Skai nie zna nawet trochę pana Halla, ale kiedy spotkała go na ulicy Pokątnej, postanowiła zapytać o kilka spraw związanych z zawodem aurora. Oboje rodzice obawiają się o bezpieczeństwo mulatki, dlatego ta skorzystała z dostępnego źródła. W końcu po raz pierwszy mogą wymienić między sobą więcej niż powitanie!
Po raz kolejny lodziarnia wydawała się Skai zapomnianym miejscem na kuli ziemskiej. Brak tłumów doskonale wpakował się w humor osamotnionej dziewczyny, rozpamiętującej wspaniałe chwile spędzone w towarzystwie Yumi BEZ Anastasii. Westchnęła pod nosem wpychając do ust kolejną kulkę bananowych lodów z łyżeczki. Podpierając polik lewą ręką przypominała siódme nieszczęście, a nie dorastającą dziewuszkę – rozluźniona, ze wzrokiem utkwionym gdzieś w ulicę, ignorując przechodniów. Jak na Londyn przystało, padał lekki deszczyk. Zupełnie tak, jakby ziemia doskonale wczuwała się w samopoczucie Krukonki i użalało się nad nią. Pech chciał, że paskudna mucha nie zamierzała podzielić nieszczęsnej doli, ciesząc się życiem. Latała dookoła dłoni, próbując zasmakować przepysznie wyglądającego deseru od dobrych kilku minut. Tylko ta paskudnie duża ręka obleczona czekoladą ciągle jej uciekała. Skai zerknęła na owada dopiero wtedy, kiedy ten przysiadł w końcu na palcu i zaczął ją łaskotać. Reakcja była natychmiastowa: pisk rozniósł się po wystawionym na dworzu ogródku, w połowie ucięty odgłosem upadającego krzesła. Między tą pierwszą sekundą a drugą, dziewczyna wpadła z burzą rozwianych loków na plecy kelnera, popychając go w stronę eleganckiego klienta. Na tyle nieszczęśnie, że gorąca kawa rozlała się po głowie mężczyzny. Który z kolei też się zerwał i przeklinając bardzo brzydko, próbował pozbyć się wrzątku ze swojej skóry. Skai zaś już nie było na miejscu zdarzenia, kiedy kelner usunął kawę i przepraszał zgięty w pół. Dziewczyna biegła po drugiej stronie ulicy w stronę najbliższego skrzyżowania, niemalże gubiąc po drodze czerwone sandały jakie dostała w prezencie od babci. I zapewne uciekłaby ze łzami w oczach, moknąc coraz bardziej gdyby nie mocne zderzenie ze ścianą. Ścianą? Duże brązowe oczy napełniły się zaskoczeniem i strachem, kiedy podniosła wzrok na nieznajomego – akurat ułamek sekundy przed tym, jak straciła równowagę i runęła w tył. Nawet nie zdążyła pisnąć!
Ulica Pokątna nie była miejscem, po którym Alex lubił się przechadzać. Należałoby wspomnieć, że auror w ogóle nie należał do klubu zwolenników spacerów, na których końcu nie czekał jakiś konkretny cel. Nie uznawał poruszania się, wdychania świeżego powietrza ani przebywania w szeroko pojętym „na zewnątrz” jako osobistych obelg – po prostu chorobliwie wszystkiemu, co robił, musiał nadać jakieś znaczenie. Coś wymiernego, co pozwalało na zastosowanie skali użyteczności. Właśnie dlatego pan Alex Hall lat 25, dumny auror z ramienia Ministerstwa Magii nie spacerował, on patrolował. Co właściwie można patrolować na ulicy pełnej sklepów i ludzi pędzących oglądać nowe modele mioteł, czy uginających się pod klatkami ze świeżo nabytymi sowami? Coś na pewno. I Alex zamierzał to znaleźć. Szukał już od godziny, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia. Musiał wyjść z domu, gdy kociołek z eliksirem, nad którego przepisem pracował od miesiąca, trzeci raz tego dnia eksplodował mu w twarz gęstą, zieloną cieczą. Seksapilu to na pewno nie dodawało, a z całą skutecznością psuło humor. I fryzurę. Tak jak ta uciążliwa, typowo londyńska mżawka, przez którą włosy kleiły się do czoła - w takich momentach mężczyzna cieszył się, że nigdy nie przechodził przez buntowniczą fazę zapuszczania na głowie peleryny. Nudny, bezcelowy patrol zapewne by takim pozostał, gdyby nie nagłe, zupełnie niespodziewane zderzenie. Kolizja. Karambol. W przeciągu tych kilku, porażająco szybkich sekund, w trakcie których nieduże stworzenie należące do płci pięknej wpadło w biegu na aurora, odbiło się od jego klatki piersiowej i prawie przewróciło, refleks Alexa zadziałał bez zarzutu. Jak dobrze naoliwiona sprężyna. Dłoń samoistnie wystrzeliła do przodu, palce zacisnęły się na szczupłym ramieniu i już po chwili Skai została postawiona z powrotem na stabilnym gruncie. - W porządku? Ktoś cię gonił? - spytał, odruchowo sięgając do różdżki, gotów miotnąć urokiem między oczy nieistniejącego napastnika.
Skai Wilson
Temat: Re: "Przepraszam, nie chciałam polać pana kawą!" Sob 15 Lis 2014, 16:23
Sky nie miała najmniejszej ochoty zmierzyć się z kelnerem pozostawionym na niełaskę gburowatego klienta, przekonana że za moment schowa się pod daszkiem Esów i Floresów, aby złapać oddech. Serce, które biło jej mocno w piersi chciało się z niej wyrwać, przekonane o własnej niezależności i potrzebie ucieczki. Z pewnością przyłożyłaby ręce, aby sprawdzić czy jej skóra podskakuje w rytm uderzeń. Los jednak chciał zupełnie coś innego, bo zamiast upadku na mokrą już powierzchnię chodnika, otrzymała bardzo stabilne ramię i troskę zawartą w słowach. Wciąż oszołomiona zaczęła kręcić energicznie głową, a loki wpijające wilgoć z powietrza zafalowały na jej ramionach. Dopiero po chwili dostrzegła dłoń mężczyzny ruszającą w poszukiwaniu różdżki, a trybiki w głowie dziewczyny zaczęły łączyć ze sobą fakty w trybie ekspresowym. – Tak, tak, nikt mnie nie gonił. – Wyrzuciła z siebie jednym tchem. Równocześnie zastanawiała się nad wystarczająco dobrą wymówką tej kolizji oraz tłumaczeniem przed ojcem, jeśli pan Hall okaże się lizusem. Z wrodzoną po matce gracją uśmiechnęła się, zaciskając palce na parasolce i zadzierając podbródek w górę, uśmiechnęła się rozbrajająco szczerze, z błyskami zażenowania w oczach. – Przepraszam, że tak na pana wpadłam. Przez swoją nieuwagę mogłam zrobić komuś krzywdę. – Skwitowała głosem spokojnym, ale uważny słuchacz doszuka się w tym niepewności i lęku. Skai zawsze była ułożoną dziewczyną i słuchała poleceń starszych od siebie osób, szczególnie nauczycieli. Nawet pana Filcha, który był postrachem wielu uczniów w Hogwarcie. Pośpiesznie machnęła ręką przed twarzą, pozbywając się kilku kosmyków przysłaniających jej widok. I chociaż nie zastanawiała się nad sensem wypowiadanych słów, stwierdziła że dorośli bardzo lubili słyszeć takie wypowiedzi z ust dzieci. W tym momencie Skai nie była nastolatką, ale psotnym dzieckiem, ponieważ to było jej bardziej na rękę – więcej rzeczy uchodziło płazem. I chociaż marzeniem dziewczyny było zostanie aurorem, a jej rodzice nimi byli, wciąż czuła respekt w stosunku do ludzi pełniących tak ważną funkcję. Codziennie praktycznie do ojca czy matki przychodził ktoś z Ministerstwa, więc powinna się przyzwyczaić do bycia w takim towarzystwie. Teraz jednak stawała się kobietą, dlatego też musiała zachowywać się w odpowiedni sposób. A od kogo ma brać przykład jak nie od matki? Katherine niejednokrotnie była nieświadoma bacznej obserwacji córki, która z czasem nauczyła się stosować na ojcu ulepszone triki, zmiękczające jego serce. Może na innego aurora ten czar również podziała? Nie szczędząc na słowach, Sky uśmiechała się przyjaźnie do mężczyzny, jednak w jej twarzy tkwiły ślady smutku. Z wrażenia, z powodu piekących policzków zapomniała wytrzeć pozostałości łez w kącikach oczu.
Dłoń Alexa pozostała na ramieniu Skai, gotowa pociągnąć ją za aurora i ukryć przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Które jak się okazało w kilku szybkich słowach istniało tylko i wyłącznie w głowie mężczyzny spragnionego poważnego zadania. Nieprzeciętne kwalifikacje i charakter wiecznie poruszającej się morskiej fali nie były dobrym połączeniem, gdy cała ta energia zbyt długo nie miała ujścia. Ręka aurora, która sięgnęła do różdżki, zatrzymała się nad nią, palce musnęły ciemne drewno, niczego w tej chwili nie pragnąc bardziej niż zaciśnięcia się na nim. Alex musiał jednak gwałtownie ostudzić własną głowę, by nie zadziałać pod wpływem impulsu i adrenaliny, która mruczała mu tuż pod skórą. Przekrzywił lekko głowę, jeszcze raz dla wszelkiej pewności zerkając na przestrzeń za plecami Skai, po czym wreszcie cofnął dłoń z jej ramienia. - Nie jestem ze szkła, tylko ty mogłaś się nieco obić – rzucił, uśmiechając się kątem ust. - Panienka Wilson postanowiła poćwiczyć bieganie? - spytał tonem tak swobodnym, że łatwo było chociaż na moment zapomnieć o dzielącej ich różnicy wieku. Jeśli nie pracował, mężczyzna lubił stawiać siebie i swoich rozmówców na równym gruncie, skracać dystans. Z małoletnią córką Jareda i Katherine Wilsonów łączyło go niewiele, ale nie mógł powiedzieć o dziewczynie złego słowa. Odwiedzając biuro aurorów, gdy Alex był jeszcze w trakcie szkolenia, zawsze grzecznie się witała, ciekawie rozglądając się zza babci. Pamiętał jeszcze, jak wyciągnął ją z komórki, w której się schowała. Choć zapamiętał Wilsonównę jako mały promyk słońca, w jej postawie i wyrazie twarzy było coś niepokojącego – zrozumiał, co to było, dopiero gdy zauważył pozostałą w kącikach oczu wilgoć. - Twój parasol chyba nie do końca spełnia swoją rolę, trochę ci tu napadało – powiedział, wskazując palcem na swojej twarzy okolice, na których u Skai zostały cienie łez. Wciąż utrzymywał ten nieco żartobliwy, luźny ton mający za zadanie rozładować sytuację.
Skai czuła się zagubiona w towarzystwie znajomego aurora, nieprzygotowana przez rodziców, jak powinna się odnosić do tak przystojnych mężczyzn. Pamiętała dokładnie felerną zabawę, która doprowadziła ją do płaczu i jaka z całą pewnością wpłynęła na postrzeganie jej jako małej, rozwydrzonej dziewczynki. Na policzkach nastolatki zakwitły ciemne plamy zawstydzenia, a czekoladowe spojrzenie umknęło w stronę stóp. Zupełnie tak, jakby buty były najbardziej interesującym przedmiotem podczas tego spotkania. - Jestem przyzwyczajona do upadków, ćwiczę balet i dostałam się do szkolnej drużyny quiddicha. – Całość wypowiedziała na jednym tchu, dbając o słuch pana Halla i otwierała buzię szeroko, dzięki czemu zdanie nie zmieniło się w bełkot. Na koniec przegryzła dolną wagę, chowając ją pod górną i zerknęła w górę, upewniając się czy mężczyzna nadal jest zainteresowany rozmową z nią. Przyjemnie tak pochwalić się przed kimś dorosłym, a nie spędzać cały dzień, upijając w czekoladzie i słodyczach smutki po stracie przyjaciółki. Ośmielona przez swobodny ton zachichotała pod nosem, znów uciekając wzrokiem w stronę butów. Zakołysała się na nich do przodu i w tył, zaplatając palce na rączce parasolki i kiedy odpowiadała, jej twarz rozpogodziła się. – Trzeba dbać o kondycję. – Przemawiała przez nią nieśmiałość, a głos zdradził rozbawienie krążące gdzieś po jej serduszku. Tak mocno skupiła się na postaci pana Alexa, że kiedy wskazywał gestem kącik oczu, zamrugała z niezrozumieniem kilka razy. Przypatrywała mu się zdezorientowana, nie rozumiejąc powiązania twarzy z parasolką i podniosła głowę, zadzierając mocno podbródek w górę. Wolała upewnić się, że chodziło tutaj o deszcz i już po sekundzie sprawdziła to na własnej skórze, kiedy mżawka przykryła powierzchnię jej twarzy. – Oh! – Krzyknęła zaskoczona i podniosła gwałtownie rękę do twarzy, zmazując z niej pozostałości płaczu. Pośpiesznie odwróciła się plecami do aurora, całkowicie porażona własną głupotą. Wymamrotała coś niewyraźnego pod nosem, ale chowała buzię w swetrze i zasłaniała się dodatkowo rękoma, więc do uszu Alexa nie mogło dotrzeć nic prócz mamrotania. Jak ona mogła się tak podejść? On tak delikatnie zwrócił jej uwagę, a ona taka głupia! Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Sponsored content
Temat: Re: "Przepraszam, nie chciałam polać pana kawą!"