Temat: A moze pomieszamy..? Pią 17 Paź 2014, 23:22
Opis wspomnienia
Chayenne wybrała się na imprezę, gdzie poznała bliżej przystojnego gryfona, spili się razem, nieco pomieszali i świetnie się bawili.
Osoby: Chayenne Montgomery Gilbert Nilsson
Czas: czerwiec 1977
Miejsce: Hogwart
Chayenne Montgomery
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Pią 17 Paź 2014, 23:29
Wszystko zaliczone, problemy minęły, teraz liczyło się jedno. Dotrwać do końca roku i jechać na wakacje. Wiedziała, że początek wolnego czasu będzie trudny, będzie musiała spędzić ten czas z rodziną, a to nie jest jej na rękę, potem będzie tylko lepiej. Jednak na chwilę obecną Chayenne głównie żyła chwilą, nie przejmowała się niczym, spędzała czas ze znajomymi, odwiedzała imprezy. W końcu ma do tego prawo, sama o sobie decyduje. Tego czerwcowego wieczoru przypadkiem dowiedziała się o planowanej przez starszy rocznik imprezie "Jak masz ochotę wpadnij" usłyszała tylko, a to dziewczyna, której naprawdę nie trzeba dwa razy powtarzać. Zaopatrzyła się w alkohol i inne tym podobne, a potem zaczęła się przygotowywać na imprezkę. Makijaż, fryzura, odpowiednie ubranie. Tym razem postawiła na czarną sukienkę, mini w dodatku, więc prezentowała swoje seksowne nóżki, a ostatnio to było jej ulubione zajęcie. Ruszyła na imprezę, od progu powitało ją kilka znajomych osób, z którymi miała ochotę pogadać, ale bez powitalnego toastu się nie obyło, więc pierwsze łyki alkoholu miała za sobą. Napiła się z każdym ze znajomych, śmiała się, nie przejmowała niczym, chociaż tak naprawdę to wszystko było maską, po co miała pokazywać komuś prawdziwą siebie? Chayenne wolała sobie oszczędzić i pokazywać ludziom to, co chcieli zobaczyć. W końcu jakby ktoś wiedział co się z nią naprawdę dzieje... 10% ludzi miało to w dupie, a pozostało 90% cieszyłoby się, że Chayenne ma teraz pod górkę, dlatego udawanie było uzasadnioną czynnością. Po dłuższym czasie musiała chwilę ochłonąć, więc wyszła na moment z miejsca, w którym impreza się odbywała, stanęła na korytarzu. Cisza, wszechogarniająca. No i dobrze, o to przecież chodziło. Chciała odsapnąć, oderwać myśli. Oparła się o zimną ścianę, aż przeszedł ją dreszcz. Zamknęła oczy i na moment skupiła się na tym, żeby się ogarnąć, chyba nieco za dużo tego alkoholu. A co chwilę i tak ktoś wchodził bądź wychodził z sali, teraz trzeba uważać, żeby nie natknąć się przypadkiem na kogoś... kto mógłby sprowadzić kłopoty.
Gilbert Nilsson
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Pon 20 Paź 2014, 23:26
Urządzane przez uczniów Hogwartu imprezy, nieważne czy na terenie szkoły, czy gdzieś w Hogsmeade, wbrew pozorom były naprawdę dobre. I nieważne jaki dom je wyrządzał (choć Gilbert najmniej przepadał na tymi krukońskimi) - na każdych dało się sporo wypić i świetnie bawić. Nie podlega jednak dyskusji, że najlepszą imprezą w całym roku była ta, na którą właśnie się wybierał, ta, która miała miejsce zaraz po egzaminach, lecz przed zakończeniem roku szkolnego. Nie musiał szykować się godzinami, założył czarną koszulę z makietami podwiniętymi do łokci, wsunął ją w ciemne dżinsy, przeczesał palcami czarne loki i skropił szyję perfumami, które żarliwie polecała mu dobra znajoma. Na miejscu to nie jego złapali od progu - to on należał do osób, które zazwyczaj to robiły. Dlatego też po przywitaniu się z tymi, których znał lub chociaż kojarzył, sięgnął po butelkę czystej i rozlał po kieliszkach, które nagle pojawiły się wokół niego w wyciągniętych dłoniach. Magia. - Zdrowie! - wykrzyknął, uniósł nieznacznie kieliszek i wychylił szybko jego zawartość. A co tam, za wakacje! Po kilku takich kolejkach ludzie byli mniej lub bardziej weseli, jeszcze kilka dalej pierwsi imprezowicze położyli się spać lub udali się do łazienek (w różnych celach). Niektóre pary migdaliły się po kątach (zamiast udać się do łazienki!), a ci najbardziej wytrzymali usiedli przy stoliku przy którym w końcu zrobiło się trochę miejsca i pogryzali podstawione przez skrzaty przekąski. Gilbert był jedną z tych osób. Na imprezy przychodził zazwyczaj sam, a miał mocną głowę, więc siedział z resztą i pił jak ostatni chlejus. A kiedy w końcu czuł, że robi się zbyt wesoły i przestaje być sobą, żegnał się i odchodził, póki nie było na to za późno. Tym razem nie było inaczej - wyszedł na korytarz, ale zaskoczyła go kompletna pustka jaka w nim panowała. Może Filch zrobił małą rundkę i pozgarniał ludzi? Może zdążyli uciec? Ale nie, zaraz... korytarz wcale nie był pusty, przecież stała w nim samotna dziewczyna. Czy to już tak późno, że pary zmyły się do innych miejsc? Przyjrzał jej się z daleka i dopiero teraz zauważył, że to nie jakaś tam dziewczyna, a Chay - dziewczyna, z którą przesiedział na wielu imprezach. Podszedł do niej, chwiejąc się tylko przy dwóch krokach i odgarnął zbłąkany kosmyk z jasnego, gładkiego czoła. - Coś się stało? Dobrze się czujesz? Gdzie twój chłopak? Ten... och, nie pamiętam jak mu tam było... - zaatakował ją serią pytań. Trochę zmartwiła go jej mina, nie wyglądała na szczęśliwa. Ale jeśli tylko miała ochotę się komuś wygadać to nie mogła trafić lepiej niż na Gilberta.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Pon 20 Paź 2014, 23:41
Łapanie myśli i zbieranie ich do kupy. Niestety, alkohol nie ułatwiał kompletnie nic. Albo powinna przestać pić, albo wreszcie skończy się to życiową porażką. Z resztą, jej życie już było totalną porażką, nawet nie potrzebowała za wiele. Odetchnęła głęboko, ludzie znikali gdzieś za zakrętami, a jej jak najbardziej było to na rękę. Potrzebowała uspokić swoje myśli, próbowała to zrobić, a one jednak niezbezpiecznie pędziły ku przepaści. Jak zwykle z resztą. Stała tak zamyślona zaciskając mocno powieki, próbując skupić się na czymkolwiek innym, a przed oczami miała jednak to, co ostatnio najbardziej ją trapiło. Listy od matki, że ojciec rozmawiał z kimś i będą zaręczyny, ale to jeszcze nie pewne. Nie pozwoli na to, naprawdę nie pozwoli im na to, żeby kazali jej zrobić coś takiego. Na szczęście będzie miała jeszcze masę czasu, żeby odwieść ich od tego w wakacje, może spasują i pozwolą jej normalnie żyć, a ona będzie mogła robić to co chce. No właśnie, jej robienie to co chce, nie wychodziło ostatnio zbyt dobrze. Drzwi sali uchylił się, przez krótki moment dało się słyszeć z niego odgłosy dogasającej powoli imprezy, Chayenne uchyliła lekko powieki i zauważyła gryfona stojącego przed nią. Nawet specjalnie nie siliła się na uśmiech. Nie miała na to ochoty. Czy coś się stało? Właściwie to nie. Czuła się też dobrze. A chłopak? Odwróciła na moment wzrok, co by nie było widać, że oczy jej się zaszkliły, chociaż i tak było widać. Ale starała się to ukryć. - Nie spoko... Wszystko jest w miarę, stabilnie. - szepnęła cicho przełykając ślinę, spojrzała na niego. - Nie wiesz, że Chayenne Montgomery jest tylko chwilowym pocieszeniem, z sercem skutym lodem, niezdolnym do uczuć? Jak znajdzie się lepszy model, to zawsze odchodzą. - powiedziała bez cienia uśmiechu. Tak, faceci, skaczą z kwiatka na kwiatek i są zadowoleni z życia. Nie, żeby Chayenne bardzo cierpiała po rozstaniu z ostatnim chłopakiem. Ogólnie olała to, no, ale była stanu wolnego. Co najważniejsze. A jeśli chodzi o jej serce skute lodem, to starała się nawet zamrozić część, która należała do Lucasa, ale nawet to jej się ostatnio nie udawało. Z resztą, totalnie nic jej nie wychodziło. Spojrzała na Gilberta, nigdy z żadnym gryfonem nie dogadywała się tak dobrze. Z resztą, zawsze gawędzili sobie uroczo akurat jak byli pod wpływem alkoholu, tak jak na przykład teraz. W każdym razie Chayenne niewiele myśląc po prostu się do niego przytuliła. To nie jest tak, że ona jest bezduszną suką, ona też potrzebuje czasami, żeby ktoś ją objął, przytulił, pocieszył, cokolwiek. - Jest totalnie beznadziejnie Gilbert... - jęknęła cicho. No to się zaczęło, nie chciała odstawiać scenki na środku korytarza. Naprawdę! Ona raczej wolała ukrywać swoje uczucia, ale alkohol skutecznie to z niej wyduszał do ostatniej kropli. - Chodźmy gdzieś stąd... - szepnęła cicho.
Gilbert Nilsson
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Sro 22 Paź 2014, 18:52
Najwyraźniej przyszedł w złym momencie. Widział zalążki łez w jej oczach i zrobiło mu się jej żal - chciał z nią porozmawiać, wysłuchać, może jakoś pocieszyć. Gdyby w korytarzu nie było tak cholernie cicho, z pewnością by jej nie dosłyszał. Cichy szept wywołany chwilową niemocą lub zawstydzeniem... a może i jednym, i drugim? Przygryzł dolną wargę, wpatrując się w nią uważnie, nie chcąc przegapić żadnego gestu, miny, słowa spływającego z pełnych warg. A więc palnął głupotę. Ktoś zranił tę biedną duszyczkę, a on bezmyślnie rzucił pierwszym lepszym pytaniem. Jego płeć naprawdę charakteryzowała się wysokim poziomem debilizmu, czy to one były aż tak delikatne? Nic nie mówił, nie zdziwił się też, kiedy nagle znalazła się tak blisko. Ostrożnie ją objął, wydawała mu się taka krucha, szczególnie teraz, kiedy trochę się przed nim otworzyła. - Nie, Chayenne jest piękną i silną kobietą. Większość facetów nie ma jaj żeby to znieść na dłuższą metę. Boją się, że zostaną zdominowani, ale to tylko świadczy o twojej wartości. - pogładził jej włosy i przymknął powieki, wdychając przyjemny zapach jej perfum. - Wiesz... jest źle dlatego, żebyś potem mogła docenić szczęśliwe chwile. Matka zawsze mu to powtarzała, a on szybko odkrył, że to prawda. Kiedy mam za dużo szczęścia, szybko przestajemy to doceniać. Bez słowa ujął jej delikatną dłoń i poprowadził przez labirynt korytarzy. W końcu dotarł do dobrze mu znanej ściany, za którą kryło się jedyne w swoim rodzaju miejsce.... jeśli tylko bardzo się tego chciało. Przeszedł w tę i z powrotem kilka razy, w myślach powtarzając życzenie i po chwili ich oczom ukazały się drzwi, które na pozór niczym się nie wyróżniały. Po ich otwarciu natomiast dziewczyna mogła się przekonać, że to miejsce nie było przeciętne w najmniejszym calu. W środku znajdował się kominek z mięciutkim dywanem tuż przed nim, stolik i kanapa z dużą ilością poduszek. Na stoliku stały dwa kieliszki i wąski wazon z białą różą w środku. Całe wnętrze było ciepłe i przytulne, a duże okna, przez które widać było niesamowicie gwiaździste niebo dodawało temu wszystkiemu jeszcze więcej magii. Gilbert machnął różdżką, którą wyciągnął z kieszeni spodni i w kominku zapłonął ogień. - Rozgość się. Pijesz? Mam w zapasie jeszcze trochę nalewki. Może łatwiej ci będzie mówić, bo wierz mi, nie dam ci dziś spokoju - spojrzał na nią przenikliwie i uśmiechnął się kącikiem ust. Sięgnął po malutką butelkę z nalewką do kieszeni spodni, która po wyciągnięciu przybrała normalne rozmiary. Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające. Rozlał do kieliszków. Cóż, najwyżej nie będzie tak trzeźwy, jak obiecał sobie przed imprezą. - Panienko Chayenne Montgomery, niech mi panienka zdradzi kto doprowadził panienkę do takiego stanu? - wziął oba kieliszki i podał jeden ślizgonce z miną nie znoszącą sprzeciwu.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Sro 22 Paź 2014, 20:42
Ostatnio działo się z nią coś niedobrego. Nie wiedziała tak do końca o co w tym wszystkim chodziło. Było jej cholernie źle, nie umiała znaleźć sobie miejsca i nie radziła sobie z niczym praktycznie. Teraz jeszcze na imprezie przez alkohol jej stan się pogorszył, na szczęście znalazła się dobra dusza, która miała ochotę jej pomóc, jakoś ją wesprzeć, chociażby dobrym słowem. Kiedy powiedział, że jest piękną i silną kobietą zrobiło jej się miło i bardzo przyjemnie. Dawno nie słyszała od nikogo takich szczerych słów. Wiedziała, że Gilbert powiedział to prosto z serca, a nie po to, żeby tylko powiedzieć. Uśmiechnęła się delikatnie do niego przytuliła się do niego mocniej. - Przecież ja nie jestem taka, żeby dominować kogoś... - szepnęła cicho. Chayenne była przecież dobrą dziewczyną, no wiadomo, była ślizgonką z krwi i kości, ale tutaj chodziło raczej o to, że jak była z kimś to była dla niego naprawdę dobra. No, jednak jak widać nikt nie potrafił tego docenić do tej pory. Dała mu się poprowadzić, nie wiedziała nawet gdzie idą, ale ufała mu i pozwoliła poprowadzić siebie tam gdzie tylko miał ochotę. Doszli do jakiejść ścany, Chayenne nigdy do tej pory tutaj nie była. Słyszała owszem o tym miejscu, ale nie miała okazji się w nim znaleźć. Weszła do środka i rozejrzała się wokół, było tutaj naprawdę uroczo i bardzo przytulnie. Zdecydowanie jej się spodobało to miejsce i cieszyła się, że Gilbert wybrał akurat to. - Jasne, że piję... - szepnęła cicho i wzięła od niego alkohol, upiła łyk od razu. Więc będzie musiała mu wszystko opowiedzieć. Jasne, zawsze chętnie. Chayenne miała już dość duszenie w sobie tego wszystkiego, miała dość trzymania w sobie każdej emocji. Chciała po prostu powiedzieć co siedzi w niej i tak bardzo ją przytłacza, tak bardzo ją męczy. - Dereck. Jeden ze ślizgonów... - mruknęła cicho i westchnęła spoglądając na niego. Było jej cholernie ciężko o tym wszystkim mówić, to ją przytłaczało i sprawiało jej ból. - Ja sobie już nie radzę z tym wszystkim... Bo znalazł sobie jakąś dziunię i powiedział mi wprost, że fajnie się bawił, ale to tyle... - głos jej zadrżał. No naprawdę. To bolało jak ktoś traktował człowieka jak jakiegoś śmiecia albo jakąś szmatę. To cholernie bolało. Znów zrobiła łyka alkoholu. - Mam wrażenie, że jestem jakaś... ja nie wiem sama. Głupia? Dziwna? Nienormalna? - odetchnęła głębiej. - A do tego moja matka napomknęła coś w liście o szukaniu mi narzeczonego... - dodała jeszcze, chociaż tak naprawdę jej głos wyrażał nieco nerwy. Przygryzła lekko wargę. Spojrzała na niego i usiadła sobie wygodnie. Naprawdę nie miała już siły na nic.
Gilbert Nilsson
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Sro 22 Paź 2014, 22:22
Może w związku była kochająca i ciepła, ba, z pewnością tak było, facet jednak jest tylko facetem. Wzrokowcem. Reaguje na to co widzi, a widząc TAKĄ dziewczynę z pewnością czuł, że łatwo dostać się pod jej pantofel. Nie oszukujmy się, każdy bał by się takiego podporządkowania. Poza tym śligoni zazwyczaj się "nie angażowali", traktując dziewczyny przedmiotowo. Nie wszyscy, oczywiście, no i nie tylko uczniowie Salazara tak robili, jednak trzeba przyznać, że im zdarzało się to najczęściej. Usadowił się wygodnie i wsłuchał w jej słowa, patrząc na nią złocistymi oczami z mieszaniną zainteresowania i narastającej irytacji. Jak to możliwe, że ktokolwiek, widząc przed sobą to delikatne stworzenie, mógł choć przez chwilę pomyśleć o wyrządzeniu jej krzywdy. Wypił niemały kieliszek na dwa łyki, ciecz była dość gęsta i bardzo słodka, ale, choć nie było tego czuć - wysokoprocentowa. To było chyba najgorsze w tego typu trunkach, piło się je jak sok, a kończyło się jak po spirytusie. - Moore? Dereck Moore, z rocznika, który teraz odchodzi? Nakopię mu, Chay, obiecuję, niech no tylko go spotkam. - chciał posłać jej ciepły uśmiech, ale wyszedł mu jedynie dziwny grymas, zniekształcony wrzącymi w nim emocjami. Wściekł się, naprawdę się wściekł. Kobiet nie traktuje się w ten sposób i każdy, nawet największy skurwysyn, powinien znać tę zasadę i przestrzegać jej z uśmiechem na ustach. Biedna Chay, natykała się głównie na takich, a później obwiniała samą siebie za błędy, których nie popełniła. Dolał alkoholu do obu kieliszków, ale swój natychmiast opróżnił, nie czekając na dziewczynę. Zabawne, pił, by się uspokoić, ale przecież alkohol działał w odwrotną stronę. Ze swojej przepastnej kieszeni wydobył ostatniego papierosa, jaki mu został, włożył go między usta i odpalił za pomocą różdżki. Zaciągnął się mocno i słuchał dalej. Na wieść o zaręczynach spojrzał na nią z niedowierzaniem, wyjął fajka z ust i wypuścił dym w przestrzeń nad nimi. -Po pierwsze, Chay, nie jesteś głupia. Ani nienormalna. I nie daj sobie tego wmówić. Nigdy. - Był szalenie poważny, a mówiąc to, machał palcem wskazującym, czego zupełnie nie zauważył. - a po drugie... chcesz? - zaciągnął się raz jeszcze i wyciągnął w jej stronę papierosa. W zasadzie zaręczyny wcale nie powinny go tak dziwić, była czystej krwi czarownicą z wysokiego rodu, pomimo upływu lat mariaże wciąż były aranżowane, nieważne czego życzyły sobie dzieciaki. Można było odnieść wrażenie, że sprawa małżeństw stała się ostatnio szczególnie ważna, kiedy czystość krwi znów miała tak duże znaczenie. Gilbertowi nic nie groziło, ale nie był na tyle ważny w tym magicznym świecie, by szukano mu kandydatki na żony (choć ojciec na pewno byłby wniebowzięty, gdyby wziął sobie wysoko postawioną pannę). - Dopiero szukają, nic przesądzonego, głowa do góry. - Widząc, że i ona opróżniła kieliszek, rozlał trunek i ponownie wychylił od razu całą zawartość. Coraz bardziej się upijał. Było mu gorąco, wciąż siedziała w nim złość i irytacja, a do tego kręciło mu się w głowie. - Chodź tu. Dziś nie ma miejsca na samotność i smutki. - wyciągnął do niej rękę i przyciągnął ją do siebie delikatnie, by móc przytulić. Tym razem nie bał się, że coś jej zrobi, najwyraźniej była wytworzona z niezwykle wytrzymałej porcelany. Zaciągnął się dymem, który pomógł mu się uspokoić i wygasił papierosa w popielniczce, która nagle pojawiła się na niskim stoliku. Pogładził jej włosy i ucałował czubek głowy. Kto by pomyślał, że siedzi w niej tyle problemów? Nigdy nie pokazywała tego światu. Czy on był pod tym względem inny? Chyba nie. Nadchodziły wakacje, to oznaczało ogrom powodów do zmartwień. Zerknął na nią z góry, tuląc ją wciąż do siebie. Niewątpliwie była piękną kobietą, ale ciepły blask kominka, który oświetlał ich twarze sprawiał, że wydawała mu się jeszcze ładniejsza. Włosy nabrały złocistych refleksów, zgrabny nosek swoją zadartością rzucał wyzwanie światu, a pełne wargi wyglądały tak ponętnie, że nie dał rady się pohamować. Przesunął po nich palcem, uśmiechając się przy tym mimowolnie. - Jeśli znajdą ci kogoś beznadziejnego to też ci się oświadczę. I będę walczyć! Jak rycerz. A ty będziesz mieć nadzieję, że tamten kochaś nie skopie mnie zbyt mocno.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Sro 22 Paź 2014, 22:56
Fakt, większość chłopaków ze Slytherinu nie angażowała się. Tak, w większości traktowali ludzi przedmiotowo to oczywiste. Jasne, że Chayenne nie czuła do niego nic wielkiego, ale zabolał sam fakt, że na koniec potraktował ją jak zabawkę, którą najwyraźniej się już znudził. Dziewczyna szczerze wątpiła w to, że jeszcze kiedyś uda jej się kogoś w ogóle pokochać. Była jaka była, była straszna, miała problem do ludzi z mało czystą krwią, chociaż to powoli jej przechodziło. Teraz z resztą sama widziała jakie to tak naprawdę ma znaczenie. Czysta krew? I co z tego jak jest się bezduszną totalnie świnią. Tylko swojej krwi się nie wyrzeknie, podobnie jak rodziny z której pochodzi. - Przestań... Nie musisz nikomu niczego skopywać dla mnie, naprawdę. - powiedziała z uśmiechem, ale nie zmienia to faktu, że to miłe. Coś podobnego! Ślizgonka i Gryfon, którzy dogadują się tak dobrze? No cóż. Chayenne jest nietypowa. W końcu jeszcze niecały rok wcześniej była w związku z czarodziejem półkrwi i naprawdę się tym nie przejmowała. Ba, nawet obdarzyła go większym uczuciem. Także dla niej nie ma reguł, a ona sama lubi jest ustalać. W razie potrzeb oczywiście. Cieszyła się, że ma kogoś takiego jak Gilbert, nawet jeśli ich spotkania na trzeźwo ograniczają się do krótkiej wymiany zdań, a alkohol wyzwala w nich więcej gadatliwości. Z resztą, jakby mieli czas to pewnie i nawet na trzeźo by się dogadali, no, ale po co? Skoro alkohol jest taki dobry! Może i nie jest głupia, może i nie jest nienormalna. Na pewno nie jest typową nastolatką w swoim wieku, tego nie da się ukryć, ale przynajmniej jest ludzka. Przez ostatnie miesiące bardzo się zmieniła i miała świadomość, że nie jest to jeszcze koniec jej niesamowitej metamorfozy tak naprawdę. SZczerze powiedziawszy czuła, że to dopiero początek tego wszystkiego. Zapewne jeszcze każdego bardzo zaskoczy... Bardzo, bardzo mocno. - Nie, nie palę... - mruknęła z uśmiechem na ustach, takim delikatnym i słodkim. Nie potrzebowała palić, ale jak ktoś to robił kompletnie jej nie przeszkadzało, szczerze powiedziawszy. No, ale... Zaręczyny były kolejnym tematem, który doprowadzał ją do szaleństwa i w ostatnim czasie niejednokrotnie do łez. Nie mogła przeżyć tego, że rodzina tak bardzo chce ją skrzywdzić. - Uwierz mi, jak oni kogoś szukają to znajdą i to bardzo szybko. Ojciec chce zrobić ze mnie marionetkę, taką jak zrobił z mojej matki... - powiedziała całkiem poważnie. Dziewczyna może i jest młoda, jednak wiele zauważa i naprawdę wielu rzeczy się domyśla. Nie jest ślepa, ani głupia, jak zostało to wcześniej wspomniane. Naprawdę nie wiedziała dlaczego kobiety w rodach czarodziejskich dają się tak traktować. Ona wdała się niestety w charakter ojca, była jedynaczką, więc mieli z nią same kłopoty. Na szczęście jeszcze jej nie wydziedziczyli, a jeśli już to kiedyś zrobią, to Chayenne sobie poradzi. Nie ma, że boli. Ta dziewczyna to naprawdę twarda sztuka. - Z przyjemnością do Ciebie pójdę... - szepnęła cicho i zaraz znalazła się przy nim wtulając się w niego. Odetchnęła głębiej rozkoszując się zapachem jego perfum, niezwykle przyjemnym i działającym na nią bardzo mocno. Chayenne często rozpływała się czując niektóre rodzaje męskich perfum, a on należał do tych facetów, którzy używali takich. Więc miał kolejne plusy u niej. - Coś Ty, znajdą mi kogoś tak niesamowitego, że zdążę otruć go jeszcze na weselu. - zaśmiała się lekko. Ach te jej niezwykłe żarty. Znajdzie z pewnością sposób, żeby jakoś uciec od małżeństwo, choćby miało to oznaczać zostanie wdową w kilka godzin po weselu. Ale zaraz... małżeństwo nie spożyte jest małżeństwem nie ważnym, więc akurat byłoby jej to na rękę. - No, ale... jak chcesz mi się oświadczać to też jest ciekawa i bardzo, bardzo interesująca opcja. - szepnęła cicho spoglądając chłopakowi głęboko w oczy. Mimowolnie i zupełnie bezwiednie zaczęła delikatnie przesuwać palcami po jego boku, tak już miała, pewnych rzeczy nie kontrolowała.
Gilbert Nilsson
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Nie 26 Paź 2014, 15:25
Chayenne była nietypowa, ale nietypowa jak na zachowanie, z jakim kojarzyli ją ludzie. Gilbert natomiast nigdy nie miał problemów z kontaktami z innymi, nieważne jaką mieli krew i pochodzenie, choć oczywistym jest, że starał się stronić od "złego towarzystwa". Rozmawiał z wieloma ludźmi, przez co był na bieżąco ze sprawami w zamku. Dzięki temu wiedział też, że Chay nie miała najlepszej reputacji wśród uczniów spoza domu Salazara. Nie przeszkadzało mu to, nie lubił oceniać ludzi dopóki ich nie poznał. Potem zresztą też nie. Dobrze wyszedł na tym całym nie ocenianiu, Chay okazała się być dobrą rozmówczynią i ich pogawędki umiliły mu wiele tegorocznych imprez. Mile zaskoczyła go swoim charakterem, polubił ją i chciał choć trochę poprawić jej humor. To dlatego mówił te wszystkie dziwne rzeczy... no i trochę dlatego, że był coraz bardziej pijany. - Ty? Marionetką w rękach kogokolwiek? Chyba żartujesz, ciebie nie da się tak łatwo pokonać. - wtulił twarz w jej włosy i pozwolił sobie odpłynąć myślami. Często miał wrażenie, że i jego matka jest taką marionetką, nic dziwnego, przecież wciąż tkwiła w związku z mężczyzną którego przestała kochać po tych wszystkich latach, przez które zmienił się nie do poznania. Ale kiedy by tak głębiej się zastanowić, okazywała się silniejsza i mądrzejsza niż większość ludzi których znał. Westchnieniem odgonił myśli, czując, że znów zaczyna się zamartwiać. -Jeśli chcesz go otruć to mam nadzieję, że z eliksirów masz same W. Nie można ufać nawet handlarzom z Pokątnej, wystarczy takiego przycisnąć i wszystko wyśpiewa - kto, co, kiedy, w jakiej ilości. Źle zaplanowana zbrodnia to samobójstwo. - zaśmiał się pod nosem i wypuścił ją z objęć by napełnić kieliszki słodkim trunkiem, a kiedy kolejny raz przytulił dziewczynę i pozwolił sobie pozachwycać się jej wyjątkową urodą, ona odwzajemniła delikatny gest, choć odniósł wrażenie, że zrobiła to równie nieświadomie jak on sam, kilka sekund wcześniej. Odwzajemnił jej spojrzenie bez cienia niepewności, choć tak naprawdę miał ochotę odwrócić głowę w drugą stronę. W jego głowie pojawiło się zbyt wiele obrazów, ktore dało się teraz wcielić w życie. Na Boga, przyszedłem tutaj żeby z nią pogadać, pocieszyć, a teraz nie mogę utrzymać rąk przy sobie? Nie mógł, mimo że się starał. Postawił pusty kieliszek na stole. - Skoro tylko sobie tego życzysz... – uśmiechnął się cwaniacko, jak dziecko, które właśnie dostało lizaka za to, że było niegrzeczne – Chayenne Montgomery... czy wyjdziesz za mnie? – roześmiał się i trącił palcem zgrabny nosek. Drugą ręką wciąż gładził gładkie kosmyki, szukał wzrokiem jej spojrzenia, a kiedy w końcu je napotykał, przedłużał jego trwanie do granic możliwości. Nie powinien, prawda? Byli samotni, pijani... byli przyjaciółmi. No, prawie, ale nigdy nie myślał o niej w taki sposób. Teraz myślał i ciężko mu było się uspokoić. - Chay? Wybacz mi to, proszę. – mruknął cicho, jakby nagle odjęło mu mowę, przybliżył się do niej i musnął jej wargi swoimi, nie chcąc od razu zmuszać jej do pocałunku.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Nie 26 Paź 2014, 15:54
Gdyby wdała się charakterem w swoją mamusię z całą pewnością stałaby się marionetką w rękach kogokolwiek. Oczywiście, że miała tę świadomość, iż matka nie od początku była własnie tak, kiedyś na pewno była piękną mądrą kobietą, mająca swoje zdanie, jednak zbyt psychicznie słabą, aby stawić czoło takiemu tyranowi jakim był ojciec Chayenne. Niestety, pech chciał, że dziewczę wdało się charakterem w swego ojca. Jasne, nie była paskudnym tyranem, którego każdy bezprzerwy słuchał bojąc się o swoje życie. Chayenne po prostu miała swoje zdanie, umiała powiedzieć to co o danej sprawie myśli. Niestety, często było to nie akceptowane przez ojca. - Uwierz mi Kocie, mój ojciec chciałby abym wygladała, uśmiechała się i przytakiwała głową. Bo tak powinna zachowywać się kobieta. Ale nie martw się, ja się nie dam... - zaśmiała się słodko i puściła mu oczko. O nie, Chay się nie podda, zrobi wszystko co by było jej w życiu dobrze, choćby miała stracić swoje nazwisko i zostać Chayenne. Pal sześć. Ona miała to w tym momencie gdzieś, że w ogóle mogą ją wydziedziczyć. Teraz martwiła się tylko i wyłącznie sama sobą tak naprawdę. No i oczywiście tymi, którzy są jej bliscy. Tak jak na przykład Gilbert, który co prawda nie mógł trzymać rączek przy sobie, ale jej to zupełnie nie przeszkadzało tak naprawdę. - Kocham eliksiry... To moja mocna strona, naprawdę. Także nie martw się, nic nie kupię, tylko parę składników i sama coś sporządzę. - powiedziała szczerząc ząbki. Chay nie zaryzykowałaby i nie kupiła eliksiru tak po prostu od kogoś, kogo nie zna. Wolała dla pewności i pełnej skuteczności zrobić to sama. Zdecydowanie. Nie chciała narażać siebie na ryzyko. Tego ją nauczyli rodzice i chociaż ta jedna nauka w las nie poszła. Naprawdę. - Hmmm... Jasne że za Ciebie wyjdę... - szepnęła cicho uśmiechając się delikatnie i przyjemnie, tak jakby mówiła to na serio. Oczywiście oboje byli pijani i mieli w sobie więcej alkoholu niżustawa przewiduje, oboje nie do końca na trzeźwo do tego podchodzili, a jednak... Pozytywnie nastawienie posyłali sobie spojrzenia i zerkali głęboko w oczy chcąc dostrzec coś... no właśnie, ale co? Chayenne bardzo podobały się jego tęczówki, miały w sobie to coś magicznego co tak bardzo ją pociągało. Chłopak zdecydowanie należał do przystojnych, podobał jej się i był nieziemsko sympatyczny. Ona sama miała opinię jaką miałą, jednak ten kto nie poznał jej osobiście nie wie jaka jest, a Gilbert mógł się przekonać sam, że dziewczyna jest jednak inna niż mawiają. - Nie mam... - szepnęła cicho, chciała powiedzieć, żę nie ma co mu wybaczać, a on ją pocałował. Początkowo zaskoczona zastygła w bezruchu, po chwili jednak oddała mu pocałunek nieco mocniej i przyjemniej. Miał słodkie usta, dało się jeszcze wyczuć na nich alkohol, ale z pewnością, on na jej ciepłych wargach również mógł go poczuć. Pogłębiła delikatnie pocałunek, który z początku był bardzo delikatny, przylgnęła do niego jeszcze mocniej i rozkoszowała się tą chwilą. - Wybaczam... choć nie mam co... - szepnęła cicho i kilkakrotnie musnęła jego usta po raz kolejny otwierając znów oczy.
Gilbert Nilsson
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Czw 06 Lis 2014, 19:26
Sam dotyk jej ciepłych warg w jednej krótkiej chwili uderzył mu do głowy. Kiedy odwzajemniła tego delikatnego buziaka, cała niepewność ulotniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Serce podskoczyło nagle i zaczęło wybija szaleńczy rytm, palce bezwiednie dotknęły gładkiej szyi dziewczyny i powoli przechodziły na kark i tam na chwilę się zatrzymały. Wplótł palce w ciemne kosmyki i pocałował ją znowu. Już nie musiał obawiać się jej reakcji, jego pocałunki w niczym nie przypominały tego pierwszego, pozornie niewinnego, jego ręce w końcu mogły robić to, do czego rwały się od dłuższego czasu – gładzić, obejmować, otulać. Ktoś mógłby spróbować powiedzieć, że upijał się jej bliskością, ale wypił wystarczająco dużo by być pijanym i bez tego, a nagła bliskość działała raczej pobudzająco, aniżeli ogłupiająco-usypiająco. Jego dłonie sunęły po jej plecach, potem stopniowo w dół, wzdłuż linii talii. Oderwał się od jej ust, zanurzył się w błękicie błyszczących oczu i mimowolnie uniósł kąciki ust. Jego wzrok powoli przesuwał się w dół, uważnie lustrował zgrabną sylwetkę, starał się dostrzec najmniejszy szczegół. Pieprzyk, zaczerwienienie, uroczy siniak gdzieś na nodze. Wszystko wydawało mu się takie idealne... w jego oczach wyglądała jak zrobiona z najdelikatniejszej porcelany, mimo że to silny charakter, którego mógłby pozazdrościć jej niejeden mężczyzna, podobał mu się najbardziej. Przymrużył oczy kiedy znów na nią spojrzał. Cisza, która zapanowała między w jego odczuciach nie była ciężka, wręcz przeciwnie – pełna napięcia i tej przyjemnej niepewności co zrobi druga osoba. Nie miał ochoty tego przerywać. Jedna ręka znów posunęła w górę, pokonując kolejne cale, ażw końcu pod palcami wyczuł wyraźne zgrubienie biegnącepomiędzy łopatkami – zapięcie od sukienki, które kusiło go i wciąż przyciągało. Nie umiał się zatrzymać, nie teraz. Jego usta przylgnęły do bladej szyi Chayenne, naznaczając ją pocałunkami, wciąż wyżej i wyżej, dopóki znów nie odnalazł lekko rozchylonych warg. Chwilę sunął opuszkami palców po zapięciu, zastanawiając się czy jej nie spłoszy, a potem zdecydowanym ruchem pociągnął suwak w dół. Rano czekał go kac moralny i solidny ból głowy, teraz jednak cieszył zmysły obrazami i zapachami, smakiem jej warg, na których wyczuwał alkohol i coś przyjemnie słodkiego. Gładził ciepłą skórę – talię, biodra, odsłonięte teraz plecy, a jednocześnie starał się do niczego jej nie zmuszać. Był przygotowany na najsubtelniejszy sygnał z jej strony, nie posuwał się dalej, jakby trwał w oczekiwaniu na jej ruch, albo chociaż przyzwolenie. Mimo pozornego opanowania, Pokój Życzeń dobrze wiedział co siedzi mu w głowie i zalewa jego myśli przeróżnymi obrazami. Przez cały czas kanapa wydłużała się według ich potrzeb w sposób, który można było przeoczyć, teraz jednak przetransmutowała się w duże łóżko pełne puchatych poduszek.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Czw 06 Lis 2014, 20:13
Do tej pory traktowała Gilberta jak dobrego kumpla, przyjaciela nawet. Był jej bliski, z nim mogła porozmawiać o wszystkim, nie ważne, że zazwyczaj byli pod wpływem alkoholu albo czegoś innego, ale najważniejsze, że bawiła się z nim wyśmienicie. A teraz? Te kilka chwil tak wiele zmieniły, Chayenne nie spodziewała się, że to wszystko może się potoczyć w ten sposób, że będzie ją całował, a ona tak chętnie odda mu te nieziemskie pocałunki. Zahipnotyzował ją, czuła jego usta na swoich, na szyi, czuła jak coraz pewniej przesuwa dłońmi po jej ciele, nie przeszkadzało jej to. W końcu nie robią nic złego, prawda? Dziewczyna całowała go delikatnie, dzisiaj była w swej delikatniejszej, bardziej kruchej wersji. Potrzebowała silnego mężczyzny, który będzie mógł się nią zaopiekować. Potrzebowała czegoś stabilnego, czegoś co w końcu uspokoi jej emocje i przestanie być taką niemiłą, nieprzyjemną osobą, która nie potrafi sama ogarnąć własnego życia. Zadrżała delikatnie czując dłoń plecach, tuż przy zapięciu sukienki. Miała wrażenie, że nie do końca był pewny tego co robi, nie do końca przekonany. Jednak zrobił to, błądził dłonią po jej ciele... A ona z pełną świadomością, że będzie musiała mu odmówić nie protestowała. Westchnęła cicho. Odsunęła się delikatnie od niego. Nie chciała się całkiem odsuwać, chciała być przytulona do niego mocno, no i oczywiście czuć jego bliskość. Ale musiała mu powiedzieć wprost... - Nie mogę tego zrobić... - mruknęła. Nie do końca sama była zadowolona z tego, bo wiadomo... Jednak jakby nie popatrzeć, nie mogła z powodu własnych spraw, a raczej babskich spraw. Westchnęła cicho i przygtyzła lekko wargę. Przesunęła palcami po jego policzku i uśmiechnęła się blado, po czym pochyliła się i musnęła lekko ustami płatek jego ucha. - Wybacz, babskie sprawy... Ale naprawdę bym chciała... - dodała jeszcze cicho i zaczęła całować go wzdłuż linii brody, a później musnęła jego nos i uśmiechnęła się delikatnie. - Ale nie musisz zapinać... - dodała z uśmiechem takim bardziej cwanym, no, ale taka właśnie już jest. Przygryzła lekko wargę. - Mamy jeszcze jakiśalkohol... albo coś innego? - uniosła brew ku górze z tym swoim uśmieszkiem. - No i jeszcze bym chciała parę buziaków, bo jakoś mi mało... - mruknęła cicho i zrobiła słodkie kocie oczka.
Gilbert Nilsson
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Wto 11 Lis 2014, 21:56
Delektował jej się smakiem, cieszył się miękkością skóry, ilością bodźców, które odbierał. Dłoń z pleców przeniosła się udo, wędrowała coraz wyżej i prawie by się nie zatrzymała, gdyby w porę nie zrozumiał sensu słów wypowiedzianych przez Chayenne. Zmarszczył brwi, ale posłusznie odsunął od niej dłonie, w duchu zastanawiając się co zrobił nie tak. Nie był zły, nie mógł by, był za to... rozczarowany. Mogła dać mu znać wcześniej, nie wodzić go tak za nos jak tresowanego pudla. Nagle zrobiło mu się głupio, westchnął cicho pod nosem. Wtedy pojawiły się słowa wyjaśnienia. Może wymagał od niej zbyt wiele? Oboje trochę wypili, w takich chwilach pożądanie brało górę, był nawet skłonny wyrazić podziw, na pewno niełatwo było jej odmówić. Poza tym wcale nie po to tutaj przyszli, prawda? Gdzie tak w ogóle pocieszanie przerodziło się w namiętne pocałunki?Kiedy to się wydarzyło? Miał mętlik w głowie. - Nie muszę zapinać? - mruknął, będąc całkowicie zdezorientowanym. Czyż to nie kusiło go bardziej? Nie zastanawiał się. Nie chciał się więcej zastanawiać. Na pytanie o alkohol pokręcił smętnie głową. Potem jednak przyszło mu coś do głowy. - Stokrotka? Strokrotko, chodź tutaj natychmiast. - zawołał i klasnął w dłonie, żeby lepiej zwrócić uwagę skrzata. Te stworzenia miały to do siebie, że potrafiły teleportować się nawet w najbardziej osobliwe miejsca. Hogwart obłożony zaklęciami? Czemu nie. Piwnica dwadzieścia metrów pod ziemią? Już się robi. Tym razem także się nie pomylił, po chwili usłyszeli cichy trzask, a sekundę po tym na stoliku pojawiła się niewielka skrzatka. Była zadbana, jej szata nie przypominała większości ubrań należących do skrzatów, poza tym kłaniała się nisko, jak każdy skrzat domowy. - Przynieś nam butelkę wina z piwnicy ojca, proszę. Skrzatka zniknęła, ale po kilku minutach (które spędził na obcałowywaniu każdego milimetra dekoltu Ślizgonki) zjawiła się ponownie, z butelką wina, która musiała być dla niej okropnie ciężka. Przejął alkohol i odesłał ją do domu. Na stole czekał już korkociąg, napełnił dwie lampki winem i podał dziewczynie kieliszek. Najwyraźniej ich alkoholowe upojenie miało trwać w najlepsze. Kuś, całuj i pieść. Nie przestawaj, aż wyparuje alkohol. W myśl tego upił kilka łyczków słodkiego wina, odstawił oba na stoliczek i zwrócił an nią spojrzenie. - Mało ci? - zaśmiał się mimowolnie. Ach, Chayenne, dlaczego tak kusisz? Przysunął się do niej znowu, objął mocno jej drobne ciało i w pocałunku wyraził całą swoją fascynację, całą niecierpliwość i pożądanie, jakie uzbierało się przez całą ich rozmowę. Nie dawał jej taryfy ulgowej, skoro ona zwodziła jego, to i on ją mógł nieco pomęczyć. Pozwolił zsunąć się sukience z jednego ramienia, potem z drugiego, w końcu opadła z małą pomocą Gilberta, kiedy zatrzymała się na biuście. Omiótł ją rozpalonym spojrzeniem. Przecież miał jej zezwolenie, prawda? Z największą delikatnością popchnął ją na chłodną pościel. Palcami niecierpliwie przebiegł wzdłuż jej talii, pogładził policzek, wpił się w usta. Pod jej plecami odnalazł zapięcie stanika, ale w ułamek sekundy zmienił zdanie, odpuścił. I całował ją tak namiętnie, tak, jak sobie tego życzyła. I nie chciał, by ta chwila kiedykolwiek się skończyła. Nigdy.
Chayenne Montgomery
Temat: Re: A moze pomieszamy..? Wto 11 Lis 2014, 23:01
To okropne z jej strony, że tak go traktowała. Nie chciała przecież źle, gdyby nie te babskie dni pewnie przeszliby do rzeczy, jednak Chayenne nie czuła się zbyt dobrze. Nie mówię tu o psychicznych sprawach, bo i tak z tym było krucho, ale to Gilbert już wiedział, prócz tego nie czuła się zbyt rewelacyjnie psychicznie. Jednak ta bliskość i ciepło które dawało jej jego ciało sprawiało, że Chayenne czuje się jeszcze lepiej, mniej ją boli i sprawie jej to przyjemność, że chłopak tak przyjemnie się nią zajmował. Jednak musiała mu odmówić, a to dla niej też nie było komfortowe. - Ja wiem, trygrysku, to okropne… – jęknęła cicho. – Ale Twoje ciepłe łapki bardzo dogrzewają moje ciało… – dodała jeszcze i uśmiechnęła się delikatnie. Bardzo cieszyła się z faktu, że to zaakceptował. Spokojnie, Chayenne mu to wynagrodzi, ona taka jest. To nie pozostanie bez echa. Teraz musieli jednak ograniczyć swoje pragnienia do minimum i skupić się na całowaniu i dotykaniu swoich ciał. No chociaż tyle niech będą mieli z tego wspaniałego wieczoru. Chay cieszyła się, że natknęła się na niego. Cieszyła się, że teraz są tutaj razem i czuła się jakby miała naprawdę kogoś bliskiego. Miała nadzieję, że znajomość z Gilbertem nie okaże się czymś trwającym chwilę i po tym wszystkim nie zostanie sama jak palec ze swoimi problemami, z natłokiem myśli starając się resztą sil walczyć o to, aby psychicznie wytrzymać i dożyć następnego dnia. - A myślałam, że to Stokrotko to do mnie… – zaśmiała się lekko. Takie urocze określenie, no ale musiała zadowolić się faktem, że Gilbert wzywał tylko swojego skrzata domowego. No, Chay też miała skrzata, ale wolała jednak nie wzywać go po to, aby doniósł alkohol. Z pewnością jej ojciec by się dowiedział, a wtedy by ją chyba zabił. W sumie to nie byłoby dziwne, w końcu jego córka nieletnia i pijąca alkohol? To się przecież nie godzi! - Mrau, teraz wino… Co jeszcze dzisiaj wymieszamy? – zaśmiała się i spojrzała mu w oczy. Płomienie delikatnie igrały w jej błękitnych jasnych oczętach. Wyglądała uroczo i bardzo słodko. Chay przecież była tak naprawdę tylko zwykłą nastolatką i jak każdy inny miała swoje potrzeby. - Wiesz… masz takie… słodkie seksowne usta… – szepnęła cicho i spojrzała mu w oczy delikatnie spod przymrużonych oczu. – Nikt mnie tak dawno nie całował jak Ty… – dodała jeszcze cichym głosem i przesunęła palcami po jego policzku. Zaśmiała się słodko kiedy pchnął ją na chłodną pościel. Westchnęła cicho i przygryzła wargę, aby zaraz oddać się jego pocałunkom. Namiętne, wzbudzające pożądanie. A to bardzo niedobrze, bo Chayenne bardzo się nakręcała przez to. Cholernie, a to było nie do zniesienia, mając świadomośc, że nie może za bardzo pozwolićmu na więcej. - Mmm… Gilbert… – szepnęła cicho przerywając. Podniosła się z łóżka. – Poczekaj… Nie będziemy chyba spać… ten no… – sięgnęła po lampkę wina i opróżniła ją do dna. – W ubraniach… Bo na przykład… – zachwiała się lekko zrzucając z małych stópek szpilki, byle jak, nieważne tak naprawdę gdzie sobie poleciały. – Ta głupia sukienka ma strasznie niewygodne… zapięcia i do tego widzisz… te zamki od spodu są też i uwierają… – dodała jeszcze. – Ja wiem to grzech, bo Cię kuszę, ale obiecuję będę grzeczna… No i… – zsunęła sukienkę zostając w samej bieliźnie, wskoczyła pod kołderkę, żeby za dużo nie widział. – Rozbieraj się i wskakuj do mnie, bo zimno pod tą pościelą… – dodała jeszcze przygryzając wargę i posyłając mu buziaczka. Przymknęła lekko oczy czekając aż położy się obok niej i w końcu przytuli ją biorąc w swoje ciepłe, bezpieczne obięcia.