Przypadek – tyle wystarczyło, by ten dzień stał się jeszcze bardziej pokręcony, niż miał w planach.
Osoby: Chantal Lacroix, Michaił Antonow
Czas: lipiec 1974
Miejsce: Moskwa
Gość
Temat: Re: Meanwhile in Russia Sob 09 Sie 2014, 20:51
Moskiewski dworzec kipiał życiem. Przepastne hale wypełniał śpiewny rosyjski - echa prowadzonych rozmów, zapowiedzi składów lecące z trzeszczącego głośnika, od czasu do czasu przerywane okazjonalnym uderzeniem stempli. Istny ul. Albo mrowisko, zależy jakie owady się preferowało. Michaił przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą, zerkając na wielki rdzewiejący miejscami zegar, którego duża wskazówka zbliżała się do cyfry cztery. Czekał już tak długo, że zaczęły mu cierpnąć mięśnie, ale nie mógł zrezygnować. Rano załatwiał przedłużenie paszportu, co pewnie nie udałoby się tak gładko, gdyby nie wspomnienie nazwiska ojca (z lekkim przekąsem, bo nic nie chciał zawdzięczać upartemu dziadowi), teraz wystarczyło kupić bilet i mógł wracać na wyspy z radosnym „Goodbye, suckers!”. Bo przecież rodzice wcale nie byli zadowoleni, kiedy przyjechał ich odwiedzić i zabrać trochę staroci, o których wcześniej nie pomyślał. Porażające, jak w przeciągu kilku miesięcy zdążyli oddalić się od niego mimo dosyć regularnej korespondencji – a może nigdy nie byli choć w połowie tak blisko, jak momentami naiwnie sądził? Michaił nie potrafił zrozumieć ich szablonowego wtopienia się w szare społeczeństwo, państwo Antonowowie odwdzięczyli się nie akceptując nieszkodliwych wariactw syna. W jakimś dziwnym pokręconym sensie byli kwita, choć Misza nie mógł pozbyć się wrażenia ciężaru przysiadającego na ramionach i wywołującego gorycz gdzieś w głębi gardła, kiedy o tym myślał. Zgiął się w pół dotykając rękoma stóp, by nieco ulżyć napiętym mięśniom kręgosłupa – prawie wsadził przy okazji nos w brudną walizkę, a czyjeś kolano niezbyt dyskretnie trąciło miejsce, gdzie plecy traciły swoją szlachetną nazwę. Co za dzień. W tamtej chwili jedyną rzeczą zachęcającą Michaiła, by nie padł zrezygnowany do rynsztoka i nie próbował utopić się w przypadkowej kałuży była myśl, że w przytulnym londyńskim mieszkaniu czekał na niego najwspanialszy mężczyzna w tej części układu słonecznego. Może siedział jeszcze w pracy w biurze Proroka Codziennego... Rosjanin wyprostował się, licząc pod nosem, która była teraz godzina w Londynie. Jeśli się nie pomylił, to Corey pewnie siadał do swojej drugiej herbaty – koniecznie zielonej, zdążył się już tego boleśnie nauczyć, gdy na początku postawił przed nim kubek zwykłej czarnej ekspresówki. Wybredna bestia, pomyślał uśmiechając się lekko. - Иностранные свиньи! - poniósł się męski krzyk z samego początku kolejki, z niezamierzoną skutecznością skupiając uwagę zgromadzonych w jednym miejscu. Michaił stanął na palcach wyciągając szyję, by zerknąć co też się znowu działo – jeden z pracowników dworca żywo dyskutował z kobietą, której miny nie dał rady zobaczyć z tej odległości. Wątpił, by była zachwycona, jeśli zrozumiała, jak ją nazwał. Gdyby faktycznie pochodziła zza granicy przydałaby jej się pomoc przeciw krwiożerczemu służbiście, który pewnie czekał na łapówkę. Jedna z wielu narodowych przywar wywołujących u Miszy stan wyjątkowego obrzydzenia. Wypuszczając powietrze głośniej niż powinien (jeśli kryterium miały być oburzone spojrzenia kolejkowiczów), Rosjanin wyszedł z kolejki, pewnym krokiem mijając ustawionych w równe rządki ludzi i kierując się ku źródłu rwetesu. Udawał, że nie usłyszał wzburzonych głosów psioczących, by wracał na swoje miejsce. Jeszcze trochę i nie będzie musiał więcej oglądać tych ludzi, mogli mówić sobie na jego temat naprawdę wszystko, co chcieli. Oni zostawali tutaj, on wyjeżdżał. - Проблема, господин? - rzucił przyjaznym tonem, gdy znalazł się na tyle blisko, by móc czuć się włączonym do rozmowy.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Meanwhile in Russia Nie 10 Sie 2014, 20:47
Zapowiadał się ciężki i długi dzień. Młoda kobieta, mająca zaledwie dwadzieścia pięć lat przechadzała się obskurnym dworcem w stolicy Rosji. Od paru lat przebywała poza domem.. tylko gdzie na prawdę był jej dom? Kiedyś nim był dom w Devon, gdzie mieszkała wraz z rodzicami. Była szczęśliwym dzieckiem zgłębiającym wiedzę o eliksirach, którą przerywała jedynie matka, by zgarnąć Lacroix na obiad. Sielanka nie mogła jednak trwać długo. Mama umarła w ramach nieszczęśliwego wypadku, a ojciec nie wydawał się być nazbyt tym przejęty, skoro dość szybko znalazła się u jego boku nowa kobieta, a niedługo potem był ślub i ciąża. Chantal zyskała tym samym przyrodnią siostrę, której szczerze nienawidziła. Może sama w sobie niewiele zawiniła swoim przyjściem na świat, była ona jednak oczkiem w głowie rodziców, a Chantal spadła z piedestału. Dziewczynka stawała się coraz bardziej rozpuszczona i nawet jeśli Chant chciała ją wyrwać z okowów zepsucia, ona wolała w nich pozostać i za wszelką cenę udowodnić Chant, że to ona była ta lepsza. Nienawiść pogłębiała się na tyle, że kobieta uznała siostrę za kogoś obcego. Nie łączyło ich nic poza nazwiskiem. Natomiast jej dzieci, mała Aristos i Francis.. tu już było inaczej. Ta dwójka zapowiadała się na młodych, utalentowanych czarodziejów. Wracała na wyspy, do jedynego, prawdziwego domu, jakim nazywała Hogwart. Tam przeżyła najszczęśliwsze chwile swojego życia. Tam chciała wrócić i spożytkować swoją wiedzę, którą zdobyła w Instytucie Eliksirowarów w Bułgarii, a potem na specjalnym, rocznym szkoleniu w Rosji. Właśnie z niego wracała z pachnącym jeszcze atramentem dyplomem. Miała umówione spotkanie z profesorem Dumbledorem za trzy dni i musiała jakoś się dostać. Postanowiła skorzystać z mugolskiego transportu w postaci pociagu. Wiązało się to z kupnem biletu na dworcu. Okryła swoje ciało jeansami i przylegającą, czarną bluzką. Wyglądała zwyczajnie jak na czarodziejkę w świecie mugoli. Miała właśnie zakupić swój bilet, lecz służbista wydawał się wietrzyć okazję na solidną łapówkę. Gdy Chantal zmarszczyła brwi, powtórzyła sucho, że ma wszystkie papiery i chce zakupić bilet. Wtedy się zaczeło. Z całej siły starała się nie pozwolić, aby jej włosy zmieniły kolor. Jedynie końcówki mieniły się bordowo, co wskazywało na silne wzburzenie. Złość podwoiła się, gdy konduktor śmiał obrazić Chantal po rosyjsku. Znała ten język, osłuchała się z nim w ciągu roku. -Jak śmiesz, Ty... -zaczęła również po rosyjsku, lecz akurat ktoś jej przerwał. I może dobrze, bo nie chciała pochwalić munduru mężczyzny. Obejrzała się na mugola, który postanowił przyjść jej na pomoc. -Pan nie chce sprzedać mi biletu i nie mam pojęcia, dlaczego... -odpowiedziała po rosyjsku. Skrzyżowała ręce na piersi i odgarnęła włosy z czoła. -Co za parszywi mugole... -mruknęła dość słyszalnie dla otoczenia, ale po angielsku. Nie podejrzewała, by ktoś tutaj znał angielski. Nigdy więcej mugolskich środków transportu.
Gość
Temat: Re: Meanwhile in Russia Pon 11 Sie 2014, 20:06
Chwila, w której ciemnowłosa kobieta zwróciła się do niego, pozwoliła Miszy dokładniej przyjrzeć się jej twarzy. Jego skromnym zdaniem nie należała do tej grupy przedstawicielek urodziwszej z płci, jaką społeczeństwo zwykło nazywać konwencjonalnie pięknymi, ale miała w sobie coś, co przyciągało wzrok. Ciężką do zdefiniowania aurę, podobną do wrażenia, jakie wywoływało w nim oglądanie ciemnego nieba w trakcie burzy. Już opierał łokcie na wąskiej, wyłożonej brudnymi kafelkami ladzie, gdy jego uszu doszedł komentarz rzucony po angielsku. Na chwilę znieruchomiał z nosem prawie przyklejonym do szyby oddzielającej pracownika dworca od petentów, czując jak we wnętrzu ciała uwięzione między mostkiem a sercem coś nieśmiało rozwinęło skrzydła, zalewając Michaiła irracjonalnym poczuciem szczęścia. Drobne przypomnienie i zapewnienie, że nie uroił sobie czarodziejskiego świata nawet w postaci przypadkowej osoby wystarczyło, by skutecznie poprawić mu podły humor. Ku wyraźnemu niezadowoleniu i zniecierpliwieniu kolejkowiczów objawiającego się coraz głośniejszymi komentarzami, Rosjanin spojrzał przez ramię wlepiając w kobietę spojrzenie ciemnoniebieskich oczu. A potem nagle uśmiechnął się lekko. - Nie szybciej byłoby miotłą zamiast pociągiem? - spytał po angielsku, choć wyraźnie nie oczekiwał odpowiedzi, bo zaraz z powrotem głowę w kierunku pracownika dworca, wsuwając dłoń do kieszeni spodni, gdzie spoczywał świeżo podbity paszport. Obrócił kilka stron, aż natrafił na tę, gdzie poza jego imieniem i nazwiskiem widniały też godności rodziców. - Spójrz no – zwrócił się do mężczyzny z powrotem w ojczystym języku, przykładając dokument do szyby. - Czytaj. Chcecie mieć kontrolę, obywatelu? Wszystko wypowiedziane tonem z pozoru przyjaznym, niemal żartobliwym, jednak w tych kilku prostych słowach kryła się realna groźba – pracownik dworca nie musiał wiedzieć, że Michaił nie miał zamiaru jej spełniać. Wystarczyło samo wspomnienie nazwiska Olega Antonowa, cenionego projektanta wojskowych samolotów, którego znał każdy obywatel, by załatwić naprawdę wszystko. Jedynym powodem, dla którego Misza starał się nie korzystać z wątpliwego przywileju bycia jego synem był fakt, że miał dość zawdzięczania mu różnych rzeczy. Były tylko dodatkowymi argumentami w regularnych kłótniach między nimi, ale teraz gdy przeprowadzał się już na dobre... Bilet, o jaki prosiła wcześniej kobieta, niemal wyfrunął z okienka, a Michaił jak gdyby nigdy nic poprosił o blankiet również dla siebie, podając dzień, godzinę i cel. Skoro był już na początku kolejki... - Jeśli nie wiadomo o co chodzi, trzeba rzucić trochę dodatkowych rubli – słowa wypowiadane na powrót po angielsku miały w sobie coś ze śpiewności ojczystego akcentu. - Taki problem narodu. Nie wiem, co oni z nimi robią, chyba tapetują mieszkania.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Meanwhile in Russia Sob 27 Wrz 2014, 22:29
Doprawdy, kultura rosyjska należała do jednej z ciekawszych. Chantal jechała do stolicy tego komunistycznego państwa z zaciekawieniem. Ich budowle i tradycje były godne podziwu, lecz było coś, co nie dodawało plusów narodowi. Przekupność. I wredny charakter. Nie podejrzewała, że sam fakt, iż jest zagraniczną kobietą przysporzy jej tyle kłopotów. Chciała po prostu dostać się do domu, a wyglądało na to, że będzie musiała się nieco pokłócić. A nie znała języka tak dobrze, jakby chciała. Mogła użyć czarów, ale było tu za dużo mugoli. Stanowczo za dużo. Jeszcze jej tylko brakowało problemów z Ministerstwem Magii, świeżo po odebraniu dyplomu. Pojawienie się pewnego mężczyzny można było uznać za dar od losu. Potrzebowała kogoś, kto jej pomoże, ale obawiała się, że ta pomoc nie jest bezinteresowna. Skrzyżowała ręce pod biustem z wyraźnie naburmuszonym wyrazem twarzy. Podchwyciła spojrzenie nieznajomego. Lekko rozchyliła usta w niemym zdziwieniu. Nie, nie dlatego, że w środku obcego kraju spotkała kogoś, kto zna angielski. Tylko, że ten ktoś najwyraźniej należał do czarodziejskiego świata. -Mmm.. miotłą? Do Anglii? Chyba odmarzłaby mi pewna zacna część ciała. -rzuciła w końcu, ale nadal patrzyła nieco zaskoczona na faceta, bo ten wyjął paszport i zaczął coś pokazywać kasjerowi. Żeby było śmieszniej, ten był wyraźnie przerażony. Ciekawe, co tam było napisane... Jednak odłożyła to pytanie na później, widząc upragniony bilet. Odebrała go z wdzięcznością. Schowała go pieczołowicie do kieszeni i odeszła od kasy, ramię w ramię z mężczyzną. Spoglądała na niego podejrzliwie. -Tylko, że nie dawałeś muu rubli tylko postraszyłeś czymś w paszporcie. -zauważyła. Przystanęła na chwilę. Wyciagnęłą dłoń do mężczyzny. -Chantal Lacroix. Jestem wdzięczna za pomoc. Wybacz pytanie, ale hm... wybierasz się może na ten sam pociąg co ja? Dobrze by było podróżować z kimś, kto też porzucił miotłę na rzecz pociągu. -stwierdziła śmiało.
Gość
Temat: Re: Meanwhile in Russia Nie 28 Wrz 2014, 21:11
No i naprawdę, po co było to całe zamieszanie i próba wyłudzenia? Przez cały czas, gdy mężczyzna ukryty za okienkiem wystawiał bilety, Michaił spoglądał na plakietkę z identyfikatorem pracownika, jakby próbował go zapamiętać – spowodowało to tylko przyspieszenie ruchów i prawie paniczne podanie świstków. Rosjanin spokojnie złożył paszport, życzył nadgorliwemu łapówkowiczowi dobrego dnia, po czym odszedł z ciemnowłosą kobietą od kasy. Ostatni raz oglądał ten dworzec, jeśli dobrze pójdzie... Z cichym westchnieniem poruszył ramionami w tył, robiąc niewielkie kółka, by trochę rozruszać mięśnie. Jego usta wygięły się w podkówkę jak u małego dziecka przyłapanego na czymś, czego nie powinno robić, gdy wytknięta została metoda, jakiej użył na kasjerze. - Nie jestem z tego dumny – stwierdził z nutą nieukrywanej goryczy, bo naprawdę nie lubił uciekać się do metod tak powszechnie stosowanych w ojczystym kraju. Właściwie to często zastanawiał się nad zostaniem hipisem, ich pokojowa, nieograniczona społecznymi normami ideologia przywoływała go jak syreni śpiew. Gdy kobieta wyciągnęła rękę, Misza uścisnął ją bez zawahania, a w jego niebieskich oczach błysnęło zaciekawienie. A więc kobieta była Francuzką, jeśli sądzić tylko i wyłącznie po jej imieniu i nazwisku. - Michaił Antonow, ale wolę Misza. Szybciej się wymawia – przedstawił się, przekrzywiając nieznacznie głowę w sposób, który upodabniał go do zaintrygowanej sowy. Bo właśnie to czuł zaraz po radości wywołanej spotkaniem kogoś, kto też należał do czarodziejskiego świata – zaintrygowanie. - Jeśli dobrze podpatrzyłem twój bilet, to tak – stwierdził bez cienia zażenowania, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Na chwilę wyraźnie się zamyślił, wbijając wzrok gdzieś ponad głową Chantal, jakby odnalazł tam coś wybitnie interesującego. - Chociaż nie mogę powiedzieć, że porzuciłem miotłę, nigdy nie miałem okazji latać. Nie masz ochoty stąd wyjść? Niedaleko jest całkiem przyzwoita kawiarnia, zwykle mają czyste szklanki.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Meanwhile in Russia Pon 29 Wrz 2014, 19:28
Wyglądało na to, że świat jest mały. Samo spotkanie kogoś z czarodziejskiego świata nie było niczym nadzwyczajnym, ale żeby ten ktoś znał dobrze język angielski i miał wyraźne wpływy w mugolskim społeczeństwie to już nadmiar szczęścia. Istny cud. Chantal zastanawiała się, jak się odwdzięczy za ten uśmiech od losu. Wolała nawet nie myśleć, jakie problemy miałaby za kłótnie z rosyjskim urzędnikiem. Oni zawsze mieli władzę nad zwykłym, szarym obywatelem. I jak sama Chantal zdążyła się zorientować, każdego spoza granic ich państwa traktowali jako wroga lub szpiega. Francuskie pochodzenie wcale nie pomagało kobiecie w egzystencji. Ostatnia przeszkoda w postaci braku biletu została pokonana i dzięki temu Chant zaoszczędziła sporo czasu. Odjazd pociągu miał być za grubo ponad godzinę, ale nikt nigdy nie wie, ile czasu spędzi się w kolejkach. Chantal skinęła głową i przemilczała fakt, dlaczego Misza tak szybko sobie poradził z urzędnikiem. Jakby nie patrzeć, ona też nie chwaliła się pokrewieństwem z ojcem. Czasem napomykała o zmarłej już matce, która pochodziła ze znakomitego rodu brytyjskiego, Yaxley'ów. Brunetka poprawiła pasek od torby, spoglądając pobieżnie na zegar. -Misza. Oryginalnie. W takim razie mozesz do mnie mówić Chant albo Chanti. -zaproponowała. Z reguły nie była aż tak ufna dla nowopoznanych osób, ale skoro ten ktoś: a) znał czarodziejski świat b) jechał tam gdzie ona i mówił po angielsku c) pomógł jej z natrętnym urzędnikiem nie mógł być aż tak niebezpieczny jak można podejrzewać. Poza tym ciepłe uczucie ulgi rozlewające się po jej ciele napawało ją szczęściem. Nawet pod jego wpływem uśmiechnęła się lekko. -Czyli nie będę się nudziła. Wielogodzinna podróż do domu zawsze była dla mnie udręką. -taak, była sympatyczna dla Miszy, ale nadal dyskretnie trącała kciukiem różdżkę ukrytą pod płaszczem. Lekkim ruchem odgarnęła włosy na plecy. -Marzę o kawie. Koniecznie w czystej szklance. -zgodziła się bez problemu na wypad do kawiarni. Pokazała dłonią Miszy, by prowadził, bo aż tak rozeznana nie była, aby trafić tam sama. -Na stałe do Anglii? Wybacz, ale z nazwiska raczej słychać, że Rosja to Twój kraj ojczysty. -zauważyła.