IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 "Nieposkromiony ogień"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Franz Krueger
Franz Krueger

"Nieposkromiony ogień" Empty
PisanieTemat: "Nieposkromiony ogień"   "Nieposkromiony ogień" EmptyPon 11 Sie 2014, 19:59

Opis wspomnienia
Oto, co może się wydarzyć, gdy piękna pani profesor zechce sama zająć się niesubordynacją jednego ze swoich ślizgońskich wychowanków...
Osoby:
Chantal Lacroix, Franz Krueger
Czas:
8 stycznia 1976 roku
Miejsce:
korytarz na parterze
Franz Krueger
Franz Krueger

"Nieposkromiony ogień" Empty
PisanieTemat: Re: "Nieposkromiony ogień"   "Nieposkromiony ogień" EmptyPon 11 Sie 2014, 20:21

Siódmy stycznia, cóż za piękny dzień, czyż nie? Szczególnie dla Franza Kruegera i bandy jego znajomych ze Slytherinu. Podobno bowiem każda okazja jest dobra do wychylenia szklaneczki whiskey, a jeżeli są to urodziny któregoś z wychowanków Salazara, zdaje się, że to okazja wręcz idealna. I to już nie tylko do jednej dawki procentowej cieczy, ale przynajmniej do kilkunastu. Wieczór był przedni. Zabawa, tańce, głośna muzyka. Cały pokój wspólny dudnił od hałasu, to dźwięków płynących z winylów, to z powodu przekrzykujących się uczniów. Sam Niemiec został przymuszony do wypicia z każdym przynajmniej szklaneczki lub kieliszka, co sprawiło, że chłopak, co prawda, dotrwał do końca imprezy, ale na drugi dzień spał jak suseł, jeszcze przynajmniej do godziny czternastej. W dodatku, co nie zdarzało mu się nazbyt często, obudził się z ogromnym bólem głowy, a jak wiadomo, najlepszym sposobem na wyleczenie kaca jest tak zwany klin. Dumny szesnastolatek sięgnął po niedokończoną butelkę whiskey stojącą na stoliku nocnym obok łóżka i nalał pół szklanki, wypijając ją jednym haustem. Zaraz po tym zapalił papierosa, co właściwie wcale nie było tak zbawiennym rozwiązaniem, jak się z początku spodziewał. Dym tytoniowy w połączeniu z alkoholem… na pusty żołądek. Na szczęście, chłopak nie miał problemów z mdłościami. Odnosił jednak wrażenie, jakby jego organizm trawił sam siebie, a młody Ślizgon umierał z głodu. Wziął więc prędko zimny, orzeźwiający prysznic, po którym nawet poczuł się nieco lepiej. Zaraz po tym założył na siebie wytarte, czarne jeansy i wygniecioną koszulę, którą nieskoordynowanym ruchem wyciągnął z szafy. Tak wyszykowany ruszył w kierunku kuchni, gdzie skrzaty przygotowywały już potrawy na obiad. Uszczknął parę kęsów, narażając się na ich gniewne spojrzenia, po czym powrócił do dormitorium i położył się znów na łóżku jak długi. Dziękował w duchu, że jego urodziny wypadły akurat w przeddzień wolnego od zajęć. Miał bowiem tę świadomość, że dzisiaj nie wyszedłby spod kołdry, choćby nawet czekał na niego ważny egzamin.
Syndrom dnia poprzedniego z czasem jednak mijał, a ostatecznie, pod wieczór, nie pozostawił po sobie już żadnego śladu. Niemiecki czarodziej gotów był do kontynuowania imprezy, choć tym razem nie spotkał już takiego entuzjazmu wśród ślizgońskiej braci. Rzecz jasna, było z kim się napić, co do tego nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości. Wszyscy jednak byli mniej lub bardziej wykończeni urodzinową libacją, więc to małe „after party” opierało się jedynie na spokojniejszych już rozmowach przy kilku szklaneczkach Ognistej whiskey. Franz miał wyjątkowo mocną głowę, zresztą, wystarczyło spojrzeć na to, jak wiele wczoraj przyszło mu w siebie wlać hektolitrów alkoholu. Ten wieczór, w porównaniu z poprzednim, wydawał mu się zatem bezpłciowy, chociaż chłopak nie narzekał na niedyspozycję niektórych znajomych. Część musiała jeszcze przygotować jakieś prace na zajęcia. On akurat miał labę, toteż nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie w dormitorium. Procenty przemierzające jeszcze nie tak dawno temu jego żyły zdążyły ulecieć, a chłopak spojrzał tylko ukradkiem na swoją szklaneczkę pozostawioną na stole w pokoju wspólnym. Dokończył jedynie swoją whiskey i stwierdził, że wyrusza na podbój Hogwartu, a innymi słowy, miał ochotę pospacerować po szkolnych korytarzach. Zegarek wskazywał na czterdzieści minut po godzinie dwudziestej trzeciej. Idealna pora na przechadzki. Opustoszały zamek zawsze zachęcał do łamania regulaminu, a jak wiadomo, Krueger miał go w głębokim poważaniu. Przed wyjściem Ślizgon spojrzał jeszcze w lustro, decydując się na zmianę pogniecionej i wyglądającej niechlujnie koszuli. Dopiero po założeniu na siebie czystej, białej jak śnieg i nowiutkiej, opuścił dormitorium Domu Węża.
Zwykle niemiecki czarodziej miał szczęście, jeżeli chodziło o unikanie Filcha, jego kotki, czy jakiegokolwiek innego nauczyciela. Prefekci zaś zwykle nie wlepiali mu ujemnych punktów, ani nie próbowali nawet strofować, rozumiejąc, że nie miało to najmniejszego sensu. Franz i tak zawsze robił, co chciał i parę punktów odjętych Slytherinowi nie robiło na nim wrażenia. Tym razem jednak chłopak czuł się nieswojo. Przechadzał właśnie długi korytarz na parterze, kiedy wydawało mu się, że na jego końcu, zza zakrętu, wyłonił się cień wysokiej postaci. Oczywiście, szesnastolatek nie miał możliwości rozpoznać w nim konkretnej osoby. Był jednak przekonany o tym, że postura nie wskazuje na żadnego z uczniów. Krueger westchnął tylko ciężko, choć nie cofnął się nawet o krok. Szedł dalej przed siebie, myśląc tylko o tym, że z pewnością czeka go jakaś wątpliwej przyjemności pogadanka. Naprawdę, tutejsze grono pedagogiczne robiło z igły widły. Sam Franz zaś nie rozumiał, co takiego przerażającego było w tym, że niektórzy uczniowie lubowali się w nocnych przechadzkach…
Chantal Lacroix
Chantal Lacroix

"Nieposkromiony ogień" Empty
PisanieTemat: Re: "Nieposkromiony ogień"   "Nieposkromiony ogień" EmptyWto 12 Sie 2014, 00:17

Całkiem niedawno objęła stanowisko nauczyciela eliksirów w Hogwarcie, a już czuła się tu jak w domu. Tak na prawdę to był jej dom. Jedyny i prawdziwy. Matka nie żyła, ojciec znalazł sobie nową żonę i był zaaferowany drugą córką, a życiowy partner... no cóż, pewne ścieżki rozwidliły się w niezbyt odpowiednim momencie ich życia i tak się złożyło, że Chantal musiała iść przez życie sama. Jakaś wątła iskierka nadziei jeszcze tliła się w jej sercu i nic nie dawało jej zgasnąć, nawet durna kobieca duma. Chroniła ją od przebiegłego wiatru codzienności swoimi dłońmi. Nie chciała dać jej zgasnąć. Podobno, dopóki niebo nie zmęczy się błękitem, dopóty będzie istnieć nadzieja. Akurat dzisiaj wzięło ją na wspomnienia. Przewracała w dłoniach wisiorek od Diarmuida i myślała o tych chwilach spędzonych razem. Czy nauka w najbardziej elitarnej szkole eliksirów była tego warta? Warta tylu lat rozłąki i jak widać, żadne nie miało na tyle odwagi by chociaż do siebie napisać?
Zirytowana melancholią, która ją ogarnęła spojrzała na zegarek. Była dwudziesta trzecia, miała wedle grafiku zacząć obchód po szkole. Podniosła się z fotela. Nie przebierała się nawet w strój do snu, więc nadal była w czanej szacie, która kończyła się przed kolanami. Nigdy nie miała problemów z figurą i ochoczo podkreślała swoją kobiecość. Narzuciła jedynie na ramiona pelerynę i wyszła z gabinetu. Leniwym krokiem przemierzała korytarze w lochach, ale nic jej nie zaniepokoiło. Lubiła te wilgotne, obmurszałe mury. Tutaj widziało swoje przyszłe życie.
Po spatrolowaniu lochów wyszła na parter. Wydawało jej się, że słyszy jakiś ruch na korytarzu... Nie przyspieszyła kroku. Wyszła zza załomu.
Na końcu korytarza dojrzała męską postać. Wzrost i postura podpowiadały jej, że to nikt z nauczycieli czyli.. uczeń. Uczeń, który bezprawnie przechadzał się po zamku. Kobieta nie zamierzała krzyczeć, wołać za nim by uświadomić go, w jakie bagno się wkopał. Czy ona była lepsza? Wymykała się z dormitorium praktycznie każdej nocy, a już w szczególności z Diarem. Ta pamiętna noc na błoniach... szła dalej. Wiedziała, że osoba z naprzeciwka już ją zauważyła, ale nie zboczyła z drogi. Nie uciekała. Zaciekawiona wyjęłą różdżkę i zapaliła światło. Wątłe promienie pozwoliły jej odgadnąć godność jegomościa. Franz Krueger. Młody Ślizgon z piątej klasy, niezwykle zdolny w eliksirach. Nieco arogancki i impertynencki, ale przez to czarujący.
-Niezwykła odwaga, Franz. Mało kto śmiało szedł by na spotkanie z nauczycielem, który go przyłapie na łamaniu szkolnego regulaminu. -przywitała się z nim cicho. Nie było nowością, że była bardzo pobłażliwa do wyskoków wychowanków Slytherina, czym zaskarbiła sobie ich sympatię i szacunek. Nie była niesprawiedliwa, ona... po prostu nie ukrywała się z tym faworyzowaniem. Za jej czasów dom Slytherina był bardzo poniżany, więc chciała mu oddać dawną chwałę. Przesunęłą różdżką na śnieżnobiałą koszulę chłopaka.
-Jakieś święto? Nie wydaję mi się, byś spał w koszuli. -rzuciła pół żartem. Nie zamierzała karać Franza, jeśli ten dość szybko zwinąłby się do dormitorium z powrotem.
Odwróciła nagle głowę, słysząc znajome łomotanie starej laterenki woźnego. Wypowiedź Franza zdusiła, przykłądając mu dłoń do ust i mówiąc ciche "ciiiii". Miała rację. Filch sapiąc wdrapywał się po schodach na piętro. Oczywiście jako nauczyciel kobieta mogła by się wytłumaczyć, że miała chłopaka na szlabanie, ale nauczyciele zawsze wcześniej zgłaszali takie rzeczy, inaczej nie mogło by jej teraz być na dyżurze. Poza tym, Ślizgon nawet wracajać z szlabanu nie opuszczał by lochów. I dormitorium i jej gabinet były pod ziemią. Tłumaczenia się było dużo, a Chantal na prawdę nie miała na to ochoty. Jeszcze nie zdobyła sobie posłuchu u szkolnego woźnego.
-Ani słowa. -syknęła przez zaciśniętę zęby. Zacisnęła palce na ramieniu chłopaka i silnym ruchem pociagnęła go w kierunku gobelinu. Jak dobrze pamiętała, za nimi był mały składzik na miotły. Nie pomyliła się. Uchyliła drzwi i pchnęła tam Franza, wchodząc razem za nim mimo jego protestów. Wierzyła, że chłopak był odważny i nie bał by się spotkania z Filchem i w konkluzji, szlabanu i punktów ujemnych, ale nieoceniona była wartość świętego spokoju. Wolała go przypilnować. Przymknęła drzwi i pozostawiła ledwie centymetr szczeliny, by spod płachty gobelinu coś widzieć. Składzik był dość wąski i niezbyt wygodny, temu odległość dzieląca ją od Kruegera wynosiła o wiele za mało. Nie patrzyła na chłopaka, którego i tak nie dojrzała by zbyt wyraźnie w tej ciemności. Wzrok nadal nie przyzwyczaił się do mroku. Miała rację. Woźny ze swą kotką właśnie rozpoczynał nudną konwersację. A raczej monolog.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Nieposkromiony ogień" Empty
PisanieTemat: Re: "Nieposkromiony ogień"   "Nieposkromiony ogień" EmptyWto 12 Sie 2014, 01:06

Wspominanie nie było niczym złym, dopóki nie zaczynało się namiętnie rozpamiętywać przeszłości. Należało pamiętać, ale nigdy przesadnie, bo zamierzchłe czasy potrafiły pociągnąć człowieka z powrotem w otchłań niespełnionych miłostek i pragnień. Świat, z którego nie było innego wyjścia, jak odbić się od dna i powrócić do szarej rzeczywistości. Franz zdawał sobie z tego sprawę, bowiem w jego myślach często pojawiała się Vivienne. Nie tak dawno temu, bo parę tygodni temu powiedział jej przecież, że to wszystko skończone, że on sam nie zasługuje na miłość, a ona nie zasługuje na niego. A mimo tego, nie potrafił od niej odejść. Cały czas wałęsał się bez celu po szkolnych korytarzach. Pił coraz więcej i palił, niczym kolej transsyberyjska. Próbował za wszelką cenę zerwać z nią kontakt, ale nie mógł się przemóc. Niekiedy spotykał się z nią jeszcze w salonie pianistki albo na błoniach, zamienili parę zdań. Czasami przytulił ją nawet, pocałował. Te wszystkie gesty jednak przepełnione były bólem. Oboje wiedzieli w końcu, że ich związek nie ma przyszłości i że to jedynie rozpaczliwy etap rozstawiania, który łącznie trwał przynajmniej miesiąc, o ile nie dłużej. Teraz Krueger najpewniej nie pamiętałby dokładnie. Wówczas jednak każdy wieczór bez niej, każdy poranek, gdy budził się ze świadomością, że powinien zamknąć ten rozdział w swoim życiu, sprawiał mu ogromny ból i przeszywał całą pierś na wskroś. Tego dnia, a raczej tej nocy, której wyszedł naprzeciw profesor Lacroix, jego głowy nie zaprzątały jednak myśli o młodej, niewinnej Gryfonce. Upojony jeszcze szałem wczorajszej imprezy, a także przyswojonymi dzisiaj kolejnymi procentami, zapomniał o bożym świecie. Było mu tak błogo. Skończył szesnaście lat. Jeszcze tylko rok i wkroczy w świat dorosłych. Właściwie, nie, żeby jakoś szczególnie mu wtedy na tym zależało. I tak robił, co chciał, a przynajmniej takie odnosił wrażenie. Inna sprawa, że w rzeczywistości kontrolowany i manipulowany był przez swojego ojca, który zresztą jeszcze długo później mącił mu w głowie. Przechadzając się po korytarzach tuż przed północą, czuł się jednak wreszcie wolny i tym uczuciem mógłby się raczyć do samego rana, gdyby nie to, że dostrzegł zza zakrętu ten cień na podłodze i wiedział już, że czeka na niego poważna pogadanka o łamaniu regulaminu.
Nie uciekał, nie był tchórzem. Skoro zdołał już zauważyć niebezpieczeństwo, zdecydował się stawić mu czoła. Pewnym krokiem brnął naprzód, a tajemnicza postać zbliżała się do niego w powolnym tempie. Wreszcie rozpoznał twarz nauczycielki i odetchnął z ulgą. Ona przynajmniej nie będzie robiła większych problemów. Szybko wyjaśnią sobie całe zajście i sprawa rozejdzie się po kościach. Rzecz jasna, Franz nie trząsłby portkami nawet i przed Filchem, ale mimo wszystko, perspektywa słuchania jego zrzędzenia i przy okazji bycia oplutym i obwąchanym przez jego kotkę, nie należała do najprzyjemniejszych. Chłopak uśmiechnął się więc tylko delikatnie, spoglądając śmiało w oczy profesorki, która rozpoczęła pracę dopiero w tym roku, a już zaskarbiła sobie sympatię zdecydowanej części domu Slytherina.
- Ucieczki nie leżą w mojej naturze. – mruknął lakonicznie w odpowiedzi na słowa pani profesor od eliksirów, a z jego twarzy nadal nie schodził ten bananowy uśmieszek, pod którym zawsze kryła się nutka młodzieńczej bezczelności. Ale czy rzeczywiście był arogancki? Z tym chyba Chantal akurat przesadzała. Po prostu nie odczuwał obawy przed wypowiedzeniem swojego zdania, niezależnie od tego, kto okazał się być jego rozmówcą. Niektórzy profesorowie faktycznie uznawali jego zachowanie za pewien gatunek niesubordynacji, ale to można pominąć.
- Uro… - zaczął zaraz mówić, kiedy profesor Lacroix uciszyła go i złapała za ramię, wciągając za gobelin, a potem do schowka na miotły. Dopiero, kiedy poczuł jej rękę na swoim barku, zrozumiał, że na korytarzu pojawił się nie kto inny, jak Argus Filch ze swoim obrzydliwym kociskiem. W duchu był więc wdzięczny swojej towarzyszce za interwencję. Dokończył też cicho rozpoczętą wypowiedź, która właściwie nie miała w tej chwili większego znaczenia. Bo czy tę kobietę tak naprawdę obchodził fakt, że wczoraj obchodził swoje urodziny? Najpewniej nie zwróciła nawet na jego słowa uwagi, obserwując, czy szkolny woźny zawrócił już w innym kierunku. Krueger rozejrzał się po składziku, koncentrując wreszcie spojrzenie na zgrabnej sylwetce nauczycielki. Chociaż było ciemno, przez uchylone drzwi, do pomieszczenia dobiegała niewielka smuga światła. Wystarczająca, by oświetlić to, co najistotniejsze. Ich twarze i część sylwetek, nieco poniżej pasa, aż do samej szyi. Niemiec nie mógł oderwać wzroku od tej delikatnej skóry na dekolcie, a wychylona wcześniej whiskey, mimo że jej nie czuł, dodawała mu odwagi. Cholera, może i był szaleńcem, ale miał wrażenie, że byłby jeszcze większym, gdyby nie skorzystał z tej sytuacji. Przesunął palcami po jej ramieniu, aż do barku, powoli budując napięcie i chcąc sprawić, by ta odwróciła na niego swoje spojrzenie. Przecież był o wiele bardziej interesujący od tego starego Filcha, czyż nie? Chyba że ktoś cierpiał na jakieś zaburzenia na tle seksualnym, ale tego po profesor Lacroix chyba nie należało się spodziewać. Poczekał, aż ich twarze się spotkają, po czym przylgnął do kobiety, popychając ją nieco mocniej na ścianę. Zamknął oczy i wpił się w jej usta, by złączyć ich języki w namiętnym, żarliwym i pełnym erotyzmu pocałunku. Przedłużył go, a jego dłonie powędrowały na biodra nauczycielki. Nie silił się wcale na delikatność, bo i sytuacja wzmagała zwierzęce odruchy, a buzujące hormony nie dopuszczały do jego świadomości innych słów niż „pożądanie”. Lekko przygryzł wargę kobiety, a pocałunkami zszedł niżej, racząc pieszczotami jej policzek i szyję oraz przesuwając dłonie na jej piersi. Dopiero wtedy w jego głowie pojawiła się czerwona lampka i odsunął się zmieszany, czego jednak wcale nie pokazywał na zewnątrz. Jego myśli stroiły sobie z niego żarty. Czy on właśnie pocałował panią profesor od eliksirów? Tę, której duża część Hogwartu tak bardzo się bała? Szlag by to, faktycznie był idiotą, ale za to jakim szczęśliwym idiotą. Mierzył twarz Chantal bacznym spojrzeniem, a w jego oczach płonął ogień. Jakaś wewnętrzna siła hamowała go jednak przed kolejnym ruchem, i najwyraźniej, miała rację. Przecież to wszystko nie powinno się w ogóle wydarzyć. Chociaż Franz nie ukrywał, że to, co miało przed chwilą miejsce i tak napawało go uczuciem satysfakcji i było na swój pokrętny sposób podniecające.
Chantal Lacroix
Chantal Lacroix

"Nieposkromiony ogień" Empty
PisanieTemat: Re: "Nieposkromiony ogień"   "Nieposkromiony ogień" EmptyWto 12 Sie 2014, 02:27

Uśmiech, jaki wypełzł na twarz Franza upewnił kobietę, że młody Niemiec należał do tej grupy uczniów, którzy ją lubili i pozwalali sobie na nieco więcej w jej towarzystwie. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie łechtały jej ego te wszystkie spojrzenia nastoletnich chłopaków, którzy z zazdrością doceniali kształy jej ciała. Na pewno wsród nich byli tacy co chętnie załapali się na małe sam na sam z nauczycielką, ale Chantal miała swój honor i blisko dziesięć lat młodsi chłopcy nie byli w kręgu jej zainteresowań. Wręcz przeciwnie, wolała starszych o ciemnych włosach i niebieskich oczach... odgoniła myśl o Diarmuidzie dość gwałtownie ostrą naganą w myślach. W sumie Franz nieco jej przypominał szkolną miłość. Kobiety oglądały się za nim na korytarzu, nie jedną doprowadzał do wściekłości, czy nie dalej jak tydzień temu rozdzielała go z panną Vane, notabene też istny talent w dziedzinie eliksirów? Chantal miała kiedyś okazję poznać jej dziadka, Florence'a, który sprawował pieczę nad Klubem Eliksirowarów, do którego należała sama Chant. Ich relacje przypominały kobiecie jej własne z niepokornym Ua Duibhne i może temu sympatia do tej dwójki była widoczna na zajeciach. Dopóki się nie kłócili. Wtedy to już klękajcie narody! Nauczycielka westchnęła cicho, kiedy usłyszała odpowiedź Ślizgona. No tak. Prawdomówność powinna być wpisana w cechy reprezentatywne domu Salazara. I gdyby tylko dane było jej usłyszeć, że chłopak obchodził urodziny może nawet wykazała by się jakimiś życzeniami, ale woźny postanowił wszystko zepsuć. Musiała teraz zaciagać Merlinowi winemu ucznia do składziku na miotły i zmuszać go do koczowania w tak niekomforotwej pozie. Chantal zaglądała przez szczelinę na korytarz. Obserwowała jak ta wyliniała kotka człapie przed swym panem, a on sam parska i prycha idąc korytarzem. Jak przez grube szkło doszło do uszu Chantal, że chłopak miał urodziny. Jej wrażliwy nos wyczuł zapach perfum chłopaka wymieszany z whiskey.
-To wyjaśnia woń alkoholu. Sto lat. -odszepnęła mimo wszystko, nadal zaaferowana oczekiwaniem. Kiedy upewniła się, że Filch zniknął za rogiem, nagle poczuła na swoich odkrytych ramionach. Zimny prąd przeszedł po jej plecach. Zmaszczyła nos i odwróciła się, by spojrzeć na Franza. Nie pozwalała, aby uczeń miał okazję do takich gestów, ale poniekąd zrzucała to na jego lekki stan upojenia.
-Co do... -zaczęła, ale wtedy popchnięto ją na ścianę i przerwano jej żarliwym pocałunkiem. Była osłupiała z zaskoczenia. Nie podejrzewała by ucznia o takie zagrania wobec niej! Pozostawała dość bierna w tym nagłym wybuchu pożądania ze strony Kruegera, chociaż smak pocałunku pomieszany z alkoholem docierał do niej bardzo wyraźnie. Nawet można powiedzieć, że nieco ją zamroczył, bo znowu – może to trywialne – wspomnienia brały nad nią górę. Młody Niemiec obudził w ciele Chantal te rejony, które przez ponad dziesięć lat pozostawały uśpione. Wypuściła cicho powietrze z płuc, gdy usta chłopaka przesunęły się na szyję. Zbawcza dawka tlenu pozwoliła jej się ocknąć i otrzeźwić. Z całym szacunkiem, bycie przystojnym młodzieńcem, który dopiero skończył szesnaście lat nie uprawniało do takich wyczynów. Chwyciła dłonie chłopaka, które aktualnie były na jej biuście i gwałtownie odsunęła od siebie. Dyszała z zaskoczenia i wściekłości. Uśmiech na twarzy Franza nie działał na jego korzyść. Zmierzyła chłopaka spojrzeniem chmurnych oczu.
Nawet nie pamiętała, kiedy w jej ręce pojawiła się różdżką. Przytknęła jej koniec do torsu Franza, a końcówki włosów bez ostrzeżenia zmieniały barwę na bordową.
-To się nigdy nie wydarzyło, Krueger. NIGDY. -syknęła ostro szczęśliwa, że wzięła ze sobą różdżkę. Może chociaż ona tworzyła barierę między nimi.
-Zjeżdżaj do łóżka, nie będę więcej za Ciebie świecić oczami! -z jej pełnych ust, które dopiero zostały zaatakowane napastliwym pocałunkiem wyszło ciche warknięcie. Nie mogła zaprzeczyć, że czułość była podniecająca, ale na miłość boską – to był UCZEŃ.
Franz Krueger
Franz Krueger

"Nieposkromiony ogień" Empty
PisanieTemat: Re: "Nieposkromiony ogień"   "Nieposkromiony ogień" EmptyWto 12 Sie 2014, 22:39

Zdecydowanie Franz należał do tej grupy uczniów, którzy przepadali za Chantal. Zresztą, chyba ze wzajemnością, biorąc pod uwagę to, że profesor Lacroix zazwyczaj traktowała Niemca z niezwykłym pobłażaniem, doceniała jego talent do eliksirów, a niekiedy nawet ratowała go z opresji. Choćby właśnie wtedy, dzień po jego urodzinach, kiedy uchroniła go przed wysłuchiwaniem przemówienia Filcha, a jeszcze uraczyła go tymi kilkoma przyjemnymi chwilami, których inni uczniowie mogli teraz Kruegerowi pozazdrościć. Chłopak nie miał pojęcia, dlaczego kobieta zgodziła się w ogóle dopuścić do takiej sytuacji. Pomyślał jednak, że to przecież jeszcze młoda dama, a być może wspomnienia szkolnych miłostek wzbudziły w niej potrzebę bliskości drugiego mężczyzny. Sam Franz zastanawiał się przecież wielokrotnie, dlatego taka urodziwa nauczycielka brnie przez życie sama. Rzecz jasna, teraz już nie miał nad czym gdybać, bo na horyzoncie pojawił się Diarmuid. Wówczas jednak, profesor Lacroix pojawiła się w Hogwarcie jako nowa wykładowczyni i sprawiała wrażenie nieco zagubionej, nawet pomimo tej całej otoczki, którą wokół siebie tworzyła, a przez którą większość uczniów wolało unikać jej w stanie podburzenia. Prawda bowiem była taka, że Chantal nie do końca potrafiła kontrolować swój gniew, a kiedy już ktoś doprowadził ją do furii, stawała się nieprzewidywalna. Ślizgoni jednak raczej nie trzęśli przed nią portkami, chociaż zdarzało się, że w szczególnych przypadkach i dla nich była niezwykle surowa. Wszystko zależało od tego, jaki kobieta akurat miała humor, i rzecz jasna, także od wagi przewinienia. Krueger już wiele razy widział, jak jej włosy zmieniają kolor na krwistą czerwień lub na odcień bordo, a to nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.
Tym razem jednak element zaskoczenia zdawał się zadziałać w stu procentach. Szesnastolatek sam był zdziwiony tym, że kobieta tak żarliwie oddawała pocałunek, nie była wcale bierna, ani nie odepchnęła go od razu od siebie. Sama zagubiła się w czeluściach niespełnionych pragnień i posunęła się o krok za daleko, zupełnie tak jak Franz, który dał się ponieść emocjom i atmosferze panującej w schowku na miotły. Przyćmione światło, odczuwalna bliskość drugiego ciała – to wszystko pobudzało zmysły do działania i wyzwalało niepohamowaną chęć dążenia do fizycznej przyjemności. Ten pocałunek był równie ognisty, co słynna w świecie czarodziejskim, whiskey. Niemiec zresztą, z wielką dezaprobatą odsunął się od kobiety, gdy ta chwyciła jego dłonie. Oboje opamiętali się niemal w tym samym momencie, spoglądając sobie w oczy, co wcale nie było tak komfortową sytuacją. Przez długą chwilę zresztą milczeli, kiedy wreszcie to Chantal zadecydowała, że zareaguje. Ale doprawdy, niepotrzebnie wyciągała różdżkę. Choć, mimo że celowała nią w pierś Kruegera, ten wcale nie czuł się zagrożony. Był bowiem przekonany o tym, że kobieta nie wypróbuje na nim żadnego zaklęcia.
- A może odprowadzić panią najpierw do gabinetu? – zaproponował nagle z tym szelmowskim uśmieszkiem na ustach, zupełnie ignorując fakt, że w jego pierś wycelowana została nauczycielska różdżka. Chłopak patrzył śmiało w oczy pani profesor od eliksirów, chociaż zaraz zdał sobie sprawę z tego, że powinien się ugryźć w język. Miała rację – to się nigdy nie wydarzyło. A przynajmniej nie powinno. Westchnął tylko ciężko, widząc, jak jej włosy przybierają inny kolor. Reakcja obronna na odbierane przez nią bodźce. Wiedział, że ten pocałunek sprawił jej ogromną przyjemność, ale kobieta miała swoje zasady i takie schadzki z uczniami z pewnością nie wpisywały się w jej naturę. Prawdę powiedziawszy, również Franz nie zamierzał dalej nalegać, twierdząc, że lepiej nie psuć relacji z jednym z najbardziej przychylnych mu ciał pedagogicznych. Nad wyraz zgrabnym i seksownym ciałem, tak na marginesie.
- Albo… może jednak lepiej pójdę do dormitorium. – poprawił się więc szybko i odwrócił na pięcie, kładąc dłoń na drewnianych drzwiach. Zanim jednak je pchnął, zatrzymał się, a na jego twarzy znów pojawił się ten znajomy uśmieszek pełen złośliwości i tryumfu. Ślizgon przybliżył się jeszcze raz do Chantal, choć tym razem nie pozwolił sobie już na żaden gest, który można by było określić mianem erotycznego.
- Ale muszę przyznać, że usta pani profesor smakują wspaniale. – niemal wyszeptał jej na ucho, po czym już pewnym, powolnym krokiem opuścił schowek na miotły. Rozejrzał się jeszcze po korytarzu celem namierzenia potencjalnych niebezpieczeństw, a kiedy potwierdził swoje przypuszczenia, że wszelkie zagrożenia, choćby w postaci Argusa i jego kotki, opuściły korytarz, podążył do dormitorium. Nadal myślał jednak o tym pocałunku i o tym, jakim cholernym był szczęściarzem. Oczywiście wszystko to, co miało miejsce w schowku na miotły, pozostawił dla siebie. Nie był typem, który chwaliłby się swoimi miłosnymi podbojami wszem i wobec. Poza tym, nie sądził nawet, by wszyscy gotowi byli uwierzyć, że przytrafiła mu się taka okazja. Po niecałym kwadransie znajdował się już w swoim łóżku, gdzie szybko oddalił się do krainy snów i wyobrażeń. Nie trzeba chyba mówić, że w jego śnie profesor Lacroix grała pierwsze skrzypce. W seksownej bieliźnie tańczyła przed nim. Nic dziwnego, że chłopak zasnął z uśmiechem na ustach. Niewątpliwie, lepszego zwieńczenia swoich szesnastych urodzin nie mógłby sobie wyobrazić.
Sponsored content

"Nieposkromiony ogień" Empty
PisanieTemat: Re: "Nieposkromiony ogień"   "Nieposkromiony ogień" Empty

 

"Nieposkromiony ogień"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-