IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Separatyści

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Mistrzyni Alpacalipsa
Mistrzyni Alpacalipsa

Separatyści Empty
PisanieTemat: Separatyści   Separatyści EmptyPią 05 Wrz 2014, 13:17

Mistrzyni Sophie




Uczestniku! Uczestniczko!

Skoro czytasz ten list oznacza to mniej więcej tyle, ze rozpoczął się II. etap obozu, a Ty jesteś jego szlachetnym uczesnikiem. Gratulacje! To już pierwszy sukces na tej wyboistej ścieżce, jednak zanim będziemy wspólnie świętować Wielkie Zwycięstwo musisz poznać parę detali.

Nie. Nie możesz zrezygnować ani uciec. Zostaliście podzieleni w zespoły, a Waszym zadaniem jest współpracować i wspólnymi siłami realizować postawione zadania. Wskazówka po wskazówce dotrzecie do miejsca w którym znajdziecie nagrodę. Puchar.
Panno Pierunn, prosimy się tym razem powstrzymywać.
Szczególny nacisk połóżcie na pracę zespołową, to klucz to zwycięstwa.

Jeśli zrobi się zbyt niebezpiecznie, co oczywiście się nie stanie, bo jesteście w pełni bezpieczni i pod opieką, to możecie wezwać pomoc przy użyciu czerwonej racy.

Powodzenia.
Patrzcie pod nogi i noście szaliki.
P.S: Niech ktoś dopilnuje, by pan Kayneth nie rzucał zaklęć
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptySob 06 Wrz 2014, 16:39

Parę spraw organizacyjnych:

  • Odpis co 48 godzin. Będę pod każdym postem pisać kiedy mija termin, oczywiście przyjmuję wszelkie usprawiedliwienia na PW.
  • Dopuszcza się dwie opuszczone kolejki. Inaczej stanie się coś złego. Wam, nie mi.
  • Uprasza się o pisanie w trybie przypuszczającym. Co będzie jak postaci się uda coś zrobić lub gdy mu się nie powiedzie.
  • To zabawa, nikomu nic się nie stanie, ale nie starajcie się rzucać w paszczę smoka, bo raczej ten Was nie połknie w całości i nie wydali wiadomą stroną. Chociaż smoka nie będzie. Chyba.


Skład drużyny:
1)Franz Krueger
2)Lloyd Avery Jr
3)Echo Mallory
4)Chayenne Montgomery

~*~*~

Cała czwórkę uczniów skrzat deportował na skraju lasu. Dosłownie na skraju, gdyż za nimi znajdowała się skarpa prowadząca na plażę. Zabawne, bo gdyby ktoś chciał nawet rzucić się w dół... napotykał na niewidzialną barierę. Odbiłby się jak piłeczka. Tuż obok wejścia do lasu na jednej z gałęzi znajdował się list, skierowany do uczniów, a obok niego raca. Jego treść była zwięzła i lakoniczna. Istniała jedna droga. Prowadząca w głąb lasu. Łagodna ścieżka wiła się wśród krzewów i drzew. Nagle na ścieżkę wypadła wiewiórka. Uniosła łebek i poruszyła noskiem.
Hyc hyc!
Już zniknęła w krzakach.
Gdy uczniowie podnieśli wzrok z drogi mogli dojrzeć wielkie drzewo. Z wielką dziuplą. Pytanie... czy iść dalej ominąwszy to drzewo czy może zaryzykować i włożyć rękę do środka?

/8.09.2014 godzina 17:00
Franz Krueger
Franz Krueger

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptySob 06 Wrz 2014, 17:48

Nie zdążył nawet rozmówić się z Rosierem, kiedy poczuł czyjąś dłoń na swoim nadgarstku. Zdecydowanie zbyt małą, jak na czarodzieja. Przeklął jeszcze w duchu, zanim pojawił się na skraju lasu. Ledwie utrzymał w dłoni różdżkę, lądując jakimś cudem na dwóch nogach na dość miękkim, trawiastym podłożu. Dopiero zdał egzamin, więc nie zdążył jeszcze przywyknąć do niewygodnego środka transportu, jakim była teleportacja. Zresztą, odczuwał nieodpartą chęć zamordowania skrzata, który ważył się przerwać mu jakże przemiłą pogawędkę ze ślizgońskim bratem. Już wcześniej był zdenerwowany, a teraz jego wściekłość wzbierała się w nadnaturalnym tempie i trzeba było znaleźć dla niej jakieś ujście. Nim jednak młody Krueger się obejrzał, skrzata już nie było, a siedemnastolatek przeklął ponownie, tym razem nie szczędząc języka.
Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony, ta cała jatka wyglądała na ukartowaną przez Dumbledore’a. Gdyby bowiem uczniom rzeczywiście groziło niebezpieczeństwo, dyrektor nie zdecydowałby się na tak nieodpowiedzialny krok jak rozdzielenie swoich wychowanków na małe grupki. Z drugiej zaś, zniknięcie Aristos i mina Rosiera mówiły zupełnie co innego, a takie sygnały zdawały się być niepokojące. Franz rozejrzał się po znajomych twarzach. Sami Ślizgoni, których kojarzył ze wspólnych imprez i z dormitorium, jednak nikt nie należał do bliższych jego sercu osób. Chayenne była dla niego zawsze jedną wielką zagadką, zamienił z nią może kilka słów, chociaż wydawała się inteligentną osóbką. Echo pozostała mu w pamięci po Klubie Pojedynków, gdzie może i popisała się doborem zaklęć, jednak skuteczności jej zabrakło. Ostatecznie przegrała w końcu z panną Vane. Ostatnim członkiem grupy był Lloyd. Ślizgon, który zasłynął na torze przeszkód bardziej ze swojej nieostrożności, niżeli z bohaterskich czynów i to o jego obecność Krueger najbardziej się chyba martwił.
Westchnął tylko ciężko, zdając sobie sprawę z tego, że los znowu oddzielił go od ukochanej i najlepszego przyjaciela. Niemiec myślał tylko o nich, o ostrzegawczym spojrzeniu Rosiera i niedokończonej rozmowie na tematy o wiele bardziej ważkie, niż jakiś przeklęty drugi etap obozu. Jasmine zaś zajmowała drugą połowę targających nim wątpliwości. Co prawda, Franz świadomy był jej umiejętności w zakresie zaklęć defensywnych i ofensywnych, wiedział też, że dziewczyna nie daje sobie w kaszę dmuchać i z pewnością stawiłaby czoła groźnemu przeciwnikowi. Mimo to, chłopak drżał o jej bezpieczeństwo i nie mógł pogodzić się z tym, że nie może stanąć ramię w ramię z nią i ochronić jej przed potencjalnym wrogiem.
Powiódł bezsensownie swoim wzrokiem za wiewiórką, zatrzymując na dłuższą chwilę swoje spojrzenie na dziupli. Nie zamierzał pakować tam swoich łap i ryzykować, poza tym, nie widział w tym żadnego celu. Odwrócił się więc tylko do swoich towarzyszy, chociaż jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, była obojętna i nie zdradzała żadnych myśli, które krzątały się po głowie niemieckiego czarodzieja.
- Idziemy. – mruknął tylko krótko po przeczytaniu listu, z którego tak naprawdę nic nie wynikało. Krueger nie obawiał się żadnych przeszkód na swojej drodze. Warto również powiedzieć, że nie zależało mu wcale na zwycięstwie, ani na zdobyciu wspomnianego w treści wiadomości Pucharu. Zdawał sobie jednak też sprawę z tego, że po aportacji w nieznanym miejscu, nie ma innego wyjścia, jak gnać do przodu, licząc oczywiście na to, że wreszcie trafi albo na pannę Vane albo na Rosiera. Jeżeli jego drużyna pragnęła laurów, zamierzał poprowadzić ją aż do samej nagrody, choć jemu w podróży przyświecał zgoła inny cel. Nie czekał na swoich pobratymców z Domu Węża, skierował swoje kroki w głąb lasu, mając nadzieję, że młody Avery tym razem nie będzie pakował swoich łap tam, gdzie nie należało i że jego drużyna nie będzie robiła niepotrzebnych postojów. W świetle zaistniałych okoliczności nie dopuszczał do siebie myśli o jakiejkolwiek zwłoce, zaś tych, którzy opóźnialiby przemarsz przez las, zamierzał zostawić samych sobie, choć szczerze powiedziawszy, starał się wierzyć, że nie będzie takiej potrzeby.
Chayenne Montgomery
Chayenne Montgomery

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptySob 06 Wrz 2014, 21:25

Wybrała się na obóz, byleby tylko nie siedzieć w domu i nie słuchać długich, nużących monologów matki na temat małżeństwa, do którego Chayenne wcale się nie spieszyła. Najzwyczajniej w świecie był on dla niej wygodną odskocznią, mogła odpocząć od wszystkiego. Wybrała się na miejsce, gdzie mieli zebrać się wszyscy, wysłuchać czegoś tam i iść zająć się sobą. Z początku stanęła gdzieś tam z brzegi i po prostu stała, kiwała głową osobom, które znała, na powitanie oczywiście. Obyło się bez szczególnych czułości, ani nic więcej. To z resztą nie jest w jej stylu.
Jednak zaczęło się coś dziać. Nie spodziewała się czegoś takiego. Zapanował mały chaos, ludzie gdzieś biegali, a Chayenne najzwyczajniej w świecie stała i nie robiła specjalnie nic, dopóki nie została porwana przez skrzata. Kiedy wylądowali na miejscu docelowym rozejrzała się wokół. Zauważyła, że jest z nią jeszcze trójka innych uczniów. Znała każdego z nich. Echo to jej znajoma, więc będzie miała z kim porozumiewać się w swojej grupie, na całe szczęście, chociaż tyle. Franz, kojarzyła go, rozmawiała z nim, jednakże nie miała z nim bliższego kontaktu i w sumie to nie wiedziała czy powinna. Mało osób znało ją naprawdę dobrze, a z tego grupy, to chyba tylko Echo znała ją bardziej. I jeszcze Lloyd, przystojny chłopak ze Slytherinu, z którym bliższych kontaktów nie miała. Nie mogła narzekać, grupa na pewno się jakoś dogada, przynajmniej miała nadzieję.
Wzięła list, przeczytała go szybko i spojrzała po współtowarzyszach. Zerknęła na Franz’a, który powiedział, że idą. W sumie to popierała jego decyzję, nie było sensu wsadzać rąk w dziuplę tego drzewa. Z jednej strony, mogłoby być tam coś niebezpiecznego, a z drugiej strony… Być może coś cennego. To trochę ją zaczęło zastanawiać. Może było warto? Chociaż w sumie to nie będzie decydować za grupę. Chociaż skoro mają coś zdobyć, to na pewno nie będzie to po pierwszych paru metrach, prawda?
- Franz ma rację, powinniśmy iść. – mruknęła poważnie i ścisnęła mocniej różdżkę w dłoni, tak na wszelki wypadek w razie ataku jakiegoś wielkiego stworzenia. Z resztą, nie wiedziała co sądzi o tym Lloyd i Echo, oni także powinni się wypowiedzieć, w końcu mogą mieć ochotę zajrzeć do tej dziupli, a wtedy jakoś będą musieli się dogadać. Spojrzała na Franza, który zaczął się oddalać, skierowała swoje kroki w jego stronę i stanęła przed nim. Tak. Montgomery zastawiła mu drogę.
- Powinniśmy trzymać się w grupie. Mamy wtedy większe szanse. – powiedziała całkiem poważnie lustrując dokładnie twarz Kruegera. Ale zaraz… szanse na co? Na przeżycie? Przecież nikt na szkolnym obozie ich nie zabije tak. Ale jeśli będą trzymać się razem na pewno będzie to wyglądać nieco inaczej. – Skoro podzielili nas w grupy powinniśmy współpracować. Z resztą, chyba czytałeś, tak? – dodała jeszcze całkiem poważnie. Chciał iść, proszę bardzo. A skoro teraz już było jasne, że to drugi etap obozu, a nie czekająca ich krwawa jatka mogą dać spokój i nie martwić się o innych. Z resztą, w życiu trzeba martwić się tylko o siebie. – Z resztą, Twój wybór. – odsunęła mu się z drogi i spojrzała na Echo i Lloyda.
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptyNie 07 Wrz 2014, 15:52

Wiedział, że podążanie ślepo za wezwaniem dyrektora na cały ten dziwny, niespodziewany apel nie jest dobrym pomysłem. O wiele lepszym było obejmowanie Echo, przyciskanie jej do drzewa i wmawianie, że powinna podzielić się z nim jointem, w imię braterskiej domowej miłości i dawnych czasów. Które właściwie nie były aż tak dawne, kto by się jednak przejmował szczegółami. Avery miał doskonały nastrój i zamierzał go spożytkować, być może przy okazji sprawiając, że na ustach panienki Mallory pojawi się coś więcej, niż ironiczny grymas.
Właśnie dlatego wcale nie chciał iść na ten apel, nawet jeśli w drodze na niego Ślizgonka wreszcie pozwoliła mu zacisnąć usta na skręcie, poczuć charakterystyczny smak zioła na podniebieniu i języku, a duszący, gryzący dym wkradający się w płuca. To było zbyt mało, by zadziałało, jednak świadomość, że potrafił ją przekonać była miła. Echo rzadko zgadzała się z nim w jakiejkolwiek kwestii. Choćby wyboru kierunku spaceru.
Kiedy jednak zaczęło się zamieszanie, a znajome poczucie szarpania w okolicach żołądka uświadomiło mu, że są teleportowani, nabrał kamiennej pewności, że tym razem to on powinien był decydować. Cała ta farsa mogła ich ominąć, spokojnie siedzących gdzieś w głuszy, odprężonych, zadowolonych... Powiódł spojrzeniem po towarzyszach, a potem po okolicy. Nie zwrócił nawet uwagi, że wciąż ściska dłoń Echo, zbyt zaaferowany miejscem, w którym się znaleźli, a potem treścią listu.
- Cholerny Drops. Nie można było po ludzku? Spokojnie? Nie można było! Wielbiciel szlam i mugoli, niech zadepcze sobie brodę...- wymamrotał pod nosem, bardziej do siebie, niż do innych, a potem wzruszył ramionami, wsłuchując się w wypowiedź Franza.
- Jasne. Czemu nie. Nie ma sensu stać i czekać na zbawieni... Krueger, zwolnij! Mamy ze sobą dziewczyny, zgadzam się, że nie ma powodu do zwlekania, ale też nie startuj jak oszalały koń. - burknął, przechodząc obok dziury w drzewie nieco obojętnie. Po chwili jednak cofnął się, unosząc lekko brwi i skłaniany jakimiś diabelskimi podszeptami wyciągnął różdżkę, powoli zaglądając do środka. Był gotów do ewentualnej obrony w każdym momencie.
Echo Mallory
Echo Mallory

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptyNie 07 Wrz 2014, 21:57

Echo wcale nie miała zamiaru iść na ten beznadziejny apel. Nie obchodziło jej, jak niby jest on ważny i co grozi za bezczelne jego olanie. Prawdę powiedziawszy leżała rozwalona w łóżku, kiedy do opustoszałego namiotu bez pukania, oczywiście, wpadł Lloyd. O dziwo dała się naciągnąć na małe randez vous z jointem, ostatnim tego obozu, bo zapasy zatrważająco szybko się kończyły. Być może spodnie dresowe i męski t-shirt pod którym nie dało się uświadczyć biustonosza to nie najlepszy strój na wycieczki po lesie, ale na pewno bardziej odpowiedni w takich okolicznościach niż podczas jakichś dzikich przygód, na które zabiera cię domowy skrzat ubrany w chusteczkę stołową. Całe szczęście, że chociaż miała na sobie dolną część bielizny... To nie brzmi racjonalnie, a Echo nie należała przecież do osób, które nadmiernie bujają w obłokach. Po prostu świat zwariował.
Jeśli Avery miał plany wywołać na jej ustach cokolwiek poza ironicznym grymasem, to przyciskając ją do drzewa nie mógł liczyć na wiele ponad kilka soczystych przekleństw. A mówiła mu, żeby poszli do ruin to nie, on wie lepiej. W takich okolicznościach zrobiłaby wiele, żeby się od niej odsunął. Kilka buchów nie wydawało się wygórowaną ceną, za pozbycie się jego ciała z najbliższych okolic. Faktycznie, Lloyd był  przekonywujący jak mało kto.
Apel był tak nudny, jak się spodziewała i gdyby nie to, że odczuwała przyjemne skutki wypalenia przyzwoitego towaru, zapewne rzuciłaby to wszystko w diabły. Nawet powszechny chaos nie wyrwał jej z błogosławionego stanu i pewnie gdyby nie dłoń Avery'ego obejmująca jej własną, nawet by nie zwróciła uwagi na hałasy i burdy. Nie zdążyła go zdzielić wolną dłonią przez łeb, bo poczuła, że traci grunt pod nogami i coś wciska ją do nieprzyjemnie duszącego tunelu. Teleportacja – znała to uczucie i nigdy nie potrafiła go polubić.
Wylądowała dosyć pewnie na nogach, choć musiała je ugiąć całkiem mocno, aby zamortyzować zderzenie z ziemią. Przez moment rozglądała się dookoła rozkojarzona, rejestrując tożsamość swoich towarzyszy i wcale nie będąc zadowoloną z tego, co widzi. Uśmiechnęła się jedynie trochę ponuro do Chayenne, wbijając przy tym boleśnie paznokcie w dłoń Lloyda, który uparcie ją trzymał, jakby miał do tego jakiekolwiek prawo. Kiedy tylko jego uścisk się rozluźnił, wyswobodziła się i obdarzyła winnego zbrodni dotykania jej skromnej osoby taksującym spojrzeniem.
Miała to wszystko w głęboko w poważaniu. Nie zależało jej na pucharach i wygranej. Miała ochotę wrócić do łóżka i irytował ją fakt, że wylądowała w środku pieprzonego lasu w pidżamie i bez stanika. No zapowiadało się po prostu prze-ge-nial-nie. Zignorowała pana Spieszy Mi się Więc Pędźcie za Mną i przewróciła oczami na poczynania Avery'ego. Oparła się o drzewo i wsunęła dłonie do kieszeni dresowych spodni.
- Lepiej daj mu pogrzebać w tej dziupli, dendrofili nie zrozumiesz, to osobna nacja. – mruknęła do Franza - Może coś mu te ręce przy okazji odgryzie i będzie wreszcie spokój. – dodała po chwili dość złośliwie. Miała ochotę kogoś zamordować, a ze wszystkich osób które miała pod ręką, to Lloyd nadawał się najlepiej do tego, żeby mogła ulżyć swojej frustracji.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptyPon 08 Wrz 2014, 02:29

Każdy z nich miał swoje racje. Każdy z nich też ich nie miał. Zdecydowanie Franza było pomocne, aby zebrać grupę w całość i podążać ku celowi, lecz można było tak sporo rzeczy ominąć. Lloyd może i bywał ciekawski, ale za to dostrzegał te rzeczy, których inni nie widzieli. Chayenne dobrze mówiła, że tylko współpraca ich zjednoczy i pomoże w dojściu do celu, chociaż każdy musiał uważać głównie na siebie. Echo swym niechciejem do "zabawy" mogła zniechęcić wszystkich, ale równie dobrze zdopingować do działania. Każdemu przecież zależało, aby ta cała farsa się skończyła. Ostatni wysiłek.
Gdy Lloyd zajrzał do dziupli, pojedynczy promyk Słońca zalśnił na kluczyku. I na czymś jeszcze tam było. Coś dużego, oślizgłego i żabiastego. Ogromna ropucha pilnowała zdobyczy. Zamiast oddać ją, wypluła poza dziuplę kapsułkę z pergaminem. Kapsułka uderzyła głucho o trawę między korzeniami, ujawniając skrytą miedzy drzwiami klapę.

Dziwne to koleje świata.
Chodzą po nim dwie kobiety.
Z jednej matki pochodzą,
Siostrami są zwane.
Chociaż się miłują nad życie,
Straszna rzecz ich spotyka.
Na wskutek magii starożytnej,
Której zaklęcia już nikt nie zna,
Gdy jedna się rodzi,
To druga umiera.
Kto odgadnie,
Jakie są ich imiona?


/10.09.2014 godz. 2:30
Franz Krueger
Franz Krueger

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptyPon 08 Wrz 2014, 03:05

Nie obchodziły go gierki Dumbledore’a, ani też niespecjalnie podobał mu się pomysł współpracy ze swoją drużyną. Franz był raczej typem samotnika, ze wszystkimi swoimi problemami zawsze musiał sobie radzić sam, a przez to najwyraźniej nabrał wyjątkowo irytującego dla innych charakteru. O ile na co dzień, można było zignorować jego skupienie na własnej osobie, jak i przesadną nieufność, tak cechy te okazywały się nie do zniesienia, jeżeli przychodziło do pracy grupowej. W dodatku, mało kto potrafił przekonać Kruegera do tego, by zmienił swoje poczynania, a ci, którzy mieli na niego jakikolwiek wpływ porozrzucani byli najprawdopodobniej gdzieś na innych końcach lasu. Chłopak nie myślał o powodzeniu na drugim etapie obozu, chciał odnaleźć Jasmine albo chociaż Rosiera i Chiarę, którzy, jak widać, byli bardziej zorientowani w zaistniałej sytuacji. Siedemnastolatek przyśpieszył kroku, nie zważając na decyzję drużyny, kiedy przed jego oczami wyrosła postać Chayenne. Dziewczyny, która jeszcze przed chwilą zgodziła się z jego słowami, a zupełnie nieoczekiwanie zmieniła zdanie.
- Zatem trzymajmy się. – odpowiedział na jej słowa, przystając na chwilę i odwracając głowę w kierunku swoich towarzyszy. Jego ton był zdecydowany, jakby niemiecki czarodziej nie dopuszczał żadnych sprzeciwów. Niestety, tak jak przypuszczał, niektórzy postanowili zanegować jego rację i dołożyć parę słów od siebie. Ślizgon uśmiechnął się tylko na kolejny komentarz panienki stojącej mu na drodze.
- Szanse na co? Na chwałę przed obliczem wielkiego Albusa? – zakpił z samego dyrektora Hogwartu, mimo że wiedział, że w starciu z nim to on leżałby na plecach. Póki co jednak, nie musiał martwić się, że dostąpi tego zaszczytu i stanie przeciwko niemu z różdżką w prawej dłoni. Został zapomniany. Voldemort nie wciągnął go do swojego planu, a on… nie wiedzieć czemu, czuł się zawiedziony, chociaż nie powinien. W końcu nadal targały nim wątpliwości, a najwidoczniej i Czarny Pan zauważył, że jego potencjalny poplecznik zmaga się jeszcze ze swoim sumieniem i nie jest gotowy na wypełnienie swoich zadań. Może on sam postanowił dąć chłopakowi czas na podjęcie jedynej słusznej decyzji.  
- A Ty wierzysz w gotowe rozwiązanie, w dodatku podane na tacy przez szanownego dyrektora, który odwalił całą tę szopkę… Ja wolę chodzić własnymi ścieżkami, a nie tymi przetartymi przez Dumbledore’a. – mruknął wreszcie w odpowiedzi, znacznie ciszej, chociaż panna Montgomery mogła usłyszeć go bez problemu. Na innych nie zważał, bo to nie do nich kierował swoją odpowiedź, jednak i oni, natężając uszy mogli poznać jego zdanie na temat drugiego etapu obozu.
Miał właśnie odwrócić się, by ponownie obrać kurs w głąb lasu, nie opuszczając oczywiście swej różdżki z dłoni, kiedy to Lloyd próbował go zatrzymać. O ile jeszcze słowa dwóch kobiet miały dla niego jakiekolwiek znaczenie, tak głos rozjuszonego samca nie mógł się z nimi równać w najmniejszym stopniu.
- To przedstawicielki Domu Węża, dla których przemarsz przez las, mimo wszelkich przeciwności losu na naszej drodze, nie powinien stanowić żadnego wyzwania. – rzucił w jego stronę, niejako broniąc honoru panienek Mallory i Montgomery, które to młody Avery potraktował jako słabszą płeć. Krueger nie oceniał ich w takich kategoriach, choć zdawał sobie również sprawę z tego, że to on jest w tym gronie samcem i gotów był stanąć w obronie kobiet. Nie tylko, jeśli chodziło o puste słowa, ale i stawienie czoła zagrożeniom, które mogli napotkać podczas podróży. Nie sądził jednak, by jednym z nich było narzucone przez niego tempo, szczególnie, jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że drużyna składała się z samych dumnych Ślizgonów, dla których nie był to żaden trud.
Niemiec nie spuszczał wzroku z Lloyda, a napiętą atmosferę dało się wyczuć w powietrzu. Dwa jelenie na rykowisku. W dodatku, ten drugi postanowił jednak zbadać dziuplę, a lekcje wyniesione z toru przeszkód na nic mu się zdały. Mimo żywej niechęci, Franz postanowił nie interweniować, opierając się jedynie wygodnie o jedno z drzew. Komentarz Echo wprawił go w rozbawiony nastrój i pozwolił na krótką chwilę zapomnieć o troskach. Chłopak wyszczerzył nawet zęby, śmiejąc się z niekrytej urazy dziewczęcia do słynnego piromana ze Slytherinu. Musiał jednak przyznać, że jego niezaspokojona ciekawość zebrała swoje żniwa i wbrew pozorom, młody Avery wcale na tym nie ucierpiał. Z dziupli wyłoniło się obślizgłe stworzenie, a po chwili na ziemi leżał już pergamin z zagadką. Krueger podszedł bliżej, czytając jej treść.
- Tym razem Twoje ryzyko się opłaciło. – mruknął nawet, spoglądając na Ślizgona, który jednak mógł okazać się przydatnym ogniwem w drużynie. Jeżeli tylko nie będzie przesadnie dużo mówił, gdyż jego komentarze potrafiły działać niemieckiemu czarodziejowi na nerwy. Siedemnastolatek gotów był jednak oddać mu to, co jego i pochwalić decyzję. W dodatku, odpowiadało mu to, że ktoś inny robił za przynętę i ryzykował, podczas gdy cała trójka, bardziej ostrożna i roztropna, o dziwo, korzystała z wszędobylskiego, ciekawskiego spojrzenia fanatyka ognistych zaklęć.
- Gdy jedna się rodzi, druga umiera. – powtórzył za wypisanymi na pergaminie słowami, wytężając umysł, by odnaleźć w nim rozwiązanie. Prawdę powiedziawszy, nie wiedział, czy rozwikłanie tej zagadki przyniesie im jakąkolwiek korzyść, ale z drugiej strony, nie mieli nic do stracenia, zaś mogli zyskać coś cennego – klucz do tajemniczego przejścia, które mogło być skrótem na drodze do zwycięstwa. Jedynie czas upływał nieubłaganie, a myśl o zwłoce i o wałęsającej się gdzieś po lesie Jasmine sprawiła, że Krueger jeszcze bardziej skoncentrował się na zadaniu.
- Wschód i zachód. – z jego ust uwolniła się nagle odpowiedź, choć chłopak nie był, co do niej przekonany. Pomiędzy wschodem, a zachodem, słońce górowało, więc te dwa określenia nie były kompletne. Franz przeanalizował więc pytanie i swoje słowa raz jeszcze. Skoro nie wschód słońca i jego zachód, to może…
- Dzień i noc. – powiedział po chwili zdecydowanym tonem, spoglądając śmiałym wzrokiem w kierunku dziupli, z której uśmiechał się do niego i jego drużyny błyszczący w promieniach słonecznych złoty kluczyk.
Chayenne Montgomery
Chayenne Montgomery

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptyPon 08 Wrz 2014, 08:02

Jak nie będzie chciał zmienić swoich poczynań, no cóż. Nie będzie miał za wielkiego wyboru, Chayenne nie pozwoli na to, żeby ta gra rozciągała się w cholerną nieskończoność tylko dlatego, że Krueger nie miał ochoty z nimi współpracować i zachowywał się tak egoistycznie. Najwyżej w niego czymś rzuci, żeby się chłopak opamiętał, bo tak nie powinno być. Zdecydowanie. Wpatrywała się w niego, a kiedy powiedział o szansie na chwałę przed obliczem Dumbledore’a parsknęła lekko śmiechem.
- Żartujesz, Franz? Szansę na szybsze skończenie tego. – pokiwała lekko głową. Może się nie domyślił, a ona też nie do końca była przekonana o jakich szansach mówi, ale te w tym momencie brzmiały w miarę logicznie. Przynajmniej według niej, w końcu kluczem do wygranej jest współpraca, a wygrana równa się z końcem tego wszystkiego, to fakt… trzeba popatrzeć na to właśnie tak. Będzie współpraca, będzie wygrana, będzie koniec.
- Krueger, nie wierzę w to. Ale co mam zrobić? Biegać po tym lesie jak jakaś idiotka czy iść za cholernymi wskazówkami i skończyć to jak najszybciej? –gotowe rozwiązania były oczywiście niedostępna i raczej nie możliwe. Jednak. Jeśli chociaż trochę się nie postarają nic z tego nie będzie, a Chayenne naprawdę chciała już skończyć to wszystko, nawet jeśli dopiero się zaczęło, akurat las nie do końca był dla niej przekonywującym miejscem.
- Przestańcie dobra? Obaj. Wasza gadanina nie ma sensu, a tylko opóźnia do wszystko. – wywróciła oczami i położyła dłoń na biodrze niecierpliwiąc się nieco. Chciała ruszać dalej, ale… Lloyd i Echo chcieli sprawdzić zawartość dziupli. Chayenne nie była przekonana i nie wsadziłaby tam rąk, jednak jak chcieli, proszę bardzo. Ona tylko złapała swoję różdżkę mocniej, tak na wszelki wypadek.
Nie spodziewała się, że wypadnie z niej pergamin, a na nim będzie zapisana zagadka. Stanęła obok Franz’a i czytała na równi z nim. Chayenne znała tę zagadkę, nie słyszała jej pierwszy raz.
- To na pewno dzień i noc. – szepnęła cicho spoglądając na współtowarzyszy. No co? W dzieciństwie lubiła zagadki, a ta była dość prosta, przynajmniej według niej. Z resztą, Franz też do tego doszedł, a możliwe, że jej nie znał. Spojrzała na dziuplę, nie wiedziała co się stanie, wiec wciąż dość nerwowo ściskała różdżkę w dłoni, kto wie co teraz może się zdarzyć.
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptyPon 08 Wrz 2014, 13:45

Uniósł brwi, spoglądając na Niemca ze stoickim spokojem, a potem uśmiechnął się rozbawiony, rozkładając ręce i wzruszając ramionami w geście o tyle neutralnym, co w swej prostocie lekceważącym. Brązowe tęczówki zamigotały żartobliwie.
- Nie śmiałbym sugerować, że nasze piękne towarzyszki są słabsze. Zwracam jedynie uwagę na fakt, że nie ma potrzeby pędzić, a panie zapewne również nie mają ochoty wbiegać na złamanie karku w nieznane. Po co się spieszyć? – parsknął, a gdzieś w łobuzerskich, skorych do zabawy nutach jego głosu zamigotał żar. Nie zamierzał wdawać się w sprzeczki z Kruegerem, który był typem najwyraźniej skorym do udowadniania całemu światu, że jest samcem alfa. Na wypadek, gdyby ktoś zapomniał oczywiście. Z drugiej strony, skoro ciągle musiał o tym przypominać, nie świadczyło to zbyt dobrze o jego pozycji. Wymuszona, nie zdobyta, nie robiła na nikim wrażenia. Zdecydowanie zaś nie robiła wrażenia na Averym, który wciąż czuł delikatne mrowienie w koniuszkach palców, a w głowie wirowało mu przyjemnie; joint wypalony w biegu robił swoje, nawet jeśli nie był na tyle mocny, by rozproszyć zdrowy rozsądek i ostrożność. Ślizgon nie miał najmniejszego zamiaru pakować łap do dziupli, rzucił jedynie okiem, nauczony doświadczeniem po Torze Przeszkód, że w takich sytuacjach lepiej trzymać palce przy sobie. Nie zmieniało to jednak faktu, że komentarz Echo skwitował skrzywieniem.
- Mallory, nie wiem, czym zawiniłem ci tym razem, ale pamiętaj, że każda kolejna kpina może być wreszcie tą ostatnią. Jak wiesz, moja cierpliwość ma bardzo chwiejne granice. – rzucił w jej stronę, a jego ramiona spięły się lekko. Nie zamierzał jednak dodawać nic więcej, odwrócił wzrok w stronę wydrążonego w drzewie otworu i znów zajrzał, a gdy ropucha plunęła kapsułką, odskoczył na bok, by zaraz wrócić na swoje miejsce. Przyglądał się stworzeniu z pewną fascynacją, gotów w każdej chwili pstryknąć palcami i podpalić paskudztwo. Kto wie, może taki śluz ma właściwości lotne?
- Bez ryzyka nie ma wygranej, Franz. Zresztą, jak słusznie zauważyła Chayenne, lepiej skupić się na detalach, niż biegać jak zranione zwierzę, w poszukiwaniu Merlin wie czego.
Oderwał się wreszcie od swojej niedoszłej ofiary i wyciągnął kartkę z dłoni Chay, a potem oparł dłoń na biodrze i zacmokał sceptycznie.
- Nie do końca. Dzień i noc nie mają jednej matki. Jedno rodzi drugie. Byłbym raczej za zmierzchem i świtem. Lub słońcem i księżycem. Zresztą, jak chcecie. – wzruszył ramionami, podając świstek Echo, a jego skupienie znów przeniosło się w zupełności na ropuchę. Ciekawe, czy był jakiś sposób, by obejść paskudztwo bez odgadywania zagadki? Nie zamierzał narzucać nikomu swojego zdania, Montgomery najwyraźniej powtarzała jak cień za Franzem, a Echo zapewne nawet nie pokusi się o przeczytanie wskazówki. Chłopak przesunął wzrokiem po jej ciele, napotkał spojrzenie, skrzywił się lekko, wciąż pamiętając paznokcie na dłoni i niezbyt miły komentarz, a potem dźgnął ropuchę różdżką, patrząc jak nadyma się z niezadowoleniem.
Echo Mallory
Echo Mallory

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptyWto 09 Wrz 2014, 08:13

Echo nie zwracała większej uwagi na sprzeczki pomiędzy swoimi towarzyszami. Nie zależało jej na wygranej, nie liczyła więc czasu i właściwie mogłaby stać w miejscu, póki ktoś ich nie zabierze. Nadmierny pośpiech Franza wydawał jej się śmieszny, jeśli wziąć pod uwagę, że zarzucał on nieostrożność Lloydowi. Sama, niezależnie od tego co starszy kolega myślał o Ślizgonkach, nie miała zamiaru nigdzie biegać, bo on czuł wewnętrzną potrzebę odnalezienia kogokolwiek. To chyba kwestia priorytetów, a jej były jak najmniejsze obrażenia spowodowane tą durną wycieczką.
Ze strony Avery'ego spodziewała się innej reakcji; myślała, że ten odbije jej piłeczkę i da powód do dalszych przekomarzań, ale chyba tym razem przesadziła albo chłopak zwyczajnie nie miał nastroju na tego typu rozrywki. Najwyraźniej cały wszechświat się dzisiaj na nią zawziął i nie pozostawało jej nic innego, jak wzruszać ramionami na kolejne ciosy, które na nią spadały. Tak zresztą podstąpiła właśnie w tej chwili, jednak z jej twarzy zniknął na moment wyraz zadziorności i złośliwy uśmiech, zamiast tego pokazała się twarz zagubionej dziewczynki, którą Lloyd powinien pamiętać ze zgoła innych okoliczności.
To nie było ani dobre miejsce, ani odpowiedni czas na rozważanie podobnych spraw, dlatego Echo odruchowo sięgnęła dłonią do kieszeni i musnęła palcami ostatniego jointa, którego miała przy sobie. Właściwie wzięła go na ten spacer dla Acery'ego, ale okoliczności sprawiły, że go nim nie poczęstowała i teraz wciąż bezpiecznie spoczywał na wyciągnięcie jej dłoni, a ona zastanawiała się, czy w ogóle jest sens opierać się pokusie.
Czay doskonale radziła sobie z panami, a przynajmniej uznała za stosowne wyrazić swoje zdanie, dlatego Echo jej pozostawiła niechlubną rolę mediatora. Ona się do tego nie dawała, po pierwsze wcale nie zależało jej na porozumieniu między tymi dwoma, a przynajmniej nie dlatego, że ponoć mieli współpracować, po drugie sama była raczej kłótliwą istotą i większe było prawdopodobieństwo, że jedynie doleje oliwy do ognia. Ognia, którego w istocie nie było, bo Avery wciąż był spokojny jak krzak melisy.
Słuchała jednym uchem zagadki i rozważań swoich towarzyszy, zastanawiając się właściwie jaki jest sens tej całej farsy. Podniosła wzrok z żaby, kiedy poczuła, że ktoś jej się przypatruje i zarumieniła się lekko pod badawczym spojrzeniem Lloyda. Uniosła brwi i wzruszając ramionami przyjęła od niego kartkę z wierszykiem. Skoro tak bardzo im wszystkim zależało, mogła się przyłączyć. Ostatnie nie planowała psuć im zabawy, jakkolwiek słabo się ona zapowiadała. Zanim jednak przeszła do lektury i wyrażania swojego zdania, wyciągnęła z kieszeni skręta i podeszła do Averyego, muskając ustami jego policzek, czy to w kwestii przeprosin, zadośćuczynienia czy też może nagrody. Miała ponadto nadzieję, że zgodnie z ich niepisanym regulaminem, odpali jej jointa. Jeśli tego nie zrobił, użyła różdżki, zaciągnęła się mocno i wyciągnęła dłoń w kierunku pozostałych, proponując kilka głębszych wdechów każdemu, kto na to miał ochotę.
Sama wróciła do tekstu zagadki, powtarzając go w myślach kilkukrotnie i konfrontując ze swoją wiedzą, która bogata była niemalże w jednym tylko aspekcie.
- Jeśli chcecie mitologicznej wskazówki, to Lloyd ma rację. To bóstwa lunarne i solarne są najczęściej przedstawiane jako rodzeństwo, bardzo często siostry, czasem nawet bliźnięta. W niektórych religiach można uosabiać je z dniem i nocą, ale jeżeli skupiamy się na tym, co jest najbardziej rozpowszechnione, to byłabym jednak za Słońcem i Księżycem. Chociaż oba rozwiązania pasują. – wzruszyła lekko ramionami, zwracając świstek papieru Chay i uśmiechając się lekko do dziewczyny, pozwalając sobie nawet na dyskretne przewrócenia oczami. Wypowiedziała swoje zdanie, ale nie zamierzała podejmować decyzji. No i...
- Nie wiem czy dźganie tego czegoś, to najlepszy pomysł. – zwróciła się do Avery'ego, który najwyraźniej chciał nawiązać nieco głębszy kontakt z mieszkańcem dziupli.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptyWto 09 Wrz 2014, 20:36

Tak na prawdę Albus wymyślając tę zagadkę myślał o wielu rzeczach. O herbacie. O obiedzie. O swoim feniksie. Kto powiedział, że odpowiedź na zagadkę musiała być jednoznaczna?
Każdy z nich miał rację.
Wschód i zachód.
Dzień i noc.
Słońce i Księżyc.
Burza i cisza.
Poranek i wieczór.

Tak na prawdę mnogość odpowiedzi miała zmylić uczniów. Udzielili wiele prawidłowych odpowiedzi. Ropucha wyrzuciła z dziupli kluczyk, który miał otworzyć klapę. Jednak nie mogła znieść, że ktoś ja tak dźga! Spojrzała spod byka na Lloyda i widowiskowo opluła go ciągnącą się i śmierdzącą cieczą. Kto to myślał tak kogoś dźgać?!
Gdy tylko ktoś wsunął kluczyk do klapy i ją otworzył, mógł dojrzeć jedynie... ciemność. Gdyby ktoś ręką wymacał grunt poczułby stanowcze obniżenie terenu biegnące w dół.

Zjeżdżalnia. Pora na powrót do dzieciństwa!

Na samym dole powitała ich ciemność. Cisze przerywało jedynie kapanie wody po ścianach i.... szelest? Gdy tak próbowali rozświetlić tunel, coś długiego i oślizgłego przesunęło się po kostkach dziewcząt. Jedno nawet zaczynało powoli się owijąć wokół nogi Chayenne...
Franz Krueger
Franz Krueger

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptyWto 09 Wrz 2014, 21:35

Krueger miał dość tej szamotaniny, której wcale nie chciał wywołać swoim zachowaniem. Jemu też zależało przecież na czasie, a to że wykazał inicjatywę wcale nie wynikało z pragnienia przejęcia przewodnictwa nad grupą. Możliwe, że z perspektywy innych osób tak właśnie to wyglądało, niewykluczone nawet, że niemieckim czarodziejem podświadomie kierowała pewna nuta dominacji, choć w rzeczywistości pozycja w drużynie nie była dla niego priorytetem. Chłopak wcale nie walczył na siłę o posłuch, nie wymuszał na innych, by wykonywali posłusznie jego komendy, jakby to on był bogiem, jedynym, który miał w całym towarzystwie rację. Przyświecał mu zupełnie inny cel, jakim było odnalezienie Jasmine, zaś chłopak miał do wyboru: samotne wałęsanie się po lesie lub współpracę ze swoimi towarzyszami, by odnaleźć drogę do pucharu i to w jego pobliżu spotkać się z ukochaną. Ślizgon rozejrzał się więc jeszcze raz dookoła, by zaraz po tym odwrócić swoje spojrzenie ponownie na twarz Chayenne. Wyglądał na o wiele spokojniejszego, niżeli na początku ich wyprawy. Stłumił bowiem wzbierającą się w jego organizmie wściekłość i powrócił do chłodnej kalkulacji, która podpowiadała mu, że poszukiwania mogą zdać się na nic, podczas gdy ostatecznie najbardziej odpowiednim rozwiązaniem była, mimo wszystko, walka o puchar. Panna Vane nie była słaba, a Franz wierzył, że i ona wraz z drużyną dotrą do tej nic nieznaczącej nagrody.
- Zapomnij o moich słowach. – rzucił krótko do panny Montgomery, aby oboje odrzucili początkową niechęć i urazę. Skinął przy tym lekko głową na znak pojednania ze stojącą obok niego Ślizgonką i razem wzięli się za rozwiązywanie zagadki. Niemiec odpuścił sobie także utarczki słowne z Lloydem, które w rzeczywistości nie miały najmniejszego sensu. I tak nie mogli dojść do porozumienia w niektórych kwestiach, więc lepiej było je przemilczeć, a zająć się tym, co konieczne.
- Zależy mi na czasie. To prawda… – przyznał spokojnie, nie próbując przekonywać młodego Avery’ego do swoich myśli. Każdy z czworga członków drużyny pragnął w rezultacie czegoś innego, ale wszystkich łączyło jedno – chcieli zakończyć drugi etap, który był dla nich męczącą wędrówką, marną szopką przygotowaną przez dyrektora Hogwartu.
- Każdemu z nas przyświeca inny cel, ale wszyscy zostaliśmy zmuszeni do udziału w tym przedstawieniu. Skoro mamy dotrzeć do pucharu, niech tak będzie. Przynajmniej wtedy wszyscy będą mogli skoncentrować się na tym, na czym im zależy. – dodał po chwili, kiedy zaproponował już swoją odpowiedź na zagadkę wypisaną na pergaminie. Lloyd i Echo dorzucili również swoje pomysły, co właściwie młodemu Kruegerowi jak najbardziej odpowiadało. On sam nie znał tej łamigłówki, więc mimo zdecydowanego tonu, wcale nie był pewien odpowiedzi. Jak się jednak okazało, któraś z nich musiała być prawidłową, bo siedząca w dziupli ropucha oddała klucz, o który drużyna wspólnymi siłami walczyła. Niemiecki czarodziej ujął go w dłoń, żeby otworzyć klapę. Zanim jednak to zrobił, jego uwagę przykuł panicz Avery, którego, jak zawsze, gubiła jego niezaspokojona ciekawość. Ślizgon dziabnął swoją różdżką ropuchę, a ta w ramach podzięki opluła go śmierdzącą i klejącą cieczą. Kąciki ust Franza mimowolnie uniosły się lekko ku górze, w ledwie widocznym uśmiechu.
- Uważaj, Avery, żebyś to Ty nie był tym zranionym zwierzęciem. – mruknął do niego niechętnie, jedynie po to, aby wyrównać rachunki. Po tych słowach postanowił nie zwracać więcej uwagi na jego niepochlebne komentarze. Musiał bowiem w tym przypadku przyznać rację pannie Montgomery. Przez to, że był wyraźnie podirytowany po apelu zbyt łatwo dawał się sprowokować, a kłótnie z Lloydem nie dość, że nie były mu do szczęścia potrzebne, to jeszcze oddalały go od jego dążeń.
Krueger przekręcił kluczem i podniósł klapę, próbując dojrzeć cokolwiek przez nieprzenikniony mrok. Wreszcie zrezygnował ze zmysłu wzroku, który w tym przypadku zawodził, a zdecydował się na zbadanie podłoża dłonią. Gwałtowny spadek nie zwiastował bezpiecznej podróży, ale czy mieli inne wyjście?
- Przygotujcie się na ostry zjazd. I nie wypuszczajcie lepiej z dłoni różdżek. Kto wie, co spotka nas na dole. – zwrócił się w stronę swoich towarzyszy, chociaż trzeba uściślić, że w pierwszym zdaniu wcale nie miał na myśli zejścia po przemijającym działaniu jointa. Swoją drogą nie podobało mu się to, że połowa jego drużyny była upalona, ale stwierdził, że przymknie na to oko. Lloyd i Echo zachowywali się bowiem stosunkowo normalnie, a dopóki nie opóźniali drugiej połowy drużyny, mogli robić, co tylko chcieli. Jeżeli zaś mowa o potencjalnych zagrożeniach, nikt z całej czwórki nie mógł wiedzieć, co czeka na nich w tunelu, a brak jakiekolwiek oświetlenia wcale nie pomagał w snuciu domysłów. Jak to jednak powiedział wcześniej Avery, bez ryzyka nie było wygranej, więc tym razem to Franz podążył jako pierwszy. Starał się upaść na równe nogi, w dłoni natomiast mocno dzierżył swoją różdżkę, by zaraz po lądowaniu rozświetlić mrok za pomocą zaklęcia Lumos Maxima. Siedemnastolatek zamierzał wytworzyć sporawą kulę jasnoniebieskiego światła, którą następnie chciał „powiesił” nad swoją głową. Zdecydował się natomiast na ulepszoną wersję Lumosa ze względu na to, że dzięki niej był zdolny korzystać dalej ze swojej różdżki, choćby rzucając zaklęcia ofensywne i defensywne w przypadku, gdyby został przez coś lub kogoś zaatakowany.
Chayenne Montgomery
Chayenne Montgomery

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptyWto 09 Wrz 2014, 23:12

Chayenne nie zamierzała być mediatorem między nimi, w najgorszym przypadku, jakby się wściekła zrobiłoby się niemiło, bo nie ma zamiaru całą drogę słuchać dodatkowo jeszcze ich przekomarzania. Wystarczy, że nie wiedzieli co ich czeka i nie mieli pojęcia czego się spodziewać. Z resztą, powinni się skupić na tym co mają zrobić, tak? Inaczej spędzenie czasu tutaj potrwa całą wieczność, a to chyba nie widzi się żadnemu z nich. Każdy chyba chciał jak najszybciej skończyć tę trasę i dojść do pucharu, aby móc w spokoju zająć się swoimi sprawami. Co zaraz słowami potwierdził Franz. Uśmiechnęła się po swojemu, trochę tajemniczo i spojrzała na dziuplę z której otrzymali klucz, chociaż tyle. Mieli pewność, że nie będą tkwić w tym miejscu jak kołki i ruszą dalej.
Nieco zaskoczona spojrzała na Lloyda, który został opluty śmierdzącym czymś. No, to ciekawie się zapowiada. Z drugiej strony mógł jej nie dźgać. A jednak na szczęście to tylko śluz, który powinien zejść dość szybko, a nie atak rozwścieczonego płaza z wielkimi zębiszczami, w końcu nie wiadomo co może mieć to obślizgłe coś w swoim pysku, prawda? No, ale mniejsza z tym , czas ruszać w drogę.
Spojrzała na Kruegera, który zdecydował się pierwszy zjechać w niewiadome, zaraz po nim postanowiła zrobić to Chayenne, starała się twardo wyglądować na nogach, choć nie do końca mogło jej to wyjść. Stanęła za Franzem i ścisnęła mocniej różdżkę w swojej dłoni, a skoro chłopak przed nią zamierzał rzucić zaklęcie i oświetlić nieco miejsce, w którym się znaleźli, Chayenne stała za nim i osłaniała go w razie czego. Gdyby nadeszło jakieś potencjalne zagrożenie od razu bez problemu rzuciłaby zaklęcie, aby tylko obronić współtowarzyszy. Zerknęła za siebie, dla pewności czy Lloyd i Echo wylądowali za nimi. W ogóle nie zauważyła, że coś z nimi było nie tak, że coś wcześniej palili. Pewnie dlatego, że najzwyczajniej w świecie nie zwracała uwagi na takie rzeczy, dlatego się nimi nie przejmowała. Ważne, że nie było problemów i wszyscy byli gotowi do współpracy, byleby tylko jak najszybciej to skończyć.
Wtedy usłyszeli szelest, a przez oświetlony fragment coś się przemieściło. Czując coś oślizgłego na swoich kostkach i owijającego się wokół jej nogi automatycznie próbowała odskoczyć i wymierzyła w to coś różdżką, chociaż nie do końca wiedziała czym to jest. Użycie Depulso byłoby beznadziejnym pomysłem, skoro to coś oplątało jej nogę sama mogłaby po prostu upaść. Nabrała więcej powietrza do płuc i wypowiedziała zaklęcie Lumos, aby całkowicie oświetlić oślizgłe coś. Nawet jeśli z nerwów jej się nie udało starała się zachować zimną krew, stać nieruchomo i nie panikować.
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści EmptySro 10 Wrz 2014, 11:40

Nie zamierzał absolutnie przejmować się słowami Chay, doskonale wiedząc, że dziewczyna uwielbia wcinać swoje racje i przekonania wszędzie tam, gdzie nie były one potrzebne. Avery kompletnie nie potrafił pojąć tej chęci kontrolowania wszystkiego i wszystkich, chęci bycia liderem, czy dominatorem w grupie. To zupełnie nie należało do okręgu jego zainteresowań, zwłaszcza, że wokół było zwykle tyle ciekawszych rzeczy do robienia, niż uprzykrzanie życia wszystkim innym swoim despotyzmem i kolokwialnie rzecz ujmując, kręceniem się na grzędzie jak wyjątkowo nadęty kogut. Zdecydowanie, zarówno Franz jak i panna Montgomery dobrani byli pod tym względem fantastycznie, aczkolwiek Niemcowi młody Anglik był to jeszcze w stanie wybaczyć. Franz był dobrym kumplem, świetnym kompanem do picia i latał fantastycznie, dlatego też na pewne rzeczy można było przymknąć oko. I zwyczajnie je akceptować.
Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, zwłaszcza, gdy dotyczy to czułości i skrętów. Avery nie wiedział co prawda jak długo potrwa przychylność panienki Mallory, która ze stabilnością miała tyle wspólnego co łupina orzecha wyrzucona za burtę podczas bardzo żywiołowego sztormu, niemniej jednak muśnięcie jej warg na policzku zarejestrował z pokaźną dozą zadowolenia. Nieco udobruchany pozwolił nawet poczęstować się skrętem, odpalając go uprzednio krótkim pstryknięciem palców, choć jego uwagę prędko odwróciła złośliwość ropuchy, której najwyraźniej nie zależało na przyjemnych relacjach z młodym Ślizgonem. Zaklął paskudnie, w pierwszym odruchu chcąc obetrzeć twarz rękawem bluzy, w końcu jednak sięgnął po różdżkę i krzywiąc się z niezadowoleniem wymamrotał „Chłoszczyść!” w duchu obiecując paskudnemu płazowi zemstę bolesną i długą. Ale może później. Joint i klapa były zdecydowanie bardziej interesujące.
- Nie ma w tym nic zabawnego, Krueger. Nic a nic. – burknął nieco obrażonym tonem, ale zaraz uśmiechnął się lekko, stwierdzając krótkim wzruszeniem ramion „sam sobie zasłużyłem”. Jego wzrok powędrował do klapy, a potem do twarzy Niemca, a łagodne łuki brwiowe zbiegły się lekko.
- Zjadę ostatni, w razie gdyby coś tutaj pragnęło nas jednak przygarnąć do serca. Na śmierć. – mruknął, kiwając głową i trzymając różdżkę w gotowości patrzył, jak jego towarzysze znikają w ciemnościach. W ostatnim odruchu złośliwej chęci odwetu syknął „Bombarda!” w kierunku dziupli, a potem wskoczył do otworu, stwierdzając, że klapa zatrzasnęła się nad jego głową jak gdyby nigdy nic.
Opadł na równe nogi, choć pęd sprawił, że nieco go zarzuciło, zachwiało; zdążył odzyskać równowagę w odpowiednim momencie, by skupić się na otoczeniu i usłyszeć, jak Franz wypowiada zaklęcie. Był gotów wspomóc go w tym działaniu, jednocześnie rozglądając się niespokojnie dookoła, jakby modlił się, by oczy mogły pokonać ciemność z większą łatwością.
- Czy wy też to słyszycie? – spytał w końcu w pewnym momencie, mając wrażenie, że coś przesuwa się po podłodze, coraz bliżej miejsca w którym się znajdowali. Niewiele myśląc uniósł różdżkę, celując nią w ostatnie miejsce, w którym słyszał szelest, a potem, upewniwszy się uprzednio, że nie była to żadna z dziewcząt, mruknął „Immobilus” mając nadzieję, że zaklęcie podziałało i cokolwiek paskudnego nie chciało ich zaskoczyć, teraz jest unieruchomione.
Sponsored content

Separatyści Empty
PisanieTemat: Re: Separatyści   Separatyści Empty

 

Separatyści

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Eventy :: Obóz Letni :: Etap II
-