|
| Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Sro 29 Paź 2014, 16:52 | |
| Spojrzała na Jolene, musiała przyznać, że we wianku wyglądała dużo lepiej niż puchon. Sprawiał że dziewczyna wyglądała jeszcze bardziej niewinnie i uroczo. Może to właśnie on pomoże jej znaleźć przyszłego męża? Clary uśmiechnęła się na tą myśl. Lubiła tą zabawę, chętnie szukała w tłumie osoby płci przeciwnej, które według niej pasowały do jej zwariowanej przyjaciółki. Przysunęła się do niej i uśmiechnęła szeroko. - Dwayne, nie bądź zły, ale Joe wygląda w tym wianku o wiele lepiej - powiedziała całkiem szczerze. - Jakbyś my mogły! - wykrzyknęła udając oburzenie. - Przecież my nigdy nie śmiejemy się z ciebie nasz wspaniały wodzu. - uśmiechnęła się do niego najpiękniej jak potrafi. - Och, dziękuję za pozwolenie, ale nawet jakbyś kazał mi go oddać to bym ci tego wspaniałego pióropusza nie oddała. - stwierdziła. Nie zamierza się jeszcze rozstawać z tym wspaniałym dodatkiem. Musiała przyznać, że bardzo podobają jej się te pióra i będzie nosiła ten pióropusz tak długo, jak to będzie możliwe. Chwilę obserwowała Dwayne'a, który się d nich oddalał, ale już po chwili jej uwagę przykuła Joe, a dokładniej mazak , który wyjęła z torebki. Clarissa rzadko kiedy nosiła ze sobą torebkę, zwątpiła gdy parę razy podczas wakacji zgubiła ją parę razy i nie zawsze odzyskała z powrotem. Od tego czasu zabierała ją, gdy rzeczywiście była taka potrzeba. Clary na widok balonu zrobiła przerażoną minę. - Muszę przyznać, że całkiem nieźle ci to wyszło. - zaśmiała się. - Jest niemal identyczny. Clarie uśmiechnęła się do rodziców Joe, a gdy ta wspomniała o maseczce pomidorowej, jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. Właśnie wyobraziła sobie Morisona całego w soku pomidorowym. Była pewna, że to będzie niezapomniana chwila. Gdy zauważyła że Dwayne wraca w ich stronę, bez waty cukrowej - zrobiła smutną minę i złapała się za brzuch, który domagał się jedzenia. Patrzyła na niego uważnie, nie rozumiała o co mu chodzi, czemu sam nie mógł poczekać aż waty będą gotowe? Gdy usłyszała, że Lancaster jest w Mungu, otworzyła szeroko oczy nie dowierzając mu. - Jak to w szpitalu? Coś mu się stało? - zapytała nie słuchając go nawet do końca. Bardzo lubiła tego puchona, a szczególnie rozmowy z nim. Miała nadzieję, że nie stało mu się nic strasznego i szybko wyzdrowieje. |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] Czw 30 Paź 2014, 09:39 | |
| Joe tupnęła nogą i roześmiała się, oglądając ze wszystkich stron twór własny - balon przypominający Filcha. Zmrużyła oczęta, obróciła w palcach zabawkę i westchnęła smutno. Filch nie jest ani przystojny, ani bogaty ani też nie jest czarodziejem. Nie kwalifikował się na męża mimo, iż wygląd balona mówił, że jeśli Saturn znajdzie się za Jowiszem, prawdopodobnie znajdzie wybranka. Wizerunek woźnego odrzucał. Nie, on się nie nadaje, trzeba szukać dalej wybranka serca. Otworzyła usta, aby zażartować z miny Dwayne'a, lecz nie dane było jej odezwać się. Collin został wypędzony po waty cukrowe, czego nie zrozumiała. To Dwayne nie mógł ich przynieść? Może przy budce z lodami stał jakiś potwór i posłał swojego brata na pewną śmierć? Bujna wyobraźnia dawała o sobie znać. Panna Dunbar stanęła na palcach, odprowadzając wzrokiem Collina. - Co ci, Dwayne? Nie było różowych wat cukrowych? - zapytała, bo również przekąsiłaby coś słodkiego. Joe uwielbiała jeść, co na szczęście nie odbijało się na jej sylwetce. Odziedziczyła po chudej matce świetny metabolizm, zaś po ojczulku apetyt. Ogólnie nadchodził czas obiadu i powinni udać się i zaspokoić głód żołądka. Kto jak kto, lecz Joe zdobywała serca ludzi właśnie przez swój apetyt, obdarowywanie słodyczami i bezwstydność w spożywaniu masy jedzenia. Powróciła na ziemię i poruszyła bezgłośnie ustami. Pryszcz to skrzat, aha. Albo lokaj, nie wiedziała, ale imię było przezabawne. Musi koniecznie wprosić się do Dwayne'a i zbadać tę sprawę. Clary mogłaby zostać jej zastępczynią! Asystentką do spraw badania dziwnych imion. Mogliby zacząć od rodziny Dunbar, bowiem Joe do tej pory nie rozumiała dlaczego otrzymała tak mało atrakcyjne imię. Niektórzy znajomi łamali sobie język przy próbie wymówienia jej imienia, dlatego skróciła siebie do Joe. Mniejsza o większość, gdy padło imię "Henry", Joe ponownie zmrużyła oczy, co oświadczało intensywny proces myślenia. Henry, Henry? Aaa, ten kapitan drużyny quidditcha, który nie chce jej do drużyny, bo ona wszystko psuje. Każdą niewinną, świeżo zakupioną miotłę. Henry jest w świętym Mungu? Otworzyła szeroko oczy. Przecież on musi wrócić do szkoły, bo musi zatrudnić Joe na jakieś ważne stanowisko w quidditchu! - Dwayne, moi rodzice to mugole. Nie mamy proszka Fiuu... ale czekaj, zabrałam przed wakacjami troszkę Fiuu woźnemu, bo to skonfiskował komuś. Mam w kufrze w domu. - przypomniała sobie ryzykowną misję, którą po dziś dzień wspominała z rozbawieniem. Nie ma to jak wykiwać woźnego. Nie wiedziała czemu zabrał komuś proszek Fiuu, ale teraz przydał się jej, ta odrobina. Sięgnęła po list od Laurel i przeczytała go dwa razy. Podała Clary i zmarszczyła brwi. Rodzice Joe zmartwili się co się dzieje z młodzieżą. Słyszeli ich rozmowę. - Dwayne, nie możesz sam podróżować po świecie. Zabierz ze sobą dziewczęta. - odezwała się matka Joe, która czasami traktowała juniorów Morisonów jak dzieci maleńkie, mniejsze niż dorastająca Joe. - Właśnie! Nie możesz tam jechać sam, prawda Clary? Słuchajcie, musimy mieć dużo balonów, żeby on się tam nie nudził. I dużo jedzenia, bo pewnie będzie głodny, prawda? - zerknęła na Clary szukając u niej potwierdzenia. - Zwinęłam pół woreczka proszka Fiuu, to starczy w jedną stronę dla naszej trójki, a na powrót zrzucimy się i wrócimy potem do domu. I co mu jest, Dwayne? - udała, że nie widzi pełnego wyrzutu spojrzenia rodziców na wieść, że Joe łamie regulamin i coś "zwinęła" komuś. Słyszeli o Filchu i nawet mu współczuli, że musi od czasu do czasu padać ofiarą ich roztrzepanej córki. - I trzeba też kupić jakiś prezent, bo do szpitala chodzi się z prezentami. Pamiętam, bo jak miałam złamaną nogę jak miałam dziesięć lat to miałam bardzo dużo słodyczy. - uśmiechnęła się pogodnie, podchodząc do wszystkiego praktycznie. Nie mogli zapomnieć o tak wielu ważnych rzeczach. Dwayne był zdenerwowany i spanikowany, to ktoś musiał za niego teraz myśleć i pamiętać o tym co wypada przynosić i jak się zachować. Joe pomyślała, że powinna się jeszcze przebrać w coś ładniejszego, ale czy uda jej się zawlec ich do domu? - To idziemy na chwilę do mnie? Albo też możemy wezwać Błędnego Rycerza. Zawsze chciałam nim jechać! - usta się jej wręcz nie zamykały, a pomysły zaskakiwały na każdym kroku. Uśmiechnęła się szeroko i klasnęła w dłonie, bo miała świętą rację. Pójdą do domu Joe, ta się przebierze, przygotuje się balony i wezwą Błędnego Rycerza. W ten sposób najszybciej dostaną się do celu!
Poszli całą grupą do domu Joe, jeden za drugim z balonami z buzią Filcha, żałując jedynie nie zakupionej waty cukrowej.
[z tematu... x3, co? :) Jeśli chcecie to wszyscy xd Jak coś to ja się urywam do sesji z Benem :)] |
| | | | Rezerwat przyrody [Cardiff, Walia] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |