IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Gabinet Francisa T. Lacroix

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
AutorWiadomość
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 20:18

/ Otrzymałam bilokację od Rosiera. Dzięki Ci.


Okej. Jeżeli nie jesteś wystarczająco zryty to lepiej tego nie czytaj.

Ktoś kiedyś napisał, że świat przecież nie spłonie jeżeli jeden, arcyważny list nie zostanie otwarty o odpowiedniej porze, prawda?
Cóż, chyba się mylił.
Krukoneczka o piwnych oczach nie zaliczyła dzisiaj dobrego dnia. Od samego rana ganiała młodszych uczniów do nauki, łapała za ucho swoich kumpli z roku by zaczęli w końcu powtarzać materiał przed próbnymi egzaminami i latała tylko do biblioteki, jak za potrzebą. Lubiła to ciche miejsce, nie miała nic przeciwko spędzaniu tam całego dnia – ale była odrobinę zirytowana, że co chwilę musiała zmieniać miejsce do nauki, bo tutaj coś źle, tam coś nie pasowało… Dlatego też chwyciła naręcze ksiąg – było ic osiem i kompletnie nic nie widząc szła na oślep, wierząc swemu instynktowi, który tego akurat dnia ją zawiódł. Nie zauważyła dużej kocicy Filcha, której przez przypadek – autentycznie – nadepnęła na ogon. Ta jak się nie zwinęła, nie pisnęła i nie zwróciła uwagi woźnego, który przybył szybciej niż chytra baba z Radomia na wigilię miejską. Niestety, napoju Bogów z trzech cytryn nie było, innych przysmaków także – chyba, że ktoś gustuje w koperku…
Cuchnący oddech, półgodzinna paplanina, groźby, nieprzyjemne spojrzenia i szlaban! Oto co dostała w zamian za słodkie pierniczki wychodzące spod jej magicznych dłoni. Szatynka tylko zmieliła masę przekleństw w gębie i ze słodkim uśmiechem przyjęła naganę. Zemści się.



Miała stawić się u stażysty zaklęć. Nie wiedziała dlaczego kara ma się odbyć akurat u niego w gabinecie, ale nie oponowała. Wolała towarzystwo Francisa niż jakiegokolwiek innego starego nauczyciela, który najpewniej obmacywałby ją wzrokiem [patrz Dimitr]. Lacroix był inny, przyjemniejszy w obyciu, a dziewczyna dobrze się z nim dogadywała. Dlatego też nie szła do niego jak na skazanie, a z lekkim uśmieszkiem, ciesząc się na myśl okradzenia go z jeszcze jednej czy dwóch książek. Ubrała się w czarną sukienkę w białe grochy, z uroczym kołnierzykiem i krótkim rękawkiem – tak jej było wygodnie, poza tym nie chciało się jej już zmieniać ciuchów, skoro chodziła tak od rana.
Gdy znalazła się tuż przed drzwiami dobrze znanego jej gabinetu, doszedł do niej przytłumiony odgłos skocznej muzyki. Zaciekawiona nacisnęła klamkę i bez pukania – weszła jak do siebie, oczekując tortu, szampana i mnóstwa słodyczy. Wsunęła się do pokoju z zainteresowaniem, świeżym i dziewczęcym uśmiechem, niemal zadowolona, że się tutaj znajduje. To co jednak ukazało się jej oczom przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Ręcznik na biodrach, roznegliżowana męska klatka piersiowa, pojedyncze kropelki wody spływające po mięśniach, wepchnięta szczoteczka do zębów i kuszące ruchy. Krukonka gdyby mogła to by przetarła oczy, bo to co widziała nie mieściło się jej w głowie. Mimo ciętego języka widok półnagiego faceta na nią zadziałał – jej policzki pokryły się szkarłatem, a samej Wandzie stanęło serce – puściła drzwi, a te zatrzasnęły się przywołując zarówno ją – jej spojrzenie się wyostrzyło, przestała się ślinić, jak i najpewniej stażystę do porządku. Przynajmniej ją teraz zauważył – krągłą osóbkę, z rozdziawionymi słodkimi ustami, która niemal pożerała go wzrokiem – nie znała od tej strony Francisa, nieco roztargnionego młodego fascynatę książek i zaklęć. Przełknęła ślinę i odgarnęła nerwowym ruchem dłoni kosmyk wpadający jej na zaróżowioną twarzyczkę – oddychała szybciej, bo zrobiło się jej gorąco – sama nie wiedziała dlaczego.
- Pan Filch mnie przysłał… – Powiedziała, przerywając milczenie i tą zgoła niezręczną sytuację. Gramofon dalej robił swoje, niemalże wyciągając do nich zachłannie ręce, by i Ci poddali się chwili.
- Mam odpracować u pana szlaban. – Dokończyła z trudem, starając się omijać wzrokiem wiadome miejsca. W ogóle starała się na niego nie patrzeć! Na jego półnagą sylwetkę, interesującą twarz i ten ręcznik, który skrywał to… wszystko.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 21:08

W swoim gabinecie na pewno zachowasz prywatność, mówili.
Uczniowie zwykle nie przychodzą bez zapowiedzi, mówili.
Mówili. Mówili wiele rzeczy. Słońce świeci, trawa bywa zielona, a niebo nie spadnie nam na głowy, tak też mówili. Tylko te przepowiednie dla odmiany spełniały się częściej, niż rzadziej, a Francis był właśnie zajęty brutalnym doświadczaniem tego, jak czasami mówienie przekłada się na rzeczywistość.
Usłyszał trzaśnięcie drzwi, a potem, zanim jeszcze dotarło do niego co właściwie się dzieje, odwrócił się bardzo szybko, nawet za szybko, a ręczniczek zakołysał się figlarnie, jak suknia na balu.Francis najpierw zamarł, potem zaraz pokraśniał na twarzy, rozdziawił i zamknął usta dwukrotnie, żeby w końcu wydusić spanikowany nieco bełkot i zasłonić najpierw swoją klatkę piersiową pierwszym lepszym tomiszczem. Stał tak chwilę, nawet zadowolony ze swojego genialnego pomysłu, ale potem szybko zdecydował zasłonić jednak inne atrybuty chronione i tak warstwą ręcznika przed młodą Panną Whisper i jej niewinną młodocianą duszą. Francis westchnął, a igła gramofonu zeskoczyła z płyty zostawiając po sobie nieco niekomfortową ciszę w pomieszczeniu.
-Filcz? - powtórzył. - Szlaban?
Chwila ciszy. Nastawił igłę na początek płyty, ale nieco przyciszył mechanizm.
- U mnie? U mnie szlaban? Ten człowiek chyba zgłupiał do reszty od tego kociego futra. - stwierdził, bo nie chciał dzielić tego losu.
-Dzień dobry, Wando. - powiedział rzeczowo, dziwnie ochrypniętym tonem, Francis, wolą ręką przeczesując mokre jeszcze włosy. -Szybko oddychasz. Ah, te schody. Można się porządnie zmęczyć. - dodał i zaśmiał się sucho, wyraźnie skrępowany. Przeklinał w tym momencie otwarte okno, przez które wpadały całkiem solidne powiewy wiatru, prawie zmuszając do roli Merylin Monroe.
Nastała nieco niekomfortowa dla Francisa cisza. Podszedł parę kroków do wieszaka przy drzwiach, z którego zdjął beżową koszulę, cały czas stojąc twarzą do Wandy i książką zabezpieczając swoje Przody.
Wrócił do biurka, odsunął wygodne krzesło. Rozsiadł się, nie przejmując się, że ma na sobie tylko ręcznik. Grunt, że od pasa w górę wyglądał… jak ktoś ogarnięty. O tak. Francis Lacroix dobrze udawał. Teraz już nikt kto wpadnie na moment do gabinetu nie będzie mógł go oskarżyć o paradowanie półnago.
-Spróbuj nie myśleć o tym, że jestem od pasa w dół rozebrany. - zaproponował, pokazując Wandzie miejsce na tak dobrze znanym przez nią miejscu naprzeciwko, po drugiej stronie stolika.Założył nogę na nogę, w myślach cicho podziwiając jak kobiety i Szkotów, że radzą sobie z tym tak wprawnie. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i uśmiechnął się blado.
-W takim razie, za co masz szlaban? Muszę znaleźć ci zajęcie adekwatne do winy. Albo ‘nie winy’. Jak to z Filcem bywa. - zakręcił młynka palcami. -Ale i tak jest dobrze! Trafiłaś do mnie! Zawsze mógł cię zapisać na wudeżet. Czy coś takiego. - westchnął z ulgą. Jego Flich już zapisał na te Wybitnie Ważne Zajęcia. I nie mógł zgłosić nieprzygotowania. Ten nieco zakłócony wieczór wcale nie wydawał się być aż tak zakłócony. Zawsze mógł po prostu siedzieć i czytać, skazując Wandę na swoje milczące towarzystwo. Najpewniej, żadne z nich nie ucierpiałoby na tym zbytnio. Gdyby tylko miał szansę się ubrać.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 21:15

Nie było by problemu gdyby szanowny pan Lacroix raz na jakiś czas sprawdzał pocztę. Nie paradowałby wtedy półnago po swoim gabinecie w towarzystwie uczennicy z domu Kruka, która modliła się tyko o to by jej rumieniec nie był aż nadto widoczny.
Jej uwadze nie umknął jego obrót, to jak ręcznik delikatnie zafurgotał na wietrze, dodając mu uroku i gracji panien z bazarowego rynku. Spoglądała na niego oszołomiona, tak naprawdę nie wiedząc czy ma się cofnąć i walnąć w ścianę, wyjść czy rzucić mu swoją sukienkę by się okrył. Jeszcze przez chwilę nic nie mówiła, potem coś tam wydusiła, dalej będąc w niejakim szoku. Zerknęła na okładkę książki, którą nieudolnie próbował się zasłonić – pytanie po co?? I tak widziała co miała zobaczyć, a książka chociażby najgrubsza nie zasłoni jego klatki piersiowej. Wybór był przypadkowy – trochę nie do końca adekwatny do obecnej sytuacji. ‘Nawozy naturalne’ nie były bestsellerem i numerem jeden według panny Whisper. Ale o gustach ponoć się nie dyskutuje…
Zasłonięcie dolnych partii ciała nie miało najmniejszego sensu – ręcznik i tak sporo skrywał, a książka tyko zaznaczała ten element ludzkiego ciała i automatycznie kazała wręcz przenosić na niego rozkojarzone spojrzenie. Pokiwała głową niemal natychmiast odwracając wzrok od stażysty – ten w międzyczasie nastawił skoczną muzykę, do której aż by się rwała, gdyby nie kilka ehm, spraw.
- Szlaban. – Powtórzyła po nim jak echo, skrępowana. Spojrzała na niego mimochodem i zagryzła dolną wargę nie wiedząc co dalej robić. Postąpiła baaardzo odważnie krok do przodu i zamachała, gdy ten ją powitał. Zdobyła się na uśmiech, przeklinając w duchu to jak bardzo szybko bije jej serce. Fhans nawet zauważył jak szybko oddycha! Faktycznie jakby wbiegała po schodach. Albo jakby była co gorsza.. podniecona.
- Dużo schodów, wyjątkowo dużo schodów w tym roku przybyło na klatce piersiowej. – Powiedziała co pierwsze wpadło jej na język, a co okazało się kompletną głupotą, której dziewczyna nie zauważyła. Zbyt usilnie starała się nie patrzeć na młodego mężczyznę, toteż była pewna, że odpowie mu gładko. Jak zawsze zresztą. Obserwowała go jednak jak zakłada koszulę na jeszcze wilgotne ciało – nawet nie odwrócił wzroku! Poczuła jak robi się jej gorąco i strasznie niewygodnie, dlatego przestąpiła z nogi na nogę, a gdy kolejny podmuch wiatru zafurgotał słodko krańcem ręcznika, dziewczyna wyciągnęła swoją różdżkę szybciej niż Gesslerowa opiernicza flaki na Starym Mieście i z precyzją godną chirurga plastycznego zamknęła okno. Bez mrugnięcia okiem, bez szemrania.
- Strasznie zimno się zrobiło. – Skłamała jak z nut chowając różdżkę w sekretne miejsce i podeszła do biurka, by usiąść naprzeciwko młodzieńca, który niczym Sharon Stone w ‘Nagim Instynkcie’ założył nogę na nogę, co oczywiście nie umknęło uwadze szatynki. Wprawne oko i dobry refleks zawsze na propsie. Odchrząknęła zbywając jego prośbę wzruszeniem ramion, po czym tak jak i on założyła nogę na drugą, odsłaniając nieco kształtnego uda, bo ups, sukienka się jej podwinęła, czego akurat nie zauważyła.
- Nadepnęłam na ogon pani Norris. Nieumyślnie. I tak jakoś mnie wysłał do Pana. Za co jestem wdzięczna, bo mogłam faktycznie wyjść na tym gorzej. – Przyznała bez bicia, uśmiechając się po swojemu pod nosem, bo jak na razie początek szlabanu zapowiadał się dość ciekawie. Uniosła piwne spojrzenie na twarz Francisa – nie na jego dół…krocze…ręcznik… Zacisnęła usta, kompletnie nie wiedząc o co chodzi z WDŻ. Jedynce co zdążyła wyłapać z tego co Filch do niej mówił [wydzierał się] to to u kogo ma się stawić, kiedy i o której.


Ostatnio zmieniony przez Wanda Whisper dnia Wto 03 Lut 2015, 21:16, w całości zmieniany 1 raz
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 21:15

Oh, o ile byłoby łatwiejsze! Ale w życiu nie zawsze chodzi o to, żeby było łatwiej. Czasami z tego bycia paskudnie trudno wynikają same dobre rzeczy, tylko nie do końca je zauważamy. No i fakt faktem. Nie byłoby problemu, gdyby Francis sprawdzał pocztę nieco częściej niż nigdy. Kiedyś zdarzyło mu się wysłać list do głównego oddziału Sowiej Instytucji Urzędów Pocztowych. Nie dostał odpowiedzi i od tego czasu zdecydował, że będzie na przekór rzeczywistości odpisywał na listy z parodniowym opóźnieniem. Taki był z młodego Panicza Lacroix buntownik, który nie miał sobie równych w tej kategorii.
Oparł się wygodnie o oparcie miękkiego fotela i przymknął oczy biorąc głęboki wdech. Co sprawiło, że wylądował w takiej sytuacji i w tak pokrętnym tu i teraz. Zaśmiał się donośnie, nieco nawet rubasznie słysząc to wyjaśnienie i nie otworzył nawet oczu, chichocząc jeszcze przez moment. Zamierając na chwilę i unosząc dłoń w górę, jakby w geście, że już powoli się uspokaja, ale otworzył zaraz jedno oko i spojrzał na minę Wandy na nowo wybuchając śmiechem.
-Biedna Pani Norris. Ogon nie płuco. Jest tylko jeden. - stwierdził rzeczowo dalej śmiejąc się między słowami jakby bardzo rozbawiony swoim własnym żarcikiem, a przy tym jakby odpędzając zażenowanie sytuacją na bok. Przecież na pewno nie był pierwszym półnagim mężczyzną jakiego w swoim życiu widziała Wanda! Ta dzisiejsza młodzież na pewno naoglądała się i nie takich rzeczy, zważywszy dodatkowo, że to szkoła, jak by nie patrzeć, z internatem. Francis westchnął na wspomnienie swoich młodzieńczych lat i tego jak udało mu s.. nie ważne. W każdym razie nawet nie podejrzewał, ze Wanda może aż tak reagować na fakt jego roznegliżowania. Właściwie, Francis niewiele rzeczy podejrzewał w tym momencie, nawet się nieco rozluźnił.
-Szlaban. Szlaban. Szlaban. - powtórzył jak echo, obracając w dłoniach pióro podniesione z blatu. Srebrne, już nie tak błyszczące jak kiedyś. Wpatrywał się w nie moment w wyraźnym zamyśleniu. Klasnął nagle w dłonie i posłał Wandzie szeroki uśmiech.
-To masz u mnie karę! Ale heca! Ale franca! - wygłosił z entuzjazmem. Podniósł się powoli z krzesła i poprawił ręcznik.
-Ukażę cię w najbardziej podstępny i niecny sposób jaki tylko mogę. - powiedział półgłosem i odsunął szufladę z której wyciągnął tajemnicze drewniane pudełeczko, nie większe niż dwie dorodne marchewki. Po czym czmychnął na szybko za drzwi i wrócił po paru minutach z dwoma solidnymi kubkami herbaty, przystanął przy Wandzie z wyciągniętą dłonią, w której trzymał za uszko stylowo czerwone naczynie pełne herbaty.
-Nie mam cukru. Może mi kiedyś wybaczysz. - stwierdził rzeczowo.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 21:17

Z jednej strony należy dziękować losowi i buńczucznemu charakterowi Francisa – bo głównie dzięki niemu nasza dwójka znalazła się w tak zabawnej sytuacji. Dziewczyna była pewna, że będzie o tej małej wpadce opowiadać swoim wnukom. Albo dzieciom. No, nieważne. Na pewno ów szlaban zapamięta do końca życia, jak nie lepiej.
Uniosła jedną brew gdy usłyszała jak Lacroix się śmieje. Dlaczego? Nie miała pojęcia, jednak mimo wszystko śmiech stażysty nieco rozładował atmosferę, przez co dziewczyna poczuła się odrobinę lepiej. Rozluźniła się, wygładziła materiał sukienki i nawet uśmiechnęła się lekko, z poczuciem, że jednak nie zrobiła niczego złego. Zawtórowała mu chętnie, śmiejąc się w duchu, że najchętniej odcięłaby ogon Norrisce, ale o tym ani mru mru. Jeszcze ktoś posądziłby o to, że znęca się nad zwierzętami, a wcale tak nie było!
- Tak, w gruncie rzeczy nic się jej nie stało. Dlatego nie rozumiem o co ten cały raban… – Mruknęła odrobinę tylko niezadowolona, walcząc z rumieńcem, który dalej nie chciał zejść z jej interesującej twarzyczki. Przecież Fhans siedział przed nią! Nie widziała co ma na dole – tak naprawdę niewiele miał, ale sama świadomość, że siedzi przed nią półnagi… Gdyby szatynka stała pewnie usiadałaby z wrażenia.
Mimo, że to szkoła z internatem. Mimo, że Wanda rozpoczęła, a w sumie kończy już siedemnasty rok życia to niewielu panów oglądała nagich lub półnagich. Boże, jakby się zastanowić to wcale nie oglądała nagiego mężczyzny. Nie licząc jej brata Doriana, z którym zaliczyła kilka gorących kąpieli w wieku lat trzech. Ale kto by teraz to wspominał? Dalej jej było gorąco na samą myśl, że młodzieniec siedzący przed nią nie ma na sobie bielizny.
Obserwowała go bacznie, zastanawiając się też jakie ma dla niej zadanie. Wyglądał jakby dopiero teraz dowiedział o karze, która ma się odbyć u niego – jego spłoszone spojrzenie, zamysł… Coś tu nie grało. Whisperówna nie mówiła nic, pozwoliła mu się hm, wykrzyczeć i tylko trzymała dłonie na kolanach, by przypadkiem nie zahaczyć o jego dolną wargę palcem. Przygryzła policzek od środka, gdy ten wstał i poprawił ręcznik. Jej ciśnienie nagle wzrosło – o ile było to możliwe i odwróciła chybcikiem wzrok – ten zniknął za tajemnymi drzwiami, wcześniej wyciągając super uber – typer dziwne pudełko – najpewniej z tabletką LSD czy czymś innym co by uśpić jej czujność… przez te kilka minut dalej siedziała jak na szpilkach i tylko zerkała łakomym wzrokiem w stronę biblioteczki, w której pyszniło się kilka ciekawych tytułów, które chętnie Krukonka przygarnęłaby do siebie. Odwróciła jednak głowę zaraz po tym jak usłyszała stukot bosych stóp o posadzkę, a jej oczom znowu ukazał się stażysta zaklęć, który tym razem dzierżył dwa kubki wypełnione po brzegi gorącą herbatą. Zdziwiła się, bo myślała, że ten przybędzie wraz z jakimś narzędziem tortur, czy czymś innym. Zamrugała i wyciągnęła rękę po kubek. Niby to przez przypadek… Niby nieumyślnie… ale musnęła dłonią, palcami, delikatną skórą rękę Fhansa, który stał praktycznie nad nią. Czuła jak dreszcz przechodzi wzdłuż jej kręgosłupa, jak serce nie chce się uspokoić – wlepiła swoje piwne oczy w twarz młodzieńca i zaniemówiła. Rumieniec sięgnął szyi, a jej usta drgnęły. Nie zwracała uwagi na to co do niej mówił, bo jej wzrok skupił się głównie na kształtnych wargach nauczyciela, a jej umysł tylko krzyczał by nie robiła niczego pochopnie. Nie mogła.
Gdy dotknęła go nieumyślnie czas wokół się niej zatrzymał, a ona moga dokładnie odliczyć uderzenia swojego serca. Odwróciła jednak szybko spojrzenie, upychając swoje podniecenie gdzieś daleko w kąt i zabrała kubek jakby to było coś najważniejszego dla niej na świecie. Pokiwała głową zgadzając się na wszystko, nie bacząc na brak cukru, ani na to, że ręcznik zamigotał jej przed twarzą.
- To co teraz pan ze mną zrobi? – Spytała zduszonym głosem.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 21:18

Francis Lacroix powiewał. Powiewał jego ręcznik, powiewały jego włosy i powiewała jego rozkoszna niewinność. Zupełna, stuprocentowa nieświadomość, że może wywoływać w młodej uczennicy… aż takie emocje. Stał właściwie, podał tylko Wandzie kubek, a jej dłoń otarła się o francisową łapkę. Nie wymagało od niego specjalnej wprawy zauważenie, że jest dość… ciepła. Bardzo ciepła. Niepokojąco wręcz ciepła. Zmarszczył brwi i przyłożył na moment wierzch dłoni do czoła Wandy, jakby nieco zmartwiony.
Wzruszył ramionami i wrócił na swoje miejsce po drugiej stronie biurka.
-Jesteś bardzo ciepła, Panno Whisper. Czy na pewno dobrze się czujesz? Może powinienem oddelegować cię do łóżka, zanotować to w liście, który odeślę Filczowi, odprowadzić do dormitorium i uznamy, że szlaban został zaliczony. Hmm? - zasugerował, a po części zapytał, opierając się na dłoni. Mruknął w zastanowieniu. - A jeśli nie to mam dla Panny propozycję, Panno Whisper. - zaczął powoli upijając łyk herbaty. Zastanowił się na moment i zerknął wymownie na pudełeczko leżące na stoliku. Może powinien jej zaproponować marihuaen? Albo chociaż kompot zamiast herbaty? Przecież on nie z tych! Francis był niewinny. Niewinny aż do tej nieprzyzwoitej granicy, gdzie było to logiczne. Francis takich rzeczy po prostu nie widział. Był przyzwyczajony do wypożyczania ton książek, dźwigania ich do siebie, a potem czytania, długo i namiętnie. Tylko to właściwie młody stażysta ćwiczył w wykonywaniu ‘namiętnie’. Nic innego mu się raczej nie zdarzało.
Francuz.
Akurat.
Napięcie jakie panowało w pomieszczeniu nie wydawało się młodemu stażyście aż tak oczywiste i odczuwalne. Oczywiście, czuł pewien dziwny rodzaj spięcia, niezbyt możliwy do określenia, ale odtrącał taką myśl bardzo wprawnie, machnięciem dłoni. Sprytne, Panie Lacroix.
Wysypał zawartość pudełeczka na stół, gdzie rozsypały się kolorowe patyczki różnej długości.
-Zaproponowałbym oczywiście stripbierki, ale jak widzisz zapewne, masz pewną przewagę, a fakt, ze jestem stażystą czyni tą propozycję nieco niewłaściwa. Ponadto. - zawiesił głos. - Jestem fatalny w bierki. - dodał półgłosem uśmiechając się niezobowiązująco.
-To jak. Panno Whisper. Podejmujesz wyzwanie? - zapytał, rzucając to pytanie pomiędzy nimi, które zawisło jak na sznurku od prania, na którym powinno właśnie wisieć spodnie odzienie Francisa. Ukłonił się na fotelu i ręką zatoczył dworski gest. -Damy przodem.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 21:19

Do jasnej cholery. Dziwna sytuacja. Facet stoi przed nią owinięty tak naprawdę w jeden marny ręcznik – śmie częstować ją herbatą [zupełnie jakby to był jakiś dziki wstęp do całonocnych harcy], a teraz dotyka jej rozpalonego czoła. DŁONIĄ. Fhansisowa ręka musnęła jej buźkę, odgarniając przy okazji niesforne kosmyki włosów, a ona zacisnęła zęby z niemocy. Miała ochotę złapać go za nadgarstek i krzyknąć, że są w szkole, że on jest półnagi, a ona ma potworne skojarzenia. Nie zrobiła jednak nic, bo nie chciała wyjść na gbura – uśmiechnęła się nieporadnie, jakby to miało wyjaśnić wszystko o czym rozmawiali i o tym co się wokół nich działo.
- Nie, panie profesorze. To chyba jeszcze skutki zbyt intensywnego… – Tutaj zawiesiła głos, o mało co nie papląc, że to wszystko przez niego i jego skromną osobistość.
- … wbiegania po schodach. Tak. – Dodała dla powagi swoich słów i wyprostowała się, czekając na propozycję, którą rzuci jej Fhans prosto w twarz. Czy zaproponuje jej alko chińczyka? Czy może scrabble? Albo jakąś dziwną i zboczoną odmianę tetrisa? Złożoną nie z kolorowych klocków, a z ludzkich ciał? Przeszedł ją dreszcz i odetchnęła niezauważalnie gdy ten zaproponował jej bierki. Nie powiem, zdziwiła się gdy pierwsza wersja wypadła mu z ust – przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć, jak zareagować – dlatego tylko wpatrywała się w kant biurka jakby zauważyła tam coś niezwykle interesującego. Potem uniosła spojrzenie na tajemnicze pudełko zastanawiając się co tam też się znajduje – może nie ułożone patyczki, a jakieś narkotyki? Które zaraz jej zaaplikuje? Uśpi ją i wykorzysta? A wszystkiemu będzie się przyglądał jej czerwony kubek z He[hehe]rbatą?
Podskoczyła, gdy ten ponownie się odezwał, niby to niezobowiązująco rzucając żartem. Że niby wszystko będzie dobrze, to wcale nie boli, a on chce jej pokazać tylko kotki w piwnicy. Pewnie słyszeliście to nie raz, nie dwa, ale Wanda była wyczulona na tego typu akcję. Przełknęła ślinę i zerknęła na stażystę, posyłając mu ten wandziowy uśmiech podczas gdy on jak gdyby nigdy nic rozprawiał o strip bierkach – czy on ją zachęcał do tego by pociągnęła za ręcznik i odkryła jego wszystkie sekrety? Tu i teraz? Serce znowu zaczęło jej walić, a ona tylko obserwowała jak sprawnym ruchem ręki, niezwykle wyważonym, gładkim, posuwistym młodzieniec wysypuje zawartość pudełeczka. Znowu odetchnęła.
- Ojej, też nie mogę powiedzieć, że jestem w tym mistrzynią. Nie grałam w to sto lat. – Odpowiedziała na pozór lekkim głosem, przysuwając się jednocześnie do biurka, by móc lepiej skupić się na zaproponowanej grze. Ponownie spojrzała na młodego Lakrułasanta z rodu Hwi Hwi i zawiesiwszy na moment spojrzenie na jego twarzy, starała się uspokoić, oswoić z tym niecodziennym widokiem.
- Jeżeli wygram … zabieram panu jedną z książek. – Powiedziała na jednym tchu, wracając wzrokiem do patyczków. Wybrała ten niebieski, który skojarzył się jej z kolorem jej domu i pociągnęła go starając się nie wywrócić całej kupki bierek. Udało się jej to, ale tylko dlatego, że skoncentrowała się na swoim zadaniu – ręka delikatnie jej drżała, jednak ona po chwili wyciągnęła co miała wyciągnąć ze zwycięskim uśmiechem. Posłała go w stronę stażysty, jakby chełpiąc się tym małym sukcesem i wskazała mu podbródkiem, że teraz i jego kolej nadeszła.
Może nie będzie tak źle, może uda się jej wygrać książkę. Może ciśnienie jest spadnie i atmosfera się rozpogodzi. Może, może, może.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 21:20

Młoda Panno! Co to za słownictwo!
I ręcznik, pod żadnym względem, nie był marny. Był bardzo granatowy, wyjątkowo puchaty, a gdyby ktoś zajrzał na drugą stronę odkryłby z radością, że ma wyhaftowane gwiazdozbiory nieba północnego, które błyskały zalotnie w słońcu.
Mistrzostwa Świata w Qudditchu odbywają się co cztery lata. Wybory w Ministerstwie co pięć. Przebiegunowanie zachodzi raz na na dwadzieścia tysięcy czy cholera wie ile lat. Żeby dolecieć na koniec wszechświata można by lecieć milion lat świetlnych a i tak by się nie doleciało. Takie rzeczy wywoływały pewne rozkojarzenie i rozmarzenie w słuchających, wzmagały poczucie, że fajnie byłoby wyruszyć na jakąś przygodę i odkryć coś, obejrzeć, zobaczyć czy poczuć. Podobny wyraz rozkojarzenia gościł na twarzy Panny Whisper. Co nie umknęło fhansisowej uwadze. Uniósł delikatnie brew i z wyraźnym zainteresowaniem moment przyglądał sie młodej krukonce jakby próbując z jej zakłopotania i zmieszania wyczytać coś więcej. Do góry powędrowała jedna fhansuska brew, potem druga. Następnie obie opadły na swoje miejsce, a stażysta wydał z siebie odgłos cichego mruknięcia, pomiędzy zamyśleniem, a pełnym zrozumieniem.
-Schody, doprawdy. - potwierdził, nie do końca pewnie.
Kino zna różne przeróżne przypadki, różnych ludzi. Człowiek, który gapił się na kozy. Człowiek, który płakał. Człowiek, który wiedział za dużo (albo za mało). Człowiek, który został papieżem.
Wanda Whisper widocznie mierzyła swoimi marzeniami, żeby zostać gwiazdą jednego z takich filmów, a może nawet napisać scenariusz na podstawie swojej biografii.
Wandha Whisper. Człowiek, który gapił się na krocze.
-Jak wygrasz, to dostaniesz książkę. A jak ja wygram? - zapytał rzeczowo. Odwrócił się i zerknął na bogatą biblioteczkę. W końcu jednak westchnął cięzko i skinął potwierdzająco jak te urocze pieski, które stawia się w samochodach, żeby podwyższały poziom samooceny kierowcy o całe pół.
Francis odgarnął włosy z czoła przyglądając się bacznie drżącym dłoniom krukonki. Pokiwał głową z nieukrywanym uznaniem. Odwinął rękaw koszuli, żeby mankiet nie uderzył w skrupulatnie chaotyczną kupkę patyczków i ze skupieniem zmarszczył brwi. Poruszył palcami, w ramach krótkiej rozgrzewki.
-Najważniejsze, Panno Whisper, to wiedzieć, kiedy należy go usztywnić, a kiedy rozluźnić. - rzucił rozbawiony i przyglądał się długo, a przy tym namiętnie, bierkom szukając tego jedynego. Wszystko wydawało mu sie nagle skomplikowane i przypomniał sobie czas, kiedy został oskarżony o oszukiwanie w tą jakże skomplikowaną grę. Strzelił palcami i upił łyk herbaty. Mruknął jeszcze w zastanowieniu i wziął głęboki wdech, zatrzymał moment powietrze w płucach a potem wypuścił je ze świstem. Wstał nagle. I obszedł stół dookoła szukając idealnego punktu, z którego mógłby zacząć penetrację góry bierek. Przykucnął na rogu, obok Wandy i w zamyśleniu wyciągnął drżącą ręką czerwoną bierkę. Szybszą. Wyścigową.
-A ha! - powiedział tryumfalnie podnosząc bierkę w górę. Wrócił na swoje miejsce i dłonią zasygnalizował, że to jej kolej.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 21:21

Cała ta sytuacja, w której się znalazła panna Whisper była zgoła dziwna i niecodzienna.
Co też ja piszę. Była dziwna! Wszakże przybiegła tu czym prędzej tylko po to by odbębnić szlaban, który nadał jej okropny charłak. Tak więc stawiła się o konkretnej porze, odwalona jakby wybierała się na cotygodniowy targ w Mleczkowie myśląc sobie ile to ksiąg będzie musiała przepisać, ile talerzy umyć, a ile ręczników złożyć. A tutaj o proszę – pojawia się ostrzegawcza lampka, która zapala się w momencie kiedy całe to napięcie sięga zenitu, a ona nie wie gdzie podziać oczy. Zawsze postrzegała stażystę zaklęć jako człowieka zrównoważonego – teraz, po ich drugim spotkaniu miała mieszane co do tego uczucia. Dalej darzyła go sympatią, ale w tym momencie czuła się w jego towarzystwie po prostu niewygodnie.
No bo wybaczcie, ale czy kiedykolwiek mieliście w swoim życiu sytuację, w którym naprawdę, ale to naprawdę chcecie za wszelką cenę wypełnić rozkaz pewnego woźnego by mieć potem święty spokój, a waszym oczom ukazuje się półnagi nauczyciel, któremu nie tyko nogi rwą się do namiętnego tańca? Jeżeli chociaż dwie osoby podniosą łapki w górę to zacznę się martwić. Jeżeli nikt tak nie miał, to wczujcie się w tą biedną, młodą kobietę, która kuszona przez Fhansisa Lakrułasanta została wystawiona na ciężką próbę. Z trudem skupiała się na bierkach, które pewnie byłyby dobrym podkładem do jednego z filmów dla dorosłych z Azjatkami [gdzie jest Yumi gdy jest potrzebna?], Mulatkami [Wilsonówna?] i kaleką [Artie, zawiodłeś mnie]. Realia jednak są zgoła inne, są lata 70te i chociaż branżą pornograficzna radzi sobie jako tako my pozwolimy dalej naszej dwójce piąć się po szczeblach kariery poważnych Czarodziei. Tak, wow.
Jej plan był sprytny. Jak wygra w bierki to wybierze książkę, którą zechcę. Którą pragnie dotknąć, musnąć i otoczyć się zapachem starych kart. Nie miała pomysłu jeszcze jakie tomiszcze wpadnie w jej krukońskie łapki, ale o tym się przekona najpewniej za kilkanaście minut kiedy to pokona go w nierównej walce. Jego pytanie zbiło ją nieco z tropu, co natychmiast odmalowało się na jej twarzy. Nie miała pomysłu co mogłaby mu zaoferować. Korepetycje z transmutacji chyba odpadały – proponowała je ostatnim razem, a ten nimi wzgardził. Zupełnie jakby pozjadał wszystkie rozumy i uczył zaklęć w szkole, phi.
- Jeżeli Pan wygra to może, ale to może podzielę się pierniczkiem. - Powiedziała uśmiechając się lekko i mając oczywiście na myśli swoje znane wszystkim wypieki. Nie każdy miał okazję spróbować tego cuda – jak na razie ten prym wiódł Henry, który otrzymywał najlepsze kąski z rąk samej Wandy. Dokarmiała go kiedy tylko mogła, często śląc mu słodkości by choć na chwilę umilić mu czas. Teraz również mogła posunąć się do takiego kroku jakim było obdzielenie Fhansa jednym z jej pysznych wyrobów.
Zaraz jednak wróciła do oglądania jego małego przedstawienia, kiedy to ten wyciągnął czerwony patyczek.
Był ciekawą osobą, chyba miał swoje rytuały. Sam nie wiedział co myślał, paplał momentami bez sensu. A jej znowu zrobiło się gorąco gdy znalazł się obok niej. Przełknęła ślinę i odwróciła. Był niezły. To właśnie wtedy poczuła, że ma przed sobą godnego przeciwnika. Sama zmrużyła zaś oczy i spoglądała na kolorowe patyki chcąc upolować coś żółtego. Z widełkami. Sięgnęła dłonią by na chwilę ta zawisła w powietrzu, a ona instynktownie zerknęła na stażystę spod długich rzęs. Nie powiedziała jednak nic tylko zagryzła dolną wargę i pociągnęła bierkę delikatnym ruchem, starając się nie zburzyć całej wieżyczki. Jedna czy dwie końcówki lekko zadrżały, a panna Whisper otworzyła szerzej usta, podczas gdy jej serce zamarło, a stopa wysunęła się do przodu, przez zupełny przypadek trącając nogę Lacroix. Zabrała swoją zdobycz i uśmiechnęła się po swojemu.
- Ekscytujące. – Skomentowała swój wyczyn i całą grę. Oczywiście.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 21:22

Nie tylko sytuacja, była zgoła dziwna i niecodzienna. Cały Francis Theo Lacroix był dziwny i niecodzienny, a przy tym - zgoły. Konkretniej - goły, od pasa w dół, tak głosiła teoria i tak zdrowy rozsądek podpowiadał Wandzie namiętnie, prawie tak namiętnie jak mózg i parę hormonów podpowiadało jej coś jeszcze innego.
Jednak nie ograniczajmy się, po ludziach chodziły różne przypadki. Jednych dopadała ospa, innych dopadała grypa, inni spotykali swoich nauczycieli w nie do końca jasnej sytuacji. Skomplikowane, czyż nie?
Właśnie, że nie! Ani trochę. Bowiem wiele rzeczy na tym świecie było jasnych i przejrzystych. Na przykład, szkło. Patrzyliście kiedyś przez szkło? Jeśli nikt nie wpadł na pomysł zabielenia go, albo pomalowania farbką, nie zgadniecie, do szkła, to macie dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności, że tak, to jest przejrzyste, a nawet jasne. W tym momencie należało dziękować całemu światu, że ręcznik Francisa Lacroix nie jest właśnie taki. Przejrzysty. I chociaż Whandha wyglądała wybornie, co nie umknęło uwadze młodego stażysty, to jego umiejętności społeczne ograniczały się do ksiąg. Głaskania ich, czułego mizania, przewracania ciężkich stronic raz za razem w poszukiwaniu interesującej treści.
Tak, Francis.
A Whandha chciała się dobrać do takiej właśnie kuszącej treści i młody stażysta nie mógł na to tak łatwo pozwolić.
-Pierniczkiem? Nie lubię pierniczków. - odparł rzeczowo, chociaż w rzeczywistości bardzo lubił pierniczki. Po prawdzie, nawet bardziej niż krułasanty. Przełknął ślinę analizując szanse i zagrożenia. O tak, krułasanty były czymś na co miał teraz ochotę. Westchnął ciężko w zamyśleniu. Oparł twarz na dłoni i ze skupieniem przyglądał się sprawnym ruchom Krukonki.
Zaklaskał w dłonie, widząc zadziorne spojrzenie.
-Brawo brawissimo, Panno Whisper. Widzę, że ma Panna bardzo sprawne dłonie! Pozazdrościć, pozazdrościć. - przyznał pogodnie z całą swoją wrodzoną francisową niewinnością, jaką pobłogosławił go ten świat,a pobłogosławił zaiste solidną porcją. Strzelił palcami dłoni. Teraz robiło się trudniej. Upił łyk herbaty, już nieco chłodniejszej. A potem poczuł szturchnięcie pod stołem i mruknął w dość nieokreślony sposób.
-Panno Whisper, proszę mnie nie macać pod stołem! - rzucił rozbawiony, ale nagle, dość szybko jak na siebie, uspokoił się i wziął głęboki wdech. Wstał. Znowu. Francis cierpiał na dziwną odmianę adhd, czując potrzebę stawania nad grami planszowymi jak strateg, jak Napoleon, jak on sam, dzielny i dumny. Patrzył intensywnie na bierki. Wyciągnął już dłoń, żeby podebrać taką piękną, lilaróż, ale cofnął zaraz łapkę w zamyśleniu. Pochylił się głębiej, odkrywając, ze ręcznik mu zawadza. Marudził chwilę coś pod nosem, ale w końcu wyprostował się, odkrywając, że gra robi się trudna.
-Koniec zabawy, Panno Whisper. Proszę zachować spokój. - rzucił stanowczo i spokojnie. Chwycił ręcznik, który zerwał jednym sprawnym ruchem, ukazując nic innego jak swoje wielkie, kolorowe, kuszące, majestatyczne, kąpielówki. Francis wypiął się dumnie po czym nachylił nad stołem i jednym wprawnym ruchem wyciągnął tak pożądaną bierkę barwy lila róż.
-Szach, mat. Panno Whisper.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 21:23

Czyż nie lepiej byłoby dla panny Wisper gdyby dopadła ją po prostu grypa? Przeleżałaby te dwa tygodnie w pieleszach, gawędząc wesoło z Poppy, która siłą aplikowałaby jej leki. Od czasu do czasu przyłaziłby do niej ktoś znajomy, by opowiedzieć co się dzieje na lekcjach. Śmiałaby się z Filcha, czytała zaległe lektury i bezczelnie obżerałaby się słodyczami na oczach tych, którzy są na diecie. Bezczelność.
Teraz miała inną zagwozdkę. Młody, przystojny stażysta najpierw oświecił ją nie wiedzą, a golizną! Apetycznym ciałkiem naznaczonym wilgocią po niedawno branej kąpieli. Jego ciemne włosy do tej pory nie były całkowicie suche, a ręcznik kołysał się na jego biodrach leniwie kusząc wszystkich wokół. A właściwie samą Wandę, która czuła jak jej młodzieńcze serce chce protestować, chce stąd wyjść, zerwać się jak pies ze smyczy! Zdradliwa nutka podniecenia igrała pod jej skórą, a spojrzenie dziewczyny ciemniało za każdym razem gdy spoglądała na Fhansisa. Damn! Gdzie jest Henry? Gdzie jest jej ukochany, gdy naprawdę jest potrzebny? Z chwili na chwilę w dziewczynie buzowało coraz mocniej, a ona potrzebowała ujścia, spełnienia. Dlatego też zamiast o nauczycielu wolała porozmyślać o młodym Puchonie, którego mięśnie prezentowały się o niebo lepiej niż mięśnie niejakiego Rosiera. Co z tego, że tych drugich wcale nie widziała? Wiedziała, że Henrykowa klata jest zacniejsza i już. To tak samo z tym uczuciem, gdy za młodu matka/babka/ciotka wciskały w Ciebie raz po raz kolejne łychy zupy pomidorowej, której szczerze nienawidzisz i kiedy kilka czy kilkanaście lat później ktoś Ci ją proponuje [tak, Twoje kubki smakowe lgną do przecieru] to Ty i tak odmówisz bo WIESZ, że to zło. Że Ci nie zasmakuje. Tak samo przekonana była Krukonka o wspaniałości wszelakich kształtów Lakrułasantowych. Tfu! Lancasterowych.
Poza tym, drodzy państwo. Któż rzekł, że ta oto cudowna dziewoja pragnie się dobrać do interesów stażysty? Żodyn tak nie twierdzi. Czyżby wybujałe ego?
- W takim razie nie mam co panu zaproponować, co mogłoby pana zainteresować. Ot, zakład jednostronny. Ja wygram, ja zabieram książkę. Pan wygra – będzie mógł się Pan szczycić zwycięstwem. O! – Uśmiechnęła się lekko i mrugnęła do mężczyzny kiedy kolejny patyczek wylądował obok niej. Powoli, powoli się rozkręcała. Badała sytuację, obserwowała ruchy Lacroix, tak samo jak on jej. Nie chciała brutalnie wkładać i wyjmować bierek, bo z pewnością by się zmęczyła, a serce by ją bolało od takiego traktowania. Dlatego jej dotyk był czuły, skóra delikatnie pieściła każdy zakamarek i powierzchnię kolorowych patyczków, kiedy ta wysuwała je z ciemnej i ciasnej szczeliny. Jej oddech nieznacznie przyspieszył, co również zauważyła u stażysty. Ich serca biły niemiarowo, jakby chciały się prześcignąć, które pierwsze zniszczy właściciela.
A wtedy go dotknęła.
Zupełnym przypadkiem rzecz jasna.
Bo przecież kto jak nie ona ma najczystsze intencje pod słońcem?
- Chyba Ty! – Odparła buńczuczno rzucając przy okazji rozkojarzone spojrzenie znad bierek, nad którymi właśnie się pochylała prezentując przy okazji zarys delikatnych obojczyków, po których aż ma się ochotę przesunąć palcem. I nie tylko tym.
A tak naprawdę wcale tego nie powiedziała. Natychmiast cofnęła nogę i posłała przepraszający uśmiech w stronę młodzieńca, wyraźnie speszonego nagłym dotykiem Krukoneczki.
- Pan wybaczy. Noga mi się omsknęła. – Wytłumaczyła nad wyraz kulturalnie i zajęła się obserwacją niezwykle sprawnych kończyn wszelakich Francisa. I jej wzrok padł na wszystkim znany odcień lila-róż, jednak… nie dane było jej patrzeć jak jego zwycięska dłoń wysuwa by zaraz ponownie wsunąć dany różowy człon z powrotem. Czyżby coś się działo, panie Lacroix?
Podniosła piwne oczy na postać stażysty, który skorzystał z okazji czy chwili nieuwagi i wstał prezentując swoją dumę i powagę jednocześnie. Ona sama uniosła jedną brew ku górze zastanawiając się o co dokładnie chodzi mężczyźnie. BOŻE. Czy on chciał zdjąć ręcznik? Otworzyła usta by coś powiedzieć, zaprotestować, przecież znali się tak krótko, a ona miała chłopaka. Nie mogła robić takich rzeczy w gabinecie. Co ludzie powiedzą, co powie Henry, a co Drops na to? Panika rosła w jej oczach, a ona sama nie mogła oderwać ciemnych tęczówek od Krułasanta z rodu Hwi Hwi, który człowiekiem był dziwnym. Osobliwym.
Gdy ten pociągnął za skrawek materiału, ona zacisnęła powieki jakby bała się najgorszego. Dopiero po chwili otworzyła jedną patrzałki, a potem drugą. Trybiki w jej głowie powracały do pracy na normalnych obrotach, a ona odetchnęła. Głęboko.
- Ma pan blade nogi. – Powiedziała tylko chcąc zatuszować swoje podejrzenia co do jego osoby jak i chwilową konsternację. Nie zauważyła nawet, kiedy ten wyciągnął ostatnią bierkę, a ona swoim ciętym łapskiem rozwaliła resztę patyczaków, które rozpadły się w oka mgnieniu.
- Nie graliśmy w szachy, panie profesorze. Wygrałam. – Odparła wesoło jak tylko mogła, po czym wstała z fotela by nie tylko rozprostować kości, ale również by odwrócić jak najszybciej wzrok od mężczyzny paradującego w samych gaciach. Koszula się nie liczyła.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptyWto 03 Lut 2015, 22:45

Francis Lacroix poczuł, ze powinien posprzątać. Odsuńmy jednak na dalszy plan wszelkie myśli, które byłyby odrobinę nielegalne. Odrzućmy też te, które zawierały w jakimkolwiek stopniu kurz, pozbywanie się kurzu, albo upewnienie, że tego kurzu nie będzie widać, przynajmniej na pierwszy rzut czujnego oka (nawet tego trzeciego, które może należeć do Sami Wiecie Kogo oraz do Evana Rosiera). Raczej zajęty będzie w najbliższym czasie sprzątaniem swojej [Francisa Lacroix] szczęki ze swojej [Hogwarckiej] podłogi. Stał tak moment i czuł, jak przeciąg nieprzyjemnie śmiga po jego jeszcze wilgotnych kąpielówkach i skrzywił się lekko. Założył ręce na siebie i stał tak, promieniując godnością. Uniósł brodę w górę, a połowę jego twarzy oświetlały resztki jesiennego słońca wpadającego przez okno. Francis Lacroix nie był już stażystą. On był pomnikiem. On był pomnikiem którego pragnęły miliony.
Okej, nie miliony.
Może Izabela Łęcka by się za nim obejrzała.
Ale się nie obejrzy. Chociażby z tego prozaicznego powodu, że Izabela Łęcka nie żyje.
Jego nogi nie były blade. Jego nogi były marmurowe. A przy tym nieco kosmate, ale nikt nie mógł zaprzeczyć, że miały pewien rodzaj uroku skrytego w tych piszczelach, w otaczającym je smakowitym mięsku marki Lacroix. Niejedna dałaby się za takie pokroić albo ograć w stripscrabble.
-Oszukujesz! - powiedział donośnie, a okno za nim otworzyło się jakby na znak. O tak.
Majestat.
Powiew.
Mokry Fhansis.
Tupnął nogą lekko zrezygnowany i zerknął na półkę za sobą. Błądził wzrokiem po tytułach, które gromadził tyle czasu.
-W porządku, wygrałaś książkę, ale to ja wybiorę tytuł. - zarządził i zaklaskał pogodnie w łapki, wahał się moment pomiędzy “Sto i jeden dań magicznych lub mniej Siostry Anabelli Shippenhauer” oraz “50 zaklęć Wilhelma Sullimana”. Ostatecznie jednak wygrzebał mały tomik, stojacy w samiusienkim rogu, na najwyższej półce. Pogłaskał go czule i dmuchnął, wzbudzając ogromny tuman kurzu. Bordowa okładka zabłysnęła zalotnie w wieczornym słońcu, jednak Francis nie odkrył tytułu, a szybko chwycił kopertę od Filcha, rozłożył całkiem pokaźnych rozmiarów list i paroma sprawnymi ruchami owinął książeczkę w Tak Ważną Wiadomość. Całość omotał sznurkiem i zawiązał nawet kokardkę. Wręczył egzemplarz Whandzie uśmiechając się szeroko.
-Proszę. Zasłużone. Powiedzmy. - stwierdził rzeczowo i przeczesał włosy dłonią. O tak, to był dobry wieczór, Panie Lacroix. Dopił jeszcze herbaty.
-To chyba wszystko, Panno Whisper. To była przyjemna partyjka bierek. Polecam się i życzę dobranoc. - powiedział uprzejmie uśmiechając się ciepło. Podszedł do drzwi i wypuścił Wandę, samemu wracając do swoich planowanych zajęć.
Cóż za przygody, Francisie Lacroix.

[z.tx2]
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptySob 28 Lut 2015, 15:10

Francis kręcił się po gabinecie kiedy zegar wybił godzinę trzecią dwadzieścia. Maszerował po dywanie, wzdłuż wzorów na nim wyplecionych, najpierw podążając wokół pomieszczenia niebieskim śladem, potem robił leniwe zygzaki za białą krzywą wyszytą starannie, a potem krok po kroku przechodził z jednego pstrokatego kółka na drugie. W końcu jednak zerknął na ścienny zegarek i westchnął ciężko, a westchnięcie to przerodziło się w leniwe ziewnięcie. Światło lampki stojącej na biurku oświetlało łagodnym ciepłem cały gabinet. Francis przysiadł na parapecie i stuknął parę razy smętnie palcem w szybę. Czekanie było trudne. Czekanie na kogoś, kto nie wiadomo czy właściwie się pojawi było jeszcze trudniejsze. Obrócił ciepły kubek w dłoniach i zapatrzył się w linię horyzontu, zachodnie okno wychodziło na błonia i kawałek zakazanego lasu, niedługo powinno robić się jasno, ale z tej strony odczuje to najpóźniej. Czuł, że czeka na coś, co ma się nie wydarzyć, starym zwyczajem zrzucił nogi z parapetu i pomachał nimi parokrotnie, bosymi stopami zamiatając powietrze pomieszczenia. Otulił się mocniej ciepłym, granatowym swetrem i westchnął cicho. Oh, Francisie, w co ty się plączesz? Wstał tchnięty czymś, nie do końca pewien jakim, wyciągnął z szuflady starą, grubą fajkę, odpalił ją od zapałki z brązowym łebkiem, zaciągnął się powoli, podszedł parę kroków do okna i opierając ręce na parapecie stał tak w towarzystwie tykającego zegara, czekając na jakieś zbawienie.
Jolene Dunbar
Jolene Dunbar

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptySob 28 Lut 2015, 15:13

Nieczęsto Jolene wychodziła w środku nocy poza bezpieczne terytorium dormitorium Puchonów. Po trzech godzinach prób zaśnięcia, zaniechała rzucania się z boku na bok. Sięgnęła po karteczkę od Fhancisa i przeczytała ją z takim samym bólem, gdy po raz pierwszy po kolacji zapoznała się z jej treścią. Zegar wybił drugą w nocy. O tej porze Fhancis otrzymał list od trzęsącej się szesnastolatki, będącej na skraju załamania nerwowego. Bezgłośnie łkała nad pergaminem, zaś jej słone łzy rozmazały atrament w najważniejszym zdaniu listu.
[Od człowieka którego nienawidzisz bardziej zranić może Cię jedynie ten, którego szczerze kochasz.
Wszyscy spali. Svieta jak się położyła, tak zasnęła. Lidia owinęła się szczelnie kołdrą, a Laurel rozmawiała cicho przez sen. Nie miała serca budzić żadnej z dziewcząt i po raz tysięczny użalić się na nieustający ból serca. Przytulała do piersi poduszkę i patrzyła w przestrzeń niewidzącym wzrokiem, gdy po upływie kilku minut bądź też godziny Emanuel wrócił do dormitorium... z listem. Puchonka zamilkła, zaskoczona szybkością odpowiedzi. Trwała noc, a więc i ona i Fhancis byli jedynymi osobami, które nie spały.
Jedno jedyne słowo wypisane zamaszyście na pergaminie, a Joe bezwiednie podniosła się i złamała około dziesięciu punktów regulaminu naraz. Założyła puchate papcie z głowami kotów oraz gruby, duży różowy szlafrok w kwiatki. Bez zastanowienia zamknęła za sobą drzwiczki dormitorium, a następnie wyszła przez okrągłe wieko z pokoju wspólnego puchonów. Kostki nóg zaatakowało chłodne powietrze wzmagające drgania ramion Joe bezszelestnie kroczącej lochami. Zabrakło czasu, aby rozejrzeć się za Filchem bądź innym czatującym nauczycielem. Nie potrafiła zmrużyć oka ani przegonić z głowy przerażających myśli, zaś z serca piekącego uczucia porzucenia, zdrady i samotności. Wciąż przed oczyma widziała oblicze Dwayne'a bez wszędobylskich piór. Dojrzałego, bez uśmiechu i blasku w oczach. Nieumyślnie odblokowała tamę łez, teraz wylewających się ciurkiem z jej oczu. Zakryła mocno usta, aby nie szlochać. Nie obserwując otoczenia po omacku przeszła dwa piętra. Schody cichutko pomogły jej odnaleźć odpowiedni korytarz, a tam po omacku znalazła drzwi pana Lacroix. Czuła się rozdarta na strzępki, rozbita jak porcelanowe delikatne naczynie i przygaszona jak słońce przesłonięte chmurami gradowymi. Minęło wiele dni od kłótni z przyjacielem i mniej odkąd postanowiła powziąć nielegalne środki odzyskania jego światła - zaklęcie zapomnienia. Pomimo upływu czasu, skurcze serca wciąż wywoływały ból. Jolene wciąż cierpiała, bo brakowało jej połowy ciała, połowy serca i połowy duszy. Im silniej kogoś kochała, tym bardziej cierpiała. Puchonka na nieszczęście w nocy przeżywała kulminację stresujących dni i rozmów.
Zapukała.
Głuche echo pukania odbiło się ścianami korytarza.
Jeszcze raz zapukała, a potem nacisnęła zimną klamkę.
- Przepraszam, ja przepraszam, ale to nie chce minąć. - zmienionym głosem powitała w ten sposób mężczyznę, stojąc w drzwiach skulona i marna. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie jaką receptę na harmonię ma Fhancis i jaki jest cel przyjścia tutaj w środku nocy, jednakże w chwili obecnej umysł Jolene przesłonięty był łzawą mgiełką i potrzebą drugiej, przytomnej osoby. Spacer w środku nocy traktowała jako coś zupełnie normalnego i naturalnego. Nawiedzanie prawie nauczyciela również.
Samotność przerażała tę dziewczynę. Nigdy nie była samotna, stworzona została do żywienia się ciepłem drugiego człowieka. Łaknęła towarzystwa, a więc dwakroć bardziej odczuwała silne spazmatyczne ataki bólu mięśnia sercowego. Niepewnie skrzyżowała ciemnobłękitne mokre oczy ze spojrzeniem Fhancisa.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 EmptySob 28 Lut 2015, 15:14

Pierwsze co zszokowało Francisa po tym, jak Joe pojawiła się w progu jego gabinetu nie był fakt, że jest smutna, co to, to nie. Spodziewał się tego, od początku do końca. Spodziewał się tego po tym, jak czytał listy w których każdego słowa spływała gorycz. Zagryzał ciemną fajkę, z której wydobywał się zapach o słodkawym, orzechowym lekko zapachu nieco nerwowym odruchem, wyjął ją z ust i postukał dwa razy palcem wskazującym w jej denko, jakby zastanawiając się co teraz zrobić. Nagle coś go tchnęło, jakby przypomniał sobie, że nie może tak stać.
Bolało go oglądanie jak Jo rozsypuje się kawałki, a teraz, kiedy zobaczył sobie, dotarła do niego świadomość, że to problem dużo większy niż mogło by się wydawać i młoda Puchonka przeżywa to o wiele bardziej, niż Francisowi z początku się wydawało. Stała w progu i wygadała tak marnie, jakby chciała się stać dużo mniejsza a przy tym zniechęcić problemy do nękania jej. Była tak mała. Tak bardzo mała. Francis zagryzł znowu fajkę, kiedy ciemnoniebieskie, tak smętne spojrzenie skrzyżowało się z jego i aż coś młodego stażystę zabolało w piersi, zakuło boleśnie, kiedy zobaczył wyraz takiego prostego, nieskomplikowanego cierpienia i samotności, w której trwała teraz Joe.
-Chodź, Joe. - szepnął, jakby nie wiedział do końca co powinien powiedzieć, wypuścił tylko powietrze nadając mu jakiś ton. Podszedł energicznie te parę kroków, delikatnie dłonią ułożoną na plecach zaprosił Puchonkę tym gestem do środka i zamknął za nią drzwi. Stali taki moment obok siebie, a Francis myślał, myślał intensywnie. Przecież nie mógł nic jej dać, tylko rozmowę. I to do końca nie wiedział jak, nie wiedział co mówić, co powiedzieć, jak powiedzieć, żeby było w porządku.
-Oh, Joe. Joe. W co ty się wpakowałaś? - zapytał łagodnie, półgłosem. Przestąpił z nogi na nogę i delikatnie położył dłoń na ramieniu Puchonki, ze świadomością, że właśnie łamie co najmniej trzysta przepisów kodeksu pracy nauczyciela, że jest po ciszy nocnej, a on z uczennicą stoją dziwnie blisko w jego gabinecie. W końcu objął ją ciepło, do swojej piersi, w geście pocieszenia. Prawą dłonią delikatnie głaskał Puchonkę między łopatkami, jakby chcąc ją uspokoić i dać okazję, do wyciszenia się. -Już spokojnie, Joe. Zaraz porozmawiamy. - mruknął cicho, w tym półmroku wiele rzeczy wydawało się łatwiejsze. Silny instynkt brata odzywał się we Francisie, coś go zabolało i nie robił niczego z potrzeby uwodzenia uczennic, po prostu czuł się wychowawcą i chciał być przecież im przyjacielem. Tak było, a dłoń Francisa pogładziła delikatnie Jolene po głowie, a w ciszy wieczora jego stabilne bicie serca wydawało się głośniejsze niż odgłos zegara.
-Zaraz porozmawiamy, dobrze? - dodał jeszcze, po chwili przerywając uścisk i pokazując jej miejsce na jego prywatnym, miękkim, fotelu. -Zapraszam, Panno Dunbar. - rzucił, uśmiechając się ciepło.
Sponsored content

Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet Francisa T. Lacroix   Gabinet Francisa T. Lacroix - Page 2 Empty

 

Gabinet Francisa T. Lacroix

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 6Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

 Similar topics

-
» Gabinet profesor Lacroix
» Chantal Lacroix
» Aristos Lacroix
» Chantal Lacroix
» Aristos Lacroix

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-