Temat: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Nie 11 Sty 2015, 20:55
Opis wspomnienia
Pewnego wieczora Ślizgon spotkał Chayenne z nożem przyłożonym do żył. Nie mógł jej na to pozwolić, więc ją uratował.
Osoby: Christopher Richardson, Chayenne Montgomery
Czas: Kilka dni przed szlabanem Chrisa u Machiavelliego
Miejsce: Błonia, ale bardziej odludne miejsce
Chayenne Montgomery
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Nie 11 Sty 2015, 21:02
Rok zaczął się fatalnie. Spodziewała się, że będzie tylko gorzej. Straciła zaufanie do najbliższych osób i szczerze powiedziawszy zawiodła się. Nie miała ochoty żyć. Całe wydarzenia od początku roku zwiastowały jedynie nadchodzący chaos, na który Chayenne nie była ani trochę gotowa. Spodziewała się niebawem sowy od ojca, a najlepiej kilku sów, z przypomnieniem i zaręczynach i wizycie na święta u jej przyszłej rodziny – u rodziny jej narzeczonego. Chayenne nie chciała wychodzić za mąż, jednak nie miała już żadnego pomysłu co może zrobić, aby wyswobodzić się spod tego wszystkiego. Tego pięknego jeszcze dnia dopadł ją kryzys. Wstała rano i była zdruzgotana, ani trochę na siłach aby udźwignąć ciężar dnia kolejnego, aby udawać, że wszystko jest w porządku. Nie miała już sił obdarowywać ludzi fałszywymi uśmiechami i pokazywać, że wciąż jest tą samą silną, ba silniejszą kobietą niż rok wcześniej. Niestesty, nie udawało jej się. Przy śniadaniu dostała kolejną sowę, od ojca. Nie otwierała jej do późnego wieczora. A kiedy już wreszcie zebrała w sobie tyle odwagi i otworzyła tę przeklętą kopertę zamarła w momencie i stwierdziła, że nie jest w stanie nic więcej zrobić. Miała dość, głównie tego kim jest i jak to wszystkie się toczy. Nie chciała tego i nie potrafiła zaakceptować tej cholernej sytuacji. Kiedy błonia opustoszały wyszła na nie i skierowała się bardzo blisko jeziora, była gotowa na to, co chciała zrobić. O wiele więcej miała odwagi, aby zrobić coś takiego niż najzwyczajniej w świecie walczyć dalej o siebie. Usiadła w zacisznym miejscu, wyjęła nożyk do otwierania listów z kieszeni i przez chwile obracała go w dłoni.Było tu jeszcze kilka osób, jednak nimi kompletnie się nie przejęła. Tak, aby nikt nie widział zrobiła jedno, głębsze nacięcie na ręce, wypuściła go z dłoni na trawę, usiadła pod drzewem i odetchnęła głęboko. Ręka lekko opadła na bok, krew brudziła jej białą skórę dłoni i skapywała delikantnie na trawę, Chayenne miała nadzieję zasnąć i nigdy więcej już nie otworzyć oczu.
Christopher Richardson
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Nie 11 Sty 2015, 22:03
Ogółem nie odwiedzał błoni o tak późnej porze. Po prostu musiał się przewietrzyć, ogarnąć po ostatnim szlabanie u Filcha. Nadal czuł ten zapach unoszący się w gabinecie woźnego. Był okropny i Chris nie mógł o nim zapomnieć. A jednak bardzo chciał tej czynności dokonać. Uśmiechnął się do Ślizgonki z swojego roku, która akurat przechodziła obok. Na błoniach siedziało kilka osób, więc nie trudno było się odprężyć i odpocząć. Nie miał ochoty rozmawiać z jakąkolwiek osobą, jednak nie wiedział wtedy co ujrzy nad jeziorem pod które zmierzał. Miał całe dwie godziny, by pomyśleć o swoim życiu. Po ciszy nocnej nie mogli wychodzić z dormitoriów, jednakże on tej zasady raczej nie przestrzegał. Uwielbiał nocne przechadzki po zakazanym lesie. Trochę adrenaliny nigdy nikomu nie zaszkodziło, więc co mu zależało? I w końcu dotarł na tak długo wyczekiwane miejsce. Rozszerzył oczy na widok bezwładnego ciała Chayenne. Dziewczyna leżała pod drzewem z rozciętymi żyłami. Natychmiast do niej podbiegł. Czerwona ciecz lała się obficie z otwartej rany. - Chay, wstawaj! – krzyknął przestraszony. Wiedział, że go nie słyszy, że powoli odchodzi z tego świata. A on był jedyną osobą, która mogła go uratować. Na wezwanie nauczyciela nie było czasu. Ona mogła w każdej chwili zginąć! Wyciągnął swoją różdżkę i gorączkowo zaczął przypominać sobie wszystkie zaklęcia, które mogły mu w tej sytuacji pomóc. W końcu przyłożył przedmiot do rany, na którą lekko nacisnął, po czym się zasklepiła. Uderzył ją lekko w policzek, żeby wstała. Rzuciła spojrzenie, uśmiechnęła się, dała jakąkolwiek oznakę życia. Nic do niej nie miał, traktował ją jak przyjaciółkę i nie chciał, żeby umierała. Takich rzeczy życzył jedynie swoim największym wrogom choć niektórzy na to nie zasługiwali. Położył głowę dziewczyny na swoich kolanach wypatrując jakiejkolwiek oznaki. Musiała przeżyć. Musiała. Dlaczego chciała odebrać swoje życie? Nie wiedział.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Nie 11 Sty 2015, 22:38
Ostatnie miesiące zmieniły ją, niestety. Stała się słaba i przestała radzić sobie z życiem, nic jej nie cieszyło, nie umiała znaleźć w sobie tej iskry do walki, która kiedyś płonęła żywym ogniem. Teraz nawet tyle nie była w stanie wykrzesać. Wiele się zmieniło, łącznie z jej światopoglądem. Szczerze nie chciała już nawet starać się o życie, zaniedbała się, nie miała sił. To było w tym wszystkim najgorsze. Zawahała się w momencie, kiedy pierwszy raz zakręciło jej się w głowie. Nie mogła jednak zmienić zdania. Nie wzięła z dormitorium różdżki i prawdę mówiąc zrobiła to celowo, aby nie kusiła jej ‘inna opcja’. Mogła przecież rzucić zaklęcie w dowolnym momencie i zasklepić tę ranę zdobiącą, a raczej szpecącą jej delikatny nadgarstek. Nie mogła zrobić nic, a nie miała już sił by się podnieść. Zamknęła oczy czując, że robi jej się coraz słabiej, dziwne uczucie. Spodziewała się czegoś innego, a najzwyczajniej w świecie czuła jak słabnie coraz bardziej, aż w końcu miała wrażenie, że usnęła. Obrazy migały jej przed oczami, Gilbert, inne pozornie bliskie jej osoby. Nie miała już sił. Nie poczuła nawet tego, że ktoś przy niej jest, że rzuca zaklęcie, aby zatamować krwawienie i udaje mu się. Dopiero po chwili, kiedy szybko bijące serce zaczęło przepompowywać krew, a jej organizm zaczął walczyć sam z siebie poczuła jak wraca jej świadomość, nie straciła widocznie aż tak dużej ilości krwi. Nie chciała ratunku. Nie potrzebowała go. Po długiej chwili jej powieki drgnęły, uchyliła je delikatnie i spojrzała na tego kto jej przerwał. Chris. Nie mówiła mu nigdy o swoich problemach, nikomu nie mówiła. Wolała wciąż udawać i uchodzić za silną i niezależną niż przyznać się do słabości. Lekki drżenie dłoni. Czuła, że jej ubranie jest mokre, zapewne kiedy osunęła się delikatnie rana przylgnęła do jej ciuchów. Nasiąknęły czerwoną cieczą. - Czemu… to zrobiłeś… – szepnęła cicho patrząc na nadgarstek na którym widoczna była jedynie cieniutka kreska, jakby otwartej rany nigdy tam nie było.
Christopher Richardson
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Pon 12 Sty 2015, 16:55
Umierała, zostawiała ich wszystkich. W oczach Chrisa pojawił się ból, nie mógł nic więcej zrobić. Tylko tyle potrafił i właśnie przeklinał momenty, w których nie słuchał słów wypowiedzianych przez nauczyciela. Teraz była najważniejsza i nie mogła po prostu zginąć. Była jeszcze młoda. Nie znał żadnego powodu. Dlaczego to zrobiła? I czemu w Hogwarcie? Na błoniach? Jego usta niebezpiecznie drgały. Nie miał sił wydusić nic więcej niż zwykłe. - Chay, musisz przeżyć! – dokładnie obserwował wyraz jej twarzy. Nikt nie zwrócił na to wydarzenie swojej uwagi. Po prostu zajmowali się swoimi sprawami i nie interesowali się prawie martwą dziewczynę. Gotowała się w nim wściekłość. Miał ochotę komuś przywalić, wyżyć się na jakimś głupim Puchonie. W końcu zobaczył jak mruga powiekami. Na jego twarz wkradł się lekki, ciepły uśmiech. Normalnie by się nie pojawił, jednak w tamtej chwili czuł się naprawdę dobrze. Ona przeżyła. Przeżyła. Nie umierała. Nie zamierzała ich zostawiać. Wyglądała na zdziwioną widokiem twarzy Chrisa. Sceptycznie parsknął śmiechem.– Chyba nie myślałaś, że dam ci zginąć. W mojej obecności nie ma tak łatwo… - przez chwilę milczał i wpatrywał się w jej hipnotyzujące oczy. Przypominał sobie liczne spotkania z Thetis, uwielbiał ją oglądać. Przez chwilę zapomniał się i wyobraził sobie obraz panny Morgenstern. Z pewnością nie była szczęśliwa z przyjaźni Chayenne i Christophera. – Mów co się stało – podparł ją lekko sadzając pod rozłożystym drzewem. Chciał wiedzieć wszystko.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Pon 12 Sty 2015, 21:58
Na chwilę obecną Chayenne uważała to za jedyną opcję dla siebie. Nie chciała toczyć kolejnej walki, która i tak okazałaby się bezsensowna. Miotałaby się jak małe dziecko, które nic kompletnie nie mogło zawojować. Sprawa była przegrana, od samego początku i Chay była tego świadoma, choć początkowo nie dopuszczała tej myśli. Bolesne? Dla kogoś takiego jak ona, z takim charakterem, dla osoby próbującej być niezależną to wszystko oznaczało koniec świata. Jednak, znalazł się jeden świadek, który postanowił mimo wszystko przywrócić ją do „żywych”, choć tak naprawdę nie odeszła z tego świata. Nie pytając dlaczego nie pozwolił jej na spokojne odejście, chciał zawalczyć o nią, jak widać zależało mu jednak na tej głupiej dziewczynie, która nie wiadomo co sobie w tym momencie myślała. W końcu głupotą jest decydować się na własną śmierć, nie we wszystkich przypadkach, ale samobójstwo jest totalną porażką. - Nie… Nie pozwoliłeś mi, ale walczyć za mnie nie będziesz… – szepnęła cicho czując jak chłopak unosi ją i opiera o drzewo. Pozycja siedząca była znacznie wygodniejsza, chociaż przez moment zakręciło jej się w głowie. Westchnęła cicho i zamknęła oczy próbując opanować swoje szaleńcze myśli. – Problem w tym, że wszystko się stało, a ja już nie mam wyjścia… – szepnęła znów i zerknęła na niego. Nie wiedziała czy chce krzyczeć, mimo iż nie miała na to siły, czy chce płakać. Po prostu czuła się bezradnie i wiedziała, że cokolwiek by nie zrobiła i tak nie wyjdzie tak jak chce. - Moja rodzina się stała, Chris. – dodała jeszcze. – Wszystko niszczą, niszczą mnie. Jestem zaręczona z jakimś pajacem, nie wiem kim jest, mam jechać tam na święta… – nie mogła mówić zbyt szybko, wciąż było jej słabo i zapewne tak szybko nie przejdzie. Trochę krwi jednak straciła w tym wszystkim. – Ja tego nie chcę… Oni tego nie akceptują… Chcę, żeby mnie wydziedziczyli i cokolwiek nie zrobię oni tego nie robią… – dodała cicho i otworzyła oczy, aby po chwili znów je zamknąć. – Ja nie chcę tak żyć… – przygryzła delikatnie wargę i oparła się o niego.
Christopher Richardson
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Wto 13 Sty 2015, 16:37
Cały czas patrzył w jej hipnotyzujące oczy. Jakby się w nich zatapiał, miał ochotę zasnąć i nigdy nie wstawać. Były piękne. Chayenne była ładną dziewczyną i można było stwierdzić, że go pociągała. Jednak nic do niej czuł, była mu dobrą przyjaciółką. Dlatego też nie mógł pozwolić jej umrzeć. Musiała żyć, czekały ją najpiękniejsze chwile. Miała powody do samobójstwa. To prawda. Christopher sam miał takie odczucia. Czy jego życie miało jakikolwiek sens? Był pionkiem w grze losu. Istniał, bo istniał, był potrzebny do stworzenia kolejnego człowieka, który odegra taką samą rolę. Rodzisz się, by umierać i nic nie mogło tego zmienić. Kiedy jego rodzice go zostawili… To właśnie wtedy stracił wszystkie chęci. Ale wytrzymywał. Musiał żyć dla kogoś kto może chował się i czekał aż wykona pierwszy krok. Nikt naprawdę nie obdarzył go prawdziwą miłością. Codzienne koszmary mu nie przeszkadzały. Radził sobie zadając ból innym, uciekając od problemów. Jego wzrok powędrował na lśniący nożyk służący do otwierania listów. Miał tak wielką ochotę, go wziąć i rozciąć sobie rękę. Od wielu słyszał, że to pomaga… Ból psychiczny ustępował fizycznemu. Przełknął głośno ślinę. Sam dziwił się tą nagłą ucieczką silnej Chay. Ta wesoła dziewczyna po prostu uciekła i chyba nie zamierzała wrócić dopóki ktoś jej nie pomoże. - Ja rozumiem, Chay. Nikt nie będzie za ciebie walczył, ale nikt nie pozwoli byś odeszła. – jego twarz wykrzywił słaby uśmiech. Wymuszony. Naprawdę uśmiechał się tylko przy osobach, które lubił. Szanował. Niewielu. Wtedy na twarz wkradał się wielki banan, którego tak łatwo nie można było się pozbyć. Jedną z tych osób była właśnie Montgomery. Usłyszał wzmiankę o jej nowym partnerze. Narzeczonym. Podobno była z Gilbertem, gryfonem z siódmego roku. Tak przynajmniej mówiła Thetis. Richardson nienawidził Gryfona za Morgenstern. Wiedział, że nie miał przy nim szans, bo Thet kochała siódmoklasistę i nigdy nie zmieniłaby swojego stosunku. Poza tym takie uczucia zostają do końca życia. – Mogę mu doje… dokopać. Jeśli to chociaż trochę cię uszczęśliwi…
Chayenne Montgomery
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Wto 13 Sty 2015, 21:22
Niestety, miała wrażenie i odczuwała całą sobą, ze jest jedynie marionetką. Nie ważne było kim ona chce być, co ona chce robić, miała być taką dokładnie jaką sobie upodobali rodzice. Nie ważne co chciała. To i tak dla nich nie miało znaczenia. A dla niej miało. Nie była taką osobą, nie była taką córką jaką chcieli mieć. Niestety. Co również działało na jej niekorzyść. Dlaczego nie mogła tak po prostu nienawidzić szlam i być bezduszną osobą nie posiadającą serca? O tak, ojcu zdecydowanie byłoby to na rękę. Matka miała to gdzieś. Jej to nie dotyczyło, w końcu ona sama była tylko dodatkiem do ojca i miała wyglądać. Nie liczyło się dla niej nic. Chayenne miała dość takiego życia i nie chciała tego kontynuwać. Dlatego postąpiła jak postąpiła. - Wątpię Chris. Wszyscy mają mnie gdzieś. – szepnęła cicho. Taka prawda. Dla nikogo głupia Chayenne nie miała znacznie. Odczuwała to ostatnio bardzo dotkliwie. Pozorni przyjaciele tak naprawdę nie zauważyli jak bardzo się u niej pogorszyło i jak się zmienia. Tego nie widział nikt, a może po prostu Chayenne była tak dobrą aktorką? Sama już nie wiedziała. Może o wiele lepszą opcją było pokazać co się czuje, a nie udawać? Jasne. Pokazać słabość? Pokazać to, że jest się tylko człowiekiem z problemami? Nie, nie chciała sobie na to pozwolić. - Wybierasz się do Włoch by komuś dokopać dla mnie? – spytała unosząc lekko brew ku górze. No nie powiem, nieco ją to zaskoczyło. W końcu to by było ogromne poświęcenie z jego strony.
Christopher Richardson
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Wto 13 Sty 2015, 22:07
Była w ciężkim stanie psychicznym. On sam nie wiedział w jaki sposób jej pomóc, sam czuł nagłą ochotę do zabicia się. Popełnienia samobójstwa i odejścia z tego świata. Nie miał dla kogo żyć, nie był nikomu potrzebny. Kto przejmowałby się jakimś głupim szesnastolatkiem? Kolejnym szesnastolatkiem spisanym na śmierć. Kolejnym szesnastolatkiem mającym odegrać wybraną dla niego rolę w przedstawieniu. Kolejnym szesnastolatkiem, który już się zepsuł. Kolejnym szesnastolatkiem, którego należy skreślić. Zauważył, że skupia swoją uwagę na czymś innym. Wiedział, że głupie słowa pocieszyć jej nie mogły. Potrzebowała osoby, która ją zrozumie, która ją zawsze wysłucha. Christopherowi zdawało się, że na ten tytuł nie zasługuje. Bo przecież nie wiedział co tak naprawdę może zrobić. I wtedy się zdziwił? Jakich Włoch? Przecież Gilbert przebywał w Hogwarcie i chyba nigdzie nie wyjeżdżał. Thetis by mu się wyżaliła... Nienawidził, gdy o nim mówiła, jednak jakoś to wytrzymywał. - Nie mówisz o Gilbercie? - zapytał zdziwiony. Patrzył na nią jakimś dziwnym wzrokiem.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Wto 13 Sty 2015, 23:07
Gadanie o śmierci nie miało sensu. Może to dobrze, że Chris ją uratował? Może jednak była jeszcze jakaś odrobina nadziei w tym wszystkim? Chayenne uświadomiła sobie właśnie, że jest jedna osoba na tym świecie, której jednak na niej zależy? Z nim łączyła ją tylko przyjaźń, a to nawet dobrze, ba, lepiej dla niej. Nie czuła do niego nic poza tym, że był jej bliski jako przyjaciel. Przemyślała to wszystko bardzo dokładnie. Swoje relacje z ludźmi. Chciała wszytsko zmienić i miała gdzieś to co będą sobie mówić. Prawda jest taka, że zanim podjęła decyzję o tym, myślała o tym bardzo wiele i nie chciała kontynuować takiego życia. Chciała coś zmienić, cokolwiek, wszystko. Sama już nie wiedziała co dalej ma robić. Podniosła głowę kiedy wspomniał o Gilbercie. Aż przeszedł ją dziwny i nieprzyjemny dreszcz. Sama nie wiedziała dlaczego. Ostatnio widziała się z nim dawno, sama go z resztą unikała. Od tego zdarzenia w pociągu jakoś nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Przygryzła lekko wargę. - Nie. Mówię o Marco Pherreza. Wybranym przez mojego ojca. –odetchnęła głęboko i spojrzała na niego jeszcze raz. – Czemu pomyślałeś o Gilbercie? – spytała z czystej ciekawości. W końcu sama nie wiedziała dlaczego akurat Chris pomyślał o nim. Miała nadzieję, że nie chodziły żadne chore plotki o tym wszystkim, bo jeszcze tego jej brakowało. – Nie jest i nigdy nie będzie moim narzeczonym. – dodała jeszcze obojętniejąc na twarzy. Jakoś nie miała ochoty na to wszystko. Na rozmawianie o Gilbercie. Myliła się bardzo. Takie miała wrażenie, co do tego wszystkiego. I nawet już nie wiedziała czy chce to zmienić. Westchnęła cicho i schowała twarz w dłoniach. Była zmęczona już nawet tym.
Christopher Richardson
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Sro 14 Sty 2015, 13:22
Smętne tematy raczej nikomu się nie podobały. Ale jak miał zachowywać się w takiej chwili? Nigdy nie pocieszał niedoszłej samobójczyni, więc też nie wiedział co zrobić. Głupie słowa nic nie dawały. Przecież to tylko słowa, które mogła usłyszeć od każdego innego człowieka. Nie potrafił jej przeznaczyć czegoś wyjątkowego. Potrzebowała prawdziwej miłości, drugiej połówki, jednak on nie potrafił. Kochał inną osobę. Bez wzajemności, ale nie mógł przestać tak szybko. W jego oczach pojawił się ból. Cierpiał tak samo jak ona. Z innych powodów, a jednak tak samo. Nie miał rodziny, kogoś bliskiego, kogoś kto mógłby mu pomóc się ogarnąć i żyć normalnie. Być szczęśliwym człowiekiem bez wielkich zmartwień, bez ochoty zwykłego zabicia się. Jednak to nie było możliwe. Nic nie mogło mu pomóc. Przez sześć lat trzymany był w zamknięciu. Radził sobie sam. W wakacje codziennie jeździł do swoich znajomych – byle nie siedzieć w domu z swoją chorą matką. Było mu jej szkoda, jednak nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Thetis, Chay… Nikt. Uśmiechnął się lekko, spojrzał na dziewczynę jakby chcąc dodać jej otuchy. Złapał ją za zimną dłoń, popatrzył w jej oczy i odgarnął niesforny kosmyk włosów. Jej ubrania były wilgotne, przesiąknięte krwią. Zbliżył swoje usta do jej prawego ucha i wyszeptał cicho. - Nie pozwolę, żeby jakiś palant ciebie krzywdził - przymusowe zaręczyny uważał za coś strasznie głupiego. Jak mogli zmuszać swoją córkę do bycia z człowiekiem, którego nie kocha? Gdyby nadal żył w normalnej rodzinie to pewnie też musiałby spędzać czas z jakąś pustą dziewczyną. Dla niego powinna liczyć się jedynie czysta krew. Gdyby jego rodziciele dowiedzieliby się o jego uczuciu do brudnej to pewnie by nie żył. Co to za czasy, że nie można wybrać kogo się kocha? Wtedy usłyszał wzmiankę o Gilbercie. Zacisnął zęby i oddalił swoją dłoń, kryjąc ją przed nią, żeby nie zobaczyła, jak zaciska pięści. Ślizgonka nie wiedziała o przyjaźni Christophera z panną Morgenstern. Ale na pewno nie lubiła o niej rozmawiać. Postanowił, więc ująć to w inny sposób. – Pewna koleżanka powiedziała mi, że jesteś w związku z Gilbertem z Gryffindoru – ciężko było mu wypowiadać to imię. Myślał wtedy o Thetis, której serce przeznaczone było dla siedemnastolatka. Nie miał szans i wiedział, że nigdy nie będzie mógł być w stu procentach szczęśliwy. W tamtej chwili był szanowanym Ślizgonem, jednak szkoła kiedyś musiała się zakończyć. A wtedy wszyscy znaleźliby swoje drugie połówki, ożeniliby się i zrobiliby sobie dzieci. A on zostałby sam. Zupełnie sam. Bez nikogo.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Sro 14 Sty 2015, 15:09
Rozmowa na temat Morgerstern czy Gilberta wcale nie poprawiała jej humoru. Jak sobie myślała o tej obłąkanej pannicy z Ravenclawu robiło jej się niedobrze. Wiedziała doskonale, że Chris ją lubi i przyjaźni sięz nią, miała jednak nadzieję, że tematem ich rozmów nie jest Chayenne. Jakoś nie widziało jej się, że jej przyjaciel rozmawia z tą paranoiczką na jej temat. Nie zamierzała go nawet pytać, w końcu prędzej czy później i tak się dowie. Och. Nie musiała czekać długo. Jednak Thetis się chwaliła. Bo któżby więcej wiedział? Z resztą, miała to gdzieś co sobie gadali. - Powiedz Morgerstern, że jak czegoś nie wie to niech nie pieprzy bzdur. – wysyczała nieco groźnie przez zaciśnięte zęby. Tak, jeszcze jej tego brakowało, żeby jakaś krukonka gadała na jej temat i to rozpowiadała coś co nie jest ani trochę prawdą. –Nigdy nie byłam, ani nie będę z nim. To po pierwsze. A po drugie to nie wiem czy powiedziała Ci to przed swoją popisówką w Hogwart Express czy po niej… Bo to akurat istotne. Powiedziałam Ci już kiedyś, że nie będę się wtrącać… Twoja sprawa z kim chcesz się umawiać. – dodała jeszcze wzruszając lekko ramionami. Jakoś nie miała ochoty opisywać mu całego zdarzenia z pociągu i mówić jak to Thetis czule „gratulowała” swojemu byłemu zaręczyn z Chay, które z resztą Montgomery najzwyczajniej w świecie wyrzuciła z siebie pod wpływem emocji, bo jakżeby inaczej… w końcu Nilsson po pijaku spytał czy zostanie jego żoną. Ale nie ważne. - Nie chcę słuchać ani o niej, ani o nim… – szepnęła i odetchnęła głęboko i oparła głowę o drzewo odginając ją lekko do tyłu. – Ważne, że Tobie mam nadzieję się układa z… NIĄ. – z naciskiem na „nią”. No, nie przepadała za nią. – Zaproszenia na ślub się nie spodziewam od Was… Thetis pewnie nie będzie sobie życzyła… – zaśmiała się lekko. Ależ ta Czaj to żartownić, no szok po prostu.
Christopher Richardson
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Czw 15 Sty 2015, 12:51
Christopher popełnił straszny błąd wspominając o Gilbercie. Nie wiedział, że Chayenne domyśli się, że chodzi mu o Thetis. Krukonka zdążyła go poinformować i myślał, że w tamtej chwili Gryfon i Ślizgonka tworzyli parę. Dopiero następne słowa uświadomiły go w tym, że wcale tak nie było. Richardson przełknął ślinę, po czym ponownie zatopił się w jej spojrzeniu. Ta cała sytuacja wprawiała go w zdezorientowanie. O co w tym wszystkim chodziło? Chciał wydusić jakieś słowo, jednak ta przerwała mu twierdząc, że spotyka się z Morgenstern. To by mu pasowało, jednak stosunkowo niedawno zaczął rozważać to na poważnie. - Jakiej akcji? – zapytał mrużąc lekko oczy. Po prostu o tym nie wiedział. W Hogwart Express siedział z innymi Ślizgonami, a z Thet spotkał się dopiero w Sali Wejściowej. Wszyscy mieli swoje sprawy i blondynka nie musiała mu się zwierzać z wszystkiego. Mimo wszystko, Chay trochę to wyolbrzymiała. Jednak dziewczynie, która ma problemy trzeba wybaczyć. I dlatego postanowił się z nią nie kłócić. Nie ciągnąć dalszej rozmowy o Morgenstern. Najwidoczniej jej to nie pasowało i w towarzystwie Chay lepiej było o niej nie wspominać. Pokręcił z niedowierzaniem głową, objął ją swoją ręką i uśmiechnął się chytrze. – Montgomery, czemu obie się tak nienawidzicie? I bez przesady z tym ślubem, bo nie zamierzam się nikomu oświadczać. Mam dopiero szesnaście lat. A na ślub dostaniesz specjalne zaproszenie. Zobaczysz – bardziej żartował. Owszem, Chayenne miałaby specjalną wejściówkę, jednak on chciał jeszcze pożyć. Móc żyć jak młody człowiek. A poza tym przyszłaby tylko rodzina jego narzeczonej, bo z arystokratycznego rodu Richardson nie został nikt oprócz samego Christophera. Nigdy nie zdążył poznać zbyt wielu. Ojciec opowiadał mu o kuzynach z różnych końców świata. Chciałby tam pojechać i poznać chociaż jednego z nich. Ale tutaj został sam. Nieodwracalnie. Postanowił ją w jakiś sposób rozweselić. A zaczął od tej pięknej czynności… – Uśmiechnij się. Prawdziwie, ale nie zmuszaj się do tego. - dobrze było widzieć uśmiechniętą koleżankę. W takich chwilach i na jego twarz wkradał się banan.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Czw 15 Sty 2015, 13:13
Montgomery nie lubiła krukonki. Nigdy za nią nie przepadała, a to co zaprezentowała w Hogwart Express utwierdziło ją tylko w przekonaniu, że dobrze do tej pory robiła, chociaż prawda jest taka, że Thetis jeszcze bardziej zapunktowała i wkradła się na listę „nie przetrawię nawet myśli o…”, dlatego teraz dość trudno było jej utrzymać w razach swoje myśli i słowa, które cisnęły jej się na usta. Skoro Christophera coś tam z nią łączyło byłoby nietaktowne w tym momencie, aby wypowiadać się na ten temat. I to Chayenne jest tą złą, okrutną babą? Jakoś mi się nie wydaje, w końcu wiedziała kiedy powinna przestać mówić na jakiś temat, albo obrażać kogoś. - Nie wiem czy powinnam Ci to mówić. Nie chciałabym zniszczyć obrazu Morgertern w Twoich oczach. – westchnęła cicho. Prawda jest taka, że Chayenne nie wiedziała o chorobie dziewczyny, pewnie nawet by jej trochę współczuła, ale skoro nie miała świadomości. No cóż, miała powody do swojej opinii takiej, a nie innej. Z resztą, to jest jej sprawa. – Ale skoro nalegasz. – dodała jeszcze i wyprostowała się. – Zacznijmy od tego, że nie do końca miałam zamiar wsiąść do Hogwart Express, a jednak tak się stało i zajęłam sobie z Gilbertem jeden przedział… Nie robiliśmy nic złego, po prostu się całowaliśmy, aż wspaniała Thetis wpadła do przedziału… Widać było, że ktoś jej doniósł i najwyczajniej w świecie chyba chciała pokazać co to nie ona. W każdym razie od słowa do słowa, Thetis zaczęła go całować i te sprawy, spieprzyła mi humor jeszcze bardziej, widać, że ma coś z głową nie tak… ale nie chcę już o niej rozmawiać. – opowiedziała mu w bardzo telegraficznym skrócie.Nie zamierzała się rozwodzić nad tym temat. Ba, mało ją interesowało co sobie pomyśli, w końcu sam pytał. A Chay mówiła mu, ze nie powinna. Chociaż ona wie, kiedy nie powinna się odzywać, nie to co Morgernstern. Aż ją potrzepało na samą kolejną myśl o tej dziewczynie. - I tu nawetnie chodzi o Gilberta. Ja po prostu nie przetrawiam ludzi takich jak ona i nic tego nie zmieni. – czemu się tak nienawidzą? Ot, odpowiedź na nurtujące go pytanie. Teraz przynajmniej już wie. Westchnęła cicho, jasne, zaproszenie na ślub, trzeba najpierw dożyć przyszłego roku na co niestety się nie zapowiadało w jej przypadku. – Nie jestem w stanie, wybacz… Możesz spróbować mnie rozbawić, jak tak chcesz. – mruknęła. Nie umiała się szczerze uśmiechnąć, prawda. No chyba, że sytuacja była naprawdę komiczna.
Christopher Richardson
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher Czw 15 Sty 2015, 13:58
Zauważył, że Chayenne nie trawi Morgenstern. Christopher wysłuchał dokładnie jej opowieści, po czym zamruczał cicho. Nie chciał dalej słuchać o Gilbercie, który był jedyną przeszkodzą stojącą między nim a Thetis. Nie rozmawiał z nim nigdy w życiu, ale na pewno nie mieli szans na zostanie dobrymi przyjaciółmi. Na dodatek był Gryfonem, a tacy muszą zasłużyć na przyjaźń z Christopherem. Resa i Bridget to były inne przypadki. Nie wiedział w jaki sposób skomentować tą całą sytuacje, która wydarzyła się w Hogwart Express. Czuł się jak by na chwilę odebrało mu mowę. Otwierał usta i je zamykał. Nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Jednak to, że milczał nie znaczyło, że nie miał nic do powiedzenia. Miał i to wiele. Chciał wyżyć się na kolejnej, głupiej szlamie. I nie mówił tu o Jolene, która zdążyła zdobyć jego zaufanie. Chciał jak najszybciej zmienić temat i nie rozmawiać już o Gryfonie jak i Krukonce. – Chay, przestańmy o nich mówić. Nie chcę słuchać o Nilssonie, który mnie po prostu wkurwia – rzekł. Nie wiedział, czy Chay pozwoli mu na takie zachowanie, jednak musiał powiedzieć jak naprawdę traktuje tego Gryfona. – A teraz po prostu o tym zapomnijmy. Pogadajmy tak jak dawniej… Jak prawdziwi przyjaciele – poprosił, rozchylając kąciki swoich ust. Brakowało mu tych starych, dobrych rozmów. Chayenne naprawdę straciła tą duszę towarzystwa. Zawsze obdarowywała ludzi swoimi pięknymi uśmiechami. A to minęło i trudno było to przywrócić. Postanowił przynajmniej spróbować, pokazać, że jednak komuś zależy i warto żyć. Wszystko musiało się ułożyć. Tak samo było z Christopherem. Nadal ubolewał nad utratą rodziny, ale powstrzymał swoje myśli samobójcze i dał radę. Żył, stał i trzymał się dobrze. W końcu z niewiadomo jakiego powodu, roześmiał się. - To może… masz łaskotki? – zapytał próbując rozweselić Chayenne, wykonując wcześniej napisaną czynność. Nie wiedział, czy zacznie się śmiać, czy w ogóle jej to nie ruszy. Chciał tylko rozweselić swoją przyjaciółkę, pokazać jej, że nie jest sama i jednak komuś zależy na tym aby była szczęśliwa. Bo nie każdy pragnął jej śmierci, nie była mu obojętna. Mógł jej się wyżalić kiedy chciał. Prawda, miał wielu przyjaciół, ale czy tak prawdziwych jak ona? Takich było jedynie kilku. I nie wiedział, czy ci uczniowie, których uważał za najbliższych nie byli zwykłymi oszustami dbającymi o swoją reputacje w szkole.
Sponsored content
Temat: Re: Rycerz na białym koniu - Chayenne i Christopher