IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Gdy tylko sięgniesz dna...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Tanja Everett
Tanja Everett

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyPon 14 Lip 2014, 00:24

Opis wspomnienia
Podobno osiadanie na dnie jest lepsze niż być zawieszonym między nim, a powierzchnią... bo łatwiej jest się odbić. Gorzej, kiedy tym dnem jest dno butelki po whiskey, a każda kolejna butla jest bardziej kusząca niż jeszcze minutę temu.
Osoby:
Tanja Everett, Michael Bonner
Czas:
Czerwiec 1977
Miejsce:
Pusta sala w lochach
Tanja Everett
Tanja Everett

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyPon 14 Lip 2014, 00:40

Nie wiedziała, czym sobie zasłużyła na takie zrządzenie losu. Nie szukała powodu, dla którego los wydawał się mieć świetną zabawę z tego, że ciągle kopie ją w tyłek. Ten rok był jedną wielką katastrofą. Jakoś przeżyła fakt, że ojciec się nad nią znęca i przekracza to wszelkie granice wytrzymałości nastoletniego ciała. Niesamowicie bolesnym ciosem była afera z Jamesem, Syriuszem oraz Lily, co bardzo mocno odczuła. Wstyd, jaki przeżyła kiedy Łapa ratował ją z rąk ojca i gdy zdradziła Lily i Dorcas, co kryją jej długie ubrania palił ją do teraz. Jednak sytuacja na dziedzińcu, gdy to Gilgamesh chciał ją zgwałcić oraz wizja zbliżającego się końca roku i powrotu koszmaru załamały ją dokumentnie. Nawet fakt, że zyskała dzięki temu Xavier nie pomagał. Straci go, tak jak straciła Resę, Syriusza i paru innych przyjaciół, bo straci go na swoje własne życzenie. Odejdzie sam dowiadując się o sytuacji w domu albo ona... ona odejdzie pierwsza, kiedy spotka ojca. Nie można było zapominać o jego ostatnim liście, który na nieszczęście trafił w ręce tego gburowatego aurora.
Świat Tanji zawalił się z trzaskiem. Chciała skorzystać z ostatniego wolnego wieczoru w szkole. Skoro jej żywot miał się skończyć w te wakacje, to chociaż zrobi wszystko to, czego nie miała do tej pory odwagi zrobić. Kupiła u jakiegoś Krukona paczkę papierosów, a u samej Madame Rosmerty zakupiła po okazyjnej cenie dwie butelki whiskey obiecując, że to nie dla jej osobistego użytku. Zaopatrzona w te dwie rzeczy wybrała się do lochów, do opuszczonej sali koło kuchni. Słynęła jako idealna miejscówka do robienia imprez. Tan usiadła na wolnym stoliku i najpierw zajęła się papierosami. Po chwili udało się jednego zapalić różdżką. Zaciagnęła się i zaraz zakrztusiła. Gdy wrócił jej normalny oddech, spróbowała po raz kolejny, nieco wolniej. Wypuściłą powietrze z płuc. Drapało w gardle, ale na jeżyku pozostawał słodki posmak nikotyny. Kolejny mach już był nieomal profesjonalny. Dopiero wtedy Tan odkręciła butelkę whiskey i wzięła głęboki łyk. Uderzyła ją moc trunku.
-No to czas na chwilę zapomnienia... -mruknęła sama do siebie i otarła z policzka samotną łzę.
Taka impreza solo nie była radosna, Tanja wracała wspomnieniami do wszystkich chwil w murach tej szkoły. Co chwila brała kolejny łyk alkoholu, który smakował jej coraz bardziej. Po trzecim papierosie zaprzestała palenia, czując zawroty głowy. Chciała wyrzucić niedopałki do kosza, lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Upadła na kolana i dłonie. Roześmiała się cicho. Oparła się plecami o nogę stołu i znowu wzięła do rąk butelkę, opróżniając ją. Odstawiła ją z hukiem na stoliku, lecz ta zaraz się sturlała i spadła, trzaskając się w drobny mak. Tanja nawet przez chwilę chciała to posprzątać, ale jedynie się skaleczyła. Jasna strużka krwi zbroczyła jej dłoń, więc machnęła na to ręką chwiejąc się nieco w tym siadzie i powoli dobierała się do drugiej butelki, chichocząc pod nosem.
Michael Bonner
Michael Bonner

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyPon 14 Lip 2014, 01:06

Michael tego wieczoru postanowił trochę poćwiczyć, co zresztą nie było w jego przypadku niczym nowym ani zadziwiającym. To była chyba jedyna rzecz, do której miał prawdziwy zapał. Nigdy nie odkładał na później żadnego treningu, który już od czasów dziecinnych wszedł mu w nawyk. Zupełnie tak, jakby myślał, że silne i sprawne ciało znacznie lepiej przeciwstawi się przemianie podczas pełni. W rzeczywistości, Bonner może i faktycznie znosił ból znacznie skuteczniej, niżeli jeszcze parę lat temu, ale to wcale nie pomagało. Najgorsza była sama świadomość tego, że na jedną noc stawał się krwiożerczą bestią, która mogła skrzywdzić bliską mu osobę. Może i nie miał ich zbyt wielu, ale nadal martwił się o to, że sytuacja się powtórzy. Przecież historia lubiła zataczać koło. W każdym razie, tej nocy nikt nie zapowiadał pełni, a sam Mickey starał się myślami nie wracać do tych mniej przyjemnych chwil ze swojego życia. Założył na siebie ciemną koszulkę i luźniejsze spodnie, po czym wybiegł na błonia, okrążając dość szybkim truchtem cały zamek. Na dziedzińcu zrobił jeszcze parę pompek, przysiadów i pistoletów, a ostatecznie skończył na tak zwanych burpees, po których kolejne parę minut leżał bezwładnie na ziemi. Uwielbiał to uczucie wyczerpania po konstruktywnie spędzonym czasie. Przynajmniej nie zmarnował go na wydojenie kolejnej butelki Ognistej. Chociaż trzeba też przyznać, że ten chłopak nie był jakimś na tyle zapalczywym sportowcem, żeby dodatkowo uważał na to, co je i pije. Czasami pozwalał sobie na wysokoprocentowe trunki. Na imprezach natomiast alkoholu nie odmawiał nigdy, stwierdzając, że i jemu należy się chwila relaksu, skoro i tak ciężko pracuje. Po krótkim odpoczynku chłopak odbił się dłońmi od zimnego podłoża i skierował się w stronę zamku, a dokładniej rzecz biorąc, ślizgońskiego dormitorium. Był nieco zmęczony, więc akurat liczył na to, że nie spotka po drodze żadnego ze swoich kumpli kuszących go piwem albo nocnymi przechadzkami po Hogwarcie. Nie sądził jednak, że napotka na swojej drodze zgoła inną przeszkodę…
Kiedy przechodził korytarzem w lochach, do jego uszu dobiegły jakieś dziwne dźwięki. Coś jakby szczęk butelki, dziewczęcy chichot? Zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. A jeśli miał wierzyć swemu słuchowi, wydawało mu się, że odgłos dobiega z jednej z opuszczonych sal, w których Ślizgoni często urządzali małe posiadówki przy napojach wyskokowych. Jednak to wszystko nie wyglądało na imprezę. Przede wszystkim, było zbyt cicho. Mickey mimowolnie zboczył z obranej trasy, przekraczając próg pomieszczenia. A miał przecież wrócić do dormitorium… Cóż, ciekawość pierwszym stopniem do piekła. Choć może i lepiej, że jednak zdecydował się zmienić swoje plany. Ledwie wszedł do środka, kiedy dojrzał znajomą postać. To znaczy, znajomą – nadal nie znał przecież imienia tego dziewczęcia, chociaż ostatnimi czasy na każdych zajęciach czekał, aż brunetka zostanie wywołana przez któregoś z profesorów do odpowiedzi. Pech chciał, że nadal nie było mu dane poznać jej tożsamości. Był jednak przekonany o tym, że to właśnie od niej dostał ten krótki liścik z podziękowaniami.
-Nie ma za co. Zrobiłem to, co… – zaczął mówić, chcąc zagaić jakoś rozmowę, gdy nagle rzuciły mu się w oczy dwie butelki whiskey i paczka papierosów. Zaczął się też dopiero w tym momencie zastanawiać nad tym, dlaczego Gryfonka siedzi na ziemi. Prawdę mówiąc, odpowiedź była chyba prosta. Wyglądała już na mocno wciętą, a co gorsza na podłodze obok niej, leżały jeszcze odłamki szkła, o które ta skaleczyła rękę. Chłopak zamknął za sobą drzwi i ruszył w jej kierunku, klękając tuż przed nią. Mimo że słyszał nie tak dawno jej chichot, czuł, że coś jest nie w porządku. W jej ślepiach dało się zobaczyć tylko smutek.
-Co się stało? – mruknął znacznie ciszej, żeby nie sprowadzić tutaj swoim głosem nikogo więcej. Nie chciał widowni, a już tym bardziej nie chciał widzieć tutaj bandy swoich koleżków, którzy najpewniej podeszliby do sprawy w o wiele bardziej brutalny sposób. Może i było to zabawne, że ktoś taki, jak Bonner, który na boisku przecież nie dbał o to, czy skrzywdzi tę dziewczynę, teraz tak troszczył się o jej dobro. A jednak, miał wrażenie, że jest jej coś winien. Poza tym, chyba chodziło o coś więcej nawet, jeżeli próbowałby przekonywać samego siebie, że jest inaczej. Czekając na odpowiedź, starał się zebrać odłamki szkła i odłożyć je gdzieś na bok. Tak, ktoś pewnie mógłby powiedzieć, że o wiele łatwiej byłoby uprzątnąć to wszystko za pomocą zaklęcia. Problem w tym, że Michael nie zabrał nawet swojej różdżki z dormitorium, a po drugie, nie miał drygu do tego rodzaju zaklęć. Najprawdopodobniej rozsypałby szkło jeszcze bardziej, okazując swoje żenujące umiejętności, a raczej ich totalny brak. Nie trzeba chyba mówić, że podobną „smykałką” chłopak wykazywał się w zaklęciach leczniczych. A szkoda, bo mógłby chociaż pomóc z tym skaleczeniem na ręku towarzyszki.
Tanja Everett
Tanja Everett

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyPon 14 Lip 2014, 01:33

Nigdy wcześniej Tanja nie wypiła takiej dawki alkoholu, by przestać kontrolować swoje ciało oraz język. Głowa była jedną wielką pustką, w uszach jej szumiało, a cały świat wydawał się tańczyć razem z nią. Było jej źle, ale jednocześnie czuła się taka rozluźniona. Dopiero po chwili zarejestrowała, że ktoś tu wszedł. Mógł to być ktokolwiek, woźny, nauczyciel, mogła w tej chwili kulać się do dyrektora gdzie uzyskała by najgorszy szlaban w życiu, a jednak padło na niego. Na Michaela. Tanja spojrzała na niego, odgarniając włosy z czoła. Znała jego twarz, ba, nawet wiedziała, że to Bonner! Tylko nie czuła żadnej wrogości wobec niego, nawet lepiej - gdyby mogła wstała by i na chwiejnych nogach podeszła do niego, by mocno się przytulić. Tak po prostu. Etap rozbawienia alkoholowego działał na nią ze zdwojoną siłą.
-Bonneeer, chodź, napijemy się razem! -ożywiła się, znowu odgarniając włosy, co zostawiło czerwony ślad krwi na jej czole. Błękitne oczy patrzyły z ciekawością na kawałki szkła obok niej, któe chciał zebrać Ślizgon.
-Ej, mamy puzzleee.... -zachwyciła się i za wszelką cenę chciała złączyć dwa kawałki. Zrobiła smutną minkę i westchnęła. -Nie ma kleju, nie podziała. -spojrzała z taką miną na Michaela. Odrzuciła kawałki na bok i złapała butelkę, biorąc kolejny łyk. Pretensjonalnie otarła usta rękawem bluzki. Przez chwilę w milczeniu patrzyła na chłopaka, jakby starając się skojarzyć, co właśnie powiedział.
-Stłukło się, o. -pokazała na szkło. -Ja nie chciałam, to samo tak o... -przypominała teraz zasmucone dziecko. W ogóle nie skojarzyła, że chłopak pyta dlaczego się upiła. Było jej tak fajnie i milusio! Nie chciała wracać do powodu jej stanu, przecież to było nieważne!
Pacnęła ciałem na podłogę i wpatrując się w sufit. Jej bluzkę podwinęła się znacznie, ukazując blady brzuch, który był poznaczony mnóstwem mniejszych lub większych śladów po obrażeniach, lecz najgorsza była blizna po oparzeniu na boku. Mimo stosowania maści, oparzenie nadal wyglądało na dość świeże.
-Jeeej... ale tu się kręciii.... -zachwyciła się Tanja, rysując jakieś kształty ręką w powietrzu.
Michael Bonner
Michael Bonner

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyPon 14 Lip 2014, 01:52

I nagle zdanie większości Ślizgonów o tym, jakoby Gryfoni nie umieli pić nabierało sensu. Nie, tak naprawdę to było z jednej strony zabawne, ale i z drugiej było w zachowaniu Tanji coś smutnego. Michael zdawał sobie sprawę z tego, że najpewniej dziewczyna nigdy nie wypiła jeszcze takiej ilości alkoholu i nie do końca kontroluje to, co robi. Dobra, po jej kilku wypowiedział był już pewien, że nie ma o tym zielonego pojęcia. Ba, nawet nie traktowała go jak wroga, co już samo w sobie było dziwne i kazało mu się zastanowić nad tym, czy ta brunetka, aby na pewno nie potrzebuje pomocy szkolnego uzdrowiciela. Dobrze chociaż, że trafiła akurat na Bonnera, który nie mógł jej przydzielić szlabanu, zawiesić w prawach ucznia, ani nawet nie myślał najwyraźniej o tym, żeby odprowadzić ją do dormitorium. Jeszcze nie teraz, jednak kontrolował cały czas sytuację, by w razie czego znowu nie czuć się winnym, że postąpił nie tak jak powinien. Właściwie, nadal nie mógł uwierzyć, że znalazł się w takim miejscu, że spotkał tę dziewczyną w tak paskudnym stanie… przez chwilę wydawało mu się, że po prostu zasnął na błoniach i że to tylko jakiś irracjonalny sen. Dopiero, kiedy ukłuł się kawałkiem szkła miał pewność, że to jawa i że jakoś musi poradzić sobie z nietypowym zbiegiem wydarzeń. Odkładał kolejne kawałki szkła na stół, żeby jego towarzyszka czasem przypadkiem na nie nie wpadła. Pech chciał, że ona potraktowała odłamki jak puzzle i sama wzięła je do rąk. Ostrożnie wyjął je więc z jej dłoni i znów odłożył do reszty. Żmudna robota, ale sumiennie wyzbierał wszystko z podłogi, dbając o bezpieczeństwo kogoś, komu najprawdopodobniej jeszcze jakiś czas temu nie przyszedłby nawet na ratunek.
-Nie. – odpowiedział krótko na propozycję wychylenia whiskey. Przyszło mu to z niemałym trudem, bo sam po tym, co zobaczył, miał ochotę się napić. Wolał jednak nie kusić losu. A przede wszystkim, nie chciał, aby Tanja zrobiła kolejnego łyka. Była wystarczająco pijana, kolejna dawka wysokoprocentowego trunku niewątpliwie nie wyszłaby jej na dobre. Dlatego Ślizgon odłożył na stół także i butelkę, zakręcając ją przy tym szczelnie.
-Nie szkodzi. W porządku. – dodał zaraz, kiedy dziewczyna przepraszała go za stłuczenie butelki, a jej twarz przybrała niezwykle smutny wyraz. Huśtawka nastrojów, ale czy pierwszy raz musiał to znosić? Jego była dziewczyna, kiedy miała okres, zachowywała się naprawdę strasznie, więc zdążył już się przyzwyczaić do tego, że kobietom prędzej zmieniały się humorki. A już szczególnie po takiej ilości procentów. Chłopak przy tych słowach instynktownie złapał też dziewczynę za dłoń, a raczej lepiej powiedzieć, że chciał to zrobić, bo w tym momencie brunetka rozłożyła się na podłodze, a jej bluzka podwinęła się, ukazując płaski brzuch. I niestety, Michael nie byłby sobą, gdyby nie pomyślał choć przez moment o jej zgrabnych wdziękach, o jej kształtach, o jej nagim ciele… być może w innych okolicznościach nawet wykorzystałby taką sytuację, w końcu nigdy nie przejmował się zbytnio dobrem innych. Teraz jednak szybko odrzucił takie myśli na bok. Szczególnie z tego względu, że podciągnięta do góry bluzka ukazała nie tylko urodę dziewczęcia, ale i ślady pobicia. Ktoś ewidentnie musiał się nad nią pastwić już od dłuższego czasu, skoro nawet zaklęcia nie mogły zakryć ran i sińców. A przede wszystkim, Tanja na pewno nie była z tym w skrzydle szpitalnym, co sugerowało, że to sprawka kogoś, kogo się obawiała. Chłopak aż otworzył szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczył. Przesunął się nieco i położył dłoń na brzuchu swej towarzyszki, choć tylko na moment, by zaraz złapać palcami za skrawek materiału i zakryć wszystkie dowody na to, że coś było nie tak. Przez długi czas milczał, nie wiedząc, jak podejść do tej sprawy. Nie znalazł się nigdy w takiej sytuacji, nie wiedział, jak ma się zachować.
-Kto ci to zrobił? Co się stało? – powtórzył zaraz znowu, bez sensu, bo nie spodziewał się uzyskać satysfakcjonującej odpowiedzi, a skoro dziewczyna złapała pijacki, wesoły nastrój, jego zadanie wydawało się jeszcze bardziej utrudnione. Zresztą, chyba i tak nie powinien być tak bezpośredni, nie powinien zadawać takich pytań wprost. Mimo wszystko, był, jak zawsze, nieustępliwy. Musiał wiedzieć, co się stało, choćby miał siedzieć tutaj do rana.
Tanja Everett
Tanja Everett

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyPon 14 Lip 2014, 02:23

Świat po alkoholu nie był taki straszny jak wcześniej, wszystkie demony wydawały się chować w cienistych kątach i życie było takie piękne! Tanja jeszcze nie wiedziała, że przeboleje to upicie bardzo mocno, ale skąd miała wiedzieć, skoro nigdy nie wypiła aż takich ilości procentowego trunku?
Alkohol zawsze ją brzydził, bo jego smród był wszechobecny w domu. Teraz okazał się lekarzem duszy, gorzej, że kuracja była tragiczna w skutkach. Tanja już odczuwała zawroty głowy i szum w uszach, który odbierał jej uczucie stabilności. Nie myślała o konsekwencjach, nic nie było straszne i nic nie było tajemnicą. Gdyby Michael zdecydowałby się teraz przelecieć Tanję, ta najprawdopodobniej by się na to zgodziła. Nie zrobił tego jednak, co zapiszę się kiedyś złotymi zgłoskami w jego życiu. Everett przyglądała się układowi pajęczyn pod lampą dopatrując się w tym jakiejś skomplikowanej konstelacji gwiazd czy czegoś podobnego.
-A! -odezwała się, podnosząc lekko głowę, gdy Michael położył dłoń na jej brzuchu. Jej ciało z reguły było chłodne w dotyku, a ręka Ślizgona ciepła co wywołało niemały dreszcz.
-Ty, Ty, Ty... -pogroziła mu palcem, jakimś cudem siadając. Nie miała już swojej butelki, a rana na dłoni już prawie się zagoiła.
-Cooo? To? -zapytała, podnosząc bluzkę do poprzedniego stanu i dotykając kolejno każdego zranienia, każdej szramy, a na samym końcu przejeżdzając pod boku.
-Tooo mój kochany tatuś! -oznajmiła radosnym tonem, jakby nie było nic zabawniejszego na świecie. -On tak lubiii... a to raz ręką, a to raz nożykiem.. a nawet i ogniem... jest taki pomysłowy... -westchnęła, chowajac brzuch pod bluzkę. Opatuliła swoje kolana rękoma i zaczęła się kiwać lekko do przodu i w tył.
-To jeszcze nic, Bonner, słuchaj.. -złapała go za ramię, jakby chcąc za wszelką cenę zdobyć jego uwagę. Zachichotała cicho. -Jeszcze niedawno cały Hogwart nazywał mnie dziwką, taką wiesz, co ten tego tam za galeony.. -niesprawnie dłońmi pokazała jakieś ruchy, które chyba miały odzwierciedlać seks. -...no wiesz no! -wzburzyła się, ze nie pamiętała tego słowa. Spojrzała z olśnieniem na chłopaka. -Tyyyy... a moze to temu wtedy on mnie chciał zaliczyć? Ten chłopak? Może on lubi gdy się nie chce, jak się krzyczy, że nie..
Nagle jej nastrój przestał być taki wesoły, czułą się jak opona, z której ktoś szybko wypuścił powietrze. Wspomnienie Grossa, ojca, to wszystko uderzyło ze zdwojoną siłą, że aż zrobiło jej się niedobrze. Skuliła się opierając o nogę stolika, a po policzkach zaczęły spływać łzy. Warga drżała chaotycznie, a dziewczyna czuła, jak wszystkie demony wykorzystały jej zapomnienie i teraz rozrywają ją na strzępy. Nadal była pijana, inaczej nie powiedziała by tak wiele.. dreszcze zimna przebiegły przez jej ciało, a ona schowała twarz, opierając czoło o kolana. Tak dawno nie płakała...
Michael Bonner
Michael Bonner

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyPon 14 Lip 2014, 02:52

Picie na smutno było najgorszą rzeczą, jaką można było zrobić. Alkohol rozbudzał zawsze wszystkie demony, sprawiał, że człowiek jeszcze szybciej spadał na dno. Z drugiej strony, niektórzy mawiali, że od dna łatwiej jest się odbić. Michael też nieraz topił swoje smutki w whiskey i najprawdopodobniej nie zachowywał się wiele lepiej od Tanji. Miał jednak tyle szczęścia, że jego nikt w takim stanie nigdy nie odnajdywał. A może właśnie to był pech? Może czasami lepiej było się komuś wygadać, nawet pod wpływem środków odurzających? Zrzucić z siebie ciężar wszystkich problemów i podzielić się nimi po połowie z drugą osobą? Bonner zawsze musiał sobie radzić sam, natomiast miał to perfidne szczęście do spotykania na swojej drodze pijanych ludzi. Ile to już razy zbierał z podłogi nabzdryngolonych kumpli, którym to dziewczyna nie dała, to inna ośmieszyła na łamach całego Hogwartu. Błahe sprawy, a jednak bolały często dość mocno. Sam Mickey to rozumiał. W końcu trudno było mu się pozbierać po tym, jak jego partnerka postanowiła o nim zapomnieć po zajściu w Zakazanym Lesie. Nigdy więcej nie odezwała się do niego słowem. Nawet nie dała się przeprosić, nie ufała mu, nie chciała go już widzieć. Ślizgon miał jednak świadomość tego, że kłopoty, w których znalazła się ta Gryfonka najpewniej wykraczają poza wszelkie jego wyobrażenia. Obawiał się zapytać, ale tym samym nie potrafiłby wyjść z tego pomieszczenia, nie znając prawdy. Może po prostu przyszedł czas na to, aby zrehabilitował się za swoje szczeniackie zagrywki na boisku, żeby pokazał, że nie jest tylko bezmyślnym i zadufanym w sobie dupkiem, ale pod tym płaszczem zielonej obojętności kryje się wrażliwy człowiek, ta lepsza strona nadal walczy z wpływami otoczenia. Ta lepsza strona, która niegdyś, jeszcze za życia rodziców dominowała, a którą chłopak skrywał w sobie, od kiedy tylko trafił do Slytherinu. Dlaczego tiara wybrała dla niego dom o tak paskudnej sławie? Cóż, nie trafiali do niego przecież jedynie śmierciożercy, ci żądni mordu, rozlewu krwi. Slytherin był także domem dla ludzi ambitnych i sprytnych, którzy nie musieli wcale wiązać swojej przyszłości z Voldemortem, a do takich ludzi najwyraźniej należał sam Mike.
Chłopak nie odstępował swojej towarzyszki na krok, słuchał uważnie każdego jej słowa. Mimo że była pijana, jej wypowiedzi brzmiały wiarygodnie. Zresztą, czy ktokolwiek śmiałby zmyślać takie historyjki? No i te ślady, wszystko świadczyło o tym, że los nie uśmiechał się do tego dziewczęcia. Ślizgon oniemiał, słysząc tę okrutną historię, której nie spodziewałby się w swoich najgorszych koszmarach. On stracił kochających rodziców, ale nie miał nawet prawa porównywać swojej przeszłości do tego, co przeżywała ta Gryfonka. Ona także nie miała rodziców, bo kogoś takiego nie można było nazwać ojcem. Co gorsza, najwyraźniej nadal musiała męczyć się ze swoim dręczycielem, a Bonner nie mógł przecież pozwolić na to, by jej koszmar trwał w nieskończoność. Nie wiedział jeszcze, co zrobi, ale był pewien, że wymyśli jakiś sposób, aby jej pomóc. Na razie mógł tylko pomóc jej dojść do siebie, a nie oszukujmy się, zejście na ziemie dla tak drobnej dziewczyny, która nigdy nie miała styczności z tak dużą ilością alkoholu, na pewno będzie bolesny.
Okazało się jednak, że to nie koniec opowieści szesnastoletniej brunetki. Dalsza jej część była dla Michaela o wiele mniej zrozumiała, ale czego wymagać od pijanego człowieka? Mickey próbował jakoś zebrać jej słowa w całość. Nie był do końca przekonany, co do ich sensu, ale… czy ktoś chciał tę dziewczynę zgwałcić? Tego już w ogóle było dla niego za wiele. Znów nie odzywał się przez długi czas, starając się jakoś przetrawić uzyskane przed chwilą informacje. Przecież to wszystko się nie kleiło. Nikt nie miał chyba takiego pecha. Nieszczęścia może i chodzą parami, ale nie takie! Odnosił wrażenie, że ta Gryfonka wyczerpała limit nieszczęść przynajmniej paru osób, jakkolwiek by to nie brzmiało. Kiedy dziewczyna oparła się o nogę od stołu, złapał ją pod ramionami i przeciągnął delikatnie nieco dalej, po to, żeby zaraz po tym usiąść przy ścianie, o którą oparł się plecami i objąć nastolatkę swym ramieniem, przytulając ją do siebie. Nie wiedzieć czemu, bo Bonner nigdy nie był przesadnie ckliwy, szczególnie, jeśli chodziło o historie innych ludzi, wydawało mu się, że jego oczy robią się wilgotne. Do tego dochodziła ta przepełniająca go wściekłość. Czuł się, jakby dzisiaj była pełnia. Jakby za chwilę miał przemienić się w żądną krwi bestię. A może już nią był? Miał ochotę pozabijać tych wszystkich skurwysynów, którzy odważyli się tę niewinną dziewczynę skrzywdzić. Nieważne, że on sam nie zachował się odpowiednio ostatnim razem na boisku quidditcha. Mógł popełnić błąd, ale nie był jakimś chorym popaprańcem, a ci, o których mówiła Tanja nadawali się tylko do jednego – do likwidacji.
-Zabierz mnie ze sobą do domu. Nie pozwolę, by dotknął cię znowu. – mruknął wpierw w odniesieniu do tego, czego dopuszczał się ojciec Gryfonki. Jego palce mocniej zacisnęły się na dłoniach dziewczyny, co niejako przypominało ten częsty gest, kiedy Michael był podenerwowany. Zawsze wówczas ściskał rękę w pięść, dając choć w małym stopniu upust swojej złości i napadowi agresji. Zwykle jednak to nie pomagało i rzucał się na kogoś bezmyślnie. Najczęściej było tak wtedy, kiedy ktokolwiek wspomniał coś obraźliwego o jego rodzicach. Tym razem czuł się jednak bezsilny. Jego potencjalna ofiara nie stała tuż przed nim. Co mógł zrobić? Szukać domu swojej towarzyszki na oślep? Nawet nie wiedział, jak ma na imię, a w tej chwili nie był pewien, czy w ogóle wypada mu o to pytać. Okoliczności nie sprzyjały raczej przypominaniu jej tego, że do czasu sytuacji na boisku zupełnie jej nie kojarzył.
-Powiedz mi kto, a uwolnię cię od zmartwień. – dodał zaraz, tym razem mając na myśli tego, który zdecydował się być seksualnym agresorem. Bonner mógł zrozumieć wszystko, ale nie gwałt czy próbę gwałtu! Przecież to zakrawało już o jakiś brak podstawowych ludzkich odruchów. Ktoś musiał być jakimś psychopatą, żeby móc skrzywdzić w ten sposób jakąkolwiek dziewczynę. Mike ledwie przezwyciężył w sobie chęć mordu, poszukiwania ofiar, które znalazły się na pierwszym miejscu na jego liście. Stwierdził bowiem, że w tym momencie znacznie bardziej potrzebny jest swej towarzyszce tutaj. Przy niej. Nie mógł zostawić jej samej. Nie w takim stanie.
Tanja Everett
Tanja Everett

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyPon 14 Lip 2014, 16:37

Nigdy się nad tym nie zastanawiała, nigdy nie szukała odpowiedzi na pytanie - dlaczego? Dlaczego cały ogrom pecha i zmartwień spadał na jej chude i posiniaczone barki? Dlaczego jej psychika kruszyła się z dnia na dzień coraz mocniej? Czemu nie mogła mieć problemów jakie powinna mieć nastolatka? Jej największym kłopotem powinno być co powinna ubrać na spotkanie z chłopakiem lub zła ocena na wypracowaniu. Miała się bawić, używać życia w gronie tych, których kochała i którzy kochali ją. Los wydawał się nienawidzić dziewczynę tak bardzo, ze było to aż śmieszne. Od stycznia nie było dnia, kiedy by czuła się szczęśliwa, tak na prawdę szczęśliwa. Wszystko było kłamstwem, jedną wielką obłudą. Nie było książąt z bajki, nigdzie nie istniała maksyma "żyli długo i szczęśliwie". Tanja nie miała dzieciństwa, nie licząć tych paru pierwszych lat życia, kiedy Nikita i Sean byli kochającym się małżeństwem. Potem wszystko legło w gruzach, złożyło się jak domek z kart. Teraz Tanja musiała walczyć, każdego dnia wychodziła na ring coraz bardziej obolała i słaba. Upadała coraz boleśniej i tylko twarz mamy wychylała się z widowni i mówiła jej, że da radę... że to się skończy. Na pewno. Musi być silna, musi dążyć do szczęścia.
Dopóki jedynym problemem był ojciec, dawała sobie radę. Wakacje i święta nie trwały wiecznie, lecz od kiedy ojciec zaczął nagabywać ją podczas wypadów do Hogsmeade, a szkoła stała się drugim piekłem, nie dawała sobie rady. Bolał ją każdy oddech, kolejne uderzenie serca było jak nóż wbijany po rękojeść. Mimo to, nie płakała. Nie płakała od kiedy skończyła siedem lat. Nie odważyła się na oznakę słabości nigdy, prócz momentu w Izbie Pamięci. I tak była to chwila, ledwie parominutowa słabość. Sądziła, że gorzej już być nie może. Myliła się, Merlinie, jak ona się myliła.
Teraz siedziała pod ścianą z Bonnerem, tym cholernym dupkiem, który zniszczył jej książkę, odurzona nadmierną ilością alkoholu. Miała nadzieje odpocząć chociaż chwilę, jeden wieczór. Pić jednak należało umieć, bo demony dobrały się z jeszcze większą zaciętością do niej samej. Skała w murze obronnym przed światem pękła, a ze szczeliny zaczęła spływać słona woda. Łzy skapywały po bladych policzkach Tanji i z zaskoczeniem musiała przyznać, że czuła ulgę. Cały ten ból istnienia wypływał w każdej kolejnej łzie i znikał na podłodze.
Rozwarła powieki, a jej zaczerwienione oczy dały tak niesamowity kontrast z kolorem tęczówek, że ten błękit hipnotyzował. Wprowadzał w trans, lecz nie taki miły... oczy odbijały smutek, całą rezygnację, jaka w niej tkwiła.
Procenty mieszały jej w głowie tak mocno, że nie kontrolowała co mówi i najważniejsze - komu. Potrzebowała tego przytulenia tak bardzo, że gdy tylko poczuła ciepłe ramię i zaciśnięte palce na swojej dłoni, jęknęła cicho i oparła głowę o ramię Michaela. Objęła go mocno i przytuliła tak, jak bardzo chciała ona sama być przytulona. Była tak blisko, jak bardzo bliskości jej brakowało.
-To.. to nie takie proste.. to.. on.. -poplątała się w swojej wypowiedzi, wdychając zapach na koszulce chłopaka. Nie była w stanie przypomnieć sobie nazwiska chłopaka, nawet by nie umiała go wypowiedzieć... w jej głowie panowała pustka, nie wiedziała, co mówiła, a czego nie... co powinna, a co lepiej zachować dla siebie.
-Życie mnie nienawidzi.. nienawidzi miernej Tanji Everett... a ja nikomu nic nie zrobiłam.. a to tak boli.. tak kurewsko boli! -jej głos się podniósł w ostatnim rozpaczliwym jęku. Zacisnęła mocniej palce na dłoni chłopaka, jakby to jej dawało siłę. Łzy skapywały na koszulkę, tworząc wilgotną plamę na torsie Michaela.
Michael Bonner
Michael Bonner

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyPon 14 Lip 2014, 21:05

Michael natomiast zadał sobie to pytanie raz w życiu. Widząc ciała swoich rodziców leżące na podłodze w salonie, pytał nie wiadomo kogo, dlaczego zginęli. Dlaczego to oni? W jaki sposób? Kto dopuścił się takiego czynu? Nikt jednak mógł mu udzielić odpowiedzi, dlatego Bonner nigdy więcej nie zadawał już tego pytania, ani sobie, ani nikomu innemu. Wiedział, że musi pogodzić się z losem, iść naprzód, mimo że początki były trudne. Teraz, gdy o tym myślał, czasami nawet śmiał się z siebie, że przez jakiś czas żył w lesie, niczym zwierzę, polując na zwierzynę, korzystając z jakiejś drewnianej, opuszczonej chaty. Gdyby nie człowiek, który przedstawił się jako przyjaciel jego rodziców i który pomógł mu dostać się do Hogwartu, kto wie, jak wyglądałoby teraz życie tego chłopaka. O ile nie opuściłby tego świata przedwcześnie. Najwyraźniej bowiem czarodzieje uwielbiali urządzać sobie polowania na takie istoty jak on. Ludzie nie lubili innych od siebie, nie lubili niczego, co odbiega od normalności, a już w szczególności obawiali się tego, czego nie mogli kontrolować. Wilkołaki stanowiły zagrożenie dla magicznego świata. Nie wiadomo było przecież jak z nimi walczyć. Czary na nie nie działały, a przynajmniej nie w takim stopniu jak na innych czarodziejów. Pełnia wyzwalała w nich natomiast chęć mordu, żądzę krwi i ludzkiego mięsa. Ale czy naprawdę konieczne było ich likwidowanie? Nie wystarczyłaby izolacja? Ludzie nieobarczeni takim ciężarem twierdzili, że działają dla dobra ogółu, a tak naprawdę wykazywali się jeszcze większą brutalnością i brakiem empatii, niżeli wilkołak podczas pełni księżyca. Mickey nienawidził tego braku tolerancji, ale nic nie mógł na to poradzić. Teraz cieszył się jednak, że w pewnym sensie zaczynał z czystą kartą. Nikt, prócz Dumbledore’a, nie wiedział o jego wilkołactwie. Nikt nie szkalował go z tego powodu, że urodził się kimś innym.
Kiedy obejmował Tanję, czuł zarówno ciepło jej ciała, jak i chłód płynący z jej niebieskich, pięknych oczu. Chociaż jego życie wyglądało zupełnie inaczej, miał wrażenie, że pomiędzy nim a tą dziewczyną istnieje jakaś niewidzialna nić porozumienia, mimo że jeszcze nie tak dawno temu nie zwróciłby najpewniej na nią uwagi. Być może wtedy, na boisku, los zrobił mu prezent, zsyłając kogoś o podobnych problemach, a Mike po prostu tego nie zrozumiał, dalej bawiąc się w złego chłopca i zbierając oklaski za poniżenie młodej Gryfonki. W tej chwili żałował swojego zachowania, zresztą, nawet próbował się jakoś zrehabilitować, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie da się takich wspomnień wymazać z pamięci i że panna Everett będzie mu jeszcze pewnie przez długi czas wypominała to przewinienie. Na razie jednak niewiele go to obchodziło. Miał bowiem ważniejsze sprawy na głowie – przede wszystkim chciał dołożyć wszelkich starań, by odsunąć ten koszmar od niewinnej brunetki, żeby wesprzeć ją w walce, a najlepiej położyć kres tej wojnie, którą Tanja toczyła każdego dnia i której, nic dziwnego, że miała już dosyć. Nie oponował, kiedy odwróciła się i wtuliła głowę w jego koszulkę, szlochając cicho. Czuł jak jej materiał robi się mokry od łez. I chociaż mógłby powiedzieć, że Gryfonka wyglądała pięknie, kiedy płakała, znacznie bardziej wolałby na jej ustach zobaczyć uśmiech.
-Dobrze, zostawmy to dzisiaj. Może kiedyś, kiedy będziesz na to gotowa, powiesz mi, kim był ten zwyrodnialec. – mruknął ciepłym i kojącym głosem, kładąc jedną dłoń na plecach dziewczyny, a drugą nieco na jej boku, tworząc coś w rodzaju koszyczka, w którym trzymał zrozpaczoną i zdruzgotaną towarzyszkę. Nie narzekał na to, że mu niewygodnie. Nie myślał wcale o tym, że już od dawna mógłby sączyć piwo w swoim dormitorium. Był gotów siedzieć tutaj do rana, jeżeli tylko wymagałaby tego sytuacja.
-Życie lubi płatać różne figle. Czasami te, o których byśmy nie śnili. Ale trzeba iść naprzód z podniesioną głową. Wiem, że to trudne… – rzucił krótkim, jakże filozoficznym komentarzem, który tak naprawdę nic do dyskusji nie wnosił. Czego by nie powiedzieć o Michaelu, nie umiał pocieszać, a przynajmniej tak mu się wydawało. Znajdując się w takich okolicznościach, nigdy nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć, by chociaż trochę uśmierzyć ból towarzyszki. Mimo wszystko, starał się z całego serca, a gdyby mógł najpewniej przejąłby te cierpienia na swoje ciało, żeby tylko wyswobodzić z nich tę Gryfonkę.
-Widzisz, ja jestem wężem. Zawsze jakoś się prześlizgnę. Ale ty jesteś lwicą. Nie zapominaj o tym. Masz w sobie ogromne pokłady odwagi i niezwyciężoną zdolność do podjęcia tej walki. Mimo że czasem przychodzą chwile słabości. – kontynuował swoją opowieść. Eh, czuł się jak jakiś bajkopisarz. Te wszystkie rzucane przez niego slogany brzmiały tak mało wiarygodnie. Sam przecież pamiętał, jak czuł się wtedy, kiedy zobaczył swoich martwych rodziców, kiedy uciekał przez las, nie wiedząc dokąd zmierza. Wydawało mu się wtedy, że ktoś pozbawił go sensu istnienia, a jednak jakoś udało mu się wyjść na prostą, choć pozostawał nadal zniszczonym człowiekiem, a wydarzenia z przeszłości już zawsze miały towarzyszyć jego egzystencji. Takie przykre doświadczenia mogły jednak osłabić, ale mogły też sprawić, że ofiara zyskiwała siłę i samodzielność, potrafiła później przeciwstawić się przeciwnościom losu, które dla innych okazywały się nie do przejścia. Trzeba było tylko pogodzić się ze swoją historią. Rzucić się na głęboką wodę. Tanja miał tego pecha, że jej koszmar trwał nadal, a Michael czuł się teraz niezbędny do tego, aby pomóc jej powrócić do świata żywych, do świata, w którym istnieje nie tylko ból, ale i pozytywne emocje i to na nich należy się skoncentrować.
-A od teraz masz też i mnie. Zrobię wszystko, żeby ci pomóc, wszystko, czego będziesz chciała. Jeśli chcesz, mogę odprowadzać cię na każde zajęcia, żebyś tylko czuła się bezpieczna. – te słowa były niejako przysięgą, z której Bonner miał zamiar się wywiązać. Właściwie, tylko jedno się tutaj nie zgadzało, bowiem on był gotowy jej pomóc, nawet gdyby ona tego nie chciała. To nie było już tylko poczucie winy, teraz zdawał już sobie z tego sprawę. Na razie jednak wolał nie myśleć, dlaczego wydaje mu się, że powinien być przy tej dziewczynie niezależnie od tego, co wydarzy się jeszcze.
-Nie płacz. Z uśmiechem bardziej ci do twarzy… – dodał na koniec, przytulając ją do siebie mocniej, jakby chciał pokazać, że choćby wymagało to od niego większego poświęcenia, nie wypuści jej z ramion.
Tanja Everett
Tanja Everett

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyPon 14 Lip 2014, 23:38

Powoli jej mięśnie zaczęły się rozluźniać, a ciało przestawało drżeć. Rozkoszne ciepło otulało jej wiecznie zimne tkanki i pobudzało do życia. Szloch ustępował wraz z każdym kolejnym uderzeniem serca chłopaka, brzmiało jak kołysanka. Nie pamiętała, kiedy przytulała się do kogoś tak mocno, że mogła odebrać tym samym oddech.
Westchnęła i przełknęła ślinę, gdyż znowu nawiedziły ją mdłosci od nadmiaru nikotyny i alkoholu. Podniosła głowę lekko, by spojrzeć na Ślizgona. Rzęsy były nieładnie posklejane, a białka oczy zaczerwienione. Błękitne tęczówki, te niezwykłe i zarazem przerażające błękitne tęczówki były esencją bólu i smutku. Wołały o pomoc, błagały o ciepłe iskry, które przemienią kolor lodu na kolor nieba. Będą przypominały nadzieje, a nie smutek.
-Tylko... tylko że mnie te figle już wcale nie bawią. -szepnęła, znowu kładąc głowę na jego ramieniu. Była taka ciężka i obolała.. Znowu pozwoliła sobie na milczenie, gdyż dopadło ją coś w postaci letargu. Słyszała jednak wszystko, co mówi do niej Miki.
-Uważaj, bo zaraz zaryczę drogi wężu i będziesz musiał się gdzieś wślizgnąć, aby się schować. -wyprostowała się w końcu i oparła głowę o zimny mur. Na jej jasnych ustach pojawił się blady cień uśmiechu. Widać było, że nadal jest pijana i nie do końca pojmuje świat tak jak powinna. Uśmiechnęła się słysząc, że lepiej jej w tym wydaniu. Otarła palcami ostatnie ślady łez na swej twarzy.
-Matt... nie, czekaj.. -przymknęła oczy, by sobie przypomnieć imię jej nowego opiekuna. -Michael! O, Michael, właśnie.. nie musisz. -czknęła i zasłoniła sobie usta. Ponownie czknęła, co wywołało u niej chichot. Wzięła głęboki oddech i wstrzymała go. W końcu przepona się uspokoiła.
-Jesteś taki kochany. -pocałowała go w policzek znienacka. Pozwoliła swoim ustom zetknąć się z gładką skórą policzka.
Gryfonka odsunęła się od Mikiego, przekrzywiając głowę.
-Gdzieś Ty mi tę książkę wyczaił, co? Ja kupiłam ostatni egzemplarz. -zapytała go tonem wprawnego śledczego. Zamknęła jedno oko i wyciagnęła do przodu jedynie palec wskazujący, by dotknąć nim chłopaka w tors. Dziabnęła go tak parę razy, by potem dźgnąć go w bok.
-Jesteś nieobliczalny jak skrzat po piwie kremowym. -wymruczała, co mogło jedynie rozbawić. Chyba szykował jej się straszny poranek. Już prawie nie pamiętała, że kwadrans temu płakała i zwierzała się ze swego tragizmu życiowego.
Michael Bonner
Michael Bonner

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyWto 15 Lip 2014, 00:26

Dawno nikogo nie obejmował z taką czułością, całkiem szczerze. Nikomu też dawno tak bardzo nie współczuł, ale to zupełnie inna historia. Mike nie miał bowiem zbyt wielu przyjaciół, takich z prawdziwego zdarzenia. Może i był panem popularnym, miał dużo znajomych, szczególnie w Slytherinie, ale to nie była prawdziwa przyjaźń. A przynajmniej nie taka, jaką ludzie wyobrażali sobie jako definicję tego słowa. Bonner nikomu nie ufał, nikomu nigdy nie mówił o sobie, o tym, co spotkało go w przeszłości. Nie przyznawał się także do tego, że jest wilkołakiem. To prawda, że on i jego kumple byli wzajemnie zdolni do poświęceń, choć najpewniej też nie wszystkich, brakowało tutaj jednak zaufania, które przecież było podstawą głębszych relacji. Mickey jednak zapomniał o jednym, pomylił się. O jego wilkołactwie, oprócz Dumbledore’a, wiedziała jeszcze jedna osoba – jego była dziewczyna, choć nawet jej Ślizgon nie powiedział tego prosto w twarz. Dowiedziała się o tym w dość niefortunnych okolicznościach, kiedy to Bonner rozszarpał pazurami jej bluzkę w Zakazanym Lesie podczas jednej pełni. Mimo że od tej pory jego ukochana nie chciała go znać, Mike był pewien, że nikomu nie wyjawi jego sekretu i że tę straszną prawdę pozostawi tylko dla siebie. Przecież, gdyby chciała, już dawno powiedziałaby o tym swoim znajomym, a jednak tak się nie stało. Poza tym, szesnastolatek znał ją dobrze. Może i nie byli już razem, może nie odzywała się do niego i omijała go na korytarzach, ale nie skrzywdziłaby go w ten sposób, nawet jeżeli on okazał się być w związku nieszczerym. Kiedyś Michaelowi jednak nie zależało wcale na ukryciu tej sierści i kłów, to nie było najważniejsze. Nie dbał o to, czy wyleci ze szkoły. Żałował tylko, że nie może naprawić błędu i sprawić, by jego dziewczyna znów mu zaufała. Być może dlatego tak bardzo starał się teraz o odnalezienie tej książki, którą zniszczył Tanji. Nie chciał po raz kolejny popełnić tego samego błędu i był gotów tym razem poświęcić swoją dumę. Byleby tylko odkupić swoje grzechy, które popełnił na boisku quidditcha. Zabawne jest tylko to, jak los potrafił być pokrętny. Teraz ta sama dziewczyna przecież przytulała się do jego ramienia, wypłakując na nim wszystkie krzywdy, które ją spotkały. Mike nie odzywał się na razie, wsłuchując się tylko w przygnębiony ton towarzyszki. Wydawało się jednak, że alkohol zaczynał działać na Gryfonkę coraz mocniej, ponieważ tej zupełnie nagle znowu poprawił się humor. A Bonner cieszył się, że przynajmniej przez chwilę może zobaczyć jej uśmiech.
-Nie muszę się chować. Nie boję się lwów. Niczego się nie boję. – odpowiedział na jej komentarz o lwie i wężu, uśmiechając się przy tym szeroko, a zaraz po tym wybuchając śmiechem. Miał nadzieję, że tym razem dobry humor dziewczyny utrzyma się nieco dłużej. Naprawdę, miała uroczy uśmiech i chciałby widzieć go częściej. Jego słowa jednak odbiegały nieco od rzeczywistości. Prawda była bowiem taka, że każdy miał jakieś lęki. Ten szesnastolatek najbardziej obawiał się samotności, mimo że przecież odrzucał od siebie wszystkich ludzi, nie ufał nikomu. Śmierć rodziców zmieniła go nie do poznania. Nie był już taki naiwny, nie dawał się nabierać na sztuczną dobrotliwość i we wszystkim dostrzegał interesowność. Zamilknął na dłużej, bo panna Everett zaczęła obrzucać go komplementami, najpierw został „kochanym”, a nawet dostał buziaka w policzek, później zaś „skrzatem po kremowym piwie”, cokolwiek miało to oznaczać. Nie wnikał, bo pijani ludzie zwykle mieli dziwne pomysły.
-Książkę? Tajemnica. – odpowiedział na pytanie o tom, który zwrócił Tanji po nieszczęsnej sytuacji na boisku. Nie przeszkadzało mu nawet to, że pomyliła jego imię. Winę zrzucił na alkohol. Natomiast, co do książki, nie chciał się przyznawać do tego, że tak naprawdę przekupił jedną Krukonkę. Zresztą, jego duma ucierpiała już wystarczająco, kiedy musiał się przed nią płaszczyć. To zajście było dla niego w jakiś sposób upokarzające i nijak nie wpisywało się w jego cechy charakteru. Wolał więc pozostać tajemniczym i udawać, że nic się nie stało.
Kiedy dziewczyna usiadła obok niego, cały czas wpatrywał się w jej piękne, przenikliwe, błękitne oczy. Nie mógł oderwać od nich wzroku. Mimo tego smutku, widział w nich coś jeszcze. I najprawdopodobniej nie byłby sobą, gdyby nie zachował się w ten sposób, gdyby nie wykorzystał sytuacji. Coś tchnęło go do tego, by położyć palec na jej policzku. Otarł ostatnią, samotną łzę, którą dziewczyna najwidoczniej przeoczyła. Zaraz po tym zbliżył się do niej i musnął wargami jej usta, by chwilę później pogłębić pocałunek. Nie wiedział, dlaczego to zrobił, ale i nie chciał się chyba nad tym zastanawiać. Zresztą, czy musiał być ku temu jakiś ważny powód? Tanja należała do jednych z tych piękniejszych dziewcząt w Hogwarcie, więc czemu się dziwić. Tym bardziej, że Michael z kolei był typem kobieciarza, flirciarza i łatwo poddawał się kobiecym wdziękom. A usta panny Everett smakowały tak wspaniale, były przy tym też tak subtelne i delikatne…
Tanja Everett
Tanja Everett

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyWto 15 Lip 2014, 01:59

Następnego dnia, gdy tylko wytrzeźwieje i spadnie na nią ogrom bólu, jakim jest kac morderca, Tanja zrozumie, w czym tkwi piękno i trucizna alkoholu. Pozwala zapomnieć, rzeczywistość wypacza się i ludzie robią wszystko to, na co nigdy by się nie odważyli. Moralność upada, a system wartości zmienia się niesamowicie. Życie nabiera nowych barw, co dla Tanji, dla której wszystko było białe lub czarne, było jak zbawienie. Jak otworzenie oczu. Gorzej, że robiła wtedy z siebie niezłe pośmiewisko i miała doprawdy wiele szczęścia, że nie spotkała Filcha albo nauczyciela. Trafiła na "dupka Bonnera", do którego miała zamiar się nie odzywać do końca życia. Dla zasady i z powodu urażonej dumy. Ot. Teraz duma spała gdzieś w kącie i nie wiedziała nawet, co robi.
Tanja zachichotała, słysząc wyznanie chłopaka, że niczego się nie boi. Wrócił jej dawny humor i to w sumie przez przypadek.
-Pan nieustraszony. Wyjmiesz swój miecz i tarczę by bronić niewiastę przed złym smokiem? I ten.. będziesz patajajał. Na jednorożcu. -poprawiła niesforne kosmyki, zakładając je za ucho. Jej mózg nawiedzały teraz tak dziwne i psychodeliczne wizje, że mogła sama siebie się bać. Jednak po pijaku nie ma strachu ani granic. To było zarazem piękne i niebezpieczne.
-Cztery różowee słonie, każdy kokardkę ma na ogoniieee.... -dziewczyna zaczęłą kiwać głową na boki i ciagle się uśmiechając, śpiewała pod nosem jakieś dziwne piosenki z dzieciństwa. Zrobiła smutną minkę, kiedy Miki nie chciał jej zdradzić, skad miał książkę.
-Oj powiedz nooooo..... ładnie proszę, Miki.... -czyżby użyłą zdrobnienia? Chyba tak. Zrobiła słodkie oczka szczeniaka, by wyciagnąć z niego ten fakt, niekoniecznie mając pewność, ze to zapamięta. Chyba nic nie zdziałała, bo był nieugięty. OTworzyła usta by znowu zachwycić go jakimś nieistotnym faktem, gdy ten ją pocałował. Zamarła, czując te niespokojne i ciepłe usta na swoich. Oddała pocałunek żarliwie, nachylając się mocno... a za chwilę się odsunęła, patrząc mętnym wzrokiem na chłopaka.
-Nie powinnam.. -szepnęła... i znowu przykleiła się do jego ust. Świadomość, że w pokoju wspólnym mógł czekać na nią Xavier jakoś odpłynęła w dal, przecież te usta były takie gorące.. pogłębiła pocałunek, kładąc dłonie na policzkach chłopaka. Czerwona lampka zamigotała w jej głowie. Odskoczyła ponownie, o mal nie tracąc równowagi. Jednak ta świadomość się obudziła.
-Ja nie mogę. Nie wolno. -zasłoniła usta ręką. Oparła obie dłonie na podłodzę by bardzo nieporadnie wstać. Kolana uginały się pod nią, ale chwyciła się ściany.
-Trzeba iść. Tak. -zaczełą macać drogę do drzwi. Musiałą gdzieś tutaj być klamka..
Michael Bonner
Michael Bonner

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptyWto 15 Lip 2014, 22:47

Michael starał się nie myśleć o tym, co będzie jutro. Próbował skoncentrować się tylko na tej chwili, którą miał okazję spędzić z Gryfonką. Nie wiedział dlaczego, przy niej czuł się jakoś tak jak w domu. Ta dziewczyna wydawała mu się niezwykle bliska, była jedyną osobą, przy której miał wrażenie, że mógłby się otworzyć, chociaż nadal tego nie zrobił. Nie potrafił mówić o sobie, nie potrafił mówić o swoim skomplikowanym wnętrzu, o swojej niefortunnej historii. Nawet, jeżeli Tanja wyznała mu wszystko, jak na kazaniu, nie mógł pogodzić się z tym, co stało się w jego życiu, a przede wszystkim obawiał się akceptacji z jej strony, chociaż wiedział, że zaufanie powinno iść w obie strony i że powinien odwdzięczyć się jej taką samą szczerością. Mało mówił, jak zawsze. Tym razem jednak wynikało to z tego względu, że nie do końca rozumiał wszelkie aluzje rzucane przez jego towarzyszkę, a historie o jednorożcach były dla niego nazbyt odległe i przesłodzone. Tak bywa, kiedy to zły chłopiec ze Slytherinu spotyka na drodze niewinną dziewczynę z Gryffindoru. Mimo różnic charakteru jednak dogadywali się nad wyraz dobrze, a najpewniej było to skutkiem tego, że oboje przeżyli w swoim życiu przykre wydarzenia, takie, których dzieci nie powinny były doświadczyć. Bardzo prawdopodobne, że właśnie ze względu na tę więź postanowił pocałować brunetkę, chociaż nie spodziewał się tak brutalnego zderzenia z rzeczywistością. Nie miał przecież zielonego pojęcia, że ta piękna niewiasta ma chłopaka. I może i dobrze, że nie dowiedział się tego właśnie tego wieczoru.
-Odprowadzę cię. – mruknął niechętnie, kiedy ta oderwała się od jego ust, pomimo że przed chwilą sama jeszcze do nich lgnęła. Nie chciał naciskać, nie pytał o nic. Wiedział, że jest pijana i być może nawet źle zrobił, że wykorzystał jej stan, żeby się do niej zbliżyć. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna będzie w stanie wypowiedzieć hasło do swojego dormitorium. Mógł ją odprowadzić przecież tylko pod samo wejście. Później musiał zawrócić w swoim kierunku, do swojej zielonej ojczyzny. Jak zadecydował, tak też zrobił. Posiedział jeszcze parę minut przed wejściem z Gryfonką, a następnie udał się do swojego łóżka, gdzie długo jeszcze rozmyślał o tym, co zaszło. Wreszcie jego wyczerpane ciało udało się do krainy snu, choć był to sen niezwykle niespokojny, z którego Ślizgon wybudził się wczesnym porankiem.
Kiedy tylko stanął na równe nogi, wziął zimny prysznic i założył na siebie krótkie czarne spodenki, biały bezrękawnik i zieloną koszulę w kratę. Zaraz po tym opuścił pokój wspólny Slytherinu i udał się na poszukiwania dziewczęcia. Zauważył pannę Everett kilkukrotnie na korytarzu. Ta jednak za każdym razem mu uciekała. Czyżby wstydziła się swojego wczorajszego, pijackiego stanu? Najwyraźniej miała moralnego kaca, co akurat nie było dla Bonnera doświadczeniem nowym. W pełni rozumiał odczucia, z którymi mogła dzisiaj zmagać się ta dziewczyna. Ale mimo wszystko, czuł nieodpartą chęć, by z nią porozmawiać i nie mógł odpuścić. Wreszcie, po kolejnych nazbyt długich poszukiwaniach, dotarł do biblioteki, gdzie odnalazł brunetkę pomiędzy regałami, które przepełnione były różnymi opasłymi tomiskami.
-Dlaczego mnie unikasz? – zagadnął, łapiąc Tanję za nadgarstek, by tym razem na pewno nie oddaliła się w odwrotnym kierunku. Patrzył cały czas w jej błękitne oczy, chociaż tego dnia to jego oczy przepełnione były smutkiem i rozczarowaniem. Młody Ślizgon liczył na więcej? Być może. Jedno było pewne – nie spodziewał się nagłego odrzucenia. A poza tym, był przewrażliwiony. Ta sytuacja przecież tak bardzo przypominała mu historię z jego byłą dziewczyną, która któregoś poranka postanowiła, że już nigdy się do niego nie odezwie. Nie chciał przeżywać drugi raz tego samego.
-Zrobiłem coś złego? – zapytał za chwilę, nadal z tym przygnębionym spojrzeniem, którego nie spuszczał z twarzy dziewczęcia. Udawał, że nie boi się odpowiedzi, choć we wnętrzu cały dygotał. To, że nie obawiał się niczego, to hasło rzucone przez niego w sali w lochach było bujdą. Liczył jednak na to, że panna Everett oddali jego cierpienia i zechce zamienić z nim chociaż parę zdań.
Tanja Everett
Tanja Everett

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptySro 16 Lip 2014, 00:38

Uczucie mdłości, zawroty głowy... to było jedynie preludium do tego, co będzie czekało dziewczynę rankiem. Wiedziała tylko, że bardzo chce jej się spać i musi wrócić do łóżka. W końcu znalazła klamkę i wyszła na korytarz. Całe szczęście, ze pusty. Filch chyba postanowił w końcu iść spać. Tanja chciała iść w jego ślady. Iście szło jej bardzo kulawo, więc w pewnym momencie nawet złapała się ramienia Mikiego. Starała się być cicho, czasem dusiła w sobie pijacki chichot i komentarze odnośnie śmiesznych obrazów, a niekiedy zapadała w głęboką zadumę i nie mówiła nic. W końcu znalazła się naprzeciwko Grubej Damy. Ta oczywiście spała i długo łajała Tanję za to, że ja budzi i co gorsza - wraca w takim stanie! Była przecież tak porządną dziewczyną. Tanja na szczęście nie miała problemów z przypomnieniem sobie hasła. Udało jej się dostać do środka salonu przez dziurę, pomachawszy jeszcze na pożegnanie Michaelowi. Wdrapała się po schodach i padła na swoje łóżko, zasypiając w ubraniu.
Obudził ją hałas. Hałas wiejącego wiatru, szeleszczących zasłon i oddechu koleżanek z sypialni. Jęknęła głośno, czując, jak głowa rozpada jej się na milion części. I to nie było najgorsze, oj nie. Światło raziło ją niemiłosiernie, ale i tak najbardziej cierpiała ta myśl... że wczorajszą noc spędziła z Bonnerem. Tym dupkiem od książki. Ślizgonem. Pamiętała wszystko co się wydarzyło. Co do joty. Każde słowo. Pal licho sytuacja z bliznami i próbą gwałtu. Była wylewna po alkoholu i tego już nie cofnie. Najgorsze było to, że mając chłopaka, wyśnionego rycerza Xaviera - ona całowała się z Michaelem. Na myśl o tym schowała się pod kołdrę. Przez chwilę przypominała sobie ten pocałunek, ten subtelny, a potem coraz gorętszy dotyk.. smak...
-Nie, nie, nie! -nakrzyczała na samą siebie i wyszła z łóżka. Nie mogła tak myśleć. Dotarła do łazienki i tam doprowadziłą się do porządku. Nawet znalazła eliksir przeciwbólowy. Może i migrena minęła, ale kac moralny pozostał. Wzdychając cicho Tanja umyła się i przebrała w coś świeżego, by udać się na lekcje. Oczywiście los płatał jej figle, stawiając na jej drodze Bonnera, a ona skrzętnie go omijała. Udawała jej się ta sztuka dosyć długo. Zadowolona z tego obrotu spraw, prawie pewna, że żadne z nich nie wróci już do sytuacji z wczoraj zamelinowała się w bibliotece. Potrzebowała książki z działu transmutacji. Wyjęła właśnie potrzebny tytuł z półki, gdy w luce po niej dojrzała twarz Michaela. Zbladła i chciała jak najszybciej wydostać się z regału, ale Ślizgon był szybszy. Oblała ją fala ciepła, gdy złapał ją za nadgarstek. Nawet miała wrażenie, że się rumieni.
Smak wczorajszych ust powrócił do niej jak bumerang i aż paliły sumienie.
Unikała jego spojrzenia, ale jak długo można było? Patrzyła w oczy Michaela, zagryzając dolną wargę.
-Jest mi wstyd za wczoraj. To nie powinno było się wydarzyć, nie powinnam była Ci mówić o sobie.. aż tyle. -odpowiedziała, mając nieprzyjemną gulę w gardle.
-Zapomnijmy o tym co się wczoraj wydarzyło Mich.. Michael, proszę Cię. -westchnęła.
Michael Bonner
Michael Bonner

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... EmptySro 16 Lip 2014, 01:17

Michael nie chciał nawet myśleć o tym, jak dzisiaj musiała czuć się Tanja. Kto nigdy nie miał w życiu kaca, niech pierwszy rzuci kamieniem. Wówczas nawet cichy dźwięk potrafił przyprawić o mdłości i zawroty głowy, a człowiek wolałby nie wychodzić przez cały dzień z łóżka. Na szczęście, czarodzieje znaleźli sposób na ten paskudny stan, a eliksiry okazywały się niezwykle pomocne w zwalczaniu syndromu dnia poprzedniego. Bonner nie sądził jednak, że Gryfonka będzie zmagała się dzisiaj nie z kacem w fizycznym tego słowa znaczeniu, ale z kacem moralnym. Przecież ten pocałunek… to nie było nic złego. To nie tylko jego poniosły emocje. Dlaczego ona tak bardzo wzbraniała się przed okazywaniem uczuć? Może miała ten sam problem, co on po utracie rodziców? Może bała się komuś zaufać, a jemu powiedziała zbyt wiele pod wpływem alkoholu? Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mickey był bowiem tym typem osoby, która nie miała zamiaru wyjawiać jej sekretów, a wręcz przeciwnie gotowa była stawić czoła losowi i stanąć u boku tej drobnej, niewinnej postaci, byleby odeprzeć wszelkie zło skierowane przeciwko niej. Nie czuł się winny, kiedy złapał ją za nadgarstek. Tym razem przecież kierowały nim tylko dobre chęci. Nie zachowywał się tak jak na boisku quidditcha. Nikt nie mógłby mu zarzucić, że jest tym samym dupkiem ze Slytherinu, a jednak. Jednak cały czas odnosił wrażenie, że panna Everett nie ma zamiaru z nim rozmawiać. Jej słowa bolały, niczym ostrze przecinające skórę. Westchnął ciężko, długo zastanawiać się nad tym, co powinien powiedzieć.
-Może lepiej się stało, nie sądzisz? Człowiek czasami musi zrzucić z siebie jakiś ciężar, podzielić się z kimś swoimi problemami, odnaleźć w kimś wsparcie. – wydusił wreszcie z siebie w odpowiedzi na jej pierwszy komentarz. Zaraz po tym jednak usłyszał to, czego pragnąłby, aby ta dziewczyna nie wypowiedziała na głos. Zapomnijmy? Wczoraj, gdy sama wpiła się w jego usta, czuł od dawna to ciepło, którego mu tak brakowało. A teraz mówiła, żeby o tym zapomnieli? Patrzył cały ten czas w jej oczy, choć jego twarz przybrała obojętny, chłodny wyraz.
-Nie chcę zapominać. – powiedział wreszcie tonem przepełnionym pewnością siebie, zdecydowaniem. Nie puścił nadal jej nadgarstka, choć najpewniej po słowach, którymi go uraczyła, już dawno powinien to zrobić. Kiedy zły chłopiec napotyka dobrą dziewczynę z Gryffindoru… coś musiało to zepsuć, oczywiście. Nie mogło być pięknie, jak w snach, jak w bajkach. Zawsze istniała jakaś przeszkoda, ale Mike był zdeterminowany do tego, żeby ją pokonać, jakakolwiek by ona nie była.
-Nie chcę zapominać twojego dotyku. Nie chcę zapominać smaku twoich ust. – kontynuował z lekko uniesioną brwią, jakby nie dowierzając temu, że jego towarzyszka to wszystko chce puścić w niepamięć. To nie była tylko kwestia jej pijanego stanu, był tego pewien. Ona też musiała coś czuć, kiedy jego wargi musnęły jej usta, kiedy cały wieczór wtulona w jego ramiona wypłakiwała całe zło płynące z tego świata. A on, nie, nie miał jej tego za złe, przecież nie robił tego interesownie. Jednak coś ukłuło go w sercu, kiedy ona po tym wszystkim chciała go odepchnąć, wypominając mu niejako to, że nie jest dla niej odpowiedni.
-A przede wszystkim nie chcę zapominać o żadnym z tych słów, które wczoraj wypowiedziałaś. – dodał zaraz, opuszczając głowę. Wreszcie także i uścisk jego dłoni na nadgarstku zelżał, chociaż chłopak nadal nie zabrał ręki, jakby mając nadzieję, że dziewczyna nie odejdzie, że nie zostawi go samego, skoro on również nie chciał, by ta brnęła dalej sama przez swój koszmar.
-Wiem, że nadal możesz mieć do mnie żal o to, co zrobiłem wtedy. Na boisku. Nie jestem taki. A przynajmniej to nie byłem prawdziwy ja. Pozwól sobie pomóc, a uwolnię cię od wszystkich demonów. – mruknął ostatecznie, znów podnosząc głową i patrząc jej w oczy z ogromną śmiałością i przekonaniem. Pokona wszystkie demony, które zawładnęły nad jej życiem? W końcu sam był jednym z nich, ze swoim walczyło się łatwiej, czyż nie? Przynajmniej doskonale znał swojego wroga. Jego dusza również owładnięta była mrokiem. Kto doświadczył śmierci na swojej skórze, był zepsuty do końca życia. Choć nie na tyle zepsuty, by nie móc w tym życiu dokonać jeszcze czegoś wielkiego.
Sponsored content

Gdy tylko sięgniesz dna... Empty
PisanieTemat: Re: Gdy tylko sięgniesz dna...   Gdy tylko sięgniesz dna... Empty

 

Gdy tylko sięgniesz dna...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Bo tylko Ty mnie znasz...
» Tylko winny się tłumaczy
» Czy to młody Bóg? Heros? Nie, to tylko Johnny.
»  Kanapo, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił...

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-