Rozpruwacz, detektyw i zagadka - idealny kryminał.
Autor
Wiadomość
Gość
Temat: Rozpruwacz, detektyw i zagadka - idealny kryminał. Sob 07 Mar 2015, 23:19
Opis wspomnienia
Tego dnia, Auster poznał nietylko swojego idola, ale i zapach Śmierci.
Osoby: Abernat Horris & Ben Auster
Czas: 2 lata temu. Jesień
Miejsce: Las
****** (UWAGA! Jeśli ktoś coś zjadł, albo nie lubi czytać obrzydliwych opisów... niech nie patrzy dalej.)
Leciał sobie kruk. Taki duży, czarny, pierzasty koleżka. Usiadł na gałązce i chyba zobaczył coś ciekawego. Zaczął to dziobać, lecz po którymś uderzeniu dzioba, ta "rzecz" rozlała się, a sekundę później wypłynęło sporo czerwonej substancji, choć trochę w dziwnym stanie. To było oko. Ludzkie. Pewien mężczyzna szybko odgonił ptaka. Jego spojrzenie spoczęło na zakrwawionej głowie. Samej głowie, bo reszty ciała nie było. Znaczy... to ciekawsze. Osobnik zauważył, że w ustach odciętej łepetyny zalęgły się już jakieś robale, sama skóra natomiast na niej gniła. Trochę tak sobie wisi, przykuta gwoździem do drzewa. Wracając do reszty zamordowanego. Jego ciało tu było! W kawałkach jak przy puzzlach. Mężczyzna zauważył, że na gałązkach tego samego drzewa wiszą na linkach różne organy, typu: serce, płuca... Wszystko, tylko kości brak. Skóra martwego jegomościa została zdjęta jak u węża i nałożona na wielki głaz, jakby to był zwykły koc. Krew natomiast szła wzdłuż jednej linii, pokrywając i zmieniając barwę uschłych liści, które spadły za sprawą Jesieni. W jednym miejscu była natomiast wielka kałuża czerwonej cieczy. Nie trzeba być geniuszem, aby się domyśleć, czemu taka się pojawiła. Chyba jedynym elementem wnętrzności, który nie ozdabiał tego dębu, było jelito. Te pozostawiono na ziemi jelito. Nie do końca tej długości jakiej powinno być. Jedna końcówka jakby nadgryziona... czyżby to z pewnością była sprawka miejscowej zwierzyny? -Tracę wiarę w ludzkość.- Głos jedynej żywej jednostki tutaj rozbrzmiał echem po lesie. Nad jego głową przeleciała gromada ponurych ptaków, a on udał się w drogę powrotną, wyjmując przy okazji różdżkę...
-Horris! Przestań latać jak idiota!- Krzyknął ten sam człowiek, który znalazł to krwawe drzewo. Lecz, chyba było już znacznie później od tamtego domu. Parę godzin później. Abernat zrobił kółko wokół miejsca, gdzie wisiały wnętrzności, aż wrócił do grupki aurorów. Ogólnie było ich dość sporo. -Oglądałem "choinkę". Nie wierzyłem, że już święta.- Odparł co trochę wkurzyło resztę. -To nie jest powód do żartów! Ktoś brutalnie zamordował człowieka i go porozwieszał! Istnieje możliwość, że nawet zrobił to czarodziej, bo zgłoszono, ze w okolicy używano zaklęć. Dziwne jednak, że zabił w tak mugolski i chory sposób.- Westchnął ciężko. -Ale za to jakie ciekawe! Widzieliście jelito?! Kanibal! Morderca zaczął je jeść! Ciekawi mnie jak to porozwieszał. Pewnie użył odpowiednich zaklęć. A może tradycyjnie?- W głosie detektywa dało się usłyszeć ekscytacje. Od dawna nie miał tak super sprawy, gdzie złapanie przestępcy nie polega na pojawieniu się i wskazaniu bandzie idiotów sprawcy, bo sami tego nie widzą. O nie! To jest prawdziwa zabawa!
Benjamin Auster
Temat: Re: Rozpruwacz, detektyw i zagadka - idealny kryminał. Nie 08 Mar 2015, 01:00
Ben przechadzał się zrezygnowany po obrzeżach miasta. Była noc, późna noc, lecz jemu to nie przeszkadzało. Miał swojego najlepszego przyjaciela, Johnny'ego oraz swoją najwytrwalszą kochanicę - pełną papierośnicę, więc po co mu jakikolwiek inny towarzysz? Chociaż stop, brakowało mu jednego, tego skurczybyka, co zawsze go omijał szerokim łukiem. Terminy gonią, redaktor wariuje a pomysłu na książkę brak. Dlatego właśnie Auster wpadł na jakże genialną myśl, aby szukać inspiracji na nowy kryminał, co zmusiło go do opuszczenia całkiem udanej imprezy w jej punkcie kulminacyjnym. No cóż, trudno, imprez będzie jeszcze wiele a on czuł, że coś się dzisiaj działo. Działo, lub dopiero dziać będzie... I tym razem przeczucia go nie zmyliły. Bo przechodził akurat obok budki telefonicznej, kiedy usłyszał charakterystyczny trzask. Nagle wyszło z niej dwóch ludzi. Nie, stop - trzech ludzi. Nie byli ubrani jak mugole, szli szybko i z długich rękawów ich płaszczy wystawały ledwo widoczne patyki. Nie patyki, różdżki - uświadomił sobie dopiero po chwili Ben, ponieważ alkohol wyraźnie wpłynął na jego zdolności percepcji. Odstawił pustą już flaszkę na chodnik, schował do kieszeni papierośnicę. Przeczucie mu mówiło, że to aurorzy zmierzający w jakieś ciekawe miejsce. A to ciekawe miejsce, było miejscem zbrodni. To była jego okazja, a takiej szansy zmarnować nie można. Dlatego Auster zebrał się w sumie, wyrównał i wyciszył krok. Postanowił śledzić trzech mężczyzn, choć było to jawne szaleństwo. Jednak... nie zauważyli go, przynajmniej od razu. Co więcej, dołączyło się do nich kolejnych trzech osobników, więc była szansa na niezostanie zauważonym jeszcze przez jakąś chwilę. Ben wtopił się w tłum, można powiedzieć. Aurorów, którzy teleportowali i zmierzali teraz pieszo na miejsce zbrodni. O, a tam kolejnym dwóch. Austerowi wyostrzyły się zmysły, czuł jak wzrastająca adrenalina w połączeniu z szybkim, miarowym marszem przywraca stosunkową trzeźwość. Ten przyjemny spacerek trwał około dwudziestu minut, niezmąconej ciszy, co trochę zdziwiło mężczyznę. Spodziewał się mrukliwych pogaduszek, częstowania papierosami oraz złośliwymi uwagami a tymczasem nikt nic nie mówił. Co więcej, czuć było w powietrzu gęstą atmosferę. Rosnące napięcie, poddenerwowanie. Dzisiaj w nocy stało się coś naprawdę złego. W końcu dotarli na miejsce. Z początku nie wyglądało to imponująco - kolejne drzewo pośrodku lasu. Jednak, gdy Ben w końcu się przyjrzał dostrzegł zwisające na gałęziach... szczątki. Serce, płuca, jelita, wątroba - do wyboru, do koloru. Auster, kompletnie oniemiały nie czuł w tym momencie ani śladu odruchu wymiotnego. Adrenalina w jego krwi wyparła wszystko inne. Teraz widział tylko to, co napisze w swojej książce - skórę napiętą na kamieniu, głowę, ciało porozrywane oraz porozwieszane na gałęziach i... postać, która biegała wokół zwłok. Mężczyzna ten wyglądał, jakby wygrał głos na loterii. Jak dziecko w Miodowym Królestwie, jak Filch w Izbie Pamięci. Był wniebowzięty, zupełnie nieczuły wobec otaczającej ze wszystkich stron (nawet z góry...) tragedii. Zresztą zupełnie jak Ben. Horris, bo tak został przywołany do względnego porządku, podszedł do grupki aurorów, w której schowany był Auster. Nie wierzył we własne szczęście, ale udało mu się - wtopił się w tłum. Najwyraźniej nie wszyscy z Ministerstwie Magii się znają, pomyślał uradowany. I nie wszyscy są tak pieklenie sprytni... - Zamiast zastanawiać się, jak zrobił tę niesamowitą ozdobę - powiedziała jedna z zebranych kobiet. Prawdopodobnie mulatka, sądząc po tonie głosu - Oświeć nas... co się tu do cholery mogło stać? Widać było jej jawnie okazywaną niechęć. Ben skupił swój wzrok na twarzy aurora, który jako jedyny zdawał się być w dobrym humorze.
Gość
Temat: Re: Rozpruwacz, detektyw i zagadka - idealny kryminał. Nie 08 Mar 2015, 12:49
-Jesteś chory, Horris.- Powiedział przez zęby szef tego oddziału. -Wiem, gdy miałem osiemnaście lat wysłali mnie do psychologa. Wyniki pozytywne.- Uśmiechnął się na myśl socjopatii. Dla niego to był chyba dar. Będąc pozbawionym uczuć udoskonalamy samych siebie! Gdyby każdy taki był wszystko szło by sprawniej. Tylko pewnie ludzkość w końcu wymarłaby. Spojrzał na kobietę, która zadała idiotyczne pytanie. Jakby z kpiną. -To jak to zrobił też jest ważne. Może nam wiele powiedzieć o samym mordercy. Ten "rozpruwacz" jest artystą. Zna się doskonale na ludzkiej anatomii, a skórę rozciął w sposób chirurgiczny. Organy natomiast potraktował jak coś delikatnego. Poza jelitem, którym chyba wzgardził. Więc wyciągając wnioski można się domyśleć, że facet jest klaunem. Spokojnie! Jakby co żartowałem, bo jeszcze uwierzylibyście w to!- Powiedział wymachując rękoma w gestykulacji. -Abernat, przestań się wydurniać, dobra?- Powiedział inny auror. -Po prostu wam się nie podoba, że mnie bawicie. Ale cóż. Wracając do pytania jak: serio nie wiecie?- Złączył dłonie ze sobą i zaczął każdego z osobna obserwować. Westchnął bo dłużej chwili ciszy. -Tylko ja tu myślę? Chyba oczywiste, że przywlókł tutaj mocno ranną ofiarę, a w miejscu krwawej plamy zaczął prace. Wpierw rozciął skórę i zajął się wyjmowaniem organów. Nie chciał ich uszkodzić...- Przerwał bo jeden się spytał: "Czemu?". -Na choinkę zakładasz zbitą bombkę? No właśnie. Gdy już porozwieszał, następnie odciął głowę czymś bardzo tępym. To, że przybił ją do drzewa jest już oczywiste. Ciało oskórował w perfekcyjny sposób. Resztę zabrał ze sobą. Przypuszczam, że kolekcjonuje kości. Myślicie, że robi gitary? W sumie strun głosowych też nie zauważyłem. Rozpruwacz zapewne jest muzykiem!- Swoimi wypowiedziami chyba irytował niesamowicie szefa. Ale nikt nie śmiał się odezwać, bo póki co miał racje. Końcówka to przypuszczenia. -Muzyk? Morduje ludzi w okrutny sposób, rozwiesza ich wnętrzności na drzewach, a szkielet kradnie do robienia instrumentów?- Spytał jeden z grupki, jakby w niedowierzaniu. -Mówiłem, że artysta. Choć też możliwe, że to lekarz... ale pewnie bardzo uzdolniony i rodzice są z niego dumni.- Odparł z kamienną twarzą i spokojem. Po chwili schował łapki do kieszeni czarnego płaszcza. -Dobra, a teraz pytanie. Można pić w pracy? Czy może wpuszczamy na miejsce zbrodni nieudolnych pisarzy?- Spytał i kiwnął głową na Austera. Abernat zauważył Bena podszywającego się pod stróża prawa już na samym początku, ale uznał ten fakt za mało ważny, bo najważniejsza była sprawa do rozwiązania. Lecz po czym się domyślił? Wystarczy spojrzeć na mężczyznę, stereotyp pisarza w tych czasach. Śmierdzący alkoholem, fajkami i zaniedbany wygląd po włóczeniu się w mieście. Plus parę drobnych szczegółów, ale to nieistotne. -Kim jesteś i co tu do cholery robisz?!- Spojrzał najstarszy auror gniewnie na Austera. Horris nie miał ochoty w tym uczestniczyć i wrócił do krwawego drzewa. Spojrzał na zarobaczywioną głowę. Normalna osoba miałaby odruch, aby pomyśleć o tym kim był zamordowany. Jak się nazywał, czy miał rodzinę, co stracił. Ale nie on. Nie pozbawiony uczuć wyższych detektyw dla którego było ważne jedno. Rozwiązanie sprawy. Już nawet sam zabójca go nie ciekawił. Był tylko elementem układanki, a sama ofiara wskazówkami. Zagadki, łamigłówki... to tylko gra, którą musiał rozwiązać za wszelką cenę, aby zaspokoić swoją chorą zachciankę poznania prawdy. Jeśli Horris czegoś pożądał to nie był tym drugi człowiek...
Benjamin Auster
Temat: Re: Rozpruwacz, detektyw i zagadka - idealny kryminał. Nie 08 Mar 2015, 14:27
Świat po paru głębszych czasami rzeczywiście wydaje się być niecodzienny. Ulice Londynu przed samym świtem pełne były dziwaków, ludzi ekstrawaganckich oraz zwykłych świrów. Czasami nieszkodliwych, częściej - bardzo agresywnych. Auster wiedział jak ich unikać, jak ich szukać, a jak wtopić się w cień nocy by móc ich obserwować. Jednak to, co widział teraz przekraczało jego najśmielsze wyobrażenia, w życiu nie pomyślałby, że ktoś TAKI może istnieć naprawdę. Ten niepoczytalny czarodziej cieszył się, że może być świadkiem tragicznej zbrodni, jawnie przyznał do swoich zaburzeń psychicznych i co więcej - żartował z całej sytuacji, tak jakby nie zważając na wrogość współpracowników. Na dodatek, dosyć nieporadnie, według Bena. Na Merlina, zarówno wzmianka o tym całym muzyku jak i reakcje jednego z zebranych, spowodowała u pisarza stłumione parsknięcie śmiechu. Widać było aż nader wyraźnie, że "Horris" różni się od swoich współpracowników, na wielu polach. Nie dość, że był po prostu nienormalny, miał kiepskie wyczucie chwili (i poczucie humoru…) to do tego cechował się nieprzeciętną spostrzegawczością oraz inteligencją. W przeciwieństwie do aurorów otaczających Bena, którzy dali już popis swoich niesamowitych zdolności "śledczym”, skoro zaabsorbowani makabryczną scenerią nie poczuli woni alkoholu oraz papierosów, a także nie spostrzegli obcej twarzy. A może to nie było nic niezwykłego, auror pachnący mugolskim whiskey, w końcu magiczny policjant to niełatwy zawód. Nagle przestało mu być do śmiechu. Ponieważ ten zdolny aurorzyna zdemaskował misterny kamuflaż Austera. W jednej chwili jego sytuacja drastycznie się zmieniła - wszystkie twarze skierowane dotąd w Abernata, zwróciły się ku niemu – a bezczelny detektyw nie przejął się zbytnio losem chłopaka, bo jakby nic podszedł do drzewa i oglądał dalej makabryczną choinkę. Młody mężczyzna wiedział doskonale, że od odpowiedzi na zadane pytanie zależy bardzo wiele w jego życiu, dlatego wyprostował się, wziął głęboki oddech, wyciągnął papierosa i zapalił go, zanim odpowiedział rzeczowym tonem - Nazywam się Benajmin Auster i jestem redaktorem „Kuriera Magicznego”. Zbieram informacje – uśmiechnął się, wyciągając przy tym zawsze obecny notatnik kołowy oraz ołówek. Zachować zimną krew, jedynie to mogło go uratować. W tych dwóch krótkich zdaniach było oczywiście wiele kłamstw, ale aurorzy nie musieli wcale wiedzieć, że nie był prawdziwym dziennikarzem, tylko zwykłym felietonistą. No bo kto niby czyta stopki redakcyjne? Ponadto Auster miał to szczęście, że „Kurier” był niszową gazetą, której nakład nawet w jednej czwartej nie dorównywał kolosom jak „Prorok Codzienny” czy „Czarownica”. I na domiar szczęścia – miał przy sobie legitymację prasową, razem z resztą dokumentów. Wyłudzoną nielegalnie od pięknej sekretareczki, właśnie na takie okazje… Błogosławiąc w duchu swój spryt, zaciągnął się głęboko wiśniowym Chersterfieldem. Był świadomy tego, że ta bezczelność i pewność siebie może go kosztować utratę pamięci (albo i gorzej…) lecz z drugiej strony – śledztwo chyba nie było „tajne” a na niezależną prasę Ministerstwo ręki podnosić nie może… Dlatego podszedł śmiało do tego, który był chyba szefem, mówiąc: - Akurat tędy przechodziłem. Zwęszyłem sensację, zacząłem śledzić pańskich ludzi a oni doprowadzili mnie tutaj. Oczywiście, przymknę oko na tę… niekompetencje pisząc mój artykuł, pod warunkiem, że pozwoli mi pan wykonywać swoją pracę. Bo to właśnie, do cholery, tutaj robię, panie…? – spojrzał prosto w oczy swojemu rozmówcy, czekając na reakcję. - Dawlish. John Dawlish - wyglądał na około trzydzieści lat, może być ciut młodszy i choć patrzył na Austera nieufnym, nieprzychylnym wzorkiem, nie rzucił na niego żadnego uroku. Pisarz uznał to za dobry omen, dlatego postanowił wyminąć go i pozostałych aurorów. Podszedł nieco bliżej Horrisa, który zbierał tropy. Oparł się o najbliższe drzewo, strzepał popiół z papierosa, zanotował coś w kołowym zeszyciku. Na razie wyglądał dosyć dziennikarsko, nie było źle. Postanowił nie odzywać się już więcej – czekał na moment, w którym niezwykły auror znowu coś powie. Byle nie o nim…
Sponsored content
Temat: Re: Rozpruwacz, detektyw i zagadka - idealny kryminał.
Rozpruwacz, detektyw i zagadka - idealny kryminał.