajomego kogoś z Puchonolandi. Wzdycha więc ciężko bo na nic innego w takiej chwili nie jest zdolna, kłótnia z wyraźnie chorym chłopakiem, wydaje się być czymś poniżej nawet jej poczucia humoru, a bywały dni, kiedy śmieszyły ją żarty o kupie, co powinno mówić wiele o niskiej poprzeczce, zawieszonej nad zabawowym życiem panny Temple. Po za tym cholera, była z Marcusem Glomem, to samo w sobie brzmiało jak bardzo kiepski żart. Kręcąc zielonymi oczami, z wdzięcznością oddala się od chłopaka, by z gracją jakiej nikt się u niej nie spodziewał opaść na fotel. Układając się w najwygodniejszej z dostępnych pozycji, mimowolnie rozgląda się dookoła siebie, a kiedy natrafia wzrokiem na wypolerowaną, średniowieczna zbroję, przez kilka chwil przygląda się swojemu odbiciu. Policzki powoli traciły róż, przez co zapchany ciągłymi atakami płaczu i całą dzisiejszą przygodą nos, zdawał się wybitnie wyróżniającym elementem, na jej blednącej twarzy. Oczy miała lekko zaczerwienione i podpuchnięte. Przygryza wargę, na ten widok z nadzieją, że zaklęciem maskującym uda się jej ukryć wszystkie skutki, dzisiejszej przygody.
Łatwo byłoby w tym momencie zapomnieć o obecności chłopaka, gdyby ten nagle się nie odezwał, niszcząc jej mentalnie samotne spotkanie z własną twarzą. Przekręca twarz w jego stronę, a pomiędzy brwiami pojawia się cienka zmarszczka.
- Folia bąbelkowa? Co to jest i dlaczego chcesz mnie w to owinąć? Czy to jakieś kolejne dziwne mugolskie ustrojstwo, czy znowu coś kombinowaliście z chłopakami? - Nie jest pewna jak powinna sobie wyobrazić to coś. Folia, co to za dziwne słowo? Powtarza je kilka razy w głowie, starając się je z czymś skojarzyć, może powinna wyjść od etymologii słowa? Brzmi trochę jak fiolka, czemu Ślizgon chciał ją pakować do fiolki, jaki to miało sens?
Nie ma jednak czasu na dłuższe dywagacje dotyczące tajemniczego wynalzku, służącego jak wychodziło z kontekstu wypowiedzi do ochrony sierot, przed nimi samymi, bo monolog Ślizgona nie zamierza się zbyt szybko kończyć.
Czuje na sobie jego niezdrowe spojrzenie. Jest w nim coś niepokojącego, kilka razy już tak na nią patrzył, zawsze kończyło się to źle. Ostatnim razem, gdy to zrobił nie odzywali się do siebie przez miesiąc. Co z nim było nie tak? Najpierw ją ratował, potem był wielce urażony o nic, później nabrał dziwnego fetyszu macania jej po biodrach, a teraz co, znowu chciał na nią krzyczeć, a może chciał ją zdenerwować? Jeżeli tak to prawo, był na doskonałej drodzę.
Teraz to ona zaciska szczękę. Cóż to za insynuacje, że celowo i z premedytacją rozbierała się przed pieprzonym Lacesem S..
- Czy ty się z własnym chujem na mózgi pozamieniałeś? Jakie rozbieranie się dla Salvege’a, jaka główna strona Lustra, skończy pieprzyć trzy po trzy i powiedz w końcu o co ci chodzi, bo zachowujesz się jakby ci się okres spóźniał albo miał mózg w ciąży!- Krzyczy w jego stronę prostując się jak struna na fotelu, ma dość tego człowieka, wszystko jej dzisiaj pomieszał. Najpierw chce zostać jej bohaterem, potem przyjacielem, a na końcu wracają do punkty wyjścia. Wiecie, ona ma już dość, stap, pas, niech sobie panicz Horn sam radzi ze swoimi huśtawkami nastrojów, ona ma już tego dosyć, obrywając ciągle za jakieś jego pieprzone hormony.
- Pierdol się Horn, mam cię dosyć! - Krzyczy podnosząc się z fotela, ignorując ciche wypuszczanie powietrza przez obrazy, nie przyzwyczajone do kobiet używających takiego słownictwa.
Ignorując w pełni osobę Ślizgona wychodzi z pomieszczenia. Na korytarzu zatrzymuje się na chwilę by krzyknąć z irytacji, po czym przez sekundę zastanawia się, czy powinna wezwać do niego jakąś pomoc, wszak jego stan wskazywał, że jest chory i o ile na brak mózgu nic nie dało się poradzić, to może reszta ciała, miała jeszcze jakieś szansę. Idąc w stronę wieży Krukonów napotkała jakieś trzecioklasistę z Gryffindore’u, który zmierzał w dół, poprosiła go by schodząc zaszedł do SS i powiedział “Panu” Farlow’owi, że w salonie wspólnym jest debil, zbyt tępy by samemu poprosić o pomoc lekarską, przy czym ona nie użyła tak parlamentarnych słów.


nmm
Castiel Horn
Castiel Horn

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptySro 20 Cze 2018, 06:31

Pulsowanie w skroniach tylko się nasiliło od dodatkowego wysiłku, jakiego się podjął. Nie udało mu się wkurzyć Nessy tak, by cokolwiek mogło się zmienić - na lepsze, w jego mniemaniu. Walczył ze sobą, aby nie usiąść na kanapie. Obawiał się, że wtedy zostanie tu na całą noc i kilka najbliższych stuleci. Nie miał na to czasu. Musiał zająć się Ness i układaniem wszystkich myśli w głowie. Dlaczego jednak u diabła szło mu to tak mozolnie? Castiel był wyczerpany, a mimo tego jeszcze próbował coś osiągnąć. Ness jednak była teraz tą mądrzejszą, opierając się skutecznie słowom, jakie padały z jego ust. Sprawnie, jakby nigdy nie wyszła z formy, próbowała pougaszać jego cięte słowa trzymając przy tym łzy na wodzy. Rozmazywała mu się przed oczami. Nie zaśnij na stojąco, nie zaśnij.
- To renesansowy potwór o czterystu pięćdziesięciu oczach. - odpowiedział, parskając przy tym śmiechem. Wychowując się w sierocińcu, siłą rzeczy poznał drugi świat. Folia bąbelkowa była jednym z największych tego plusów. Się zdziwi Ness.
Robiło się coraz goręcej, co chwilę odczuł na karku delikatny powiew zimnego powietrza przedostający się przez rozszczelnioną okiennicę. Chłopak wzdrygnął się i pomasował obolały kark. Miał już dosyć dzisiaj. To jego limit dnia. Ledwie usłyszał wrzaski Ness, ciesząc się gdzieś w tle z połowicznego osiągnięcia sukcesu.
- Oj przestań piszczeć, głowa mi pęka od tego. - warknął, zakrywając dłonią swoje czoło. Wszystko dzieje się przez nią. Ona winna tego dnia. Powinna mu się tu odpłacać i kajać, a ośmiela się odwrócić na pięcie i wyjść. Castiel wyciągnął za nią rękę, gdy ta się już odwróciła, lecz zaraz ją opuścił.
- No nareszcie się zamknęłaś. - wycharczał, odkładając plan zdenerwowania jej na bardziej sprzyjające okoliczności. Wszystko wokół przestało się liczyć. Castiel stał bite dziesięć minut jak kołek, próbując wrócić do sprawności intelektualnej i fizycznej. Nic z tego. Z każdą nadchodzącą minutą czuł się gorzej. Powlókł długie kończyny ku wyjściu i wydał z siebie jęk na widok setek schodów do pokonania. Czemu, na gacie Merlina, salon zrobili tak wysoko?
Skrótami, drogą długą i niebezpieczną dla osoby trawionej grypą, doczołgał się do lochów. Pamiętał tylko jak w ciuchach położył się do swojego łóżka, a później odpłynął.
[zt]
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptySro 12 Wrz 2018, 21:21

Minął dopiero jeden dzień odkąd wrócił do Hogwartu, a już fala plotek czy innych informacji mniej lub bardziej wiarygodnych zalała całe pokłady wolnej pamięci w jego głowie. Z tego wszystkiego jednak jedna jedyna rzecz jarzyła się w jego głowie na podobieństwo wyjątkowo agresywnego neonu. Evan Rosier nie żyje. Odbył się pogrzeb. A co z Aristos? Chociaż - czy to ważne co z nią? Jest duże prawdopodobieństwo, że zginęła razem z nim skoro postanowiła tak mocno związać ich ścieżki życia. Pomimo wszystkiego, co ich wcześniej łączyło nie mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że byłoby mu przykro z tego powodu. Nie po tym wszystkim. Zatrzymywał się na neutralnym gruncie, gdy przychodziło do myślenia na temat gryfońskiej Lacroix, czasem z piętnem smutku i żalu w kwestii całokształtu ich zażyłej znajomości. Nie wiedział czym sobie zasłużył na coś takiego, na to wszystko, co przyszło potem, potoczyło się niczym mordercza lawina. W jej odmętach prawie umarł, doprowadzony na skraj desperacji, który nakazał mu odebranie sobie życia w sposób, który łamał wszelkie blokady siły woli. A jednak siedział teraz we Wspólnym Salonie, czując jak czyjś kot ociera się o jego nogę i miauczy przeciągle. Już on znał ten sposób komunikacji tych puchatych drapieżników i kolano-śpiochów. Wcześniej był w dormitorium z chłopakiem, który postanowił mieć dwa koty, po tym jak u osoby z innego dormitorium ujawniła się alergia. Wszędzie, choćby u wrót piekieł pozna żebranie o jedzenie. "Miękkie serce, twarda dupa", jak mówił ojciec, ale Cú był święcie przekonany, że zwierząt ta zasada nie obowiązuje.
- No dobrze, już dobrze. - powiedział cicho, uśmiechając się do kota, który tanecznym krokiem kręcił szlak ósemkowy dookoła nóg Irlandczyka. Otworzył torbę i wyciągnął z jej odmętów pudełko ze szprotkami podwędzonymi z kuchni. Sam bardzo lubił te ryby, a z doświadczenia nie podejrzewał, że jakikolwiek kot wzgardziłby takim darem. Nim mała rybka wylądowała w paszczy czyjegoś pupila O'Connor wysłuchał symfonię dzikich miauków. Po trzech przysmakach zamknął szczelnie pudełko i w tempie ekspresowym schował najgłębiej jak tylko potrafił. Wolałby nie być współwinny za otyłość jakiegoś mruczka, a do tego zamierzał coś sobie zostawić na wieczorne siedzenie z książkami. Zacznie nadrabiać rok dopiero po wakacjach, a póki co zawsze może być do przodu z dziedzin, którym postanowił oddać swoje życie. Życie, ha, życie, którego mógł już nie mieć. Kto by pomyślał, że teraz będzie aż tak ślęczał nad niektórymi książkami, gdy już wie jak to być o milimetr od wiecznej ciemności. Tyle się stało, tyle się zmieniło. Miał wrażenie, że minęło kilka lat, a nie kilka miesięcy. Przynajmniej wrócił ze swoimi pierwszymi tatuażami, z których był niesamowicie dumny, a które przypominały mu o tym, co sobie postanowił. Matka mu co prawda suszyła głowę o to, ale wiedział, że tak naprawdę niezbyt jej to przeszkadza. Ot, typowe "za młody" i tak dalej.
Oparł się wygodniej na jednej z sof i odchylił głowę, wbijając spojrzenie w sufit. Ziewnął, zasłaniając usta dłonią, po czym wrócił do szperania w torbie w poszukiwaniu jak się okazało dużego termosu. Zapach gorącej, czarnej jak noc kawy rozszedł się dookoła Gryfona, a on wziął za osobiste osiągnięcie to, że już się nie krzywi przy kawie zrobionej z tak wielu łyżeczek. Ale co poradzić, nie lubił zasypiać. Cienie przed oczami były niczym w porównaniu z perspektywą koszmarów, które powracały za każdym razem.
Nessy Temple
Nessy Temple

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptySro 12 Wrz 2018, 22:51

Szkoła tonęła w martwej ciszy, kiedy poobijani uczniowie, w odświętnych szatach ubrudzonych błotem i krwią wracali do zamku. Witały ich przerażone spojrzenia młodszych uczniów i ciche pytania – co się stało? Plotki o wydarzeniach z cmentarza w Hogsmead przemieszczały się po kamiennych korytarzach  w zastraszającym tempie. Ich treść z każdym powtórzeniem była coraz bardziej przeinaczane i wyolbrzymiana. Nawet świadkowie tamtych wydarzeń, chcący dodać im odpowiedniej pikanterii, zaczynali mówić o powstałym z martwych Rosierze albo o Filchu w peruce, przebranym za uczennice.
Remus i Nessy, byli jednymi z pierwszych, którym udało się dotrzeć do zamku. Przemarznięci i przemoczeniu ukryli się w jednej z pustych klas, gdzie spędzili kolejne parę godzin, zanim w końcu zdecydowali się udać na samą górę zamku. Może czekali na wieści, a może stan dziewczyny nie wskazywał na to, by udało jej się pokonać taką ilość schodów.  
Od wydarzeń na cmentarzu minęły dwa dni. Dwa bardzo ciche i puste dni. Lekcje odbywały się zgodnie z planem, mimo świecących pustkami ławek. W trakcie przerw, ludzie tłumnie zbierali się pod skrzydłem szpitalnym, chcąc dowiedzieć się cokolwiek o stanie tych, którzy przeżyli bitwę na cmentarzu. Podniecone i przerażone szepty rozbrzmiewały po korytarzach, kiedy Nessy po raz kolejny próbowała się dowiedzieć czegokolwiek, o przyjaciołach, których nie z własnej woli musiała porzucić. By dostać się za zamknięte drzwi próbowała wszystkiego – płakała, krzyczała, a nawet trzy razy udawała omdlenie, na nic się jednak to zdało.
Teraz zmęczona i bledsza niż zwykle przemieszczała się po szkolnych korytarzach jak duch, nie potrafiąc sobie nigdzie zagrzać miejsca. Brak informacji o Castielu, Resie, nawet tym dupku Connorze, sprawiał, że dziewczyna stawała się kłębkiem nerwów. Nie wiedząc, co z sobą począć, krążyła po korytarzach w poszukiwaniu przyjaznych twarzy. Nie mogła być teraz sama. Każda kolejna chwila, w której pozwalała swoim myślom na bezmyślne błąkanie się, przybliżała ją o krok do szaleństwa.
Nie pamięta jak udało jej się pokonać drogę do Salonu Wspólnego, kiedy jednak przekracza jego próg, a nieobecne zielone spojrzenie przesuwa się po zebranych w nim twarzach, zaczyna czuć się jak odludek. Dopiero kiedy wzrok jej pada na Cu, nie potrafi uwierzyć w to co widzi. Jego obecność zrzuca na zmęczenie i omamy wzorkowe, kiedy jednak po kilkunastu mrugnięciach on nadal tam siedzi żywy i w jednym kawałku. Dziewczyna przeciera oczy ze zdumienia.
- Wróciłeś!? – Bardziej stwierdza niż pyta, a jej cichy głos z trudem przebija się przez otaczający ją szum rozmów. Wpatruje się w niego z mieszaniną przerażenia, jakiejś irracjonalnej radości i smutku. Kiedy wzrok jej mimowolnie pada na czerwień gryfońskiego mundurka, w jej myślach pojawia się jedno imię. - Boże Wszechmogący, widziałeś Resę? Wróciła z pogrzebu, czy jest cała, Cu błagam, powiedz, że wszystko z nią w porządku. – Nigdy w swoim życiu Agnes Temple nie płakała tyle, co w ciągu ostatnich dwóch dni. Zawsze piękna teraz wyglądała jak wrak człowieka. Czerwony nos i oczy, potargane włosy i pomięty mundurek przywodził na myśl obraz nędzy i rozpaczy.
W tym momencie była wstanie wybaczyć chłopakowi wszystko, to jak półtora roku temu odrzucił jej względy na rzecz kogoś innego, to że potem zniknął bez słowa. To wszystko była nieistotną przeszłość, było minęło, a uczucia, które dawno temu kłębiły się w jej piersi do młodego Irlandczyka zostały zapomniane. W tej konkretnej chwili liczyła się jedynie jedna informacja, czy Anderson żyje i czy bezpieczna leży w Gryfońskiej Wieży.
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyPią 14 Wrz 2018, 14:25

Całe szczęście, że chwilę wcześniej upił ostatniego łyka czatnej mikstury ostatecznego pobudzenia, bo biorąc pod uwagę zadziwiającą gwałtowność ruchów dziewczyny zawartość termosowego kubka szybko mogła znaleźć się na ubraniach lub twarzy któregokolwiek z nich. Mimo to puste naczynie upadło na podłogę i poturlało się gdzieś między nogi sąsiedniego fotela, zostawiając za sobą ledwo widoczny ślad ciemnobrązowych kropel. Na całe szczęście dywany w salonie były mocno wzorzyste, dlatego też prawdopodobnie nikt nie zauważy nowego akcentu przez długi czas.
Poderwał się na równe nogi i z przerażeniem patrzył na twarz Nessy. W tym momencie ukradkiem przeszło mu przez myśl, że sam wcale tak tragicznie nie wyglądał. Krukonka prezentowała się niczym ucieleśnienie siedmiu nieszczęść połączonych z kompletem plag egipskich - a że nie należała wcale do brzydkich to Cú od razu ogarnęło odrętwienie na myśl o tym jak wiele w takim razie musiała przejść lub jaką krzywdę ktoś musiał jej zrobić. Albo wszystko naraz. Słuchając wypełnionego rozpaczą i desperacją głosu panienki Temple można była z łatwością się zarazić paniką i popaść w wir rozdzierających emocji. Pomimo swego porywczego charakteru Gryfon zachował zimną krew, nauczony doświadczeniami ostatnich miesięcy. Już raz głupio stracił nad sobą panowanie i konsekwencje mogły być opłakane. Co najmniej głupio byłoby popełnić ten sam błąd w tak krótkim odstępie czasu.
Na jego twarzy zaskoczenie ustąpiło nieco miejsca trosce, podczas gdy jego błękitne oczy lustrowały Nessy. Szukał wszelkich, choćby najmniejszych ran, jednakże na szczęście dziewczyna nie wyglądała na skrzywdzoną fizycznie w żaden widoczny sposób. Odetchnął w duchu, po czym chwycił jej twarz w obie dłonie, by zmusić ją do utkwienia wzroku w jego własnych tęczówkach.
- Ness, spokojnie, oddychaj, dziewczyno. - zaczął najspokojniej jak umiał, samemu starając się dawać przynajmniej znośny przykład opanowania. - Wdech i wydech. Resie nic nie będzie, żyje. Tę dziewczynę nie tak łatwo wykopać z gry na boisku, a co dopiero z życia. Uspokój się i oddychaj głęboko, wszystko będzie dobrze.
Po chwili przeniósł dłonie na jej ramiona, poruszając nimi w górę i w dół, by zrelaksować Krukonkę. Nie mógł się jej dziwić, słyszał to i owo już o tym, co się wydarzyło na pogrzebie, żałując, że o samym wydarzeniu dowiedział się za późno, by zdążyć w nim uczestniczyć. Mimo wszystko poziom niebezpieczeństwa dla tych, którzy postanowili pożegnać Rosiera po raz ostatni nieco wybiło poza skalę i sam martwił się o zdrowie niektórych z nich. Z drugiej strony wiedział też, że w Skrzydle Szpitalnym zrobią co w ich mocy, by postawić rannych na równe nogi, pozostawało czekać i być dobrej myśli. Gdzieś tam kłuła go rozżarzona igła świadomości, że miał Śmierciożerców tak blisko, prawie na wyciągnięcie ręki, ale trzeźwo myśląca część jego irlandzkiej, gorącej krwi kazała mu się ogarnąć. Ledwo wrócił do siebie po ostatnim spotkaniu z poplecznikami Voldemorta, potrzebował dobrego treningu, jeśli zamierzał wyeliminować choćby jednego z nich.
Przytulił mocno Temple do siebie, odczekał chwilę aż jej oddech uspokoi się zauważalnie, po czym ponownie na nią spojrzał. Dalej wyglądała jak zjawa, ale chyba udało mu się trochę opanować ten atak paniki. Całe szczęście, że nie doszła do punktu hiperwentylacji.
- Już lepiej? - zapytał, pozwalając sobie na lekki uśmiech. - Panikując nie pomożesz ani Resie, ani nikomu innemu. Chodź, usiądź, będzie dobrze. Masz, napij się.
Wyciągnął z torby butelkę wody i podał ją Nessy, uważnie obserwując każdy jej ruch. Nie od dziś wiedział, że dziewczyna ma wszelkie zadatki na przedwczesne zejście na zawał, więc wolał nie przegapić momentu, w którym zacznie omdlewać. Przynajmniej żyła i poza kiepską kondycją psychiczną miała się akceptowalnie. Ponownie odetchnął w duchu, szczególnie, że lubił tę drobną histeryczkę. Ba, kiedyś nawet czuł do niej coś więcej, choć okazało się to być trywialnym zauroczeniem, które szybko przegrało pojedynek w starciu z pewną Gryfonką. Gryfonką, o której obecnie chciał zapomnieć, wyrzucić ze swej pamięci.
- Tobie nic nie jest? - podjął ponownie, skupiając całą swoją uwagę na tej porcelanowej osóbce tuż obok niego. Cerpe Diem, liczyło się to, co tu i teraz - czyli Ness, którą zamierzał uspokoić na tyle, by nie zeszła z nadmiaru stresu co najmniej przed trzydziestką. Wbrew pozorom dobrze się złożyło, gdyż problemy innych skutecznie odsuwały od niego traumatyczne wspomnienia czy jego własne bolączki.
Nessy Temple
Nessy Temple

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyPią 14 Wrz 2018, 20:24

Wszystko zaczęło się od początku. Łza najpierw jedna, potem następna, aż w końcu cały potop zaczął spływać po bladych policzkach. Dolna warga niczym u przerażonego zająca wolno drgała, kiedy oczy nie były wstanie uwierzyć kogo przed sobą widzą. Tak mała i bezradna Nessy nie była od dnia urodzin. Delikatna jak laleczka z chińskiej porcelany wpatruje się w Gryfona, wydawać by się mogło, że pierwszy silniejszy podmuch byłby wstanie ją rozbić. Nie wie czy to przez wzgląd na swój wygląd, płynące ciurkiem łzy, a może wspólną przeszłość, która miała też dobre chwile, Gryfon z prędkością miotły wyścigowej podchodzi do niej.
Wpatruje się w niego załzawionymi, zielonymi oczami. Ma ochotę na niego krzyknąć, powiedzieć wszystko co przez ostatnie półtora roku leżało jej na wątrobie. Wyrzucić z siebie te wszystkie gorzkie słowa, niewypowiedziane przekleństwa, które marnowały się do tej chwili. Jak mogłeś dać mi odejść, woleć ją ode mnie, a na końcu zniknąć bez słowa, jak gdyby nigdy nic. Słowa te cisnęły się na jasne usta, a kiedy w końcu mają szansę zostać wypowiedziane, wykrzyczane z całą mocą, nie ma na to siły. Ogrom zniszczenia, jakie wywołało w niej ostatnie wydarzenia, sprawia, że tamte chwile zdają się tak bardzo nieistotne i pozbawione sensu.
Kiedy nagle na swojej twarzy, wczuwa nowe, niezidentyfikowane źródło ciepła, które równolegle unieruchamia ją. Ma ochotę się wyrwać, wychrypieć by sobie nie pozwalał na takie spoufalanie, jednak po jednym spojrzeniu w te błękitne oczy Nessy zaczyna rozumieć, że krzyk to nie ma sensu.
Skupiając się na jego głosie stara się uspokoić. Będzie dobrze. Z Resą wszystko w porządku. Z Casem i resztą również. WSZYSTKO JEST POD KONTROLĄ. Nieudolnie stara się przekonać samą siebie, jednak jej mentalne krzyki, jedynie na powrót rozbudzają w niej histerię, dopiero, kiedy chłopak przyciąga ją do siebie, ukrywając przed całym złem otaczającego ją świata, ma szansę odnaleźć swój wewnętrzny spokój.
Ciepło. Och jak ona za nim tęskniła, tak bardzo brakowało jej drugiego człowieka, czyjejś bliskości, tego uczucia, że nie jest sama w chaosie, który z każdą chwilą coraz bardziej pochłaniał otaczającą ją rzeczywistość. Wczepia się w chłopaka niczym mała koala i nawet mordercze spojrzenia całej rzeszy Gryfonek, nie odciągnęłoby jej w tym momencie od niego. Potrzebowała go, może nie personalnie Irlandczyka, ale kogoś kto przeżyje z nią ten atak histerii, kogoś kto będzie jej kotwicą ze światem.
Kiedy O’Connor znowu się do niej odzywa, tłumacząc powoli i spokojnie jak ułomnemu dziecku, że jej ataki płaczu nikomu nie pomogą, wyczerpana kiwa głową. Ma racje, wszyscy mają, ale jak ona miała się czuć spokojna, jak miała uśmiechać się do wszystkich, kiedy wystarczyło zamknąć oczy, a ona znowu widziała tamto zielone światło, słyszała odgłosy walki, a przestraszona twarz Castiela odwracała się od niej pełna napięcia. Jak miała zachować jasność umysłu, nie wiedząc co się z [s]nim[/s] nimi stało! Nikt nie chciał jej nic powiedzieć, trzy słowa WSZYSCY UCZNIOWIE PRZEŻYLI, czy to było tak dużo? Najwidoczniej tak.
Niechętnie daje się prowadzić na kanapie. Otoczona silnym ramieniem, z płucami wypełnionymi jego zapachem, czuła się pewniej. Myślała, że uda jej się uspokoić, teraz kiedy znowu była tak bardzo na widoku, gdy czuła wszechobecne zimno, przechodzi ją dreszcz niepewności. Trzymając się kurczowo jego bluzki, daje się posadzić na kanapie, a kiedy w swoje łapki dostaje butelkę wody, przez kilka chwil przygląda się jej, jakby nie wiedziała do czego służy. W końcu po chwili ciszy odkłada ją na bok i odpowiada.
- Wiem. – Podciągając kolana pod samą szyję i przyciskając je do siebie jak najbliżej dodaje po chwili. - Cu to było piekło. Piekło na ziemi.
Na pytanie czy nic jej nie jest, gorzko śmieje się pod nosem.
- Cas odwrócił uwagę jakiegoś śmierciożercy idącego w naszą stronę, a Remus wyciągnął mnie stamtąd zanim zdążyłam cokolwiek zrobić. – Mówi, a wzrok jej lata po pomieszczeniu. Boi się spojrzeć w oczy chłopaka, w obawie, że ujrzy tam swoje odbicie, nie chce się widzieć. Pierwszy raz w swoim życiu, brzydzi się własnym tchórzliwym widokiem. Powinna tam zostać, bronić ważnych dla niej ludzi, a ona uciekła, spieprzyła stamtąd jak ostatni szczur. - Jestem beznadziejna. – Stwierdza, wpatrując się w swoje skulone stopy.

Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyPią 14 Wrz 2018, 21:02

Nessy nigdy nie należała do osób o silnym charakterze czy wysokim wskaźniku odporności na zło tego świata. Potrafiła się rozpłakać, rozzłościć albo stanąć jak słup soli w przerażeniu z byle powodu, często wzbudzając tym politowanie innych, a O'Connora to trochę bawiło - tyle musiał przyznać, by pozostać szczerym chociaż z samym sobą. Wiedział to wszystko o tej drobnej istotce przed nim, wiedział nawet więcej, w końcu mieli za sobą krótką romantyczną przygodę, która jednak skończyła się w dosyć żałosny sposób. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zanim ich kontakt się rozluźnił, prawie urwał, nie do końca zrobił wszystko tak jak powinien i podejrzewał, że w najbliższym czasie we dwójkę powinni sobie wszystko jeszcze raz wyjaśnić. Na spokojnie, z kubkami parującej herbaty i wielkim talerzem ciasta bez czekolady. Póki co jednak miał Krukonkę tuż obok siebie w stanie, którego chyba jeszcze ani razu u niej nie doświadczył. Gdy ją przytulał miał wrażenie, że dziewczyna zaraz się rozsypie jak figurka z bardzo kruchego szkła. Czuł jednocześnie jak podczas kontaktu fizycznego jej mięśnie delikatnie się rozluźniają, więc najwyraźniej właśnie tego obecnie potrzebowała. Kogoś, kto przytrzyma ją w jednym kawałku i będzie powtarzał szczęśliwe prognozy przyszłości, jednocześnie zajmie ją rozmową, by powoli odsuwać nachalne i bolesne myśli. Cú doszedł do wniosku, że jak najbardziej powinien przyjąć na siebie tę rolę i to nawet nie dlatego, że czuł, że jest jej coś winien. Po prostu, pomocny był z niego chłopak, szczególnie dla tych, na których mu zależało w jakikolwiek sposób.
Zmarszczył brwi, słuchając słów Ness, starając sobie wyobrazić całe zajście mniej lub bardziej. Nawet jeśli jego towarzyszka miała skłonność do wyolbrzymiania to podejrzewał, że tym razem może mówić prawdę. Skupisko uczniów uwięzionych, a przez to wplątanych w walkę między Śmierciożercami a Zakonem. Na dodatek mała kaplica jako miejsce całego zajścia dawały naprawdę małe szanse na to, by ktoś sparaliżowany strachem uszedł bez szwanku z tego piekła na ziemi.
- Wcale nie jesteś beznadziejna, Ness. - odpowiedział spokojnie, wyciągając z torby kilka chustek, by wytrzeć policzki dziewczyny z łez. Powoli, delikatnie, tak by ledwo czuła jego dotyk. - W takich warunkach mogą zostać tylko osoby doświadczone w walce lub potrafiące zachować zimną krew do samego końca. Nie obwiniaj się o to, że uciekłaś, bo w tym wypadku zrobiliście najlepszą możliwą rzecz. Niepotrzebne ofiary, nawet jeśli nie śmiertelne nikomu, by nie pomogły, a tak jesteś bezpieczna.
Powoli objął ją, przesuwając powoli dłonią wzdłuż jej ramienia w górę i w dół, licząc na to, że choć trochę ją to uspokoi. Serce mu się krajało, gdy widział Temple w takim stanie, ale też nie mógł się dziwić. Sam nie do końca był pewien jak by zareagował na pierwsze spotkanie ze Śmierciożercami po tamtych torturach i pomimo całej swej determinacji brał pod uwagę, że ciało ma prawo zareagować automatycznie. W reakcji na traumatyczne wspomnienia aż poczuł mrowienie w języku, więc szybko samemu upił łyk wody, odkładając butelkę na powrót tuż obok dziewczyny. Stopniowo ogarniała go fala złości na myśl, że ledwo wrócił do szkoły, a te cholerne padalce zwane szerzej poplecznikami Voldemorta stawiają jego znajomych i przyjaciół w sytuacji zagrożenia życia bądź zdrowia. Jego włosy przybrały lekko czerwonawą barwę, która jednak szybko wróciła do naturalnego, brązowego koloru, który w świetle mienił się lekko niebieskimi refleksami. Nie ważne jak długo by tego nie ćwiczył, jego włosy wciąż były podatne na wszelkie zmiany nastroju.
- Postaram się w najbliższym czasie, może dziś w nocy, pozakradać tu i tam i sprawdzić jak się ma cała reszta, zgoda? W półmroku łatwiej ukryć fakt, że moje przemiany wciąż nie są idealne, a nuż wystarczy.
Uśmiechnął się pokrzepiająco, mrugając do Nessy porozumiewawczo i licząc na to, że ją to podniesie na duchu. Nigdy nie krył się ze swoją metamorfomagią, więc mógł spokojnie wyjawiać dziewczynie takie plany jak ten.
- Na pewno nie chcesz napić się wody? Będzie ci trochę lepiej. Spokojnie, wdech i wydech, będę siedzieć tu z tobą tak długo, aż z czystym sumieniem będę w stanie odstawić cię do wieży Ravenclaw.
Nessy Temple
Nessy Temple

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptySob 15 Wrz 2018, 17:03

W cieniu tragedii, jaką była bitwa w starej kaplicy, ludzie szukali wytchnienia, rzeczy zwyczajnych i prostych, szukali informacji i plotek. Czegoś co choć na chwile pozwoliłoby im odwrócić myśli od smutku, zapomnieć o nim. Niesieni tą zwykłą, tak ludzką ciekawością - uczniowie ze wszystkich domów, anonimowi, porozsadzani po różnych częściach salonu, raz po raz zainteresowani przedstawieniem spoglądali w kierunku Gryfońsko-Krukońskiej pary. Szeptali między sobą, śmiali się, dziewczęta z wyższością komentowały naganny wygląd Agnes, przez jedną chwilę swojego życia czując się od niej lepsze, chłopcy widząc Gryfona, próbowali go sobie przypomnieć, odkurzyć imię człowieka, który z taką łatwością zbliżył się do Nessy. Kiedy tamci schowali się za oparcie kanapy, uniemożliwiając łatwe podglądanie, mrucząc pod nosem o końcu przedstawienia wracali do przerwanych czynności.
Wsparta nie tylko fizycznie ale i psychicznie na osobie Irlandczyka, Nessy ze wszystkich sił starała się zwalczyć swoją atencyjną osobowość. Zatrzymać kolejne potoki gorzkich łez i żałosnego pociągania nosem. Musi się uspokoić, w takim stanie mimo zaprzeczeń Gryfona była jedynie beznadziejną, bezużyteczną dziewuchą, którą wszyscy musieli ratować, która wymagała ciągłej uwagi. W czasach pokoju taki stan rzeczy by jej nie przeszkadzał. Lubiła pławić się w zainteresowaniu otaczających ją ludzi, jednak czasy nadchodziły niespokojne. Ludzie umierali, a wbrew wszystkiemu co zdarzało jej się myśleć na kilka chwil przed zamknięciem oczu, ona nie zamierzała tak szybko budzić się po tamtej stronie.
Nieudolnie, jakby nagle ktoś poprzecinał jej wszystkie mięśnie twarzy, stara się uśmiechnąć do chłopaka. Kąciki ust, jednak wyginają się asymetrycznie, tworząc sobą jakiś nieudolny grymas, który w połączeniu z czerwonymi oczami i nosem, nie jest wstanie nawet o milimetr przybliżyć się, do wyglądu do jakiego przyzwyczaiła nas osoba Krukonki.
- Jesteś za dobry na ten świat. Mówił ci to ktoś kiedyś? – Pyta podnosząc ramie do twarzy i nieudolnie starając się zetrzeć rękawem ślady łez. Nie odsuwa się od chłopaka nawet na minimetr, wie, że nagłe uczucie chłodu, może zniszczyć cały spokój, który udało im się wypracować. Zbyt słaba by jeszcze zostać sama, w tym nieprzyjaznym świecie, pozwalała sobie korzystać ze wsparcia, jakie udzialał jej Gryfon. Jutro się zmienię. Na pewno. Powtarzała w myślach. Jeżeli pragnęła przeżyć, musiała się stać silniejsza, musiała przezwyciężać strach i nie pozwalać by, jeszcze kiedyś dyktował jej warunki. Wszystko to zamierzała zrobić, ale jutro, dzisiaj potrzebowała jeszcze chwili uwagi, świadomości, że jeżeli z jej ambitnych planów nic nie wyjdzie, to nie zostanie sama. Będzie do kogo pójść, wylizać rany. - Nie zasługiwałam na ciebie. – Dodaje opierając policzek o jego tors i na chwilę przymykając oczy. Wsłuchuje się w ciche bicie gryfońskiego serca, które spokojnie wybijało ten sam rytm. Ten dźwięk, tak miarowy i pewny, zdaje się działać lepiej niż jakiekolwiek słowa. Twarz, która wcześniej wykrzywiała się w napięciu, teraz zaczynała łagodnieć, nadal na przemian blada i czerwona, zdawała się już nie przynosić na myśl kogoś, kto w każdej chwili może umrzeć niesiony śmiercionośną chorobą.
Słysząc nad sobą, jak nad nią Cú obiecuje dowiedzieć się czegoś więcej na temat stanu, przetrzymywanych w Skrzydle Szpitalnym osób, na krótką chwilę wstrzymuje oddech, po czym niepewnie sięga do przerzuconej przez ramię torbę. Niechętnie odrywając się kawałek od chłopaka, grzebie we wnętrzu torebki w poszukiwaniu czegoś, co dobrze pamiętała, że tam wrzuciła. Po chwili walki z czarną dziurą udaje jej się znaleźć – małe srebrne lusterko z pokrywką, na której zręcznie wyrzeźbione były dwie jaskółki. Przez chwilę dziewczyna spogląda na ten niepozorny przedmiot, jakby w swoich dłoniach trzymała prawdziwy skarb, po czym podaje go chłopakowi.
Chwilę jeszcze bije się z własnymi myślami zanim, pozwoli sobie najpewniej na ile potrafi spojrzeć w jego niebieskie oczy.
- Proszę daj to Castielowi. – Niepewnie spogląda na wieczko dwukierunkowego lusterka. Czy powinna mu oddawać jedno, czy na pewno był to dobry pomysł, spoglądając wstecz, nie jest już pewna niczego. Wie tylko, że chce się dowiedzieć co się tam stało i czy ze Ślizgonem, Resą i innymi, na pewno było wszystko w porządku, a skoro Gryfon miał szansę w jakiś sposób się tam przedostać, to musiała spróbować.
- Uważaj na siebie. Proszę. Jeszcze na ciebie nie nawrzeszczałam za tamto rozstanie. – Stara się nieudolnie zaśmiać, ale wychodzi jej jedyni złowróżbne chrząknięcie. Czy nie było za wcześnie, chwile temu pogrążona w rozpaczy, teraz, nieudolnie starała się komuś udowodnić, że było chociaż trochę lepiej.
Na wodę spogląda niechętnie, jakby pod pozornie przezroczystą cieczą ukryty był eliksir słodkiego snu, w końcu jednak decyduje się trochę napić. Jeżeli dalej będzie ignorować potrzeby swojego ciała, to skończy odwodniona, z anemią i anoreksja. Już teraz miała wrażenie, że presja i stres, spowodował, że w ciągu ostatnich siedmiu dniu straciła z pięć funtów.
Kiwa z wdzięcznością głową, na informację, że O’Connor będzie z nią tak długo, jak będzie go dzisiaj potrzebować, czy to znaczy, że może go ze sobą zabrać do dormitorium? Przydałaby się jej taka duża poduszka?
Powoli ze stanu, w którym w każdej chwili może się rozsypać przechodzi w stan, mów do mnie cokolwiek, byle tamte wspomnienia nie wróciły. Dlatego niepewnie, nie wiedząc na ile może sobie pozwolić, spogląda na niego kątem oka.
- Co się z tobą działo?

Przekazanie jednego dwukierunkowego lusterka Cu


Ostatnio zmieniony przez Nessy Temple dnia Pon 17 Wrz 2018, 16:49, w całości zmieniany 1 raz
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyPon 17 Wrz 2018, 16:28

O'Connor należał do tej grupy osób, która miała w głębokim poważaniu opinię innych na swój temat. Szczególnie w obecnej sytuacji, gdy wszystkie jego myśli były skupione na osobie Krukonki, starając się skonstruować jakiś działający plan na poprawienie jej humoru lub też próbując sobie przypomnieć wszystko, co wpadło mu w ucho odnośnie ostatniego wydarzenia na cmentarzu w Hogsmead. Nie zakładał żadnych ofiar śmiertelnych, przynajmniej nie z osób, o które mógłby się martwić lub tych, o które pytała Nessy. Plotki były żywiołową potęgą, szczególnie przy czymś takiego kalibru, dlatego tez podejrzewał, że w przypadku zgonu ucznia to byłaby jedna z pierwszych rzeczy jakie dotarłyby do uszu kogokolwiek. Oczywiście udało mu się wyłapać tylko szczątkowe informacje, nie czatował bowiem pod Skrzydłem Szpitalnym, nie włóczył się po korytarzach - jak było zresztą widać. Nie widział w tym celu. Ani nikomu w ten sposób nie pomoże, ani nie wyciągnie użytecznych i przede wszystkim sprawdzonych strzępków wiadomości na temat przebiegu wydarzeń. Odczeka, potem pokrąży po znajomych kręgach, starając się pociągnąć za język tego i owego. Musiał powoli uczyć się pozostawania z boku, krycia się na podobieństwo cienia poza kadrem, niknięcia w tłumie. Zdolności metamorfomaga były złotem w tym przypadku, jednakże należało przy okazji zmienić nieco swoją osobowość. Z nutą melancholii musiał w końcu przyznać, że czasy, gdy było go wszędzie pełno minęły.
Zdziwiły go słowa, które opuszczały usta dziewczyny. Po pamiętnym ochłodzeniu ich stosunków nie spodziewał się na pewno usłyszeć czegoś takiego, dlatego też zrzucił to na jej rozstrój nerwowy i nadmierną wylewność spowodowaną szokiem. Szczególnie, że wyglądała jak ucieleśnienie biedy z nędzą, co stanowiło wystarczający dowód na to, że zdecydowanie nie jest sobą. Dlatego też tylko uśmiechnął się dyplomatycznie, bez słowa, nie przestając obejmować tego rozdygotanego stworzenia - a przynajmniej póki owo stworzenie nie postanowiło samo się na chwilę oddalić, by zacząć szperać we własnej torbie. Wykorzystał ten moment, by wziąć kilka łyków wody. Jak na niego w ostatnich dniach to mówił całkiem sporo, a to sprawiało, że musiał dbać o odpowiednie nawilżenie języka. Ostatki dochodzenia do siebie dawały znać, choć w porównaniu z początkami powinien rzucać konfetti pod sam sufit piętnaście razy dziennie. A przynajmniej wtedy, gdy prowadzi z kimś rozmowę.
- Możesz na mnie liczyć. Nie mam jeszcze zapasowego planu na wypadek porażki kamuflażu, jednakże znając życie staromodne użycie miotły i okna prędzej czy później okaże się niezastąpione. - powiedział przyglądając się lusterku, po czym chowając je do jednej z pomniejszych kieszonek torby, zwracając uwagę na skrupulatne zamknięcie jej na wszystkie zatrzaski. Gdzieś na jego twarzy pojawił się cień dawnego Cú Chulainna, którego ręce świerzbiły na samą myśl o zakradaniu się w dowolne miejsce, eksperymentowaniu z omijaniem przepisów czy wykorzystywaniu swoich zdolności do tak zwanego huncwotowania. Oczy zapłonęły ekscytacją na wyobrażenie jego samego wlatującego do Skrzydła Szpitalnego na miotle.
- Najwyżej nawrzeszczysz na mnie za stare dzieje i za ewentualne nowe jak sam się wpakuję w szlaban u woźnego roku. - puścił jej oko, obdarzając szelmowskim pół-uśmiechem. - Zawsze się urokliwie frustrowałaś, gdy próbowałaś być groźna, ale wychodziło mało przekonującego i parskałem śmiechem.
Wspomnienie starych czasów, zanim wszystko zamieniło się w powoli rosnącą kulę niefortunnych zdarzeń zmierzającą do katastrofy, poprawiło mu humor i uspokoiło zmęczony koszmarami sennymi umysł. Wszystko co dobre jednak nie trwa wiecznie i gdy Nessy zadała pytanie o czas jego nieobecności wszelkie spędzające z powiek sen obrazy powróciły. Całkiem wprawnie stłumił w sobie grymas, który zawsze ciśnie mu się na usta, gdy przypomni sobie zimny kamień, abstrakcyjnie gorącą krew, masę pulsujących od bólu miejsc na całym ciele, dźwięk łamanych kości... Mrugnął i zdał sobie sprawę, że pewnie kilka sekund po prostu siedział i patrzył się gdzieś w przestrzeń koło twarzy Temple. Westchnął i przeczesał palcami włosy, chcąc ukryć w spojrzeniu widoczną konsternację i mieszankę przerażenia z determinacją i złością. W ten sposób ujawniała się zawsze wada metamorfomagii, czyli zmiana koloru włosów w wypadku silniejszych emocji. Jakkolwiek by nie opanował mimiki twarzy tak chociażby końcówki jego kucyka zdradzą prawdziwy stan psychiczny. Na szczęście tylko połowa włosów przybrała na moment barwę bladego brązu, momentami zupełnie jakby Gryfon nabawił się nagle kilku siwych pasm. Wrażenie szybko zniknęło, a on sam miał nadzieję, że w razie potrzeby obwini o to oświetlenie w pomieszczeniu. Pozostawało cieszyć się z faktu, że te kilka nowych blizn było w miejscach łatwo zakrywalnych.
- Różne rzeczy. Mniej lub bardziej przyjemne - choć raczej mniej. Powiedzmy, że wpakowałem się w pewno bagno i musiałem zapłacić za błędy wieku szczenięcego. - w końcu odezwał się, posyłając Krukonce dosyć blady jak na niego uśmiech. - Było gorąco, ale na szczęście wyszedłem z tego cało, swoje odleżałem i ta-daam. Jestem z powrotem. Mów lepiej co tam u ciebie zanim doszło do tego feralnego pogrzebu.
Tak, zmiana tematu wydawała się być najlepszym wyjściem z tej sytuacji. Liczył tylko na to, że dziewczyna nie wykaże się aż tak nieznośną ciekawością, że zacznie go bardziej wypytywać, a on w swej beznadziejności w dziedzinie kłamania prędzej czy później wyrzuci z siebie wszystko. Wolał jej tego oszczędzić, szczególnie wiedząc jak delikatna psychicznie jest. Dodatkowo chciał też oszczędzić samemu sobie wspominania wszystkiego po kolei od nowa.
Nessy Temple
Nessy Temple

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 EmptyPon 17 Wrz 2018, 17:59

Wiedząc, że lustereczko jest w bezpiecznych rękach, opada na wcześniej zajmowane miejsce. Głaz, który wcześniej wisiał na jej słabym karku, spada, w momencie, w którym srebrne puzderko niknie w kieszeni torby. Teraz mogła już tylko czekać, kiedy w pozostawionym sobie ujrzy tamte zbulwersowane, szare spojrzenie, kiedy zobaczy, że wszystko jest w porządku. O ile w ogóle będzie chciał na nią patrzeć. Na to już nie miała wpływu, mogła tylko siedzieć i mieć nadzieję.
Mieszanina ulgi i czegoś na kształt wewnętrznego rozdarcia miesza się ze sobą, kiedy Kurkonka znajduje się już na swoim miejscu. Nie wiedząc co powinna o tym wszystkim myśleć, przykłada chłodny policzek do torsu chłopaka i zamiera. W ciszy przyglądając się jak jego klatka piersiowa, na przemian podnosi się i opada. Ten widok ma w sobie coś irracjonalnie odprężającego. Jakby wizja śmierci panoszącej się po hogwardzkich korytarzach, sprawiała, że wszystkie oznaki życia, niosły za sobą oznaki ulgi.
- Głupek – mówi cicho, kiedy chłopak z zapałem zaczyna jej opowiadać, jak to będzie uciekał na miotle. Wspaniała historii brakowało w niej tylko rzucanych zaklęć, wybuchów i pięknej dziewczyny, przytulonej do jego pleców. Ma ochotę się zaśmiać, kiedy słyszy z jaką pewnością siebie to mówi, ogranicza się jedynie do lekkiego uśmiechnięcia.
Czy oni naprawdę się rozstali? A może znowu mają szesnaście lat, siedzą w pokoju życzeń i opowiadają sobie o swoich marzeniach? Śmieją się, ukradkiem kradnąc słodkie pocałunki, pomiędzy kolejnymi wybuchami śmiechu. Kiedy ma się szesnaście lat świat jest prostszy, łatwiejszy. Nie myśli się o śmierciożercach, o cierpiących przyjaciołach, problemem jest nienapisane wypracowanie albo doba, która ma za mało godzin. W chwili takiej jak ta, łatwo byłoby wymazać z pamięci ostatnie lata, gdyby nie zostały w niej wyryte, gdyby…
- Nie jest łatwo krzyczeć na ciebie, kiedy nagle zmieniasz kolor włosów na tęcze albo robisz sobie świński nos. To tak jakbyś chciał zdenerwowanym głosem powiedzieć bąbelek. Niektóre rzeczy są po prostu niemożliwe. – Ograniczając się do robienia z Gryfona poduszki Nessy stara się zatrzymać swoją dłoń, która z wielką przyjemnością splotłaby się z tą chłopaka, by w ukraść mu w ten sposób trochę spokoju, by karmić się jego opanowaniem, o którym wcześniej nie miała pojęcia. Cokolwiek się wydarzyło w trakcie jego zniknięcia, utemperowało w gorącej wodzie kąpanego Cú.
Spoglądając na niego Nessy poczuła się jak Scarlett O’Hara, Scarlett która przeżyła wojnę, która zabijała jeżeli w taki sposób mogła ocalić swoją rodzinę, która kłamała i nie bała się popełniać największe zbrodnie dla ludzi i rzeczy, które były dla niej ważne. Pamięta jak Scarlett patrzy na biedną Georgię, na groby dawnych przyjaciół i amantów, kiedy po raz pierwszy czuje prawdziwą cenę wojny. Nie białe kulki bawełny, nie konfederackie złoto, ale ludzi, chłopców, których stracili i tych, którzy wrócili, ale już nigdy nie byli tacy sami. To samo widziała teraz na twarzy Irlandczyka, kiedy uderzyła w czuły punkt, twarz mu stężała, a włosy wyglądały jakby pokrył je kurz. Gdzieś na dnie zaczyna czuć ucisk, cichy wyrzut sumienia, kiedy uświadamia sobie swój błąd. W tym momencie trudno jest się jej powstrzymać. Jego dłoń znajduje niemal intuicyjnie. Łapie i delikatnie ściska.
- Cú jeżeli kiedyś będziesz chciał się wygadać? To wiesz gdzie mnie szukać. – Odpowiada cicho puszczając jego dłoń. Słowa o jej lekkomyślnym postępowaniu, mimowolnie zaczynają brzęczeć jej w uszach.
Co się wydarzyło? Zaprosiłam Remusa Lupina na święta do mnie do domu. Potem trochę się uczyłam i obijałam. Byłam na imprezie na której prawie się utopiłam. Uratował mnie mój były przyjaciel Castiel Horn, który jeszcze cztery dni temu był we mnie zakochany, teraz może nie żyje. Była lekcja, zaatakował mnie jaszczur. Dostałam wybitny z eliksirów, zielarstwa i onms. Poszłam na randkę z Sharewoodem i zachowałam się jak tania dziwka. Później Resa opowiedziała mi o swoich zaręczynach. Pokłóciłam się z Casem, rozcięłam sobie stopę. Poszłam w pijackie tango z Danielsem. Dostałam od Horna dwukierunkowe lusterka. Rzucałam doniczkami z Campbellem. Zawaliłam starożytne Runy. Denerwowałam się na Shawa, a potem był pogrzeb. Przyglądając się z powątpiewaniem wszystkiemu co wydarzyło się w ostatnich czasach Nessy nie była pewna, czy do któregokolwiek z nich chciałaby wracać, aż w końcu uświadamia sobie, że nie wszystko było takie złe.
- Resa i Lucas się hajtają na początku lipca. – Mówi starając się zabrzmieć na najbardziej szczęśliwą jaką potrafi. - Mówiłam im, że robią to za wcześnie, że powinni poczekać, pobyć ze sobą, ale może przy takiej perspektywie lepiej, że nie chcą z tym czekać. Bo mogą nie mieć na co. – Przygryza lekko wargę, bała się myśleć co czuje Lucas, nie mogąc się dostać do Skrzydła Szpitalnego. Rozumiała, że nie byli potrzebni im tam przeszkadzający, marudzący uczniowie, ale krótka notka informacyjna byłaby jak najbardziej mile widziana.
Sponsored content

Salon wspólny - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Salon wspólny   Salon wspólny - Page 3 Empty

 

Salon wspólny

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next

 Similar topics

-
» Salon
» Salon pianistki

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
VII piętro
-