IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Ucieczka przed krwiożerczym potworem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem EmptyPon 03 Mar 2014, 19:55

Opis wspomnienia
Matthew wpadł w poważne tarapaty i uciekał przed krwiożerczym potworem znanym pod imieniem Pani Norris. Próbował się przed nią schować, jednak bezskutecznie. Na ratunek przybył do niego dwunastoletni Henry. Wabił Norriskę zaczarowanymi myszami, wystawiał siebie jako potencjalną ofiarę i chciał odwrócić jej uwagę, jednak to też nie wyszło. Ostatecznie obaj chłopcy musieli schronić się na drzewie nad jeziorem, wysoko na gałęziach i czekać aż potwór się znudzi i odejdzie. Traumatyczne przeżycie dla Puchonów.
Osoby:
Matthew Finnigan & Henry Lancaster
Czas:
luty 1974 (II kl. H.L, III kl. M.F)
Miejsce:
Błonia/jezioro
Hogwart
Gość
avatar

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Re: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem EmptyPon 03 Mar 2014, 22:04

Każdy, kto znał Matta musiał zdawać sobie sprawę z tego, iż chłopak od rozpoczęcia nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa, upodobał sobie zielarstwo. Można było bez dwóch zdań powiedzieć, iż Puchon ma na tym punkcie bzika. Już w pierwszej klasie przeczytał dwa kolejne podręczniki przeznaczone dla wyższych roczników, a na zajęciach z profesor Pomfrey zawsze brylował i potrafił zdobyć kilka cennych punktów dla swojego domu. W nieco mniejszym stopniu, choć nadal dużym, interesowały nastolatka eliksiry, jednak musiał przyznać, że o nich nie wiedział już tak dużo. Któregoś razu, będąc w trzeciej klasie, postanowił wykazać nieco własnej inicjatywy i dowiedzieć się czegoś więcej o składnikach czarodziejskich wywarów. Nie pomyślał oczywiście o tym, aby poprosić kogokolwiek o pomoc. Sam, zakradł się wieczorną porą do sali, w której prowadzone były w szkole zajęcia z eliksirów i zaczął przeglądać wszelkie składniki, które udało się zgromadzić profesorowi. Wziął do ręki jakiś kamień, który swoją drogą wyglądał obrzydliwie. Czyżby to bezoar? Matt czytał o nim w którymś z podręczników, a teraz przypomniało mu się, że miał on coś wspólnego z kozą. Hodowano go w żołądku kozy? Coś takiego. Nie był do końca pewien, bo i dawno nie wracał do lektury podręcznika do eliksirów. Macał go przez chwilę w dłoni, jednak czując pod palcami jakieś włoski, odłożył go na swoje miejsce i przeszedł dalej. Nagle w jego oczy rzucił się słoik, na którego dnie leżał niewielki kieł. Na słoiku widniała kartka, która sugerowała, iż jego zawartość jest niebezpieczna. Na dole dodano czerwony dopisek „nie dotykać”. Młody Finnigan nie mógł oderwać oczu od ciekawego specyfiku, kiedy nagle usłyszał niedaleko drzwi jakiś trzask. Odwrócił spojrzenie w tamtą stronę. Gorzej być nie mogło. Pani Norris łypała na niego spode łba, na co czternastolatek powoli zaczął się oddalać. Próbował zwabić kotkę do sali, aby później czmychnąć przez te same drzwi wejściowe, którymi do pomieszczenia weszła ta ohydna kotka. I żeby nie było, Matty uwielbiał koty, ale w pupilu Filcha było coś niepokojącego i przebrzydłego. Cóż, podobno zwierzęta upodabniają się do właściciela, a w tym przypadku Pani Norris potwierdzala regułę. Puchon ważył każdy krok, jakby od tego miało zależeć jego życie. Wreszcie wybiegł pędem z klasy profesora Slughorna i rzucił się na korytarz. Biegł coraz szybciej, ile sił w nogach, starając się zgubić goniące go kocisko. Niewiele czasu upłynęło, kiedy Brytyjczyk pojawił się na błoniach. Rozejrzał się dokoła, a w szczególności za siebie, czy zagrożenie zostało zażegnane. Niestety, pani Norris była coraz bliżej, pewnie tylko czekała, żeby dopaść go swymi pazurami. I w tym samym niemal momencie, kiedy Finnigan szykował się do dalszej ucieczki, dostrzegł swojego przyjaciela z Hufflepuffu.
-Henry! Uciekamy! Szybko! – krzyknął do swojego najlepszego kumpla, zupełnie nie zważając na to, że nie opatrzył swojej wypowiedzi nawet najskromniejszym wyjaśnieniem. Zresztą, najbrzydsza kotka na świecie nadrabiała dzielącą ich odległość w zaskakującym tempie, zatem Lancaster nie powinien mieć żadnych problemów z tym, aby domyślić się, co jest grane. Matt szarpnął tylko kumpla za ramię, pokazując mu tym samym, aby i on dodał gazu. Co prawda, młodszy z Puchonów nic nie zrobił, ale czy taka gonitwa w towarzystwie najlepszego przyjaciela nie byłaby dla Finnigana nieco przyjemniejsza? Poza tym, chłopak miał świadomość tego, że Henry nie zostawi go w potrzebie. On sam był zawsze gotowy do tego, żeby mu pomóc i wiedział, że tego samego może oczekiwać od niego.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Re: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem EmptyPon 03 Mar 2014, 22:35

Henry był całkowicie pochłonięty wertowaniem książki wygodnie spoczywającej w powietrzu tuż obok jego głowy. Właśnie szukał odpowiedniego zaklęcia, które zasklepi skaleczenie na palcu młodszej koleżanki. Chciał się jej bardzo przypodobać, dlatego dopuścił się szpanu. Musiał upewnić się, że Episkey zadziała, chociaż nie miał pewności czy ma ruszyć nadgarstkiem po okręgu, czy do przodu i w dół. Zachodził w głowę czy to jest tak bardzo ważne. Znał odpowiednią inkantację, powtarzał ją już trzy razy i robił takie mądre, zamyślone miny, jakby podejmował ważną dla życia decyzję. Działało, bo młodsza koleżanka wlepiała w niego okrągłe ze zdziwienia oczy nie potrafiąc uwierzyć, że ktoś potrafi uleczyć za pomocą różdżki! Tak, Henry lubił imponować mugolom. Mimo, że miał dopiero dwanaście lat. Już otwierał usta, był tuż tuż w wydobyciu głosu i zaklęcia, gdy coś go mocno szturchnęło, a potem pociągnęło za sobą. Chłopiec w mig zarejestrował twarz Matta i miał na końcu języka pytanie czemu wieje jak wariat po błoniach. Nie musiał pytać. Po przebiegnięciu kilku metrów zatrzymał się i obejrzał co tak przeraziło Matta, że ten próbuje pobić rekord w sprincie.
- Ale Matt, o co chodzi? - zapytał mimo wszystko i namierzył wzrokiem biegnącą kotkę. Nie powinien tego robić. Henry wybałuszył oczy z przerażenia, gdy Pani Norris spojrzała mu prosto w oczy. Widział pianę w ustach... nastroszone uszy... sierść stanęła dęba... pazury pokazane w całej okazałości... ogon sztywny jak do ataku, kły...
- AAAAAAAAAA! - wydarł się na cały głos i rzucił się do ucieczki. Wyprzedził nawet Matta! Opuścił młodszą koleżankę, która chyba pojęła, że jej starszy kolega jednak nie jest nieustraszonym czarodziejem, który ujeżdża nawet smoki. Lancaster biegł ile sił w nogach i pociągnął za sobą Finnigana.
- W nogi! Ona nas zagryzie! - nie musiał nic przeskrobać, aby dołączyć do maratonu kolegi. Wystarczyło przerażające spojrzenie brzydkiego kociska. Nigdy go nie lubił. Po tym, jak w zeszłym roku chciał ją pogłaskać, a ta omal mu nie połknęła ręki, nie zbliżał się do niej nawet na metr. Zaczął jej unikać tak, jak właściciela.
Bieg trwał, a kocisko ich goniło. Uparło się niemiłosiernie! Henry omal się nie przewrócił, uciekał ile sił w nogach pilnując, żeby Matt się nie zgubił. Nie porzuci przecież przyjaciela na pastwę tego krwiożerczego potwora! Uczniowie wokół zanosili się ze śmiechu, zadowoleni z takiej sceny. Puchon przeskoczył kamień i namierzył drzewo nad jeziorem.
- Na gałęzie! Szybko! - wydyszał i gdy tylko zbliżył się do niego, zaczął szukać nogami oparcia na pniu. Złapał jednej gałęzi, ale nie mógł się podeprzeć, nie miał tyle sił, żeby się wspiąć. Chłopiec spanikował i gdy usłyszał groźne miauknięcie tuż za nimi, porządnie się odbił od pnia i przerzucił swoje chude ciało przez najniższą gałąź.
- M-Matt, a jak ona lata? - pisnął przerażony patrząc na przyjaciela. Gdy kocisko skoczyło, Henry znowu wydarł się ze strachu i podciągnął nogi jak najbliżej brody.
Gość
avatar

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Re: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem EmptyPon 03 Mar 2014, 23:18

Gdyby taka absurdalna sytuacja przytrafiła się Mattowi dzisiaj, kiedy miał już na karku te swoje siedemnaście lat, na pewno nie zachowałby się jak dureń i nie biegałby po błoniach, spoglądając strachliwie co jakiś czas na goniącą go kotkę. Wtedy jednak chłopak był młody i głupi, nasłuchał się różnych opowieści o tym, jakoby Pani Norris była rzeczywiście krwiożerczym potworem. W rzeczywistości, może i był paskudna, ale niegroźna. Gorzej z jej właścicielem, który to podobno wielce tęsknił za czasami, w których na uczniach można było stosować różne rodzaj tortur. Młody Finnigan nie miał pojęcia, czy takie czasy kiedykolwiek miały miejsce czy ten szajbnięty woźny po prostu ubzdurał sobie coś w tej swojej wiecznie niemytej główce, ale prawdę mówiąc, nie chciał chyba sprawdzać czy to wszystko to prawda. Poza tym, kiedyś przypadkiem trafił do nieodpowiedniego pomieszczenia, w którym faktycznie znalazł łańcuchy, więc może jednak Argus nie do końca jeszcze postradał zmysły. Oczywiście to nie zmieniało wcale stosunku Puchona do jego osoby. Zresztą, nie tylko tego Puchona. Wszyscy młodzi wychowankowie Hogwartu na samą myśl o Filchu albo jego kotce trzęśli portkami, choć z początku mogli się do tego nie przyznawać. Ba, gdyby to Matty flirtował teraz z jakąś śliczną dziewczyną, zapewne także udawałby rycerza na białym koniu i twierdziłby, że woźnego i jego pupilki wcale się nie boi. Z pewnością nawet byłby całkiem niezłym aktorem, dopóki, rzecz jasna, któreś z tych koszmarów nie pojawiło się przed nim na korytarzu. Henry niestety padł ofiarą jego ucieczki, ponieważ młody Finnigan pociągnął go za sobą. Dopiero po chwili zrozumiał, że przerwał swojemu przyjacielowi najwyraźniej dosyć skuteczny podryw, no ale teraz już i tak nie miał możliwości naprawienia swojego błędu. Miał tylko nadzieję, że Lancaster nie będzie miał mu za złe tego, że tak nagle zakończył jego rozmowę z dziewczyną w podobnym wieku.
-Później Ci to wszystko wytłumaczę! – krzyknął tylko w odpowiedzi na pytanie swojego kumpla. Zdecydowanie nie była to odpowiednia pora na wyjaśnienia. Na razie musieli utrzymywać tempo, żeby czasem nie paść ofiarą tej niebezpiecznej bestii, która niewątpliwie w klasyfikacji Ministerstwa Magii opatrzona zostałaby pięcioma gwiazdkami, co równoznaczne byłoby z przyznaniem jej kategorii najgroźniejszego gatunku. Tak, tak, trzecioklasista uwielbiał magiczne stworzenia, jednak Pani Norris akurat wpisywała się w te kilka żyjątek, których Matt wolałby na swojej drodze nie spotykać. Głośny krzyk Henry’ego wcale nie pomagał Finniganowi w koncentracji, dzięki której ten mógłby wymyślić jakiś sposób na to, by odwieść tę przeklętą kotkę od gonitwy. Trzeba było jej przyznać, że była cholernie uparta. Właściwie nic nie wskazywało na to, aby miała im odpuścić. No, a tak naprawdę Mattowi, bo Lancaster akurat był bogu ducha winien. Na szczęście jednak, potrafił wyciągnąć do Brytyjczyka pomocną dłoń. I to dosłownie, bo pociągnął go za sobą, pozwalając mu nieco przyśpieszyć. Puchon może i był wysportowany, ale po przebiegnięciu kilku korytarzy i błoni, brakowało mu już sił. Dyszał coraz głośniej i zapewne, gdyby nie Henry, już dawno potknąłby się o swoje nogi.
-Szybciej! – wydobył z siebie tylko stłumiony jęk, który sprawił jedynie, że starsi uczniowie siedzący na dziedzińcu Szkoły Magii i Czarodziejstwa wybuchli gromkim śmiechem. Podczas gdy oni mieli niezły ubaw, Henry i Matt przeżywali jeden z największych koszmarów swojego życia. Ba, trzecioklasista był przekonany o tym, że ta ucieczka jeszcze długo będzie śniła mu się po nocach. Przynajmniej nie słyszał tych wszystkich chichów, bo i za bardzo był skoncentrowany na tym, aby uciec kotce Filcha, by jakiekolwiek inne odgłosy, niż jej pomruk, dotarły do jego uszu.
-Miejmy nadzieję, że nie! Nic innego nam nie pozostaje! – odpowiedział dopiero po tej propozycji Lancastera, żeby wdrapali się na drzewo. Wydawała się dość skuteczną, biorąc pod uwagę to, że mieli do czynienia z kotem. Z drugiej strony, czy w tej szkole można było być czegokolwiek pewnym w stu procentach? A może pani Norris naprawdę umiała latać? Młody Finnigan wolał jednak o tym w tej chwili nie myśleć. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy kotka wyciągała już swoje pazury, wskoczył na drzewo, którego gałąź złapał mocno dłońmi. Wisiał przez chwilę bezwładnie, unosząc tylko nogi tak, aby ani pazury ani kły zwierzęcia nie dosięgły nogawek jego spodni. Wreszcie znalazł w sobie siłę, aby podciągnąć się i usiąść na tej samej gałęzi, co Henry. Początkowo jednak nie odezwał się ani słowem, zamiast tego odetchnął z ulgą. Chyba po wszystkim, czyż nie?
-Chyba jednak nie lata… Dzięki. Gdyby nie Ty, pewnie już by mnie dopadła. – mruknął cicho, jakby chciał ukryć ich obecność przed postawionymi uszami kotki. Nieważne, że ta znała ich położenie. Matty nie myślał teraz trzeźwo, próbował tylko uspokoić oddech. Spoglądał co jakiś czas przy tym na panią Norris, czy może ta nie zniecierpliwiła się i nie zadecydowała o powrocie do Hogwartu.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Re: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem EmptyWto 04 Mar 2014, 08:43

Spójrzmy prawdzie w oczy. Gdyby nie interwencja Matta, Henry mógłby poważnie uszkodzić zdrowie dziewczynki, której chciał zaimponować! Zaklęcie lecznicze było trudne, w szczególności dla dwunastolatka. Dopiero na III roku nauki przyłoży się do tej dziedziny, teraz jest jeszcze dzieckiem, wciąż trwa jego dzieciństwo. Henry'emu nawet na myśl nie przyszło, by oskarżać o cokolwiek kumpla. Nie był nawet zły, że musiał uciekać, choć nic nie przeskrobał. Każdy kto ujrzałby te czerwone ślepia i kły pełne piany (bądź cukierka, który takową tworzy) zacząłby bać się o swój żywot i zaczął schrzaniać gdzie pieprz rośnie. Samo jej imię "Pani Norris" niosło postrach wśród najmłodszych. Henry nasłuchał się wielu historii i opowieści o krwawych spotkaniach z tą kotką, która zwiastowała rychłe pojawienie się jeszcze gorszego od siebie właściciela. O woźnym Puchon wolał nie myśleć. Tak skrupulatnie i gorliwie przestrzegał regulaminu i nie robił tego, bo tak trzeba tylko po to, aby nigdy nie spotkać się sam na sam z Argusem Filchem. Był to człowiek brzydki, miał krzywe zęby i nos, śmierdziało od niego potem, oliwą i... niemytym kotem. Na początku tego roku woźny stanął tuż obok Henry'ego, gdy ten czekał na Laurel, aby jej pokazać dormitorium. Było to przeżycie ciężkie dla chłopca, momentalnie go zemdliło i miał problem, aby uciec będąc niezauważonym. Nigdy, przenigdy nie chciał być tak blisko tego pana, a plotki, że ten trzyma u siebie w gabinecie jakieś narzędzia tortur... napawały go szczerym przerażeniem. Obecnie Henry nie zawraca sobie głowy woźnym ani jego kotką. Za parę lat wyrośnie z tego panicznego strachu przed nimi zdając sobie sprawę, że wystarczy omijać ich szerokim łukiem, aby mieć zapewniony święty spokój. Teraz był wystraszony, gdy kotka znowu skoczyła próbując złapać raz kawałek nogawki Matta, a potem jego. Chłopak posunął się bardziej w tył i zerknął na przyjaciela siedzącego po drugiej stronie pnia. Łapał oddech jak ryba wyrzucona na brzeg wody, zaś włosy przykleiły mu się do czoła. Naprawdę się bał! Też uwielbiał magiczne stworzenia! To jeden ze wspólnych tematów jakie łączą go z Mattem, jednak definitywnie pani Norris nie należy do tej dziedziny zwierząt. Na pewno nie udomowionych. Wolał pufki, swoją kochaną łagodną młodą sówkę Nero i ewentualnie psidwaka wuja. Nie zapominajmy o kameleonie Laurel; inne stworzenia będzie poznawał na lekcjach. Henry czuł, że jeszcze nie jest po wszystkim! Wychylił głowę zza gałęzi i spojrzał wprost w ślipia kota, który jak na zawołanie miauknął i skoczył, chcąc dwoma łapami dorwać nicponi.
Puchon przełknął wielką gulę w gardle.
- Wiesz, ja nie chcę nic mówić, ale jak my stąd zejdziemy? - do ziemi było daleko! Nie wspominając, że niedługo zacznie się lekcja. Henry chyba posiedzi przez ten czas na drzewie. Nie był na tyle odważny, aby dopuścić do konfrontacji z kociskiem. Nagle dostrzegł, że dziewczynka, której chciał zaimponować przypatruje się im ze swoją koleżanką i razem chichoczą. Dla Henry'ego była to hańba! Chciał się pokazać od jak najlepszej strony, iż jest dżentelmenem i nieustraszonym czarodziejem. Trudno, że przed chwilą wrzeszczał jak opętany. Wyjął z kieszeni czyściutką, lśniącą różdżkę z pięknym trzonkiem z włosów jednorożca i odchrząknął. Wycelował kilka metrów za niebezpiecznym potworem i machnął różdżką żwawo. Poleciały iskry i w miejscu, gdzie było kierowane zaklęcie pojawiła się znikąd szara myszka ze sklepu Zonka.
- Ona poleci na szczura? Susan z pierwszej klasy ma prawdziwego, ale ja nie umiem go przywołać. Może by nam dała spokój? Ja nie chcę tu siedzieć! - głos miał pełny paniki, a oczy wybałuszone ze strachu. Zaczął ruszać różdżką w powietrzu, zaś myszka na trawie biegała po takiej samej trasie, jaką wyznacza. Przysunął ją przed koci nos i starał się zainteresować Norriskę zdobyczą.
- Grze-eczny kotek, grzeczny. Idź kotek zjeść sobie myszkę, no idź brzydki kotku. - wychylił się znowu trzymając drugą ręką gałęzi i patrzył czy zwierzę skusi się na zaczarowaną mysz, która notabene powodowała swędzenie, ale o tym Henry nie wiedział. Przywołał po prostu myszkę, którą widział w gabinecie profesora Slughrona, zapewne skonfiskował ją komuś. Pani Norris wodziła wzrokiem za myszą, ale wcale nie oddalała się od drzewa. Tak, to będzie traumatyczne przeżycie, które będzie prześladować Henry'ego jeszcze przez parę dni. Miał nadzieję, że nie przez całe życie! Jedno było pewne, nigdy przenigdy nie zbliży się na parterze do gabinetu Filcha. Będzie chodził do dormitorium okrężną drogą.
Gość
avatar

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Re: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem EmptySro 05 Mar 2014, 21:17

O takim przebiegu wydarzeń Matt wcale by pewnie nie pomyślał. Co prawda, Henry był dopiero w drugiej klasie, ale uczył się całkiem nieźle, więc młody Finnigan najprawdopodobniej byłby święcie przekonany, że zaklęcie lecznicze w jego wykonaniu odniesie zamierzony skutek. Rzecz jasna, chłopak nie wziąłby pod uwagę tego, że jednak wykracza ono poza tego, czego uczyli się na zajęciach. On sam nie potrafił wykonać żadnego czaru, który należałby do dziedziny magii leczniczej, ale i przez te niecałe trzy lata zdążył już po prostu poznać swoje możliwości na tyle, aby stwierdzić, że tej kategorii zaklęć tykał nie będzie. Nie miał w ogóle drygu do leczenia innych ludzi i zapewne, gdyby tylko się za to zabrał, narobiłby jeszcze więcej szkód, niżeli korzyści. Nie był jednak z tego powodu nieszczęśliwy. Przecież szybko upodobał sobie inne lekcje, jak na przykład zielarstwo i opiekę nad magicznymi stworzeniami. Ba, całkiem nieźle latał także na miotle. Marzył o tym, aby dostąpić zaszczytu znalezienia się w puchońskiej drużynie quidditcha, ale jej kapitan na razie konsekwentnie mu odmawiał, twierdząc, że może i Matty ma potencjał, ale jest stanowczo za młody. Poza tym, w jego mniemaniu powinien przybrać również nieco na wadze, i najwyraźniej miał rację, bo podczas jednej z treningów mających zapewnić nowym rekrutację do drużyny, młodego Finnigana jakiś chłopak zepchnął z miotły. O mało co nie skończyło się to wycieczką do skrzydła szpitalnego. Na szczęście, pani profesor, która uczyła latania na miotle znalazła się wyjątkowo blisko boiska i szybko zareagowała, gdy ujrzała leżącego i zwijającego się na ziemi z bólu ucznia. Wracając jednak do rzeczywistości, ten upadek był znacznie mniej traumatycznym przeżyciem, niż spotkanie czy to z Panią Norris czy Argusem Filchem. Mugolak miał strasznego pecha, bo nawet, jeśli nic nie przeskrobał, często trafiał na tego obrzydliwego woźnego, który niewątpliwie nie wiedział co to kąpiel. Puchon za każdym razem starał się zboczyć w inny korytarz, żeby tylko nie musieć patrzeć, a co gorsza wąchać tego staruszka. Zresztą, nie oszukiwał. Bał się go tak samo jak tego jego krwiożerczego pupilka. W końcu każdy słyszał o tych narzędziach tortur, które Filch trzymał gdzieś w swoim gabinecie, a Matt raczej wolał ich nie testować na własnej skórze. Niby w szkole zabronione było stosowanie takich praktyk, ale czy ktoś w ogóle mógł być pewien tego, że Argusowi nie strzeli czasem coś absurdalnego do głowy? Lepiej było nie kusić losu, toteż nastolatek nawet, kiedy łamał któryś z punktów regulaminu, pozostał czujny na to, w jakim momencie rzucić się do ucieczki. W porównaniu z Lancasterem bowiem, młody Finnigan był większym psotnikiem. Na szczęście jednak, Henry, nawet w tych szczenięcych latach potrafił czasem przemówić mu do rozsądku, a w razie ostateczności wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Uwielbiał go za to, że nigdy nie zostawiał go samego, gdy miał jakieś kłopoty. Przecież na tym polegała przyjaźń – żeby zawsze móc liczyć na drugą osobę, nawet, jeżeli zrobiło się coś bardzo głupiego. Jego kumpel w dodatku miał jeszcze głowę pełną pomysłu, i czego by Matt nie powiedział, często ratował mu dzięki temu jego chudy, kościsty kuperek.
-Skoczymy, masz jakiś lepszy pomysł? Musimy tylko liczyć na to, żeby dość miękko wylądować… Poza tym, teraz chyba mamy większe zmartwienie. – mruknął w odpowiedzi, wskazując Lancasterowi na Panią Norris. Musiał przyznać, że początkowo myślał, że to drzewo jest nieco niższe. W głębi duszy dziękował temu, kto go stworzył, że nie miał lęku wysokości, bo to znacznie pogorszyłoby ich sytuację. Zdecydowanie bardziej obawiał się jednak swojego losu w zetknięciu z kotem, a nie twardym podłożem. A niestety, pupilka Argusa Filcha czekała nad nich pod drzewem, jakby była pewna tego, że wreszcie dzieciaki będą musiały z niego zeskoczyć.
-Dlaczego oni się śmieją? Pff. Gdyby byli na naszym miejscu, na pewno nie byłoby im tak wesoło. – rzucił zaraz a propos tych chichoczących dziewcząt, nie zdając sobie sprawy z tego, że ich przerażenie jest po prostu żałosne. Ale przecież nie mógł wiedzieć, że za kilka lat to on będzie się śmiał z dzieciaków, którzy uciekają przed tą ohydną kotką. Na razie jego wiek dawał mu moralne prawo do tego, aby wrzeszczeć, jakby był opętanym. Zamilknął jednak na razie, ponieważ zaczął bacznie przyglądać się myszy, którą przywołał jego przyjaciel. Wow, całkiem niezły pomysł! No tak, szkoda tylko, że pani Norris nadal wydawała się bardziej zainteresowana swoimi potencjalnymi zdobyczami, które aktualnie siedziały na gałęzi drzewa…
-To na nic! Zobacz, ona nawet nie goni tej myszy! Co za przeklęty kot. – dało się zaraz słyszeć rozpaczliwy ton Matta, który patrzył na Henry’ego wzrokiem, który nie mówił nic innego jak tylko „co my teraz zrobimy?”. Podrapał się przy tym po głowie, próbując wymyślić jakieś inne wyjście z ich trudnego położenia. W końcu był klasę wyżej! On też znał jakieś czary. Tylko, jak na złość, nie przychodziło mu do głowy nic przydatnego. Nagle przypomniał sobie słowa profesor McGonagall! Uczyli się na zajęciach transmutacji jak zamienić zwierzę w pucharek!
-FerraveNto! – niemal szepnął pod nosem, uprzednio wyciągając różdżkę i celując jej koniuszkiem w Panią Norris. Nie sądził, aby woźny był zadowolony z przetransmutowania jego kotki, ale cóż, jakoś musieli dostać się na lekcje, a dopóki kotka stała pod drzewem, nie było mowy o tym, aby razem z Lancaster z niego zeszli. Problem tkwił w tym, że Finnigan nigdy nie uważał na zajęciach z transmutacji, które po prostu uważał za nudne i niewpisujące się w jego pole zainteresowań. Nie powinno zatem dziwić, że chłopak przekręcił inkantację zaklęcia. I tak miał wiele szczęścia, bo nie przyniosło ono żadnych skutków. Gorzej, gdyby wiązało się z jakimiś nieprzewidzianymi konsekwencjami.
-Szlag by to… trzeba było uważać na lekcji z transmutacji… – westchnął tylko, chowając różdżkę za pasek od spodni. Usadowił się tylko wygodniej na gałęzi, mając wrażenie, że będzie musiał spędzić tam całą wieczność.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Re: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem EmptyCzw 06 Mar 2014, 18:44

Każdy z czarodziejów miał swoje słabe i mocne strony. Matt lęka się Skrzydła Szpitalnego i ogólnie magomedii, z kolei Henry się jej uczepił i nie daje wytchnienia pani Pomfrey. Odwiedza ją przynajmniej raz w tygodniu i zagląda przez ramię, gdy coś miesza w eliksirach, sortuje i obrzuca ją pytaniami. Pamiętał jak w zeszłym roku oberwał od ojca i miał miesięczny szlaban w wakacje. Laurel uciekł kameleon i jedenastoletni chłopak z dziesięcioletnią siostrą  postanowili odszukać go na własną rękę, gdy rodzice przygotowywali się do wyjścia na jakiś bal z sąsiadami. Biegli za zwierzęciem po całym ogrodzie i okolicznym zagajniku. Gdy zwierzak przeskoczył przez żywopłot, mały Henry chcąc zaimponować swojej siostrzyczce podsunął pomysł przeskoczenia przez żywopłot. Przeskoczył przez niego, lecz Laurel już nie do końca. Żywopłot był zaczarowany i wkurzony, dosyć mocno oplątał się wokół kończyny dziewczynki wydrążając w jej skórze brzydką ranę na kostce. Był krzyk i płacz, ale udało się ją cudem z tego wyplątać. Skaleczenie było brzydkie, a Henry zamiast biec do rodziców widział w tym okazję do kolejnej próby zaimponowania i zagojenia rany siostry. Nie powinien tego robić, skoro miał tylko jedenaście lat i praktycznie znał tylko jedno zaklęcie, którego nigdy na głos nie ćwiczył. Dobrze, że sąsiad ich wtedy zauważył! Henry jak nic wpakowałby się w kłopoty. Do Laurel musiał deportować się Uzdrowiciel i ratować jeszcze obficiej krwawiącą ranę przez zwlekanie z wezwaniem pomocy. Sam Henry miał przechlapane na całej linii. Ojciec wtedy pierwszy raz tak się na niego wydarł, zabrał różdżkę na całe wakacje i dał szlaban na miesiąc. Taki wypadek wcale nie zraził chłopca, wręcz przeciwnie. Wypożyczył z biblioteki książki o magomedii i siedział nad nimi, choć niewiele mógł sam się nauczyć. Pani Pomfrey obiecała go poduczyć, ale dopiero w przyszłym roku, gdy podrośnie. Imponował teraz dziewczynkom, szlifując swoje umiejętności a jego przyjaciół i znajomych bolała głowa od gadaniny Lancastera o magii leczniczej. Był męczący, trzeba to przyznać. Ale zadatki miał!
Zaczął przestrzegać regulaminu i zasad, choć nadal obawiał się spotkania z woźnym. Z kolei Matt nie miał tyle szczęścia, aby go unikać. Może to jego skłonność do żartów? Henry był może tchórzem i bał się ryzykować przyłapania, szlabanu, a potem listu od rodziców i ich rozczarowaniu zachowaniem syna. Podziwiał skrycie odwagę Matta, ale wcale mu tego nie mówił! Po prostu czuwał i czasami próbował odciągnąć go od za bardzo ryzykownego przedsięwzięcia. Niemniej jednak, nie odmawiał mu malutkiej pomocy jak na przykład czatowanie czy nikt się nie zbliża. Na szczęście uchodziło mu to płazem i nikt do tej pory go nie złapał. Serce mu waliło, gdy miał stać na czatach, a co tu dopiero mówić o konkretnym psikusie! Henry nie chciał na oczach Filcha wymiotować mu na buty, gdy poczuje ten nieprzyjemny starczy zapach i ujrzy na jego brodzie kawałki jedzenia. Jego matka była pedantką i Henry wyraźnie to po niej odziedziczył. Czuł się bardzo źle i niekomfortowo widząc brak higieny i czystości; to był kolejny powód do unikania woźnego. Niestety jego kotka została jakby nasłana specjalnie na nich. Nie spuszczała z nich krwiożerczego wzroku, łypała spode łba i pokazywała ostre kiełki. Puchon zadrżał.
- Co to za kot, który nie lubi myszy?! - zapytał oburzony i zmartwiony. Puścił myszkę wolno, bo i tak nie spełniła swego zadania. Zezłościł się, że dziewczynki chichoczą i na nich patrzą. Jak miał im zaimponować, skoro dał się zagonić zwykłemu kotu na drzewo? Na drzewo, z którego łatwo nie zejdą? Nie pamiętał jak się na nie dostał i gdzie stawiał nogi i sporym problemem będzie zeskoczenie z niego. Najpierw jednak musieli się pozbyć tego intruza. Niedługo obiad, był głodny! Nie chciał opuszczać posiłku, bardzo by z tego powodu cierpiał.
Wymienił bezradne spojrzenie z Mattem i przesunął się na wygodniejszą pozycję, gdyż powoli drętwiały mu nogi. Z rozszerzonymi oczętami patrzył jak przyjaciel wymawia tajemnicze zaklęcie i celuje w kotkę. Uratuje ich? Wymyśli coś i wyjdą z tego cało? Płonne nadzieje ulotniły się w niemiły sposób. Zaklęcie nie podziałało i Henry jęknął.
- Merlinie, niech ona sobie idzie. Jestem głodny. - powiedział to tak cicho i żałośnie, iż przypominało to pisk. Oparł się o pień i zaczął myśleć. Jakie on zna zaklęcia? Czyszczące, porządkujące, większość szkolnych i przedmiotowych, mało atakujących. Nie mogli tu siedzieć w nieskończoność inaczej umrą z głodu. Henry zmarszczył brwi, a jego okrągła buzia wyrażała głębokie zamyślenie, jakby decydował o czyimś życiu. Faktycznie, o życie powinni się bać, gdyż pani Norris nadal siedziała pod drzewem i tylko czekała aż któryś z nich się ruszy, aby mogła skoczyć i ich zadrapać na śmierć albo zjeść.
- Matt, słuchaj. - coś mu się skojarzyło w tej mądrej buźce. - Wczoraj ci huncwoci z gryffindoru dokuczali tamtemu ślizgonowi. - oczywiście był świadkiem jak sławna czwórka dokucza takiemu chłopakowi ze Slytherinu, co nigdy nie mył włosów. Śmiesznie to wyglądało i Henry czasami im zazdrościł tej popularności. Oni to nie mieli problemów z zaimponowaniem dziewczynom!
- Jeden z nich użył takiego zaklęcia. Oppugno. Jakoś tak i wyczarował tak dużo żółtych ptaszków, które zaatakowały tego ślizgona. A gdybyśmy tak razem to powiedzieli i nasłali je na tego kota? Jestem głodny, chcę już zejść i nogi mnie bolą. - marudził i zacisnął palce mocniej wokół czyściutkiej różdżki. Zaklęcie słyszał tylko raz, ale chyba dobrze je zapamiętał. Co prawda nigdy w życiu jeszcze nie wyczarował ptaszków, ale uznał, że ta sytuacja wymaga użycia samoobrony koniecznej. Musieli coś zrobić, inaczej spędzą tu całą wieczność, a chichoczące dziewczyny wcale go nie pocieszały. Jak on im zaimponuje, skoro siedzi na drzewie i boi się zejść? Już chyba wolałby uciekać przed Bijącą Wierzbą niż użerać się i pozbywać kocicy. Chyba nie lubi już kotów, zdecydowanie wolał swoją sówkę. Ona przynajmniej się na niego nigdy nie uwzięła i nigdy nie dziobnęła. No i patrzyła tak ładnie i ciepło, a pani Norris pożerała ich wzrokiem! Czy Filch jej nie karmi, skoro ta ubzdurała sobie postanowienie upolowania dwóch świeżych, przystojnych i małych Puchonów??
Gość
avatar

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Re: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem EmptyPon 10 Mar 2014, 20:09

To prawda, że nikt nie był idealny. Każdy miał swoje mocniejsze i słabsze strony. Niektórzy byli geniuszami w jednej dziedzinie, ale o drugiej nie mieli żadnego pojęcia. I o ile mogłoby się wydawać, że Mattowi, czyli chłopakowi tak zaznajomionemu z zielarstwem, magia lecznicza przypadnie do gustu, tak było to niestety mylne stwierdzenia. Zresztą, młody Finnigan może nie tyle zaklęć leczniczych nie lubił, co po prostu nie wykazywał w tym kierunku żadnych zdolności. Nawet ciężka praca nie pozwalała mu przezwyciężyć tej bariery. Wielokrotnie przecież próbował swoich sił, ale za każdym razem kończyły się one fiaskiem. Właściwie sam nie potrafił tego zrozumieć. W końcu w innych czarodziejskich dziedzinach jego różdżka nie odmawiała posłuszeństwa. Zawsze uwielbiał zaklęcia pomocnicze, takie, które miały użytek w życiu codziennym, zatem to nie tak, że był kompletnym beztalenciem, a wszelkie jego czary niewiele różniły się od umiejętności przejawianych przez charłaki. Po prostu, nie miał smykałki do tego, co potrafili zdziałać uzdrowiciele, ale i nieszczególnie nad tym ubolewał. Zdawał sobie bowiem sprawę ze swoich mocniejszych stron, choćby tego, iż naprawdę nieźle latał na miotle. Nie był jeszcze do końca pewien, co będzie robił kiedyś w życiu, ale perspektywa gry w którejś z narodowych drużyn quidditcha wydawała mu się na tę chwilę całkiem kusząca. Nie mógł jednak wiedzieć już teraz, czy będzie w stanie rozwinąć swoje zdolności aż do tego stopnia, aby ubiegać się o miejsce w światowej klasy drużynach. Ba, na razie, jako szary trzecioklasista, po cichu liczył, że trafi do szkolnego teamu. Ale jak każdy dzieciak, marzenia miał znacznie większe.
-Myślę, że wolałaby żywą, ale takiej chyba na drzewie nie znajdziemy… Eh, kto by pomyślał, że przyjdzie nam użerać się z tym cholernym kotem. – mruknął znowu ledwie słyszalnie, bo i nie chciał się wydzierać, żeby znów przyciągnąć do nich spojrzenia roześmianych, starszych uczniów, które zdecydowanie im nie pomagały, a wręcz przeciwnie, były deprymujące. W dodatku nie pozwalały się skoncentrować na poszukiwaniach rozwiązania z tej niezwykle trudnej sytuacji.
-Nie pomagasz, Henry. Sam chętnie wsunąłbym jakąś czekoladową żabę. Szkoda, że nie wziąłem żadnej ze sobą. Może ta skacząca czekoladka jakąś odciągnęłaby panią Norris. No ale teraz już za późno. Następnym razem będę pamiętał. – dodał po chwili zastanowienia, kiedy Lancaster wspomniał o tym, że jest głodny. Dopóki tego nie powiedział, Finnigan nie miał takich odczuć, ale teraz sam myślał o tym, że nie jadł nic od śniadania i że właściwie mógłby wrzucić coś na ząb.
-Snape! Wiem, wiem o kim mówisz. Trochę mu współczuję, ale z drugiej strony, trzeba przyznać tym Gryfonom, że niektóre ich kawały są naprawdę zabawne. – wciął się w zasadzie swojemu przyjacielowi w jego wypowiedź, jednak zaraz zamilknął, bo i miał świadomość tego, że Puchon obmyślił na poczekaniu jakiś plan. W głębi duszy miał nadzieję, że tym razem okaże się o wiele bardziej skuteczny, niżeli zaklęcie przywołujące mysz-zabawkę, która i tak nie została przez kotkę Filcha doceniona.
-Dobra, to nie brzmi źle. Zresztą, i tak nie mamy wyjścia. Musimy próbować wszystkiego, co tylko przyjdzie nam do głowy. To co, na trzy-cztery? – po tych słowach Matthew przygotował swoją różdżkę, którą już teraz wycelował w Panią Norris. Henry, prawdę mówiąc, zaproponował całkiem niezły duet. Wiadome bowiem było, iż jeśli razem, w tym samym czasie wykonają zaklęcie, będzie ono znacznie silniejsze, niż gdyby zastosowali je w pojedynkę.
-Dobra… trzy… cztery… Oppugno! – niemal wykrzyknął, obserwując oczywiście poczynania o rok młodszego kolegi. Patrzył, czy ten za nim nadąża i czy udało im się zsynchronizować ich ruchy. Liczył na to, że tym razem uda im się zażegnać zagrożenie i jakimś cudem zejść z tego piekielnie wysokiego drzewa.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Re: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem EmptyPon 10 Mar 2014, 21:18

To można śmiało pośmiać się z Henry'ego na eliksirach. Niby wielkie zadatki na Uzdrowiciela, a ledwie radził sobie z tym przedmiotem. Profesor Slughorn nie raz załamywał ręce, gdy esencja w kociołku Puchona ruszała się i uciekała zamiast aromatycznie pachnieć. Gdy chodziło o eliksiry lecznicze, łagodzące ból bądź odprężające Henry potrafił zarwać noc, aby perfekcyjnie wykonać pracę domową, jednak gdy pojawiały się eliksiry innej natury często coś wokół niego wybuchało, uciekało, skakało i atakowało niewinnych okolicznych uczniów. Choć to dopiero drugi rok nauki, niektórzy już nauczyli się, aby na zajęciach w lochach usiąść minimum dwie ławki od Henry'ego, który nie zawsze miał szczęście. Zielarstwo znowuż było dla niego nudne. Nieruszające się rośliny, kolorowe, niektóre krwiożercze i niebezpieczne. Nawet te lecznicze były dla niego nudą, często na lekcjach tłumił ziewanie i przysypiał. Za to zajęcia z ONMS...! Drugie życie.
Stopnie Henry'ego na szczęście były zadowalające, z niektórych przedmiotów nawet Powyżej Oczekiwań, a to dawało niezbity dowód, iż nie grozi mu charłactwo i los szkolnego woźnego. Lancaster jeszcze nie wiedział kim zechce zostać. Gdy miał siedem lat zapierał się wszystkim, iż będzie rockmanem, w wieku dziewięciu lata opowiadał, że zostanie magicznym archeologiem i łamaczem klątw. Na chwilę obecną mawiał, iż w przyszłości będzie zajmował się magicznymi zwierzętami, a odkąd zobaczył w Devon na strychu portret pradziadka obiecywał bycie wybitnym Uzdrowicielem jak własny przodek.
Te przemyślenie przerwało głośne burczenie w brzuchu. Bolesne "buuu" było słychać z pewnością na samym dole. Pani Norris mogła być z siebie dumna, dodawała jeszcze więcej tortur biednemu Henry'emu. Sięgnął do kieszeni i wymacał jakieś ciastka. Wyjął je i smutno westchnął.
- Mam przekąskę dla sów, chcesz? - wyciągnął dłoń z pokruszonymi krakersami o mocnym zapachu i pokazał Mattowi. Zawsze nosił coś dla pani Nero, nie myślał o obecnych sytuacjach i uciekaniu przed krwiożerczym potworem. W ogóle czy w przypadku walki z takim przeciwnikiem czarodziej myśli o jedzeniu? Musi skupić się na trzymaniu różdżki, a Henry nie potrafił myśleć o niczym innym jak o tym, że uczniowie szli już do Wielkiej Sali, a on i Matt nie mogli zejść z drzewa nie utraciwszy przy tym żadnej kończyny.
- No, oni to mają pomysły. - westchnął marzycielsko zazdroszcząc Huncwotom takiej popularności. - Wszystkie dziewczyny ich podziwiają. - mruknął bardziej do siebie i miał nadzieję, iż Matt tego nie słyszy. Dotychczasowe "podboje" Henry'ego pozostawiały wiele do życzenia. Zazdrościł Huncwotom i choć czasami było mu żal tego Snape'a, nie odważył się do nich zbliżyć nawet na krok.
Usiadł inaczej, kucając na gałęzi i wyciągnął różdżkę w stronę pani Norris.
- Okej, ale jak to podziała to uciekamy od razu. Ja nie chcę nic mówić, ale chyba już stąd czuję Filcha. - skrzywił się, gdyż serce waliło mu jak młotem na myśl, iż woźny miał się tu zbliżyć. Wszak on i jego kotka byli nierozłączni, dlatego kwestią czasu będzie zanim charłak rozpocznie poszukiwanie swej pupilki. Chłopaki nie mieli wiele czasu na ucieczkę! Nabrała ona jeszcze większego priorytetu niż miała pięć minut temu.
- Oppugno! - równocześnie z Mattem wypowiedział zaklęcie naśladując jego ruch nadgarstka. Poczuł wokół ręki ciepło różdżki, gdy wystrzelił z niej promyk , który w powietrzu zamienił się w żółte ptaszki. To była najdłuższa sekunda w jego dwunastoletnim życiu, gdy wyczarowane zwierzątka szukały celu. I jest! Udało się, stadko ptaszków rzuciło się na kotkę!
- W nogi! - zawołał do Matta i szybko odwrócił się w drugą stronę. Przez dwie sekundy z przestrachem patrzył na odległość od ziemi i zamykając oczy, skoczył. Upadł jak rozbite kręgle i potrzebował kilku kolejnych sekund, aby się podnieść i pozbierać. Słyszał dochodzące tuż za plecami przeraźliwe, wściekłe miauknięcia i piski kotki. To podziałało motywująco. W końcu się zebrał i rzucił do ucieczki, oglądając się za Mattem.
- Szybko, do szkoły! Niech to zaklęcie działa jak najdłużej, proszę, będę już grzeczny... - powtarzał jak mantrę, gdy pędem biegł w stronę Hogwartu. Co prawda biegli na około, jednak sądzę, iż nie odważyliby się wrócić tą samą drogą, co tu przyszli. Droga była długa, ale chyba mieli szczęście. Nie napotkali Filcha, chociaż kto wie czy charłak nie czai się za rogiem? Henry zatrzymał się zdyszany tuż przy drzwiach do szkoły, chowając się za rogiem i łapiąc z trudem oddech.
- G-goni... naaas? - wydusił z siebie między kolejnymi głębokimi wdechami. Przylepił się do zimnej ściany zamczyska i pozostawił starszemu Mattowi ryzyko wyjrzenia zza mur i sprawdzenia czy nie grozi im dalsze niebezpieczeństwo. Henry tymczasem próbował wyrównać oddech i cierpiał dzielnie w milczeniu, gdyż przy twardym lądowaniu źle ułożył stopę i teraz go bolała. Wolał już to niż spędzenie nocy na drzewie pod okiem mopa Filcha.
Gość
avatar

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Re: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem EmptyNie 16 Mar 2014, 15:56

Akurat na zajęciach eliksirów Matt zawsze radził sobie dość przeciętnie. Może i nie był żadnym orłem, ale sumiennie przygotowywał się do każdych zajęć. Po pierwsze, wiedział, że musi się z tego przedmiotu podciągnąć, bo jakby nie patrzeć, tworzenie miksur idealnie współgrało z jego ulubionym zielarstwem. Poza tym, zarówno profesor Slughorn, jak i teraz profesor Lacroix oboje byli ogromnie wymagający i trzeba było dołożyć wszelkich starań, żeby z ich lekcji wyjść bez szwanku. Młody Finnigan jednak nie miał nic przeciwko temu, żeby usiąść w ławce obok swojego przyjaciela. Nie oszukujmy się, nikt nie był idealny we wszystkim. Lancaster może wspaniale radził sobie z magią leczniczą, ale do eliksirów nie miał po prostu smykałki, a Matthew w pełni to rozumiał. I nawet jego obrzydliwe, poruszające się eliksiry przypominające bardziej od mikstury galaretowate stworzenie nie były wystarczający powodem do tego, aby Puchon zapomniał o przyjaźni. Starał się zatem czasem Henry’emu podpowiedzieć, jakiego składnika powinien dodać do kociołka mniej, a innym razem zatrzymywał jego rękę, gdy sięgał po coś, co w eliksirze znaleźć się nie powinno. Niestety, czasem nie nadążał z obserwowaniem zarówno swojego, jak i jego kociołka, a skutki tegoż niedopatrzenia można było szybko zauważyć, gdy kociołek Lancastera chociażby wybuchał, zadymiając przy tym całą salę. Ile razy ten młody panicz o szlachetnym nazwisku doprowadził do ewakuacji uczniów z zajęć, i choć było to całkiem zabawne, Matthew zawsze w takich sytuacjach wspierał go swym ramieniem i żartobliwym komentarzem, ażeby ten nie przejmował się swoimi porażkami.
Jeżeli zaś mowa o planach na przyszłość, to chłopcy byli do siebie dosyć podobni pod tym względem. Młody Finnigan również nie miał jeszcze pewności co do tego, co będzie robił za kilkanaście lat. Miał już wiele rozwiązań w swojej głowie, jednak z każdego rezygnował tak szybko, jak o nim pomyślał. Na początku był alchemik, ale choć Matt nadrabiał zaległości z eliksirów, nie był do końca przekonany o tym, czy na pewno to będzie odpowiedni zawód dla niego. Później chciał zostać zielarzem, ale perspektywa mieszkania samotnie gdzieś na skraju lasu i szukania ziółek w oddali od swoich przyjaciół jednak w pewnym stopniu go przerażała. Ba, chłopak nawet nie wykluczał, żeby kiedyś namówić Lancastera do tego, aby razem założyli hodowlę smoków. W końcu obaj byli całkiem nieźli z opieki nad magicznymi stworzeniami, a poza tym nie musieliby wtedy się rozstawać, a że byli niezwykle zgranym duetem, taka hodowla mogła okazać się dobrym pomysłem. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że Henry zapewne będzie wolał pójść w kierunku uzdrowiciela, więc i jakoś zdołał się pogodzić z takim biegiem spraw.
-Nie, lepiej nie. Dzięki. Jeszcze się zamienię w sowę i co wtedy będzie? Musiałbyś się mną opiekować, a to za duży obowiązek. Nie będę Ci robił kłopotu. – odpowiedział z delikatnym uśmiechem, kiedy jego kumpel proponował mu jedzenie dla sów. Nie no, aż taki głodny to jeszcze nie był, chociaż miał nadzieję, że szybko pozbędą się tego kota i że zdąży jeszcze przed zajęciami zajrzeć do kuchni. Kto wie, może uda mu się namówić któregoś skrzata, żeby dał mu chociaż jakąś bułkę ze śniadania? One były całkiem przyjazne, szczególnie dla Puchonów, więc to wcale nie był taki głupi plan.
-A inni ich nienawidzą. Coś za coś. Zresztą, ja bym chyba nie nadawał się na takiego kawalarza. Wyobrażasz sobie, żeby prócz pani Norris goniło nas jeszcze stado Ślizgonów? – dodał po chwili namysłu, słysząc komentarz Henry’ego na temat Huncwotów. Nie powinien im zazdrościć, przecież oni nie byli wcale od nich gorsi. A jeśli mowa o Ślizgonach, Matthew nie na darmo użył słowa „stado”. Starał się nie szufladkować ludzi, ba, nawet znał kilku Zielonych, którzy byli całkiem sympatyczni. Większość z nich jednak niewiele różniła się od zwierząt, zarówno intelektem, jak i swymi zapędami.
Powróćmy jednak do rzeczywistości, a mianowicie do zaklęcia, które chłopaki postanowili rzucić w duecie. Mimo pewnych obaw Finnigana co do skuteczności czaru, rozwiązanie okazało się skuteczne, a pani Norris musiała teraz użerać się z wieloma małymi ptaszkami, które rzuciły się na nią, jakby była dżdżownicą. Puchon szybko zeskoczył z drzewa, upadając całym ciałem na twarde podłoże. Jęknął tylko cicho z bólu, jednak na skutek strachu spowodowanego ewentualnym ponownym spotkaniem z kotką Filcha, podniósł się szybko, otrzepał i pobiegł za Lancasterem w kierunku szkoły. On jednak, w przeciwieństwie do swojego towarzysza, nie wydusił z siebie żadnego słowa, dopóki nie wylądowali na parterze zamku. Nie dlatego, że nie miał nic do powiedzenia, po prostu nadal zmagał się z bólem będącym konsekwencją niezbyt fortunnego upadku. Wreszcie jednak chłopak poczuł, że są bezpieczni.
-Nie, chyba nie. Może zrezygnowała. Dzięki za pomoc. Bez Ciebie nie dałbym sobie rady… To co! Do zobaczenia na zajęciach! – rzucił jeszcze tylko na pożegnanie, bo odczuł nieprzyjemne ssanie w żołądku, które popchnęło go w kierunku kuchni. Puchon rzucił się tam pędem, mając nadzieję, że ostały się jeszcze jakieś resztki ze śniadania.

Koniec wspomnienia.
Sponsored content

Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty
PisanieTemat: Re: Ucieczka przed krwiożerczym potworem   Ucieczka przed krwiożerczym potworem Empty

 

Ucieczka przed krwiożerczym potworem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Ucieczka
» Przed wejściem
» Przecznica przed MM
» Przed północą, nie w Paryżu.
» Klasa Obrony Przed Czarną Magią

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-