|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Dorian Whisper
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Wto 10 Mar 2015, 16:47 | |
| Dorianowi nawet nie przyszło do głowy, aby zignorować list Francisa z prośbą o spotkanie. Na zewnątrz padało, jednak to nie stanowiło żadnej przeszkody, aby udać się w kierunku Hogsmeade, dokładniej do Trzech Mioteł, gdzie się obaj umówili. Nie był jednak pewien o czym chciał porozmawiać z nim jego… przyjaciel? Zżyli się ze sobą niesamowicie i chociaż ciężko było mu zaufać komukolwiek, to miał dziwne przeświadczenie, że Lacroix był osobą godną tego miana. Lubili się, nawet bardzo, co Whispera nieco przerażało. Szczególnie, że sam miał niesamowicie trudny i paskudny charakter, w przeciwieństwie do Francuza, który był jego zdaniem chodzącą kulką miłości, kluską szczęścia i innych pochodnych. Nieźle się dobrali i gdyby znał jakieś filmy, które oglądali mugole, to pewnie przytoczyłby jakiś tytuł, jako określenia ich przedziwnej znajomości. Nie przestawało padać, a nawet miał wrażenie, że krople deszczu spadały ze zdwojoną siłą z każdą następną sekundą. W końcu, cały przemoczony, znalazł się przed drzwiami pubu i nacisnął klamkę, aby wejść do środka. Przywitał go ogólnopanujący gwar wywołany przez czarodziejów, którzy w ogólnej atmosferze wesołości rozmawiali o rzeczach ważnych lub tych mniej. Oczywiście jeśli ktoś chciał rozmawiać o nadchodzącej wojnie, to raczej wybierali inne miejsca. Tutaj przychodziło się tylko po to, aby upić. Tak widział to Dorian, jednak on miał ogólnie wypaczone podejście do pewnych spraw. Plus był aspirującym alkoholikiem, jednak z tym jeszcze się starał walczyć. Oczywiście zrezygnował z powstrzymywania się, gdy zauważył Francisa siedzącego w kącie pomieszczenia z dwoma kuflami piwa. Tylko dwoma? O nie! Miał nadzieję, że na dziesiątym dopiero skończą. Jak pić to tylko w dobrym towarzystwie. Aria by go zamordowała za te myśli. Już nie raz dostał po łapach przez Królewnę Śnieżkę za to, że pił za dużo. Wolał działać w ukryciu. Podszedł do stolika zajętego przez Lacroixa i usiadł naprzeciw, kładąc dłonie na blacie. Spojrzał na mężczyznę z cichym zainteresowaniem, po czym chwycił za ucho kufla i wziął jednego, potężnego łyka. Wypuścił z płuc powietrze i otarł rękawem usta z piany, która stworzyła parodię jego własnych wąsów, których na szczęście nie miał i mieć nie zamierzał. - Co to za sprawa życia i śmierci, że musiałem się zwlec z łóżka przy ogólnie panującej atmosferze depresji w moim pokoju? – spytał, uśmiechając się półgębkiem. Nikomu nie wspominał o kłótni między nim a Alexandrem, jaka miała miejsce nie tak całkiem dawno temu. Posprzeczali się, Dorian wpadł w furię i prawie zabił swojego chłopaka. Może nie powinien myśleć o tym z takim spokojem, jednak wolał obrócić to w niezbyt śmieszny żart, niż potraktować poważnie. Miał jeszcze więcej spraw na głowie, szczególnie, że był podejrzany o zamordowanie własnego ojca. Tym też jednak się zbytnio nie przejął, jakby wszystko było mu całkowicie obojętne. Zrobią z nim co zrobią, ważne było tylko to, aby osoby, na których mu bardzo zależało, były bezpieczne. - Powiedz mi, zanim zaczniemy rozmawiać na poważne tematy, czy mam w przeprosinach wysłać jakieś kwiaty czy coś? – spytał, przechylając głowę lekko w bok, spoglądając na Francuza błękitnymi, nieco znużonymi oczami. – Alexander chyba się obraził, a mieliśmy kłótnię i się nie odzywał od tamtej pory – powiedział, opierając się wygodniej o krzesło. Spojrzał w sufit i rozciągnął nieco zdrętwiałe mięśnie. Nie, leżenie w łóżku całymi dniami, kiedy nie musiał nic robić i miał wolne, nie było najlepszym pomysłem. |
| | | Francis T. Lacroix
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Wto 10 Mar 2015, 22:02 | |
| Bonnie i Clyde. Film, o którym chciałby pomyśleć Dorian, ale z oczywistych przyczyn, jaką była nieznajomość kina mugolskiego w naturalny sposób tytuł ten nie wpadł nawet starszemu Whisperowi do głowy. Francis znał się o kinie niemagicznym, o tak. Znał “Deszczową Piosenkę”. Obejrzał ją aż raz, co nie zmieniało faktu, że filmy produkcji pozaczarodziejskiej bardzo mu odpowiadały. Francuz upił łyk kremowego piwa, potem kolejny. Potem jeszcze parę następnych, aż uznał, że jest w odpowiednim stanie aby przeprowadzić z kimkolwiek poważną rozmowę. Co to to nie, istotne pogawędki na trzeźwo pozostawmy ludziom odważnym, a Lacroix do tej kategorii nie zaliczał się w żadnym calu. Odstawił z trzaskiem kufel na stół i modlił się cicho przez sekundę, żeby go nie potłuc. Tyle piwa poszłoby na zmarnowanie! Przyjrzał się kątem oka Dorianowi, zlustrował towarzysza od stóp do głów, uważnie, jednak ubierając swoje spojrzenie w płaszczyk zwykłego rozkojarzenia. Coś się działo z Whisperem, Lacroix nie był pewien co, ale nie mógł odtrącić od siebie uczucia, że zarówno z Wandą jak i Dorianem dzieje się coś złego. Czyżby sytuacja dotknęła ich aż tak mocno? Albo działo się jeszcze więcej. Francuz nie pytał. Nie miał po co. Gdyby Dorian chciał podzielić się z nim jakimiś szczegółami z pewnością zrobiłby to sam. Wolał unikać naciskania na rozmówcę, z tego nie mogło wyjść absolutnie nic dobrego. Oprócz paskudnego zamieszania i kilograma frustracji wylanego nawzajem na siebie. -Ja mam tylko takie sprawy, Dorianie. Jeśli uważasz, że wysłanie Pani Norris w stronę wszystkich diabłów to drobnostka to nie jesteś człowiekiem, człowieku! - odparł, z wyraźnym rozbawieniem. Coś wisiało w powietrzu. Wszyscy zdawali się chodzić przygarbieni, nieco smutni i zamknięci w sobie. Francis zauważył, że sam powoli zaczyna tak robić i nie wiedział czy zrzucać to na jesienną chandrę połączoną z ciągnącą się irytacją, czy może sprawy nawarstwiały się i zaczynały dziać dużo szybciej niż powinny. Otarł zamaszystym ruchem górną wargę, goląc wąsa horyzontalnego z piany, którego poszczyciłby się nie jeden Janusz tego świata, albo nawet inny Wałęsa. - To jest bardzo poważny temat. - stwierdził poważniej. Zamyślił się na moment, potarł brodę palcami i mruknął w zamyśleniu. Kłótnie, oh, kłótnie. Ile to ludzie musieli nacierpieć się przez fakt, że mają siebie nawzajem. Prawdopodobnie na tym w dużym stopniu polegało posiadanie przyjaciół czy znajomych, czy nawet rodziny. Na kłóceniu się, ale ostatecznie godzeniu. Życia krąg. - Nie mam pojęcia o co się pokłóciliście i stanowi to pewną nowość, ale jeśli ufasz mojemu wyczuciu, a mam go całe wcale, o czym zaraz się przekonasz, to myślę, że… - zamyślił się wyraźnie, upił kolejny łyk nektaru bogów tym razem nie zabawiając się nawet czy nie martwiąc sprzątnięciem piany spod nosa. - Kwiatki i flaszka? Kwiatki i czekolada? Czekolada? Dużo jedzenia? Ja bym na to poleciał. Jedzenie. - przyznał rzeczowo i zatrważająco poważnym tonem. Jeśli wylistować by najbardziej obytych w kontaktach międzyludzkich ‘mieszkańców’ Hogwartu Francis niestety znalazłby się gdzieś w dole listy, razem z całą swoją nieporadnością. Mity o byciu Francuzem zostały brutalnie obalone. - Chodzi o to… - zaczął ostrożnie, przybierając maksymalnie neutralny wyraz twarzy. - Przyjmijmy, że jakiś zupełnie losowy… nauczyciel uczy w szkole, tak? I temu zupełnie losowemu nauczycielowi zaczyna podobać się uczennica, zupełnie losowa. Nie chodzi o fizyczność, znaczy, no nie tylko, ale podoba mu się. Jako kobieta. Jako człowiek. Całkiem dobrze się dogadują i jak są sam na sam to coś zaczyna przeskakiwać. - ciągnął. Cóż za wprawna pokerowa twarz, Panie Lacroix! Nikt się nie domyśli, że Pan też miewa problemy sercowe. - Co powinien zrobić? |
| | | Sofia L. Clinton
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Czw 24 Wrz 2015, 23:30 | |
| Kolejny ciężki dzień w pracy. Ostatnio Sofia chyba nie miewała dobrych dni, tych efektywnych – tylko te złe, męczące, sprawiające, że kobieta chciała wlewać w siebie hektolitry alkoholu czy wrócić do domu by się położyć. Jak było dzisiaj? Czy inwazja złych człowieczków czegokolwiek ją nauczyła? Tak, by nie brac podwójnej wódki z lodem, bo wtedy boli ją głowa. Dlatego gdy skierowała swe kroki do Trzech Mioteł była sama. Znajomi z pracy opuścili ja tuż przy wejściu twierdząc, że muszą wracać do żon – w tym momencie Włoszka poczuła się niesamowicie samotna stwierdzając w duchu, że przecież i ona mogłaby wrócić do mężczyzny swojego życia, gdyby taki istniał. Już dawno przestała wierzyć w miłość – ta teoria jej się wcale nie trzymała – dlatego kobieta wolała skupić się na pracy przesiadując w Ministerstwie praktycznie całe dnie, a wieczorem wychodząc na szklaneczkę czegoś mocniejszego. Tak było i dzisiaj. Odziana w czerń postać kobiety przemierzyła środek Sali by dojść do szynkwasu, przy którym się usadowiła. Brązowe włosy puszczone luzem łaskotały jej policzki, a ona niewzruszonym spojrzeniem przeszukiwała ladę w poszukiwaniu ulubionego trunku. Uśmiechnęła się półgębkiem do barmana i mruknęła w zastanowieniu swoje zamówienie, które składało się na whisky i whisky. Sofia nie miała ochoty na nic bardziej szalonego – dzisiaj ceniła sobie klasykę i przy klasyce postanowiła zostać. Dopóki nie zakręci jej się w głowie pewnie będzie tu siedzieć i snuć plany na lepsze jutro, zastanawiając się co robi w tej chwili pieprzony Wilson, do którego nie powinna się przywiązywać oraz myśleć nad tym jak rozwalić wszystkich śmierciożerców jednocześnie. Siedząc na swoim kawałku kwadratu westchnęła i oparła dłoń o policzek nie wiedząc co ze sobą zrobić. Kolejny wieczór spędza samotnie w towarzystwie barmana i lejącego się alkoholu. Czu tak powinno być? Czy kobieta w jej wieku powinna spędzać tak wieczory? Cieszyła się jedynie, że jej matka tego nie widzi jak się upija i po omacku wraca do domu, do pustego łóżka. Zaczęłaby jej zrzędzić na to, że nie powinna rzucać Liama, bo to przecież taka świetna partia. Clintonówna wykrzywiła jedynie wargi w kwaśnym półuśmiechu po czym przysunęła do siebie szklaneczkę bursztynowego napoju.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Pią 25 Wrz 2015, 23:14 | |
| Nawalili mu tyle zadań, że nie miał czasu nigdzie wyjść, a gdy już to robił, to z biura do domu i tak w kółko. Nienawidził roboty papierkowej, a ostatnio tylko to przypływało ze znacznym natężeniem. Miał wrażenie, że to wszystko było sprawką tego, którego imienia nie można było wymawiać. Chociaż on wcale się nie bał tego imienia. Niby dlaczego, skoro wojna zbliżała się wielkimi krokami, a on i tak przeżył zbyt wiele, żeby bać się kolejnego czarnoksiężnika, który niszczył wszystko na swojej drodze, wysługując się rękami swoich pachołków, których pewnie miał wszędzie. Trzeba było mieć oczy szeroko otwarte i obserwować. Miał wrażenie, że nawet najbliższy przyjaciel mógłby się okazać najgorszym wrogiem. Iwana jednak interesowało to, że ostatnio często były ataki wilkołaków na młodych ludzi. Z ostatniego raportu wynikało, że ofiarą była niejaka Porunn Fimmel. A jeszcze wcześniej Remus Lupin. Oboje uczęszczali do Hogwartu, a więc i jego nie mogło tam zabraknąć. Niestety, wszystko musiało się najpierw odbyć drogą papierkową. Oczywiście nie wątpił w to, że dadzą mu pozwolenie na patrolowanie szkoły. W końcu jakieś ciekawe zadanie, które wymagało fachowej roboty, a nie ukrywając; Iwan był jednym z najlepszych. Jeśli chciano, żeby coś było zrobione raz, a dobrze, to Dobrev przychodził pierwszy na myśl. W końcu przez jakiś czas był w Brygadzie Uderzeniowej, a to zobowiązywało do profesjonalizmu. Może nie aż tak rygorystycznego, jak podczas polowania, ale zawsze. Bułgar lubił uczucie adrenaliny i smak przychodzącej śmierci. O dziwo wciąż się tylko o nią ocierał i jakoś wychodził cało. Może to właśnie jego niepohamowany temperament, agresja i szaleństwo, kiedy wykonywał swoją robotę, właśnie go ratowały z najgorszych sytuacji. Tego dnia jednak chciał odpocząć, przybył rano do Hogsmeade i ulokował się w pobliskim pensjonacie, a następnie poszedł do Trzech Mioteł, aby trochę zmoczyć gardło, alkoholem oczywiście. Gdy wszedł do środka, pierwsze co to się rozejrzał po ludziach. Być może znalazłby tutaj bardziej lub mniej pożądaną facjatę. I znalazł. Kojarzył kobietę siedzącą samotnie. Sofia jakaś tam. Aurorka. I może nie przyszło im razem pracować, to dobrze wiedział, że Wilson swojego czasu na pewno narzekał na Iwana. W końcu został wywalony między innymi przez niego. Od tamtej pory z pewnością figuruje na liście osób, które są wzorcem do nienaśladowania. Cóż, jak tu sobie radzić z taką niegasnącą sławą? Wzruszył ramionami i przysiadł się do kobiety, nawet nie pytając o zgodę. Podniósł rękę i wyszczerzył się do barmana, a następnie do niej. - Dwie ogniste, dla mnie i dla tej pani. Na mój koszt – powiedział, nie mając pojęcia zielonego, czy kobieta go w ogóle rozpozna. Jeśli nie, to świetnie. Jeśli tak – jeszcze lepiej, wtedy nie będą musieli zaczynać znajomości od całkowitego zera. |
| | | Sofia L. Clinton
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Sob 26 Wrz 2015, 12:58 | |
| Coraz więcej osób schodziło się do pubu zapewne by tak jak i ona zapomnieć o problemach czy też oblać nowonarodzone dziecko czy sukces w pracy. Ona również mogłaby opijać to ostatnie, ale jedyne czego chciała w tej chwili to spokój. Spokój ducha. Nie miała ochoty na puste rozmowy, które do niczego nie prowadzą. Jej życie ostatnio stało się zbyt jałowe, by mogła się na nim skupiać tak jakby właśnie tego chciała. Tylko praca, praca, praca i obowiązki, które wykonywała lepiej niż powinna. Z jednej strony jej się to podobało, z drugiej – wiedziała, że potrzebuje czegoś, w czym się zatraci. Całkowicie. Póki co pozostawał jej dobry alkohol – dwie szklaneczki wylądowały przed nią gładko, z czego już pierwsza poszła w ruch. Zamiast delektować się smakiem, aromatem i barwą samego daru to opróżniła szkło dosłownie w kilka chwil czując jedynie jak whisky obdziera ją ze skóry. Przymknęła powieki i westchnęła cicho nie zwracając uwagi na lud kłębiący się w zadymionym pomieszczeniu. O dziwo, nie miała ochoty na papierosa – o dziwo, fajki już się jej skończyły, dlatego gdyby nawet miała na nie chęć nie miałaby jak zapalić. Spuściła momentalnie czuprynę w dół chwytając kolejną porcję jasnej cieczy intensywnie rozmyślając nad tym wszystkim. Barman posłał jej tylko zdziwione i trochę współczujące spojrzenie bo musiało wyglądać to naprawdę żałośnie. Co taka kobieta robiła w pubie o tej porze ? SAMA? Jak widać nie każdy miał szczęście, nie każdy mógł normalnie ułożyć sobie życie – jedni oddają się macierzyństwu, a inni karierze. Do tego jeszcze ta przeklęta wojna. Ciągłe utarczki, nie tylko słowne – misje, zatrzymania, morderstwa, plagi egipskie. Wszystko to tłoczyło się na jej i innych głowie odkąd pieprzony Wilson postanowił sobie zrobić wakacje. Teraz to ona z Hallem przejęła większość jego obowiązków bowiem to im najbardziej ufał. Nie wspominała już o Moodym, który powrócił, odrodził się niczym feniks z popiołu i rządził się niezgorzej od Jareda. Istny cyrk na kółkach chciałoby się rzecz gdyby się mogło. Najpewniej dlatego – przez swoje rozległe rozmyślania nie zauważyła zamieszania wokół swojej osoby. Ruchu obok siebie, krótkiego zamówienia – dopiero gdy podniosła łepetynę i omiotła ciut rozkojarzonym spojrzeniem twarz nowo przybyłego w pierwszej chwili go nie rozpoznała. Pomyślała tylko, ze kolejny fagas myśli, że zdobył łatwą okazję do zabawienia się. Mimo wszystko uśmiechnęła się bezczelnie do jegomościa nie mając nic przeciwko, by postawił jej kolejkę. Nawet jeszcze lepiej, mniej zapłaci za dzisiejszy wieczór. Dopiero po chwili skojarzyła, że skądś zna tą twarz. Te charakterystyczne rysy, oczy i sposób bycia. Zmarszczyła brwi wciąż podpierając krągłą buzię o dłoń układając usta w zabawny dziubek – skupiała się na tyle ile mogła starając się nie wyjść z wprawy – wciąż udała niedostępną, co niezbyt jej wychodziło, bo właśnie przed nią siedziała legenda Ministerstwa. Ktoś, na kim się wzorowała i ktoś, kto równie mocno wkurzał Wilsona co ona. - Dobrev, tak? Zgadłam? - Spytała z tym swoim włoskim akcentem śmiesznie wymawiając jego nazwisko. Brązowymi oczami przyglądała się jego facjacie z niejaką fascynacją i rosnącą ciekawością. Nie wiedziała czy ją kojarzył, w końcu gdy jeszcze pracował w MM ona była dopiero krzyczącą trzpiotką z naręczem mnóstwa dokumentów. Teraz była wrzeszczącą kobietą co prawda – przynajmniej jeden element się nie zmienił. Mógł jej nie pamiętać, nie zdziwiłaby się wcale – ważniejsze było to, że ona wie kim jest. - Sofia Clinton, cześć. Pracowaliśmy kiedyś razem w Ministerstwie. Ty byłeś w Brygadzie. – Ocknęła się i wyciągnęła pierwsza rękę, w końcu Ivan był od niej starszy, a tak nakazywała kultura osobista. Uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny nie wiedząc nawet, nie pojmując, że ten wieczór może okazać się przyjemniejszy niż sądziła.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Pon 05 Paź 2015, 00:16 | |
| Czyli jednak go znała, a przynajmniej kojarzyła. Czego mógł się spodziewać po tym, że z pewnością miał zakazaną gębę w całym biurze aurorów. Średnio za nim przepadano, a on no cóż, średnio tak naprawdę wiedział o co ten cały szum. Już nawet zapomniał, co też zrobił, że ludzie tak usilnie starali się pokazać go w tym najgorszym świetle z możliwych. Teraz jednak był najbardziej znanym człowiekiem w Ministerstwie i to nie dlatego, że był wygnańcem z Ligii Sprawiedliwych, tylko dlatego, że jako jedyny potrafił przeżyć atak wilkołaka bez większego uszczerbku na zdrowiu, no, może nie licząc drobnych zmian na ciele. To się nazywał profesjonalizm, a on zdecydowanie wolał działać niż siedzieć na tyłku przy biurku i czekać aż może jakaś robota wpadnie mu w ręce, przypadkowo. Tutaj nie musiał się nudzić, a już na pewno nie teraz, kiedy miał za zadanie obserwować tych knypków w Hogwarcie. Był ciekawy czy będą z nim współpracować, czy też postawią na nieufność i brzydkie miny w jego stronę. Jednak w tej chwili siedział w knajpie, w Trzech Miotłach, w towarzystwie osoby, która na powitanie nie rzucała się na niego z różdżką w ręce, tylko nawet przyjęła zaproszenie do wspólnego picia. Tak, to dobrze. Najwyraźniej był na tyle czarujący, żeby nie wyzywała go od zboczeńców, stawiającym innym kobietom drinka, aby później zaciągnąć je do łóżka. Jeśli miał być szczery, to może i wcześniej przeszło mu to przez myśl, ale szybko się wycofał z takich głupich pierdół. W końcu przyszedł tutaj na chwilę, napić się, pójść spać, a następnego dnia wziąć się ciężko do roboty. To brzmiał jak plan nie do przebicia. No, chyba, że obudzi się rano z kacem większym niż Mount Everest. Miał tylko nadzieję, że trawa nie będzie rosła za głośno, resztę przetrzyma. - No wiem. Takiej buźki, jak twoja nie da się zapomnieć. Pamiętam też twoje imię, nazwiska zapomniałem, więc dziękuję, za to, że mi je przypomniałaś – powiedział, po czym usiadł przy ladzie i oparł łokcie o blat. Uśmiechnął się do niej szeroko, po czym napił się whisky, które zamówił dla obojgu. Spojrzał na kobietę kątem oka, po czym westchnął cicho, zastanawiając się o czym mieliby rozmawiać. W końcu typowym tekstem Co taka piękna i bezbronna dama tutaj robi? nie rzuci ot tak, szczególnie, że wcale taka bezbronna nie była. Aurorka na pewno potrafiła sobie doskonale dawać radę sama i nikt nie był jej do niczego potrzebny. A już na pewno nie podczas obrony i walki o swoje życie. - No, byłem to dobre słowo – powiedział w końcu, chcąc nie chcąc, ciągnąc temat tego, co już dawno chciał zakończyć. Ile razy można było wspominać coś, co było? Teraz nie jest już aurorem, ale ta plakietka postanowiła się ciągnąć za nim chyba do końca tego życia. - Teraz robię coś zupełnie innego, ale też potrzebnego – pochwalił się, mając nadzieję, że nie będzie chciała drążyć tego tematu. |
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Sro 25 Lis 2015, 22:42 | |
| - Żadna, panno Whisper, bo nikt w to nie uwierzy - wytknął jej natychmiast po tym, gdy bezczelnie zaczęła mu grozić. Krukonka wyraźnie jednak nie przemyślała argumentu. Lowther miałby ją uprowadzić? Miałby brać ją siłą? Przecież nikt nie da temu wiary. Wystarczy trochę na nich popatrzeć, trochę się poprzyglądać by wiedzieć, że kogo jak kogo, ale jej zmuszać do niczego nie musiał i nie zamierzał. Tu wprawdzie pojawiał się jeszcze wniosek, że tak naprawdę potrzebowałby raczej kija, by się bronić, niż zachęty, by organizować sobie towarzystwo - szczególnie żeńskie - i że w całym tym galimatiasie to Wanda była najbardziej rozsądną, asertywną i niewrażliwą na atuty Tima, może więc należało więc podchodzić do tego właśnie z tej drugiej strony. Nie, że Whisper by się nie opierała, ale że on by na nią nie naciskał. Po prostu. Panna prefekt należała już wprawdzie do tych, z którymi Timothy kłócić się potrafił (nie robił tego często, zależało mu jednak na tyle, by być gotowym wytoczyć najcięższe działa), chłopak jednak za bardzo swą przyjaciółkę szanował i cenił, by cokolwiek na niej wymuszać. Dopóki pannica nie będzie miała w planach czegoś naprawdę głupiego, dopóty nie widział powodu, by wplatać w ich relację jakikolwiek argument siły. Podobnie nie zamierzał też w jakiś szczególny sposób reagować na jej docinki. Dziewczyny podobno to lubią, no proszę. Na takie komentarze Lowther zwykł reagować uśmiechem pełnym jawnego politowania, takim samym, jakim witał wszystkie ostentacyjne westchnięcia i sugestywne teksty o dziewczęcych marzeniach, ale w przypadku Wandy rzecz miała się inaczej. Po prostu każda podobna wymiana poglądów zawsze mieściła się tylko w ramach żartów, a jeśli nawet poza nie wykraczała - to wciąż były to rady jego przyjaciółki, dziewczyny nieprawdopodobnie dla niego ważnej. To zupełnie co innego niż pełne naiwności, teatralne oburzenie pierwszej lepszej pannicy. Z tego względu parsknął tylko cicho, potem znów zajmując się wróblem. Nie wnikał w to, co też zawierała niespodziewana korespondencja, na którą Whisper zdecydowała się odpisać od razu, nie dopytywał też, co dokładnie miał znaczyć taki a nie inny komentarz o problemach. Nie był głupi, domyślał się, że wniosek ten zrodził się w związku z otrzymanym listem, ale to nie była jego sprawa. Lowther nie należał zaś do tych, którzy wtykają nos w nieswoje sprawy... Zazwyczaj. Ostatecznie więc, umożliwiając Wandzie załatwienie własnych spraw, sam dokończył podkarmianie wróbla i gdy Krukonka zadecydowała o zmianie miejsca, był już gotów. Zakupy! Nie, żeby szczególnie za nimi przepadał, ale skoro w grę wchodziła księgarnia, to nie mógł nie wyglądać jej z niecierpliwością. To właśnie z tego powodu wizyta w sklepie zoologicznym potrwała tylko niezbędne minimum (Tim ograniczył się w końcu do karmy zwykłej, tej samej co zawsze, do zestawu dobierając jeszcze tylko zasugerowaną przez Whisper zabawkę, zaczarowaną, uciekającą pluszową mysz) - znacznie więcej czasu potrzebowali na rajd przez regały pełne książek, a dzień przecież nie zamierzał wydłużyć się na ich życzenie. I że ten wcześniejszy pośpiech decyzją był jak najbardziej słuszną okazało się prędko, ledwie przekroczyli próg księgarni. Krukon nie miał pojęcia, kiedy uciekło im niemal półtorej godziny. Wtedy, gdy Wanda zniknęła w labiryncie po prawej stronie czy może odrobinę później, gdy on sam zbłądził w dziale książek rzadkich i stosownie drogich? To w sumie nie miało większego znaczenia - niezależnie, kiedy czas znalazł szansę na tak perfidną ucieczkę, poskutkowało to kilkoma wypchanymi po brzegi torbami, dźwiganie których Tim, jak przystało na młodzieńca dobrze wychowanego, wziął całkowicie na siebie, kocią karmę przekazując w czułe ręce przyjaciółki. Jak łatwo się domyślić, gdy dotarli wreszcie do Trzech Mioteł - popołudnie było już w pełni, a zimowe słońce coraz bardziej sięgało ku linii horyzontu - nie czuł już ramion. Nie był wątły, ale bagaże, jakie sobie zafundowali, zamęczyłyby nawet kulturystę. Początkowy pomysł picia w głównej sali szybko i stanowczo zamienił na bardziej kameralne cztery kąty jednego z możliwych do wynajęcia pokojów, w którym to mógłby ciężarów się pozbyć. - Cholera, Whisper, nie przemyśleliśmy sprawy - skomentował więc, gdy dotarli wreszcie do wskazanego im - jedynego wolnego w tym momencie - mieszkanka. Torby z księgami spoczęły w jednym kącie, zakupione butelki piwa - na blacie dostępnego w pokoju stolika. - Następnym razem powinniśmy pomyśleć o tragarzu albo dostawie do zamku. Zsuwając z ramion płaszcz przerzucił go niedbale przez oparcie jednego z krzeseł, na siedzisko którego opadł bez sił już w kolejnej chwili. Bez wahania sięgnął też po dwie butelki piwa, bo choć zazwyczaj alkoholu nie pijał - nie przepadał za nim, pomijając wino - tak teraz okazja była specjalna. Bo raz, że całkiem interesujący dzień poza Hogwartem, dwa - że z Wandą, wreszcie trzy - że za ostatni wysiłek należało mu się jakiekolwiek wynagrodzenie, chociażby i w postaci piwa. Dodatkowo pozwolił sobie też na odpalenie papierosa - bo dotąd i tak dzielnie się trzymał, a teraz po prostu miał ochotę, potrzebował - i dopiero wtedy, gdy jedna z otwartych butelek była w jego ręce, a druga - w dłoni Whisper - dopiero wtedy odetchnął głęboko, wyraźnie błogo. - Odnoszę wrażenie, że przez ostatnie sześć lat dużo nas ominęło, panno prefekt - rzucił, unosząc jednocześnie piwo w niemym toaście i upijając pierwszy, porządny łyk. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Sro 25 Lis 2015, 23:42 | |
| Wiedziała, że Tim bez problemu znalazłby miliard innych chętnych dziewcząt, które spędziłyby z nim wolne popołudnie na robieniu rzeczy, których na co dzień nie robili. Wszystkie te wpatrzone w niego dzierlatki szukały tylko możliwości by z nim porozmawiać, dotknąć go, zaczepić i wywołać na jego twarzy uśmiech. Ona miała to od ręki, nie musząc się prosić o chwilę uwagi – głównie dlatego wszystkie te zabiegi i zabawy w kota i myszkę ją bawiły. Cieszyło ją to, że Lowther tak chętnie wybierał jej towarzystwo – przez to również czuła się odrobinę winna gdy przypomniała sobie jak ostatnim razem unikała go za wszelką cenę. Teraz miała jednak okazję to naprawić, co zamierzała też uczynić. Będąc w sklepie zoologicznym dziewczyna pokusiła się o dokupienie zapasu ziaren dla Fantka, by ten nie narzekał gdy będzie musiał wybrać się z kolejnym litem w siną dal. Doradziła Timothy’emu w sprawie zabawki, która powinna obłaskawić Monę – nie mówiła mu skąd to wie, po prostu domyślała się, że kotce nowa pierdółka przypadnie do gustu. Tak samo jak jej wizyta w księgarni – nie liczyła czasu, nie spoglądała na zegarek ani nie martwiła się o galeony, które dziś wyda. Była tu po to by się odprężyć, wypocząć i wyciszyć – zapach nowego papieru tylko koił jej nerwy i sprawiał, że ręce poczęły się jej trząść niebezpiecznie. Wsuwała jeszcze pod pachę wszystkie tomy, które ją interesowały i które musiała mieć w swojej kolekcji praktycznie nie zauważając, że zapodziała gdzieś swojego przyjaciela. Spotkali się przy kasie, równie obleczeni i zadowoleni co można było zauważyć po uśmiechach wykrzywiających ich buzie – i o rumieńcu u panny Prefekt. Chwilę opierała się zanim Lowther nie wyrwał jej zakupów i się nimi nie zajął, jej tymczasem wręczając mały pakunek ze sklepu dla zwierząt. Oburzenie sięgało granic, jednak brunetka za moment wyraźnie się uspokoiła tłumacząc to dobrym wychowaniem. - Ale jesteś, nie musisz tego dźwigać. Przecież mam ręce! – Paplała mu nad uchem w drodze do Trzech Mioteł gdzie postanowili zatrzymać się na noc i napić czego mocniejszego niż malinowa herbata z termosa. Było popołudnie, zostało im jeszcze sporo czasu do cieszenia się wolnymi chwilami - nocleg jednak należało załatwić wcześniej, co okazało się być dobrym posunięciem, bo ku ich zdziwieniu [bardziej ku jej] pozostał tylko jeden wolny pokój. W środku tygodnia, w grudniu? Szatynka przyjęła ów wiadomość ze spokojem, wspólnie jednak z Timem zdecydowali, że przeniosą się od razu na górę, gdzie będą mogli czuć się o wiele swobodniej i bezpieczniej niż w Sali na dole. Kierując się na górę panna Whisper nie myślała za wiele o problemach – raczej o tym co ją jeszcze dzisiaj czeka, co kupiła, co wzięła, co zapomniała, a co było głupie. Przez ten cały czas uśmiechała się do siebie niewinnie jakby ciesząc się z tych głupot, które ją otaczają. Czekając aż jej towarzysz otworzy drzwi sama rozplątała szal zdobiący jej szyję i pozwoliła sobie wejść pierwsza. Rozejrzała się pobieżnie po pomieszczeniu nie komentując wystroju – bo i po co skoro wszystkie pokoje wyglądały tak samo – schludnie, acz dosyć smutno. Rzuciła swój wypchany plecak, kocie jedzenie ułożyła pieczołowicie na blacie stolika obok alkoholu po czym wyplątała się z płaszcza wieszając go na haczykach przy drzwiach wejściowych. - Kto by pomyślał, że trafimy na tyle promocji w księgarni, Tim. Poza tym mówiłam, że mogę Ci pomóc nieść te tobołki, dlatego teraz nie narzekaj. – Odparła spokojnie obracając się wokół swojej osi by za moment zatrzymać się przy Lowtherze, który w międzyczasie otworzył już butelki z piwem – zanim pochwyciła jedno zdążyła jeszcze poprawić wzburzone loki i dopiero teraz, po tej małej poprawce objęła szkło i stuknąwszy się butelką o butlę upiła pierwszy łyk. Lekko gorzkawy posmak zaznaczył sobie ścieżkę w jej przełyku, a jej czekoladowe spojrzenie opadło na Krukona męczącego się z papierosami, których sama nigdy nie paliła – zwyczajnie ją do tego nie ciągnęło – aczkolwiek u innych osób ów nałóg tolerowała. Tym razem jednak tylko raz zmarszczyła nos gdy szary dym doszedł i do niej wtapiając się w brązowe kosmyki włosów – starała się go przegonić dłonią ale i to nic nie dało, dlatego przestała z tym walczyć. Obróciła się na moment by zrobić porządek na blacie, na który zaraz to się wsunęła dosyć zgrabnie. Butelkę wcisnęła między uda by w razie czego mieć wolne ręce do zabierania fajki swego kumpla. - Co masz na myśli, Timothy? Czy nie zdążyłeś zrobić czegoś co chciałeś uczynić? Wytłumacz. – Wstyd było przyznać aczkolwiek lubiła naturalny i pełny wydźwięk imienia Lowthera – tak samo jak lubiła łapać go za słówka, dogryzać i dopytywać o co mu dokładnie chodziło, co chciał powiedzieć przez daną wypowiedź. Teraz, w tej chwili Krukon autentycznie ją zainteresował co można było zauważyć po rozszerzonych źrenicach i napięciu w jakim wyczekiwała odpowiedzi tuż po tym jak doczepiła się do piwa i pochyliła nad kolegą. Zapach wanilii zmieszał się z dymem co zauważyła Wanda i co stworzyło ciekawą mieszankę. Tą informację, spostrzeżenie zachowała jednak dla siebie.
|
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Czw 26 Lis 2015, 16:00 | |
| Wanda marudziła mu przez całą drogę, ale Timothy był nieugięty. W ich duecie to podobno on reprezentował płeć silniejszą, a skoro tak, to na niego spadał obowiązek dźwigania dzisiejszych zdobyczy. Panna prefekt mogła mieć na ten temat inne zdanie, ale Lowther nie wyobrażał sobie, by mógł pozwolić przyjaciółce męczyć się z podobnymi ciężarami. Póki nie był ułomny - a chyba jeszcze nie był - i nie brakowało mu sił, póty Whisper nie powinna być zmuszona do podobnego wysiłku. Ostentacyjnie ignorował więc jej upomnienia, a że na koniec sobie pomarudził - zrobił to raczej dlatego, że mógł, niż ze względu na faktyczną chęć użalania się. Od bólu rąk jeszcze nikt nie umarł i Tim nie zamierzał się nad sobą szczególnie rozczulać. Co do jedynego wolnego pokoju - faktycznie, Timothy zdziwiony był trochę mniej. Głównie z opowieści siostry - sam podobnych wspomnień nie mógł mieć - wiedział, że o przyzwoity nocleg zazwyczaj jest znacznie trudniej niż mogłoby się wydawać. Grudzień, środek tygodnia? Wbrew pozorom to nie miało żadnego znaczenia, bo nie było czegoś takiego jak sezon na wyrywanie się z domów. W wakacje o tłumy było wprawdzie łatwiej, wiele jednak było osób, które preferowały odpoczynek poza najbardziej obleganymi terminami. A że teraz w dodatku zbliżały się święta, to dochodziła jeszcze kwestia zakupów - Pokątna oferowała bardzo wiele, podobnie jak inne oblegane ulice czarodziejskie, Hogsmeade także miało jednak coś do zaoferowania. A jeśli dorzucić do tego także niezwykle urokliwe, zimowe krajobrazy, obłożenie pokoi w Trzech Miotłach można było wytłumaczyć względnie łatwo i szybko. W każdym razie mieli dość szczęścia, by nie być zmuszonymi do nocowania we Wrzeszczącej Chacie i już po chwili mogli raczyć się świętym spokojem w czterech ścianach ciasnego, ale przytulnego pokoju. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, do jutrzejszego, późnego poranka nikt nie powinien im przeszkadzać. Żadne nieprzewidziane wydarzenia ani mniej lub bardziej sympatyczne niespodzianki nie powinny zaburzyć spontanicznie zorganizowanego, pozaszkolnego dnia. - My powinniśmy pomyśleć - parsknął cicho na znamienny komentarz kto by pomyślał. Bo chyba rzeczywiście powinni. - Zbliżają się święta, wciąż jest jednak dość wcześnie, by znacznie obniżyć ceny. Horrendalna podwyżka wydarzy się pewnie dopiero za tydzień, może dwa - i wtedy zakupy będą mniej wyczerpujące. I mniej bolesne. Wydałem prawie wszystkie ostatnie oszczędności. - Pokręcił głową z rozbawieniem i upił niespieszny łyk piwa. - Wiesz, co powie na to Annika? Że najpewniej mnie adoptowano, bo żadne z naszych rodziców nie miało tak lekkiej ręki do wydawania pieniędzy. - Wyszczerzył zęby w szerszym uśmiechu. Podobne uszczypliwości ze strony siostry nigdy go nie raniły, mógł więc mówić o nich z uśmiechem, zupełnie beztrosko. W całym swoim życiu nie było chyba jeszcze sytuacji, by wyciągnęli przeciw sobie naprawdę ostrą, niebezpieczną broń. To, że przedwcześnie pozbawieni rodziców musieli dbać o siebie nawzajem - czy raczej Annika o Tima - sprawiło, że dotąd nie mieli czasu, który mogliby stracić na niepotrzebne kłótnie. Wyciągnięcie topora wojennego wciąż było jeszcze przed nimi. Tymczasem rozpierając się wygodniej na zajmowanym krześle, odetchnął cicho i zaciągnął się leniwie nikotynowym dymem. Odpowiedź na zadane przez Wandę pytanie wymagała zastanowienia i dobrania odpowiednich słów, Lowther więc potrzebował chwili, by ułożyć sobie w głowie to, co tak naprawdę dobrze wiedział. Na co dzień mógł wyglądać na spełnionego i szczerze zadowolonego z życia, prawda była jednak taka, że miał swoje żale, tęsknoty i wątpliwości. Nie wywnętrzał się z nimi, bo nie było takiej potrzeby, ale teraz, gdy siedzieli już w ciepłym kącie Trzech Mioteł i gdy wyjątkowo nie goniły ich żadne obowiązki - teraz nie miał argumentu, by odpowiedzi unikać. - Nie wiem. Po prostu zastanawiam się... - Westchnął i wzruszył ramionami. - Goniąc za najwyższymi wynikami, za sukcesami, postawionymi sobie celami jesteśmy ślepi na całą resztę życia... Przynajmniej ja jestem. Czasem zastanawiam się, czy to naprawdę ma sens. Czy jest po co tak się ścigać, po co cokolwiek udowadniać. Jeszcze parę lat temu chciałem to wszystko rzucić, wiesz? Dać sobie spokój ze szkołą i zrobić coś... Innego. Lepszego. Wyjechać, ruszyć w świat śladami rodziców, albo swoimi własnymi, nowymi ścieżkami. Zostałem w Hogwarcie, bo Annika stwierdziła, że powinienem, że ucieczka byłaby głupia. - Uśmiechnął się krzywo. Podobne zdanie prezentowali też ich nowi opiekunowie, przyjaciele rodziny, którzy zajęli się nimi po śmierci rodziców, ale Timothy celowo o nich nie wspomniał. Gdyby tylko od nich usłyszał, że szkoła jest ważna, pewnie nic by sobie z tego nie zrobił. Ale to samo powtarzała jego siostra, a to zmieniało postać rzeczy. - Nie jestem pewien, czy dobrze zrobiłem. Mógłbym teraz być gdzieś indziej. Wszystko mogłoby wyglądać inaczej. - Lowther nigdy nie krył, że ma duszę podróżnika, eksploratora, myśliwego. Pod tym względem był kropka w kropkę jak jego ojciec. W końcu zaśmiał się cicho, ponownie nawilżył gardło gorzkim piwem i spojrzał na Wandę uważnie. - A ty? Jesteś usatysfakcjonowana tym, co robisz, tym, gdzie jesteś? Wystarcza ci to? To nie tak, że nigdy nie rozmawiali na poważnie, dorośle, dojrzale. Po prostu czasem okazje były lepsze, czasem gorsze - a teraz najwyraźniej była chwila jedna z doskonalszych. Nim nadmiar alkoholu - zaopatrzyli się w naprawdę pokaźny zapas - zacznie im przyjemnie szumieć w głowach, nic nie stało na przeszkodzie, by odciąć się trochę od przyjmowanych w szkole póz i porozmawiać tak, jak w Hogwarcie zwykle nie rozmawiali. Zawsze ktoś był obok, zawsze były jakieś oczekiwania, które nie pozwalały na odsłonięcie się. Teraz było inaczej, bo wyrwali się z tłumu, ze szkolnego gwaru. Byłoby wielką stratą tego nie wykorzystać. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Czw 26 Lis 2015, 17:08 | |
| Jej wzrok sunął po obłokach gryzącego dymu, który unosił się z każdą chwilą coraz wyżej i wyżej zataczając niejasne dla nich szlaki nikotyny. Dziewczyna nigdy nie mogła zrozumieć szału na te całe papierosy – nigdy ją do nich nie ciągnęło, nie miała ochoty na podpalenie chociażby jednej fajki . Miała również swój sposób na stres, a były nim słodycze rzecz jasna. Bądź też alkohol – w zależności od tego co chodziło pannie Whisper po łepetynie. Obecnie były to słowa, a raczej pytanie skierowane przez Tima, którego chyba wolne od szkoły i całego tego zgiełku wprowadziło w nastrój filozoficzny. Nie miała mu za złe, że pyta o takie prawy – w gruncie rzeczy to całkiem ciekawe poznać myśli drugiej osoby, którą wydaje nam się, że znamy do momentu, w którym ta nie poczuje kropli alkoholu na końcu języka. Wanda ułożyła się wygodniej, nie zwracając już uwagi na niewygodny blat jaki ten z pewnością był, ani na butelki piwa sięgające jej pleców czy tyłka. W tej chwili skupiała jedynie swoją uwagę na Lowtherze i smaku chmielu, który łaskotał jej podniebienie gdy ta sięgała po szkło raz za razem – co robiła często, nawet bardzo zważywszy na fakt, że jest tylko dziewczyną. Nie komentowała już sprawy świąt i innych promocji, które będą obejmować ten wspaniały, mistyczny moment. Nie wiedziała co zrobi w grudniu, w jaki sposób spędzi święta i wolała póki co o tym nie myśleć. Jeżeli nie wypuszczą Doriana do tego czasu ta nie zamierzała wracać do dalszej rodziny na te kilka tygodni najwyraźniej nie chcąc spędzać czasu z kimś kogo ledwo zna – i kto tak naprawdę nie pomógł jej w sytuacji kryzysowej, gdy tego potrzebowała. Miała jednak nadzieję, że wstawiennictwo samego zastępcy biura szefa aurorów pomoże coś w kwestii starszego Whispera. Rozgoryczenie widoczne na twarzy szatynki zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Jak widać Tima i Wandę łączył nie tylko ten sam dom, rocznik czy zainteresowania. Oboje stracili rodziców – on ciut wcześniej niż ona, ona natomiast nagle, niespodziewanie. Mieli starsze rodzeństwo i oboje zmartwienia i marzenia, o których rzadko rozmawiali. Widocznie aż do dzisiaj. Sama z łatwością wydawała pieniądze na rzeczy, które faktycznie były jej potrzebne. Dlatego doskonale rozumiała przyjaciela co pokazała przez pokiwanie głową – brązowe loki rozsypały się po jej ramionach, gdy ta schyliła się by zsunąć ciężkie, skórzane buty – te niedbale rzuciła przed siebie – zupełnie jakby była w domu, wśród swoich. Dopiero teraz rozprostowała się, podobnie jak długie nogi i popijając piwo rozkoszowała się nie tylko jego smakiem, ale i chwilą ciszy, ukojenia i wewnętrznego spokoju. I chociaż nie zamierzali plotkować o byle głupotach, a zanosiło się na ciekawą konwersację z serii tych, które tak uwielbiała to była zadowolona. Oparła też łokieć o swoje kolano i nakierowała swoją okrągłą buzię w stronę towarzysza, który mając duszę podróżnika widocznie dusił się w Hogwarcie podczas gdy w tym czasie mógł robić inne, ciekawsze rzeczy niż kiszenie się w murach zamku, co ta doskonale rozumiała, ale.. - I co byś zrobił? Podróżował? Sam? W tak młodym wieku? – Spytała wpierw obserwując uważnie jego twarz. Mrugnęła po czym kontynuowała. - Może teraz wydaje Ci się to głupie i bezsensowne, siedzieć tam i wykłócać się o dobre oceny, ale w końcu gdy skończysz szkołę sam zobaczysz, że to co teraz wbijają nam do głów będzie miało swoje zastosowanie w życiu codziennym. Co byś zrobił bez magii? Byłbyś w stanie nauczyć się wszystkiego, całej teorii sam? Pewnie podróżując miałbyś dostęp do wspaniałej praktyki i zdobywał wiedzę w inny i niekonwencjonalny sposób i ja to rozumiem, ale każdy z nas ma swoje miejsce w życiu i póki co naszym miejscem jest Hogwart. – Wyrzuciła z siebie, bo właśnie tak myślała. By zrobić coś co nam się opłaci, da nam sławę czy zwyczajne spełnienie należało chociaż pojąć to i owo ucząc się tego w szkole. - Jesteś młody, masz przed sobą całe życie, które pewnie spędzisz na podróżach. Będziesz miał więcej możliwości, będziesz lepszym czarodziejem o lepszych kwalifikacjach i zdolnościach niż wtedy gdybyś opuścił szkołę. Wiesz o tym, prawda? To od Ciebie zależy jak będzie wyglądać Twoje życie za kilka miesięcy. I od nikogo innego. – Mówiła rzeczy oczywiste, mówiła jak nauczycielka, jak korepetytorka, którą przecież była – do tych uczniów, którzy nie potrafią bądź nie chcą uwierzyć w pewne rzeczy. Piwne oczy spoglądały łagodnie na Tima, nie oskarżycielsko – a usta wyginały się pod wpływem nauk, które wygłaszała. Spłoszyła się niczym sarna gdy usłyszała wycelowane w nią pytanie – nigdy nie lubiła opowiadać o sobie, swoich problemach czy sprawach, które ją frapują. Uciekła wzrokiem w bok bawiąc się jednocześnie butelką w dłoni zanim jakkolwiek zareagowała. Uniosła jeszcze piwo i wysuszyła do końca butelkę nie wiedząc nawet gdzie podziała się reszta alkoholu. Puste szkło ustawiła przy jednej z nóg od stołu w tym czasie sięgając po kolejne, które odkapslowała przy pomocy blatu. - To trudne pytanie, zwłaszcza, że sama czasami nie wiem czego chcę. Wiem jednak, że dzięki szkole nauczyłam się żyć. Obcować z magią – gdy byłam dzieckiem niby też w tym wszystkim uczestniczyłam – widziałam jak rodzice czarowali, ale byłam jakby obok. Nie czułam tego, chociaż chciałam. Hogwart dał mi możliwość pojęcia nauk, o których chciałam się uczyć. I do pewnego momentu byłam naprawdę szczęśliwa, że dzieje się jak jest, jak było. – Starała się patrzeć w oczy Timothy’emu jak mówiła jednak sprawiało jej to pewną trudność, dlatego co chwila spoglądała na kolorowe skarpetki, swoje kolana czy piwo. - Nie wiem jednak czy to co umiem pozwoli mi się obronić, pozwoli mi żyć tak jak chcę. Chciałabym bronić słabszych – i chociaż to brzmi strasznie tandetnie naprawdę mnie do tego ciągnie. Chcę zdać kurs aurorski, a wiem, że bez szkoły nie dam rady. Tutaj niestety liczą się wyniki z egzaminów. – Zaschło jej w gardle dlatego nawilżyła je po raz kolejny chmielowym specjałem. - Dlatego powiem tak – do pewnej chwili mi to wystarczyło. Teraz chcę wiedzieć, umieć i czuć więcej. Jeszcze tylko kilka miesięcy i będę miała do tego wszystkiego o czym marzę dostęp. Tak to wygląda. – Wzruszyła ramionami hamując tym samym swój bezsensowny słowotok, który nic nie wniósł do ich życia poza chwilą poświęconą na rozmyślania. Krukonka uniosła niepewnie głowę by móc spojrzeć na blondyna. - I widzisz, Hogwart nauczył mnie jeszcze czegoś – by zawsze nosić ze sobą otwieracz do piwa. – Uśmiechnęła się unosząc prawą dłoń ku oczom kolegi by zaprezentować mu lekkie nacięcie, którego nie zauważyła, a które musiało powstać podczas otwierania butelki.
|
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Czw 26 Lis 2015, 17:50 | |
| Święta. Z jednej strony Timothy nie powinien mieć w związku z nimi żadnych dylematów - w przeciwieństwie do Wandy nie musiał zastanawiać się, czy będzie miał do kogo wrócić. Odkąd Annika osiągnęła pełnoletniość, odkąd wynieśli się od dotychczasowych opiekunów - Hogwart opuszczał naprawdę chętnie. Wspólne mieszkanie, jakie rodzeństwo zorganizowało sobie w Londynie, nie było wprawdzie typowym, ciepłym, pachnącym piernikami domem rodzinnym - ale było własne. Ciasne, pozostawiające wiele do życzenia, niezbyt odpowiednie dla dwójki dorosłych już właściwie ludzi, niegwarantujące odpowiedniej dozy prywatności było i tak najlepszym, na co mogli w tej chwili liczyć. Nie mieli dość rodzinnego majątku, by być w stanie utrzymać jakikolwiek większy dom, sami także jeszcze niczego się nie dorobili. To, że w ogóle mieli za co zdobyć choćby takie cztery kąty było naprawdę uśmiechem od losu - gdyby nie wysiłki Anniki i oszczędzanie każdego grosza wciąż musieliby jeszcze mieszkać u obcych właściwie ludzi, czego chyba ani Tim, ani jego siostra by nie znieśli. W każdym razie, Lowther miał gdzie i do kogo wracać, skąd więc dylematy? Może właśnie stąd, że coraz bardziej potrzebował samodzielności, niezależności. Kochał Annikę jak nikogo innego, była dla niego najważniejsza na świecie, ale nikt nie miał prawa oczekiwać, że Lowther będzie chciał spędzić z nią resztę życia. Zresztą, pomijając jego własne preferencje - dziewczyna miała przecież prawo do własnego życia, prowadzenie którego było teraz... Trudne. Tim czuł się czasami kulą u nogi Anniki i nic nie mógł na to poradzić. Siostra niczego takiego nie mówiła mu wprost, pewnie nawet tak nie myślała, ale Krukon źle czuł się z myślą, że może cokolwiek jej uniemożliwiać. Nie chodziło nawet o to, że Annika była nazbyt przyzwoita, by chociażby przyprowadzać do mieszkania swoich partnerów - pod tym względem rodzeństwo było do siebie podobne, nie było mowy o jakimś większym tabu - każdy jednak potrzebował prywatności. Na ten moment spędzane wspólnie tygodnie - czy to podczas przerw świątecznych, czy to w wakacje - im jej nie dawały. Timothy szybko uparł się jednak z tak posępnym spojrzeniem na nadchodzący okres. Już za kilka tygodni będzie jak zawsze - spakuje się, wróci do Londynu i spędzi świetne święta, nabierając sił na kolejny semestr nauki. Nic się nie zmieni, przynajmniej na razie, a skoro tak, to nie było się nad czym zastanawiać, o czym dyskutować. Szczególnie, że mieli już jeden temat do rozmowy, wcale nie lepszy i weselszy. - Może - odpowiedział wprost na pytanie Whisper. - Może to właśnie bym robił. Sam albo z Anniką, bo czemu nie? W milczeniu wysłuchał jej kolejnych słów. Nie mógł się zgodzić, nie całkiem. Wanda miała wiele racji, Timothy wciąż jednak nie mógł całkowicie wyzbyć się wrażenia, że po prostu traci czas. Były inne sposoby, by się uczyć. Nauczycieli mógł znaleźć wszędzie, nie tylko w zamkowych murach. Była Annika, byli... Śmierciożercy. O tych ostatnich nie mógł tak po prostu wspomnieć w rozmowie, nie mógł tego zrobić nawet - a może szczególnie? - przy Wandzie, ale nie zmieniało to faktu, że byli. Miałby się od kogo uczyć. Opuszczając szkołę, tak czy tak mógłby zdobyć wykształcenie wcale nie gorsze od tego szkolnego. Nie miałby na to dokumentów, ale miałby wiedzę. Poradziłby sobie, to byłoby wykonalne. - To niezbyt optymistyczne podejście. - Zaśmiał się tymczasem cicho. Nie mogąc podzielić się wszystkimi wcześniejszymi rozważaniami, postanowił przemilczeć je zupełnie i skoncentrować się bezpośrednio na treści rozmowy. Każdy miał swoje sekrety i Tim również, czy tego chciał, czy nie. Krukon mógł pragnąć dnia, w którym mógłby opowiedzieć Wandzie dosłownie o wszystkim i nie obawiać się konsekwencji, ale to chyba nie będzie miało miejsca, prawda? Świat nie zmieni się na tyle, by dało się rozmawiać na każdy temat nawet z najlepszym przyjacielem, przyjaciółką. - Brzmi jak przymus, coś narzuconego z góry a nie wolny wybór. To nieszczególnie motywujące. Ale teraz to chyba i tak nie ma większego znaczenia. Kilka miesięcy. Nie ma mowy, żebym zrezygnował teraz. - Wzruszył lekko ramionami, kolejną chwilę poświęcając na wysączenie pierwszego piwa do końca. Szybko poszło, ale najwyraźniej taki dzień. Potem ponownie zamilknął na dłuższą chwilę, z uwagą wysłuchując słów Wandy. Była idealistką - i była to jedna z tych rzeczy, która bardzo łatwo mogłaby ich podzielić. Timothy daleki był od krytykowania postawy Whisper, nie dało się jednak ukryć, że nie do końca ją rozumiał. Walka o innych, o ich dobro i bezpieczeństwo była chwalebna, ale z drugiej strony brzmiała jak kontynuacja obecnego życia. Czy to naprawdę byłoby takie dobre? Kolejne poświęcenia własnych godzin, dni i lat dla innych, obcych, tych, którzy często nie potrafią tego docenić. I w imię czego? Wiary w niewinność, sprawiedliwość? Lowther nigdy tego nie pojmował. Może wynikało to z faktu, że wywodził się z takiego a nie innego środowiska - jego rodzice również służyli przecież Czarnemu Panu - ale z drugiej strony Krukon nie był przecież fanatykiem Voldemorta. Nie był kolejnym z szeregu absolutnie Lordowi oddanych, gotowych spełniać każde jego zachcianki. Nie odcinał się od Śmierciożerców, fakt, ale... To po prostu się opłacało. Jego siostra miała szanse na porządne ustabilizowanie ich pozycji w czarnym stadzie - zdolna, zdecydowana, wojownicza. Również pozbawiona wiary absolutnej w głoszoną ideologię, ale lojalna, przynajmniej dotychczas. Mogła wiele osiągnąć. Dlaczego mieliby z tego zrezygnować? Bo poplecznicy Voldemorta to ludzie źli? Niecni? Nieznający poczucia moralności? Na podobne komentarze Timothy mógłby tylko parsknąć gorzkim śmiechem. Nie wierzył w niepodważalne dobro, w pełną sprawiedliwość i czystość. Z tego samego względu nie wierzył też w bezwzględne zło. Tak skrajne pojęcia nie istniały, były po prostu zbiory innych zasad, inne cele, różne sposoby na ich osiąganie. Nikt z żyjących nie miał przy tym prawa do wydawania sądów absolutnych, nie powinien mieć. To był jednak grząski teren na który Timothy nie chciał wkraczać. Ani on nie był na to gotowy, ani Wanda. Tak naprawdę lepiej by było, gdyby nie musieli podobnej rozmowy nigdy toczyć. Zbyt wiele mogło się zepsuć, za dużo mogliby stracić. - Powinienem się od ciebie uczyć - mruknął więc tylko w odpowiedzi, po chwili uśmiechając się z rozbawieniem. - Chciałbym mieć tyle wiary, co ty i tyle przekonania do tego, co robię. To pewnie by wiele ułatwiło, nie zastanawiałbym się tyle i tak dalej. - Parsknął cicho. To było śmieszne, jak szybko zboczyli na poważne, smętne tematy. Dobrze chociaż, że umieli się z nich równie szybko wycofać - kilka ostatnich słów Wandy wystarczyło, by mogli dać sobie spokój z ponurymi dywagacjami i wrócić do planu. A plan obejmował dzień beztroski, pozwalający odpocząć. - Sierotka Wanda - podsumował z rozbawieniem, bez wahania sięgając po dłoń przyjaciółki. Nie zastanawiał się nad tym, co robił - odstawiając swoją pustą butelkę na stolik, na chwilę przywarł wargami do powstałego na delikatnej skórze nacięcia, scałowując dwie samotne krople krwi, które zdążyły się pojawić. Potem, uwalniając nadgarstek dziewczęcia, ponownie zaciągnął się papierosem i sięgnął po kolejne piwo. Otwieracz otwieraczem, ale w terenie też należało sobie radzić. Zrywając kapsel o blat stołu po chwili ponownie rozparł się wygodnie na krześle i rozejrzał po pokoju. To, że do wykorzystania mieli tylko jedno łóżko dotarło do niego z opóźnieniem. Pewnie ktoś im wcześniej o tym mówił, pewnie nawet się na to zgodzili, Tim jednak nie przypominał sobie podobnej rozmowy. Przytakiwał pewnie automatycznie, marząc tylko o odstawieniu toreb z książkami. - A miało być przyzwoicie - rzucił więc w ramach komentarza, przenosząc spojrzenie ponownie na przyjaciółkę. W kącikach warg zatańczył mu leniwy uśmiech. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Czw 26 Lis 2015, 18:32 | |
| Oby nigdy nie musieli rozmawiać na tematy naprawdę ważne – takie jak te, o których właśnie myśleli. Wanda przez śmierciożerców straciła oboje rodziców – jej matka kilka lat temu popełniła samobójstwo najwyraźniej nie mogąc pogodzić się ze służbą u kogoś kto ją do tego zmusił – najpewniej nie pojmowała do końca ideologii Voldemorta, ale skąd mogła o tym wiedzieć młodziutka panna Whisper, która nie posądzała matki o bycie służebnicą kogoś kogo ta nienawidziła? Nienawidziła Toma Riddle’a jeszcze mocniej po tym jak ujrzała Mroczny Znak kiełkujący nad dachem jej rodzinnego domu, w którym odnaleziono zwłoki jej ojca. Było to przecież dosłownie kilka miesięcy temu – to wtedy wpadła w histerię, to wtedy została osierocona, a chęć zostania aurorem tylko się pogłębiła. Pielęgnowała w sobie ów nienawiść, nawet w pełni nieświadomie – po prostu nie mogła tak nagle odwrócić się od swoich ideałów i nie pomścić tych, których szczerze kochała. Głównie dlatego dobrze było czasami nie wiedzieć kto z Twoich przyjaciół miał jakie i gdzie powiązania – z drugiej strony jednak Tim miał podane na tacy marzenia Krukonki – widział co ta chce osiągnąć i którą drogą pójść. Gorzej było z dziewczyną – co by zrobiła gdyby dowiedziała się, że pan Lowther, a raczej jego familia nie zawsze grała czysto ? Przynajmniej według jej mniemania. Może to było głupie i naiwne ale w to wierzyła – wierzyła w głęboko schowaną dobroć i empatię ludzi, którzy ją otaczają. To prawda, że sparzyła się wiele razy, była krzywdzona wielokrotnie, ale również czy nie doświadczała tej przyjemności bycia kochaną ponad wszystko? Pewnie z początku nie potrafiłaby sobie poradzić z pewnego rodzaju zdradą ze strony Tima, ale w końcu na swój sposób i ona darzyła go ciepłym uczuciem, które chociaż w pewnym stopniu powinno załagodzić początkowy szok. O to jednak teraz nie musiała się martwić – sprawy doczesne bardziej ją pochłaniały niż cokolwiek innego, więc na tym powinna się skupiać. Na nauce, Dorianie i przyjaciołach. I na sobie, jak ktoś jej ostatnio powiedział. Co powinna wziąć sobie do serca i poniekąd wzięła – była na wagarach, piła piwo w doborowym towarzystwie i rozmawiała o przyszłości. Czego chcieć więcej? - Nie rezygnuj teraz, to nie miałoby sensu. Zostało Ci tak niewiele by zakończyć chociaż ten etap w życiu, a potem? Zrobisz co zechcesz. Będziesz wolny, Tim. – Powiedziała miękko i niewymuszenie. Mogli mieć różne zdanie na temat wielu spraw, ale ona mimo wszystko będzie go wspierać w tym co robi – będzie go dopingować i pomagać w razie potrzeby, jeżeli tylko tego by potrzebował. Póki co nie musiała go oceniać – robiła to powierzchownie i tylko po to by mu dokuczyć. Potem, za te kilka miesięcy będzie inaczej – i dopiero teraz to do niej dotarło. Nie będą się widywać codziennie, nie będą jedli wspólnie śniadań ani obiadów. Nie będzie wypadów do biblioteki i dogryzania. Zamarła na moment dochodząc do siebie by zaraz westchnąć i pokręcić głową. - Obiecaj mi Tim, że po szkole o mnie nie zapomnisz. Dobrze? Obiecaj. To dla mnie ważne. – Powiedziała nagle na chwilę przerywając główny tor ich rozmowy. Spojrzała na niego poważnie, a coś w jej brązowych oczach błysnęło. Potem machnęła ręką odganiając niewygodne myśli i sięgnęła po piwo by uciec wzrokiem. Jego słowa dochodziły do niej z niejakim opóźnieniem – co miałaby innego zrobić jak nie myśleć pozytywnie? Praktycznie całe wakacje spędziła sama w domu tuląc się do starej koszuli noszonej przez jej ojca opłakując jego śmierć. Nie wychodziła nigdzie, zamknęła się w sobie powolutku dochodząc do siebie i zbierając siły na powrót do szkoły. Nikomu o tym nie mówiła – nie mówiła również o tym jak Dorian uciekł i zostawił ją gdy najbardziej potrzebowała jego wsparcia. Było jej naprawdę źle, ledwo się trzymała, ale z tego wyszła. Przez co? Przez tą wiarę, przez myśl, że kiedyś musi być lepiej, że coś się w życiu zmieni – zmieni na lepsze. Czy teraz było jej lepiej, czy teraz spokojnie mogła powiedzieć, że jest jej dobrze? I tak i nie. Złamane serce i rozczarowanie wciąż bolało i dawało o sobie znać niestety, ale z drugiej strony – czy teraz nie było w porządku? Miała z kim porozmawiać, z kim podzielić się swoimi spostrzeżeniami i wrażeniami. Nie musiała się ukrywać za maską absurdu czy sztuczności. Była sobą i całą sobą pokazywała jak się w tej chwili czuje. - Nie masz się czego ode mnie uczyć. Wiara to coś co w nas tkwi. Ot, cały sekret. – Dokończyła odrzucając na bok poważny ton i sprawunki, o których nie powinna już myśleć i analizować ich raz po raz. Czasami było trudno, ciężko zwlec się z łóżka kiedy wiesz, że wszystko co Cię otacza kojarzy Ci się z poszczególnymi osobami. Ale tkwienie w ciągłym smutku i rozpaczy także nie było dobre – a wyniszczające. Nie chciała się skarżyć na swą niedolę i bycie fajtłapą – po prostu nie umiała zbyt dobrze radzić sobie z niekonwencjonalnymi sposobami otwierania piwa. Nie prosiła również o pomoc – a ta pojawiła się nadzwyczaj szybko dokładając Wandzie o kilka za dużo i za ciężkich bić serca. Czuła jak krew w jej żyłach buzuje, a twarz pąsowieje ze wstydu i bliskości – a raczej dotyku przyjaciela. W popłochu zabrała swoją dłoń nie będąc przygotowana na taki zwrot akcji – ostatnim razem w taki sposób dotykał ją Henry, o którym chciałaby w tej chwili nie myśleć. - Ty to jesteś. – Wydusiła tylko z siebie wycierając ostentacyjnie paluch o swoje udo. Obecność tylko jednego łóżka zauważyła niemal od razu po przekroczeniu progu pokoju - nie mówiła na ten temat nic, bo wiedziała, że to tylko spowodowałoby perfidny i sprośny komentarz. Koniec końców ten i tak się pojawił na co ta zareagowała nerwowym parsknięciem. Po chwili jednak przylepiła się do butelki piwa twierdząc, że w sumie jej wszystko jedno. Znali się nie od dziś. - W innym przypadku kazałabym Ci spać na podłodze, ale znaj moje dobre serce – śpisz obok mnie. – Powiedziała kierując czekoladowe tęczówki na jego twarz kiedy ten posyłał w jej stronę uśmiech. Zamachała mu butelką przed oczyma. - To będzie ciężka misja – w szczególności dla Ciebie. Mogę kopać i zabierać kołdrę. – Ostrzegła dozując odpowiednią ilość szczerości.
|
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Czw 26 Lis 2015, 19:26 | |
| Wymóg obietnicy pojawił się nagle, zupełnie nieoczekiwanie. Timothy nigdy nie pomyślałby, że coś podobnego będzie konieczne - był przekonany, że o jego oddaniu i lojalności, które bynajmniej nie miały skończyć się wraz z opuszczeniem zamkowych murów, najlepiej świadczą czyny. Tak jednak najwyraźniej nie było, widocznie potrzebne było bardziej bezpośrednie, dosadne wyznanie. Na co dzień Tim unikał deklaracji jak mógł, mając z nimi podobne problemy, co większość przedstawicieli gatunku męskiego (przy czym w jego przypadku wynikało to też z chęci bycia fair - nie chciał obiecywać niczego, czego nie zamierzał dotrzymać), tym razem jednak nie miał podobnych problemów. W końcu chodziło o Wandę, a dla niej naprawdę gotów był na wiele. Podobna obietnica była czymś tak oczywistym, że nawet się nad tym nie zastanawiał. - Hej, nie powinnaś w to wątpić - mruknął cicho, jednocześnie pochylając się w kierunku przyjaciółki. Butelkę piwa odstawiając na moment na boczny tor, wolną ręką - tą nie dzierżącą papierosa - sięgnął ku brodzie dziewczęcia, zmuszając Krukonkę, by na niego spojrzała. Wiedział, że im poważniejszy temat, tym Whisper większe ma z tym problemy, ale sama chciała tej obietnicy. A Lowther nie zamierzał niczego obiecywać osobie, która spojrzeniem włóczyłaby się po ścianach czy suficie pokoju. - Może na to nie wygląda, ale jesteś dla mnie cholernie ważna, Whisper. - Uśmiechnął się nieznacznie, spoglądając w oczy panny prefekt. - Choćbyś nawet chciała, nigdy się mnie nie pozbędziesz. - Nawet, jeśli brzmiało to patetycznie, Timothy nic sobie z tego nie robił. Podobnie nie zastanawiał się też nad użyciem mocnego słowa nigdy. Wierzył w to, co mówił. Wierzył znacznie bardziej niż w tę wolność, którą Wanda przed momentem mu wróżyła i w faktyczną potrzebę wykształcenia się w Hogwarcie. Przyjaźń z Angielką była tak naprawdę jedną z niewielu rzeczy, których nigdy nie poddawał w wątpliwość. W tym wszystkim najgorsze było to, że nie wiedział, jak Wandzie pomóc. Nie miał nawet pojęcia, że jakoś powinien. Paradoksalnie - wtedy, kiedy być może najwięcej mógłby zrobić, nie był świadom, że faktycznie mógłby. Nic nie wiedział o przeżyciach Wandy, o jej ojcu i bracie. To, że dotąd nie zadał żadnego nietaktownego pytania, było naprawdę wielkim szczęściem. Czasem nienachalność - łatwo mylona z ignorancją i egoizmem - wyraźnie się przydawała. W każdym razie po chwili bliskości, głębokich wyznań i rozmów poważnych nadszedł czas na powrót do normalności. Pochłaniając więc kolejne łyki piwa z butelki numer dwa, Tim dopalił jeszcze pierwszego papierosa i z szerokim uśmiechem rozbawienia obserwował speszenie się Wandy. W porządku, on też poczuł się... Może nie dziwnie, podobny gest był dla niego całkiem naturalnym i nie sądził, by zrobił coś złego, trudno było jednak nie odczuć dziwnego napięcia. Znowu. Tim nie byłby jednak sobą, gdyby od tak się zawstydzał, w związku z czym zaśmiał się tylko krótko, z niecodziennymi uczuciami radząc sobie sam. Myśli, że to wszystko może mieć jakiś związek z nagłym stanem wolnym Wandy (że znów był tym, który na obecną chwilę miał do dziewczęcia najwięcej praw) do siebie nie dopuszczał, bo to było po prostu niewyobrażalne i już. - Oboje dobrze wiemy, że byś nie kazała - skomentował natomiast kolejne oświadczenie Wandy, i tym razem nie kryjąc rozbawienia. - Szczególnie, że miałaś już okazję to udowodnić. - Uniósł znacząco brwi, jak gdyby naprawdę coś ich w związku z łóżkiem łączyło. A nie łączyło - pomijając ze dwie noce, kiedy zasnęli szybciej niż zdążyli się zastanowić, że przebywają w tym samym łóżku. Dziwne pozycje i opasłe tomiszcza w roli poduszek skutkowały potem obolałym kręgosłupem, a pamięć pozostawiała wiele do życzenia - Lowther do dziś nie potrafił określić, przy lekturze którego akapitu podręcznika do Historii Magii urwał mu się film. - Może więc powinienem cię najpierw spacyfikować. - Także odpowiedź na kolejne groźby - czy też przyjacielskie ostrzeżenia - mogła być tylko jedna. Upijając kolejne dwa duże łyki piwa, Timothy przekrzywił lekko głowę i przyjrzał się Wandzie ze swoim standardowym, nieznacznym, ale bardzo wymownym uśmiechem. Jednocześnie sięgnął też po papierosa numer dwa - skoro byli poza szkołą, to miał okazję chociaż raz w pełni zaspokoić swój nałogowy głód, bez rozglądania się na wszystkie strony i ograniczania do dłuższych przerw między zajęciami. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Czw 26 Lis 2015, 20:11 | |
| Taka już była – czasami wyskakiwała jak Filip z Konopii i rzucała dziwną uwagę, pytanie czy stwierdzenie w eter oczekując odpowiedzi, reakcji, która by ją zadowoliła. Była jednak tego typu osobom również, której trzeba było powtarzać wielokrotnie czego się od niej oczekuje i co się wobec niej czuje – rzadko jednak o to prosiła, chociaż w głębi ducha nie wierzyła w tego typu cudawianki stąd ciągła niepewność względem wielu osób. Mimo tego wiedziała, że z Timothym łączy ją jakaś szczególna więź to teraz, gdy powiedział to na głos zrobiło się jej głupio, a dziwne ciepło oblało jej trzewia – zupełnie niepotrzebnie jak się okazało. Zmuszona do spojrzenia w zielone oczy rozmówcy czekała na słowa, które popłynęły wraz z muśnięciem jej podbródka. Znowu miała ochotę zerknąć, umknąć gdzieś indziej nie lubiąc być w centrum uwagi, ale fakt - sama chciała pewnej deklaracji. Gdy w końcu ją otrzymała, dostała nią w twarz, a gdyby stała to pewnie nogi by się pod nią ugięły uśmiechnęła się nieporadnie koniec końców jedynie się rozczulając. Może to przez wypity alkohol, szalony ranek albo ostatnie wydarzenia z jej życia, ale zachciało się jej płakać. Pod wpływem chwili pochyliła się w stronę przyjaciela i objęła go mocno jakby właśnie tego potrzebowała – bliskości. I chociaż kilka sekund temu zaprzeczała swym słowom czy czynom to czuła się lepiej, lżej i przyjemniej. - Dziękuję. I przepraszam. – Wyszeptała gorączkowo mu do ucha łaskocząc go tym razem brąz pasmami włosów pilnując jednocześnie by nie wylać i jej i jego piwa. - Po prostu zdałam sobie sprawę, że niedługo skończymy szkołę i nic już co było i jak było takie nie będzie. Nie chcę stracić z Tobą kontaktu. – Wyznała po krótce odsuwając się od niego i przesuwając kciukiem po ostro zarysowanym podbródku przyjaciela. Nie oczekiwała od niego pomocy – nie skarżyła się na swój los i wszyscy o tym wiedzieli, że nie była typem, który uzewnętrzniał się w obecności wszystkich. Przyjdzie pewnie taki czas, gdy zbierze się w sobie i opowie swoją historię komuś kto będzie chciał ją usłyszeć – nie chciała się również komukolwiek narzucać, dlatego właśnie cieszyła się z deklaracji i towarzystwa Lowthera, który zebrał tylko kolejne punkty. By nie wyjść na kompletną idiotkę przetarła szybko twarz i zamknęła na moment oczy by dojść do siebie – do poprzedniego stanu, w którym cieszyła się z nadprogramowego wolnego, które sobie zafundowali. Jeszcze raz spojrzał na Tima z wdzięcznością po czym uniosła butelkę raz jeszcze i upił solidny łyk. Dwa, trzy na zapomnienie i zmazanie swojej nieporadności i naturalnej strony. Roześmiała się w końcu rozładowując ostateczną woń niezręczności wtórując tym samym Krukonowi i zaraz pokręciła głową nie wierząc w to co się dzieje. - Nie śmiej się! A może bym kazała? Skąd wiesz co bym zrobiła, a czego nie? – Spytała oscylując główką butelki przy swoich ustach, by znowu pociągnąć łyk piwa, które piła znacznie szybciej od Lowthera! I znacznie szybciej padało w objęcia Morfeusza, który aż dwa razy kazał jej kłaść się spać w towarzystwie przyjaciela z klasy i właśnie wspomnianych książek od historii magii. Nie za dobrze pamiętała ów wieczory, a raczej noce, ale to co się zadziało wówczas było naturalne, bez podtekstów. Poza tym ufała mu, wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy. Teoretycznie. - Hej, to byłoby bardzo nie w porządku. Ja do Ciebie z sercem, a Ty z zaklęciem? Jak możesz? Do mnie? – Wyrzuciła z siebie jednym tchem robiąc na pozór smutną minkę – zaraz też zarzuciła swoje stopy obleczone fioletowymi skarpetkami na jego nogi za karę, albo by pokazać kto tu rządzi. Czyli ona. Nie warto z nią zadzierać. Bo skończy się na podłodze. Tudzież bez kołdry.
|
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Czw 26 Lis 2015, 22:36 | |
| Nie spodziewał się aż tylu czułości, takiego wybuchu. Teoretycznie wiedział, że każdy człowiek ma czasem takie chwile, że drugiego trzydzieści sześć i sześć potrzebuje bardziej niż zazwyczaj, nie domyślał się jednak, że dla Wandy dziś może być właśnie taki dzień. To chyba te jej ostatnie uniki tak zbiły go z tropu - dotąd nie miał przecież problemów z czytaniem w Whisper może nie jak w otwartej księdze, ale na pewno bez większych trudów. Zawsze wiedział, kiedy się pojawić, kiedy przytulić ją bez słowa czy zaborczo wyprowadzić z tłumu uczniów, gdy samej Wandzie brakowało już sił na zawalczenie o siebie. Zazwyczaj wiedział też, kiedy wtrącić się między nią a jej obecnego partnera - jeśli to w ogóle było potrzebne - a nie robił tego tylko przez wzgląd na przyjaciółkę, na to, jak ją cenił i szanował jej prywatność. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałby wytknąć jej chłopakowi, że coś robi źle, że Wandę rani - nie uważał, by miał prawo do aż takiej ingerencji. Dopóki Whisper nie działa się większa krzywda, dopóty trzymał się na dystans, zaciskając tylko zęby za każdym razem, gdy zachowanie kogokolwiek wobec Wandy mu się nie podobało. Z tej perspektywy naprawdę dziwnym było, że teraz dał się zaskoczyć. Nie przewidział takiej chwili słabości, nie był na to przygotowany. W niczym mu to oczywiście nie przeszkadzało - bez wahania przygarnął dziewczynę do siebie, objął mocno, najmocniej jak mógł przy jednoczesnym uważaniu, by nie zalać ich obojga piwem - w pewnym sensie poczuł się jednak na siebie zły. Tracił czujność, a nie powinien. Nie wobec Wandy. Z tym jednak musiał poradzić sobie sam, w związku z tym ani słowem nie napomknął o swym zdumieniu, zamiast tego całując dziewczynę w rozczochraną czuprynę. - Już, już, spokojnie - mruknął cicho, bo głośniej po prostu nie było trzeba. - Z pewnością wiele się zmieni, ale gwarantuję ci, że nie dam o sobie zapomnieć, nie ma mowy. - W jego głosie brzmiało rozbawienie, ale jeszcze więcej było w nim zwykłej sympatii czy czułości. Mało czego w życiu był tak pewien jak tego, co właśnie mówił. W każdym razie, trzymał Wandę przy sobie tak długo, jak tego potrzebowała. Szczerze mówiąc, gdy dziewczę znalazło w sobie wreszcie siły na ustabilizowanie emocji, ze swych objęć wypuszczał ją niechętnie. Lubił mieć ją blisko, co zrobić. Sprzeczać się jednak - tak niezbyt poważnie, hobbystycznie - też lubił, w związku z tym nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jedna z dwóch przyjemności wciąż była w jego zasięgu! - Bo tak się składa, skarbie, że znamy się już... - Przerwał na chwilę, zastanawiając się, które określenie będzie najbardziej odpowiednie. Ostatecznie zdecydował się ogólnik, bo te zawsze sprawdzały się doskonale. - ...długo, dość długo, bym znał cię lepiej niż ty samą siebie. - Uniósł znacząco brwi, jednocześnie wysączając do sucha drugą butelkę. Rzeczywiście tempem nie mógł dorównać Wandzie - tak to jest, gdy za alkoholem innym niż wino generalnie się nie przepada - ale to może i dobrze? Powinien być trzeźwy, bardziej trzeźwy niż ona. Jeśli by nie był, to... Różnie mogło być. Naprawdę różnie, a on nie chciał niczego żałować i za nic się winić. Nie chciał zrobić żadnej głupoty. - Z zaklęciem? A po co mi zaklęcie? - Zdumiał się tymczasem teatralnie, jednocześnie dobierając się już do trzeciej butelki. Skoro jutro też postanowili wziąć sobie wolne, to mógł sobie pozwolić. Odeśpi to potem, doprowadzi się do porządku i w Hogwarcie pojawi się już w stanie co najmniej przyzwoitym. - Panno Whisper, byłem przekonany, że znasz mnie lepiej niż inni i dobrze wiesz, że czary nie są mi potrzebne... Nie zawsze. - Uśmiechnął się ujmująco, a kapsel z butelki oderwał się tymczasem z sykiem od szyjki naczynia. - Chcesz mi powiedzieć, że muszę ci to udowodnić? |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |