Temat: Dzisiaj z Tobą nie piję. Wto 03 Lut 2015, 02:01
Opis wspomnienia
O tym, jak Porunn starała się pocieszyć smutnego, pijanego Gilgamesha. Na swój sposób chciała być dla niego miła i delikatna, w końcu potrzebował czułej opieki kogoś, komu na nim zależało. Wakacje sprawiły, że obie strony się trochę zmieniły, a pierwsze spotkanie w nowym roku musiało się kiedyś odbyć.
Osoby: Porunn Fimmel, Gilgamesh von Grosherzog
Czas: Początek roku szkolnego 1977/1978
Miejsce: Pokój Wspólny Slytherinu
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Dzisiaj z Tobą nie piję. Wto 03 Lut 2015, 02:33
Zdarzają się dni, kiedy nawet jednostka wybitna zapragnie jedynie odciąć się od innych i pozostać w swej samotni. Takie właśnie było jedyne pragnienie które kołatało się po zmęczonej głowie Gilgamesha. Chciał żeby oni wszyscy zniknęli, żeby żaden z nich nie poważył się nawet na spojrzenie w jego stronę a co dopiero na słowa. Te wakacje nie były czymś, co chciałby przeżyć drugi raz, mimo że wiele mu uświadomiły. Był skazany na samego siebie, tylko siebie - w jego życiu nie było miejsca na osoby trzecie. Nie powinno go być. Czyż nie o tym właśnie myślał, gdy odtrącał od siebie Wandę i ranił Doriana ze wszystkich sił? Czy nie takie były jego motywy gdy starał się odsunąć od Arii? Czyż nie taki był plan jego ojca, gdy postanowił poddać go swojej...inicjacji? Gross do dzisiaj miał to przed oczami, mimo że było to coś o czym chciał jak najszybciej zapomnieć. Wiedział że nie miał wyjścia, wiedział że to co zrobił było słuszne, wiedział że każde jego posunięcie musiało mieć miejsce...dlaczego więc jedyne co czuł to wyrzuty sumienia i żal? Dlaczego nie miał ochoty nawet patrzyć w lustro? Jego własne odbicie wydawało mu się puste i pozbawione treści, nawet to które właśnie zauważył w resztce whisky, pozostałości po pełnej butli. Marna resztka w butelce którą trzymał w dłoniach tak, jakby nie pozostało mu na świecie nic więcej niż te kilkadziesiąt kropli etanolu. Nie potrafił się jednak delektować smakiem - choć sam by się do tego nigdy nie przyznał, smutek który płonął w jego wnętrznościach skutecznie mu to uniemożliwiał. Przecież to nie jego wina że źle się z tym czuł - był młody, zdecydowanie zbyt młody żeby udźwignąć takie brzemię jakim go obarczono. Prawdopodobnie dlatego teraz spoczywał wyłożony na fotelu, co jakiś czas popijając resztkę z butelki. Pozostali Ślizgoni którzy mogliby jeszcze spędzać tu czas, czmychnęli już jakiś czas temu - nikt nie chciał dźgać wściekłego smoka ołówkiem w oko, nikt też nie chciał raczej narzucać się Grossowi gdy ten był w takim rozpaczliwym stanie. Nawet Ci negatywnie do niego nastawieni, prawdopodobnie woleliby nie musieć ścierać się z kimś przypartym do muru przez własne powinności. Szczególnie wtedy gdy był to ktoś tak agresywny, brutalny i nieprzyjemny jak pałkarz Slytherinu. Szukanie zwady z Gilgameshem w takim stanie raczej nie było nikomu na rękę - zwyczajnie się to nie opłacało, a synowie i córki domu Węża aż za dobrze potrafili dbać o swoje interesy, by pakować się w sytuacje tak beznadziejną. W pewnym momencie rosły Ślizgon pociągnął kolejny łyk alkoholu i z wściekłą miną rzucił butelką o ścianę, nie dbając o to że resztka cennego trunku przyozdobi ścianę, zaś odłamki naczynia rozniosą się w powietrzu. Okruch szkła nawet przyozdobił lewy policzek szlachcica, jednakże nie obchodziło go to specjalnie. Osunął się na ziemie ze swojego siedziska i westchnął ciężko. Życie było zwyczajnie niesprawiedliwe. Jakim prawem, ktoś taki jak on był zmuszony do nieprzyjemności? Ziemia powinna mu być lekką, a zamiast tego musiał przyjmować cios za ciosem. Kimkolwiek nie byłby autor tego żałosnego przedstawienia, Gross miał dla niego tylko słowa "pierdol się". Uniósł się lekko i uderzył dwukrotnie pięścią o podłogę, wkładając w to trochę zbyt wiele siły i obijając sobie kostki. Dopiero wtedy ponownie osunął się na ziemię, z głową skuloną w stronę piersi. Nie czuł nawet bólu krwawiącego policzka czy pięści - nie obchodziło go to. Chciał po prostu by to wszystko zniknęło, by świat rozpadł się na drobne kawałki i by odpowiedział za krzywdy, które nieopatrznie opadły na niego...za co? Za to że żył na wyższym poziomie niż ten motłoch? Kto to wymyślił, by każdy szczęśliwy dzień musiał opłacać kolejnym dniem nieszczęśliwym? Kimkolwiek by nie był, Gilgamesh pluł mu w twarz. Ostatnimi czasy zbyt często czuł jak resztki jego uczuć uchodzą z niego i zbyt często słyszał jak coś w nim pęka - tego było zbyt wiele. Jedno było pewne - skoro los tak zamierzał się z nim obchodzić, skoro zamierzał z niego zrobić kozła ofiarnego...on się odpłaci, z nawiązką. Od dnia dzisiejszego aż do końca - wymierzy sprawiedliwość każdemu śmieciowi który ośmieli się bruździć w jego rajskim ogrodzie, niezależnie od tego czy ów śmiałek będzie czarodziejem, szlamą, smokiem czy Czarnym Panem. Choćby miał wyrżnąć wszystkich, nigdy więcej nie pozwoli na doprowadzanie go do tak opłakanego stanu. Nigdy więcej.
Porunn Fimmel
Temat: Re: Dzisiaj z Tobą nie piję. Wto 03 Lut 2015, 03:17
Wakacje się skończyły i Porunn wróciła do Hogwartu bogatsza o nowe doświadczenia. Dowiedziała się, że nie było tak trudno zwolnić wszystkie hamulce, które trzymały człowieka w ryzach, aby pozwolić emocjom wziąć górę nad zdrowym rozsądkiem. Lubiła spędzać czas z Vincentem, lubiła słuchać tego, co miał jej do powiedzenia, biorąc wszystko do siebie. Pozwolił jej odkryć drugą część siebie i za to była mu poniekąd wdzięczna. Akceptował ją w całości taką, jaką była, wyzwalając tym samym w niej nie tylko agresję, lecz także fakt, że była kobietą, którą traktowało się z szacunkiem. Podobało jej się to, tym samym coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że nie lubiła jak ktoś nią pomiatał, jakby była chłopcem. Wbrew pozorom nim nie była, dając tym samym do zrozumienia innym, że mimo wszystko wciąż potrafiła dobrze robić komuś krzywdę. Koniec zajęć sprawił, że postanowiła zrelaksować się w Pokoju Wspólnym. Swojej siostry po drodze nie spotkała, więc nic jej nie zatrzymało podczas tej krótkiej podróży w kierunku lochów. Gdy dotarła na miejsce, opadła znużona na kanapę i spojrzała w sufit, wypuszczając w płuc powietrze. Tyle się działo w jej życiu, a ona powoli przestawała nadążać za tym tempem przez nie nałożonym. Zamknęła oczy, starając się na chwilę wyciszyć, jednak stukot butów pierwszo i drugoklasistów skutecznie uniemożliwiał jej skupienie się. Że też ta dzieciarnia musiała akurat teraz się tutaj kręcić, kiedy starsi uczniowie chcieli trochę się wyciszyć i odprężyć. Było ciężko, jednak nie mogła im tak po prostu kazać sobie pójść. Niestety, Pokój Wspólny jak sama nazwa mówiła… był wspólny. - Pięknie – burknęła pod nosem i podniosła się, z zamiarem pójścia w jakieś inne, spokojniejsze miejsce, gdzie nikt nie mógł ucierpieć przez złość, która zaczęła się gotować w Porunn. Rozejrzała się jeszcze krótko po pomieszczeniu i uniosła brew, gdy dostrzegła siedzącego w kącie Gilgamesha. Nagle ten wrzasnął, żeby wszyscy, którzy znajdowali się w pomieszczeniu … wyszli. Nikt nie zamierzał ryzykować i po prostu się usunęli. Z wyjątkiem jednej osoby, która nie zamierzała nawet przez chwilę opuścić Pokoju Wspólnego. Gdyby nie fakt, że chłopak rozbił butelkę i osunął się z siedzenia na podłogę, to mogłaby przypuszczać, że wszystko z nim w porządku. Nie było. Dziewczyna dawno go widziała, jakoś nigdy na niego nie trafiała ostatnim czasem, co niezwykle jej się nie spodobało. Zazwyczaj trzymali się razem, a tutaj najwidoczniej ten postanowił się pobawić w izolację od otoczenia. Nie z nią takie numery i chłopak o tym na pewno dobrze wiedział. Podeszła do niego bez wahania, po drodze chwytając za krzesło, aby przysunąć je i usiąść niedaleko Niemca. - Od kiedy upadłeś tak nisko, żeby pić sam ze sobą? Co z tobą się dzieje … – zagadnęła, przechylając głowę lekko w bok. Przez chwilę obserwowała przyjaciela, starając się ocenić w jakim był stanie i ile alkoholu zdołał w siebie wlać. Westchnęła w końcu cicho i wyciągnęła rękę w jego stronę, aby przesunąć opuszkami palców po skroni i policzku, aby właśnie tam ją zatrzymać. Zwróciła zielone spojrzenie Gilgamesha na swoje błękitne ślepia, musiał utrzymać z nią kontakt wzrokowy. Obawiała się, że proste komendy mogły do niego nie dotrzeć. - Za dużo jak na jeden dzień. Wstawaj, zaprowadzę cię do dormitorium i pomogę ci zmienić ciuchy na piżamę – powiedziała, podnosząc się i pochylając nad Gilgameshem, aby wsunąć obie dłonie pod jego pachy. – Nie opieraj się, bo dostaniesz w twarz, a wiesz, że jestem do tego zdolna – wymamrotała mu do ucha, mając nadzieję, że będzie współpracował i pozwoli się prowadzić. Jeszcze przyśnie w Pokoju Wspólnym i go dzieciaki okradną, albo pomalują twarz czymś niezmywalnym.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Dzisiaj z Tobą nie piję. Sro 04 Lut 2015, 01:43
Gross był szczerze zaskoczony - trudno mu zresztą się dziwić. Przecież poinformował o swej dezaprobacie cały pokój wspólny - jasno, głośno i dosadnie. A ten odważny Pierunek i tak postanowił go dźgać ołówkiem, mimo że wiedziała iż nie jest to dobry pomysł. Jednakże skoro tak radośnie ładowała się w paszczę smoka, to czemu miałby odmawiać jej przyjemności zostania przysmażonym? A co, niech zazna jego gniewu! A raczej zaznałaby, gdyby nie to że była tą Fimmelówną którą mógłby nazwać siostrą, gdyby nie fakt że była jego szwagierką. Ah ten los płatał takie figle - jednego dnia "jego mały Pierunek" czy "durna krówka" a drugiego to już "majestatyczna siostra jego narzeczonej". Dokąd ten świat właściwie zmierzał, Gross się pytał! Dlatego też on zaraz pokaże światu, że to on tu właściwie rządzi a wszelkie próby detronizacji mogą zakończyć się tragicznie. Spojrzał więc swym cudnym, zielonym, zapijaczonym spojrzeniem na Pierunka i rzekł głosem pełnym powagi: -A może ja czasem lubię wypić z kimś inteligentnym co? Rosier i Krueger ostatnio coś abs...abs...absyntują, a Ty mnie unikasz, to pije sam ze sobą i tak właśnie jest. Miał wrażenie iż jego wspaniałe usta słowa swe formułują troszkę niewyraźnie, jednakże nie zważał na to. Porunn znała go na tyle długo żeby rozumieć go nawet w sztok pijanego, więc gdzie niby leżał problem? Poza tym dużym i przystojnym problemem obok fotela? Otóż nie było problemu! Co prawda przed chwilą jakiś rozpamiętywał i dokuczał mu on, ale przecież pijany człowiek szybko zmienia zdanie. Dalej czuł się niezbyt dobrze i odczuwał dyskomfort egzystencji, jednakże zamierzał robić najlepszą minę do najgorszej gry, nawet jeśli już nie pamiętał w co właściwie grał. Niestety chwilę później Fimmelówna zrobiła coś co odebrało mu jego wspaniały humor. Jej wypowiedź wcale a wcale mu się nie podobała - w końcu jak tak można? Toć on był Księciem Slytherinu, zasranym Księciem Slytherinu, a jej słowa pomimo oferty pomocy były pozbawione szacunku. Nie bez trudu wyprostował się i spojrzał trochę gniewnie na swoją ulubioną krówkę. -Po piersssze, nigdzie nie idę. Po drugie, jak śmieszsz mi grozić, Porunn Fimmel? Jestem kurwa Księciem Slytheriiinu i nie zamieszam znosić takich...gróźb. Nawet z ust mojej szwagierki No bo w końcu nie przesadzajmy! Jemu tu było wygodnie, a ona nie dość że chciała na siłę zmienić jego położenie i do tego bić go jeszcze chciała. Jednakże zapewne Ślizgonka mogła wyczuć w jego głosie że coś jest nie tak. Nawet jak na zapijaczonego Grossa, to nie był ten Gilgamesh który był jej tak dobrze znany. Ten zapijaczony Gross był mniej zapijaczonym Grossem niż kiedyś, zupełnie jakby płomień etanolu rozpalający jego trzewia zaczynał wygasać. A to mogło alarmować że coś się dzieje.
Porunn Fimmel
Temat: Re: Dzisiaj z Tobą nie piję. Sro 04 Lut 2015, 22:16
Porunn pokręciła głową, spoglądając na to, w jakim stanie był aktualnie Gilgamesh. Wiedziała, że lubił sobie popić po królewsku. Jego wysokie ego czasami odbierało mu możliwość myślenia, ciągnąć go przy okazji na samo dno. Nie lubiła patrzeć, jak ludzie, na których jej w pewnym stopniu zależało niszczyli się od wewnątrz. Z jej przyjacielem działo się coś niedobrego i nie trzeba było być niewiadomo kim, żeby to zauważyć. Ślizgonka była osobą, która nie pchała się tam, gdzie jej nie chcieli, lecz w tej sytuacji nie pozostawało jej nic innego, jak po prostu pomóc. A później może zdzielić go kilka razy po tej głupiej łepetynie, żeby zaczął myśleć, przestając przy tym się wyniszczać. Dopiero po chwili zauważyła krew, która ściekała po jego policzku i dłoni. Rozbicie butelki jednak pociągnęło za sobą pewne konsekwencje, na co dziewczyna pokręciła tylko głowę, przewracając oczami. - Idiota, coś narobił? – syknęła, zaciskając palce na ramionach Gilgamesha i krótko, lecz stanowczo nim potrząsnęła. Co on sobie w ogóle wyobrażał, żeby doprowadzać się do takiego stanu, w którym był niemalże wykluczony z używalności. Takie rzeczy nie przystały uczniom Slytherinu, których cechowało wyrafinowanie i kunszt. Grossherzog po drodze gdzieś utracił to wszystko i przypominał aktualnie wrak człowieka. Przesunęła opuszkami palców po jego ranie na policzku i pokręciła głową. Wciąż nie mogła pojąć jak mógł się doprowadzić do takiego stanu. No cóż, nie była jego niańką, jednak ciekawość zawsze brała górę nad zdrowym rozsądkiem i ogólnie przyjętą zasadą „nie wściubiaj nosa w nieswoje sprawy”. - Będziesz w stanie mi odpowiedzieć na kilka pytań? – zagadnęła, na daną chwilę porzucając próby podniesienia go i zaprowadzenia do dormitorium. Zamiast tego usiadła obok niego, starannie odsuwając na jedną kupkę odłamki szkła, żeby przypadkiem się gdzieś jej nie wbiły. Miała zamiar wyjść z tej małej potyczki bez szwanku. Oparła się o niego, tym samym podsuwając swoje nogi pod siebie i obejmując je ramionami. Przez chwilę milczała, starając się zrozumieć co też bełkotał pod nosem. Pokręciła głową, zdmuchując włosy z twarzy. Wzięła głęboki wdech, w wyniku czego odór alkoholu uderzył jej nozdrza, w wyniku czego zrobiło jej się niedobrze. Zdecydowanie nie pasował Gilgameshowi, nieważne jaki by nie był. W dodatku, no właśnie! Był narzeczonym jej siostry, czy tego chciała czy nie. Musiał się prezentować, bo byle szumowinie nie miała zamiaru oddać swojej siostry. Ba, nie miała zamiaru oddawać jej nikomu, a tylko stwarzać pozory, że ją oddała. Tak byłoby najwygodniej. W końcu była jej siostrą i nikt nie miał do niej takich praw, jak siostra bliźniaczka. To znaczyło wiele, wiele więcej niż jakiś pierścionek wart jednego smoka. Po co w ogóle kupować takie drogie rzeczy, skoro równie dobrze można było kupić wielkiego gada ziejącego ogniem? Co za marnotrawstwo pieniędzy… - Grossherzog, przestań pierdzielić od rzeczy, tylko spójrz na mnie i gadaj czemu się tak urżnąłeś w trzy dupy – warknęła ostro, wyszczerzając z poirytowania zęby. Nie miała zbyt dużej cierpliwości, a adrenalina, która w niej rosła i buzowała w organizmie tylko ostrzegała, że jeszcze chwila, a nie będzie już tak miło, jak się zapowiadało. Zmieniła lekko pozycję, przytulając się mocno do jego ramienia, dając mu do zrozumienia, że nie pozbędzie się jej tak szybko, jakby chciał.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Dzisiaj z Tobą nie piję. Czw 12 Lut 2015, 04:30
Cała ta sytuacja sprawiała że w zielonych oczach Grossa zapłonęła iskierka gniewu - że też akurat w dniu dzisiejszym musiał natrafić na Pierunka. Każdemu innemu kazałby zwyczajnie wypie...wyjść w trybie nagłym, jednakże był świadom że w tym wypadku nie może tego zrobić. I miał to gdzieś że mogłaby postanowić go uszkodzić, bo nie o to chodziło. Zwyczajnie wolał ją wściekłą, niż zobaczyć w jej oczach jakąś parodię smutku gdyby ją brutalnie odrzucił. Mimo wszystko był świadom, że gdzieś tam w środku Ślizgonki tkwią resztki duszy, które mogłyby się zasmucić gdyby nie chciał z nią gadać, więc niezależnie od sytuacji miał zasrany obowiązek przebywać tu z nią nawet jeśli aktualnie wolałby zostać sam. Stąd też odparł w ich osobistym sposobie komunikacji. -Odwal się głupia-rzekł cicho, co oczywiście oznaczało "mogłabyś ruszyć swoją uroczą dupkę i mnie przytulić bo mi źle, raz na jakiś czas można". Oczywiście nie mógł tego powiedzieć wprost - to by było nie w jego stylu. Szczerze mówiąc nie zamierzał jej odpowiadać na żadne pytania, ale niestety miał tą świadomość że nie miał wyboru. Stąd też gdy usłyszał pytanie, zamilkł tylko na moment - zastanawiał się jak mógłby się wykręcić, niestety - Fimmelówna znała wszystkie jego sprytne sposoby na zmianę tematu, więc nie miał najmniejszych szans. Uznał więc że jedynym wyjściem będzie niestety wyjawieniem jej całej prawdy. Ostatecznie uznał że najlepszym wyjściem będzie jednak znieść te zaczątki smutku i już miał zacząć się wydzierać, licząc że ją odstraszy kiedy nagle Porunn się do niego przytuliła - to go załatwiło, bo teraz już zupełnie nie miał serca by w jakikolwiek sposób się wykaraskać z trudnej sytuacji. Westchnął więc ciężko i wyciągnął z kieszeni lekko wymiętego papierosa po czym odpalił go - miał gdzieś to że w całym pokoju wspólnym będzie czuć dym, to nie jego sprawa. Jak komuś to przeszkadza niech siedzi w dormitorium. I rozpoczął, choć niektóre słowa brzmiały dość...nietypowo, ze względu na promile we krwi. -Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo. Świat jest kurwa niesprawiedliwy. Jakieś śmieci, niewarte nawet oddechu biegają po Hogwarcie i cieszą się życiem, a dobrze urodzony ideał mężczyzny nie może nawet korzystać z młodości, bo musi targać na swoich barkach pieprzone brzemię arystokratycznego rodu. Co to za życie, gdy Książę Slytherinu zamiast korzystać z zasobów świata i wybawić się za młodu, jest zmuszony do podejmowania cholernie trudnych decyzji? W dupie mam takie sytuacje, kiedy moim największym przywilejem jest bycie zmuszonym do odrzucania wszystkich bliskich mi osób bo czynią mnie słabym. A to dopiero szczyt tej kupy gówna Zdawał sobie sprawę z tego że nie wyraża się po królewsku. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego słowa zanieczyszczają powietrze ale miał to gdzieś. Zaciągnął się papierosem, nie zamierzając przerywać na zbyt długo. Wypuścił dym i ściszył głos, tak aby mieć pewność że żaden zbyt ciekawski Ślizgon go nie podsłucha. -Dalej? Mam krew na dłoniach. Zdecydowanie zbyt wiele krwi. Dbanie o honor i swoje dobre imię wymaga ode mnie więcej. Mam dość tego, że po nocach śnią mi się oczy osób które musiałem uciszyć. Mam dość tego, że w co drugim śnie jestem trupem. Mam dość tego, że jestem stawiany przed wyborem dołączenia do którejś ze stron - to mnie wszyscy powinni słuchać. I mam dość idiotów takich jak mój ojciec, bojących się NAZWISKA. Czemu miałbym się bać jakiejś śmiesznej nazwy? To nawet nie jest pewnie jego prawdziwe nazwisko, cholera, to jakiś śmieszny żart. Co z tego że wygląda przerażająco, że jest potężny, że ma moc jakiej nie ma nikt? Sama-Wiesz-Kto, Czarny Pan, Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Z jakiej racji nie wolno wymawiać? Banda kretynów nie będzie mi mówić czego MI nie wolno. Voldemort. Ktoś umarł? Niestety nie, nic się nie stało, nie zostałem porażony piorunem a on nawet nie wie że to powiedziałem - i po co komu ten strach? To śmieszne odwracanie kota ogonem...rzygam tym Zrobił kolejną przerwę, szczerze mówiąc nie patrząc nawet na reakcję przyjaciółki na dźwięk imienia Lorda. Swoją drogą, to żałosne - potęga jest potęgą, władza władzą, ale urodzenie pozostanie urodzeniem. Książę miałby kłaniać się przed Lordem? Hierarchia miała się inaczej i powinni o tym obydwaj wiedzieć. To Lord powinien być jego człowiekiem, nie na odwrót. Co prawda mieć wśród swych ludzi kogoś tak silnego byłoby zaszczytem, jednakże nie oznaczało to że miał ochotę padać na kolana przed kimś, kto nawet nie miał tytułu królewskiego. Teraz zamierzał przejść do czegoś, co ostatnimi dniami mu doskwierało. Nie zamierzał nawet powstrzymywać bluzgów - po prostu nawijał co ślina przyniosła mu na język. -I wkurwia mnie to wszystko. Nie mam nawet własnej woli. Miałem kogoś kto był dla mnie ważny, kto wywoływał we mnie jakieś dziwne uczucie, komu też na mnie zależało. Osobę która mimo wszystko chciała być blisko mnie i w pewien sposób ta pieprzona Whisper była połową mojego świata. Ale nie mogę sam wybrać. Musiałem ją porzucić, bo co? Bo ktoś sobie wymyślił, żeby dać mi narzeczoną która mną gardzi, ignoruje mnie, ma na mnie zwyczajnie wyjebane. Narzeczoną która nawet nie chce na mnie spojrzeć, która unika mnie, z którą łączy mnie tylko i wyłącznie troska o Ciebie. Twoja siostra nawet nie chce mnie znać z tego co wyraźnie widać. I ja mam być związany z kimś takim? Starałem się, kurwa starałem się zapałać do niej jakimś uczuciem, ale to niemożliwe gdy ona nawet nie chce ze mną gadać. Jak niby mam być z kimś, kogo nie mogę przytulić, pocałować czy zwyczajnie o tą osobę dbać, bo woli prowadzać się z jakimiś śmieciami, lepszej lub gorszej krwi, a mnie zwyczajnie ignoruje, ośmiesza i pozbawia godności? Mam przez resztę życia być pozbawiony kobiety, do momentu w którym przymuszą nas do dziecka? To ma być mój ostatni i jedyny kontakt fizyczny z przyszłą żoną? To już chyba wolę rzucić się z Wieży Astronomicznej, przynajmniej Twojej siostrze będzie lżej-wyrzucił z siebie podnosząc głos przy ostatnim zdaniu i poderwał się z trudem na równe nogi. Potężnie się zaciągnął i wyrzucił resztę papierosa gdzieś na ziemię, przydeptując go. Dopiero wtedy spojrzał na Porunn z furią emanującą z całej jego postawy. Niestety oczy go zdradzały - były lekko zaszklone. Jednakże nawet jeśli miał ochotę uronić łzę, to nie zrobiłby tego teraz - był zbyt wściekły na wszystko i wszystkich. -I wiesz? Pierdolę to. Jeśli to ma być życie, to się z niego po prostu kurwa wypisuję. Nie mam ochoty być dłużej niewolnikiem powinności, z wrogiem na ślubnym kobiercu i stosem przypadkowych ofiar u stóp. Jeśli tak to ma wyglądać to już wolałbym...wolałbym zdechnąć-dodał ciężko dysząc. Miał po prostu dość.
Porunn Fimmel
Temat: Re: Dzisiaj z Tobą nie piję. Czw 12 Lut 2015, 23:52
Ludzie mogli mówić różne rzeczy na temat Porunn. Czasami naprawdę takie, które miały sens i były całkowicie zrozumiałe. Były jednak też takie, jak po prostu stek bzdur, stworzonych przez osoby nie mające żadnej głębszej styczności z dziewczyną. Można było jej zarzucić wiele negatywnych rzeczy, z którymi ona sama by się bez problemu zgodziła. Była agresywna, impulsywna i niekiedy po prostu nieprzewidywalna oraz niebezpieczna, brutalna w swoim działaniu i paskudna względem innych. Czasami jednak, gdy pozna się bliżej człowieka, przebijając się przez opinie innych, chcąc samemu ocenić jego wartość, można było dostrzec nie tylko wady ale i zalety, które były na wagę złota. Przede wszystkim była lojalna i oddana ludziom, którzy zdecydowali się jej zaufać. Gilgamesh należał do osób jej drogich, ważnych, posiadających dla niej pewną wartość sentymentalną. Gdy otworzył usta, od razu rozpoznała, ze coś było z nim nie tak. Dźwięk jego głosu nie był normalny, łamał się, jakby w jego gardle zalegała wielka, bolesna gula. Przygryzła wargę, zaciskając tym samym mocniej pięści na jego ramieniu, aby dać znać, że wciąż przy nim była i nie miała zamiaru nigdzie się wybierać. Słuchała wszystkiego w milczeniu, ważąc i analizując to, co jej powiedział. Słysząc tę gorycz i rozżalenie przez chwilę miała ochotę wstać i mocno nim potrząsnąć, krzyknąć, żeby wziął się w garść. Wiedziała jednak, że nie każdy potrafił podołać temu, co stawiało przed nim życie, starając się tym samym trzymać głowę wysoko w górze. Znała Gilmagesha dobrze, była świadoma jego siły i niezależności. Nigdy w życiu nie posądziłaby go o słabość, która teraz bezczelnie dawała o sobie znać. Zacisnęła pięści i zamknęła oczy, słuchając. Co też musiało się stać, że wywarło to tak mocny wpływ na tego chłopaka? Otworzyła szeroko oczy, gdy zaczął swoje zwierzenia. Nawet dym papierosa, który palił jej oczy i nozdrza nie przeszkadzał tak bardzo, jak zwykle. W sumie sama miała ochotę się jednym zaciągnąć, aby na spokojnie przetrawić fakt, który do niej dotarł. Gilgamesh był mordercą i przyznał się jej do tego. Musiał darzyć ją niezwykłym zaufaniem, a ona to szanowała, ceniła jak drogocenny skarb. Sama nie była święta, nie jej było oceniać postępowanie chłopaka. Tylko problem polegał na tym, że dziwił ją fakt, że Niemiec nie sprostał zadaniu, że go to przerosło. Być może nie znała go tak dobrze, jak myślała? Westchnęła cicho. Zeszłe wakacje były kluczem do powolnego rozwalania się jej światopoglądu, który przez tyle lat dzielnie układała w całość. Okazało się jednak, że i w niej drzemał potwór, o którym istnieniu nie miała pojęcia, aż do tamtego dnia, kiedy dostała przyzwolenie na robienie tego, co jej się żywnie podobało. I gdyby zrobiła odważny, o jeden za dużo, krok na przód miałaby tak samo czyjąś krew na swoich rękach. Nie była więc święta, nie była osobą, której dane było oceniać innych i sądzić, jakby była czysta ze wszystkiego, co złe. Nie była i nigdy nie będzie. Nie bała się też wymawiać imienia Czarnego Pana. Jednak mimo wszystko, wzdrygnęła się na dźwięk słów Grossherzoga. Ostre, brutalne i pełne nienawiści. Była młoda, jednak mimo wszystko nie odważyła się mówić o tym głośno, tak jak robił to jej przyjaciel. Chociaż popierała jego stronę i idee, które głosił. Nie była w stanie się sprzeciwić czy mu przytaknąć. Milczała więc, słuchając tego, co miał do powiedzenia, nie przerywając mu, co chwilę tylko wzmacniając i luzując uścisk. Chłonęła jego bliskość, aż w końcu zamknęła oczy, aby dać mu całkowitą swobodę mówienia. Położyła się na podłodze, głowę opierając na jego kolanach, aby mieć idealny widok na wykrzywioną w bólu i walce z łzami twarz chłopaka. Nie mogła powiedzieć, że było przyjemnie na niego patrzeć. Gdy miała wrażenie, że skończył, podjął znowu temat. Jej twarz wykrzywiła się w pewnej dozie gniewu, kiedy wspomniał nazwisko Whisper, a następnie złagodniała, gdy powiedział parę słów o Arii. Przygryzła wargę, chcąc jakoś usprawiedliwić zachowanie swojej siostry. Nie było ono dla niej dziwne, w szczególności, że chłopak stał się obiektem stojącym zbyt blisko niej. Nie każdy lubił zmiany zachodzące w swoim życiu, a już na pewno nie w tak brutalny i nagły sposób. Szczególnie, jeśli chodziło o jej siostrę, która prawie całe życie stroniła od ludzi, szczególnie od mężczyzn. Jak inaczej mogłaby się zachowywać przy Giglameshu, który swoją osobą ją przytłaczał? Dopiero teraz zdecydowała się zabrać głos. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń, kładąc palec na ustach. Pokręciła głową, wydając z siebie kojący syk, sugerujący, żeby po prostu zamilkł. Wiele jej powiedział, chociaż wcale nie musiał. Doceniała to. - Jeśli chociaż trochę znasz moją siostrę, to musisz wiedzieć, że z nią trzeba w zupełnie inny sposób rozmawiać. W szczególności, że twój wybryk podczas Spisu Futrzastego jej się nie spodobał. Naprawdę uważasz, że ściąganie spodni i majtek przed wszystkimi, szczególnie przed nią był dobrym pomysłem? Aż dziwne, że się nie spaliła ze wstydu. Rozumiem dlaczego Cię unika. Przytłaczasz ją. Zmień swój stosunek, bądź miły, jak ten cały rycerz na białym koniu. Nie łatwo będzie Ci przekonać ją do siebie, szczególnie, że bez problemu udało Ci się ją odtrącić swoim zachowaniem. Pamiętaj jednak, że to moja siostra i tak naprawdę tylko ja mam do niej pełne prawo - mówiąc to, uśmiechała się lekko, przesuwając dłonią po jego zakrwawionym policzku, rozmazując przy okazji krew, tworząc makabryczny pejzaż. Uważała, że taki kolor naprawdę mu pasował, podkreślał zieleń jego oczu i ból wymalowany na twarzy. Idealna kompozycja, która zasługiwała na miano arcydzieła. - Co do Wandy Whisper, to dziewczyna słono za to zapłaci. Już ja się tym zajmę – powiedziała, po czym podniosła się, kładąc obie dłonie na policzkach Gilgamesha, przysuwając przy tym swoją twarz, aby ich spojrzenia się spotkały. - Wiesz dlaczego to zrobię? Bo nikt, nikt na świecie nie ma prawa doprowadzić cię do takiego stanu. Wyglądasz tak żałośnie, że nawet nie mam ochoty na ciebie patrzeć. Weź się w garść i opamiętaj. Krzywdzenie samego siebie, upijanie się i rzucanie butelkami, o dziwo nic nie daje. Tylko pogarsza twój stan. Wierz mi co mówię. I wiesz co ci powiem? Jedyną osobą, która będzie miała prawo odebrać ci życie będę ja, nie ty. Ja. Bo nikt inny nie zasługuje na to, aby widzieć cię w takim stanie, jakim jesteś teraz. Co się stało z tym Księciem Slytherinu, który nosił głowę dumnie wysoko? Wiem, że nie wszystko idzie po naszej myśli, ale czasami trzeba zacisnąć zęby i ruszyć dalej. A ty nie jesteś sam, idioto – powiedziała, po czym odsunęła się od niego i usiadła naprzeciw, zabierając mu z dłoni papierosa, aby chwilę później samemu zaciągnąć się dymem papierosowym. Eh, i co ona powinna z nim teraz zrobić? Sprawdzenie, czy potrafił latać nie wydawało się dobrym pomysłem. Miała nadzieję, że jeszcze trochę pożyje. W końcu w pewnym sensie zależało mu na Arii, a to było dla niej ważne.
Gilgamesh von Grossherzog
Temat: Re: Dzisiaj z Tobą nie piję. Nie 01 Mar 2015, 23:58
Wysłuchał wszystkich jej słów ze spuszczoną głową, nie odzywając się ani słowem, nie reagując i zachowując się jak ktoś kto zasnął na stojąco, z otwartymi oczami. Jedynie powoli uspokajający się oddech świadczył o tym, ze w jakikolwiek sposób jest jeszcze istotą żywą. Doczekał do samego końca. Wówczas przymknął oczy i wyprostował się. Przyszło mu to z trudem ze względu na jego dotychczasowe pijaństwo, jednakże stał prosto, dumnie uniósł głowę i z wciąż nie rozchylając powiek. -Nasz czas rozłąki sprawił, że zaczęłaś pierdolić jak potłuczona-powiedział cicho i spokojnie. W pewien sposób wrócił do siebie. W pewien sposób jej słowa mu pomogły. A że nie było innych metod na okazanie tego, jak wrócenie do siebie, więc zamierzał jej okazać. Zamierzał zachować się tak, jak powinien, zakładając że być może pamięta. Pewnego dnia bowiem, jego Pierunek odwiedził go w jego pałacu - było to dawno, lecz jego komnata zawierała coś rzucającego się w oczy, coś o czym nikt kto to ujrzał nie powinien zapomnieć. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego "siostra" mogła dawno odrzucić to w niepamięć. Mogła nie zwrócić na to uwagi. Mogła to zwyczajnie zignorować, w końcu nie każdy potrafił doceniać tak szlachetne symbole, jednakże tak czy siak, zamierzał jej o tym przypomnieć. A może chciał po prostu powiedzieć to na głos, by sam o tym nie pamiętał? Być może w pewnym momencie, zwyczajnie zatracił słowa wpajane mu praktycznie od urodzenia. Zbliżył się do niej chwiejnym krokiem i spojrzał na nią z góry, z kamiennym wyrazem twarzy, po czym wyrecytował napawając swój głos pasją, dostojeństwem i dumą: -He wants blood and excitement and he wants blood in exciting ways. He wants just to get the hands on the treasure, and he wants that no one get their hands on the treasure. He wants to kill becouse he understand himself. He wants to be famous in human mind, and he wants to be famous in human hearts. He wants immense power, and he wants to meet people to fight in immense battles. He's the King Bezbłędnie zacytował słowa, wyryte na rzeźbie przedstawiającej ucieleśnienie idei jego rodu. Rodu którego był następcą i nie powinien o tym zapominać. Miała racje - nie miał prawa pogrążyć się w rozpaczy, bo to przeczyło królewskiej idei jego pochodzenia. Nigdy, przenigdy nie powinien przeczyć własnej dumie, własnej godności...jak mógł o tym zapomnieć? Był Księciem Slytherinu, a w przyszłości...Królem. To zobowiązywało, to nakazywało mu zgnieść wszystko co stanie na drodze, podbić co jeszcze nie podbite. On nie mógł być panem i władcą własnego życia. On musiał być panem i władcą, wszystkiego co mu poddane, musiał zachowywać się według kodeksu, który on ustalał, nie miał miejsca na słabość. Nachylił się i oparł dłoń na ramieniu Fimmelówny, nachylając się do jej ucha. -Twoja siostra, należy do mnie. Ona została wytypowana na królową, Ty nie masz nic do gadania. A Ty, nie zapominaj z kim rozmawiasz. Nigdy. Nie mów. Królowi. Co. Ma. Zrobić. Zapamiętaj-wyszeptał jadowicie, jednakże zdawał sobie sprawę że akurat ta Ślizgonka doskonale zrozumie przekaz. Będzie świadoma, że jego słowa znaczą dokładnie to samo co "zaopiekuje się nią" i "dziękuję". Jednakże, jego królewska powinność została spełniona. Zrobił co należało. W pewien sposób trochę otrzeźwiał i wziął się w garść. Było jednak coś jeszcze, co powinien zrobić. Uchwycił głowę Pierunka w dłonie i ucałował ją w czoło. Gest był oczywisty i chyba dość zrozumiały. Następnie spojrzał jej w oczy, przekrzywił głowę i wzruszył ramionami, mając wrażenie że mógłby nie powiedzieć nic, a ten gest już by wystarczył. -Koniec audiencji. Dobranoc-mruknął jeszcze i nachylił się przytulając swoją młodszą, brutalną i jakże potrzebną tej nocy siostrę. Następnie chwiejnym krokiem udał się do dormitorium.