IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Gabinet Francisa T. Lacroix

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6
AutorWiadomość
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 EmptyCzw 25 Cze 2015, 20:41

Coś wisiało w powietrzu. I nie, nie chodziło tutaj o woń wosku i płatków kukurydzanych. Tutaj sprawa była o wiele wyższej wagi! Wagi. Jak wagi w horoskopie. Gwiazdy.
Francis wyczuwał pewne powiązania, może to był TEN dzień? I nie, nie dziesiąty dzień czegoś wielkiego, ale TEN, konkretny dzień (noc) podczas którego (której) coś się miało wydarzyć! Lacroix nie wiedział. Właściwie, nikt nie wiedział, tylko gwiazdy podpowiadały mu od jakiegoś czasu. Pamiętał, jakby to było wczoraj, jak profesor Katja krzyczała donośnie, że gwiazdy pieprzą.
Się pieprzą też. Nie wiedział z kim, ale na pewno. Zakudłał się głębiej w pierzynie i zaczął myśleć o dobrych rzeczach, większość była sprośna, więc odganiał je raczej szybko, ale te miłe i miękkie pozwalał sobie odtwarzać w głowie aż do zaśnięcia. A usnął, nie można tego ukrywać, bardzo, ale to bardzo szybko.
Obudził się jednak, równie szybko co zasnął. Miarowe chrupanie i pasemko rosyjskich przekleństw skutecznie wyrwało go ze spokojnego snu. Ktoś jadł z jego miseczki, teraz brakowało, żeby wpakował się do jego łóżeczka. Jakiś dziwny, wszędobylski demon ze związku radzieckiego chciał go napaść. Zaalarmowany chwycił czajnik. Równie zaalarmowany doszedł do wniosków, że niezbyt poręczna to broń i szybko go odstawił.
Był w łóżku. Prawie nagi, w końcu pod swetrem, koszulką i spodenkami nie miał na sobie absolutnie nic (oprócz skarpet i własnego wstydu, którego też zostało raczej mniej, niż więcej)
W progu pojawiła się Katja, ona, jego ukochana, najdroższa, ta, która nałożyła na jego palec obrączkę, a której on sam nie mógł zdjąć. Nie był jeszcze zdecydowany czy chodziło o to gorące uczucie, które jak wosk na twarzy Katji rozpływało się po jego sercu czy może raczej fakt, ze łapa Francisa była pokaźna, a obrączka dziwnie ciasna robiło swoje. Nie istotne, zajmie się tym w odpowiedniej chwili, czyli... kiedyśtam. W końcu jego rywal był niedysponowany, więc nie musiał się szczególnie śpieszyć.
Katja nie miała żadnych oporów przed wpakowaniem się Francisowi do łózka, ten tylko wzruszył łapkami i wyciszył grającą w jego głowie romantyczną muzykę. Już żyli jak stare dobre małżeństwo, zastanawiał się tylko kto z tej dwójki będzie odpowiedzialny za zmywanie. Zaczął nawet przysypiać, trzymająć się kurczowo tej resztki łózka która mu została, ale zaraz obudził się na nowo i, marznąć nieco, pozbawiony już zupełnie godności i kołdry (a nawet prześcieradła).
Trącił delikatnie Katję palcem, ostrożnie, w ramię, nie chcąc dotykać jej nagiego ciała, bo się wstydził. Tylko trochę. Tylko trochę bardzo. Jak na najprzystojniejszego i najlepszego w łózku był całkiem nieśmiały. Chciał kołdry. To miała być gorąca noc a on był bardzo, bardzo zimny. Chociaż, podobno dziewczyny leciały na zimnych drani. Francis aktualnie był tylko zimny.
- Pani Profesor. - wyszeptał, jakże zmysłowo, jak Eskimos do swojej eskimoskiej żony, matki lub kochanki, niepotrzebne skreśl. - Po co pani tu przyszła?
Przecież to nie było najlepsze miejsce! Poza tym, tyle między nimi niedopowiedzeń! Tyle spojrzeń niewyjaśnionych! Tyle półsłówek!
Tajemnica, mrok, niepewność! Niczym bohater literatury romantycznej Francis zadrżał lekko, zastanawiając się co przyniesie najbliższe dziesięć sekund.

Katja Odineva
Katja Odineva

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 EmptyCzw 25 Cze 2015, 21:09

Cóż, trzeba przyznać, że Katja była idealną złotowłosą, zanim zaatakował ją wściekły wosk. Ta elegancja, szyk, urok i nade wszystko teatralna nieporadność zapewniłyby jej bez wątpliwości obsadę tej roli, gdyby ktokolwiek w Hogwarcie do niej przesłuchiwał. Nie wnikała, co robił czajnik przy łóżku Francisa, nazajutrz miała pamiętać jedynie, aby pochwalić go za gustowny wybór lampki nocnej i niesamowicie pomysłowy recycling przedmiotów już nieużytecznych, bo przecież nie po to posiada się różdżkę, żeby używać tak nieporęcznego kawału żelastwa, nieprawdaż?
Po tym jak zasnęła, spała, myślę, że nie będzie to dla nikogo zaskoczeniem. Spała słodkim snem niewinnej istoty po wielu nieprzyjemnych przeżyciach, które odbiły się śladem na jej pachnącym ciele. A nawet woskiem się odbiły. I pewnie nieświadoma dramatu Francisa wypoczywałaby aż do późnych godzin porannych, lecz jakiś zimny, sztywny i chropowaty przedmiot dźgający ją raz po raz w ramię, sprawił, że musiała podjąć jakieś kroki. A konkretniej wymachy, bo aż tak zdesperowana aby wstawać nie była. Podeszwy jej stóp wciąż cierpiały bo spotkaniu trzeciego stopnia z płatkami kukurydzianymi o morderczych zapędach. Cóż, komu by nie zaczęło odwalać, gdyby go trzymali tyle czasu w jakimś zapyziałym kartonie... Wracając jednak do tu i teraz, Francis doświadczył zmasowanego ataku ze strony kończyn górnych swoje nadobnej współlokatorki w łóżku, który to kataklizm wzbogacił jakże długą już listę ran zadanych stażyście tej nocy, na której szczycie widniało rozdeptanie śniadania oraz kradzież pościeli.
- Co Ty tutaj robisz?! – wyrwało się ostatecznie z usta Katji, które wcale nie wyglądały tak kusząco jak maliny czy truskawki, a w ciemnościach w dodatku nie miały nawet takiego koloru. PO krótkiej chwili dezorientacji wzruszyła jednak ramionami, jakby budzenie się obok randomowych narzeczonych, niezależnie jak przystojnych i dobrych w łóżku, było dla niej codziennością, nawet kiedy była oblepiona woskiem i prawie ich nie znała. Może zresztą gwiazda powiedziała jej, że to jest TA noc i TEN mężczyzna, a wyganianie go z jego własnego łóżka nie będzie najlepszym początkiem intymnej zażyłości.
Postanowiła zrobić więc coś lepszego. Nie miała pomysłu co, więc naśladując wcześniejszy odruch stresowy Francisa, dźgnęła młodego mężczyznę i cofnęła się niczym oparzona.
- Jesteś lodowaty! Weź się czymś przykryj! – zawołała do niego z wyrzutem - Nie będę spała obok niczego ani nikogo w tak nieprzyjemnej temperaturze, a już na pewno nie w listopadową noc. Mamy listopad, nie lipiec, ja wiem, że oba zaczynają się na „l” i łatwo się można pomylić, ale doprawdy, wystarczy spojrzeć za okno, wystarczy wystawić nos spod kołdry, żeby wiedzieć, że wcale nie jest tak ciepło, żeby rezygnować z pościeli! – mamrocząc te właśnie słowa pod nosem, Katja postanowiła, że podzieli się z Francisem ciepłem i przykryła go, otuliła właściwie.
I to otuliła własnym ciałem, ściśle do niego przylegając, nie przejmując się kusą koszulką nocną, pod którą nie miała już niczego. Musnęła nosem jego szyję, wplątała palce w wełniane sploty swetra, unieruchomiła jego nogi własnymi, przez chwilę połaskotała coraz spokojniejszym oddechem i... czyżby znowu zasnęła?
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 EmptyCzw 25 Cze 2015, 21:51

Francis Lacroix był kochankiem idealnym. Spał długo, spokojnie, nie kradł kołdry, nie gadał zbyt dużo przez sen, chrapał raczej dyskretnie. Chociaż, to nie było właściwie wyznacznikiem. Nawet gdyby pochrapywał mniej lub bardziej delikatnie, gdyby kradł kołdrę i gadał przez sen byłby nadal taki sam, chociaż trochę inny. Miłość wiele rzeczy wybaczała i akceptowała, nawet takie małe detale, które mogłyby się wydawać dużą przeszkodą, a nie były.
Katja uderzyła go w nos skuteczniej niż Muhammad Ali Joego Fraziera w siedemdziesiątym piątym roku. Powstrzymał się jednak od wzywania pogotowia, przynajmniej na razie, i tylko pokornie położył się na materacu, udając, że jest znokautowany. Albo nie udając, tylko po prostu zamykając oczy. Wyśmienita gra aktorska, Panie Lacroix! Zawsze mogła prosić, żeby mówił do niej per Anastazjo, a jego zaczęłaby nazywać Christian.
Usta Pani Odinevy nie wyglądały może kusząco jak maliny albo truskawki, ale Francis miewał też takie dni, kiedy interesowały go rzeczy i sprawy inne niż jedzenie. Co prawda, nie było to specjalnie często, ale zdarzało się, owszem! Może skoro nie były to dni to były to właśnie noce, a teraz, jak podpowiadały GWIAZDY ZA OKNEM, była noc. Ciemna noc.
- Nie jestem Lodowaty. - oburzył się głośno- znaczy, jestem, ale jestem też Francis. Nie musi pani obok mnie spać, ale niestety nie mam żadnego innego łóżka, a sam sobie stąd nie pójdę, przepraszam bardzo! Jest za wcześnie na separację, a ja nie pozwolę Pani odejść ode mnie, zanim Pani właściwie się ze mną zeszła! - stwierdził rzeczowo i opatulił się szczelniej, jeszcze szczelniej swetrem. - Ja nie rezygnuję z pościeli, to pościel zwykle sama ze mnie rezygnuje! - dodał obronnym tonem, ale w końcu zrezygnował z dalszego forsowania swojej niewinności. Chociaż, ku temu nie było wątpliwości, żadnej.
Chciał jej dać coś trwałego, ona podbiła mu oko ale Francisowi wydawało się, że powinien się odwdzięczyć w mniej brutalny sposób. A najlepiej w taki ani trochę nie brutalny. Może kwiaty? Kwiaty były nietrwały, ostatecznie więdły, to mogło dać zły przekaz. Lacroix nie miał ani odrobiny doświadczenia na polu kontaktów z płcią przeciwną dlatego to wszystko wydawało się dla niego bardzo nowe i obce. Jak dla najlepszego kochanka wszech czasów był bardzo niedoświadczony. Chyba, że to był wyjątkowo dobrze skryty talent, na przykład w głębi francisowego serduszka, do którego trzeba było się dogrzebać jak do najsmaczniejszej gałki lodów. Albo jak do złota głęboko w górze, o tak, to było dobre porównanie. Mógłby napisać książkę, na przykład o krasnoludach. Miał dziwne wrażenie, że ktoś już to kiedyś zrobił, ale w końcu, niewiele było rzeczy które działy się pierwszy raz, w ogóle, ale w kwestiach personalnych - pierwszy raz ktoś okradał go z kołdry i pierwszy raz ktoś spał mu na klatce piersiowej. Jakkolwiek mogło wydawać się to dziwne fakt, że ktoś okrada go z nakrycia był nie tyle irytujący co właśnie bardzo, ale to bardzo w pewien sposób miły i przyjemny. Westchnął na tyle, na ile pozwalał mu ciężar spoczywający na klatce piersiowej i przymknął oczy.
Może kamień? Jak w tej piosence? Podaruje jej kamień z napisem “love”. O tak. To był romantyczny i miły prezent, może popsiuka go nawet jakimś miłym zapachem.
- Pani Katjo? Lubi pani zapach żywicy? Albo wosku? To jakieś nowe perfumy? - zagaił spokojnie, bo przecież dokładnie to robi się w środku nocy leżąc na jednej wersalce ze swoją przełożoną-narzeczoną.
- Ile chciałaby Pani mieć dzieci? Muszę się zastanowić czy podołam, bo nie chciałbym Pani zawieść w odpowiednim momencie. - wypalił po chwili milczenia.
Katja Odineva
Katja Odineva

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 EmptyCzw 25 Cze 2015, 22:19

Gdyby to były wyznaczniki ideału, nikt nigdy nie zechciałby, aby jego kochanką była Katja, a historia uczyła, że było wręcz przeciwnie. Ostatecznie kradła kołdry, poduszki, koce, a nawet prześcieradła, śpiewała przez sen, zajmowała trzy czwarte łóżka i zdarzało jej się wykonywać niekoordynowane ruchy wszystkimi kończynami, których posiadała sztuk całe cztery. No i głowę, głową też umiała całkiem nieźle przywalić.
Francis właśnie dostawał tę podstawową lekcję: w łóżku nie należało się Katji sprzeciwiać, bo groziło to poważnymi obrażeniami fizycznymi i psychicznymi. Była niczym huragan, burza z piorunami i tsunami jednocześnie, a ponadto miała problem z panowaniem nad swoim ciałem, kiedy umysł powoli osuwał się w sen. No i tak się to właśnie kończyło, bólem. Problem w tym, że cierpiało otoczenie, a ona smacznie spała i nie wyciągała żadnej lekcji z tych wydarzeń.
Jego argumentacja chyba do niej nie przemówiła, bo wzruszyła jedynie ramionami, zgrabnymi dodajmy i w wosku, żeby być precyzyjnym, tym samym sprawiając, że wąskie niczym nitki makaronu ramiączka zsunęły się niebezpiecznie.
- Jesteś też Mydełkiem, a jakoś nie uświadczyłam Cię dzisiaj w swojej wannie. – stwierdziła rzeczowo, jakby to było dostatecznym dowodem na to, że może być tym wszystkim, czym był i równocześnie nie wywiązywać się z obowiązków, które te miana powinny na niego nakładać.
- Mam nadzieję, że planujesz to zmienić. – dodała ciut senniejszym tonem, kiedy już wygodnie się na nim ułożyła, przesuwając go niebezpiecznie blisko krawędzi łóżka i czajnika, który nadal tam był i którego obecności w takim miejscu wciąż nikt nie potrafił wytłumaczyć.
- To niezwykle romantyczne co mówisz, ale następnym razem, jak będziesz chciał mnie zatrzymać w swoim łóżku, musisz być bardziej gorący... gorętszy. – wymamrotała na krawędzi snu i zaraz potem było słychać jedynie świst jej oddechu. Do czasu, bo obudziły ją nieprzyjemne wibracje. Wszystkim zapewne w tym momencie przyda się przypomnienie, że to czasy kiedy nie było jeszcze komórek (nie takich w sensie biologicznym), a w dodatku był to Hogwart, gdzie tego typu gadżety było trzeba karmić, hołubić i nadawać im imiona, żeby nie krzyczeć na nie: „ej ty, sowo z białą plamką na lewej stronie kuperka”. Te nieprzyjemne wibracje nie były więc wynikiem załamania czasoprzestrzeni i materializacji urządzenia, które powstanie dopiero za x lat, lecz naturalnym efektem gadaniny Francisa, który zachowywał się jak kobieta po sexie, czyli za dużo gadał zamiast spać.
I cóż się spodziewał, jeśli nie kary? Na twarzy Katji była widoczna absolutna panika i przerażenie. Zerwała się z łóżka jakby ją gonił sam diabeł, w następstwie pakując łokieć w żebra stażysty i depcząc go, kiedy zaczęła podskakiwać po łóżku krzycząc coś w stylu:
- Bierz je, bierz mi stąd te dzieci, co one w ogóle robią w naszym łóżku?! – dopiero po chwili przestała, ale skakała nadal, bo spodobało jej się to odbijanie od sprężystego materaca. Od lat tego nie robiła. Zabawa była tak przednia, że zapomniała nawet o czym to ona wrzeszczała.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 EmptyCzw 25 Cze 2015, 22:52

Francis był jak mydełko. I nie chodziło tylko o takie prozaiczne aspekty jak to, że był biały (bo przecież rasizm jest zły), okrąglutki (bo przecież kto by miał ochotę przytulać sześcian, Lacroix po prostu myślał o sobie, że jest jak dobrze zaprojektowany samolot, nie tyle łatwo go przelecieć co po prostu jest opływowy) i przyjemny w dotyku (zwłaszcza, jak udało mu się doprowadzić swoją twarz do podobnego stanu do którego Katja doprowadziła swoje nogi). Jednak on sam nie wydawał się być do końca i w pełni świadom tego faktu. Przecież to były obowiązki, przyjemne, ale obowiązki. Chociaż, może wynikały z tego profity, całkiem dużo profitów.
- Jestem mydełkiem? - zawahał się Lacroix, zerkając na swoją łapkę. - Znaczy, że najlepiej się sprawdzam w wilgotnych miejscach? - zapytał niepewnie, gładząc własne ramię, bo dotknąć tego swojej przełożonej/narzeczonej nieco się krępował.
- Pani Odinevo. - nachylił się delikatnie w jej stronę, nie spuszczając z niej wzroku, mimo, że było ciemno jak w noc listopadową (he he). - I wanna you. - wyszeptał, najbardziej fracuskim i urzekającym głosem na jaki było go stać.
- Zmienić? Czyli mam wskoczyć przy najbliższej okazji do pani wanny? To będzie niepraktyczne! Nie zmieścimy się, a co jeśli zaklinujemy się w jakieś dziwnej pozycji, co wtedy? Właściwie, po co miałbym iść z panią do wanny? Chyba, że po prostu chodzi o zatkany odpływ? Nie znam się na tym zbytnio, ale mogę spróbować przetkać to i owo. - zaproponował elegancko wykonując łapką ruch podobny do ruchu występującego przy obsłudze przepychaczki do rur. Może minął się z powołaniem? Może powinien był zostać hydraulikiem i wyjechać do Anglii? W sumie, wyszło prawie na to samo, ostatecznie.
- Ja cały jestem romantyczny. Chociaż nie, bardziej pozytywistyczny. Nigdy nie kręciły mnie samobójstwa z miłości albo nic w tym rodzaju. Wolę skupić się na rzeczach przyziemnych, na przykład - herbaty owocowe. - stwierdził rzeczowo i nic nie wskazywało na to, że ma zamiar przestać. Był rozgadany, bardzo rozgadany. Nic właściwie nie przeszkadzało w byciu jeszcze bardziej rozgadanym, oprócz Katji, która nieco przydusiła go w końcu swoim łokciem.
Skutecznie, zatrważająco skutecznie. Stęknął tylko, a potem wydał nieokreślony odgłos, niezbyt pewien czy to z zaskoczenia czy to z bólu.
- Dzieci? W naszym łóżku? - zapytał, próbując unikać skaczącej po materacu Katji. Nieskutecznie. Bardzo nieskutecznie.
- Katjo, w naszym łóżku nie ma dzieci! Raz, to nielegalne, dwa, nie mamy dzieci! Jeszcze, chociaż, niezbyt czuję się z ideą posiadania dzieci. To byłoby przykre, gdyby po świecie musiało chodzić więcej takich mnie. - rzucił i stanął obok profesor Odinevy. Wzruszył łapkami i zaczął skakać po łóżku razem z nią, a materac, nieco niezadowolony, skrzypiał donośnie. Francis podskoczył mocniej i zanucił coś pod nosem.
- Pani profesor, może zatańczymy? Albo porozmawiajmy, o tak, porozmawiajmy. Spotkaliśmy się dzisiaj aby… - zastanowił się przez chwilę. - Aby upewnić wszystkich w tym, że mamy Bardzo Namiętny I Nielegalny Romans? Czy żeby siebie samych też upewnić w tym, że mamy Bardzo Namiętny I Nielegalny Romans? Bo nie wiem, czy powinienem zaproponować małą sztukę teatralną, czy raczej zaproponować coś z goła, rozumie Pani - zgoła - zaśmiał się przez sekundę. - innego.
Zatrzymał się na moment i otrzepał łapki.
- Proszę mnie nauczyć jak być dobrym kochankonarzeczonym!

Katja Odineva
Katja Odineva

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 EmptyPią 26 Cze 2015, 10:11

Szalone podskoki na łóżku uświadomiły Katji, jak bardzo poklejone woskiem ma włosy i jak niefortunnie (lub wręcz przeciwnie) krótka jest jej nocna koszulka, która przy każdym gwałtownym ruchu podnosiła się do poziomu prawie nieprzyzwoitego. Cóż, rosjanka zawsze mogła udawać, że to typowy w ich kraju element gry wstępnej. Skakanie po łóżku w kusych pidżamach, o tak, to zdecydowanie brzmiało jak coś praktykowanego w ZSRR, gdzie kobiety wciąż czasem wydawano za mąż wbrew ich woli i brakowało ubrań w odpowiednich rozmiarach. Tylko tutaj rozmach był większy i poziom romantyzmu oczywiście. Ostatecznie Katja krzyczała nie dlatego, że rodzice wsadzili ją do łóżka starszego od niej o tryliard lat mężczyzny, którego widziała pierwszy raz na oczy. Nagiego na pewno. Właściwie to ona była tutaj starsza i prawie naga, ale Francis nie był Rosjaninem tylko Francuzem, a oni panikowali najwyraźniej w bardziej wysublimowany sposób. Na przykład gadając non stop o niezbyt istotnych dla danego momentu sprawach, prawdopodobnie próbując rozkojarzyć przeciwnika..
I tak też się stało z Katją. Początkowo dzielnie puszczała jego słowa mimo uszu, zbyt zajęta skakaniem po łóżku, ale w końcu, w wyniku naturalnych mechanizmów, w które wyposażyła ją natura, co poniektóre zdania zaczęły docierać do jej mózgu i nabierać mniejszego lub większego sensu, w zależności od ich stanu wyjściowego. Z tego wszystkiego aż przestała skakać po łóżku i przypomniała sobie, że jej stopy bardzo ucierpiały zaledwie przed godziną lub dwiema, padła więc plackiem na materac, niespiesznie poprawiając rąbek koszulki, która podwinęła się mniej więcej do wysokości pasa kobiety, zachęcona rwącym powietrznym pędem podczas popisowego lotu w dół.
- Jesteś mężczyzną, zdaje się, że to mężczyźni powinni podejmować tego typu decyzje czy inicjatywy. – stwierdziła zamyślona, usiłując namiętnym gestem przeczesać swoje jasne włosy, co skończyło się dla niej na tragicznej (bo prowadzącej do nieuniknionego, złego końca) szarpaninie, kiedy palce utknęły jej pomiędzy splątanymi pasmami. Po chwili się poddała, westchnęła i spojrzała na Francisa wzrokiem o takim wyrazie, że nie zdziwiłabym się, gdyby stażysta zaczął odliczać godziny do swojej śmierci. Nie dlatego, że Katja miała żądzę mordu w oczach, tylko widać było po prostu, że coś knuje.
- Tak, masz rację. Naszą powinnością jest sprawdzić, czy najlepiej sprawdzasz się w wilgotnych miejscach. Nie możesz przecież dłużej żyć w niewiedzy prawda? A ja nie mogę dłużej żyć z woskiem we włosach. – oświadczyła stanowczo, powoli zbliżając się do Francisa w poprzek łóżka - Wynika z tego, że nasze potrzeby i cele są zbieżne. Możemy współpracować i wszystkim, to znaczy na obojgu wyjdzie to na zdrowie. – dodała namiętnym szeptem, zatrzymując się z twarzą zaledwie centymetry od twarzy Francisa. Jej oczy nabrały słodkiego, proszącego wyrazu, a usta wygięły się w niewinnym uśmiechu, któremu nie da się oprzeć.
- No i nigdy nie mogę dosięgnąć pleców.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 EmptyPią 26 Cze 2015, 16:15

Wieczór, a właściwie noc, nie zapowiadała się ciekawie bo była ciekawa, już. Udało jej się! Taka szybka, wyścigowa, nastała tak szybko i trwała tak długo i przyjemnie! Francis jeszcze nie był świadomy tego, co się działo. Ani, do tej pory, nie był nawet świadomy tego, w co jest (nie)ubrana Katja.
- Inicjatywy? Mam niskie statystyki, jeśli chodzi o inicjatywę. Wszystkie dostępne punkty wpakowałem w zaklęcia i mam wrażenie, że większość uczniów tej szkoły też, nie żeby to było źle, ale tym osiołkom czasami brak wiedzy na jakieś inne tematy poza tym, jak kogoś zadźgać różdżka. - zauważył niewinnym tonem- Chociaż, z tego co słyszałem, jak na teoretycznych półgłówków z niektórych dziedzin całkiem nieźle sobie radzą z jakimś szemranymi zaklęciami, runami, a i podobno na lekcjach nagle nachodzi ich jakaś wena na prezentacje swoich, ekhm, nie wiadomo skąd umiejętności! I potem kończą szkołę i jęczą, że za mało umieją! Phi! Ciekawe, czy aurorzy i śmierciożercy też tak jojczą! Czary, Pani Katjo, cza-ry. - zawahał się na moment wyraźnie czymś rozproszony. Kimś. Profesorą Odinevą w stanie niezbyt ubranym, stojącą, albo raczej, skaczącą przed nim radośnie i pogodnie jak ten stan. Razem z Katją skakało jej… odzienie, o ile tak można to nazwać, bo więcej odkrywało zamiast zakrywać, a Francis, mimo swojego francuskiego pochodzenia, nie miał pojęcia w jaki sposób powinien zaklasyfikować ten kawałek koronki. Wiedział tylko jak zaklasyfiować to, co pod nią, ale na razie powstrzymywał się od namiętnego wpatrywania się.
- Czy ma pani na myśli to, co ja myślę, ze pani ma na myśli, proszę pani? Bo jeśli tak to chciałbym zaznaczyć, że jestem bardzo, ale to bardzo, niedoświadczony.
Drapanie się po plecach nie było łatwe. Zwłaszcza kiedy było się teoretycznie-zajętą-profesor-od-zaklęć-której-wybranek-wylądował-w-Mungu-i-grom-wiedział-co-z-nim-będzie. Samotnosc doskwierała zwykle w przypadku takich drobnostek najbardziej! Francis nie miał czasu wcześniej zastanawiać się nad tym aspektem swojego życia, starał się po prostu robić to, co czarodzieje robią najlepiej, czyli omotać odpowiednią porcją zaklęć i liczyć, że nic nie wybuchnie. Korzystał więc z różdżki, nie koniecznie z czarów, ale z różdżki. Kiedy nadziewał na jej końcówkę gąbkę to sprawdzała się całkiem nieźle. Wyciągnął z kieszeni różdżkę i wykonał podobny ruch, jakby na próbę, ale zaraz świeczki zaczęły palić się na kolor dziwnego różu, a w tle zagrała podejrzanie znajoma melodia, przez moment wpatrywał się pusto w przestrzeń, ale jedno strzepnięcie różdżki i muzyka ucichła. Z otoczeniem w kolorze lila nie zrobił nic, w gruncie rzeczy, pasowało.
- Miałbym umyć Pani włosy i plecy? - speszył się delikatnie Lacroix uciekając zakłopotanym spojrzeniem niczym łania przed pędzącą ciężarówką. Jednak zaraz znowu spojrzał w jasne oczy swojej przełożonej i upewnił się tylko w tym, że nie, ona nie żartuje. A on sam nie odmówił. Coś mu zabraniało, coś sprawiało, że nie chciał, nie umiał powiedzieć w tej krótkiej sytuacji “nie”. Nie chciał. I gwiazdy, gwiazdy mówiły mu, że nie powinien. Gwiazdy to był argumenty ostateczny. I nie mógł ukrywać, ten pomysł całkiem mu się podobał, jakkolwiek wprawiał go we wszechogarniające zakłopotanie. Stał jeszcze moment z twarzą oddaloną raptem parę centymetrów od twarzy Katji i zaraz nachylił się, biorąc w dłoń czajnik. Całkiem ładny. Czerwony. Francis wierzył, że woda w nim gotuje się znacznie szybciej.
- Tutaj tego nie zrobimy, Katjo. Jakieś propozycje? - zapytał rzeczowo. - U ciebie czy u mnie? - wypalił dość donośnie i zeskoczył z łóżka, podając Katji łapkę, a w drugiej trzymając czajniczek. - Musimy poszukać ustronnego miejsca. Które ma dostęp do bieżącej wody i wszystkiego, co nam tylko potrzebne! - wyjaśnił i wyprowadził Katję ze swojego gabinetu w kierunku. W kierunku?
[powiedz, czy mam zrobić z/t x2 czy nie, proszę]
Sponsored content

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 6 Empty

 

Gabinet Francisa T. Lacroix

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 6 z 6Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

 Similar topics

-
» Gabinet profesor Lacroix
» Chantal Lacroix
» Aristos Lacroix
» Francis Lacroix
» Chantal Lacroix

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-