|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Yumi Mizuno
| Temat: Re: Oldie's Cafe Czw 23 Paź 2014, 21:04 | |
| Nie radzi sobie w konkretnych sprawach? Yumi nie ma czasu na zastanawianie się nad swoim wyglądem z prostego powodu! Ma więcej ważniejszych spraw na głowie, a skoro nie potrafiła być piękniejszą, to nie wmawiała nikomu, że taka jest. Nie miała chyba tej cierpliwości do siedzenia w spa ani u kosmetyczki, bo przez ten czas na przykład mogłaby przeczytać cztery rozdziały książki astronomicznej. Odzywał się w niej mol książkowy, a przy ważniejszych uroczystościach w Hogwarcie panikuje, bo nie wie co włożyć na siebie, aby nie wyglądać źle i spodobać się Amycusowi. Zaraz, co ona sobie właśnie pomyślała? Na jej policzki wystąpiły dwa porządne, rumiane wypieki. Nie rozumiała co ma jej syty żołądek do zadowolenia Amycusa. To jej własny żołądek i sama się o niego troszczy i nikomu nic do tego. Zadrżała i zastygła w bezruchu bojąc się błysku w oczach kobiety. Identyczny błysk jak u Amycusa. To nie wróżyło nic dobrego i dopiero teraz Yui porządnie wystraszyła się, co ona też najlepszego zrobiła umawiając się z tą kobietą na spotkanie. Oni mieli te same geny, powinna przewidzieć ich przebiegłość, spryt i ośli upór. Musiała koniecznie ochrzanić go za wypaplanie o dojściu do drużyny quidditcha. Czy oni omawiali każdy aspekt jej życia podczas niedzielnego obiadku? Nawet nie ukrywała przerażenia usłyszawszy dokładnie plan kobiety. To chyba jakiś żart albo ich knucie, bo przecież nie mogła wymyślić tego na poczekaniu. Yumi przyszła dowiedzieć się co robić z Amycusem i choć połowicznie uzyskała odpowiedź, nie planowała wycieczek do kosmetyczki ani do innych dziwnych osób z dziwnymi narzędziami. Książka Bruca Dahla wciąż czekała na nią w Shieffeld do przeczytania. Krukonka zachodziła w głowę czy ma jakieś szanse, żeby się z tego wykaraskać. Szukała w myślach co planowała zrobić nazajutrz. To samo, co dni po powrocie z obozu, czyli nic konstruktywnego. Brak alibi jeszcze bardziej ją wystraszył. Intuicja coś jej mówiła, że na kosmetyczce się nie skończy. Sukienka? Ale po cóż nosić ją codziennie, skoro w spodniach biega się szybciej i nie ma ograniczeń ruchowych? - Naprawdę... ja aż tak nie potrzebuję... i... - żadne alibi nie spadło na nią z nieba. - Jutro chcę odwiedzić Amycusa, sprawdzić jak się miewa... - wcale tego nie planowała, bo miał do niej napisać, ale skoro te słowa były bliżej prawdą niż kłamstwa, zasłoniła się nimi. Jutro, pojutrze i po po jutrze i po po po pojutrze też będzie go odwiedzała, ukrywając się przy nim przed jego matką. Nerwowo posłodziła kawę i mieszała łyżeczką obijając ją głośno o dno i boki. Jakże miała się z tego wykaraskać? |
| | | Anonim
| Temat: Re: Oldie's Cafe Czw 23 Paź 2014, 21:04 | |
| Kobieta zachichotała pod nosem na widok bladej miny dziewczyny i powstrzymała się od strofowania jej kiedy tak nieporadnie mieszała łyżeczką o kruche ścianki porcelany. Czyżby nie widziała w jakiej kawiarni się umówiły? Pani Carrow pokręciła lekko głową, z gracją odkładając filiżankę i spojrzała na Yumi z rozczuleniem. - Zastanów się nad tym dobrze, moja droga. Jesteś młoda i dopiero zaczynasz dojrzewać, a są pewne aspekty jakich nie powinno się poruszać przy mężczyznach. - Oczywiście pomyślała o odpowiednim doborze stanika dla dziewczyny, z cudną koronką w czerwonym kolorze, jednak nie zamierzała jej przestraszyć jeszcze bardziej i zmieniła subtelnie tor rozmowy. - Yumi. - Przywołała ją do porządku i odczekała aż podniosła speszone spojrzenie na twarz kobiety, po czym obdarzyła ją pokrzepiającym uśmiechem sięgając prawą dłonią do ręki maltretujacej łyżeczkę. Przytrzymała ją, aż w końcu uśmeichneła się kącikami ust, ponownie opierając się nad własną filiżanką, ufając iż dziewczyna pojmie ten gest bez tłumaczenia. - Jeśli wyniki badań będą dobre, Amycus jutro popołudniu będzie w domu. Zdążysz się z nim przywitać i zrobisz mu niespodziankę, przychodząc w sukience ze ślicznym upięciem włosów. Zrobisz również mi przyjemność, pozwalając wprowadzić się w kobiece tajniki jak zrobić z siebie bóstwo. - Trzeba przyznać, że Abigail była okropnie sprytną manipulatorką, wykorzytsującą zaangażowanie dziewczyny na swoją stronę, prowadząc do polepszenia stanu syna. Zbyt dobrze znała mężczyzn zamieszkujących jej dom, aby pozwolić marnować się Amycusowi z niezbyt ładną dziewczyną. Postawę miała ładną i znała zasady etykiety, chociaż pod wpływem stresu szlag wszystko trafiał. Abigaile była zadowolona z wyglądu Yumi podczas zaręczyn i chociaż nie oczekiwała takiego stanu rzeczy na codzień, oczekiwałą od niej większej dbałości o własne ciało. Dopiła resztkę ciemnej kawy odstawiając ją z prawej strony i oparła plecami o krzesło, naprowadzając uszko filiżanki w stronę drzwi do kawiarni po ich prawej stronie. - Jeśli ma wyzdrowieć tak szybko jak tego pragniesz, musisz mu pokazać własną siłę. Chłopcy myślą nie tylko umysłem, moja droga i nauczę cię jak to wykorzystywać, jeśli przyjmiesz moje nauki z godnością adekwatną do rodu, z jakiego pochodzisz. - Dokończyła z naturalnym uśmiechem, ani przez moment nie przestajac przypominać dobrodusznej wróżki oferującej zmianę w dotychczasowym życiu dziewczynki wymuszając na niej złożenie wiążących obietnic. Oczywiście nie zamierzała uczyć jej manipulacji, ale z czasem.. może podłapie o co w tym chodzi i nauczy się odpowiedniego ruszania biodrami, aby przenieść uwagę narzeczonego na kwestie jakie pragnęła poruszyć. Nie wiedziała jak do tej pory młodzi się dogadują między sobą, jednak lekka pomoc... nie zaszkodzi. Czyż Amycus miał podstawę do zakazu kontaktowania się Yumi z jego matką? Niestety, dziewczyna znalazła się w potrzasku, przygnieciona argumentem zachowania honoru rodu. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Oldie's Cafe Czw 23 Paź 2014, 21:05 | |
| Nie zwracała uwagi na dźwięki wydawane przed uderzenia łyżeczką o porcelanę. Musiała zrobić coś z dłońmi, to nerwowy gest pozwalający jej na odrobinę zwłoki przed wydaniem odpowiedzi. Na głos nie myślała o swoim dojrzewającym ciele, a zauważyła zmiany w sobie zachodzące. Będąc w okresie nastoletnim, w okresie buntu również była pozostawiona samej sobie. Dorastała samotnie, nie mając matki za wzór, choć gdy sięgała pamięcią, widziała piękną, idealną kobietę bez skazy. Zachowanie Abigail zbiło ją całkowicie z tropu, wszak oferowała siebie jako kobiece, doświadczone wsparcie. Yumi mieszkała z dwoma facetami. Ojcem i starym lokajem, także pani Carrow miała świętą rację. Ta "lekcja", jak to miło nazwała, pomogłaby Yui bardzo w stosunkach damsko - męskich, lecz pojawiało się tutaj również zażenowanie. Drgnęła i skoncentrowała wzrok na rozmówczyni, wracając do rzeczywistości. Spuściła spojrzenie na chwilę na zakrytą rękę, wypuszczając łyżeczkę z dłoni jakby się nią oparzyła. Docierały do niej pokrzepiające i ciepłe uśmiechy, mające ją uspokoić, a i tak Yumi panikowała. Podobało się jej życie szarej myszki, bo najzwyczajniej w świecie nie lubiła być w centrum uwagi. Abigail zapędzała ją w kozi róg. Kącik ust dziewczyny drgnął wyobrażając sobie siebie, tak piękną jak zmarła matka. Gdyby wtedy zobaczył ją również ojciec... znienawidziłby ją za to. Skurcz w sercu nawrócił zesztywnienie kręgosłupa. Jeszcze kilka lat, a wspomnienie nachylającej się twarzy mamy układającej ją do snu, zamaże się i stanie się niewyraźne. Tak dawno jej nie wspominała, przejęta światem Amycusa. Mimo słów kobiety Yumi nie była pewna, czy jej wygląd wpłynąłby na samopoczucie chłopaka. Może wtedy oddałby jej apaszkę, którą sobie wziął bez zapytania? Nie umiała wymyślić jego reakcji, nie widząc w sobie niczego pięknego, co mogłaby mu zaofiarować. Niska samoocena panny Merberet uniemożliwiała jej wiarę we własne możliwości, gdyby rzeczywiście pozwoliła oszlifować się i wydobyć na światło dzienne urodę odziedziczoną po matce. Ponownie śmiech zadrżał na jej ustach na wieść, że chłopcy myślą nie tylko mózgiem. Coś tam słyszała o tym plotki, bawiły ją, bo wszak sama nie sprawdzała ich prawdziwości. Nie używała nigdy swojego ciała i ukrytych wdzięków do osiągnięcia celu. Yumi nie miała absolutnie innego wyjścia jak zgodzić się i znieść nauki Abigail cierpliwie. Choćby ojciec umierał na łożu śmierci, nie dałaby rady wykaraskać się przed tym czujnym, lisim spojrzeniem swej przyszłej teściowej. - Mówi więc pani, że jeśli słowami nie trafia do mózgu, to trzeba... inaczej? - zapytała czy dobrym torem podążają jej myśli, co ją rozbawiło. Pomysł Abigail stawał się przystępniejszy, choć wciąż nie wiedziała co ta kobieta knuje. Nie wiedziała też jak szybko pożałuje swojej ciekawości. Jeśli chodzi o Amycusa, bardzo trudno było przemówić mu słowami do rozsądku. Bardzo trudno, zakrwawiało to na niemożliwość. Rumieńce na policzkach dziewczyny nabrały mocniejszej barwy. Abigail chciała ją nauczyć myśleć i zachowywać się nie jak dziewczynka, a już jako kobieta. Miała piętnaście lat, była skrajnie różna od młodziutkiej Skai, mimo, że były rówieśniczkami. Ułożyła filiżankę prosto na ozdobnym talerzyku, biorąc głęboki wdech. Nie umiała pozbyć się uśmiechu z ust oznaczających czystą ciekawość, jakby to było speszyć Amycusa swoim wyglądem. Oczywiście nie wspomniała kobiecie, że wszystkie jej plany chciała w niedalekiej przyszłości wykorzystać na jej synu. - To musi być bardzo ciekawe. - i oto zgadzała się i rzucała w paszczę lwa. Jeszcze nie wiedziała co najlepszego wyprawiała... |
| | | Anonim
| Temat: Re: Oldie's Cafe Czw 23 Paź 2014, 21:06 | |
| Wystarczyło spojrzenie na powiekszajace sie rumience dziewczyny, aby dowiedziec sie o wygranej pozycji w walce z odgórnie ustalonym zwycięzca. Kobieta skinela z aprobatą głową, interesujac sie kolejnym kawałkiem ciasta, jaki wsunela między ksztaltne usta. - Czasami trzeba ich podejść w inny sposób, jeśli słowa nie działają. - Przytaknela dziewczynie świadoma, ze ta nauka zostanie wykorzystana na Amycusie zanim jeszcze Yumi sie zgodziła na przewodnictwo. Uśmiechając sie do niej łagodnie, przesunęła opuszkiem wskazujacego palca po smuklej szyjce widelczka dolaczonego do ciasta. Przed nastolatka bardzo duzo nauki, bo chociaz znała podstawy etykiety, nie posiadała w sobie zbyt wiele dziewczecej pewności siebie, która ona-Abigail Carrow, zamierzała wydobyć na zewnątrz. - Podejrzewam, ze z czasem to polubisz. - Przyznała otwarcie, po czym zerknela na zawstydzona, ale rzadna wiedzy nastolatke. - Zrozumiesz, jak jutro zobaczysz zaskoczenie naszego kochanego Amycusa. - Przymknela powieke okolona delikatnym cieniem nad górną powieka i łagodnie podkreslonymi czarnym tuszem rzesami, z rozbawieniem dzieląc sie tym spostrzeniem. Dlatego tez po chwili wsunela kolejny kawałek szarlotki do ust, zerkając w strone filiżanki Yumi, której picie niemrawo szło. - Zdradz mi, skarbie, jakie sa twoje ulubione kolory? - Zagadnela dziewczynę z czułym zainteresowaniem, ofiarujac jej szczerość wypowiedzi. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Oldie's Cafe Czw 23 Paź 2014, 21:06 | |
| Nie pojmowała z jaką łatwością Abigaill opowiadała o wykorzystywaniu swoich dźwięków i nazywanie tego bronią. Mówiła o tym z dziecinną łatwością, zupełnie jakby opowiadały o pogodzie. Yumi coraz bardziej podobał się ten pomysł, choć nie pozbyła się jeszcze lęku towarzyszącego myślom co będzie musiało się stać, aby Yu przemieniła się z tego brzydkiego kaczątka w łabędzia. Być taka jak mama? Nie sądziła, że to mogłoby się spełnić, nie znając arsenału dorosłej, doświadczonej kobiety. Nasz kochany Amycus, którego imię brzmiało w jej myślach nie tak, jak powinno. Nasz kochany Amycus, którego widziała znacznie osłabionego... choć ciekawość zachęcała do osobistego sprawdzenia prawdziwości słów Abigail, Yui nadal nie potrafiła zrozumieć w jaki sposób piękno drugiej osoby wspomogłoby w chorobie. Powinien odpoczywać, a nie gapić się na czyjeś ciało. Na... na jej ciało. Rumień zaatakował szyję i dekolt na szczęście skrywany przez kołnierzyk i zapięte guziki koszuli. Nie powinna pozwalać sobie na myślenie w ten sposób. Robiło się jej goręcej zdając sobie sprawę co właśnie analizuje. Nigdy nie podejrzewałaby siebie o taką śmiałość i szczerą chęć wypróbowania skrytej urody przeciwko komuś. Była na to zbyt zakompleksiona; brakło jej odwagi. Ocknęła się nagle i uniosła filiżankę do ust, upijając łyk ciepłej kawy. Podświadomie zauważyła spojrzenie kelnera rzucane w ich stronę. Zapewne zastanawiał się co zrobił nie tak z napojem, skoro młode dziewczę nie chciało jej pić. Gdziekolwiek się nie odwróciła, napotykała czyiś honor. Zrób to, bo honor. Zrób tamto, bo duma. Zrób to, bo tak trzeba. - Wszystkie odcienie błękitu. - odpowiedziała odruchowo, niewiele się nad tym zastanawiając. Właziła butami w pomysł Abigail i sam Merlin nie wiedział co ją dalej czekało. Yumi pierwszy raz w życiu otrzymywała wsparcie dorosłej kobiety. To miła odmiana, zważywszy, że mieszka z dwoma staruchami, z którymi niewiele rozmawia. |
| | | Anonim
| Temat: Re: Oldie's Cafe Czw 23 Paź 2014, 21:07 | |
| Przebieg myśli był bardzo łatwy do odgadniecia, szczególnie dla Abigaile wycwiczonej w dostrzeganiu detali czyjegoś zachowania, podzielajac te wiedzę z mężem i przekazując umiejętności dzieciom. Z wyczuciem nie wpatrywala sie w zaczerwieniona niczym piwonia dziewczynę, podejrzewając ją o wiele odwazniejsze myśli niż miala w rzeczywistości. - Błękit niezbyt pasuje do twoich ciemnych włosów, ale z pewnością uda sie znaleźć odpowiedni wzór z... Mmm.. Powiedzmy kwiatami. - Odpowiedziała bez chwili zastanowienia, kiedy upijala kilka kolejnych lykow kawy, po czym odsunęła filizanke i uniosła prawa reke, zrecznym gestem przywołując do stolika kelnera w celu uregulowania rachunku, nie dostrzegając nawet zadowolenia młodego kelnera, klaniajacego sie niemalze do pasa kobiecie, która widzial nie po raz pierwszy i przygotował sie na slony napiwek z jej strony. - Wstajemy, zlotko. Niebieski kolor z odcieniami beżu podkresli kolor twoich wlosow, jeśli dodamy biżuterii. Kosmetyczka wyrówna kształt twoich oczu, należy podkreślać japońskie korzenie. Musisz pokazać, że sie ich nie wstydzisz, ale odczuwasz dumę z ich powodu. - informowała dziewczynę szukając w torebce odpowiedniej ilosci pieniędzy, które wsunela w przygotowana saszetke i podeszła do dziewczyny. Czekala cierpliwe aż ta sie pozbiera, przewieszajac torebke na zgieciu lokcia, aby w następnej kolejności podnieść dłoń Yumi i wsnunac ja pod swoje ramię. - Nie musisz przede mna udawać kochana, widzę twoje kompleksy i naucze cię je tuszowac tak, ze patrzac w lustro ujrzysz piękna dziewczynę u progu doroslosci. - Poklepala ją cieplo po zimnej raczce i poslala kolejny pokrzepiajacy uśmiech, gorujac nad nią nie do końca świadomie, nawet jeśli pragnęła utrzymać życzliwe kontakty. Nie mniej, obie ruszyły w kierunku ulicy Pokatnej, spedzajac czas na pogaduszkach na temat sukienek, kolorów, materiałów i dodatków do ubrania.
[zmiana tematu Yumi i Abigail Carrow] |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Oldie's Cafe Wto 04 Lis 2014, 23:19 | |
| Wyjście z wesołego miasteczka poszło im wyjątkowo gładko jak na taką ilość ludzi, jaka tam się kręciła. Gdzieś ulicę dalej można było usłyszeć zbliżające się odgłosy syreny karetki pogotowia, zapewne pędzącej do biednej ofiary wyobraźni Ślizgonki. No dobrze, nikomu nie było jej szkoda, ale to tak miło brzmiało, szczególnie wymówione na głos z odpowiednim akcentem tudzież zabarwieniem głosu. Teraz jednak oboje najprawdopodobniej zapominali już o bezimiennej nastolatce, która chciała się tylko zabawić, a zamiast tego zrobił to ktoś inny - jej kosztem. Życie. Porunn miała dosyć tłumów jak na jeden dzień, co wziął pod uwagę obmyślając kolejną lokalizację. Nie zamierzał jednak rezygnować z inicjatywy zapoznawczej w kwestii ciekawych elementów mugolskiego świata, dlatego zrezygnował z przykładowego Dziurawego Kotła na rzecz Oldie's Cafe. Nie znał dobrze tej lokalizacji, jednakże wyglądała zachęcająco, na dodatek mgliście pamiętał jak ktoś ze znajomych jeszcze z Durmstrangu wspominał o niej po powrocie z wakacji w Wielkiej Brytanii. Warto spróbować. Jak to dżentelmen, otworzył drzwi przed Porunn, następnie wszedł tuż za nią, pozwalając sobie na nakierowanie jej do stolika w rogu, na końcu sali. Wystrój przypadł mu do gustu, a narożne ławy obite miękkim materiałem tylko zachęcały do spoczynku. Słońce chyliło się ku zachodowi, co wywołało niezwykle przyjemne zjawisko optyczne - pomarańczowo-złote promienie światła wpadały wąskimi smugami, tańcząc wśród płomieni niezliczonej ilości świec rożnej wielkości. - Nie sądziłem, że znasz się na wróżeniu z dłoni. - powiedział w końcu, nawiązując do sytuacji jeszcze z wesołego miasteczka. - A co do długiego życia - bardzo liczę na to, choć prawdę powiedziawszy wlałbym, by nigdy się nie skończyło. Ta informacja zdradzała jeden z niewielu, choć największy lęk Pride'a - śmierć, a szczególnie przedwczesna. Być może było to nierozważne posunięcie, tak odkrywać swój słaby punkt przed Fimmelówną, jednakże ludzie bagatelizowali taki rarytas podany na srebrnej tacy. Ot, nierealne marzenia pierwszego lepszego czarodzieja, któż by wziął to na poważnie? Życie wieczne? A może frytki do tego? Właśnie to stanowiło paradoksalnie najlepszą obronę tego ciekawego sekretu. Już wielu niedowiarków przekonało się, że Vincent konsekwentnie, nawet jeśli powoli posuwa się w stronę osiągnięcia celu - po trupach, zaskakując i łamiąc. Pierwszym lepszym to on zdecydowanie nie był. - Moje dodatkowe umiejętności raczej ograniczają się do chirurgii oraz kreatywnego jej wykorzystywania. Choć ostatnio coraz bardziej skupiam się na magii niewerbalnej. Legilimencja jednak byłaby równie przydatna, szczególnie w starciach. - dodał patrząc na dziewczynę z tym niewinnym uśmiechem, który wykluczał istnienie jakiegokolwiek zła na tym świecie. Po chwili podeszła do niech kelnerka, spisując whisky dla chłopaka, następnie spoglądając wyczekująco na Porunn. Miała miły uśmiech i drobną budowę, choć uwagę Vincenta przykuły jej dwukolorowe oczy, niebieskie i brązowe. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Oldie's Cafe Sro 05 Lis 2014, 00:33 | |
| Z początku Porunn miała nadzieję, że udadzą się w końcu na ulicę Pokątną, gdzie poczuje się wreszcie jak pośród swoich. W śmiertelnym Nokturnie była tylko raz i to nielegalnie, bowiem ojciec nigdy by jej nie pozwolił tam iść. Nie, kiedy nie osiągnęła odpowiedniego do tego wieku. Marzyła, aby był z niej dumny i stosowała się do zakazów przez niego nałożonych, jednak ten jeden, jedyny raz nie posłuchała się, dzięki czemu odkryła nowy, fascynujący ją świat. Pełen szarych, ciemnych kolorów, który skrywał w sobie niesamowitą tajemnicę, którą chciała odkryć. Wszystko jednak w swoim czasie. Vincent wybrał inne miejsce. Była to dosyć przytulna, interesująco urządzona kawiarnia, czego się zupełnie nie spodziewała, chociaż dlaczego nie? Po wizycie w wesołym miasteczku Vincent wciąż zaskakiwał ją swoimi pomysłami, co było wyraźnie na plus. Usiedli więc przy jednym ze stolików usytuowanych w kącie pomieszczenia, skąd mieli idealny widok na resztę klientów. Dopiero wtedy Ślizgon zdecydował się zapytać ją o rzekomą umiejętność wróżenia z rąk. Na co ona z szerokim uśmiechem na twarzy i wzruszeniem rąk odpowiedziała: - Nie, nie umiem wróżyć. Moja wiedza na ten temat jest poniżej jakiejkolwiek skali, ale czytałam w jednej z mugolskich książek swojej siostry, co to jest linia życia. Interesują mnie te rzeczy, które są istotne, a nie te, które zaśmiecają umysł. Obserwowała go przez chwilę, po czym odgarnęła niesforny kosmyk za ucho, który usilnie starał się wyprowadzić ją z równowagi. Warknęła cicho pod nosem, zaciskając pięści i odetchnęła. Przysięgała sobie w duchu, że kiedyś w końcu pozbędzie się tych kudłów, jednak wciąż nie miała odwagi tego zrobić. Odetchnęła. Słowa, które Vincent wypowiedział przez chwilę kołatały się w głowie, a ona powoli składała je w spójną całość. Kiwnęła w końcu, spoglądając mu w te niebezpiecznie niebieskie oczy. Uśmiechnęła się kątem ust. - Marzenia o nieśmiertelności są bardzo odważne – powiedziała, przechylając głowę lekko w bok, po czym wyciągnęła dłoń w jego kierunku, aby i jemu odgarnąć przydługą grzywkę, która opadała na oczy. – Jeśli będzie taka możliwość, to chętnie Ci pomogę znaleźć rzekomy Kamień Filozoficzny. Niewiadomo czy te informacje są prawdziwe, ale… – wzruszyła ramionami. Brzmiało to absurdalnie, jakby podjęto decyzję aby znaleźć coś, czego istnienia nie dało się w ogóle stwierdzić. Byli młodzi, mogli podejmować się działań, które nie do końca miały w ogóle sens. Ważne było to, że nie siedzieli bezczynnie, a nawet pomarzyć można. Nikt tego nikomu nie zabroni, co najwyżej zostaną wyśmiani, za co oczywiście spotka kara, którzy się ośmielą to zrobić. Machnęła ręką, dając mu możliwość ciągnięcia tematu lub całkowitego zamknięcia. Nic na siłę. Gdy podeszła do nich kelnerka, Porunn w ciszy spojrzała na Vincenta, który zamówił whisky. Sama nie za bardzo wiedziała co też serwują mugole, więc stwierdziła, że najlepszym wyborem będzie po prostu zwykła herbata. Wolała się nie wygłupić, bo skąd mogła niby wiedzieć, że Ognistej tutaj raczej nie serwują i nie wiedząc za bardzo co to jest. Kobieta obarczona heretochromią zapisała na kartce ich zamówienie, po czym odeszła, zostawiając ich na chwilę samych, aby chwilę później wrócić ze szklanką whisky i filiżanką herbaty. - Też chciałabym się nauczyć magii niewerbalnej – powiedziała, spoglądając na parującą herbatę. Nie była pewna czy chciała ją pić, czy nie. Nie ufała wyrobom mugoli, uważając, że były w pewnym stopniu skażone. Może nie w sensie dosłownym, ale ta niemagiczność ją przytłaczała. – Legilimencja… Tak, to też ciekawa dziedzina magii, pozwala mieć przewagę nad przeciwnikiem, aby móc użyć na nim jego własnych słabości– dodała, przesuwając opuszkiem palców po blacie drewnianego stołu. Miała dziwne pojęcie o zastosowaniu magii. Jednak jeśli on zdecydował się z czegoś zwierzyć, to i ona nie chciała pozostać mu dłużna. - Czarna magia jest o wiele bardziej interesująca – mruknęła po chwili wahania. Ojciec nie byłby z niej dumny. Zawsze przestrzegał ją od tego typu rozmów. Zakazał jej mówienia o tej dziedzinie magii do czasu, aż nie ukończy siedemnastego roku życia. Ciekawość jednak była o wiele, wiele bardziej silniejsza niż chęć zaimponowania swojemu ojcu. Wychodziła jednak z założenia, że czego oczy nie widzą… Nikt nie musiał się o tym dowiedzieć, a już na pewno nie ojciec. Była niemalże pewna, że nie spodobałby mu się już sam fakt, że siedziała właśnie w dziwnym, mugoslkim miejscu w towarzystwie chłopaka. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Oldie's Cafe Pią 07 Lis 2014, 11:11 | |
| Na informację o Porunnowym braku umiejętności z zakresu wróżbiarstwa najpierw uniósł brwi, by następnie się roześmiać beztrosko. Dziewczyna miała poczucie humoru, chociaż musiał przyznać, że posiadanie w swoim najbliższym kręgu kogoś obdarzonego takimi zdolnościami jak czytanie przyszłości mogłoby być mu na rękę - nawet jeśli w znacznej większości przypadków po prostu drwił z tego przedmiotu. Doprawdy, po co on w ogóle był? Można zrozumieć zrobienie z niego dodatkowych zajęć dla uczniów, którzy wykazują talent w tej dziedzinie, ewentualnie dla tych, którzy w swojej rodzinie mają lub mieli jasnowidza. Poza tymi niewieloma przypadkami było to najzwyczajniej w świecie marnowaniem czasu. Cennego czasu, szczególnie, jeżeli można go przeznaczyć nad ćwiczeniem zaklęć, w tym czarnej magii lub technik potrzebnych do stworzenia swego własnego. Na to jeszcze był czas, choć Vincent już zaczął nad tym myśleć, przeglądać potrzebne księgi czy nawet stare zwoje. Zarys czaru tkwił w jego głowie od dłuższego czasu, teraz potrzebował tylko praktyk i dokładniejszego wyszukiwania najlepszych informacji. Jej dalsze słowa przykuły jego uwagę bardziej niż cokolwiek tego dnia. Więc się domyśliła. Ba, chciała mu pomóc i nie zredukowała tego do planu rodem z baśni braci Grimm. No dobrze, oryginalne wersje tych popularnych wśród dzieci historii już nie prezentowały się tak bajkowo i niewinnie. - [/b]Kamień Filozoficzny, tak. Wątpię by było to zaledwie legendą, jest zbyt wiele przesłanek na ten temat, zbyt wiarygodnych.[/b] - odparł w zamyśleniu, nie spuszczając jednak wzroku z dziewczyny. - Byłoby to doskonałe wyjście z sytuacji, ale najlepiej będzie znaleźć jeszcze inne, w miarę możliwe sposoby na osiągnięcie celu. Wyjście awaryjne czy też dodatkowy plan są zawsze w cenie. Z twoją pomocą jednak jestem pewien nie skończymy z niczym. Uśmiechnął się akurat w momencie, gdy kelnerka podeszła z ich zamówieniami. Herbata, jak grzecznie. Nie uszło jego uwadze, że Porunn była raczej zdezorientowana mugolskim menu, może dlatego wzięła właśnie ten napój. Wydawało mu się, że whisky wybitnie pasowało do jej osoby, szkoda by było odebrać jej taką frajdę. Akurat gdy mówiła o interesujących ją dziedzinach magii, chłopak chwycił szklankę i bezceremonialnie wlał połowę whisky do herbaty Ślizgonki. Następnie z niewinnym uśmiechem rzucił krótkie "do dna". Ciekawe jak mocną głowę ma ta wybuchowa nastolatka. - Jeśli czarna magia cię interesuję mogę ci pomóc. W tajemnicy, oczywiście. - powiedział tym samym, beztroskim tonem, dopijając resztę alkoholu. Szkolenie Fimmelówny na swojego własnego, czarnomagicznego żołnierza wydawało się genialnym pomysłem, a przynajmniej bardzo użyteczny. Powoli, krok po kroku będzie oceniał jej lojalność i umiejętności, wyobraźnię i przydatność. Stwierdził jednak, że to nie czas, by pokazać jej Mroczny Znak, jeszcze nie teraz. Musi mieć pewność, że nie sprawi mu problemów. Kobieta zmienną jest, jak mówią. - Jeszcze nie dotarłem do poziomu mistrzostwa jakim jest na przykład Szatańska Pożoga, ale już niewiele mi brakuję. Mogę być twoim nauczycielem w zaciszach zamku i nie tylko. Puścił jej oko, zamawiając jeszcze jedną whisky. - Oczywiście, w zamian ty mnie doszkolisz w paru zaklęciach, w których ty jesteś bardzo dobra, a ja jeszcze nie. Umowa stoi? |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Oldie's Cafe Pią 07 Lis 2014, 15:28 | |
| Nie była pewna, czy bajki o Kamieniu Filozoficznym, opowiadane dzieciom na dobranoc były pozbawione chociażby odrobiny prawdy. Była jednak pewna, że przy, nie oszukujmy się, dużym szczęściu mogli znaleźć coś naprawdę wartościowego. Nawet, jeśli nie konkretny kamień nieśmiertelności, to na pewno coś, co też ich mogło zadowolić. Ona, w przeciwieństwie do Vincenta nie pragnęła żyć wiecznie, nie miała parcia na władzę, jednak z przyjemnością pomoże mu w spełnieniu jego marzeń. Nawet, jeśli to oznaczało, że musieli iść po trupach do celu. Jednak czy to im przeszkadzało? Nie, Porunn z pewnością nie obchodziły pomniejsze jednostki, które były, w jej mniemaniu, właśnie do tego stworzone. Była jednak pewna, że Aria nie popierałaby jej podejścia i patrzenia na świat. Obie bliźniaczki, chociaż z wyglądu nawet trochę podobne, to charakter miały zupełnie inny. Kierowały się innymi zasadami i wartościami. Wciąż pozostawały jednak siostrami, a Porunn nigdy o tym nie zapomniała i nawet, jeśli kiedyś próbowała się zmienić, doszła do wniosku, że ludzie nigdy się nie zmieniają. Ich prawdziwa natura wciąż drzemała wewnątrz nich, aby w pewnym momencie dać upust nagromadzonym frustracjom. Na słowa Vincenta uśmiechnęła się kątem ust, po czym oparła brodę na dłoniach. Świdrowała go błękitnymi, głodnymi ślepiami, zastanawiając się jak taka osoba, jak on mogła być potworem wcielonym. Nie miała wątpliwości, że nim był. Wyczuwała jego zapędy sadystyczne na odległość, jednak czemu tu się dziwić? Poniekąd byli tacy sami i aż dziw, że ich los został zapieczętowany w tak dziwnym miejscu, jakim był jej rodzinny las. To dobrze, bardzo dobrze. - Wyjściem z sytuacji mogą być Insygnia Śmierci. Oczywiście to bajka, jednak gdyby faktycznie istniały, to kto wie, może kamień wskrzeszenia byłby czymś lepszym, niż nieśmiertelności – uśmiechnęła się, wyszczerzając przy tym rząd śnieżnobiałych zębów. Tę część wypowiedzi pozostawiła mu dla jego własnej interpretacji. Wiedziała jednak, że z jego wyobraźnią i chęcią do działania mógł wymyślić coś naprawdę ciekawego. Ona natomiast, mimo, że nie ciągnęło ją do ksiąg…. potrafiła wyłapywać z nich rzeczy istotne, chociaż bardzo często absurdalne. Na wzmiankę o jej pomocy pozwoliła sobie na jedno uniesienie brwi. - To miło, że zaczęliśmy sobie ufać już na takim etapie – powiedziała, wyciągając dłoń w kierunku tej jego, po czym delikatnie, opuszkiem palca przejechała po jej wewnętrznej stronie. Była nieobliczalna, a Vincent na pewno musiał to zauważyć, jednak w pewnym sensie pochlebiał jej. Zadowalał ją słowami, a więc któż to wie, w jaki jeszcze inny sposób mógł to zrobić. Wszystko w swoim czasie. Wybór Porunn, jakim była herbata najwyraźniej nie przypadła do gustu chłopakowi. To dobrze, bo i ona nie lubiła tego gorącego napoju w nadmiernych ilościach, jak więcej niż jedna filiżanka na dzień, do śniadania. Uniosła jednak brew, gdy ten po prostu wlał jej do filiżanki swoją część alkoholu. Czyli stawali się zwolennikami mieszania, no dobrze. Westchnęła ciężko, drapiąc się po głowie i przywołała kelnerkę uniesieniem dłoni, po czym zamówiła to samo co kolega i jeszcze jedną dla kolegi. Doprawdy, chyba nie myślał, że napije się takiej mieszanki jak whisky z herbatą. - Wydaje mi się, że jesteś chętny do przetestowania mojej głowy – mruknęła, odgarniając pasmo włosów za ucho. – Wierz mi, norweskie korzenie pozwalają mi być bardzo długo trzeźwą, aczkolwiek… z tego co mi wiadomo, to procenty zaprowadziły kiedyś mnie i znajomych na skróty przez Zakazany Las. Mieliśmy drobne starcie z centaurami – wyjaśniła, po czym chwyciła za szklankę alkoholu i napiła się jednego łyka. Nie była zwolenniczką akurat tego rodzaju trunków, jednak z racji tego, że nie znała nic innego co serwowali w tym miejscu, postanowiła zadowolić się tym co ma. Prawdziwą satysfakcję to spotkanie przyniosło jej dopiero wtedy, kiedy chłopak zaproponował, że nauczy ją dziedziny czarnej magii. - To wspaniale, oczywiście nie pozostanę dłużna. Jestem całkiem dobra w transmutacji. Oczywiście nauczę Cię także zaklęcia Humanum Celare, jest naprawdę ciekawe i przydatne – mruknęła z zadowoleniem, po czym przeciągnęła się, czując jak procenty powoli rozchodzą się po jej całym organizmie. Było to jednak stanowczo za mało, żeby ją powalić. Na wzmiankę o Szatańskiej Pożodze, Porunn zmarszczyła brwi i zacisnęła pięści. Myśl o ogniu, nawet tak odległej wizji rozpętania istnego piekła gdzieś niedaleko niej, było przytłaczające. Mimo, iż udało jej się w pewnym sensie zapanować nad strachem przed nieposkromionym żywiołem, to w dalszym ciągu ją przerażał. Vincent mógł dostrzec zmianę na jej twarzy, jak mięśnie się napinają, a źrenice poszerzają. Nie, rozmowa szła w zdecydowanie złym kierunku. - Tak, szatańska pożoga - prychnęła pod nosem, po czym jej twarz stężała. Nie, tego nie miała powiedzieć na głos. A niech to szlag, pomyślała. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Oldie's Cafe Pią 07 Lis 2014, 20:00 | |
| - Insygnia? Tak, myślałem nad tym, chociaż ten kamień wydaje się być bardzo podchwytliwym narzędziem. - stwierdził, opierając się wygodnie i kierując spojrzenie na lekko falujący płomień jednej ze świec. Czasem dochodził do wniosku, że magia, jaką się posługiwali w gruncie rzeczy była bardzo ograniczona, nawet jeżeli pierwszy lepszy mugol dałby się pokroić za czarodziejską krew w swoich żyłach. Nawiasem mówiąc ciekawe czy dzięki transfuzji dałoby się z kogoś zrobić czarodzieja. Musi to kiedyś wypróbować, może nawet przy pomocy Porunn, ale wracając do tematu. Vincent lubił się zastanawiać nad potencjalnymi możliwościami uzyskania kontroli nad danym elementem jak woda czy ogień. To by była dopiero potęga. Władać powietrzem - wystarczy wyciągnąć przeciwnikowi cały tlen z płuc i patrzeć jak kona. Albo pozbawić ofiarę całej wody z organizmu. Ha, to mu się podobało. Jeden dowolny element wystarczyłby komuś takiemu jak on do zdobycia tego, czego potrzebował. Może kiedyś, żadne źródło nie wyklucza takich praktyk. - Poza tym. - kontynuował. - Jeśli Kamień faktycznie istnieje to kto wie jaką ma naturę. Co jeżeli działa trochę na zasadzie dżina z lampy i jest małym, wrednym cholerstwem? Ożywi na przykład tylko twoją duszę, zostawiając cię w gnijącym ciele lub na odwrót - ożywi ciało, które stanie się niczym więcej poza pustą skorupą. Trzeba uważać z takimi przedmiotami, może z jakiegoś powodu właśnie ukrywa się je poprzez legendy. Widząc jak Porunn wzgardziła herbacianą whisky postanowił spróbować jej osobiście. Chwycił filiżankę, po czym upił duży łyk, smakując dokładnie tę przedziwną mieszankę. Nie mógł powiedzieć, że była zła, choć szału też nie było. Gorzka, ale elektryzująca, idealna na ciężkie poranki. Wypił cała filiżankę, w końcu czemu by nie. Alkohol nie działa na niego w tempie ekspresowym, potrafił się kontrolować bardzo długo. - Centaury? - uniósł brwi, z zainteresowaniem zerkając na Ślizgonkę znad brzegów filiżanki. Gdyby nie akcent to kto wie, może mógłby udawać rodowitego Brytyjczyka. - Jak to zrobiliście? Chyba, że u was te stworzenia przemieszczają się swobodnie gdzie popadnie, co jednak byłoby nieco sprzeczne z ich naturą. Ty wpędziłaś znajomych w kłopoty czy oni ciebie? Zaśmiał się, odstawiając naczynie, ponownie opierając się wygodnie, pozwalając sobie na stu procentowy relaks. Miła odmiana po tym cholernym obozie. Transmutacja i Humanum Celare ostatecznie przypieczętowały ich współpracę polegającą na wzajemnym dokształcaniu się, choć trudno określić kto na tym wyjdzie najlepiej. Fimmelówna z czarną magią była Pride'owi jak najbardziej na rękę, skoro już miała być użyteczna, czyż nie? Miał jednak wrażenie, że ten związek przyniesie dodatkowe profity i to nie raz i to nie tylko publicznie. Niekiedy najlepsze rzeczy mają miejsce poza zasięgiem widzenia innych. Widząc zmianę na jej twarz przy wspomnieniu Szatańskiej Pożogi uniósł brew, by następnie leniwie przesunąć opuszkami palców wzdłuż jej ramienia. Powoli, delikatnie, wysyłając tylko przyjemne dreszcze. - Chyba ogień nie jest twoim najlepszym przyjacielem, co, Wilczyco? - uśmiechnął się. - Jeśli tak to tym bardziej powinienem opanować ten jakże niszczycielski czar. Wtedy, mając mnie u swego boku... - zbliżył swoje wargi do ucha dziewczyna, nie pozbywając się ani na moment zawadiackiego uśmiechu. - ...żadne płomienie nie będą ci straszne. Przygryzł płatek jej ucha - delikatnie, choć nie powstrzymał się od zaczepnego uszczypnięcia. Następnie wrócił do szklanki z whisky, aby upić z niej dwa łyki trunku. Gorąco przyjemnie rozlewało się w okolicy żołądka, promieniując na resztę ciała. - Na poprawę nastroju mogę zaproponować zabawę. Modyfikacja prostych, popularnych zaklęć w taki sposób, by stały się idealne do tortur czy uśmiercenia kogoś. Co ty na to? Na przykład Aquamenti. Gdyby tak uformować wodę dookoła czyjejś głowy, by zaczął się topić? Całkiem niezłe do szantażowania, szczególnie, jeśli to czyjś bogin. Albo Avis - gdyby tak te ptaki wyczarowywać w czyimś ciele? |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Oldie's Cafe Sob 08 Lis 2014, 05:02 | |
| Spoglądała na niego przez dłuższą chwilę, obserwując zmianę mimiki twarzy, gesty. Zważała na słowa, które wypowiadał z większym lub mniejszym zapałem. Wszystko można było wychwycić w małych szczegółach i jeśli ktoś chociaż odrobinę się postara i skupi, to rozmówca był jak otwarta księga, z której można wszystko idealnie odczytać. Z Vincentem poniekąd było tak samo, jednak była pewna, że umyślnie odkrywał przed nią kolejną warstwę swojego kokonu. Miała przyzwolenie dowiedzieć się o nim jak najwięcej z rozmowy, co bardzo doceniała. Podstawą dobrych relacji było wzajemne zrozumienie, a tutaj nie mogli narzekać. Dyskutowali żywo i z zapałem, skacząc z tematu na temat, lecz wciąż odnajdywali wspólny język. Wzajemna fascynacja i zainteresowanie popychały ich w coraz to głębsze rejony znajomości i coraz bardziej uniemożliwiając wycofanie się. Nie miała zamiaru rezygnować z Pride’a, uważając, że ta relacja mogła bardzo urozmaicić ich życie. Uniosła brew, gdy chłopak sam zdecydował się spróbować mieszanki, którą przygotował. Herbata i whisky brzmiało absurdalnie, jednak sądząc po jego wyrazie twarzy, nie było dla niego takie złe. Eksperymentował, a to było godne podziwu. Ona jednak nie zamierzała próbować czegoś tak dziwnego, zważając na to, że zjadła już tyle fasolek wszystkich smaków, że nic nie powinno ją zaskoczyć. Sama upiła kolejnego łyka czystej whisky i przechyliła głowę lekko w bok. Jej usta wykrzywiły się w geście zadowolenia, kiedy chłopak wyraził pozytywne zainteresowanie jej przygodami w Zakazanym Lesie, centaurami i libacjami alkoholowymi, chociaż te ostatnie zdarzają się u niej bardzo rzadko. To wszystko wina Grossherzoga i O’Connora, jak zwykle z resztą. - Powiedzmy, że pamiętam wszystko przez mgłę, jednak tak, Grossherzog i O’Connor się zgodzili na mój wybitny pomysł, jakim były te właśnie skróty – wzruszyła ramionami, po czym podrapała się po skroni, przez chwilę zastanawiając się nad opowieścią. Szybko zrezygnowała, zdajac sobie sprawę z tego, że jej pamięć była podziurawiona jak ser szwajcarski. – Wybacz, ale średnio potrafię sobie cokolwiek przypomnieć. Wydzierżawianie drzewa przez Gila, mucha bojowa takich wielkich rozmiarów – tutaj pozwoliła sobie na gestykulację, aby bardziej zobrazować to, co widziała. W końcu machnęła ręką i uśmiechnęła się. Mówiła o O’Connorze i Grossherzogu z cichą czułością. Byli jej przyjaciółmi i chociaż w większości przypadkach obie znajomości opierały się na wzajemnym okładaniu się zaklęciami, to nie zamieniłaby żadnego z nich nawet na sto puchonów. Gdy ją dotknął, poczuła jak dreszcze rozchodzą się po jej ciele, sprawiając, że mimowolnie drgnęła. Przymknęła na chwilę powieki, gdy jego cichy pomruk usłyszała tuż przy uchu. Był blisko, czuła zapach jego perfum, które delikatnie drażniły nozdrza, ciepło bijące od jego ciała. Fizyczność pociągała dziewczynę, a on wiedział jak to wykorzystać, jak jednym gestem owinąć ją sobie wokół palca. Słowami przekonał ją do tego, że warto było mieć przy sobie kogoś takiego jak on i chociaż wciąż igrała z ogniem, to nie przestawała, dopuszczając go do siebie tak samo, jak on dopuszczał ją. - Nie, nie jest moim najlepszym przyjacielem – potwierdziła, przekręcając głowę tak, aby ich twarze dzieliły naprawdę małe odległości. Prawie znikome. Wargi obojga delikatnie muskały się wzajemnie, a kiedy mówiła, wywoływała tym samym uzależniającą pieszczotę. – Może kiedyś dowiesz się dlaczego – uśmiechnęła się kątem ust. Intymność ich relacji nie była przytłaczająca, można rzec, że w pewnym rodzaju była jednym z napędów wzajemnego zainteresowania. Kto wie, jak to potoczy się dalej. Zmrużyła oczy, kiedy się odsunął, więc to ona przysunęła się bliżej, chwytając go za przód koszuli, po czym znów do siebie przyciągnęła. - A gdyby tak użyć Confringo, przykładając różdżkę do klatki piersiowej osobnika i patrzeć jak wnętrzności eksplodują? Gdyby takie zastosowanie miało to zaklęcie, to niektóre osoby wreszcie przywdziałyby odpowiedni strój – przesunęła palcem wolnej dłoni po jego klatce piersiowej, kreśląc przypadkowe wzory. – Carpe Retractum? Owinąć sznur wokół szyi osobnika i patrzeć jak w jego oczach znikają ostatnie iskierki życia.
Ostatnio zmieniony przez Porunn Fimmel dnia Sob 08 Lis 2014, 05:47, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : Psychoooleee.) |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Oldie's Cafe Wto 11 Lis 2014, 22:12 | |
| Nie uszło jego uwadze, że z ust Porunn padło tak dobrze już mu znane nazwisko. O'Connor. Czyżby mówiła o tym O'Connore - Irlandczyku, który jeszcze nie tak dawno stanowił swego rodzaju przeszkodę, nieprzyjemną kłodę na drodze do tego, co według Vincenta należało tylko i wyłącznie właśnie do niego? Szanse były zbyt wielkie, by to zignorować, dlatego też jego spojrzenie się wyostrzyło, poza tym jednak nic nie uległo zmianie w wyglądzie chłopaka. Irlandczyk na początku miał zostać usunięty, ponieważ naruszył terytorium Pride'a, a tego się nie zostawia bez odpowiedzi. W chwili obecnej jednak sytuacja uległa zmianie, co nie oznacza, że wyjdzie to Gryfonowi na dobre. O nie, teraz wprawdzie Vincent już nic do niego nie miał i gdyby nie oczywisty powód w postaci sytuacji z obozu, zapewne spróbowałby się z nim mniej lub bardziej zaznajomić, aby dotrzeć do Aristos. Niestety, nie wchodziło to w grę i Irlandczyk mógł podziękować swojej ukochanej za nowy porządek. Skoro Lacroix była na tyle głupia, by się zakochać w kimś takim i na dodatek tak zepsuć sobie relacje ze swoim kuzynem - nie pozostawało nic innego, jakkolwiek by się nie starać. Dotrze do Gryfonki w najbardziej bolesny sposób, odbierając jej najważniejsze osoby z najbliższego otoczenia. Najpierw O'Connor, nie powinno z tym być większych problemów, patrząc na reprezentowany przez niego poziom, potem zaś przyjdzie kolej na Rosiera. Tutaj już nie będzie tak łatwo, ale za to o ile ciekawiej. Jedno było pewne - nie odpuści. Po chwili zastanowienia i przysłuchaniu się słowom Ślizgonki w głowie chłopaka pojawiła się pewna wątpliwość. Najwyraźniej Gryfon był częścią jej towarzystwa, można by się pokusić o określenie "przyjaciela". Przeszkadzało to o tyle, że likwidowanie go trzeba będzie przenieść na bardziej ukryty grunt na Pierunowych oczu. W końcu czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Najlepiej byłoby jeszcze wrobić w jego śmierć na przykład Evana, w końcu i tak nie pałają do siebie sympatią, co jest wyczuwalne na kilometr. - Boję się spytać o co chodziło z bojową muchą, bo brzmi to na naprawdę ostrą imprezę. - zaśmiał się głośno, jednocześnie kręcąc głową. - Wy tak często? Chyba muszę poznać bliżej twoich znajomych od procentów, zdają się być ciekawymi osobami. No i potrzeba kogoś z głową na karku, by wybrał lepszy skrót. Złośliwie się wyszczerzył, mrugając do niej. Na jej odpowiedź odnośnie ognia tylko skinął głową, dochodząc do wniosku, że nie należało drążyć tematu w tej chwili. Za wcześnie na najbardziej wnikliwe zwierzenia, wszystko trzeba robić krok po kroku. Sam nie zdradzał wszystkiego, ba, nawet nie był w połowie. Czarna magia i snucie wizji czyjejś śmierci to nic, jeżeli w grę wchodzi faktyczne uśmiercanie i to w o wiele bardziej makabryczny sposób, niż przedstawiał to Fimmelównie. Wszystko przed nią. Z szerokim uśmiechem i zmrużonymi jak u kota oczami wysłuchał jej zabójczego wkładu w tę małą zabawę, przysuwając się do niej bliżej i obejmując ramieniem. - Wiedziałem, że taka zabawa cię odstresuje, jesteś zbyt podobna do mnie, bym się mylił. - stwierdził zawadiacko, jednocześnie przesuwając dłoń niżej, wzdłuż jej pleców. Delikatnie, mając na celu pieszczotę połączoną z zabawą w kotka i myszkę na tle fizycznym. Skąd mógł wiedzieć, że nie należało to do najlepszych posunięć, jeśli w grę wchodziła Fimmelówna? |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Oldie's Cafe Wto 11 Lis 2014, 22:36 | |
| Porunn uśmiechnęła się do niego, po czym kiwnęła głową na myśl o O’Connorze i Gilgameshu. Nie była pewna, czy Vincent przypadnie do gustu jej byłemu chłopakowi, jednak postanowiła pomyśleć nad poznaniem go z Niemcem. To mogła być wybuchowa mieszanka, a jednak zawsze doceniała pochodzenie Grossgerzoga. Wszystko było na swoim miejscu. - Nie wiem jak z O’Connorem, jest chłopakiem Aristos, z tego co wiem, to raczej harpia za tobą nie przepada – powiedziała, wyszczerzając zęby w uśmiechu, po czym odruchowo oparła głowę na jego ramieniu, gdy przybliżył się o ją objął. Lubiła to uczucie, kiedy ktoś był obok. Oprócz siostry nie zaznała od nikogo takiej pieszczoty i bardzo ją polubiła. Zawsze wychodziła z założenia, że najlepszymi, potwierdzającymi potęgę uczuć były takie cechy jak agresja i brutalność. Miło, że znalazł się ktoś, kto pokazał jej, że wcale tak być nie musiało. Zamknęła oczy, rozkoszując się jego obecnością, zapachem połączonym z krwią, potem i delikatną nutą perfum, który przyjemnie drażnił nozdrza. Dotykiem, który sprawiał, że czuła jak ciarki przebiegają po całym jej ciele. Dotykiem, który powoli zjeżdżał w rejony, które Vincent nie powinien się zapuszczać. Skąd jednak mógł wiedzieć, że to nie spodoba się Porunn? Mógł wyczuć pod delikatnym materiałem jej koszulki wybrzuszenia i nierówności, które nie powinny znajdować się właśnie na plecach. Ślizgonka poderwała się niemalże natychmiast, chwytając dłoń Vincenta i boleśnie ją wykręcając. Spojrzała na niego dzikimi, błękitnymi ślepiami, w których w tej chwili można było dostrzec tylko furię i złość. - Nigdy więcej tego nie rób – warknęła, po czym odepchnęła go brutalnie od siebie i wstała. Wyjęła kilka galeonów z kieszeni i rzuciła na stolik. Kto mógłby się spodziewać, że tak przyjemny wieczór mógł się skończyć zupełnie inaczej, niż można było na początku przypuszczać? Porunn była nieobliczalna, nawet wtedy, kiedy chodziło o osobę, na której jej zależało. Wyszła z Oldie’s Cafe, zostawiając chłopaka samego z niedopitą szklanką whisky i delikatnym korzennym zapachem, unoszącym się jeszcze długo wokół niego.
[z/t dla Vincenta i Porunn] |
| | | Liam Walker
| Temat: Re: Oldie's Cafe Pią 23 Mar 2018, 00:17 | |
| Kiedy zdjęła kaptur na chwilę wstrzymał oddech. Już małe skrawki jej twarzy wystające spod kaptura przypadły mu do gustu, za to w całej okazałości wywarła na nim ogromne i dość niespodziewane wrażenie. Do tego to nazwisko... Carrow? Z tych Carrowów? Nawet on zdążył o nich usłyszeć. - Liam Walker, do usług - powiedział po krótkiej pauzie i ucałował jej dłoń. Nie prześmiewczo, tak po prostu miał w zwyczaju. Bez dłuższego ociągania się, poprowadził ją w stronę wcześniej wspomnianego miejsca. Oldie's Cafe był dość popularnym lokalem, nawet wśród czarodziejów - pewnie wiązało się to z tym, że kawiarnia była położona w bliskim sąsiedztwie Dziurawego Kotła, a więc również ul. Pokątnej. Co prawda o tej porze nawet połowa miejsc nie była zapełniona, ale Liam bez cienia wątpliwości mógł stwierdzić, że wieczorem będzie pękać w szwach. Mimo wspomnianej wcześniej popularności mało kto wiedział, że serwują tutaj również wyjątkowo dobre ciasta: serniki, szarlotki, tarty - smaki przywołujące na myśl rodzinny dom. Nie był pewien jak Alecto zapatrywała się na wizytę w mugolskiej części Londynu, ale miał szczerą nadzieję, że nie przeszkadza jej to zbytnio. On uwielbiał spacerować wśród zwykłych ludzi, obserwować ich zwyczaje, rozmawiać. Mugole na swój sposób go fascynowali, a już na pewno nie czuł wobec nich bezpodstawnej niechęci. Przepuścił dziewczynę w drzwiach, a kiedy wszedł już do środka, ciepło powitał kelnerkę. Ruszył w stronę dwuosobowego stolika, usytuowanego w dyskretnym i przytulnym rogu pomieszczenia. W takim miejscu z pewnością mogli spokojnie porozmawiać. - Co powiesz na gorącą czekoladę? Jest bardziej rozgrzewająca niż kawa, no i dodają do niej pianek. - pianki były w jego odczuciu największym plusem gorącej czekolady. Zaśmiał się i złożył zamówienie - dwie szarlotki na ciepło, podane z gałką lodów waniliowych i dwie gorące czekolady z dużą ilością pianek. Prezent od kelnerki? Jednak warto być miłym. - Mam nadzieję, że Ci posmakuje, nie lubię rzucać słów na wiatr - zaczął wesoło, ale przejmujący smutek, który zdawał się wręcz kłębić wokół blondynki jak dym przywołał go do porządku. Nie chciał jej przytłaczać swoim dobrym humorem, jedyne czego teraz pragnął to w jakiś sposób sprawić, by ponownie się do niego uśmiechnęła. Naprawdę pięknie się uśmiechała. - Nie wiem... - nie wiedział to on przede wszystkim jak zacząć. - Nie wiem czy jestem tego godzien, ale skoro jesteśmy tutaj razem, a ja lubię słuchać... może powiesz mi co sprawiło, że te piękne szare oczy wydają mi się takie smutne? Wpatrywał się w nią z zainteresowaniem. Był dość bezpośredni, czasem nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo. Zestaw natychmiastowego pocieszenia pojawił się praktycznie z końcem jego zdania. Obdarzył kelnerkę uśmiechem wdzięczności, dorwał widelczyk i od razu zabrał się za szarlotkę. Mimo tego wciąż skupiał całą swoją uwagę na nowo poznanej dziewczynie. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Oldie's Cafe | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |