Jak to wspólny pokój?! Z tym zarozumiałym, nieobytym... Tak przystojnym, pociągającym... WREDNYM ŚLIZGONEM?
Osoby: Allan Callas i Navi Noys.
Czas: Wakacje na przełomie lasy VI i VII
Miejsce: Pub w Wielkiej Brytanii
UWAGA! UPRZEJMIE INFORMUJĘ, IŻ POSTY ZAMIESZCZONE W TEMACIE TEJ SESJI MOGĄ ZAWIERAĆ OPISY SCEN KONTROWERSYJNYCH ODNOŚNIE RELACJI DWÓCH MĘŻCZYZN NA LINII PAN I WŁADCA = = = JEGO POSŁUSZNY SZCZENIAK.
ZA NIECZYTANIE SERDECZNIE DZIĘKUJĘ. :)
Zaczęła się druga połowa wakacji, a ja zrobiłem już wszystko, co miałem zaplanowane na dwa miesiące. Wszystko, poza próbą uspołecznienia się. Odkładałem to, jak mogłem, bo chociaż wiedziałem, że przydałoby mi się trochę towarzystwa (chociażby po to, żeby potem w szkole nie doznać szoku), to jednak na samą myśl o tym robiło mi się słabo. W końcu jednak nadszedł taki dzień, że wszystkie siły niebios i ziemi zmuszały mnie do tego, żebym wybrał się do jakiegoś klubu, czy coś. Poza tym, nawet przebywanie z innymi było lepsze niż zbyt prędki powrót do domu. Problem w tym, że kończyły mi się już pieniądze, więc nie mogłem pozwolić sobie na dłuższy pobyt w mugolskiej części Londynu. Używanie magii dla własnej korzyści też mogło się źle skończyć. W końcu te całe ustawy i w ogóle inne takie bzdury. Podjąłem więc decyzję o powrocie, nie do domu, a do czarodziejskiej części Wielkiej Brytanii. Galeony, sykle, knuty. Na brodę Merlina! Czy to się wszystko musiało tak prędko rozchodzić? Ostatecznie znalazłem dość… Przyzwoity pub, jeżeli tego typu miejsce mogło być przyzwoite. Nieważne! Chodziło o to, że było tam w miarę tanio i przy okazji bezpiecznie i „czysto”. Pognałem więc do swojego celu i wszedłem do środka. Jak dobrze, że nie musiałem za dużo chodzić. Okej… Omiotłem wzrokiem lokal, po czym podszedłem do dobrze mi znanego barmana. Zapytałem co u niego i tak dalej, chociaż z niechęcią. Właśnie miałem zapytać o wolny pokój, kiedy to prawie podskoczyłem na miejscu. Źrenice mi się rozszerzyły, a serce zaczęło szybciej bić. Navi! Ślizgon z tego samego roku… O rany! Zapowiadały się kłopoty… Muszę zrobić wszystko, żeby mnie nie zauważył. Pomyślałem. Było to jednak zadanie dość trudne, biorąc pod uwagę, że był on zaraz obok mnie i wystarczyło by się obrócił. Zlustrowałem go spojrzeniem od stóp do głów, a następnie westchnąłem cichutko. Bardzo mi się ten chłopak podobał. Niestety, był wężem, poza tym mnie nie cierpiał i nie miał ciągutek do chłopców… Czy ktoś jest sobie wstanie wyobrazić, co by było, gdyby się dowiedział? Mógłbym się już nie pokazywać w szkole, ewentualnie musiałbym go zabić. Tak, właśnie. Zabicie go byłoby najlepszą opcją! No dobra, miejscówkę do spania trzeba sobie było ogarnąć, toteż… Zagadałem do barmana o jakiś wolny pokój w nadziei, że uda mi się go bezproblemowo wynająć…
Ostatnio zmieniony przez Allan Callas dnia Nie 30 Lis 2014, 15:03, w całości zmieniany 1 raz
Noyis, jak to typowy Słowianin w Londynie, zalewał mordę w pubie. Nie miał jakiegoś konkretnego powodu, po prostu miał ochotę się napić i tyle. Cały bar nie był jakąś speluną, wyglądał całkiem, całkiem. Idealny by się uraczyć widokiem złocistego trunku i ponacieszać jego smakiem. Jego rodzice nie mieli nigdy z tym problemu, w końcu za czasów swojej młodości robili podobne, a może nawet i gorsze rzeczy, choć za ich młodości było to znaczniej mniej powszechne. Navi siedział sam, akurat nie miał w Londynie zbyt wielu kolegów, większość mieszkała na Ukrainie i nie uczęszczała do Hogwartu. On był jednak w Londynie - daleko od swoich rodzinnych ziemi, i choć wychowany w Wielkiej Brytanii, to wakacje zazwyczaj spędzał u dziadków. Teraz jednak było inaczej - przyjechał wcześniej, aby na spokojnie zakupić wszystkie niezbędne towary, a przy okazji trochę poszaleć w wolnym mieszkaniu. Jakby nie patrzeć młodzi czarodzieje rzadko mieli okazję na swawole. Jak nie nauczyciele, to rodzice. Jedno piekło! Chłopak siedział przy barze i już miał się zbierać. Było już późno, a on był lekko podchmielony. Prawdę mówiąc, to nawet nie chciało mu się wracać do domu, zdecydowanie lepszą opcją byłoby przespanie się na górze gospody, a wyruszenie dopiero nad ranem. Coś jednak odwróciło jego uwagę, choć lepszym określeniem byłoby "ktoś". Magia ma to do siebie, że jest praktycznie w każdym zakątku świata, ale żeby w wakacje znalazło się obok siebie dwoje czarodziejów tego samego rocznika? Na dodatek z dwóch różnych zakątków świata? To dosyć niespodziewane. Znał go z widzenia, czasem minęli się na szkolnym korytarzu albo zlustrowali się wzrokiem na korytarzu, jednak nie było między nimi żadnej relacji. Ale on tutaj? Ukrainiec nie ukrywał zdziwienia, tym bardziej, że pan Allan również był zaskoczony owym faktem. - Ducha zobaczyłeś, czy co? - zapytał, śmiejąc się pod nosem. Trudno było nie zauważyć przestraszonego wzroku blondyna. - W ogóle co Puchon tutaj robi? Nie powinieneś czytać jakiejś arcyciekawej książki o ptaszkach albo innych ssakach? - obraza pośrednia, podręcznik na temat psychologii człowieka, strona 243. Zaraz po tym odwrócił się w stronę gospodarza i poprosił o pokój. Oh, trzeba było to odespać.
Dostrzegłem prędko, że nastolatek był już konkretnie podochocony. Ja dopiero miałem zamiar zacząć leczyć kacyka ze wczoraj. Kiedy wymierzył we mnie swe spojrzenie, poczułem jakby ktoś ścisnął mnie żelazną dłonią za gardło. Wiedziałem, że to oznaczało kłopoty. Nie, żebym ich unikał, bo do obijania ślizgońskich mord byłem pierwszy… Jednakże w tym jednym przypadku, jakim był Navi, czułem się zawsze totalnie sparaliżowany. Nie wiedziałem nawet czasami, jak mam się odezwać. Kiedy rzucił do mnie coś o widzeniu ducha, otworzyłem tylko niemo usta. Byłem naprawdę zbity z tropu. Ech… Potem dodał coś, z charakterystyczną dla siebie ignorancją, za którą powinien dostać co najmniej siarczystego liścia. Niestety, niski głos bruneta przyprawiał mnie jedynie o ciarki przyjemności, nawet kiedy wyrażał się w sposób nietaktowny. Świat na nowo stał się normalny dopiero w chwili, gdy doszło do mnie, iż Ślizgon chce wynająć pokój, a barman odpowiedział, iż ma już ostatni. Poderwałem się z miejsca momentalnie – jeszcze bezczelnie dodał, że jest podwójny – trzasnąłem ręką w ladę i uniesionym głosem powiedziałem pospiesznie. - Świetnie, byłem pierwszy, więc zamawiam pokój, a ten tu obok półczłowiek będzie musiał znaleźć sobie inną miejscówkę. Rzuciłem z jadem, którym nie pogardziłby sam wężowy. Jeden zero, frajerze. Przeszło mi przez myśl. Dlaczego jednak miałem wrażenie, że chłopak nie odejdzie sobie tak po prostu? Obróciłem się w jego stronę, uśmiechając się tryumfalnie, a barman wyraźnie czekał na jakąś jego reakcję…
Callas bynajmniej nie dał się wygryźć z ciepłego łóżeczka. Również Navi nie chciał rezygnować z takich dogodności. Przecież było już późno, a podróż w takim stanie do domu mogłaby się dla niego skończyć źle – tym bardziej, że przecież nie wolno mu było używać magii poza Hogwartem. Wstał niemal równocześnie ze swoim rywalem, nie miał zamiar tak po prostu odpuścić. Mógł zrobić przecież dokładnie to samo co Puchon. - Ja byłem pierwszy! – rzucił triumfalnie. - Chyba nie liczysz, że ktoś da Ci pokój bez zapłaty? – warknął do niego, i rzucił zapłatę dla gospodarza. Oj, biedny blondyn, będzie musiał spać na podwórku, albo wynosić się do tych swoich Latynosów z Grecji. Chyba nie myślał, że w tych czasach dostanie coś za frajer! Zaczął się zbierać na górę. Wszedł na półpiętro, tam gdzie już stał Allan, odwrócony do niego twarzą. Gdyby Noyis był typowym śliz gonem zapewne odpowiedziałby coś na temat „półczłowieka”, jednak ten wąż nie był do nikogo uprzedzony. Zamiast tego zebrało mu się na śmiech, wywołany reakcją Allana na te spotkanie. - Na tym świecie nie ma nic za darmo. – przypomniał mu, jednocześnie zbliżając się do niego całkiem blisko. Na ustach chłopaka pojawił się ironiczny uśmiech. Najwyraźniej Allan postanowił, że pokaże trochę tej słynnej krnąbrności i zawziętości. Brunetowi to chyba zaimponowało. Alkohol w krwi sprawiał, że niezbyt kontrolował to co robi. Położył dłoń na brzuchu chłopaka i przechylił głowę, zupełnie jak piesek któremu coś się tłumaczy, choć tym razem to on miał zamiar coś przetłumaczyć. - Posuń się… - powiedział już niskim, poważnym głosem, patrząc blondynowi prosto w oczy. - Albo ja Cię zaraz posunę. – Odepchnął go, przyciskając dłonią jego brzuch. Co ciekawe - jak na swój nieco podchmielony stan zrobił to bardzo delikatnie. Ukrainiec chyba chciał coś dodać, jednak jedyne co zrobił, to otworzył usta, a po chwili wyrzucił z siebie tłumiony śmiech. Czyżby ta sytuacja go rozbawiła? A może chciał coś ukryć? Jedynym faktem było to, że skierował się do swojego pokoju. Był na końcu korytarza, z dala od zgiełku, numer… 69? Może, nawet nie potrafił odczytać. Troszkę mu się wypiło, w oczkach kręciło, i takie tam. Nacisnął na klamkę od drzwi i już miał wchodzić do środka… jednak zatrzymał się. Oparł się o drewniane drzwi i postanowił zobaczyć co zrobi Puchon.
No i nie było już tutaj o czym mówić. Oczywiście, że wolałem spać na dworze i kupić sobie za te pieniądze, które mam alkohol. No, ale nie chodziło mi o to, żeby wygrać bitwę o pokój, tylko o to, żeby on go nie dostał. Wredny ignorant. Kiedy chłopak na mnie warknął, cofnąłem się o pół kroku. Właściwie, to czemu go jeszcze nie pobiłem? Powinienem był to zrobić już na samym wejściu. Ech, wszystko to można nadrobić… No i co? On sobie szedł do pokoju, a ja miałem spać na zimnie? Nie było w ogóle takiej opcji, zbyt wygodny na to byłem. Wiedziałem, jak go załatwię. To było naprawdę dziwne uczucie, kiedy dzieliły nas tylko centymetry. Myślałem, że zaraz się na niego rzucę, niekoniecznie w intencji zadania bólu… Podszedłem kilka kroków w stronę pokoju, który powinien być mój i zaraz miał, jednakże stało się coś dziwnego. Pijany Ukrainiec położył dłoń na moim brzuchu. Ach, jakież to były męki! Wszystko mi się tam w środku tak poskręcało, że myślałem, iż nie ustoję na nogach, które zrobiły się, jak z waty. Mało brakowało, a bym się zarumienił. - Jesteś pijany. Rzekłem z udawaną w głosie pogardą, jednakże wysłuchałem tego, co miał mi do powiedzenia. Oczywiście, nie było to nic lotnego, aczkolwiek dawało do myślenia, zwłaszcza ta drobna aluzja… Hmm. Odepchnięty zniknąłem mu z drogi. Dezorientacja narastała, musiałem jednak walczyć o swoje, dlatego też wyciągnąłem różdżkę. - Nie, Ty nie jesteś pijany. Jesteś najebany, jak szpadel. Rzuciłem w jego stronę, wcelowując w jego postać magiczny patyk. Chwila… Co to za frajda rozbroić pijanego? Zresztą, kto wie, do czego by tutaj zaraz doszło. Byłem dobry w pojedynkowaniu się, ba! Nawet bardzo dobry, że już o niezawodności moich zaklęć defensywnych wolałem nie wspominać. Nie chciałem mimo to zbytniego zainteresowania innych gości lokalu. Temu też schowałem magiczny atrybut na powrót do kieszeni i przekrzywiłem głowę w bok, zastanawiając się właściwie co zrobić. Nie zauważyłem nawet, kiedy chłopak odszedł niemal na sam koniec korytarza. Doskoczyłem do niego prędko, niemal popychając spod drzwi. Dlaczego wydawało mi się, że odczekał… Jakiś moment? Przecież mógł już wejść i je zamknąć. - O nie, nie ma takiej opcji! To mój pokój, a to, że za niego zapłaciłeś, to twoje frajerstwo! Rzuciłem dumnie, zupełnie tak, jakby był to mój plan od samego początku, a przecież nie był. Ech… Tak naprawdę nie odczułem ani grama radości z „przejęcia” miejsca do spania. No i tak w sumie… Oparłem się o ścianę przy drzwiach i skrzyżowałem ręce, zdmuchując kosmyk włosów, który opadł mi na nos. Spojrzałem pytająco na Ślizgona…
I to niby Navi był ignorantem, podczas gdy Callan tak naprawdę chciał tylko tego, żeby Ukrainiec marzł?! Też coś! A to podobno Ślizgoni są wredni i chamscy! W pewnym momencie Noyis miał ochotę wyperswazjować blondynowi co myśli o jego zachowaniu, choć z drugiej strony był zbyt pijany by logicznie myśleć. W końcu to on tak naprawdę się wtrynił do pokoju. Ale cóż, pijani ludzie robią dziwne rzeczy. Naturalnie Puchon nie zapomniał o tym przypomnieć, trzeba było się przecież ponaśmiewać z bruneta, dowalić wężowi jadowitemu, a jak! Gość wyciągnął różdżkę i na dodatek zaczął mu grozić. Hoho, zapowiadało się całkiem ciekawie. Stali tak pod pokojem i gapili się na siebie. Na twarzy Naviego było widać konsternację. - Tylko wiesz co? - zapytał ironicznie. - Ja jutro wytrzeźwieję, a Ty zawsze będziesz głupi. Schowaj ten badyl. - nakazał mu, jednocześnie wchodząc do środka pokoju. Był to niewielki, średniej klasy pokoik. Było tu parę krzeseł, jakiś drewniany stolik i kominek w którym palił się ogień. Poza tym kanapa, a w drugim pomieszczeniu łóżko i parę sypialnianych pierdół. Brunet nie omieszkał wejść do środka, jednocześnie bacznie obserwując towarzysza. Rozejrzał się dookoła i złapał pod brodę. Jego typ urody wskazywał na wiecznie zastanowienie, także trudno się było domyśleć co robi, jednak to wszystko było na pokaz. - Oh, Twój pokój? Doprawdy? - zapytał. - Gdzieś tutaj jest napisane "własność Anala"? - umyślnie przejęzyczył jego imię, by jeszcze bardziej podgrzać i tak napiętą atmosferę. - Jak ukradnę ci wszystkie Twoje majtki i zacznę się wydzierać, że są moje, to też będzie w porzadku? - syknął iście wężyście, z lekko słyszalnym wschodnim akcentem w głosie. - Hm. Ja śpię w łóżku. - odpowiedział zupełnie tak, jakby przed chwilą nie było żadnej kłótni, a oni byli najlepszymi kumplami. A może tak naprawdę chłopak go zaprosił do tego pokoju? A może tylko się z nim droczył? O tym wiedział już tylko Noyis.
Oczywiście, Navi posłużył się jakimś pijackim docinkiem. Nie było sensu tego nawet komentować, a wiedziałem to z tego tytułu, ze sam się takimi przytykami, będąc w stanie upojenia alkoholowego, posługiwałem. Pokój, który dostałem, dostaliśmy, cokolwiek, był naprawdę do zaakceptowania. Ech… Dobra. Przeszło mi przez myśl, kiedy Słowianin przekręcił moje imię. Tego już było za dużo. Fakt tego, że sobie popił go nie usprawiedliwiał. To znaczy, usprawiedliwiał… Nie przy mnie jednak. - A może gdzieś tutaj jest napisane „własność pyskatego, wrednego, nieobytego ignoranta ze Slytherinu, który przegina z alkoholem i ma na imię Navi?”. Posłałem w jego stronę serię pocisków, jednakże trzeba by się było zastanowić, czy ktokolwiek inny nie mógłby powiedzieć tego samego na mój temat. W końcu w opinii publicznej nie było miejsca dla mnie, przedstawianego w superlatywach. Zanim chłopak poszedł walnąć się na wyrko, złapałem za pierwsza lepszą rzecz, którą miałem pod ręką u rzuciłem w niego po to, by trochę zastopował. W sumie, użycie różdżki byłoby zdecydowanie bardziej skuteczne… - Na razie zostałeś rzucony. Rzekłem, mijając jego osobę w drodze do miejmy-nadzieję-miękkiego wyrka. Do czego też mogło dojść dzisiejszej nocy? Czy mieliśmy się pozabijać? A może jednak lepszym wyjście było spać na dworze, biorąc pod uwagę, że dzisiejszy wieczór miał należeć do tych raczej nieprzespanych?
Allan jak to Allan nie dawał za wygraną, choć wydawał się dość rozkojarzony całą sytuacją. Co on, nie wiedział do czego czego zdolni są pijani ludzie?! No to musiał się przekonać, Navi musiał go nauczyć troszkę pokory. - A Ty jesteś zawszonym Puchoniątkiem, które najwyraźniej nie potrafi zrozumieć, że jak coś jest moje, to jest moje! - wyśmiał go, odpowiadając tym samym na jego zaczepkę. Jakoś nie przejął się tym, że został zwyzywany od wrednych i pyskatych. Przecież taki był, więc czym niby miał się przejmować? Prawdą? Włożył palec w buty i zdjął je. Miał się właśnie szykować do spania, jednak w tym właśnie momencie oberwał w głowę bliżej niezidentyfikowanym obiektem. To chyba bała jakaś drewniana miska na owoce. Złapał się za skroń i cicho jęknął. - Ty mały...! - nie dokończył. Buty, które przed chwilą zdjął właśnie poszybowały w stronę blondyna. Trzeba przyznać, że jak na pijanego to cela miał całkiem-całkiem. Jeden co prawda chybił i omal nie pobił szklanej zastawy, jednak drugi celnie trafił w czoło Allana. Puchon miał szczęście, że Navi był pedantem i zawsze skrupulatnie czyścił każdą część swojej garderoby, toteż obyło się bez żadnych brudnych śladów. - Masz za swoje! - zaśmiał się głośno i wytknął język w jego stronę. Uwalił się plecami na łóżku, złapał za koszulkę i ściągnął ją, zostając już tylko w samych spodniach. Rozpiął rozporek i już miał się przymierzać do zdjęcia tych jeansów, jednak przeszkodził mu w tym Pan Callas, który chyba poczuł się zbyt pewnie i chciał zająć łóżko Ślizgona. W pewnym momencie ich spojrzenia zderzyły się. Przez chwilę jakby wszystko się uspokoiło, a na twarzy Noyisa pojawił się jakby... uśmieszek. Po chwili jednak wszystko wróciło jednak do normy. - A Ty dokąd niby? - zaśmiał się i wystawił nogi poza łóżko, wywijając kikutami w stronę Allna, tym samym nie pozwalając się mu zbytnio zbliżyć. Nie starał się go jednak kopnąć, a raczej odepchnąć. A może to była taka prowaka Wyglądało to całkiem zabawnie. - Mówiłem, ja śpię na łóżku. Ty możesz spać na czym sobie tam chcesz!
Zawszony Puchon! Też mi coś. Akurat ja należałem do tego typu osób, które były prawie-pedantami! Higiena i porządek przede wszystkim, tak właśnie było! Dlatego też nie przejąłem się słowami Ślizgona. W końcu to on miał w herbie zwierzę, które się wije i jest ośluzowane. Chciałem rzucić w jego stronę „zielony brudas”, ale się powstrzymałem. W ogóle nie chciało mi się kłócić. Chwila, chwila… MI SIĘ NIE CHCIAŁO KŁÓCIĆ? Niebywałe. Może byłem już po prostu zmęczony? Tak, to jedyne racjonalne wyjaśnienie. Zbyt długo nie piłem, dlatego nie miałem dostatecznie wiele energii. Z nim akurat mogłem to nadrobić. O ile w wielu, bardzo wielu aspektach się różniliśmy, to… Obydwoje wręcz kochaliśmy napoje wyskokowe. A im bardziej procentowe, tym lepiej! Wnet, dostałem butem prosto w twarz. Pierwszą rzeczą, jakiej się przestraszyłem, był bród…. Na szczęście obyło się bez niego. Zamrugałem, dostrajając ostrość, po czym wyszarpnąłem różdżkę z kieszeni. - Tym razem, to już naprawdę Cię sprzątnę, zielone pokrako! Zamachnąłem się różdżką, losując w zawrotnym tempie wszystkie znane sobie inkantacje. Już miałem miotnąć w niego zaklęcie całkowitego paraliżu, kiedy to on się po prostu legł na wyro. I wytknął mi język? Wężowy jęzor. - Niee, ja już nie mam na to siły. Ponownie schowałem magiczny atrybut i sam zdjąłem buty oraz kurtkę. Odłożyłem je na wieszak, a następnie ruszyłem w stronę łóżka, bo tak, jak mówiłem, miałem zamiar się na nim położyć. Niestety, Navi bardzo mi to utrudniał, wymachując nogami… Nie umknęło mojej uwadze to, że był półnagi, aczkolwiek teraz nie było czasu na takie rzeczy. Musiałem zrobić coś, żeby w końcu wygrać walkę o miejsce! - Nie bądź taki pewny… Rzuciłem, uśmiechając się, a potem złapałem go za nogę i silnym pociągnięciem ściągnąłem go z łóżka. Nie całego, bo aż tyle siły, by miotnąć nim niczym lalką nie miałem. Powiedzmy, że wylądował pośladami na ziemi, oparty o twór służący do spania. - Dla swojego bezpieczeństwa już się nie ruszaj… Właściwie, to cała ta sytuacja była dość zabawna…
Ta śmieszna walka trwała przez chwilkę, jednak co ciekawe Allan jakoś spuścił z tonu. Czyżby mu się odechciało walczyć o łóżko? Ha, bardzo dobrze, bo brunet bynajmniej nie miał zamiaru odpuścić wygodnego legowiska. Śmiał się jedynie, gdy Callas obrażał go i wymachiwał tą swoją różdżką. Przeciez nie można było tak tego zakończyć. Potrzeba im było więcej emocji! Nie dało się ukryć, że to bąbelki uderzały brunetowi do głowy, jednak na trzeźwo zachowywał się podobnie, może był mniej... agresywny. Ale teraz? Teraz się świetnie bawił i jakoś nie miał zamiaru tego przerywać. Potrzebował troszkę adrenaliny. - Może bym się bał, gdyby to jakaś straszna czarownica mi groziła, ale Ty? - prychnął pod nosem, zerkając na Allana. Uśmiechnął się do niego i wytknął ten swój ślizgoński jęzor.- No dawaj, Allan, stać Cię na więcej! - wyszeptał do niego z wschodnim akcentem w głosie. - A może się... boisz? - oparł się o łózko i podniósł z podłogi. Zerknął na blondyna stojącego przed nim. Złapał za krawędź swoich spodni, a na jego twarzy zawitał ironiczny uśmieszek. - Powiedziałem, że ja śpię na łóżku. - zrzucił z siebie resztki ubrania, teraz pozostając już tylko w śnieżnobiałych bokserkach. O Navim można było powiedzieć mnóstwo złych rzeczy, że jest bezczelny, ironiczny, potrafi działać na nerwy... ale jedno trzeba było mu przyznać - ciało miał boskie. Gładkie, lekko umięśnione, zdawało się giętkie i zwinne już z daleka, nawet pomimo faktu, że był lekko pijany. Może to dlatego rdzeniem różdżki był włos Willi? Sprytny jak wąż, piękny jak Adonis. Ponownie położył się na łóżku, tym razem jednak w poprzek. O tak, to był jego sprytny plan! Jeżeli rozwali się całej szerokości łóżka to Allan nie będzie miał miejsca do spania! Sprytne! Bezczelnie jeszcze rozłożył nogi i ręce, by zająć jak najwięcej miejsca. Nie zamykał jednak oczu. Podniósł główkę i zerknął na (jak mu się zdawało) bezradnego chłopaka. Chyba czekał na jego reakcję. Czy on w coś z nim pogrywał?
Navi najwidoczniej próbował mnie sprowokować. Na ogół już zamieniłbym go w kamień, jednakże no. Szkoda było takiego przystojniaka oszpecać. Przystojniaka i niewypowiedzianego skromnisia, nie dało się ukryć. Zaśmiałem się tylko, kiedy ten rzucił coś na temat bania się. Właściwie, to bałem się całego świata i cały świat bał się lub nienawidził mnie, z wzajemnością zresztą. Złapałem się z głowę i pokręciłem nią w wymownym geście. To było tak bardzo żałosne, co się tutaj rozgrywało, że… Oooo. Ślizgon w bokserkach. Moje krocze momentalnie dało o sobie znać. Zarumieniłem się tak bardzo, że mógłbym oświetlić czerwonym blaskiem pół Londynu. Serce zaczęło mi bić szybciej. Dobrze, że usta udało utrzymać się mi złączone. Chłopak rozlał się na całe łóżko, a ja wziąłem głęboki oddech. Wręcz się zapowietrzyłem. Wypuściłem powietrze z dużym ciśnieniem, stawiając mu opór zaciśniętymi ustami. Totalnie nie wiedziałem, co zrobić i ile już czasu tak tutaj stoję. Wydawało mi się, jakby to były wieki, a przecież dochodziło do kilkudziesięciu sekund. Dochodziło… No właśnie. Obróciłem się na pięcie, po czym udając zdenerwowanie, bo za czymś musiałem ukryć przecież wrażenie, jakie brunet na mnie robił, rzuciłem przez zęby: - Śpij sobie, gdzie chcesz. I lekko drżącą ręką, machnąłem na niego udanie-olewawczo, kierując się w stronę wyjścia z pokoju. No cóż… Serce dalej waliło, jak szalone, ale przynajmniej penis się uspokajał. Czułem też uderzenia gorąca, które pomału przechodziły. Koniecznie musiałem ochłonąć. Miałem tylko nadzieję, że Navi nie zdążył wyłapać tych, pewnych… Działań mojego organizmu, które wskazywały na pewne… Bardzo pewne wnioski. Chociaż, kogo ja tam oszukuję…
Ślizgon nie był zadowolony z obrotu sytuacji. MIał ochotę na wywołanie jakiejś poważniejszej sprzeczki, przylania mu z pięści w twarz, ale niestety mu się nie udało. Sytuacja się lekko opanowała, co wprawiło bruneta w lekki smuteczek. Prawda była taka, że Allan zareagował dość dziwnie na całą tą sytuację. Zrobił się cały czerwony i stał nieruchomo, gapiąc się na członka Slytherinu. Na twarzy bruneta pojawił się lekki rumieniec, który za wszelką cenę starał się ukryć, jednak niezbyt mu to wyszło. Alkohol w jego krwi wręcz pogarszał sytuację. - Czy on...? Nie, na pewno nie. - przeszło mu przez myśl. To trwało prawie minutę, gdy tak stał i się wpatrywał w prawie nagiego Ślizgona. Nie żeby coś, ale... chyba mu się to podobało. W pewnym momencie blondyn jednak odwrócił się i wysyczał swoje zdanie na ten temat. Hura! Ślizgon znów wygrał! Ej, ej. Nie o takie zwycięstwo mu chodziło. Przecież... nic nie zyskał. - Co? - zapytał zaskoczonym głosem - Tak po prostu odpuszczasz? - Ukrainiec natychmiast podniósł się z łóżka i wskoczył na równe nogi. Wyprostował się i poszedł w kierunku drzwi, będąc tuż za Callasem. Nie miał zamiaru tak tego zakańczać, o nie! - Nie no, nie wierzę. - mruknął do niego smutnym głosem. - Allan, no. Weź chociaż kurtkę, bo zmarzniesz. - pomimo, że były wakacje to ciągle był to Londyn - deszczowy i zimny. Temperatura w nocy nie przekraczała 15 stopni, a ze względu na wiatr i opady mogło być jeszcze gorzej. Na samą myśl o takiej sytuacji przeszły go ciarki. - Nie no, nie pozwolę Ci robić takich głupot. - chwycił klucze leżące na stoliku, a następnie doskoczył do chłopaka i złapał go pod brzuch, jednocześnie dociskając do drzwi i zamykając je na klucz. Z pewnością wyglądało to dosyć ciekawie, jednak... no cóż. Brunet włożył dłoń pod koszulkę i złapał chłopaka za biodra. Następnie odwrócił go do siebie przodem. - Dzisiaj śpisz tutaj, dobrze? Możesz spać w łóżku. - zapytał troskliwym głosem. - Zrobię Ci miejsce obok siebie i... i... i położysz się n...mn... przy mnie. Zgoda? Tylko nie wychodź na zewnątrz. Jeszcze coś by ci się stało. - poprosił, jednocześnie patrząc się w jego oczy, starając mu się to wbić do głowy. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że ciągle trzyma dłonie na jego nagich biodrach, ale niezbyt mu to najwyraźniej przeszkadzało.
Ta sytuacja nabierała naprawdę bardzo specyficznego tła. Co my tutaj tak właściwie robiliśmy? Do czego dążyliśmy? Myslałem, że Navi chciał iść spać. Ja nie chciałem się z nim dalej użerać, bo wiedziałem, że jak mnie poniesie, to może tutaj dojść do prawdziwej tragedii. Jakby nie było, nie należałem już do niegroźnych pierwszaków, chociaż… Biorąc pod uwagę to, czym te dzieci karmią, to teraz nawet przy niedorastającym człowiekowi do przyrodzenia karle nie można czuć się bezpiecznym. No dobra, już miałem wychodzić, kiedy Ślizgon powiedział, a raczej zapytał, czy już się poddaje. Mało tego, w jego głosie słyszalny był zawód. Czyżby chciał się ze mną trochę podroczyć? No cóż, tego nie wiedziałem. Pewnym było jednak, że jego obecność działała na mnie bardzo silnie, odczuwalnie i zauważalnie, dlatego też, dla bezpieczeństwa, o którym wcześniej wspomniałem, musiałem się jakoś tak, no nie wiem… Zdystansować, o! Czyli zrobić to, co robiłem z całym światem. Trzymanie wszystkich, jak najdalej siebie było może trochę bardzo dołujące, aczkolwiek gwarantowało jako-takie bezpieczeństwo i poczucie stabilności. Ludzie są nieprzewidywalni, dlatego też wolałem ich unikać. A teraz jeszcze trafiłem na chłopaka, przy którym średnio potrafiłem się opanować, dlatego też środki bezpieczeństwa musiały zostać podwojone, bez dwóch zdań. - Tak, tak po prostu odpuszczam z tego tytułu, że jakbym tu został jeszcze chwilę, to bym Cię poćwiartował albo zamienił w głaz. Ewentualnie z…zg… otowałbym Ci inne piekło. Prawie wpadłem w pułapkę stworzoną z własnych słów. Mój mózg naprawdę nie pomagał, robił wszystko, żeby dzisiejszy wieczór zakończył się jakąś porutą. Jakież to było dla mnie zaskoczenie, gdy wężowy chłopak napomniał mnie o wzięciu kurtki. To takie nieślizgońskie. Wręcz, powiedziałbym charakterystyczne dla ludzi z uczuciami, a przecież zieloni ich nie mieli. Nie odwróciłem się jednak do niego ani na moment, miast tego stawiałem kolejne kroki w stronę wyjścia, aż tu nagle stało się coś, co naprawdę, kolokwialnie mówiąc, rozwaliło system. Nie, żeby tam zaraz zaginał czasoprzestrzeń, o nie! On zrobił coś idącego znacznie dalej! Ślizgon przytulił Puszka! No może nie przytulił, ale jak inaczej to nazwać? I przecież to tak wyglądało! Wiedziałem dobrze, co czuję przylegającego do mych pleców i na sto procent był to Ukrainiec, nie było mowy o pomyłce. W dodatku jego ręka na moim brzuchu i w sumie trochę tak jakoś przylegaliśmy do drzwi, które ten zamknął na klucz, a to tak jakby nie chciał mnie stąd wypuścić. Ach, ja i te moje błyskotliwe przemyślenia. Na sto procent nie chciał mnie stąd uwolnić! Tylko dlaczego? Czy zaraz miał się odegrać najbardziej żałosny pojedynek wszechczasów, czy może chodziło o coś innego? Właściwie, to intencje Naviego wydawały się być niepodszyte jadem, ale kto go tam wie. Może nauczył się przez tyle lat maskować swoje prawdziwe zamiary, a nawet udawać coś zupełnie odwrotnego? Skupiając się jednak na tych milszych aspektach, nie ukrywałem iż baaaardzo podobał mi się tak bliski kontakt naszych ciał. Zadziałało to na mnie naprawdę bardzo piorunująco, jeżeli wiecie, o drodzy czytelnicy, o co chodzi. Właściwie, to nie tylko kontakt fizyczny mi się podobał. Zapach Naviego – mimo, że chłopak powinien walić wężem, był bardzo sedatywny, ale przy tym cholernie pociągający, przyjemny i… Dobra, dobra. Stop. Na takie podniety przyjdzie czas. Aktualnie wszystko kręciło się wokół jednej sprawy – dbający o dobro innych, psia krwia! – o dobro Puchona, Ślizgon. Tego jeszcze świat nie widział! Jednakże, ciągle istniało prawdopodobieństwo, że to wszystko, co robi, jest interesowne. Nawet nie prawdopodobieństwo, a silne przypuszczenie, wręcz pewność! Zostałem obrócony. No dobra, tylko cóż z tym faktem zrobić? Twoja ręka, moje nogi. Zgaśmy światło, och mój drogi! Przeleciało mi przez myśl. Właściwie, to nie byłem je, tylko moje id! To na pewno ono. Absolutnie skonfundowany, otworzyłem niemo usta i tylko pokiwałem niemrawo głową na „taaaak”. Reszta słów, zanim została przez moją umysłowość poprawnie odebrana, odczytana, zamieniona w słyszane słowa, rozlała się gdzieś w mojej głowie i kilkukrotnie odbiła echem. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, och! Chciałem, by ta chwila trwała wiecznie. Dosłownie i w przenośni, przeniosłem się do jakiegoś innego, o wiele lepszego świata. Świata, w którym chociaż na chwilę mogłem przestań uciekać przed ludźmi, zatrzymać się przy kimś i poczuć… Bezpiecznie? Co ten wzwód robi z człowiekiem, to ja nie wiem. Silniejszy niż eliksiry Chantal, nie ma co. Spojrzałem się w dół, na ręce chłopaka, które spoczywały na moich biodrach, a potem znowu przeniosłem wzrok na niego. Z tej ekscytacji drżała mi dolna warga. Musiało to wyglądać naprawdę zabawnie. - Emm… No… Tak… Dobra… No… Mo-mo-mo-mogę… No… Tak. Chyba w tym momencie powinienem był już podziękować publiczności za uwagę. Omiotłem wzrokiem łóżko, na którym zaraz mieliśmy się położyć. No i co? Tak niby pójdziemy spać!? Przecież tam zawału dostanę! Już teraz trzymałem się na nogach dzięki sile woli, bo one były zdecydowanie mniej stabilne, niż przed chwilą! - No… To… No… Kła-kła… dziemy się? Mówiłem zupełnie, jak jakiś paralityk albo osoba, która dopiero uczyła się nowego języka, a przecież byłem naprawdę konkretnie wyszczekanym nastolatkiem. To cała ta sytuacja działała na mnie w sposób uskrzydlająco-destrukcyjny. Jednocześnie czułem, jakbym mógł wznieść się pod niebiosa, a jednocześnie nie mogłem ruszyć palcem. Tylko drżeć…
Na twarzy Ślizgona ciągle widniał wymalowany uśmiech. Zdawał się być wywoływany szczerymi emocjami, w końcu po co miałby kłamać? Cała ta sytuacja bardzo mu się podobała. Obydwoje lekko pijani, niezmanierowani, chętni na… w sumie na co? Pan Noyis sam nie wiedział co z tego wyjdzie, przecież oni ledwo się znali, a już żywili do siebie taką niechęć… lecz czy na pewno to była niechęć? Przecież to właśnie różnica charakterów najlepiej łączy dwoje ludzi, splata ich ze sobą. Wężowaty i Puchon – a to ci nowina! Sam Ukrainiec nie należał do typowych Ślizgonów, którym zależy tylko na krzywdzeniu. Teraz nie miał w planach nic niedobrego – szczerze mu zależało na tym, żeby blondyn nie zaszkodził swojemu zdrowiu. No a przy okazji mógł się z nim podroczyć i poprzekomarzać, czyli zrobić coś, co uwielbia. Allan wydawał się jakiś nieobecny, jakby zagubiony. Czyżby to alkohol tak na niego działał? Brunetowi ciężko było odpowiedzieć na to pytanie – wcześniej zachowywał się całkiem racjonalnie, no pomijając to, że chciał go zamienić w kamień, zepchnąć ze schodów i takie tam inne nieistotne pierdoły. Teraz jednak zdawał się mieć chęci na opuszczenie wspólnego pokoju. Navi nie zamierzał do tego dopuścić, co chyba dostatecznie udowodnił przypierając go do ściany a potem trzymając za biodra, mówiąc, że ma nie odchodzić. Sama reakcja Puchona bardzo mu się spodobała, żeby nie powiedzieć, podniecała go. Ta niepewność w jego ruchach, jego słowach… Noyis zastanawiał się, czy to może on tak na niego działa. Trudno mu było powiedzieć, przecież to mógł być alkohol, albo sama niepewność tego wszystkiego. W końcu przed chwilą rzucali się różnymi przedmiotami, a teraz mieli spać razem? Dziwne, trzeba przyznać, ale kto by się tym teraz przejmował? Przecież on stał niemal całkowicie nagi, obejmując chłopaka który szczerze mu się podobał! Nie można było tak tego puścić płazem! - Cieszę się, że się rozumiemy! – powiedział przechylając głowę, a następnie uśmiechnął się i poklepał Callasa po ramieniu, ciesząc się, że przystał na jego propozycję. W sumie to nie miał wielkiego wyboru, w końcu to Navi dzierżył w tym momencie klucz. - Świetnie, chodźmy! – odpowiedział na jego pytanie i jako pierwszy ruszył na łóżko, wcześniej dość ostentacyjnie poprawiając sobie bokserki. Zaraz, zaraz! Czy on zakręcił tyłkiem? Czy to może po prostu pijany chód? Trudno w sumie było powiedzieć! W ogóle co tutaj było łatwo powiedzieć? Wszystko było tak strasznie dwuznaczne przez alkohol, niczego nie dało się jednoznacznie zinterpretować. Wreszcie znalazł się w upragnionym miejscu, jednak jakoś nie miał ochoty na sen. Nawet nie wszedł pod kołdrę, on po prostu położył się na łóżku i czekał na Callasa, aż ten położy się obok niego. Ciągle się na niego gapił, ba, nawet gdy ten legnął obok niego, to Ukrainiec odwrócił się specjalnie tak, aby widzieć jego twarz. O cóż mogłoby chodzić Ślizgonowi? Nikt tego nie wiedział, nawet On sam. Chyba Grek mu się spodobał, ale przecież nie mógł tego tak po prostu powiedzieć. Nie miał pewności czego tak naprawdę chce Puchon. Specjalnie przysunął się bliżej niego, teraz oddzielały ich dosłownie centymetry. Allan mógł nawet poczuć męskie perfumy Ukraińca, wręcz nachapać się ich zapachem. Nie były jakieś super intensywne, lecz bardzo przyjemne dla nosa oraz odznaczały się długotrwałością. Ślizgon zrobił to specjalnie, a na dodatek gapił się w jego oczka, żeby sprawdzić jak na to wszystko zareaguje.
Spoiler:
- Nudzę się. – mruknął niespodziewanie, wstając na klęczki. - Przez to wszystko chyba nie chce mi się spać! – zakomunikował i przeniósł się z łóżka, wprost na… kolana Allana, niejako uziemiając go w ten sposób i nie pozwalając mu ruszyć się. Znowu położył dłonie na biodrach chłopaka i delikatnie, powoli przesunął je w stronę środka spodni. Wzrokiem zaś badał jego ciało, od tułowia aż do głowy. Teraz Allan mógł zauważyć rzeczywiste podniecenie Ukraińca. Naturalnie można to było wytłumaczyć alkoholem i całą akcją która miała miejsce przed chwilą. - Ty chyba nie zamierzasz spać w spodniach? – zapytał go śmiejąc się pod nosem. Znowu specjalnie poprawił swoje białe bokserki. - Przecież to niewygodne. – zaargumentował. W tym momencie jego dłoń spoczęła między udami chłopaka. Złapał za guzik od spodni i odpiął go, na chwilę się zatrzymując. - Pomóc Ci? – zapytał, chwytając za zamek błyskawiczny i pociągając go w dół. Zrobił to chyba odrobinę za mocno, bo bynajmniej nie czuł tylko rozpinanego zamka, ale jakoś się tym nie przejął. Pociągnął zamkiem w górę i w dół, i znów w górę, i znów w dół… I siedział z takim uśmieszkiem na twarzy, czekając co też odpowie mu Allan…
Wylądowaliśmy razem w łóżku, jakkolwiek by to nie brzmiało. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że Navi pokręcił pupą w drodze do wyrka. Nie śmiałem go jednak o to zapytać. Zrobił to na pewno! Niee, musiało mi się tylko wydawać. Wolałem nie dostarczać mojemu umysłowi większej dawki informacji, niż ta, którą był wstanie znieść. I tak wszystko tutaj działo się tak szybko, że w ogóle nie byłem wstanie tego ogarnąć. Ślizgon za to wydawał się naprawdę zadowolony z całej nastałej sytuacji. W ogóle nie wyglądał, żeby się czymkolwiek przejmował. Ja też się nie przejmowałem, po prostu nie ogarniałem, on za to wydawał się mieć wszystko pod kontrolą. No dobra! Alkohol, jego zawsze było za mało. A teraz, to przydałoby się sporo cudownego, uskrzydlającego trunku, ach! Szkoda, że mi go brakowało. Gdybym miał wódkę, to teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Ciekawe tylko jak. Dzieliła nas naprawdę żadna odległość. Byłem cały czerwony i gorący na twarzy. W spodniach też i to był jedyny powód dla którego ich jeszcze nie zdjąłem. Nie chciałem się skompromitować albo zostać jakoś źle odebranym. Wiadomo, o co chodzi. Wspominałem już, ze serce waliło mi, jak szalone? Ach, te emocje! Pociągnąłem nosem, zaciągając się wręcz zapachem perfum nastolatka. Ach, jakież one były cudowne! Błądziłem spojrzeniem po twarzy Ukraińca, jakoś tak nie mogłem się zatrzymać. Prawdziwa jazda jednak zaczęła się w momencie, gdy ten usiadł mi na nogach! MASAKRA! - Nie, nie zamierzam… – rzuciłem tak beznamiętnie, jak tylko byłem wstanie. Żeby sobie przypadkiem nie pomyślał, że ja tutaj coś w ogóle myślę na jego temat dobrego, czy jakieś inne tam takie. No.
Spoiler:
Właściwie, to moment odpięcia guzika moich spodni był niczym wysadzenie ściany dynamitem. Mój penis chciał wyskoczyć do samego sufitu, a nie był przecież wcale, aż tak długi, naprawdę! Nie zmienia to jednak faktu, że w tym momencie już zupełnie spaliłem buraka, zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby. Ale wstyyyyyd. Chciałem, żeby ten dzień się już skończył, a ja obudził rano, sam… I mógł dalej zajmować się różnymi rzeczami, które to robią chore nastolatki. Zielony nie wydawał się jednak tym faktem zgorszony, a nawet mu się to podobało.
- No, to już je zdejmij… Powiedziałem z jakimś udawanym wyrzutem, jakbym załapał focha, czy coś takiego. No cóż, cały czas zachowywałem pozory. Bardzo chciałem, żeby to się jeszcze bardziej potoczyło w tym kierunku, a jednocześnie nie mogłem do tego dopuścić. To się nazywa być między młotem, a kowadłem. A raczej między łóżkiem, a przystojniakiem! Między id i superego! I takie tam…