Jeden z najprzytulniejszych korytarzy w całym zamku. Podłoga wysadzana jest brązowymi płytkami, zaś ściany pomalowane są ciepłymi odcieniami. Świeczniki kołyszą się sennie tuż pod sklepieniem sufitu. Jeśli pójdziesz wzdłuż tego korytarza, dojdziesz do samej biblioteki. Co jakiś czas pojawiają się wielkie okna, prawie że na wysokości całej ściany. Zazwyczaj przesiadują na nich uczniowie, ponieważ parapety okienne są wygodniejsze od ławek poustawianych pod kamienną ścianą.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz Pią 16 Maj 2014, 22:22
Nie pamiętała, kiedy była tak bardzo roztrzęsiona.. i to w dodatku w zamku. Chociaż.. sytuacja z Łapą i Potterem była podobnego kalibru. Wtedy jednak nikt nie groził jej śmiercią.. teraz tak było. Gryfonka była akurat w bibliotece i robiła zadanie z transmutacji, gdy przyleciała sowa.. mimo narzekań bibliotekarki odebrała list, bo rozpoznała w ptaku ministerialny okaz. Otworzyła list, a każda kolejna linijka tekstu coraz mocniej ryła się w jej sercu i powodowała, że krew odpływała jej z twarzy. Automatycznie się zerwała i wrzuciła wszystko do torby, zapominając prawie o zamknięciu kałamarza z atramentem. Wybiegła z biblioteki, trzymając w garści pergamin. Gdy tylko minęła próg biblioteki, a jasne promienie Słońca oświetliły jej list, zaczęła go czytać od początku.. i jeszcze raz.. i jeszcze jeden..
Mam dzisiaj dobry humor, więc postanowiłem Cię uprzedzić, byś pożegnała się z wszystkimi koleżkami w szkole.. o ile taka miernota jak Ty ich posiada.. jak łatwo się domyślić, nie wrócisz już do zamku. Myślałaś, że nie wiem, co planujesz? Gdy tylko byś uzyskała pełnoletność będąc w szkole nigdy byś już nie wróciła do domu, ale to ja znalazłem na Ciebie haka.. nie wrócisz do szkoły, a jeśli to zrobisz, co może być bardzo wątpliwe mając połamane obie nogi w paru miejscach... to Twoja matka, ta pieprzona szmata powącha swoje ukochane narcyzy od spodu. Nie uciekniesz nigdy, a Twoje życie od zawsze zależało tylko ode mnie. To ja decyduje o tym, jak będzie wyglądać, jak bardzo Cię będzie boleć, a nawet.. kiedy to życie się skończy. Wtedy ten młokos Ci pomógł.. jego dorwę w swoim czasie, lecz wcześniej Ty zapłacisz za blizny na moich plecach. Nie mniej życzę Ci powodzenia na SUM-ach. Radzę Ci być ostatniego czerwca na peronie, bo inaczej.. Twój kochający ojciec
Ten list nie był wulgarny, jak zawsze się to zdarzało.. był faktycznie utrzymany w "wesołym" tonie, tylko że Tanję napoił nieprzebranym lękiem.. ojciec jej tu jawnie groził i zapowiadał to, czego ona się obawiała. Nie wróci do szkoły, a gdy nie wróci do domu, jej matka umrze.. może gdyby wróciła, a potem uciekły w nocy to by... Nie zdążyła dokończyć myśli, ponieważ z niesamowitym impetem uderzyła w metalową zbroję. Rozległ się ogromny łomot, zbroja rozpadła się na części pierwsze... a nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności Tanja uderzyła głową o przyłbicę i aż zakręciło jej się w głowie... nagle pociemniało jej w oczach i upadła boleśnie na podłogę, dodatkowo przyprawiając sobie siniaków z tyłu głowy. Cienka strużka krwi popłynęła z okolic skroni na marmurową podłogę, a ona sama.. odpłynęła w nicość.
Henry Lancaster
Temat: Re: Korytarz Pią 16 Maj 2014, 22:49
Też siedział w bibliotece. Zakuwał znowu na historię magii mimo ostatniego Wybitnego. SUMy już za chwilę, więc Henry większość czasu spędzał na czwartym piętrze. Jeśli nie tu, kręcił się przy Sol i wesoło z nią rozmawiał. Coraz łatwiej przychodziło mu bycie normalnym. Czasami wydawało mu się, że przeżyty koszmar był tylko złym snem. Prawie się cieszył, że o tym zapomniał, a to nagle, w środku nocy wracało z podwojoną siłą. Wszystko się odtwarzało jak na mugolskim filmie. Kropka w kropkę, to, co pamięć zachowała i czego nie mógł wyrzucić z głowy. Książki i rozmowy dawały mu chwilę wytchnienia od ciężkich nocy. Może to stres przed egzaminami, może to nawał dziwnych uczuć w stosunku do Sol, radość z powrotu do zdrowia Dorcas, zmartwienie o niedosypiającego Matta i lęk o bezpieczeństwo Laurel... tak wiele istotnych faktów nakładało się na siebie. Nie wiedział już kim być - porządnym uczniem, dobrym kolegą, bratem czy sobą - Heńkiem, który włącza radio na cały regulator i siedzi w nogach łóżka, podrzucając kafla rozmyślając. Tanję zauważył dopiero po dłuższej chwili. Siedziała dwa rzędy dalej. Przypadkiem spojrzał w jej stronę, gdy do biblioteki wleciała sowa. Poczta tutaj była niemile widziana przez panią Pince, nieraz się o tym przekonał. Widział jak Tanja zrywa się na równe nogi. Gdy go mijała otworzył usta, aby się z nią przywitać, jednak nie zdążył. Dziewczyna wybiegła gubiąc po drodze zwitki pergaminu, a minę miała bardzo bladą. Gdzie on już widział taki wyraz twarzy? Krew zawrzała mu w uszach, gdy poczuł ssące w żołądku zmartwienie o dziewczynę. Unikała go przez tak długi czas. Nie rozmawiali ani razu odkąd wrócił ze świętego Munga, nie miał czasu ani sił, aby się nad nią zastanowić. Przypłacał to teraz nieprzyjemnym uczuciem w klatce piersiowej, gdy wybiegał za Tanją z biblioteki, nawet nie biorąc ze sobą swoich rzeczy. Tylko różdżka bezpiecznie spoczywała przy pasku spodni. Nim zdążył pokonać te kilka schodków, usłyszał niepokojący łomot uderzającej zbroi o podłogę. - Merlinie... - rzucił się biegiem, pokonując stopnie co dwa-trzy. Ledwie wyhamował na obszernym korytarzu, a ujrzał osuwającą się na ziemię gryfonkę. Przyłbica rycerza kręciła się z hałasem wokół własnej osi i zanim zdążyła się uspokoić, Henry już kucał przy Tanji, unosząc jej głowę. Poczuł na dłoni ciepłą maź, a potem ujrzał ją na brązowej podłodze. Klęknął i wyjął różdżkę. Nie było tu nikogo, kogo mógłby prosić o pomoc. Musiał zrobić coś, co pomoże dziewczynie. Uderzenie się w głowę może być niebezpieczne. Dziękował znajomości magomedii, którą szlifował od wielu lat. Użył Rennervate i z szeroko otwartymi oczami przyglądał się jak krew powoli przestaje kapać na podłogę. Poczuł pewnego rodzaju ulgę, że podziałało. Wcisnął różdżkę za pasek. Jedną rękę włożył pod zgięcie kolan dziewczyny, drugą pod szyję, biorąc ją na ręce. Bał się nieść ją po schodach w obawie przed wstrząśnięciem mózgu. Niewerbalne zaklęcia, których się uczył na tym roku przywołały do siebie dwie ławki, które się złączyły. Ułożył tam Tanję, wciskając pod jej głowę swój zwinięty w kłębek sweter. Nie odchodził od niej nawet na krok. Ponowny ruch różdżką wyczarował snop iskier, który scalił rozwaloną na kawałki zbroję rycerza. Wtedy też dostrzegł jakąś karteczkę, po którą sięgnął. To był powód tego zderzenia. Wiedział, zanim odruchowo przeczytał tekst. Znajome ssanie w żołądku nasiliło się. Wycedził pod nosem wiązankę przekleństw i usiadł obok Tanji. Dla pewności jeszcze raz wykonał Rennervate, bo była tak blada. Już wiedział gdzie widział taki wyraz twarzy. W lustrze. W dwa dni po torturach. Zacisnął mocno dłoń na liściku, a serce waliło mu jak oszalałe. Odkrył tajemnicę Tanji, choć wcześniej się domyślał, że przyczyna jej... uszkodzeń znajduje się w domu rodzinnym. Tym razem zyskał pewność. Ramiona mu opadły z bezsilności. Dotknął czoła gryfonki. - Obudź się, Tanju. - wpatrywał się rozbieganym wzrokiem w nieprzytomną dziewczynę. Musi najpierw ozdrowieć, ocknąć się, nabrać sił. Nie wróci do tego swojego domu. Nie znał sprawy, ale po przeczytaniu listu Henry poprzysiągł, że zrobi wszystko, byle Tanja tam nie wracała.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz Pią 16 Maj 2014, 23:15
Kompletnie nie wiedziała co się z nią dzieje.. jedyne co pamiętała to ostry ból, łomot.. a lądowania na podłodze już nie pamiętała. Upadając, trzymany kurczliwie pergamin wyleciał z jej rąk i w przeciwieństwie do niej, wylądował lekko, niczym piórko.. jakby słowa w nim zawarte nic nie ważyły... a ważyły więcej, niż tak na prawdę delikatna Gryfonka mogła unieść. Ciemność, która ją ogarnęła pochłonęła Tan bez reszty.. ale w tej ciemności było zło. Był strach, którego nie chciała, którego sobie nie życzyła.. a ten strach atakował w tym mroku. W tym mroku była bezbronna, nie wiedziała, gdzie uciekać.. śmieszne, ponieważ na zewnątrz była jedynie bezwładnym ciałem. Nie słyszała jak Henry przybiegł... jak wyleczył jej rany i wziął na ręce. Jej ręce oraz głowa wisiały bezwiednie, czekając na stały grunt. Dopiero drugie zaklęcie zdawało się wysyłać świetlny sygnał do mroku,w którym się znajdowała.. wiedziała już, którędy iść, aby stąd uciec.. by się wydostać.. zaczerpnąć powietrza. Jak przez grubą ścianę usłyszała głos... skądś go znała.. Otworzyła oczy, ale wszystko było jak za mgłą.. i głowa bolała ją niemiłosiernie.. chciała się podnieść, ale gdy tylko uniosłą głowę, znowu zaczęło jej się kręcić w głowie i opadła z powrotem na ławkę. Jak ona się tu znalazła? Wyostrzyła z wysiłkiem wzrok i w końcu rozpoznała Henry'ego. -Co.. co się stało? Merlinie, moja głowa... -jęknęła, przykładając dłoń do czoła. Zapomniała o liście.. skoncentrowana na swoim bólu. Jak ona szła, że czegoś nie zauważyła... albo ktoś ją zaatakował?
Henry Lancaster
Temat: Re: Korytarz Pią 16 Maj 2014, 23:29
Obudziła się. Żyje. Z ulgą zauważył ruch na jej twarzy, a potem mrużenie oczu, gdy wracała do przytomności. Nadal minę miał niespokojną, bo tak bardzo przypominała mu teraz samego siebie, gdy widział wtedy swoje odbicie. Podłożył dłoń pod jej głowę i jeszcze zasklepione od krwi włosy. Zamortyzował uderzenie głową o kant ławki. Jeszcze by tego mu brakowało, aby ponownie odpłynęła. W głowie zaświtała mu myśl, że w plecaku trzymał zapasowe fiolki od pani Pomfrey. Ten eliksir miał go wzmocnić... dawała mu inny niż ten, którzy brali zdesperowani uczniowie przed egzaminami. Czasami miewał problemy z koncentracją i właśnie taka fiolka słodkiego płynu była tutaj potrzebna. Nie zażywał tego, bo nie chciał. Teraz była okazja to wykorzystać. Machnął różdżką i niecierpliwie stukając stopą o podłogę czekał aż plecak tu przyleci. - Usiądź, ale powoli. - wziął ją pod ramię i pomógł się wyprostować. Będzie duży guz i duży ból głowy. Szczerze jej współczuł, ale od czegoś tu był, prawda? Wyciągnął fiolkę z plecaka i ją odkorkował. Dobrze trzymać takie małe przedmioty w zasięgu ręki. Nie jest to lek, a witamina. Wcisnął niedużą fiolkę w dłoń Tanji. - Słodkie, dobre, smaczne no i wzmocni. Pani Poppy to rozdaje, wypij. - nakazał życzliwie, dziwiąc się, że potrafi mówić spokojnie, gdy w środku buzowało się od intensywnych nieciekawych emocji. Czegoś się nauczył... szkoda, że takim kosztem. Henry usiadł przodem do Tanji i wciąż szukał oznak na jej twarzy czy aby nie zemdleje. - Mocno się uderzyłaś. Posiedź z kilkanaście minut i przestanie ci się kręcić w głowie. - wciąż trzymał w dłoni jej liścik. Czuł jak papierek pali mu wnętrze ręki, jakie ciężkie wiadomości są tam zawarte. Wyciągnął rękę przed twarz dziewczyny i pokazał trzy palce. - Ile widzisz palców? Tylko nie kłam. - stary, znany sposób na sprawdzenie czy wstrząs należy przypisać do poważnych. Henry chciał się uśmiechnąć, bo często tak sprawdzał stan pourazowy Matta - za każdym razem Finnigan albo oszukiwał albo zmyślał, gdy nie widział. Naprawdę się sobie dziwił jak potrafi się opanować w takiej sytuacji. Trzymał wszystko na wodzy wiedząc, że to z niego wypłynie niczym jad, gdy upewni się, że Tanji nie zagraża zbyt wielkie niebezpieczeństwo. Ten upadek nie wyglądał najlepiej, a sama gryfonka przypominała bardziej zombie niż człowieka. Puchon odczuwał pewnego rodzaju lęk, gdy oglądał wyraz twarzy Tanji, gdy ta powoli przypominała sobie co się stało i dlaczego.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz Pią 16 Maj 2014, 23:51
Cały świat zdawał się wirować razem z nią, a wszystko co widziała było albo rozmazane albo podwójne. Nawet sufit tańczył jak pokręcony. Tanję naciągało na wymioty, ale fakt zjedzenia skąpego śniadania utwierdzał ją w przekonaniu, że aż tak źle sie to nie skończy. Skronie pulsowały od rozsadzającego bólu głowy i nie chciały przestać. Tanja chciała zasnąć.. aby to minęło, to wszystko się uspokoiło.. ale gdy zamykała oczy, świat kręcił się jeszcze bardziej i wolała nie ryzykować. Chwilę jeszcze poleżała, a potem pozwoliła aby Henry pomógł jej się wyprostować. Uderzyła ją fala ciepła i osłabnięcie, ale dzielnie się trzymała. Przesunęła dłonią po skroni.. i wyczuła zasklepioną krew. Musiała na prawdę nieźle rąbnąć. Byłą teraz takim nieporadnym dzieckiem, więc kiedy Henry podał jej fiolkę, powoli wysączyła jej zawartość i musiała przyznać, że mdłości ustąpiły trochę, a obraz się wyostrzał. Siedziała i wydawało jej się, że każda sekunda jest jak godzina, a minuta jak rok. Świat chciał z nią tańczyć, a ona biedna chciała siedzieć, a najlepiej leżeć.. tak dobrze jej się leżało.. -Czuję, że mocno... połowę wiedzy sobie wybiłam.. -jęknęła cicho. Posłusznie podniosła wzrok, jeszcze mętny i rozbiegany. Długo jej zajęło wpatrywanie się w palce... liczyła je powoli w myślach. -Sześć.. -odpowiedziała, ale coś jej nie pasowało. Zamrugała parę razy. Jak mógł mieć sześć palcy w jednej ręce? Zamrugała ponownie i przyjrzała się jeszcze raz. Nie, teraz widziała wyraźnie. -Trzy! Na pewno trzy. -poprawiła się, odetchnąwszy z ulgą. Nie było chyba z nią aż tak źle.. ale głowa nadal bolała. Ostrożnie cofnęła się, aż jej plecy nie spotkały ściany. -Jak ja to zrobiłam... wyszłam z biblioteki.. czytałam list i uderzyłam w tę zb....-pamięć wróciła jej drastycznie i boleśnie. Rozejrzała się, przepłacając to nawrotem zawrotów głowy. -Widziałeś może list, który trzymałam? -zapytała go nieco przerażona, że ktoś go odnajdzie... i naraz jej wzrok padł na drugą rękę Henry'ego. Serce zabiło jej mocniej i myślała, że znowu zemdleje... Przełknęła ślinę i wyjęła drżącą rękę po korespondencję. -Dzięki wielkie, możesz mi to oddać? To prywatne i nie chciałabym aby ktoś niepowołany to.. przeczytał. -wydusiła z siebie bojąc się, ze może właśnie Puchon to przeczytał... o zgrozo.
Henry Lancaster
Temat: Re: Korytarz Sob 17 Maj 2014, 00:04
Aż i jego coś bolało, gdy widział rozbiegany wzrok Tanji. Mocno huknęło, a zbroja rycerza nie była lekka. Akurat się właśnie obrażała i odeszła na drugi koniec korytarza, jakby w obawie, że dziewczyna zechce jeszcze raz rozwalić ją na małe kawałki. Mogła leżeć, ale bał się, że znowu odpłynie. Wolał, aby była przytomna i odpoczęła w tej pozycji. Wtedy odprowadzi ją na pierwsze piętro, gdy będzie mogła sama iść. Mógłby ją zanieść, ale to byłoby dla niej nie tylko niewygodne, ale też naraziłoby na jeszcze większe zawroty. Spojrzał na swoją rękę zdziwiony, że Tanja musi liczyć palce. Zamknął odruchowo oczy, gdy padła liczba sześć. Tego się nie spodziewał. Czyli jest gorzej niż myślał. Nie obędzie się bez interwencji pielęgniarki czy uzdrowiciela. - Tak, trzy. Brawo. - przyglądał się jej sceptycznie. Wyglądała gorzej niż źle. I ten wyraz twarzy, gdy dopomniała się liściku. Otworzył dłoń pokazując zwiniętą w rulonik zgubę. Jego mina jasno potwierdzała obawy Tanji. Przeczytał, choć nie powinien. Zrobił źle, tak, ale dowiedział się czegoś strasznego i dlatego nie żałował. Oddał jej karteczkę. Oczy miał ciemniejsze. Może to przez światło wpadające przez okno? Henry był wściekły, a uczucie to dobrze poznał i zasmakował. Było to niewygodne i takie duszące. Szantaż emocjonalny i psychiczny zawarty w jednym liście. Podpis "kochany ojciec" czy jakoś tak. A Henry myślał, że to jego rodziciel jest świrnięty. Z przerażeniem uświadomił sobie, że siniak, który widział u niej na początku roku szkolnego był pamiątką po rodzicu. Spuścił wzrok na tę kartkę i zmusił się do wzięcia głębszego wdechu. - Tanju... - zaczął, ale nie udało mu się dokończyć. Zabrakło mu słów, nie wiedział co powiedzieć. Przecież wiedziała, że to było złe. Wiedziała, że trzeba to natychmiast zgłosić aurorom. Obiecał jej wtedy na błoniach we wrześniu, że nie będzie naciskał ani do tego wracał, skoro dała mu słowo, że to się nie powtórzy. A powtórzyło, tylko w wersji dwakroć okropniejszej. Uniósł dziwne spojrzenie z powrotem na dziewczynę. Miał mieszane uczucia i mogła to z niego bez problemu wyczytać. Teraz nie będzie milczał. Pewnie ją wystraszy tym, że zechce to zgłosić. Przepłoszy, spowoduje, że ta zamknie się w sobie i będzie chciała uciec. Nie mógł jednak teraz nic na to poradzić. Musiał wybrać mniejsze zło, skoro Tanja nie chciała niczego zmieniać.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz Sob 17 Maj 2014, 00:33
Heny miał rację. Bez pielęgniarki się chyba nie obejdzie, chociaż Tanja zaprze się rękami i nogami. Nie lubiła przebywać w skrzydle, bo chociaż pani Pomfrey nie zadawała pytań, ale mogła donieść komu nie trzeba odnośnie blizn i starych ran.. już raz miała problem jak wymknąć się spod badawczego spojrzenia dyrektora w Mungu. Od tamtej pory wydawało jej się, że Dumbledore bacznie ją obserwuje na posiłkach i szepcze coś McGonagall na jej temat... ale może byłą tylko przewrażliwiona na swoim punkcie? Ostatnio wszędzie widziała wrogów, zamiast życzliwość.. wydawało jej się, że słabość zostanie uznana za coś złego.. Zimna ściana pozwalała jej się nieco otrzeźwić, widzieć wszystko pojedynczo, a nie podwójnie.. teraz musiała odzyskać list i schować go do najciemniejszej szuflady... albo inaczej. Spalić. Popiół wyrzucić oknem. Zapomnieć.. chociaż słowa znała już na pamięć. Uparcie wpatrywała się w list. Henry był prefektem, na pewno szanował jej prywatność.. tak Tan, spokojnie, na pewno tego nie przeczytał.. odebrała list i pieczołowicie schowała go do kieszeni. I wszystko mogło by pójść w zapomnienie... gdyby nie wezwał jej po imieniu. Spojrzała na niego. To nie był zatroskany wzrok wywołany jej upadkiem... to było przerażenie... znała to przerażenie. Przerażenie wywołane treścią listu... dokładne to samo, którego ona doznała.. i wściekłość. Tanji znowu zakręciło się w głowie i skronie zapulsowały nieznośnie. Zanim cokolwiek wyszło z jej ust, jęknęła przeciągle i złapała się za głowę. Czuła jak w kącikach oczu gromadzą się łzy bólu... ale powstrzymała to. Podniosła wzrok i powróciła do kontaktu wzrokowego. Byłą wystraszona... i zła. -Przeczytałeś.. jak mogłeś! -podniosła i tak już roztrzęsiony głos. Zabolało... i znowu cały świat się przyciemnił. Złapała się kantu ławki i jakoś to przetrzymała. Emocje nie były teraz wskazane... Bardzo. Jednak już się stało.
Henry Lancaster
Temat: Re: Korytarz Sob 17 Maj 2014, 14:28
We wrześniu on zrobił za pielęgniarkę. Nie zmusił Tanji do wizyty w skrzydle szpitalnym. Wydawało mu się, że w tym przypadku nie będzie mógł ulec jej namowom i obietnicom. Zderzenie wyglądało bardzo źle, a dziewczyna wciąż była nienaturalnie blada. Kawa czy witaminy tu niewiele pomogą; Henry obawiał się, że doszło do wstrząśnięcia mózgu, a to już w samo w sobie mogło być groźne. Próbowała się bronić przed prawdą, ukrywała ją i starała się wmówić sobie, że to nic takiego. Henry się na to już nie nabierał. Gdy rozmawiali na początku roku nie przypuszczał co go spotka. Nie rozumiał powagi sytuacji, nie potrafił się tak dokładnie wczuć w jej sytuację. Poczuł w ustach smak goryczy, gdy zdał sobie sprawę jak wiele zmieniło się w jego życiu od tamtego czasu. Oddał jej liścik, choć mógł schować i pokazać Dumbledore'owi. Uznał jednak, że to by mu nie pomogło, jeśli miał przekonać Tanję do mówienia albo chociaż przyznania mu racji. Skrzywił się, gdy w końcu do niej dotarło, że zna treść listu. Nie odpowiadał przez chwilę odczekując aż dziewczyna jako tako się opanuje, choć widział, że było to dla niej cholernie trudne. Złapał ją za przedramię, pilnując, aby znowu nie upadła. - Obiecałaś, że to się już nie powtórzy. - nachylił się ku niej i mówił cicho, aby słyszała go tylko ona. Nie było tu co prawda ani jednego ucznia, raz na jakiś czas przeleciał tędy duch, ale i tak mówił niegłośno. - Mówiłaś we wrześniu, że nie będzie powodu do tego wracać. Tanju, ty wyglądasz teraz dokładnie tak samo jak... - aj, urwał w połowie, nie mogąc się na głos przyznać, co przeżył. Przychodziło mu to z bólem gdzieś za mostkiem. Wyprostował się i przetarł dłońmi twarz, jakby dopiero co się obudził. Sytuacja była beznadziejna i Henry miał poważny dylemat. Był zły, że tak dobrze ją rozumiał i wiedział co czuje. Nigdy nie sądził, że spotka kogoś, kto przeżył podobne piekło, choć wydawało mu się, że nic nie pokona siły Cruciatusa. Przyglądał się Tanji ze zmartwieniem i roztargnieniem. Nie chciał podejmować za nią decyzji, to byłoby nie fair. Jak miał ją przekonać do zmiany swojej sytuacji? Nie był Merlinem, nie mógł do niczego zmuszać. Teraz też wykluczone było zachowanie milczenia, to zbyt wielkie obciążenie na jego barkach. - Chcesz nadal w tym tkwić? - zapytał cicho, wskazując brodą na liścik, który trzymała. Może nie chciała tego zmieniać? Żałosne pytanie, wiadomo, że to złe i trzeba to wyeliminować. - Też się bałem, gdy miałem iść z tym do aurorów. - nie wiedział, że powiedział to na głos. Przyznał się na głos, że czegoś się bał. Gdyby go Sol słyszała... pewnie by się ucieszyła, że zrobił postęp. Nie było to fajne uczucie, ale podświadomie czuł, że jeśli tego nie powie, to Tanja mu nie zaufa nigdy. Wiedziała co przeszedł, choć nigdy o tym z nią nie rozmawiał. Spuścił wzrok teraz na swoje ręce i na trzymaną wciąż różdżkę. Co jeszcze go spotka przed końcem roku? Henry chciał zdać te cholerne sumy i wracać do domu. Jak najszybciej, aby nie musieć myśleć o wszystkich, o wszystkim.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz Sob 17 Maj 2014, 16:32
Czuła się jak na przesłuchaniu... jakby zawiniła czemuś i teraz ważyły się jej losy.. czy pójdzie do Azkabanu czy może wyrok będzie łaskawszy. a tak na prawdę nic nie zrobiła, to nie ona była winna. W tej sytuacji to ona była pokrzywdzona, tylko oprawca miał zbyt silne alibi by został złapanym.. Gdy patrzyła w oczy Henry'ego miała wrażenie, że są to świdrujące, błękitne tęczówki samego Dumbledore'a. Tanja miała już okazję z nim rozmawiać i już wtedy wydawało jej się, że zagląda do jej umysłu. Miał świadomość, że kłamie jak z nut.. ale i tak pozwalał jej na to, jakby czekając, aż odważy się sama wszystko wyśpiewać. Ciekawe, kiedy ten dzień najdzie.. -Obiecała... bo się nie powtórzyło... nikt mi nic nie zrobił od tamtej pory... -drżała od ukrywanej złości i strachu. Przecież Lancaster nie był głupi, wiedział, że to są dwa końce tego samego sznurka... siniak i ten list. Ten sam sprawca. Puchoni byli nader inteligentni i chyba Tanja musiała rozłożyć bezradnie ręce. -Nie ma powodu, by do tego wracać, to list z pogróżkami niewartych nawet uwagi.. ja.... -zacięła się, słysząc Henry'ego. Wyglądała jak... co? Jak kto? Spojrzała na niego badawczo, a nieskazitelny kolor błękitu w jej oczach zdawał się istotnie mrozić i domagał się prawdy.. chociaż swoją skrywał tak głęboko i bezpiecznie jak w jakimś lodowcu. Pytanie, jaki rodzaj ognia będzie w stanie go stopić bezpowrotnie.. Żeby jej kolor oczu nie przypominał lodu tylko bezchmurne niebo w lecie. -Jak kto? -zapytała równie cicho, ciagle trzymając się kantu ławki. Mdłości powracały, ale nie chciała.. nie mogła do tego dopuścić. Przełknęła ślinę i ciągle wpatrywała się w Henry'ego. Już od jakiegoś czasu misternie schowana tajemnica wychodziła z jej rąk jak mydło podczas kąpieli. Im mocniej je ściskała, tym wyżej wyskakiwało z dłoni. -Chcę? Czy wyglądam Ci na kogoś, kto pozwala sobą pomiatać ot z braku lepszego zajęcia? -adrenalina podskoczyła wyraźnie. Miała w nosie, czy zwymiotuje czy może znowu zemdleje.. Poderwała się, przepłacając to nagłym bólem w skroniach. -To nic nie ma wspólnego ze strachem! Ty nie rozumiesz! Ty nic nie rozumiesz! -z jej oczu popłynęły łzy... po raz kolejny tego roku. Znowu pociemniało jej w oczach i opadłą gwałtowanie na ławkę. Schyliła nisko głowę.. ale łzy nie chciały przestać płynąć. Spadały z wolna na podłoże, zostawiając po sobie ślad.. powiększajacą się kałuże.
Henry Lancaster
Temat: Re: Korytarz Sob 17 Maj 2014, 17:06
Ona czuła się jak na przesłuchaniu, on z niego jakiś czas temu wyszedł, gdzie został wzięty w krzyż ogniowy. Poważnie nie wierzyła, że rozumiał ją lepiej niż ktokolwiek? Też dostał list, też przeżył piekło i też po tym piekle wracał do normalności i zajmowało mu to sporo czasu mimo, że szło coraz lepiej. Zaprzeczanie temu, co widać jak na dłoni było bez sensu. Henry nie był już głupi. Może wcześniej naiwnie wierzył w dane słowo czy zapewnienia, ale teraz oczy miał szeroko otwarte i był pewien, że jeśli sam nic nie zrobi, to Tanja sama się za to nie weźmie. Też tak jak ona wszystko skrzętnie ukrywał. Tak jak ona nie chciał się tym dzielić z nikim uznając, że to jego własny problem i nikomu nic do tego. Nadal tak twierdził, gdy go pytano o wypadek. Tylko jedna osoba przejrzała go na wylot i sprowadziła na ziemię. Kazała mu się ogarnąć, wyciągnęła go z bagna i pilnowała, aby znowu się nie zgubił we własnych myślach. Teraz stała się mu nadzwyczajnie bliska i nie mógł się czasami bez niej obejść. Gdyby nie Soleil, tkwiłby dalej we wspomnieniach, które by z czasem go zabiły. Z tego ciężko było wyzdrowieć. Tanja i on myśleli identycznie. Działali tak samo, więc nie dało się uwierzyć w zaprzeczenie, że jej nie rozumie. Od razu zareagował, zrywając się na nogi. Złapał Tanję za oba ramiona i usadził z powrotem na ławce. Niepotrzebnie wstaje. Toż to gwarantuje powrót tępego bólu i mdłości. Heniek miał nieco wyrzuty sumienia, że doprowadza Tanję do takich reakcji i dodatkowych niekomfortowych uczuć, ale jeśli nie teraz, to kiedy ma z nią porozmawiać? Unikała go skutecznie, omijała i wymijała, byleby nie prowokować rozmów na temat, który wisiał w powietrzu. - Oczywiście, że rozumiem. - odpowiedział nieco martwym głosem już wyczuwając jak dziura w głowie chętnie przypuszcza atak na świadomą i ozdrowiałą część Henry'ego. - Dajesz sobą pomiatać nic nie robiąc z tym szantażem i zachowaniem ojca. Jak długo chcesz to ciągnąć? Aż dojdzie do tragedii? - siedział dalej obok i czuł zimne dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa na widok łez, do których doprowadził. Świetnie Henry, to było genialne, oby tak dalej! Nie odpowiedział na jej pytanie, jak wygląda. Chyba by tego z siebie nie wydusił. Zmieniłby definitywnie tor rozmowy na jego osobę, a mówili o Tanji, nie o nim. - Pomyśl co ja musiałem czuć przez ostatnie miesiące. Myślisz, że nie wiem jak się czujesz? Dokładnie tak samo, a nawet gorzej. - ostatnie zdanie niemalże wycedził przez zaciśnięte zęby. U niego doszło szaleńcze zmartwienie rodziny, media, ciągłe szepty, wytykanie palcami, wścibskie pytania i gapienie się gdziekolwiek i z kimkolwiek by nie był. Spiął odruchowo mięśnie i starał się utrzymać jako tako spokój. Jego zdenerwowanie nic tu nie da. Musi tylko pokazać Tanji, że przeżył coś podobnego, tylko w innej formie. Nie był dobrym psychologiem, nie potrafił dobitnie informować drugiego człowieka o tym, co czuje i jak. Zacisnął dłonie w pięści i siedział sztywno obok. Wiedział już co czuła Soleil. On też widząc stan Tanji nie chciał, aby się to pogorszyło. Nie byli co prawda bliskimi przyjaciółmi, ale znali się od pierwszej klasy, siadali czasem w jednej ławce i świetnie się dogadywali. To starczyło, aby chcieć coś zrobić w kierunku pokazania dziewczynie wszystkiego z innego punktu widzenia.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz Sob 17 Maj 2014, 17:48
Czuła się z minuty na minutę coraz gorzej i tylko przez zamroczenie nie dostrzegała tego podobieństwa jakie między nimi było. Oboje byli kiedyś beztroskimi uczniami Hogwartu.. znali się od pierwszych dni i kolegowali. Siadali w jednej ławce, gdy była ku temu okazja. Pomagali sobie, śmiali sie z tych samych żartów... ale potem coś się zmieniło. Najpierw w życiu Tanji. Zamknęła się w sobie i pozwoliła, aby mrok ją ogarniał.. by wyciągał po nią swoje szponiaste dłonie. Ten sam los spotkał później Henry'ego... chociaż sytuacje były inne, zrobiły z nimi to samo. To była wojna.. a najbardziej cierpieli niewinni. Lądowanie na ławce niewiele jej pomogło. Świat kręcił się coraz mocniej, a mdłości nie ustępowały. Otworzyła oczy patrząc na martwą minę Puchona. On też miał się źle.. i dopiero po chwili dotarła do niej ta wieść. Ciągłe łzy skapywały z jej jasnych oczu i czułą się... tak pusto. -Henry, gdyby to chodziło tylko o mnie... już dawno bym uciekła.. -słowa same wychodziły z jej ust, jakby chciały to zrobić już od dawna.. Kolejne krople spadły na marmur. -M-mama... ona już prawie straciła całą moc... on ją zabije.. gdy ja jestem w domu to skupia się na mnie, a nie na niej... tylko tak mogę.. tylko tak możemy... -jąkała się w ty co mówi, szukajac odpowiednich słów. -On jest w Ministerstwie, każda skarga na niego ląduje w koszu... Inaczej.. inaczej... -natłok emocji i wrażeń był zbyt duży. Poczuła jak znowu wszystko robi się czarne, a ona bezwolnie usuwa się na podłogę. Ostatnia, samotna łza spłynęła z jej oczu na podłogę..
Henry Lancaster
Temat: Re: Korytarz Sob 17 Maj 2014, 18:19
Pęknięcie tamy z pewnością pomoże obu stronom. Trzeba przyznać, że tego Henry się nie spodziewał, gdy zaczął wyłapywać każde wypowiedziane słowo. Robił się coraz bledszy i przerażony tym, co słyszy. To była forma poświęcenia? Skupić rodziciela na sobie, aby ulżyć matce? To, co się tam działo było chore! Henry jeszcze bardziej zesztywniał i wpatrywał się tępo w trzęsącą się Tanję. Jak ona mogła to wytrzymywać? Ile to trwało? Dlaczego nikt z tym nic jeszcze nie zrobił? Tysiące pytań cisnęło mu się na usta i nie mógł zapytać. Serce mu łomotało z wściekłości, że tak długo to ukrywała. Henry był na nią zły, że nic nie mówiła, choć rozumiał dlaczego to robiła. Przecież myśleli podobnie. Odwrócił głowę dowiadując się w jaki sposób potencjalne skargi nigdy nie docierały do Ministra ani żadnego aurora. Tanja znowu mu zemdlała i Henry przestał zwracać uwagę na nieme prośby dziewczyny o nie informowaniu o tym nauczyciela. Szybko zebrał ją z podłogi i ponownie ułożył na ławce, sprawdzając przy okazji temperaturę na czole. Gorące. Usłyszał nagle ciche, niepewne kroki za sobą. Odwrócił się zirytowany i dostrzegł młodszego kolegę z Huffa z trzeciego roku. - Hej, Simon chodź tu. - zawołał go i wyjął szybko z plecaka pergamin, wydzierając z niego nieduży skrawek. Napisał tam parę zdań starając się pisać wyraźnie. - Pobiegnij z tym do profesor Odinevy. Tylko szybko, okej? - wskazał na Tanję. Uzyskał gorliwe potwierdzenie przerażonych dziecięcych oczu. Obserwował jak mały puchon rzucił się biegiem w poszukiwaniu opiekunki ich domu. Powrócił potem szybko do ławki i co chwila sprawdzał czy Tanja się nie wybudza czy przypadkiem nie traci ciepła. Powinien pędzić z nią do skrzydła szpitalnego, ale wciąż się bał ją tam przenieść. Henry nie do końca chciał podejmować decyzję w sprawie Tanji, ale musiał. Nie przyszło mu nic innego do głowy niż wezwanie ulubionej nauczycielki i zarazem opiekuna swego domu. Dorosły powinien się o tym dowiedzieć jak najszybciej. Chłopak wyjął z dłoni Tanji liścik i schował go do kieszeni spodni. Przekaże go Odinevie, a potem dowie się o tym Dumbledore. Innego wyjścia nie miał. Musiał to zrobić nie tylko jako prefekt, ale też jako dobry kolega Tanji. Usiadł obok niej i wyglądał co chwila czy nie wraca Simon z profesorką.
Katja Odineva
Temat: Re: Korytarz Sob 17 Maj 2014, 21:03
Simon miał sporo szczęścia zastając Katję w gabinecie. Wróciła doń dosłownie kilka minut wcześniej i to tylko po to aby się przebrać. Miała zamiar zrobić sobie małą wycieczkę za pomocą proszku fiuu, bo powoli zaczynało ją męczyć to podobne do uwięzienia przebywanie cały czas w tym samym miejscu. Dla kogoś to od ukończenia szkoły nie zostawał nigdzie dłużej niż kilka tygodni, te kolejne mijające miesiące w Hogwarcie wydawały się na prawdę znaczącym okresem czasu. Odebrała od zdenerwowanego chłopca liścik, nie zauważając nawet, że czmychnął zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Zmarszczyła brwi widząc pospieszne pismo, a treść wcale nie poprawiła jej humoru. Musiała zrezygnować ze swoich planów i ponownie wejść w rolę nauczycielki, ba, opiekunki jednego z domów. Wcisnęła skrawek pergaminu do kieszeni i pospiesznie opuściła gabinet. Z tego co zrozumiała, nie powinna się ociągać. Właściwie przebiegła te dwa piętra. Na całe szczęście schody jakby rozumiały jej pośpiech i chociaż raz zachowywały się dokładnie tak, jak Kat po nich oczekiwała. Nic dziwnego, że już kilkanaście minut po wysłaniu liścika, Henry mógł usłyszeć rozchodzące się w korytarzu szybkie kroki, a zaraz później nieco napięty, ale ciepły głos wypowiadający jego imię. -Henry? - Odineva zatrzymała się przy nich i na moment położyła dłoń na ramieniu klęczącego chłopaka. Zaraz potem skupiła się jednak na Tanji, złapała jej przegub i zbadała puls, po czym podniosła powiekę. Z ulgą stwierdziła, że to nic poważnego, ale panna Everett najwyraźniej była w szoku. -Co się stało? - zapytała stanowczo swojego wychowanka. Skoro tutaj był, razem z nią, powinien coś wiedzieć. A ona potrzebowała wyjaśnień.
Henry Lancaster
Temat: Re: Korytarz Sob 17 Maj 2014, 21:15
Podniósł się od razu, gdy tylko usłyszał dochodzące kroki. Była pora nauki, nie spodziewał sie nikogo innego niz nauczycielki. Chyba z ulgą ją zauważył, wiedząc, że teraz będzie tylko lepiej. Była najbardziej wyluzowaną profesorką, rozumiała niemalże wszystko i nie dało się jej nie lubić, chociaż na początku roku wszyscy podchodzili do niej sceptycznie. - Pani profesor. - odsunął się kawałek i przyglądał jak bada puls dziewczynie. Zapamiętał, aby wcisnąć Simonowi galeona za szybkie przekazanie wiadomości. Henry uniósł głowę pokazując jak bardzo jest zmęczony tym, co tu zaszło. - Ja... ja myślę, że Tanja powinna porozmawiać z profesorem Dumbledorem. - wahał się, ale ciężar papierka, który trzymał w kieszeni bardzo go przytłaczał. Tanja go za to znienawidzi i prawdopodobnie nigdy się do niego już nie odezwie. Wyjął ten liścik i z duszą na ramieniu podał go Katji. - Ona nigdy by tego nie zgłosiła, mogę poprosić o dyskrecję? Nie chcę, aby jakoś negatywnie to odczuła w szkole... - spojrzał odruchowo na gryfonkę, a minę miał nieciekawą. Niełatwo było mu wydawać na głos obcy problem. Tanja zerwie z nim najwyżej kontakt, ale Henry będzie miał wtedy pewność, że się u niej polepszy. Odineva i Dumbledore zrobią na pewno coś z tym faktem i nie pozwolą na taki stan rzeczy. Dyrektor był wielką szychą, stał wysoko. Potrafił zrobić wiele, Henry zawzięcie w to wierzył. Spotkanie z nim w cztery oczy tylko go w tym przekonało. Skoro Tanja nie ufa nikomu, powinna zaufać Dumbledore'owi. Sam liścik nie był tak tragiczny jak to, co Henry widział we wrześniu. To ścierwo, które jej to zrobiło nie powinno już nigdy ujrzeć światła dziennego. Powinien siedzieć w Azkabanie. Puchon był zaskoczony jak agresywnie myśli o drugim człowieku. Nic jednak nie mógł na to poradzić. Nauczył się paru rzeczy, między innymi jak to jest odczuwać nienawiść.