|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Harry Milton
| Temat: Re: Po lesie chodzą strachy Nie 05 Lip 2015, 16:36 | |
| Dotychczas nie zastanawiał się nad problemem podwyższenia swoich umiejętności interpersonalnych, w niezwykle intuicyjny sposób przeistaczając ludzkie ciało w mniej problematyczne zwierzę, pełną piersią pochłaniające wszech otaczającą wolność, kontemplując ją w indywidualny sposób, jaki nie sposób wyczuć w innej formie. Wiatr pieszczący pióra okrywające smukłe ciało pozwalał Herbertowi zapanować nad wszelkimi wspomnieniami i myślami ciągnącymi go niczym łańcuchy na padół łez, a przestworza jawiły się jako bezgraniczne możliwości. Wybór, jakiego mógł dokonać świadomie nie pozwalał mu w żaden sposób zaprzątać sobie głową pytaniami ”Co by było gdyby…”, ponieważ stracił na to wystarczająco dużo czasu, opłakując miłość swojego życia. Hipnotyzujące spojrzenie młodocianej osoby uświadamiało mu powoli zażyłość, w którą pragnął wprowadzić ich znajomość oraz pokazać nowe perspektywy leniwie rozwijającego się świata, równocześnie obserwując jej wzloty i upadki. W chwili obecnej nie mógł ofiarować nawet ramienia, dzięki któremu odzyskałaby równowagę przy najmniejszym potknięciu i chociaż tylko przez moment rozważał niemoralną propozycję, tkwiła ona w świadomości niczym zadra – przynosząc ze sobą dotkliwy ból, ale brak widocznych śladów. Dotychczas uważał rozumowanie Mary za prostolinijne, gdzie podteksty i aluzje nie miały prawa bytu, jednak kolejne słowa wprawiły go w większą konsternację niż podczas całego ich spotkania. Zamiast uśmiechnąć się życzliwie i zbyć temat, odchylił głowę w tył jak gdyby próbował chronić się przed niewidzialnymi promieniami słonecznymi smagającymi ostre rysy twarzy. – Być może masz rację – wypowiadane słowa otoczone były nutką ostrożności, jak gdyby uważnie je dobierał, próbując przypomnieć ich właściwe brzmienie. – Miałem na myśli to, że moje życie stanęło w miejscu i pomimo zmian w otoczeniu, wciąż przeistaczające się społeczeństwo, nadchodzące przewroty w polityce czy choćby dorastanie ludzi –uniesienie Herberta zostało pohamowane w ostatniej chwili, kiedy spojrzeniem próbował przeniknąć w duszę dziewczyny, oczekując od niej zrozumienia, na które nie miał prawa. Pośpieszny potok słów został ucięty, a mężczyzna pochylił czoło. Z początku jego spojrzenie zniknęło w cieniu przydługawych włosów przyprószonych kurzem, ale jeśli tylko Mary przyjrzała się uważniej – dostrzegła, że ani przez moment nie ściągnął z niej bystrego wzroku. – Moje życie to czysta monotonnia w porównaniu do dynamiki waszego. Być może przez to, co przeszedłem; być może, inny wampir potwierdziłby moje słowa. Każdy rok przedłuża udrękę, uświadamiając mi powolnie płynący czas, który mogę przeznaczyć na obserwację. – Dokończył z mniejszą werwą, uwrażliwiając zmysły na choćby drobną reakcję Mary, poprzez którą dowiedziałby się o niej czegoś więcej. Więcej, chcesz więcej, dlaczego w ogóle tyle jej mówisz? Ona połowy twoich słów w ogóle nie rozumie. Poruszyła w tobie te uczucia, które pogrzebałeś, czy to właśnie o to chodzi? Jakkolwiek zaangażował ciało do posłuszeństwa, aby obyć najgorętsze fragmenty ciała, tak ciężko zapanować nad myślami przemykającymi w głowie, odkrywając intrygujące nowości. – A więc masz duszę podróżniczki, hym? – podsumowując jej wypowiedź nie strzępił języka na niepotrzebne określenia, coraz śmielej poczynając sobie w towarzystwie młodocianej Mary Sterling, wyłączając ostrzegawczą lampkę rozsądku. Zrozumienie, jakim sposobem dojrzałość nastolatki przebijała się ponad standardowe zachowania tegoż wieku, leżało poza zasięgiem rozumowania Herberta, który czuł się bezbronny wobec naturalnie roztaczanego uroku. Fioletowy kwiatek wetknięty za ucho był jedynie kolejnym ukuciem w sercu, kiedy granatowe tęczówki oceniły całość jako idealnie skomponowany dodatek, podkreślający dziewczęce atuty ostrych rys jej twarzy. Misternie utkana sieć porozumienia zaciskała się coraz ciaśniej wokół rozmawiającej dwójce, chociaż żadne z nich nie wypowiedziało na głos tego, co zaszło między nimi podczas zetknięcia dłoni. Iskra czegoś, czego nie śmiał kalać nazewnictwem. - Chciałabyś, abym został? – odpowiedź nadeszła w niespodziewany sposób, uprzedzając Herberta zanim zdążył dokładnie dopracować słowa. Wszelkie przejawy zaskoczenia skrył głęboko w sobie, nie pozwalając sobie na umknięcie spojrzeniem w bok, ażeby utrzymać śmiałość, na jaką się właśnie zdobył. Mógł powiedzieć cokolwiek innego, co byłoby mniej ingerujące w uczucia, a odnoszące się do racjonalnych argumentów jak choćby ”Nie, powinienem wyleczyć rękę” lub ”Tak, z taką ręką nie mogę wędrować”. Obojętnie, która z odpowiedzi by padła, miał możliwość wykazania przymusu odpowiednio profesjonalnej ingerencji w naprawę ramienia jeśli zamierza ponownie wznieść się w przestworza, albo też powinność zachowania ostrożności podleczenia zdrowia, aby w razie niebezpieczeństwa stawić mu czoło w pełni sił.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Po lesie chodzą strachy Wto 07 Lip 2015, 22:33 | |
| W rozumowaniu Mary książki zawsze niosły ze sobą ogromną wartość. Pełne informacji strumienie cudzych myśli spisane na pergaminie potrafiły wzbogacać, poszerzać nieznane dotąd horyzonty. Miały niestety jedną zasadniczą wadę – nie można im było zadawać pytań. Właśnie dlatego spotkania twarzą w twarz z czymś obcym stanowiły tak fascynujące przeżycie. Nie były tylko i wyłącznie biernym odbiorem, pozwalały na dialog, na przejrzenie się w lustrze Innego, na sprawdzenie własnej moralności i przekonań. Choć nigdy nie przyszła jej do głowy myśl, że chciałaby spotkać wampira, zetknięcie z Herbertem w pewien sposób odpowiadało na niekoniecznie uświadomione potrzeby nastolatki. Wątpiła (lub miała taką nadzieję), by chętnie i otwarcie zdradzał się ze swoją tożsamością, zapewne doskonale zdając sobie sprawę z ludzkich ułomności oraz niepokojów. Chciałaby myśleć, iż została wpuszczona do niewielkiego grona wtajemniczonych, wybranych przed wszystkimi innymi. Każdy człowiek potrzebował od czasu do czasu poczuć się wyjątkowo, a u kogoś tak ambitnego jak Mary pragnienia te nabierały znacznie okazalszego kształtu niż u większości. Być może zahaczały o pychę, o poczucie bycia lepszą niż tłum i szara masa nieskalanych oryginalną myślą. Być może. Czy byłoby w tym coś zaskakującego? Myśli o tym, że Herbert swoją przemianą w kruka nieświadomie oszukał jej system wartości, nie wiedzieć kiedy ucichły w głowie dziewczyny, choć nie zniknęły całkowicie. Odsunęły się tylko gdzieś w tył głowy, gotowe powrócić w zaciszu sypialni, gdy ich właścicielka na nowo rozłoży przed sobą schemat tego spotkania, gdy zacznie rozważać, czy to co zrobiła, było w istocie słuszne. Chwilowe zakłopotanie i irytacja na samą siebie z powodu słów przypominających o dzielącej ich różnicy wieku przytępiły się nieco, gdy Herbert z całą powagą pociągnął temat. W żaden sposób nie dał Mary odczuć, że stał ponad nią z jakiegokolwiek powodu – było to niezwykle ożywcze podejście dla kogoś, kto zaraz miał przekroczył próg dorosłości. Spojrzenie, które chwilę wcześniej uciekło gdzieś w bok, powróciło z powrotem na osobę mężczyzny, przyglądając się zmianom na jego piegowatej twarzy. Nie popędzała urwanej myśli, odruchowo marszcząc nieznacznie brwi. - Bycie innym w świecie opanowanym przez ludzi musi być trudne – przyznała po chwili, gdy wampir dokończył, uparcie nie chcąc przenieść wzroku na cokolwiek, co nie było niebieskimi oczami Krukonki. Nagle zaśmiała się. Krótko, nieco sucho. - Na Merlina i innych światłych, to takie banalne, ale może jeszcze nie znalazłeś celu dla którego żyjesz i stąd ta monotonia. Przygryzła lekko dolną wargę w nie do końca uświadomionym odruchu wyrażającym zakłopotanie, choć nie potrwało ono długo. - Można tak powiedzieć. Nie mam zbyt wielu okazji podróżować tam, gdzie bym chciała – prosta odpowiedź na jeszcze prostsze pytanie. Trochę niecodzienne, wykazujące głębsze zainteresowanie rozmówcą. A potem kolejne, wkraczające z butami w sferę, którą możnaby uznać za intymne terytorium. Jasne brwi dziewczyny uniosły się gwałtownie w górę, dłoń drgnęła, by chwycić za różdżkę w obronnym odruchu. Jak miała odpowiedzieć na to pytanie? I czy faktycznie chciała, żeby zostawał w pobliżu? Rozsądna część jej umysłu przebiła się przez specyficzną atmosferę, od której unosiły się drobne włoski na ramionach, a po kręgosłupie spływało coś słodkiego. Był obcy, zupełnie obcy – nawet jeśli wcześniej powiedział, że nie zrobi jej krzywdy, istniało na to o wiele więcej sposobów niż tylko rozszarpanie na krwawe strzępy czy wbicie kłów w szyję. Ale czy właśnie nie tego zawsze chciała? Czegoś, co przyciągnie ją złożonością tajemnicy, pozostawi w czujności, nie pozwoli wziąć zrelaksowanego oddechu? Sprawdzi w ekstremalnych warunkach i udowodni, że była czymś o wiele więcej, niż lubili myśleć otaczający ją ludzie? - Chciałabym cię poznać – odparła nieco przekornie, tonem jednocześnie zdecydowanym i podszytym nutą ekscytacji. Jakby właśnie podpisała krwią diabelski cyrograf. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Po lesie chodzą strachy Nie 30 Sie 2015, 19:19 | |
| Rozmawiali, rozmawiali i porozmawiali na tyle długo, aby zapamiętać głównie pierwsze minuty spotkania. Już wtedy oboje wiedzieli, że ta znajomość nie zakończy się tak prędko, zbyt mocno zafascynowani sobą nawzajem.
[koniec wspomnienia] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Po lesie chodzą strachy | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |