IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Is it time to say goodbye?

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyCzw 28 Sie 2014, 20:44

Opis wspomnienia
Krótko mówiąc rozmowa o tym czy mówić należy zawsze, czy czasem nie warto, bądź wręcz nie można dla czyjegoś bezpieczeństwa lub spokoju ducha. I to nawet wtedy, kiedy się kocha. Kiedy się szanuje. I kiedy chce się być szczerym.
Osoby:
Soleil Larsen
Henry Lancaster
Czas:
lipiec '77
Miejsce:
Obóz letni


Sol była przybita. Przybita jak mało kiedy, bo choć ciała reniferów były tylko iluzją, to nie potrafiła się ich pozbyć z głowy, podobnie jak nie umiała przestać co jakiś czas sięgać do barku, w który wbiły się szpony harpii. A w dodatku to właśnie przez nią nie udało im się wykonać zadania, gdyby potrafiła nad sobą panować, gdyby nie była taka lekkomyślna, Henry na pewno by sobie poradził! Wiedziała to. Był dobry w ONMS, a i zaklęcia nie były jego piętą achillesową. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze Tytan. Na deser, niczym wisienka na czubku zbyt obfitego pucharka lodów.
Samotny spacer wydawał się być dobrym pomysłem, choć przecież wcale nie taki samotny, jeśli wziąć pod uwagę obecność niewidzialnych przyjaciół, a zwłaszcza tego jednego, konkretnego. Chwilowo jednak dał jej spokój, drzemał chyba w odmętach jej umysły, nabierając siły na dalsze sianie zła i zniszczenia.
Ruiny doskonale wpasowywały się swoim wyglądem i panującą pomiędzy zmurszałymi gruzami atmosferą w jej nastrój, dlatego zupełnie instynktownie powędrowała w tę stronę. Jasna, cytrynowożółta sukienka odcinała się od wszechobecnej zieleni, a jasne włosy podskakiwały lekko w rytm kroków Słoneczka. Na raz po jej twarzy poczęły się toczyć, zupełnie nie w sposób kontrolowany i majestatyczny, łzy, które zdecydowanie otarła dłońmi, wykrzywiając twarz w wyrazie złości. Opadła na jakąś wywróconą kolumnę, pociągnęła nosem, westchnęła i zachichotała lekko, pocierając opuszkami palców zaczerwienione oczy.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyCzw 28 Sie 2014, 21:21

Błąkał się po całym świecie, aby dojść do Pa... aby uciec przed panią Lacroix i jej czerwonymi włosami. Wymijał ludzi instynktownie szukając Soleil. Im dłużej jej nie widział tym bardziej czuł, że coś jest nie tak między nimi. Nie rozmawiali już bardzo długo, a jeszcze dłużej się nie widzieli. Z rękami w kieszeniach, ubrany bardziej w ciemnych barwach zaszedł do namiotu, gdzie Soleil tymczasowo mieszkała. Dowiedział się, że wyszła niedawno i poszła w tamtą stronę. Tak więc i Henry tam poszedł, dziękując Symplicji za wskazówkę. Przyspieszył i już w oddali widział jasną czuprynę i sukienkę. Szedł przez jakiś czas za nią i zmartwił się. Sol nie wyglądała na wesołą, potrafił to określić nawet z daleka. Nie podskakiwała jak dziewczynka wesoło, tylko powłóczyła nogami uciekając w dziwne miejsce nie nadające się do odwiedzin. Ruiny. W kilku krokach zbliżył się do niej w chwili gdy usiadła, ocierając łzy.
- Sol? - zapytał łagodnie i przeszedł tak, aby go widziała. Kucnął przed nią, chyląc się, aby dojrzeć jej smutne oczy. Wiedział już kogo opłakiwała. Martwe renifery, owoc iluzji na lekcji zaklęć obronnych. Lancaster nawet się nie uśmiechnął. W końcu miał ją dla siebie, mógł porozmawiać i upewnić się, że wszystko jest okej. A nie było. Nawet z nim, a przecież wszyscy już o nim zapomnieli. Widział w iluzji harpię atakującą Soleil. Identyczny ból jak do Cruciatusa, co go dobijało. Nie chciał jej wypuszczać po lekcjach, ale nie mógł chodzić za nią non stop. Odgarnął jasne pukle za jej ucho i usiadł obok, przygarniając do siebie.
- To była tylko iluzja, słońce. One nie umarły. - powiedział niegłośno i pocałował ją w czoło, oddychając z ulgą. Poczuł się już lepiej, ale nadal nie podobał mu się widok łez na twarzy Słońca. Desperacko mocniej ją do siebie przytulił. Od paru dni chodził niespokojny i nie wiedział dlaczego tak się denerwuje. Odpowiadał markotnie chłopakom na pytania i błąkał się po całym obozie.
- Hasają sobie tam gdzieś na świecie, gdzie mieszkają, a twój wujek je karmi... przepysznymi rzeczami, bo nie wiem co jedzą. Też mi się nie podobała ta lekcja. - mruknął, próbując zająć myśli Sol czymś pozytywniejszym. Skoro zbierała go z podłogi w Mungu, to sobie tutaj posiedzi przy niej, upewniając się czy dobrze się czuje. Henry wciąż się martwił.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyPią 29 Sie 2014, 20:50

Coś było między nimi nie tak, a konkretniej ktoś. I to ktoś tak konkretny, a dla Sol także namacalny, że aż do przesady, jak na wymyślonego "przyjaciela". Po tym, co stało się w Łazience Prefektów, Słoneczko starała się unikać sam na sam z Henrym. Nie podobało jej się to, wcale, łaknęła jego towarzystwa, jego uśmiechu, nawet jego smutków! Ale ponad to wszystko pragnęła jego bezpieczeństwa i godziła się z tym, że musi zaboleć i ją i jego, aby było dobrze. Nie zdawała sobie sprawy, że w ten sposób sama wykłada się posrebrzanym półmisku, że zrywając kontakty i oddalając się od ludzi, postępuje dokładnie w taki sposób, jakiego oczekuje po niej Tytan. Powoli stawała się drugą Nette. Samotną, dziwną, wystraszoną, smutną. Miała od niej jednak silniejszy charakter, więcej uporu, mocniejszą wolę i potrafiła choćby zachowywać pozory, pewnie dlatego wciąż jeszcze nikt się nie zorientował. Nawet Henry.
Kiedy usłyszała głos chłopaka, podniosła na niego nieco spanikowane, wypłoszone spojrzenie. Nie powinno go tutaj być! Nie tutaj, gdzie tak łatwo można by go było skrzywdzić, a nawet więcej - zabić i to tak, aby nikt się o tym nie dowiedział. Nie tutaj, bo znajdowali się poza zasięgiem słuchu kogokolwiek, kto mógłby przyjść Henry'emu z pomocą, gdyby Sol straciła nad sobą panowanie. Panowanie nad Tytanem. Otworzyła nawet usta aby kazać mu sobie iść, ale nie wydobyło się z nich nic, poza cichym jękiem. Nie potrafiła rzucić mu takich słów prosto w twarz, kiedy spoglądały na nią zmartwione, czułe oczy. Wiedziała, że nie zrozumiałby, a ona przecież nie mogła mu wszystkiego wytłumaczyć. Brzydziła się kłamstwem, jak niczym innym, ale bardziej nawet od tego, że Henry uzna ją za świrnięta, bała się tego, że Tytan będzie chciał się pozbyć kogoś, kto wie o nim zbyt wiele. Była praktycznie pewna, że tak właśnie by postąpił i to kazało ugryźć się w język, powstrzymać cisnące się na usta słowa.
Emocje znowu wzięły nad nią gorę, kiedy poczuła jego dłoń na policzku i pozwoliła sobie na mokry, obfity we łzy szloch, który ginął gdzieś w zakamarkach jego swetra. Opłakiwała to, co mogli mieć, opłakiwała renifery, nawet jeśli faktycznie ich śmierć była tylko iluzją, opłakiwała swoją niemoc i to, że musi krzywdzić tych, którzy tak wiele dla niej znaczą. Opłakiwała także w końcu kłamstwo, które miała za chwilę sprzedać Henry'emu, aby go uspokoić. Nie potrafiła oszukiwać, była małą chodzącą iskierką prawdy i szczerości, ale musiała się postarać, dla jego dobra. W końcu udało się jej od niego odsunąć i otrzeć łzy. Miała pewnie teraz oczy godne basseta i czerwony nos, słowem - wyglądała jak takie blond nieszczęście.
- Przepraszam. - mruknęła cicho.
- One naprawdę wyglądały jak prawdziwe... - dodała po chwili i zatrzęsła się lekko na wspomnienie zwierzęcych trucheł. To był jej największy koszmar, po prostu. Nie poradziła sobie z nim. Zaśmiała się lekko, ale znacznie weselej, w odpowiedzi na ignorancję Henry'ego.
- Jedzą to, co znajdą albo to, czym się je karmi. - czyż to nie było oczywiste?
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptySob 30 Sie 2014, 11:37

On nie istniał, a Henry mimo tego wyczuwał, że coś jest nie tak jak powinno. Dawna Soleil gdzieś zniknęła i przygasła. Obecna wersja była trochę nerwowa i zasmucona. Od dawna nie widział w jej oczach radosnych błysków. Przecież to one go podniosły z łóżka ze świętego Munga i kazały żyć dalej i nie załamywać się. Bez nich czuł się... jakby nie był sobą. Tym bardziej jak nie wiedział dlaczego one zniknęły. Henry szwendał się od wielu dni bez celu próbując się domyślić co też wisi w powietrzu. Kiedy oni ostatnio gdzieś razem poszli? Sam na sam bez towarzystwa Puchonów czy Gryfonów? Zawsze ktoś tam im towarzyszył i pajacował. W końcu Henry'emu zaczęło to doskwierać i stał się markotny. Nawet w namiocie to zauważono, ale i tak to było nic z porównaniem z ponurym Aeronem i Luca. Jeszcze trochę i stanie się bardziej nieznośny niż oni razem wzięci. Wyglądali obaj, jakby zjedli po wielkim kawałku cytryny.
Nie miał pojęcia co się dzieje z Sol ani jak się czuje. Ta niepewność go denerwowała. Nawet płacz nie wyglądał na tylko opłakiwanie zwłok reniferów. Chyba się coś w tym kryło, a Henry był zbyt miękki, aby o to zapytać. Robił wszystko, aby Soleil czuła się przy nim dobrze. Nie opuszczał go widok jej twarzy wtedy w łazience prefektów. Wyglądała jakby chciała... jakby miała dosyć. A chwilę przed tym świetnie się bawili, zanosząc śmiechem. Oparł policzek o jej włosy, oferując to, co tylko miał, czyli swoje ramiona. Koszula wsiąkła wszystkie łzy. Będzie je czuł do końca dnia, a to nie dawało gwarancji poprawy nastroju.
Nie przykuł uwagi do odpowiedzi co zjadają renifery. Ta mała kupka nieszczęścia go martwiła.
- Co się dzieje, Soleil? - zapytał śmiertelnie poważnym tonem patrząc w załzawione oczy. Nie pytał o lekcje ani o spędzanie wolnego czasu, bo przecież nie spędzali go razem, tylko we troje, czworo i pięcioro. Z Potworkiem w roli głównej. Henry odczuł nawet, że Soleil trochę go unikała. Wściekał się na siebie, bo nic nie wiedział, a brak wiedzy był gorszy niż szczera prawda.
- Martwisz mnie. Czy... ty mnie unikasz? - opuścił ramiona, pozwalając sie jej odsunąć tak, jak chciała. Musiał wiedzieć co się dzieje. Nie mógł przez to czerpać radości z obozu, a przecież było tu całkiem fajnie. Lancaster ufał ślepo Soleil i wierzył jej słowom, bo nigdy go nie okłamała oczekując w zamian tego samego - tej brutalnej szczerości, gdy nie mógł pozbierać się przez długi czas. Teraz też tego oczekiwał, a kłamstwa... mają krótkie nogi. Póki co Henry był niczego nieświadomy. Za pasem drugi tajemniczy etap. Nie był na wszystkich zajęciach, on ambitny prefekt z szóstego roku. Pod koniec nie miał już sił podnieść się i iść słuchać i uczyć się. Nie zdawał sobie sprawy, że Soleil martwiła go bardziej niż przypuszczał, ale nie wiedział dlaczego.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptySob 30 Sie 2014, 20:16

Odsunęła się co prawda, ale w zamian odnalazła jego dłoń i machinalnie zaczęła się bawić jego ciepłymi palcami. Jego pytania ją martwiły. Wiedziała, że zasługiwał naprawdę i gdyby nie była ona niebezpieczna, na pewno właśnie ją by od niej otrzymał! Miała wrażenie, że istnieje pomiędzy nimi niepisany układ, który zakładał szczerość, nawet jeśli nie jest ona przyjemna. Tym razem nie chodziło jednak tylko o to, że jej słowa mogą mu się wydać dziwne, odpychające albo przykre. Gdyby wszystko kończyło się na tym, bez wahania by mu się zwierzyła. Tytan jednak był nieobliczalny, groźny, niebezpieczny. Nie mogła ryzykować, że uzna Henry'ego za zagrożenie.
Prawdziwe Słoneczko nie zniknęło, po prostu zaszło chmurami, których nie dało się tak łatwo odgonić. Wciąż jednak zdarzały się dni, kiedy wyglądała zza nich ciekawie i było prawie tak, jak dawniej. Ta chwila należała niestety do tych gorszych i nie należało winić za to Lancastera, była w dość ponurym nastroju już wtedy, kiedy zdecydowała się na spacer po ruinach.
Spojrzała w smutną, zmartwioną twarz chłopaka, którego miała szczęście nazywać swoim i coś bardzo mocno zakuło ją w piersi. Próbowała go chronić, ale sprawiała mu ból, powinna go od siebie uwolnić, ale chyba nie potrafiła, oddałaby wszystko, aby móc mu sprawy wytłumaczyć, ale nie mogła ryzykować. Była bezradna i to bolało najbardziej. Trochę bezwiednie wyciągnęła wolną dłoń, drugą powiem miała splecioną z palcami Puchona, i zafascynowana dotknęła opuszkami twarz Puchona, tak jakby chciała zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół, jakby poznawała ją od nowa. Czuła gładkość jego skóry i drapiące igiełki świeżego zarostu. Nagle ni z tego ni z owego pochyliła się i pocałowała go krótko, niezbyt umiejętnie, ale żarliwie. Przytuliła go bardzo mocno, nie przejmując się faktem, że musiał mieć jej włosy w oczach i w buzi. Wyglądało to jak wielka scena pożegnania, może trochę nią była z perspektywy Sol. W końcu westchnęła i zajrzała mu głęboko w oczy. Jej szare tęczówki były w tej chwili lekko pociemniałe i przypominały trochę burzowe chmury.
- To wszystko nie jest twoją winą, rozumiesz? – zapytała go bardzo poważnym tonem, nie pozwalając mu odwrócić wzroku, jeśli próbowałby to zrobić.
- Nie chcę Cię skrzywdzić. – dodała po chwili, czując, że jej oczy znowu wilgotnieją. Dzielnie przełknęła ślinę, pociągnęła nosem i czekała na reakcję Henry'ego.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyNie 31 Sie 2014, 17:04

Henry nie był typem stanowiącym dla kogokolwiek zagrożenie. Należał do Hufflepuffu, a takim nie były w głowie mordy. Nie był przecież ślizgonem, coby krzywdzić kogoś dla własnej zabawy i szpanu. Chyba, że mowa tutaj była o jego psychice, dosyć mocno nadszarpniętej. Nie oszalał, ale nosił w sobie znamiona już odległych wydarzeń. Mógł zaszkodzić Soleil i temu światłu, który wokół siebie roztaczała przy każdym uśmiechu. Lancaster nie potrzebował ochrony ani stróża. Podniósł się dzięki interwencji Sol, a teraz żył. Markotnie, ale żył i widział na horyzoncie swój cel. Chciała go za wszelką cenę chronić, ale przed czym? Przed kim? Jego nieznany oprawca nie ujawnił się od wielu miesięcy. Szum wokół Lancasterów ucichł, a będąc pod skrzydłami Dumbledore'a byli bezpieczni. Nie trzeba było go chronić. Zniósł ból Cruciatusa, powtarzający się, powracający, trwający nieskończenie wiele godzin, a więc zniesie wszystko. Jeśli ktoś mu zaufa.
Pogłaskał kciukiem wierzch drobnej dziewczęcej rączki. Sol była tak mała, a namacalny smutek wpędzał go w poczucie winy. Uśmiechała się zawsze, odkąd pamiętał. A gdy nagle stali się sobie bliżsi niż oboje mogliby przypuszczać, Soleil pierwszy raz w życiu zaskoczyła świat i przygasiła swój blask. W jaki sposób miał udawać, że to nie jego wina? Na tym punkcie był bardzo wyczulony. Wstrzymał oddech, odnajdując nagle w sobie potrzebę większej ilości pocałunków i dowodu, że wszystko między nimi jest w porządku. Zamknął usta chcąc ją chociaż na chwilę przy sobie przytrzymać, ale odsunęła się już tak daleko. Jeszcze bardziej zmarkotniał, a jego szaroniebieskie oczy zrobiły się bardziej szare niż niebieskie. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że ten pocałunek był tak jakby... pożegnalny. Henry spiął mięśnie. Cisza dudniła mu w uszach. Niemal z namaszczeniem odgarnął z twarzy jasne włosy Soleil, głaszcząc je i pieszcząc, jakby były najpiękniejszym materiałem jaki kiedykolwiek w życiu dotykał. W pewnym sensie tak było. Patrzył jej prosto w oczy i mogła wyczytać, że jeśli zrobi to, co próbuje zrobić, nie uchroni Henry'ego przed poczuciem winy. Teraz on spanikował. Serce łomotało mu w piersiach.
- To nie odchodź. - jego głos już był martwy, pozbawiony emocji. Nie rozumiał co dokładnie kryje się za jej słowami, lecz skrzywdzi go, jeśli odejdzie. Przecież to ona trzymała go przy życiu i nie było w tym romantycznego poświęcenia, oddania czy heroicznych czynów. Jakby nie odwiedziła go wtedy w szpitalu, Henry wciąż leżałby w Mungu. Kto wie czy nie na oddziale Urazów Pozaklęciowych, w izebce z jego nazwiskiem. Na stałe. Tylko ona do niego trafiała i tylko jej szukał w tłumie. Nawet jak wchodził do wielkiej sali, to już odruchowo jego głowa odwracała się do stołu gryfonów w poszukiwaniu Soleil w jakimś ekscentrycznym stroju. Przywiązała go do siebie i przyzwyczaiła, że zawsze jest obok. W końcu stała się niezbędna. Henry zamknął oczy na chwilę a gdy je otworzył, wciąż tkwiło w nich przekonanie, że chce go rzucić z niewiadomego powodu.
- Ja ciebie kocham Sol. Nie odchodź. - zabrzmiało to banalnie rodem z powieści romantycznych czytanych przez małoletnie panienki. Zaś Henry mówił śmiertelnie poważnie, bo nie miał nic innego do zaoferowania. Nic oprócz cichych słów płynących gdzieś z dna pokaleczonego puchońskiego serca. Ścisnął mocniej palce jej dłoni. Nie mógł więcej się okłamywać, że nic się nie dzieje. Działo się coś, a on nie mógł nic powiedzieć. Chciał zaśmiać sie gorzko, ale to jakoś powstrzymał. Nie miał na nic wpływu, a to nic miało wpływ na niego. Zbyt duży wpływ.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyPon 01 Wrz 2014, 10:13

Czasem wystarczyło przypadkowo wejść w posiadanie pewnych informacji, aby stać się zagrożeniem. Nie trzeba było do tego posiadać nie wiadomo jak potężnej mocy, nie trzeba było znać niebezpiecznych zaklęć i eliksirów. I to właśnie był taki przypadek. Póki Tytan chciał pozostać w cieniu, póki nie chciał, aby ktokolwiek poza Sol o nim wiedział… cóż, ona nie mogła nic zrobić. Bo nawet jeśli nie powiedział tego nigdy wprost, ona przecież była świadoma tego, że nie zawaha się przed skrzywdzeniem kogokolwiek. A udowodnił jej, że jeśli chce, potrafi posłużyć się jej ciałem.
To był nieszczęśliwy zbieg okoliczności, Lancaster nie ponosił żadnej odpowiedzialności za pojawienie się Tytana i miał po prostu pecha, że to i jego tortury oraz wszystko co po nich nastąpiło, zbiegło się w czasie. Nikt tak bardzo jak Soleil nie żałował, że wszystko potoczyło się inaczej. Być może nigdy nie było tego po niej widać, bo ostatecznie w jakiś sposób zasłużyła sobie na miano Słoneczka, ale przez ostatnie miesiące po raz pierwszy od śmierci Daga czuła się pełna, kochana, spełniona. I sama to wszystko niszczyła. Przeżyłaby jakoś, gdyby nie to, że nie raniła jedynie samej siebie. Widziała w jego oczach niezrozumienie, widziała ból, widziała strach, widziała cierpienie… I chciała to wszystko wymazać, wiedziała, że to jej wina, ale czuła się bezradna. Nie wiedziała co ma zrobić, ona, która przeważnie instynktownie rozpoznawała swoją drogę, w tej chwili czuła się jak dziecko pozostawione samotnie na rozdrożu, bez żadnych drogowskazów.
Patrzyła mu prosto w oczy i walczyła z samą sobą, w końcu poddała się z westchnieniem i nieco niezgrabnie wdrapała się na kolana chłopaka, układając twarz na wilgotnym od jej łez swetrze. Chciałaby móc tutaj pozostać, z dala od niebezpieczeństwa, z dala od świata, z dala od problemów, choćby tylko pozornie.
- Powinnam, ale nie potrafię. – mruknęła cicho, przyglądając się splecionym palcom ich dłoni. Była z nim związana, wiedziała to. Wiedziała, że jeśli któremukolwiek z nich coś się stanie, oboje będą cierpieć. Na tym to chyba wszystko polegało. Na dzieleniu każdej rzeczy na pół. Nie tylko ciastek, nie tylko radości, ale też smutków, uczuć, wszystkiego.
- Ja też Cię kocham, Henry. – odpowiedziała mu poważnie i uśmiechnęła się na kilka chwil tak promiennie jak kiedyś, albo nawet bardziej. Napisałabym, że przyćmiła słońce, ale to niemożliwe, więc powstrzymam się przed podobnym stwierdzeniem.
- Powiedziałam Ci kiedyś, że nie odejdę, póki mnie o to nie poprosisz. Obiecałam. Ale boję się.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyNie 07 Wrz 2014, 10:56

/ sorka, nie miałem kiedy napisać. jak coś to ich wytematuj z tematu u siebie, bo jest już II etap, chociaż może jak się uśmiechniemy to pozwolą dokończyć?


Miał pecha w pechu. Łaził za nim non stop i czepiał się jak lep na muchy, nie odstępując go nawet na krok. Jak inaczej wyjaśnić jego dawną naiwność i głupotę, której na szczęście już się wyzbył? Dostał po dupie, bo miał pecha. Pamiętał to, jakby to było wczoraj. Wrócił do szkoły, a każdy napotkany wzrok wyrażał litość, współczucie i pobłażanie, że ten młody Henryś miał takiego pecha. Nie było nic gorszego niż litość. Gryzło go to od środka, aby go w końcu kiedyś pożreć w całości.
Wyciągnął do niej ramiona i objął ją ciasno, ciesząc się jak dzieciak z ciężaru na kolanach. Mała Soleil, lubił ją tak nazywać mimo, że byli rówieśnikami. Zamykając przy sobie Słoneczko, wszystkie jego symptomy szaleństwa odchodziły jak ręką odjął. Każda pesymistyczna myśl i wisielczy humor znikał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a tego nie potrzebowała. Wystarczyło, że tak jak teraz mógł trzymać ją na kolanach i mocno ją do siebie przygarniać. Jakby był zdesperowany. Choć nie chciała mu robić krzywdy tam w okolicach serca, i tak odczuł inną formę bólu. Powinnam, ale nie potrafię. Chciała, ale nie umiała się na to zdobyć, bo była tak dobrym i jasnym słońcem nie potrafiącym skrzywdzić drugiego człowieka. Henry przeszedł już wystarczająco wiele, aby mógł znosić z kimś bóle. Ba, on nawet tego chciał, bo wtedy paradoksalnie zdrowiał. Soleil obchodziła się z nim jak z jajkiem i nie chciała narażać na jakiekolwiek cierpienie, a przecież on mógł znieść czyjś ból, jeśli to miało im oboje pomóc. Przez chwilę zapomniał jak miał na imię, porażony odwzajemnionym wyzwaniem i uśmiechem, za którym tęsknił tak bardzo, że aż go bolało w klatce piersiowej. Taką Soleil poznał, a obecny jej stan niedługo doprowadzi do szaleństwa. Henry potrzebował szczerości i prawdy, a chociaż ją otrzymał, wciąż nie wiedział dlaczego Soleil sądzi, że powinna odejść. Nie musiała, przecież żyło im się lepiej, niż wcześniej. Jakoś tak po paru minutach przypomniał sobie mniej więcej jak ma na imię, chociaż wciąż miał problem ze zlokalizowaniem ich miejsca pobytu. Ale czy to było ważne? Nie interesowało go gdzie są, bo był tam, gdzie powinien. Przy Sol.
- To nie bój się, bo nie poproszę cię o to. Ja ciebie wciąż potrzebuję. - przy ostatnich słowach głos prawie się mu załamał. Wciąż odnosił wrażenie, że jednak Soleil prędzej czy później go zostawi z byle jakiego powodu bądź z wmówienia sobie, że tak musi być. A nie musiało, bo Henry nie widział argumentów nakazujących im nie bycia ze sobą. Przekrzywił głowę, aby mieć dostęp do jej oczu i ust, które zakrył w swoim marnym, puchońskim pocałunku. On nie ustawał. Pozwolił sobie na odsunięcie na bok powściągliwości i całował usta Sol, aby kiedyś móc sobie to wielokrotnie odtwarzać w przyszłości na wypadek, gdyby go rzuciła. Nie potrafiłby wyjść z tego bez szwanku i uszczerbku na zdrowiu psycho-fizycznym. Za bardzo mu pomogła, aby swoim domniemanym odejściem miała nie wyrządzać mu tragicznych szkód.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyCzw 11 Wrz 2014, 14:13

/Udzielam nam pozwolenia. I tak kończymy powoli, to kwestia kilku postów.
Podobno nieszczęścia chodzą parami, ale ja bym się pokusiła o stwierdzenie, że czasem są to wręcz stada. I właśnie takiej sytuacji doświadczała chyba nasza parka. Zamiast spokojnie i szczęśliwie sycić się wzajemną obecnością, co chwilę stawali przed wyzwaniami, które mogły ich złamać, oddalić od siebie albo wręcz sprawić, że nic nie zostanie z tego, co dzielili. A przecież w przyszłości miało czekać na nich jeszcze więcej problemów, znacznie bardziej poważnych, znacznie gorzej rokujących wspólnej przyszłości.
Należało więc chyba cieszyć się tym krótkim tu i teraz, które dzielili. Trzeba było chłonąć bliskość kochanej osoby, żeby móc później ją przywołać i pokrzepiać się nią w trudniejszych chwilach. I chyba to właśnie robili, szukając się nawzajem i pokonując wszystkie bariery, które mogłyby ich dzielić. Sol wiedziała, że Henry byłby w stanie ją zrozumieć, że był gotów jej pomóc i wesprzeć ją. Teraz bardziej niż kiedykolwiek, bo przecież powiedział, że ją kocha. A dla niej te słowa znaczyły wszystko, dawały do zrozumienia, że są jedną duszą w dwóch ciałach i cokolwiek się nie stanie, będą stawali w swojej obronie. Jej wahanie nie wynikało z braku wiary w Puchona, tylko w przeświadczeniu, że Tytan go skrzywdzi. Chodziło tylko o to, o nic więcej.
Na jego słowa ścisnęło jej się serce, a w oczach pojawiły się bliżej niesprecyzowane błyski. Chyba właśnie tego też się trochę bała, że nawet gdyby mogło być to dla niego niebezpieczne, i tak jej nie zostawi. I tak nie powie jej, aby odeszła.
- Nie potrzebujesz mnie. Jesteś wystarczająco silny, aby dać sobie radę samemu. Musisz tylko w to uwierzyć. – odparła mu cichym, pogodnym głosem, obejmując szczupłą dłonią jego policzek i patrząc mu głęboko w oczy. Był znacznie lepszą, znacznie bardziej odważną i wartościową osobą niż zdawał sobie z tego sprawę. Jej zadaniem było go o tym uświadomić.
Kiedy zaczął ją całować, jakby był to ostatni raz, poddała mu się z westchnieniem. Nie miała w tej kwestii żadnego doświadczenia i gdzieś w głębi jej serca tkwiła malutka igiełka niepewności, która sprawiała, że w głowie Sol kołatała się zdradziecka myśl, że być może nie uda się jej zadowolić Puchona, ale nie pozwalała jej na zbytnie rozbestwienie. Przesunęła dłoń z policzka chłopaka, na jego szyję i splotła ją z drugą na jego karku. Kiedy pocałunek ustał, ukryła twarz w zagłębieniu szyi chłopaka i dopiero po dłuższej chwili wydobyła z siebie cichutkie „dziękuję”.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyCzw 11 Wrz 2014, 17:36

Byli ze sobą niedługo, bo raptem parę miesięcy. Ba, można już śmiało stwierdzić, że już w szpitalu po przebudzeniu coś się między nimi stało i od tamtej pory tworzyli coś na kształt pary. Nieprzyjemne okoliczności zbliżyły ich do siebie znacznie i choć próbowali budować uczucie na przyjemnych wspomnieniach, natykali się na kłody pod nogami. Główną kłodą był mózg Lancastera, odporny na tłumaczenia, że będzie kiedyś lepiej. Dopiero niepewność wisząca w powietrzu zwróciła mu uwagę, że niewiele od siebie daje dla Soleil, bezczelnie biorąc i nie dając nic w zamian. Był na siebie wściekły, bo tracił czas na polepszenie swojego samopoczucia zamiast skupiać się na Soleil. Henry nie wiedział o istnieniu Tytana, nie mógł więc się uspokoić i pojąć, że Sol dalej w niego wierzy. Widział to, co mu pokazywała. Czyli, że chce od niego odejść, ale jest zbyt dobra, aby się na to zdobyć. Łapczywiej wycałował słoneczkowe usta próbując nie dopuścić do głosu irytacji, którą w nim nieświadomie wywołała. Nie udało się za bardzo. Smak warg maleńkiej dziewczyny zmieszał się z gorzkim posmakiem zagniewania.
- Potrzebuję. - burknął, jeśli nie mówiąc, że było to nieprzyjemne warknięcie. Nie lubił, gdy ktoś mu wmawiał, że czegoś potrzebuje albo nie potrzebuje. Henry wiedział co pomagało mu żyć i istnieć jeszcze na ziemi i nie oczekiwał od nikogo pomocy w nazywaniu swoich uczuć. Już umiał je oddzielać i odróżniać, a więc był święcie pewny, że Soleil jest mu niezbędna do dalszej egzystencji. Przecież to ona go tu trzymała i była jedynym czynnikiem nie pozwalającym mu na zwariowanie. Henry na prawdę był wówczas bliski szaleństwa, załamania i utraty zmysłów. Tkwił wtedy na granicy, a więc różnorako może się na nim odbić utrata Soleil. Tylko dlaczego odnosił wrażenie, że i tak prędzej czy później ją straci?
- Dlaczego w ogóle chcesz ode mnie odejść, Sol? Nie robisz tego, bo jesteś na to zbyt dobra, a ja jestem zbyt wielkim egoistą. Widzę to przecież, ale nie wiem czemu tak jest. Powiedz mi co nie gra, bo inaczej znowu oszaleję. - odezwał się grobowym tonem godnym samego Aerona Stewarda. Potrzebował Soleil i kropka. Nikt mu nie powie, że jest inaczej i Henry nigdy w to nie uwierzy. Kiedyś natknęli się w bibliotece, znalazł ją w dziwnym miejscu. Gdy go spotkała był inwalidą emocjonalnym starajacym się być dla ojca idealnym synem. Teraz po paru miesiącach zmienił się znacznie, tracąc jakąś część i łatając to obecnością Soleil. Zmienił się, pytanie czy na lepsze czy na gorsze. Zaczął widzieć niektóre rzeczy jak na przykład fakt, że dziewczyna trzymana tak ciasno na kolanach chce go zostawić, lecz nie ma na to tyle odwagi. Henry spochmurniał, a błyski w szarych oczach były nieodgadnione.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyPon 15 Wrz 2014, 11:59

Henry ją przeceniał i idealizował. Była tylko sobą, tylko Słoneczkiem i choćby nie wiadomo jak bardzo się starała, nie mogłaby być niczym więcej. Chciałaby, choćby tylko dla niego, ale nie potrafiła, bo podległa zwyczajnym ludzkim ograniczeniom, które krępowały do pewnego stopnia jej ruchy. Wiedziała, że zbliżyły ich nietypowe sytuacje. Bolało ją to, że chłopak musiał cierpieć i gdyby istniała taka możliwość, wzięłaby z jego barków cały ten ciężar, bo nauczyła sobie radzić z podobnymi sytuacjami, ale z drugiej strony była pewna, że gdyby ich losy potoczyły się inaczej, Hanry nadal uważałaby ją za dziwaczną, śmieszną osóbkę, do której co prawda czuje się sympatię, ale nic więcej. Nie wiedziała wciąż na ile jego uczucie wynika z wdzięczności i bała się nad tym zastanawiać. Bała się dojść do wniosków, które ją wystraszą. Tak, ona też czasami się chowała i uciekała. Może czyniło ją to hipokrytką, a może po prostu człowiekiem.
Ton jego głosu sprawił, że szare oczy rozszerzyły się odrobinę, co wyglądało dziwacznie na tak drobnej twarzy. Nie błysnęła w nich jednak obawa, czy zniechęcenie. Raczej zrozumienie, może też troska. Sol wiedziała, że czasem perspektywa ruszenia dalej samodzielnie, bez tej ważnej osoby obok wydaje się ponad siły, ale ludzie to wytrzymałe stworzenia, mało co je przerasta, jeśli odnajdą w sobie wolę walki. Zamiast się z nim kłócić, uśmiechnęła się więc tylko do niego, dłonią odgarniając kosmyki z jego czoła. Może na tę naukę było dla niego zbyt wcześnie, może potrzebował jeszcze czasu. Nauczyła się, że ten towar deficytowy niestety, należy cenić ponad inne. Tydzień, miesiąc, rok, dwa lata… Czasem trzeba było cierpliwie czekać. Poganianie, pospieszanie mogło bardziej skrzywdzić, niż pomóc.
Czekała w napięciu na to pytanie i w końcu padło, tak jak się tego spodziewała. I choć przewidywała, że prędzej czy później dojdzie do tej rozmowy, to wcale nie oznaczało to, że była na nią przygotowana, że wiedziała co powiedzieć. To było dla niej do pewnego stopnia nowe doświadczenie, bo przeważnie całkiem nieźle szło jej dopasowywanie słów do okoliczności. A tutaj proszę, pustka.
- Wcale nie chcę. – szepnęła więc cicho i przekręciła się na kolanach chłopaka tak, aby móc patrzeć mu w oczy. Ich twarze dzieliło w tej chwili zaledwie kilkanaście centymetrów i dziewczyna mogłaby policzyć rzęsy otaczające jego oczy. Zamrugała, dając sobie jeszcze kilka sekund, westchnęła lekko i przesuwając dłonią wzdłuż dekoltu henrysiowego sweterka, zaczęła mówić.
- Nie jesteś egoistą. Wydaje Ci się, że tylko Ty korzystasz na tym związku, ale bardzo się mylisz. To ja mam kogoś, kto chce mnie taką, jaką jestem, kto mnie akceptuje, kto mnie rozumie. Nigdy wcześniej tego nie miałam… Jesteś wyjątkowy, jesteś moim rycerzem na białym koniu i nic ani nikt tego nie zmieni. Nie chcę odejść. Po prostu boję się, że przeze mnie może Ci grozić niebezpieczeństwo. Że ktoś będzie Cię chciał skrzywdzić. – bacznie obserwowała twarz chłopaka szukając na niej odpowiedzi, wskazówek, emocji.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyNie 28 Wrz 2014, 09:57

Dla Henry'ego trwał czas, w którym miał się podnieść i nauczyć sobie z tym radzić, żeby w przyszłości ewentualne ciosy przyjąć z podniesioną brodą. Musiał się zahartować by znaleźć w sobie siłę na później. Prowadził wcześniej życie wypełnione problemami pokroju "co zrobić, żeby wygrać mecz quidditcha", a teraz przestawało to mieć znaczenia w obliczu utraty bliskiej osoby. Wiedział dla kogo być silnym i nie pozwalał sobie na załamanie się, a był tego blisko nie jeden raz. W okresach większego załamania wychodził na samotne spacery i zbierał się do kupy, żeby na spotkaniu z Soleil pokazać jej szczerość tj. "radzę sobie dobrze, bo mam dla kogo". 
Ten wypadek go obudził. Sol była dziwaczną dziewczynką, której się nawet trochę obawiał, a w szczególności spojrzenia jakim go obdarzała nieraz. Gdy pojawiała się w ekscentrycznym stroju wystawiając się na publiczne pośmiewisko, Henry przyglądał się z jej pobłażaniem ceniąc odwagę. A wypadek kazał mu się przyjrzeć tej dziewczynie, co sprowadziło go do zakochania się w jej bliskości. Potrzebował ludzi tak bardzo, żeby nie upaść, a miał przy sobie Sol zamiast swojej siostry, którą odpychał, zamiast matki i ojca, którzy nie mogli go zrozumieć, zamiast kilku osób, którzy litowali się nad nim, gdy potrzebował kopa, żeby się podnieść. To była na początku wdzięczność, a z każdym dniem pogłębiało się to i wynikało nie z tego, tylko z potrzeby dzielenia z nią wszystkich przemyśleń i zarażania się jej humorem. Henry nie wiedział czy w jakikolwiek sposób kiedyś się jej odwdzięczy za to, co dla niego robi. Niewiele mógł jej dać, będąc samym Henrym Lancasterem, bez żadnych wybitnych talentów, osiągnięć i ponadprzeciętnego umysłu. Przy Soleil zdawał sobie jak bardzo został w tyłu i jakim jest człowiekiem. Nie mógl jej stracić. Musiał widzieć jakim się stać i którą drogą iść, żeby nie zboczyć i nie oszaleć. W tej sytuacji słowo szaleństwo miało swoje najgorsze, najniebezpieczniejsze odcienie. 
Wpatrywał się pytająco w okrągłą, małą twarzyczkę z dużymi oczami wypełnionymi teraz jakimś uczuciem, który nie mógł zidentyfikować. Dopiero niedawno zdał sobie sprawę, że Sol z czymś się zmaga, co przed nim ukrywa, aby go "nie zranić". Objął ją w talii, żeby upewnić się, że nie jest tak daleko jak teraz mu się wydaje. Chciał czuć przy sobie to drobne ciałko, bo nie poradziłby sobie bez niego. Już nie.
Zmarszczył brwi, a przez jego twarz przemknął dziwny uśmiech. Rycerzem na białym koniu nie był, bo daleko mu było do rycerskości. Wszystkiemu chciał zaprzeczyć, podchodząc do siebie bardzo krytycznie. Z drugiej strony Henry zaczął się zastanawiać dlaczego ludzie nie potrafią zrozumieć Słoneczka, które jest największym skarbem jaki świat w sobie ma. Mieli pod nosem takie piękno, a dalej go szukali narzekając na życie. Henry trzymał się jej kurczowo, bo nie trzymając jej w ramionach czuł się zdenerwowany i niespokojny. 
Słowa przebijały się uporczywie przez jego czaszkę. Szukał ich sensu, wyjaśnienia, próbował połączyć w całość, lecz bezskutecznie. 
- Kto... kto cię szantażuje? - rysy jego twarzy wyostrzyły się, zacisnął mocno zęby i pięści na jej talii. Henry rzadko pozwalał sobie na jawne okazywanie wściekłości czy gniewu. Udawał, że jest okej, a teraz tak nie było. Nacisk na talii Sol nabierał z każdą chwilą siły, a Henry o tym nie wiedział. Nie odrywał od niej rozjuszonych oczu, gotów wstać, znaleźć tego drania i rzucić Avadę, jeśli tylko to pomogłoby oderwać go od Soleil i dać im święty spokój. 
- O mnie się nie martw. Powiedz, kto ośmiela się zakłócać twój spokój. - wycedził przez zaciśnięte zęby. Nie mieściło mu się w głowie, że wcześniej niczego nie zauważył ani nie zrozumiał. Gniew przelewał teraz na siebie, widząc w sobie winę za swoją ślepotę i głupotę. Gdyby był odrobinę inteligentniejszy, znalazłby wyjscie z sytuacji i oszczędził Sol cierpienia oraz tej rozmowy. Henry nawet nie przypuszczał jakiego pokroju Sol ma "problem".
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyPią 10 Paź 2014, 13:54

W każdej, a przynajmniej niemalże każdej sytuacji dało się odnaleźć coś pozytywnego. Jeśli nie od razu, to po pewnym czasie dostrzegało się, że nie wszystkie konsekwencje czegoś, co było dla nas trudne, bolesne i niszczące, muszą być negatywne. Ba, że czasem nawet warto coś stracić, żeby zyskać jeszcze więcej. Oczywiście to nie jest żadna zasada, a wszechświat najprawdopodobniej pojmuje kwestie sprawiedliwości w zupełnie inny sposób niż ludzie, ale ta myśl w pełni oddaje światopogląd Słoneczka, które nie zależnie od tego, jak prezentowała się sytuacja, zawsze szukała dobrych, jasnych stron. Iskierek w ciemnościach.
Zdawała sobie sprawę, że czymś takim musi być właśnie dla Henry’ego, że była obok, stała, uśmiechnięta i ciepła, kiedy on pogrążał się w lodowatych odmętach ponurych wspomnień. Jeśli nie wdzięczność, to właśnie fakt, że mógł na nią liczyć, na pewno trzymał go blisko niej. Nie, wcale nie uważała tego za nic złego. Nie kocha się przecież za nic, kocha się za wiele rzeczy, czasem po prostu za wszystko, ale zawsze za coś. Bała się jednak czasem, że Henry ją idealizuje. Że kiedyś, kiedy dojdzie już ostatecznie do siebie, pewnie stanie na własnych nogach i odzyska wiele z tego, co stracił w zmurszałej leśnej chatce, zobaczy ją taką, jaką była naprawdę. Nieco dziecinną, niedoświadczoną, naiwną, optymistyczną bez większego powodu istotkę, która wcale nie robiła znowu tak wiele. Po prostu była obok, nic więcej. Nie była psychologiem, nie potrafiła pomóc mu się uporać z jego demonami, mogła go jedynie wspierać i to starała się robić, jak tylko potrafiła najlepiej, ale przede wszystkim to on sam był odpowiedzialny za poprawę swojego stanu psychicznego. Był silny, Soleil to wiedziała, nawet jeśli on czasem nie był tego pewien. Był chyba jedną z najsilniejszych osób, które znała. Ostatecznie czyż nie wybrał trudnej drogi związania z kimś, kto nie był do końca społecznie akceptowany, tym samym degradując się odrobinę w szkolnej hierarchii?
Uśmiechnęła się lekko, kiedy objął ją w talii, ale na jej twarzy wciąż malowało się zmartwienie. Ta rozmowa była dla niej trudna, bo równocześnie pragnęła rozpaczliwie wszystko mu wyjaśnić, aby zrozumiał, aby sam doszedł do wniosku, że powinien wybrać swoje bezpieczeństwo i poszukać sobie kogoś innego, z drugiej zaś wiedziała, że kilka słów za dużo wystarczy, aby wpędzić Henry’ego w poważne niebezpieczeństwo. Najwidoczniej były gdzieś na tym świecie siły, które mogły zagrażać Tytanowi i nie chciał on jeszcze, aby się o nim dowiedziały. Westchnęła lekko, kiedy usłyszała kolejne pytanie, bowiem aby odpowiedzieć zgodnie z prawdą, musiałaby poruszyć zakazane tematy. Oczywiście mogła kłamać, ale to wcale jej się nie podobało. Zmarszczyła lekko czoło, usiłując podjąć jakąś w miarę racjonalną decyzję, kiedy usłyszała za sobą znienawidzony głos. On najwyraźniej uznał, że pora zainterweniować, gdyby dziewczynie przyszło do głowy wtajemniczyć Hanry’ego w całą sytuację.
- Cóż za ciekawski młody człowiek! Przekaż mu ode mnie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła albo ja mu to udowodnię. – zagroził uprzejmym, nawet całkiem miłym tonem, a Sol nawet nie obróciła głowy, aby skontrolować, czy to naprawdę on. Wiedziała, była pewna, rozpoznawała go instynktownie, jak matka swoje dziecko. Czuła jak chłopak coraz ciaśniej ściska ją w objęciach, uniemożliwiając jej głębokie oddychanie i sprawiając delikatny ból, ale nie zwróciła mu na to uwagi. Może nawet tego potrzebowała, aby jej pogrążony w chaosie mózg, mógł się skupić na jakimś konkretnym bodżcu.
- Ja… – urwała bezradnie, wszędzie dookoła widząc ślepe zaułki – Nikt. To znaczy, to wszystko ja. To nie twoja wina, przepraszam, nie mogę ci tego wytłumaczyć. Wybacz. – wyszeptała nieporadnie, zduszonym tonem, czując jak jej gardło zaciska się, a oczy powoli zachodzą wilgotną mgiełką frustracji. Nie chciała płakać, nie mogła płakać, ale tak bardzo męczyło ją to, że rani Henry’ego po to, aby go chronić.
- Dobra dziewczynka.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptySob 11 Paź 2014, 08:50

On dobrze znał te słowa - szukanie dobrych stron w sytuacjach beznadziejnych. Znał je bardzo dobrze, przecież przywoływał je do siebie bardzo często. To słowa Dumbledore'a. Tam, w opuszczonej chatce okolonej czarnomagicznymi klątwami, to stało się jego mottem, aby się nie poddał. I tak poległ, nie mając sił, aby walczyć z Cruciatusem, lecz słowa dalej pozostały. Wisiały w powietrzu i Henry nie chciał z nich korzystać, gdy miał do czynienia z Soleil. Ona była tym dobrem i nie mógł, nie dał rady uwierzyć, że coś jest między nimi nie tak. Potrzebował jej i nadaremnie było powtarzanie mu, że jest silniejszy psychicznie niż sobie wyobraża. Przeżył, a to już dawało mu niesamowity bagaż doświadczeń i siłę, którą powinien z tego czerpać. Zapomniał, widząc w sobie ciągle słabości niźli zalety.
Nie wszyscy byli ideałami i Henry ideału nie szukał. Znając siebie samego szukał osoby, która po prostu go zaakceptuje i stanie się dla niego czymś na kształt bezpiecznej przystani. Nie obchodziła go już opinia otoczenia na temat Soleil. Pośmiewali się z jej strojów, z nietypowych zachowań i z niecodziennych działań i to czyniło ją wyjątkową. Soleil chyba nie zauważyła, że Lancaster samodzielnie, z własnej inicjatywy postanowił wycofać się do połowy z życia szkolnego. Hogwart go zranił i nie bezimiennym napastnikiem, bo na to nie miał wpływu, lecz plotkami i brakiem życia tuż po wypadku. Henry nie nadawał się do bycia obiektem powszechnego zainteresowania i żywił uraz do uczniów szkoły. Przestało mieć dla niego znaczenie kto co o nim myśli, gdyż priorytetem stało się własne zdrowie. Oraz Soleil, której nie mógł stracić, bo inaczej sam zatraci się w najczarniejszych zakątkach swego umysłu, o których istnienia nigdy nie miał pojęcia. Mogła mieć i trzy nogi, osiem rąk i drugą głowę, a i tak upierałby się, żeby z nim została. Chyba, że naprawdę tego nie chciała, znudzona odgrywaniem roli dziewczyny Lancastera.
Nie spuszczał z niej wzroku, szukając na jej twarzy oznak szczerości, poddania się i objawów, że w końcu powie mu, co się dzieje. Henry miał swoje problemy i w większości Sol je znała. Nie tylko poprzez swoją bystrość, spostrzegawczość i empatię, ale przez drobne zabiegi Henry'ego potrzebującego jej uśmiechu. Skoro twierdziła, że jest jednym z najsilniejszych osób jakie zna, dlaczego bała się mu zaufać? Przeczyła sobie, oczywiście z punktu widzenia Lancastera, bowiem nie zdobywając się na zaufanie, twierdziła, że jest tak uszkodzony psychicznie, że nie zniesie prawdy. Ten wniosek był jak kubeł zimnej wody. Henry zamknął na chwilę oczy, aby nie widziała, że go tym zraniła, uciekając od odpowiedzi. Mówił jej dosłownie wszystko, będąc pewnym, że ze wszystkim sobie poradzi, a otrzymywał...
Uścisk wokół jej talii zelżał. Puchon wstał, pomagając Sol stanąć o własnych nogach, a jego dotyk był pospieszny, gdy dotknął jej pleców, aby zeszła mu z kolan. Przed jego oczami pojawił się czerwony błysk. Zamrugał pozbywając się tego z głowy. Przez chwilę w jego głowie pojawiła się absurdalna myśl. Co jest gorsze, Cruciatus czy łamiące się serce? On mógłby na to odpowiedzieć. Gdyby był w stanie zrezygnować z Soleil. Nie chciał tego, nie chciał się z niej poddawać, ale odbierała mu jedyną broń. Siłą nie wyciągnie z niej prawdy, nie mógł już nic zrobić, bo już mu nie ufała i musiał się z tym pogodzić. Gdyby to tylko tak nie bolało..
- Wracamy do obozu, późno już. - powiedział oschłym tonem, tak wypranym z emocji. Złapał dziewczynę za nadgarstek, nieświadomie mocno zaciskając na jej skórze palce i nie zważając na protesty ruszył z nią w stronę ścieżki prowadzącej do namiotów. Nie patrzył jej w oczy, bo tliła się w nim wściekłość, rozczarowanie, zawód jednocześnie. Henry przejrzał w końcu na oczy. Prawie wierzył, że jest zdrowy, a w rzeczywistości chodził o kulach i ledwie trzymał się w pionie. To jasne, że Sol potrzebowała kogoś bardziej... normalnego. Kogoś, komu zaufa bez wahania.
Soleil Larsen
Soleil Larsen

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? EmptyCzw 16 Paź 2014, 10:51

Sol nikogo nie grała nikogo, chyba, że to kim była, jej naturalne zachowanie ktoś chciałby określać w ten sposób. Nie było to zgodne z jej naturą, z jej światopoglądem, który zakładał, że kłamstwo to najgorsza z możliwych rzeczy i należy mieć dość odwagi na to, aby być szczerym lub otwarcie stwierdzić, że pewne tematy są nie do ruszenia. I najgorsze w tym wszystkim było to, że gdyby potrafiła inaczej, zapewne nie byłoby tej rozmowy, tego rozczarowania o Henry’ego, które bolało bardziej niż cokolwiek innego.
Nie, chyba było coś jeszcze gorszego. To mianowicie, że wcale nie psuło się nic między nimi. A przynajmniej nie samo. KTOŚ był za to odpowiedzialny, bo gdyby nie Tytan, na pewno byliby razem wymiernie szczęśliwi, a gdyby pojawiały się nawet jakieś problemy (mają tak w zwyczaju), na pewno nie byłyby one takiego kalibru.
Znała go dość dobrze, aby wiedzieć, jakie myśli zaczęły się pojawiać w jego głowie, kiedy odmówiła rozmowy na ten temat. Wiedziała, że będzie szukał jakichś niedoskonałości u siebie, brał odpowiedzialność za coś, co de facto nie było winą żadnego z nich, ale sytuacji, Tytana. Złamane serce boli milion razy bardziej niż cruciatus. Sol być może go nie doświadczyła, ale nie wyobrażała sobie większego cierpienia niż obserwowanie, jak ktoś, kogo kochasz, oddala się od Ciebie, oddziela lodową ścianą nie do przebicia za pomocą gołych pięści.
Nie musiała patrzeć mu w oczy, aby wiedzieć, że cierpi. Z resztą… Taki odruch, przymykanie ich albo przysłanianie, typowy jest dla sytuacji, kiedy bronimy się przed obrazem, który budzi w nas dyskomfort, obrzydza, przeraża, boli. Sol dla odmiany oczy spuściła i nie podniosła na niego więcej, pozwalając kurtynie włosów przysłaniać bolesny wyraz jej twarzy.
- Grzeczna dziewczynka. – usłyszała znienawidzony głos, kiedy posłusznie zsuwała się z kolan chłopaka, bezmyślnie potakując jego słowom i pozwalając się chwycić, pewnie sporo za mocno za nadgarstek. Nie obchodziło jej ile będzie miała siniaków po tym spotkaniu, być może traktowała to nawet w formie kary za swoje… postępowanie. I nawet jeśli było to nielogiczne i mogło sugerować, że Soleil tak naprawdę jeszcze była na dalekiej drodze do stanu psychiki, który mógłby być określany mianem wzorcowego, w tej chwili tak po prostu było.
- A co ze mną? – mruknęła pod nosem cichutko i dała się zaprowadzić do obozu. Henry odprowadził ją aż pod namiot, gdzie weszła jak jakiś robot, przywołując na twarz sztuczny uśmiech i oddając się niepamięci snu, który tym razem nie był dla niej jednak wytchnieniem.

2x z/t
Sponsored content

Is it time to say goodbye? Empty
PisanieTemat: Re: Is it time to say goodbye?   Is it time to say goodbye? Empty

 

Is it time to say goodbye?

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» "The first time ever i saw your face..."
» Hit me baby one more time
» Tattoo time
» 'Cause I remember the first time we kissed

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-