|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Claire Annesley
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Pią 15 Kwi 2016, 18:09 | |
| Klara, w przeciwieństwie do Bena, nie miała pojęcia jak mogłoby być z kimś innym. Nie wiedziała, czy czyjeś pocałunki nie pochłonęłyby jej bardziej, czy inne objęcia nie zagwarantowałyby jej większej stabilności, większego bezpieczeństwa. Annesley z nikim się dotąd nie spotykała, nikomu nie powalała się tak dotykać, w efekcie nie miała żadnego doświadczenia, żadnych przykładów do porównania. W tej chwili wszystko sprowadzało się jednak do tego, że Klara nie potrzebowała tego wiedzieć. Nie chciała kolekcjonować zdobyczy, smakować różnych bodźców, szukać sposobu na utwierdzenie się w przekonaniu, że to właśnie u boku Bena powinna stanąć. To było zupełnie zbędne, bo Klara po prostu wiedziała. Już wiedziała. Zamknięta w objęciach Szkota nie wyobrażała sobie, by mogła być gdzieś indziej. Smakując te pierwsze pocałunki nie zastanawiała się nad tym, czy podobnie smakowałyby one także z innym, a myśl, że w tej chwili świadomie zamyka sobie drogę ku młodzieńczym szaleństwom, skakaniu z kwiatka na kwiatek, w ogóle nie przyszła jej do głowy. Na Merlina, to był Ben. Jej Ben. Przecież to mówiło wszystko. Gdy powoli, nieśmiało wrócili do rzeczywistości, gdy spojrzenia małoletnich gapiów znów stały się wyczuwalne, podobnie jak słyszalne stały się ich szepty, Claire pewna była jednego - nie chciała tak po prostu wrócić teraz do własnego dormitorium, do czekającej ją nauki, do tego wszystkiego, co wymagałoby rozdzielenia się z Wattsem. Zaborczość nie popłacała, ale w tej chwili nie o to przecież chodziło. Ben był jej ostoją, źródłem równowagi, jego ramiona były dla niej bezpiecznym kawałkiem świata, w którym mogła nabierać sił. Nie była gotowa teraz z tego zrezygnować. Wyczerpana emocjonalnie, zszargana psychika domagała się chwili spokoju a tego nie mogłaby dziś osiągnąć bez Szkota. Nie tym razem. Gdy więc pojawił się patronus wzywający Krukona do Trzech Mioteł, Klara wiedziała, że pójdzie razem z nim - nie po to, by go pilnować, oplątać jakimiś żałosnymi sieciami zazdrości, ale po to, by być obok. Mogła usiąść w kącie, mogła udawać, że jej nie ma, po prostu chciała mieć go blisko, jeśli nie w zasięgu ręki, to przynajmniej wzroku. Ostatni raz wtuliła się w chłopaka mocniej, potem stopniowo, krok za krokiem wracając do bieżącej chwili. Bez słowa protestu pozwoliła się ubrać w płaszcz i przykładnie pozapinała wszystkie guziki, co zresztą dostarczyło jej w tym momencie całkiem przyjemnych wrażeń. Choć nie zauważała tego, mimo wszystko trochę zmarzła, ciepło płaszcza powitała więc z otwartymi ramionami. Z podobnego rodzaju ulgą przyjęła też na powrót ciężar zamkniętych w pokrowcu skrzypiec, których nie zamierzała zostawiać nawet w rękach siostry. Ignorując chwilowo bezgraniczne zdumienie wymalowane na twarzyczce Maire uśmiechnęła się tylko ciepło bez słowa i odetchnęła cicho. Przez moment zastanawiała się, czy nie powinna zapewnić jeszcze swojego małego słuchacza, że dotrzyma obietnicy i choć nie teraz, to kiedyś zagra mu kołysankę - chłopiec jednak, wyraźnie zaaferowany całą sceną i przybyciem mamy, podobnych zapewnień chyba chwilowo nie potrzebował i... Tak, to było Klarze na rękę, bo dzięki temu już w kolejnej chwili mogła wsunąć dłoń w dłoń Bena i razem z nim udać się do Trzech Mioteł. Trzech Mioteł, w których czekał Kenneth. I nie tylko on. Claire odruchowo ścisnęła mocniej dłoń Bena, zerkając na niego niepewnie. Nie mogła nie poznać matki Krukona. Widziała przecież kiedyś jej zdjęcie, poza tym... Tak podobni! Żaden z Annesley'ów nie był podobny do któregokolwiek rodzica tak, jak Ben był podobny do Mary. Nie sposób było nie dostrzec łączących ich więzów krwi, nie sposób było przeoczyć krążącą w ich żyłach, dokładnie tę samą szkocką krew. To jednak znaczyło, że ten dzień nie skończy się tak szybko, a spokój, ten z trudem zdobyty spokój ponownie rozpadł się na drobne okruchy. Serce Irlandki przyspieszyło ponownie, znów poddając się rytmowi wyznaczanemu przez zdenerwowanie. Poznanie pani Watts nie było czymś, co uwzględniałaby w swoich dzisiejszych planach. Nie była na to gotowa, na Merlina! I choć cieszyła się z tego, że Ben będzie miał okazję porozmawiać ze swoją rodzicielką - potrzebował tego, takie spotkanie już dawno powinno mieć miejsce - to nie widziała tu dla siebie miejsca. Nie dzisiaj, nie teraz. - To może ja... Ja zaczekam, co? - zapytała cicho, nie puszczając jednak dłoni Bena. Nie wiedziała, co zrobić. Nie wiedziała, jak powinna się zachować. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Pią 15 Kwi 2016, 21:56 | |
| Ben nie potrzebował i nie chciał tego dnia nic więcej. Naprawdę, z ręką na sercu, Merlinem na ustach oraz bez krzyżowania palców za plecami. Może tylko kilka chwil więcej na osobności z panną Annesley, gdzie przez ramię nie zaglądałyby im żadne ciekawskie szkraby, a to przecież w gruncie rzeczy nie było chyba nic wielkiego? To nie tak, że Watts chciał ją od razu deprawować i uczyć wszystkich tych przyjemnych dorosłych rzeczy, póki co jego pragnienia obracały się w dużo bezpieczniejszej strefie pełnej przytulania, trzymania za rękę i przeciąganych pocałunków, najprostszych gestów oznaczających bliskość, za którymi tak bardzo tęsknił. Bo choć miał pewne obycie w kontaktach damsko-męskich, to jednak nigdy nie było mu dane doświadczać tych najbardziej podstawowych rytuałów – jakoś każda dziewczyna, którą się zainteresował, albo wodziła go za nos, albo od razu przechodziła do konkretów, nie zahaczając zbyt mocno o te drobne, ale bardzo ważne gesty. W tym sensie zarówno Claire jak i Ben wchodzili na nieznaną, nową płaszczyznę i chociaż nie mieli żadnej mapy, nie musieli się niczym martwić. Bo przecież mieli siebie, a to było już naprawdę wiele. Proste czynności jak przytrzymanie dla Klary płaszcza czy wzięcie za rękę, były bardzo przyjemne – kto by się spodziewał, że aż tak? Nawet ten krótki spacer spod Miodowego Królestwa do Trzech Mioteł urastał nagle do rangi czegoś fantastycznego tylko dlatego, że Puchonka trzymała jego dłoń i była blisko, choć nic nie mówiła. Wnętrze pubu nie było przeludnione, ludzie nie wchodzili sobie na głowy, a mimo to Ben przez chwilę musiał rozglądać się uważnie, by wypatrzyć sylwetkę wuja. - Mam nadzieję, że nie wy... – zaczął, urywając nagle, gdy dojrzał Kennetha i stojącą obok niego blondwłosą kobietę o twarzy ściągniętej skupieniem, która przesuwała wzrok po bywalcach Mioteł. Palce Krukona mocniej zacisnęły się na dłoni panny Annesley, a wszystko dookoła przestało się na moment liczyć wobec lodu ściskającego mu serce i czasu który jakoś dziwacznie zwolnił. To, że jeszcze niedawno czuł ciepło, teraz wydawało się odległym wspomnieniem, burząc na razie szczęście powstałe dzięki wyznaniom Irlandki. Chciał zobaczyć matkę, porozmawiać, ale tak nagle i bez uprzedzenia...? Po tylu latach spędzonych bez niej? - Nie. Chodź – rzucił krótko i może nieco zbyt ostro, ale znów targany gwałtownymi uczuciami, zalewającymi mu cały kosmos nie potrafił do końca opanowywać swojego ognistego temperamentu. Nie mógł właściwie podjąć innej decyzji, ucieczka nie leżałaby w jego naturze, zgrabnie prowadził więc Klarę ku stolikowi pod ścianą, nie spuszczając wzroku z Mary. Czuł się i pewnie wyglądał jak chmura burzowa, odpychając brzydkie podszepty mózgu, by sięgnąć po różdżkę i pokazać matce, czego zdążył się nauczyć z czarnej magii, żeby choć odrobinę poczuła, jaki ból Ben musiał znosić przez cały rok po tym, jak zniknęła. Te wszystkie pasy, przed którymi go nie obroniła, wrzask i groźby, rozsadzające świat małego dziecka. To samo dziecko podniosło jednak głowę, rozbudziło się gdzieś w umyśle nastolatka i odezwało z żałosnym płaczem. Nie potrafiłby policzyć, ile razy życzył jej śmierci, by potem równie mocno pragnąć, żeby wróciła, pojawiła się w drzwiach jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnęła się i mimo tego wszystkiego powiedziała, że wciąż go kocha. Gdy Mary odwróciła głowę, uchwycając spojrzenie Bena, chłopak miękko wypuścił dłoń Claire, ostatnie trzy kroki pokonując niemal w biegu. W gwałtownym, mocnym uścisku ramion, które otoczyły Mary, nie było miejsca na nic racjonalnego czy przemyślanego – to głęboko zakorzeniona potrzeba bliskości rozdawała karty, kierowała Benem jak marionetką na sznurkach. Zapach ciepłej ziemi i ziół, który przylgnął do skóry pani Watts, załaskotał Krukona w nos, przebudził całą gamę wspomnień wibrujących mu teraz pod powiekami w chaotycznej mieszance kolorów. Chciał coś powiedzieć, przekazać myśli kłębiące się od tak dawna pod czaszką, ale słowa jak na złość nie układały się w logiczne ciągi, brzmiąc w jego głowie bardziej jak bełkot szaleńca. |
| | | Kenneth Watts
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Nie 17 Kwi 2016, 15:54 | |
| Doskonale wiedział, że większość jego pomysłów należała do lekkomyślnych, jeśli nie powiedzieć śmielej - debilnych. Jak mógł tak bezsensownie, bez większego planu zgodzić się na spotkanie Mary z Benem? Co więcej, jak mógł sam przynieść matkę chłopaka na rękach do miejsca spotkania? Działał instynktownie, jak zwyczajowo na szkolnych korytarzach. Kuł żelazo póki gorące, mając nadzieje, że to wszystko rozwiąże. Jak niby miał przygotować Bena na spotkanie z matką? Nie umiał tego ująć w słowa, nie umiałby zmusić go do spotkania. Obojętnie, z jakim zamiarem przybyła by widzieć się z synem, należało jej się to. Krukon jako dorosły mógł zadecydować sam, jak ocenić wybryk matki. Mimo wszystko jej wybaczyć czy domagać się sprawiedliwości. Jak znał swojego chrześniaka tak przypuszczał, że będzie chciał znać prawdę. Wszystkie argumenty za i przeciw. Wtedy dokonałby wyboru. Ken jedynie chciał, aby Ben nie wyrzekł się jego i Arturii, by nie zapomniał o wszystkim przelewając swą miłość na matkę. Sam nie ufał do końca Mary. Miał za złe jej czyny, nie wierzył też w jej całkowite nawrócenie. Nie wiedział, co się z nią działo przez tyle lat. Może nie stała już po tej samej stronie co oni? Chciał wierzyć Mary, ale prawda była taka, że nikomu nie należało teraz ufać. Każdy mógł być wrogiem czającym nóż za plecami. -Przynajmniej gwar rozmów pozwoli nam nie być podsłuchanym. Nie znasz tej prawdy życiowej? -zapytał z przekąsem, stawiając wierzgającą się Mary na parkiecie. Nie miał żadnych oczekiwań wobec reakcji Bena. Za nic by go nie potępił. Powstrzymałby go, gdyby tylko chciał zrobić krzywdę Mary. Nie dla niej, dla niego, aby nie musiał tego żałować. Oczekiwali w napięciu i milczeniu na nadejście Bena. Kiedy Ken spojrzał na drzwi, drgnął. Zauważył Claire, a dzięki ostatnim listom i rozmowom wiedział, że mają się ku sobie. Rozpromienił się widząc Puchonkę trzymającą chłopaka za rękę. Cieszył się z jego szczęścia. Nie powiedział ani słowa na powitanie. Obserwował, jak Ben przytula się do kobiety. Coś drgnęło w sercu mężczyzny. Dotknęło go, jak bardzo chłopak tęsknił za matką. Należała mu się ta rozmowa. -Witaj Claire. -przywitał się cicho z Puchonką, podając jej dłoń i uśmiechając się lekko. Nie chciał przerywać sceny powitania Bena z Mary. Był ostrożny, ale wolał dać swobodę. -Cieszę się, że was widzę razem. -dodał szeptem. Nie chciał onieśmielać dziewczyny, ale wyrazić aprobatę. |
| | | Claire Annesley
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Nie 17 Kwi 2016, 16:59 | |
| Claire nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy, ale w stosunku do Bena cała jej asertywność mogła tylko usunąć się w cień. Oczywiście, Annesley wciąż potrafiłaby powiedzieć nie i upierać się przy tym przez jakiś czas, gdyby Watts jednak naprawdę chciał coś osiągnąć, gdyby machnął ręką na jej zdanie i zdecydował się postawić na swoim, zrobiłby to. Bo Irlandka nie potrafiłaby mu się oprzeć, nie na dłuższą metę. W zasadzie każda niezgodność zdań mogłaby się skończyć w taki sam sposób - zwycięstwem Szkota. Ot, chociażby tak, jak teraz, gdy Puchonka podreptała za nim w kierunku jego rodziny, choć przecież wcale nie miała na to ochoty, nie dzisiaj. Oczywiście, tym razem nie mogła mieć do Bena jakiegokolwiek żalu za jego oschłość i stanowczość. Sytuacja była zrozumiała i Klarze przez myśl nawet nie przeszło, by się opierać. Mogła nie skakać z radości na myśl o wciąganiu ją w te nieprzewidziane spotkanie, mogła wręcz mieć wątpliwości, jaki sens miał być w jej udziale, ale skoro Szkot tak chciał, to Annesley pozwoliła poprowadzić się do małego, zaimprowizowanego zgromadzenia. Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy dłoń Krukona wyślizgnęła się z jej własnej. Dopiero wtedy przystanęła z wahaniem nieopodal Kennetha i, przygryzając lekko wargę, obserwowała poczynania Bena. I choć to nie do niej należało w tym momencie decydowanie o tym, jakie zachowanie w tej chwili będzie najodpowiedniejsze, to gdyby ktoś zapytał ją o zdanie - doradziłaby właśnie to, co zrobił Ben. Rozsądek? Racjonalność? W podobnych sytuacjach to nie ich powinno się słuchać, nie zawsze. Zresztą, to było trudne, prawda? Trudno było spojrzeć na wszystko z boku, przemyśleć odpowiednio dokładnie i dopiero wtedy podjąć decyzję, taką, która niosła za sobą najmniejsze ryzyko jakiejś porażki. Nie, to było wręcz niewykonalne, bo ludzie mieli przecież to do siebie, że w chwilach krytycznych, w jakiś sposób przełomowych, kierowali się sercem, nie rozumem. To uczucia warunkowały ludzkie zachowania, nie dojrzały rachunek zysków i strat. Drgnęła słysząc cichy głos profesora Wattsa i dopiero wtedy też zorientowała się, że na jej twarzyczce gości blady uśmiech wzruszenia. Nie znała Mary, jakiekolwiek informacje na jej temat pochodziły zawsze od Bena i w dużej mierze były jego nadziejami, wyobrażeniami raczej niż stanem faktycznym. Nie, pani Watts była jej zupełnie obca, ale tu przecież chodziło także o młodego Szkota, z perspektywy Claire - głównie o niego. I choć Puchonka nie mogła wiedzieć, czym to spotkanie zaowocuje - dar jasnowidzenia okazywał się być żałośnie mało przydatnym w sytuacjach, w których Irlandka mogłaby sięgnąć po niego z własnej woli - to cieszyła się, że do niego doszło. Ben tego potrzebował. Niezależnie, co mógłby na ten temat powiedzieć, broniąc swej dumy, potrzebował tego naprawdę mocno. - Dzień dobry, profesorze. - Ściągnięta na ziemię powitaniem Kennetha zwróciła się tymczasem ku niemu, a uśmiech wzruszenia szybko przybrał barwy zawstydzenia. Nowa sytuacja, w jakiej przyszło jej się znaleźć była dla niej niekomfortowa i w jakiś sposób trudna. Gdyby jeszcze uczestniczyli w tym wszyscy po równo - ona, Ben, Kenneth i Mary - może byłoby trochę łatwiej, ale teraz, gdy dość naturalnie podzielili się na dwie pary, Annesley musiała stawić temu czoła sama. A to nie było proste, uwierzcie, że nie było. Rumieniąc się jak nieboskie stworzenie z wahaniem uścisnęła więc męską dłoń i zaczerwieniła jeszcze bardziej przy okazji kolejnego komentarza. - Ja... Ja też się cieszę - przyznała cichutko i choć wiedziała, że brzmi to z lekka żałośnie, to i tak nie mogła powstrzymać szerszego uśmiechu. Jej Ben, to brzmiało przecież doskonale i od razu wywoływało szybsze bicie serca. Ponownie zerkając ku scence emocjonalnego powitania, mimowolnie przygryzła lekko wargę. - To był dobry pomysł - przyznała cichutko, choć przecież jej aprobata nie była nikomu potrzebna. - To spotkanie, naprawdę dobry pomysł. |
| | | Gość
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Pon 18 Kwi 2016, 01:15 | |
| To, jak bardzo była zdenerwowana wizją tego spotkania, zrozumiała dopiero, gdy jej wzrok padł na syna. Moment spotkania ich oczu był momentem, w którym pole widzenia Mary gwałtownie się zawężyło, okrajając niepotrzebne elementy, a dźwięki tła zmieniły w jednostajny biały szum, pozostawiając kobietę na samotnej wyspie pośród wód oceanu, wpatrującą się w jedyną rzecz, która mogła jej przynieść ocalenie. Lub zagładę. Wyciągnie rękę, czy przeklnie ją, za broń obierając zaklęcie, czy słowa, raniące czasem o wiele skuteczniej niż najbardziej finezyjna z czarnomagicznych formuł? Czarownica czuła, jak wszystkie mięśnie w jej ciele napinają się powoli, lecz nieubłaganie. Te sekundy, tych kilka chwil dzielących ją od uzyskania odpowiedzi na palące żołądek pytania wydawały się ciągnąć całymi wiekami, choć rozsądek podpowiadał, że nie ma w nich nic niezwykłego. Że nie różnią się niczym od tych sekund, minut i godzin, w ciągu których wyobrażała sobie ich spotkanie we wszystkich możliwych scenariuszach – i choć sądziła, że na każde możliwe pytanie, reakcję lub zarzut ma już przygotowaną odpowiedź, nagle cały zdrowy rozsądek zdał odsunął się na bok, zabierając ze sobą przemyślenia pani Watts, nakazując jej improwizować. W tej sytuacji nie było gotowych recept ani magicznych słów, które na pewno naprawią wszystkie błędy oraz nieumyślnie sprowokowane zło. To było to. Jedna jedyna szansa, bo więcej ich nie dostanie. Sylwetka kobiety mimowolnie się wyprostowała, a broda uniosła nieco, gdy Ben się zbliżył i już, już rozchylała usta, by coś powiedzieć, gdy po prostu pochwycił ją w ramiona w silnym, niemal niedźwiedzim uścisku. Z początku niepewnie, jakby czuła, że może nie mieć do tego prawa, ociągając się odpowiedziała na uścisk, oplatając potężnego Szkota kobiecymi ramionami, oplatając go tęsknotą, strachem, dumą i niecierpliwością, oplatając go matczynym ciepłem i poczuciem winy, które męczyło ją każdego dnia od dziesięciu lat, nie przeszkadzając jednak w dążeniu do jednego jasnego celu, który jarzył się na końcu wyboistej drogi. Nie było bowiem takiej rzeczy, której Mary Watts nie zrobiłaby dla swojego syna. Uścisk wzmocnił się, jasne włosy otuliły jego twarz, ich zapach łaskotał przyjemnie w nos, odprężał. Dłonie, do tej pory bezwiednie zaciśnięte w pięści powoli się wyprostowały, a palce pieszczotliwie wygładziły kilka zmarszczek na ciemnym płaszczu, strzepnęły zeń nieistniejący pyłek, poruszając się dla samej przyjemności płynącej z dotyku. Pozwoliła sobie utonąć na moment w tym uścisku, pozwoliła by ostrożność odeszła na bok, gdy wyczulony słuch zagłębiał się w przyspieszone bicie serca chłopaka, a oczy zamknęły się, odcinając kobietę od otaczającej ich rzeczywistości. Tym razem jednak cieszyła się, że sekundy trwały całe stulecia. Chwile takie, jak ta, były jednak zdradziecko ulotne, bo chociaż przyjemność płynąca ze zwyczajnego trzymania Bena w ramionach była obezwładniająca, słowa również wymagały ujścia, nawet jeśli miały nie być tak miłe, jak ów moment słabości. Powoli, nie chcąc go spłoszyć, lecz wystarczająco stanowczo by zrozumiał aluzję, odsunęła się na odległość ramion i zacisnęła palce na dłoniach chłopaka, wbijając nieustępliwe, niebieskie spojrzenie w oczy, których kolor przypominał jej teraz niebo przed sztormem. Nigdy mocniej nie odczuwała rozpierającej trzewia dumy, nigdy nie doświadczyła takiej ilości sprzecznych emocji, kotłujących się naraz gdzieś w okolicach podbrzusza. Jej syn. Jeśli nie powie tego teraz, nie będzie lepszej okazji. - Chcę tylko, żebyś wiedział, jak bardzo żałuję wszystkiego, co się stało – mimo kłębowiska emocji, których dawno nie odczuwała z taką intensywnością, głos Mary nie zadrżał, a jedyną zmianę wywołaną tym wyznaniem dało się uchwycić w spojrzeniu. Łagodność tak niepasującą do ostrych rysów i twardego charakteru śmierciożerczyni, zarezerwowaną wyłącznie dla człowieka, dla którego byłaby w stanie spalić cały świat, nie żądając nic w zamian. Odpychając powracający rozsądek podpowiadający, że na sali pubu każdy kto się odpowiednio postara, może ich usłyszeć, czarownica zbliżyła się pół kroku do syna, opierając lekko dłoń na jego ramieniu i stając na palcach, by tylko on usłyszał następne słowa: - Nic co zrobię nie wystarczy, ale czy pozwolisz mi spróbować wynagrodzić ci to? Odsłaniała się, pokazując miejsca, które należało uderzyć, by ją najbardziej zranić, ale przez te kilka momentów po prostu się to nie liczyło. Zrobiłaby wszystko, by mieć Bena po swojej stronie, tylko tego teraz potrzebowała i pragnęła. Niech Merlin i Morgana mają w opiece osoby, które kiedykolwiek spróbują jej w tym przeszkodzić. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Sob 30 Kwi 2016, 16:39 | |
| Zawsze sądził, czy też lubił sobie wyobrażać, że jeśli jeszcze raz będzie mógł zobaczyć matkę, odetchnie swobodniej i zrzuci ciężar, który nosił gdzieś głęboko od dnia, gdy zniknęła – cóż, co do jednego się nie pomylił, bo porywając Mary w ramiona, Ben istotnie wypuścił z płuc głębszy oddech. Tylko, że ucisk w klatce piersiowej ani odrobinę nie zelżał, a narastał wraz z zapachem ziół łaskoczącym w nos, rozpychał się, przyciągając niepodzielną uwagę Krukona. Nakazywał mu skupić się tylko i wyłącznie na kobiecie, zrobić wszystko, by zatrzymać ją przy sobie, nie pozwalając znów zniknąć bez słowa. Nie zniósłby tego drugi raz, musiałby podjąć pewne decyzje, w tym być może takie, które patrząc na to obiektywnie, wcale nie byłyby dobre. Bardzo wyraźnie czuł ciepło, pieszczotliwy dotyk sunących po plecach dłoni, policzek przyciśnięty do boku szyi – dopiero, gdy matka wyraźnie dała do zrozumienia, że czas przerwać ten przyjemny uścisk pełen tęsknoty, młody Watts zamrugał szybko, zdając sobie sprawę z pieczenia w kącikach oczu. Nie mógł sobie pozwolić na tak emocjonalną reakcję, nie chciał się aż tak odsłaniać, ale ciało wiedziało swoje i gdy Mary uważnie spojrzała na jego twarz, w niebieskich oczach mogła jeszcze dostrzec wilgoć. Na uścisk rąk odpowiedział bez zawahania, pewnie obejmując palcami drobniejsze dłonie matki i utrzymując głowę nieco pochyloną, by nie musiała zbyt mocno zadzierać własnej, chcąc utrzymywać kontakt wzrokowy. Wrażenie było nieco dziwne, ostatni raz widzieli się, gdy Ben ledwie przewyższał jej biodro, a teraz perspektywa znacząco się zmieniła, niejako stawiając chłopaka na zupełnie naturalnej, dominującej pozycji, z której aktualnie nie korzystał. Przecież nie chodziło mu o to, by zastraszać kobietę i podporządkowywać ją swojej woli – przede wszystkim chciał zapewnienia, że sytuacja sprzed prawie dziesięciu lat już się nie powtórzy i że znów będą mogli być rodziną. Tylko lub aż tyle. Był gotów rozmawiać i wybaczać, jeśli tylko Mary wyjaśni powody swojego postępowania – nie musiała nawet przepraszać, bo tęsknota która tak ochoczo gotowała się pod skórą Krukona, dawała jej taryfę ulgową. Żałośnie? Bardzo. Czy Bena obchodziło to chociaż odrobinę? Nie. Jeśli życie w ciągu jednego dnia dawało mu okazję odzyskać i Claire i matkę, Szkot zamierzał chwycić się z losem za barki, wychodząc z tej potyczki zwycięsko – nie mogło być inaczej. Na szczęście dziś, tego jednego dnia koniunkcja ciał niebieskich oraz sploty wszystkich zbiegów okoliczności zdawały się działać na korzyść chłopaka, w ciągu wydarzeń udowadniając mu, że dobre rzeczy były też i jego udziałem, że nie musiał tylko przyglądać się po cichu innym i zazdrościć ich szczęścia. Słowa kobiety, przeprosiny okraszone łagodnością i nutą żalu stanowiły balsam na duszę, wydarły spomiędzy ust blondyna jedno głośniejsze westchnienie oraz zabrały z ramion nieco napięcia. Ufał, że mówiła prawdę, być może naiwnie nie doszukiwał się fałszu, desperacko chcąc uwierzyć w szczerość wszystkiego, co robiła, choć nie mógł wiedzieć, jak bardzo się zmieniła w czasie, gdy nie mieli kontaktu. Pozostawało tylko dowiedzieć się tego w trakcie kolejnych rozmów, delikatnie wybadać, co pozostało takie samo, a gdzie opinie i przyzwyczajenia Mary nabrały znamion czegoś absolutnie obcego, wymagającego ponownego oswojenia. Ben mimowolnie spiął się nieco, kiedy matka wyswobodziła jedną z dłoni z jego uścisku, opierając ją na ramieniu prefekta. Kolejne słowa sprawiły, że zmrużył nieco oczy, spoglądając na kobietę przytomniej niż dotąd, z uwagą śledząc każdy, najdrobniejszy ruch. - Nie znikaj więcej bez słowa – odparł, zniżając głos podobnie jak i ona - Potrafisz mi to obiecać? Nic więcej od ciebie nie chcę. Od tej odpowiedzi zależało wszystko – gdyby nie chciała przyrzekać pozostania gdzieś w pobliżu, w Krukonie odezwałby się instynkt nakazujący spętać ją i przytrzymać siłą, a to nie wyszłoby na dobre żadnemu z nich. |
| | | Gość
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Pon 09 Maj 2016, 13:08 | |
| Czy gdyby Ben wiedział, że zamierza go w przyszłości przeciągnąć na stronę Czarnego Pana, witałby ją z takim rozrzewnieniem i tęsknotą? Myśl ta miała pojawić się w głowie Mary stosunkowo szybko, szybciej nawet niż mogłaby zakładać sama zainteresowana. Nie chodziło nawet o to, że zdawała sobie sprawę, jak zapewne wychowywali go Kenneth i jego mugolska żona przez te ostatnie lata, obracając w pył wartości wpajane młodemu Wattsowi przez Archibalda i nią samą – przyczyna była dużo bardziej prozaiczna, może nawet zakrawała o ironię losu. Gdzieś w trakcie pierwszego uścisku z synem, zatopiona w jego cieple i fizycznej sile, Mary odczuła ukłucie w lewej ręce, a miejsce tuż poniżej łokcia, gdzie znajdował się pozostawiony przez Voldemorta Mroczny Znak zaczęło swędzieć i powodować dyskomfort w ten specyficzny sposób, który zwiastował zmianę jego koloru z czerwieni na czerń. Czarny Pan wzywał do siebie swoje sługi. Trudno, żeby pani Watts ucieszyła się z takiego obrotu sprawy, gdy wreszcie po tylu latach było jej dane odzyskać coś, za czym mniej lub bardziej świadomie tak bardzo tęskniła, zupełnie niepotrzebnie zadręczając się myślami o tym, co mogłaby zrobić, by odkupić swoje winy. Przecież jasnym było, że sama nie przejrzy wszystkich potrzeb czy pragnień syna, mogąc się jedynie domyślać. A domyślać się Mary wprost nie znosiła – brakowało w tym zawsze pewności sprawdzonych faktów, na której tak bardzo polegała tworząc plany ataku, mniejszego lub większego zamachu czy innych akcji wywrotowych ku chwale Voldemorta. Konkret, fakt, coś sprawdzonego i znanego. Gdyby ktoś poznał jej myśli krążące dookoła osoby Bena, od razu wychwyciłby dysonans między sercem a przytomnym, kalkulującym umysłem śmierciożerczyni – wiedziała, że nie uniknie oceny stając przed obliczem Czarnego Pana, ale nie spodziewała się, że nastąpi to tak szybko. Już tego samego dnia będzie musiała obiecać dwie rzeczy: synowi brak kolejnej ucieczki, a Voldemortowi że wciągnie go w szeregi jego popleczników. Liczyła na to, że wartości i opinie, które zaszczepiali w nim z mężem od dziecka ujawnią się i pozwolą względnie bezboleśnie zrealizować te plany – a jeśli Kenneth spróbuje ingerować, niech już nie przestaje zerkać przez ramię i wypuszczać różdżkę z dłoni. Dziewczyną, którą przyprowadził Ben, Mary jeszcze się nie przejmowała, właściwie ledwie rejestrując jej obecność. W swoim czasie wybada kim jest i czy da się jej użyć do osiągnięcia celów śmierciożerczyni. Póki co jednak, przestała się zastanawiać, kierując całą uwagę na syna, który patrzył na nią tak, jakby był w stanie przejrzeć każdą myśl i każdy fałsz – serce Mary przez krótki moment zadrżało, dopóki umysł brutalnie go nie skarcił. Jakkolwiek inteligentny by nie był, to przecież niemożliwe, żeby nastolatek posiadał podobne umiejętności, ale jeśli jakimś cudem, jakimś wyjątkowo rzadkim zbiegiem okoliczności... Nie. Nie i koniec, nie bądź głupia, Mary. Kochasz swoje dziecko, ale nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. - Obiecuję – odparła po dłuższej chwili, spoglądając w niebieskie oczy syna. Nie miała pewności, czy kiedyś sytuacja nie zmusi jej do powtórzenia ciągu wydarzeń sprzed tych dziesięciu lat, ale mogła się tylko trzymać świadomości, że nie chciała by do tego doszło. To już było coś, prawda? - Musisz mi jednak wybaczyć, rozmowa z twoim wujem i tobą to dużo na jeden dzień – pociągnęła zaraz dalej, wykrzywiając nieco usta, by dodać autentyczności swoim słowom. Znamię na przedramieniu paliło coraz mocniej, przypominając, że jej czas skończył się chwilę temu. - Możesz być pewien, że się odezwę. Gdybyś chciał, możesz też do mnie napisać, na pewno odpowiem – uniosła dłoń, cokolwiek jednak chciała zrobić, wyraźnie zmieniła nagle zdanie, zamiast tego stając lekko na palcach i szybko obejmując ramiona syna w ostatnim uścisku. - Do zobaczenia. Uważaj na siebie. Wychodząc z Trzech Mioteł, nie obdarzyła spojrzeniem ani Kennetha, ani stojącej tuż obok Claire, skupiona już na czymś zupełnie innym. Czarny Pan wzywał, a ona nadto przeciągnęła już swoje przybycie.
[z tematu wszyscy] |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Sro 28 Mar 2018, 22:46 | |
| Głęboko zakorzeniony sentyment spowodował, że właściecielka pubu zapragnęła przyciągnąć ludzi do sosnowych stolików. Aby mniej lub bardziej zgrana grupa osób postanowiła uczcić wolny weekend spotkaniem w Trzech Miotłach. Każdy nowoprzybyły dostawał na powitanie butelkę kremowego piwa za darmo. Dodatkowo obniżono ceny napojów o przeszło dwadzieścia procent. Już po chwili, w niegdyś przepełnionych ciszą salach rozległ się cichy gwar rozmów i śmiechów. Czy nie było lepiej? |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Czw 29 Mar 2018, 23:18 | |
| Ktoś powiedział alkohol za darmo? Prawdopodobnie informacja ta dosięgła Katji, kiedy kobieta była już w stanie lekkiego zamroczenia, bo inaczej nie ruszyłaby dla jakiejś marnej butelczyny piwa kremowego swoich zgrabnych czterech liter z miękkiego łóżka, w którym towarzystwa dotrzymywał jej (ZBOCZEŃCE!) kieliszek najlepszej, rosyjskiej wódki. Nie jeden, dodajmy. Bo jak się bawić, to na całego, prawda? Tymczasem wmówiła sobie, że zaproszono ją na popijawę wszechczasów, której za nic na świecie nie może przegapić, na której, niemalże, ma być gościem honorowym... To były zresztą mniej istotne aspekty całej sprawy, tak naprawdę skusiła ją możliwość upicia się choć raz na czyjś koszt. To prawie tak, jakby miała kogoś, kto chciałby za nią płacić! Pełna nieodczuwanej od dłuższego czasu ekscytacji, ubrała się dla odmiany w coś poza szatą czarodzieja, drugiej świeżości, dodajmy, bo kiedy nie pracowała, nie przejmowała się utrzymywaniem pozorów. Właściwie tym się ostatnio głównie zajmowała – ukrywaniem przed całym światem, w jakim tak naprawdę jest stanie. Żeby nie stracić pracy, żeby nikt jej nie pytał, jak się czuje i nie obiecywał, że wszystko będzie dobrze. Ona to wiedziała, zawsze było dobrze, pod warunkiem, że miała dostateczną ilość alkoholu pod ręką. Co z resztą od pewnego czasu nie stanowiło aż tak wielkiego problemu… Dzięki jej przebiegłości i zmyślności, oczywiście! Wracając: Katja wytoczyła się z lekkim jękiem z łóżka, odziała w coś przyzwoitego (czyt. przyduże spodnie ściągnięte paskiem tak, żeby nie zjeżdżały jej na ziemię oraz jeszcze bardziej obszerny sweter, który sprawiał wrażenie męskiego), przeczesała dłonią wzburzone włosy, wytarła spod oczu rozmazany tusz i nie przejmując się brakiem makijażu, wciskając stopy w skórzane botki, a ręce w wełniany płaszcz, wybiegła w pośpiechu, zapominając zamknąć za sobą drzwi, o czapce nie wspominając. Zmaznięta weszła do Trzech Mioteł i kiedy wręczono jej tę wspomnianą wcześniej butelkę piwa kremowego, podniosła na kelnerkę wzrok tak zdumiony oraz, równocześnie, tak miażdżący, że ta pospiesznie wymieniła jej trunek na coś mocniejszego. Nieco udobruchana, Katja zajęła miejsce przy pustym stoliku, rozglądając się ciekawie dookoła. Jak na razie nie widziała zbyt wielu znajomych twarzy, ale wina musiała leżeć także po jej stronie – dotychczas nie poczyniła stosownych wysiłków, aby poznać swoich kolegów z pracy. Uczniowie zaś zlewali jej się w jedną, anonimową maskę, bez żadnych cech charakterystycznych. Musiała być fatalna w swojej pracy… Uczciła tę myśl potężnym łykiem tego, co znajdowało się w jej kuflu i niekulturalnie obtarła usta rękawem swetra. Właściwie mogła zostać chyba w łóżku, dla kogo ona tutaj przyszła? |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Pią 30 Mar 2018, 21:11 | |
| Przez ostatni rok było jej w zamku trochę "mniej". Najpierw nieszczęśliwy wypadek podczas treningu, który na kilka tygodni zatrzymał ją w łóżku szpitalnym, a potem wyjazd Lucasa, zaskakujący, mimo że planowany przez niego od długiego czasu. Nie zdążyła powiedzieć mu co czuje, a to sprawiało, że czuła się jakby odniosła ogromną porażkę. Zwlekać z czymś tyle czasu - normalnie byłoby to dla niej nie do pojęcia. Przecież zawsze chciała doświadczyć wszystkiego, jak najszybciej, natychmiast! Poznawać, próbować, widzieć i słyszeć, czerpać z życia ile tylko się da. Nadal była uśmiechnięta, bezczelna i za bardzo ruchliwa, ale łatwiej było przeoczyć ją w tłumie uczniów przemierzających korytarz. Dzisiejszego wieczoru, słysząc o darmowym piwie kremowym oraz zniżce kojącej zszargane nerwy jej sakiewki (gdyby takowe miała, na pewno miałaby już depresję), postanowiła wyrwać się z Hogwartu choćby na chwilę. Był jej drugim domem, ale nie mogła znieść samotności, którą ostatnimi czasy często zdarzało jej się odczuwać, potrzebowała odmiany i ludzi, którzy wytkną nosy z ksiąg i zwojów. Nie szykowała się zbytnio - jak to Resa, założyła na siebie nieco mniej wytarte niż zazwyczaj dżinsy i ogromniasto-cieplutki sweter w kolorze czerwieni. Dziarskim krokiem ruszyła w stronę Hogsmeade. Spacer przez śnieg stanowił dla niej przyjemne wyzwanie, przez tę styczniową pogodę nie mogła odbywać swoich porannych treningów. Zresztą bez Lucasa to i tak nie było to samo. Z zaczerwienionymi od wysiłku i przede wszystkim mrozu policzkami i zupełnie czerwonym zmarzniętym nosem weszła do Trzech Mioteł, rozpinając guziki płaszcza. Z uśmiechem przyjęła butelkę kremowego piwa, rozejrzała się za znajomymi twarzami i nie zauważając nikogo, z kim mogłaby porozmawiać, usiadła przy niewielkim stoliku usytuowanym przy oknie, skąd miała dobry widok na ulicę i leniwie opadające na nią płatki śniegu. |
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Pią 30 Mar 2018, 22:02 | |
| Wolny weekend. Dwa słowa, które niczym najpiękniejsza melodia dźwięczały w jej główce od piątkowego wieczoru. Przez nawał prac domowych, zajęć oraz lekcjach samokontroli, na które uczęszczała od dłuższego czasu, brakowało jej chwili dla siebie. Perspektywa dwóch wolnych dni tchnęła w jej ciało nowe pokłady energii. Wizja braku prac domowych, ględzenia nauczycieli nad głową była niezwykle przyjemna. Sobotni poranek tchnął w Thetis ogromną ilość nadziei i był zwieńczeniem nocy pełnej planów. Perspektywa opuszczenia murów zamku dawała jej szerokie pole działania i była urozmaiceniem dotychczasowych dni. Dzień wyprawy do Hogsmeade przywitał ją mroźnym powietrzem i ponurymi uśmiechami powiedział „dzień dobry”. Obudziła się w swoim dormitorium, gdzie jedynym ciepłym miejscem było jej łóżko. Nie miała ochoty dziś z niego, lecz musiała. Obiecała sama sobie, że nie spędzi wolnego dnia w Hogwarcie. Uwielbiała to miejsce, było dla niej drugim domem, jednak spędzenie tu każdej minuty przez dwadzieścia cztery godziny, siedem dni w tygodniu z czasem potrafi doprowadzić do czasu, dlatego dzisiaj zamierzała się stąd wyrwać jak najszybciej się da. Informacja o darmowym piwie kremowym oraz zniżkach bardzo szybko rozprzestrzeniła się w murach szkoły, większość myślała, że to głupia plotka, które co jakiś czas pojawiały się wśród uczniów. Niestety Thet należała do bardzo ciekawskich osób, a kremowe piwo było jej ulubionym, więc postanowiła sprawdzić prawdziwość tej pogłoski. Nie zważając na mróz, ruszyła do Trzech Mioteł, przez zaspy śniegu leżące dookoła. Ubrana w ciepłe rajstopy, czerwoną spódniczkę i gruby płaszcz, otulona czarnym szalikiem weszła przez drewniane drzwi, do ciepłego pomieszczenia. Instynktownie rozejrzała się po pomieszczeniu, a ujrzawszy znajomą osóbkę, dziarskim krokiem ruszyła w jej stronę. Resa. Uśmiech rozjaśnił czerwoną twarz blondynki. -Część piękna – przywitała się, dając Gryfonce buziaka w policzek, po czym zajęła miejsce naprzeciwko niej. A chwilę później w dłoni dzierżyła kufel kremowego piwa. Dzisiejszego dnia wszystko szło po jej myśli, nawet spotkanie Resiątka, o której myślała od dłuższego czasu, jednak ciągle coś stawało na przeszkodzie, aby mogły się spotkać. Odkąd zaczęła uczęszczać na zajęcia z samokontroli, jej ciemniejsza stronie rzadko dawała o sobie znać, z czego panienka Morgenstern była bardzo zadowolona, gorzej wyglądała sytuacja z Gilbertem, lecz to nie był czas ani miejsce na myśli o nim. –Co tam słychać? Opowiadaj! – zachęciła przyjaciółkę z szerokim uśmiechem na różowych ustach.
|
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Pią 30 Mar 2018, 23:03 | |
| Jej wzrok wbity w szybę był zamyślony, ale uszy jak zwykle pozostawały czujne, gotowe wyłapać jakieś plotki lub inne ciekawostki. Czasami uśmiechała się pod nosem, słysząc strzępki jakichś rozmów, ale właściwie nie działo się nic szczególnie zajmującego. Nawet jej odbicie w szybie było bardziej interesujące, ot i co! Rozsiadła się wygodnie, trochę po męsku i zadowoleniem pociągnęła łyka słodkiego piwa. Ach, powinni im to dawać w Hogwarcie, do kolacji! Cudowna gęsta pianko, osiadająca na górnej wardze. Resa z całą pewnością tęskniła. Słysząc znajomy głos odwróciła się natychmiast w stronę Krukonki, gotowa na buziaczka, którego spodziewała się otrzymać. Tak dawno nie miały okazji porozmawiać choć chwilę, wszystko przez tę ostatnią klasę, która nie pozwalała uczniom oderwać się od nauki. Nawet Res wzięła się za naukę, choć nie czuła przytłaczającej presji i rosnącego wraz z upływem czasu stresu. I tak podjęła już decyzję - jej życiem dotąd był Quidditch i chciała by tak pozostało, a żeby tak się stało potrzebowała więcej treningów, aniżeli prac domowych. Obdarzyła dziewczynę szerokim uśmiechem, ukazującym szereg zębów. - Thet, głupolu. Gdzieś ty się podziewała? - rzuciła przyjaźnie, prostując się trochę na krześle. Była naprawdę zadowolona, że w końcu miała do kogo otworzyć usta. W dodatku była to jej przyjaciółka! W dodatku dziś miała dobry humor i nie bawiła się w femme fatale! Właściwie Resa podejrzewała, że nie jest to w najmniejszym stopniu zabawa, ale wolała bagatelizować sprawę, zamiast pogadać o tym szczerze z Krukonką. W końcu nawet w te gorsze dni udawało jej się panować nad przyjaciółką. - A, no wiesz... stara bieda? - odpowiedziała niepewnie, wbijając wzrok w butelkę. Wolałaby pogadać o Thetis zamiast o samej sobie, ale wiedziała, że blondynka jej nie odpuści. Taka już była i za to ją kochała. Westchnęła cicho. - Czekam aż śnieg stopnieje i znowu będę mogła biegać. Choć i tak nie mam z kim. Może ty? Hmm? Jej ton był co najmniej błagalny. Dziwnie biegało jej się bez kompana i miała szczerą nadzieję, że Thet się zgodzi. Może potraktuje ją ulgowo, bo wiedziała z kim wcześniej biegała Anderson? |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Sob 31 Mar 2018, 01:38 | |
| Oby to darmowe piwo było warte tego całego wysiłku, który Aeron włożył w dostanie się do Hogsmeade. Było zimno, zdecydowanie za zimno na wystawianie nosa poza bezpieczne, i co ważniejsze ciepłe, zakątki szkoły. Szczerze mówiąc, Steward bardzo szybko zaczął żałować swojej decyzji. Może gdyby nie fakt, że po drodze leżało sporo śniegu, a temperatura wyjątkowo osiągnęła jeszcze niższy poziom, to krukon najprawdopodobniej byłby już w drodze powrotnej do Hogwartu. Zamiast tego Aeron jedynie schował się głębiej w wyciągniętym specjalnie na takie mroźne okazje płaszczu, mamrocząc pod nosem przekleństwa pasujące raczej do mniej radosnych miejsc. Gdy stanął przed drzwiami pubu „Trzy Miotły”, wpadła mu do głowy myśl, równie ponura jak praktycznie cały jego dzisiejszy dzień. Skoro w środku rozdawali darmowe piwo, to najprawdopodobniej już wkrótce zgromadzi się tu cała okolica wraz z trzema sąsiednimi miasteczkami, brygadą uderzeniową, a zapewne również i kilkoma śmierciożercami. Może przy odrobinie szczęścia nieszczęśnicy zaczną ze sobą walczyć. Oby tylko zostawili piwo w spokoju. Nie po to Steward męczył się z tą przeklętą pogodą, by teraz jakiś wydumany indywidualista próbował narzucać mu swoje równie wydumane i pozbawione sensu racje. Jak dla niego, wszyscy mogli iść w cholerę. O dziwo, po przekroczeniu progu, pub okazał się o wiele mniej zatłoczonym miejscem niźli pan Steward przewidywał. Ot, kręciło się tu i tam parę osób. Zapewne wina leżała po wczesnej porze, gdyż najprawdopodobniej nie wszyscy jeszcze wiedzieli o darmowym chlaniu. I dobrze. Mniej ludzi, mniej zajętych stolików, więcej miejsc do wyboru. Trzeba się było jednak spieszyć, gdyż chwilę po jego przybyciu, kolejni amatorzy darmowego picia pojawili się pubie, wpuszczając przy okazji otwartych drzwi sporo lodowatego powietrza. Steward pokręcił z rezygnacji głową, po czym trzymając w jednej dłoni swój darmowy napitek, począł rozglądać się za odpowiednim dla jego szacownej osoby miejscem. Jako wyjątkowo społeczna i przyjaźnie nastawiona do innych ludzi osoba, Aeron od razu dostrzegł idealne miejsce. Niewielki stoliczek stojący na totalnym uboczu, w dodatku pod ścianą. Idealne miejsce dla kogoś, kto miał w głębokim poważaniu przynajmniej trzy czwarte chodzących po świecie ludzi. Zajął więc owy stoliczek dla siebie, mając tylko nadzieje że nikt nie będzie na tyle głupi by go zaczepiać. |
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Sob 31 Mar 2018, 18:14 | |
| Do Trzech Mioteł zaczęło przybywać coraz to więcej gości, informacja o darmowym piwie rozeszła się niczym świeże bułeczki, a coraz głośniejszy gwar rozmów wypełnił pomieszczenie. Można tu było spotkać każdego, czasem nawet jakiegoś szemranego typa, jednak Thetis nie mogła uwierzyć własnym oczom, Resa Anderson. Gryfonka po wyjeździe Lucasa raczej unikała innych ludzi, nawet ona sama miała problem żeby gdzieś ją dorwać i chociaż chwilę porozmawiać. Potem cały wolny czas zaczęła zajmować nauką, przygotowania do egzaminów i masa innych sprawa, które nie mogły poczekać. Panienka Morgenstern bardzo tęskniła za towarzystwem Resy, chociażby przez wzgląd na to, że jedynie ta brunetka w pełni potrafiła ją zrozumieć. Wyraźny uśmiech malujący się na jej twarzy, dodał blondynce otuchy. -A to tu, to tam – odparła, zdejmując z siebie wierzchnie odzienie, zamierzała tu spędzić więcej czasu niż początkowo zakładała, przecież nie przepuści okazji do rozmów z przyjaciółką –A tak poważnie, to wiesz doskonale jak jest….nauka, nauka, nauka, dobrze że chociaż na sen nam pozwalają, poza w między czasie miałam trochę innych spraw na głowie - wyjaśniła, biorąc kufel do ręki, upijając z niego spory łyk. Zamruczała z przyjemności, zdecydowanie kremowe piwo to jej ulubiony napój. –Stara bieda? – zapytała, a jej wzrok skupił się na dłoni towarzyszki, na której nadal niezmiennie znajdował się TEN pierścionek. – Widzę, że nie możesz się z nim rozstać – zauważyła wskazując głową na błyskotkę –Minął prawie rok Resa – stwierdziła smutno –A ty co zrobiłaś, aby coś zmienić między wami? Czekasz na cud? Przecież już poruszałyśmy ten temat – kolejne słowa padały z jej ust, może i bolesne, jednakże niezwykle prawdziwe, i ktoś w końcu musiał potrząsnąć nią solidnie. –Obie wiemy, że go kochasz, więc dlaczego nie pojechałaś za nim? – zapytała unosząc brew do góry. Słysząc pytanie brunetki roześmiała się –Ja i bieganie? Dobry żart – oznajmiła, chociaż nie było jej do śmiechu. Widziała jak Resiątko cierpi, chciała jej pomóc, kochała ją jak siostrę i nie mogła patrzeć na jej nieszczęście. Próbowała z nią rozmawiać, prosiła, a nawet i czasem groziła, lecz bez skutecznie.
|
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły Pon 02 Kwi 2018, 17:57 | |
| Kiwała głową słuchając Thet i uśmiechała się do niej, chociaż jej myśli co jakiś czas zbaczały z toru, sprawiając, że odpływała gdzieś daleko. Tak było też w momencie, kiedy Krukonka zwróciła uwagę na biżuterię Resy - irlandzki pierścień Claddagh, którego od wyjścia ze szpitala nie zdjęła nawet na chwilę. Nosiła go na prawej dłoni, z sercem skierowanym do jej wnętrza co miało oznaczać, że jej serce należy do drugiej osoby, tej samej, która podarowała jej pierścionek. Ta mała błyskotka była najcenniejszą rzeczą jaką teraz posiadała, w chwilach smutku i tęsknoty wystarczyło, że zerknęła na swoją dłoń, a czuła przyjemne ciepło wokół serca i uporczywe motyle w brzuchu, przez które z niecierpliwością wyglądała powrotu Lucasa. Wiedziała, że niedługo powinien wrócić z wymiany, choć nie znała dokładnej daty. Z czułością pogładziła srebrne serduszko, po czym podniosła wzrok na przyjaciółkę, czerwieniąc się nieco na twarzy. Miała rację, minął rok, a ona nie zrobiła nic. - Czekam aż... - czyżby zabrakło jej słów? Nie zdarzało się to zbyt często. Uparcie szukała jakiegoś argumentu, który poparłby to, że nie zalała Lucasa milionem listów, nie błagała go żeby wrócił ani nie zrobiła wszystkiego co możliwe, by pojechać tam za nim. - aż wróci. - dokończyła, czerwieniejąc jeszcze bardziej. Zawsze przejmowała inicjatywę, pierwsza parła na przód z energią i uporem, ale kiedy chodziło o uczucia, jakimi darzyła Krukona - czuła się jakby nagle znalazła się na bardzo grząskim terenie i nie potrafiła sobie z tym poradzić. Zakrztusiła się kremowym piwem na dźwięk słowa "kochasz". - Na gacie Merlina, chcesz mnie zabić? - wydusiła z siebie, ocierając brodę z piwa. - Powiem mu, przecież powiem, ja tylko... tak bardzo... boję się, że wszystko zepsuję. Przygryzła wargę, która zaczęła trochę drżeć i złapała przyjaciółkę za rękę. A kiedy uspokoiła się już trochę, nachyliła się bliżej dziewczyny i spojrzała jej w oczy. - Kiedy tylko wróci, o wszystkim mu powiem. Słowo Gryfona. W innym wypadku masz wszelkie prawo by użyć mojej pałki przeciwko mnie. - westchnęła głęboko, ale uśmiechnęła się blado. Na samą myśl o tej rozmowie pociły jej się ręce, choć przecież pragnęła to z siebie wyrzucić. Całe szczęście, że Lucasa nie ma dziś w Hogsmeade. Miała jeszcze trochę czasu, by wymyślić jakiś plan. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pub Trzy Miotły | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |