|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Melanie Moore
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Czw 10 Wrz 2015, 22:33 | |
| -Oj, aż tak źle z tą niewidzialnością chyba nie jest. W sumie kiedyś sama tak się czułam - westchnęła przechylając głowę do tyłu. W sumie to nawet nie było to wcale tak dawno, nadal pamięta to uczucie pustki i bycia typową szarą myszką. Nie było to przyjemne, bo jak określiła to Blake. Niewidzialność, człowiek źle się z tym czuje kiedy ktoś nawet nie wie o twoim istnieniu lub nawet perfidnie to okazuje "Jesteś nikim, idź sobie" i tak dalej. Przeżyła to, za to teraz jednak stara się przypominać sobie o tym z uśmiechem. Jakim to ja kiedyś była dziwnym człowiekiem. -Kto wie. On miał w ogóle jakąś dziewczynę? - spytała tak dosadnie nawet. Nie było to wyśmianie czy coś, jakby Mel była nie wiadomo jak bardzo lepsza. Jednak jeden dom, czas warto się zainteresować życiem innych Puchonów, skoro to właśnie oni są dla rudej najbliżsi. To po prostu zwykła ciekawość, bo w sumie nigdy go nie widziała w towarzystwie dziewczyny w takim dwuznacznym momencie, więc. Pytanie jest czyste bez złych myśli. -Ta. Myślał, że dwie dziewczyny się nie zorientują? Nie wiem, nawet jej nie znam - niestety ta puchonka wszędzie wyczuje takie podejrzane kręcenie, tak jakby miała radar w głowie. Chociaż potrafi dobrze zagrać, to jej głowa ma rozbieżne myśli do tego co mówi. -No... może trochę, brakuje w nim jakiejś iskierki - westchnęła. Nawet w spojrzeniu człowieka da się to dostrzec czy ma to coś czy nie. Jason czasem wydaje się taki bezbarwny na tle wszystkich Puchonów, da radę opanować tę chmarę nieogarniętych dzieciaków? Z to na Blake spojrzała jakby zobaczyła ducha, chyba ma jakieś dziur w pamięci. Jak mogła nie pomyśleć o Enzo? Czy może jest jakoś nie poinformowana i to coś całkiem nowego? Trzeba zadać takie pytanie, żeby się nie poznała, że Mel ma małe braki -No to gratuluję. To właściwie ile już to trwa? - rzuciła luźnym tonem i z delikatnym uśmiechem. Zaraz jednak miały kolejne sympatyczne towarzystwo. Co to za jakiś zlot puchonów? Gdyby wiedziała, że tak będzie to skombinowałaby jakieś ciastka. -Witaj Claire. Czy coś fajnego się u Ciebie wydarzyło, że tka bardzo chcesz przedłużyć ten dzień? - spytała nachylając się bardziej w jej kierunku i przenikając ciekawskim wzrokiem. Zaśmiała się kiedy Blake zaproponowała zakręcenie się w okół Jason'a. Nie ma to jak wspólne knowanie wobec niewinnego chłopaka i na początek już wysyłanie go do łazienki prefektów z dziewczyną -Potem byś nam opowiadała co i jak. Co Ty na to? Blake jest zajęta, a ja... no to ja, więc odpadam |
| | | Claire Annesley
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Pią 11 Wrz 2015, 22:19 | |
| Biorąc pod uwagę, że nie usłyszała ani jednego słowa z rozmowy, jaką dziewczęta toczyły jeszcze przed chwilą, a i samego Jasona nie dane jej było spotkać - rozminęli się gdzieś w rozległym labiryncie bibliotecznych ścieżek - potrzebowała dobrej chwili, by zrozumieć, o czym się do niej mówi. Musiała zwolnić, zatrzymać wzmożone obroty mózgu, przystanąć, złapać oddech - i wtedy uświadomić sobie, co Puchonki jej sugerują. Uświadomić sobie i parsknąć śmiechem, bo to było przecież zupełnie niedorzeczne! - Tu... - Popukała się w czoło. - Tu macie nie po kolei, moje drogie, tu - parsknęła cicho i pokręciła głową z niedowierzaniem. - Do herbaty wam ktoś chyba coś dosypał, naprawdę. Delektując się swoim intensywnym zaskoczeniem z sapnięciem opadła na krzesło przy najbliższym, niedużym stoliku i rzuciła torbę na blat. Torbę, jak zwykle, wypakowaną po brzegi książkami i przyborami piśmienniczymi, bo przecież - w założeniu - Claire nie przyszła się tu udzielać towarzysko. Wcale! Miała się uczyć. Jak zawsze. Metka kujonki zobowiązywała, nie? - To oczywiste, że nie będę brać się za Jasona - stwierdziła rzeczowo, używając przy tym określenia, które - mogła się założyć - na pewno pojawiło się w rozmowie Puchonek. - Mogę mu co najwyżej pogratulować prefektostwa i skorzystać z własnego uroku, by odwiedzić łazienkę, ale... - Zabrakło jej słów. Oczywiście, gdyby zdawała sobie sprawę z tego, w jakiej roli występuje w myślach Snakebowa, rozmawiałaby teraz zapewne zupełnie inaczej... Lub, co bardziej prawdopodobne, nie rozmawiałaby w ogóle. Spiekłaby tylko karmazynowego raka i nieudolnie zmieniła temat, bo zwyczajnie nie wiedziałaby, co powiedzieć. Teraz jednak... Cóż, zarumieniła się, to oczywiste. Claire rumieniła się szybko i przy byle temacie. Nie zapowietrzyła się jednak ani nie zawstydziła nadmiernie, bo też o niczym nie miała pojęcia. Jej domyślność w kwestii relacji damsko-męskich była godna pożałowania. Zresztą, Jason? Bogowie, kochliwe serduszko Annesley biło przecież do innego. Sama myśl o Gallagherze wywołała u niej palpitacje. Na brodę Merlina, dlaczego nie umiała zachowywać się bardziej... bardziej... No, normalnie! Nie powinna tak reagować, absolutnie nie powinna. To było głupie, ba! bardziej niż głupie! Beznadziejne! Żałosne! Znała się z Antkiem od dzieciaka, dlaczego nie mogło na tym się skończyć? Wiecie, dlaczego nie mogło być tak, jak to zazwyczaj jest w takich relacjach? Razem taplamy się błocie, razem wyrastamy z pampersów, razem krztusimy się pierwszym papierosem, zbyt szybko upijamy się pierwszą wódką i wzajemnie zatajamy własne grzeszki? Tak byłoby fajnie, nie? Gdyby nic poza tym. Gdyby tak po prostu, cywilizowanie, po przyjacielsku. Ale Claire była beznadziejna. Zawsze źle lokowała swe zakochanie, zawsze. Zresztą, jak każdy Annesley na którymś z etapów swego życia. W tym wszystkim prawdziwym dramatem było to, że wszyscy o tym wiedzieli. To znaczy, wszyscy, których zdanie dla szesnastolatki się liczyło. Bracia. Siostra. Rodzice. Wreszcie - sam Anthony. Domyślenie się nie było, oczywiście, niczym trudnym, bo w Claire dało się czytać jak w otwartej księdze. A to już w prostej linii prowadziło do żartów. Głupich insynuacji i szczeniackich śmieszków. Dramat, tragedia stulecia! Puchonka chrząknęła cicho, opanowując się. Panno Annesley, proszę w tej chwili odzyskać rozsądek. Proszę odnaleźć te okruchy mózgu, które panna jeszcze posiada, zebrać je, skleić i zacząć używać. Tak. Tak, jak najbardziej. Musiała doprowadzić się do porządku. - Coś fajnego. - Uczepiła się więc nowego, podrzuconego przez Melanie tematu jak koła ratunkowego. - Coś fajnego. Nie, raczej nie. Nic wartego większej uwagi. Po prostu ciągle mam zaległości. Nie ma czasu na zajęcie się wszystkim, czym powinnam, to naprawdę frustrujące. Oczywiście, zaległości były w tym przypadku dyskusyjne - sprowadzały się do jakichś niedociągnięć wyłącznie w prywatnym planie działania Claire, a nie w rzeczywistych zobowiązaniach uczennicy. Prace domowe miała przecież odrobione na bieżąco, aktualny materiał - opanowany zawczasu. Po prostu sama wymagała od siebie znacznie więcej i to właśnie na spełnienie tych wymagań doba była zbyt krótka. - A u was? - zapytała, uporczywie chcąc odsunąć od siebie zagrożenie w postaci drążenia tematu Jasona, drgnień serca i innych, podobnie drażliwych kwestii. - Jakieś inne ploteczki, poza nowiutką odznaką Snakebowa? Jej policzki wciąż jeszcze płonęły, ale na to akurat nic nie mogła poradzić.
|
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Sob 12 Wrz 2015, 18:25 | |
| Blake westchnęła. Czy było jej źle z niewidzialnością? W zasadzie było to nad wyraz dobre pytanie. Nigdy się nad tym jakoś specjalnie nie zastanawiała, bo tak naprawdę nigdy nie jej to jakoś mocno nie przeszkadzało. Przecież niewidzialność była dość sporym atutem? Wszyscy, zresztą zgodnie z prawdą, mieli ją za grzeczną i ułożoną dziewczynkę Gdyby nie daj boże coś nabroiła, nikt nie wpadłby na pomysł, że stać za tym może zwyczajna panna Blackwood. Dziewczyna wzruszyła więc ramionami, robiąc przy tym minę, wyrażającą niezdecydowanie. - Wiesz co... w sumie? Może i masz rację? - stwierdziła po krótkiej chwili. Przybycie Claire zwiastowało rychłe wyrzucenie dziewczyn z biblioteki. Omawianie w trójkę spraw sercowych innych puchonów z pewnością wywoła lekkie zamieszanie i ogólne rozweselenie dziewcząt. Pani Pince może i była cierpliwa (haha), ale nie tolerowała, gdy bezcześciło się jej świątynie woluminów. Blake ściszyła głos. - Daj spokój. Jason i dziewczyna? Znaczy, nie mówię, że nie zasługuję, ale nie wiem czy znalazłaby się jakakolwiek, która by dała radę go... okiełznać? Jako kolega jest w porządku, jako przyjaciel też, ale nie wyobrażam go sobie jak całuje się z dziewczyną. On i ta jego nostalgia, ciągnąca się za nim jak cień, zwyczajnie mi do tego nie pasują - powiedziała, po czym skierowała czujny, acz rozbawiony wzrok na przyjaciółkę. - Jak go osaczymy i przyciśniemy do muru, to uda nam się wydusić z niego hasło i urządzić babski wieczór w łazience prefektów. Nie wiem jak wy, ale ja z chęcią popluskałabym się w pozłacanej wannie. No bo podobno tam jest pozłacana wanna. Miała powoli dość nudnego życia, jakie prowadziła. Rutyna, wieczna nauka. Tak do dnia dzisiejszego kształtował się praktycznie każdy jej dzień. Nawet nie wychodziła do Hogsmeade, bo przecież tam mieszkała i znała to miasteczko od podszewki. Miała ochotę zaszaleć. Możliwe, że poniekąd byłą to wina Enzo, któremu zaczęła zazdrościć jego przebojowości. To, że każdy jego dzień przynosił jakieś niespodzianki zaczęło się pannie Blackwood nawet podobać. No, na tyle, że od samego rana nie mogła skupić się na nauce, chociaż oczywiście bardzo się starała. Spojrzała na Melanie, która żywo zainteresowała się jej związkiem z Romulusem. Wzruszyła ramionami nie będąc całkiem pewna jaką odpowiedź udzielić. - W zasadzie sama nie wiem. Od roku? Ale dopiero od mniej więcej kwietnia jest to bardziej oficjalne. Enzo jest słodki, chociaż nadal nie mogę przeboleć... a zresztą nieważne. - O mały włos nie zdradziła jego sekretu Melanie. Claire, jako jej najlepsza przyjaciółka oczywiście wiedziała o tym, że Enzo mieszkał w burdelu. To przecież Annesley musiała wysłuchiwać jej rozpaczania i błagalnych pytań o to, co z tym fantem zrobić. To wszystko działo się po rozpoczęciu roku a dzisiaj był listopad i skoro Blake nadal była z krukonem, oznaczało, że Irlandka doradziła jej nad wyraz dobrze. - Powiem wam, że mam dość tej biblioteki. Chyba zwariowałam! |
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Wto 15 Wrz 2015, 19:40 | |
| -Okiełznać to raczej złe słowo. Ślizgonów trzeba okiełznać, a Jasona jakby to... przywyknąć do niego? Coś w tym stylu na pewno. Z tym cieniem to masz rację, tak trochę to nie pasuje do Puchońskich wariatów, ale jak widać coś w sobie takiego miał. Kto wie, co wyprawia kiedy wszyscy śpią - wzruszyła ramionami odpowiadając to co jej na język przylazło. Słowo "okiełznać" nie pasowało do niego, to nie jest taka osoba, nad którą trzeba trzymać kontrolę i mieć oko dwadzieścia cztery na dobę. Zresztą nie zdziwiłoby ją gdyby faktycznie chłopaczyna coś ukrywał przed wszystkimi, a nocami w rzeczywistości buszuje po kuchni, tańczy w piżamie po całym salonie wspólnym i daje upust emocjom. Z trudem to sobie wyobraziła i żałowała. Niestety, to nie pasuje do niego i może właśnie tutaj znajduje się ten haczyk? Nigdy nic nie wiadomo i to jest właśnie ta niespodzianka. -O! To byłoby coś, ale w sumie byłoby by smutno bez męskiego towarzystwa - położyła palec na ustach i przez chwilę się rozmarzyła. Dobra, chyba zdecydowanie czegoś brakowało w jej życiu. Jeszcze trochę i oszaleje przez tą samotność, niby nic takiego. Jednak gdy tak się przechadza korytarzami i widzi, słyszy to naprawdę człowieka szlag może trafić. Dlatego czasem naprawdę woli się zaszyć w swoim kącie razem z kotem i czytać podręcznik na przykład z ONMS. Tak, od razu nieprzyjemne myśli idą precz - Dobra...Jakby co to ja nic nie mówiłam o towarzystwie - mówiąc to przesunęła dłoń na czoło i zaczęła je lekko masować. Na zły temat zaczynając schodzić, zaczęło się od Jasona, a teraz Mel będzie miała problemy egzystencjonalne. Pięknie, a tak to miała spokój przez długi, długi... bardzo długi czas. -Mały kryzys czy może jest wampirem i chce wysysać z Ciebie krew? - zareagowała energicznie na przerwana odpowiedź Blake. Tak, chciała tylko dołożyć trochę humoru do tej rozmowy żeby nie myśleć nad sobą bo tylko bardziej się zdołuje na własne życzenie. -Dobra. Pójdę już, mój żołądek prosi o karmienie. - dodała wstając z krzesła - Do zobaczenia - pożegnała się z dziewczynami przyjaznym uśmiechem. Jeszcze nie jeden raz będą miały okazję pogadać - Gdybyście ogarnęły jak zdobyć to hasło od Jason'a to dajcie znać, a pomogę - zaśmiała się unosząc kciuk do góry. O tak, byłaby gotowa na poświecenia dla tej słynnej złotej wanny. Tak też, szybkimi kroczkami odpuściła dział i bibliotekę.
z/t |
| | | Claire Annesley
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Sro 16 Wrz 2015, 16:57 | |
| Jednym uchem tylko słuchając najpierw komentarzy na temat Jasona (tematu którego nie zamierzała drążyć, a przynajmniej nie w tej chwili), a potem krótkiego sprawozdania na temat związku Blake z Enzo (tak, faktycznie, do niedawna była w tym temacie na bieżąco i rad udzielała bez wahania), na krótką chwilę pogrążyła się w swoim własnym świecie. Świecie, w którym królowała myśl o zbliżających się urodzinach Maire, o konieczności kupienia prezentu (i przypomnienia o tym Tony'emu!), ale też, o dziwo, o Wattsie. To było dawno i nieprawda, ale Claire łapała się na tym, że czasem wspomina. Tak jak teraz. Do rzeczywistości wróciła dopiero w chwili, gdy Melanie zmieniła plany co do dnia dzisiejszego. Podnosząc roztargnione spojrzenie z opasłego tomiszcza do transmutacji, które, zupełnie nieświadomie, zdążyła już wyjąć z torby i położyć na blacie stolika, zamrugała dwa razy, po czym skinęła głową. - Pewnie - zaśmiała się cicho na myśl o wyciąganiu hasła do prefektowskiej łazienki. Szczerze mówiąc, ani myślała czyhać na biednego Jasona i brać go na przesłuchanie. Jasne, jak każda z dziewcząt chciała zobaczyć ten, podobno, przybytek rozkoszy i luksusu, ale hej, niekoniecznie w taki sposób. Mogła za to w inny. Och, z pewnością mogła. Na samą myśl o tym alternatywnym wariancie - którym ani myślała dzielić się nawet z przyjaciółkami! - zarumieniła się po raz drugi, na jeszcze głębsze odcienie czerwieni. Na miłość boską, Annesley! Chrząknęła cicho i, gdy Melanie znikła jej już z pola widzenia, ponownie spojrzała na Blake. Biblioteka to nie było może najlepsze miejsce do plotek, ale póki nie zostaną stąd wypędzone - co prędzej czy później na pewno się zdarzy - Irlandka nie miała zamiaru rezygnować z rozmowy. Magiczna atmosfera setek nieodkrytych tajemnic, przyjemna woń ksiąg i trochę dziewczęcego chichotu? Hej, dla Claire nie było nic lepszego! - No dobrze - rzuciła więc, zdecydowana uporać się zarówno ze swym rumieńcem, jak i ze stojącymi za nim myślami. Ostatnio zbyt często pozwalała sobie na podobnie nierozsądne chwile zapomnienia, zdecydowanie zbyt często! Nazwiska kolejnych młodzieńców to ostatnia rzecz, która powinna ją teraz zajmować, na Merlina! - To teraz szczerze, jak na spowiedzi, jak to jest z tym Enzo? - Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Składając skrzyżowane przedramiona na okładce grubego tomiszcza pochyliła się ku przyjaciółce w konspiracyjnej pozie i świdrowała ją wyczekującym spojrzeniem. Kilka tygodni temu rzeczywiście wysłuchiwała płaczów, rzeczywiście powtarzała swe niezmienne rady, ale teraz, po jakimś czasie, czuła się nie na bieżąco. Poza tym - to chyba normalne, że chciała sprawdzić efekty swych podpowiedzi, nie? Nie przebaczyłaby sobie, gdyby Blake nie była w związku szczęśliwa i choć Blackwood wcale na skrzywdzoną nie wyglądała, to Annesley i tak musiała się upewnić. Takie są w końcu obowiązki przyjaciółki. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Pią 18 Wrz 2015, 11:35 | |
| Zaśmiała się perliście słysząc stwierdzenie Melanie, a kiedy zdała sobie sprawę, gdzie się znajduje posłała pani Pince skruszoną minę. Ona jednak nie wydawała się być zbyt zachwycona tym lekkim chaosem jaki wprowadzały puchonki, toteż zgromiła Blake surowym spojrzeniem i pogroziła jej nawet palcem. Dziewczyna odwróciła wzrok i przewróciła oczami, a chwilę później już nie pamiętała o całym tym zdarzeniu, bo przecież były ważniejsze sprawy do omówienia. - Pobudzasz moją wyobraźnię Moore. A ona jest dość rozwinięta. Właśnie widzę jak Jason w nocy lata na golasa po Pokoju Wspólnym. Nie chciałam tego widzieć, uwierz. - Temat Jasona można było ciągnąć jeszcze naprawdę bardzo długo. Z drugiej jednak strony był ich kolegą z domu, a swego czasu nawet jednym z bliższych kolegów Blake. To nie było fair tak go bezceremonialnie obgadywać, bo przecież mimo swej pocieszności nic im nigdy nie zrobił. Panna Blackwood oczywiście była bardzo dumna z niego, odznaka to w końcu dość poważna rzecz! Bycie prefektem wiązało się z niemałymi profitami w przyszłości, a takiej osobie jak Snakebow z pewnością kiedyś się to przyda. Melanie chyba, podobnie jak przed chwilą obiekt ich ploteczek, stwierdziła, że musi coś jeszcze koniecznie zrobić i opuścić bibliotekę. Blake pożegnała ją promiennym uśmiechem obiecując, że jak tylko wpadnie na jeden ze swoich genialnych planów wydobycia tego hasła, natychmiast da jej znać. Gdy rude włosy starszej koleżanki zniknęły za wejściem do czytelni, Szkotka spojrzała na Claire i odetchnęła. Zostały we dwie, same, jak zwykle i jak dobrze. Annesley była jej najwierniejszą powierniczką sekretów puchońskiego serduszka od klasy pierwszej dnia drugiego września roku pańskiego tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego, kiedy to całkiem przypadkowym zrządzeniem losu usiadły razem w środkowej ławce po lewej stronie w klasie do Transmutacji. Profesor McGonagall nigdy ich od tamtego czasu nie rozsadziła, tak więc po dziś dzień Blackwood i Annesley okupowały tamtejszą ławkę, a żeby zapobiec przypadkowemu zajęciu tejże ławki, chichocząc zaczarowały krzesła w czwartej klasie. Od tamtego dnia ktokolwiek inny usiądzie na ich miejscu w czasie trwania ich lekcji automatycznie nabawia się tygodniowego trądziku. A nikt przecież nie chciał mieć trądziku. Claire od razu zadała dręczące ją pytanie na które przyjaciółka oczywiście odpowie, a potem zada swoje. Ale po kolei. - Jak wiesz, nie mogłam przeboleć tego, że Enzo mieszka w... - tu ściszyła głos - burdelu. Długo nie rozmawialiśmy i chociaż zarzekałam się tobie, że nie odezwę się do niego to chyba za dużo razy tłukłaś mi do głowy, że powinnam to zrobić. Poszłam do niego no bo kurde... Jak dwie osoby są zbyt uparte to związek się nie uda. Ktoś musi odpuścić. No więc poszłam i się pogodziliśmy. Od tamtej pory jest jakoś... Inaczej - wyjaśniła, choć nie powiedziała w sumie najważniejszego. I nie powie. Może kiedyś się odważy, jak już sama spojrzy prawdzie w oczy, i zda sobie sprawę, że Romulus zabrał jej coś, czego nie jest w stanie już nigdy jej oddać (if u know, what I mean). - No a powiedz co tam u ciebie? Ja mam problem z jednym, a ty masz aż dwóch. Co tam u Gallagherów? Zdecydowałabyś się w końcu na któregoś. - stwierdziła półżartem, półserio. |
| | | Claire Annesley
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Pią 18 Wrz 2015, 12:48 | |
| A więc nadszedł czas na to, by w kroczyć na niestabilny, grząski teren rozmów o uczuciach. Oczywiście, takie były konsekwencje przyjaźni - rozmawianie o chłopakach, o tym, jak bardzo są problematyczni i o tym, jak problematyczne są ich własne, dziewczęce serca było przecież obowiązkiem wszystkich szanujących się bff. To brzmieć może jednak jak coś przykrego, coś, czego wyrzekłoby się lekką ręką, gdyby tylko było można - a tak przecież nie było. Claire nigdy w życiu nie zrezygnowałaby nie tylko z ploteczek wymienianych z Blake, ale także z rozmów większego kalibru, poważnych i - o dziwo - dojrzałych, do których też były przecież zdolne. Wbrew wszelkim pozorom zaczarowanie krzeseł wcale nie było szczytem ich możliwości, podobnie jak nie reprezentowało - zazwyczaj - ogólnego poziomu ich dojrzałości. - No, dobra dziewczynka! - Po wysłuchaniu prędkiego sprawozdania Blake, Annesley nie kryła zadowolenia. Myśl, że Blackwood mogłaby zrezygnować z Enzo tylko dlatego, że mieszkał tam gdzie mieszkał, nie tylko się Irlandce nie podobała, ale zwyczajnie ją drażniła. Drażniła zresztą do tego stopnia, że gdyby było trzeba, Puchonka gotowa była wziąć tę dwójkę na pogadankę i wyłożyć im w prostych słowach, dlaczego popełniają wielki błąd tak po prostu się unikając. Wychodziło jednak na to, że podobny wieczorek edukacyjny nie był potrzebny, co niezwykle Klarę radowało. - Dobry jest z niego chłopak i cieszę się, że to rozumiesz. Tylko... - Oglądając się kontrolnie, czy nikt nie zamierza przysiąść się do ich stolika, oraz czy pani Pince nie pojawiła się zbyt blisko, po chwili ponownie spojrzała na przyjaciółkę. - Co to znaczy - inaczej? Mam nadzieję, że lepiej? Bardziej normalnie? Obiecująco? - Uniosła znacząco brwi. Nie chciała słyszeć żadnej innej odpowiedzi. Nie chciała słyszeć na przykład, że w zasadzie jeszcze nie wszystko Blake w związku pasuje, że nie jest do niego przekonana, ale że w nim zostanie, bo co innego ma do wyboru? Oczywiście, potem przyszła kolej na odbicie piłeczki. Claire generalnie zawsze miała problem z tym, by zacząć mówić o sobie, ale gdy udało jej się przemóc, wtedy odczuwała dobroczynność podobnych rozmów. Podzielenie się swoimi zmartwieniami i wątpliwościami z Blake zawsze jej pomagało, zresztą - co dwie głowy, to nie jedna, a Blackwood radziła Annesley nie gorzej, niż ta druga tej pierwszej. - Moja droga, ja jestem nieustannie zdecydowana, tylko co to zmienia? - westchnęła cicho, nie siląc się już na żaden uśmiech. Czasem nawet Irlandka potrzebowała przestać się uśmiechać, a ostatnio - co brzmiało niezwykle niepokojąco - owa potrzeba nachodziła ją coraz częściej. Potrzeba - czy raczej niezdolność do utrzymania swego optymizmu. Za wszystkim stały nawiedzające ją nazbyt intensywnie wnioski, że chyba faktycznie nie może mieć wszystkiego i skoro nauka przychodzi jej łatwo, to już okiełznanie uczuć dla równowagi musi być wyzwaniem niemal niewykonalnym. Jak łatwo się domyślić, podobne teorie nie służyły poprawie nastroju Puchonki. - Uważam, że to strasznie niesprawiedliwe, że uczucia inwestuje się często nie w tego, w kogo trzeba - stwierdziła wreszcie, racząc Blake jedną z powszechnie znanych, życiowych mądrości. - Bo spójrz, co mi po Tonym, skoro ja coś, a on nic? To znaczy, nie do końca nic, ale wiesz, o co mi chodzi. O ile łatwiej byłoby, gdybym wykazała choć odrobinę rozsądku i wybrała Aidena! Nie dość, że bardziej odpowiedzialny, to jeszcze taki... Poukładany. Normalny - westchnęła cicho, kręcąc tylko głową z rezygnacją. Gdyby tylko faktycznie mogła decydować sama, opierając się na rachunku wszystkich za i przeciw! - A do tego wszystkiego jeszcze Ben, ja już naprawdę... - To już z kolei wymsknęło jej się zupełnie mim woli, stąd gdy tylko zorientowała się, co powiedziała, gwałtownie wciągnęła powietrze i urwała w połowie zdania. Nie chciała jeszcze rozmawiać na ten temat, na Merlina! Przecież nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Pią 18 Wrz 2015, 13:43 | |
| Takie rozmowy i takie zwierzenia zazwyczaj działy się o porach o wiele późniejszych i w miejscach bardziej odosobnionych. Kiedy kolacja już dawno znikała ze stołów, a głowy wszystkich uczniów przykładane były do poduszek, Annesley i Blackwood chowały się pod kołdrę i migotliwym blaskiem wywołanym zaklęciem lumos, oświetlały swoje zarumienione twarze i wcale nie śpiące oczy. I szeptały. Blake zawsze entuzjazmowała się jakimś kompletnie nowym obiektem dziewczęcych westchnień, zastanawiając się, czy rzeczony obiekt westchnień w ogóle wie o jej istnieniu, a Claire wtórowała jej, choć obie doskonale wiedziały do kogo, od niepamiętnych już czasów, należy jej serce. Rozmyślały, jakby to było, gdyby ten aktualnie najprzystojniejszy chłopak w Hogwarcie zwrócił na Blake uwagę, albo gdyby Anthony Gallagher w końcu odwzajemnił uczucia Claire. Szkotka od zawsze jej tego zazdrościła. Posiadanie przyjaciela z dzieciństwa wydawało się pannie Blackwood niezwykle fajne i kiedy tylko jej przyjaciółka zaczynała snuć opowiadania na temat ich wspólnych przeżyć puchonka często wyobrażała sobie siebie na jej miejscu. Ona została tego pozbawiona. Wychowana w Hogameade, wśród sklepów, pubów, starych czarownic wtórujących jej matce w narzekaniu na cały magiczny świat nie miała jak i gdzie poznać kogoś, z kim mogłaby dzielić uciechy dorastania. Nawet w dzienniku to Annesley była o stopień wyżej od Blake, co jeszcze pogłębiało wrażenie, że jest nieco gorsza. - Pamiętasz ten dzień, kiedy powiedziałam ci, że wpadłam na Enzo, który szarmancko pomógł mi pozbierać książki? I że wpadłam po uszy? A pamiętasz, jak nazajutrz podszedł do nas na korytarzu i zapytał czy nie wybiorę się z nim na gorącą czekoladę do madame Rosmerty? Na początku nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście, ale potem jakoś mi przeszło. On tak strasznie mi się podobał, ale bałam się, że jak zacznę się z nim spotykać to ta piękna bańka mydlana pęknie i prędzej czy później coś się zepsuje. Teraz wydaje mi się, że potrzebowaliśmy takiej porządnej kłótni. Cały ten kurz, który unosił się od kilku miesięcy w końcu opadł i teraz jest tak... No właśnie. Obiecująco - uśmiechnęła się, kończąc swój monolog. Mimo wszystko było jej smutno. Ona w końcu znalazła swojego czarodzieja na białym hipogryfie, a Claire w dalszym ciągu borykała się z tym samym problemem, co zawsze, bo starszy Gallagher problemem był przez duże P. Blackwood współczuła jej niezmiernie ale samym współczuciem nic nie mogła w tej sprawie zdziałać. Co poradzić kiedy druga strona nie jest zainteresowana i nie zapowiada się na to, by kiedykolwiek miało się to zmienić? - Claire, ja wiem, że się przyjaźnicie, ale może powinnaś trochę odpuścić? Moim zdaniem za często się spotykacie, a przez to jeszcze bardziej się dołujesz. Może ci przejdzie? - Tym podobnych rad udzielała Blake nagminnie, tylko innymi zawsze słowami. Annesley jednak uparcie robiła co chciała, a czego nie chciała druga z brunetek, czyli robiła sobie nadzieję. - Tak już jest, co zrobisz, jak noc nie zrobisz. Antka znam lepiej bo jest z naszego domu. Aidena nie znam prawie wcale, ale wiem o nim tyle, by móc stwierdzić, że gdybyś to w niego zainwestowała swoje uczucia, byłoby ci o wiele łatwiej. Claire, na prosty rozum - chyba nie myślisz, że łazi za tobą i Antkiem bo tak bardzo uwielbia towarzystwo swojego starszego brata? Blake wiedziała, jak wygląda braterska miłość gdyż wystarczyło spojrzeć na Enzo i Sebastiana. Braterska miłość nie sprowadzała się do spędzania czasu we troje. Annesley albo tego nie widziała, albo po prostu widzieć nie chciała. Widząc reakcję przyjaciółki, po niefortunnym wypowiedzeniu jednego imienia za dużo parsknęła śmiechem. - Ben? Ben Watts? Dziewczyno, no takich rewelacji to ja jeszcze nie znam. Opowiadaj! |
| | | Claire Annesley
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Pią 18 Wrz 2015, 14:25 | |
| Och, wieczorno-nocne gdybania snute w jednym łóżku to materiał na oddzielną, wielotomową historię. Czego w tych rozmowach nie było! Pojawił się każdy godzien nieco większej uwagi młodzieniec, jakiego można było odnaleźć na hogwarckich korytarzach. Pojawiali się mistrzowie quidditcha, którymi Claire się zachwycała, a Blake trochę mniej. Były wizje szczęśliwych małżeństw i gromadek dzieci, były obrazy iście włoskich kłótni i sposobów na ich rozwiązanie. Były wymiany drogocennych rad, jakimi raczono dziewczęta (tu brylowali szczególnie bracia Annesley, których znajomość życia i wrodzona mądrość emocjonalna nie miała sobie równych) oraz wspólne śmieszki i zabawne historyjki na rozluźnienie nazbyt poważnej i smętnej atmosfery. Oczywiście, po tym wszystkim następowały znaczące syknięcia i burknięcia z pozostałych łóżek, ale kto by się tam nimi przejmował? I choć niewątpliwie opisane powyżej warunki były znacznie lepszymi do prowadzenia podobnych dysput, to biblioteka też sprawdzała się nie najgorzej. Dopóki nie rzucało się w oczy bezczelne nie używanie rozłożonych na stoliku podręczników, dopóki arkusze niezapisanego ani jednym słowem pergaminu stwarzały pozory ciężkiej pracy - dopóty rozmawiać można było nawet pod czujnym okiem i uchem pani Pince! Tymczasem, kiwając zapamiętale głową przy monologu Blake, Annesley odetchnęła z ulgą. Wprawdzie nie miała zamiaru się do tego przyznawać, ale naprawdę miała wątpliwości, czy po tej porządnej kłótni zakochańce będą w stanie się pozbierać. Nie każdy to przecież potrafił, a wdawanie się w intensywne spięcia już na samym początku wspólnego życia - niezależnie ile miałoby ono trwać - nie każdemu dobrze wróżyło. Wieść, że Blake i Enzo przeszli przez ten epizod najwyraźniej bez większego szwanku była miodem na serce Claire. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - Szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, nie kryła zadowolenia. Irlandka, pomimo braku własnych sukcesów uczuciowych, naprawdę umiała cieszyć się szczęściem przyjaciółki. Większe trudności sprawiało jej to tylko w te nieliczne złe, bardzo złe dni, ale wtedy zapobiegliwie unikała podobnych tematów, by niczym Blackwood nie zranić. - Obiecująco to jest bardzo dobry początek. Naprawdę dobry! A ja w was wierzę i jestem przekonana, że tego nie zaprzepaścicie. Wiesz, teraz, skoro ta bańka jednak nie pękła, chyba nic podobnego wam już nie grozi. Dopóki sami nie spróbujecie jej przekuć, dopóty wszystko będzie doskonale. Znacznie mniej doskonale było natomiast później. Rady Blake, przynajmniej w tej jednej kwestii, były niezmienne już od jakiegoś czasu, podobnie stała była jednak także postawa Claire. Sama myśl o tym, że miałaby tak po prostu zacząć unikać Tony'ego - bo do tego właśnie sprowadziłoby się ograniczenie kontaktów z przyjacielem - napawała ją jeśli nie przerażeniem, to chociaż bezgranicznym niedowierzaniem. Unikać. Antka. Unikać Antka. Przecież to jest niewykonalne! Po raz kolejny więc westchnęła cicho, po raz kolejny przecząco pokręciła głową, tym samym dopełniając rytuału omawiania jej własnych problemów. - Blake, to jest przecież... Byłoby jeszcze gorzej - stwierdziła z pełnym przekonaniem. Annesley niewątpliwie należała do tych, którzy wolą cierpieć po choćby krótkiej chwili szczęścia niż żałować czegoś, czego nie zrobiła. - Pomijając już nawet całe te moje... - Machnęła ręką w bliżej niesprecyzowanym geście. - ...zauroczenie, Tony jest przyjacielem tego rodzaju, których szuka się ze świecą. Aiden zresztą też. Nie mogę tak po prostu się odsunąć, od żadnego z nich. Nie umiałabym. - Kolejne westchnięcie. W tym temacie nie było chyba dobrego rozwiązania tego impasu, przynajmniej na razie. I nie, Aiden też rozwiązaniem nie był. Chyba. Claire jak na zawołanie spiekła raka, czerwieniąc się jeszcze bardziej, gdy nie mogła tak po prostu zaprzeczyć słowom Blake. Nie mogła, bo podświadomie czuła przecież, że może - ale tylko może! - Blackwood ma trochę racji. Z drugiej strony, nie byłaby jednak sobą, gdyby nie spróbowała choćby jakichś nieudolnych protestów. - No nie... Znaczy, może nie do końca, ale... Oni są ze sobą bardzo zżyci i z drugiej strony... - Nawet nie siliła się na zakończenie, tak bardzo było to żałosne. Z cichym plaśnięciem zakrywając twarz dłonią, ponownie pokręciła głową. Ktoś powinien napisać jakiś dobry przewodnik poruszania się w labiryncie tych uczuciowych gierek, naprawdę. To wiele by ułatwiło. A ułatwienie było konieczne, bo przecież - Ben. Ben, relacje z którym nie były tak do końca oczywiste, jak Annesley chciałaby je widzieć. - Ben Watts - przyznała niechętnie, dochodząc do wniosku, że ostatecznie woli temat Krukona niż dalsze drążenie kwestii Gallagherów. - Pamiętasz, co się działo jeszcze dwa, trzy lata temu? Na pewno pamiętasz. - Hej, Blake była dobrą przyjaciółką, a dobre przyjaciółki pamiętają każdego chłopaka, który ugania lub uganiał się za drugą z nich. - I dobrze wiesz, jak to się skończyło. - Tak, takie rzeczy bff też zawsze pamięta. Trzeba przecież mieć na podorędziu garść gotowych do wbijania szpilek, a scena, jaką Annesley urządziła wtedy Benowi była doskonałą bronią przeciw Puchonce. Claire do dziś nie mogła wybaczyć sobie tych kilku krótkich, dosadnych słów, jakimi odprawiła wtedy nastoletniego Krukona. - No więc właśnie, skończyło się. Przemilczeliśmy te dwa lata, unikając się jak ognia, ale teraz... Rozmawiamy. Spotykamy się. A ja coraz częściej łapię się na wątpliwościach. - N-te westchnięcie prowadziło Puchonkę do wyrobienia co najmniej miesięcznej normy podobnych reakcji. - Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, wszyscy to wiedzą, ale nawet nadgorliwy Ben był... no... Był. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Pią 18 Wrz 2015, 16:44 | |
| - Wiem, ale ja się cieszę bardziej. Oby tak już zostało - powiedziała z nadzieją. Oczywiście póki co nie myślała o czymś tak odległym jak ślub i wesele. Tak naprawdę, wychowana bez ojca nie miała pojęcia jak wygląda prawdziwa szczęśliwa rodzina i Blake bałaby się, że nie będzie potrafiła stworzyć takiej z Enzo. Poza tym, z zadowoleniem musiała przyznać, że pasuje jej to jak jest teraz. Byli z Romulusem parą, całkiem ostatnio zgraną i mimo początkowych niepowodzeń rokowali nadzieje na bycie takimi jeszcze długo. Westchnęła. W zasadzie nie potrafiła nawet powiedzieć co jej się w krukonie nawet podoba. Pamiętała, że urzekł ją tym swoim błyskiem w oku i gdy po tym jak się zderzyli obserwowała go w Wielkiej Sali wydał się jej być po prostu niesamowity. Mimo, że kiedyś obiekt westchnień zmieniała tak często jak gumki do włosów, teraz nie potrafiła sobie wyobrazić jednego dnia bez tej jednej, konkretnej osoby. Będąc z dala od Enzo potrafiła sobie jednak wyobrazić co czuje Claire będąc z dala od Tony'ego. Zrobiła najbardziej szczerą i smutną minę, na jaką było ją stać. Wiedziała, że się powtarza, ale na litość boską, nie miała bladego pojęcia jak pomóc przyjaciółce. Głupie pomysły, typu eliksir miłosny, w ogóle nie wychodziły poza obszar jej myśli, bo Blackwood doskonale wiedziała, jak skwitowałaby je Annesley. Za dobrze ją znała. - Claire, nie wiem, nie wiem. Nie wiem jak ci pomóc. Na to nie ma rady chyba, naprawdę. Przecież nie zmusisz kogoś do tego by się w tobie zakochał - powiedziała zrezygnowana posyłając Irlandce takie samo spojrzenie. - Może spiknij się z Aidenem, bądź dla niego dziewczyną idealną, Aiden będzie się chwalił bratu, Tony otworzy oczy i zobaczy co stracił i będzie chciał cię odbić. Boże jakie to głupie. - A podobno idiotyczne pomysły miały nie oglądać światła dziennego! Blake pokręciła głową mając nadzieję, że Annesley nie weźmie jej słów na poważnie. Bądź co bądź nie były jakimiś femme fatale, które zdobywały facetów zostawiając za sobą trupy. Były tylko zwykłymi, nieobytymi puchonkami, ot co. Skrzywdzenie Aidena w ten sposób nie wchodziło absolutnie w grę. Żadna z nich nie miała upośledzonego genu empatii, by posunąć się do czegoś takiego, a już bynajmniej Claire. Nie ona. Nie ta dobra dusza, która oddałaby ostatnią swoją szatę komuś, kto potrzebuje jej bardziej. Nie ona. - Proszę cie, dobrze, że się nie słyszysz - zaśmiała się na nieporadne próby zaprzeczenia Irlandki, co do domniemanych uczuć miętowych w stosunku do niej młodszego z Gallagherów. Blackwood jakoś przesadnie z nimi blisko nie była, a widziała to jak na dłoni. Claire również, o czym świadczył rumieniec, jaki spąsowił jej policzki. Annesley nadzwyczaj chętnie zmieniła temat na Wattsa, który nie pierwszy raz w życiu dziewczyn pojawił się na tapecie. Przed chwilą zatykała usta po tym, jak wypowiedziała jego imię, a teraz rozwodziła się na jego temat, przypominając mniej więcej jak to kiedyś z nim było. Blake pamiętała. Pamiętała a jakże! Nie sądziła by po tym wszystkim temat Bena wrócił, toteż nie ukrywała zdziwienia, jakie ten fakt w niej wywołał. - Kochana, nie mam nic do Bena, ale nie ukrywam, że nie jest w moim typie. I w twoim chyba też nie był. Rozmawiajcie sobie, ale uważam, że nie powinnaś rzucać się na niego tylko dlatego, że Gallagher jest dla ciebie niedostępny... - skwitowała dosadnie. |
| | | Claire Annesley
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Pią 18 Wrz 2015, 17:43 | |
| Splatając nogi pod zajmowanym krzesłem, Claire nie była w stanie pojąć ogromu swojej naiwności. Bo tak należało to nazwać, wprost, po imieniu. Naiwność. Klątwa wszystkich Annesleyów, poczynając od Darcy'ego a na Maire kończąc. Wszyscy, każde z osobna, głupie było i zanadto romantyczne, by w tych kluczowych, uczuciowych momentach życia zachowywać zdrowy rozsądek i trzeźwe myślenie. Oczywiście, czasem się to przydawało - w gruncie rzeczy to dzięki tej cesze charakteru rodzicieli irlandzkie stado w ogóle pojawiło się na świecie - ale najwyraźniej normę przydatności bycia głupiutkim wyczerpali już szacowni Ida i Desmond. Małoletnim nie pozostało nic innego, jak wzdychać tak, jak czyniła to właśnie Klara i próbować sobie z tym cyrkiem jakoś poradzić. - Chyba rzeczywiście nie ma - przyznała więc smętnie, bo i tu trudno było Blackwood odmówić racji. Bo i co za rady miały tu pomóc? Jakie możliwości były tu do wyboru? Napojenie Tony'ego amortencją? Claire zbyt dobrze Blake znała, by nie wiedzieć, że taki pomysł pojawił się w głowie przyjaciółki. To, że nie wypowiedziała tego na głos również wynikało ze wzajemnej znajomości swych zdań na różne tematy. Podobnie zresztą miała się rzecz z kolejnym pomysłem Blackwood. Annesley już nawet nie skomentowała tego tak, jak powinna - że to przecież byłoby okrutne, że nie może wykorzystywać Aidena, że... Hej, Blake to wiedziała. Zafundowanie Irlandce takiej propozycji było po prostu chwytaniem się jakiejkolwiek deski ratunku i drogą do chwilowego rozładowania atmosfery. Rozprężenia, które zresztą podziałało. - A może po prostu zdobędę go gwałtem? - zapytała na poważnie, z trudem, z naprawdę wielkim trudem powstrzymując śmiech. To był standardowy pokaz ewolucji rozmów puchońskich przyjaciółek - nastrój powagi i dojrzałości nie mógł się w nich utrzymywać nazbyt długo. Trudno powiedzieć, co musiałoby się stać, by w ich dyskusji nie pojawił się choćby jeden żartobliwy akcent. - To na pewno byłoby łatwiejsze niż takie... złapanie go za rękę, pocałowanie czy, broń Merlinie, nakłonienie do poważnej rozmowy. Zaciągnę go do łóżka i po sprawie. To na pewno wiele w naszych relacjach wyjaśni i ułatwi. - Jeszcze przez moment kiwała głową z udawanym rozsądkiem, by wreszcie polec w walce z samokontrolą i parsknąć śmiechem. Pomysł doskonały, nieprawdaż? Pomijając już samą specyfikę tej jakże wybitnej idei, która pozostawiała wiele do życzenia, to... Wiecie, wyobrażenie sobie Claire w roli realizującej ten plan nie mogło wywołać innych reakcji. Claire. Claire, która w swoim szesnastoletnim życiu pocałowała się tylko raz i w zasadzie przez przypadek, w dodatku mając wtedy lat jedenaście. Claire, która z nikim nie chodziła za rękę, przynajmniej nie w tym intymnym znaczeniu wiążącym dwoje ludzi w relacji znacznie bliższej niż przyjaźń. Wreszcie - Claire, która w towarzystwie chłopięcych spojrzeń (nawet - a może szczególnie? - Gallagherów) nie była dotąd w stanie rozpiąć choćby jednego guzika koszuli. Claire i seks jako droga to wspaniałego, pełnego miłości życia. Oczywiście, jak najbardziej. Czemu nie? Opanowanie się nie przyszło jej łatwo. Z oczu zdążyły popłynąć szczere łzy rozbawienia, a Annesleyówna chichotała jeszcze dobrą chwilę, pokładając się na masywnym tomiszczu do transmutacji. Wyobrażenie tak agresywnego zdobywania Anthony'ego ubawiło ją na tyle, by nawet kontynuowanie wątku Bena nie zmazało już z jej twarzy uśmiechu. - Nie, to znaczy... Chyba... A w zasadzie to skąd mam wiedzieć? Miałam wtedy tylko trzynaście lat! Wtedy ma się pstro w głowie i nie zastanawia się nad tym, kto jest w twoim typie, a kto nie jest. - Zawahała się na chwilę, potem uściślając. - A przynajmniej ja miałam ważniejsze rzeczy na głowie, niż podobne rozważania. Sapnęła cicho i znów parsknęła z rozbawieniem. Właśnie dlatego potrzebowała rozmów z Blake. Ktoś w końcu musiał wylewać na jej kochliwą głowę wiadra zimnej wody, a Blackwood miała w tym niemal stuprocentową skuteczność. - Masz rację, to było głupie. Zresztą, przecież ustaliliśmy, że nie wracamy do przeszłości. - Wzruszyła lekko ramionami. - W ogóle nie powinnam się nad czymś takim zastanawiać. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Pon 21 Wrz 2015, 10:11 | |
| Romantyczność to zdecydowanie zgubna cecha. W dodatku sprawiała, że człowiek tracił zdrowy rozsądek i zdolność logicznego myślenia, no i jest pochodną miłości a już to powinno mówić samo za siebie. Romantyczne osoby często za wiele sobie wyobrażały, a wiadro zimnej wody, które zostawało potem wylewane na ich głowę, brutalnie konfrontowało ich z rzeczywistością, jednocześnie często nie ucząc kompletnie niczego. Romantyczne osoby takie jak Blackwood i Annesley nie naprawiały swoich błędów, uparcie dążąc do spełnienia marzeń. Blake na szczęście się udało. Claire niestety nie. Szkotka skwitowała to wszystko krótkim westchnieniem rezygnacji i oparła głowę na dłoni wpatrując się w drugą z puchonek z nieskrywanym współczuciem. Jej przyjaciółka znajdowała się w naprawdę patowym położeniu, bo o ile udało się jej z Anthonym zaprzyjaźnić, to wszelkie znaki na ziemi i niebie mówiły, że Irlandka z tego friendzone raczej nie wyjdzie nigdy. Blake nawet nie wiedziała jakie dziewczyny są w typie Gallaghera, ale sądząc po jego obojętności w stosunku do Claire, z pewnością nie ciemnowłose Irlandki. Słowa dziewczyny lekko rozluźniły smutną atmosferę, bo gdy zaraz po nich obie parsknęły śmiechem narażając się na karcące spojrzenie pani Pince, wszystko zdawało się wrócić do normy. Znaczy, ich humory, bo sytuacja nadal pozostawała nierozwiązana. Nawet mimo genialnego planu Annesley. - To jest myśl! Najpierw musiałabyś się rozebrać, trochę go rozgrzać, no a potem... Spetryfikować. Żeby przypadkiem nie miał szans ucieczki. Może akurat by mu się spodobało. - Urocze dołki w policzkach Blake pogłębiły się nieco, gdy uśmiechała się jeszcze szerzej. Wszystko w teorii było takie proste - gorzej z przełożeniem tego na praktykę. Mogły tak naprawdę omawiać milion planów, mogły pisać tysiące scenariuszy, mogły zakładać nieskończenie wiele zakończeń ale wszystko i tak zależało od Antka. Nikt ani nic nie przewidzi co zrobi, bo nikt ani nic nie czyta mu w myślach, więc nikt ani nic nie wie, co tak naprawdę myśli o Claire. - Chociaż w sumie to wydaje mi się, że nie byłby w stanie uciec. I nawet nie musiałabyś go petryfikować. Jego by już zamurowało z samego zdziwienia - dodała jeszcze, bo rozbawienie samo podsuwało jej obrazy przed oczy wyobraźni. Claire ze śmiechu aż się popłakała, a pani Pince gotowała się ze złości. Blake postawiła swój podręcznik pionowo na stoliku, otworzyła go gdzieś mniej więcej w połowie i schowała się w niej przed srogim spojrzeniem bibliotekarki, która zdawała się właśnie zapisywać obie puchonki na swojej czarnej liście. Dziewczyny swoim zachowaniem stawały się personas non grata, ale czy to było tak naprawdę w tej chwili ważne? - Jeśli to ma ci dodatkowo pomóc w podjęciu decyzji, to Enzo niespecjalnie uważa go za jakiegoś swojego przyjaciela - podpowiedziała w kwestii Bena Wattsa. - Z drugiej strony znasz go lepiej, więc może jestem trochę niesprawiedliwa w swojej ocenie. W każdym razie Ben nie dorasta Gallagherowi do pięt. No ale to wiemy obie. Mimo, że dziewczyny przyjaźniły się od pierwszej klasy, nie ograniczały się do towarzystwa swojego i kilku najbliższych osób. I tak - Blake nigdy jakoś przesadnie nie zadawała się z Irlandzkimi przyjaciółmi Annesley'ówny, a Claire nie przeszkadzało, że Blackwood spędza stanowczo zbyt wiele czasu z Romulusem. To chyba jest między innymi zasługa tego, że nigdy się jeszcze nie pokłóciły. Zwyczajnie nie miały o co. |
| | | Claire Annesley
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Pon 21 Wrz 2015, 22:36 | |
| Popłakała się. Naprawdę się popłakała. Pomysł był przecież niedorzeczny, a instrukcje Blake zdecydowanie nie poprawiały sytuacji. Krztusząc się za zbudowaną naprędce barykadą książkową, jeszcze przez dobrą chwilę podrygując od chichotu, który usilnie starała się stłumić. Bo wiecie, to naprawdę było zabawne. Pomijając już fakt niewykonalności podobnego planu, wyobrażanie sobie reakcji Tony'ego to była zupełnie inna, oddzielna historia. Tak, przyjaźnili się. Tak, raczej nie było zbyt odważnym stwierdzenie, że wiedzieli o sobie bardzo wiele, niemal wszystko. A mimo to panna Annesley miałaby problemy ze stwierdzeniem, czego dokładnie mogłaby się spodziewać po Gallagherze. Zdziwienia? Na pewno, ale czy tylko? Nie chciała się nad tym zastanawiać. Bardzo nie chciała się nad tym zastanawiać. Kaszlnęła raz jeszcze, chrząknęła cicho, otarła załzawione oczy i czerwone jak polne maki policzki. Bardzo powoli nabrała powietrza w płuca i równie wolno je wypuściła. Opanowanie się było teraz wyzwaniem, któremu niezwykle trudno było podołać. - Tak. Tak właśnie zrobię, oczywiście - stwierdziła z przekonaniem, jednocześnie intensywnie wachlując karmazynową twarz dłońmi. Przecież nie mogła tak teraz pokazać się ludziom, na miłość boską! - To jest naprawdę świetny pomysł. W okiełznaniu gwałtownej, nagłej w swej szczerości głupawki pomógł jej - znowu - powrót do Wattsa. Słowa Blake skłoniły Irlandkę do odetchnięcia głęboko i spoważnienia. Oczywiście, nie było już mowy o powrocie do tak głębokiego przygnębienia, blisko jakiego były jeszcze przed chwilą, natomiast wystarczającego, by ponownie zaczęła wyglądać jak człowiek. No, przynajmniej w miarę. - Nie można podsumować tego lepiej - zaśmiała się krótko, przeczesując palcami rozczochrane włosy i odgarniając je do tyłu. - Patrząc na to z tej perspektywy, nie potrzeba chyba żadnych dodatkowych ocen. - Wzruszyła lekko ramionami. Wiecie, to nie tak, że Annesley nie szanowała zdania Enzo - gdyby coś podobnego miało miejsce, na pewno nie wspierałaby Blackwood w jej staraniach o szczęśliwy związek. Po prostu w chwili, gdy Blake bezpośrednio zestawiła Wattsa i Gallaghera, oczywistym było, że jeszcze przed chwilą Claire opanowała jakaś nagła ślepota. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w ogóle zastanawiała się nad jakimkolwiek bliższym związkiem z Krukonem? Może i byłoby fajnie. Może dogadaliby się, może świetnie by się bawili i byli szczęśliwi. Może osiągnęliby to, czego osiągnąć nie udałoby im się wcześniej. Nigdy jednak, w żadnych okolicznościach Ben nie stałby się Anthonym, a to w jasny sposób go dyskwalifikowało. Oczywiście. Chrząknąwszy cicho, wreszcie opuściła powoli prowizoryczne mury z podręczników. Ukrywanie się za książkami, wbrew wszelkim pozorom nie czyniło dziewcząt mniej widocznymi stąd teraz, gdy wrócił rozsądek, Annesley czym prędzej rozmontowała rażące konstrukcje. Starannie wygładzając kartki i zamykając tomiszcza, z których i tak nie zamierzała już dzisiaj korzystać - cóż, a przynajmniej nie zamierzała tego robić tutaj - po krótkiej chwili ponownie spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się ciepło. - Cieszę się, że jesteś, Blake - rzuciła prostolinijnie. Że wchodziła w banały? Być może, ale to była Claire. Jeśli chciała wyrazić uczucia - i jeśli potrafiła to uczynić - ubierała je w najprostsze możliwe słowa. - Nie jestem w stanie zliczyć, ile głupot bym już popełniła, gdybyś mnie nie pilnowała. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" Sro 23 Wrz 2015, 13:06 | |
| Zestawienie Gallaghera i Wattsa najwidoczniej zdjęło pannie Annesley klapki z oczu, bo zgodnie z przewidywaniami Blake, dziewczynie jak ręką odjął, przeszła ochota, by spółkować z Benem. I dobrze. Claire oszukiwałaby samą siebie, gdyby nie daj Merlinie zainteresowała się krukonem. Może i na początku byłoby dobrze, jednak z każdym upływającym dniem puchonka uświadamiałaby sobie, że on nie jest Anthonym i tak naprawdę nikt Atnhony'ego nie zastąpi. Nawet kapitan mistrzów świata w Quidditchu, choć nie wiadomo jak przystojny by był. Blake coś o tym wiedziała. Mimo epizodu z Pridem nadal kochała Enzo, choć nikomu nie przyznała się jak dotąd, że miała na początku roku bardzo bliskie spotkanie z pewnym ślizgonem. Nie powiedziała tego nawet Claire. To była jej pierwsza tajemnica, jednak niechęć przed opowiadaniem temu komukolwiek nie wywodziła się ze strachu przed odrzuceniem. Po prostu sama nie była pewna co o tym myśli. Wtedy jej się to niesamowicie podobało, dziś - niekoniecznie. Wróciła stara i dobra (i lekko sztywna) Blake, która mimo wszystko miała świadomość, że całowanie się z Envy'm przyniosło jej wiele dobrego. Na przykład to chyba dzięki niemu postanowiła pogodzić się z Włochem. To dzięki niemu pozwoliła mu na nieco więcej niż dotychczas, no i to dzięki temu chłopak nie zniechęcił się tym całym ich pożal się boże związkiem. Ale wracając do tego co działo się teraz, to niestety dziewczyny w końcu doigrały się. Pani Pince wstała i z furią wymalowaną na jej nieciekawej twarzy podążyła w ich kierunku. - Wyjść! - powiedziała głośnym szeptem, plując przy tym na kark Szkotki. Blackwood i Annesley czym prędzej pozbierały swoje książki i nie przestając chichotać wybiegły z biblioteki. - Chodź Annesley, zaraz zacznie się kolacja, trzeba się porządnie najeść - powiedziała, łapiąc przyjaciółkę za rękę i ciągnąc ją po schodach w dół. Tak, ona też zdecydowanie cieszyła się z tego, że ją ma.
Z/T x2 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Dział "Transmutacja" | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |