Nie siadaj na cudzym miejscu, bo tylko w niektórych przypadkach się coś dobrego dzieje z taką sytuacją. Czyli co spotkało Gryfonkę i Krukona, którzy spotkali się w pewnych ciekawych okolicznościach.
Wiosna. Czas radości i innych tego typu rzeczy. I przy okazji jedna z najpiękniejszych pór roku. Była to również ulubiona pora roku Charlie. I nie tylko dlatego, że w kwietniu miała urodziny, oj nie tylko! Można wręcz powiedzieć, że jej serce rosło wraz z kwiatami, tak mocno się cieszyła na tę wiosnę. Zawędrowała na błonia, chcąc trochę odpocząć i aby Freddie mógł się choć trochę wybiegać. Z panią Norris na karku niezbyt wygodnie się spacerowało po Hogwarcie. Gryfonka obserwowała błonia. W tym czasie jej fretka albinos zeskoczyła z jej ramienia i pognała w tylko sobie znaną stronę. Oj, wróci brudny. Bardzo brudny. Wzdrygnęła się na tę myśl. Nie lubiła go kąpać, było to jedno z najgorszych zajęć. Podeszła radośnie do jakiegoś drzewa i usiadła pod nim i zamknęła oczy. Nie martwiła się nawet tym, że jej spodnie będą w opłakanym stanie po siedzeniu na ziemi. Te jeansy i tak były stare i schodzone, ale lubiła je nosić. Nadal z zamkniętymi oczami zaczęła cicho nucić.
W sumie Aeron nie bardzo wiedział jak znalazł się na błoniach. Pogoda sprzyjała wyjściu na zewnątrz - wiosna była już prawie w pełni, drzewa dookoła zieleniły się niczym pomalowane farbą, słońce prześwitywało przez nieliczne chmury, nawet temperatura, jak na ten region, była stosunkowo wysoka. Wracając jednak do powodów jego wyjścia. Sam już nie pamiętał, czy miał się spotkać z kimś na błoniach, czy raczej przyszedł tu żeby po prostu sobie posiedzieć. Wzruszył ramionami. Nieważne. Równie dobrze może skorzystać z okazji i gdzieś przystanąć. Co ciekawe, wydawało mu się jakby szkoła się trochę wyludniła. Zastanowił się. Qudditch odpada, ostatni mecz był wczoraj, więc to niemożliwe by następny był już dziś. Lekcje? Skończyły się, no może nie licząc jakiś dodatkowych zajęć. Może to i lepiej. Korytarze, które przemierzał były ciche, tak odmienne on normalnego stanu, w którym są rozrywane przez rzesze dzieciaków. Droga z pokoju wspólnego Krukonów zajęła mu jakieś 20 minut, pewnie dlatego że w ogóle się nie spieszył. Nie skorzystał nawet z ani jednego skrótu Tu i tam widział uczniów, przynajmniej jakieś resztki, raz spotkał nawet Filcha, ten stał jednak odwrócony tyłem, zajęty był bowiem łajaniem jakiś drugoklasistów. Tak też znalazł się na dziedzińcu, a chwilę później na błoniach. Tu też zauważył spore ilości ludzi, przywiani zapewne przez dobrą pogodę. Zbyt tłoczno. Skierował swoje kroki nieco dalej, ku pojedynczym drzewom rosnącym tu niczym strażnicy. Las ciągnął się sporo dalej, toteż drzewa te wyglądały jakby urwały się z choinki. Na szczęście nie widział nikogo kto by się tam zapuścił. Większość bowiem preferuje spotkania w grupach, ewentualne pogawędki sam na sam. Aeron za to preferował samotność. No chyba że była z nim wyjątkowa osoba. Te zaś mógł policzyć na palcach jednej ręki. Cóż, dotarł do drzew, czy raczej pierwszego z nich, i oczom jego ukazał się widok małego zwierzaka, chyba tchórzofretki, biegnącej z zatrważającą prędkością w przeciwnym kierunku. Pewnie komuś uciekł zwierzak. A potem zacznie się tragedia, bo nie wrócił, bo go coś zjadło, bo śmierdzi, i tak dalej. Niestety, idąc tak i patrząc za biegającą kulką energii, nie zauważył dwóch, no dobra, trzech rzeczy. Pierwsza z nich to nadłamana gałąź. Z racji uszkodzenia wisiała dość niebezpiecznie, i właśnie o nią Aeron zahaczył swoją głowę. Drugą rzeczą był korzeń, całkiem widoczny, ale przez wyżej wspomnianą gałąź całkiem zapomniany przez Aerona. No i tak oto potknął się o niego, przy okazji tłukąc kolanem i głową w pień tego cholernego drzewa. No a trzecią rzeczą, była siedząca po drugiej stronie osoba. Dziewczyna. Nucąca coś pod nosem z zamkniętymi oczami. Otrzymawszy ciosy z trzech stron, tracąc jednocześnie równowagę, Aeron zdążył pomyśleć tylko Cholera, po czym runął jak długi na biedną personę. Upadek, wbrew pozorom nie był twardy, bowiem pod rękami poczuł coś miękkiego, był jednak zbyt zamroczony po walce z drzewem, że nie panował nad swoim ciałem. Chyba powinien dobierać sobie innych przeciwników.
Owszem, Charlie widziała tłumy ludzi. Widziała także kilka znajomych twarzy, które jednak ominęła zgrabnym krokiem, aby mogła choć trochę posiedzieć i porozmyślać. Rzadko można było zobaczyć Gryfonkę samotnie, zwykle obok niej szedł choć jeden znajomy, a czasem nawet i osoba, którą zdołała niedawno poznać. Ale tym razem chciała po prostu odpocząć, niezrażona tym, że ktoś może usłyszeć jej nucenie. Włosy łagodnie opadały jej na ramiona, nie miała nawet chęci i siły by je związać. Lenistwo jednak wzięło górę. Jej ubranie także nie było jakoś ekstremalnie ciekawe. Miała na sobie czarne, znoszone jeansy oraz bluzę z kapturem. Na jej twarz powiewał lekki wiatr, który typowy był dla tej pory roku, która aktualnie trwała, więc nie była tym zdziwiona. Lubiła takie dni, chociaż deszczowe uważała za jeszcze lepsze. Miała dosyć osobliwy gust. Naprawdę nie spodziewała się, że ktoś jej przeszkodzi w siedzeniu i rozmyślaniu. Cóż, widocznie los chciał inaczej. Usłyszała drobny huk, jednak nawet nie otworzyła oczu i nie skupiła na tym większej uwagi. To równie dobrze mogli zrobić coś pierwszoroczniacy, albo to były chociażby ptaki wylatujące z drzewa. Siedziała nieporuszona. To doprawdy nie było nic, na czym należałoby skupić swą uwagę. Dopiero większe zainteresowanie Charlie wykazała po drugim niespodziewanym odgłosie. Chciała otworzyć oczy i sprawdzić, kto zakłóca jej jeden z niewielu dni kiedy jest sama. Jednak zanim zdołała cokolwiek zrobić, poczuła jak spada na nią coś zdecydowanie niespodziewanego. Otworzyła oczy. Cóż, z pewnością nie spodziewała się tego co tam ujrzy. -Mój Boże, człowieku! Co ci się stało? - nie musiała nawet zgadywać, że to ów chłopak spowodował owe hałasy. Mimo, że na początku miała wielką ochotę nakrzyczeć na chłopaka, to po chwili zrezygnowała z tego. Możliwe, że była nawet zatroskana (ta, pewnie bardziej zaniepokojona). Nieczęsto bowiem nieznajomi spadali na nią znikąd, to było zupełnie nowe doświadczenie.
Żeby było jasne; Arcio jest zwinnym człowiekiem. Mimo iż nie wygląda, jego koordynacja ruchowa jest na dość wysokim poziomie, a i czas reakcji nie był najgorszy. Czasem jednak przychodzą w życiu człowieka takie momenty, których mimo dogłębnych analiz prowadzonych przez całe sztaby naukowców nie sposób wyjaśnić. Przykładem mogła być właśnie owa chwila. Zwykła fretka odwróciła uwagę Arcia na tyle skutecznie, iż ten nieopatrznie zaatakował drzewo. A jak wiadomo, drzewa z natury są wredne i boleśnie oddają, więc skończył tam gdzie skończył. A raczej na kimś. Całkiem miękkim kimś. Przez moment nawet czuł coś jeszcze bardziej miękkiego, trwało to jednak krótki ułamek sekundy, tak że nie był pewien czy faktycznie tego dotknął. Oczywiście wiedział cóż to mogło być; nie był kompletnym imbecylem, modlił się jednak by ta druga osoba nie połapała się w tym. Cóż, nie każdy lubił gdy się go chwyta w pewnych miejscach. Ledwie odzyskał jako taką kontrolę nad swoim ciałem, momentalnie odsunął, czy raczej zszedł z dziewczyny i runął na ziemie obok. Nadał kręciło mu się w głowie, świat w okół zaczął wirować, i ogółem czuł się jak po dostaniu zaklęciem w twarz. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech. Potem następny. Czuł rosnącego siniaka na głowie. Świetnie, teraz będzie musiał uważać przy spaniu. Podniósł rękę i pomacał czaszkę. Cóż, mogło być gorzej. Nie poczuł galaretki, a to znaczy że nie ma ran otwartych. Podobno ludzie nie czują gdy kroi się im mózg. Ciekawie byłoby to przetestować. Choć może innym razem, i niekoniecznie na sobie samym. Otworzył oczy, i spojrzał na rękę. Otarta, owszem, ale bez śladów krwi. Podobnie z nogą. Czarne spodnie które miał dziś na sobie dorobiły się paru przetarć, no i sporego rozcięcia na wysokości kolana. Pięknie, będzie musiał je wyrzucić. Wreszcie po dłuższej chwili doszło do niego że ofiara na którą poleciał wciąż tu siedzi, ba, ona nawet coś do niego mówi. Chciał potrząsnąć głową by oczyścić myśli, szybko jednak z tego zrezygnował, gdyż po pierwszym ruchu głowa eksplodowała mu z bólu. Delikatnie odwrócił ją w stronę dziewczyny. Kojarzył ją, tak przynajmniej mu się wydawało. Choć teraz nie powinien być niczego pewien. Chyba była z Gryffindoru, i to z VI klasy, tak jak on. Z tego co powiedziała, zrozumiał mniej więcej tyle - "..j B..e, ....wieku, .....się stało?". Czy jakoś tak. Odetchnął, po czym ze sporą trudnością w zbieraniu myśli powiedział: -Wybacz, ale walka z drzewem to nie był chyba najlepszy pomysł. Jesteś cała?- Chciał się uśmiechnąć, ale rozcięta warga mu w tym przeszkodziła, więc wyszedł mierny grymas. Zastanowił się, po czym dodał jeszcze: -Chyba się nie znamy. Jestem Aeron. Powiedziałbym że miło poznać, nie wiem jednak czy dla Ciebie to również było miłe.- Ledwie skończył, a sam się skarcił. Nie umiem nawet zdania sklecić. Pięknie.-
To co się, stało, sprawiło, że mózg Charlie przepadł. Owszem, czuła, jak owy chłopak dotyka wiadomo czego*. Na chwilę się zarumieniła i miała ochotę wrzasnąć na chłopaka, jednak w końcu uznała, że to i taka nic nie poskutkuje, a on i tak był nieco zamroczony po walce z drzewem. Zobaczyła kątem oka, że Freddie biegnie w jej stronę. Był, tak jak przewidywała, brudny. Niecierpliwie odgoniła go, zanim zdążył ją dotknąć. Wystarczyło,że potem będzie musiała go zmusić do kąpieli, która była żmudną pracą. Gadała jak katarynka. Bardzo często tak się działo, kiedy była zdenerwowana. Po chwili jednak się uspokoiła, swoim gadaniem nic nie pomoże. -Dla mnie może być miłe, jednak to ty walnąłeś w drzewo. Niezbyt ciekawy początek znajomości. Jestem Charlie - podała mu rękę - Nie chcesz iść do pani Pomfrey? Z pewnością ci pomoże. Znam to uczucie. Drzewa są okropnie twarde. Podobno są potrzebne do życia, ale zachowują się jak wredne chamy. Próbowała żartować, jednak w tym momencie nie mogła wykombinować nic lepszego, niżeli żarty o drzewach. Czyżby opuszczało ją poczucie humoru. Będzie musiała to sprawdzić, jak wróci do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Dorwie tam kogoś, komu będzie mogła wywinąć jakiś numer. Oni powinni być wyrozumiali, miała taką nadzieję. Jej myśli tak często i okropnie odbiegały od sytuacji w której się znalazła, że to aż zadziwiające. Potrafiła swoją uwagę przekręcić o ileśtam stopni, co było zdumiewającym przedsięwzięciem. Uśmiechnęła się lekko do swoich myśli i po raz kolejny uważnie spojrzała na chłopaka.
*zabieg specjalny, aby post był choć trochę dłuższy. Charlie kombinuje.
Siedział tak półżywy. Ból, tępy i dość intensywny na początku, powoli zaczął ustępować. Włosy miał teraz w całkowitym nieładzie, pobrudzone korą i częściowo ziemią. W ogóle wyglądał jakby właśnie wyszedł z grobu. Otrzepał delikatnie ubranie, także usianie różnymi zanieczyszczeniami. Wróciła fretka; można by powiedzieć iż był to sprawca całego zdarzenia. Już wiadomo kim jest jego pan, czy raczej pani. A o pani wspominając - podczas zderzenia na jej policzkach wykwitł piękny rumieniec, zapewne z powodu Arcia, który trafił tam gdzie nie trzeba. Mógłby powiedzieć że pasował jej, była to jednak raczej niezbyt odpowiednia chwila na takie komplementy. Usiadł nieco bardziej wygodnie, opierając swoje plecy o drzewo, szerokie na tyle by zmieścić ich oboje. W tym czasie Charlie, bo takim imieniem przedstawiła się dziewczyna, powiedziała parę rzeczy. Podał jej rękę na powitanie, uważając by nie pobrudzić jej zanadto. A jeśli chodziło o pomoc lekarską - nie sądził by była potrzebna. Owszem, miał parę stłuczeń i otarć, nie były to jednak obrażenia na tyle poważne, by wymagały natychmiastowego opatrzenia. Delikatnie potrząsnął obolałą głową (na szczęście już trochę mniej niż za pierwszym razem gdy tego próbował). -Nie, myślę że nie potrzebuje pomocy. Wbrew pozorom moja głowa jest twardsza niż się wydaje.- Cóż, przynajmniej jego jasność umysłu wracała do stanu w miarę używalnego. Pewnie jeszcze przez kilka dni będzie odczuwał skutki tego pojedynku, no ale cóż. Jakoś trzeba zdobyć doświadczenie, a samym siedzeniem się to nie uda. Na szczęście pogoda dopisywała, słońce dalej świeciło, przez co mógł sobie przyjemnie posiedzieć. O mały przy okazji nie zapomniał że nie jest tu sam. Nie bardzo był biegły w sztuce konwersacji z nieznajomymi, szczególnie tymi płci przeciwnej. I to w dodatku po solidnym oberwaniu w głowę. Pomyślał więc i zadał chyba jedno z najbardziej banalnych pytań na świecie: -Co tu robiłaś nim przerwałem Ci to swoją szarżą?- on nic nie robił, on był Tańczącym z Drzewcami.
Cóż, mimo, że chłopak był lekko brudny i uwalony ziemią, a włosy miał mocno roztrzepane, Charlie musiała przyznać, że jest przystojny. Może w innych okolicznościach mogłaby się w nim zadurzyć, jednak aktualnie była mocno... roztrzęsiona? Zamroczona? To chyba nie jest zbytnio dobre słowo, jednak w tej chwili nic jej innego nie wpadło do głowy. Poprawiła niesforny kosmyk włosów, który opadał jej na oczy. Zebrała włosy i splotła je w warkocz na ramieniu. Przesunęła się trochę, aby zrobić Aeronowi trochę więcej miejsca. Przez chwilę czuła się dosyć mocno zażenowana tą sytuacją, jednak potem rumieniec powoli znikał z jej twarzy. Z grzeczności nie wytarła ręki z ziemi, kiedy Krukon podał jej swoją. Pokręciła głową, kiedy chłopak stwierdził, że nie chce iść do Skrzydła Szpitalnego. -Jesteś pewien? Poczułbyś się trochę lepiej. - postanowiła, że jak odmówi, nie będzie go namawiać. To w końcu jego decyzja. - Ja ci raczej nie pomogę, pewnie jeszcze bardziej pogorszyłabym twój stan. Nie była uzdrowicielem, nie potrafiła uleczyć nawet najprostszej rany. Jej umiejętności były powalające. Powalały każdą osobę, która znalazła się w jej zasięgu. -Co robiłam? Odpoczywałam, skoro mam chwilę wolnego czasu. Pewnie słyszałeś też mój śpiew (lub nucenie) - z jakiegoś powodu znowu się zarumieniła, przygryzła też wargę. Niewiele osób mogło usłyszeć jej głos, a śpiewała tylko wtedy, kiedy myślała, że nikogo nie ma w pobliżu. Nie lubiła śpiewać przy ludziach - A ty dlaczego przybyłeś na błonia? I co tak odwróciło twoją uwagę, że zaatakowałeś drzewo? - albo drzewo zaatakowało jego, niewielka różnica.