|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Soleil Larsen
| Temat: Re: Cienisty zakątek Pią 15 Maj 2015, 17:24 | |
| - Chyba nie była aż tak bardzo zmęczona albo sama dobrze wie, gdzie najbezpieczniej będzie odpocząć. – zawyrokowała Sol, patrząc jak sowa odlatuje, łopocząc skrzydłami i zręcznie omijając co potężniejsze gałęzie. Wątpiła, aby ptak zamierzał odwiedzić sowiarnię, ale zakazany las także nie był złym miejscem na polowanie czy ucięcie sobie drzemki przed drogą powrotną. Sol nie martwiła się o zwierzęcego posłańca, prawdę powiedziawszy bardziej martwiło ją to, że jego aktualne zachowanie, zachowanie od momentu w którym spuścił pierścionek na dłoń dziewczyny wskazywało na to, że wcześniej nie do końca był sobą. - Dziękuję. – odparła krótko na komplement i spojrzała raczej dość krytycznym okiem na ozdobę, która pyszniła się w tej chwili na jej wskazującym (nie wiedzieć czemu) palcu. Ona lubiła podróżować, nawet bardzo. Lubiła to, że tak wiele się uczyła, tak wiele nowych rzeczy i osób poznawała. Czuła się poza tym wolna, nieskrępowana niczym, choć oczywiście musiała dostosowywać się do wymogów kulturowych społeczności, w których przebywała, ale z jakichś powodów nie odczuwała tego jako dyskomfortu. Właściwie zastanawiała się swego czasu, czy prowadzenie takiego życia, jak jej tata, nie odpowiadałoby jej najbardziej. Było jednak chyba aż nazbyt zmienne, poza tym samotnicze i jakieś takie przesycone ciszą. I choć Sol raz na jakiś czas zupełnie to nie przeszkadzało, lubiła poczucie przywiązania, jakieś życiowej stabilności, co pewnie zaszczepiła w niej matka. Widziała skrępowanie Collina i z jednej strony wiedziała, że bezpieczniej dla niego samego i dla niej, jeśli posłusznie przyjmie prezent, a z drugiej miała nadzieję, że odmówi, że wyczuje promieniującą z niego złą energię albo przeczuje niebezpieczeństwo i ucieknie jak najdalej od potencjalnego zagrożenia. Tak się jednak nie stało i już po chwili rzemyk oplatał jego przegub, nie wyglądając wcale dziewczęco czy dziwnie, raczy stylowo. - Jak to nie dałeś mi niczego w zamian? Interesujesz się mną. Teraz, kiedy wszyscy inni dawno już przestali to robić. To wystarczająco wiele. – odpowiedziała ciepłym tonem, przytulając go krótko, choć coś w jej głowie protestowało przeciwko przejawom takiej czułości. Trwało to jednak tylko chwilę, bo zaraz potem wyprostowała się i krytycznie przyjrzała swoim ubraniom, jakby widziała je po raz pierwszy. - Tak, lepiej chodźmy już. Nie wiem co mi rano strzeliło do głowy żeby się tak ubrać, chyba jeszcze nie byłam do końca obudzona, muszę się przebrać. – oświadczyła odrobinę nieswoim tonem i musnęła palcami ukrytą pod połami Collinowej kurtki szarą, nijaką sukienkę. - Wszystko w porządku? – zapytała, wyczuwając, że z chłopakiem dzieje się coś dziwnego i rozglądając się bez większego zainteresowania dookoła. - Chodżmy już, nie ma co tutaj dłużej siedzieć. – złapała go za dłoń, nie przejmując się jej temperaturą i wyciągnęła z zagajnika, prosto na mżawkę i wiatr. Zaczęła biec, taszcząc kolegę za sobą i zatrzymała się dopiero w hallu. - Zobaczymy się niedługo. Teraz będziemy się znacznie częściej widywać. – oświadczyła, bo nie były to w żadnej mierze pytania, po czym zmieszała się z tłumem wychodzącym właśnie z Wielkiej Sali i zniknęła gdzieś, właściwie bez pożegnania.
z/t |
| | | Meredith Walker
| Temat: Re: Cienisty zakątek Nie 17 Maj 2015, 16:26 | |
| Amator świętego spokoju, to chyba o niej. Meredith była zmęczona, zmęczona śmiertelnie i nie na żarty. Nie było to zmęczenie bliskie temu prymitywnemu, fizycznemu, a coś o wiele bardziej skomplikowanego. Bal, sytuacja z panem Lemieux i głucha cisza ze strony Rose przyprawiały dziewczynę o bezsenne noce. Jako, że jest osobą, które przejmuje się wszystkim i wszystkimi, nie dawało jej to spokoju. Nawet gdy starała się o nich nie myśleć, ani o niej ani przede wszystkim o nim - nie potrafiła. Mimowolnie zawsze miała z tyłu głowy coś bardzo nieprzyjemnego, jakby małe ziarno goryczy tkwiące uparcie w podświadomości przypominające wszystkie te złe chwile. Obecność dementorów i wszystkie związane z nimi wspomnienia, spojrzenie Rose mówiące dosadnie jak bardzo jest zła no i oczywiście dziwnie zachowanie Sergie’go. Którego praktycznie już nie widywała, choć nawet ciężko teraz stwierdzić czy to dobrze czy źle. Dlatego pomimo okropnej pogody postanowiła wybrać się na samotny, długi spacer w deszczu. Podobno takie oczyszczają umysł, są romantyczne i tak dalej, ale Walkerówna dobrze wiedziała, że to zwykłe bujdy. Może i wierzyła w bajki, ale nie akurat w te i na przekór wszystkim mędrcom, guru oraz wróżbitom przypisującym deszczowi jakiekolwiek właściwości oczyszczające dusze, śmiała wątpić. Dla niej deszcz, a zwłaszcza jesienny miał jedną a może i dwie bardzo ważne zalety. Odstraszał ludzi od dotrzymywania jej towarzystwa podczas długich spacerów, no i idealnie współgrał z paskudnym humorem, który ostatnio doskwierał temu drobnemu puchoniastemu serduszku. Dlatego wyszła z zamku, kierując swoje kroki w sumie… gdziekolwiek. Opatulona w stertę swetrów, spodni, szalików i czapek, tylko minimalnie odczuwała nieprzyjemną temperaturę natomiast deszcz wcale jej nie przeszkadzał. Jak wróci do zamku zahaczy po drodze o kuchnię i jakiś życzliwy skrzat na pewno da jej ciepłą herbatę, zupę z dyni oraz odrobinę eliksiru pieprzowego. Były takie kochane. Snuła się niczym cień wspominając swoje pierwsze spotkanie z nim. Była mniej więcej taka pogoda, może trochę cieplej a ten idiota chciał spędzić noc w Wrzeszczącej Chacie. Dobrze, że odwiodła go od tego pomysłu, bo inaczej pewnie dzisiaj nie stąpałby po ziemskim padole. Kto wie, jaką magię mogą skrywać liche ściany tego domku? Postanowiła sobie, że już nigdy więcej tam nie wróci, chyba że zaciągnięta siłą. Fizyczną, nie siłą wspomnień. Westchnęła przeciągle odgarniając kosmyk loków z czoła. Rozejrzała się wokoło, wybudzona po raz setny z niekończącego się transu zaciekawiona gdzie zawiodły ją tak lekko stawiane kroki. Zagajnik drzew, ale to chyba nie jest Zakazany Las? Oczarowana cichą, tajemniczą i można powiedzieć mistyczną aurą miejsca, w którym była pierwszy raz, dotknęła grubej kory drzewa. Nieświadoma tego, że mimowolnie zakłóciła czyiś spokój, wkraczając w progi ostoi… kogoś innego. |
| | | Gość
| Temat: Re: Cienisty zakątek Nie 17 Maj 2015, 21:19 | |
| Krople wody spadały na ziemie z końcówek jej włosów i czubka nosa wytwarzając cichy plusk, który idealnie komponował się z resztą dźwięków rozlegających się w lesie. Tworzyły one piękną i bardzo specyficzną melodię dla tego miejsca, nadając tym samym jeszcze większej nostalgii temu jesiennemu popołudniu. Całkowicie przemokła do suchej nitki, jednak nie wzbudzało to w niej jakiejkolwiek, nawet najmniejszej chęci do eksmitowania się stąd do jakiegoś bardziej przyjemnego, a przede wszystkim suchego pomieszczenia. Siedziała tak już od rana, oparta o konar okazałego drzewa i mająca za ochronę przed deszczem wyłącznie garstkę liści, które nie zdążyły jeszcze opaść na dół, zamieniając tym samym podłoże lasu w złoty dywan. Była do tego stopnia zaabsorbowana pożeraniem kolejnych stron książki, która obecnie latała jej przed zmarzniętym nosem, że nawet nie zauważyła, kiedy minęła ją pora obiadu. Podobno od pochłaniania ogromnej ilości wiedzy spala się mnóstwo kalorii, jednak Lilith zdawała się nie odczuwać głodu. Regularne posiłki przestała przyjmować już dawno, nie odczuwając większej potrzeby zaspakajania tej ludzkiej słabości. Tłumaczyła to w inny sposób. Dla niej był to wyłącznie bodziec, który chciał odwieść ją od obsesyjnego łaknienia wiedzy. To mylne wrażenie sprawiało, że coraz mniejsza ilość jedzenia lądującego w jej ustach, wyraźnie odbijała się na jej ciele w postaci wolno, lecz ciągle traconych kilogramach. Żaden z tych czynników, ani woda, ani ssanie w żołądku, nie sprawiło, by w jej głowie zakiełkował pomysł powrotu do szkoły. Ostatnimi czasy, w jej mniemaniu trochę za dużo przebywała wśród ludzi i nawet jeśli nie dochodziło do integracji, to miała już serdecznie dość samego odczuwania ich obecności pod jednym dachem. W tym miejscu, mimo przeciwności pogodowych, czuła się idealnie, mając za towarzysza wyłącznie swoją sówkę, którą zabrała ze względu na widoczne pogorszenie się jej stanu psychicznego. Co jak, co ale nie pozwoliłaby sobie na to, by z nienadmiernej troski z jej strony Adam popadł w depresję. Gdy z chmur spadł deszcz, zauważyła go wyłącznie dzięki ciemnym plamą, które stopniowo zaczęły się pojawiać na kartkach cienkiego papieru. Nie czekając długo użyła zaklęcia Impervius, zabezpieczając ją tym samym przed zamoknięciem, co skutkowałoby niemożnością odczytania zawartości. Nie zadbała jednak o dobro własne i swojego małego pupila, który momentalnie schował się w rękawie mundurku szkolnego, mając nadzieję, że posłuży mu to za schronienie i nie wystawiał swojego krótkiego dzióbka nawet na parę sekund. Jego zachowanie z pewnością nie było zastanawiające, gdyż chyba nikt o zdrowym rozsądku nie pisałby się na tak długie urzędowanie w strugach deszczu. Dopiero któreś z kolei dziobnięcie w nadgarstek zwróciło jej uwagę na zwierzę i raczyła dostarczyć mu za pomocą zaklęcia trochę ciepła, zdające się być obecnie największym luksusem tego świata. Gdyby ten mały incydent nie oderwałby jej od słów zapisanych na papierze, prawdopodobnie nawet nie zauważyłaby, że ktoś chcąc, czy też nie - zaszczycił ich obecnością. Energicznie obróciła głowę w kierunku, z którego usłyszała przytłumiony dźwięk łamiącej się gałązki. Jej oczy spoczęły na rudej dziewczynie, której twarz nie zdołała skojarzyć z żadną ze znanych jej osób. Wydało jej się to dość dziwne biorąc pod uwagę fakt, że miała prawie niezawodną pamięć, a stojąca dość blisko postać zdawała się być w zbliżonym do jej, o ile nie tym samym, wieku. Wzrok z jakim ślizgonka na nią patrzyła był jak najbardziej obojętny, jednak po chwili zdała sobie sprawę, że może być odebrany jako złowrogie lustrowanie rudej od stóp do głów. |
| | | Meredith Walker
| Temat: Re: Cienisty zakątek Pon 18 Maj 2015, 23:05 | |
| Tajemnicza aura otoczenia zauroczyła ją z miejsca. Ciężkie krople spadające z nieba leniwie sączyły się przez koronę drzew, złożoną z tych liści co nie opadły jeszcze na ziemię a świeże powietrze niosło ze sobą aromat żywicy, którą notabene pokryte były szorstkie dłonie dziewczyny dotykające czule grubego konara. Nie przeszkadzało jej to, szczerze powiedziawszy nie poświęciła temu większej uwagi zaabsorbowana niezmąconym spokojem, jaki tu panował. Kto by pomyślał, że tak niedaleko zamku istnieje miejsc tak odcięte od niepokojów świata czarodzei. A także od niesfornego, zamkowego życia pełnego drażliwego hałasu, błahych żartów oraz wszelkiej maści bójek, dramatów, zdrad i ogólnie rzecz biorąc - historii godnych brazylijskich telenowel. Swoją drogą, nie ma chyba rzeczy, która w tym zamku się nie wydarzyła. A jednak w tych wszystkich rozmyślaniach kryła się doza hipokryzji z jej strony. Paradoksalnie, bo przecież nic innego nie zajmowało jej głowy od paru tygodni, usilnie starała się nie myśleć w tej chwili o żałosnym, płomiennym uczuciu, jakie żywiła do niebieskookiego Francuza. Opowieść łudząco podobna do tych wspomnianych wcześniej a jednak - nie miała do siebie na tyle dystansu by dziś się z tego śmiać. Może kiedyś, za milion lat i milion wypłakanych łez będzie skora się przyznać do tego, jak głupia i naiwna była. Dziewczyna westchnęła cichutko, przytłoczona depresyjną aurą miejsca. Odepchnęła od siebie negatywne myśli, jednocześnie odrywając rozkojarzony wzrok od konarów wysokich drzew - na które spoglądała do tej pory, dość bezmyślnie co czasem się jej zdarzało. Teraz rozejrzała się po ziemi, a jako że oczy przyzwyczaiły się w końcu do panującego doń półmroku zobaczyła o wiele więcej, niż spodziewała się zobaczyć. Ujrzała… zjawę. Nie wiadomo od jak długiego czasu obserwowała ją w milczeniu. Jasnowłosa, blada, drobna, siedziała pod konarem niedalekiego drzewa z rękami złożonymi na kolanach. Wyglądając tak surrealistycznie, abstrakcyjnie, niecodziennie i w pewnym sensie… nieczłowieczo, że było to wręcz niemożliwe. Jej wielkie oczy (bo w końcu strach zawsze ma je całkiem pokaźnych rozmiarów) bez żenady obserwowały każdy ruch Puchonki, która momentalnie znieruchomiała. Niezdolna do ruchu, niezdolna do opanowania gwałtownego westchnienia, który niejako jej się wymsknął. Stała tam, moknąc, patrząc przeznaczeniu prosto w twarz, nieświadoma jeszcze jaki los bywa zabawny. Nieświadoma ile skrywać może towarzysząca jej dziewczyna. Z początku myślała, że zjawa zniknie sama - bo przecież wystraszeni niekoniecznie myślą logicznie. Gdy to nie stało się po paru odczuwalnie długich minutach, Mer oszacowała swoją sytuację. Była niemalże na skraju Zakazanego Lasu, czy to może jedna z drzewnych rusałek? Nie znała się zbyt dobrze na ONMS, prawdę rzecz biorąc przedmiot był ten obcy w jednak… nie wyglądała na taką. Co więcej, dziewczyna uświadomiła sobie, że skądś te twarzyczkę kojarzy. - Hej - mruknęła niepewnie, machając nieśmiało prawą ręką. Gdyby chciała, już dawno zrobiłaby jej krzywdę, ale dlaczego jak dotąd się nie odezwała? |
| | | Gość
| Temat: Re: Cienisty zakątek Czw 21 Maj 2015, 23:28 | |
| No i stało się. Wcześniej pogrążona w swojej idealnej oazie, sama ze sobą i możliwością prowadzenia spokojnej wędrówki myśli, które z łatwością biegały po skomplikowanych labiryntach jej umysłu, a jedynym towarzyszem był mało szkodzący Adam. Teraz jej przestrzeń wraz z ciszą została przerwana przez rudą dziewczynę, o posturze na tyle drobnej, że Lilith zaczęła się zastanawiać, czy możliwym jest, aby silniejszy podmuch wiatru zgiął ją w pół, bądź przeniósł o dobre parę metrów. Błaha myśl, jednak szybko zdążyła się zakorzenić w jej głowie, sprawiając narodziny kolejnego pragnienia, tym razem przetestowania owej wizji, o ile zdołałaby odnaleźć odpowiednie zaklęcie. Przyglądała się jej tak dłuższą chwilę, starając odnaleźć w zakamarkach swojej pamięci jej twarz, jednak mimo skupienia i wielkich chęci, nie zdołała dopasować jej do żadnego z wielkiego grona osobników kojarzonych ze szkoły. Czyżby nie była stąd i się zgubiła? Przecież to nie było możliwe. Nie dostałaby się tu tak łatwo. To był Hogwart. Ten tok rozumowania zaprowadził ją korytarzem myśli pod zamknięte drzwi z wielką czerwoną lampką nad nimi i zdobionych równie wielkim napisem „UWAGA”. Chwyciła za różdżkę, mocno zaciskając na niej swoje palce, a sówkę instynktownie chowając głębiej do rękawa. Jeśli nie była ze szkoły, to musiała być z jakieś organizacji, która umożliwiłaby jej przedostanie się tutaj. W tej chwili nie wpadła na to, że jej pamięć mogła najzwyczajniej zwieść, była święcie przekonana, że stojąca nieopodal dziewczyna musiała znaleźć się tutaj z jakiś konkretnych przyczyn. Czy to ministerstwo chciało wysłać kogoś na przeszpiegi, czy to może jedna z postaci mrocznego sprzymierzenia. Nie interesowało jej to. Osobnik został przyłapany podczas wykonywania swojego zadania, więc możliwym było, że chciał zlikwidować świadka. Zerwała się na nogi, zadziwiając tym samą siebie, że ukrywała w sobie aż tyle energii, zamieniając zwykle apatyczną zmorę w gotowego do walki drapieżnika. Wcześniej zarejestrowane przez uszy przywitanie, dopiero teraz, po dłuższej chwili dotarło do mózgu impulsami, wraz ze wszystkimi informacjami. Intonacją, szybkością, a nawet wysokością wypowiedzianego słowa. Gdy skleciła wszystko w całość, otrzymała zbieżny komunikat z tym, co wcześniej założyła. Osoba gotowa ją zabić nie wypowiedziałaby tego w owaki sposób. Już chciała poluzować uścisk na różdżce, ale zalała ją nowa fala podejrzeń sugerująca, że może takie właśnie było jej zamierzenie – jak najdłużej zachować pozory. Wciąż spięta i trzymająca się na baczności rozluźniła mięśnie twarzy, aby sprawiać wrażenie nie przejętą zaistniałą sytuacją. Powinna tak samo jak przeciwnik, o ile właśnie nim miała się okazać stojąca przed nią rudowłosa, pozostać w roli i starać się ją zwieść. - Hej - wymamrotała w końcu w odpowiedzi. – Obecna pogoda chyba zbytnio nie sprzyja przechadzkom. Jej słowa, chodź wypowiedziane szybko, były dobrze przemyślane. Chciała ją podpuścić i w miarę szybko dowiedzieć się co tutaj robi i jakie są jej zamierzenia. |
| | | Meredith Walker
| Temat: Re: Cienisty zakątek Wto 26 Maj 2015, 22:50 | |
| Meredtih obserwowała siedzącą pod drzewem zjawę z niemałą ciekawością. Ciekawością, której każdy cal należał jej się doskonale - w końcu nie na co dzień spotyka się niezwykłych ludzi w tak niezwykłych miejscach. Nie mówiąc już o tym, że dziewczyna nie do końca przekonana była co do istoty natury, nadal mając ją za swego rodzaju rusałkę… bądź wilę? Cholera, tak to jest jak opuszcza się przedmioty dodatkowe. Niemniej jednak, stała tak i dość bezczelnie, może zbyt nachalnie obserwując dziewczynę. Która zdawała się być tak samo oderwana od rzeczywistości niczym ona sama, choć zdaje się, że gdy zobaczyła intruza nagle spoważniała. Meredith z niemałym zaskoczeniem zauważyła, że jej reakcja niepomna do poprzedniej pozy, pozy bardzo biernej, zmieniła się drastycznie w ciągu paru sekund. Co więcej, miała wrażenie, że nie była kompletnie nad wyraz, bo nieznajoma przyjęła pozycję jakby do obrony… a przecież ona sama nie chciała zrobić jej krzywdy. Wyszła tylko i wyłącznie na spacer, który miała na celu swobodny rozwój głęboko skrywanych stanów depresyjnych, a to przecież nic złego? Ani nie była sługą… tego kogoś, kto nasłał dementory na zamek podczas balu ani nawet kimś podobnym. Nie chciała także ani podsłuchiwać, ani nastraszyć dziewczyny - nic z tego nie było jej intencją. Dlaczego więc miała taką nieufną minę, przecież nie musi się jej bać? Meredith uśmiechnęła się niemrawo, nie czując strachu wobec dziewczyny. Być może w pewnym stopniu rozumiała nawet jej gwałtowną reakcję, co nie zmieniało faktu, że była ona kompletnie zbędna. Przecież skoro los, a w tym wypadku to musiał być on, doprowadził do ich spotkania akurat na (powiedźmy, że) terenie szkoły - nic złego spotkać ich nie mogło. Nie zważając na ostatnie wydarzenia, Hogwart wciąż był miejscem najbezpieczniejszym na mapie Zjednoczonego Królestwa, wolnym od wszelkich morderców i psychopatów. Bo i kto latałby po zagajnikach wokół szkoły w poszukiwaniu ofiary w postaci ucznia, którego poszukiwaliby wszyscy? Są o wiele lepsze miejsca. Pełna ufności, nadziei, sympatii spojrzała prosto w oczy Lilith, tak błogo nieświadoma jak bardzo się myli, i by pokazać że nie ma złych zamiarów powoli rozłożyła ręce. Wysłuchując dość szybko… wypowiedzianego przez dziewczynę zdania, a raczej polecenia czy może i stwierdzenia? Uśmiechnęła się lekko. - Mi to nie przeszkadza - odpowiedziała Puchonka, podchodząc powoli do zjawy, dziewczyny, wili - niepotrzebne skreślić - Jestem Meredith, a Ty? Zagaiła przyjaźnie, spoglądając raz jeszcze na jej rysy twarzy. Teraz była niemalże pewna, że ją zna a jeśli jej przypuszczenia się potwierdzą oznaczało to jedno - chodziła do jej szkoły. Kto wie, może i były w tym samym wieku? Niektórzy zdają się przemykać przez zajęcia niemal niewidoczni. |
| | | Gość
| Temat: Re: Cienisty zakątek Wto 09 Cze 2015, 17:14 | |
| Jej oczy wciąż skupiały się na dziewczynie, mimo usilnych prób ogarnięcia wzrokiem całego otoczenia, wolała wiedzieć co dzieje się w około niej, niż być skoncentrowaną na jednym punkcie. W końcu kto mógł wiedzieć czy z innej strony nie zaczai się następna osoba? Niestety twarz towarzyszki zdawała się być na tyle znajoma, że w głowie Lilith powstawało mnóstwo pytań, a myśli zajęły się odszukiwaniem na nie odpowiedzi w zakamarkach jej pamięci. Skończyło się na tym, że niczym manekin, stała nieruchomo i obserwowała poczynania drugiej. Widząc, jak chce się zbliżyć, zrobiła jeden krok do tyłu, po czym od razu skarciła się w myślach. Zachowaj spokój. Tak, to była główna dewiza, którą powinna się teraz kierować, aby nie dać po sobie poznać zaniepokojenia, jakie w niej hulało, niczym sztorm na oceanie. W środku mogła się topić od wielkich fal i niedających oddychać bałwanów, ale na zewnątrz musiała zachowywać się neutralnie. Trwać przy swojej obojętnej minie i nie podpaść prawdopodobnemu przeciwnikowi. Nie udało jej się zdobyć na uśmiech odpowiadający na ten otrzymany od stojącej przed nią osobniczki. Ogólnie nie szło jej dobrze w nawiązywaniu kontaktów, dlatego bała się, że może ujawnić swoje podejrzenia wobec niej. Westchnęła ciężko. Chyba będzie musiała się trochę namęczyć. - Lilith – powiedziała bez zbędnych ogródek. Jej imię już chyba kiedyś przemknęło jej koło uszu, więc nieco ochłonęła, co pomogło jej w udawaniu spokojnej. – Jak widać, taka pogoda też nie jest mi straszna. Powiedziała cokolwiek jej przyszło na myśl, byleby nawiązać z nią kontakt, dzięki któremu uda jej się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Nie lubiła głupiego gadania, które przeważnie wiązało się z poznawaniem kogoś, dlatego tym bardziej przychodziło jej to z taką trudnością. Każde pytanie jakie przychodziło jej do głowy, a mogłoby jej pomóc w zebraniu informacji, wyrzucała od razu z głowy, bo wydawało jej się zbyt idiotyczne. - Do którego domu należysz? – rzuciła w końcu, chcąc przerwać ten dyskomfort, zaczynając jej ciążyć do tego stopnia, że nogi zaczęły jej cierpieć , a który zapewne dziewczyna naprzeciwko niej też zaczynała powoli odczuwać. Takie pytanie wydało jej się najmądrzejszym, z szerokiego wachlarza możliwych do zadania. Dzięki niemu dowie się co nie co o jej charakterze, a może nawet znajomościach przez nią zawartych. W końcu na tym jej zależało. Jak najwięcej informacji, w jak najprostszy sposób. |
| | | Meredith Walker
| Temat: Re: Cienisty zakątek Sob 13 Cze 2015, 21:32 | |
| Czy ona się boi? Meredith nieznacznie przegryzła wargę, obserwując reakcję Lilith. Dziewczyna wydawała się się być obojętna a jednak – nie sposób nie zauważyć kroku w tył, który zrobiła odruchowo, widząc jak Puchonka stara się pokonać dzielący ich dystans. Dziewczyna skarciła się za to myślach, dopiero teraz spostrzegając jak prywatność Ślizgonki została, przynajmniej w jej mniemaniu, naruszona. No tak, nie każdy jest tak wylewny jak ona sama, a raczej jak jej puchoniaści przyjaciele. A swoją drogą, ciekawe do jakiego domu należała dziewczyna. Postanowiła jej o to nie pytać, nie chcąc sprawiać jeszcze gorszego wrażenia niż dotychczas. Zamiast tego, uważając aby nie postąpić już ani pół kroku naprzód, odpowiedziała z delikatniejszym niż przed chwilą uśmiechem. - Miło mi cię poznać – co nie było ani kłamstwem, ani pustą formułą grzecznościową. Bo Mer jako stanowcza przeciwniczka wszelakiego wiarołomstwa starała się nie rzucać słów na wiatr, znając bardzo dobrze odpowiedzialność, jakie te ze sobą niosą. Dlatego warto zauważyć, że naprawdę było jej miło poznać Lilith, w tak niecodziennym miejscu, w takich a nie innych okoliczność. Ostatnio unikała towarzystwa, z powodów o których nawet nie chciała już myśleć a jednak… dobrze było poczuć wśród pustki, półmroku, chłodu oraz wiatru, że nie jest sama. I chociaż spotkanie panny Worrell nie przyniesie jej jakiegokolwiek ukojenia, nie będzie remedium na trapiące ją problemy – dobrze jest czasami wiedzieć, że nie jest się samemu ze swoją samotnością. Tak, to chyba odpowiednie słowa na opisanie tego dziwnego rodzaju ulgi, którą poczuło ufne serduszko Meredith. Uśmiechając się dlań ciepło, postanowiła nie dręczyć nowopoznanej dziewczyny tuzinem pytań, które nawet już niespecjalnie pchały się na usta. Szczerze powiedziawszy postawiła ona sprawę jasno – trzymać się na dystans, co Puchonka była w stanie zrozumieć. Ciesząc się, jak na ironię, z towarzystwa nieznajomej przyglądała się jej uważnie, dostrzegając coraz więcej szczegółów aparycji, które w półmroku jej umknęły. Starała się przy tym nie być zbyt nachalna czy też ciekawa – ot, rzucała okiem od czasu do czasu na bladą twarzyczkę towarzyszki, odnajdując w koleżankę z tego samego rocznika. Gdy w końcu ciszę przerwało pytanie, Mer spojrzała się prosto w piwne tęczówki Lilith. Z prostotą dziecka, odpowiedziała pokrótce - Hufflepuff – po czym po chwili zawahania, spytała cichutko - A Ty? Nagle usłyszała trzask łamanej gałązki, gdzieś nieopodal. Dziewczyna nasłuchiwała przez chwilę w ciszy, po czym zerknęła na Lilith. Słyszała to samo? |
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Cienisty zakątek Sro 15 Lip 2015, 01:01 | |
| Deszcze niespokojne potargały wiatr. A Murph na tej wojnie walczyła sama ze sobą. Ze swym lenistwem oraz słabościami. Z bólem, nieprzyjemnym uczuciem wilgoci, z zimnym oraz ostrym powietrzem. Z zalążkami braku pewności w siebie. To śmieszne, że parę kilometrów przebytych truchtem tak bardzo dopieszcza ego. W sposób pozytywny, motywujący oraz przede wszystkim - nader pokorny, paradoksalnie. Bo dopiero gdy człowiek uświadamia sobie własne mankamenty jest w stanie spostrzec, że ich ignorowanie sprowadza na złą drogę. Równią pochyłą do samego koziego rogu, gdzie uświadamiasz sobie swoje błędy o wiele za późno. Na szczęście na nią nie było jeszcze za późno, bo dość szybko wzięła się za siebie. Choć mogło być lepiej, nie było źle - zawsze mogła obudzić się dzień przed starciem z drużyną Lancastera. Albo dwa dni przed ostatecznym treningiem. A jednak zły los jej tego oszędził - bo do jej pierwszego meczu jest jeszcze czas. Może nie jest go sporo ale da radę się trochę poprawić. Udoskonalić. Zmienić I tak jak nakazał jej Riaan owe zmiany wdrażała systematycznie. Codziennie rano wychodziła z łóżka o pół godziny wcześniej niż zwykle, robiąc serie brzuszków, pompek, grzbietów. Oczywiście nie uskuteczniała ich w towarzystwie śpiących koleżanek, a w cichej i przestronnej klatce schodowej prowadzącej do dormitorium dziewczyn, której ciszę spokój oraz idealną lokację zauważyła dopiero ostatnio. Przynajmniej jak na początek się nada. A zresztą, lubi tam siedzieć. Poza tym obiecała sobie solennie trzy przebieżki w tygodniu oraz dwie rundki miotłą nad jeziorem. Choć ta druga sprawa była o wiele bardziej skomplikowana, nie poddawała się i dalej przemycała Nimbusa z dala od czujnego wzroku Filcha oraz Norriski. Ćwicząc nad cichą wodą zwis, który wychodził o wiele lepiej niż za pierwszym razem pocieszała się myślą, że gdy ten będzie chciał ją potraktować skonfiskowaną łajnobombą, przynajmniej uniknie ciosu. Natomiast jeśli chodzi o jogging, który z kolei był całkowicie legalny… no cóż, z nim musiała mocować się najdłużej. Nie lubiła biegać dla samego treningu, uważała to za czynność niezwykle nudną i jednostajną. Taką… nijaką. Bo co innego, gdy musiała jak najszybciej dobiec w punktu a do punktu b - wtedy uwielbiała czuć pęd we włosach, pot na skroniach, nogi zawsze o dwa kroki dalej niż tułów. Jednak ścigać nie miała się, niestety, z kim. Dlatego sama sobie to jakoś zrekompensowała. Ulegając trendowi, który tak niepostrzeżenie wkradł się ostatnio w jej życie - wracała do starego. Najpierw - trening z miotłą sam na sam, jak za dobrych czasów a teraz wspinaczki na same szczyty wysokich dębów. Od dziecka uwielbiała wspinać się na drzewa, sprawiało jej to przyjemność i napawało satysfakcją. Ćwiczyło zarówno równowagę jak i mięśnie oraz pewność, szybkość, zwinność ruchów. A tego wszystkiego jej najwyraźniej brakowało, z czego do tej pory nie zdawała sobie sprawy. Dlatego więc w ten chłodny, dżdżysty i nieprzyjemny poranek Murphy Hathaway znalazła się w zacisznym leśnym zagajniku niedaleko Zakazanego Lasu. Był to kolejny dzień intensywnych treningów, jednak dopiero dzisiaj spotkała tu kogoś innego niż pustkę, ciszę, samotność. Na dodatek dwie osoby, no proszę. Nie odezwała się od razu, cicho zbliżając się do dziewcząt. Najpierw miała zamiar dokładnie im się przyjrzeć - a nóż była świadkiem czynienia czegoś nielegalnego? Co one tu robią, same, o tej porze? Stop, czy to nie ta blond koleżanka Rabe? Murph trącona tą myślą zrobiła coś bardzo głupiego. Mianowicie postąpiła krok do przodu, napotykając suchą gałązkę, która zdradziła jej obecność. Co niestety starczyło, by dziewczęta przestraszyć na tyle, by ją opuściły. Wymieniając w szybkim truchcie przerażone spojrzenia, co nie umknęło bystremu oku Gryfonki. Nie krzyczała za nimi, nie biegła. To bez sensu. Nawet ich tutaj nie chciała, więc w sumie dobrze, że sobie poszły. Przynajmniej ona będzie miała znów spokój i zostanie sama. Pomyślała, uśmiechając się pod nosem. Po czym podeszła do wysokiego kasztanowca i łapiąc się oburącz za najbliższą gałąź, rozpoczęła wspinaczkę.
zt wszystkie |
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Cienisty zakątek Pią 27 Lip 2018, 14:54 | |
| Poranek w Hogwarcie, szkoła się budziła, bynajmniej nie od dźwięku dzwonów Notre Dame, ale jednak - tak wczesna pora sprawiała że Marcus naprawdę był w stanie spodziewać się tutaj samotności, albo przynajmniej braku nieprzyjemnego towarzystwa. Z rana uciekł z objęć Nemesis, zostawiając tylko mała karteczkę że potrzebuje coś przygotować. Tak oto znalazł się tutaj. Najpierw oczywiście musiał się uraczyć papierosem, bowiem jakże inaczej mógłby zacząć swój dzień. Dopiero kiedy już nakarmił raka, mógł przejść do tego dlaczego tak naprawdę się tutaj znalazł. Przysiadł sobie pomiędzy krzewami lawendy i wyciągnął pergamin i atrament opierając go sobie na kolanach. Co właściwie tu robił? Otóż Glom jak zwykle miał genialny plan i zamierzał go sobie dokładnie rozpisać aby nic mu nie uciekło. Zaczął więc kreślić. Naturalnie zawsze istniała szansa że ktoś przybędzie aby podglądać i popełni błąd swojego życia, zaglądając na pergamin - w końcu niedobrze by było gdyby ktoś poznał jego plan. Dlatego też używał głównie symboli jasnych tylko dla siebie. Na początku wypisał rzymskimi literami 18 na środku pergaminu, tuż pod tym pisząc litery GS połączone linią z N. Następnie zrobił linię łączącą GS z VV. Wyciągnął z kieszeni tabliczkę czekolady marcepanowej która była dla niego idealnym substytutem śniadania i kreślił dalej sobie tylko zrozumiałe symbole. Chwilę później na pergaminie pojawiły się również linie od N, jedna prowadząca do DS, a druga ze znakiem zapytania pośrodku prowadząca do CA. Kolejna długa linia odprowadzona od GS, prowadziła do RV. Shuzo wysunął się z rękawa i zasyczał na pergamin, zupełnie jakby uznał go za swojego wroga numer jeden. Następnie osyczał Gloma, który poświęcił mu moment i popukał go w łebek. Nie wiedział że zabrał ze sobą węża ale co tam, niech będzie, najwidoczniej ta gadzina sama się wkradła. Chwilę później żmija wysunęła się z kieszeni zauważając przebiegającą mysz. Marcus uznał że to dobrze, że Shuzo upolował sobie sam śniadanie. Kolejny gryz czekolady, kolejna linia - tym razem łącząca RV z NA, znowu ze znakiem zapytania. W jego głowie huczało tylko jedno stwierdzenie - mało, zdecydowanie za mało, potrzebował więcej. Cholera. |
| | | Clarissa Grigori
| Temat: Re: Cienisty zakątek Pią 27 Lip 2018, 19:47 | |
| Było wcześnie, bardzo wcześnie. Słońce ledwie się zbudziło i zaszczycało błonia swoim ciepłem, a Risa patrzyła na to zachwycając się kolorami które właśnie się budziły. Delikatne muśnięcie ciepła na płatku kwiatu, a ten już otwierał się aby pochłonąć jak najwięcej tego ciepła. Był to magiczny widok. Pełen życia i porządku w naturze. Przez chwilę czerpała z niego jak najwięcej aby w następnej sekundzie zmierzać w tylko sobie znane miejsce. I pewnie ktoś postronny spytałby co też ta dziewczyna robiła tak wcześnie na nogach. Otóż odpowiedź jest bardzo prosta. Nie mogła spać. I nie byłaby to pierwsza nieprzespana noc w tym tygodniu. Trzecia ale kto by to liczył. Wolnym krokiem ruszyła w stronę chatki Hagrida, chodź nie ona była jej przystankiem końcowym, a to, co znajdowało się za nią. Niewielka polana, chodź słowo "polana" w tym przypadku było nie na miejscu. Bardziej nazwała by to zbitym terenem, umożliwiającym zaszycie się z dala od wścibskich spojrzeń i cichych szeptów. Nie spodziewając się nikogo w tym miejscu. Weszła pomiędzy krzewy lawendy upajając się ich zapachem. Uwielbiała lawendę. Dawała jej dziwne poczucie bezpieczeństwa. Trochę zabawne zważając na to kto znajdował się pomiędzy krzewami. Nie od razu go zauważyła. Musiało minąć kilka sekund aby jej wzrok zarejestrował postać siedzącą zaledwie kilka kroków od niej. Znała go z widzenia. Kto by nie znał. chłopak był dość charakterystyczną osobą. Do tej pory nie spotkała nikogo z identycznym lub podobnym kolorem włosów co jego. Nawet nie zarejestrowała tego, że patrzy się na niego z lekko otwartą buzią i rozszerzonymi oczami. Niby powinna coś powiedzieć ale żaden dźwięk nie chciał opuścić jej ust. Mogła jedynie stać i patrzeć się na niego jak jakaś idiotka. Mogła..., jednak nie zrobiła tego. Zaśmiała się pod nosem. Ależ ona głupia. Przecież to tylko chłopak z innego domu. Fakt, miał cudowne włosy ale to tylko zwykły czarodziej. Ogarnij się dziewczyno! I wtedy zauważyła co chłopak robił, chodź nie do końca. Pisał? Rysował? Nie ważne. - Plany podboju szkoły? - zażartowała wskazując ruchem głowy na pergamin. Tak naprawdę mało ją interesowało co było na kartce. Chciała jedynie jak najszybciej przerwać ciszę.
|
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Cienisty zakątek Pią 27 Lip 2018, 20:33 | |
| Cóż za zabawny zbieg okoliczności. Po raz kolejny osobą która przerywa mu samotność i knucie spisków, jest Puchon. Tym razem płci żeńskiej. To dziwne że jeszcze nie rozeszło się po szkole że to lekkomyślne. Czyli najwidoczniej Vini się nie chwalił za bardzo. Tej akurat nie znał zbyt dobrze - widywał ją czasem, wiedział że ma na imię Clarissa ale na tym jego wiadomości na jej temat mu się kończyły. W pierwszym odruchu miał ochotę nakazać jej odejść, potem jednak wpadł na inny pomysł - w końcu wiedział doskonale, że nawet w Slytherinie cierpieli na brak interesujących jednostek. Być może ta szkoła po prostu była wypełniona kretynami, niewartymi uwagi - a może wręcz przeciwnie? Może właśnie tutaj przychodziła mu z odsieczą Puchonka - co jeśli faktycznie osoby którym można poświęcić trochę więcej zainteresowania, niż jest niezbędne do obdarzenia kogoś pogardliwym spojrzeniem, chowały się pośród kartofli z domu Borsuka? Ciekawe. Postanowił sprawdzić tą teorię. - Podbijanie szkoły to mało ambitne zajęcie. Planowałem raczej przejęcie pełnej kontroli nad światem. Reflektujesz na dołączenie się do mojego mrocznego planu? - spytał cicho, jednakże po charakterze wypowiedzi można było się domyślić że to żart. No, chyba że ktoś znał go na tyle że wiedział że mógł mówić prawdę, jednakże takich osób było niewiele - nawet najbliższe mu osoby w znacznej większości nie byłyby w stanie jednoznacznie stwierdzić czy Glom naprawdę chce dominacji nad światem. No, może z jednym wyjątkiem, ale na potrzeby spokoju duchowego każdy raczej odebrałby to jako żart, prawda? - Nie sądziłem że ktoś jeszcze o tej porze zamiast oddawać się śnieniu niestworzonych historii, postanawia pohasać sobie na zewnątrz - rzucił, stwierdzając raczej fakt. Nie zamierzał zadawać takich pytań jak "czemu nie śpisz" bo jego zdaniem było to najzwyczajniej w świecie jedno z najgłupszych pytań na świecie. Wolał stwierdzić fakt. Zakorkował kałamarz i schował go razem z pergaminem do torby. Wstał. - Zapomniałbym o mych manierach. Marcus Glom. Nigdy nie mieliśmy okazji się poznać osobiście - powiedział wyciągając do dziewczyny rękę, a kiedy ją przyjęła ucałował ją w wierzch dłoni. Uraczył ją również jednym ze swoich standardowych, szelmowskich uśmieszków. W końcu maniery też mu wpoili. Jego kochana wymagająca rodzinka chciała z niego zrobić istotę absolutną, więc siłą rzeczy musiał też mieć nienaganną prezencję. Następnie wpadł jeszcze na coś - skoro już gra miłego, grzecznego chłopaczynę to wypadałoby zadbać o komfort psychiczny rozmówcy. Większość kobiet nie przepadało za gadami, chwycił więc Shuzo i uniósł go. - Koniec spaceru mój przyjacielu - mruknął do węża, a żmija posłusznie wsunęła się pod płaszcz. Po chwili go naszło że zapewne to trochę zepsuło jego pozę porządnego obywatela, ale co tam. Ślizgoni i węże to chyba nic specjalnie zaskakującego. |
| | | Clarissa Grigori
| Temat: Re: Cienisty zakątek Pią 27 Lip 2018, 21:41 | |
| Zaśmiała się pod nosem trącając wierchem dłoni łodyżki lawendy. Jej zapach był na tyle silny, że nawet stojąc docierał do jej nosa. Pomalutku nabierała powietrza aby delektować się nim jak najdłużej. Było to niezwykłe zioło. Potrafiło odprężyć, a zarazem, w przypadku zmęczenia i znużenia, pobudzić. W tym momencie zdecydowanie odczuwała to pierwsze. Znużenie jeszcze nie dawało się jej we znaki, jednak jeśli nie prześpi i tej nocy będzie musiała odwiedzić znienawidzone miejsce - skrzydło szpitalne. Śnienie niestworzonych rzeczy... Ładnie powiedziane. Sama co prawda mogłaby stwierdzić to samo jednak nie chciała wdawać się w dyskusję o tym czemu, dlaczego, przez jakie powody nie śpią. Nie znała go, więc z jakiego niby powodu miałaby się uzewnętrzniać? - Tylko o tej porze słychać, niczym nie zagłuszony śpiew ptaków. - rozejrzała się dookoła jednak żadnego ptaka nie usłyszała ani nie zobaczyła. Za bardzo się tym nie zdziwiła, gdyż byli w zakazanym lesie. Tutaj ptaki nie wlatywały. Doskonale wiedziały co znaczy słowo "zakazane" Nie to co ta dwójka. - A przynajmniej słychać je na błoniach. - spojrzała na chłopaka. Tyle chyba wystarczyło. Wdawanie się w szczegóły było zbędne. I tak by nie zrozumiał jej prawdziwych pobudek. Nikt poza nią by ich nie zrozumiał. Zaniemówiła, gdy ten wstał i ucałował wierzch jej dłoni. Mogłaby nawet przysiąc, że poczuła gorąco na policzkach. Całe szczęście, że nie docierało tutaj za dużo promieni słonecznych. Może nie zauważył tego. Przełknęła ślinę aby móc również się przedstawić. - Clarissa Grigori. - przedstawiła się w dalszym ciągu lekko zakłopotana. - Osobiście z pewnością... - nie skończyła zdania, gdyż chłopak schował do rękawa żmiję. Czy bała się jej? Oczywiście, że nie. Bardziej przerażały ją pająki i ciemność. Węże były zupełnie inne jednak wolała na nie patrzeć z daleka. Na rękę nie wzięła by żadnego, a tym bardziej nie pozwoliłaby aby któryś wszedł do jej ręka jak to zrobił obecny wąż. Na samo wyobrażenie uczucia jakie to musi nieść ze sobą wzdrygnęła się. Przecież one były zimne. A przynajmniej tak myślała. Chcąc odwrócić swoją uwagę od zwierzątka skierowała swoje spojrzenie na twarz chłopaka. - O czym ja mówiłam? - chodź starała się przypomnieć sobie o czym mówiła jeszcze chwilę wcześniej, nie potrafiła. Za bardzo zaabsorbował ją widok węża. - Nie ważne. - nabrała powietrza do płuc, po czym wypuściła je powoli. - Jak się nazywa? - spytała jak gdyby nigdy nic starając się wrócić do rozmowy.
|
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Cienisty zakątek Sob 28 Lip 2018, 15:54 | |
| Mimo że nie dał tego po sobie zupełnie poznać, w głębi duszy rozbawiła go jej reakcja. Dla wprawnego obserwatora bowiem, nawet takie drobne reakcje były zauważalne. No proszę, wystarczy okazać minimalne maniery żeby niewiastom odbierało mowę, w jakich czasach oni żyli. Chociaż, po głębszym namyśle faktycznie miało to zasadność - większość facetów raczej nie potrafiła się zupełnie zachować w obcowaniu z damą. Pytanie czy to dlatego, że kiepscy byli z nich mężczyźni, czy raczej fakt że coraz mniej dam hasało po świecie a ich miejsce zajmowały niedojrzałe dziewczynki. Bez znaczenia zresztą, to był raczej zwykły fakt do odnotowania. - Miło mi Cię poznać, Clarisso - odparł tylko, żeby dopełnić formułki grzecznościowej. Od razu odnotował że jego mały, oślizgły przyjaciel wystarczył by zbić dziewczynę z tropu - to już kreowało mu pewien jej obraz, jednakże nie mógł być niczego do końca pewien. W tym roku nauczył się by nikogo pochopnie nie osądzać, nawet jeśli był Puchonem, bowiem ludzie potrafili zaskakiwać. Ci którymi gardził, stawali się nagle jego najbliższymi, zaś Ci których uważał za bliskich potrafili zrobić obrót o sto osiemdziesiąt stopni i przestać mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Czasem był to powolny proces, stąd też wiedział że musiał dać sobie więcej czasu na ocenienie dziewczyny, jednakże zamierzał to sobie ułatwiać. Cały czas uważnie ją obserwował, wypatrując jakichkolwiek niewerbalnych sygnałów, mowy ciała, czegokolwiek co zdradziłoby mu o niej jak najwięcej informacji. To prawdopodobnie było najciekawsze w zawieraniu nowych znajomości. Odkrywanie prawdziwej tożsamości rozmówcy i zastanawianie się nad tym, w którym miejscu świata czy genialnego Marcusowego planu mógłby leżeć idealnie. - Ta gadzina to Shuzo. Groźny, jadowity wąż. Tak przynajmniej mówią, bo byłem świadkiem jak ugryzł się w język i przekonał na własnej skórze że faktycznie jest jadowity - mruknął cicho, co jego pupil skwitował syczeniem z okolicy barku Ślizgona. No proszę, zupełnie jakby gadzina rozumiała co do niej mówi. Zupełnie jakby zwierzę wiedziało że właśnie się z niego nabija. To akurat była prawda - żmija raz ugryzła się w język. I tak ma szczęście że nie wspominał o takich rzeczach jak klinowanie się w rolce papieru toaletowego czy niesamowity strach przed groźnym przeciwnikiem, skarpetką. |
| | | Clarissa Grigori
| Temat: Re: Cienisty zakątek Wto 31 Lip 2018, 23:11 | |
| Na słowo groźny spojrzała na chłopaka z lękiem w oczach. Czy mówił poważnie? Ten mały gad mógł być groźny? Wolała tego nie sprawdzać i uwierzyć ślizgonowi na słowo. Chodź z drugiej strony skoro ta mała istota sama ugryzła się w język i przeżyła to może nie była aż tak niebezpieczna... Nie Clarissa! Nie będziesz tego sprawdzała i już. - Shuzo... - powtórzyła jego imię zastanawiając się gdzie je już słyszała. Wydawało się jej ono bardzo znajomo więc z logicznego punktu widzenia powinna słyszeć gdzieś je już wcześniej, jednak nie potrafiła sobie przypomnieć gdzie, ani w jakiej sytuacji. Po chwili odpuściła, gdyż nie było to tak istotne. - Jest śliczny. - w ułamku sekundy jej oczy nabrały iskierek. Wpatrywała się w gada z oczarowaniem, chodź w dalszym ciągu nie wzięła by o na ręce. Nawet nie chciała wyobrażać sobie jak zimna i nieprzyjemna może być jego skóra. - Skoro sam się ugryzł to w jaki sposób jeszcze żyje? Bez urazy mały. - ostatnie zdanie wypowiedziała patrząc na węża. Zimny wiatr rozwiał jej włosy i wdarł się pod szatę wywołując gęsią skórkę na jej rękach. Mimo piętnastu stopni wcale nie było tak ciepło jak mogłoby się zdawać. Okryła się szczelniej szatą mając nadzieję, że w jakikolwiek sposób to pomoże. Pomogło ale tylko odrobinę. Powinna była wziąć coś cieplejszego. Gdyby tylko wiedziała, że będzie spacerowała dalej niż po błoniach... Włożyła ręce w kieszenie swojej szaty. - Każdy w waszym domu ma węża? - ledwie wypowiedziała to pytanie, już pożałowała, że opuściło ono jej usta. Było to tak głupie jak spytać się czy centaury mieszkają w zakazanym lesie. - Wybacz, głupie pytanie. - policzki lekko poczerwieniały jej z zażenowania. Przygryzła lekko wargę zastanawiając się jak wybrnąć z tej sytuacji. - Tak naprawdę nie znam nikogo kto miałby węża za pupila. A skoro ty masz węża i należysz do domu węża to... Wiesz co, nie ważne. Zapomnij o tym. - uśmiechnęła się delikatnie do niego mając nadzieję, że nie zauważy jak bardzo jest zakłopotana. Merlinie,, jakie to było niezręczne. Przynajmniej dla niej. Nie interesowało jej tak naprawdę co on sobie o niej pomyśli. Przy nim, nie wiedzieć czemu, nie udawała. Była sobą. Nie przed każdym, a przynajmniej nie każdemu pokazywała swoje prawdziwe oblicze. Nie przy każdym była uśmiechnięta, otwarta, ciekawska. Bardziej ludzie kojarzyli ją z dystansem, małomównością, spokojem. Zero ekscytacji czy pokazywanie innych uczuć niż spokój. Marcus miał szczęście. Mógł wyrobić sobie zdanie na jej temat wiedząc jaka jest naprawdę. W dalszym ciągu mu nie ufała i w razie czego doskonale wiedziała, że sięgnęła by po różdżkę, jednak czuła, że nie będzie to konieczne. Oby nie pomyliła się w tej kwestii. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Cienisty zakątek | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |