|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Sergie Lémieux
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Sob 01 Sie 2015, 15:14 | |
| Sergie słuchał go uważnie, wciąż dziwiąc się, że wuj zjawia się zawsze w nieoczekiwanym momencie. Lubił go w końcu bardziej od ojca, była to jedyna osoba, która miała prawo znać jego życie w stu procentach. Bo przecież... gdy nie możesz polegać na wiecznie nieobecnych rodzicach, jedynym oparciem pozostaje najbliższy krewny. Lemieux'owie nie byli patologiczną rodziną, lecz z pewnością specyficzną. Weszli do środka, a młodzieniec wciąż nie wiedział co mówić. Martin zachowywał się jakby nigdy nic, chociaż ostatnim razem widzieli się po tym przykrym i niefortunnym zdarzeniu. -Czy pamiętam? Cóż, wszyscy wielokrotnie uciekali przed Arcadiasem w strachu.- Odparł z goryczą w głosie, nie mając zbytnio ochoty nawet o nim wspominać. -Weźmy jakieś żelki. Po tych słowach usiadł do jakiegoś stolika i poczekał, aż ojczulek chrzestny kupi coś słodkiego. Gdy tak się już stało, westchnął i założył nogę na nogę. -Pytałeś co u mnie, prawda? A więc... trochę się wydarzyło. Zostałem przydzielony do Gryffindoru. Domu ceniącego odwagę i przyjaźń.- Parsknął śmiechem, dalej dziwiąc się tiarze przydziału. -Mam kota, Pana Tadeusza. Przygarnąłem go miesiąc temu. Poznałem wiele ciekawych osób. Nawet stałem się obiektem westchnień nieszczęśniczek. I brałem udział w balu, gdzie zawitały dementory. Hogwart chyba nie panuje nad wszystkim. Opowiedział na szybko i się uśmiechnął. -A co u Ciebie? Co robisz w Anglii? Wciąż pracujesz jako magomedyk? I co u... rodziny. |
| | | Gość
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Nie 02 Sie 2015, 15:52 | |
| - Co u mnie? A co może być? Wszystko po staremu! Praca i imprezy! -Martin roześmiał się. Faktycznie ostatnimi czasy tak to wyglądało. W momencie w, którym dostawał wolne od roboty leciał zabawić się w Londyńskich klubach. - A więc Gryffindor co? Wiele słyszałem o tym domu. Chyba nieźle Ci się trafiło hmm? Przynajmniej wiem, że obracasz się w dobrym środowisku. -Powiedział przypominając sobie tym samym byłych, cudownych przyjaciół jego chrześniaka. Jakoś popsuło mu to humor. Otworzył pudełko fasolek wszystkich smaków, podsunął je Sergiemu. - Chcesz jedną? -Poczekał na reakcje swojego chrześniaka i sam wziął fasolkę koloru czerwonego. Może truskawkowa. - Powiedz mi... skąd dementorzy w Hogwarcie? Nie powinni pilnować Azkabanu? A co najważniejsze... skrzywdzili Cię? Te istoty są ekstremalnie nie obliczalne. -Powiedział i wsadził fasolkę do ust. Zakrztusił się. - Cholera... papryczka... chili... wybacz! -Martin rzucił się do torby w poszukiwaniu jedynego ratunku w tej sytuacji. Resztek wody, które zostały mu po wczorajszym dniu w robocie. Gdy już znalazł buteleczkę wypełnioną do ćwiartki przezroczystym płynem bogów, odkręcił ją i wypił zawartość do końca. -Uff... było... blisko... -Odetchnął z ulgą. Po czym roześmiał się. To jest właśnie to co oczekiwał po tych cholernych fasolkach. Zaskoczenie i kupa śmiechu. - A teraz wracając do reszty Twoich pytań. Owszem dalej pracuje jako magomedyk. Roboty jest w cholerę i jeszcze trochę. Czasami zastanawiam się czy nie byłoby lepiej gdybym rzucił to wszystko i został gajowym. Praca z magicznymi istotami a wokół mnie tylko las... jednak potrzebują mnie tam. A ja nie czuje się z tym jakoś źle. Ratowanie ludzkich żyć daje dużo satysfakcji. Lubię to. W Anglii jestem bo przecież pracuję w Mungu, który jakby nie patrzeć znajduje się w Londynie. A u rodziny? Nie rozmawiałem z nimi trochę czasu. I pewnie spotkamy się dopiero na święta. A właśnie, tak swoją drogą, wpadasz do domu na święta?-Wujaszek był ciekaw odpowiedzi Sergiego. Jakby nie patrzeć od tego wiele zależało. W szczególności powodzenie jego mega tajnego planu pogodzenia skłóconej rodziny. |
| | | Sergie Lémieux
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Nie 02 Sie 2015, 16:55 | |
| Zaśmiał się. -Nie jesteś już za stary na imprezy? 40-stka zobowiązuje. Powinieneś zająć się zakładaniem rodziny, bo jeszcze skończysz jako wieczny kawaler. Spytał ciekaw jego odpowiedzi. Martin był inny od Arcadiasa. Ojciec chłopaka zawsze cenił poświęcenie dla rodziny w postaci zadbania o to, żeby nazwisko nie wygasło. Jakby to było możliwe. Nawet ciężko Sergie'mu zliczyć kuzynostwo. Mimo wszystko pozostaje czekać, aż staruszek weźmie się za ustawianie małżeństwa dla chłopaka. -Tak. Jest tam wielu miłych Gryfonów. Towarzystwa takiego jak poprzednie można szukać w Slytherinie. Lecz pewnie i tak przyjdzie mi przebywać wśród zepsutych małolatów. Dostałem się do Seminarium. Klubu dla wybrańców. Wspomniał, gdyż wcześniej wyleciało mu z głowy poinformowanie go o tym. Zjadł jedną fasolkę, chociaż i tak wolał normalne żelki. Na jaki smak trafił? Ser pleśniowy. Cóż, można mieć mieszane uczucia co do smaku. A widok czerwonej twarzy Martina z pewnością poprawił mu nastrój. Ojciec chrzestny chyba nigdy nie ma szczęścia do tych fasolek. -Nie wiem. Pewnie pomyłka Ministerstwa. I nie... nic mi się nie stało. Odparł, choć skłamał. Ale nie chciał wspominać o tym, że dementor, który go zaatakował, uświadomił mu jaki z niego parszywiec. -Gajowym? Jesteś lekarzem na którego pewnie leci połowa szpitala. I chcesz do zwierząt? A tak na serio... Arcadias nigdy nie pozwoliłby Ci podjąć się takiej pracy. "Zhańbiłoby to nasze nazwisko". Eh, on zawsze był takim frajerem?- Spytał retorycznie z westchnięciem i kontynuował. -Możliwe, że tak, jeśli jeszcze chcą mnie tam widzieć. Poza tym... odwiedziłbym grób Adrianny w Fondettes... |
| | | Gość
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Pon 03 Sie 2015, 02:43 | |
| - Czy ty naprawdę myślisz, że obchodzi mnie to co mój braciszek myśli? Przestań. Znasz mnie. -Martin roześmiał się.- Poza tym on taki nie jest. Trzeba przyznać, że jako ojciec nie radzi sobie za dobrze ale jest dobrym człowiekiem.-Powiedział już nieco poważniejąc. Spojrzał na swojego chrześniaka. Chłopak wydawał się wyraźnie inny. Czy to magia tego Hogwartu Sergie? A może poznałeś kogoś? - Ktoś musiałby poukładać sprawy w ministerstwie skoro przez "pomyłkę" nasyłają te cholerne upiory. I tak. Zauważyłem, że coś się tam stało. Twoja mimika zdradziła wszystko. Wiesz, wyglądałeś jakby ktoś Cię miał zaraz zabić gdy mówiłeś "nic mi się nie stało." Jednak nie będę wnikał. Powiesz mi w swoim czasie. -Martin zrobił na chwilę przerwę. Odchrząknął, nie lubił tego tematu. Po poruszeniu go robiło się zawsze... niezręcznie. -Faktycznie. Odwiedź jej grób i zamknij wszystkie stare sprawy Sergie. Myślę, że już zauważyłeś to, że Hogwart jest twoją szansą na nowy początek co? Z takich szans warto korzystać choć może nie będzie łatwo. Ale od tego masz mnie,twoją matkę czy nawet ojca. Wszyscy chcemy Twojego dobra. -Powiedział już kompletnie poważnie. Chwilę później uśmiechnął się serdecznie i potargał swojego chrześniaka po blond włosach. - No już, nie smuć się. Nie po to tutaj jesteśmy by wywlekać teraz to co nie powinno być wywlekane. Mmm... Arbuzowa. Jedna z moich najulubieńszych.-Powiedział delektując się smakiem kolejnej fasolki. Tym razem mu się udało. - Dobra. To gdzie chciałbyś pójść mój ukochany bratanku? Wujaszek dzisiaj stawia. Może chciałbyś zajrzeć do sklepu Zonka? Czy Ty już raczej nie z tych żartownisiów co? -Wujaszek uśmiechnął się uświadamiając sobie, że sam zaledwie tydzień temu wywinął numer przyjacielowi używając rekwizytów z tego właśnie sklepu. KUPA śmiechu z tymi łajnobombami. Martin roześmiał się ze swojej, jakże udanej, gry słownej i spojrzał na Sergiego oczekując propozycji kolejnego miejsca, które mogliby odwiedzić. |
| | | Sergie Lémieux
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Pon 03 Sie 2015, 11:49 | |
| -Dobrym człowiekiem? Kiedyś nim był? Zgaduje, że nawet podczas własnej edukacji męczył rówieśników swoimi gadkami. Zażartował próbując zachować kamienną twarz. Podziwiał Martina, że tyle lat wytrzymał z własnym bratem i jeszcze żaden nie zabił drugiego. Z dziadkiem i jego braciszkiem było już znacznie gorzej. Sergie cieszył się, że jest jedynakiem, a kuzynostwo i tak widuja raz na rok. -To było miesiąc temu. Poza tym... serio nic się nie stało. Jedynie powrót złych wspomnień. Ale mało kto przez to nie przeszedł tamtego dnia. Wytłumaczył Martinowi. Co prawda, po balu Sergie na miesiąc zamknął się w dormitorium, ale powodów tego było mnóstwo. Wszystko się nagromadziło w jednej chwili. Francuz nagle wyśmiał chrzestnego. Mimowolnie. -Wybacz... ale kiedy ja matkę na oczy widziałem.- No, był bardziej rozbawiony, niż po akcji z fasolkami. -Ale rozumiem o co Ci chodzi. Minął już rok... odwiedzenie Fondettes z pewnością jest dobrym założeniem. Ale do świąt daleko. Mimo wszystko. Odparł, po czym próbował ratować swoje włosy przed krewniakiem. -Oh... sklepu Zonka to ja już mam dość od jakiegoś czasu. Chodźmy może po prostu do parku się przejść. Zaproponował. W Hogsmeade chyba był takowy. Ta zielona przestrzeń pomiędzy domami mieszkalnymi, a Wrzeszczącą Chatą. No może o tej porze roku już nie taka zielona. |
| | | Alec Haldane
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Pią 16 Paź 2015, 21:31 | |
| Alec miał to do siebie, że rzadko kiedy wracał prosto do domu, gdy więc wczesnym wieczorem wyszedł od Leslie, ani myślał teleportować się prosto do rodzinnej rezydencji. Papiery papierami, obowiązki obowiązkami, ale godzina wciąż była na tyle przyzwoita, by trochę się powłóczyć. Choć więc rozsądek podpowiadał, że mimo wszystko powinien być już u siebie, by nie zarwać całej nocy nad uzdrowicielskimi sprawozdaniami, to Haldane bez wahania głos mądrości uciszył i z cichym pyknięciem pojawił się w Hogsmeade. Szkocja zaczeka, a zapas lizaków nie! Bo wiecie, rudzielec uwielbiał słodycze. Generalnie był potwierdzeniem powiedzenia, że przez żołądek do serca, ale już w przypadku cukrowych smakołyków miłość miał taką samą, jak jakieś dwadzieścia lat temu. Widok fikuśnych, barwnych pyszności sprawiał, że naprawdę nie mógł się oprzeć, stąd w Miodowym Królestwie bywał dokładnie tak samo częstym gościem jak nastoletni uczniowie Hogwartu. Oczywiście, odpowiednim zainteresowaniem darzył cały asortyment, ale tego wieczora pojawiał się w celu sprecyzowanym i wspomnianym już powyżej. Lizaki. Bezsprzecznie najprostszy sposób na wywołanie na twarzy piegusa dziecięcej radości i uwiedzenie go w dosłownie jedną chwilę. Kulturalnie przepuszczając w drzwiach korpulentną, rumianą czarownicę z blondwłosymi bliźniętami uwieszonymi obu jej rąk, wszedł do środka tuż za nimi i na dobrą chwilę zatrzymał się w progu. Mnogość barw atakująca zmysły w Królestwie zawsze trochę go porażała. Oczywiście, porażenie to było tego przyjemnego typu, który sprawiał, że w jednej chwili wracało się do beztroskich lat młodości, kiedy największym grzechem było zbicie szyby w jednym ze szkolnych okien, a wyzwaniem niemal nie do wykonania - zaczepienie dziewczyny, która ci się podoba w sposób bardziej elokwentny niż oryginalny niż hej, mogłabyś mi pożyczyć notatki z ostatnich eliksirów? Tu, pomiędzy półkami pełnymi przeróżnych smakołyków Alec naprawdę czuł się tak, jak gdyby cała ta dorosłość była tylko snem, z którego właśnie się wybudził. Oczywiście, było jednak zupełnie inaczej. Chcąc nie chcąc po chwili kontemplacji i napawania się rajem musiał wrócić do szarej rzeczywistości, która pozwalała mu jedynie na zakup tego, co potrzebował, potem przypominając, że ma już lat trzydzieści a nad głową ciąży mu gradowa chmura konsekwencji niedopełnionych obowiązków zawodowych. To nie te czasy, gdy z niecierpliwością mógł wyczekiwać weekendów niosących ze sobą obietnicę obżarstwa i cukrowego kaca. Nie te dni, kiedy mógł ganiać po zaśnieżonych błoniach i nacierać śniegiem kolegów, którzy nie zdołali przed nim umknąć. Na Merlina, tylko sam Alec wiedział, jak bardzo chciał do tych czasów wrócić. Teraz jednak nie pozostało mu nic innego, jak pogodzić się z rzeczywistością. Odstępując wreszcie od drzwi sklepu wszedł w jedną ze słodkich alejek i... Gdyby nie to, że przecież dopiero co opuścił mieszkanie własnej siostry, mógłby sądzić, że to właśnie ją widzi przed sobą. Niemal ta sama postura, odcień włosów równie płomienny - doprawdy, przed omyłkowym napastowaniem w gruncie rzeczy znajomej tylko z widzenia kobiety uchronił go zwykły przypadek. Dzięki niemu mógł do drobnej istotki podejść z odpowiednią ostrożnością, ręce stosownie trzymając przy sobie. - Cześć, rudzielcu. - Uśmiechając się szeroko, zakupy bez wahania odłożył na dalszy plan. To przecież byłoby zupełnie pozbawione kultury - zająć się słodyczami podczas, gdy masz u boku przyjaciółkę własnej siostry. I co z tego, że w sumie dotychczas zamieniał z nią kilka słów w zasadzie tylko przy okazji poszukiwań haldane'owej uciekinierki? Fakt pozostawał faktem - Alice Guardi znał i nie wypadało tak po prostu jej ignorować. - Szukasz leku na jesienną chandrę? |
| | | Alice Guardi
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Pią 16 Paź 2015, 23:25 | |
| Dzień chylił się ku końcowi, większość ludzi myślała już o wieczornym spoczynku… dobrze, że panna Guardi była w tej mniejszości! Wstała raptem parę godzin temu i była pełna życia. Wypiła dzisiaj swoją ulubioną morelową herbatę, pobawiła się z Filemonem, rzucając mu kłębek wełny, który poprowadził tak, że gabinet stażystki przypominał teraz raczej wielki tor przeszkód. O dziwo kiedy panienka zaczęła pląsać między zawieszonymi wszędzie nitkami, nie potknęła się ani razu! A wcale nie uważała. Musiała chyba wziąć sobie tę uwagę do serca. Nie uważać, dać się ponieść muzyce! Alice postanowiła wybrać się do wioski po parę słodyczy… a zwłaszcza po lodowe myszki dla kota. I po herbaciane róże, wrzucało się pączek do wrzątku, a ten się rozwijał w błyskawicznym tempie. Stażystka kochała takie rzeczy. Zwłaszcza, że każda róża miała inny kolor, wydzielała inny zapach i smakowała zupełnie inaczej! Producent zachwalał, że ma aż sto smaków. Alice odkryła już dziewięćdziesiąt trzy. Zostało jej siedem i miała nadzieje je dzisiaj upatrzeć. A raczej wyniuchać. Przeskakując to nad nitkami to nad książkami do astronomii udała się do szafy, by przebrać się z gwiezdnej pidżamy na brązowe spodnie i zwiewną, zieloną tunikę. Do uszu wpięła kolczyki w kształcie spirali. Tak przygotowana chwyciła torbę, która wydawała jej się o wiele lżejsza jeszcze przed herbatką! Zachwiała się i spojrzała do środka. Usłyszała głośne miauknięcie. -Fili, przecież obiecałam Ci myszki. Będziesz popiskiwał i skrobał. I rozboli Cię brzuszek… oh chodź. Będziemy sobie śpiewać po cichu. To jak duet. –zauważyła, a odpowiedziało jej kolejne miauknięcie. Alice pogłaskała pupila i poprawiała ramię od torby. Chwyciła w przelocie perfumy o zapachu moreli i goździków. Takich kwiatów. Wyskoczyła z gabinetu, nie patrząc na to, że jak wróci najpewniej się wywróci. Myślami była już przy Miodowym… ah. Zimno. Listopad. Dziewczyna zrobiła piruet i chwyciła tak samo zielony co tunika płaszcz i brązowy szal. Narzuciła go byle jak na szyję i prawie pobiegła do wyjścia z zamku. W tych tak trudnych czasach należało zadbać o dobroci i słodycze. Alice miała ich już tak mało! Zaburczało jej w brzuchu na myśl o kociołkowych pieguskach. I tęczowych lizakach. Dawno nie jadła lizaka. Idąc do wioski uśmiechała się do wszystkich. Co niektórzy obdarzali ją tym samym, ale znaczna większość krzywiła się, jakby Alice była jakąś wariatką. Każdy nim trochę był, czyż nie? Nawet Smoczyca Lacroix nie była taka straszna. Pożyczyła Alice kociołek do ugotowania herbaty! Doprawdy miła kobieta. Alice podarowała jej kubek z wężowym uchem. Gdzie tu narzekać? Cała drogę nuciła niedawno zasłyszaną piosenkę, a im bliżej Miodowego była, tym nucenie było głośniejsze i przeradzało się w śpiew. Kiedy znalazła się na głównej alei wyjęła Filemona i zaczęła z nim kręcić piruety. -Oh to książę z moich snów! Ostrzegano mnie, bym nie rozmawiała z nieznajomymi… ale my się przecież znamy od lat. –zachichotała i pchnęła drzwi do Miodowego. Było nieco mniej ludzi niż zazwyczaj. Była godzina do zamknięcia. Alice zaczęła przyglądać się słodyczom. Poprosiła o klasyczny zestaw – żaby, fasolki, pieguski i lodowe myszki. Zawczasu dała jedną do torby z Filemonem. Wolała go tam dać z powrotem. Za dużo słodkiego, a koty nie mogą tyle jeść. Rozległo się popiskiwanie z torby. Alice uznała, że czas na lizaki. Tutaj musiała się zastanowić, poważnie! Tyle różności… gwiazdki, księżyce, nawet migające komety, wybuchały smakiem w ustach! Myślenie nad smakami spowodowało, że lekko się potknęła, ale utrzymała równowagę. Kiwała się na boki, nucąc znowu znany utwór. -Znam ze snu Twe usta i oczy Twoje znam… jak we śnie tę samą masz postać, nawet… -obróciła się do tyłu, słysząc powitanie. -…uśmiech ten sam. Oh! –usta zostały rozdziawione w malutkim „o”. Alice uśmiechnęła się nieco speszona, że tak powitała Aleca. Nawet chyba odcień różowego pokraśniał na jej policzkach, ale gubił się w płomienno rudych włosach. -Alec! Wybacz, zamyśliłam się! –uśmiechnęła się szerzej i poprawiła ramię torby. –Chandra? Co to chandra. Nie znam takiego słowa! Mam herbatę, kota, kocyk i słodycze. A w sumie to nie mam już słodyczy. Temu jestem tutaj. I Ty. Razem jesteśmy. To jest… -zaplątała się jak kłębek wełny w jej gabinecie. Zamrugała szybko oczami. -…szukasz czegoś konkretnego? –zagadnęła go, zmieniając temat. –I masz ode mnie karnego pata, nie widzieliśmy się aż miesiąc, a u Leslie jestem tak często. –pacnęła go w ramię. Dla zasady. A z torby dalej dobiegały popiskiwania. Zjadanej lodowej myszy. |
| | | Alec Haldane
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Pią 16 Paź 2015, 23:58 | |
| O specyficzności Alice zdążył się już przekonać - dopóki Leslie mieszkała w rodzinnej posiadłości, dopóty panna Gaurdi gościem była u nich dość częstym. Oczywiście, sam Alec nie poświęcał jej więcej uwagi niż było to konieczne - a, to Ty, przyjaciółka Leslie? To bawcie się dobrze! - nie rozmawiał też o niej więcej, niż musiał ze względu na swoją siostrzyczkę, nic z tego nie było jednak potrzebne by zapoznać się z dziwactwami Guardi. Ale, ale! Specyficzność, dziwactwa? To bardzo źle brzmiące słowa w kontekście uroku, który cechował młodą, rudą istotkę. Że była inna, to fakt - ale w jakże pozytywny sposób! Oczywiście, to zawsze było tematem delikatnie kąśliwych uwag, jakie fundował co jakiś czas Leslie (ale przyjaciół to ty masz oryginalnych, moja droga), nie zmieniało jednak faktu, że na sam widok Alice cieszyła się buźka. Zupełnie bez podtekstów, po prostu dlatego, że optymizm Guardi był zaraźliwy. A że obrazu dopełniała jej szczególna nieporadność, otrzymywało się mieszankę naprawdę poprawiającą humor. Tego dnia nie mogło być więc inaczej. Haldane potrzebował wprawdzie dobrej chwili by uzmysłowić sobie, dlaczegóż to Alice miała się speszyć, ale gdy treść nuconej przez nią piosenki wreszcie do niego dotarła szeroki uśmiech sam wkradł się na piegowate lico. Gdyby był osobnikiem mniej sympatycznym, lubującym się w docinkach z pewnością nie przepuściłby takiej okazji, ale że był tylko Alekiem - hej, nie mógł potraktować tego inaczej jak zabawnego zbiegu okoliczności. Przypadku, który zasługiwał na jedno czy dwa wspomnienia przy okazji spotkań z Leslie. Ale nie teraz. Teraz należało zadbać przede wszystkim o to, by Guardi nie pogrążyła się bardziej w swych nieporadnych próbach wybrnięcia z sytuacji. Najmłodsza z rodzeństwa nie wybaczyłaby mu przecież, gdyby doprowadził Alice na skraj zażenowania, który leczyć musiałaby jakąś szczególnie wymyślną, wieloskładnikową, wonną herbatą! - Rozumiem. - Uśmiechnął się więc szeroko na wspomnienie obcości chandry i przekrzywił lekko głowę. Zawsze, odkąd tylko ją poznał, traktował Alice jako taką... maskotkę. Osiem lat młodsza dziewczyna była dla niego może nie tyle zupełnie obojętną, co po prostu w jakiś sposób członkinią rodziny. Skoro podbiła serce Leslie, to jasnym było, że nie mógł jej nie lubić. Przyjaciel mojego przyjaciela jest moim przyjacielem, czy jakoś tak. Mimo tego ani przez pierwsze lata znajomości, ani w trakcie okresu dorastania - najpierw swojego, potem dziewczyny - ani wreszcie teraz, w wieku dorosłym, nie umiał na nią spojrzeć po prostu jak na kobietę. To znaczy, chyba nie umiał. Nigdy się właściwie nie zastanawiał. Guardi była iskierką, dobrą wróżką, promyczkiem którego gotów był bronić podobnie jak innych swoich bliskich, ale... Och, Merlinie, to naprawdę skomplikowany temat! - Cóż, nie ulega jednak wątpliwości, że jesteśmy tu razem i... - Choć uprzedzony, nie zdołał umknąć przed upomnieniem, jakie zafundowała mu Alice. A może nie chciał? Faktycznie, chyba nie chciał - o tym zdawał się świadczyć błysk rozbawienia w jego oczach i teatralna mina winowajcy, którą utrzymać zdołał zaledwie przez chwilę. - Hej! To nie moja wina, że Leslie jest tak zaborcza, że aż musiała się od nas wyprowadzić, by mieć cię tylko dla siebie. - Zaśmiał się cicho i wsunął ręce do kieszeni płaszcza. Faktem jednak było, że to już kawałek czasu, co? Sam nie bardzo pamiętał, kiedy ostatnio z Alice się widział, stąd pozostało mu wierzyć jej na słowo. Miesiąc. Długo! - A tak poważniej, to... - Wzruszył lekko ramionami. - Praca. Praca. Praca. Do Leslie wpadam o, o takich właśnie porach jak teraz, podejrzewam też, że staranny grafik najmłodszej z Haldane'ów nie przewiduje spotkań łączonych. Wiesz, ma widzieć się z tobą, to mnie już do szczęścia nie potrzebuje. - Znów uśmiechnął się z rozbawieniem, w międzyczasie odsuwając się o krok, by przepuścić tę samą czarownicę, którą zapoznał na progu Królestwa. - Starszy brat idzie w odstawkę i takie tam. Ale! Jeśli chodzi o cel moich poszukiwań... Przerwał na moment, gdy z torby Guardi dobiegły charakterystyczne popiskiwania kończącego się, cukrowego życia. - Czy ty właśnie dokarmiasz swoją torbę myszą? - Och, doskonale wiedział, że sprawcą zamieszania i piskliwego koncertu musiał być kot Alice, ale nijak nie dał tego po sobie poznać. Poważna mina, podejrzliwy wzrok, brew uniesiona znacząco. Że to znów skłoni dziewczę do tłumaczeń? Cóż, Alec może i faktycznie miał w sobie drobny pierwiastek cwaniaczka. Co jednak poradzić na to, że pewne problemy Szkotki z wyłapaniem żartów zawsze trochę go bawiły? Gdy był młodszy śmiał się z tego znacznie częściej niż teraz, tym niemniej obecnie również nie mógł się oprzeć i nie podpuścić trochę koleżanki. - W każdym razie, jestem tu po lizaki - stwierdził tymczasem, kończąc tym samym zaczętą przedtem kwestię. - Zapas mi się skończył, a przetrwanie tego... - Machnąwszy dłonią w bliżej niesprecyzowanym geście przez moment szukał odpowiednich słów. - ...chaosu dorosłości bez twojego optymizmu... - Uśmiechnął się nieznacznie. - ...i odpowiedniej ilości cukru jest niemal niewykonalne. Jestem więc tutaj i... Właściwie nie wiem, czego dokładnie potrzebuję, poza tym, że ma być na patyku i jak największe. - Wyszczerzył zęby, już w kolejnej chwili przenosząc swe spojrzenie na półkę pełną barwnych smakołyków. - A ty? Masz jakieś swoje ulubione? - Ruchem głowy wskazał największe zgromadzenie lizaków, przyglądając się kolejnym fikuśnym figurom. Kto wie, może panna Guardi zostanie dziś jego słodką inspiracją? |
| | | Alice Guardi
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Sob 17 Paź 2015, 12:48 | |
| Bywanie częstym gościem w domu Leslie sprawiło, że Alice poznała Aleca. Starszego o osiem lat od Les brata. Oczywiście ich spotkania wyglądały zawsze tak samo – cześć, cześć, baw się dobrze, Ty też! I koniec rozmów. Alec uciekał w swój świat, świat dorosłych. Kiedy ruda miała piętnaście lat zielone tęczówki oglądały się za chłopakiem nader często. Jednakże wrodzona nieśmiałość w tym temacie i fakt, że Alec miał dwadzieścia trzy lata skutecznie odstraszały ją od wszelakich działań. Czasem wpatrywanie się w Aleca przez okno, kiedy akurat był w ogrodzie wyłączało ją z rozmowy. Jednak i bez obecności tego chłopaka miewała takie stany, więc nie była to żadna niespodzianka w jej zachowaniu. Miała nadzieje, że Leslie nigdy się nie domyśliła, że stygnąca herbata w łapkach Alice to wynik pojawienia się Aleca! Ów chłopak pojawiał się niekiedy w drzwiach domu Alice, co wywoływało u niej rozbicie tego, co akurat trzymała. Jednak były to sytuacje, kiedy Leslie znikała z domu. Pomagała w szukaniu głównie dlatego, że znała ulubione miejsca dziewczyny. Koniec końców magiczny rok piętnasty minął, pojawił się szesnasty i siedemnasty, a panna Guardi wyrosła z nastoletniego zauroczenia. Wybrała się na studia astronomiczne, ale nadal często pojawiała się w domu Haldane’ów. I wtedy jej rozmowy z Aleciem bywały dłuższe. Co na studiach, jak praca, smakuje Ci herbata i tak dalej. Przyjemne, prawda? Im byli starsi tym tematów było więcej, ale nadal Alec pozostawał o osiem lat starszym bratem najlepszej przyjaciółki. Szach i mat! Na szczęście jej szybka odpowiedź zmyła zażenowanie po nieoczekiwanym powitaniu. Alice śpiewałą gdzie mogła i ile chciała. Najbardziej lubiła bajki niejakiego Disney’a. Jej rodzice dorobili się małego telewizora i kiedy Alice stała odpowiednio daleko od kiedy wiadomo było, że ma magiczny talent przeszkadzający w odbiorze takich urządzeń, chłonęła wszelkie bajki tamtych czasów. I z łatwością zapamiętywała tekst piosenek. I kończyło się to tak, jak się kończyło. Tańczyła korytarzem i śpiewała. Kończyła stojąc przed zmieszaną grupką studentów albo rozbawionym gronem pedagogicznym. Gorzej, kiedy trafiała na Filcha. Ten to nie czekał, aż skończy i gonił ją z miotłą. Chyba nie tylko dla niego nadal pozostawała uczennicą. Wieczny optymizm jej ani troszkę nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie. Chociaż czasami chciałaby, aby traktowano ją kapkę poważniej. Temu tak lubiła Leslie. Razem dorastały w szkole, więc znały się na wylot. I zawsze traktowały się poważnie. Z każdym problemem. Uśmiech Aleca spowodował, że Alice odpowiedziała mu tym samym w najlepszym możliwym wykonaniu. Potrząsnęła lekko głową, przez co jej zakręcone kosmyki (dzisiaj akurat się skręciły dość uroczo, a nie jak zwykle, gdy to robiły) i spiralne kolczyki zatańczyły figlarnie. Słysząc jak Alec mówi „jesteśmy tu razem”, młode serduszku zabiło stokroć mocniej, a Alice spuściła zielone tęczówki. Wiedziała, jak to zabrzmiało, ale wyraźnie nagła zmiana tematu pomogła. Alice roześmiała się perliście widząc minę winowajcy u Aleca. Pogłaskała go po ramieniu rozbawiona. -No już dobrze, dobrze. Wybaczam! Tak, ta Leslie jest taka zaborcza. Albo widzi się ze mną albo z Tobą. Żadnych trójkątów. To znaczy spotkań w trójkę! –powiedziała koniec kwestii bardzo szybko, znowu się łapiąc na słownej wpadce. Uśmiechnęła się przepraszająco. Skubała lekko szeroki rękaw tuniki, starając się skupić na rozmowie. -To zabawne, wiesz jaki prowadzę tryb życia i też odwiedzam Leslie o późnych porach wieczornych. Albo się mijamy albo w zupełnie inne dni się z nami umawia. Byłam u niej raptem wczoraj. To skubana. –zachichotała. Zapomniała kompletnie o posilającym się w torbie Filemonie. Popiskiwanie i skrobanie było słyszalne już w całej cukierni. Alice spojrzała na torbę, kiedy Alec zwrócił na nią uwagę. -Oh, mam gadającą torbę! Zawsze ją pytam co mam wybrać. Popatrz. –dziewczyna włożyła łapkę do torby. W efekcie dało się słyszeć ciche miauknięcie. -Raz miauczy na tak, a dwa na nie. –wyjęła rękę, na której siedział Filemon. Spojrzał zaciekawiony na Aleca, a z pyszczka zwisał mu mysi ogonek z lodowej łakoci. –Uwielbia lodowe myszki. –wyjaśniła i schowała pupila do torby. –I kłębki wełny, mój gabinet to istne pobojowisko. Szkoda, że tego nie widzisz. –zaśmiała się i spojrzała na tacę z lizakami. Uśmiechnęła się szeroko słysząc o swoim zbawiennym optymizmie. Jej kryształowe serduszko rozpromieniło się milionem barw. -Lizaki? Dawno nie jadłam lizaków. Myślałam, że Ty mi doradzisz. Ale chyba zdecyduje się na ten… -wskazała łakoć w kształcie gwiazdki o smaku ananasowym. -…i na ten. –w kształcie kota o smaku toffi. -Tobie zaś proponuję ten! –sięgnęła po ogromny lizak w kształcie jednorożca o smaku cytrynowo-poziomkowym. –Jest pyszny! –wyłoniła się zza lizaka. –I tego. –wskazała lizaka w kształcie pandy o smaku mleczno-kakaowym. Feria barw lizaków była przeróżna. Kiedy ostatecznie wybrali swoje łakocie, Alice rozochocona zakupami złapała Aleca za nadgarstek i pociągnęła do palety herbacianych róż. -Oh, wybacz. Nawyk. –przeprosiła, puszczając jego łapkę. Była bardzo bezpośrednia! Spojrzała na paczuszki. Wybrała dziesięć i zapłaciła za całe zakupy. I wrzuciła kolejną myszkę do torby. Odwróciła się do Aleca i podała mu jedną z róż. -Kiedy wrzucisz ją do wrzątku, zacznie się rozwijać. Zrobi się kolorowa i nada wodzie smak morelowej herbaty. Mam nadzieję, że jak się napijesz, pomyślisz o mnie. –rzuciła z roziskrzonymi oczkami. Tak bardzo się cieszyła, że go spotkała!
|
| | | Alec Haldane
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Sob 17 Paź 2015, 19:25 | |
| Prosta sprawa - Alec z fascynacji czy zauroczenia Alice zupełnie nie zdawał sobie sprawy. Może byłoby inaczej, gdyby chodziło o jakąkolwiek inną istotkę, ale w przypadku Guardi bardzo łatwo było wytłumaczyć wszystkie jej nietypowe zachowania i rumieńce po prostu tym, że ona taka była. Trochę zagubiona w wielkim świecie, trochę nieporadna, mająca problemy nie tylko z potknięciami językowymi, ale w ogóle szeroko pojętym dopasowaniem się do wymogów dorosłości. Mając dwadzieścia dwa lata emocjonalnie wciąż była dzieckiem, a to naprawdę było wygodnym wyjaśnieniem wszystkiego co mówiła czy robiła. Jeśli więc nawet podczas jej wizyt dostrzegał czasem jakikolwiek rumieniec, jeśli przypadkowo krzyżował z nią spojrzenia i jeśli faktycznie stał za zbitą z wrażenia filiżanką - nie próbował złożyć tego w żadną całość, po prostu zbywał to wszystko uśmiechem, bo przecież chodziło o Alę. Zresztą, z drugiej strony - czy cokolwiek by to zmieniło, gdyby jednak się postarał, przyjrzał trochę zachowaniu Guardi i dostrzegł to, co mógłby dostrzec? Cóż, chyba niewiele. Ich relacja stałaby się może tylko mniej komfortową, bo Alec naprawdę nie miałby pojęcia, jak powinien się zachować (a przecież nie miałby serca powiedzieć jej wprost, by dała sobie z tym spokój), ale z pewnością nic by z tego nie wyszło. Na Merlina, przecież to była Alice. Osiem lat młodsza, roztrzepana, integralna część życia Leslie - ale nie jego. A to przecież się wykluczało, prawda? Będąc najlepszą przyjaciółką jego siostry nie mogła być dla niego nikim więcej jak... przyjaciółką jego siostry właśnie. Lepszą znajomą, swego rodzaju kuzynką, może młodszą siostrą, ale to tyle. Nic ponadto. W każdym razie, niewiedza Aleca ułatwiała całą sprawę o tyle, że przynajmniej nie krępował się w towarzystwie Alice, nie kluczył, nie dobierał starannie słów. Po prostu był - dokładnie w ten sam sposób, co w towarzystwie innych kobiet. Śmiał się, żartował i nie kombinował, jak przekazać Guardi, że swą uwagę powinna zainwestować w lepszy, bardziej godny tego obiekt. To dzięki niewiedzy Haldane'a mogli teraz stać sobie tak beztrosko między dwoma regałami pełnymi słodyczy i dywagować zarówno o zaborczości Leslie, jak i wyższości jednych lizaków nad drugimi. - Tak to jest, jak ma się przyzwoitych rodziców - skomentował z rozbawieniem niefortunny dobór słów. - Żadne trójkąty nie wchodzą w grę. - Oczywiście, w przypadku najmłodszej Haldane’ówny to była kwestia wielce dyskusyjna, ale z pewnością żadne z nich nie miało w planach omawiania życia erotycznego Leslie. To w końcu jej sprawa, jakie wielokąty preferuje, nie? - Widzisz, a ja dopiero co od niej wracam. To nic innego, jak starannie przemyślany grafik. - Pokiwał głową ze zrozumieniem. Niemal poczuł się urażony tym, że siostra separuje go od swoich znajomych... Niemal. Bo tak naprawdę wcale nie chciał przecież uczestniczyć w każdym elemencie jej życia, to byłoby co najmniej niewygodne, żeby nie powiedzieć - chore. Na wzmiankę o gadającej torbie uśmiechnął się natomiast szeroko, a jeszcze szerzej, gdy jego oczom ukazał się sprawca zamieszania. I choć wprawdzie był zadeklarowanym psiarzem, to tak naprawdę lubił wszystkie zwierzęta, bez wyjątków i nigdy nie potrafił się oprzeć pokusie pogłaskania zwierzaka. Teraz nie było inaczej - bez wahania sięgnął do drobnego, kociego łebka by pogładzić go kilka razy. - Może jeszcze zobaczę - rzucił tymczasem w odpowiedzi na wizję wełniastego armageddonu w gabinecie Alice. O ile pamiętał, dziewczę załapało się na stołek stażystki astronomii w Hogwarcie, a on natomiast... - Moje szefostwo przebąkuje coś o konieczności częstszych kursów przygotowawczych do aurorstwa, niewykluczone więc, że wrócę w szkolne mury. - Przenosząc uwagę z Filemona na jego właścicielkę uśmiechnął się sympatycznie, wcale nie kryjąc, że przeciw takim obowiązkom nie miałby absolutnie nic przeciw. Powrót do szkoły? Był zawsze na tak! Potem zaś ledwie zdołał się zorientować, co też wybrała dla niego Guardi, gdy niespodziewanie jej drobna rączka zacisnęła się na jego własnej łapie, ciągnąc go ku kolejnym smakołykom. Oczywiście, Haldane nie mógł mieć nic przeciw podobnej bezpośredniości, ale potrzebował chwili na to, by uporać się z zaskoczeniem i roześmiać się szczerze. - Spokojnie, nic się nie stało. Może to nawet lepiej, jeszcze bym się tu zgubił. - Wyszczerzył zęby po raz któryś tego wieczoru. Beztroska Guardi naprawdę była zaraźliwa? Przyjmując natomiast herbacianą różę nie zdążył się w porę ugryźć w język. Nie, żeby miał do powiedzenia coś nieprzyzwoitego, czego powinien unikać ze wszystkich sił, ale... Przecież miał pracę. Obowiązki i silne postanowienie, że tym razem się wyśpi. I co? I chyba jednak nie. - Myślę, że łatwiej będzie mi pamiętać, jeśli najpierw wypijemy jedną wspólnie. - Uniósł brwi znacząco. - Wiesz, dopóki Leslie nie patrzy. |
| | | Alice Guardi
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Pon 19 Paź 2015, 00:21 | |
| I chwała wszystkim bajkom, że nie wiedział! Alice czuła się dostatecznie źle z faktem, że Leslie coś podejrzewała i robiła jej różnego rodzaju przytyki. A to ładnie jej w czerwonym jak na horyzoncie pojawia się Alec, a to szkoda takiej filiżanki ładnej, która właśnie się stłukła na jego widok... i tak dalej. Panna Guardi motała się w tym, co odczuwała do brata przyjaciółki, ostatecznie zrzucając to na zwykłe, nastoletnie zauroczenie, które w tej chwili nie ma racji bytu. Czy tak było? Gdy go widziała z daleka już się uśmiechała, potrafiła z nim rozmawiać przez dłuższy czas - dopóki Leslie im nie przeszkodziła - a serduszko samo podskakiwało z radości. Oskarżała o to fakt, że mocno się zakumplowali i Alec zawsze traktował ją jak bliźniaczkę rodzonej siostry. Zawsze wyrażał troskę o jej stan, gdy była chora, co w jej przypadku, kiedy wysiaduje się godzinami na zimnej ziemi by oglądać gwiazdy było dość częste. Może to była kwestia samej kultury, ale to najwyraźniej Alice odpowiadało. Bardzo. Roześmiała się z ulgą, kiedy usłyszała o przykładnych rodzicach. A jednak jej wpadka słowna została wybaczona. Merlinie słodki. Zażenowanie nie chciało ustąpić tego wieczora. Za żadne skarby. Ani lizaki Miodowego Królestwa. Ruda wzięła się pod boki i postarała się zmarszczyć nosek, aby wyglądać chociaż trochę groźnie. Oczywiście wyszło bardziej komicznie niż można się było tego spodziewać po zamiarach. -A to małpa! Już ja się z nią policzę! Nie dostanie ode mnie już żadnej muffinki pomarańczowej! -oburzyła się na wyrost, co skończyło się tylko kolejnym chichotem. Alice wzięła głęboki wdech i spojrzała jeszcze raz na słodycze na półkach. Poklepała się po brzuszku. -W moich żyłach płynie lukier. Koniec tego dobrego. -postanowiła poważnie. Filemon na widok Aleca zamachał krótko ogonem. Był inny niż stereotypowe okazy tego gatunku. Garnął się do ludzi - ale tylko niektórych, Miltona wyraźnie nie lubił, co samo w sobie było sporym szokiem - i niezwykle uwielbiał pieszczoty. Zaczął turkotać cicho pod wpływem pieszczot z ręki Aleca. -Zazdroszczę mu. -westchnęła Alice, zanim ugryzła się w język. Aby nie pokazywać kolejnego zmieszania przeniosła wzrok na Aleca. -Też bym chciała podjadać lodowe myszy, bawić się kłębkiem i spać pół dnia. Czasami. -wzruszyła ramionami. -Gdybyś mógł sobie sprawić kotki, to bym Ci jednego dała. Ale masz psy. Na kolejną wiadomość zaczęła podskakiwać. -Super! Jesteś mile widziany w moim gabinecie o każdej porze nocy. W dniu to raczej śpię. Chyba, że lubisz widok potwora z Loch Ness. -wyszczerzyła się w uśmiechu. Ten moment, kiedy zorientowała się, że trzyma aurora za nadgarstek spowodował nagły skok ciśnienia. Postanowiła jednak tym razem urwać tłumaczenie dość szybko. Propozycja rzucona przez młodego Haldane była doprawdy wspaniała i przez chwilę dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Przeczesała włosy palcami. -Oh! Skoro tak, too... możemy się jej napić. Albo w herbaciarnii albo u mnie... w gabinecie. Chyba, że preferujesz picie herbaty plenerowo w taki ziąb. -rzuciła parę propozycji. Bardzo nie chciała, aby jednak się rozmyślił.
|
| | | Alec Haldane
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Pon 19 Paź 2015, 19:41 | |
| Alec nie zauważył. To znaczy, może zauważył, ale nie przywiązał do tego większej wagi. Zazdroszczę mu. Nie zinterpretował tego w żaden inny sposób, jak ten najprostszy, oparty na dalszych wyjaśnieniach Guardi. Hej, w końcu rudy był tylko facetem, nie? Nie doszukiwał się drugiego dna tam, gdzie spokojnie można było poprzestać na pierwszym, tym bardziej też nie znał tajemnej sztuki zgłębiania kobiecych zachowań. Proste było z niego stworzenie - rozumiał przekaz jasny i bezpośredni, ale już wróżenie z dziewczęcego owijania loków wokół palca czy z rumieńców o różnej intensywności było mu w zasadzie zupełnie obce. Z tego też powodu - niebawienia się w finezyjne... nie, wróć, w żadne podchody, które byś może wymagałyby bardziej ostrożnych, przemyślanych zachowań - bezceremonialnie roześmiał się na niezbyt przekonujący pokaz złości i oburzenia w wykonaniu Alice (cóż, wcieleniem zła i twarzą ruchu Śmierciożerców to ona nigdy nie zostanie) i spoważniał dopiero wtedy, gdy napotkana po raz trzeci tego popołudnia czarownica (tym razem znów w towarzystwie swych blondwłosych bliźniąt) spojrzała na niego wymownie. - Niestety, moje panienki rzeczywiście niezbyt dobrze znoszą jakiekolwiek zwierzęce towarzystwo - przyznał więc, chwytając się tematu, który miał umożliwić mu opanowanie się i odetchnął głęboko. Mógłby niemal zacząć złościć się na Szkotkę, że doprowadziła do takiej sytuacji (upokorzenia, jak określiłby to ojciec nie rozumiejący, że trzydziestoletni mężczyzna może śmiać się w głos równie beztrosko, co jedenastolatek), gdyby nie to, że złoszczenie się na nią było praktycznie niewykonalne. - Co swoją drogą jest zastanawiające, sugeruje bowiem jakąś zazdrość. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Nie ukrywał swej miłości do swych dwóch łowczyń ani swego przywiązania do nich. Jeśli dziewczynki rzeczywiście były o niego zazdrosne, mogło to być tylko i wyłącznie miodem na serce Haldane'a. Kiedy zaś przyszło do bezpośrednich działań - bo, zgodnie z przewidywaniami, Alice wcale mu nie odmówiła i wyraziła bardziej niż entuzjastycznie chęć spędzenia wspólnego wieczoru - Alec właściwie nie miał się nad czym zastanawiać. To, gdzie powinni się udać, wiedział właściwie zaraz po tym, gdy uzmysłowił sobie - z nieocenioną pomocą Guardi - ile czasu już się nie widzieli. A skoro od momentu przeprowadzki Leslie Ala właściwie zupełnie nie bywa w dawnym miejscu spotkań, to jest w Dunblane, to... - Mam lepszy pomysł - oświadczył więc Szkot gdy przebrzmiała ostatnia z propozycji dziewczęcia. - Chodź. - Nie bawiąc się w żadne większe wyjaśnienia, tym razem sam bezceremonialnie złapał kobietkę za rękę i wyprowadził ją ze sklepu... No, i tyle. Zatrzymawszy się niemalże na środku ulicy, obrócił się przodem do Alice i w jednym kroku znalazł się praktycznie tuż obok niej. Naprawdę blisko. - Trzymaj się mocno, skarbie - rzucił lekko i, uśmiechając się nieznacznie, pewniej zacisnął swą dłoń na dłoni Guardi. - I lepiej nakłoń swego pupila do powrotu do torby. Obecny program wycieczki przewiduje kocie harce dopiero za kilka chwil. - Przekrzywił głowę lekko na bok, zaśmiał się cicho i w kolejnej chwili, nie dopytując już dziewczęcia o zdanie, teleportował ich prosto na szeroką aleję prowadzącą do jego rodzinnej posiadłości.
zt x2 |
| | | Gość
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Nie 29 Lis 2015, 22:49 | |
| Dawno dawno temu, za górami, za lasami...ups, nie to uniwersum. Hogsmeade, wioska zamieszkała tylko przez czarodziejów, przez Sheerana nazywana: TĄ wsią, była całkowicie pokryta śniegiem(jakby to było coś nadzwyczajnego, wkońcu jest grudzień.) Ludzie zmęczeni skakaniem przez zaspy i zmarznięci od lodowatego wiatru, chowali się po przeróżnych sklepach, by choć na chwilę zaznać ciepła przed kolejną batalią z zimą. Niektórzy jednak nie przerywali swojej wędrówki aż nie dotarli do określonego celu. Do tej grupy zaliczał się William oraz jego towarzyszka broni, Harleen. Chłopak co chwila podrzucał notatki leniwej pannie w zamian za słodycze. Ostatnio jednak dług nie był spłacany, i tak sobie rósł rósł aż Sheeranowi zaczęła się w głowie palić czerwona lampka. Nie zamierzał się upominać czy przestać dawać, ale poczuł się wykorzystywany. Jakie było jego zdziwienie kiedy dzisiaj rano Harleen zaczepiła go na śniadaniu i oznajmiła, że bezdyskusyjnie idą dziś do Miodowego Królestwa. Przez cały dzień Williamowi przed oczami krążyły wszelkiej maści słodkości, dosłownie nie mógł się przestać ślinić i oblizywać wargi. Kiedy wieczorem pokonali już drogę i weszli do cukierni, krukon prawie nie zemdlał z nadmiaru pozytywnych emocji. TYLE SŁODYCZY. -No dobrze panno Quincy, jesteśmy na miejscu. Co teraz? |
| | | Gość
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Pon 30 Lis 2015, 18:51 | |
| Dla każdego ucznia – nie ważne czy czarodzieja czy mugolaka – weekend oznaczał wolne od szkoły. Po tak stresującym tygodniu nie ma nic lepszego niż dwa dni odpoczynku, choć dla niektórych to i tak niewystarczająco. Harleen miała zaplanowany weekend co do joty. Soboty z pewnością nie zamierzała spędzić w zamku, zwłaszcza, że większość jej znajomych wybierała się do Hogsmeade. Odkąd jej rodzice podpisali formularz, który zezwalał na swobodne opuszczanie zamku w weekendy, Harleen jak najczęściej korzystała z tej okazji, by choćby na kilka godzin zmienić otoczenie. Wioska była bardzo klimatyczna, zwłaszcza zimą, gdy zbliżał się okres świąteczny. Grzechem było zlekceważyć ten widok, gdy wszystkie lampki w sklepowych witrynach mieniły się kolorami, a w powietrzu unosił się słodki zapach dyniowego ciasta. Nie zważając na niesprzyjające warunku pogodowe, Harleen postanowiła dotrzymać słowa i zabrać swojego wybawcę od notatek do Miodowego Królestwa, by chociaż częściowo spłacić swój dług wdzięczności. Szczerze powiedziawszy zupełnie zapomniała o Williamie i złożonej obietnicy. Gdyby się sam nie przypomniał, to z pewnością byłaby o kilkanaście sykli bogatsza. Miodowe Królestwo było drugim ulubionym miejscem kasztanowłosej zaraz po sklepie odzieżowym Gladraga. Choć moda czarowników nieco różniła się od mugolskiej, to jednak można było zaopatrzyć się w kilka fikuśnych części garderoby. Sklep słynął głównie z najbardziej niesamowitych skarpetek, a każda para miała inną funkcję. Lecz dzisiejszego dnia Harleen nie zamierzała torturować Williama zabierając go do raju dla kobiet, a umilić mu czas słodkościami, które oferowało właśnie Miodowe Królestwo. Wnętrze od zawsze robiło na niej ogromne wrażenie i gdyby mogła spróbowałaby wszystkiego po trochu. Nigdy nie ukrywała, że wprost przepada za słodyczami, zwłaszcza jeśli zawierały w sobie czekoladę. Jako dziecko wybierała same czekoladowe żaby, wyłącznie ze względu na karty, na których znajdowały się postury znanych czarodziei. Nawet jej ojciec mugol był zafascynowany tym dodatkiem do smakołyku. Swoją drogą skompletowała całkiem pokaźną kolekcję, która aktualnie kurzy się gdzieś pod łóżkiem w jej rodzinnym domu. Kto wie może za kilkadziesiąt lat będzie warta fortunę? - W ramach podziękowania za jakże cenne notatki możesz sobie wybrać, co tylko zapragniesz. – westchnęła z uśmiechem na ustach rozkładając przy tym bezradnie ramiona. – Tylko pamiętaj, że mój budżet jest ograniczony. Co powiesz na kandyzowane ananasy? I może kociołkowe pieguski do tego? Dorzucę jeszcze jedną czekoladową żabę i na tym koniec, bo piszesz jak kura pazurem. – szturchnęła go delikatnie łokciem w żebra chichocząc. Ostatnio bardzo się rozleniwiła, jeśli chodzi o naukę. Rok w rok posługuje się notatkami od Sheerana, które sama później sprzedaje. Naturalnie nieco drożej, w końcu jest młodą czarownicą z zachciankami i nagłymi potrzebami. |
| | | Gość
| Temat: Re: Miodowe Królestwo Pon 30 Lis 2015, 20:24 | |
| Dziewczyna miała szczęście, że William nie wiedział o sprzedawaniu jego notatek dalszym osobom. Dodatkowo po wyższej cenie, skandal! Biedny Sheeran się stara, pisze starannie, oddaje prawie za pół darmo a tu co? Jeszcze mówi, że pisze jak kura pazurem. Żart czy nie żart, krukon wziął to do siebie...i dopisał do długu. -Ej, za tą kurę kupisz mi coś dodatkowo. Na przykład...dwie czekoladowe żaby. Tak, to jest moja cena. Jedna za notatki, jedna za kurę. Skrzyżował ręce na piersiach i uśmiechnął się do Harleen. Jego twarz wyrażała mnie więcej "no i po co Ci to było?" Nie chciał, żeby dziewczyna zbankrutowała(i znowu ta niewiedza o sprzedawaniu!), zresztą tyle lat już się znają a ich relacja dalej stoi na daj notatki-daj słodycze. Po woli zaczynał patrzyć na Quincy jakoś inaczej. Nie pamiętał uczucia miłości, więc nie mógł powiedzieć czy to jest to, czy może coś innego. Podrapał się z tyłu głowy, poczerwieniał na policzkach i włożył ręce do kieszeni kurtki nie wiedząc co z nimi zrobić. -Albo nie, jedna wystarczy. Jako nagrodę za moją wspaniałomyślność będziesz mi towarzyszyć w gospodzie. Co Ty na to? Przy ostatnim zdaniu lekko się jęknął i poczerwieniał jeszcze bardziej. Próbując odwrócić uwagę dziewczyny od jego zakłopotania zadał kolejne pytanie. -Jak Ci ogólnie mija czas? Potrzebujesz pomocy przy czymś? |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Miodowe Królestwo | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |