|
| Parter - Wypadki Przedmiotowe | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Amycus Carrow
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Czw 23 Paź 2014, 19:00 | |
| Zmienność nastrojów chłopaka uzależniona była od zachowania Yumi, która poruszała chyba celowo odpowiednimi strunami w jego organizmie, co dostrzegł dopiero obserwując zaskoczenie wymalowane na twarzy japonki, kiedy poddał się pierwszej z wielu fal furii. - Nawet się nie waż. – Odpowiedział od razu z ostrą obojętnością, mającą wyżłobić się wraz z nieugiętym spojrzeniem w umyśle dziewczyny na długie lata, podczas gdy nie potrafił poradzić sobie z ciężarem gniewu, nie zastanawiając się nawet jak wielką radość sprawiłaby tą właśnie rozmową Abigaile, która z ulgą ujrzałaby zaangażowanie przyszłej synowej. Przenosił ciemne spojrzenie z jednego oka na drugie, próbując rozczytać w nich coś więcej poza dojmującym chłodem w wypowiedzi dziewczyny, wypuszczając ze zrezygnowaniem jej ubranie tylko po to, aby znowu oprzeć się plecami o regał i z głośnym szumem zsunąć się na podłogę. – Ojciec już się o to stara. – Dopowiedział słabszym głosem nie patrząc na nią, ale podpierając ręką dziwnie ciężką głowę, z każdą chwilą coraz mocniej pulsującą bólem porównywalnym do tego, co znajdowało się w ręce. Nazwisko przez niego noszone oznaczało nie tylko obowiązki, ale liczne przywileje na jakie pracował już teraz, u progu dorosłości wyrabiając własne znajomości na korzyść imienia obdarowanego przez rodziców. W przeciwieństwie do Alecto posiadał wysokie poczucie obowiązku i brak potrzeby wylania na jakiejś kobiecie swojej miłości modelował z niego idealnego kandydata na męża dla dziewczyny, z którą miał się pierwotnie połączyć nie znając jej wcześniej. Środki uspokajające zaczęły uwalniać odpowiednie enzymy hamując proces szykującego się szału młodego Carrowa, zmuszonego do brania głębszych wdechów w celu utrzymania prawidłowego rytmu serca i oddechu, jaki umykał mu wraz z każdym uchyleniem warg. Zamknięte pod wpływem ostrego światła powieki podsyłały mu kolejne obrazy spełniających się pragnień, jednak nade wszystko pragnął odzyskać dotychczasową sprawność i odnaleźć własną siostrę, będącą jedynym przewodnikiem po świecie dorosłych ludzi, stanowiąca dotychczas jedyne wsparcie dla mało rozumiejącego Ślizgona o ambicji przerastającej jego własne możliwości. Zdawać by się mogło, że nie słyszał żadnego pytania nasączonego troską od strony Krukonki, oczekując od niej niemożliwości w formie porzucenia dotychczasowych schematów obronnych i oddania się mu pod własną predyspozycje, w każdej niemalże chwili. Przesunął ręką wzdłuż blednącej twarzy, wyczuwając pod opuszkami palców podwyższona temperaturę na wysokości czoła oraz kości policzkowych, z premedytacją przedłużając moment odpowiedzi na proste przecież pytanie, oznaczające przyznanie się do złego samopoczucia i udania się do pokoju przepełnionego mnóstwem niepotrzebnego dla niego sprzętu. Ze wszystkich sił pragnął wygonić stąd Merberetównę, widząc w tej drobnej postaci zdecydowanie zbyt wiele dobra i czułości skrywanej latami, zniechęcając się tym samym do dalszych prób przebijania się przez stworzony przez nią mur. Próbując wziąć głębszy wdech zadrżał i wchłonął do swoich płuc intensywne ciepło zmieszanych perfum z malinowym posmakiem pozostawionym na jego ustach, który przypomniał sobie przesuwając językiem po dolnej wardze nieprzyjemnie chrapliwej z powodu spękanego naskórka. Beznadziejność związana z bezsilnością uniemożliwiała mu podjęcie ostatecznej decyzji pozwalając sobie na tkwienie w martwym punkcie z pustym spojrzeniem wpatrując się w szczotkę przewieszoną naprzeciwko. Podparł brodę i policzek zaciśniętą luźno pięścią, a żarówka oświetlała niezdrowe wypieki na twarzy chłopaka wraz ze sporymi kroplami potu spływającymi mu po skroniach, które wytarł pośpiesznie o rękaw koszulki, niezadowolony przesuwającymi się łaskotkami. - Jak ty to robisz, że tylko dwa razy widziałem twoje łzy? – Odezwał się w końcu skupiając na postaci narzeczonej tak silnie, że nie do końca potrafiłby odpowiedzieć dlaczego właśnie to robi, potęgując w sobie uzależnienie od jej osoby, pragnąc coraz więcej gestów przejawiających zainteresowanie w tę stronę. – Czy też czujesz czasami tę … - krótka przerwa została zakończona zmęczonym wdechem, wyrzucając z siebie konkretne słowo: - … pustkę.. Mam wrażenie, że zostałem zamknięty w klatce przez którą mogę jedynie obserwować wydarzenia rozgrywające się bez mojego udziału. Podczas obozu dostałem list od Alecto. Uznała mnie za zdrajcę i zaszyła się tam, gdzie moje ręce jej nie dosięgną, a teraz musisz tego wszystkiego wysłuchiwać. Wiem, że nigdy nie pałałyście do siebie sympatią, ale jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu. Odwróciła się ode mnie plecami w momencie… - Pokręcił przecząco głową zsuwając palce na głowę i potarł ją w zamyśleniu czochrając włosy, ukrywając wciąż wyraz twarzy przed narzeczoną wysłuchującą niejako spowiedzi zagubionego dziecka, który nie pasował w żadnej mierze do Amycusa Carrowa. – Eliksir uspokajający ma chyba jakiś skutek uboczny i nie mogę się porządnie wkurzyć, zamiast tego rzucam ckliwymi tekstami. – Urwał w końcu swój miękki monolog nasączony naturalnością we właściwej dla niego obojętności, zwracając mimowolnie uwagę dla Yumi naprowadzającą ją na stopień wzburzenia, jakiego jeszcze nie dostrzegła. To co widziała było jedynie kroplą w morzu i jeśli planowała przyjąć na siebie całą frustrację Ślizgona, z pewnością sama powinna zaopatrzyć się w leki uspokajające. - Chodź, usiądź mi na kolanach i mnie pocałuj. – Dopiero teraz podniósł spojrzenie na zdezorientowaną twarz, szurając nogami w celach zaprezentowania całkiem nowego aspektu ich znajomości, zapraszając ją do przekroczenia kolejnych barier potrzebnych im obojgu z różnych względów, zwracając przede wszystkim na własne dobro i chęci kontemplowania rozkoszy, odrzucając gniew. - Proszę. - Dopowiedział z łagodną modulacją głosu i ledwie dostrzegalną szorstkością. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Czw 23 Paź 2014, 19:01 | |
| Nigdy nie przypuszczała jak bardzo bolesny jest czyjś gniew. Od wielu lat Derek wyżywał na niej swój gniew, jednakowoż nigdy nie miało to takiego wydźwięku jak u Amycusa. Przy nim zaciskała zęby i wiedziała, że ten gniew był zdrowy i potrzebny. Jego groźba i zakaz rozmawiania z własną matką umocniła Yui w przekonaniu, że jak najbardziej właśnie to powinna zrobić. Kto jak kto, ale nikt lepiej nie zna Amycusa niźli jego matka, siostra, rodzina. Tak więc nie potraktowała jego słów serio, po cichu planując wysłanie sowy do pani Carrow jeszcze przed wyjściem Amycusa ze szpitala. Spuściła spojrzenie na swoje buty, nie ruszając się z miejsca. Siadając pod ścianą udowadniał dziewczynie, że najgorsze ma już za sobą i więcej nie zaserwuje jej tak silnej postaci gniewu. Zszokował ją, zdenerwował i poważnie zmartwił, raniąc ją mimo osłony jaką otoczyła się z zewnątrz. Nie miała zamiaru mu tego mówić. Wbijała paznokcie w kieszeniach dżinsu, pilnując gorliwie swojego spokoju. Miała ochotę na niego krzyczeć i wrzeszczeć oraz przyznać mu rację, że nie ułoży sobie z nim życia, jeśli się nie zmieni. Nie było to prawdą, a goryczą wypełniającą jej serce. Zgadzając się wbrew sobie na małżeństwo, z każdym nadchodzącym dniem dowiadywała się jak bardzo zmieni się jej życie. Pomyśleć, że to dopiero początek zmian. Amycus wciąż nie był świadomy udziału rodziny Chantów, którzy wkroczą w jej, a teraz ich świat z buciorami. Nie napomknęła mu o tym ani słowem uznając, że obecny czas nie jest dobry na mówienie mu o takich rzeczach. Spojrzenie Krukonki złagodniało, gdy uniosła powieki dostrzegając ponownie zmęczenie na jego twarzy. Na jego barkach spoczywało zbyt wiele obowiązków, a gra, którą ciągnął od małego też wymagała pewnych zapasów energii. Szpital bardzo źle na niego wpływał. Yumi zdała sobie sprawę, że lepszym rozwiązaniem byłoby poruszanie kwestii niedowładu ręki wszędzie, byle nie w Mungu. Ona sama nie czuła się tutaj najlepiej. Włosy zakryły jej twarz, gdy spuściła głowę w cichej rezygnacji. Dowiadywała się o nim ciągle coś nowego jednocześnie będąc uprzedzaną, że życie z nim to nie przelewki. Rzucił ją na głębokie morze w przypływie furii rozkazując jej samodzielnie dopłynąć na suchy ląd. Przynajmniej się nad nią nie litował, co doceniała. Szczerość to fundament jakichkolwiek związków i relacji. Strumień światła oświetlał wypieki na jego twarzy i spocone czoło. Nie powinien siedzieć w tym dusznym miejscu i w dodatku z nią. Nieczęsto zdarzało się im rozmawiać normalnie, bez słów naładowanych silnymi emocjami. Yumi poczuła, że musi go odstawić i zostawić w spokoju dopóki samotnie nie wyliże swoich ran. Tak trudno było się na to zdobyć, gdy ręce i ciało lgnęło ku niemu. Tylko w tych ramionach świat zatrzymywał się w miejscu i nie mknął błyskawicznie pozwalając dziewczynie na chwilę odsapnięcia. Jęknęła głucho w myślach wnioskując dlaczego tak bardzo chce przy nim teraz być. Ściśnięte gardło uniemożliwiło udzielenie odpowiedzi od razu. Nigdy nie pozwalała mu, aby widział jej łzy uznając to za coś intymnego i bardzo osobistego, by móc się tym dzielić. Jedynie Soren i Skai widzieli płacz dziewczyny, gdy wszystko zwaliło się naraz na jej kark. - Tęsknisz do nich? - zapytała z pewną słyszalną nutką ironii. Serce drgnęło na wieść, że stała się jedną z najważniejszych osób w jego życiu. Ucieszyłaby się z tych i wielu innych słów, które do niej skierował, gdyby nie lęk, że z tego nie wyjdzie. Nieudolnie próbowała zarazić go optymizmem, a sama miała z tym problem. Nie radziła sobie, bo to ona zawsze czerpała od niego siłę, a nie na odwrót. Role odwróciły się stawiając Yui w bardzo ważnym położeniu. - Posiedź w tej klatce chociaż przez chwilę, Amycusie i pozwól sobie odpocząć. Alecto w końcu zrozumie, że nie przywłaszczę sobie jej brata, tylko go pożyczę na jakieś kilkadziesiąt najbliższych lat. - podjęła próbę uśmiechnięcia się i wyszło, choć bardzo delikatnie. Dała mu do zrozumienia, że oswoiła się już ze stosunkiem jego siostry wobec siebie i nie cierpi z tego powodu. Czas leczy rany, pozwala spojrzeć na trudne sprawy z innej perspektywy. Yui po tych paru miesiącach zauważyła, że przyjaźń jej i Anastasii opierała się głównie na pozytywnych aspektach życia. Nie dzieliły ze sobą nigdy smutków, a to, choć przykre, również było potrzebne w przyjaźni. Wręcz niezbędne. Raz na kilka nocy Yu dusiła płacz w poduszce po utracie cennej osoby, ale radziła sobie. Na pewne rzeczy nie miała wpływu, a więc musiała je zaakceptować. Amycus ją tego nauczył tak samo jak wielu innych zachowań. Nikt nie mówił, że życie jest łatwe. Powróciła na ziemię ściągnięta urwaną wypowiedzią i zawieszonym w powietrzu dźwiękiem drżącego głosu. - Obiecuję, że nikt się o tym nie dowie. - następna próba wprowadzenia pozytywnych wydźwięków do ciasnego pomieszczenia. Uśmiech na twarzy Yu był pewniejszy, choć wciąż dało się wyczuć rezerwę spowodowaną wieścią o istnieniu jakiejś toksyny. Rozważy zakup środków uspokajających. Będzie profilaktycznie zażywać je, ilekroć będą spotykać się. Może nie zauważy, że z jego kłótliwej narzeczonej zrobi się bierna, przytakująca i obojętna lalka. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy jakim jest zaproszenie na kolana. Nim podjęła decyzję już szła ku niemu i w ostatniej chwili krzyknęła w myślach "Hola, hola, to błędne koło". Gniew i pożądanie na zmianę. To znowu się działo. Zgięła nogi w kolanach i kucnęła bliziutko jego twarzy, gładząc ją delikatnie po kości policzkowej i brodzie. Lekki zarost łaskotał w palce i nęcił, aby spełnić jego prośbę. - Źle wyglądasz, martwię się. - szepnęła poważnie, przesuwając kciukiem po jego dolnej wardze. Cienie pod oczami, bladość, krople potu i ciężki oddech nie mogło zostać zignorowane. Nie tym razem, choć z całego serca chciała usiąść mu na kolanach i wtulić się jak dziecko w szerokie barki. Gdyby to zrobiła, nieprędko by wstała i oboje o tym wiedzieli. - To był ciężki dzień, Amycusie. - westchnęła, wciąż na wpół świadomie badając opuszkami palców fakturę jego ust. Przyciągały jak magnes, który w chwili obecnej musiała powstrzymać. - Musisz porządnie wypocząć. - zakomunikowała mu, że czas, aby wrócił do sali i bez powarkiwań położył się spać. Mimo prób utrzymania równego oddechu, oddychała płytko. Działo się tak samo ilekroć siedziała tak blisko, mając go na wyciągnięcie ręki. Uciekła wzrokiem, aby nie ulec pokusom. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Czw 23 Paź 2014, 19:04 | |
| Przelotne zerknięcie na wykrzywione w słabo widocznej ironii usta wystarczyły mu, aby pochylił głowę w trudnej do odczytania imitacji przytaknięcia, nie dążąc nawet do prób wytłumaczenia niedopowiedzenia zastygłego między nimi, zbyt wyczerpany psychicznie nieustającym bólem, aby zagłębiać się w tłumaczenia. Odpowiedni dobór słów nie ułatwiał mu podzielenia się z nią krążącymi myślami na temat odczuć nakładających się na siebie, a w następnej kolejności rozrywających na strzępy resztki rozsądku otaczającej rzeczywistości, zmuszając go do pośpiesznego przewartościowania swojego kodeksu. Optymizm wpleciony w zadziwiająco łaskawy do uszu głos nie spełniał swojej funkcji pomimo usilnych prób Yumi, przywołując jedynie uważniejsze spojrzenie chłopaka próbującego dobrnąć do drugiego dna poszczególnych wypowiedzi i przeanalizować je wedle znanych mu metod, rozbierając ją i zabierając ostatnie kostki lodowego muru. Potrafił zmusić się do rozchylenia warg i wypuszczenia kolejnego wydechu, nie panując na dziwnej miękkości podniebienia połaczonej z ciężarem języka, pozbawiając go zdolności werbalnej komunikacji, na rzecz pokręcenia głową w niemrawym, niezwykle słabym zaprzeczeniu. Ile sił musiałby włożyć w wytłumaczenie pustki otaczającej go ściśle, odbierającej mu możliwość podjęcia walki o własne życie i dobrobyt, zapewniając tym samym stabilną przyszłość tworzącej się rodzinie, naciskając nie jednomiernie na zapewnienia mieszające gniew i obojętność w mieszance wybuchowej. Odczucie duchoty doskwierało mu w fizyczny sposób pomimo dobrej pracy płuc oraz innych organów, nie licząc oczywiście kilku siniaków czy otarć, mających zniknąć w ciągu kilku najbliższych dni. Usprawiedliwienie tego stanu znajdowało się poza zasięgiem możliwości Amycusa, poddającemu się swobodnemu słowotokowi na jaki nigdy nie powinien sobie pozwolić w towarzystwie niepewnej znajomości, łączącego go słabym przyrzeczeniem małżeństwa, bez zapewnienia o lojalności. Byli sojusznikami, jednak Yumi była zależna od niego w zdecydowanie większy sposób niż by tego chciała, otrzymując w zamian słabe obietnice poprawy i świetlanej przyszłości pozbawionej prawdziwego uczucia ze strony męża. Nie odczuwał do tej pory potrzeby wczucia się w jej sytuację aż do momentu, w jakim poświęciła kilka słów dla oceny rzeczywistej sytuacji, mogącej zmienić się w przeciwną stronę przy niesprzyjających okolicznościach jakimi mogła okazać się chociażby znajomość z niewłaściwymi osobami. I ta właśnie myśl zawładnęła bez reszty Amycuem, który zapomniał na krótki moment o prośbie jaką planował złożyć za kilka minut, przypominając spotkanie sprzed zaręczyn z niebezpiecznym rówieśnikiem, stanowiącym namacalne zło mogące zagrozić bezpieczeństwu Yumi bardziej, niż Derek. Kiedy zbliżyła się uniósł twarz w jej stronę z zamglonymi od postępującej gorączki oczyma, nie zmuszając sobie leniwie sączenie kolejnych kropelek ciepła spływających z opuszków palców dziewczyny, ilekroć muskała łagodnie rozpaloną skórę. Drżący oddech zamarł na wargach kiedy zaczęła badać fakturę tego konkretnego fragmentu ciała, ofiarowując mu nieświadomie zdecydowanie więcej doznań niż pocałunek jakim mogłaby go obdarzyć w każdym właściwie momencie. Wsłuchiwał się w jej spokojny i nieco monotonny głos przepełniony śmiertelną powagą nasączoną czystą formą troski, jaka do tej pory nie była mu aż tak bezpośrednio prezentowana, zmuszając go do wyostrzenia wzroku na kontury twarzy dziewczęcia. - Wyzdrowieję, tylko potrzebuję czasu. Sam. – Odpowiedział wbrew sobie przerywając lichą pieszczotę łaskoczącą go w podrażnione od wcześniejszych pocałunków wargi, zapamiętując najmniejszy ruch dłoni Yumi tylko i wyłącznie po to, ażeby w nadchodzącym wieczorze przypomnieć sobie dzisiejsze spotkanie z nią podczas podróży w krainie Morfeusza. Dreszcze nie ustawały co jakiś czas zmuszając go do spięcia mięsni i powstrzymania naturalnej reakcji chorego organizmu domagającego się odpoczynku, związanego bezpośrednio z regeneracją uszkodzonych tkanek. Prosił ją w ten sposób o pozostawienie mu jeszcze trochę czasu na oswojenie się z nową sytuacją głównie z powodu braku akceptacji słabości, którą najwyraźniej dostrzegali jedynie mężczyźni z rodu Carrow, nie widząc najmniejszych szans na rehabilitację dumy. Bo to właśnie ona cierpiała w towarzystwie Yumi, kiedy Amycus opuścił zapory utrzymujące go w ryzach i zamiast postąpić wedle ustalonego z góry planu, każde pomysły przeciekały mu przez palce uniemożliwiając uporządkowanie. Bezbronność jaką prezentował przed nią drażniła jego poczucie estetyki, przyzwyczajony do perfekcyjnych zagrań ze swojej strony, a odpoczynek wiązał się z przebywaniem w samotności z myślami dotyczącymi odpowiednich zachowań ludzi i przyszłości, jaką planował z zatrważającą wręcz szczegółowością. Próbował w mało łagodny sposób przekazać jej informację odsunięcia się, żegnając się na kilka dni porządnym pocałunkiem jaki mógłby wspominać przez najbliższe dni aż do chwili, w której spotkają się ponownie z prawidłowym nastawieniem z jego strony. Nauczony doświadczeniem pragnął odepchnąć ją tymczasowo od siebie przecząc własnymi gestami, chwytając mimowolnie skrawek jej swetra i przeplatając go między palcami, nieudolnie tocząc walkę z własnymi mrzonkami. Pewność dotrzymania przez nią milczenia nie należała do słów rzucanych na wiatr, jednak nauczony był utrzymywać wszelkie tajemnice na skraju świadomości ze względu na niebezpiecznych ludzi potrafiących zagrozić co bardziej interesującym jednostkom. Martwieniem się można nazwać stan emocjonalny kiedy człowiek nie potrafi wzmocnić bezpieczeństwa drugiej osoby, skazując ją w ten sposób na działanie czynników zewnętrznych z racji na brak odpowiednich umiejętności powstrzymania losowych wypadków. Amycus widział jak na dłoni emocje krążące po całym ciele przestraszonej dziewczyny, podnosząc własną w stronę jej twarzy odgarniając niespiesznie kilka kosmyków włosów, angażując przy tym również spojrzenie, co jakiś czas nerwowo sprawdzając stan jej oczu i mimiki. - Śliczna. – Powiedział w końcu lakoniczny komplement skierowany w jej stronę zwracając uwagę na pośpiech widoczny w aparycji dziewczyny zdradzającym na każdym kroku uczucia kierowane właśnie w jego stronę, które dotychczas odpychał od siebie własnymi lękami nie dopuszczając ich nawet do własnej świadomości. Skupiając się na muskaniu opuszkami palców jej policzka dotykał rozgrzanych policzków, sunąc w stronę drobnego ucha i ostatecznie szyi obleczonej w kolorowy szalik, który zaczął powolnymi ruchami rozwiązywać. Utrudnienie polegało na posługiwaniu się słabszym ramieniem, jednak utrzymując z nią stabilny kontakt wzrokowy nie pozwalał na przerwanie tego gestu, przesuwając głową w przeczeniu jeśli tylko próbowała powstrzymać go. Ciężkie milczenie zapadło miedzy nimi ze słodkawym posmakiem malin kiedy przysunął materiał do swoich nozdrzy i przymknął powieki, sycąc się trwałością intensywnego zapachu należącego do Merberetówny, odsłaniając się przed nią bardziej niż przed żadną wcześniej dziewczyną. Kiedy otworzył ponownie powieki, oplótł niespiesznie zdrową rękę tę skromną apaszką i pochylił się do przodu, skradając drobny pocałunek z ust dziewczyny zaraz przed tym jak chwycił się regału z wyraźnym problemem zmuszając mięśnie do wysiłku. Tym razem żyły na lewej ręce uwydatniły się bardziej niż powinny kiedy zawroty głowy zaatakowały go znienacka i tylko i wyłącznie refleks Yumi uchronił go przed uderzeniem głową o ścianę przy drzwiach. Niewypowiedziane zdania i przyrzeczenia zawisły między nimi kiedy pozwolił jej zawiesić własną rękę przez jej bark, obserwując kątem oka hart ducha w drobnej sylwetce Yumi, w oczekiwaniu na skomentowanie kradzieży szalika czy tego wahania, znając ją zbyt dobrze aby odpuściła sobie okazję do zażartowania. Emocje jakie wyczytywał z niej stanowiły dla niego najpiękniejszy obraz niedoskonałości tak wspaniałej, że brakowało mu słów do określenia wrażeń jakie na nim robiła swoją szczerością spojrzenia i wstrzymywaną paniką wzbierającą pod skórą. Pragnął ujrzeć jej łzy tylko i wyłącznie po to, aby objąć ją ramionami i zapewnić głośno ich oboje o zmienności losu ludzkiego, zwiastującego poprawę stanu Carrowa na tyle, żeby znów mogła go irytować swoim zachowaniem i rzucić nim o drzewo. – Spencer Delaney i Adral Craswell. – Odezwał się w końcu zanim jeszcze otworzyła drzwi prowadząc go w stronę odpowiedniej Sali szpitalnej, krzyżując z nią spojrzenia kiedy uniosła niewiele rozumiejący wzrok na jego twarz. – Unikaj ich. – Dokończył bez zbędnego tłumaczenia łudząc się, że zaspokoi ciekawość na ich kolejnym spotkaniu.
Ostatnio zmieniony przez Amycus Carrow dnia Czw 23 Paź 2014, 20:38, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Czw 23 Paź 2014, 19:08 | |
| Nie żądała od niego zwierzeń i zdrady najskrytszych myśli swojego serca. Nie pytała teraz o wyjaśnienia ani nie poruszała wrażliwego tematu zabandażowanej kończyny. Wyobrażała sobie jak przytula ją do piersi, głaszcze i łaskocze, dotyka badając stopień kalectwa. Nie potrafiła zrozumieć skąd wzięła się jej fascynacja delikatnymi defektami fizycznymi; może to przez to, że sama posiadała uchybienia i szpetotę jakim jest na przykład poharatane ramię po spotkaniu z Greybackiem? Wszystko co miało związek z Amycusem oceniała w innej kategorii i z innej perspektywy. Opuściła kąciki ust porzucając próby zarażenia go optymizmem. Świeże wydarzenie i świeży gniew uniemożliwiał poprawne przyswojenie i zinterpretowanie informacji. Próbowała go wspomóc sobą i dopiero teraz oglądając jego twarzy wykrzywioną mieszanką niezidentyfikowanych uczuć, zrozumiała, że potrzebował samotności. Uciszała swoje potrzeby i wewnętrzny nakaz przebywania przy nim dwadzieścia cztery godziny na dobę na rzecz bardziej owocnego zachowania, wyjścia ze szpitala. Uważne spojrzenie jakie jej posyłał zmuszało ją do robienia dobrej miny do złej gry. Oferowała mu szczerość zawsze, bo na kłamstwie nie mogli przy sobie żyć. Mimo wszystko próbowała załagodzić ciężką atmosferę chociaż jej zabiegi nie spotykały się z oczekiwanym odzewem. Zmartwienie, bądź jak kto woli troska o bezpieczeństwo drugiej osoby, nabrało intensywności zżerając ją od środka. Tak bardzo byli do siebie podobni, a jednocześnie tak różni. Nie mogła nadziwić się jak to możliwe, by dwa światy zderzyły się i to przeżyły, wychodząc na tym korzystnie. Obietnice traktowała poważnie, szczególnie jego, liczyły się wszak dwukrotnie bardziej. Nie mogła otrzymać w zamian tego, o czym skrycie potajemnie marzyła, a więc cieszyła się z tego, co ma. Yui nie miała prawa żądać więcej, skoro Amycus uwalniał ją od największego brzemienia w jej życiu. Spłacała swój dług wdzięczności pewna, że w przyszłości jego okrucieństwo stanie się jej siłą. Gorące wargi podrażniały wrażliwe opuszki palców. Zdrętwiały od ciepła, ogrzane oddechem, mrowiły i swędziały. Pragnęły ruszyć w dalszą drogę, by dotrzeć do najmniejszej zmarszczki na zmęczonej twarzy chłopaka. Mógł wyczytać z jej twarzy ile trudu zniosła, aby zabrać rękę i ułożyć jej na swoim zgiętym kolanie. Skinęła bardzo powoli głową rozumiejąc potrzebę samotności. Pierwszy raz odkąd znalazła go tu, w szpitalu powiedział jasno, że wyzdrowieje. A więc jego celem jest odzyskanie dawnej formy i perfekcji, co ją uspokoiło bardziej niźli spodziewał się, że zadziała. Nie wypowiedziała ani jednego słowa na temat jego bezbronności i słabości. To naturalne, że schorowany człowiek ma wytrąconą broń z ręki. Zirytowanie, wściekłość na kruchość ciała i bunt organizmu to również przewidywanie zachowanie każdego człowieka. Yui przechodziła ostatnio to samo, choć w bardzo złagodzonej formie cierpiąc na grypę żołądkową. Nie wychodziła z domu prawie w ogóle zirytowana, że musi leżeć. Nie pozwalała się sobą opiekować, dopiero po dłuższym czasie ściągając do siebie przyjaciółkę. Obiecała mu w duchu, że nie odwiedzi go dopóty dopóki o to nie poprosi. Da mu tyle czasu, ile tego będzie chciał. Pozbiera się w spokoju, aby następnie pokazać Yui swą odbudowaną maskę, którą przeszyje na wskroś aby dowiedzieć się czy czas pomógł mu pozbierać się po niefortunnym wydarzeniu na obozie. Skośne oczy Yui zasnuła mgła czułości, w chwili pociągnięcia kawałka swetra. Niby nic, a pokazało Yui, że ten chłopak jej potrzebuje, a to odkrywało w niej ukryte dotychczas pokłady siły. Sprawił jej tym niewątpliwie przyjemność. Gdy tak spoglądał czujnie na wyraz jej twarzy, mógł napotkać poważne i spokojne ogniki w jej oczach. Nie zareagowała na pokaz furii, udając, że nie miała ona miejsca. To dobre wyjście zważywszy na zachwianie Amycusa. Musiał jak najszybciej stanąć na nogi, a wtedy stanie się bardziej znośniejszy. Skrycie jednak przyznawała, że w swej słabości dowiadywała się o nim więcej, a nawet odnalazła w nim namiastkę prawdziwego ciepła, którym mógłby ją obdarzyć w przyszłości. A to już samo wykluczało jego potencjalne psychopatyczne zapędy. Zdezorientował ją, rzucając między nich słowo nie pasujące do wymiany zdań. Marszcząc czoło próbowała zrozumieć co jest śliczne, nie widząc w sobie nic, co mogłoby kogoś zachwycić. Kompleksy, chorobliwa skromność przeplatana z przelotnymi objawami odwagi nie pozwalała na szybkie pojęcie znaczenia wypowiedzianego komplementu. Porzuciła też i to, śledząc smukłą dłoń chłopaka podrażniającą dotykiem policzek, płatek ucha, a potem szyję na której gwałtownie drgała tętnica. Pozwalała mu na to, bo mu ufała, poza tym lubiła ten cichy, nieśmiały dreszcz wywoływany jego dotykiem. Zmrużyła nieznacznie powieki czując poluzowanie szala na szyi, mającego chronić jej gardło przed chłodnym deszczowym powietrzem. Udała, że nie widzi, którego użył ramienia, aby zabrać chustę. Rozchyliła wargi w najmniejszym i najcichszym smutnym uśmiechu, nie protestując zbytnio. Na jej policzki wystąpiły rumieńce przez jego zachowanie. Napawał się zapachem chustki najbardziej narażonej na zapach używanych przez nią perfum, jakby nie wdychał nigdy piękniejszego aromatu. Potrzeba ciasnego wtulenia się w niego stała się nie do zniesienia. Yumi musiała wstać, aby potem móc w spokoju wyjść do drugiego świata poza szpitalem. Wprawiał ją w onieśmielenie, zakłopotanie i speszenie jednocześnie, bo nikt nigdy nie zachowywał się wobec niej z taką... zmysłowością i szczerością. Pocałunek zniknął zanim na dobre się pojawił, a chciała, żeby trwał długo, bardzo długo tak jak w pierwszych dniach obozu. Wstała równocześnie z nim i w porę złapała go mocno za zdrowe ramię, gdy omal nie zderzył się z regałem. - Powoli. - szepnęła, głaszcząc trzymane ramię, aby złagodzić potencjalną wściekłość na utratę równowagi. Otworzyła drzwi schowka, stojąc bliziutko chłopaka, stykając się z nim niemal biodrami. Otuliła się jego ramieniem, czerpiąc z tego dwojako - asekuracja i satysfakcja z ciepła płynącego z jego ramienia. - Tylko oddaj mi ją kiedyś. - skinęła na chustę, obdarzając go tym samym uśmiechem co trzy minuty temu. Nie, żeby nie miała, lecz ta chusta była jej ulubioną. Dokładnie od tych trzech minut, bo to ją zabrał z szyi i owiązał sobie nią dłoń. Właśnie to czyniło z tej chusty najulubieńszą. Ale o tym nie mógł wiedzieć. Przytuliła na sekundę policzek do jego przedramienia, całkowicie ignorując mijającego ich pacjenta z siwą brodą spoglądających nań ze zdziwieniem. Zauważalnie drgnęła słysząc dwa nazwiska, w tym jedno, które już gdzieś obiło się jej o uszy. Uniosła brodę szukając odpowiedzi wypowiedzenia mienia dwóch nieznanych jej osób. Tak obejmując go w pasie, przeszli w miarę prostą drogą do sali numer cztery. Zacisnęła usta i skinęła powoli głową w ramach akceptacji jego słów. Nie pytała dlaczego, ale ufała mu i wiedziała, że bez powodu by nie ostrzegał jej przed poszczególnymi jednostkami. Otworzyła kolejne drzwi do sali. Weszła tam z nim i dopilnowała, aby usiadł na drugim, pustym łóżku. Skrawkiem rękawa otarła z jego skroni kropelkę potu, stała i czekała na nic. Przyglądała mu się z uwagą wyczuwając już chwilę odwrócenia się na pięcie. Dopiero po paru chwilach spięła mięśnie przypominając sobie skąd słyszała nazwisko Denaley'a. Wielka Sala. Zakończenie roku szkolnego. Skai. SKAI! Yui wstrzymała gwałtownie oddech i zacisnęła pięść, zabraniając sobie na objaw paniki i dokładanie Amycusowi niepotrzebnych zmartwień. Zmusiła nazwisko Spencera do uciszenia się i skupiła na powrót na chłopaku. W chwili obecnej nie wyżyje się już na nikim, tylko zaśnie. Odpocznie w końcu, a ona będzie mogła wrócić do domu, załamać się, spotkać z panią Carrow i ze Skai... |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Czw 23 Paź 2014, 19:08 | |
| Wielokrotnie spoglądał w oczy pięknej dziewczyny zasnutych mgłą czułości rozgrzanej niemalże do czerwoności z powodu łapczywych zabiegów, ale nawet spojrzenie Chayenne czy Victorii nie potrafiło równać się z migdałowatym kształtem tych, jakie przyglądały mu się uważnie ze zmarszczonym i niewiele rozumiejącym wyrazem twarzy. Z przyjemnością uwieczniłby wyraz twarzy Yumi przyglądając mu się w chwili słabości i zawahania w jej umiejętności, kiedy postanowiła ujawnić nieugięte cechy swego charakteru, wywołując w nim wzrost furii. Zamiast odpocząć, zmuszał swoje ciało do nienaturalnych dla twarzy ruchów odwzajemniając ten smutny uśmiech jakim go obdarzyła w świadomy sposób prezentując jej namiastkę tego, co sam widział. Zaciągając się intensywnością chustki czuł jeszcze ciepło ciała, jakie jeszcze chwilę temu oplatane było tym właśnie skrawkiem materiału, stygnąc zbyt szybko aby mógł się w nim nasycić, spragniony bliskości cudownej dziewczyny, za jaką uważał Merberetównę, wbrew wszystkim posiadanym przez nią wadom i uchybieniom w charakterze, nie nadającym się do prostego modelowania. Dziewczyna przez pół roku poddawana była umiejętnym, trochę niezbyt delikatnym zabiegom Amycusa, ostatecznie przekazując mu order zwycięstwa za wytrwałość w ramach dzisiejszego pokazu śmiałości kiedy pokonała dotychczasowe obawy i przywarła do niego wargami. Właśnie teraz, trzymając tak blisko ten skrawek materiału przypominał niemrawe próby obdarowania go zmysłowym pocałunkiem, którego mogłaby się wstydzić, jeśli poznałaby umiejętności swoich koleżanek z przeszłości Amycusa. Nie zamierzał porównywać jej dokonań z taką samą siłą jak wcześniej, kiedy nazywał ją zagadką bez rozwiązania z osobną kategorią przypisując wartość wyjątkowości, dostrzegając dopiero teraz jak niskie poczucie tego miała. Ostatni dzisiaj pocałunek był jedynie przypieczętowaniem końca ich rozmowy, do której żadne z nich nie zamierzało powracać w przeciągu kilku najbliższych dni, czego nawet nie musieli wypowiadać na głos. Skinął nieznacznie głową przy poleceniu ostrożności zatrzymując się głównie z powodu tego drobnego gestu gładzenia odkrytego ramienia, tak irracjonalnie niedostępnego dla jego świadomości, że nie potrafił ruszyć dalej bez długotrwałej analizy przyczyn. Wielokrotnie obserwował podobne zachowania zakochanych w sobie młodych ludzi, samemu nawet stosując podobne zabiegi w ramach przedostania się przez barierę wrażliwości ustaloną chociażby przez Wandę. Yumi robiła to jednak z tak niewyobrażalną czułością i autentycznością, że poznawał od nowej strony konsekwencje obranego przez siebie scenariusza, pozwalając sobie na oderwanie od schematycznego myślenia na korzyść zaobserwowania nieznanego wcześniej doznania. Przecież ona wiedziała jaki jest, prosiła o zaprzestanie poszczególnych zabiegów i utrzymania partnerskiego stosunku współpracy między nimi, zamiast wchodzenia z uczuciami w jednostronną relację aż do tego momentu. Czy rzeczywiście przegapił godzinę zero? Ponownie słaby uśmiech zagościł na jego twarzy, rozjaśniając jej rysy i pogłębiając ciemne cienie pod powiekami. – Kiedyś. – Powtórzył za nią równocześnie wskazując, że nie nastąpi to aż tak prędko jakby sobie tego życzyła, nie domyślając się z jakich powodów pragnie ją w szybkim tempie odzyskać. Przesunął palcami po jej okrytej swetrem skórze w zastanowieniu nad odpowiednimi okolicznościami do poruszenia przez niego tematu groźnych uczniów, rozpracowując osobowość Spencera zdecydowanie zbyt dokładnie aby pozwolić na zbliżenie się Yumi do tego osobnika. O Vincencie jedynie słyszał, nie majac okazji porozmawiać z nim chwilę dłużej, ograniczając się do obserwacji i analizy jego zachowań, które nie wypadły pomyślnie w ramach utrzymania bezpieczeństwa narzeczonej jeśli coś poszłoby nie tak. Nie powiedział nic wiecej pomimo natarczywego spojrzenia jakim próbowała zmusić go do mówienia, skupiając się w pełni stawianym krokom i wskazaniu brodą w który korytarz za moment powinni skręcić i weszli właściwie bez słowa, zmęczeni rozmową w schowku i buzującymi dookoła emocjami. Posłusznie przysiadł na krawędzi łóżka zsuwając buty ze swoich stóp z przekonaniem o krótkim pożegnaniu z dziewczyną akurat w momencie, kiedy przesunęła materiałem po fragmencie czoła ścierając niewyczuwalny dla niego pot. W jej oczach iskrzyło rozczulenie oraz troska mieszająca się z niezidentyfikowanym uczuciem, jakiego nie potrafił w tym stanie odpowiednio subtelnie przeanalizować, patrząc na nią w przedłużającej się chwili aż nie zdecyduje się złożyć pożegnalnego pocałunku. Miał pewność, że tak właśnie się stanie od momentu gdy sama wykazała się inicjatywą przychodząc w odwiedziny do niego, dostrzegając po chwili nagłą zamianę w postawie dziewczyny, nie potrafiąc powiązać tego z wysłanym przed kilkoma minutami ostrzeżeniem. - Co? – Spytał, w tej samej chwili uświadamiając sobie o braku odpowiedzi z jej strony i próbach zbycia tematu w niewystarczający sposób, doskonale zdając sobie sprawę z prześwietlenia jakiego dokonał, ale nie miał wystarczająco sił by się sprzeciwiać jej. Dlatego nieśpiesznie położył się na plecach bez cienia ulgi malującej się na twarzy, normalnej dla każdego zmęczonego człowieka zmożonego chorobą, przymykającego powieki do snu. Nie miał odwagi odpiąć temblaku i poprawić kończynę kiedy Yumi jeszcze tutaj była, zezwalając jej na obserwację tak jasnego uchybienia, dodatkowo nie znajdując w sobie wystarczająco sił na walkę. W zamian za to podniósł dłoń do swojej szyi i unosząc lewy kącik ust, rzucił sennym głosem: - Do twarzy mi? – Próbując uzyskać chociaż delikatny śmiech z jej strony, przepełniony smutkiem i chęcią przytulenia się, co dostrzegał przy każdym właściwie ruchu |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Czw 23 Paź 2014, 19:09 | |
| Można rzec, że jego zmęczenie przekładało się na dziewczynę. Naładowane emocjami słowa i parzące, duszne powietrze w schowku wycisnęło z nich siódme poty. Ich rozmowy zawsze stawiane były na intensywność i szczerość, co na dłuższej mecie odbierało dech w piersiach. Powietrze wokół nich ponownie zmieniło swą konsystencję mimo, że byli na korytarzu. Wypieki na jego policzkach zbladły w świetle i nikłym uśmiechu jakim ją obdarował. Ucieszyła się nawet z tego, bo to był postęp, dowód, że jakoś to wszystko się ułoży jak oboje przyłożą się do pracy. Niestety Yui miała nieodparte wrażenie, że nie poradzi sobie grając solówkę. Rozmowa z matką Amycusa stała się nagląca. Opuściła wolno rękę wzdłuż ciała, przerywając głaskanie ramienia, co zrobiła bezwiednie. Bez udziału myśli, bo wydawało się jej to naturalne. Yui nie nazywała tego gestu objawem zakochania, nie poświęcając temu zbyt wiele uwagi. To wyszło z niej z łatwością i mogłaby to powtarzać wielokrotnie jakby zauważyła ile uczucia dostarcza tym Amycusowi. Spojrzała mu w oczy automatycznie pesząc się. Nie potrafiła określić co wyczytała z ciemnych błysków nadających jego twarzy niewidzialnego mroku. Jego sześciomiesięczne zabiegi zaczęły przynosić w końcu oczekiwane efekty, niosąc za sobą również pewne konsekwencje, których najwyraźniej nie przewidział. Yu przestała protestować swojemu zachowaniu, nie mając sił, aby z tym walczyć. Chciała przy nim być, bo gdy siedziała daleko w Yorkshirke, non stop myślała co się dzieje u niego. Gdy wróci do domu, to wróci. Rozważanie i martwienie się o niego, czy nie wyżywa się na pacjentach, czy spojrzał na swą rękę i oswoił się z jej widokiem. Czy mrok z jego oczu zniknął czy może wręcz przeciwnie, stał się jeszcze prawdziwszy i groźniejszy. - Trzymam cię za słowo. - odszepnęła, zastanawiając się nad terminem realizacji "kiedyś". W chwil obecnej była gotowa narazić swe gardło na przeziębienie, bo jemu ta apaszka przyda się bardziej. Będzie miał z niej więcej pożytku niż Yui. Uspokoi się, odpocznie i odetchnie mimo, że nie rozumiała dlaczego czerpie spokój akurat z jej chusty. Nie przeciwstawiała się temu jednak, bo mimo niezrozumienia, podobało się jej, że w pokrętny sposób potrafi mu pomóc. Zapamiętała dwa nazwiska, nie pytając o nie więcej. Na dnie serce walała się trwoga i dławiący strach o Skai, wszak opowiedziała jej, że spotkała Spencera. Chciał jej krwi, jeśli dobrze pamiętała. A więc Yui nie odsapnie dopóty dopóki nie nakłoni przyjaciółki do zgłoszenia tej sprawy komuś dorosłemu. Miała rodziców aurorów, a więc chociaż im powinna wspomnieć o chłopaku. Yu pamiętała jego spojrzenie w Wielkiej Sali. Nie zaciekawiła go w żadnym stopniu, bo bardziej interesował się jeżem niż nią. Akurat tamtego czasu Yu miała inne problemy na głowie, nie traktując wówczas rozmówcy poważnie. Był, bo był, znany tylko z nazwiska. Bez powodu Amycus by jej nie ostrzegał, a więc poda to dalej i dalej i jeszcze dalej. Powróciła na ziemię ściągnięta przez mrowienie na skórze. Zamrugała, wracając do rzeczywistości. Stała w jego sali, zaś zegar na ścianie tykał przypominając, że już niedługo powinna stąd iść. Posłusznie zdjął buty i położył się na łóżku, czym zadziwił Yu. Spodziewała się burknięć, buntu i odrzucania prawdy o własnym zmęczeniu. Zaskoczył ją pozytywnie. Nigdy nie przyszłoby jej na myśl, że to ciepłe i zatroskane spojrzenie jakie mu posyłała, pomagało mu w posłuchaniu rozsądnych słów. Poprawiła róg poduszki pod jego głową, okryła go kołdrą, a u nóg nałożyła złożony na pół koc. Z przyjemnością wsunęłaby się obok niego i leżałaby dopóki by nie zasnął. Mogłaby po raz drugi w życiu oglądać jego rozluźnioną twarz pozbawioną ściągania mięśni i zaciskania zębów. Przełknęła gulę w gardle, wmuszając w siebie wdech. Opadała z sił i zgromadzonej energii. Nerwy potrafią bardziej wykończyć niż najdłuższy wysiłek świata. Tak bardzo przeszkadzała jej myśl o toksynie płynącej swobodnie w jego żyłach. Bała się tego, czy to zniknie z jego ciała. Nie mogła go teraz tracić, skoro ledwie co go zyskała. Zaczęła go akceptować, żaden obóz i wypadek nie miał prawa teraz im szkodzić. Nie było na to czasu. Zerknęła na jego nadgarstek owiązany chustką. Wsunęła palce w jego dłoń i ścisnęła mocno i długo, przelewając na niego ostatek swojego z trudem utrzymywanego spokoju. - Jesteś piękny. - wywróciła oczami, barwiąc te zaskakująca słowa odrobinę jaśniejszym uśmiechem. Jak na zawołanie, policzki dziewczyny zaczerwieniły się zaraz po tym jak pomyślała co powiedziała. Ugryzła policzek od środka zawstydzona. - Napisz do mnie później, a teraz śpij. - szepnęła cichutko, aby nie zbudzić pacjenta leżącego obok jego łóżka. Nachyliła się ku Amycusowi, składając krótki pocałunek na policzku, poniżej blizny. Połaskotała twarz włosami, które zaraz odgarnęła i zarzuciła z powrotem na plecy. Ociągała się z wyjściem, i właśnie to zawstydzenie pomogło jej zebrać się w sobie i wysunąć dłoń z jego ręki. Pół minuty przyglądała się opadającym powiekom i nie czekając już na odpowiedź, odwróciła się doń plecami, wychodząc bezgłośnie z sali. Gdy czekała na windę, odwróciła się przez ramię szukając przez szklane drzwi Amycusa, lecz była już za daleko, aby jeszcze raz na niego zerknąć. "Teraz jedziesz czy też się rozmyślisz?", usłyszała pytanie windy. Z westchnięciem weszła do środka pozwalając zanieść się do kominków, skąd uda się do domu. Około godziny później pielęgniarka postawiła na stoliku przy łóżku Amycusa maleńką paczuszkę. Świeże maliny w prostokątnym kartoniku zachęcały swym mocnym kolorem i zapachem do posmakowania słodyczy. A obok leżała karteczka z krótką informacją. Wyzdrowiej szybko. Nie wywiniesz się tak łatwo z obiecanej mi randki. Y.M. Przynajmniej ma powód, aby pozbierać się do kupy. [z tematu] |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Czw 23 Paź 2014, 19:09 | |
| Drobne iskierki przeskakujące z oczach Yumi były zwieńczeniem myśli chłopaka wpatrującego się w nie aż do momentu, kiedy podjęli dalszy marsz w stronę sali zajmowanej również przez innego pacjenta, niewiele młodszego od Amycusa. Rumieńce nabrały nieco innego charakteru podkreślone uciekającym spojrzeniem, które zamierzał kontemplować w zaciszu własnego umysłu, chłonąc całym sobą interesujący widok z fascynacją charakterystyczną dla dziecka dostrzegającego coś nieznanego, nowego i cudownego. Bez zmian na twarzy przypatrywał się ze stopniowo postępującą obojętnością na zatroskane zabiegi dziewczyny, próbując doszukać się własnego błędu w całym scenariuszu nie zakładającym nawet możliwości uzależnienia od tej drobnej Krukonki. Przecież należał do wąskiego grona ludzi pozbawionych ludzkich pragnień, ograniczając się do prymitywnych reakcji związanych z tłumionym przez godziny silnym gniewem, którego ujście nie mogło nastąpić przynajmniej przez kilka minut. Był potworem od jakiego powinna jak najdalej uciekać i ta właśnie świadomość zaskoczyła go najbardziej, ponieważ pragnął względnego szczęścia na jej twarzy zamiast posłuszeństwa i oddania, przez krótką chwilę zastanawiając się w jaki sposób mógłby to odkręcić. Ukucie za mostkiem nasiliło się gdy przed oczyma stanął mu obraz tańczącej dziewczyny w towarzystwie młodego Chanta, spełniającego wszelkie wymogi emocjonalne stawiane przez nią, potrafiącego obdarować ją z pewnością szczerym uczuciem bez żadnych wyrzeczeń. Zamknął powieki odganiając irracjonalny pomysł i kiedy uniósł głowę ponownie, poprawiała po raz ostatni poduszkę dbając o wygodę narzeczonego, którego prędzej czy później musiała zaakceptować i to zmienić mogła jedynie śmierć jednego z nich. A Amycus nie wybierał się na tamten świat stawiając przed sobą kolejną z małych misji do zrealizowania, o jakiej nie zamierzał nawet wspominać Yumi. Oczekiwał parsknięcia śmiechem, nie kolejnego fizycznego dotyku utrudniającego poukładanie myśli i schowania potrzeby trzymania jej przy sobie do najgłębszej kieszeni w umyśle. Wszystko zadziało się zbyt szybko, aby mógł zareagować natychmiast, osłabiony toksyną i brakiem snu do jakiego zmuszali go uzdrowiciele. Pragnął przytrzymać ją i uczepić się niewłaściwie zastosowanego przez nią słowa, jednak zrezygnował przy krótkim pocałunku na pożegnanie, zamykając senne powieki i ukradkiem zaciągnął się zapachem dziewczyny. Nawet nie zapewnił jej o wysłaniu listu, zapadając w sen zanim jeszcze porządnie zdążyła zamknąć drzwi, nieprzyzwyczajony do silnych emocji wstrząsającym ciałem. Pudełeczko malin leżało, w oczekiwaniu na przebudzenie chłopaka. |
| | | Lloyd Avery
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Pią 24 Paź 2014, 00:39 | |
| Cały ten obóz dal mu się we znaki bardziej niż poprzedni rok szkolny, a tamten przecież również nie należał do najłatwiejszych. Zajęcia, pojedynki, trudni współlokatorzy, humorzasta Echo, której nijak zrozumieć nie potrafił, choć przecież niezmiernie się starał, by wreszcie do dziewczyny dotrzeć. Wścibscy nauczyciele, denerwujące tory przeszkód, irytujący Puchoni, których nie można było potraktować przekleństwem na oczach wszystkich, a potem drugi etap, który najprawdopodobniej przybił ostatniego gwoździa do trumny Avery'ego. Jedyną rzeczą na jaką miał ochotę po przyjęciu ogłuszającej fali gratulacji i pochwalnych pieśni był powrót do domu, zaszycie się w pokoju i pozostanie tam aż do września. Całe dwa tygodnie błogiej ciszy. I pewne tak właśnie by zrobił, gdyby nie ta jedna, drobna rzecz, która wyprowadziła go z równowagi; zamieszanie w pokoju pielęgniarki, krzyki, kotłujący się tłum, przerażony pisk jednej z dziewcząt, ostre polecenia Diarmuida i trzask towarzyszący aportacji. Dopiero gdy wrzawa ucichła, udało mu się podsłuchać rozmowę roztrzęsionej Chantal i pielęgniarki - ta pierwsza bombardowała drugą lawiną pytań, tonem głosu, który barwą i brzmieniem kojarzył się jedynie ze spiżem. Avery nadstawiał więc uszu, stojąc w cieniu namiotu, w miejscu, do którego nie docierał rozedrgany blask latarni: Carrow i Lancaster przetransportowani do Munga? Niestety, nim zdążył dowiedzieć się czegoś więcej, któreś z nauczycieli wywołało go po nazwisku i chcąc nie chcąc musiał opuścić swoje szpiegowskie stanowisko. Nie przeszkodziło mu to jednak we wściubianiu nosa w całą sprawę; tuż po powrocie do rodzinnej posiadłości dyskretnie podpytując ojca wydobył wreszcie informacje na których mu zależało, a potem, licząc się z tym, że może nie być mile widziany w rodzinnym gronie, spędził kilka dni czekając na lepszy moment. Wreszcie zdecydował się na odwiedzenie Amycusa w jego sali, obrzucając niezbyt przychylnym spojrzeniem puszczającą do niego oczko pielęgniarkę; pogardliwe skrzywienie warg i parsknięcie były jedyną jego reakcją na niezbyt subtelne zaloty kobiety, która w swoich najbardziej odważnych snach nie znalazłaby się nawet u końca łańcucha postaci, jakie leżały w zakresie zainteresowań Ślizgona. Wyminął zgrabnie szwadron magomedyków, czających się dookoła sali niczym sępy, a potem wślizgnął się do środka, przymykając za sobą drzwi z cichym trzaskiem. Zlokalizował łóżko Carrowa i podszedł do niego, uśmiechając się po swojemu, w łobuzerski sposób, chociaż w czekoladowych oczach majaczyło coś na podobieństwo zmartwienia. Lloyd lubił Amycusa. Lubił jego zdystansowanie, odpowiadało mu spojrzenie na świat, jakie sobą reprezentował, byli na jednym roku i z tego, co wiedział, mieli dokładnie takie same przekonania co do sytuacji politycznej w czarodziejskim świecie. Wypili razem nie jedną kolejkę i Avery nie byłby sobą, gdyby nie zajrzał do przyjaciela chociaż na kilka chwil. - Czołem, weteranie. Słyszałem, że kiepsko z tobą - ciemne oczy przybyłego przesunęły się po obliczu chłopaka, badawczo przyjrzały się jego dłoni, a potem znów wróciły do twarzy Amycusa - Mam nadzieję, że jakoś się wyliżesz, co? - dodał, siadając na szpitalnym taborecie. Oparł łokcie na kolanach i splótł dłonie, machinalnie pocierając palcami materiał skórzanych rękawiczek.
|
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Sob 25 Paź 2014, 17:23 | |
| Dobre informacje potrafią roznosić się w zastraszającym wręcz tempie, jeśli dotyczą one śmietanki towarzyskiej z pogranicza arystokracji, jednak nic nie miało tak wielkiej siły napędowej jak nowinki zabarwione czyimś cierpieniem. Tragedia od zawsze łączyła ze sobą ludzi i zbliżała ich do siebie, równocześnie pozwalając sępom w skórze nędznego człowieka absorbować wszelkie negatywne emocje, roztrząsając to na resztę świata. Amycusowi nigdy nie zależało ani na popularności ani na rozgłaszaniu prywatnych spraw, jednak pochodząc z rodziny mieszanki Carrow i Raven musiał brać pod uwagę trzymanie gardy podczas prześwietlania jego życia przez wiele osób. Zastanawiał się nad odpowiednimi sformułowaniami zapisywanymi przez samopiszące pióro, kierując list do jedynego człowieka mogącego urzeczywistnić jego potencjał i naprowadzić do naprawy zdruzgotanej dumy – w tym właśnie momencie, kiedy pióro zatrzymało się nad kartką papieru do pomieszczenia wszedł niepozorny wesołek z ukrytymi zamiarami w spojrzeniu. Naszprycowany eliksirami wzmacniającymi oraz uspokajającymi obserwował pochmurnymi oczyma człowieka, który jako jedyny potrafił zaskarbić sobie przychylność wściekłego Amycusa i nie doprowadzić do kolejnej fali furii, wyładowanej na niewinnych pielęgniarkach czy magomedykach. Obecność członków rodziny oraz sojuszników z całą pewnością nasręczyłaby zbyt wiele problemów, zważywszy na perfekcyjne podejście Ślizgona do wszystkiego czego się tykał, zaś oglądanie go w stanie bezbronności poruszało najciemniejsze struny w jego obojętnym sercu. - Wieści szybko się rozchodzą. – Skwitował pierwsze słowa znajomego, nie ruszając się ani o jotę z wygodnej pozycji wyprostowanych na łóżku nóg, przykryty jedynie do uda cienkim materiałem stanowiącym przeróbkę letniej kołdry. Nie mniej, obserwował bacznie spojrzenie rzucane na prawe ramię zakryte czarnym temblakiem spod którego wystawała zaczerwieniona i poraniona jeszcze dłoń, okryta od barku aż po nadgarstek bandażami. Uzdrowiciele wykonali wszelkie dopuszczalne zabiegi, przywracając zewnętrzny wygląd kończyny w należyty sposób, jednak zabezpieczenie miało utrzymać poziom zaklęć na odpowiednim poziomie i dopóki Amycus nie zerwał z siebie zabezpieczenia – uśmierzały one ból do stopnia „znośny”. Udał, że nie spostrzegł przebłysku pokrętnie rozumianej troski w oczach kolegi, odsuwając spojrzenie w stronę kartki z piórem, po które sięgnął lewą ręką i ułożył obok zakańczając chwilowo jego działanie. Nawet nie miał nic przeciwko współlokatorowi, że wtargnąwszy bez pytania rozpoczął rozmowę od zadawania niewygodnych pytań, za jakie wielu osobom dostałoby się potoczne „manto”. - Innego scenariusza nie biorę pod uwagę. – Skwitował kiedy rozmówca przysiadł wygodnie na krześle, zwracając na siebie wciąż uwagę krążącej niedaleko wejścia do pokoju niefortunnej pielęgniarki. Ułożył dłoń w okolicach zgięcia łokcia, krzyżując w całkiem udany sposób swoje ręce i chociaż zdawał sobie sprawę z czającego się w mięśniach twarzy gniewu, nie zmuszał się do wygładzenia mimiki. - Co mówią o tym wypadku? – Spytał w bezpośredni sposób, próbując zaciągnąć języka i licząc na rzucenie przez Lloyda odpowiednio interesujących go nazwisk w krótkim sprawozdaniu. Rosier. Vane. Black. Craven. Di Scarno. Lacroix. Wyczuwalna w powietrzu groźba niebezpieczeństwa rozmowy z Amycysem nie działała tak pobudzająco na Lloyda jak na ludzi nieznajomych pacjentowi, podatni w niezwykle kuszący sposób na działanie odpowiedniego gestu bądź spojrzenia. |
| | | Lloyd Avery
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Sob 25 Paź 2014, 18:25 | |
| - Wieści szybko się podsłuchują. A uwierz mi, ciężko było nie dosłyszeć Chantal terroryzującej pielęgniarkę. Smoczyca prawie zionęła w nią ogniem, gdy jej chłoptaś eskortował ciebie i Lancastera – Lloyd potarł kark i splótł na nim dłonie, prostując się na krześle, a coś w wyrazie jego twarzy stężało wyraźnie, słysząc pytanie Amycusa – nic nie wiem, stary Nie byliście największą atrakcją. - Zaraz po waszym zniknięciu brat Lacroix sprowadził ostatnią grupę. Rosier, di Scarno, Aristos, obłąkana Gryfonka i bękart. Ach, byłbym zapomniał. O’Connor. Jeszcze O’Connor. I Pride. Byli... Chłopak zerknął w stronę drzwi, czując na plecach spojrzenie pielęgniarki, a czekoladowe tęczówki pociemniały nieoczekiwanie, podczas gdy ramiona powoli opadały w dół. Lloyd zacisnął zęby, mięśnie na jego szczęce zadrgały, a dłoń nie wiedzieć w której chwili płynnie chwyciła za różdżkę, wysuwając ją z rękawa skórzanej kurtki. - Depulso!- zaklęcie warknięte gardłowym, nieprzyjemnie ostrym tonem wystrzeliło w stronę drzwi, a te zatrzasnęły się z hukiem tuż przed nosem oniemiałej pielęgniarki. Tężejąca w powietrzu magia jeszcze przez moment zdawała się wypełniać przestrzeń pomiędzy Averym, a jego rozmówcą, nim spięte mięśnie ramion jasnowłosego Ślizgona nie rozluźniły się, a zachmurzone oczy nie odzyskały naturalnego dla nich chochliczego błysku. Powrócił spojrzeniem do Amycusa, odkładając różdżkę na blat stolika i znów wsparł łokcie na kolanach. - O czym to ja... A. Tak. Wiem – pokręcił głową, jakby próbował poukładać wszystkie myśli w odpowiedni sposób, a później napotkawszy spojrzenie Carrowa, uśmiechnął się krzywo – Jak już mówiłem, nie byliście największą atrakcją. Gdybyś mógł tylko zobaczyć co tam się działo! Pride z otwartym złamaniem, wyglądał jakby przeżył lawinę. Bękart ledwo przytomny, di Scarno krwawiąca, O’Connor minął mnie w przejściu i prawie zabił po drodze jakąś dziewczynę, odpychając ją tak, że wleciała głową w kosz z ręcznikami. Zachowywał się jak zranione zwierzę. - Lacroix wyglądała, jakby zaraz miała wpaść w histerię, a Rosier roztaczał wokół siebie atmosferę tak radosną, że zdołałby bez problemu zamienić święta w stypę – w głosie Avery’ego pojawiło się coś na skraju rozbawienia, choć minę miał poważną – nie udało mi się ustalić co się tam stało, ale wiem, że Lacroix zabrał siostrę i Evana natychmiast po przybyciu Katji i Vincenta. Potem wywalili mnie z namiotu, razem z Echo i Chayenne, więc nic więcej nie słyszałem. Trzeba by spytać Evana – zakończył wreszcie, wzruszając ramionami i przyglądając się Amycusowi uważnie. - Co do twojej ręki, nie wydaje mi się, by ludzie za dużo gadali. Szepczą po kątach, ale nikt otwarcie nie zdecydował się na skomentowanie tego zajścia. Nie masz sie o co martwić, chyba, że to cisza przed burzą – mruknął, przygryzając wargę i zerkając podejrzliwie w stronę drzwi, jakby znów spodziewał się dostrzec tam wścibską, natrętną pielęgniarkę. Gdy upewnił się, że drzwi nadal są zamknięte, podniósł się lekko z taboretu i podszedł do okna, otwierając je na oścież; ciepłe, sierpniowe powietrze uderzyło go w twarz, wypierając duchotę szpitalnej sali. - Zapalisz? – spytał, wysuwając z kieszeni paczkę papierosów – Do kogo ta powieść, Amycus? Uspokajasz narzeczoną, czy kochankę? – dodał po chwili wskazując na list, jednak pogodny uśmiech na jego wargach wyraźnie wskazywał, że jest to pytanie zupełnie niepoważne, żartobliwe. Avery nie bał się swojego rozmówcy w żaden sposób; nie wzbudzał on w nim niepokoju, czy zakłopotania, nie sprawiał, że młody poplecznik Voldemorta wypadał z tropu i z mozołem wdrapywał się znów na pantałyk, szukając punktu zaczepienia. Byli po tej samej stronie, nie odniósł też nigdy wrażenia, że Carrow mógłby mu w jakikolwiek sposób zaszkodzić; fakt, że nie brał go do końca na poważnie również przemawiał na korzyść bezpieczeństwa Lloyda, który doskonale zdawał sobie sprawę z własnego charakteru i postrzegania go przez innych.
|
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Nie 26 Paź 2014, 12:48 | |
| Zapomnienie jest nieuchronne. Tak myśli większość ludzi i chyba mają rację. I właściwie nie ma w tym niczego złego. Nastąpi czas, kiedy nie zostanie nikt, kto pamiętałby o Horacym, Aleksandrze Wielkim, Napoleonie, a co dopiero o nas. Ludzie kiedyś znikną a wraz z nimi wiedza o wszystkim, czego kiedykolwiek dokonali, co odkryli. Tego typu zapomnienie nie martwiło jednak Sol, nie zastanawiała się nawet nad tym nigdy, koncentrując sie na tu i teraz, czerpiąc radość z życia świadoma, że może być ono jedynym, jakie kiedykolwiek dostanie. A jednak kiedy weszła do pomieszczenia i nie dostrzegła na twarzy wymęczonego i poturbowanego chłopaka typowego wyrazu rozpoznania. Wolałaby niechęć, wolałaby gniew, wolałaby cokolwiek, co nie wskazywałoby na uprzejme zainteresowanie, będące de facto odmianą obojętności. Nie mogła wiedzieć, że stracił pamięć, skąd miałaby? Przesunęła drżącą dłonią po twarzy na moment przysłaniając oczy i usiłując odepchnąć od siebie wszystkie obawy. To był Henry, jej Henry, jej Kochany Henry. Weszła niepewnie głębiej do pokoju i ostatecznie zajęła miejsce udostępnione jej przez chłopaka. Szukała jakichkolwiek dowodów na to, co włąściwie myśli, co czuje i co powinna zrobić. Dawno nie była tak zagubiona. Zazwyczaj mniej lub bardziej klarowne było dla niej to, co powinna zrobić lub powiedzieć. Czasem po prostu nie miała wyboru, a czasem przeczuwała, który ze scenariuszy będzie najlepszy. Nie należała do osób, które musiały się długo zastanawiać, rozważać, rozpisywać plusy i minusy. Ale teraz? Teraz nie miała pojęcia jak się zachować. - Och, nie czułam. - odparła, zgodnie z prawdą z resztą, bo chociaż miała długi spacer, zamyśliła się tak głęboko, że nie odczuwała zimna. No i po drodze wpadła na kilka osób. Ratowały ją chyba tylko kieszonkowe rozmiary i ujmujący uśmiech. A może troska widoczna na posmutniałej twarzy. Pytanie ją zaskoczyło. Czy byli razem w drużynie? Może… Może nie pamiętał chwil sprzed wypadku. Sol nie wiedziała dokładnie co wydarzyło się w tunelu, plotka mówiła że runął sufit i to wszystko. - Nie, nie byłam. Ja… - urwała, nie wiedząc co mówić dalej, poruszyła się trochę niespokojnie, uśmiechnęła kącikami ust i dokończyła niepewnie - Ja po prostu powinnam tutaj chyba być, prawda? - zapytała, zatrzymując na nim uważne, badawcze, prześwietlające spojrzenie szarych, ogromnych oczu. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Nie 26 Paź 2014, 18:20 | |
| /ej no co tu się kurde działo... 3 strony się namnożyły i człowiek sie gubi.
Łomotanie w głowie nasiliło się. Henry uniósł rękę do uciskających bandaży, marszcząc przy tym czoło jak mors. Mimo, że dostał głazem w głowę dalej nie lubił przebywać w szpitalach. Wolał siedzieć w domu, gdzie otoczenie było znajome. I co z tego, że planował być uzdrowicielem w przyszłości. Nie musiał lubić szpitali, aby mieć ten zawód. Chyba. Zapamiętać kogoś jest bardzo łatwo. Zaprzyjaźnić się również, przywiązać jeszcze bardziej. Zdawać się mogło, że zapomnieć jest niemożliwe, a jednak po raz drugi los chciał, żeby Henry stracił pamięć. Los zaatakował go zdarzeniem okrutnym. Ten Puchon codziennie modlił się, żeby przestał pamiętać przebyte tortury. Co wieczór brał jakieś pastylki żeby spokojnie spać i nie śnić od nowa uparcie tego samego koszmaru, gdzie prześladował go widok czerwonej końcówki różdżki wystrzeliwującej w niego niewybaczalną klątwę. Proszę bardzo, dostał to czego tak potrzebował. Nie pamięta. Ale nie chciał tego kosztem zapomnienia Soleil... Małej Soleil, ze strachem wymalowanym na twarzy. Obserwował jak błądziła po nim wzrokiem z niepewnością i z paniką. Coś musiało się stać, inaczej ta mała dziewczyna nie drżałaby i nie przeszywała go na wskroś wzrokiem. Zastanawiał się czy ona w ogóle wie, gdzie jest i czy nie pomyliła sal. Wydawała się tak zagubiona i niewinnie zraniona. Henry wciąż zastanawiał się dlaczego go odwiedziła. Próbował sobie przypomnieć lecz nabawił się tym tylko dodatkowego łomotania w potylicy. Uśmiechała sie tak pocieszająco, a Henry i tak nie widział tego gestu. Poczuł się gorzej i pobladł, zapędzony w kozi róg. Cokolwiek powie, a nawet jeśli nic nie powie, był niemal pewien, że stanie się coś złego. I wtedy padło jej pytanie. Lancaster nie miał ochoty jej odpowiadać ani prowadzić dalej tej rozmowy. Zerknął w stronę drzwi łudząc się, że dziadek wróci z bufetu i to przerwie zanim się zakończy. Nie podobał mu się sposób w jaki Soleil Larsen na niego patrzyła. - ... Nie wiem. - odpowiedział z dużym opóźnieniem. Czuł się nieswojo i źle. Wyciągnął rękę do dziewczyny, a ta zaraz opadła bezwładnie na prześcieradło. - Słuchaj... bo.. - zmarszczył znowu brwi. Ona nie wiedziała, inaczej nie wpatrywałaby się w niego tak intensywnie. Gdzie na kości skrzata pałęta się Dwayne?! Przecież on mu szczegółowo opisze jego biografię z ostatniego roku życia. - ... oni mi opowiedzieli w skrócie. Byłem na tym... obozie i podobno głaz się na mnie osunął. Ja nic nie pamiętam, Soleil. Obudziłem się i byłem pewien, że jest listopad. - wypuścił powoli powietrze z płuc, a czuł się tak, jakby chodził wokół miny i jeden jedyny krok zaważy o drugim człowieku. - Ja nie wiem... przepraszam. - spojrzał na tę drobną blondynkę ze współczuciem i... z utrapieniem. Nie czuł się dobrze, bo nie wiedział na czym stoi. Nie potrafił powiedzieć co tutaj robi ta mała Soleil Larsen, której raz czy dwa podał pióro, które spadło i poturlało się pod jego nogi na historii magii. Spodziewał się masy Hufflepuffu... sam nie wiedział kto ma tu przyjść, ale nie przypuszczał, że odwiedzi go ta dziwna gryfonka, z którą zamienił raptem parę słów. Prawie rok temu. Co się stało przez ten czas? Dlaczego u licha rodzice tak się nim załamali, czemu ojciec krzyczał "to znowu się stało"? Teraz Henry się gdzieś zgubił i nie wiedział co ma zrobić, co będzie jutro ani co było wczoraj. Żywił się strzępkami informacji serwowanymi od dziadka i wymuszanymi od pielęgniarek. W jego głowie pojawiły się słowa jakiegoś uzdrowiciela "Drugi chłopak leży na końcu korytarza, ma poharataną rękę i niech się cieszy, że żyje". Kimkolwiek on jest, przywieziono ich razem, a to oznacza, że musiał wiedzieć co się stało. Henry zaplanował sobie wycieczkę po korytarzu jak tylko ustali dlaczego Soleil patrzy na niego tak, jakby zaraz miał jej złamać serce. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Wto 28 Paź 2014, 16:51 | |
| Sformułowania wypadające z ust Lloyda stanowiły doskonałą okazję do przeanalizowania beztroskiego podejścia do życia oraz spraw z bliżej perspektywy istotnych, prezentując zachowanie stosunkowo groteskowe łącząc komizm z bezpodstawnymi wybuchami agresji, jakie obserwował jako przerywnik do monologu kolegi. Obserwując beznamiętnie strach pojawiający się w oczach pielęgniarki wrócił spojrzeniem do rozmówcy z większym zaangażowaniem przenosząc zainteresowanie na wiadomości dotyczące stanu innej grupy, kończącej obóz w równie fatalnym stanie co on i Lancaster. Całość wypowiedzi przetrawił w przedłużającym się milczeniu, ostatecznie skinąwszy głową w uznaniu sytuacji za wartą przeanalizowania w bardziej komfortowej sytuacji, gdzie samotność będzie jedynym kompanem głębokiej nocy. W końcu sięgnął po papierosa skierowanej w jego stronę paczki, wyciągając zamiast jednego – trzy, mrucząc pod nosem usprawiedliwienie: - Na zapas. – Po czym wsunąwszy końcówkę między wargi, pozostałe ukrył pod poduszką, podczas gdy Avery postanowił przejść się po pokoju i sprawdzić spisywaną chwilę wcześniej korespondencję. Zaduch panujący w pomieszczeniu zelżał w mgnieniu oka, kiedy ciepłota świeżości popołudnia przemknęła do wnętrza z przyjemnym spokojem. Wzruszając łagodnie ramionami odprowadził spojrzeniem niedokończony list, zastanawiając się jak wiele jeszcze zdąży dopisać nim pogrąży się we śnie i przemyśleniach dzisiejszych nowości. Rozmowy z Averym należały do tych trudniejszych za każdym razem, kiedy Amycus starał się utrzymać na twarzy pozorne zaangażowanie w rozmowę i odsuwać na bok obojętność, co w chwili obecnej przychodziło mu z trudem. Oszołomienie nie chciało minąć, a poziom podejrzliwości niebezpiecznie zmalał, oceniając szanse nastolatka jako marne. – Daj w końcu ten ogień, zamiast gadać głupoty. – Mruknął z nutkami rozbawienia wplecionymi między poszczególne słowa, podnosząc przymknięte do połowy powieki na rozmówcę, sięgając dłonią po zapalniczkę czy zapałki schowane w kieszeni tamtego. – Twoje ADHD jest miłym oderwaniem od monotonnej rutyny w jaką mnie próbują wpędzić. – Skwitował dla podtrzymania rozmowy, próbując nie zwracać uwagi na odłożoną na niewielkiej odległości różdżkę i świadomości nieuchronnej słabości prawej ręki, ignorując słabe próby umysłu do pokonania ograniczeń i chwycenia za kijek. Zwykłe „Depulso” przepływające wzdłuż żył pobudziłoby Amycusa do naprawy zniszczeń wyrządzonych przez obóz. Czy tak wiele oczekiwał?
|
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Wto 28 Paź 2014, 20:27 | |
| Złamane serca leczy się dłużej i trudniej niż uszkodzone kości. To prawda uniwersalna i jedna z tych, które mają zastosowanie w zdecydowanej większości przypadków. A w dodatku Sol czego jak czego, ale tego się nie spodziewała. Wciąż oczekiwała, że uśmiechnie się do niej i wykrzyknie coś w rodzaju “prima aprilis”, że przeproszą się za ostatnią rozmowę i będzie mogła go wreszcie przytulić. Czuła się tak, jakby jakieś łańcuchy oplatały jej klatkę piersiową i miała wrażenie, że walczy o każdy oddech. Zdziwiłaby się, gdyby ktoś jej powiedział, że z zewnątrz wygląda zupełnie normalnie, można na odrobinę zmartwioną i zmęczoną. Co za coś. Tak chyba wygląda w skrócie życie. Nie można posiadać wszystkiego, nie można zjeść ciastka i wciąż go mieć. Chciał zapomnieć o torturach, chciał wymazać tamten okres ze swojej głowy, tamte minuty, które miały na zawsze zmienić jego sposób postrzegania świata, jego całego. Ale przecież, jakkolwiek by się nie upierał, że to było więcej niżeli tylko wdzięczność, jego związek z Sol właśnie na tym został zbudowany. Na jej krzepiącej obecności tuż obok, kiedy jej potrzebował. Na jej zrozumieniu, uśmiechu i pomocy, kiedy miał wrażenie, że dla całego świata stał się laboratoryjną myszą i niewiele pozostało osób, przy których może być po prostu sobą. Tracąc wspomnienie tortur, stracił i uczucia do niej. Stracił wszystko to, co ich połączyło i teraz nie wiedział nawet, że Sol mogła przedstawiać sobą coś więcej niż odrobinę dziecinności i ekscentryzmu. I potem padły jego słowa, zdania, które na strzępy rozrywały jej duszę i serce, w nieco melodramatyczny sposó typowy dla nastolatek. Sol była tylko młodą dziewczyną, która miała nadzieję, że znalazła miłość swojego życia, że w końcu ktoś ją zrozumiał, że napotkała na osobę, która akceptuję ją taką, jaką jest. Ba, więcej niż akceptuje. To było dla niej ważne, to budwało ją od długiego czasu, to trzymało ją przy typowym dla niej optymiemie w trudnych sytuacjach. Chciała być silna dla niego, chciała dawać mu to, co najlepsze, chciała aby był z niej dumy. A teraz… nie mogła mu nawet powiedzieć, jak bardzo go przeprasza za ostatnią rozmowę, nie mogła go przytulić, mogła jedynie zaciskać bezradnie palce na prześcieradle, na którym siedziała i walczyć z wyrazem swojej twarzy, tak aby został jak najbardziej pogodny. - Och. Po prostu… już kiedyś byłeś w podobnej sytuacji w tym roku. - odparła cicho, tłumacząc się nieskłądnie ze swojej obecności w pomieszczeniu. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że jest tutaj, bo go kocha. On znowu uważał ją za sympatyczną dziwaczkę i nic, najgorsze klątwy i nieszczęścia, nie mogłyby Sol zranić bardziej. - A ja… - dodała niepewnie, nie wiedząc nawet do końca, co chce powiedzieć, kiedy poczuła lekki jak piórko dotyk na ramieniu. Drgnęła i obróciła głowę, napotykając złudnie współczujące spojrzenie Tytana. - Może tak będzie najlepiej? Zapomniał. Nie zranisz go tak, jak to zrobiłaś ostatnio. Może być bezpieczny, a przecież tego zawsze tak bardzo chciałaś, prawda? - głos mężczyzny niczym jad wlał się w uszy Sol, ale w odpowiedzi potrząsneła jedynie bezradnie głową. A ona? Czy dla niej to także było najlepsze wyjście? Właściwie… straciwszy Henry’ego straciła wszystko, na czym jej zależało. Było prawie tak, jak po śmierci Daga, choć chyba to pobłażliwe, pełne niezrozumienia spojrzenie Lancastera było nawet gorszym dla niej doświadczeniem. - A ja jestem wolontariuszką tutaj, jak mam chwilę czasu. - dokończyła słabo, wyciskając z siebie w miarę wiarygodny uśmiech. - Przepraszam za to moje zachowanie, naprawdę mi przykro, że znowu przytrafiło Ci się coś złego. - jej głos zadrżał i bez pardonu zerwała się z łóżka wybiegając za drzwi. Tuż za nimi oparła się ciężko o pomalowaną na biało ścianę i pozwoliła płynąć łzom, które powstrzymywała od dłuższego czasu. Przycisnęła drżącą dłoń do ust, nie pozwalając wyrwać się jękliwemu szlochowi i szaleńczo zastanawiając się, jak powinna wybrnąć z tałej tej sytuacji. Jakimś cudem uspokoiła się, przynajmniej zewnętrznie i zdołała wyczarować bukiet kwiatów oraz pokaźnych rozmiarów pluszowego garbatorożca. Wiedziała, że chłopak miał w te wakacje pojechać na polowanie, co ostatecznie nie wypaliło, ale najwyraźniej przepadał za tymi zwierzętami. Weszła ponownie do jego sali i podała mu to wszstko. - Jestem trochę rotrzepana i zapomniałam Ci to przynieść od razu. - wytłumaczyła się, omijając spojrzeniem jego oczy. Bała się, że znowu się posypie i tym razem nie uda się jej znaleźć dobrej wymówki. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe Sro 29 Paź 2014, 17:17 | |
| Gdyby dane było mu pamiętać chociaż trochę, nawet w części samą Soleil, tamta ostatnia rozmowa zostałaby wymazana niemal w całości. Zabawne jest, że spotykają się ciągle w takich sytuacjach, gdy on leży w łóżku szpitalnym, a ona go odwiedza i martwi się. Gdyby ktoś powiedział mu o torturach stwierdziłby, że jest życiowym kaleką w każdej dziedzinie. Lancaster nie wiedział, że wypchnął Vane spod pewnej śmierci bądź trwałej kontuzji. Nikt nie chciał mu o niczym mówić mawiając, że teraz powinien odpoczywać i dojść do siebie. Znowu. Nie mieli pojęcia jak ciężka jest niewiedza i chodzenie po omacku. Decyzja odwiedzenia póki co bezimiennego chłopaka na drugim końcu korytarza wydawała sie jeszcze sensowniejsza. Nawet jeśli go nie zna, to i tak uzyska od niego szczerość i słowa prosto z mostu bez owijania w bawełnę, bo najbliżsi bali się... nawiązać z nim normalnej rozmowy. Soleil miała rację, bo tracąc pamięć stracił i ją. Teraz potrzeba bardzo wiele wysiłku i dużo czasu, aby sprawdzić czy rzeczywiście wiążące ich uczucie było silne i prawdziwe, nie oparte na wdzięczności jak sie tego obawiała. Nie miał okazji udowodnić, że tak nie jest. Non stop coś im przeszkadzało, a przecież najmniej zawinili światu. Jej wyjaśnienie wleciało jednym uchem, a wyleciało drugim. Coś mu się tutaj nie zgadzało, chociaż nie mógł stwierdzić co konkretnie. Zmarszczył brwi i spojrzał tam, gdzie ona. Na co ona patrzyła? I jeszcze potrząsnęła głową, odpowiadając bez słów... No tak, Soleil Larsen jest dziwaczką rozmawiającą sama ze sobą. Nie powinno to go zaskoczyć, a i tak wydawało się to bardzo dziwne w tym miejscu i w takiej atmosferze. Uśmiech może i był wiarygodny, lecz Lancaster nijak to skomentował. Siedział dalej podparty poduszkami i czuł się beznadziejnie, bo Soleil zranił. Nie miał pojęcia czemu, ale jakiś błysk w jej oczach gwałtownie zgasł. Utwierdziła go w przekonaniu, gdy zerwała się z miejsca i wybiegła. Zaskoczony spojrzał na przymknięte drzwi, jakby one mogły mu wyjaśnić dlaczego dziewczyna stąd uciekła niemal biegiem, jakby sam dementor deptał jej po piętach. - Ej, co się stało? - zdziwił sie niezmiernie. Nawet nie myślał, że miał leżeć, bo leżenia miał już po dziurki w nosie. Zsunął powoli gołe nogi na podłogę i przytrzymał się materaca łóżka, gdy zakręciło mu się w głowie. Chyba za szybko się poruszył. Jednocześnie kroplówka przesunęła się po kaflach i zapiszczała w proteście na przemieszczanie jej gdziekolwiek. No tak, miał kable poprzyczepiane do żył, co też nie było zbyt wygodne. Spojrzał na siebie zniesmaczony. Szpitalna piżama w czarne kropki mdliła na sam widok i wyglądał w tym jak dalmatyńczyk. Odpuścił sobie komentowanie warunków szpitalnych, bo bardziej doskwierało mu zachowanie gryfonki. Nawet jeśli była wolontariuszką to nie powinna przecież uciekać. Wiedział, że nie mówi mu wszystkiego. Nim na szczęście powziął się na wycieczkę, która zajęlaby mu sporo czasu, blondynka wróciła ze śladami łez na policzkach, kwiatami i pluszakiem. Zbiła go z tropu i Henry całkowicie się zgubił. Co to wszystko miało znaczyć? - Dzięki, ale... - rozejrzał sie po sali, szukając słów. - Ale co się dzieje, Soleil? Czemu płakałaś? - przyglądał się jej z uwagą. Nie wiedział absolutnie nic i to go doprowadzało do szewskiej pasji. Nie cierpiał nic nie wiedzieć. Nie był może ambitnym Krukonem, ale oleju w głowie miał. I coś definitywnie się mu tutaj nie zgadzało. Miał nadzieję, że Laurel zrobiła to, o co ją podejrzewał i wezwała Dwayne'a. Chyba tylko ten Indianin jest w stanie opowiedzieć mu ze szczegółami jego rok z życia wyjęty. Większego gaduły i ciekawskiego chłopa nie znał. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Parter - Wypadki Przedmiotowe | |
| |
| | | | Parter - Wypadki Przedmiotowe | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |